Trylogia Znowu mieć sześć lat I, II i III łość

Oryginał: Six Years to Life


Autor: Laume


Tłumaczenie za zgodą autorki.


Tłumaczy: akumaNakago


Adventure/Friendship - Severus S. & Harry P.


Zachęcam do komentowania na : http://www.fanfiction.net/s/5837024/11/Znowu_mie_sze_lat#



Znowu mieć sześć lat



Rozdział pierwszy


Postaci w czarnych szatach stały półokręgiem, patrząc na podobnego do węża mężczyznę o bladej cerze siedzącego w centrum.


Co odważniejsi śmierciożercy zastanawiali się czasami, dlaczego właściwie oni zawsze stali w trakcie spotkań, podczas gdy ich Czarny Pan rozpierał się wygodnie na przypominającym tron fotelu. Severus Snape był jednym z nich.


Przeczekał cierpliwie zwyczajowy rytuał Voldemorta, polegający na wysłuchiwaniu sprawozdań o postępach i rzucaniu klątw, gdy zostało powiedziane coś, co mu się nie spodobało. W końcu było po wszystkim. A przynajmniej tak mu się zdawało.


- Severusie Snapie - powiedział Czarny Pan z ponurym uśmiechem - zbliż się. Na kolanach.


Mistrz Eliksirów usłuchał, wzdrygnąwszy się w duchu.


- Jesteś - stwierdził Voldemort - szpiegiem Albusa Dumbledore'a. Nie. - Uniósł dłoń. - Nie ma sensu zaprzeczać. Chcę jedynie wiedzieć dlaczego. Dlaczego opuściłeś moje szeregi i zdradziłeś swoich towarzyszy? Dlaczego porzuciłeś całą tę władzę, którą ci dałem?


Severus skrzywił się. Gra dobiegła końca, wiedział o tym. Podejrzewał, że niebawem będzie martwy. Nie miał już powodu czegokolwiek ukrywać.


- Bo nie jesteś nikim więcej, jak tylko szalonym mordercą i hipokrytą, bękartem półkrwi. Jakąż władzę nam dałeś, poza możliwością pełzania u twoich stóp? - Wstał z wyzywająco podniesioną głową. - Rozejrzyj się. Malfoy, Nott... nazwiska czarodziejów czystej krwi, które kiedyś były równoznaczne z dumnymi, niezależnymi rodami. Spójrz, co z nich zostało! Mordercy, gnidy całujące skraj twej szaty tylko po to, aby uniknąć tortur. Dawno przejrzałem na oczy i zrozumiałem swój błąd. Nie należę do ciebie juz od przeszło dwudziestu lat.


Śmierciożercy aż zachłysnęli się ze zdumienia. Czarny Pan patrzył na Severusa gniewnie i złowrogo.


- I zobacz, do czego cię to doprowadziło. Posłużysz jako nauczka dla innych. Nie, nie zabiję cię... jeszcze. Dam ci możliwość przekonania się, jak bardzo pomyliłeś się w wyborze strony, po której stanąłeś.


Snape wyprostował się dumnie, gdy z różdżki Czarnego Pana wystrzeliło w jego kierunku srebrzyste światło. Poczuł ból w całym ciele i miał wrażenie, że się kurczy. Parę sekund później stracił przytomność.


- Wstawaj, bachorze. - To były pierwsze słowa, jakie usłyszał.


Otworzył oczy. Stały nad nim trzy przerażające osoby w czarnych szatach. Przełknął z trudem. Wiedział, że to śmierciożercy. Matka mu o nich opowiadała.


Chwyciły go silne ręce. Zabolało go, kiedy teleportował się z kimś, kto wyraźnie nie był w tym najlepszy.


Wylądowali w lesie. W bardzo strasznym lesie. Okropnie bolała go głowa i w ogóle wszystko, ale wiedział, że to jeszcze nic, że mogło być gorzej. I było, kiedy śmierciożerca, który pewnie był tam szefem, uderzył go w głowę tak mocno, że Severus upadł na ziemię.


- Życzę szczęścia, Snape. Mam nadzieję, że zeżre cię coś paskudnego.


Potem cała trójka znikła i zostawiła go w lesie samego.


Nie miał innego wyboru: ruszył przed siebie. Szedł i szedł, i szedł. Po kilku godzinach był już pewny, że zabłądził. W lesie nadal było ciemno, chociaż wielkimi krokami zbliżał się świt. Strasznie chciało mu się pić.


- Snape'owie nie płaczą. - Przypomniał sobie słowa ojca. - Stawiają czoła temu, co ich spotyka.


Oczywiście tym, co najczęściej go spotykało, był jego ojciec we własnej osobie.


Zadrżał, zastanawiając się, jak bardzo rozgniewani będą rodzice, gdy wreszcie wróci do domu.


- Co ty tu robisz, źrebcze? - usłyszał nagle za plecami.


Wystraszył się; jego magia niechcący wyrwała się spod kontroli i uderzyła w to... coś... za nim. To coś ani trochę się nie przejęło, tylko najzwyczajniej w świecie strząsnęło z siebie przypadkiem rzuconą klątwę.


- Ach, czarodziejskie dziecko. Wyczuwam, że byłeś tu już wcześniej. Podejdź, źrebcze.


Nie był pewny, czy mógł zaufać temu... centaurowi, jak w końcu zauważył, ale nie miał wątpliwości, że gdyby dłużej był sam, to by umarł. A stwór nie wydawał się jakoś szczególnie nieprzyjazny. Niepewnie dał krok w stronę ogromnego człowieka-konia.


Centaur przyjrzał mu się uważnie, po czym szeroko otworzył oczy.


- Zdradź mi swoje imię, źrebcze. Obawiam się bowiem, że jeszcze niedawno wcale nie byłeś źrebcem.


- Nazywam się Severus Snape - powiedział z całą odwagą, na jaką było go stać.


Centaur skinął głową.


- Właśnie tego się obawiałem. Muszę jak najszybciej oddać cię w ręce Albusa Dumbledore'a.


- Dumbledore'a? Tego szurniętego starego głupca, który rządzi w Hogwarcie? Czemu chcesz mnie do niego zabrać?


Centaur patrzył na niego z poważną miną.


- Tę kwestię wyjaśni ci już dyrektor. Chodź, pozwolę ci pojechać na moim grzbiecie. Nawet galopem droga do Hogwartu zajmie nam godzinę, a obawiam się, że twoje małe nogi nie wytrzymałyby takiej odległości.


- Nie jestem mały - zaprotestował Severus z oburzeniem.


- Dla mnie jesteś - stwierdził centaur, podnosząc go i sadzając sobie na grzbiecie. - Trzymaj się mocno, będziemy się bardzo spieszyć.


Dumbledore niecierpliwie przechadzał się po biurze, czekając na powrót swego szpiega, kiedy do środka wszedł Hagrid.


- Panie psorze, lepij pan szybko ze mną idzie. Firenzo jest przy bramie zamku i ma z sobą... cholibka. Lepij sam pan obaczy.


Zaintrygowany dyrektor poszedł za Hagridem do zamkowych wrót, gdzie czekał centaur. Na jego grzbiecie spał ubrany w czarne szaty malec.


- Dziecko? - zdziwił się Dumbledore półgłosem.


- Tak - odparło stworzenie, pozwalając Hagridowi delikatnie ściągnąć chłopca ze swego grzbietu. Przy poruszeniu szaty odsunęły się i odsłoniły bladą twarz oraz długie, czarne włosy. - Znalazłem go w głębi lasu. Niewiele wiem o ludzkich źrebcach, lecz powiedziałbym, że ma teraz około pięciu lub sześciu lat.


Stary czarodziej uniósł brwi.


- Teraz?


Firenzo niecierpliwie przestąpił z kopyta na kopyto.


- Tak, teraz. Przejrzałem wspomnienia chłopca i dowiedziałem się, że tej nocy został zdemaskowany jako pana szpieg. To, dyrektorze, jest Severus Snape.


Hagrid prawie upuścił dziecko, szybko się jednak opamiętał i mocno przytulił czarne zawiniątko.


Dumbledore z osłupieniem wpatrywał się w malca.


- To jest... Severus?


- Zorientowali się, że jest szpiegiem. - Firenzo skinął głową. - Chociaż on tego nie pamięta. Taką karę wymyślił mu Voldemort. Jego dorosły umysł nadal tam jest, lecz został zamknięty. On teraz jest tylko małym źrebcem. No cóż, zostawię go pod pańską opieką, dyrektorze. Dobranoc.


Z tymi słowami centaur odwrócił się i pogalopował z powrotem do lasu. Hagrid wygodniej ułożył dziecko w swoich ramionach.


- Szkrab będzie potrzebował łóżka, drektorze - zauważył.


Dumbledore spojrzał na niego oczami, w których nie było ani jednej wesołej iskierki.


- Co? Ach, tak, tak, masz rację. W dodatku jest tu dla niego zbyt zimno. Zabierz go do skrzydła szpitalnego, jeśli łaska, Hagridzie. Rano zawiadomię Filiusa, Minerwę i Pomonę, i zobaczymy, czy znajdziemy jakiś sposób, żeby cofnąć tę klątwę.


Był w jakimś dziwnym pokoju; przynajmniej łóżko było wygodne. Wokół było mnóstwo innych takich łóżek. Czy znowu przez ojca trafił do szpitala? Ale nie, nic go nie bolało. Poza tym miał taki przyjemny sen, jechał w nim na centaurze... na centaurze...


Usiadł gwałtownie.


To centaur go tutaj przywiózł! Był w Hogwarcie, dyrektor już pewnie poinformował rodziców... Ale ma przerąbane...


Trzęsąc się, podciągnął kolana do brody i owinął się kocem.


- Ach, obudziłeś się - stwierdził energiczny głos kobiecy. - Zapewne z chęcią zjesz śniadanie.


Zanim Severus zdążył choćby otworzyć usta i odpowiedzieć, pojawiła się przed nim taca z jedzeniem.


- Możesz wstać i ubrać się, ale nie wychodź z tego pokoju. O ile się orientuję, dyrektor wraz z opiekunami domów będzie chciał się z tobą spotkać po śniadaniu - dodała, po czym weszła do biura.


Severus zsunął się z łóżka i założył szatę, która leżała złożona na krześle obok. Później przyjrzał się uważnie tacy. Była tam miska gorących płatków, jajecznica, bekon i tost oraz szklanka z sokiem. Wytrzeszczył oczy. W domu nigdy nie pozwalano mu tyle jeść.


Zmarszczył brwi z namysłem i odsunął bekon na bok. Odkąd ojciec zmusił go do wypicia kilku eliksirów matki, Severus nie mógł jeść tłustych potraw, bo wymiotował po nich i bolał go brzuch. Jajka mogły być, jeśli nie zje ich za dużo, owsianka była w porządku. Wypił trochę soku i posmarował pieczywo odrobiną masła. Przegryzając na przemian tosta i płatki, zdołał zjeść więcej niż kiedykolwiek: jakieś pół miseczki owsianki i całego tosta! Poza tym wypił sok do dna!


- Powinieneś więcej jeść - uznała kobieta, pewnie pielęgniarka, ponownie wyszedłszy z gabinetu. - Za mało ważysz jak na swój wiek. Wypij to. - Podała mu fiolkę.


Severus wlepił wzrok w eliksir.


- No dalej, wypij - powtórzyła niecierpliwie pielęgniarka.


Z uporem zacisnął wargi. Nie zamierzał pozwolić, żeby zmusiła go do wypicia tego. Doskonale pamiętał ostry ból, który czuł po tym, jak kazano mu poprzednio wypić coś takiego, i wcale nie chciał powtórki z rozrywki.


- Daj spokój, sam to uwarzyłeś.


To nie wzbudzało zaufania. Musiał pomagać matce w pracowni, ale to nie znaczyło, że warzył eliksiry uzdrawiające. Spanikował. Wziął w ręce tacę i rzucił ją na środek pomieszczenia, prosto pod nogi bardzo starego czarodzieja, który właśnie wszedł do środka w towarzystwie dwóch kobiet i malutkiego mężczyzny, niewiele wyższego od samego Severusa.


- Proszę, proszę, cóż za temperament od samego rana - powiedział siwowłosy pan, machając różdżką i pozbywając się bałaganu.


Severus zadrżał. Teraz na pewno nie minie go surowa kara.


Wyprostował plecy, stając na baczność. Tak ojciec nauczył go przyjmować kary.


Stary czarodziej chwycił go za rękę.


- Nie mamy czasu na wygłupy, młody człowieku - powiedział surowo. - Musimy załatwić ważniejsze sprawy.


Po tych słowach Severus został zaprowadzony z powrotem do łóżka. Po drodze bez przekonania próbował się uwolnić. Był zdziwiony. Dłoń trzymała jego ramię w mocnym uścisku, ale nie sprawiała bólu. Nie ciągnęła go też po pokoju na siłę.


- Hop na łóżko - polecił staruszek, który, jak Severus zauważył, wyglądał na bardzo zmęczonego. Zupełnie jakby nie spał od tygodni.


Był pewny, że jeśli zada jakiekolwiek pytanie, to oberwie, musiał jednak wiedzieć...


- Gdzie jestem? Co się stało?


Jedna z wiedźm, ta niższa, o miłej twarzy, podeszła krok bliżej.


- Jesteś w Hogwarcie, Severusie. Firenzo znalazł cię w lesie, pamiętasz?


Przytaknął.


- Pozwolił mi pojechać na swoim grzbiecie, jak czarni ludzie sobie poszli.


- Czarni ludzie? - spytała druga wiedźma.


Severus poczuł się trochę niepewnie. Wyglądała na bardzo surową.


- Nosili czarne szaty i maski - odparł nieśmiało. - Pamiętam, że jak się obudziłem, to oni zabrali mnie do lasu i tam zostawili.


- Wiesz, kto to był? - zapytała.


- Śmierciożercy - przyznał, zanim zdążył się powstrzymać. Szeroko otworzył oczy i zakrył usta dłońmi. - Przepraszam! Przepraszam, nie powinnem o nich mówić! Proszę, nie skarżcie na mnie rodzicom - błagał miłą wiedźmę.


- Wszystko w porządku, Severusie. - Delikatnie poklepała go po dłoni. - Domyślaliśmy się tego. Czy nie pamiętasz może, co stało się przed tym, jak się obudziłeś i zostałeś zabrany do lasu?


Pokręcił głową przecząco.


- Nie wiem. - Spuścił wzrok. - Nie pamiętam. Ostatnie, co sobie przypominam, to że ojciec był na mnie zły. A potem się obudziłem.


Dumbledore westchnął.


- Musimy wiedzieć, co działo się ubiegłej nocy - stwierdził. - Potrzebujemy informacji o planach Voldemorta. Severusie, popatrz na mnie.


Chłopiec spojrzał w niebieskie oczy. Gwałtownie wciągnął powietrze, gdy poczuł, jak coś... KTOŚ wszedł do jego głowy. Próbował zrobić to, czego nauczyła go matka i w jednej chwili postawił mury wokół swego umysłu. Napastnik wycofał się nieco, zaskoczony, lecz zaraz potem po prostu rozsunął ściany na boki.


Severus zaczął krzyczeć. Kilka minut później znowu był sam w swoim ciele; leżał na łóżku i dyszał ciężko, trzęsąc się po wtargnięciu.


- No wiesz, Albusie! - Pozostali nauczyciele mówili wszyscy równocześnie. - To była naprawdę przesada. Przecież on jest tylko dzieckiem! Mogłeś mu przynajmniej wyjaśnić, co zamierzałeś zrobić.


- Nie mógł wiedzieć, musiał być nieświadomy, żebym miał możliwość dotarcia do jego ukrytych dorosłych wspomnień - odparł dyrektor, masując skronie. - Zapomniałem, że znał oklumencję już kiedy był w pierwszej klasie. Najwyraźniej obecnie pracuje nad osłonami. Zdołał postawić mury wokół umysłu, chociaż niezbyt mocne. Gdyby tego nie zrobił, nie poczułby bólu.


- Gdybyś mu POWIEDZIAŁ, co planujesz zrobić, na pewno nie postawiłby osłon - zaskrzeczał z oburzeniem Flitwick.


Severusowi udało się w końcu usiąść. Spojrzał na dyrektora ze złością.


- Matka miała rację, jesteś paskudnym starym dziadem - rzucił zjadliwie.


Dumbledore go zignorował, ale McGonagall wydawała się zainteresowana.


- Twoja matka tak powiedziała?


- Nienawidziła tej szkoły - wyjaśnił Severus obojętnym tonem. - Inne dzieci zawsze ją prześladowały. Mówiła, że chce mnie posłać do Bobotonów albo Durnstrangu. Prędzej do tego we Francji, bo kazała mi się uczyć francuskiego. Nie chcę tu być, matka na pewno będzie zła, że ten miły centaur mnie tu przyniósł.


Cała czwórka wlepiła wzrok w Mistrza Eliksirów, zastanawiając się, z jakiego powodu dziecko trafiło mimo wszystko do Hogwartu.


McGonagall zmarszczyła brwi. Eileen miała rację, nie chcąc posyłać syna do szkoły w Szkocji. Też się tu nad nim znęcali.


- Severusie - powiedziała - musimy wykonać kilka testów, aby przekonać się, czy nikt nie nałożył na ciebie żadnych zaklęć ani klątw. Nie będzie bolało, wskażemy cię naszymi różdżkami tylko po to, żeby cię przeskanować. Może trochę łaskotać.


Chłopiec skinął głową.


Wszyscy czworo unieśli różdżki i razem rzucili długą litanię czarów. Kiedy skończyli, odeszli kawałek dalej, aby porównać wyniki.


- Obawiam się, że na to nie ma prostego sposobu, Albusie - wyznał Flitwick. - Zaklęcie jest bardzo silne i wyjątkowo skomplikowane. Najprostszy czar odczyniający mógłby go zabić.


Dyrektor przytaknął.


- Tom użył pradawnej magii i dodatkowo ją zmienił, tyle wywnioskowałem ze wspomnień Severusa. To było kiedyś stare zaklęcie uzdrawiające, które miało ludziom po ciężkich traumach dawać sposobność przeżycia ponownie dzieciństwa. Trwało przez pewien określony czas, nie dłużej niż kilka miesięcy. Z tego, co widzę, ta wersja nie ma ograniczeń czasowych.


- Zgadzam się - przyznała Minerwa. - Dopóki nie znajdziemy jakiegoś bezpiecznego sposobu na odwrócenie tego czaru, Severus pozostanie sześciolatkiem.


KONIEC

rozdziału pierwszego


Rozdział drugi


Severus wkrótce został wypuszczony ze skrzydła szpitalnego - w końcu tak naprawdę nic mu nie było - i zajął się zwiedzaniem zamku. Ta niska wiedźma o miłej twarzy... Sprout, tak się nazywała. Trochę było mu jej żal, że miała jako nazwisko taką paskudną jarzynę*. No więc profesor Sprout powiedziała mu, że może chodzić po całym zamku, i pokazała mu pokój, w którym miał mieszkać. Ale ona wyjeżdżała. Wyjaśniła, że zaczęły się letnie wakacje, dlatego w Hogwarcie nie będzie nikogo poza tą wiedźmą, która wyglądała na surową, i dyrektorem.


Hagrid też zostawał, ale on większość czasu spędzał w lesie.


Potem doszedł do wniosku, że surowa wiedźma wcale nie była taka zła. Była niezbyt miła, ale nie zrobiła mu nic złego i w dodatku broniła go, kiedy dyrektor wszedł mu do głowy. I nie używała klątw czy uroków, żeby go ukarać.


Prawdę mówiąc, prawie nie widział ani dyrektora, ani profesor McGonagall przez te dwa dni pobytu w zamku. Z wyjątkiem spotkania w skrzydle szpitalnym. Posiłki przynosił mu skrzat domowy; dowiedział się, że dyrektor i nauczycielka też jadają w swoich komnatach. Lub w pokoju dyrektora.


Czasami porozmawiał z nim któryś z portretów, ale poza tym było tam bardzo, bardzo nudno.


W swoich wędrówkach dotarł do mrocznego korytarza, który prowadził w dół, do lochów. To go zainteresowało - poszedł nim aż dotarł do drewnianych drzwi.


Kryła się za nimi pracownia zastawiona mnóstwem stołów.


"Chwila... Tu pewnie są lekcje eliksirów" - pomyślał.


Nie miał pojęcia, kto uczył tego przedmiotu, ale ktokolwiek by to nie był, i tak go nie było, więc nikt mu nie przeszkadzał.


Przejrzał zawartość szaf i znalazł w nich kupę cynowych kociołków, które całkowicie spełniały jego wymagania. Wziął sobie jeden i ustawił na blacie. Później wszedł do pokoiku obok, gdzie, jak się okazało, było całe mnóstwo przeróżnych składników.


Z zastanowieniem zmarszczył brwi, bezmyślnie wybijając na kociołku jakiś dziwny rytm. Co mógłby uwarzyć...?


Eliksir Wielosokowy był bez sensu. Przy tak małej liczbie ludzi był kompletnie bezużyteczny. Zresztą mógłby się zmienić tylko w dyrektora albo profesor McGonagall, a nie miał ochoty wyglądać tak STARO.


Veritaserum? Wzruszył ramionami. Dyrektor już zdążył użyć na nim legilimencji, więc pewnie nie wahałby się użyć na nim również jego własnego Veritaserum.


Z drugiej strony... matka przecież nauczyła go sporządzać taką odmianę Veritaserum, która zmuszała do mówienia samych kłamstw. Uśmiechnął się. Warzył to tylko raz, chętnie sprawdziłby się, próbując zrobić to znowu.


Składniki miał na miejscu, z tym, że na najwyższych półkach. Przyniósł sobie z sali lekcyjnej krzesło. Wdrapał się na nie, potem na półki i już miał wszystko, co potrzeba, w zasięgu ręki.


Wstawiwszy wodę, zabrał się za przygotowywanie składników. Ciął je tak staranie, jak nauczyła go matka. Co oznaczało bardzo dokładnie - aplikowana jego dłoniom przy każdej najmniejszej pomyłce klątwa biczująca była niewyobrażalną zachętą do przykładania się.


Spodobało mu się warzenie eliksiru bez obawy przed chłostą; całkowicie skupił się na swojej pracy. Miał wrażenie, że powinien mieć wyrzuty sumienia, bo podobała mu się zabawa eliksirami, kiedy matki nie było w pobliżu, ale ich nie czuł. Jedynym, co czuł, był strach przed tym, co zrobi mu matka i ojciec, jak już wróci do domu.


- SEVERUSIE SNAPIE! - Grzmiący głos dyrektora rozległ się w komnacie tuz po tym, jak Severus skończył eliksir. - Co ty wyprawiasz? Tarcze ochronne wokół tego pomieszczenia kompletnie oszalały! Musiałem przejść całą drogę od mojego gabinetu aż tu, żeby sprawdzić, a ty sobie w najlepsze warzysz... CO ty właściwie warzysz?


Stary czarodziej podszedł do kociołka, spojrzał na efekt pracy chłopca i zbladł jak ściana.


- To jest mroczny eliksir - prawie wysyczał. Jego niebieskie oczy patrzyły zimno i gniewnie.


Severus spuścił wzrok.


- Zwiedzałem zamek i przypadkiem znalazłem to miejsce - powiedział cicho. - Nie chciałem być nieposłuszny...


Dumbledore zaklęciem pozbył się zawartości kociołka, złapał dziecko za ramiona i prawie brutalnie wypchnął je z komnaty.


- Widzę, że jednak nie można cię zostawić bez opieki - stwierdził.


Zmusił Severusa, żeby szedł przed nim i popędzał go szturchańcami przez całą drogę do jego gabinetu. Tam pokazał mu biurko w kącie, na którego blacie chwilę później położył wielki stos pergaminu, pióro i kałamarz.


- Siadaj - rozkazał. - Masz pisać zdania: "Nie będę używał cudzych składników do warzenia mrocznych eliksirów".


- Nie żebym nie pochwalał pańskich wysiłków, dążących do ukarania bachora, dyrektorze, lecz technicznie rzecz ujmując, on wcale tego nie zrobił - zauważył portret Fineasa Nigellusa.


- Tak, tak, bardzo ci dziękuję, Fineasie, świetnie o tym pamiętam. Jak mógłbym zapomnieć - powiedział Dumbledore, patrząc na Severusa ze złością.


Co on takiego zrobił? Nie wiedział, że nie wolno mu było zajmować się warzeniem. Był w szkole, no nie? Więc próbował się czegoś nauczyć. I czemu dyrektor był ciągle ZŁY? Jakby nienawidził Severusa? Matka i ojciec byli skazani na jego towarzystwo, ale Dumbledore mógł go po prostu odesłać do domu, nie?


Wziął do ręki pióro i zaczął pisać. Jego doskonały słuch uchwycił komentarz Nigellusa:


- Wie pan, dyrektorze, gdyby tylko porządnie go pan wychłostał, żeby nawet nie pomyślał o włóczeniu się przez kilka kolejnych dni...


Zadrżał. Odpowiedź Dumbledore'a była zbyt cicha i nie wychwycił jej, ale czuł, że nie wróżyła mu dobrze.


Zerkając na dyrektora od czasu do czasu, Severus zdziwił się, jak ten człowiek mógł robić tyle naraz. Sowy ciągle wlatywały i wylatywały z gabinetu, na biurku miał gigantyczną stertę pergaminów i co chwilę w kominku pojawiała się nowe twarze z wciąż zmieniającymi się pytaniami.


Dumbledore niespodziewanie uniósł wzrok i zobaczył gapiące się na niego dziecko.


- Nie patrz na mnie, tylko na to, co robisz! - warknął.


- P... proszę, proszę pana - pisnął Severus. - Muszę... muszę skorzystać z łazienki.


Mężczyzna westchnął z frustracją.


- No dobrze. Tamte drzwi. Pośpiesz się! I nie myszkuj mi tam!


Gdy Severus wrócił po jakiejś minucie, dyrektor rozmawiał z kimś przez kominek.


- ...siedem ofiar śmiertelnych... bez ostrzeżenia... aurorzy nie zdążyli...


Później dyrektor rozłączył się, ale wciąż klęczał na dywanie z twarzą ukrytą w dłoniach.


Severus podszedł do niego niepewnie.


- P... proszę pana? Nic... nic panu nie jest? - spytał.


Cofnął się, kiedy głowa starego czarodzieja znienacka wystrzeliła w górę i mężczyzna spojrzał na niego z odrazą.


- Jak może mi nic nie być, skoro siedem osób NIE ŻYJE? - wrzasnął na wystraszone dziecko. - Spłonęły żywcem, jak wynika z relacji świadków! I to przez ciebie! Powinieneś... - powstrzymał się przed dokończeniem. - Wynoś się - rozkazał zimno. - Wynoś się, zanim zrobię coś, czego z pewnością kiedyś pożałuję.


Severus nie wahał się. Uciekł z gabinetu.


Tymczasem w Little Whinging, Surrey...


- CHŁOPCZE!


Harry Potter westchnął. Już dawno uznał, że jego krewni znajdują się chyba na samym szczycie dziesiątki Najpaskudniejszych Ludzi Świata.


No dobrze, może nie na samym szczycie. Pierwsze miejsce właściwie zajmował Voldemort, ale Dursleyowie zawzięcie deptali mu po piętach.


Snape też do niedawna miał tam swoje miejsce, jednak od pewnego czasu Harry zaczął w to powątpiewać.


Snape był po ich stronie. Jasne, był wkurzający. I stronniczy. I wredny. I... W porządku, może jednak zasłużył sobie na to trzecie miejsce na liście.


Dumbledore'owi udało się dociągnąć na czwartą pozycję... o ile nie zrównał się na trzeciej ze Snape'em.


Harry wreszcie zebrał się na odwagę i opowiedział staremu czarodziejowi co nieco o Dursleyach, żeby wyjaśnić, dlaczego nie chce do nich wracać. Dyrektor uśmiechnął się, poczęstował go cytrynowym dropsem, po czym stwierdził, że Harry i tak musi u nich mieszkać. Nic więcej nie dodał, żadnego, nawet tyciego wyjaśnienia.


- Tak jest najbezpieczniej, Harry - mruknął chłopak do siebie ze złością. - Nie szkodzi, że zamiast Voldemorta zamordują cię krewni, Harry. Musisz się bardziej postarać i być z nimi w lepszych stosunkach, Harry. - Zadławił się na tym ostatnim zdaniu, które NAPRAWDĘ go wpieniało.


- CHŁOPCZE! Zejdź tu! JUŻ! - wrzeszczał Vernon Dursley.


Harry usłuchał.


- Ani jednej sowy tego lata - kontynuował jego wuj radośnie. - Chyba twoi ześwirowani przyjaciele mają cię gdzieś, co?


Uderzył Harry'ego w twarz grzbietem dłoni.


- Co oznacza, że wracamy do starych zasad, chłopcze. Zbieraj się... CO TY Z TYM WYPRAWIASZ? - zaskrzeczał.


Harry wycelował w Vernona różdżkę.


- A na co to wygląda? - spytał.


- Nie... nie możesz tego użyć, wyrzucą cię ze szkoły! - krzyknął mężczyzna.


- Stare zasady oznaczają, że najpewniej pobijesz mnie na śmierć przed rozpoczęciem roku szkolnego, więc mam niewiele do stracenia, nie sądzisz? Chyba że pójdziesz ze mną na ugodę - zaproponował Harry, pozwalając wziąć górę swej ślizgońskiej naturze.


- Jaką... jaką ugodę? - Vernon był aż purpurowy z wściekłości.


- Bardzo korzystną - zapewnił Harry. - Niedawno odziedziczyłem nieco pieniędzy po moim zmarłym ojcu chrzestnym. Dam ci dziesięć tysięcy funtów jako rekompensatę za... koszty... które ponieśliście wychowując... no dobra, za te kilka pensów, które na mnie wydaliście. Jestem, bądź co bądź, świadom tego, że zostaliście zmuszeni do wzięcia mnie pod opiekę.


- A... a warunki? - spytał mężczyzna, którego twarz powoli wracała do normalnej, czerwonej barwy, z każdym strzępkiem myśli o pieniądzach, jakiemu udało się przebić przez jego twardą czaszkę.


- Warunkiem jest to, że nie pozwolicie mi już z wami mieszkać. - Zignorował parsknięcie wuja. - I że ukryjecie fakt, że mnie tu nie ma, najdłużej jak się da. Tak, to znaczy, że odchodzę. Tutaj masz papiery do podpisania. Dostałem je w Gringocie. Jedna parafka i będę wolny na zawsze.


Vernon Dursley zerwał się na równe nogi i gorączkowo zaczął szukać długopisu.


- Nie zostanę tu - powiedział do siebie Severus, ze złością ocierając łzy z twarzy.


- Nie zostanę tu - stwierdził Harry, pakując kufer.


- Nigdy tu nie wrócę - uznali dwaj czarnowłosi chłopcy.


Tej nocy Severus Snape uciekł z Hogwartu.


Tej nocy Harry Potter opuścił Privet Drive.


KONIEC

rozdziału drugiego


Rozdział trzeci


- Zaczekaj tu - polecił Harry Vernonowi Dursleyowi, kiedy mężczyzna zaparkował samochód przed Dziurawym Kotłem.


- Dokąd się wybierasz, chłopcze? - spytał wuj nieufnie.


- Po pieniądze. Tędy można się dostać do magicznego świata. Przypuszczam, że nie masz ochoty iść ze mną.


Vernon zbladł i gwałtownie pokręcił głową.


- No to zostanę tutaj, ale lepiej niczego nie...


- Wrócę - zapewnił go Harry.


Zanim wszedł do baru, założył pelerynę niewidkę. W Dziurawym Kotle, jak i na Pokątnej, nie było zbyt wielu osób, zapewne dlatego, że godzina była bardzo młoda. Szybkim krokiem przemierzył długą ulicę i, zdjąwszy pelerynę, znalazł się w Gringocie.


- Dzień dobry - przywitał się z goblinem za kontuarem. - Chciałbym dokonać wypłaty, jednocześnie w walucie mugolskiej i czarodziejskiej.


- To żaden problem - uznał bankier. - Jeżeli jednak potrzebuje pan większej sumy, powinien pan porozmawiać z osobą zarządzającą pana kontem. Istnieją znacznie... dogodniejsze sposoby dostępu do dużych kwot.


Harry przytaknął, po czym został zaprowadzony do gabinetu Griphooka.


- Dzień dobry, panie Griphook - powiedział uprzejmie.


- Samo Griphook wystarczy - stwierdził goblin. - Rozumiem, że chciałby pan dokonać pokaźnej wypłaty?


- Potrzebne mi dziesięć tysięcy funtów w gotówce na tę chwilę. Może nieco więcej, bo chcę się trochę pokręcić po mugolskim świecie. Chciałbym też uzyskać jakiś łatwy dostęp do mojego konta.


Griphook skinął głową.


- Dokumenty, które nam pan dostarczył, zostały uznane za ważne - powiedział - co oznacza, że ma pan teraz dostęp nie tylko do swojego funduszu powierniczego, ale również do rodzinnej skrytki. Poza tym - dodał z krzywym uśmieszkiem - nie jest pan dłużej uznawany za nieletniego przez Ministerstwo.


Harry zrobił wielkie oczy.


- Miło - uznał. - Żegnaj, zakazie używania czarów!


- Dokładnie - potwierdził goblin. Na stole pojawiła się szara koperta. - W tej kopercie znajduje się dziesięć tysięcy funtów, o które pan prosił. Oraz mugolska karta kredytowa. Może pan nią płacić, a pieniądze będą pobierane prosto z pana skrytki. Może pan dzięki niej również wypłacać pieniądze w tych mugolskich maszynach, jeżeli będzie pan potrzebował gotówki.


- Dziękuję, Griphooku. Tak się zastanawiałem... czy dom moich rodziców w Dolinie Godryka został kiedykolwiek odbudowany?


- Nie. Jednak pana rodzina, podobnie jak Syriusz Black, posiadała inne nieruchomości, rozsiane po całej Anglii. Pana rodzice otrzymali w spadku po ciotce pana ojca stary dom w Yorku. Zmarła zaledwie trzy miesiące przed nimi, więc nie mieli okazji go odwiedzić. Są jeszcze dwa inne miejsca... chata w Kencie i niewielki parterowy domek niedaleko granicy ze Szkocją. Jak sądzę pana dziad zbudował go dla pana babki w prezencie ślubnym. Jest położony dość daleko od innych siedzib ludzkich, jako że pana dziadkowie lubili grać w quidditcha.


Twarz Harry'ego rozjaśniła się ze szczęścia.


- Dom z boiskiem do quidditcha? Och, to po prostu EKSTRA!


Goblin wzdrygnął się lekko na ten wybuch młodzieńczego entuzjazmu. Po chwili jednak uśmiechnął się krzywo, być może wspominając siebie w wieku kilkunastu lat.


- Jak mam się tam dostać? - spytał Harry.


- Cóż, do domu w Yorkshire może się pan dostać transportem mugolskim. Pana ciotka wyszła za mąż za mugola, przez co mieszkali w mugolskiej części miasta. Chatę w Kencie i parterowy domek może pan znaleźć dzięki świstoklikom, które pana rodzice zostawili w swojej skrytce. Należy jednak wziąć pod uwagę, że świstoklik można wyśledzić.


Harry spojrzał na Griphooka nieufnie.


- Proszę się nie obawiać, panie Potter, pańskie tajemnice są u nas bezpieczne - zapewnił goblin z krzywych uśmieszkiem. - Nikomu nie składamy raportów.


Harry skinął głową i uśmiechnął się, gdy na blacie pojawiły się dwa niewielkie, srebrne wisiorki, jeleń i lilia.


- Są dziełem pańskiego ojca - wyjawił Griphook. - Jeleń zabierze pana do parterowego domku, lilia do chaty. Są tak zaklęte, że rozpoznają Potterów. Jeżeli zechce pan kiedyś zabrać kogoś ze sobą, to ten ktoś będzie musiał trzymać się pana, nie świstoklika.


- Jestem bardzo wdzięczny za pomoc - powiedział Harry ciepło. - Czy mógłbym prosić jeszcze o pięćset funtów gotówką? Możliwe, że nie zawsze znajdę w pobliżu bankomat, w razie potrzeby.


- Naturalnie.


I chwilę później Harry już je miał.


- Robienie z panem interesów to przyjemność, panie Potter. Życzę miłego dnia.


Harry uśmiechnął się promiennie. Wakacje będą cudowne!


- Proszę bardzo. - Podał pieniądze czekającemu na ulicy Vernonowi i wsiadł do samochodu. - Dziesięć tysięcy funtów, jak obiecałem. Może mnie wuj w drodze powrotnej podrzucić na dworzec kolejowy?


Vernon aż się uśmiechnął na widok pieniędzy.


- Pewnie - zgodził się. Przyglądał się Harry'emu uważnie przez minutę, po czym dodał: - Może nie jesteś taki zły, jak myślałem, biorąc po uwagę, że jesteś, no wiesz, jednym z nich.


Harry wzruszył ramionami.


- Wy mnie nigdy nie chcieliście, a i tak zostawili mnie na waszym progu ludzie, którzy nie przejmowali się opinią nikogo z nas. Nie mamy powodu lubić się nawzajem. Jestem pewny, że obaj wolimy zerwać wszelkie kontakty. Radziłbym wam jednak posunąć się jeszcze dalej. Dyrektor Dumbledore, podobnie jak większość jego kolegów, wie, gdzie mieszkacie. Niedaleko Little Whinging jest do kupienia dom na wsi, który powinien przypaść wam do gustu. Znalazłem go w internecie. Możecie nawet sprzedać wasz dom za większą kwotę, niż żądają za ten na wsi. Ściągnąłem wam folder.


Vernon Dursley przytaknął.


- Brzmi nieźle. Ale od kiedy tak bardzo troszczysz się o nasze bezpieczeństwo, co, chłopcze? - spytał, marszcząc brwi.


- Jesteście moją rodziną - zauważył Harry beznamiętnie. - Nie lubię was, wy nie lubicie mnie i wcale nie mam ochoty już nigdy się z wami widzieć czy rozmawiać, ale nie chcę też, żebyście zginęli. Ciotce Petunii spodoba się ten dom: ogród jest ładny i dobrze utrzymany. Przeprowadźcie się jak najszybciej, najlepiej nocą, możliwie w przyszłym tygodniu. Do czasu, kiedy odkryją, że nie przeprowadziłem się z wami, o ile dobrze ukryjecie moje zniknięcie, ja będę daleko, a wy będziecie w bezpiecznym miejscu. - Dotarli do stacji King's Cross. - No cóż, przyjemnej przyszłości zatem - powiedział, wysiadając z samochodu i na zawsze znikając z życia Dursleyów.


Uznał, że najpierw obejrzy sobie dom w Yorku. Pomyślał też o zwiedzeniu sławnych lochów w miejscowym zamku, zrezygnował z tego jednak, bo nie zamierzał niczego podpowiadać Snape'owi przy następnym włamaniu do umysłu podczas nauki oklumencji. Chociaż pewnie nie było w tych lochach niczego, czego Snape już wcześniej nie widział.


Kupił bilet pierwszej klasy i rozsiadł się w przedziale. Zmniejszył kufer, ciesząc się możliwością używania czarów. Potem, spojrzawszy na Hedwigę przepraszająco, narzucił płachtę na jej klatkę.


- Przykro mi, dziewczynko, ale mugole nie zrozumieliby, że można trzymać sowę jako zwierzątko domowe - wyjaśnił.


Zahukała cicho i poszła spać.


Ponieważ Harry sprawdził wcześniej rozkład jazdy i wiedział, że podróż potrwa około dwóch godzin, umościł się wygodnie w kąciku i poszedł w jej ślady.


Tymczasem w Hogwarcie...


Minerwa McGonagall żwawo kroczyła korytarzami. Czuła się nieco winna, że nie sprawdziła wcześniej, co się dzieje z jej teraz O WIELE młodszym kolegą, lecz skrzat domowy zapewnił ją, że poprzedniego dnia dziecko przebywało z Albusem.


Albus kochał dzieci, a ona wiedziała, że o Severusa troszczył się wyjątkowo. Na pewno świetnie się bawili. Co będzie dobre dla nich obu, uznała, wzdychając, ponieważ Albus ostatnio jak szalony rzucił się w wir pracy.


Tym razem jednak wzięła sobie dzień wolnego, który postanowiła spędzić z Severusem.


Zapukała do drzwi i była zaskoczona, że nie usłyszała zaproszenia. Zapukała więc znowu, po czym weszła do pokoju.


- Severusie? Gdzie jesteś, chłopcze? - zawołała miłym tonem.


Nie było go w jego komnatach. Pewnie Albus zdążył go zabrać do siebie, pomyślała z uśmiechem. No cóż, wdrapie się więc na wieżę i sprawdzi, czy nie mogłaby sobie pożyczyć Severusa na to jedno popołudnie.


- Albusie?


Dumbledore uniósł wzrok znad dokumentów, gdy do jego gabinetu weszła wicedyrektorka.


- Tak, Minerwo? Coś się stało?


- Nie, zastanawiałam się tylko, czy mogłabym sobie dzisiaj pożyczyć Severusa... bo on JEST u ciebie, prawda?


- Nie - odparł Dumbledore. - Nie pokazał się dziś rano, aby odbyć karę. Złapałem go wczoraj podczas warzenia mrocznego eliksiru i dałem mu szlaban. Już wysłałem po niego skrzata, powinien się więc zjawić lada chwila. Ale proszę, możesz go sobie wziąć. Oszczędzi mi to trudu pilnowania go.


Nauczycielka transmutacji uniosła brwi ze zdumieniem.


- No patrz, Albusie, a ja myślałam, że będzie ci zależało na spędzaniu czasu z Severusem, póki jest dzieckiem.


- Mam zdecydowanie za dużo pracy, aby spędzać z nim czas, i, szczerze mówiąc, wcale tego nie chcę. Jestem po uszy zagrzebany w robocie, pół Zakonu codziennie kontaktuje się ze mną, pytając o instrukcje, a przez to, że Severus dał się zdemaskować, nie mam teraz pojęcia o planach Toma, nie jestem więc w stanie ratować niewinnych żywotów. Więc tak, weź mi go z oczu. Prawie go wczoraj pobiłem i udusiłem, i wcale nie mam pewności, że dzisiaj zdołałbym się powstrzymać.


Wstrząśnięta McGonagall wybałuszyła oczy. Uniosła różdżkę.


- Wskaż mi Severusa! - rozkazała.


Żadnej reakcji.


Spróbowała po raz drugi - efekt był równie mizerny. Gdy w gabinecie pojawił się skrzat domowy, właśnie miała znowu rzucić zaklęcie.


- Gadek bardzo przeprasza, panie dyrektorze, proszę pana, ale młody profesor Snape był poszedł. Nie być go w zamku ani na błoniach. Wszystkie skrzaty były go szukały, proszę pana, i nie być. Ani w lesie, ani w jeziorze, nigdzie.


- Uciekł - stwierdziła pobladła i drżąca McGonagall.


- Przeszukaliście lochy? - upewnił się dyrektor chłodno, nie podnosząc wzroku znad pergaminów. - Może znowu warzy jakiś nielegalny eliksir. Jeżeli go tam znajdziecie, zamknijcie go w jego pokoju i dopilnujcie, żeby stamtąd nie wyszedł aż będziemy mieć czas na szukanie remedium.


- ALBUSIE! - Minerwa wreszcie nie wytrzymała. - Dziecko ZAGINĘŁO! Severusa NIE MA! Zachowujesz się, jakby w ogóle cię to nie obchodziło!


Spojrzał na nią chłodnym, nieobecnym wzrokiem; wyglądał starzej niż kiedykolwiek. Jednak to, co powiedział, doprowadziło ją do ostateczności.


- Bo nie obchodzi. On jest odpowiedzialny za to, że tak wielu dobrych ludzi teraz umiera, ponieważ dał się zdziecinnić. To właśnie powiedziałem mu wczoraj. Kazałem mu się wynosić, kiedy poczułem, że jestem bliski postąpienia za radą Fineasa i wychłostania go na tyle mocno, żeby nie ruszył się nigdzie przynajmniej przez tydzień.


- ALBUSIE PERCIVALU WULFRYKU BRIANIE DUMBLEDORZE! - wrzasnęła McGonagall. - CZYŚ TY, DO CHOLERY, STRACIŁ ROZUM? Powiedziałeś mu, że jest odpowiedzialny za ludzką śmierć? I jeszcze ta legilimencja, której użyłeś na nim wcześniej! Ty... ty... ty się znęcałeś nad tym chłopcem! To jest znacznie gorsze nawet od tego, co wszyscy uczyniliśmy, kiedy on jeszcze uczył się w tej szkole! On teraz może być wszędzie! Musimy go znaleźć, musimy zwołać ludzi, żeby go szukali!


Dumbledore wzruszył ramionami.


- Sama go szukaj, jeśli ci się chce. Nie mam zbędnych ludzi, którzy mogliby tracić czas na poszukiwania krnąbrnego bachora, który zachowuje się nieadekwatnie do swojego wieku. Pewnie się gdzieś schował; wróci, jak się zmęczy i zgłodnieje. A kiedy wróci, dopilnuję, żeby pomysł przyprawienia wszystkich obecnych w zamku o atak paniki spowodowany jego ucieczką już nigdy nie postał mu w głowie.


Twarz Minerwy była aż wiśniowa z wściekłości; wiedźma musiała zmusić się do pamiętania, że nie ma szans ze starym czarodziejem, aby powstrzymać się od rzucenia na niego jakiejś paskudnej klątwy. Wypadła z jego gabinetu goniona przez skrzata domowego i pośpieszyła z powrotem do siebie, aby skontaktować się z Poppy Pomfrey i Pomoną Sprout.


KONIEC

rozdziału trzeciego


Rozdział czwarty


Miał się ochotę rozpłakać; powstrzymywał się tylko dlatego, że ojciec powiedział mu, że mu nie wolno płakać. Szedł od wielu godzin i bardzo bolały go nogi. W końcu znalazł się wśród mugoli. Zauważywszy ciężarówkę zaparkowaną na poboczu, postanowił wdrapać się do skrzyni i schować za pustymi kartonami. Uznał, że będzie tam bezpieczny. Musiał po prostu na chwilę usiąść...


Kiedy się obudził, wpadł w panikę. Samochód się PORUSZAŁ! Jechał dokądś, a on nie mógł z niego wysiąść! Przez chwilę nie był w stanie oddychać i myślał, że zaraz straci przytomność, ale szybko się pozbierał. Doszedł do wniosku, że nie było tak źle, jak mu się na początku wydawało.


Ciężarówka dokądś zmierzała, pewnie do jakiegoś miasta. W mieście łatwiej znaleźć kryjówkę i będzie miał tam mnóstwo okazji do kradzieży jedzenia.


I tak parę godzin później, gdy samochód zatrzymał się przed sklepem, Severus znowu schował się za pudłami. Kierowca otworzył drzwi paki i zajrzał do środka. Severus skulił się w najdalszym kącie tak mocno, jak tylko zdołał. Czuł, jak serce bije mu w gardle... Zostawiwszy skrzynię ładunkową otwartą, kierowca wszedł do sklepu po drugiej stronie ulicy. Rozglądając się na wszystkie strony, Severus ostrożnie zszedł na jezdnię i zaczął biec.


Zastanawiał się, gdzie się właściwie znalazł. Zegar na kościelnej wieży wskazywał prawie porę kolacji, a on był taki głodny!


Nagle zorientował się, że najwyraźniej trafił do centrum handlowego. Przed otwartym sklepem stał stragan z owocami. Severus uśmiechnął się. Zaczekał, aż w sklepie zrobiło się dość tłoczno, z niewinną miną podszedł do straganu, wziął pierwszy lepszy owoc, schował go do kieszeni i poszedł sobie.


Nie dotarł nawet do końca ulicy, kiedy ktoś złapał go za kołnierz, pociągnął do tyłu i odwrócił.


Z przerażeniem spojrzał w zielone oczy nastolatka o czarnych jak smoła włosach.


Tymczasem w Hogwarcie...


- Zwyczajnie... zwyczajnie nie wiem, co powiedzieć! - wściekała się McGonagall, krążąc po pokoju. - Jestem taka zła na niego! Jak on mógł to zrobić? Jak mógł... Och, mogłabym go zabić!


Pomona Sprout przytaknęła, a Poppy Pomfrey westchnęła.


- Wiem, że źle zrobił, Minerwo, lecz czy ty mu się ostatnio przyjrzałaś? Od tygodni suszę Albusowi głowę, żeby przyszedł wreszcie do mnie się zbadać.


- Sądzisz, że jest chory? - spytała nauczycielka zielarstwa.


- Sądzę, że powinnyśmy zwołać spotkanie Zakonu - odparła pielęgniarka.


Już dwie godziny później cały Zakon Feniksa - z wyjątkiem Severusa Snape'a i Albusa Dumbledore'a - zebrał się na Grimmauld Place.


- ...i wtedy postanowiłam porozmawiać z Poppy i Pomoną - powiedziała Minerwa w ramach zakończenia opowieści o niedawnych wydarzeniach.


Pozostali członkowie Zakonu osłupieli ze zdumienia. Nie tego spodziewaliby się po swoim przywódcy.


- Uważam, że Albus przeżywa załamanie nerwowe - odezwała się cicho Poppy - a odmłodzenie Severusa było dla niego gwoździem do trumny. Jemu potrzebna jest pomoc.


- Tak, tak, oczywiście - zgodziła się Molly Weasley. - Ale Severus! Trzeba znaleźć to biedne dziecko!


- ALBUSIE! Musisz nam pomóc! - Z kominka niespodziewanie wykuśtykał Szalonooki Moody, a Arabella Figg deptała mu po piętach.


- Albusa tu nie ma - rzuciła Minerwa krótko. - I nieprędko będzie. W czym problem?


- Harry - chlipnęła Arabella. - Harry znikł.


- CO? - Molly najpierw zbladła, potem spurpurowiała, a na końcu zalała się łzami.


- Nie zauważyłem, żeby opuszczał dom - przyznał Szalonooki szorstko - ale Dung był dzisiaj w Dziurawym Kotle i przysięga, że widział dzieciaka, zanim schował się pod tą jego peleryną. Sprawdziłem to. Zobaczyłem Vernona Dursleya siedzącego w samochodzie przed Kotłem, więc pomyślałem, że nasze groźby odniosły skutek i mugol zabrał go na zakupy po rzeczy do szkoły. Kiedy jednak samochód wrócił do domu, Harry'ego w nim nie było. Nie znalazłem go też na całej Pokątnej, nigdzie, ani pod peleryną, ani bez niej.


- Zatem Harry też uciekł? - podsumowała Poppy cicho.


- Na to wygląda - przytaknął Moody.


- No i dobrze - stwierdził Fred.


- Powinien był to zrobić całe lata temu - dodał George.


Molly od razu na nich ruszyła.


- Czy masz pojęcie... - zwrócił się George do matki głośno i wyraźnie.


- ...jak Harry był tam traktowany? - dokończył Fred, rzucając jej ostre spojrzenie.


- Co nieco na ten temat opowiedział nawet Dumbledore'owi. Sami słyszeliśmy... och, przestań tak na nas patrzeć, mamo... a on i tak go tam wysłał!


- Ale teraz zaginął! I Severus też! A Albus jest chory! Jak my sobie z tym wszystkim poradzimy?


Po raz pierwszy głos zabrał Artur Weasley.


- To wyłącznie nasza wina - uznał po cichu. - Przerzucaliśmy na Albusa coraz więcej rzeczy. Miał na głowie zarządzanie szkołą, prowadzenie wojny i praktycznie całe Ministerstwo. Uważam, że powinniśmy wykorzystać tę serię niefortunnych zdarzeń do ocenienia naszych własnych zachowań. A w międzyczasie, oczywiście, powinniśmy znaleźć chłopców. Proponuję podzielić się na zespoły.


- Jeden szukający Harry'ego, drugi Severusa - uzupełniła Molly. - Kto będzie dowodził poszukiwaniami Harry'ego?


Zgłosił się Remus Lupin.


- Ja. Ron i Hermiona znają go najlepiej, chcę mieć ich w swojej grupie. Molly? Tonks?


- Z tobą, Remusie - zgodziła się Tonks.


- Naturalnie, że pomogę - zapewniła Molly i poszła znaleźć przyjaciół Harry'ego.


- Arturze?


Mężczyzna jednak pokręcił głową przecząco.


- Nie, Remusie. Jeżeli nie sprawia ci to różnicy, pokierowałbym poszukiwaniami Severusa. Jestem pewny, że nawet jako sześciolatek był dość sprytny...


McGonagall zachichotała.


- O tak. Powinieneś był go słyszeć.


- Ale nadal jest sześcioletnim dzieckiem. Pomono, Poppy, przyłączycie się do mnie? Filiusie?


Wszyscy troje przytaknęli.


- Muszę wrócić do Hogwartu - zauważyła Minerwa ze smutkiem. - Gdyby nie to, też bym z wami poszła. Muszę jednak zająć się szkołą. No i nadal nie wiem, co zrobić z Albusem.


Pan Weasley skinął głową.


- Szalonooki, jesteś teraz naszym najlepszym strategiem. Dasz sobie radę z Zakonem przez jakiś czas?


- Jasna sprawa, Arturze. Kingsley i ja postaramy się też, żeby Ministerstwo nie zwąchało pisma nosem.


- Wspaniale. No, to powodzenia, ludzie. Sprowadźmy naszych chłopców jak najszybciej do domu.


Tymczasem w Yorku...


Severus wyrywał się i wykręcał przez całą drogę powrotną do sklepu z owocami. Wiedział, że jeśli zacznie krzyczeć, to nie wyniknie z tego nic dobrego. Zostałby uznany za uciekiniera i zaprowadzony z powrotem.


Mężczyzna wszedł z nim do środka i zawołał sprzedawcę. Jedno wymowne spojrzenie wystarczyło, aby Severus oddał owoc.


- Teraz przeproś - polecił mężczyzna.


- Przepraszam - wymamrotał, wlepiając wzrok we własne stopy.


Sprzedawca, potężny człowiek, podwinął rękawy.


- Dziękuję panu. Pokażę mu, co my tu robimy z małymi złodziejaszkami...


Severus trząsł się ze strachu, ale równocześnie wyprostował się. Czuł, że mężczyzna, który go złapał, przygląda mu się z zastanowieniem, przełknął jednak ślinę i próbował się nie ruszać.


- Nie zrobi pan niczego podobnego. - Nieoczekiwanie usłyszał głos trzymającego go mężczyzny. - Zabieram go do domu; nasi rodzice niewątpliwie wystarczająco go ukarzą. Ma pan swój owoc z powrotem, a jestem przekonany, że dziesięć funtów spokojnie wystarczy, aby wynagrodzić panu głupi postępek mojego młodszego brata.


Przy ostatnich słowach Severus poczuł uderzenie z tyłu głowy, ale było ono bardzo lekkie. Zrozumiał, że mężczyzna nie zamierzał sprawić mu bólu, próbował tylko udobruchać sprzedawcę.


- No cóż, w porządku - mruknął sprzedawca, biorąc pieniądze i patrząc groźnie na Severusa.


- To dobrze. Dziękuję panu za... zrozumienie - podsumował mężczyzna niemal drwiąco, po czym wziął Severusa za rękę. - Chodź ze mną - powiedział tak surowym tonem, że Severus nawet nie pomyślał o ucieczce.


Kilka ulic dalej mężczyzna wciągnął go do pustej alejki i ukląkł przed nim, po czym chwycił go za podbródek.


- Gdzie są twoi rodzice?


Wzruszył ramionami.


- Uciekłeś, co?


Nie odpowiedział.


- I w dodatku jesteś czarodziejem - stwierdził mężczyzna.


On wiedział. Severus zastanowił się krótko i prawie uderzył dłonią w czoło. Oczywiście, przecież miał na sobie szaty. Gorączkowo rozejrzał się, poszukując drogi ucieczki, ale mężczyzna uśmiechnął się szeroko.


- Nie musisz się martwić, wszystko rozumiem - zapewnił półgłosem.


Severus po raz pierwszy przyglądnął mu się uważnie. Wcale nie był aż taki stary; nie potrafił za dobrze odgadywać wieku ludzi, ten jednak wyglądał, jakby jeszcze nie był całkiem dorosły.


- Brudne, podarte. - Słowa mężczyzny zakłóciły bieg jego myśli. - Nie, nie można tak tego zostawić. Masz pod szatami spodnie i koszulę?


Skinął głową.


- To dobrze. Chłoszczyść. - Machnął różdżką nad szatami chłopca, usuwając zabrudzenia.


I nagle zamiast szat Severus miał na sobie mugolską kurtkę, w którą mężczyzna je przetransmutował.


- Tak lepiej. A teraz chodź.


- Gdzie... Co chcesz ze mną zrobić?


Severus nic z tego nie rozumiał. Ten człowiek zmusił go do oddania owocu, ale potem obronił go przed sprzedawcą i nawet za niego zapłacił. Jednak nie puścił go wolno... może zamierzał zaprowadzić go na policję? Ojciec często go tym straszył.


- No cóż, kazałem ci zwrócić ukradziony owoc, co zapewne nie zmieniło faktu, że wciąż jesteś głodny, prawda?


Dokładnie w momencie, kiedy Severus kiwał głową, jego żołądek zdecydował się odpowiedzieć burczeniem.


- Tak właśnie myślałem. - Uśmiechnął się. - Sam zresztą akurat chciałem coś zjeść. Skoro zabrałem ci twoją kolację, może przyłączysz się do mojej?


Ten człowiek zamierzał go nakarmić? Jakiś dziwaczny osobnik. Czemu miałby robić coś takiego? Czego zażąda w zamian?


Głód był jednak silniejszy od zastrzeżeń, więc po raz kolejny Severus przytaknął.


Mężczyzna ponownie wziął go za rękę i po kilku minutach obaj znaleźli się w niewielkiej restauracji.


- W czym mogę pomóc, młody człowieku? - spytał kelner w czarnych spodniach i białej koszuli. Nosił też czarny fartuch, co Severus uznał za zabawne.


- Poproszę stolik dla dwóch osób. Czy mógłby pan jak najszybciej przynieść nam menu? Mój brat twierdzi, że umiera z głodu.


Obaj dorośli uśmiechnęli się do chłopca.


Chwilę później siedzieli już przy stoliku umieszczonym w cichym kąciku za wielkim akwarium. Przed Severusem stała szklanka soku, a on sam z ciekawością obserwował rybki.


- Proszę - powiedział mężczyzna, podając mu posmarowany masłem kawałek chleba. - To powinno powstrzymać cię od zemdlenia z głodu, gdy będziemy czekać na nasze zamówienie. Chyba powinienem się przedstawić. Jestem Harry.


Severus z rozmysłem żuł chleb bardzo powoli, żeby mieć czas na myślenie. Jeśli powie temu człowiekowi, jak się nazywa, to może będzie musiał wrócić do rodziców albo do Hogwartu - a nie chciał ani jednego, ani drugiego. Ale on był taki miły... Może chociaż poda mu swoje imię...


- A ja Severus - wyjawił w końcu.


Harry wybałuszył oczy.


- Severus Snape? - spytał.


Przestraszony tym, że mężczyzna odgadł jego nazwisko, Severus wlepił wzrok w menu i tylko skinął głową.


- Tak, proszę pana - potwierdził.


Harry Potter z głośnym brzękiem upuścił do maselniczki trzymany w ręce nóż.


KONIEC

rozdziału czwartego


Rozdział piąty


Minerwa weszła w hogwarckie progi ze zmartwioną miną. Aby nie musiała samotnie stawiać czoła Albusowi, towarzyszyła jej Poppy. Znalazły go w jego gabinecie, z którego najwyraźniej nie ruszył się na krok.


- Nie życzę sobie, żeby znowu przeszkadzano mi marudzeniem o konieczności szukania tego dzieciaka - ostrzegł je, nie odrywając wzroku od pracy.


- Nie, Albusie - uspokoiła go Minerwa. - Przyszłyśmy ci powiedzieć, że zostałeś tymczasowo zwolniony ze swoich obowiązków. ZE WSZYSTKICH swoich obowiązków.


Spojrzał na nią.


- Nie bądź śmieszna - rzucił. Straciwszy zainteresowanie gośćmi, sięgnął po pióro.


- Przykro mi, Albusie, ale twoje działania przekroczyły wszelkie granice - wtrąciła się Poppy. - Wiemy, że jesteś chory, tak dalej jednak być nie może. Przepraszam. Drętwota.


Trafiony zaklęciem czarodziej osunął się w fotelu. Kobiety pośpiesznie rzuciły czar lewitujący, aby dyrektor nie ześlizgnął się na podłogę.


- Do jego prywatnych komnat - zdecydowała Poppy. - Połóżmy go na razie do łóżka. Moje zaklęcie wkrótce przestanie działać, rzuciłam je możliwe jak najsłabsze, lecz jego ciało prawdopodobnie maksymalnie ograniczy swoje funkcje, skoro wreszcie przestało działać. Podejrzewam, że przez dłuższy czas będzie spał.


Razem przetransportowały unieruchomionego dyrektora do jego sypialni i ułożyły go w pościeli.


- Co dalej? - spytała Minerwa.


- Będzie musiał porozmawiać z profesjonalistą - uznała Poppy.


- Ja się tym zajmę - usłyszały za plecami.


Odwróciły się i zobaczyły Szarą Damę.


- Pomogę mu - powiedziała cicho.


- Ale przecież jesteś... - zaprotestowała Minerwa.


- ...najbliższą mu rangą osobą - weszła jej w słowo. - Mam też odpowiednie kwalifikacje. Za życia psychologia była moją specjalnością, a śmierć nie powstrzymała mnie od czytania i uczenia się. To, że jestem duchem, niekoniecznie stworzy problem. Dzięki temu jestem neutralna. Wszyscy pozostali tak wiele od niego oczekują. Potrzebujecie go praktycznie do wszelkiego rodzaju spraw. Ja już jestem martwa, więc to, co on zrobi albo czego nie zrobi, nie skrzywdzi mnie w żaden sposób.


Poppy, która do tej pory milczała, skinęła głową.


- Zgadzam się z tym, co powiedziałaś, Szara Damo - stwierdziła. - Jeżeli jednak on spróbuje uciec, nie będziesz w stanie go powstrzymać.


- Skrzaty domowe mogą to zrobić - zauważyła. - Przyślijcie tu jednego albo dwa i nie przeszkadzajcie nam, dopóki was nie wezwę. Przydadzą się również eliksiry odżywcze i kilka mikstur bezsennego snu. Możliwe, że także wywar uspokajający. Dobrze byłoby, gdybyś umieściła te fiolki na specjalnie w tym celu przeznaczonej półce w swoim gabinecie, aby skrzaty łatwo mogły je znaleźć, jeżeli będą potrzebne - zwróciła się do pielęgniarki.


Zadowolone z faktu, że Albus będzie miał odpowiednią opiekę, wiedźmy wróciły go jego biura.


- Muszę iść. - Poppy odezwała się pierwsza. - Trzeba przygotować apteczki dla wszystkich członków ekip poszukiwawczych, potem zaś planuję spotkać się z nimi, aby omówić plany. Im szybciej znajdziemy obu chłopców, tym lepiej.


Minerwa przytaknęła. Widać było, że jest zmartwiona.


- Proszę, przyprowadźcie ich wkrótce do domu - szepnęła ze zmęczeniem.


York.


Harry wytrzeszczał oczy na chłopca.


- Jak... Byłeś w Hogwarcie? - spytał z wahaniem.


- Tak, proszę pana - odparł Severus, bawiąc się chlebem.


- Czy... Co się stało? - Harry przeczesał włosy lekko drżącymi palcami.


- Zostałem... zostałem porzucony w lesie przez śmierciożerców. Ludzi w czarnych szatach.


Gryfon skinął głową, dając do zrozumienia, że ma mówić dalej.


- Znalazł mnie centaur i zabrał mnie do Hogwartu. Dyrektor... dyrektor... był... bardzo niedobry... i straszny... i... i chciał mi zrobić krzywdę... Wczoraj uciekłem.


- Pamiętasz cokolwiek z tego, co działo się, zanim zostawili cię w lesie? - dociekał nastolatek delikatnie.


- Pamiętam, że obudziłem się w dziwnym miejscu. Śniło mi się... ale to nie był zwykły sen. Był w nim mężczyzna, który wyglądał jak wąż. I miał czerwone oczy. Rzucił na mnie klątwę. - Chłopiec zadrżał. - Potem się obudziłem i zabrali mnie do lasu.


Harry nie potrzebował dużo więcej informacji, aby domyślić się, że Voldemort musiał odkryć rolę Severusa jako szpiega i ukarał go, zmieniając w sześciolatka. Dyrektor najwidoczniej na tyle źle traktował dziecko, że skłonił je do ucieczki.


Snape. Tłustowłosy dupek zdany na jego łaskę. Mógł mu odpłacić za wszystkie te lata upokorzeń...


Jego twarz przez moment wyrażała pełnię odczuwanego gniewu, po chwili jednak oblała się szkarłatnym rumieńcem, kiedy Harry zrozumiał, jak bardzo wstydzi się swoich myśli. Snape nie był już Snape'em, lecz przestraszonym sześciolatkiem. Sześciolatkiem, któremu groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Sześciolatkiem, który niczego z tego nie rozumiał i nie miał się gdzie podziać.


Spojrzawszy na dziecko ponownie, zobaczył, że skuliło się z przerażenia, a po jego policzku spływała łza.


Severus obserwował tego jakiegoś Harry'ego, gdy opowiadał mu, co się stało, i zauważył pełną złości minę. Ten człowiek też był na niego wściekły! Co on takiego zrobił? Czemu nie pamiętał, co zrobił, że wszyscy tak bardzo się na niego gniewali?


Przygarbił się i wlepił wzrok w stół, z całych sił starając się nie rozpłakać po tych kilku wyczerpujących dniach.


Nie udało mu się; szybko wytarł łzę, która wymknęła mu się spod powieki.


- Severusie - odezwał się Harry łagodnie. - Hej, Severusie! Wciąż jeszcze nie powiedziałeś mi, co chciałbyś zjeść.


- Jesteś na mnie wściekły - stwierdził chłopiec lekko drżącym głosem. - Wszyscy są na mnie wściekli, a ja nie wiem dlaczego. Nie chcę wracać do Hogwartu i nie chcę... nie chcę być z rodzicami - dokończył szeptem.


Och, dopiero teraz Harry będzie na niego zły! Szybko wepchnął do kieszeni swój chleb z masłem.


Wtedy usłyszał westchnienie i uniósł wzrok.


- Nie gniewam się na ciebie, Severusie - powiedział nastolatek.


"Jasne" - pomyślało dziecko. - "Dlatego się tak skrzywiłeś ze złości."


- Zdradzę ci tajemnicę - ciągnął Harry.


Tajemnicę? O nie. Tajemnice nigdy się dobrze nie kończyły. Za każdym razem, kiedy matka zdradzała mu tajemnicę, albo musiał potem warzyć jakiś paskudny eliksir, albo był bity.


- Ja też uciekłem.


CO? Harry uciekł? Ale... ale przecież miał pieniądze! I był już prawie dorosły! Ale jeśli naprawdę uciekł, to pewnie nie zaprowadzi Severusa na policję. Albo do aurorów.


Spojrzał na nastolatka, słuchając go uważnie.


- Uciekłem z domu mojej ciotki i wuja, lecz w przeciwieństwie do ciebie mam dokąd iść. Podejrzewam też, że wiem, co się tobie przytrafiło; nietrudno to zgadnąć. - Ostatnie słowa wymamrotał pod nosem, jakby do siebie.


Severus tak bardzo chciał wiedzieć, co się stało! Harry twierdził, że nietrudno to zgadnąć, a nawet go tam nie było. Czemu nikt mu nie powiedział, co się mu stało? Czy w ogóle miało mu się coś stać? Ojej, zaraz... te zaklęcia w pokoju szpitalnym...


- Czy... jestem chory? - spytał.


Harry pokręcił głową.


- Nie, niedokładnie. Słuchaj, tu jest pełno mugoli, więc trudno to wyjaśnić. Wiesz co?


- Co?


- Może pójdziesz ze mną? Jutro zamierzam znaleźć dom, który posiadam w tej okolicy, a mam też inne miejsca, w których możemy się ukryć i nikt nas nie znajdzie.


Miło byłoby nie być samemu. Harry wydawał się miły.


- Nienawidzisz mnie? Będziesz mnie zmuszał do robienia strasznych rzeczy?


Nastolatek parsknął.


- Gdybym planował zmuszać cię do robienia strasznych rzeczy, chyba nie kazałbym ci odnieść owocu i przeprosić, co?


Severus uznał, że to miało sens. Gdyby Harry zamierzał robić te straszne rzeczy, do których zmuszali go rodzice, to skradziony owoc nie powinien mieć dla niego znaczenia.


- Pójdę z tobą - zdecydował cicho.


I tak nie miał dużego wyboru. Mógł zostać sam, przez co albo zostałby zabity, albo złapany i zaprowadzony z powrotem, lub iść z Harrym.


- To dobrze. - Nastolatek uśmiechnął się. - Zjedzmy więc kolację i poszukajmy noclegu.


Matka i ojciec nie dawali mu za dużo do jedzenia. Zresztą wielu rzeczy nie mógł jeść przez ten eliksir. Żadna nazwa w jadłospisie nic mu nie mówiła - może Harry mu pomoże?


- O co chodzi, Sna... Severusie?


- Jak... jak byłem mały... mniejszy niż teraz, ojciec kazał mi wypić jeden z eliksirów matki i teraz wymiotuję, i bardzo boli mnie brzuch, jeśli zjem coś tłustego - powiedział szeptem. - Nie wiem, czy mogę zjeść coś, co tu jest.


Harry zaklął pod nosem. O nie...


- Severusie, nie jestem zły na ciebie, tylko na twojego ojca, za to, co ci zrobił - wyjaśnił nastolatek.


Skąd Harry wiedział, że myślał, że jest na niego zły?


- Zamówię ci coś, dobrze?


Kelner ponownie podszedł do ich stolika i Harry poprosił o stek dla siebie oraz kurczaka z grila dla Severusa. Potem, gdy odbierał potrawy, zwrócił się do obsługującego ich mężczyzny:


- Potrzebny nam nocleg, czy macie wolne pokoje?


- Tak, ale został nam już tylko jeden pokój dwuosobowy. Czy będzie panu odpowiadał? Jeśli zależy panu na osobnych pokojach...


- Nie, może być wspólny - zapewnił nastolatek. - Mój brat jest zmęczony. Wolałbym nie biegać z nim po całym mieście, skoro możemy wyspać się tutaj.


Kelner zaczął omawiać z Harrym kwestie opłaty czy czegoś w tym rodzaju. Szczerze mówiąc, zrobiło się nudno, a kurczak pachniał tak cudownie...


Severus odkroił kawałek mięsa i ostrożnie wziął go do ust. Było pyszne. Brzuch aż zaburczał mu ze szczęścia, że zaraz zostanie napełniony, kiedy zaś chłopiec zobaczył, że Harry uśmiecha się i kiwa mu głową, z zapałem zabrał się za jedzenie.


Po kolacji obaj poszli na piętro, do pokoju, który okazał się całkiem spory. Mieściły się w nim dwa łóżka, stół, kominek i dwa wygodne fotele.


- Chodź tu na chwilę - polecił Harry.


Podszedł do starszego chłopca, siedzącego w fotelu; Harry powiedział, że ma szesnaście lat, więc nie był jeszcze mężczyzną. Chwilę później został posadzony na drugim fotelu.


- Czy w Hogwarcie był ktoś jeszcze, Severusie? Madame Pomfrey? Profesor McGonagall?


Przytaknął. Ta poważna, ale miła wiedźma...


- Musimy możliwie szybko znaleźć jakieś bezpieczne miejsce - zdecydował nastolatek.


Harry nie rozmawiał z nim, jakby był idiotą, i to mu się podobało. Harry mówił mu różne rzeczy i nie wrzeszczał na niego, że był za mały, żeby je zrozumieć.


- Jutro obejrzymy sobie dom. Tylko że to jest mugolski budynek, więc podejrzewam, że nie będzie miał żadnych osłon.


To chyba jest niebezpieczne, prawda? Matka zawsze bez końca marudziła o osłonach. Harry też się tego obawiał?


- Po wizycie w tutejszym domu kupimy sobie jakieś porządne ubrania. A później przeniesiemy się świstoklikiem do chaty. Z tego, co powiedział mi Griphook, tam powinno być najbezpieczniej. Nawet jeżeli zdołają wyśledzić świstoklik, nie przedostaną się przez osłony. Wysłałem już tam moją sowę.


- Masz sowę?


- Tak, ale noszenie jej po świecie mugoli nie byłoby praktyczne, więc kiedy podjąłem decyzję, co zamierzam robić, kazałem jej polecieć do chaty.


- Masz więcej niż jeden dom?


- Trzy. Cztery, jeśli liczyć Grimmauld Place.


- Och. Matka i ojciec mają tylko nasz dom na Spinner's End.


- Severusie...


Harry wyglądał w tym momencie bardzo poważnie. Co się działo?


- Severusie, to, co ci teraz powiem, zabrzmi bardzo dziwnie. W porządku?


No cóż, ostatnio wydarzyło się sporo dziwnych rzeczy.


- Widzisz... Ten człowiek, który ci się śnił, ten z czerwonymi oczami? To nie był sen. To się działo naprawdę.


- Zrobił mi krzywdę?


- Na pewno w jakiś sposób cię skrzywdził. A zrobił ci tyle, że zmienił cię w sześciolatka.


- Ale ja MAM sześć lat!


- MIAŁEŚ sześć lat, Severusie. Kiedy się urodziłeś?


- Dziewiątego stycznia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku.


- Przyjrzyj się gazecie leżącej na stole. Jest dzisiejsza.


- Osiemnasty lipca... tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego... Mam... trzydzieści sześć lat?


- Miałeś, dopóki ten człowiek z twojego snu, Voldemort, nie zmienił cię w sześciolatka.


- Ale... czemu? I czemu nikt mi nic nie powiedział?


- Dyrektor nie wierzy w udzielanie ludziom potrzebnych im informacji - stwierdził Harry dziwnym tonem, ze złością, jakby dyrektor jego też potraktował podobnie. - Przyznam, że nie wiem dokładnie, dlaczego Voldemort to zrobił. Może miał nadzieję, że do niego wrócisz, niewątpliwie...


Czemu miałby wracać do tego pomyleńca? Jeżeli miał trzydzieści sześć lat, co dobrego miało wyniknąć ze zmienienia go w sześciolatka? To bez sensu!


- Czemu? - zdołał tylko zapytać.


- Severusie, to, co ci teraz wyjawię, to wielka tajemnica, rozumiesz? Nie możesz tego nikomu powtórzyć.


- Przyrzekam.


- Kiedy byłeś młodszy, tak koło osiemnastki, przyłączyłeś się do Voldemorta. Wkrótce jednak bardzo tego pożałowałeś i poszedłeś do dyrektora Dumbledore'a, żeby mu o tym powiedzieć. Właśnie wtedy postanowiłeś, że zostaniesz szpiegiem. Zostałeś z Voldemortem i jego śmierciożercami, ale tak naprawdę już do nich nie należałeś. Więc jak słyszałeś coś ważnego, mówiłeś o tym dyrektorowi Dumbledore'owi, aby dopilnował, żeby nikt nie ucierpiał.


- Och. Nie zostałem ukarany za to, że się przyłączyłem do Voldemorta?


- Szpiegowanie jest bardzo niebezpieczne, Severusie. Ponieważ szczerze żałowałeś i chętnie pomagałeś, nie zostałeś ukarany. Nie przez Ministerstwo, w każdym razie. Voldemort nie słynie z dobrego traktowania własnych sług.


- Chcesz powiedzieć, że robił mi krzywdę nawet jak jeszcze nie wiedział, że jestem szpiegiem?


- Tak, tak samo traktuje też wszystkich pozostałych śmierciożerców. Widziałem to parę razy.


- To... to ty jesteś śmierciożercą?


- Ależ skąd! Jestem największym wrogiem Voldemorta, ale on jest ode mnie starszy i silniejszy, więc muszę dużo trenować, zanim zdołam go pokonać.


To brzmiało logicznie.


- W każdym razie gdy miałeś dwadzieścia lat, Voldemort został pokonany po raz pierwszy, ale nie zginął. Przez czternaście lat go jednak nie było. Kiedy zabrałeś się za szpiegowanie, dyrektor polecił ci zamieszkać w Hogwarcie i zostać nauczycielem eliksirów, czym zajmujesz się do dziś.


- Ale ja NIENAWIDZĘ eliksirów!


Niemożliwe, żeby uczył eliksirów, prawda? To musiał być dowcip. Nigdy nie zrobiłby tego, co matka robiła jemu.


- Ale świetnie się na nich znasz - zauważył Harry. - I warzysz mnóstwo mikstur leczniczych i innych, które są potrzebne Madame Pomfrey, żeby jej pacjenci mogli się lepiej poczuć. Zawsze powtarza, jak dużo ma szczęścia, że to dla niej robisz.


Głos Harry'ego nagle zaczął dobiegać z bardzo daleka... płomienie zaczęły mu się rozmazywać przed oczami...


Harry zamilkł i uśmiechnął się, widząc, że chłopiec zasnął na krześle.


- Na Merlina, Harry. Sześcioletni Snape. Dlaczego zawsze przytrafiają mi się takie rzeczy? Dlaczego przytrafiają się jemu?


Zaniósł dziecko na jedno z łóżek i delikatnie je rozebrał. Minutę później zorientował się, że cacka się z małym jak z jajkiem: otula go kołdrą, odgarnia z twarzy zabłąkane kosmyki.


- Weź się w garść, Harry - mruknął, ale i tak upewnił się, że chłopiec nie zmarznie. - To tylko dzieciak - szepnął, przypomniawszy sobie wcześniejsze myśli o zemście. - Bardzo skrzywdzony dzieciak. - Westchnął, kręcąc głową. - Wcale się tak bardzo nie różnimy, ty i ja.


Przez chwilę jeszcze głaskał ciemne włosy, a następnie usiadł przy kominku, aby poczytać przed snem.


KONIEC

rozdziału piątego


Rozdział szósty


Zespół poszukujący Harry'ego.


- Słuchajcie, WIEMY, że Harry tutaj był - Molly Weasley kłóciła się z coraz bardziej poirytowanym goblinem.


- Pani Weasley, po pierwsze, nie eskortowałem żadnego Harry'ego Pottera do jego skrytki. Po drugie, nawet gdybym go eskortował, to pamięta pani chyba, że Gringott słynie z zapewniania dyskrecji naszym klientom, czyż nie?


- Ale MUSICIE nam powiedzieć, gdzie jest Harry - upierała się Hermiona opierające ręce na biodrach.


Griphook spojrzał na nią zimno.


- Młoda damo, niczego NIE MUSZĘ wam mówić, nawet gdybym mógł. A prawda jest taka, że gdybym skontaktował się z moim przełożony, on NALEGAŁBY, abym wam niczego nie mówił.


- Chodźcie - powiedział Remus, ciągnąc wszystkich za sobą. - Tutaj niczego się nie dowiemy. Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli zapytamy Dursleyów.


Kiedy jednak czarodzieje dotarli na Privet Drive, ich oczom ukazała się wielka ciężarówka. Mugole całą rodziną nadzorowali przeprowadzkę.


- A wy gdzie się niby wybieracie? - wrzasnęła Molly.


- Molly, ciii - próbowała uspokoić ją Tonks. - Krzykiem niczego nie zdziałamy. Może powinnaś... - Dzielna aurorka nie dokończyła, kuląc się pod rozwścieczonym wzrokiem starszej kobiety.


- Panie Dursley. Przeprowadzacie się, jak widzę - Remus Lupin zwrócił się uprzejmie do bardzo zaczerwienionego na twarzy Vernona.


- Co... co tu robicie? Chłopaka... znaczy Harry'ego... tutaj...


- Nie ma. - Remus zachowywał spokój, chociaż głęboko w nim jego wilk zaczął głucho warczeć. - Wiemy o tym, panie Dursley. Widziano pana z Harrym w Londynie, a później Harry'ego na ulicy Pokątnej, ale tu już z panem nie wrócił. Czy byłby pan tak uprzejmy i wyjaśnił nam, co się dzieje?


Vernon Dursley nie odezwał się, bo musiał pomyśleć.


Harry powinien być już daleko. Pieniądze miał w kieszeni, a jeżeli te świry zadowolą się faktem, że chłopak odszedł na własną rękę, może dadzą im spokój już na zawsze. Nowy dom miał im to zapewnić.


- Świ... znaczy Harry chciał odejść z domu. Dogadaliśmy się: miałem pomóc mu uciec i trzymać jego zniknięcie w tajemnicy przed wami tak długo, jak to możliwe, a w zamian on miał zostać uznany za pełnoletniego i już nigdy nie miał nam zawracać głowy.


- I? - Remus teraz brzmiał niebezpiecznie.


- Zabrałem go do Londynu. Musiał iść do jakiegoś Gringotta, chyba żeby wypełnić papiery. - Vernon nie był aż tak szalony, żeby wspomnieć o pieniądzach, które dostał od Harry'ego. Mogliby mu je wziąć. - Potem mnie poprosił, żebym go podrzucił na King's Cross. Nawet mi poradził, żebyśmy się przeprowadzili, dla bezpieczeństwa mojej rodziny. No i właśnie to robimy.


- I nie ma pan pojęcia, dokąd on się udał?


- Nie. Może być wszędzie. Chociaż... mówił coś o spadku po ojcu chrzestnym.


Molly spojrzała na Remusa.


- Czy Syriusz miał inne domy, w których Harry mógłby się ukryć?


Remus skinął głową.


- Kilka - przyznał z westchnieniem. - Lepiej będzie, jak każdą z nich sprawdzimy. Rozdzielmy się, w ten sposób skończymy jeszcze dzisiaj.


Podszedł do nich Dudley Dursley niosący swój komputer.


- Wiecie co? Czemu właściwie go szukacie, skoro on najwyraźniej nie chce, żebyście go znaleźli? - spytał chłopak, postawiwszy na chwilę komputer na ziemi i otarłszy pot z czoła. - Przecież jasne jest, że wam nie ufa - ciągnął. - Och, wiem, byliśmy dla niego raczej paskudni. Przynajmniej nigdy nie udawaliśmy, że traktowaliśmy go dobrze. Ale kiedy poszedł do tej waszej szkoły całe lata temu... no nie wiem, wydawał się szczęśliwy. Jakby jego życie nagle stało się bajką. Ale z czasem zrobił się smutny i przygnębiony. Jakby postarzał się o pięćdziesiąt lat, a nie o pięć. - Znowu podniósł komputer. - Prawdę mówiąc, nigdy nie spodziewałem się, że tu wróci, myślałem, że kiedy tylko się dowiecie, jak go traktujemy, za nic nie pozwolicie mu tu wrócić. A wy nie tylko to zrobiliście, ale jeszcze zamknęliście go w domu, więc nie mógł nawet wychodzić na dwór i całymi dniami trzymać się od nas z daleka, jak robił, kiedy był mały. Gdybym był na waszym miejscu, wysłałbym mu wiadomość przez jedną z tych waszych sów, do których jesteście tak przywiązani, i przeprosiłbym go, i napisałbym, że dacie mu spokój, jeśli tego chce. Gdybym był na jego miejscu, byłbym na was wszystkim potężnie wpieniony.


Pozostawiwszy oszołomionych wiedźmy i czarodziejów na progu byłego domu, a zapewne również zmęczony i zmieszany swoją długą, sensowną przemową, Dudley Dursley zapakował komputer do samochodu ojca, po czym wsiadł, aby dołączyć do swojej rodziny, która ruszyła w stronę zachodzącego słońca... och, w porządku, w stronę Whisteria Walk w każdym razie.


York.


Miękko. Ciepło. Przyjemnie.


Severus leniwie otworzył oczy, wcale nie chcąc się jeszcze obudzić.


Obcy pokój. I drugie łóżko. Czarna czupryna. Och. Harry.


- Mam trzydzieści sześć lat.


"Ale czuję się, jakbym miał sześć. Jakim cudem mogę mieć trzydzieści sześć? Pewnie nie ma to teraz znaczenia. A jeśli mam trzydzieści sześć lat, to nie muszę się martwić, że każą mi wracać do matki i ojca. To dobrze."


- Hmmmm... - Harry odwrócił się w jego stronę i otworzył oczy. - Też się już obudziłeś, Sev? - wymamrotał nadal śpiący. - Jak się czujesz?


- Stopy mnie wciąż bolą.


"Zobaczymy, jak na to zareaguje. Będzie na mnie wściekły?"


- Mogę sobie wyobrazić. Nie będziemy dzisiaj dużo chodzić, więc mogą trochę odpocząć.


Harry usiadł, spuścił nogi na podłogę, a potem podszedł do Severusa.


- Pokaż, czy zrobiłeś sobie odciski.


Rzeczywiście kilka znalazł.


- Mam gdzieś krem na takie problemy. Posmaruję ci stopy i będziesz musiał przez co najmniej piętnaście minut leżeć, żeby się wchłonął i zaczął działać. Więc jeśli musisz iść do łazienki, to lepiej załatw to teraz.


"On... on mi pomaga! Może rzeczywiście JEST miły..."


- Czego chcesz w zamian?


Harry uniósł brwi.


- Co masz na myśli?


- Nie byłbyś dla mnie taki miły, gdybyś czegoś nie chciał w zamian. To czego chcesz? Mam ci coś uwarzyć albo... albo...


- Severusie, NICZEGO od ciebie nie chcę w zamian. Siedzimy w tym razem. Obaj staramy się trzymać z daleka od tych samych ludzi. Zajmę się tobą, bo tego chcę, w porządku? Nie musisz nic dla mnie robić.


Harry wziął jego stopy na kolana i zaczął smarować odciski kremem.


Przez całe piętnaście minut czekania Severus milczał, głęboko pogrążony w myślach.


Hogwart, zespół poszukujący Severusa.


- Gdzie w ogóle mamy zacząć, Arturze? To dziecko może być wszędzie.


- Wiem, ale on jest mały i porusza się piechotą. Powinniśmy najpierw zbadać najbliższą okolicę. Jeżeli to niczego nie przyniesie, poszerzymy krąg poszukiwań. Poza tym weźmy pod uwagę, że jest to dla dziecka trudna sytuacja, mogąca budzić sprzeczne uczucia. Możemy się z jego strony spodziewać jakichś aktów przypadkowej magii. Znamy jego magiczną sygnaturę, więc będziemy mieć oko również na to.


Do pomieszczenia wszedł Hagrid.


- Słyszełżem o ucieczce Sevvy'ego - wydyszał. - Znalozżem Firenza. Prosieł centaury i niektóre inne mieszkańce lasu, co by mnieli oczy otworte na małego.


Artur skinął głową z wdzięcznością.


- Alastor skontaktował się ze mną jakąś godzinę temu. Udało mu się przy pomocy Billa przełamać tarcze ochronne nałożone na komnaty Severusa w lochach. Dowiedział się tam, że Severus nałożył zaklęcia śledzące na paru niższych rangą śmierciożerców; jeszcze nie wiemy dlaczego. Alastor podejrzewa, że to mogą być jego uczniowie lub też może próbuje ich przeciągnąć na naszą stronę. W każdym razie to ułatwi mu zadanie zapewnienia bezpieczeństwa Zakonowi. Znalazł też pamiętnik Severusa. nie jestem pewny, czy powinienem go przeczytać, chociaż Billowi udało się złamać zaklęcia, którymi zeszyt był obłożony, bo to taki osobisty przedmiot... Z drugiej strony może zawierać jakieś wskazówki.


Poppy i Pomona zawahały się. Oczywiście, że to mogło ogromnie pomóc...


- Może zrobimy tak: tylko ty go przeczytasz, Arturze, i podzielisz się z nami tym, co uznasz za ważne. W ten sposób będziesz mógł przedyskutować z Severusem, kiedy już go znajdziemy i przywrócimy mu właściwy wiek, czy powinien na ciebie rzucić Obliviate.


York.


Po śniadaniu Harry zamówił taksówkę, która miała zawieźć jego i Severusa najpierw do domu, a potem na zakupy.


Dom był opuszczony od całych dziesięcioleci i nie dało się tego ukryć. Było w nim brudno. Bardzo, bardzo brudno.


BLEEEEEEEEE.


Severus kichnął. I jeszcze raz.


- Tak, wiem - powiedział Harry, uśmiechając się szeroko. - Ale i tak tu nie zostaniemy. Nie ma tu żadnych osłon. Będę musiał coś z tym zrobić w najbliższej przyszłości, tylko nie teraz.


"Więc osłony są ważne. Och, zaraz, matka coś o tym wspominała. Jak nie ma osłon, to można znaleźć ludzi, kiedy użyją magii. Matka nie chce... nie chciała, żeby ludzie wiedzieli, że zajmuje się czarną magią."


- No cóż, chodźmy poszukać jakichś porządnych ubrań, a później wybierzemy się do chatki. Tam pewnie też trzeba będzie trochę popracować, lepiej zatem od razu kupimy środki czystości.


Taksówka zawiozła ich pod sklep, gdzie, jak zapewniał kierowca, mogli znaleźć ubrania dla nich obu. Zapłacili więc i wysiedli.


Harry szybko wybrał stroje dla siebie. Dżinsy, kilka par spodni wizytowych, koszule i kurtkę oraz buty i bieliznę.


Następnie udali się do działu dziecięcego.


- W czym mogę pomóc, młodzi panowie - zapytała sprzedawczyni.


- Dziękuję - odparł Harry uprzejmie. - Sami znajdziemy wszystko, czego nam trzeba.


- Jest pan pewny? Mam rzeczy w sam raz dla panów...


- Nie, dziękuję pani - powtórzył Harry nieco ostrzej.


- Och, ależ pan MUSI pozwolić mi coś wybrać dla tego małego słoneczka - zaszczebiotała, szczypiąc Severusa w policzki.


Harry jęknął i zamknął oczy.


"GRRRRR. Uszczypnęła mnie. Uszczypnęła. Mnie. USZCZYPNĘŁA MNIE!"


- Czy pani szef wie, że podszczypuje pani klientów? - Nawet w dzieciństwie Śmiertelne Spojrzenie Severusa robiło wrażenie.


Harry, który po pięciu latach eliksirów doskonale potrafił odczytywać nastroje Severusa, szybko wziął chłopca za rękę i zaciągnął go na drugi koniec sklepu, zostawiając za nimi zdumioną sprzedawczynię.


Severus dobrze się bawił, wybierając dla siebie ubrania, a Harry mu na to pozwolił. Zapłacili, a potem znaleźli cichy kącik, gdzie zmniejszyli torby z zakupami i schowali je go kieszeni. Następnie poszli kupić rzeczy do sprzątania.


Wreszcie wszystko mieli przy sobie, zmniejszone i w kieszeniach, byli więc gotowi do drogi.


Harry chwycił Severusa za rękę, po czym dotknął zawieszonego na szyi jelenia. Obaj poczuli znajome szarpnięcie świstoklika i chwilę później znaleźli się w bardzo odległej i bardzo zaniedbanej chacie.


KONIEC

rozdziału szóstego


Rozdział siódmy


=Hogwart=


Albus Dumbledore powoli otworzył oczy.


- Ccoooohhh...


No cóż, ten dźwięk raczej nie brzmiał inteligentnie. Odkaszlnął i zamrugał, szukając okularów.


- Dzień dobry - powiedział damski głos.


Podciągnął koc tak wysoko, że odkryte miał tylko oczy, po czym rozejrzał się. Zobaczył Szarą Damę unoszącą się centymetr nad krzesłem, na którym siedziała.


- Co... co tu robisz? I dlaczego leżę w łóżku? Mam tyle do zrobienia...


- Nie, nie masz. Dosyć już zrobiłeś - stwierdziła Szara Dama spokojnym, neutralnym tonem, pozbawionym choćby nuty potępienia.


- Unieruchomiły mnie, nieprawdaż?


- Tak. Po tym, jak odmówiłeś wysłania kogoś na poszukiwanie Severusa i powiedziałeś im, że ani trochę cię nie obchodzi, co się stanie z tym bachorem. Tak się wyraziłeś.


- Ale ja muszę...


- Wrócisz do swoich obowiązków, zapewniam cię. Ale tylko do swoich. Wziąłeś na siebie o wiele za dużo. Ciężko musi być, kiedy tak wiele osób na tobie polega.


Dyrektor umościł się nieco wygodniej.


- Pracuję około dwudziestu dwóch godzin na dobę - przyznał. - Może rzeczywiście jestem nieco przepracowany. Ale wojna... i szkoła... i Ministerstwo...


- Nie tylko ty za nie odpowiadasz - przerwała mu Szara Dama. - Czy takie traktowanie Severusa sprawiło ci przyjemność? - spytała.


- Tak. NIE! Oczywiście, że nie. Po prostu... nie mogłem już tego znieść.


- Wiem. - Duch skinął głową. - I pomogę ci wrócić na właściwą drogę. Teraz jednak musisz odpocząć. Gadku!


W sypialni natychmiast pojawił się skrzat domowy.


- Gadku, czy mógłbyś przynieść eliksir bezsennego snu i dopilnować, żeby dyrektor go wypił? Podaj mu też coś do jedzenia.


Duch podleciał do łóżka.


- Co się teraz stanie? - spytał Dumbledore.


- Będziemy pracować nad twoją formą. Minerwa, Artur i Alastor zajęli się prowadzeniem szkoły, Zakonem i poszukiwaniem chłopców.


- Chłopców?


- Harry również uciekł - poinformowała go Szara Dama. - Zespół, który go szukał, wrócił od jego krewnych z niepokojącymi wieściami. Dursleyowie przyznali, że źle go traktowali, lecz pomogli mu w zdobyciu niezależności i jego późniejszej ucieczce na wolność.


- Starałem się tylko o jego bezpieczeństwo - zaperzył się Dumbledore.


- Czyżby? - spytała uprzejmie Szara Dama.


Dyrektor, milcząc, wlepił wzrok w pościel.


Gadek wrócił z jedzeniem i eliksirem.


- Zjedz i śpij - poleciła Szara Dama. - Będę tu, gdy się obudzisz. Nie zostawię cię z tym wszystkim samego.


=Dom Weasleyów=


Molly Weasley wróciła z przeszukiwania wszystkich znanych im posiadłości Syriusza przybita i bardzo smutna. Przetrząsnąwszy dom w poszukiwaniu męża, znalazła go w ich sypialni. Siedział w jednym z wygodnych foteli i czytał książkę. Molly ze zdumieniem spostrzegła, że twarz miał mokrą od łez.


- Arturze, co się stało? - spytała zaniepokojona. Jej mąż zwykle był bardzo opanowanym człowiekiem, niemającym w zwyczaju okazywania emocji w taki sposób.


Artur Weasley odłożył książkę i spojrzał na żonę.


- Dziennik Severusa. Miał go od czasów, kiedy chodził do Hogwartu. Nie uzupełniał go często, raz na kilka tygodni, czasem raz na kilka miesięcy. On... Molly... on był tylko chłopcem, kiedy go założył; teraz czytam zapiski z jego ostatniej klasy. Ciągle myślę o naszych chłopcach, o tym, jak bardzo ich kochamy. Nikt, dosłownie nikt nie kochał Severusa. Rodzice znęcali się nad nim. Nie miał przyjaciół, wyłącznie dręczycieli. Był tak strasznie samotny...


Molly otarła oczy.


- To brzmi zupełnie jakbyś mówił o Harrym. My... ci mugole byli jeszcze gorsi, niż sobie wyobrażaliśmy, Arturze, ale to, co ten chłopak... kuzyn Harry'ego powiedział nam... było w tym tyle prawdy... Powiedział, że nasz świat sprawił, że Harry był nieszczęśliwy i że zaniedbaliśmy go tak samo jak oni. Powiedział: "jakby postarzał się o pięćdziesiąt lat, a nie o pięć" i kiedy patrzę na Harry'ego, to właśnie widzę. Bardzo stare dziecko.


Artur przytaknął.


- To właśnie czuję, czytając zapiski Severusa. Bardzo stare dziecko. Oczywiście, teraz to jest wręcz dosłowne... ale sądzę, że popełniliśmy błąd, zakładając, że on nie może być daleko. Z tego, co zrozumiałem, musiał sam się sobą zajmować niemal odkąd był niemowlęciem. Szukamy dwóch bardzo samodzielnych chłopców, Molly.


- Biedne dzieci - szepnęła jego żona. - Pocieszające jest, że potrafią się o siebie zatroszczyć... chociaż nie powinny być w stanie. Kiedy ich znajdziemy, Severusa też przygarniemy, prawda, Arturze? Okażemy temu chłopcu nieco miłości i troski.


Artur delikatnie ją pocałował.


- Z całą pewnością, kochana. No cóż, lepiej wrócę do Hogwartu i poszerzę teren naszych poszukiwań. A ty chyba będziesz musiała udać się do Londynu.


- Tak, mamy umówione spotkanie, chcemy przedyskutować możliwości. Och, naprawdę mam nadzieję, że znajdziemy to biedne dziecko dzisiaj, Arturze.


- Ja też, Molly. Ja też. Powodzenia w poszukiwaniach Harry'ego.


=Bungalow=


- No cóż... - odezwał się Harry, kładąc na ziemi torbę, w której znajdowały się ich zmniejszone rzeczy, i rozglądając się wkoło.


Dom sprawiał wrażenie, jakby kiedyś był doskonale utrzymany, teraz jednak było w nim... brudno. Meble były w dobrym stanie, ale wymagały dokładnego wyczyszczenia, jeśli kiedykolwiek mieli ich używać, nie nabywając przy tym poważnego uczulenia na kurz.


Severus wybałuszył oczy.


- Czy... czy naprawdę będziemy tu mieszkać? - spytał ostrożnie.


Harry westchnął.


- Wątpię, żeby chata była w lepszym stanie, a z tego, co mogę stwierdzić, osłony tutaj nie ucierpiały. Mocne jak zawsze. Poza tym... nie jestem już nieletni. I magii w tym miejscu nie da się wyczuć. Ciebie zaś nawet nie traktuje się jak nieletniego. Umiesz posługiwać się magią?


Severus wyciągnął przed siebie rękę.


- Chłoszczyść - powiedział, celując w kuchenny zlew. W następnej chwili znikł mniej więcej półmetrowy krąg brudu.


- Świetna robota! - pochwalił Harry. - Dzięki magii dużo szybciej posprzątamy tu i wszystko naprawimy. Może wyczyścisz tu ile zdołasz - tylko uważaj, żeby się nie wyczerpać - a ja zacznę porządki w salonie?


Severus bez słowa zaczął sprzątać. Dobrze się bawił. Czuł magię wypływającą z czubków palców i uczył się, jak ją kontrolować. Nigdy wcześniej tego nie umiał - może to były jakieś pozostałości jego dorosłego ja? Uznał, że zapyta o to później Harry'ego.


Do kuchni wleciała piękna, biała sowa i usiadła na oparciu krzesła.


- Cześć - powiedział Severus, gładząc jej pióra.


Sowa spojrzała na niego, ale go nie dziobnęła.


- Mieszkasz w okolicy? Albo... czekaj, Harry mówił, że masz tutaj przylecieć. Ty jesteś Hedwiga?


Sowa zahukała, najwyraźniej zadowolona z jego szybkiego kojarzenia.


"Chciałbym mieć taką sowę... ale ojciec zaraz by ją zabił, tak jak zabił Dymka..."


Z oczu wymknęły mu się łzy.


- Widzę, że poznałeś Hedwigę - usłyszał głos Harry'ego. - Severusie?


Harry będzie na niego zły, że płacze. Jest dużym chłopcem. Duzi chłopcy nigdy nie płaczą.


- Severusie, co się stało? - spytał Harry z niepokojem.


Hedwiga zahukała.


- Severusie, nie ma nic złego w płakaniu, kiedy jest ci smutno albo coś cię boli - powiedział Harry, klękając obok.


Harry patrzył na niego jakby się nim przejmował. Jakby... jakby...


Severus raptem podszedł do starszego chłopca i schował twarz w jego barku.


"Ale ze mnie idiota, narobiłem sobie kłopotów, Harry już mnie nie będzie lubił, odeśle mnie!"


Nagle otoczyły go ramiona, z początku nieco niezgrabnie.


- Ciii, Sevvy. Nie ma nic złego w płakaniu - szepnął mu Harry do ucha. - Nie pogniewam się na ciebie przez to, że płaczesz.


- O... ojciec... byłem... twoja sowa i potem pomyślałem o Dymku i jak ojciec go zabił.


Harry przytulił chłopczyka mocniej, przypominając sobie czasy, kiedy wuj groził, że zabije Hedwigę, i krew się w nim zagotowała ze złości na tego ciemnowłosego mężczyznę, którego widział raz we wspomnieniach.


Severus uspokoił się i odsunął. Patrzył w dół, a na twarzy miał ogniste rumieńce.


- Przepraszam...


- Wszystko w porządku - zapewnił go Harry. - Dymek był twoją sową?


- Moim kotkiem - skorygował Severus. - Znalazłem go przy drodze, zabrałem do domu i zaopiekowałem się nim. Ale potem ojciec go znalazł i go zabił. Powiedział, że nigdy nie zdołam się przykleić... nie, przywiązać do czegoś albo do kogoś.


Harry pokręcił głową.


- To bardzo brzydko z jego strony, Sevvy. W dodatku to nieprawda. Mój wuj też mi mówił takie rzeczy, ale to zwyczajnie nieprawda. Kocham moich przyjaciół i nie ma w tym niczego złego. Jestem silniejszy dzięki temu, że ich kocham.


Jest silniejszy, bo ich kocha? Jak? Matka i ojciec nikogo nie kochali, a są... byli silni. Może nie u wszystkich działało to w taki sam sposób.


- Chcesz się iść pobawić z Hedwigą? Ja bym dokończył kuchnię - zaproponował Harry.


- Pobawić się?


- Tak, pobawić się. Lubi się popisywać, jaka jest szybka, więc mógłbyś się z nią ścigać. Albo mógłbyś pomóc jej znaleźć ładne miejsce do spania. Tylko nie wychodź poza osłony. Dokoła ogrodu jest niski płot; tam się kończą osłony, więc nie przechodź przez niego. Zaczekaj.


Harry sięgnął po swoją Błyskawicę i rzucił na nią kilka zaklęć.


- Nauczyłem się ich z książek o quidditchu. Zapewnią ci bezpieczeństwo. Miotła nie pozwoli teraz, żebyś spadł, i nie wzniesie się ponad dach domu. Nie próbuj ich zdjąć, mógłbyś spaść, a bardzo bym nie chciał, żeby coś ci się stało.


Oczy Severusa rozbłysły radością, kiedy Harry wręczył mu miotłę. Ochoczo przyrzekł, że zostanie w ogrodzie, który i tak był ogromny - mógł pomieścić całe boisko do quidditcha.


Hedwiga zahukała cicho, jakby zapewniała, że będzie się opiekować ich młodym przyjacielem.


Harry z szerokim uśmiechem przyglądał się, jak Severus wsiadł na Błyskawicę i uniósł się w powietrze z niczym niezmąconym zachwytem na twarzy. Hedwiga leciała tuż za nim.


KONIEC

rozdziału siódmego


Rozdział ósmy


=Nora=


- Cześć, tato.


Zmęczony i sfrustrowany Ron Weasley wszedł do pokoju. Tuż za nim szła Hermiona.


- Tato, co się stało? - spytał zaniepokojony, widząc, jak bardzo blady i roztrzęsiony jest jego ojciec.


Artur spojrzał na syna.


- Cześć, dzieciaki. Przepraszam, właśnie kończyłem czytać dziennik Severusa. Jakieś wieści?


- No cóż, mieliśmy trochę czasu, żeby przemyśleć to, co nam powiedział ten gigantyczny kuzyn Harry'ego, i po rozmowie z Remusem postanowiliśmy, że najlepiej będzie wysłać mu sowę. Tylko żeby go poprosić o informację, czy wszystko u niego w porządku. Remus właśnie pisze list do niego. A co z dyrektorem?


- Szara Dama mówi, że dyrektor jest w złym stanie. Jeszcze się nie przyznaje do własnych błędów i przez większość czasu śpi. Przyznał jednak, że w ostatnich latach pracował po dwadzieścia dwie godziny na dobę. To cud, że zostały mu jakiekolwiek szare komórki. Nie potrafię... trudno sobie wyobrazić, że mógłby celowo skrzywdzić Severusa. Zawsze bardzo go lubił.


Hermiona lekko wzruszyła ramionami.


- Mój ojciec interesuje się psychologią. Jego przyjaciel jest profesorem na uniwersytecie w Ameryce i każdego lata tato odwiedza go, aby zaliczyć parę kursów. Twierdzi, że to mu pomaga radzić sobie nawet z najbardziej przerażonymi pacjentami. W każdym razie kiedy mu powiedziałam, że dyrektor załamał się nerwowo, dał mi do przeczytania kilka książek.


Ron prychnął. Hermiona zdzieliła go po głowie.


- Zamknij się, Ronaldzie. Dowiedziałam się czegoś na temat mechanizmu takich zachowań. Dzieje się coś, co staje się kroplą przepełniającą miarę, że tak powiem. Zdemaskowanie profesora Snape'a. Utrata szpiega. Dyrektor prawdopodobnie najzupełniej rozmyślnie źle potraktował profesora Snape'a... - Uniosła dłoń, aby powstrzymać protesty. - Słowo rozmyślnie jest w tym przypadku użyte dość nieprecyzyjnie. Przy normalnym stanie umysłu dyrektor nigdy nie skrzywdziłby profesora Snape'a. Wszyscy to wiedzą. Aby więc zwrócić czyjąś uwagę na fakt, że on już dłużej tego nie zniesie, musiał zrobić coś tak do siebie niepodobnego, żeby nie można tego było zignorować. Co jednak nie znaczy, że wszystko świadomie zaplanował. To się po prostu stało. Wcześniej spróbował czegoś podobnego z Harrym. Mam na myśli wysłanie go w te wakacje do Dursleyów. Ale nikt go przed tym nawet nie próbował powstrzymać, chociaż on prawie na pewno miał nadzieję, że tak będzie.


Artur wpatrywał się w Hermionę.


- Chyba... nie do końca to rozumiem - przyznał. - Więc to było rozmyślne czy nie było rozmyślne?


Dziewczyna skinęła głową.


- Współczuję mu - dodała ze smutkiem. - Kiedy wyzdrowieje, będzie przerażony tym, co zrobił. Czy dziennik profesora Snape'a pomógł panu w jakikolwiek sposób, panie Weasley?


- Arturze, Hermiono. Artur i Molly. Już ci to mówiliśmy. Dziennik jest o tyle pomocny, że pokazuje, jak bystry jest w rzeczywistości Severus. A w paru ostatnich zapiskach można znaleźć ślady tego, że przynajmniej on zorientował się, co się dzieje z Dumbledore'em, i na wszelkie sposoby próbował mu pomóc.


Ron zmarszczył brwi.


- Więc kiedy Snape stał się dzieckiem, Dumbledore stracił nie tylko szpiega, ale też jedyną podporę?


Artur przytaknął.


- Harry i Severus bardziej są do siebie podobni, niż moglibyście przypuszczać - stwierdził, patrząc znacząco na Hermionę, która otworzyła oczy nieco szerzej. - Nie mam prawa mówić wam więcej, to w końcu dziennik Severusa. Byłbym jednak wdzięczny, żebyście byli dla niego mili, jeśli go... kiedy go znajdziemy.


=Bungalow=


Harry westchnął i otarł twarz brudną ręką. Potem rozejrzał się z zadowoleniem. Dom był prawie pozbawiony mebli, ale przynajmniej posprzątał na tyle, że można było tam mieszkać.


Severus na dworze trzepał dywaniki: lewitował dwa jednocześnie, a później sprawiał, że wielokrotnie o siebie uderzały. Najwyraźniej świetnie się bawił.


Harry uśmiechnął się. Zabawa... Będą się musieli postarać o dużo więcej zabawy. Obaj co noc budzili się po parę razy z powodu koszmarów, chociaż było z tym coraz lepiej, szczególnie w przypadku Severusa. Brak znęcania się i konieczności praktykowania Czarnej Magii znakomicie poprawiał mu nastrój.


Severus zachichotał cicho, gdy chodniki zderzyły się po raz dziesiąty, posyłając we wszystkie strony kłęby kurzu. To było zabawne. Cieszył się, że Harry pozwolił mu na coś takiego.


Owszem, ciężko pracowali, ale praca była jednocześnie zabawą. Mógł używać magii ile dusza zapragnie i nie musiał robić niczego paskudnego. Harry codziennie pozwalał mu latać na swojej miotle; powiedział, że Severus jest za młody, żeby pracować cały dzień, że musi się też bawić. A kiedy wytknął mu, że tak naprawdę jest od niego o dwadzieścia lat starszy, Harry tylko parsknął, podał mu miotłę i wypchnął za drzwi.


Czemu stary czarodziej w Hogwarcie był na niego taki zły? Czemu ON się z nim nie bawił? Matka i ojciec też go nie lubili, ale to wcale dobrze nie świadczyło o dyrektorze, uznał, uśmiechając się krzywo.


=Nieco później=


- Harry?


Nastolatek uniósł wzrok znad czytanej książki. Zwykle nie wysyłał Severusa do łóżka: chłopiec około ósmej bywał zmęczony i sam się kładł. Spojrzał na zegar - prawie pierwsza w nocy.


- O co chodzi, Sevvy?


Malec słodko wyglądał w swojej zielono-srebrnej pidżamce o nieco zbyt długich nogawkach przykrywających stopy, kiedy tak stał, trąc piąstkami oczy.


- Przyśniło mi się coś naprawdę strasznego - wyjaśnił, podchodząc do Harry'ego.


Harry zmarszczył brwi. Severus, podobnie jak on sam, miał skłonność do koszmarów, ale jeszcze nigdy z tego powodu do niego nie przyszedł. Harry czasem chodził do pokoju chłopca, aby uspokoić go po koszmarze, lecz Severus sam raczej dobrowolnie go nie szukał.


"Zrobiłem coś nie tak?" - zastanawiało się dziecko tymczasem. - "Harry marszczy brwi..." Próbował spać dalej, naprawdę, ale sen był po prostu zbyt straszny. "Może Harry myśli, że jestem głupi? Może mnie odeśle..."


- Chodź - powiedział Harry, poklepując siedzenie sofy, którą zajmował. - Myślę, że przyda ci się pyszne gorące mleko z miodem. Zawsze mi pomaga, kiedy mam zły sen.


Otulił Severusa kocem i zostawił go na kanapie, sam zaś poszedł do kuchni. Wrócił chwilę później, niosąc dwa parujące kubki.


- Odeślesz mnie teraz? - spytał chłopiec, przyglądając się twarzy Harry'ego wielkimi, czarnymi oczyma.


- Oczywiście, że nie. Dlaczego miałbym to zrobić?


- Bo jestem głupi...


Harry pokręcił głową.


- Nie jesteś głupi, Sevvy. Zawsze możesz do mnie przyjść, gdy przyśni ci się naprawdę straszny koszmar. Możesz mnie nawet obudzić, a ja i tak się na ciebie nie wścieknę. Mnie też śniło się wiele koszmarów i zawsze chciałem, żeby ktoś zrobił mi ciepłe mleko, kiedy budziłem się przerażony, ale nikt nigdy tego nie robił. Więc teraz chcę to robić dla ciebie. Umowa stoi?


W brzuchu czuł miłe ciepło, ale nie pochodziło ono od mleka. Zawsze czuł takie ciepło, jak Harry mówił do niego Sevvy, chociaż wiedział, że gdyby ktoś inny go tak nazywał, byłby na niego zły. Ale Harry'emu było wolno - Harry był dla niego prawie starszym bratem.


- Matka i ojciec bili mnie, kiedy płakałem - powiedział cicho, dmuchając na mleko. - Mówili, że to słabość.


- To nie jest słabość. No, gdybyś beczał przez cały dzień, to mogłaby być...


Severus zachichotał. Harry roześmiał się razem z nim, zaraz jednak spoważniał.


- Gdy byłem w twoim wieku, moja ciotka i wuj też mnie bili. Nie dali mi nawet własnego pokoju, tylko kazali spać w komórce pod schodami.


Chłopiec wybałuszył na niego oczy.


- Takiej jak tu mamy? - upewnił się. Dla niego było to fajne miejsce do zabawy w chowanego, ale nie chciałby tam MIESZKAĆ! Było tam pełno pająków i ciasno, i ciemno...


- Tak, w całkiem podobnej. Zamieszkałem z nimi, kiedy miałem rok, a dali mi mały pokój, gdy skończyłem jedenaście lat. Tylko dlatego, że przyszedł wtedy do mnie list z Hogwartu i się wystraszyli.


Severus przytulił się do ramienia Harry'ego.


- Matka chłostała mnie po rękach, jeśli zrobiłem coś źle przy sporządzaniu eliksirów - wyznał. - Mówiła, że nie cierpi tego robić, ale nigdy niczego nie wyjaśniała. Tylko wciąż używała zaklęcia chłoszczącego.


Harry w duchu zagotował się ze złości. "To przynajmniej wyjaśnia, dlaczego wyrosłeś na tak okropnego nauczyciela" - pomyślał. - "W porównaniu do twojej matki jesteś pewnie niezmiernie miły i łagodny."


- Moja ciotka i wuj nazywali mnie świrem i bili mnie, bo potrafiłem czarować - powiedział.


Severus nachmurzył się gniewnie. Na tak młodej twarzy wyglądało to naprawdę zabawnie.


- Ale to jest niesprawiedliwe!


- Owszem. Kiedy zaś zacząłem chodzić do Hogwartu i zyskałem wspaniałych przyjaciół, zrozumiałem, że to nie moja wina. Mama mojego przyjaciela mnie tego nauczyła.


- Ale matka i ojciec twierdzili, że MUSIELI mi to robić, bo jestem takim okropnym chłopakiem - wyjaśnił Severus. - I ten niedobry stary człowiek w zamku też tak powiedział, że to wszystko moja wina.


Harry objął chłopca ramieniem.


- To nie była nasza wina - powtórzył. - A ty nie jesteś okropnym chłopakiem, nie bardziej, niż ja byłem. - W myślach uśmiechnął się krzywo. Dorosły Severus stwierdziłby szyderczo, że Harry JEST okropnym chłopakiem. - Jutro wybierzemy się na zakupy.


- Gdzie? - Dziecko powoli zaczynało być zmęczone.


- Na Pokątną. Zmienimy nasz wygląd i będziemy się świetnie bawić. Może zaczniesz myśleć o tych wszystkich fajnych rzeczach, które chciałbyś kupić, żeby mogły ci się przyśnić, i o lodach u Floriana Fortescue... ekstra sprzęcie w sklepie z artykułami do quidditcha...


Severus ziewnął i spokojnie zasnął.


=Hogwart=


Dumbledore przez tydzień głównie spał. Budził się raz lub dwa razy dziennie, aby coś zjeść, przeważnie jednak zasypiał ponownie w przeciągu pół godziny.


Szara Dama nie naciskała na niego: w procesie dochodzenia do zdrowia najpierw trzeba było poprawić fizyczną kondycję dyrektora.


W końcu, dziesięć dni po tym, jak został zamknięty w swoich komnatach, późnym rankiem Dumbledore obudził się na dobre.


- Witaj. - Duch uśmiechnął się do niego.


- Cześć - odparł dyrektor nieco zdezorientowany. - Czuję się... dziwnie. Jakbym obudził się po koszmarnym śnie. Jak długo spałem? Pamiętam, że rozmawiałem z tobą wcześniej...


- Rozmawialiśmy wcześniej parę razy, choć przyznaję, że były to krótkie pogawędki. Przespałeś większą część tych ostatnich dziesięciu dni.


- DZIESIĘĆ DNI? Jak to możliwe?


- Byłeś niezwykle przepracowany. Prawdę mówiąc, doświadczyłeś załamania nerwowego.


Dumbledore przygryzł wargę.


- Co... co ja takiego zrobiłem? - zastanowił się. Moment później zbladł. - Severus! Czy on naprawdę ma sześć lat, czy mi się to tylko przyśniło?


- Nie, nie śniłeś o tym. On ma sześć lat. Minerwa i Filius nadal szukają przeciwzaklęcia.


Następne pytanie zostało wyszeptane tak cicho, że nie usłyszałaby go, gdyby nie była duchem.


- I... nie było snem... to, co mu zrobiłem?


Pokręciła głową, ze współczuciem patrząc na załamanego mężczyznę. Po pergaminowych, wychudłych policzkach popłynęły łzy, znikające w siwej brodzie.


- Moje dziecko... Skrzywdziłem mojego chłopca...


Duch nie odezwał się, wskazał jedynie człowiekowi pudełko chusteczek stojące na stoliku nocnym.


- Odszedł, prawda? On i Harry. Och, Merlinie...


- Powstały dwa zespoły poszukiwawcze, po jednym dla chłopca, obecnie jednak oba utknęły w martwym punkcie.


Dumbledore szlochał w dłonie.


- Czy sądzisz... że Minerwa i inni zechcą jeszcze kiedyś ze mną rozmawiać? Wiem parę rzeczy, które mogłyby im pomóc w szukaniu...


KONIEC

rozdziału ósmego


Rozdział dziewiąty


=York=


- Sevvy! Severusie!


Harry zapukał do sypialni chłopca wczesnym rankiem. Otworzył drzwi i wszedł.


Pokój Severusa był pierwszym, jaki posprzątali po kuchni i salonie. Harry'ego bawiło, że nawet jako dziecko Severus wybrał kolory Slytherinu: pokój był kremowy, z zielonymi i srebrnymi akcentami. Jego własny pokój wyglądał podobnie, ale detale były czerwone i złote.


- No dalej, Sevvy - powiedział do zaspanego chłopca - musimy nałożyć zaklęcia zmieniające wygląd, zanim wybierzemy się na Pokątną.


Dziecko momentalnie się rozbudziło i wyskoczyło z łóżka.


- Idziemy już teraz, Harry?


- Najpierw śniadanie! Załóż mugolskie ubrania i lekką szatę. Dzięki temu nie będziemy się wyróżniać w żadnym ze światów.


Chłopiec skakał w górę i w dół na łóżku. Harry uśmiechnął się lekko. Ciche, wystraszone dziecko nareszcie poczuło się na tyle pewnie, że zaczęło zachowywać się zgodnie ze swoim wiekiem.


- Do mugolskiego świata też pójdziemy? A gdzie?


- To ma być niespodzianka. Nie będzie nas w domu cały dzień i będziemy się bawić tak dobrze, jak tylko zdołamy.


= Hogwart=


- Wejdź, Minerwo - powiedziała Szara Dama.


Komnaty Dumbledore'a były zamknięte dla wszystkich pozostałych ludzi przez prawie dwa tygodnie. Zdenerwowana wicedyrektorka weszła do salonu.


- C... co z nim? - spytała ducha.


- Poczyniliśmy pewne postępy. - Szara Dama uśmiechnęła się blado. - Ufam w jego całkowite wyzdrowienie. Był jednakowoż bardzo zrozpaczony, gdy zorientował się, co uczynił Harry'emu i Severusowi. Chciałby wam udzielić wszelkich możliwych informacji, które mogłyby pomóc w poszukiwaniach.


- Jak powinnam się przy nim zachowywać?


- Bądź sobą, lecz nie krzycz na niego ani go surowo nie osądzaj. Nie wolno ci usprawiedliwiać jego zachowania ani potępiać go. Idź, on czeka na ciebie.


Minerwa weszła do sypialni i zatrzymała się zaraz za progiem, patrząc na swego starego przyjaciela i mentora. Był blady, czerwone oczy zdradzały, że płakał, wyglądał na bardzo osłabionego i postarzałego. Ledwie ośmielił się rzucić na nią okiem.


- Cz... czy jesteś bardzo wściekła, Minerwo? - wykrztusił w końcu. - Ja... Na Merlina, tak mi przykro...


Miała wrażenie, że serce jej pęknie. Oni wszyscy oczywiście wiedzieli, że on był chory, lecz aż do tej chwili najsilniejszym uczuciem, jakie żywiła do Albusa, był gniew. Zapomniała jednak o tym momentalnie; podbiegła do załamanego starego człowieka i objęła go.


- Och, wiem, Albusie. To nie tylko twoja wina. Zrzucaliśmy na ciebie odpowiedzialność za wszystko, nie biorąc pod uwagę, że potrzebowałeś odpoczynku i kogoś, do kogo mógłbyś się zwrócić, jak każdy z nas. Przepraszam, że nie pomogliśmy ci wcześniej. Gdybyśmy to zrobili, nie doszłoby do tego.


- Severus to robił - szepnął jej na ucho; poczuła, jak bardzo schudł. - Severus próbował mi pomóc. Sam już niósł na barkach więcej niż mógł udźwignąć, ale i tak pomagał mi w każdej wolnej chwili. Tę... tęsknię za nim i to wszystko to tylko moja wina.


- Znajdziemy ich, przyprowadzimy go z powrotem.


- Ale jak? - spytał smutno stary czarodziej. - Zraniłem go. On mnie teraz nienawidzi. I nawet nie wiemy, czy on kiedykolwiek jeszcze będzie dorosły.


Wiedźma odsunęła się nieco.


- Filius szuka sposobu. Jeżeli ktokolwiek może znaleźć kontrzaklęcie, to tylko on, wiesz o tym. Tymczasem... Szara Dama twierdzi, że chcesz nam pomóc?


Dumbledore przytaknął.


- James i Lily mieli więcej domów niż tylko ten w Dolinie Godryka. Nie wiem dokładnie ile i gdzie, ale wiedzą to gobliny. Mogły powiedzieć Harry'emu.


Minerwa wydawała się podekscytowana tą perspektywą.


- A Severus? Czy jest jakieś miejsce...


Dumbledore utkwił wzrok w oddali.


- Severus nie ma dokąd pójść - powiedział, ocierając z policzka zabłąkaną łzę - może poza starym domem jego rodziców, o ile pamięta, gdzie to jest. Znajduje się on w mugolskim mieście, na ulicy zwanej Spinner's End.


=Bungalow=


Harry i Severus jedli śniadanie, z ożywieniem rozmawiając o wyprawie, jaką zamierzali odbyć, kiedy do kuchni wleciała sowa niosąca list. Severus zbladł.


- Znaleźli nas, Harry? - spytał z przestrachem.


Harry pokręcił głową.


- Wątpię. Sowy są mądre, potrafią znaleźć ukrywających się ludzi. Zobaczmy, co tam jest napisane...


Na wszelki wypadek rzucił kilka Finite Incantatem, żeby upewnić się, że na list nie zostały nałożone żadne zaklęcia śledzące, a następnie otworzył kopertę.


"Drogi Harry.


Zespół, który Cię poszukuje, uznał, że skoro jestem jego dowódcą, to ja powinienem napisać do Ciebie.


Szukamy Cię już od pewnego czasu, ale dopiero z rozmowy z Twoimi krewnymi - którzy przeprowadzili się w bezpieczne miejsce - dowiedzieliśmy się czegoś.


Widzisz, Twój kuzyn powiedział nam bez ogródek, że on też by odszedł, gdyby znęcano się nad nim tak, jak znęcano się nad Tobą, i gdyby był podobnie zaniedbywany.


Przepraszam, Harry. Nigdy nie zadaliśmy sobie trudu, aby zrozumieć, jakie było Twoje życie, od kiedy znalazłeś się w świecie czarodziejów. Twój kuzyn powiedział: "Wyglądał jakby postarzał się o pięćdziesiąt lat, nie o pięć.". Teraz, kiedy dyrektor cierpi na załamanie nerwowe... moment, Ty przecież nic o tym nie wiesz, prawda? Zaraz do tego wrócę.


W każdym razie, kiedy dyrektor się załamał, zdaliśmy sobie sprawę, że wszystkie nasze żądania i oczekiwania złożyliśmy na ramionach starego mężczyzny i chłopca, i pojęliśmy, jak niesprawiedliwe to było. Robimy, co w naszej mocy, aby to naprawić.


Harry, obiecujemy już nigdy Cię do niczego nie zmuszać. Chcemy się tylko upewnić, że jesteś cały i zdrowy. Dasz nam znać?


Dumbledore bardzo źle zareagował na fakt, że Severus został zdemaskowany i odmłodzony... Znowu się zagalopowałem, czyż nie? No cóż, Severus został zdemaskowany jako szpieg. Nie jestem pewny, co Voldemort chciał osiągnąć, zmieniając go w sześciolatka, ale to właśnie zrobił. Szara Dama i Hermiona wyjaśniły nam, że to zadziałało na Dumbledore'a jak "zapalnik", przez co się załamał i zaczął znęcać nad Severusem co najmniej słownie, a w mniejszym stopniu fizycznie, jakkolwiek nie zrobił mu prawdziwej krzywdy. To wstrząsnęło nami wszystkimi - Dumbledore kocha Severusa. Próbował go nawet adoptować, kiedy chodziliśmy do szkoły, ale nic z tego nie wyszło. Nie przypuszczam, żeby Severus o tym wiedział; Artur znalazł stare dokumenty w ministerstwie w zeszłym tygodniu.


O rany, ale się rozpisałem. Przepraszam, obecnie jednak szukamy Was obu i zdarza mi się czasem nieco pogubić.


Poważnie, napisz do nas, jak się masz. Jeśli czegoś Ci trzeba, daj znać, a pomożemy Ci.


Remus"


- Harry?


Nastolatek drgnął, a następnie uśmiechnął się do malca.


- Wszystko w porządku, Sevvy. Już na mnie nie polują, tylko ciebie wciąż szukają. I nikt nie jest na ciebie zły. Wydaje się, że nareszcie odzyskazli zdrowe zmysły...


Severus podbiegł do Harry'ego i mocno objął go w pasie.


- Nie odsyłaj mnie tam, proszę, mi się tu podoba!


Harry przygładził włosy chłopca.


- Oczywiście, że cię nie odeślę. Możesz tu ze mną zostać jak tylko długo zechcesz. Teraz muszę tylko na to odpisać, a potem od razu nałożymy zaklęcia zmieniające wygląd i wyruszamy, dobrze?


=Remus Lupin, Nora=


- Poszczęściło ci się, Arturze?


- Nie. Ani śladu. A tobie?


- Nie dostałem jeszcze odpowiedzi. Ale Minerwa odzywała się kominkiem. Mówiła, że widziała się z Dumbledore'em i rozmawiała z nim, i że może mieć dla nas jakiś trop. Pytała, czy moglibyśmy się tam zjawić.


- Oczywiście! Czy powiedziała, jak Dumble... hej, to chyba twoja sowa!


Remus obejrzał się i przyskoczył do zmęczonego ptaka.


- Odpisał. Arturze, on odpisał! - Prawie tańczył z radości.


- No to otwórz! Co on tam napisał?


"Cześć, Lunatyku.


Naprawdę nie jesteś zły czy to może tylko taka taktyka, która ma sprawić, że Wam się poddam? Przepraszam, ale musiałem spytać.


Czyli Dumbledore jest chory. Już wcześniej uważałem, że samo wysłanie mnie do Dursleyów po tym, co mu powiedziałem, było raczej chore. W pewnym sensie cieszę się, że nie zrobił tego z czystej złośliwości.


Dudley, co? Więc może jest dla niego jakaś nadzieja.


Jeśli chodzi o mnie, to radzę sobie dobrze. Będę w pociągu 1 września, najpierw jednak zamierzam trochę się zabawić. Kiedy zyskam całkowitą pewność, że nie próbujecie nakłonić mnie do pokazania się tylko po to, żeby mnie złapać i odesłać do Dursleyów, może nawet Was odwiedzę.


Przekaż moim przyjaciołom pozdrowienia ode mnie i że ich przepraszam, że pewnie się o mnie martwili.


Harry"


- To nie brzmi zbyt przyjaźnie - zauważył Ron po przeczytaniu listu.


- On nie ma powodów wierzyć...


- ...w nasze dobre intencje - stwierdzili bliźniacy.


Hermiona z namysłem zmarszczyła brwi.


- Remus napisał mu o odmłodzeniu Snape'a, a on nic na to nie odpowiedział. To dziwne.


Ron wzruszył ramionami.


- Pewnie nie chce nim sobie zaprzątać głowy. W końcu nadal myśli, że Snape jest parszywym dupkiem.


Hermiona sięgnęła po list i, czytając go, głęboko się zamyśliła.


KONIEC

rozdziału dziewiątego



Rozdział dziesiąty


Severus chichotał jak szalony.


- Przestań! - Harry posłał mu gniewne spojrzenie.


Co tylko sprawiło, że chłopiec śmiał się jeszcze mocniej.


Harry rzucił okiem w lustro i sam nie mógł powstrzymać krótkiego chichotu.


Postanowili obaj, że będą udawać ojca i syna, aby jednak plan się powiódł, Harry musiał wyglądać na nieco doroślejszego. Dlatego wypił eliksir postarzający, kóry działał tylko jeden dzień. Wyglądał w tym momencie tak, jak zapewne wyglądałby jego ojciec, gdyby żył. Jego nadal gęste, potargane włosy siwiały na skroniach, srebrne nitki wiadać też było na czubku i z tyłu głowy, twarz miał lekko pomarszczoną. Zdecydował, że wykorzysta też mugolskie metody zmiany wyglądu, ponieważ nie można ich było odczarować. Użył więc kolorowych szkieł kontaktowych i miał teraz brązowe oczy. Bliznę ukrył zarówno zaklęciami, jak i mugolskim makijażem. Severus chichotał przez cały czas nakładania tego ostatniego.


Harry wykrzywił się w jego stronę, po czym podniósł go i posadził na stole.


- Śmiej się, śmiej. Kolej na ciebie.


Za pomocą tymczasowej, łatwej do zmycia farby zmienił kolor włosów chłopca na brązowy, a następnie zawahał się.


- Naprawdę powinienem...


Severus entuzjastycznie pokiwał głową.


- Tak, tak, zetnij je!


Parę dobrze wymierzonych czarów tnących później włosy dziecka sięgały mniej więcej uszu i lekko kręciły się na końcach. W tej fryzurze wyglądał jeszcze cudowniej.


- Cóż, synu - rzekł Harry, szeroko uśmiechając się do Severusa - chodźmy.


Ulica Pokątna była zatłoczona i Harry prowadził Severusa za rękę. Najpierw wstąpili do Esów i Floresów; nastolatek przewrócił oczami, gdy jego podopieczny oszalał na widok tylu książek. Harry wybrał sobie kilka pozycji o zaawansowanej obronie, technikach walki i magii bezróżdżkowej oraz nieco poświęconych innym tematykom, które mogły mu się przydać. Zapłacił za nie i schował zmniejszone do kieszeni, po czym wybrał się na poszukiwania Severusa. Chłopiec siedział w dziale literatury dziecięcej z poważnym wyrazem twarzy.


- Znalazłeś jakieś książki, które ci się spodobały? - zapytał Harry.


Severus zawahał się.


- Ha... tatusiu?


- Tak?


- Nie... nie mam ani trochę pieniędzy. A nie mogę iść do Gringotta, prawda?


Harry uśmiechnął się.


- Zabrałem cię na wypad na miasto, synu. Nie martw się o pieniądze. Dzisiaj się bawimy, dobrze? Idź, przynieś książki, które wybrałeś.


Severus spojrzał na niego z powagą.


- Nie sądzę, żeby twój profesor się na to zgodził - zauważył.


Harry westchnął.


- Prawdopodobnie masz rację. Powiem ci coś. - Pochylił się na tyle nisko, że mógł szeptać chłopcu do ucha. - Jeżeli zmienisz się z powrotem i stwierdzisz, że chcesz mi zwrócić pieniądze, będziesz mógł. Stoi?


Severus przytaknął radośnie i ruszył na łowy. Harry z trudem powstrzymał prychnięcie, kiedy zauważył, że wśród upolowanych książek znajdowały się również takie, które zdecydowanie nie były przeznaczone dla małych dzieci. Niektóre byłyby odpowiedniejsze dla hogwarckich trzecioklasistów. Zapłaciwszy za nie i dołączywszy je do kolekcji zmniejszonych tomów, obaj panowie odwiedzili sklep z markowym sprzętem do quidditcha. Severus poruszał się w środku ostrożnie, niemal w nabożnym skupieniu, przyglądając się wystawionym towarom, ale nie śmiąc niczego dotknąć. Harry obserwował go z rozbawieniem.


- Potrzebny mi jest Nimbus 2000 - powiedział do mężczyzny za ladą. - Z dodanymi paroma zaklęciami.


- Dla małego, co? - Sprzedawca mrugnął porozumiewawczo.


Harry z zażenowaniem wyszczerzył zęby.


- To ma być niespodzianka dla niego - wyznał konspiracyjnie. - Ale miałbym problemy, gdybym nie nałożył na nią zaklęć dla bezpieczeństwa. On się niczego nie boi, kiedy lata, a nie chciałbym, żeby spadł i coś sobie zrobił. Któregoś dnia pewnie spróbuje się zakwalifikować do drużyny jego domu!


Mężczyzna słuchał go z lekkim uśmiechem na twarzy; był przyzwyczajony do rodziców przechwalających się zdolnościami ich dzieci. Gdyby tylko wszyscy oni kupowali swoim pociechom Nimbusy 2000, byłby szczęśliwym człowiekiem.


Harry zapłacił za miotłę i zmniejszył ją. Po opuszczeniu sklepu zabrał Severusa na zasłużone lody do Floriana Fortescue.


- Mam dla ciebie prezent urodzinowy. - Uśmiechnął się do chłopca.


- Ale moje urodziny są w styczniu - zaprotestował Severus, choć jednocześnie szeroko otworzył oczy w wyrazie wyczekiwania.


- Dostałeś coś? - spytał Harry niewinnie.


- N... nie.


Harry wyjął z kieszeni pudełeczko z miotłą i podał je dziecku.


- Jest zmniejszona, oczywiście. Moja pierwsza miotła była tej marki. Naprawdę ją kochałem...


Severus otworzył pudełko i zachłysnął się powietrzem.


- Ni... Nimbus 2000? - Poczerwieniał jak burak. - Prawdziwa miotła?


Harry roześmiał się lekko.


- Naturalnie. Jak inaczej mielibyśmy grać razem w quidditcha, gdybyś nie miał prawdziwej miotły?


Nieoczekiwanie zdał sobie sprawę, że ma na kolanach podekscytowanego sześciolatka, który obejmuje go za szyję z siłą grożącą uduszeniem. Niezręcznie klepiąc małe plecy, Harry uśmiechnął się. Przypomniał sobie radość, z jaką powitał pierwszy otrzymany prezent, i chciał, aby Severus czuł się równie szczęśliwy. Pokręcił głową. Wszelkie myśli o zemście, jakie przeszły mu przez głowę, kiedy spotkał odmłodzonego mistrza eliksirów, wyparowały niczym kamfora w ciągu tych kilku tygodni, które Sevvy z nim spędził. Zaś po historiach, jakie usłyszał od chłopca - chociaż był pewny, że przedstawiały ledwie wierzchołek góry lodowej tego wszystkiego, co rzeczywiście się stało - odkrył, że współczuje dorosłemu Snape'owi, a nawet odnalazł w sobie, ku swemu rozgoryczeniu, rosnące zrozumienie dla tego człowieka. W tym samym czasie nauczył się kochać to dziecko. Przytulił je mocno.


- Proszę bardzo, dzieciaku - szepnął, nieświadomie używając słowa, jakim nazywał go Syriusz. - Tak... Zaplanowałem resztę dnia. Będziesz musiał mi powiedzieć, czy ci się to podoba.


Severus spojrzał na niego wielkimi oczyma.


- Co?


- Czy chciałbyś się przejść do zoo? - spytał.


Harry przyjemnie spędził czas w zoo ten jeden raz, gdy tam był. Tym razem nie było ani Piersa, ani Dudleya, ani ciotki i wuja, którzy mogliby mu zepsuć zabawę. Zamiast nich obok niego maszerował Severus praktycznie podskakujący z radości.


Zwierzęta były zadbane, jak zauważył, a ogród prowadził różne zaawansowane programy, lecz mimo to nie potrafił przestać się zastanawiać, czy zwierzęta nie czuły się tak samo jak on, zamknięty najpierw na Privet Drive, a później w Hogwarcie.


Severus pociągnął go za rękaw.


- Chcę zobaczyć węże, Ha... tato. Proszę!


- Ślizgon - zwymyślał go Harry żartobliwie.


Chłopiec pokazał mu język.


- Wężousty - odciął się i czym prędzej pobiegł do przodu, zanim opiekun zdążył mu odpłacić.


Ich ślizgońskie serca nie ucieszyły się jednak na widok tak wielu węży w tak wielu klatkach. Harry pogawędził krótko z każdym z nich, podczas gdy Severus stał na czatach, pilnując, czy nikt się nie zbliża. Potem podzielił się z chłopcem odpowiedziami gadów.


Ktoś na tyłach przeprowadzał demonstrację, trzymając wielkiego węża. Harry spojrzał na Severusa.


- Czy myślisz o tym samym, co ja? - zapytał.


Chłopiec uśmiechnął się psotnie.


- Chyba tak.


- Witaj, kumplu. Czy mógłbyś nam zrobić tę przysługę i tu podpełznąć?


Treser spanikował, gdy potulny z początku wąż nagle się ożywił, wysunął mu się z rąk i po nogach ześlizgnął się na podłogę. Widzowie zaczęli wrzeszczeć i odskakiwać na wszystkie strony, żywo przypominając Harry'emu wydarzenia z jedenastych urodzin Dudleya.


Severus znakomicie się bawił. Cały dzień był cudowny. Harry kupił mu naprawdę ekstra prezent, a teraz jeszcze pozwolił mu wziąć udział w jednej z jego sławnych psot. Mugoli tak łatwo było przestraszyć, myślał, siadając i głaszcząc węża.


- Dziękuję - wysyczał Harry. - Chcieliśmy was poznać i dowiedzieć się, czy możemy coś dla was wszystkich zrobić.


Wąż owinął się wokół chłopca, ale nic mu nie zrobił, tylko muskał głową jego włosy.


- Mówisz naszym językiem. To wielki dla nas zaszczyt, Mówiący. Ci ludzie tutaj dobrze się nami opiekują, jednak nie jesteśmy wolni. A niektórzy chcieliby być wolni.


- Można to załatwić, lecz ucieczka z zoo, a tym bardziej z Anglii, może być trudna - zauważył Harry.


- Jest nas tylko troje, Mówiący. Weź nas ze sobą i wyślij w nasze strony.


Harry uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Severusa, podczas gdy reszta tłumu uciekała.


- Co powiesz, mały? Masz ochotę na drobną kradzież z włamaniem?


Chłopiec ochoczo pokiwał głową. Gryfon pokazał mu dwie szyby, za którymi wierciły się BARDZO rozgorączkowane węże.


- Pozbądź się szkła - powiedział. - Chodźcie do mnie - syknął do węży.


Severus rzucił zaklęcie na szyby, kiedy zaś Harry zajmował się wężami, usiłując ułożyć je na sobie tak, żeby wszyscy razem mogli się deportować, chłopiec zauważył małego zaskrońca w pudełku. Wyglądał na bardzo nieszczęśliwego, a Harry powiedział przecież, że ich psota miała polegać na uwolnieniu węży, które chciały być wolne... Szybko podniósł pokrywkę i wsunął zaskrońca do kieszeni akurat w momencie, kiedy Harry zawołał do niego:


- Gotowy?


Severus przytaknął. Chwilę później w bulgalowie pojawił się kłąb ludzi, węży i paczek z zakupami. Harry zgiął się wpół ze śmiechu, po czym przybił piątkę z Severusem.


- Dobra robota, Sevvy. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Widziałeś miny tych ludzi?


Oczy Severusa błyszczały, gdy powoli wstawał z podłogi, starając się nie zgnieść zaskrońca schowanego w kieszeni. Harry usiadł na ziemi, aby omówić następne kroki z trzema dużymi wężami. Chłopiec przykucnął w kąciku i głaskał swoje zwierzątko, które owinęło się wokół jego ręki.


- Severusie, idę poprosić Griphooka o pomoc w przeprowadzce naszych gości. Jakby co, możesz się ze mną skontaktować przez sieć Fiuu, dobrze?


Dziecko w milczeniu skinęło głową, zasłaniając swą dziwną bransoletkę.


Pół godziny później zadowolony Harry był już z powrotem.


- Całej trójki już nie ma w Anglii. Griphook znał parę osób z tych części świata, skąd pochodziły... Severusie! Czy ty masz węża dokoła ręki?


Chłopiec przygryzł wargi, patrząc na własne stopy, po czym przytaknął.


- Wy... wyglądał na takiego samotnego i nie mogłem go zostawić, no wiesz, uwalnialiśmy je przecież... proszę, nie bądź wściekły. - Spojrzał na Harry'ego ze strachem.


Gryfon pokręcił głową i objął chude barki ramieniem.


- Jasne, że nie jestem. W końcu to ja to wszystko zacząłem. Ale pozwól, że porozmawiam z twoim nowym przyjacielem.


Zabrał Severusowi węża i przeprowadził z nim krótką rozmowę. Następnie oddał go z szerokim uśmiechem.


- Przede wszystkim on to ona. Po drugie masz całkowitą rację. Rzeczywiście czuła się samotna. Lubi cię, jednak chciałaby też móc wychodzić na dwór na polowanie. Nie trzymaj jej w klatce - ostrzegł chłopca.


Dziecko uśmiechnęło się promiennie, głaszcząc główkę zaskrońca.


- Pobawisz się czasem ze mną? - spytało.


Wąż bardzo wyraźnie kiwnął głową.


- Zbuduję ci kryjówkę w ogrodzie - obiecał Severus, kładąc ją na podłodze.


Harry syknął do zaskrońca, który ponownie przytaknął, a następnie powoli wypełzł do ogrodu za domem, gdzie znalazła sobie nasłonecznione miejsce blisko ściany domu.


- Co byś powiedział, Severusie - zagaił Harry - gdybyśmy teraz wypróbowali twoją nową miotłę?


Znacznie dalej na północ podekscytowany Artur Weasley pośpieszył do żony.


- Złapaliśmy magiczną sygnaturę Severusa gdzieś w Londynie. Trwało to zbyt krótko, żebyśmy dokładnie zdołali oznaczyć lokalizację, lecz jesteśmy pewni, że to był on. On żyje!


KONIEC

rozdziału dziesiątego



Rozdział jedenasty


Dwa dni po pamiętnej wyprawie do zoo, podczas gdy Severus bawił się w wannie, Harry w salonie przeglądał książkę. W Esach i Floresach odkrył czarodziejskie baśnie, które kupił z ciekawości.


Kiedy Severus z wciąż wilgotnymi włosami i w pidżamie wszedł do pokoju, zobaczył Harry'ego pogrążonego w opowieściach dla dzieci.


- Harry?


Nastolatek z poczuciem winy zamknął książkę i schował ją, ale Severus wdrapał się na sofę obok niego, wydobył książkę i przyjrzał jej się wielkimi czarnymi oczyma.


- Czemu to czytałeś? To chyba jest dla małych dzieci?


Ze wszystkich sił próbując się nie rumienić, Harry skinął głową.


- Kupiłem... kupiłem ją w księgarni - powiedział. - Nigdy w dzieciństwie nie miałem własnych książek. Tobie również nie pozwalano ich czytać, prawda?


Severus zaprzeczył.


- No to chodź. - Harry posadził sobie chłopca na kolanach. - Poczytam ci.


Severus pozwolił się przytulić, wyglądał jednak na oburzonego sugestią czytania mu.


- Umiem czytać! - zaprotestował.


- Wiem, że umiesz. - Harry się uśmiechnął. - Ale czasami miło jest, gdy ktoś czyta tobie. Przynajmniej spróbujmy, dobrze? Jeśli ci się nie spodoba, więcej tego nie zrobimy.


Pół godziny później Harry oderwał wzrok od kartek, aby spojrzeć na Severusa. Chłopiec spał z głową na piersi Harry'ego i kciukiem w ustach.


=Poprzedniego dnia w Londynie=


- Nic. Kompletnie nic.


Artur Weasley z rosnącą frustracją krążył po biurze w Ministerstwie.


- MIELIŚMY jego sygnaturę. Dlaczego nie jesteśmy jej w stanie zlokalizować?


Alastor Moody westchnął.


- Dlatego, że trwało to bardzo krótko i prawdopodobnie inni ludzie użyli magii po nim. To jak szukanie igły w stogu siana. Wiemy, że chłopiec był wczoraj w Londynie. Pozostaje pytanie, gdzie jest teraz.


Artur przytaknął.


- Z tego, co wiemy, nadal może być w Londynie. Gdyby tylko został uznany za nieletniego... Wtedy znacznie łatwiej byłoby go namierzyć.


Moody spojrzał na niego z szerokim uśmiechem.


- Wiesz, Arturze, to jest myśl.


Chwycił go za rękaw szaty i zaciągnął do Departamentu Ewidencji.


- Witaj, Darrenie. Potrzebuję twojej pomocy - powiedział do młodego mężczyzny siedzącego za biurkiem.


- Witaj, Szalonooki. Jak bardzo jest to nielegalne?


Moody mruknął w wyrazie aprobaty.


- Nie nielegalne, po prostu... ściśle tajne. Wiele osób mogłoby...


- Znaleźć się w niebezpieczeństwie w razie przecieku, tak, tak, już to wszystko wcześniej słyszałem. - Uśmiechnąwszy się, mężczyzna skinął ręką na archiwa. - Wiesz, poczułem nagłą potrzebę udania się do łazienki, a potem napicia kremowego. Zapewne nie masz nic przeciwko zajęciu się tym kramem przez kilka minut, co?


Wielkie, błękitne, niewinne oczy sprawiały niemal wiarygodne wrażenie. Niemal.


- Tu są - stwierdził Moody po paru chwilach szukania. - Akta Severusa. Zwyczajnie z powrotem nałożymy na nie Namiar Dla Nieletnich Czarodziejów i każemy mu się cofnąć do... kiedy on znikł?


- Prawie trzy tygodnie temu - odparł Artur.


Moody ustawił datę, uśmiechając się z satysfakcją.


SEVERUS SNAPE


Użyte zaklęcia:


Nieznane, lokalizacja nieznana


Nieznane, lokalizacja nieznana


Nieznane...


- Taka lista ciągnie się dość długo, najwyraźniej przebywał w jakimś miejscu, gdzie nie można go wyśledzić magicznie. Ale tu jest to, czego szukamy.


Evanesco, pawilon z gadami, londyńskie zoo


- Zoo? - powtórzył zszokowany Artur. - My wychodzimy z siebie ze zmartwienia, zastanawiamy się, czy on żyje, czy nie, a on odwiedza sobie zoo?


Moody uśmiechnął się krzywo.


- On nie wie, że się martwimy, prawda? Na twoim miejscu sprawdziłbym raporty, jakie otrzymałeś, Arturze. Założę się, że znajdziesz wśród nich skargę z zoo. Skoro rzucił Evanesco w pawilonie z gadami, obawiam się najgorszego.


W tym momencie wrócił uśmiechnięty Darren.


- Dzięki, Szalonooki. Choć wcale cię nie prosiłem, żebyś odwalał za mnie robotę! Pozwól, że odłożę to do akt...


- Darrenie - odezwał się Moody - wiesz może, czy były wczoraj jakieś incydenty w londyńskim zoo?


Darren z entuzjazmem pokiwał głową.


- O tak, wyciszyliśmy to, bo byli w to zaplątani mugole, ale zdaje się, że uciekły im trzy węże. Czy raczej otrzymały pomoc w ucieczce, bo najwyraźniej jakiś nieznany czarodziej pozbył się szyby z ich terrarium. Moim zdaniem to był tylko zdenerwowany dzieciak i pokaz przypadkowej magii, ale... hej, lepiej dmuchać na zimne.


Artur i Moody jęknęli.


=Spinner's End, tego wieczora=


- Ciii, Pomono, nie pchaj mnie.


- To nie ja, to Filius.


- Cisza - uspokoił ich Artur. - Pamiętajcie, Poppy i ja od przodu, reszta od tyłu. I dobrze zamknijcie za sobą drzwi, żeby się nie wymknął. Potem przeszukajcie dom. Wszystkie zakamarki, co do jednego.


Kiedy weszli do małego, brudnego korytarza, Poppy poszła schodami na górę, a Artur zamknął drzwi frontowe i poszedł do salonu.


Szybkie przeszukanie piętra ujawniło nieobecność sześciolatka.


Poppy zeszła na parter, po czym skierowała się do kuchni. Po paru krokach wpadła na małe ciało i złapała je.


- Mam go! Mam go! - wrzasnęła.


- Puść mnie, postaw mnie na ziemię! - usłyszała. Jej łup machał rączkami i nóżkami na wszystkie strony tak energicznie, że Poppy musiała złapać go za brodę.


Zaraz... za brodę? Odkąd mali chłopcy mają brody?


Artur i Pomona pośpieszyli z pomocą, oświetlając pomieszczenie na tyle, że ujrzeli pielęgniarkę trzymającą w mocnym uścisku protestującego nauczyciela zaklęć.


Poppy upuściła Flitwicka na podłogę i zarumieniła się z zakłopotania.


Artur i Pomona przygryźli wargi, z trudem powstrzymując wybuch śmiechu.


- No cóż - powiedział malutki profesor w trakcie otrzepywania szat z kurzu - chłopca tu nie ma. Czy możemy już iść?


=Hogwart=


Minerwa weszła do gabinetu dyrektora, aby porozmawiać z Szarą Damą. Nie musiała długo czekać - duch chwilę później wyłonił się ze ściany.


- Witaj, Minerwo. W czym mogę ci pomóc?


Minerwa uśmiechnęła się.


- Co u Albusa?


Szara Dama usiadła... no, zaczęła lewitować nad krzesłem.


- Pogorszyło mu się - odparła. - Zaczęło się wczoraj, po tym, jak zdał sobie sprawę, że Severus równie dobrze może nie żyć, skoro nie ma go tyle czasu. Jego pierwszym mechanizmem obronnym nadal jest ukrywanie wszystkich uczuć, jakie żywi do chłopca, i zastępowanie ich obojętnością lub nienawiścią. Wyjdzie z tego, choć na razie sam już w to nie wierzy.


- Więc nie mogę się z nim zobaczyć? Jako że mamy dobre wieści.


Szara Dama spojrzała na nią z zainteresowaniem.


- Jakie wieści?


- Severus żyje. Nie wiemy jeszcze, gdzie jest, poza tym, że przedwczoraj był w Londynie. Udało nam się prześledzić jego magiczną sygnaturę, gdy rzucił zaklęcie. Był w zoo.


- To rzeczywiście dobra nowina. Przekażę mu ją. Przykro mi, ale nie mogę ci pozwolić zobaczyć się z nim teraz, bo śpi. Och, ale powiedział coś. O Harrym. Stwierdził, że Remus powinien wiedzieć, gdzie go znaleźć. Najwyraźniej ma to jakiś związek z domami, które były własnością Jamesa i Lily.


=Później tego samego dnia - spotkanie Zakonu=


- Czy wiesz, co miał na myśli, Remusie?


Wilkołak zastanawiał się przez chwilę.


- Tak sądzę. James mówił mi o nieruchomościach, których był właścicielem. Nie mógł się doczekać, aż zamieszka w jednym z tych miejsc, ponieważ miało boisko do quidditcha... Bungalow, tak je nazywał. Powinno znajdować się gdzieś w pobliżu granicy ze Szkocją, w raczej bezludnej okolicy. Jest też, oczywiście, dom, który zbudował dla Lily, gdzie niezbyt długo mieszkali.


- Cóż, to znaczy, że możemy wytropić Harry'ego. Odpisał na twój list?


- Tak. I jasno dał do zrozumienia, że nam nie ufa. Twierdzi, że nic mu nie jest, wolałbym to jednak zobaczyć na własne oczy.


Minerwa skinęła głową.


- A Severus? - zwróciła się do Artura.


- Wyśledziliśmy go w Londynie, ale potem zgubiliśmy. Rzuciliśmy zaklęcie na jego akta w Ministerstwie; jeśli znowu posłuży się magią, zostaniemy o tym powiadomieni i będziemy mogli go odnaleźć. Jedynym problemem wydaje się być to, że chłopiec jest w jakimś miejscu, gdzie Namiar Nieletnich nie potrafi go zlokalizować. Na przykład w jakimś domu z porządnymi osłonami. Już się baliśmy, że dopadł go Lucjusz Malfoy, ale przecież on nie zabrałby go do zoo, tylko prosto do Voldemorta.


=Bungalow=


- Kirke?


Severus przetrząsał ogród w poszukiwaniu małego węża, któremu nadał imię za jedną z wiedźm z kart dołączonych do czekoladowych żab.


- Kirke?


Nie było jej w jej normalnym miejscu. Nie było jej w ogóle w ogrodzie. Zastanowił się, czy nie poprosić Harry'ego, aby ją zawołał, potem jednak wzruszył ramionami. Był dużym chłopcem. Nie musiał o wszystko prosić Harry'ego.


W końcu dotarł do niskiego ogrodzenia okalającego podwórze, ale nadal nie natknął się na żaden ślad zaskrońca. Wtedy coś zobaczył: jastrząb najwyraźniej dostrzegł ofiarę i zbliżał się do niej. Podążywszy za wzrokiem drapieżnika, Severus zbladł.


Kirke za moment miała stać się ptasim lanczem.


Bez namysłu chłopiec wdrapał się na ogrodzenie, zeskoczył po drugiej stronie i rzucił się biegiem ku wężowi w tej samej chwili, kiedy jastrząb zaczął nurkować.


- NIE! IDŹ SOBIE!


Ułamek sekundy przed lądowaniem drapieżcy, Severus krzyknął pierwsze słowa, jakie przyszły mu na myśl:


- ACCIO KIRKE!


Z wężem w dłoni szybko przeszedł z powrotem za ogrodzenie, gdzie wreszcie zatrzymał się na drżących nogach.


- Nie wychodź za płot - upomniał zaskrońca słabym głosem. - Trzymaj się podwórza i ogrodu. Tam, na zewnątrz, nie jest bezpiecznie. - Trzymał jej łepek blisko swojej twarzy. - Musimy wracać - stwierdził niespokojnie, gdy minął pierwszy szok.


Jakieś piętnaście minut później z Alastorem Moodym skontaktował się przez kominek Darren, twierdząc, że pewne zaklęcie nałożone na pewne akta właśnie go zaalarmowało.


KONIEC

rozdziału jedenastego



Rozdział dwunasty


=Hogwart=


- Minerwo! Minerwo!


Wicedyrektorka uniosła oczy znad papierów, które przeglądała.


- Poppy? Pomono?


Kobiety z rozpędu prawie wpadły na jej biurko.


- Severus... znaleźliśmy Severusa... pomyślałyśmy, że chciałabyś przyjść...


Minerwie wypadło z rąk to, co trzymała.


- Nic mu nie jest? Gdzie się ukrywał? Czy ktoś już po niego poszedł? W jaki sposób...


- 'Nerwo! - krzyknęła Poppy. - Uspokój się. Zlokalizowaliśmy go, Artur i Filius czekają na nas na dole. Zabierzemy go do domu.


=Nora=


Remus wszedł do kuchni z szerokim uśmiechem.


- Znalazłem. Musiałem zagłębić się w ministerialne archiwa i w końcu w jakiejś zapyziałej szafce natknąłem się na stare dokumenty zakupowe. Udało mi się wyszperać między nimi taki jeden wypełniony przez dziadka Jamesa, kiedy nabywał on ziemię niedaleko granicy ze Szkocją. Dziesięć do jednego, że zbudował tam ten bungalow, o którym opowiadał nam James.


Molly Weasley wyglądała na podekscytowaną.


- Więc... tam właśnie jest Harry?


Remus przytaknął.


- To całkiem możliwe. Zatem...


Molly machnęła różdżką i posiłek, który przygotowywała, sam zestawił się z piecyka.


- Zatem idziemy - stwierdziła bez cienia wątpliwości.


Ron i Hermiona spojrzeli na nią ze zdziwieniem.


- Sądziłam, że uzgodniliśmy, aby nie naciskać na Harry'ego i tylko wysyłać do niego listy - zauważyła Hermiona z wahaniem.


Molly i Remus wytrzeszczyli oczy na nastolatków.


- Ale teraz wiemy, gdzie jest - powiedziała Molly - więc możemy zabrać go do domu. To był nasz główny cel.


Ron poczerwieniał i jego spojrzenie pociemniało ze złości.


- Harry NIE CHCE zostać znaleziony. Skoro jest w domu swoich rodziców, to wszystko jest w porządku. Obiecaliście mu, że nie będziecie go zmuszać iść gdziekolwiek.


- RONALDZIE WEASLEY! - krzyknęła jego matka surowo. - Zamierzamy odzyskać Harry'ego i sprowadzić go tu z powrotem. A potem porozmawiam sobie z tym młodym człowiekiem na temat takiego uciekania. Mógł przyjść prosto tutaj.


- Ale...


- Idziemy po niego - wtrącił się Remus. - Możecie iść z nami albo tu zostać.


Hermiona gwałtownie wstała z krzesła.


- Nie pójdziemy z wami. Obiecaliście mu! Obiecaliście, że nie spróbujecie czegoś takiego.


- Jak sobie chcecie - warknęła Molly, po czym wraz z Remusem skorzystała z sieci Fiuu.


- Nie mogę w to uwierzyć! - burknął Ron. - Znaczy, jasne, my też chcieliśmy znaleźć Harry'ego, ale po tym, jak napisał do nas i zapewnił, że u niego wszystko w porządku, uznałem, że spotkamy się po prostu na Pokątnej. Chciałem tylko, żeby nie musiał być z tymi wstrętnymi mugolami.


Hermiona skinęła głową.


- Sądzę, że oni chcą dobrze, szczerze jednak mówiąc, zaczynam podejrzewać, Ron, że problemem nigdy tak naprawdę nie był Dumbledore, lecz sami członkowie Zakonu...


Ron gniewnie zmarszczył brwi.


- Gdzieś pogubili mózgi. Może poszukalibyśmy Freda i George'a? Może mają jakiś sposób, żeby znaleźć Harry'ego wcześniej i ostrzec go.


=Bungalow=


- Powinien gdzieś tu być...


- Do jest tam!


- No cóż... wygląda na to, że to właśnie ten.


Remus i Molly przedzierali się przez krzewy otaczające budynek.


- AU! Remusie, dlaczego się tak nagle zatrzymałeś?


- Ponieważ wpadł na mnie - stwierdził rozdrażniony głos McGonagall.


- Minerwa? Co ty tu robisz?


- Artur? - zdziwiła się Molly, która właśnie zauważyła męża.


- Jesteśmy tu, ponieważ mamy powód sądzić, że Severus jest gdzieś w tej okolicy - wyjaśnił pan Weasley.


- A MY jesteśmy tu, ponieważ mamy powód sądzić, że ten dom jest kryjówką Harry'ego - powiedziała Molly.


Członkowie obu grup patrzyli po sobie ze zmieszaniem.


- Severus... i Harry... razem? - Minerwa wreszcie wymówiła pytanie, nad którym wszyscy w tym momencie się zastanawiali.


Remus pokręcił głową.


- Na to wychodzi. Idziemy.


Zbliżywszy się do budynku, zobaczyli chłopca, który bawił się na podwórzu otoczonym niskim ogrodzeniem.


- Severus - szepnęła Minerwa. Oczy jej zwilgotniały na widok całego i zdrowego małego mistrza eliksirów.


Ostrożnie podeszli do płotu, nie chcąc niepokoić dziecka.


- Chodźmy po niego - powiedziała Pomona, po czym spróbowała przejść przez ogrodzenie... i odbiła się od potężnych tarcz ochronnych.


Przestraszony Severus spojrzał w górę. Kiedy rozpoznał Minerwę, Pomonę i Poppy, jego twarz wykrzywił grymas paniki.


Z domu wybiegł kolejny chłopiec, tym razem nastolatek o ciemnych, potarganych włosach.


Dziecko popędziło prosto do niego - oba zespoły patrzyły w zdumieniu, jak malec rzucił mu się w ramiona, oplótł go nóżkami w pasie i objął rączkami za szyję.


- Harry, Harry, znaleźli mnie, pomóż mi! - Słyszeli, jak krzyczał ze zgrozą.


Wszyscy obecni poczuli, jak do oczu napływają im łzy, gdy zorientowali się, jak bardzo przerażone było to dziecko.


Molly Weasley, która również próbowała sforsować ogrodzenie i została odepchnięta w podobny sposób, ujęła się rękoma pod boki.


- HARRY JAMESIE POTTERZE! Natychmiast nas wpuść!


Harry uniósł brew.


- Nie, nie sądzę. Co się stało z "do niczego nie będziemy cię zmuszać"? Mówiłem, że nic mi nie jest. Czemu nie mogliście po prostu zostawić mnie w spokoju?


- Harry, jesteś zbyt młody, aby troszczyć się o siebie. Chcieliśmy... - odezwał się Remus.


Wciąż obejmujący chlipiące dziecko Harry nie wytrzymał i wybuchł.


- Zbyt młody, aby troszczyć się o siebie, Remusie? Jakie masz prawo do oceniania tego! Czy byłem zbyt młody, aby krewni się nade mną znęcali? Głodzili mnie? Bili? Zaniedbywali? Czy byłem zbyt młody, aby uczynić mnie odpowiedzialnym za uratowanie całego cholernego magicznego świata, który wolał rzucić do walki dziecko, niż stanąć wspólnie przeciwko jednemu, JEDNEMU niedoszłemu tyranowi? Doprawdy, musicie sobie znaleźć lepszy powód niż TEN, bo to jest jedno wielkie kłamstwo. Wiedzieliście, że u Dursleyów nie byłem szczęśliwy, delikatnie mówiąc, a mimo to pozwalaliście Dumbledore'owi, żeby mnie tam odsyłał. Pewnie, twierdził, że wie najlepiej i że muszę tam wracać, ale gdybyście wszyscy zechcieli mu się sprzeciwić, niewiele mógłby zrobić, co nie? On przynajmniej ma coś na swoją obronę, może się tłumaczyć, że presja odpowiedzialności była zbyt silna i rozchorował się przez to.


Severus, wciąż mocno trzymający się Harry'ego, nawet podczas tej tyrady, ze zdumieniem otworzył oczy. Ten stary człowiek, który był dla niego taki niedobry, był chory? Czy dlatego był niedobry? Zadrżał. Ci ludzie ich znaleźli. Zabiorą ich stąd teraz do tego paskudnego miejsca. Matka przynajmniej w tym miała rację. To było okropne miejsce. Te wiedźmy były miłe, ale pracowały dla niedobrego chorego czarodzieja. Harry tak powiedział.


Nagle uderzyła go wyjątkowo ponura myśl. A jeśli ci niedobrzy ludzie zjawili się tu, bo wyszedł poza ogrodzenie i czarował? Czy to była jego wina? On tylko chciał pomóc Kirke. Ci paskudni ludzie zabiorą ich teraz i Harry będzie na niego bardzo wściekły, bo to była jego wina, i wtedy Severus znowu będzie sam.


Łzy popłynęły mu po twarzy; poczuł, jak Harry automatycznie przytula go mocniej.


Ciskane przez nastolatka gromy wprawiły Molly i Remusa w osłupienie. Harry jednak jeszcze nie skończył.


- Czy byłem zbyt młody, aby patrzeć, jak umiera Quirrell, Remusie? Albo Cedryk? Albo Syriusz? Słyszeć moich rodziców za każdym razem, gdy zbliżają się dementorzy? Do diabła, nawet zbliżanie się do dementorów najwyraźniej nie jest czymś, do czego jestem zbyt młody. Więc proszę, nie zaczynaj teraz mówić, że jestem zbyt młody, aby troszczyć się o siebie w domu, który należał do mojej rodziny, został zaprojektowany tak, aby mnie chronić, gdzie nikt mnie nie bije ani nie głodzi. Musiałem się o siebie troszczyć od drugiego roku życia. A pani, pani Weasley... Wiem, że chce pani dobrze i pragnie pani się mną opiekować, ale nie może pani mną dyrygować. Nie może pani łamać obietnic tylko dlatego, że jest pani dorosła, i nie może pani zakładać, że zawsze ma pani rację. Jak widać z ostatnich wydarzeń, to nieprawda. Sugeruję więc, żebyście zwyczajnie stąd odeszli, z zapewnieniem, że jesteśmy tu całkowicie bezpieczni i szczęśliwi, i zobaczę się z wami, przynajmniej z profesorami, pierwszego września.


Artur Weasley odkaszlnął.


- Harry... przyszliśmy tu też po Severusa. Nie... spodziewaliśmy się, że znajdziemy go pod twoją opieką, i jesteśmy raczej pewni, że wszystko z nim w porządku...


Po części oczekiwali, że Harry upuści dziecko z przerażeniem, kiedy zda sobie sprawę, że to mistrz eliksirów, ale Harry tylko skinął głową.


- Wiedziałeś?


- On naprawdę ma sześć lat, panie Weasley. Jak najbardziej jest zdolny do powiedzenia mi, jak się nazywa, i może polegać na swoich wspomnieniach. Tak, wiedziałem w niecałe pół godziny po tym, jak go spotkałem.


- Wiesz więc, albo chociaż podejrzewasz, co mu się stało?


- Tak - zapewnił Harry niecierpliwie, głaszcząc ciemne włosy chłopca, gdy usłyszał, jak Severus cicho pochlipuje.


- Szukamy sposobu, który pozwoliłby mu stać się znowu dorosłym - powiedział Flitwick - przede wszystkim jednak chcieliśmy być pewni, że jest bezpieczny. tak bardzo się o niego martwiliśmy...


- Dobrze wiedzieć - odparł Harry. - Ale nie pozwolę wam go zabrać. Zostaje ze mną.


W tym momencie Molly Weasley odzyskała głos.


- Nie możesz opiekować się dzieckiem! - zaprotestowała z oburzeniem.


- Niby czemu nie, pani Weasley? Opiekuję się nim od trzech tygodni i, jak pani widzi, jest najzupełniej zdrowy i nic mu nie dolega, pomijając obecne zdenerwowanie.


- Harry, my byśmy się nim dobrze zajęli - wtrąciła się Poppy.


Harry uniósł brew.


- Czy muszę przypominać, że wasze dotychczasowe sukcesy z zakresu zajmowania się dzieckiem znienacka pozostawionym pod waszą opieką nie są... pozbawione ciemnych plam, że tak to określę? - zadrwił. Następnie zwrócił się do Remusa: - Dobrze pamiętam, że Ron i Hermiona też byli w twojej małej ekipie poszukiwawczej?


- Zdenerwowali się, kiedy usłyszeli, że się tu wybieramy - przyznał Remus. - Nie chcieli w tym uczestniczyć.


Harry z satysfakcją skinął głową. Przyjaciele go nie zawiedli.


- No to skoro już wiecie, co mam w tej sprawie do powiedzenia, nasza dwójka zamierza zjeść lancz. Przykro mi, nie mogę was zaprosić do towarzystwa.


To powiedziawszy, odwrócił się na pięcie i energicznie ruszył w stronę domu, pozostawiając za sobą grupkę bardzo poczerwieniałych dorosłych.


KONIEC

rozdziału dwunastego



Rozdział trzynasty


Wracając do domu, Harry wyraźnie usłyszał, jak pani Weasley mówi:


- Bill będzie w stanie...


Jęknął. Najstarszy spośród braci Weasleyów był łamaczem klątw i, jeżeli będzie miał wystarczająco dużo czasu, na pewno zdoła przełamać tarcze ochronne. Zakon nie zamierzał zostawić ich, skoro już zostali odnalezieni. Byli w pułapce.


Kiedy znalazł się w bungalowie, przesunął Severusa na biodro i z namysłem zaczął się poklepywać po twarzy.


- Co robić, co robić... Jesteśmy uziemieni. Będziemy musieli stąd odejść. Ale nie do chaty, na pewno już się też zorientowali, gdzie ona jest...


Postawił dziecko na podłodze i zaczął przeszukiwać szafki.


- W dodatku nie mamy zbyt wiele jedzenia...


Nagle usłyszał chlipnięcie, odwrócił się więc, aby pocieszyć chłopca. Ku jego zdumieniu Severus odsunął się od niego, blady i drżący.


- Sevvy, co się stało? Nie pozwolę im cię zabrać, wiesz o tym.


Severus pociągnął nosem. Jasne, że Harry będzie wściekły. Zaraz wywlecze go z domu do tych ludzi i go odda. A może nawet go uderzy?


Ale nie mógł zrobić nic innego. To była jego wina i Harry musiał się tego dowiedzieć. Przez niego Harry miał kłopoty z tą przerażającą, rozgniewaną rudą panią.


- To... to moja wina - wyszeptał, wlepiwszy wzrok w podłogę.


Harry uniósł brew.


- Niby dlaczego?


- Bo... bo... wyszedłem... poza ogrodzenie - wyjąkał chłopiec, po czym wytarł twarz rękawem, dzięki czemu stała się ona jeszcze brudniejsza.


- Dlaczego?


Severus spojrzał w górę. Harry jeszcze na niego nie wrzeszczał, w przeciwieństwie do tego, czego się spodziewał. Chciał znać powód? Wolno mu było wyjaśnić?


- Kirke... Kirke była za ogrodzeniem... i ptak chciał ją upolować... nie pomyślałem... przywołałem ją w samą porę... użyłem magii. Przepraszam, Harry, proszę, nie oddaj im mnie, proszę, Harry, będę grzeczny!


Harry przez parę minut gapił się na dziecko, kompletnie zaskoczony desperacką prośbą. Potem podniósł je i przytulił.


- Ciii, Sevvy, uspokój się. Nie odeślę cię. Pokaż się. - Zmoczył chusteczkę pod kranem i zaczął myć twarz chłopca. - Możliwe, że zjawili się tutaj śladem twojej magii - kontynuował cicho - ale ja już ci pozwoliłem czarować w Londynie, pamiętasz? Może wytropili nas już tam. Gdyby Hedwiga była w niebezpieczeństwie, zapewne zrobiłbym dokładnie to samo, co ty. Z Kirke wszystko w porządku?


Severus przytaknął, czknął i położył głowę na ramieniu Harry'ego.


- Jesteś zły? Chcesz mnie ukarać?


- Nie. - Harry poklepał go po plecach. - Najpewniej dałbym ci szlaban na jeden dzień, sądzę jednak, że strach, jaki poczułeś, kiedy zjawiła się tu ta cała ekipa, był karą większą niż zasłużyłeś.


- Co teraz zrobimy, Harry? - spytał Severus cichutko.


Nadal się bał, ale już nie tak bardzo. Harry nie gniewał się na niego. Było mu bardzo smutno, że odejdą z bungalowu - ale dopóki będzie z nim jego "starszy brat", wszystko było w porządku.


Nieoczekiwanie do kuchni wpadła Hedwiga niosąca list. Widać było, że bardzo jej zależy, aby Harry przeczytał go jak najszybciej: podskakiwała na stole, hukając na niego.


- Tak, tak, dziewczynko, już idę - mówił się Harry uspokajająco, podchodząc do stołu i odwiązując przesyłkę. - To od Rona i Hermiony - odkrył ze zdziwieniem.


"Drogi Harry.


Nie wiemy, czy ten list dotrze do Ciebie na czas. Jeśli Mama i Remus nie pokazali się jeszcze, uciekaj. Są w drodze i zamierzają sprowadzić Cię z powrotem. Przykro nam; przyłączyliśmy się do poszukiwań tylko dlatego, że chcieliśmy się upewnić, iż jesteś bezpieczny. Nigdy nie zamierzaliśmy brać udziału w czymś takim.


Opuściliśmy Norę i zatrzymaliśmy się u Freda i George'a na Pokątnej. Próbujemy wymyślić jakiś plan przyjścia Ci z pomocą. Spotkaj się z nami, jeżeli będziesz musiał uciekać, tak szybko, jak tylko zdołasz.


Do szybkiego zobaczenia.


Ron i Hermiona"


Harry spojrzał na Severusa i uśmiechnął się szeroko.


- Zdaje się, że nie jesteśmy już sami...


=Hogwart=


Dumbledore usiadł w fotelu przy oknie wychodzącym na błonia i westchnął. Nadrobił zaległości w śnie i jedzeniu, teraz więc czuł się znacznie lepiej. Poprawiało mu się, wiedział o tym. Nie czuł się już tak zdesperowany ani przytłoczony.


Do komnaty wsunęła się Szara Dama.


- Witaj, Albusie. Jak się dzisiaj miewasz?


Uśmiechnął się smutno.


- Jestem... zatroskany - przyznał. - Wciąż myślę o Harrym i Severusie. W jaki sposób kiedykolwiek będę mógł im zrekompensować to, co zrobiłem?


- Tak, to będzie raczej trudne. Zwłaszcza obecnie, kiedy Zakon trzyma ich uwięzionych w domu Harry'ego.


- CO? - Dumbledore poderwał się z siedzenia.


Szara Dama skinęła głową.


- Najwyraźniej Molly Weasley i Remus Lupin, pomimo złożonej Harry'emu obietnicy, że nie będą go do niczego zmuszać, wycofali się z danego słowa, gdy tylko dowiedzieli się, gdzie on jest. Przypadkowo w tym samym czasie Severusa znalazł zespół Artura. Spotkali się na granicy tarcz ochronnych domu Potterów. Harry natknął się na Severusa dzień po ich zniknięciu i od tej pory trzymają się razem. Minerwa mówi, że Harry wpadł w całkiem widowiskowy atak złości, kiedy się pokazali.


Dumbledore skrzywił się.


- Potrafię to sobie wyobrazić. Pamiętam jego atak w moim gabinecie. Ale co oni wyprawiają? Czy niczego nie nauczyli się z moich błędów?


- Najwyraźniej nie - stwierdziła. Potem uśmiechnęła się. - Mam jeszcze jedną informację, o tym jednak nikt nie wie. Sowa Harry'ego najwyraźniej uznała, że powinnam o tym wiedzieć, ponieważ przyleciała do mnie. Ron i Hermiona chcieli uszanować życzenia Harry'ego i, gdy reszta udała się do jego domu, aby go stamtąd zabrać, uciekli do bliźniaczych braci Rona. Przyrzekli, że pomogą Harry'emu.


Dumbledore uśmiechnął się.


- Być może będę im w stanie pomóc... Pozwól, że napiszę list.


=ulica Pokątna, numer 93=


Bliźniacy weszli do mieszkania nad swoim sklepem, gdzie siedziała pozostała dwójka.


- Witka, czy stało się...


- ...cokolwiek niezwykłego, gdy byliśmy w pracy?


Hermiona uśmiechnęła się szeroko.


- Fawkes się zjawił.


Bliźniacy unieśli identyczne brwi.


- Dostarczył list od dyrektora i coś jeszcze. Patrzcie!


Rzuciła coś bliźniakom w ręce. Zegar. Mniejszą wersję zegara Molly Weasley, która miała dwie wskazówki: Harry'ego i Severusa. Obie wskazywały "bungalow" i "uwięziony".


- Ma dwa zewnętrzne pierścienie, jeden z lokacjami, drugi z okolicznościami. Poruszają się tak pierścienie, jak wskazówki. Najwyraźniej musimy tylko dotknąć zegara własnymi różdżkami, aby dodać nasze wskazówki. Dzięki temu będziemy mogli szybko zareagować, jeżeli Harry...


Nagle pierścienie poruszyły się i obie wskazówki zatrzymały się na "w podróży" oraz "bezpieczny".


- Jak widzicie, Harry i profesor Snape najwyraźniej są razem - odezwał się Ron.


Bliźniacy wzruszyli ramionami.


- Snape ma teraz sześć lat. To tylko dzieciak.


- Cóż, w każdym razie w ten sposób możemy mieć oko na Harry'ego i szybko mu pomóc, jeżeli będzie miał kłopoty.


- I to DUMBLEDORE to przysłał? - upewnił się George.


- Przysłał list i ten zegar. Napisał, że jest z nim znacznie lepiej i czuje się okropnie z powodu tego, co zrobił i Severusowi, i Harry'emu. Chciał pomóc, więc zrobił ten zegar. Pochwalił nas, że nie powtórzyliśmy błędów jego i Zakonu. Prawdę mówiąc to brzmi, jakby nas wręcz zachęcał...


=bungalow, nieco wcześniej=


- Czy planujecie odejść stąd w najbliższym czasie? - spytał Harry Molly Weasley.


- Nie bez was - odparła stanowczo. - Obaj powinniście iść z nami. Więc skończcie z tą bzdurą i wpuśćcie nas. Pozwolimy wam spędzić resztę wakacji w Norze.


Harry z trudem powstrzymał wybuch złości.


- Harry - odezwał się Artur - mogę cię prosić na stronę na słowo?


Harry przytaknął ze zmarszczonymi brwiami, po czym obaj odsunęli się nieco od pozostałych, nadal stojąc po przeciwnych stronach ogrodzenia.


- Harry, Minerwa, Poppy, Pomona, Filius i ja jesteśmy tu, ponieważ szukaliśmy Severusa. Widzimy, że nic mu nie jest, co bardzo mnie cieszy.


Harry uśmiechnął się lekko.


- Przecież nie mogłem mu pozwolić głodować na ulicach, prawda?


Artur odpowiedział ciepłym uśmiechem, który zaraz zszedł mu z twarzy.


- Harry... kiedy wyruszaliśmy na poszukiwania... natknęliśmy się na jego dziennik. Uzgodniliśmy, że powinniśmy go przejrzeć w celu znalezienia jakichkolwiek wskazówek, ponieważ jednak nie chcieliśmy za bardzo naruszać prywatności Severusa, tylko ja go przeczytałem. Harry... to, czego dowiedziałem się o jego życiu...


- Nie było przyjemne. Tak, wiem. On pamięta tylko pierwsze sześć lat swojego życia, co w zupełności wystarczy. Jego dorosłe wspomnienia przedostają się na powierzchnię wyłącznie w koszmarach. Myśli, że to po prostu koszmary o strasznym człowieku, którego zobaczył w noc, kiedy został odmłodzony, ja jednak wiem, że te sny są wspomnieniami. Jego dorosłymi wspomnieniami.


Artur westchnął.


- Filius i Minerwa szukają kontrzaklęcia, ale na razie nie mamy w tym zbyt wiele szczęścia. Molly i ja... cóż. Widzisz, planowaliśmy wziąć Severusa do siebie, gdy zostanie odnaleziony, i dać mu szczęśliwe dzieciństwo. To dlatego Molly tak uparcie nalega, aby zabrać was do Nory.


Harry zmierzył mężczyznę ostrym spojrzeniem.


- Uważam was za wspaniałych ludzi, panie Weasley. Ale nie pozwolę Sevvy'emu dorastać wśród osób, które nie będą go słuchać, gdy tylko jakiś inny dorosły omami ich swoimi słowami, i łamią obietnice. Przykro mi, ale jakkolwiek nadal macie moją miłość, straciliście moje zaufanie.


Artur ze smutną miną patrzył, jak chłopiec wraca do domu.


- Sevvy! - zawołał Harry już w środku.


Severus wszedł do salonu.


- Znalazłem Kirke. - Harry podał węża dziecku. - Chodź, pomóż mi nas spakować. Odchodzimy stąd.


- Dokąd pójdziemy, Harry?


- Przeniesiemy się świstoklikiem z powrotem do domu w Yorku. Stamtąd pociągiem pojedziemy do Londynu, gdzie spotkamy się z moimi przyjaciółmi.


- Czemu nie pójdziemy prosto do Londynu, jak poprzednio?


- Bo to byłoby zbyt łatwo wyśledzić. Bezpieczniej będzie od tej pory korzystać z mugolskich środków transportu i w ogóle trzymać się mugolskiego świata, przynajmniej dopóki nie znajdziemy Rona i Miony.


Severus opuścił głowę.


- Przepraszam, Harry...


Spotka przyjaciół Harry'ego. Jacy oni będą? Też musieli być jego uczniami, kiedy był dorosły; pewnie nie będą go za bardzo lubili. Poznawanie nowych ludzi budziło w nim strach. Gdyby tylko nie wyszedł poza osłony...


Nieoczekiwanie poczuł rękę na włosach.


- W porządku, Sevvy. To nie twoja wina, że nas tu teraz uwięzili. Za kilka godzin będziemy z moimi przyjaciółmi, którzy nam pomogą.


"Sławne ostatnie słowa" - przyszło Harry'emu do głowy. Szybko jednak przegonił tę myśl. Musieli ruszać.


=na zewnątrz=


- Cześć, mamo. Co mogę dla ciebie zrobić?


- Witaj, Bill, kochanie. Musimy przedostać się przez tarcze chroniące to miejsce.


- Jasne, mamo. Pozwól, że się zajmę... AUĆ!


- Co się stało, kochanie? - zaniepokoiła się Molly.


- Ledwie dotknąłem tarcz, a od razu poczułem nagły przypływ mocy. Muszą tu być całkiem niezłe osłony.


Niewidoczni z zewnątrz Harry i Severus uruchomili w domu świstoklik i znaleźli się w Yorku. Szybko przeszli na dworzec kolejowy, gdzie wsiedli do pierwszego lepszego pociągu. Severus był zachwycony nową przygodą - nigdy wcześniej nie jechał koleją.


- Harry? - odezwał się po chwili, gdy już przyzwyczaił się do nieznanego.


- Tak?


- Mówiłeś... mówiłeś, że ten zły stary człowiek, dyrektor, że on jest chory?


Harry uniósł wzrok.


- Tak, Sevvy. Czy widziałeś go przy pracy, kiedy tam byłeś?


Severus przytaknął.


- Cały czas pracował, ani na chwilę nie przestawał, na jego biurku było pełno papierów i wciąż jacyś ludzie prosili go przez kominek o pomoc.


- Dokładnie. I tak było przez całe lata. Niewiele sypiał przez całą tę pracę. Rozchorował się. Prawdopodobnie był chory od bardzo dawna, ale nikt tego nie zauważył, ponieważ potrzebowali go, żeby dla nich pracował. On najpewniej wcale nie chciał zrobić tobie krzywdy. Albo mi, skoro już o tym mowa - dodał Harry z namysłem, bardziej do siebie niż do chłopca.


Żaden z nich nie zauważył mężczyzny siedzącego w drugim końcu wagonu i triumfującego pod osłoną rozłożonej gazety. Jego pan będzie bardzo zadowolony z wiadomości, jakie przekaże mu śmierciożerca.


KONIEC

rozdziału trzynastego



Rozdział czternasty


Podczas podróży do Londynu kilkakrotnie musieli zmieniać pociągi. Harry zawsze wtedy mocno trzymał Severusa za rękę, aby chłopczyk nie zgubił się w tłumie, chociaż dziecko nie kwapiło się do uciekania.


Harry kupił im obu paczkę chipsów i coś do picia, zanim wsiedli do następnego pociągu.


=tymczasem w kryjówce Voldemorta=


- Panie! Panie!


- Dlaczego pojawiasz się pędem w mojej obecności bez zaproszenia? Cru...


- Panie, widziałem Harry'ego Pottera i zdrajcę!


- Cru... Że co?


- Byli w pociągu zmierzającym do Londynu, panie. Wyślizgnąłem się, kiedy zmieniali pociągi, i pośpieszyłem do ciebie po wsparcie, panie.


Voldemort wyglądał na zadowolonego, Malfoy jednak uniósł wysoko elegancką brew.


- Co robiłeś w... mugolskim środku transportu, Quincy?


Śmierciożerca poruszył się niespokojnie, a Voldemort machnął ręką, nie pozwalając mu zabrać głosu.


- Daruj sobie swoje zwykłe kłamstwa, Quincy; wiem, że jesteś półkrwi.


Śmierciożerca zbladł i zaczął się pocić.


- Mój panie...


- Ale zawsze dobrze mi służyłeś, a ta informacja jest bezcenna - przerwał mu Voldemort. - Zaś twoje pragnienie pozbycia się mugolskiego pochodzenia jest godne podziwu. Malfoy, dopilnuj, żeby z tego tytułu nie spotkały go żadne przykrości ze strony reszty was.


- Dziękuję, mój panie, dziękuję - wykrztusił Quincy.


Voldemort krótko skinął głową.


- Twoja dzisiejsza obecność w mugolskim świecie okazała się dla nas szczęśliwa, oczekuję jednak WŁAŚCIWEGO czarodziejskiego zachowania od tej pory, Quincy. I zbierzcie zespół. Chcę Snape'a i Pottera. Najlepiej żywych.


Malfoy i Quincy szybko zniknęli sprzed oblicza ich okrutnego pana, zadowoleni, że tym razem był w tak łaskawym nastroju.


=ulica Pokątna numer 93, godzinę później=


Tarcza zegara poruszyła się. Zewnętrzny pierścień nadal wskazywał "w podróży", ale wewnętrzny zatrzymał się teraz na "zagrożenie atakiem".


=Londyn, King's Cross=


- Już prawie jesteśmy, Harry? - spytał Severus, zmęczony podróżą i marudny.


- Tak, Sevvy. Chodź, ukryjemy się w tej alejce i nałożymy zaklęcia maskujące, zanim znajdziemy się w świecie czarodziejów.


Gdy tylko Harry wyciągnął różdżkę, aby rzucić wspomniane czary, usłyszeli znajomy głos.


- Proszę, proszę, pan Potter. Bawisz się ostatnio w przedszkolankę?


Lucjusz Malfoy uśmiechał się do nich sarkastycznie. Za jego plecami stało dwóch kolejnych śmierciożerców. Lucjusz podszedł do Severusa i szorstko ujął go pod brodę.


- No, no, naprawdę ładny z ciebie dzieciak, Snape.


Severus wyszarpnął się z uścisku i schował za nogami Harry'ego.


- Zostaw go w spokoju, Malfoy - warknął Harry, oceniając sytuację.


- Bo tak mówisz? Cóż... a ja bym powiedział... CRUCIO!


Lucjusz wyszarpnął różdżkę z zanadrza i wycelował klątwę w chłopca. Harry złapał Severusa i odsunął się wraz z nim z drogi zaklęcia.


- Widzę, że nadal torturujesz dzieci, Malfoy - zadrwił. - Expelliarmus! Protego!


Cztery klątwy odbiły się od jego tarczy, Expelliarmus jednak nie przyniósł oczekiwanego efektu. Malfoy zmarszczył brwi.


- Ułatwmy to sobie wszyscy, Potter. Chodźcie ze mną. Czarny Pan chce was żywych. Będzie pragnął, abyś do niego dołączył. A Severus... cóż, właśnie dlatego go przemienił. Aby pokazać mu "łaskę" jasnej strony. Czyż ty również... nie masz... podobnych doświadczeń, Potter?


Harry zawahał się.


- Ach, już zaczynasz rozważać pełną chwały przyszłość w służbie największego czarodzieja wszech czasów, prawda? - Lucjusz uśmiechnął się.


- Cóż... - powiedział Harry, wciągając Severusa za siebie. - Niech się zastanowię... Złożę podanie o przyjęcie w wasze szeregi, kiedy... och, powiedzmy, kiedy piekło zamarznie? To dla was wystarczająco szybko?


- Bezczelny dzieciak! - syknął śmierciożerca. - Drętwota!


- Protego! Drętwota, Drętwota! - krzyknął Harry nagle i z zaskoczenia trafił dwóch pozostałych napastników.


- Zapłacisz za to, Potter! Sectumsempra!


Wymierzona w Severusa klątwa poważnie zraniła Harry'ego, który jednym skokiem zasłonił przerażone dziecko.


- Uciekaj, Sevvy - szepnął nastolatek.


Chłopiec nie poruszył się.


- Bindus! - zawołał Malfoy i Harry upadł na ziemię, walcząc z pętami.


- No cóż, Potter - wysyczał śmierciożerca z błyszczącymi oczami - mój pan powiedział "najlepiej żywych", w rzeczy samej. Będzie wystarczająco szczęśliwy, jeżeli dostarczę mu żywcem tego bachora. A więc... Avada...


- PETRIFICUS TOTALUS!


Severus patrzył w szoku, jak wymówiony przez niego czar trafia przerażającego pana, który chciał skrzywdzić Harry'ego. Zaczął płakać. Harry był cały we krwi i wyglądał tak blado!


Nastolatek spojrzał na niego i uśmiechnął się.


- Dobra robota, Sevvy, bardzo dobra robota. Jestem... z ciebie... taki dumny...


- NIEEE, Harry, nieeeee, nie umieraj, Harry, nie umieraj - szlochał Severus, szarpiąc Harry'ego, który leżał nieruchomo z zamkniętymi oczami.


=ulica Pokątna numer 93=


Wszedłszy do mieszkania z torbą pełną zakupów, Hermiona usłyszała poruszenie tarcz zegara. Spojrzała na niego i zbladła.


- FRED! GEORGE! ROOOOON!


=bungalow=


Remus podszedł do Molly i podał jej kubek gorącej kawy.


- Jak sobie radzi Bill z tymi osłonami?


- Mówi, że prawie skończył. Przynajmniej z tymi, które zatrzymują nas poza ogrodzeniem.


- Masz rację, nie ma sensu rozbrajać ich wszystkich.


Molly rzuciła okiem na dom.


- Od paru godzin nie widziałam znaku życia ze strony chłopców - zauważyła ze zmartwieniem.


- MAMO! Osłony zdjęte!


Remus upuścił swój kubek.


- Dobrze, teraz musimy działać błyskawicznie. Molly, Arturze, zajdziemy ich od tyłu. Reszta niech wejdzie frontowymi drzwiami.


Szybko dopadli domu. Wejście do środka okazało się proste: drzwi nie były zamknięte. Budynek wydawał się podejrzanie pusty. Artur przeskanował go krótkim zaklęciem - nie było nikogo.


- Nie ma ich - powiedział z poczuciem porażki.


Remus jęknął.


- Świstoklik. Mają świstoklik Jamesa.


Molly pozwoliła łzom spływać po twarzy bez przeszkód.


- Zgubiliśmy ich... znowu - załkała. - Kto wie, gdzie teraz są?...


=Harry i Sevvy=


Severus szlochał bezradnie. Harry nie ruszał się, a przerażający pan mógł w każdej chwili obudzić się i go zabić. Jeśli Harry już nie żył.


- Nie, Harry, proszę, żyj - płakał.


Naraz usłyszał kroki. Zanim się obejrzał, stała przy nim czwórka rudzielców.


- Słodki Merlinie, co tu się stało?


- Nie ma czasu, Ron, trzeba ustabilizować stan Harry'ego. Otwórz mu usta i przytrzymaj, muszę mu podać eliksir uzupełniający krew.


Dłoń chwyciła Harry'ego za brodę i odchyliła ją, podczas gdy drugi rudowłosy osobnik, wyglądający jak doskonała kopia pierwszego, rzucił zaklęcie i rana na piersi Harry'ego zniknęła.


Jedyna kobieta z tej czwórki chwyciła go za ramię.


- Może staniemy sobie kawałek dalej i pozwolimy im pracować - zaproponowała łagodnie. - Nic ci nie jest? Co się stało?


Severus potarł oczy brudnymi piąstkami, usiłując wytrzeć łzy.


- Oni... chlip... zaatakowali nas... chlip... Harry nazwał tamtego... chlip... Malfoyem i on... chlip... zrobił Harry'emu krzywdę i teraz Harry się nie rusza. - Wysoki, dziecięcy głosik osiągnął rejestry świadczące o histerii.


Hermiona wiedziała, że to niby ma być ich straszliwy mistrz eliksirów, ale nie potrafiła się powstrzymać. Był teraz tylko małym dzieckiem, bardzo wystraszonym i zdenerwowanym dzieckiem. Objęła go i przytuliła.


- Harry'emu nic nie będzie - zapewniła go. - Wszystko będzie w porządku, zaopiekujemy się nim. Ron!


Podszedł do nich trzeci rudy chłopak.


- Tak, Hermiono?


- Jest zbyt ciężki, abym sama miała go zanieść aż na Pokątną - powiedziała. - Ty go weź. Fred i George zamierzają aportować się z Harrym, jak sądzę?


Severus spojrzał na wysokiego chłopca z pewną nieufnością.


- Harry...


Hermiona uspokoiła go.


- Harry też idzie, ale my się nie możemy jeszcze teleportować. Pójdziemy pieszo. Ron cię poniesie.


Severus przytaknął, nagle bardzo zmęczony, i zwyczajnie wyciągnął ręce do góry, żeby zostać podniesionym. Chłopak najpierw spojrzał na niego z zaskoczeniem, a potem uniósł go i posadził sobie na ramionach.


- To niesprawiedliwe - powiedział do dziecka.


Severus przytaknął. Siedział teraz naprawdę wysoko i był zadowolony, że nie musi iść. Jeżeli to byli przyjaciele Harry'ego - tak sądził, bo najwyraźniej nazywali się Ron i Hermiona - to może nie byli aż tak straszni, jak się obawiał.


Spojrzał do tyłu ponad swoim barkiem i zobaczył, że dwaj identycznie wyglądający panowie znikają z Harrym. Westchnął, ciężko i ze smutkiem, po czym położył głowę na masie rudych włosów, które miał pod brodą.


KONIEC

rozdziału czternastego



Rozdział piętnasty


=Hogwart=


- Nie mogę uwierzyć, że ich nie ma! - krzyczała Molly. - Jak mogli tak po prostu ODEJŚĆ!


Gdy poirytowany duch wlatywał do pokoju, reszta obecnych właśnie przytakiwała.


- Co to za hałasy? - spytała Szara Dama. - Nawet duchy czasem potrzebują odpoczynku, wiecie?


- Harry i Severus - odparła zdenerwowana Molly. - Osaczyliśmy ich, a oni uciekli!


Duch uniósł ektoplazmatyczne brwi.


- Osaczyliście ich? - powtórzyła lodowatym tonem.


- Zlokalizowaliśmy ich w jednym z domów Potterów - wyjaśniła naburmuszona Molly. - Harry nam nawymyślał i odmówił zniesienia osłon, żebyśmy mogli tam wejść i zabrać ich z powrotem do Hogwartu albo Nory. Wezwaliśmy Billa, żeby złamał powstrzymujące nas tarcze, ale kiedy wdarliśmy się do środka, ich już nie było.


Szara Dama ze złością pokręciła głową.


- Słuchasz, co mówisz? Zlokalizowaliście ich. Osaczyliście ich. Złamaliście osłony. WDARLIŚCIE SIĘ do domu, na litość Merlina! Można by pomyśleć, że mówisz o jakichś przestępcach, nie o ludziach, których chcesz chronić.


Molly zaczęła coś bełkotać, Remus zaprotestował, a pozostali gapili się w osłupieniu.


- Całą historię proszę. - Duch niecierpliwie tupał nogą w powietrzu.


Artur skinął głową i zrelacjonował zdarzenia dnia.


- Popełniliście właśnie te same błędy, za które obwiniacie Albusa - stwierdził duch surowo na koniec. - Byliście źli na Albusa za to, jak potraktował Harry'ego, a mimo to robicie dokładnie to samo! Złamaliście daną mu obietnicę. Macie, ludzie, sporo do załatwienia, zanim będziecie gotowi zaopiekować się tymi chłopcami w odpowiedni sposób.


- My tylko chcieliśmy się nimi zająć... - zaprotestował Remus słabo.


- Łamiąc obietnicę? Okrążając ich tak, że poczuli się zmuszeni do ucieczki? Nie zrobiliście nic, aby zyskać zaufanie Harry'ego, a jeśli dalej będziecie tak postępować, stracicie również jego miłość. Powiedzcie mi, co planowaliście zrobić, kiedy ich już złapiecie?


Molly parsknęła.


- Przytuliłabym ich ze wszystkich sił, a potem dała im obu szlaban do końca wakacji.


- Ja też - poparł ją Remus. - I podejrzewam, że reszta nas także.


Szara Dama westchnęła.


- Mimo że żadne z was nie może twierdzić, iż Harry mu ufa? Gdyby tego nie było dość, mącicie mu w głowie.


- Dlaczego? - spytał Artur, który w przeciwieństwie do swojej żony słuchał uważnie.


- Bardzo niejasne jest obecnie, kto właściwie powinien być dla Harry'ego "rodzicem". W tej chwili każdy dorosły w jego życiu może mówić mu, jak ma się zachowywać, i karać go, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota. Pozwolił byś na coś takiego w stosunku do twoich własnych dzieci? - zapytała Artura, który westchnął.


- Nie - przyznał. - Nawet w szkole nauczycielom wolno karać je tylko do pewnego momentu. Jeżeli zdarzy się cokolwiek poważniejszego, zapraszają nas, ponieważ do nas należy decyzja.


- Właśnie. I możecie chronić swoje dzieci, jeśli zostaną ukarane niesłusznie. Ale Harry'ego nigdy to nie dotyczyło. Jest przyzwyczajony do niesprawiedliwego traktowania i nikt dotychczas nie zadał sobie trudu, żeby wysłuchać jego wersji zdarzeń. Zawsze działacie z wyprzedzeniem i decydujecie, co jest dla niego dobre, nawet nie pytając go wcześniej o zdanie. Poza tym on ma szesnaście lat. Arturze, czy pozwoliłbyś pierwszej lepszej osobie, aby ci rozkazywała?


- Nie, oczywiście, że nie.


- Dokładnie. Ty decydujesz, kto ma nad tobą władzę, a kto nie. To naturalne. Jako dorośli kontrolujemy to poprzez wybory, których dokonujemy. Ty wybierasz, dla kogo pracować, kogo szanować. Nastolatki zaczynają to robić poprzez sprzeciwianie się autorytetom. To normalne zachowanie w tym wieku, część procesu dojrzewania i stawania się niezależnym dorosłym. Większość z nich uspokaja się i kieruje rozsądkiem, szczególnie jeżeli ich rodzice są świadomi tego procesu i zapewniają im więcej wolności oraz odpowiedzialności, zgodnie z ich wiekiem. Lecz Harry, który z uwagi na sposób wychowania jest znacznie starszy, niż wskazywałby na to jego fizyczny wiek, jest traktowany jak raczkujące dziecko niemal przez wszystkich wkoło.


Artur usiadł ze smutną miną.


- Czyli właściwie Harry nie ma powodu ufać dorosłym, a my nie dowiedliśmy, że jesteśmy godni jego zaufania. W dodatku ignorujemy jego problemy, kwestie, o których powinien mieć możliwość z nami porozmawiać, ponieważ wolimy mówić mu, co ma robić. A przynajmniej próbujemy go do tego zmusić.


Szara Dama przytaknęła.


- Istnieje bardzo realne niebezpieczeństwo, że kontynuując takie zachowanie, stracicie nie tylko Harry'ego, ale również własne dzieci - ostrzegła z powagą - ponieważ jego przyjaciele będą trzymać jego stronę.


- A... a Severus? - spytała Pomona.


- Severus najwyraźniej chce być z Harrym, sądząc po tym, co słyszałam - odparła Szara Dama, po czym podleciała do ściany, przez którą przybyła. - Zaś Harry jest zapewne właśnie tą osobą, która rozumie go najlepiej. Z całą pewnością żadne z was obecnie się do tego nie kwalifikuje.


=Pokątna 93=


Hermiona i Ron weszli do Magicznych Dowcipów Weasleyów; Ron nadal niósł przysypiającego chłopca. Wyglądał na nieco skrępowanego dźwiganiem na barana mistrza eliksirów, który położył policzek na czubku jego głowy. Gdyby Hermiona nie niepokoiła się aż tak o Harry'ego, pewnie śmiałaby się z wyrazu jego twarzy.


Kiedy wchodzili do salonu, natychmiast sprawdziła zegar.


Ostatnio dodali do niego również swoje twarze. Jej, Rona i Severusa spoczywały teraz wszystkie na "MDW" i "bezpieczny".


Bliźniaków były na tej samej lokacji, ale "w stresie". Harry'ego na "śmiertelne zagrożenie".


Ron zdjął Severusa ze swoich barków i wyprostował się. Chłopiec chwiał się na nogach, patrząc na nastolatków ze łzami w oczach.


- Harry? - spytał.


Hermiona pokręciła głową.


- Jeszcze nie wiemy - przyznała ze wzrokiem utkwionym w zegarze.


Severus też go teraz zauważył i przysiadł na krześle, aby obserwować obrazek przedstawiający Harry'ego.


W końcu zasnął z głową w ramionach; nie obudził się nawet gdy wskazówka Harry'ego przesunęła się ze "śmiertelnego zagrożenia" na "dochodzi do siebie".


Ron i Hermiona zauważyli to jednak i uśmiechnęli się do siebie.


- Jakim sposobem twoi bracia wiedzą tyle o leczeniu? - zainteresowała się Hermiona.


- No cóż, często robią sobie krzywdę podczas tworzenia dowcipów. - Ron wzruszył ramionami. - Zawsze byli dobrzy z eliksirów i udało im się namówić Pomfrey, żeby nauczyła ich trochę o leczeniu. Ale czy nie powinniśmy go położyć do łóżka? - zmienił temat, z lekkim wahaniem wskazując Severusa. - Wydaje się zmęczony.


Hermiona przytaknęła.


- Przetransmutuję sofę w bibliotece - powiedziała. - Możesz go tam zanieść?


Ron westchnął i delikatnie wziął śpiącego Severusa na ręce. Pogrążony we śnie i taki młody, mistrz eliksirów sprawiał wrażenie normalnego dzieciaka, uznał. A zgodnie z tym, co mówił jego ojciec, był też dzieckiem maltretowanym. To by wyjaśniało, dlaczego zawsze był takim...


- Ron, idziesz?


- Tak, już idę - odparł i szybko zaniósł dziecko do jego prowizorycznego łóżka.


=później=


Fred i George wyłonili się ze swojej sypialni, wyglądając na zmęczonych, lecz szczęśliwych.


- Nic mu nie będzie - zapewnili pozostałą dwójkę. - Musi przez jakiś czas odpoczywać, ale kiedy mikstury uzupełniające krew zrobią swoje, w jednej chwili stanie na nogi. Chociaż było blisko - westchnął Fred.


- W każdym razie przez moment był przytomny i powiedział nam, co się stało. Malfoy zaoferował jemu i Severusowi szansę przyłączenia się do Voldemorta. Odmówili i wywiązała się walka. Harry zdołał unieruchomić dwóch, ale potem dopadł go Lucjusz. Najwyraźniej Severus, instynktownie, spetryfikował Lucjusza. - George uśmiechnął się szeroko. - To wszystko, co Harry pamięta. A tak w ogóle to gdzie jest chłopiec?


- Śpi w bibliotece - odparła Hermiona.


- Erm, już nie - zauważył Fred, wskazując małą postać w drzwiach.


Severus niespokojnie obserwował rudowłosych. Gdzie był Harry?


- Chodź tu, dzieciaku - zawołał George. - Harry'emu nic nie będzie, teraz po prostu śpi.


- Wyzdrowieje? - Severus chciał usłyszeć odpowiedź wprost.


Podszedł do George'a, stanął przy jego kolanie i błagalnym wzrokiem spojrzał na nastolatków, którzy byli zmorą jego egzystencji, gdy był dorosły.


George zawahał się.


Ludzie zawsze się wahali, zauważył Severus nieprzytomnie, jakby nie byli pewni, czy w ogóle go lubią.


Nagle został podniesiony i posadzony na kolanie mężczyzny.


- Tak, mały Sevviczku - stwierdził George żartobliwie. - Harry całkowicie wyzdrowieje. Opowiedział nam, jaki byłeś odważny i jak uratowałeś mu życie! Mówił, że jest z ciebie bardzo dumny i zagroził użyciem przeciw nam wszystkich naszych wynalazków, jeśli się tobą odpowiednio nie zajmiemy. Więc teraz damy ci coś do jedzenia - sami też jeszcze nie jedliśmy - a potem, jutro rano, kiedy się wyśpisz, będziesz mógł zobaczyć się z Harrym. Możesz zajrzeć do niego, gdy będziesz szedł do łóżka, ale daliśmy mu eliksir bezsennego snu, dlatego teraz nie kontaktuje.


Severus skinął głową.


- Eliksir bezsennego snu działa od czterech do dwudziestu czterech godzin, w zależności od stopnia wyczerpania pijącego - zacytował z książki o eliksirach, którą kazała mu czytać matka.


Dwaj identyczni mężczyźni zachichotali.


- Tak, masz całkowitą rację. Och, a my się jeszcze nie przedstawiliśmy! Ta dama tam to Hermiona, najlepsza przyjaciółka Harry'ego. Obok niej stoi Ron, najlepszy przyjaciel Harry'ego. Ten tutaj ma na imię Fred, a ja jestem George, bystrzejsza połowa Freda.


Severus przez kilka długich sekund uważnie przyglądał się bliźniakom.


- Dobra - uznał w końcu z uśmiechem.


- Hej, bracie mój - Fred zwrócił się do Rona - Może tak przebiegniesz się do Dziurawego Kotła i przyniesiesz nam kolację? Tylko nie zapomnij wstąpić do Floriana po lody.


Twarz Sevvy'ego rozjaśniła się. Fred wyszczerzył zęby w uśmiechu.


- Więc lubisz lody, co?


Severus z entuzjazmem pokiwał głową.


- Harry mnie tam zabrał i jedliśmy lody, i kupił mi miotłę, żebyśmy mogli grać w quidditcha w domu, a potem poszliśmy do zoo i wypuściliśmy węże na wolność...


Nagle zakrył usta rękoma i zaczerwienił się.


Pozostała czwórka parsknęła, zachichotała, po czym wybuchła gromkim śmiechem.


- O Merlinie, więc to jednak BYLIŚCIE wy! - jęknął George, chwytając się za bolący brzuch. - Powinniśmy byli wiedzieć.


- Kirke! - krzyknął Severus radośnie, gdy do pokoju wpełzł wąż. - To jest Kirke, zabraliśmy ją z zoo. Była w mojej kieszeni.


Ron zbladł.


- Miałeś ją przy sobie, kiedy cię niosłem?


Severus przytaknął.


- W twoich włosach było jej wystarczająco ciepło - wyjaśnił niewinnie.


Prawie zemdlony Ron opadł na kanapę i siedział tam, otwierając i zamykając usta jak ryba.


Bliźniacy byli wręcz przeraźliwie uradowani. Fred wziął Severusa pod pachy i posadził go na stole. Następnie sięgnął po różdżkę, aby wyczarować odznakę z napisem "Honorowy Huncwot".


- Dzieciaku, jesteś NIESAMOWITY - stwierdził, przypinając ją do koszulki chłopca.


=Hogwart=


- Witaj, pani - powiedział Albus Dumbledore z lekkim uśmiechem. - Słyszałem wiele głosów dobiegających z gabinetu. Wszystko w porządku?


Szara Dama westchnęła.


- Mieliśmy drobną dyskusję. Złapali Harry'ego i Severusa w pułapkę i chcieli na siłę zaciągnąć ich z powrotem. Chłopcy uciekli.


Dumbledore schował twarz w dłoniach.


- Więc znowu zaginęli?


Szara Dama przytaknęła.


- Zgaduję jednakowoż, że podążą prosto do przyjaciół Harry'ego. Niech Zgredek to sprawdzi. On nigdy nie zdradziłby Harry'ego przed nikim.


Wezwali skrzata i wydali mu polecenie. Piętnaście minut później Zgredek wrócił.


- Harry Potter został zaatakowany przez złego starego pana! - zaraportował z rozpaczą. - Ale z Harrym i paniczem Snape teraz dobrze. Są u Wheezyów Harry'ego.


Dumbledore zbladł na wieść o Lucjuszu Malfoyu, rozpogodził się jednak, usłyszawszy, że wszystko w porządku. Podziękował skrzatowi i zwrócił się do Szarej Damy:


- Chciałbym napisać do Harry'ego i Severusa... poprosić o możliwość przeproszenia ich osobiście... sądzisz, że to dobry pomysł?


Uśmiechnęła się.


- Tak, uważam, że tak. Napisanie do nich to dobry pomysł. Możesz nawet napisać osobne listy do każdego z nich.


Dumbledore westchnął ciężko.


- Czy kiedykolwiek mi wybaczą?


Szara Dama poklepała go po ręce; z trudem powstrzymał wzdrygnięcie.


- Możliwe, Albusie. Bądź otwarty i szczery, i niczego nie ukrywaj. Nie próbuj nimi manipulować, po prostu napisz, co do nich czujesz. Kochasz ich i przykro ci, powiedz im o tym. Tylko to się liczy.


=Pokątna 93=


Czwórka nastolatków była zaskoczona, kiedy Zgredek pojawił się wczesnym wieczorem, ale szybko udzieliła mu informacji, o które pytał dyrektor.


- Czy ma znaczenie, że on wie, gdzie są Harry i Severus? - spytał Ron Hermiony.


- Nie sądzę - odparła. - Nie może im teraz zrobić krzywdy. Poza tym naprawdę chce im pomóc, więc wydaje się, że dochodzi do siebie. I tak jednak musimy się przeprowadzić, ponieważ to jest pierwsze miejsce, w którym reszta będzie ich szukać. I nie wiemy, czy ci śmierciożercy nie... OCH!


Ron od razu ją zrozumiał.


- Zapomnieliśmy o tych śmierciożercach! Ależ jestem głupi!


- Zgadzamy się, bracie.


- Ale co skłoniło cię do poczynienia...


- ...tak wnikliwej obserwacji?


Ron poczerwieniał.


- Och, zamknijcie się obaj. Zapomnieliśmy o tamtych śmierciożercach!


- WY o nich zapomnieliście, mały bracie.


- MY jednakowoż zostawiliśmy sygnał czasowy...


- ...który zaalarmował aurorów parę minut po naszym odejściu.


- Nie żeby miało to na długo wsadzić Lucjusza Malfoya do więzienia...


- ...mamy jednak nadzieję, że nie uda mu się wrócić do łask Voldemorta równie szybko, jak do łask Ministra.


Do pokoju wszedł Severus w pidżamce. Na jego widok Hermiona aż jęknęła. Pozostała trójka spojrzała na nią ze zmarszczonymi brwiami.


- No co? - odgryzła się. - Uważam, że jest przesłodki.


- Mogę już zobaczyć Harry'ego? Obiecałeś! - Severus bez cienia niepewności patrzył na George'a.


- Skąd wiesz, że to byłem ja? - zdziwił się bliźniak.


Severus wzruszył ramionami.


- Bo ty nie jesteś Fredem - wyjaśnił z prostotą.


Fred przewrócił oczami i wziął chłopca za rękę.


Harry nie spał. Spojrzał w górę, kiedy usłyszał otwierane drzwi, i uśmiechnął się do Freda i Severusa.


- Cześć wam - powiedział.


Nadal był bardzo blady z powodu utraty krwi, ale eliksiry, które podali mu bliźniacy, wyleczyły go w takim samym stopniu, jak zrobiłyby to eliksiry Pomfrey.


Severus powoli podszedł do łóżka, w którym leżał Harry.


- Lepiej się czujesz? - spytał.


- O wiele lepiej; zwłaszcza teraz, gdy cię widzę - zapewnił Harry. - Martwiłem się. Uratowałeś mi życie, Sevvy... kolejny raz. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.


- Uratowałem ci życie? - zdziwił się Severus.


- Tak.


- Ale... ale... - Severus wahał się. - Ale czemu mnie nie lubiłeś, jeśli uratowałem ci życie?


Wydawało mu się, że skoro uratował Harry'emu życie, Harry i jego przyjaciele powinni go lubić. I lubili go, ale nie jak był dorosły, bo inaczej nie patrzyliby na niego w ten sposób, kiedy zobaczyli go pierwszy raz. Harry nawet wyglądał, jakby naprawdę go nienawidził, gdy usłyszał jego imię i nazwisko w tamtej restauracji.


- Sevvy, podejdź tutaj. - Harry wyciągnął ręce.


Severus podbiegł do niego i rzucił mu się w ramiona, po czym schował głowę pod brodą Harry'ego.


- Nie byliśmy w dobrych stosunkach, to prawda - przyznał Harry - a ja naprawdę nie miałem ochoty widzieć, jak dobrym byłeś człowiekiem. A jesteś, Sevvy. Jesteś bardzo dobry.


Severus westchnął i przytulił się mocniej. Był dobry. Nie był bezużyteczny ani nie był rozczarowaniem, jak mówili mu rodzice. Harry masował go po plecach, też się kładąc.


Prawie pogrążony we śnie Severus nie zauważył spojrzeń, jakie Harry wymienił z Fredem, pełnych rozbawienia, żalu i czułości, kiedy przenieśli wzrok na zasypiającego chłopca.


Tuż przed tym, jak zasnął na dobre, Severusowi przeszło przez głowę, czy ten zły wężowy człowiek okaże się teraz także tym, który próbował zabić Harry'ego w dzieciństwie.


KONIEC

rozdziału piętnastego




Rozdział szesnasty


=kryjówka Voldemorta=


- Zawiedliście mnie.


Trzech mężczyzn klęczało przed Czarnym Tyranem, mamrocząc przeprosiny.


- Cisza! Dwóch chłopców. DWÓCH CHŁOPCÓW! Waszej dwójki nie będę winił przesadnie za to, że daliście się pokonać Harry'emu Potterowi.


Dwaj śmierciożercy sprawiali wrażenie, jakby odczuli niejaką ulgę.


- Crucio.


Nie wyglądali już na tak zadowolonych, kiedy krzyczeli w agonii przez pół minuty. Potem Voldemort zdjął z nich klątwę.


- Wracajcie do okręgu.


Pośpiesznie - drżąc na całym ciele - usłuchali.


- Ale ty, Lucjuszu... - Czarny Pan z odrazą patrzył na swego podwładnego - ty... ty zostałeś spetryfikowany... SPETRYFIKOWANY, na litość Salazara... przez SZEŚCIOLATKA!


Lucjusz zaskomlał; znał ten ton aż nazbyt dobrze.


- Mój panie... zdołałem... pokonać Pottera... wątpię, czy udało mu się przeżyć...


- Głupiec - stwierdził Czarny Pan, po czym pochylił się i wyszeptał mężczyźnie do ucha: - Nie sądzisz, że wiedziałbym, gdyby Harry Potter był martwy? Nie, on żyje. I to z Severusem. To nie wróży dobrze planom, jakie wiążę z Severusem. Wysłałem go do Dumbledore'a, aby pokazać mu, że Światło zniszczy go, gdy tylko nie będzie im już przydatny. Co powiedział Potter, kiedy zaoferowałeś mu przyłączenie się do mnie?


Lucjusz prawie płakał, pośpiesznie próbując ukryć pod peleryną żółtą plamę, która pojawiła się na jego szacie.


- Mój panie... on powiedział... że złoży podanie o przyjęcie... gdy piekło zamarznie.


- CRUCIO!


=Pokątna 93=


- Wiesz, że nie możemy tu zostać, prawda? - spytał Fred Harry'ego.


- Ja nie mogę. Wy dwaj macie sklep do prowadzenia. Zabiorę tylko Sevvy'ego i znajdę inne miejsce.


- Nie bądź śmieszny. Idziemy z wami. Będziemy się po prostu aportować do sklepu.


- Właśnie, Harry, my też idziemy. - W sypialni zjawili się Ron i Hermiona.


Hermiona natychmiast (ale na szczęście po cichu) zaczęła gruchać do chłopczyka, który wciąż spał obok Harry'ego, skulony przy jego boku.


- No proszę, mamy wyjście z sytuacji... - powiedział George, wchodząc.


Pozostali spojrzeli na niego.


- Dyrektor znowu napisał. Fawkes dopiero co się zjawił. Proponuje, żebyśmy zatrzymali się w jego domu letniskowym. Ma niesamowicie silne osłony, a Severus dodał do nich jeszcze swoje w ostatnich latach. Co oznacza, że ich moc rośnie za każdym razem, kiedy on jest w tym domu.


- Ale... - zaprotestował Ron.


- Przysłał też listy do Harry'ego i Sevvy'ego - ciągnął George, ignorując młodszego brata. - Oto one. Zostawimy was, żebyście mogli je przeczytać.


Chłopczyk nadal spał, Harry otworzył więc list zaadresowany do siebie i zaczął czytać:


"Drogi Harry.


Pozwól, dziecko, że zacznę od przeprosin. Nie wiem, kogo ja oszukuję: zwykłe przeprosiny nie naprawią tego, co Ci wyrządziłem. Bardzo Cię przepraszam; i rozumiem, że mi nie wybaczysz.


Mam wielką nadzieję, mój chłopcze, że przyjmiesz moją pomoc. Naprawdę nie mam innych intencji, niż tylko dać Tobie i Severusowi prawdziwie szczęśliwe wakacje. Mój letni dom jest dobrze chroniony, dostatecznie duży dla Ciebie i Twoich przyjaciół oraz położony nad morzem. Upewniłem się też, że jest już dobrze zaopatrzony, na wypadek gdybyś jednak skorzystał z mojej oferty i był w potrzebie... pilnej przeprowadzki.


Zapewniam również, że nie zjawię się tam, o ile Ty i Severus nie pozwolicie mi na to.


Nie pragnę usprawiedliwiać się chorobą, Harry, lecz w rzeczy samej żywię nadzieję, że uwierzysz, gdy powiem, że teraz widzę sprawy znacznie wyraźniej. Nie zmazuje to moich złych decyzji z przeszłości, ale oznacza, iż zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby odzyskać Twoje zaufanie.


Ze szczerymi przeprosinami


Albus Dumbledore"


- No, no, czyż to nie interesujące? - mruknął Harry do siebie.


- Harry? Co jest interesujące? - spytał Severus, siadając.


- List od dyrektora. Do ciebie też jest - wyjaśnił nastolatek.


- Nie wyjec?


- Na Merlina, nie. Myślę, że chce cię przeprosić. Mnie przeprosił.


- Więc mogę go przeczytać?


Harry uśmiechnął się.


- Tak, możesz go bezpiecznie przeczytać. On już ci nigdy nie zrobi krzywdy.


Severus otworzył list i zaczął czytać na głos:


- Mój drogi chłopcze... To o mnie? - spytał z zadziwieniem w głosie.


Harry przytaknął.


- Niezwykle rad byłem, kiedy usłyszałem, że jesteś z Harrym. Martwiłem się o ciebie. Tak bardzo mi przykro, Severusie, że byłem dla ciebie taki okrutny i niedobry. Nie chciałem być dla ciebie niedobry, ale byłem. Zrozumiem, jeśli jesteś teraz na mnie bardzo, bardzo zły i już nigdy nie będziesz chciał mnie zobaczyć.


Severus zmarszczył brwi.


- To znaczy, że on jest na mnie zły?


- Nie, to znaczy, że on wie, że zrobił coś bardzo złego. Bardzo chce cię zobaczyć, żeby móc ci wynagrodzić to, że był taki niedobry, ale uważa, że ty jesteś na niego tak wściekły, że już nigdy nie będziesz chciał go widzieć.


- Aha. Dobra. Dalej jest jeszcze trochę. - Severus bardzo się starał przy czytaniu na głos kolejnej części. - Moje drogie dziecko, powiedziałem ci naprawdę wstrętne rzeczy. Musisz pamiętać, że to, co ci powiedziałem, nie było prawdą. Jesteś bardzo pięknym, bardzo szczególnym chłopcem i przepraszam cię, że tego nie zauważyłem. Mam nadzieję, że porozmawiasz z Harrym i może, jeśli będziesz chciał, dasz mi znać, co u was słychać.


Severus spojrzał na Harry'ego.


- On już nie jest niedobry, prawda?


Harry wlepił wzrok we własny list.


- Nie, nie sądzę, żeby wciąż był niedobry, Sevvy. Myślę, że już prawie wyzdrowiał.


- Spotkamy się z nim? Albo napiszemy do niego?


Harry spojrzał na niego z zaskoczeniem.


- A chcesz?


Chłopiec popatrzył na niego.


- Czasem po prostu wiem różne rzeczy - wyznał, powoli przenosząc wzrok na pościel. - Jakbym wiedział je od bardzo dawna. Myślę, że to jest z czasów, jak byłem duży. Stąd wiem, że Fred nie jest George'em.


- Aaach... - Zrozumiał nagle Harry. Więc dlatego potrafił rozróżnić bliźniaków. Snape zawsze to umiał.


Chłopiec szarpnął koc.


- Teraz też miałem takie uczucie o dyrektorze. Znaczy, boję się go... bo był taki niedobry... ale myślę, że jak byłem duży, to on nie był niedobry. Myślę, że go kochałem, kiedy byłem duży. Jakby był moim tatusiem. Trudno to wyjaśnić...


Harry poklepał go po dłoni.


- Sądzę, że rozumiem, Sevvy. Powiedział nam, że możemy zostać w jego domu letniskowym. Tam jest nawet bezpieczniej niż w chacie. Fred i George, i Ron, i Hermiona idą z nami. Wybieramy się tam dzisiaj. Może obaj napiszemy do niego list, kiedy się tam znajdziemy?


Severus uśmiechnął się szeroko.


- Ale możemy tam grać w quidditcha? - spytał. - Bo on jest bardzo stary. Czy będzie miał miejsce na grę w quidditcha? A może ma tam tylko pełno stolików do gry w płacz?


=Nora=


Artur Weasley snuł się po domu, który sprawiał takie opustoszałe wrażenie. Trzech jego najmłodszych synów odeszło. Hermiona też. Do Harry'ego, bez wątpienia.


Szara Dama dała im do myślenia. Znowu wziął w ręce dziennik Severusa, ale nie potrafił się zmusić do jego czytania. Naraz poczuł dłoń na ramieniu.


- Przepraszam, Arturze... - Jego żona miała łzy w oczach.


Objął ją.


- Wszyscy się myliliśmy - powiedział cicho w jej włosy. - Lecz wciąż nie jest za późno, żeby naprawić nasz błędy, kochana. Oni są pewnie w MDW. Może wybierzemy się na Pokątną i sprawdzimy, czy chcą z nami rozmawiać? Poprosimy grzecznie tym razem.


Molly uśmiechnęła się z nadzieją, po czym pośpieszyła do kominka.


Prawie biegli długą, brukowaną ulicą. Kiedy dotarli do właściwych drzwi, zapukali.


- Fred? George? Ron? - zawołała Molly.


Drzwi otworzyły się.


- Dzieci?


Nic. Brak odpowiedzi.


Molly przeszła się po pokojach, w których zauważyła pootwierane szafy sugerujące prędkie wyruszenie w drogę. Kiedy weszła do pokoju Freda i George'a, wrzasnęła.


Na łóżku leżały zakrwawione prześcieradła, a na stoliku nocnym stała istna kolekcja pustych fiolek.


Zaalarmowany Artur wbiegł do pokoju. Rzucił okiem na bałagan i zbladł. Wrócił do salonu, starając się znaleźć jakiekolwiek wyjaśnienie tego, co się zdarzyło, ale na nic nie natrafił. Poza jednym. Małym wężem, który wypełzł spod sofy. Artur podniósł go.


- Co to jest?


- Wąż. Zgaduję, że należy albo do Harry'ego, albo do Severusa. Zoo zgłosiło zaginięcie czterech węży; opis jednego pasuje do tego tutaj.


Molly blado uśmiechnęła się przez łzy.


- Więc to oni byli w zoo.


- Tak można sądzić - przytaknął Artur. - Musiała im uciec z kieszeni, czego zapewne nie zauważyli w pośpiechu.


Molly pogłaskała zwierzę po główce.


- Zabierzmy ją i zaopiekujmy się nią. Sama tu zginie.


Całe mile dalej, Harry uśmiechnął się krzywo.


- Podziałało? - spytał Ron.


- Tak, wzięli ją. Fred, możesz zejść z czatów. Zabrali ją.


"Dobra robota, mój mały szpiegu" - syknął Harry przez więź, którą udało mu się stworzyć z wężem za pośrednictwem jego więzi z Voldemortem.


Severus był niespokojny.


- Czy dobrze się nią zaopiekują?


- Będzie bardzo rozpieszczony mały wężem, kiedy ją odzyskasz - zapewnił Harry z uśmiechem. - Będą dla niej bardzo dobrzy.


Severus z trudem przełknął ślinę, ale potem rozjaśnił się dumą.


- Moja Kirke jest prawdziwym szpiegiem - powiedział z zadziwieniem. - Ale ekstra.


Pozostali spojrzeli na chłopca z mieszaniną rozbawienia i smutku.


KONIEC

rozdziału szesnastego



Rozdział siedemnasty


Harry relaksował się w hamaku rozwieszonym w ogrodzie. Czuł się dobrze, rany ładnie się zamknęły, ale wciąż łatwo się męczył. Fred i George zapewnili go, że ten jeden więcej dzień odpoczynku załatwi sprawę, on zaś postanowił pójść za ich radą.


Oczywiście nie wzięli pod uwagę, że mógłby tym samym zawłaszczyć hamak na cały dzień i odmówić wykonywania jakiejkolwiek pracy.


Harry uśmiechnął się do słońca i zamknął oczy. Bliźniacy pokazywali Severusowi lepsze strony bycia pałkarzem, z tym, że zastosowali się do wymagań Hermiony i Harry'ego i grając z Sevvym, używali tłuczków z zaklęciem amortyzującym.


Po tym, jak sprawdził, co u Kirke, aby upewnić się, że wszystko w porządku, że nie są znowu tropieni, wrócił myślami do momentu ich przybycia.


Znaleźli się w salonie wielkiego domu. Domu, który wyraźnie należał do Albusa Dumbledore'a - kolorystyka pokoju przypominała jego gabinet. Harry spojrzał na Severusa. zastanawiając się, czy nie wzbudzi to w chłopcu złych skojarzeń, zdawało się jednak, że tym razem do głosu doszły jego dorosłe wspomnienia: wyglądał na spokojnego i zrelaksowanego.


Harry wyjaśnił pozostałym, że Severus był najwidoczniej zmieszany ich pierwotnymi reakcjami na niego. Zdawał sobie sprawę z tego, że jako dorosły nie był specjalnie lubiany, ale nie rozumiał powodu; to sprawiało, że czasami czuł się niepewnie. Przyjaciele od razu przysięgli zrobić wszystko, by chłopiec czuł się chciany i mile widziany. Wszyscy mieli pewne podejrzenia co do tego, jak wyglądało piewrotne dzieciństwo Severusa i byli zdecydowani dać mu szczęśliwsze życie tym razem.


A jego dorosłe wspomnienia zwykle były uśpione - przekonali się o tym podczas pierwszej wycieczki po domu.


- Boisko do quidditcha! - krzyknął Severus, wyglądając przez okno. - Nie ma stolików do płacza!


Fred i George popatrzyli po sobie.


- Stoliki do płacza? - powtórzyli bezgłośnie.


Naraz rozległ się chichot Hermiony.


- Do brydża. On ma na myśli brydż - parsknęła.


Harry również się roześmiał, Weasleyowie nadal nie wiedzieli, o co chodzi.


- Brydż. Pamiętacie, kiedy powiedział, że Dumbledore jest zapewne zbyt stary na latanie i bardziej prawdopodobne jest, że będzie miał stoliki do płacza? Miał na myśli brydż. To mugolska gra w karty, związana czasem z ludźmi, którzy są tak jakby... posunięci w latach.


Harry wybuchł śmiechem na to wspomnienie.


Severus podszedł do niego.


- Z czego się śmiejesz, Harry?


- Och, z niczego takiego. Wydawało mi się, że grałeś w quidditcha?


Severus przez ramię wskazał bliźniaków.


- Nałożyli złe zaklęcie. Nie są już twardy, ale wciąż ich bije.


Harry pokręcił głową, po czym przesunął się, robiąc Severusowi miejsce na hamaku.


- Harry?


- Hmmm?


- Napiszemy do dyrektora?


- Naprawdę tego chcesz, co?


Severus wyglądał na nieco przygnębionego.


- Boję się, ale on był chory, prawda? Więc to nie była do końca jego wina. wciąż się na niego wściekasz?


Harry zawahał się. Owszem, nadal był wściekły na dyrektora. Gdyby jednak to przyznał, Severus też nie chciałby słuchać przeprosin Dumbledore'a. A chłopiec potrzebował kogoś w roli ojca. Harry doskonale wiedział, że nie mógłby jej pełnić. Starszy brat, w porządku. Ojciec sześciolatka? Mowy nie ma. Inni powiedzieli mu zaś, że Dumbledore naprawdę kochał Severusa.


Uśmiechnął się do chłopca, który patrzył na niego błagalnie oczami szeroko otwartymi z niecierpliwości.


- Może napiszesz do niego list, Sevvy, a ja pójdę po Hedwigę, żeby go dostarczyła?


=Hogwart=


Dumbledore malował - dawne zamiłowanie, do którego ostatnio wrócił - kiedy pojawiła się śnieżna sowa Harry'ego.


- Witaj, Hedwigo - powiedział, po czym uwolnił ją od ładunku.


Rozpoznał pismo Harry'ego.


"Dyrektorze.


Dostaliśmy Pana listy. Choć mnie nie przekonał Pan do końca, Seberus wydaje się mieć ochotę wybaczyć Panu. Spowodowane jest to tym, że jego dorosłe wspomnienia są... cóż, niekoniecznie dostępne dla niego na poziomie świadomości, ale mają na niego wpływ. Severus opisał uczucia, które do Pana żywi, jako coś w rodzaju "kiedy byłem duży, nie był niedobry, bo czułem, jakbym go kochał. Jak tatusia." Napisał do Pana list.


Rozmawiałem o tym z Hermioną i zgadzam się na spotkanie między Sevvym, mną i Panem. Z góry jednak ostrzegam: jeśli go Pan skrzywdzi, jeśli zrobi Pan coś, co spowoduje, że on choćby będzie WYGLĄDAŁ na smutnego, pożałuje Pan dnia, kiedy nauczył mnie Pan, jak używa się różdżki.


Oczekujemy Pana jutro rano. Moi przyjaciele zgodzili się zapewnić nam prywatność, mają jednak swoje sposoby, aby nas pilnować."


- Cóż - odezwał się Dumbledore do siebie z cierpkim uśmiechem - twoja wiadomość jest jasna i wyraźna, Harry, mój chłopcze. Mam się pilnować, albo poniosę konsekwencje, szczególnie jeżeli skrzywdzę Severusa. Sevvy'ego.


Otworzył list od dziecka.


"Cześć Dyrektorze.


Harry mówi że mam napisać co naprawdę myślę.


Trochę się boję że zrobisz mi krzywdę.


Ale myślę też że musisz być miły jak nie jesteś chory.


Będziesz dla mnie znowu niedobry? Jesteś zły że uciekłem?


Czemu napisałeś moi drodzy chłopcy czy to znaczy że mnie lubiłeś jak byłem duży?


Pozdrawiam.


Severus"


Następnego ranka stojący przed swoim kominkiem Dumbledore czuł się, jakby miał żołądek wypełniony kamieniami; pociły mu się dłonie i miał sucho w ustach. Krótko mówiąc, nie był tak zdenerwowany od czasu, kiedy jako mały chłopiec po raz pierwszy jechał do Hogwartu.


Wreszcie odetchnął głęboko, rzucił garść proszku i wyszedł z kominka w swoim salonie.


Rozejrzał się: wokół miał jasne dowody na to, że mieszkała tu teraz szóstka dzieci. Stos książek na stole - bez wątpienia Hermiony. Zabawki - Severusa. Kilka czasopism dotyczących quidditcha... Weasleyowie musieli od razu znaleźć boisko.


Przeszedł się po domu, który jednak okazał się opustoszały. W kuchni nie było nikogo, z piętra nie dobiegały żadne dźwięki.


Wyjrzawszy przez okno, zobaczył w końcu dwóch ciemnowłosych chłopców siedzących w hamaku. Uśmiechnął się lekko. Z tej odległości łatwo było wziąć ich za braci, zaś ze sposobu, w jaki Harry pisał o Severusie, domyślał się, że chłopcy rzeczywiście traktowali się jak bracia. Miał tylko nadzieję, że to się nie zmieni, kiedy Severus odzyska swój prawidłowy wiek.


Podszedł do nich powoli, niepewnie; zatrzymał się, kiedy dzieliło go od nich może z pięć metrów.


Trzymający straż Harry zauważył jego nadejście. Chłopiec trzymał różdżkę w gotowości, spostrzegł Dumbledore i pochylił głowę. Niewątpliwie zasługiwał na taki brak zaufania.


Severus schował się za Harrym, kiedy zobaczył dyrektora. Minęła chwila pełnego napięcia milczenia, zanim Harry wstał, sztywno powitał dyrektora i oficjalnie podziękował mu za możliwość skorzystania z jego domu.


- To nic wielkiego, Harry. Potrzebowaliście bezpiecznego miejsca, w którym moglibyście się zatrzymać.


Harry krótko skinął głową. Severus wyjrzał zza jego nóg i Dumbledore ukląkł.


- Severusie - powiedział cicho - dziecko, nawet nie wiesz, jak bardzo ucieszył mnie twój list. Jestem taki szczęśliwy, że mogłem tu przyjść i powiedzieć ci, jak bardzo mi przykro, że byłem dla ciebie niedobry.


Chłopiec powoli wysunął się zza Harry'ego, patrząc na mężczyznę z namysłem, próbując upewnić się, czy jest szczery.


- Więc się na mnie nie wściekasz?


- Och, dziecko, nie, ani trochę. Nie miałem prawa być wściekły na ciebie.


- Ale mówiłeś... mówiłeś... ci ludzie, którzy umarli... że to była moja wina... - Chłopiec otarł łzę.


Dumbledore nagle zorientował się, że też płacze.


- Nie, Severusie, nie powinienem był tego mówić. Oczywiście, że to nie była twoja wina.


Dziecko spojrzało na niego z nadzieją.


- Naprawdę?


Dumbledore wyciągnął rękę i Severus podszedł do niego powoli. Harry miał się na baczności, ale nie próbował temu przeszkodzić.


Kiedy malec był dostatecznie blisko, Dumbledore wziął go za rękę.


- Mój drogi chłopcze - powiedział ciepło. To nie był ten protekcjonalny ton, którego Harry nienawidził. To było prawdziwe, czyste ciepło. Zaskoczony Harry opuścił różdżkę. - Moje kochane dziecko, nie zrobiłeś niczego złego. To wszystko była moja wina. Byłem niedobry, okropny. Ty jesteś wspaniały. Czy wiesz, że kiedy byłeś duży, wykonywałeś własną pracę, pracę dla Zakonu i pomagałeś mi, kiedy tylko mogłeś? Tyle dla mnie zrobiłeś; bez ciebie nigdy bym sobie nie poradził. Sprawiałeś, że się uśmiechałem, kiedy tylko wpadałem w depresję. Czasami udawałeś napad złości z jakiegoś śmiesznego powodu, wyłącznie po to, żeby mnie rozbawić. Uratowałeś życie wielu ludziom, dziecko. To, co stało się z pozostałymi, nie było twoją winą i nigdy nie powinienem był twierdzić inaczej.


Severus słuchał starszego pana z oczami szeroko otwartymi ze zdumienia, przyglądając mu się, jakby czegoś szukał. Jakby coś usiłował sobie przypomnieć.


Ostatecznie się poddał - po prostu się do niego uśmiechnął.


- Lubię pomagać - stwierdził. - Harry'emu czasami też pomagam.


Harry odkaszlnął. Wcale nic go tam nie ściskało, nie. Sposób, w jaki Dumbledore rozmawiał z Sevvym, był miły, ale nie aż tak, żeby się rozczulać, wielkie dzięki. To był tylko... kaszel, tak.


- Uratował mi życie - powiedział z czułością. - Jest moim bohaterem. I oczywiście pomaga Hermionie w nauce. A Ronowi i bliźniakom w podnoszeniu ich zdolności w quidditchu.


Severus rozjaśnił się ze szczęścia. Dumbledore uśmiechnął się.


- Cieszę się, że już się mnie nie boisz, Severusie. - Dyrektor delikatnie dotknął policzka dziecka. - Tęskniłem za tobą.


Chłopiec trzymał Dumbledore'a za rękę.


- Wciąż jesteś chory? Powinłeś leżeć w hamaku, jak Harry?


- Nie, dziękuję ci, dziecko. Czuję się znacznie lepiej i nie muszę już spać w ciągu dnia.


Harry naraz zorientował się, że nie można go nazwać dobrym gospodarzem.


- Może wejdziemy do domu na herbatę? - zaproponował, ruszając w stronę budynku.


- Zaczekaj, Harry, mogę ja ją zrobić? - Severus wbiegł do środka.


Dumbledore i Harry razem przeszli przez trawnik; obaj uśmiechali się, patrząc za energicznym dzieckiem.


- A ty, Harry? - spytał Dumbledore cicho. - Czy jest coś... cokolwiek... co mógłbym zrobić, abyś lepiej o mnie pomyślał? Nie będę prosił o wybaczenie, nie zasługuję na nie.


Harry uśmiechnął się krzywo.


- Taka jest natura przebaczenia, dyrektorze, że nigdy nie może być zasłużone - naśladował styl mówienia Dumbledore'a najlepiej jak potrafił.


Mężczyzna pochylił głowę i westchnął.


- Rozumiem - mruknął.


- Nie, nie sądzę, żeby pan rozumiał - zaprzeczył Harry. - Nadal panu nie ufam. Nawet nie jestem pewny, czy rzeczywiście nie chcę, żeby pan zapłacił za to, co zrobił pan Sevvy'emu i mi. Skłonny jednak jestem zacząć wszystko od początku. Wydaje się, że się pan zmienił; nie zacznie pan z czystym kontem, ale Moody mówił kiedyś, że wierzy pan w drugie szanse. Dał pan kiedyś jedną Sevvy'emu, powiedziałbym więc, że też pan na nią zasługuje.


Dumbledore w zdumieniu przyglądał się nastolatkowi.


- Dziękuję, Harry - powiedział w końcu, czując, że tak lekkiego serca nie miał od lat.


KONIEC

rozdziału siedemnastego



Rozdział osiemnasty


=dom letniskowy=


- Hej, Harry, gdzie jest Sevvy? Chciałem mu pokazać kilka nowych sztuczek na nasz następny mecz z bliźniakami.


Harry uniósł wzrok znad książki o zaawansowanej obronie i uśmiechnął się. Ron przyjmował obecność małego mistrza eliksirów znacznie lepiej, niż mógł oczekiwać. A przynajmniej Severus pod przewodnictwem Rona zmienił się w maniaka quidditcha.


- Jest w ogrodzie z Dumbledore'em. Malują.


Ron wykrzywił twarz.


- Ogród jest do quidditcha, nie do malowania!


Harry zaczekał, aż jego przerażony przyjaciel wyszedł z pokoju, a potem wybuchł gromkim śmiechem.


Od czasu ich spotkania z dyrektorem minęły dwa tygodnie i nastolatki uznawały już za bezpieczne, żeby gospodarz mógł przychodzić i odchodzić kiedy chciał. Gdy początkowy strach Severusa płynący ze wspomnień o tym, jak stary czarodziej potraktował go ostatnio, zbladł, chłopca zaczęło coś przyciągać do Dumbledore'a. I na odwrót, pomyślał Harry, uśmiechając się z czułością.


Dwa dni po ich pojednaniu dyrektor spytał Harry'ego, czy mógłby przychodzić i malować w ogrodzie, żeby Severus przyzwyczaił się do niego bez zmuszania go do przebywania razem. Harry się zgodził.


Chłopcu zabrało to wprawdzie parę godzin, w końcu jednak ciekawość zwyciężyła i podszedł do Dumbledore'a zobaczyć, co robi.


Nastolatki były zaskoczone, kiedy okazało się, że Severus UWIELBIAŁ malować. Dyrektor dał mu papier, akwarele i jakieś stare pędzle, a następnie malowali razem całe popołudnie. Kiedy Harry poszedł do nich nieco później, zawołać ich na kolację, Severus z dumą pokazał mu wyniki swojej pracy. Harry odkrył, że malec był w tym całkiem niezły.


Od tego dnia Dumbledore zjawiał się prawie codziennie, żeby bawić się lub malować z Severusem. Przynosił też Harry'emu i innym książki dla zaawansowanych. Udowodnił, że był cierpliwym nauczycielem.


- Harry! - Severus wbiegł do pokoju; palce i policzki nadal miał umazane farbą. - Harry, wiedziałeś, że mugole mają całe muzeumy pełne obrazów? Wiedziałeś, Harry? Możemy kiedyś zwiedzić któreś, Harry? Proszę, proszę, proszę?


Chłopiec tańczył wokół niego podekscytowany i Harry nie zdołał powstrzymać śmiechu. W następnej chwili do pokoju wszedł Dumbledore - na twarzy wymalowane miał poczucie winy.


- Przepraszam, Harry, nie wiedziałem, że gdy wspomnę o muzeach, pobiegnie zaraz do ciebie poprosić o odwiedzenie któregoś.


Bliźniacy, którzy akurat również zjawili się w pokoju, skrzywili się na wspomnienie muzeów.


Harry prychnął.


- Ron i bliźniacy nie będą zainteresowani zwiedzaniem, mogę się jednak założyć, że Hermiona i owszem. Może wybierzemy się we czworo jutro? - Spojrzał na dyrektora.


- Doskonały pomysł - uznała Hermiona, kiedy zawołali ją i przedstawili jej plan wycieczki. - Wątpię jednak, żeby muzeum zainteresowało Sevvy'ego na dłuższy czas. No wiecie, on ma tylko sześć lat. Ale powinniśmy wyjść na trochę z domu i z pewnością przyda nam się rozrywka. Co powiecie na to, żebyśmy rano zwiedzili muzeum, a wieczorem przeszli się do mugolskiego lunaparku?


Severus szeroko otworzył oczy.


- Och, możemy, Harry? Proszę, proszę pana? - Patrzył błagalnie na Harry'ego i Dumbledore'a.


Harry skinął głową.


- Jestem za - powiedział.


- Ja też - zawtórował mu Dumbledore - ale tylko jeśli przestaniesz nazywać mnie panem, Sevvy.


Severus przygryzł dolną wargę.


- Kiedy ja muszę nazywać pana panem. Bo jak nie, to się zapomnę i będę pana nazywał tatusiem, jak kiedyś.


Z przerażeniem zakrył usta rękoma.


Harry spojrzał na Dumbledore'a.


- Nazywał mnie ojcem, gdy był dorosły - wyjaśnił dyrektor z uśmiechem, po czym poklepał chłopca po głowie, aby pokazać mu, że nie czuje się urażony. - To mu zostało, najwidoczniej. Co powiesz, żeby mówić do mnie per Albus?


Harry posadził sobie Severusa na kolanach.


- Sevvy, możesz nazywać Albusa tatusiem, jeśli chcesz. Boisz się, że będę na ciebie wściekły, jeśli tak zrobisz?


Severus nieśmiało przytaknął.


- Jesteś wściekły na... na tatusia - stwierdził.


Harry westchnął.


- Sevvy, Albus i ja musimy porozmawiać o wielu sprawach, co do których się nie zgadzamy, ale nie będę wściekły na ciebie, jeżeli znowu zaczniesz go kochać i znowu będziesz go nazywać tatusiem. Teraz jest z nim lepiej, więc wiem, że będzie dla ciebie bardzo miły. A jutro wybieramy się na wycieczkę. - Uśmiechnął się. - Dlatego musisz wcześniej się położyć, bo inaczej będziesz zmęczony. Może jeśli ładnie poprosisz, Albus położy cię do łóżka po kolacji.


Chłopiec uśmiechnął się promiennie do dyrektora, który skinął głową, a następnie posłał Harry'emu spojrzenie pełne wdzięczności.


=Nora=


Molly Weasley pozwoliła małemu wężowi wić się wokół swojego ramienia, kiedy go karmiła.


- Proszę bardzo - mówiła, klepiąc go delikatnie. - Chciałabym wiedzieć, jak ci dali na imię... - zadumała się, kiedy wąż przepełzał z jej ręki do skrzynki, którą mu zrobili.


- Ma na imię Kirke - usłyszała nagle głos swego najmłodszego syna.


Odwróciła się gwałtownie.


- RON! - wrzasnęła.


- Tutaj, mamo, w kominku - powiedział głos.


Molly uklękła przed paleniskiem.


- Ron! Co u ciebie? Gdzie jesteś? Czy z twoimi braćmi wszystko w porządku? A z Harrym i Severusem? Znaleźliśmy krew...


- MAMO! Zwolnij!


Zaalarmowany krzykiem żony, Artur Weasley wpadł do kuchni.


- Ronald! - krzyknął, pogodniejąc.


- Cześć, tato.


- Gdzie jesteście? Wracacie do domu? Och, Roniaczku... - Molly miętosiła w dłoniach fartuch.


- Nie wracamy jeszcze - odparł jej syn. - Ale dostaliśmy wasz list. My też chcemy z wami porozmawiać. Możemy spotkać się jutro? W sklepie bliźniaków?


- Oczywiście - zapewnił jego ojciec. - Naturalnie, że tam będziemy. Czy... czy wszyscy przyjdziecie?


Ron pokręcił głową, wysyłając na wszystkie strony zielone iskry.


- Tylko Fred, George i ja.


- Będziemy tam o dziesiątej - obiecał ojciec. - Ale Ron... ta krew...


- Harry został zraniony przez śmierciożerców, kiedy się tu przedostawał - powiedział Ron z błyskiem gniewu w oczach. - Ale bliźniacy się nim zajęli i szybko wyzdrowiał. Prawdę mówiąc, w tej chwili akurat trenuje.


- Och, biedny chłopiec - odezwała się Molly. - Ale to by się nigdy nie stało, gdyby nie uciekł - stwierdziła z dezaprobatą. - I to jeszcze z tym dzieckiem!


Głos Rona oziąbł.


- Nigdy nie zostałby ranny, gdybyście nie zmusili go do ucieczki. Mieli zresztą cholernego pecha, bo zabezpieczyli się jak mogli, biorąc pod uwagę... okoliczności... w jakich opuścili dom.


Nie powiedział wprost, że Harry i Severus nie mieli za dużo czasu na przygotowania, ponieważ Zakon robił wszystko, żeby przedostać się przez osłony, które ich chroniły, lecz jego rodzice zrozumieli, co miał na myśli.


Oboje zarumienili się po cebulki włosów.


- No to zobaczymy się jutro, mamo, tato - podsumował Ron. - Fred i George was pozdrawiają.


=mniej lub bardziej porządne muzeum sztuk pięknych=


Cztery osoby spacerujące po raczej pustawym muzeum nie przyciągnęły jakimś cudem sporej uwagi. Harry i Hermiona byli ubrani jak mugole, oczywiście, jak zresztą często w ich życiu. Severus miał na sobie mugolskie ubrania, które kupił mu Harry. Dumbledore... no cóż. Hermiona jęknęła i prawie się rozpłakała, kiedy stary czarodziej pokazał się rankiem.


Musieli się zdrowo napracować różdżkami, Harry i sam dyrektor, żeby przetransmutować strój starszego pana w coś... mniej rzucającego się w oczy.


W tej chwili Dumbledore niósł zadziwionego Severusa - który był nieco zbyt niski, żeby porządnie oglądać eksponaty, których znaczna większość umieszczona była na wysokości wzroku dorosłej osoby, nie sześciolatka - i cicho rozmawiali o technikach malarskich oraz kompozycji, której dyrektor uczył chłopca.


Harry i Hermiona szli za nimi w milczeniu, podziwiając imponujące zbiory.


- Wiesz, Sevvy naprawdę kocha Dumbledore'a - odezwała się Hermiona.


- Wiem.


- Zamierzasz omówić z nim sprawy?


Harry westchnął.


- Powinienem, prawda? Ale wciąż jestem taki rozzłoszczony. To nie jest coś, co mogę ot tak wybaczyć i zapomnieć.


- Severus wybaczył i zapomniał. Nawet jako dorosły.


- Dorosły Severus miał na to całe lata i zawdzięczał Dumbledore'owi drugą szansę.


- Wiem, Harry. Może mu to po prostu powiesz? Nawrzeszcz na niego, jeśli chcesz. Jestem pewna, że nie będzie miał nic przeciwko.


- Nie chcę wrzeszczeć na niego, bo Sevvy może usłyszeć.


- To idźcie gdzieś, gdzie nie usłyszy. Ostatecznie będziemy musieli wrócić do Hogwartu, Harry.


Harry skinął głową.


- Wiem. Tylko... oni tak bardzo mnie skrzywdzili, Miono. - Silny, odważny Wybraniec Magicznego Świata nagle zabrzmiał słabo i płochliwie.


Hermiona objęła go ramieniem. Harry spojrzał na nią z wdzięcznością, zanim dołączyli do pozostałej dwójki.


=Hogwart=


Filius Flitwick wszedł do gabinetu dyrektora, gdzie Minerwa McGonagall zajmowała się wysyłaniem listów do uczniów.


- Jak stoją sprawy, Minerwo?


- Świetnie, Filiusie, jakkolwiek nadal potrzebujemy nauczyciela opcmu i być może zastępstwa na eliksirach. Naprawdę muszę porozmawiać o tym z Albusem jeszcze w tym tygodniu.


- Możliwe, że nie będziemy potrzebowali zastępstwa na eliksirach - zaskrzeczał malutki profesor. - Znalazłem coś, co może posłużyć jako przeciwzaklęcie. Dlatego cię odwiedziłem; potrzebna mi twoja opinia.


Podał jej książkę i parę kart notatek. Potem czekał cierpliwie, aż wszystko przeczytała.


- Och, rzeczywiście, dobrze to wygląda, Filiusie! Ty i ja możemy wymówić zaklęcie... Poppy może je monitorować... tak, to najpewniej zadziała.


- Przygotujmy się więc. Gdy tylko chłopcy wyjdą z ukrycia, będziemy mogli rzucić przeciwzaklęcie i wrócić Severusowi jego dorosły wiek.


=lunapark=


Albus Dumbledore z zachwytem obserwował, jak trójka jego młodych towarzyszy entuzjastycznie biegała po parku, starając się zobaczyć i wypróbować każdą z atrakcji.


Severus podbiegł do kolejki górskiej i stanął przed miarą.


- Jestem już dosyć duży? Harry, jestem dosyć duży?


Stojący opodal ludzie uśmiechnęli się do entuzjastycznego chłopczyka. Harry sprawdził jego wzrost.


- Tak, jesteś wystarczająco wysoki. Masz jakieś trzy centymetry w nadmiarze.


- Mogę pojechać? Pojedziecie ze mną?


Spojrzał na Hermionę, która jednak pokręciła głową.


- Nie ja, Sevvy.


Następnie posłał Dumbledore'owi spojrzenie, które mogłoby roztopić najbardziej zlodowaciałe serce, ale dyrektor tylko zachichotał.


- Za stary jestem, Sevvy. Moje serce mogłoby tego nie wytrzymać.


Harry pokręcił głową.


- Nie widzicie zabawy, ludzie, chociaż na nią patrzycie? Chodź, Sevvy, przejedziemy się!


Dumbledore i Hermiona znaleźli ławkę niedaleko wyjścia, z której mogli również obserwować wagoniki.


Kolejka do przejażdżki była raczej długa, uznali więc, że może minąć nawet pół godziny, zanim chłopcy wrócą.


Hermiona odwiedziła samochód z lodami, gdzie kupiła Dumbledore'owi loda cytrynowego, sobie zaś czekoladowego.


- Dziękuję, moja droga - powiedział dyrektor, zajadając przysmak.


- Myśli pan, że to przeżyją? - spytała nieco nerwowo, kiedy nad głowami przejechały im wagoniki.


- Och, niewątpliwie przeżyją. Ta jazda jest o wiele bezpieczniejsza, niż na to wygląda. Jakkolwiek to, w jakim STANIE będą, jest już zupełnie inną kwestią...


Trochę później usłyszeli nad głowami zachwycony krzyk sześciolatka i oboje spojrzeli w górę w samą porę, aby przez moment zobaczyć czyste, nieskażone szczęście na twarzy Severusa. Harry wyglądał na równie podnieconego.


- Tam jest stoisko ze zdjęciami - zauważyła Hermiona. - Robią zdjęcia wszystkim przejeżdżającym. Chodźmy zobaczyć.


Wkrótce na ekranie pojawiły się fotografie Harry'ego i Severusa. Aparat uchwycił ich zachwycone miny w doskonałym momencie.


Dumbledore'owi rozbłysły oczy.


- Poproszę o to zdjęcie - zwrócił się do dziewczyny za ladą. Wydrukowała mu zdjęcie, za które z radością zapłacił prawie dwa razy tyle, ile zażądała.


- Zaczaruję je i powieszę w gabinecie - postanowił dyrektor.


Hermiona roześmiała się.


- Pana goście będą w szoku, kiedy wejdą i usłyszą wrzaski tej dwójki - zauważyła.


- Ach, dobrze umiejscowione zaklęcie wyciszające... - mruknął, ostrożnie chowając fotografię do torby Hermiony.


Wkrótce potem zjawił się koło nich podskakujący Severus.


- Przejechałem się, tatusiu, widziałeś? Widziałeś? - Prawie rzucił się Dumbledore'owi w ramiona. - Jechaliśmy w górę i w dół strasznie szybko i zakręcaliśmy! Harry jest ekstra, pozwolił mi siedzieć z przodu!


Harry zarumienił się, po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu. Dyrektor uściskał podekscytowanego chłopca, a następnie postawił go na ziemi, co malec wykorzystał, natychmiast chwytając za rękę Hermionę i ciągnąc ją ku następnej atrakcji.


Pozostała dwójka ruszyła za nimi nieco wolniej.


- Harry...


- Dyrektorze...


Obaj zaczęli w tym samym momencie; spojrzeli na siebie z zakłopotaniem. Wreszcie Harry przerwał milczenie.


- Musimy porozmawiać, nieprawdaż? Ale chcę, żeby to było poza zasięgiem słuchu Sevvy'ego.


Dumbledore wzdrygnął się lekko, rozważywszy powody, jakie Harry może mieć dla postawienia takiego warunku.


- Możemy po prostu wyciszyć pokój, Harry.


Nastolatek zaczerwienił się lekko na myśl, że coś takiego nie przyszło mu do głowy.


- Dziś wieczorem, wobec tego - zdecydował. - Jak już położymy Sevvy'ego do łóżka. Razem.


- HARRY! TATUSIU! Musicie to zobaczyć! - usłyszeli podniecony głos chłopca i pobiegli, aby dogonić jego i Hermionę.


KONIEC

rozdziału osiemnastego



Rozdział dziewiętnasty


= dom letniskowy =


Po tym, jak nakarmili bardzo zadowolonego, a jednocześnie niesamowicie zmęczonego chłopca, Dumbledore i Harry poszli na piętro, aby położyć go do spać. Szybko go umyli, przebrali w pidżamę i otulili kołdrą. Spojrzał na nich prawie nieprzytomnie.


- Dziękuję za dzisiaj - powiedział szczerze. - Było ekstra.


Siedzący po obu stronach jego łóżka opiekunowie uśmiechnęli się. Potem Dumbledore nachylił się i pocałował go w czoło, a Harry podał dziecku pluszaka, którego mu kupił i z którym koniecznie chciało spać.


- Dobranoc, dzieciaku - szepnął nastolatek, czując w sercu tylko niewielkie ukłucie, kiedy użył słowa, jakim nazywał go Syriusz.


Chłopiec prawie już spał.


- Przyjdziesz jutro? - spytał Dumbledore'a.


Ten zawahał się, po czym spojrzał na Harry'ego.


Harry poklepał dziecko po ręce.


- Będzie musiał, musicie przecież namalować naszą wycieczkę, prawda?


Severus z radością skinął głową, włożył kciuk do buzi, objął zabawkę i zasnął jeszcze zanim wyszli z pokoju.


- Chodźmy do górnej biblioteki - zaproponował Harry. - Hermiona jest w tej na parterze, oczywiście.


Młoda wiedźma była tak podekscytowana, gdy odkryła, że w domu jest nie jedna biblioteka, lecz dwie, że przez cały dzień prawie nic nie jadła, przeglądając wszelkie dostępne tomy.


Kiedy znaleźli się w bibliotece i przeszukali ją pośpiesznie, aby sprawdzić, czy żaden z pozostałych chłopców nie postanowił spędzić w niej nieco czasu na nauce, Dumbledore nałożył na pokój zaklęcia wyciszające i zamknął drzwi na klucz.


- Możesz wyjść, ale nikt nie może wejść - wyjaśnił nastolatkowi, który kiwnął głową, zrozumiawszy wyświadczoną mu grzeczność.


Dumbledore usiadł, nagle sprawiając wrażenie wyjątkowo starego, bardzo nerwowego i dręczonego poczuciem winy.


Harry westchnął. Przez tyle czasu chciał cisnąć w twarz temu mężczyźnie cały gniew, jaki do niego czuł, a teraz, kiedy wreszcie mógł to zrobić, brakowało mu słów. Zaczął myśleć o tym, co miał dyrektorowi do zarzucenia.


Dursleyowie.


Odsyłanie go tam.


Trzymanie go z dala od przyjaciół, gdy potrzebował ich najbardziej.


Niemówienie mu wszystkiego, co w efekcie spowodowało śmierć Syriusza.


Przede wszystkim jednak pozwalanie, żeby Sevvy był w dzieciństwie krzywdzony. Pozwalanie, aby Harry'ego własny ojciec znęcał się nad kolegą ze szkoły w taki sposób. Ignorowanie koszmaru z Wrzeszczącej Chaty.


Ku swemu przerażeniu poczuł, że oczy zachodzą mu mgłą. Z gardła wyrwał mu się zduszony szloch.


Przez tę mgłę ledwie widział, jak Dumbledore wstaje - i zanim zdołał się zorientować, co się dzieje, zamknęły się wokół niego ciasne objęcia.


- Nienawidziłem pana - wyszeptał z policzkiem przyciśniętym do miękkiej tkaniny szat dyrektora. - Zostawił mnie pan tam i nigdy nie sprawdził pan, co się dzieje. I odsyłał mnie pan tam każdego roku. - Odsunął się nieco. - Pozwalał im pan! Pozwalał pan, żeby traktowali mnie w ten sposób! Zgadzał się pan, żeby mówili mi, że jestem niczym... niczym...


Dumbledore przesunął dłonią po czarnych włosach.


- Nie jesteś niczym, Harry.


Harry parsknął i wyrwał się z uścisku.


- To czym jestem? Przez całe lata mówiono mi, że nie jestem nic wart, a kiedy zjawiłem się tutaj, w świecie czarodziejów, dowiedziałem się, że jestem jakimś bohaterem. I że mam to zrobić znowu. MIAŁEM JEDENAŚCIE LAT! - wrzasnął. - NIE BYŁEM ŻADNYM BOHATEREM! BYŁEM TYLKO CHŁOPCEM! - Biorąc głęboki, urywany wdech, patrzył wściekle na dyrektora. - Od początku pan o tym wiedział. O przepowiedni. Pozwolił pan całemu głupiemu czarodziejskiemu światu złożyć odpowiedzialność na MOICH barkach. To PAN pokonał Grindelwalda! Kiedy miał pan już przeszło setkę! Jak niby mam zrobić to samo, skoro nawet nie jestem pełnoletni? - Naraz uczepił się dyrektora kurczowo; po twarzy płynęły mu łzy. - Nie chcę musieć z nim walczyć, nie chcę widzieć, jak moi przyjaciele giną w bitwie, nie jestem dzielnym Gryfonem, boję się...


Dumbledore mruczał coś uspokajająco w jego włosy, lecz Harry jeszcze nie skończył się wściekać.


- I Severus! Był dla mnie totalnym gnojkiem! Pan nigdy nie zrobił NICZEGO, żeby go powstrzymać. Jest tym, czego Neville boi się najbardziej, na litość Merlina! Skrzywdził pan Severusa jeszcze bardziej niż mnie. Wiem, jaki był mój ojciec i Syriusz i wiem całkiem sporo o tym, jak wyglądało życie Severusa w domu rodzinnym. A pan nigdy mu nie pomógł! Aż było za późno, bo dołączył do Voldemorta!


Dumbledore przygryzł wargę.


- Severus mnie kocha - stwierdził powoli. - Wybaczył mi dawno temu.


- Czyżby? To dlaczego przypomniał panu, jak Syriusz próbował go zabić, kiedy byłem w trzeciej klasie? Wtedy nie brzmiał, jakby zapomniał i przebaczył. Ale pan znowu zamknął mu usta. Dał mu pan drugą szansę, szansę odkupienia win za tą głupotę, którą było przyłączenie się do Voldemorta. Według niego jest panu coś winny. - Harry raptownie zamilkł na chwilę. - Ale chyba sporo tego jest między wami. On pana kocha, tyle widzę. Ja tylko... tylko nie chcę, żeby znowu stała mu się krzywda. Nie chcę sam znowu zostać skrzywdzony.


- Och, Harry - szepnął stary czarodziej. - Tak bardzo mi przykro.


Czarnowłosy nastolatek odwrócił się plecami do dyrektora, zawstydzony swoimi łzami. Ze złością wytarł twarz.


- Teraz, kiedy lepiej się pan czuje... jak był pan chory... czy to dlatego odsyłał mnie pan z powrotem? Czy odesłałby mnie pan do Dursleyów teraz, gdyby pan mógł?


- NIE! - zaprzeczył zdecydowanie Dumbledore. - Nie, nigdy. Chcę ci pomóc, Harry. Naprawdę. Do końca życia będę żałował błędów, które popełniłem. Proszę. Daj mi tylko szansę zadośćuczynić za to, co zrobiłem.


Harry ponownie odwrócił się twarzą do niego; jego oczy przepełnione były smutkiem.


- Jak się zadośćuczynia za dzieciństwo pełne zaniedbania i bólu, dyrektorze? Może mi pan zwrócić Syriusza?


Zauważył, że Dumbledore z trudem przełknął ślinę.


- Nie, nie mogę - przyznał stary człowiek. - Nie mogę zrobić żadnej z tych rzeczy. Ale mogę pomóc ci uzyskać prawnie pełnoletność. Dzięki temu już nikt nie będzie mógł ci tego zrobić. Chcę spróbować ci pomóc, żebyś był gotowy, kiedy nadejdzie Voldemort. Powinienem był pomóc ci w treningu całe lata temu, Harry. Gdyby... gdyby cokolwiek... gdybyś... gdyby coś ci się stało... nigdy bym sobie nie wybaczył.


Wstrząśnięty Harry patrzył, jak dyrektor opadł na kanapę z twarzą w dłoniach. Między palcami płynęły mu łzy, które ginęły w długiej brodzie. Po chwili usiadł obok.


- Trudniej było mi zaakceptować, że był pan chory, niż Severusowi - wyznał - bo chciałem być zły. Na wszystko i na wszystkich. Dorośli wokół mnie zawsze uważali, że mogą decydować o tym, co mogę, a czego nie mogę, bez wysłuchania, co mam do powiedzenia. Te decyzje wiele razy mnie zraniły. Nie potrafiłem tego odpuścić. Ale jeśli pan jest prawdziwy, jeśli jest pan tym prawdziwym Dumbledore'em, bez żadnego udawania i zaniedbywania, to chyba jest pan kimś, kogo chciałbym poznać lepiej.


= później =


Kiedy Dumbledore i Harry zeszli na parter, okazało się, że bracia Weasleyowie już wrócili. Cała trójka wyglądała na nieco zmęczonych.


- Jak poszło? - spytał Harry.


Ron podał mu coś. Kirke.


- Przynieśli ją, żeby nam oddać. Boję się, że straciliśmy naszego szpiega, ale myślę, że w tej chwili nie musimy bać się niczego z ich strony.


Harry z radością syknął do węża "Witaj z powrotem".


- Ach... więc to jest wasz mały informator... - Dumbledore uśmiechnął się.


- Tak. Wynalazłem sposób, żeby móc się komunikować z nią na długie dystanse, i Sevvy zgodził się, żeby szpiegowała. Ona należy do niego, rozumie pan.


Dyrektor ostrożnie wziął Kirke od Harry'ego.


- Spodoba ci się tu - zapewnił.


Bliźniacy i Ron wzięli sobie coś do picia i nawet udało im się namówić Hermionę, żeby opuściła bibliotekę. Wiedźma rzuciła okiem na Harry'ego i Dumbledore'a; obaj wciąż mieli zaczerwienione oczy. Harry lekko skinął głową, aby przekazać jej, że wszystko jest w porządku.


- No cóż, weszliśmy do sklepu...


Sklep był pusty, ponieważ tego dnia było zamknięte. Fred i George wynajęli pomoc na lato, żeby sami mogli więcej czasu spędzać w domu letniskowym, ale dziewczyna akurat miała wolne.


- Myślicie, że mama będzie wrzeszczeć? - zatroskał się Ron.


- Czy mama kiedykolwiek NIE krzyczy? - spytali w odpowiedzi, po czym podali mu czekoladową fasolkę.


- Co to?


- Nasz ostatni wynalazek. Wszelkowypadkowa Teleportacja. Połknij fasolkę, a aportuje cię w miejscu, w którym chcesz się znaleźć. Działa jednorazowo, ale jest bardzo przydatna, kiedy trzeba uciekać. Zakon już zamówił całe pudełka. Rodzice udowodnili, że lubią sprawiać problemy, więc potrzebujemy czegoś, żeby się szybko ewakuować.


- Szkoda, że nie mogliśmy wysłać wcześniej kilku Harry'emu.


- Wynaleźliśmy je dopiero później, dokładnie z tego powodu - uzupełnił George, wyglądając na ulicę. - Są już!


Molly i Artur weszli do sklepu i szeroko otworzyli oczy na widok synów.


- FRED! GEORGE! RON! - wrzasnęła Molly. - Co wy sobie wyobrażacie, żeby tak uciekać?


Chłopcy popatrzeli po sobie, zastanawiając się, czy już powinni połknąć fasolki. Wtedy podszedł do nich ojciec patrzący im w oczy z powagą i niespodziewanie chwycił całą trójkę w niedźwiedzi uścisk.


- Tęskniliśmy za wami - powiedział cicho. - Tak się martwiliśmy...


- To moja wina - stwierdziła Molly ze smutkiem, a potem objęła synów, kiedy jej mąż już ich wypuścił.


- Owszem, twoja - odparł Ron, który wciąż się gniewał. - Zgodziliśmy się pomóc wam znaleźć Harry'ego tylko dlatego, że baliśmy się, że może mieć kłopoty. Ale później, nawet po tym, co powiedział Dudley i co sami obiecaliście, nie potrafiliście przerwać poszukiwań, dopóki nie dowiedzieliście się, gdzie on jest.


Molly próbowała odpowiedzieć, lecz Ron za bardzo się już rozkręcił.


- A potem ZASTAWILIŚCIE NA NIEGO PUŁAPKĘ w jego własnym domu i OSACZYLIŚCIE go. Oczywiście, że uciekli; albo byście wdarli się do domu, albo czekalibyście, aż sami wyjdą, kiedy skończy im się jedzenie.


- Twój ojciec tego nie zrobił. - Molly weszła mu w słowo. - Reszta była tam ze względu na Severusa.


- Ale nie sprzeciwili się, prawda? - wtrącił się Fred. - Po tym, jak słyszeliście, przez co ci dwaj przeszli, WCIĄŻ uważaliście za dobry pomysł, żeby zrobić im coś takiego. Wcale nie słuchaliście, co? Czy oni was w ogóle obchodzą, czy obchodzi was tylko to, żeby wszystko poszło po waszej myśli? Skąd możecie wiedzieć, co jest najlepsze dla Harry'ego, skoro nigdy go o to nie spytaliście?


- Właśnie, że nas obchodzi! Zaopiekowaliśmy się nim...


- PO TYM, jak my uratowaliśmy go od głodowej śmierci w pokoju z kratami w oknach! - krzyknął George. - Co musieliśmy zrobić, bo WY wszyscy odmówiliście choćby sprawdzenia, co się u niego dzieje! Aportowanie się tam i z powrotem, żeby ocenić sytuację, zajęłoby maksymalnie dziesięć minut, ale żadne z was nie zadało sobie tego trudu!


Artur westchnął.


- Chłopcy... wiemy, że popełniliśmy błędy. Naprawdę wiemy. Proszę, pozwólcie, abyśmy wam pokazali, że mówimy szczerze.


Molly ostrożnie wyjęła z torebki małego węża i podała go Ronowi.


- Znaleźliśmy go tutaj - powiedziała - zgadliśmy, że należy do Harry'ego, więc się nim zaopiekowaliśmy.


Ron jęknął. Nie mógł odmówić zabrania węża, ale jeśliby go wziął, straciliby jedynego szpiega. Fred kiwnął głową. Równie dobrze mogli zabrać Kirke, przynajmniej Sevvy się ucieszy.


- Ona należy do Sevvy'ego - wyjaśnił Ron, kiedy wąż owijał się wokół jego nadgarstka. - Na pewno będzie zadowolony.


Artur odkaszlnął.


- No tak... Jeśli chodzi o Severusa...


- ...I wtedy powiedział nam, że profesor McGonagall i profesor Flitwick znaleźli przeciwzaklęcie! Chcą, żebyśmy udali się do Hogwartu jak najszybciej, żeby mogli je rzucić.


- A wy co na to? - spytał Harry powściągliwie.


- Że przedyskutujemy to z tobą i Sevvym, oczywiście.


Harry westchnął.


- Pewnie tak. Będziemy musieli odwiedzić Hogwart jutro rano. Ale tylko po to, żeby wysłuchać, co znaleźli! Nie pozwolę, żeby Sevvy przeszedł przez coś, co może być dla niego niebezpieczne. Nie wspominając już o tym, że sam Sevvy też może mieć coś do powiedzenia w tej sprawie.


Myśli wszystkich obecnych pobiegły do chłopca, który spał w swoim łóżku.


KONIEC

rozdziału dziewiętnastego



Rozdział dwudziesty


Następnego ranka Dumbledore i Harry usiedli na skraju Severusowego łóżka, aby obudzić chłopca.


Severus potarł oczy pięściami, ziewając.


- H'rry? Tata? Ce spać...


Harry wykrzywił usta w lekkim uśmieszku, potem jednak spoważniał na myśl o tym, o co zamierzał prosić dziecko.


- Sevvy... Albus i ja musimy z tobą porozmawiać.


Severus uniósł wzrok, nagle bardziej przytomny.


- Widzisz, Sevvy - Dumbledore przejął pałeczkę - muszę cię prosić, abyście ty i Harry poszli ze mną dzisiaj do Hogwartu.


W przeciwieństwie do Harry'ego nie był przygotowany na błysk przerażenia w oczach chłopca.


- NIE! - Severus skoczył w objęcia Harry'ego, jak najdalej od Dumbledore'a, którego spojrzenie przygasło, kiedy zrozumiał, że nie całkiem odzyskał jeszcze zaufanie chłopca.


Harry zaczął lekko kołysać dziecko.


- Sevvy, pamiętasz tą surową, ale miłą wiedźmę, o której mi opowiadałeś? I tą przyjazną wiedźmę, która przywitała cię, gdy się obudziłeś w skrzydle szpitalnym? Małego czarodzieja z brodą?


Severus przytaknął.


- Cóż, oni wszyscy poprosili, żebyśmy przyszli, bo chcą nam coś powiedzieć. A właściwie chcą coś powiedzieć TOBIE, ale że nie pozwolę ci iść do Hogwartu samemu, to idę z tobą.


- Boję się, Harry.


Nastolatek westchnął i przytulił malca. Czuł się przyjemnie, mogąc chłopcu dać to, czego sam nie doświadczył w dzieciństwie. Jego myśli spochmurniały, gdy skierował je ku dorosłemu Snape'owi. Czy ten czas, który spędził jako sześciolatek, będzie miał na niego jakikolwiek wpływ?


- Nic ci nie zrobią, Sevvy. Nie bez twojej zgody. Dopilnuję tego. Co powiesz, żebyśmy po prostu poszli tam i ich wysłuchali?


Severus mocno do niego przylgnął, kompletnie ignorując dyrektora.


- Nie zostawiaj mnie, Harry, proszę, zostaniesz ze mną cały czas?


- Zostanę z tobą cały czas. Ani na chwilę nie spuszczę cię z oka, obiecuję.


= Hogwart =


- Przybędą?


Minerwa wygięła usta w pełnym zadowolenia uśmiechu.


- Tak, Albus kontaktował się przez sieć Fiuu. Zjawią się dziś rano.


Remus westchnął ze szczęścia.


- To dobrze. Przynajmniej będziemy mogli przywrócić Severusa do jego normalnej postaci, a wtedy, skoro Harry nie będzie miał już dziecka pod opieką, możemy przemówić mu do rozumu.


Artur Weasley jęknął cicho i przewrócił oczami.


Severus ściskał Harry'ego za rękę, kiedy zbliżali się do drzwi frontowych. Razem wybrali taki sposób pojawienia się w Hogwarcie, zrezygnowawszy z przejścia kominkiem wprost do gabinetu dyrektora. Będą postępować na własnych zasadach - ich wejście miało to wyrażać od samego progu.


- Panie Potter, Severusie - dobiegł ich skrzekliwy głos nauczyciela zaklęć - jakże miło was widzieć. Gdybyście mogli przejść do izby chorych; pozostali już tam na was czekają.


Harry uniósł brew.


- Do izby chorych? O ile mi wiadomo, obaj jesteśmy zdrowi.


Mały profesor uśmiechnął się.


- Poppy nalegała, żeby się panu przyjrzeć. Molly z Arturem opowiedzieli nam o ataku i od tej pory ona robi z tego aferę.


Harry wzruszył ramionami.


- Bliźniacy świetnie się spisali.


Mimo to jednak poszli do izby chorych.


- Panie Potter! - Pielęgniarka natychmiast przyskoczyła do niego i rzuciła zaklęcie skanujące.


Severus właśnie chował się za nogami Harry'ego - w pomieszczeniu było zbyt wiele osób, jak na jego gust - kiedy madame Pomfrey wreszcie skinęła głową z satysfakcją.


- Nic panu nie jest, panie Potter - uznała. - Będę musiała im pogratulować, kiedy zobaczę ich następnym razem. A teraz, Severusie, gdybyś mógł usiąść na tym łóżku...


Dziecko przywarło do szat nastolatka.


- Nie chcę!


Harry od razu poczuł irytację.


- Myślałem, że jesteśmy tu, aby podyskutować?


Remus Lupin prychnął.


- Po prostu posadź dzieciaka na łóżku, Harry, to będziemy mogli rzucić przeciwzaklęcie, a ty będziesz mógł wrócić z nami.


Głos Harry'ego zdecydowanie ochłódł.


- Nie, dziękuję, Remusie. Nie sądzę. A przeciwzaklęcie rzucicie wyłącznie wtedy, gdy Severus się na to zgodzi.


- On ma SZEŚĆ LAT - zaoponował Remus. - I nie ma tu nic do gadania. Ty też nie jesteś dorosły. Uzgodniliśmy, że teraz ja jestem twoim opiekunem. Posadź dzieciaka na łóżku.


Harry uniósł Severusa i oparł go sobie wygodnie na lewym biodrze, prawą ręką zaś sięgnął po różdżkę.


- On MA tu coś do gadania - oświadczył - a ty NIE JESTEŚ moim opiekunem. Nawet gdyby jakiś byłby mi potrzebny, nie uważasz chyba, że zaakceptowałbym cię tylko dlatego, że wszyscy tak POSTANOWILIŚCIE? Nie zadawszy sobie nawet trudu na tyle, żeby mnie o to spytać?


Remus zaczerwienił się.


- Wiemy, że zbyt wiele osób mówiło ci, co masz robić, postanowiliśmy więc zmniejszyć ich liczbę do jednej.


Harry parsknął.


- Nie jesteś moim opiekunem. Niemożliwe, żebyś miał na to dokumenty.


Sposób, w jaki Remus na niego patrzył, ujawnił, że nastolatek ma rację.


- Skąd wiesz?


- Bo nie potrzebuję opiekuna. Zostałem prawnie uznany za dorosłego. Zadbałem o to zaraz po powrocie do Dursleyów.


- Świetnie. ŚWIETNIE! - wrzasnął Remus. - Ale wciąż nie jesteś opiekunem SNAPE'A! POSADŹ dzieciaka, Harry, i pozwól nam rzucić przeciwzaklęcie.


Nastolatek odwrócił się do dziecka.


- Severusie, chcesz być znowu dorosły?


Chłopiec gwałtownie pokręcił głową.


- Nie, nie chcę być znowu duży! Nie pozwól im, Harry. Nie chcę być stary.


- Nie wie, co mówi - stwierdziła Pomona. - Nie rozumie.


Harry pokręcił głową.


- On nie chce być dorosły. Nie pozwolę wam go przemienić z powrotem bez jego zgody.


Severus zaciskał w dłoni koszulę Harry'ego, przerażony, że dorośli mu ją wyszarpną i wbrew jego woli rzucą na niego zaklęcie.


Dorośli jednak nie ośmielili się podejść bliżej. Harry dosłownie emanował magią. Całkowicie jasne było, że osoba, która spróbuje odebrać mu Sevvy'ego, będzie narażona na poważne obrażenia.


Sevvy chlipnął. Harry go bronił, ale wokół było TYLU dorosłych. Zastanawiał się, czy jego tatuś znowu zrobił się niedobry. Czy tatuś wiedział, co zamierzali zrobić ci dorośli? Severus nie chciał być znowu duży. Nikt go nie lubił, kiedy był duży, widział to w ich spojrzeniach, kiedy spotykali go po raz pierwszy. I musiałby uczyć eliksirów, a on nienawidził eliksirów! Rodziców już nie było, więc nikt nigdy nie mógł go zmusić do warzenia.


Remus miał dość. Podszedł o krok, żeby odebrać dziecko Harry'emu. Zanim jednak magia nastolatka wyrwała się spod kontroli, wtrącił się Dumbledore.


- Przestańcie, wszyscy.


Wilkołak odwrócił się do dyrektora, patrząc nań wyzywająco.


- Nie masz podstaw, żeby nam rozkazywać - zadrwił. - Poza tym, ty też nie jesteś opiekunem Harry'ego.


Nastolatek szykował się do udzielenia gniewnej odpowiedzi, powstrzymał go jednak blask w oczach starego czarodzieja.


- Nie - przyznał Dumbledore. - Nie jestem opiekunem Harry'ego i nie mogę mu rozkazać, aby oddał wam Sevvy'ego. Nie występuję też z pozycji dyrektora, którą, skoro już o tym mowa, nadal piastuję...


Nawet ostatnia uwaga nie przywołała Remusa do porządku.


- To z jakiej niby pozycji występujesz, skoro nie dyrektora ani opiekuna?


- Och - odparł Dumbledore niefrasobliwie - tego nie powiedziałem. Stwierdziłem, że nie występuję z pozycji opiekuna HARRY'EGO. Lecz, owszem, występuję jako opiekun SEVERUSA.


Na dźwięk wstrząśniętych zachłyśnięć Harry uśmiechnął się lekko. Severus, wciąż przyklejony do nastolatka, ponad ramieniem starszego chłopca spojrzał z niepokojem na dyrektora. Co on zamierzał zrobić?


- Albusie... - zaczęła Minerwa, Dumbledore przerwał jej jednak, wyjmując zza pazuchy plik dokumentów.


- Zostałem opiekunem Severusa, aby Ministerstwo oddało go mnie po jego procesie. Oto kopie. Są całkowicie legalne. Nieletni czy dorosły, Sevvy jest moim podopiecznym, wobec czego to do mnie należy podjęcie tej decyzji. Skoro Severus nie zgadza się na przywrócenie mu lat, nie rzucicie na niego przeciwzaklęcia.


Rozeźlone i zmieszane okrzyki pozostałych obecnych zagłuszyły pełne ulgi westchnienia Harry'ego i Sevvy'ego.


- Jednakże - ciągnął Dumbledore, patrząc na chłopców surowo - nie pozwolę im na podjęcie tej decyzji dla samego kaprysu. Sevvy, ty, Harry i ja przejdziemy do mojego gabinetu i przeprowadzimy na ten temat długą rozmowę. Dokładnie wyjaśnimy ci, co cię czeka, jeżeli nie wrócisz do dorosłej postaci, a co, jeżeli postanowisz wrócić. Musisz mi obiecać, że uważnie nas wysłuchasz i wszystko przemyślisz, zanim się zdecydujesz. Gdy jednak to zrobisz, będziesz miał wsparcie Harry'ego i moje bez względu na to, co wybierzesz.


Harry skinął głową, posyłając dyrektorowi wdzięczne spojrzenie. Dumbledore patrzył w dwie pary oczu i wiedział, że to, co właśnie zrobił, spotka się z wieloma wyrzutami ze strony dorosłych. Nie obchodziło go to. Dzięki swoim słowom zyskał to, czego pragnął najbardziej na świecie: miłość i szacunek dwójki dzieci, które uważał za swych synów.


KONIEC

rozdziału dwudziestego



Rozdział dwudziesty pierwszy


Dumbledore. Harry i Sevvy przemaszerowali z sali szpitalnej do gabinetu dyrektora. Tam chłopiec spojrzał na starszych czarodziei z niepokojem.


- Naprawdę nie będziesz mnie zmuszał, jak nie będę chcieć?


Albus podniósł go i usiadł na kanapie, sadzając sobie malca na kolanach. Harry przysiadł obok nich.


- Decyzja należy do ciebie, Sevvy - powiedział nastolatek - chcemy tylko być pewni, że potem nie będziesz żałował.


Severus przygryzł wargę.


- Ale jak chcę być mały, a później zmienię zdanie, to wciąż będziecie mogli rzucić przeciwzaklęcie, tak?


Dumbledore skinął głową.


- Owszem, lecz jeżeli postanowisz urosnąć, nie będziemy mogli cię ponownie odmłodzić.


- Poza tym nie jesteśmy nawet pewni, czy ta klątwa pozwoli ci normalnie dorosnąć, czy już na zawsze zostaniesz sześciolatkiem - dodał Harry.


Sevvy spojrzał na niego z kompletnym brakiem zrozumienia. Gryfon westchnął.


- Kiedy zły mężczyzna wąż zmienił cię w sześciolatka, użył jakiegoś starego zaklęcia. Naprawdę masz sześć lat, mimo że urodziłeś się trzydzieści sześć lat temu. To rozumiesz, prawda?


Chłopiec przytaknął.


- Nie jesteśmy jednak pewni, co dokładnie ta klątwa zrobiła. Może skończysz siedem lat, potem osiem i tak dalej, aż znowu będziesz dorosły. Zupełnie jak każde inne dziecko. Rozumiesz?


- Więc po prostu znowu będę duży.


- Może. Ale możliwe też, że była to klątwa, która uczyni cię sześciolatkiem na zawsze. Czyli za dziesięć lat, kiedy będziesz powinien być taki duży, jak ja teraz, ty nadal będziesz miał sześć lat. Nie wiemy tego jeszcze.


Severus zaczął ssać dolną wargę.


- Czy... czy wciąż będziecie się mną opiekować?


Dumbledore objął go i przytulił.


- Sevvy, moje dziecko, bez względu na cokolwiek będziemy się tobą opiekować tak długo, jak sami będziemy żyli. Obiecujemy.


Harry przysunął się bliżej i wziął malca za rękę.


- Oczywiście, że zawsze będziemy przy tobie. Jesteś moim młodszym braciszkiem. - Uśmiechnął się. - Ale, Sevvy, nie wiemy też, co stanie się z twoimi dorosłymi wspomnieniami. Jeśli pozostaniesz dzieckiem, nie wiemy, co się dokładnie będzie działo. Wiemy tylko, że będziemy cię kochać i opiekować się tobą.


Dumbledore pocałował chłopca w czoło.


- Nie wiemy, co się stanie, jeżeli chciałbyś, aby Filius i Minerwa rzucili przeciwzaklęcie. Możesz zapomnieć wszystko z tego, co przeżyłeś jako sześciolatek, możliwe jednak, że będziesz to pamiętał. Tego nie wiemy. Lecz, jak Harry właśnie powiedział, będziemy cię kochać i opiekować się tobą również wówczas. Bez względu na wszystko.


Severus pociągnął nosem; oczy miał pełne łez.


- Ale nikt mnie nie lubił, jak byłem duży! I uczyłem ELIKSIRÓW! Nie chcę tego znowu robić. Myślę, że nie byłem szczęśliwy, jak byłem duży. Tak czuję, ale teraz jestem szczęśliwy, z tobą i Harrym, i Ronem, i Fredem, i George'em, i Hermioną, i Kirke, i...


Starsi czarodzieje zachichotali dobrodusznie, słysząc całą tę listę. Później dyrektor przyciągnął go do siebie i obrócił tak, aby mała klatka piersiowa spoczywała na jego dużej, a ciemna główka wygodnie ułożyła się na jego ramieniu; drobne dziecko prawie zatonęło w morzu purpurowych szat.


- Severusie, mój chłopcze, jesteś moim synem, kochałem cię, kiedy byłeś dorosły, i kocham cię teraz. Czynisz mnie tak bardzo szczęśliwym i dumnym. Jesteś najlepszym synem na świecie, nie tylko obecnie, lecz również wówczas, gdy byłeś duży.


- Nie chcę być znowu duży, chcę wciąż mieć sześć lat i normalnie urosnąć albo może niech rzucą zaklęcie, jak będę starszy. Nie chcę, żeby zrobili to teraz, chcę zostać mały, tatusiu, proszę!


Harry i Dumbledore spojrzeli po sobie.


- Jesteś tego absolutnie pewny, Sevvy?


Chłopiec energicznie pokiwał głową.


- Tak, tatusiu. - Potem jednak w czarnych oczach pojawił się cień niepokoju. - Nie odeślesz mnie stąd, prawda?


Obaj starsi czarodzieje przytulili go jednocześnie.


- Oczywiście, że nie, Sevvy. Zostaniesz tutaj, w zamku. Jesteś bardzo bystrym dzieckiem, możesz nawet brać udział w lekcjach, jeśli chcesz.


Dumbledore przytaknął skinieniem.


- Jesteś moim synem, będziesz zatem mieszkał ze mną i możesz widywać Harry'ego tak często, jak tylko zechcesz, ponieważ on też tu będzie; będzie chodził do szkoły.


Harry uśmiechnął się szeroko.


- Dokładnie, Sevvy, wciąż możemy razem grać w quidditcha, a ja wciąż mogę ci czytać różne historie.


Severus zapiał z radości.


- Spójrz, dziecko, za tamtymi drzwiami są moje komnaty. Twój pokój skrywają trzecie drzwi na lewo. Może pójdziemy go sobie obejrzeć i powiesz mi, jak chciałbyś go ozdobić?


Sevvy zsunął mu się z kolan i pobiegł poszukać swojego nowego pokoju. Harry spojrzał na dyrektora.


- Wolałby pan, żeby wybrał przeciwzaklęcie - stwierdził.


- Częściowo miałem na to nadzieję, tak - przyznał Dumbledore - ponieważ możliwe jest, że nie będę żył na tyle długo, aby zobaczyć, jak znowu dorasta. Tęsknię za moim dorosłym synem. Lecz będzie znacznie szczęśliwszy, będzie miał znacznie lepsze dzieciństwo, a tego właśnie zawsze dla niego chciałem. Szczęścia w życiu.


Harry wahał się przez chwilę, po czym powiedział:


- Dziękuję panu, że stanął pan po jego stronie. Przyznam... przyznam, że bałem się... że gdyby wybrał powrót do dorosłych lat... albo został zmuszony... - Opuścił wzrok.


- Że znowu byśmy go stracili? Że powróciłby do dawnego sarkastycznego siebie? - podsunął Dumbledore.


- Tak, tego się obawiałem - przyznał Harry.


- Ty jednak nie zapomniałbyś tych wspólnych wakacji i nadal byś go wspierał.


- Oczywiście. Nie sądzę, żebym mógł kiedykolwiek zapomnieć tego małego chłopca, którym był. Tęskniłbym za Sevvym, ale wciąż troszczyłbym się o profesora Snape'a.


- Który mógłby nawet nie być tym starym, wrednym sobą, Harry. Przede wszystkim nie musiałby już szpiegować.


- Zabiłby mnie, gdyby zachował wspomnienia z tych wakacji - zachichotał nagle Harry. - Jakby tak na przykład pamiętał siedzenie mi na kolanach, kiedy czytałem mu bajki... Albo płakanie w moich ramionach po nocnych koszmarach... Myślę, że raczej wolałby zniszczyć wszelkie dowody, czyli mnie.


Dumbledore roześmiał się.


- Nadchodzą ciekawe czasy, Harry, gdy po zamku będzie biegał bardzo bystry sześciolatek.


Harry skinął głową.


- Ale... eliksiry... i obrona...


Dyrektor zawahał się.


- Chciałem poprosić Remusa, aby wrócił uczyć obrony, lecz po jego występach w sali szpitalnej nie jestem już tego taki pewny.


Nastolatek wzruszył ramionami.


- Był najlepszym nauczycielem obrony, jakiego mieliśmy. I nie może wywinąć niczego teraz, kiedy zostałem uznany za pełnoletniego. Poza rozdawaniem szlabanów. Mógłby jednak nadużywać pozycji nauczyciela, choć nie cierpię o tym myśleć i mówić.


- Nie pozwoliłbym mu na to - zapewnił go szybko Dumbledore. - Dopilnuję, aby był tego całkowicie świadom. Lecz owszem, jest zdecydowanie najlepszym dostępnym nauczycielem. Dlatego jeżeli naprawdę nie masz nic przeciwko temu...


Harry pokręcił głową.


- Myślę, że Remus i ja w końcu wyjaśnimy sobie wszystkie nieporozumienia. W końcu się przyzwyczai, że jestem już dorosły. - Uśmiechnął się cierpko.


- Co do eliksirów... nie ma mistrzów tak dobrych, jak Severus, lecz przecież nie potrzebny jest nam kolejny mistrz eliksirów jako taki. Wystarczy ktoś, kto umie uczyć.


- Bill Weasley ukończył szkołę z Wybitnym z owutemów z eliksirów - podpowiedział mu Harry. - I mógłby też prowadzić lekcje z łamania klątw oraz osłon. Mnóstwo uczniów byłoby tym zainteresowanych.


Dyrektor przytaknął z namysłem.


- Dobry pomysł. Poproszę go. Teraz zaś, Harry... może pójdziemy zobaczyć, czy nasz chłopiec zdołał przyozdobić już swój pokój w barwy Slytherinu?


= później =


- I na tym stanęło. Severus nie wróci do swojego prawdziwego wieku. Zostanie tutaj i będzie mieszkał ze mną.


Minerwa uśmiechnęła się łagodnie.


- Cieszy mnie to, Albusie.


Kilkoro obecnych spojrzało na nią z niedowierzaniem.


- Tak, cieszy mnie! - powtórzyła z rozdrażnieniem. - Wszyscy mieliśmy pewne podejrzenia, chociaż niektórzy większe od innych, jakie życie wiódł Severus. Widzieliście, jak szczęśliwy jest obecnie? Spójrzcie tylko na to zdjęcie. - Wskazała fotografię, którą Albus kupił w lunaparku. - Widzieliście kiedykolwiek któregoś z tych chłopców równie szczęśliwego i beztroskiego? Skoro on chce zostać w takiej postaci przez jakiś czas lub do momentu, kiedy dorośnie w sposób naturalny, uważam, że powinniśmy mu na to pozwolić.


Flitwick i Artur Weasley przytaknęli.


- Wiesz, że z radością byśmy się nim zaopiekowali, Albusie - powiedział Artur, którego wyraz oczu momentalnie złagodniał - ale on potrzebuje wiele uwagi, żeby zostawić za sobą przeszłość, a ty jesteś w lepszej sytuacji, by mu to dać, niż my z naszą siódemką własnych dzieci.


Remus nadąsał się.


- Mam nadzieję, że Harry posłucha głosu rozsądku teraz, kiedy chłopiec jest pod twoją opieką?


Dumbledore westchnął.


- Remusie, Billu, Minerwo, chciałbym z wami przez moment porozmawiać.


Gdy pozostali wyszli, dyrektor ponownie zabrał głos:


- Minerwo, bardzo ci dziękuję za wszystko, co zrobiłaś w te wakacje. Będziesz wspaniałą dyrektorką, kiedy przejdę na emeryturę. Chciałbym zapytać, czy byłabyś gotowa przejąć ode mnie trochę więcej pracy w tym roku? Odkryłem, że nie mogę robić wszystkiego sam - przyznał cierpko. - Muszę również spędzać czas z Severusem. Mam teraz dziecko, którym trzeba się opiekować. Jeżeli chcesz, mogę ci zorganizować praktykanta, który pomoże ci z młodszymi uczniami.


Minerwa przytaknęła z aprobatą.


- Oczywiście, Albusie. Sama już o tym myślałam, a ostatnio właśnie otrzymałam list od jednego z niedawnych absolwentów z pytaniem, czy nie rozważam przyjęcia praktykanta.


- Znakomicie - rozjaśnił się Dumbledore. Potem zwrócił się do Billa: - Słyszałem, że masz zdolności w dziedzinie eliksirów, a chciałbym również dodać do programu nauczania kursy łamania klątw i zakładania osłon. Byłbyś zainteresowany nauczaniem owych przedmiotów?


Bill wytrzeszczył oczy.


- Ja... no cóż... - Wydawał się mieć pewne wątpliwości.


- Nie muszę znać twojej odpowiedzi już teraz - uspokoił go dyrektor. - Wkrótce, lecz nie natychmiast. Prześpij się z tym i przed weekendem przekaż mi swą decyzję, dobrze? - Następnie przeniósł całą swoją uwagę na ostatniego z trójki. - Remusie, długo i poważnie rozważałem posadę nauczyciela opeceemu. Bez wątpienia masz najlepsze kwalifikacje, martwi mnie jednak twoje zachowanie. Wiem, że tęsknisz za Syriuszem i chcesz być bliżej Harry'ego, lecz, mój chłopcze, uda ci się tylko odepchnąć go od siebie, jeżeli będziesz robił tak dalej.


Remus pochylił głowę. Z radością przyjąłby posadę nauczyciela opeceemu, ponieważ wciąż nie mógł znaleźć pracy, ale Dumbledore miał rację. Narzucał się Harry'emu, bo czuł się zagubiony bez Syriusza. Ostatni z jego przyjaciół odszedł i zostawił go z samymi wspomnieniami.


Otrzymawszy szybką, niewypowiedzianą prośbę od dyrektora, Bill i Minerwa wyszli po cichu. Wtedy Albus usiadł twarzą w twarz z Remusem.


- Dziecko, ja wiem. To było dla ciebie bardzie trudne. Lecz zabierasz się za to w zły sposób. Uwierz mi, ostatnio nabrałem nieco doświadczenia w tych sprawach. - Wyciągnął rękę i delikatnie uniósł podbródek wilkołaka, aż mógł mu spojrzeć w oczy. - Dam ci tę posadę. Jesteś dobrym nauczycielem. Współpracując, Hermiona i Bill będą w stanie rozwiązać problem z eliksirem tojadowym. Są jednak dwa warunki: po pierwsze będziesz przyzwoicie traktował zarówno Harry'ego, jak i Severusa. Żadnego nadużywania pozycji w celu osiągnięcia zemsty. A po drugie przeprowadzisz kilka pogawędek z Szarą Damą. - Westchnął. - To do ciebie nie pasuje, Remusie, to zmienne, ponure, bezduszne zachowanie. Rozumiem je, jednak to nie może trwać dalej.


Remus zawahał się.


- Tak... tak bardzo... tęsknię za Syriuszem - przyznał cicho. - Chciałem tylko... zatrzymać Harry'ego przy sobie... i jednocześnie nie mogę... nie mogę znieść jego bliskości, widzieć w nim Jamesa i Lily... Jestem taki zagubiony...


Dumbledore przyciągnął młodszego mężczyznę w objęcia.


- Wszystko będzie dobrze. Będę tu, aby ci pomóc, obiecuję. Szara Dama ci pomoże. Jest dość niesamowita, chociaż nie zawsze podoba mi się, że w wyrazie sympatii klepie mnie po dłoni...


Remus zgodził się z lekkim chichotem i przyrzekł dać z siebie wszystko.


Kiedy jego nowy nauczyciel wyszedł, dyrektor rozsiadł się w fotelu i uśmiechnął się, patrząc na fotografię Harry'ego i Severusa. Od niechcenia zdjął z niej zaklęcie wyciszające, po czym zamknął oczy i z radością słuchał wesołych krzyków podekscytowanych chłopców.


= letni dom =


Bracia Weasley wraz z Hermioną unieśli wzrok ze zdumieniem, gdy Harry i nadal sześcioletni Severus weszli do pokoju. Chłopiec podbiegł do nich.


- Mogę taki zostać! Tatuś i Harry pozwolili mi takim zostać! Nie muszę być dorosły i uczyć eliksirów, i będę mieszkać w Hogwarcie z wami wszystkimi i tatusiem, i mogę wziąć Kirke, tak powiedział tatuś, i mogę tu zostać do rozpoczęcia szkoły...


Fred i George prychnęli.


- Zwolnij, mały...


- ...trochę trudno...


- ...nadążyć za tym tempem.


Harry roześmiał się pełnym szczęścia, beztroskim, niepowstrzymywanym śmiechem.


- Po wakacjach Severus zamieszka z Albusem, ale dopóki nie wrócimy do Hogwartu, możemy zostać tutaj. Sevvy może nawet chodzić na lekcje i pewnie ukończy naukę zanim zostanie nastolatkiem - drażnił dziecko Harry.


Severus roześmiał się wesoło.


- Tatuś mówi, że pozwoli mi zostać przydzielonym, więc będę mógł chodzić na lekcje, które lubię. I wciąż mogę grać w quidditcha z wami wszystkimi! - Jego dolna warga po raz kolejny tego dnia znikła za zębami. - Ale wy chcecie grać z waszymi przyjaciółmi - stwierdził smutno.


Ron uniósł go i podrzucił w powietrze, po czym złapał bezbłędnie. Sevvy, który uwielbiał tę zabawę, zaczął piszczeć z radością.


- Będziemy grać w quidditcha z naszymi przyjaciółmi, ale zawsze znajdziemy czas, żeby zagrać z tobą też - powiedział nastolatek, ponownie rzucając malca w górę.


- I będziemy ci wysyłać...


- ...nasze nowe dowcipy do wypróbowania...


- ...na niczego niespodziewających się nauczycielach i uczniach - dodali bliźniacy.


Hermiona jęknęła. Severus podszedł do niej i poklepał ją po ręce.


- Nie martw się, Miona, nie będę ich używał, żeby twoje włosy zrobiły się fioletowe - obiecał słodko.


Starsi chłopcy odwrócili wzrok, próbując się nie roześmiać, a Hermiona bardzo starała się wyglądać na rozgniewaną. W końcu jednak nie wytrzymała i też się roześmiała.


- Musimy urządzić imprezę - zdecydował Fred.


- Musimy uczcić tę wspaniałą wiadomość - natychmiast podchwycił George.


- A jak to zrobimy? - spytali uśmiechniętego od ucha do ucha malca.


- Zakominkujemy do Floriana i powiemy mu, żeby przysłał nam lody i placek na kolację! - zawołało podniecone dziecko.


= pierwszy września =


- Gotowy, Sevvy?


- Trochę się boję. A jak będą się ze mnie śmiali?


- Nie będą - zapewnił Harry.


Stali przed drzwiami Wielkiej Sali, słuchając przez zamknięte odrzwia przydziału pierwszoklasistów.


- ...i na koniec - rozległ się głos dyrektora - przydzielimy specjalnego młodego człowieka, którego często będziecie widywali w szkole. Ufam, że będziecie traktowali go mile. Chociaż wszyscy już go znacie, będziecie musieli poznać go na nowo. Ten chłopiec ma sześć lat i jest waszym byłym mistrzem eliksirów. Mój syn Severus.


Oniemiała cisza była wręcz ogłuszająca.


Harry uśmiechnął się do dziecka ściskającego go za rękę.


- Gotowy na przydział? - spytał.


Severus skinął głową.


- No to chodź, dzieciaku. Będziesz się bawił, jak nigdy w życiu.


Przeszli razem przez salę między rzędami uczniów. Severus uśmiechnął się do Harry'ego, puścił jego rękę i podszedł do Tiary Przydziału śledzony pełnymi dumy spojrzeniami swojego ojca i swojego brata.




KONIEC




Oryginał: Six Years to Life: Son of Hogwarts

Autor: Laume

Do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/2805117/1/Six_Years_to_life_Son_of_Hogwarts

Tłumaczenie: akumaNakago

Do tłumaczenia: http://www.fanfiction.net/s/7080769/15/Znowu_mie_sze_lat_Syn_Hogwartu

Tłumaczenie za zgodą autorki

Rated: K+ - Polish - Harry P. & Severus S.


Tłumaczenie z języka angielskiego, sequel fanfika "Znowu mieć sześć lat". Mały Severus zamieszkuje w Hogwarcie z tatą-dyrektorem i braćmi-Gryfonami. Czy wszyscy ucieszą się na jego widok? Nie macie chyba wątpliwości, że nie... Oj, będzie się działo.



Znowu mieć sześć lat: Syn Hogwartu



Prolog


- Severus Snape - zawołała profesor McGonagall.


Sześciolatek podszedł do stołka i wdrapał się na niego. Musiał przytrzymywać Tiarę Przydziału obiema rękoma na głowie, bo inaczej opadłaby mu na ramiona.


- Hmmm, co my tu mamy... - odezwał się zdziwiony kapelusz. - Co ty tu robisz, dziecko?


Severus mgliście pamiętał ten głos. Ze wszystkich sił próbował sobie przypomnieć skąd... aż wreszcie zrozumiał. Musiał być już wcześniej przydzielany, kiedy po raz pierwszy miał jedenaście lat.


- W rzeczy samej - przytaknęła Tiara. - A teraz wracasz tu w osobliwych okolicznościach. Tak być nie może. Nie, nie martw się, wciąż możesz chodzić tu do szkoły - uspokoiła chłopca.


Usta kapelusza otworzyły się, lecz zamiast wykrzyknąć nazwę domu, Tiara ponownie zaczęła śpiewać:


Coś ty sobie myślał, dyrektorze,


Ktoś ci coś do picia dolał może


Choć to znowu dziecko, choć sześć lat ma


Na mur nie przydzielę go drugi raz


Poprzedni przydział już dość go zranił


A zresztą gdzie niby chcesz, by trafił?


Do Slytherinu on nie pasuje


Więc wcale go tam dać nie planuję


Bystry jest, mógłby być w Rawenclawie


Lecz tam jego ból empatii nie znajdzie


Hufflepuff za lojalność wziąłby go


I za troskę, ale to wciąż nie to


A Gryffindor, choć tam bracia jego


Czuję, że mógłby źle traktować go


Nie, dyrektorze, tak być nie może


Bez przydziału wyjdzie stąd niebożę


Syn Hogwartu, dziecię wszystkim drogie


Cały zamek będzie jego domem


Dyrektorze, dopóki wojna trwa


Dziecko twe małym pozostać wciąż ma


Wiesz, jak wiele rzeczy może pójść źle


Najlepszą ochronę ma obecnie


A teraz, mój mały, do taty idź


Nawet ja, kapelusz, chcę się bawić


Harry i Hermiona uśmiechnęli się. Dumbledore przez chwilę sprawiał wrażenie zaskoczonego, potem jednak też się uśmiechnął i rozłożył ręce, aby objąć syna.


- No cóż, skorzystajmy więc z dobrej rady Tiary - powiedział na całą salę. - Uczta gotowa; zajadajcie!


KONIEC

Prologu


Rozdział pierwszy


Uczta była nieco bardziej przygaszona niż w poprzednich latach. Uczniowie Slytherinu byli... skonsternowani jest chyba najlepszym określeniem. Wciąż spoglądali ukradkiem na opiekuna swego domu, który jadł teraz kolację obok Dumbledore'a, gawędząc ze starszym panem radośnie. ci, których rodzice byli śmierciożercami, wiedzieli oczywiście, że hogwarcki mistrz eliksirów został ukarany, ale widok, jaki został im przedstawiony, znacznie odbiegał od ich wyobrażeń.


Draco Malfoy zmrużył oczy. Jego ojciec i Lord Voldemort sowicie go wynagrodzą, jeśli sprowadzi im Snape'a.


Severus zjadł większą część swej kolacji i zaczął się robić śpiący. Czuł się nieprzyjemnie. Mnóstwo ludzi na sali gapiło się na niego, a choć tatuś siedział tuż obok, to resztę miejsc przy stole zajmowały osoby, które próbowały odebrać go Harry'emu.


Brązowowłosy, chudy mężczyzna siedzący trzy krzesła od niego ciągle zerkał na niego z dziwną miną. Chłopiec czuł, że strach ściska go za gardło. Ten mężczyzna go przerażał; Severus był całkiem pewny, że jako dorosły też się go bał. Poszukał wzrokiem Harry'ego, Rona i Hermiony. Siedzieli przy stole Gryffindoru, z ożywieniem rozmawiając z jakimś chłopcem z ich domu i odwracając się czasem, żeby wymienić zdanie czy dwa z dziewczynką przy stole Ravenclawu, którą reszta Krukonów ignorowała.


Chciał iść do Harry'ego, ale inni ludzie przy jego stole nie wyglądali zbyt miło. Może Harry nie chciałby, żeby przyjaciele się na niego pogniewali. Harry byłby na niego wściekły, gdyby stracił przyjaciół przez Sevvy'ego.


Ze smutnym westchnieniem patrzył tęsknie na stół Gryffindoru.


Hermiona to zauważyła. Poklepała po ramieniu Harry'ego, który natychmiast odwrócił się, by spojrzeć na chłopczyka. Potem uśmiechnął się do niego i pomachał. Severus odpowiedział machaniem i bladym, nieśmiałym uśmiechem. Uśmiechnął się szerzej, gdy Harry skinął na niego, żeby podszedł. Spojrzał błagalnie na Dumbledore'a. Dyrektor skinął głową, wytarł mu z twarzy odrobinę zbłąkanego sosu i pozwolił mu dołączyć do przyjaciół.


Severus pobiegł Wielką Salą nieświadom śledzących go zewsząd spojrzeń, po czym wdrapał się na długą drewnianą ławę między Harrym a Hermioną.


- Witaj, Sevvy - powiedział Harry. - Jak ci minęła kolacja? Mówiłem, że przydział nie będzie straszny, prawda?


Chłopiec przytaknął radośnie. W następnej chwili zniknęły resztki wieczornego posiłku, które zastąpił deser. Dziecko szczodrze nałożyło sobie do miseczki lodów.


- Czemu Tiara nie dała mnie w żadnego domu, Harry? Ale powiedziała, że do szkoły mogę chodzić.


Harry potargał mu włosy, czym zasłużył sobie na złowrogie spojrzenia kolegów z klasy i niektórych pozostałych uczniów.


Seamus pochylił się bliżej.


- Musisz tego DOTYKAĆ? - spytał z obrzydzeniem. - Nie wierzę własnym oczom. Na pewno nie jesteś Ślizgonem, Harry?


Sevvy poczuł, że łzy napływają mu do oczu, przełknął je jednak i uniósł wzrok.


- Cóż, jedno jest pewne - wykrzywił się słodko - w twoim przypadku Tiara musiała nawet nie zastanowić się nad Rawenclawem.


Po tych słowach szybko schował się za Harrym, zanim starszy chłopiec zdążył zrozumieć obelgę.


- Oż ty mały... - Seamus i Dean rzucili się na Severusa, ale Ron przytrzymał Deana, a Harry złapał Seamusa za szatę z przodu.


- Posłuchaj mnie bardzo uważnie - wysyczał. - Całkowicie sobie zasłużyłeś na to, co powiedział. Jeszcze raz znieważysz mojego brata i lepiej będzie, jeśli szybko rzucisz zaklęcie tarczy, bo inaczej przeklnę cię tak, że popamiętasz. Jasno się wyrażam?


- Czyżby powstał jakiś problem, panowie? - Podeszła do nich profesor McGonagall.


Nadal gotujący się z gniewu Harry puścił szatę Seamusa.


- N-nie, pani profesor - wyjąkał Dean.


- Ten mały bachor mnie obraził! - poskarżył się Seamus.


Severus spojrzał na Harry'ego, który go podniósł. Nagle obaj przypomnieli Minerwie chłopców, których zobaczyła tego dnia, gdy próbowali zabrać Sevvy'ego z bungalowu.


- Bronił się tylko - wyjaśnił Harry zimno - przeciw pewnym bardzo starym i pełnym nienawiści komentarzom, przy których blednie to, co sam powiedział. Ale nowy rok szkolny nie trwa nawet od godziny i pewny jestem, że to się już nie powtórzy.


Minerwa zrozumiała, że Harry dla dobra Sevvy'ego nie chce, aby problem został spotęgowany. Skinęła głową.


- Może zabierzesz Severusa do jego ojca? - zasugerowała.


Spojrzała w oczy Harry'emu, a on doskonale odczytał jej intencje: będzie mógł położyć Sevvy'ego do łóżka pierwszej nocy po powrocie do Hogwartu.


xXxXx


- Harry?


Ciepło otulony Severus leżał w swoim łóżku. Harry siedział na skraju mebla, rozglądając się po pokoju. Nie był utrzymany w ślizgońskich kolorach, jak jego pokój w bungalowie. Zamiast tego sufit był zaczarowany tak, że wyglądał jak nocne niebo, na ścianach zaś widniały podobizny ulubionych zwierząt Sevvy'ego. Smoki kicały razem z królikami, a węże wygodnie podróżowały na grzbietach gryfów.


- Tak, Sevvy?


- Czemu oni mnie nienawidzą?


Harry zawahał się.


- Nie byłem miły, jak byłem duży, prawda? - W oczach dziecka lśniły łzy.


Harry podciągnął dziecko w górę i zaczął je kołysać.


- Sevvy... tak, to prawda. Miałeś trudną osobowość jako dorosły, ale to nie była do końca twoja wina. Po części wynikała ze strachu, ponieważ twoi rodzice tak bardzo cię skrzywdzili, że zacząłeś bać się ludzi.


Chłopczyk spojrzał na niego.


- Ale... ale to czemu byłem niedobry?


- Ponieważ uważałeś, że jedynym sposobem, żeby nikt już dla ciebie nie był niedobry, jest być bardziej niedobrym niż inni. A druga część to była głównie gra.


- Gra?


Harry przytaknął.


- Jako dorosły musiałeś też udawać bardzo niedobrego, bo byłeś szpiegiem, pamiętasz? Nie mogłeś być miły dla wszystkich, bo musiałeś się upewnić, że nikt się nie dowie.


Sevvy usiadł prosto.


- Więc to nie była tak naprawdę moja... moja wina, jak byłem dorosły.


Harry, chichocząc, przypomniał sobie swojego mistrza eliksirów.


- Bycie sarkastycznym sprawiało ci przyjemność - wyszczerzył zęby w uśmiechu - ale nie, większość twojej paskudności nie była całkiem twoją winą. Tylko że my, uczniowie, nie wiedzieliśmy, oczywiście, że byłeś szpiegiem.


Lekko skinąwszy głową, Sevvy wślizgnął się z powrotem pod okrycie.


- Ale ty już mnie nie nienawidzisz, prawda?


Harry czule potargał ciemne włosy chłopca, kręcąc głową.


- Do diaska, nie, dzieciaku, jesteś moim młodszym bratem. A z czasem również inni zobaczą, jak wspaniały z ciebie człowiek. I jakim wspaniałym człowiekiem byłeś jako dorosły, pod tą swoją paskudnością - dodał po namyśle.


- Tatuś lubił mnie, jak byłem dorosły, prawda?


- On cię kocha bez względu na twój wiek - odparł Harry. - Bardzo cię lubił jako dorosłego i bardzo cię lubi teraz.


- Będę musiał sobie iść, jak będziesz z przyjaciółmi? Bo oni nie nie lubią?


Harry szeroko otworzył oczy.


- Nie, absolutnie! Złamiesz serce Ronowi i Hermionie, jeśli już cię nie zobaczą, a cała reszta będzie po prostu musiała zaakceptować, że mam teraz wspaniałego młodszego brata.


Dziecko wsunęło się głębiej pod koce.


- To myślisz, że jutro wszystko będzie dobrze? Lekcje i w ogóle?


- Po prostu bądź sobą, Sevvy. Bądź cierpliwy. Nauczyciele zaopiekują się tobą.


- Poza tym strasznym panem. Tym, który ci powiedział, żebyś się mnie pozbył.


Uśmiech Harry'ego zbladł, oczy mu rozbłysły.


- On wie, co mu zrobię, jeśli cię skrzywdzi - powiedział zimno. Potem znowu się uśmiechnął i przygasił światła. - Wszystko będzie dobrze, Sevvy. Przyjdę po ciebie po śniadaniu i zabiorę cię na twoją pierwszą lekcję, w porządku? Teraz śpij. Słodkich snów, dzieciaku.


KONIEC


rozdziału pierwszego



ęłęóRozdział drugi


Następnego ranka Harry zaprowadził podekscytowanego Severusa na lekcję zaklęć.

- Będzie zabawnie, Harry? Wolno mi rzucać te same czary, co inne dzieci?

Harry wzruszył ramionami.

- Nie jestem pewny, Sevvy, ale profesor Flitwick z pewnością ci pomoże.

Severus nagle zatrzymał się z przerażoną miną.

- To on może zmienić mnie z powrotem w dorosłego, prawda?

- Tak, uczy zaklęć, więc był w stanie znaleźć przeciwzaklęcie. Ale on cię nie zmieni z powrotem.

- Skąd możesz to wiedzieć?

Dotarli do klasy dziesięć minut przed rozpoczęciem lekcji, jak zauważył Harry. Wziął Sevvy'ego za rękę i wszedł do środka.

- Profesorze Flitwick? - zawołał.

- Ach, Harry. - Mały nauczyciel uśmiechnął się. - Przyprowadziłeś mojego nowego ucznia, czyż nie?

- Tak, proszę pana. Sądzę jednak, że powinniśmy przedyskutować parę kwestii.

Nauczyciel zaklęć machnięciem różdżki przyciągnął do swojego biurka dwa krzesła.

- Siadajcie, chłopcy. W czym problem?

Severus przywarł do Harry'ego, podejrzliwie przyglądając się różdżce profesora.

- Zamieni mnie pan z powrotem w dorosłego? - rzucił.

Zaskoczony Flitwick odpowiedział dopiero po kilku chwilach:

- Na Merlina, dziecko, oczywiście, że nie - zaskrzeczał z oburzeniem. - Naprawdę uważasz, że tchórzliwie rzuciłbym cię zaklęciem w plecy? Nie, dokonałeś wyboru, twoi ojciec i brat zgadzają się z tobą; to wszystko, czego mi trzeba. Byłbym jednakże bardzo wdzięczny, gdybyś pozwolił mi na regularne skanowanie cię. Nikt wszak nie wie, co ta rzucona na ciebie klątwa zrobi na dłuższą metę. Lepiej dmuchać na zimne, prawda, chłopcy?

Severus powoli skinął głową. Mały człowieczek nigdy tak naprawdę nie zrobił mu krzywdy i brzmiał szczerze.

- Gotowy na pierwszą lekcję? - spytał profesor miłym tonem. - Cieszę się, że przyszedłeś wcześniej. Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, chciałbym wypróbować z tobą niektóre zaklęcia, by dowiedzieć się, jak bardzo jesteś zaawansowany. Gdybym tak na przykład poprosił cię o rzucenie zaklęcia rozweselającego...

Spokojny, że jego bratu nic się nie stanie w towarzystwie nauczyciela zaklęć, Harry wziął swoją torbę i pomaszerował na lekcję transmutacji.



= dwór Malfoyów =



Narcyza Malfoy weszła do sypialni, którą jej mąż zajmował od czasu nieszczęsnej potyczki z Harrym Potterem i odmłodzonym Severusem Snape'em. Voldemort był wielce niezadowolony z faktu, że Lucjusz nie przyprowadził mu chłopców.

Teraz, kilka tygodni później, Lucjusz wydobrzał już na tyle, że mógł siedzieć na łóżku i czytać, a nawet rzucać lekkie klątwy na pechowego skrzata, którego obowiązkiem było zajmować się panem domu.

- Mój drogi, Draco przysłał list - powiedziała Narcyza. - Sądzę, że uznasz go za interesujący.

Lucjusz z krzywą miną wziął list, lecz w trakcie czytania jego twarz rozpogodziła się.

- Narcyzo, moja droga, musisz skontaktować się ze swoją rodziną. Będzie musiała zabrać tę wiadomość do Czarnego Pana, skoro ja nie mogę dostarczyć jej osobiście.

Trzy dni później Draco Malfoy otrzymał od ojca list z rozlicznymi wskazówkami.



= Hogwart =



Harry uśmiechnął się szeroko, patrząc na Sevvy'ego tanecznym krokiem idącego na lekcje. Profesor Flitwick zapewnił go, że chłopiec znakomicie sobie radzi - zdawało się, że zachował swą dorosłą magię - i musiał przenieść go z trzeciej klasy do czwartej.

- Klasa Hufflepuffu i Ravenclawu - powiedział nauczyciel zaklęć. - Pomyślałem sobie, że będzie dla niego znacznie lepsza niż trzecia klasa Gryffindoru i Slytherinu. Ich reakcja na niego nie była przyjemna, acz zdołałem ich pohamować. Doradziłem już dyrektorowi, aby Severus na wszystkie lekcje chodził z Ravenclawem i Hufflepuffem.

Sam Harry miał za sobą parę całkiem przyjemnych dni, bez Voldemorta i zadań domowych, pełnych za to quidditcha, bo wrócił na pozycję szukającego.

I właśnie z powodu quidditcha on i Dumbledore mieli pierwszą sprzeczkę z Sevvym.

- Nie.

Dyrektor i Harry jednocześnie pokręcili głowami.

Severus nadąsał się.

- Ale tato! To NIESPRAWIEDLIWE!

- Tak się składa, że zgadzam się z Albusem, Sevvy - powiedział Harry. - Wiem, że dla ciebie jest to do dupy i pewnie, że jesteś z tego powodu wściekły, ale to naprawdę dla ciebie zbyt niebezpieczne, żebyś wziął udział w kwalifikacjach do drużyny domu.

- Ale ja jestem teraz uczniem! Umiem grać w quidditcha! Ty i bliźniaki mówiliście, że jestem dobry!

Dumbledore uciszył obu chłopców jednym spojrzeniem.

- Dość. Nie zmienię zdania, Sevvy. Nie dołączysz do drużyny quidditcha. Grałbyś z dziećmi przynajmniej dwa razy od ciebie starszymi, a często i więcej. Nie chcemy, żebyś zrobił sobie krzywdę.

- Jesteście niedobrzy! - krzyknął Sevvy. - Jak chcę, to będę latał! - Pobiegł do swojej sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi.

Dumbledore westchnął.

- Dzieci...

Harry uśmiechnął się szeroko.

- To dobrze. Odważył się być zły na nas i zachować jak dziecinnie bez obaw, że zostanie pobity lub przeklęty. Uznaj to za komplement. Przez pierwsze tygodnie, jakie spędził ze mną, prawie nie ośmielał się oddychać z obawy przed karą.

- Mój biedny chłopaczek... - rozczulił się Dumbledore. Chwilę później wzdrygnął się, kiedy usłyszeli wyraźny dźwięk małej stopy kopiącej w drzwi. - Może nie aż taki biedny - poprawił się.

Harry wzruszył ramionami i upił herbaty.

- To było dla niego wielkie rozczarowanie, Albusie. Uwielbia latać. Moglibyśmy zorganizować coś innego? Mnóstwo pierwszoklasistów ma młodsze rodzeństwo... co byś powiedział na małą ligę?



xXxXx



Biorąc pod uwagę te ich umysły, uznał Severus, Krukoni potrafili być czasem naprawdę tępi. Wymknął się tego popołudnia z zamku, przekonawszy kapitana Ravenclawu, że wolno mu wziąć udział w kwalifikacjach.

Teraz musiał tylko unikać swojego ojca i Harry'ego, ale dyrektor był zajęty pracą, Harry zaś miał spotkanie drużyny związane z kwalifikacjami później, więc nie bał się ich za bardzo.

- Dobrze - powiedział kapitan Krukonów. - Chcę, żeby wasza szóstka najpierw zrobiła kilka okrążeń. Potem wypuścimy tłuczki i zobaczymy, jacy z was pałkarze.

Okrążenia były łatwe. Sevvy - mały, lekki, na porządnej miotle - z łatwością wszystkich wyprzedził. Ale tłuczki to już zupełnie inna sprawa.

Z Weasleyami i Harrym zawsze ćwiczył tłuczkami, które miały nałożone zaklęcia amortyzujące i były zaczarowane tak, żeby wydawać się lżejsze niż normalne tłuczki. Teraz okazało się, że nie jest dość silny, aby odbijać PRAWDZIWE.

Miał swego rodzaju szczęście, że jego wysiłki sprowadzały go coraz bliżej ziemi. Gdy wreszcie tłuczek uderzył w jego miotłę i Sevvy z niej spadł, był zaledwie metr z okładem nad ziemią. Jakimś cudem ucierpiała tylko jego kostka i duma.

Zanim jednak zdążył się podnieść i ocenić obrażenia, ktoś brutalnie chwycił go za kołnierz i postawił na nogi. Severus spojrzał w górę, prosto w błyszczące oczy nauczyciela opeceemu.

- Myślałem, że Dumbledore i Harry zabronili ci brać udziału w kwalifikacjach - zadrwił wilkołak. - Tak w każdym razie mówili przy śniadaniu. Jestem przekonany, że bardzo ich to... zainteresuje.

Z jakiegoś powodu mężczyzna brzmiał znajomo. Severus wzdrygnął się, kiedy całym ciężarem ciała stanął na zranionej stopie; zdecydowanie coś było nie w porządku z jego kostką!

Profesor nie zważał na nic, gdy ciągnął chłopca do zamku; ignorował rozlegające się od czasu do czasu jęki.

Na korytarzu wpadli na Harry'ego.

- Sevvy? Co do diaska...

Nie zwalniając kroku, Lupin pomaszerował ku schodom wiodącym do gabinetu Dumbledore'a.

- Poszedł na kwalifikacje Ravenclawu - wyjaśnił Harry'emu. - Właśnie zdjąłem go z boiska.

- Że CO? - wrzasnął Harry, biegnąc za nimi.

Kiedy znaleźli się w gabinecie dyrektora, Lupin puścił chłopca i spojrzał na Dumbledore'a z miną, którą Sevvy określiłby jako triumfalny uśmieszek, po czym wyjaśnił, co go sprowadza.

Dyrektor odwrócił się do dziecka.

- Czy to prawda, Sevvy? Czy wziąłeś udział w kwalifikacjach, chociaż ci zabroniłem?

Malec przytaknął smutno.

- Idź do swojego pokoju - polecił Dumbledore - jesteś dzisiaj uziemiony. I przez miesiąc żadnego latania.

Cały miesiąc! Miesiąc bez miotły! To z pewnością za długo?

Zerknąwszy na twarze ojca i brata, Sevvy doszedł do wniosku, że lepiej się o to nie kłócić. Wziął się w garść i pokuśtykał do swojego pokoju.

Dyrektor natychmiast zaczął grzebać w swojej szafce z eliksirami.

- Co robisz? - spytał Remus.

- Szukam kremu na zwichnięcia i siniaki - odparł Dumbledore. - Nie wiem, czy zauważyłeś, ale on najwyraźniej skręcił kostkę. Lepiej pójdę mu pomóc umyć się i zaleczyć rany.

- A ja mam własne kwalifikacje - odezwał się Harry. - Do zobaczenia później.

Nie mając wątpliwości, że został odprawiony, Lupin wyszedł z Harrym.

Za drzwiami nastolatek odwrócił się do nauczyciela.

- Owszem, zabroniliśmy Sevvy'emu udziału w kwalifikacjach, jego kara jest w całej rozciągłości sprawiedliwa, ty jednak moim zdaniem wyglądałeś na niego zbyt szczęśliwego, kiedy go wydawałeś - przyjrzał się wilkołakowi uważnie zmrużonymi oczami - nie wspominając już o tym, że nie zatrzymałeś się, aby sprawdzić, czy dziecko nie jest ranne, kiedy całkiem wyraźnie było. Innego pierwszoklasistę potraktowałbyś podobnie?

Lupinowi rozbłysły oczy.

- On nie jest pierwszoklasistą. I najwidoczniej ty i dyrektor nie jesteście w stanie utrzymać nad bachorem kontroli.

Harry westchnął. Na czystym, błękitnym niebie, którym dotychczas był początek roku szkolnego, pojawiła się chmura. Chmura w kształcie Remusa Lupina.

Wyszedł z zamku, aby zobaczyć, jaki przypływ świeżej krwi zasili zespół Gryffindoru w tym roku.


KONIEC
rozdziału drugiego




Rozdział trzeci


Czas biegnie szybko, kiedy dobrze się bawisz. Dla Harry'ego z pewnością okazało się to prawdą. Zanim się obejrzał, nadeszło Halloween.


Sevvy żałował, że na miesiąc stracił miotłę, ale zniósł to dzielnie. Miał przecież mnóstwo innych rzeczy do roboty. Czasami jednak jego rodzina przyłapywała go na tęsknym wpatrywaniu się w ćwiczących zawodników. Ojciec i brat uśmiechali się wtedy do siebie nawzajem i nic nie mówili, za plecami chłopca knując swe nikczemne plany.


Z czasem Harry nabierał do Dumbledore'a coraz większego zaufania. A Dumbledore zaczął ufać Harry'emu. Wiedział, że chłopcy są dla siebie bliscy, że Harry jest dla Severusa nawet kimś więcej, niż tylko starszym bratem. Często już po tym, jak powiedział "dobranoc" Sevvy'emu, Harry zostawał u dyrektora na herbacie. Rozmawiali o wszystkim: o Voldemorcie, o śmierciożercach, o wojnie. Dumbledore nie popełnił drugi raz tego samego błędu i nie zatajał niczego przed Harrym, Harry zaś teraz coraz bardziej dojrzewał, traktowany jak dorosły, dzielący odpowiedzialność za wychowanie pewnego bardzo unikalnego chłopca.


- Oszaleję przez Remusa - powiedział Harry Dumbledore'owi pewnego wieczora. - Zachowuje się zupełnie jakby był zazdrosny o każdą chwilę, którą spędzam z Sevvym, ale jednocześnie paskudnie mnie traktuje. Kompletnie go nie rozumiem.


- Nie pogodził się jeszcze ze śmiercią Syriusza - wyjaśnił dyrektor. - Pogubił się. Kazałem mu porozmawiać z Szarą Damą, gdy dawałem mu tę posadę. Lepiej sprawdzę, czy usłuchał.


- Tak czy inaczej, lekcje obrony zaczynają być dla mnie niebezpieczne. On zawsze bierze mnie na środek i wypróbowuje na mnie bardzo silne klątwy; mówi, że to mnie wytrenuje na Voldemorta, ale ja uważam, że chodzi mu raczej o to, żeby mnie zranić. Wiem, że Sevvy niedługo zacznie się uczyć obrony; wolałbym, żeby nie był z Remusem sam w tym samym pomieszczeniu.


- Zgadzam się. Osobiście będę go uczył obrony. Naprawdę nie wiem, co zrobić z Remusem, Harry. Nie mogę w zasadzie wypowiadać się na ten temat, biorąc pod uwagę moje zachowanie przez ostatnie trzy lata.


Dyrektor z zakłopotaniem odwrócił wzrok.


- To się samo rozwiąże, jestem tego pewny. A między nami wszystko w porządku, Albusie. Naprawdę. A teraz... co powiesz o tej małej lidze...


= gdzieś indziej =


- Tak więc, Lucjuszu... z powrotem na nogach, jak widzę. Niezamierzona gra słów.


- Tak, mój panie, dziękuję ci za twoją łaskę, mój panie... - Śmierciożerca na czworakach zbliżył się do Voldemorta, aby ucałować skraj jego szaty.


- Przysłałeś mi wiadomość, w której wspominasz o liście od twego syna, Lucjuszu. Opowiedz mi o tym.


- Mój panie, Draco poinformował mnie, że zdrajca i ten bachor są w Hogwarcie i spytał o wytyczne. Pragnąłby uczestniczyć w odebraniu ich temu głupiemu miłośnikowi mugoli i oddaniu ich w twoje ręce, panie.


- Doprawdy? A więc mimo wszystko jest jeszcze jakaś szansa dla twojego rodu, Lucjuszu. Jak proponuje to zrobić?


- M-mój panie... podczas Halloween...


Voldemort przewrócił oczami, markując cierpliwość.


- Tak, Lucjuszu, podczas Halloween...


- Mój panie, Draco proponuje... uczniowie będą mieli możliwość odwiedzić Hogsmeade... i bez wątpienia Potter nie będzie w stanie oprzeć się prośbom brata, żeby wziął go ze sobą. Tam będą bezbronni, panie. Draco zawsze potrafił skłonić Pottera do walki, odciągnąć go od bezpiecznego miejsca; może to zrobić raz jeszcze. Wtedy chłopak będzie pozbawiony ochrony.


Voldemort z namysłem potarł brodę.


- Hmmm... ciekawe, Lucjuszu. Bardzo ciekawe. Twój syn wydaje się obiecujący, bez wątpienia dzięki twoim staraniom, by go wyedukować. Jestem zadowolony. Powiesz mu, żeby realizował ten plan i dalej cię informował o jego przebiegu.


- Tak, mój panie. Dziękuję, mój panie, dziękuję...


Lucjusz uciekł do domu, gdy tylko mógł.


= Hogwart =


- Sevvy! Dalej, Sevvy, obudź się!


Dziecko usiadło i wepchnęło piąstki do oczu.


- H'rry? - wymamrotało.


- Tak, Harry. Dalej, wstawaj. Mamy dla ciebie niespodziankę.


Severus otworzył oczy i zobaczył brata z dwiema miotłami w rękach - własną i Sevvy'ego - oraz stojącego dalej ojca, któremu oczy błyszczały jak oszalałe.


- Miesiąc już się skończył? - spytał z nadzieją, patrząc to na ojca, to na brata.


- Tak, mój mały - roześmiał się Dumbledore - my zaś znaleźliśmy rozwiązanie, aby więcej nie kusiła cię gra z zespołami domów.


Sevvy wyskoczył z łóżka i pośpiesznie wciągnął na siebie szaty.


- Powoli, powoli! - uspokajał go dyrektor. - Najpierw śniadanie. Nie możesz latać z pustym żołądkiem.


- Będę latać! Będę latać! - Severus tanecznym krokiem wybiegł z pokoju.


- Tak, tak, będziesz latać. - Dumbledore uśmiechał się ciepło. Zmusił dziecko, żeby zjadło przynajmniej tosta, potem zaś powiedział: - A teraz chodź.


Kiedy weszli na boisko do quidditcha, Sevvy ze zdziwieniem zobaczył czekającą na nich grupkę maluchów.


- Słuchajcie, dzieci - zagaił dyrektor, popychając Severusa ku jego rówieśnikom. - To jest Harry, trener pierwszej w historii Hogwartu małej ligi quidditcha. Wszyscy możecie latać tu razem i szczęśliwie jest was na tyle dużo, aby mogły powstać dwie drużyny. Obiecuję, że zagracie na tym boisku trzy prawdziwe mecze, podczas treningów będziecie jednak używać tamtego. - Wskazał mniejsze boisko, które było widać kawałek dalej.


Na nowym boisku bramki nie były aż tak wysokie, a piłki dzięki zaklęciom były bezpieczniejsze. Na tłuczki nałożone zostały czary amortyzujące, kafel był zaś mniejszy od prawdziwego, aby dzieci - w wieku od sześciu do ośmiu lat - mogły łatwo go trzymać. Znicz z kolei był większy i nie aż tak bezsensownie szybki.


Dumbledore uściskał Sevvy'ego i wrócił do zamku, zostawiwszy Harry'ego z grupką czternastu bardzo podekscytowanych malców.


- Ty jesteś Harry Potter - stwierdziła mała dziewczynka.


- Wiem o tym. - Harry uśmiechnął się. - A kim ty jesteś?


- Danielle Bones - odparła.


- Powiedz mi, Danielle, latałaś już wcześniej, prawda?


- Tak, Susie mnie nauczyła. Jestem bardzo szybka.


- To dobrze - uznał Harry. - Myślę, że najpierw przeprowadzimy coś w rodzaju kwalifikacji, żeby sprawdzić, która pozycja będzie dla was najodpowiedniejsza. Nie martwcie się, jest was czternaścioro i będziemy mieć dwie drużyny, więc dla każdego znajdzie się miejsce w zespole. Weźcie swoje miotły i przelećcie trzy okrążenia wokół boiska oraz między bramkami.


Dzieci wdrapały się na miotły i wystrzeliły w powietrze. Harry przypatrywał im się uważnie. Zauważył, że mała Danielle - która okazała się mieć prawie osiem lat, nie pięć, jak z początku sądził - i Sevvy byli najszybsi i najzwinniejsi. Oboje byli dobrym materiałem na szukających. Dwójka małych rudzielców, chłopiec i dziewczynka (kuzynostwo Rona i Ginny, jak odkrył Harry, będące siedmioletnimi bliźniętami) była znakomitą parą pałkarzy, choć brakowało im tej bezbłędnej pracy zespołowej, jaka cechowała Freda i George'a. Prawdę mówiąc, znacznie lepsi byli, kiedy grali przeciwko sobie, więc Harry umieścił ich w różnych drużynach.


Po godzinie wszystkie dzieci miały przydzielone pozycje, z których były zadowolone. Zdążyli jeszcze później rozegrać parę meczy treningowych, zanim pierwszy z zespołów domów zjawił się na boisku, by ćwiczyć.


- Chodźcie, dzieciaki. - Harry mrugnął okiem do zawodników Hufflepuffu. - Oni nie pozwolą mi szpiegować ich taktyki. W środku czekają na was lemoniada i ciastka, niedługo zaś przybędą tam wasi rodzice, żeby zabrać was do domów.


Kiedy znaleźli się w zamku Harry i Sevvy pomachali pozostałym na pożegnanie. Potem chłopczyk zarzucił rączki na szyje ojca i brata.


- Dziękuję, tatusiu, dziękuję, Harry - powiedział radośnie. - Teraz ja też mam drużynę!


Harry zapisał sobie w pamięci, żeby porozmawiać o małej lidze z zespołami innych domów - może zgodziłyby się rozegrać z malcami spotkanie towarzyskie od czasu do czasu.


xXxXx


- Harry?


Remus Lupin podszedł do nastolatka po śniadaniu tydzień przed Halloween.


- Tak, profesorze Lupin? - odparł oficjalnie.


- Harry, proszę, mów mi Remus albo Lunatyk - poprosił mężczyzna.


- Znów jesteś moim nauczycielem - zauważył chłopak.


- Chcę być kimś więcej niż tylko nauczycielem, Harry - ciągnął czarodziej błagalnie. - Chcę, żebyśmy byli przyjaciółmi.


Harry skinął głową.


- Wiem, że tego chcesz, ale ostatnio nie zachowujesz się zbyt przyjaźnie.


Remus wykrzywił twarz.


- Cały czas biegasz za Snape'em. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, zanim on zaczął ci się narzucać. Jeżeli zostawisz go Dumbledore'owi, znowu będę chciał być twoim przyjacielem.


Harry wybałuszył na niego oczy. Podobnie zresztą jak połowa Wielkiej Sali; nastolatek miał tylko nadzieję, że stół personelu był dość daleko, żeby Sevvy nie usłyszał ich wymiany zdań.


- Przykro mi, że pan tak uważa, profesorze - odparł zimno. - Mam względem mojego brata zobowiązania, których nie traktuję lekko. Jeśli nie potrafi pan tego zaakceptować, nie mamy o czym rozmawiać.


Ruszył ku drzwiom, w następnej chwili jednak poczuł, jak czyjeś palce zaciskają się na jego ramieniu.


- Harry - syknął Remus - skończ z tymi bzdurami. On nie jest twoim bratem. To mężczyzna, który z twojego życia uczynił piekło.


- Człowiekiem, który z mojego życia uczynił piekło, jest Voldemort. Snape jest tym, który kilka razy uratował mi życie. SEVVY jest moim bratem. A teraz mnie puść.


Remus Lupin puścił go z rozgniewaną miną i pomaszerował w kierunku swojej sali lekcyjnej. W klasie podszedł do niego Draco Malfoy, który z zainteresowaniem obserwował wcześniejsze zajście.


- Panie profesorze, pozwoli pan na słówko?


Remus wlepił w jasnowłosego Ślizgona niechętne spojrzenie.


- O co chodzi, panie Malfoy?


Draco usiadł przy jednym z biurek.


- Sądzę, że pan i ja mamy wspólny interes.


- Nie wiem, o czym pan mówi.


Nastolatek uśmiechnął się krzywo.


- Pan jest zainteresowany odebraniem Pottera... Harry'ego z powrotem dla siebie. Ja jestem zainteresowany usunięciem mojego opiekuna domu... no, byłego opiekuna domu... spod wpływu... - szybko przełknął słowa "żałosnych Gryfonów", wiedząc, że TO zdecydowanie nie zaprowadzi go daleko z Remusem Lupinem - ...spod wpływu osób, które nieszczęśliwie źle ulokowali swoje uczucia - dokończył gładko.


- I co zamierza pan z tym zrobić? - Lupin udawał niezainteresowanego sprawą, ale oczy mu błyszczały.


- Rozumiem, że Weasleyowie chcą wziąć Snape'a do siebie. W następny weekend w Hogsmeade zajmę uwagę Pottera... Harry'ego tak, żeby zostawił Snape'a pod pana opieką. Artur i Molly zamierzają tam być, aby odwiedzić swoje dzieci, czyż nie?


Remus nie miał zamiaru pytać, skąd Ślizgon czerpie informacje. Z zapałem pokiwał głową.


- Kiedy odwrócę uwagę Po... Harry'ego, pan odda Snape'a Arturowi Weasleyowi. Zamieszka z nimi, P... Harry zacznie słuchać głosu rozsądku i wszyscy będą zadowoleni.


- Stoi. Z radością powitam chwilę, gdy chłopiec bezpiecznie dotrze do Nory i zniknie mi z oczu.


Draco wyszedł, uśmiechając się do siebie. Pozostało mu już tylko napisać do ojca, żeby na weekend przebrał się za Artura Weasleya.


KONIEC

rozdziału trzeciego



Rozdział czwarty



Dzień przed Halloween Sevvy obudził się wcześnie. Była sobota, a on miał pozwolenie, żeby iść do Hogsmeade z Harrym. Szybko się umył i założył komplet szat w kolorze głębokiej czerwieni, który dostał od profesor McGonagall. Lubił to ubranie; miało na piersi małego lwa bawiącego się z dużym wężem. Haft naprawdę się ruszał, zupełnie jak hafty na szatach tatusia!


Harry również wstał wcześnie, wiedział bowiem, że Sevvy'emu bardzo zależy na tej wycieczce. Kiedy wszedł do Wielkiej Sali, podeszli do niego Ron i Ginny.


- Hej, stary, słuchaj, naprawdę nam przykro... - zaczął Ron.


- Mama i tata muszą iść z nami najpierw na Pokątną. Uszkodziłam różdżkę na lekcji obrony w zeszłym tygodniu. Dyrektor pozwolił, żebyśmy poszli z mamą i tatą, ale uważa, że nie możesz dołączyć do nas z Sevvym, bo to by było zbyt niebezpieczne - powiedziała Ginny przepraszająco.


Harry skinął głową.


- Pewnie ma rację.


Wlepili w niego zdumione spojrzenia. Wiedzieli, że Harry stał się dużo bardziej odpowiedzialny, ale żeby bez narzekania zaakceptował odmowę dyrektora?


- I tak nie poszedłbym z Sevvym - wyjaśnił Harry, widząc ich zdumione miny. - Poza tym obiecałem zabrać go do Hogsmeade i nie chcę go zawieść. Ale po południu będziecie?


- Tak. Mama kazała ci przekazać, żebyście ty i Sevvy zjedli z nami lancz w Trzech Miotłach o wpół do drugiej.


- Och, dobrze. Skoro wrócicie tak późno, mam wymówkę, żeby wcześniej kupić Sevvy'emu czekoladki w Miodowym Królestwie! No to do zobaczenia po południu. Przyjemności na Pokątnej i bądźcie ostrożni!


Godzinę później Harry i Sevvy siedzieli w jednym z powozów, które zabierały uczniów do Hogsmeade. Sevvy był podniecony.


- Tatuś dał mi kie... kiesz... daje mi trochę pieniędzy co tydzień, żebym mógł sobie coś kupić! Mogę wydać trochę dzisiaj?


- Tak, twój tatuś powiedział, że możesz. Pamiętajmy, żeby przynieść mu trochę cytrynowych dropsów, dobrze?


- Kupię tatusiowi prezent - stwierdził Sevvy. - I profesor Mac, i profesorowi Flitwickowi, bo dali mi prezenty na początku roku szkolnego. Myślisz, że lubią czekoladę?


Harry powstrzymał parsknięcie. Severus próbował wymawiać nazwisko Minerwy McGonagall, ale mu się nie udawało. Ponieważ w szkole nie mógł mówić do niej po imieniu, został przy "profesor Mac".


- Myślę, że bardzo się ucieszą z prezentu od ciebie, ale nie zapomnij zostawić trochę pieniędzy, żebyś mógł kupić coś sobie, dobrze?


- Chcę książkę - postanowił Sevvy; siedząca naprzeciwko chłopców Hermiona uśmiechnęła się z dumą.


Dwa powozy przed nimi Draco Malfoy i Remus Lupin siedzieli w krępującym milczeniu - nie przepadali za swoim towarzystwem, byli jednak świadomi wspólnego przedsięwzięcia na ten dzień.


- No to pamięta pan plan? Ja odwracam uwagę P... Harry'ego, pan łapie dzieciaka i oddaje go w ręce Weasleya.


- Tak, tak, nie jestem idiotą, dziękuję. Nie rozumiem tylko, co ty będziesz z tego miał.


- Usunę mojego opiekuna domu z Hogwartu. To nie jest teraz jego miejsce.


- Zgadzam się - powiedział wyglądający przez okno Remus.


=później=


Sevvy tanecznym krokiem opuścił Miodowe Królestwo.


- Mam cytrynowe dropsy dla tatusia, puszkę imbirowych traszek dla profesor Mac i tabliczkę gorzkiej czekolady dla profesora Flitwicka. Teraz chcę...


- Potter - rozległo się za ich plecami.


- Malfoy - odparł Harry neutralnym tonem, chowając Sevvy'ego za siebie.


- Widzę, że wciąż mieszasz w głowie mojemu opiekunowi domu? - zadrwił Draco.


- Nie mieszam mu w głowie. Jest szczęśliwy.


- Jest zasmarkanym bachorem! Założę się, że masz z tego frajdę, co? Możesz się zemścić.


Harry nie zareagował. Odwrócił się, aby wziąć Sevvy'ego za rękę i odejść, Draco jednak, widząc, że jego prowokacja nie przyniosła oczekiwanego rezultatu, chwycił go od tyłu i przycisnął jego ramiona do boków. Wtedy pojawił się Remus Lupin, który złapał Severusa i przeniósł wrzeszczące dziecko na drugą stronę ulicy, gdzie wepchnął go w ręce Artura Weasleya. Potem odsunął się, Draco zaś zniknął w wąskiej alejce.


- Zatrzymajcie go! - krzyczał Harry za uciekającym Weasleyem.


- Harry, pozwól mu iść, zaniesie dzieciaka do Nory, a my będziemy mogli...


Harry zacisnął dłoń i walnął Remusa w twarz pięścią.


- Ty idioto! To nie jest Artur! Weasleyowie są na Pokątnej! - Chwycił za różdżkę. - Pobiegł w góry. Hermiono, zorganizuj pomoc, szybko!


Potem pobiegł za oddalającą się dwójką.


Sevvy kopał i wrzeszczał, walcząc ze wszystkich sił.


- Nie ruszaj się, albo rzucę Zabójczą Klątwę na twojego ukochanego brata - zagroził Artur.


Sevvy wytrzeszczył oczy ze strachu i zamilkł. Naraz zobaczył, że rude włosy mężczyzny tracą kolor i wydłużają się. W kilka minut krótkie rude włosy zmieniły się w srebrzyste długie. Lucjusz Malfoy biegł dalej, trzymając dziecko w stalowym uścisku.


Harry dyszał ciężko. Droga pod górę była stroma i męcząca, wiedział jednak, że dogania oszusta, którego uznał za Malfoya. Śmierciożerca niósł dziecko, Harry zaś i tak miał lepszą kondycję. Pragnął jedynie, żeby Sevvy jakimś hałasem dał mu znać, gdzie się znajduje.


Lucjusz dotarł do małego zagłębienia w skalnej ścianie. Tam postawił dziecko na ziemi.


- Tylko piśnij, a twój brat zginie - szepnął, trzymając różdżkę w gotowości.


Severus skinął głową, po czym pomalutku odsunął się dalej.


Harry zatrzymał się z poślizgiem i uśmiechnął krzywo. Sevvy był bystrym dzieckiem; na przekór ich obecnej sytuacji nastolatek poczuł, jak serce rośnie w nim z dumy. Sevvy najpewniej był zakneblowany lub groźbą zmuszony do milczenia, ale mimo to się komunikował. Stanął w takim miejscu, gdzie słońce rzucało jego cień w stronę Harry'ego, dając starszemu chłopcu znać, że uciekinierzy są tuż za rogiem.


- Wingardium Leviosa - szepnął, celując różdżką w siebie.


Uniósł się w powietrze. Tak długo wskazywał na siebie i w górę, aż od ziemi dzieliło go prawie pięć metrów. Potem pokazał na siebie i do przodu. Lucjusz niczego nie zauważył, ponieważ skupiał uwagę na miejscu, w którym oczekiwał zobaczyć Harry'ego. Nastolatek zaś wskazał na siebie i w dół, gestem kazał Sevvy'emu zejść mu z drogi i krzyknął:


- Petrificus Totalus!


Lucjusz odwrócił się błyskawicznie i zdążył się schylić w samą porę.


- POTTER! - wrzasnął. - Expelliarmus! Sectumsempra!


Severus zbladł na dźwięk ostatniego zaklęcia.


- Protego! - krzyknął Harry.


Udało mu się zablokować Expelliarmusa, ale Sectumsempra rozcięła mu łydkę.


- Crucio!


Nastolatek zaczął zwijać się z bólu, a Lucjusz roześmiał się szaleńczo. Różdżka wypadła Harry'emu z bezwładnej dłoni. Mimo cierpienia chłopak patrzył na Lucjusza gniewnie.


- Oczyść umysł... Umieść ból w odizolowanej części... - wydyszał Harry, po czym powoli wstał.


- To... to niemożliwe - stwierdził Lucjusz, który wciąż utrzymywał klątwę.


W tym momencie wydarzyły się jednocześnie dwie rzeczy: Harry rzucił bezróżdżkowego Expelliarmusa, dzięki któremu Lucjusz stracił różdżkę, a Sevvy uderzył śmierciożercę kamieniem. Mężczyzna zakołysał się na krawędzi grani i poleciał do przodu, tracąc tym samym grunt pod nogami. Desperacko próbował się czegoś chwycić, czegokolwiek... i złapał szatę Sevvy'ego. Pociągnął chłopca za sobą. Obaj runęli w dół zbocza na pewną śmierć.


KONIEC


rozdziału czwartego




Rozdział piąty


Hermiona pędziła do zamku, przez całą drogę wzywając krzykami dyrektora. Nie pokonała jeszcze połowy odległości dzielącej jej od Hogwartu, kiedy Dumbledore aportował się tuż przed nią, a przynajmniej tak jej się wydawało. Nawet jej umysł był w tej chwili na tyle zajęty, że nie pomyślała o "Historii Hogwartu" i nie zastanowiła się, jak taki wyczyn w ogóle jest możliwy.


- Dyrektorze... Remus... Artur zabrał Sevvy'ego...


Dumbledore wyraźnie się odprężył.


- Jeśli Artur zabrał Sevvy'ego... - zaczął, po czym zdrętwiał. - Ale Artura nie ma w Hogsmeade!


- Oszust - wydyszała Hermiona. - Harry ich goni. Wysłał mnie po pomoc.


- Szybko - rzucił pobladły, drżący, lecz zdeterminowany Dumbledore, wyczarowując miotłę. - Wsiadaj i trzymaj się mocno. Dokąd się udali?


= nad przepaścią =


Harry'ego sparaliżowało przerażenie, gdy Lucjusz pociągnął Sevvy'ego ze sobą poza krawędź urwiska.


"NIEEEEE!" - krzyczał jego umysł.


Nastolatek rzucił się do grani i spojrzał w dół. Przepaść była bardzo głęboka i obaj wciąż spadali.


"ACCIO SEVVY!" - pomyślał, nie zdając sobie sprawy, że nie odezwał się na głos. - "ACCIO SEVVY, ACCIO SEVVY, ACCIO..."


Ciało Lucjusza Malfoya roztrzaskało się na skałach; przypominało teraz dziwnego kształtu worek z ziemniakami.


- SEVVY!


Severus przestał spadać, kiedy był pół metra od ziemi. Przez moment wisiał w tym samym miejscu, a potem zaczął się unosić w powietrzu, coraz szybciej i szybciej.


Harry miał wrażenie, że trwa to całymi godzinami. Skupił się tak mocno, że cały świat przestał dla niego istnieć - w tej chwili nic nie zamieszkiwało planety Ziemia poza nim i bezbronnym chłopczykiem, którego życie było teraz dosłownie w rękach Harry'ego.


Powoli, powoli Sevvy dotarł do krawędzi, przeleciał nad nią nisko i wylądował w ramionach Harry'ego. Harry chwycił go i przytulił ze wszystkich sił. Sevvy załkał zduszonym głosem.


- Ciii, Sevvy, jesteś już bezpieczny, trzymam cię. Trzymam cię - szeptał Harry, kołysząc dziecko i uspokajając jednocześnie je i siebie.


Sevvy zwiotczał; szok był dla niego zbyt wielki. Harry poczuł serce w gardle, ale szybkie sprawdzenie pulsu i oddechu zapewniło go, że chłopiec żyje. Nie odsunął się od przepaści ani nie szukał swojej różdżki. Trzymał tylko braciszka w objęciach i płakał.


Kiedy zjawili się Dumbledore i Hermiona, zbledli oboje, widząc nieruchomego malca w ramionach płaczącego Harry'ego.


- Sevvy, nie, nie mój Sevvy, nie moje dziecko - jęknął Dumbledore, klękając obok nich.


To ocuciło Harry'ego.


- On... on żyje - wykrztusił. - On... on... - Wskazał na przepaść.


Dumbledore zerknął poza krawędź i momentalnie się odwrócił do niej plecami. Potem przytulił chłopców.


- Chodź, Harry. Chodź, obaj musicie znaleźć się w zamku.


Harry nagle uniósł wzrok.


- Zabiję Remusa - powiedział zimno.


Nie chciał puścić Sevvy'ego, dopóki nie znaleźli się w hogwarckiej sali chorych. Wtedy pozwolił pielęgniarce zbadać chłopca i wyleczyć swoją nogę, która mocno krwawiła. Hermiona zajęła się obiema różdżkami.


- Co się stało, Harry? - spytał w końcu Dumbledore trzymający Sevvy'ego na kolanach; pielęgniarka zapewniła, że dziecko tylko zemdlało z powodu wstrząsu i niebawem się obudzi.


Dyrektor wyciągnął rękę i przytulił drżącego nastolatka do swego boku.


- D... Draco... odwrócił moją uwagę, a właściwie próbował. Chciał wywołać kłótnię. Nie odpowiedziałem mu. Właśnie miałem zabrać Sevvy'ego i odejść, kiedy znikąd pojawił się Remus, złapał Sevvy'ego i wepchnął go w ramiona Artura... Lucjusza. Lucjusz wyglądał jak Artur, pewnie dzięki Eliksirowi Wielosokowemu. Wtedy zorientowałem się, że to nie może być Artur, bo Weasleyowie są w Londynie. Więc powiedziałem Mi, żeby sprowadziła pomoc i pobiegłem za nimi. My... my walczyliśmy i Lucjusz stracił równowagę nad przepaścią. Ale kiedy spadał, chwycił się szat Sevvy'ego.


Krew odpłynęła z twarzy Dumbledore'a.


- Sevvy... Sevvy spadł w przepaść?


- Tak - wyszeptał Harry. - Byłem... był tak blisko ziemi, zanim zdążyłem przywołać go z powrotem... - Załamał się i zaczął płakać dyrektorowi w ramię.


Starszy pan mocno przytulił obu chłopców, w pełni zdawszy sobie sprawę z tego, jak bliski był utraty ich obu.


Do sali weszła Hermiona, której po piętach deptali Weasleyowie. Za nimi szedł bardzo wstrząśnięty, bardzo przygaszony Remus Lupin.


Harry warknął, gdy go zobaczył.


- TY! Ty wstrętny, kłamliwy, zdradliwy... - Wyrwał Hermionie z ręki swoją różdżkę i wycelował nią w wilkołaka. - Daj mi choć jeden dobry powód, dla którego nie powinienem cię zabić tu i teraz - powiedział niskim, groźnym głosem, podobnym do tego, jakim posługiwał się hogwarcki mistrz eliksirów, kiedy był skrajnie rozzłoszczony.


Prawie wszystkie osoby obecne w pokoju zadrżały mimowolnie.


- My... myślałem... to był Artur... - wyjąkał Remus.


- Myślałeś, że to był Artur. Współpracowałeś z Draconem Malfoyem, Remusie?


Mężczyzna pochylił głowę i nie odpowiedział.


- WSPÓŁPRACOWAŁEŚ? - Ryknął na niego Harry.


- T... tak - przyznał nauczyciel opeceemu. - Byłem... taki zazdrosny... chciałem, żeby chłopiec... odszedł...


- No cóż, twoje życzenie prawie się spełniło. - Do czasu, kiedy wymówił te słowa, Harry zapędził już Lupina do kąta, teraz zaś przyciskał różdżkę od spodu do jego podbródka. - On prawie umarł. UMARŁ, Remusie! Prawie zabiłeś sześcioletniego chłopca!


Odsunął różdżkę i przygotował się do rzucenia klątwy.


- Nie, Harry - interweniował nagle Artur Weasley; Dumbledore zdawał się całą uwagę poświęcać dziecku. - Nie. Nie w ten sposób.


Harry spojrzał na niego groźnie.


- Nie zabiję go, tylko go paskudnie zranię. On go prawie zabił, Arturze...


- Wiem, Harry. Wiem. Ale to nie jest właściwy sposób, wiesz o tym. Sam mu to kiedyś powiedziałeś we Wrzeszczącej Chacie, pamiętasz?


Harry przytaknął.


- Nienawidzę cię, Remusie. Nigdy więcej nie chcę cię widzieć.


Wilkołak był wyraźnie załamany.


- Zabiorę go - stwierdził Artur, wyciągając Remusa z kąta za kołnierz. - Jesteś zwolniony, oczywiście.


Dumbledore wreszcie uniósł wzrok i skinął głową.


- Pójdziesz ze mną. Jeżeli oddamy cię Ministerstwu, zabiją cię, a to zniszczyłoby wszelkie nadzieje na normalne życie dla wilkołaków. Będziesz więc pod moim nadzorem pracował w Norze lub na Grimmauld Place, o ile akurat nie będziesz wypełniał jakiegoś zadania dla Zakonu. Dopilnuję, żeby nie sprawiał ci problemów, Harry.


- A Malfoy? - spytał Ron.


- Lucjusz nie żyje - odparł drżący Harry. - Draco... Nie wiem, gdzie jest Draco.


- Zostanie wydalony - zdecydował Dumbledore - i zadbam o to, aby jeszcze dzisiaj został wydany nakaz jego aresztowania. Jeżeli wstąpi w mury zamku, sam Hogwart go zatrzyma. On... czuję go czasem... on nie przepada za ludźmi, którzy krzywdzą Sevvy'ego.


= Grimmauld Place, później tego samego dnia =


- Sprzątaj. Bez magii.


Remus Lupin wziął do rąk mugolski środek czyszczący i westchnął. Zaznawszy gniewu tak Molly Weasley, jak Harry'ego, był kompletnie wyczerpany. Nie wolno mu jednak było odpocząć - musiał posprzątać cały dom w ciągu kilku następnych dni. Po mugolsku.


= Hogwart =


Wszyscy sobie poszli i tylko Harry oraz Dumbledore zostali z Sevvym, który powoli zaczął się budzić. Bezładnie pomachał rękoma i załkał przez sen.


- Harry, Harry, pomóż mi! - krzyknął, po czym gwałtownie usiadł.


- Ciii, synu, Harry tutaj jest. Jesteś w domu, bezpieczny - uspokajał dziecko Dumbledore, kołysząc je.


- Tatuś! - Severus zarzucił ręce ojcu na szyję i przytulił się mocno.


Harry usiadł obok nich i głaskał ciemne włosy chłopca, uradowany, że znowu słyszy jego głos.


- Harry - westchnął Sevvy. Pozwolił wziąć się bratu w objęcia. Nie wymówił już ani słowa, tylko ze wszystkich sił przylgnął do Dumbledore'a i Harry'ego.


Zaalarmowana krzykiem dziecka pielęgniarka weszła do sali, aby ponownie je zbadać.


- Fizycznie nic mu nie jest - uznała. - Teraz najlepiej będzie zabrać go do domu, do twojej wieży, Albusie, do znajomego otoczenia. Użyjcie kominka; nie sądzę, żeby miał odpowiedni nastrój na spotkanie z tłumem osób.


Potem wzięła dyrektora na stronę.


- Oni obaj potrzebują pomocy, Albusie. Bądź bardzo cierpliwy w stosunku do Severusa. Nie wiem, ile widział albo pamięta z... no wiesz. Przynajmniej mamy teraz pewność, że klątwa nie odczynia się w przypadku silnego wstrząsu. Musisz im jednak zapewnić pomoc. Żadne z nas nie ma dostatecznego doświadczenia, żeby pomóc temu dziecku.


Wróciwszy do wieży, położyli Sevvy'ego do łóżka, żeby się przespał. Nie chciał zamknąć oczu, jeśli nie trzymał go Harry lub Dumbledore, dla żadnego z nich nie był to jednak problem.


- Czy mogę... - zaczął Harry z zakłopotaniem. - Chcę zostać z Sevvym... i nie... nie mam nastroju na uczty w tej chwili... proszę, proszę pana, czy mogę zostać tutaj? Tylko na dzisiejszą noc?


- Oczywiście, Harry - zapewnił Dumbledore bez zastanowienia. - Możesz. Rankiem zaś razem znajdziemy ci kogoś, z kim obaj będziecie mogli porozmawiać. Bez dyskusji, Harry.


Harry zawahał się.


- Ja już z kimś rozmawiam, proszę pana.


Dyrektor uniósł brwi.


- Z kim?


- Z bratem Salvatore, Albusie. Grubym Mnichem, duchem Hufflepuffu. Spotkałem go, znaczy, poznaliśmy się, kiedy byłem tu latem. Pomógł mi z niektórymi sprawami z... z mojego dzieciństwa. Więc wolałbym porozmawiać o tym właśnie z nim. Dobrze sobie radzi z dzieciakami. Pozwól mu porozmawiać z Sevvym. Jeśli Sev się z nim dogada, tak będzie najlepiej. Wyjaśnianie nowemu terapeucie, że Sevvy ma sześć lat, ale urodził się w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym roku byłoby bardziej ryzykowne, prawda?


Dumbledore odwrócił się na moment, żeby uspokoić Sevvy'ego, który właśnie zaczynał śnić jakiś koszmar, a potem pokiwał głową.


- Zgadzam się. - Wyczarował jeszcze jedno łóżko. - Ty też musisz się zdrzemnąć, Harry. To był bardzo wyczerpujący dzień.


Harry z wdzięcznością zrzucił buty z nóg i położył się.


- Albusie? - ziewnął. - Myślisz, że byłem za surowy dla Remusa?


Dumbledore uśmiechnął się.


- Okazałeś większą powściągliwość, niż ja byłem w stanie. W każdym razie dojdziemy do ładu z uczuciami, jakie do niego żywimy, jak sądzę. Obaj... nie potrafimy w tej chwili myśleć o nim spokojnie i jasno.


- Chyba nie - przyznał Harry z westchnieniem. - Zdaje się, że powinienem się cieszyć, że go nie zabiłem... - Zadrżał, próbując wyrzucić z głowy wspomnienie strzaskanego ciała Malfoya i wyobrażenie leżącego tuż obok Sevvy'ego.


Dumbledore pogłaskał go po czole i wyszeptał zaklęcie usypiające. Więcej Harry nie pamiętał.


KONIEC

rozdziału piątego




Rozdział szósty


Sevvy wszedł do komnat ojca, trzymając Harry'ego za rękę, blady, lecz uśmiechnięty.


- Witaj, mój chłopcze - przywitał go dyrektor i wyciągnął ręce, aby go przytulić. - Przyjemnie ci się gawędziło?


- Tak, tatusiu, brat Salvatore jest naprawdę miły! Przez przypadek nazwałem go Grubym Mnichem, ale wcale się nie rozgniewał. Mogę coś dla niego narysować?


- Oczywiście, że możesz. Zawołam cię później na herbatę, dobrze?


Dziecko wdrapało się na krzesło na drugim końcu pokoju, daleko od okna.


- Boi się wysokości - powiedział zmartwiony Harry. - Nie chce już nawet więcej latać.


Dyrektor pokiwał głową.


- To zajmie trochę czasu, Harry.


- Jakieś nowiny o Malfoyu?


- Zdrapaliśmy starszego z kamieni. O Draconie ani słowa. Narcyza wydaje się szczera, kiedy twierdzi, że nie wie, gdzie on jest.


Harry przygryzł wargę.


- Nie uspokaja mnie świadomość, że on gdzieś tam jest. Zrobi wszystko, żeby zemścić się na Sevvym.


- Sevvy ma dobrą ochronę, Harry - zapewnił uspokajająco Dumbledore, spojrzawszy z czułością na dziecko całkowicie pochłonięte rysowaniem.


- Wiem, wiem. Salvatore cieszy się z jego postępów. Nie potrafię pozbyć się uczucia, że go w jakiś sposób zawiodłem.


Dyrektor poklepał go po kolanie.


- Bez ciebie on już by nie żył, Harry. Uratowałeś go. Jestem przeświadczony, że brat Salvatore powiedziałby to samo. Jak to się właściwie stało, że w ogóle zacząłeś z nim rozmawiać?


- Cóż...


Harry bezcelowo pałętał się po zamku. Sevvy spędzał czas z Dumbledore'em, a Harry czuł się trochę nie na miejscu. Po wszystkich tych wstrząsach z ubiegłych tygodni teraz zaczęły go dopadać jego własne problemy. Nie zwracał uwagi dokąd idzie, dopóki nie sapnął i nie zadrżał, gdy przeszedł prosto przez ducha.


- Hej, młody człowieku, powinieneś uważać, gdzie chodzisz - zganił go żartobliwie radosny głos ducha Hufflepuffu. - Z czasu, jaki sam spędziłem między żywymi, pamiętam, że przechodzenie przez jednego z nas jest wysoce nieprzyjemne.


- Możesz to powtórzyć - sapnął Harry. - Przepraszam pana. Nie patrzyłem, gdzie idę.


- To raczej oczywiste. Mogę ci w czymkolwiek pomóc, młody Wybrańcze?


Harry skrzywił się.


- Nie przepadasz za tym tytułem, nieprawdaż? - zaśmiał się duch.


- Może i jestem Wybrańcem, ale nigdy nie miałem szansy niczego wybrać - stwierdził Harry z gniewną miną. - I mam tylko szesnaście lat. Chciałem tylko wieść normalne życie.


- Jesteś czarodziejem - zauważył duch. - Dla wielu ludzi już samo to sprawia, że jesteś anormalny.


Harry zbladł.


- Wiem - szepnął.


Duch zaprowadził go do opuszczonego pomieszczenia, które, co zaskakujące, było umeblowane i posprzątane.


- To była moja komnata, gdy tu uczyłem - wyjaśnił. - Gdy wciąż używałem imienia brat Salvatore. Usiądź sobie.


- Brat Salvatore, co? - Harry uśmiechnął się nerwowo. - Ma pan coś przeciwko, żebym pana tak nazywał?


- Och, z całą pewnością nie. Miło będzie słyszeć własne imię po tylu latach.


- Nie zamierza mnie pan chyba zaprosić na swoje przyjęcie z okazji rocznicy śmierci, prawda? - Harry nagle stał się podejrzliwy.


Duch ryknął śmiechem.


- Doprawdy, przyjęcie z okazji rocznicy śmierci! Nie, nie, nie świętuję dnia, w który umarłem i na pewno nie zaprosiłbym żywych na takie przyjęcie. Przynajmniej o ile nie miałbym pewności, że ich żołądki będą w stanie to znieść. Nadal jednak świętuję moje urodziny, a skrzaty domowe zapewniają pożywienie dla ludzi, których zapraszam.


- Mogę spytać, kto jest wśród nich?


- Zazwyczaj Pomona Sprout, czasem jakiś uczeń. I oczywiście Severus Snape, chociaż wątpię, aby mnie teraz pamiętał.


- Trudno powiedzieć. - Harry westchnął. - Wciąż ma swoje dorosłe wspomnienia, tylko nie ma do nich dostępu. Od czasu do czasu coś sobie przypomina.


- Jak się z nim spotkałeś tego lata? - spytał duch.


- To było kilka tygodni temu...


- No i opowiedziałem mu tą historię, a on potem wyciągnął ze mnie wszystko o moim dzieciństwie, o Cedriku, o Syriuszu i zanim się obejrzałem, rozmawialiśmy prawie codziennie.


- I to pomogło.


Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu.


- Na początku było tylko gorzej, ale w końcu tak. Naprawdę czuję się teraz lepiej. I mam o wiele więcej szacunku dla Puchonów.


Tydzień później, w sobotę, Mała Liga wrzała z podniecenia: najlepsi zawodnicy mieli grać przeciwko drużynie Gryffindoru na dużym boisku.


Danielle została szukającym, ponieważ Severus nadal odmawiał latania na miotle. Bliźnięta Weasley, dzięki wielu treningom, wreszcie nauczyły się pracować razem i stworzyły niezły zespół pałkarzy. Choć wciąż wolały grać przeciw sobie.


Sevvy nie chciał towarzyszyć dyrektorowi na wysoko położonej trybunie dla nauczycieli, więc został z Harrym, który występował jako trener.


Madame Hooch zgodziła się sędziować ten mecz towarzyski.


Przedsięwzięto pewne środki ostrożności. Na tłuczki nadal było nałożone zaklęcie amortyzujące, kafel zaś był nieco mniejszy, żeby pasował w ręce dzieci. Używali za to oficjalnego znicza. Zespół Gryffindoru uśmiechał się szeroko. Dla nich była to zabawa. Harry też się uśmiechał. Ginny zajęła jego miejsce szukającego, żeby mógł trenować Małą Ligę w trakcie gry; wiedział, że drużyna jego domu była pewna, że z łatwością pokonają dzieci bez praktycznie żadnego wysiłku. Planowali przeciągnąć mecz, żeby nie sprawić malcom przykrości. Poza tym dla nich też był to dobry trening.


Hooch zagwizdała i ścigający ruszyli. Gryfoni szybko odkryli, że ich drobni przeciwnicy wcale nie są w niekorzystnej sytuacji - łatwo prześlizgiwali się przez szczeliny w obronie, które dla hogwarckich uczniów były za małe. Wkrótce mieli już strzelone trzy gole; 30 : 0 dla Małej Ligi!


Problemy mieli za to pałkarze. Ich przeciwnicy byli o wiele więksi i silniejsi. Trudno było odbić tłuczki z powrotem. Kiedy jeden z nich znalazł się w pobliżu ścigającego, ten musiał zrobić unik i stracił kafla. Wówczas Gryfonom udało się wyrównać; było 30 : 30.


Danielle goniła znicza, był on jednak zbyt szybki i zniknął jej z oczu, gdy szukający Gryffindoru odciął jej drogę. Dziewczynka nie poddała się. Podleciała wyżej i znowu zaczęła się rozglądać za małą piłką. Susan radośnie dopingowała ją z trybun, na co gryfońscy kibice patrzyli krzywym okiem.


Poirytowane bliźnięta Weasley rzuciły na siebie okiem (pilnujący bramek Ron przełknął ślinę - doskonale wiedział, co znaczy to spojrzenie) i popędziły przez boisko, posyłając tłuczki w ścigających z zadziwiającą precyzją.


Podniesiona tym na duchu Mała Liga znowu zdobyła gola. Było 40 : 30.


Gra przez długie minuty toczyła się bez punktów dla żadnej z drużyn. Potem, kiedy Danielle akurat leciała wyżej, żeby sprawdzić, czy nie zauważy gdzieś znicza, jeden z gryfońskich pałkarzy odbił w jej stronę tłuczka. Sama piłka nie wyrządziła wielkiej szkody, ale dziewczynka była dość daleko od ziemi. Harry poczuł, jak serce w nim zamiera, kiedy mała straciła kontrolę nad miotłą i runęła w dół. Wyszarpnął swą różdżkę, podobnie jak Dumbledore i Hooch. Trzy zaklęcia trafiły w miotłę i prawie ją zatrzymały. Danielle spadła z niej jednak na ziemię. Harry popędził na boisko.


- Złamała rękę - stwierdziła madame Hooch, która pierwsza znalazła się przy dziecku.


Madame Pomfrey była tam chwilę później.


- Och, biedactwo. Łatwo się zrośnie, nic się nie martw, dziecko - zapewniła pobladłą dziewczynkę. - Obawiam się jednak, że nie będziesz mogła dokończyć tej gry. Chodź ze mną, wyleczymy cię. Jesteś bardzo dzielna, muszę powiedzieć - mówiła uspokajająco.


Harry też powiedział Danielle, że świetnie się spisała. Tylko że teraz zostali bez szukającego. Wtedy poczuł, jak ktoś ciągnie go za rękaw. Odwrócił się. Obok stał Severus z miotłą w ręce.


- Pójdę - powiedział chłopiec krótko.


- Jesteś pewny? - spytał zmartwiony Harry.


- Nic mi nie będzie - uznało dziecko. - Będziesz tu i będziesz patrzył, prawda?


- Oczywiście, Sevvy - przytaknął Harry, kucając przed malcem. - Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz, Sevvy. Nie będę cię zmuszał.


Chłopczyk spojrzał na niego poważnie.


- Ale chcę. Chcę wygrać tą grę.


Harry spojrzał w górę i dostrzegł wystraszoną, zmartwioną minę Dumbledore'a. Potem znowu skierował wzrok na zdeterminowaną twarzyczkę Sevvy'ego.


- No dobrze. Ale gdy tylko zaczniesz mieć jakiekolwiek problemy, masz wrócić prosto do mnie, zrozumiano? Czy przegramy mecz, czy nie. Ty jesteś ważniejszy.


- Obiecuję, Harry. - Sevvy wsiadł na miotłę. - Ale chcę wygrać!


- Wkurzający, wpieniający, odważny mały Ślizgon - mruczał Harry przez zaciśnięte zęby, gdy chłopiec ruszał; na jego twarzy zmartwienie i duma walczyły ze sobą.


Po dziesięciu minutach wróciła wciąż blada Danielle z ręką na temblaku. Usiadła obok Harry'ego.


- Sevvy lata! - zauważyła z radością.


- Owszem, lata - odparł Harry nieuważnie, całkowicie skupiony na bracie, szukających jakichkolwiek oznak kłopotów.


Ginny dostrzegła znicza zaledwie pół sekundy po tym, jak zobaczył go Severus. Oboje popędzili ku piłce. Sevvy skulił się na miotle, żeby stać się jak najmniejszym i gnać jeszcze szybciej. Potem, kiedy prawie miał znicza w zasięgu ręki, podleciał wyżej, dezorientując i Ginny, i piłeczkę, następnie zaś zanurkował, dzięki czemu znalazł się tuż za zniczem, którego złapał jednym ruchem, równocześnie wykonując unik, żeby nie zderzyć się z Ginny.


- Mam go! - krzyknął, szczęśliwy, i poleciał do swojego trenera. - Harry, mam go!


Wszystkie dzieci wylądowały, a potem pobiegły do braci, wiwatując, madame Hooch dmuchnęła zaś w gwizdek.


- Mecz wygrała Mała Liga, sto dziewięćdziesiąt do trzydziestu! - ogłosiła.


Harry pozwolił, żeby dzieci zaciągnęły go do Wielkiej Sali, gdzie wszyscy mieli świętować zwycięstwo. Wolał przynajmniej przez jakiś czas unikać upokorzonych kolegów z drużyny.


KONIEC

rozdziału szóstego




Rozdział siódmy


- Mój... mój... mój panie... AAAAAA!


Draco Malfoy zwijał się i krzyczał pod Cruciatusem.


- Dziecko. DZIECKO! Już dwa razy ten parszywy szczeniak was pokonał! Przynajmniej oszczędził mi trudu zabicia Lucjusza.


Voldemort chodził wściekle w tę i z powrotem, podczas gdy Draco starał się złapać oddech.


- On ma sześć lat, na litość Salazara! Jakie to może być trudne?


- P... P... Potter - wydyszał Draco.


- POTTER ma wciąż tylko szesnaście! Snape ma SZEŚĆ! Nastolatek i dziecko zdołali nie tylko się wymknąć, ale również ZABIĆ jednego z moich najbardziej kompetentnych podwładnych. To niezbyt dobrze świadczy o reszcie waszej żałosnej zbieraniny.


- Przepraszam, mój panie. - Draco prawie szlochał. - Przepraszam. Próbowałem...


Reszta kręgu zadrżała, przeświadczona, że teraz nastąpi cała masa bolesnych klątw zakończona Avada Kedavrą.


Lecz okrutne rysy Voldemorta złagodniały nieco.


- Tak, mały wężu, ty próbowałeś. To nie była do końca twoja wina. Dam ci więc kolejną szansę.


- Dziękuję, mój panie, dziękuję. - Draco pocałował skraj szaty Czarnego Pana. - Ale jak? Nie mogę wrócić do Hogwartu.


- Ty się przydasz do czegoś innego - stwierdził Voldemort nieobecnym tonem. - Jesteś całkiem niezły z eliksirów, a skoro mój najbardziej utalentowany mistrz eliksirów jest niedysponowany, ktoś inny musi je warzyć. Zresztą oni nie mogą tkwić w Hogwarcie wiecznie. Zawsze są jeszcze święta.


= Grimmauld Place =


Remus Lupin jęknął, niosąc ciężkie wiadro z wodą do kuchni. W domu ani przez moment nie wydawało się być nawet odrobinę czyściej, choć pracował nad tym całymi dniami. Wytarł pot z czoła.


Miał bardzo mało wolności. Budzony był o szóstej. Kiedy brał prysznic i ubierał się, zostawiano mu śniadanie na biurku w jego pokoju. Dokładnie o szóstej trzydzieści miał się zjawiać na parterze i przystępować do pierwszego obowiązku - przygotowania śniadania dla pozostałych osób przebywających akurat w tym domu. Czyli dla co najmniej jednej osoby, ponieważ nigdy nie zostawiali go samego.


Po podaniu śniadania i umyciu naczyń był zmuszany do sprzątania i czyszczenia. Dom opierał się jakimkolwiek próbom przywrócenia w nim porządku, to jednak nie znaczyło, że Remusowi wolno było przestać próbować. Potem przygotowywał lancz, mył naczynia, sam coś szybko przekąszał, dalej sprzątał, przygotowywał obiad, mył naczynia, potem zaś wreszcie mógł odpocząć. W swoim pokoju. Zamknięty.


Zaczynał rozumieć, przez co Harry przechodził u Dursleyów, a przecież nie był głodzony ani bity.


Dzisiaj było szczególnie źle. W ten dzień tygodnia jego nadzorcami byli Fred i George. A to zawsze, zawsze oznaczało kłopoty.


Kiedy odstawił wiadro i chwycił mopa, ten ożył i zaczął go bić mokrym końcem. Remus uciekł i skulił się w kącie, próbując się bronić, ale mop nie odpuścił. Wiadro podleciało w powietrzu i wylało wilkołakowi na głowę swą brudną zawartość.


Westchnąwszy, Remus wytarł mopem brudną wodę, pozbył się jej i posprzątał kuchnię. Zaczął kroić warzywa na obiad, miał jednak poważne problemy ze złapaniem ich: odbijały się rykoszetami po całej kuchni, najwyraźniej wcale nie mając ochoty zostać złapane i pocięte.


Remus westchnął, gdy usłyszał zza zamkniętych drzwi chichoczących bliźniaków. Fred i George byli bardzo źli, kiedy dowiedzieli się, co zrobił Sevvy'emu. Były nauczyciel był dla nich łatwą ofiarą i wiedział o tym.


= Hogwart =


Gwiazdka zbliżała się szybko i nauczyciele dali Dumbledore'owi oceny Sevvy'ego za pierwszy semestr.


Harry wszedł do gabinetu dyrektora właśnie wtedy, gdy gospodarz czytał informacje od profesorów. Staruszek praktycznie tryskał dumą.


- Co? - spytał nastolatek z uśmiechem.


- Ma same W, od góry do dołu. - Dumbledore promieniał. - Spójrz!


Harry zorientował się, że szczerzy zęby z radości, czytając wspaniałe rzeczy, które napisali nauczyciele.


- To wymaga uczczenia - uznał. - Nawet jeśli technicznie to JEST oszustwo: on to wszystko już wcześniej zaliczył.


Wzrok Dumbledore'a jakby nieco zmętniał - jak zawsze, kiedy starszy pan wspominał swego dorosłego syna.


- Tęskni pan za nim, prawda? - powiedział Gryfon cicho.


Dyrektor uśmiechnął się.


- Nie przejmuj się, Harry. Tak, tęsknię za moim złośliwym, sprytnym dorosłym Severusem, ale za nic nie chciałbym przegapić mojego czasu z Sevvym! Cudownie jest móc mu dać to, czego, jak się obawiałem, nigdy nie będę w stanie mu zapewnić, zmienić jego okropne dzieciństwo w szczęśliwe.


W tym momencie do komnaty wszedł Sevvy, który akurat skończył odrabiać zadania domowe.


- Cześć - rzucił z nieśmiałością. - Coś się stało?


Harry porwał go na ręce i zakręcił się wkoło.


- Jesteś najlepszym, najbystrzejszym, najwspanialszym chłopcem na całym świecie - ogłosił z szerokim uśmiechem.


Przerzucił dziecko nad biurkiem, prosto na kolana Dumbledore'a.


- Bezsprzecznie jesteś - zgodził się staruszek. - Nauczyciele przysłali mi twoje dotychczasowe wyniki. Jestem z nich bardzo zadowolony. Harry i ja uznaliśmy, że musimy je uczcić.


- Proponuję przyjęcie czekoladowe - odezwał się nastolatek.


- Przyjęcie czekoladowe? - Oczy Sevvy'ego błyszczały pełnym nadziei oczekiwaniem.


- Tak, przyjęcie czekoladowe. Zamiast kolacji zaprosimy tutaj twoich przyjaciół: Rona, Hermionę, bliźniaków, Albusa i mnie, i będziemy jeść czekoladowe ciasto, czekoladowe żaby, czekoladowe lody, czekoladowy pudding i pić czekoladowe mleko.


- Oooooch, tak, proszę! - Podekscytowany Sevvy podskakiwał na kolanach ojca. - Proszę, tatusiu, możemy? Proszę?


Dumbledore nie był w stanie odmówić tym wielkim, ciemnym, błagającym oczom, utkwionym w jego twarzy. Zresztą nigdy nie zamierzał odmówić - w duchu marzył, żeby mógł poprosić o przyjęcie czekoladowe na własne urodziny!


Sevvy wybiegł, aby zaprosić Rona i Hermionę na swoje przyjęcie, które zostało zaplanowane na następny dzień.


Dumbledore bacznie spojrzał na Harry'ego.


- Chcesz, żeby miał wszystkie te rzeczy, których ty też nigdy nie miałeś - stwierdził półgłosem. - Chcesz mu dać dzieciństwo, jakiego sam nie miałeś.


Nastolatek skinął głową.


- Tak jakby... tak jakby próbuję pozwolić mu być dzieckiem za nas obu - przyznał.


- Przepraszam cię, Harry, naprawdę przepraszam - powiedział dyrektor i położył rękę na ramieniu Gryfona.


Chłopak poklepał starą, pomarszczoną dłoń.


- Wiem, Albusie, wiem. Przynajmniej jestem w stanie zaakceptować teraz, że naprawdę popełniłeś błąd. A wracając do tego przyjęcia czekoladowego...


= Nora =


Remus Lupin po części wolał Norę od Grimmauld Place. Z całą pewnością łatwiej było ją posprzątać. Było w niej też pogodniej, choć i tam trzymany był na krótkiej smyczy.


Był tam też bardziej narażony na psikusy.


Odrobinę frustracji wyładowywał na gnomach w ogrodzie. Odgnamianie ogrodu było tu jego codziennym obowiązkiem.


Nagle pojawiła się obok niego znajoma postać.


Draco Malfoy.


- Każą ci pracować jak skrzatowi domowemu? Skandal - stwierdził nastolatek, marszcząc nos. - Chcesz zemsty?


Oczy Lupina rozbłysły.


- Zemsty?


- Zbliża się Gwiazdka. Wszyscy udadzą się do Hogwartu świętować ze Snape'em i Potterem. Ciebie też zabiorą; pełnia jest jakoś w tym czasie. Crabbe i Goyle również mają zostać. Użyję eliksiru wielosokowego, żeby zmienić się w Crabbe'a. Wydasz mi Snape'a. Nasz pan szczodrze cię wynagrodzi. Żadnego szorowania podłóg ani... odgnamiania ogrodów u niego nie ma.


Lupin wpatrywał się w chłopaka.


- Nie chcę widzieć Glizdogona na oczy - ostrzegł.


- Szczur będzie twój, jako nagroda, jestem tego pewny - stwierdził Draco. Potem odwrócił się na pięcie. - Pamiętaj, Lupin. Gwiazdka.


= Hogwart =


- Podaj mi miskę z lodami, Harry - powiedział Ron ustami pełnymi czekoladowej babeczki.


Harry, przełknąwszy łyk czekoladowego mleka, szybko podał misę.


Uszczęśliwiony Sevvy zajadał obiema rękoma, od stóp do głów upaprany czekoladą. Dumbledore już dawno zrezygnował z usuwania Chłoszczyścią każdego jednego okrucha, jaki spadł chłopcu. Jego oczy zresztą też błyszczały, kiedy patrzył na całe góry czekoladowych potraw. Bliźniacy przynieśli coś ze swoich dowcipów: czekoladki, których działanie przypominało mugolski hel - po ich zjedzeniu ofiara mówiła piskliwie przez pół godziny. Nie trzeba chyba wspominać, że wszyscy spróbowali przynajmniej po jednej.


- Wypróbowaliśmy je na Lupinie - zachichotał Fred; starał się przy tym, żeby Sevvy go nie usłyszał. - Ale wtedy jeszcze nie były udane: uciszyliśmy go na cały dzień.


Harry uśmiechnął się krzywo.


- Więc dajecie mu popalić, co?


- Z pewnością, Harry, młodzieńcze...


- ...Zemsta jest słodka...


- ...a nasze czekoladki jeszcze słodsze - dokończył George, podając Harry'emu kolejną.


- Ale on się tu zjawi z waszą rodziną na święta; to mnie martwi - mruknął Harry.


- On będzie ulokowany w zupełnie innej części zamku, z dala od zabawy - obiecali bliźniacy. - Nie musisz się niczego obawiać z jego strony.


KONIEC

rozdziału siódmego




Rozdział ósmy




Szczęśliwy Severus siedział w salonie w komnatach ojca, Dumbledore zaś wraz z Harrym lewitowali na miejsce ogromną choinkę.


- Trochę bardziej na lewo, Harry... tylko troszeczkę.


- Arrr! Nie, Albusie, nie pchaj dalej, upadnie!


- Jakieś trzydzieści centymetrów do ściany i będzie gotowe.


Wreszcie drzewko stanęło. Sięgało prawie sufitu.


Severus klasnął z radością.


- Jest WIELKA!


Dumbledore uśmiechnął się i podał Sevvy'emu dużą gwiazdę.


- Chodź, mój chłopcze, podlewituję cię na samą górę, żebyś mógł umieścić gwiazdę.


Sevvy chichotał całą drogę na szczyt drzewka. Tam pochylił się do przodu i z pewnym wysiłkiem zatknął gwiazdę na czubku.


- Dobra robota - pochwalił go Dumbledore, a potem dał dziecku pudło ozdób, żeby zaklęciami powiesiło je na choince. Harry uśmiechał się do chłopca, który potraktował swoje zadanie bardzo poważnie i z językiem między zębami ostrożnie lewitował jedną ozdobę po drugiej.


- Myślicie, że Mikołaj przyniesie mi prezent w tym roku? - spytał malec. - Nigdy mi żadnego nie dał. Matka i ojciec mówili, że to dlatego, że jestem takim złym chłopcem.


Dumbledore podniósł dziecko i posadził je sobie na kolanach.


- To nieprawda, Sevvy, wcale nie jesteś złym chłopcem! Jesteś bardzo dobrym, słodkim chłopczykiem i jestem pewny, że Mikołaj coś ci w tym roku przyniesie.


Dyrektor zerknął na twarz Harry'ego. Nastolatek miał beznamiętną minę - widać było, że ukrywa własny ból pod maską obojętności.


- Jestem pewny, że Mikołaj wszystkim nam przyniesie ładne prezenty - stwierdził Dumbledore cicho, patrząc Harry'emu w oczy.


Harry uśmiechnął się nieco wymuszonym, lecz jednak prawdziwym uśmiechem. Severus uściskał tatę i wrócił do ozdabiania choinki. Dumbledore objął ramieniem barki Harry'ego.


- Wszystko w porządku?


- Tak, tylko jakbym skądś to znał, wiesz? Dursleyowie zawsze mówili mi dokładnie to samo. Dopilnuję, żeby Sevvy dostał mnóstwo prezentów w tym roku - powiedział stanowczo.


- Obaj dopilnujemy - zachichotał Dumbledore. - Czy dzisiejsze popołudnie jest aktualne?


- Jak najbardziej - potwierdził Harry. - Spotkamy się z tobą w Trzech Miotłach.


xXxXx


Tego popołudnia Harry odprowadził Sevvy'ego na trening quidditcha. Kiedy dotarli na boisko, chłopiec zawołał z podekscytowaniem:


- Fred! George!


Pobiegł do nich i został podniesiony, a potem podrzucony w powietrzu. Roześmiał się.


- Przyszliście zobaczyć nasz trening? - spytał.


- Coś więcej, braciszku - zaczął Fred.


- Ten tu Harry pomyślał, że powinniście zobaczyć...


- ...jakichś przyzwoitych pałkarzy w akcji.


- Dlatego jesteśmy dzisiaj waszymi gościnnymi trenerami - dokończył George.


Mała Liga krzyknęła na wiwat. Wszyscy słyszeli wiele opowieści o bliźniakach z gryfońskiej drużyny quidditcha - która doszła do siebie po zawstydzającej porażce z dzieciakami w ciągu zaledwie miesiąca, po jednym czy dwóch dowcipach zrobionych Harry'emu - i byli podekscytowani, że ta dwójka (nie)sławnych pałkarzy będzie ich trenowała tego popołudnia.


- Ty nie zostajesz, Harry? - zapytał Sevvy.


- Mam dziś pełno roboty, dzieciaku - odparł nastolatek, po czym nachylił się i szepnął dziecku konspiracyjnie do ucha: - Dopilnuj, żeby im pokazać te nowe zagrania, które ćwiczyliśmy, dobra? Nic im o tym nie mówiłem. Daj im do wiwatu.


Na twarzach obu ciemnowłosych chłopców pojawił się taki sam złowrogi uśmieszek - bliźniacy niespodziewanie poczuli się zdenerwowani.


xXxXx


Harry wszedł do Trzech Mioteł i zobaczył Dumbledore'a siedzącego spokojnie z Ronem i Hermioną; cała trójka sączyła piwo kremowe. Hermiona najwyraźniej spytała dyrektora o jakieś zagadnienie z transmutacji, on zaś z radością udzielał jej odpowiedzi.


- Nie, gargulce nie są transmutowane, są zaklęte - mówił właśnie. - Zostało na nie rzucone silne zaklęcie związane z hasłem. Kiedy hasło zostaje wypowiedziane, zaklęcie się aktywuje i gargulce odskakują na boki. Jak zauważyłaś, zbroje są zaklęte w podobny sposób, ale jest to zaklęcie krótkotrwałe. Potrzeba innego zaklęcia, zwanego czarem zamka, aby zapobiec przed zużyciem się tego zaklęcia.


- Ale na czym polega różnica między zaklęciami i transmutacją, proszę pana? - drążyła Hermiona w swoim dążeniu do wiedzy.


- Różnica bywa bardzo niewielka. Rozmaite dziedziny często się zazębiają, jak z pewnością wiesz, biorąc pod uwagę, że twoi rodzice są mugolskimi specjalistami. W tym jednak przypadku gargulce nie są w nic zmienione; to byłaby transmutacja. Zaklęcia mają więcej wspólnego ze sprawianiem, iż nieożywione przedmioty, albo ludzie, w innych przypadkach, robią rzeczy, których normalnie nie byłyby w stanie robić. Jak odskakiwanie na bok, kiedy wymówione zostaje konkretne słowo.


- Ale w "Historii Hogwartu" jest napisane, że gargulce są transmutowane! - Oczy Hermiony praktycznie błagały dyrektora, żeby zgodził się z jej ulubioną książką.


- No cóż, są transmutowane. Są to skalne bloki transmutowane w gargulce. Nie istniało wielu artystów transmutacji, lecz jeden z nich właśnie transmutował hogwarckie gargulce. Jednakże to zaklęcie sprawia, że się poruszają.


Hermiona skinęła głową, na razie usatysfakcjonowana. Lub może zauważyła spojrzenie, które rzucił jej Ron, wyraźnie pytające, dlaczego rozmawia o szkolnych sprawach podczas ferii.


Wyszli z Trzech Mioteł całą czwórką i zaczęli spacerować po wiosce. Hermiona, naturalnie, postanowiła kupić Sevvy'emu książkę, Ron zaś zdecydował się na naprawdę fajne rękawice do quidditcha, a Harry na wyjątkowy zestaw do pielęgnacji mioteł. Kupił też chłopcu cudownie miękkiego pluszowego misia.


- Nie uważasz, że on jest na to za duży? - oburzył się Ron.


- Nie skończył jeszcze siedmiu lat - zaprotestował Harry - i nigdy wcześniej nie miał zabawki.


Ron patrzył na przyjaciela wielkimi oczami.


- Nigdy wcześniej nie miał zabawki? - powtórzył.


Harry pokręcił głową.


- Rodzice się nad nim znęcali. Nigdy nie dostał żadnego prezentu, nie mówiąc już o zabawce. On potrzebuje pluszowego misia.


- Jasna cholera. - Oczy Rona rozbłysły gniewnie. - Nic dziwnego, że tata wygląda, jakby chciał kogoś zabić, kiedy tylko ktoś wspomni o rodzicach Sevvy'ego.


- I nic dziwnego, że wyrósł na takiego dupka za pierwszym razem - dodał Harry cicho. - Wątpię, że był takim złym nietoperzem, jak zawsze myśleliśmy.


Ron pokiwał głową, wciąż nie do końca potrafiąc pogodzić wyobrażenie złośliwego, wrednego mistrza eliksirów z Sevvym.


- Czy jego rodzice... - zaczął.


- Nie żyją - odparł Harry. - Albus mówił, że umarli, kiedy Severus był w piątej klasie. Najwyraźniej pokłócili się i przeklęli nawzajem.


Ron wybałuszył oczy.


- Oni... och... ale... to było zaraz przed... no wiesz... Wrzeszczącą Chatą!


Harry przytaknął i ciężko przełknął ślinę.


- Musiał poczuć ulgę, że wreszcie nikt się nad nim nie znęca, ale zaraz zaczęło się na nowo, ze strony mojego ojca i ojca chrzestnego, jak również Albusa... który był wtedy jego opiekunem.


- Dumbledore był jego opiekunem i nie zrobił nic, żeby ukarać Jamesa i Syriusza? - spytał Ron, który nie mógł uwierzyć w to, co słyszał.


- Teraz tego głęboko żałuje - stwierdził Harry, lekko wzruszając ramionami - ale tak. To niewątpliwie pomogło zaprowadzić Snape'a do Voldemorta. Wrócił niewiele później, kiedy zrozumiał, że dyrektor jest tym mniej okrutnym z nich dwóch.


Dołączyli do pozostałych w Miodowym Królestwie, gdzie za wiele galeonów kupili słodycze.


- Muszę znaleźć coś dla rodziców - powiedziała Hermiona.


- Ja też - przypomniał sobie Ron.


Harry uśmiechnął się szeroko.


- A ja mam wszystko, czego potrzebuję. Na razie schowam, potem zapakuję.


Dumbledore pomachał wesoło i razem z Harrym ruszyli z powrotem do zamku.


xXxXx


Sevvy przyszedł z treningu zarumieniony i promieniejący; oczy błyszczały mu radością. Trening z Fredem i George'em zawsze był fajny, ale tym razem zagrania, które pokazał im Harry, sprawdziły się świetnie! Fred i George kilka razy wylądowali w błocie w najbardziej zawstydzający sposób z możliwych - Sevvy słyszał, jak mruczą pod nosem i planują zemstę na Harrym, ale on i jego przyjaciele śmiali się tak bardzo, że aż ich brzuchy rozbolały.


Gdy do komnaty wszedł jego ojciec, Severus rzucił mu się na szyję, paplając wesoło o swoim popołudniu.


Dumbledore słuchał z uśmiechem, potem zaś posadził sobie dziecko na kolanach i wyjął z kieszeni pomniejszoną paczkę.


- Kupiłem ci coś - rzekł - ponieważ jesteś takim słodkim chłopczykiem.


Sevvy przez chwilę przyglądał się paczce ogromnymi oczami, a później rozdarł opakowanie. Pełna wyczekiwania mina zmieniła się w przerażenie i dziecko zesztywniało.


- Po świętach zaczniesz się uczyć eliksirów - wyjaśnił dyrektor, kompletnie nieświadomy reakcji malca - dlatego kupiłem ci standardowy zestaw.


Sevvy poczuł, jak wielka, zimna ręka chwyta go za żołądek i ŚCISKA. Mocno. Spojrzał na przybornik do eliksirów. W głowie znowu poczuł klątwy, którymi karała go matka i zobaczył paskudne eliksiry, które był zmuszony robić. Z nagłym obrzydzeniem odrzucił pudełko jak najdalej.


- SEVERUSIE! - zawołał zbulwersowany Dumbledore.


- Nie, nie będę, nie będę! - krzyknęło w odpowiedzi dziecko, po czym uciekło do swojego pokoju.


Dumbledore poszedł za nim, okazało się jednak, że drzwi są zamknięte.


- Severusie, natychmiast otwórz drzwi. Liczę do trzech. Raz... Dwa... Trzy.


Brak odpowiedzi.


- Alohomora!


Drzwi nawet nie drgnęły. Dumbledore czuł, jak chłopiec wkłada całą swoją magię w to, żeby drzwi pozostały zamknięte. Z wycelowaną w nie różdżką dyrektor zastanawiał się nad następnym posunięciem, gdy do jego komnat wszedł Harry.


- Albusie? Sevvy? - rzucił, widząc bałagan w salonie. Wszędzie leżały składniki eliksirów... chwila. Składniki eliksirów?


- SEVVY! - zawołał, spanikowany, i pobiegł do sypialni brata.


- Harry! - Dumbledore spojrzał na nastolatka. - On jest w swoim pokoju, ale zamknął drzwi magią. Mógłbym je otworzyć, lecz to sprawiłoby mu ból. Nie mam pojęcia, co go napadło.


- Dałeś mu składniki eliksirów - wyjaśnił chłopak. - Pozwól, że ja spróbuję. - Całym ciałem oparł się o drzwi. - Sevvy, tu Harry, dzieciaku. Czy mógłbyś mi otworzyć?


Przez chwilę było cicho. Potem cichy głos zapytał:


- Harry?


- Tak, Sevvy, to ja. No dalej, otwórz drzwi, dzieciaku.


Drzwi niespodziewanie stanęły otworem, a na Harry'ego rzuciła się ktoś bardzo mały.


- Nie pozwól mu zrobić mi krzywdy, Harry, ratuj mnie, ratuj mnie!


Wstrząśnięty Dumbledore patrzył na dziecko. Sevvy naprawdę myślał, że on chce mu zrobić coś złego?


Harry zaniósł brata z powrotem do sypialni, kiwnąwszy dyrektorowi, aby poszedł za nimi. W pokoju posadził chłopca na łóżku obok siebie i objął go. Mały wciąż był przerażony.


- Nie chcę się uczyć eliksirów, proszę, nie pozwól, żeby mnie zmusili, Harry!


- Oczywiście, że nie, dzieciaku, nie musisz się uczyć eliksirów, obiecuję - uspokajał go Harry. - Ale twój tatuś nie rozumie, dzieciaku.


Sevvy spojrzał na niego wielkimi oczami.


- Czemu nie?


Harry pogłaskał go po włosach.


- Bo kiedy byłeś dorosły, kochałeś eliksiry. Myślał, że dzięki nim będziesz szczęśliwy.


Severus nieśmiało zerknął na Dumbledore'a.


- Mogę mu powiedzieć, Sevvy? - spytał Harry łagodnie.


Chłopiec pokiwał głową i schował twarz w koszuli starszego brata.


- Albusie, matka Sevvy'ego zmuszała go do robienia okropnych eliksirów i używała klątwy chłoszczącej, jeśli zrobił coś źle. On nienawidzi eliksirów i bardzo się boi, że będziesz mu kazał się ich uczyć.


Dyrektor padł na kolana przed dzieckiem.


- Och, Sevvy, tak mi przykro, nie wiedziałem! Oczywiście, że nie musisz chodzić na eliksiry, jeżeli nie chcesz.


Severus ostrożnie zerknął w górę i przez moment przyglądał się twarzy Dumbledore'a, żeby zobaczyć, czy mówi szczerze. Potem zarzucił ramiona na szyję ojca.


- Przepraszam, że zrobiłem bałagan, tatusiu - zachlipał.


Dyrektor przytulił go i muskał jego włosy.


- Ciii, dziecko, wszystko jest w porządku. Posprzątamy tam dla ciebie w okamgnieniu. A teraz może chciałbyś zamiast tego czekoladowe żaby?


= kryjówka Voldemorta =


- Czy wszystko gotowe?


- Tak, mój panie - zapewnił Draco. - Wilkołak weźmie dziecko i odda je mi. Będę wyglądał jak Crabbe. Użyję świstoklika, który mi dałeś, panie, żeby tu wrócić.


- Doskonale, Draco. Dopilnuj, aby tym razem się udało, bo inaczej...


= Hogwart =


Oczy wilkołaka śledziły zamek, uważnie obserwując małego chłopca, jego opiekunów i pewnego Ślizgona.


KONIEC

rozdziału ósmego




Rozdział dziewiąty



Harry został na noc w komnatach Dumbledore'a, żeby mógł być na miejscu, kiedy Sevvy zacznie otwierać prezenty.


Weasleyowie i Grangerowie spędzali święta w Hogwarcie - Ron i Hermiona mieli otworzyć prezenty ze swoimi rodzicami.


Była ósma rano i wkoło panowała cisza, zauważył Harry. Sprawdził stos paczek pod choinką. Dobrze, prezenty Sevvy'ego były na miejscu. Nie pomyślał wcześniej, że prezenty dla niego samego też mogłyby się tam znaleźć.


Powoli zakradł się do pokoju chłopca. Uśmiechnął się krzywo, przypomniawszy sobie długi wykład Albusa o tym, dlaczego kiepskim pomysłem jest używanie własnej magii do zasilania zaklęcia, jeśli przeciwnik mógłby spróbować je złamać. Naturalnie, wywód ten byłby niewątpliwie o wiele bardziej przekonujący, gdyby cała trójka nie była wysmarowana czekoladą na twarzach, a w przypadku Albusa na brodzie.


- Sevvy! Sevvy, obudź się, jest Gwiazdka!


Dziecko jęknęło i obróciło się na drugi bok z zamiarem spania dalej.


- Sevvy! Prezenty!


To obudziło chłopca.


- Mikołaj przyniósł mi prezent? - spytał Severus ze zdumieniem.


- Idź obudzić tatusia - namawiał Harry - to pójdziemy zobaczyć.


Malec pobiegł do sypialni Dumbledore'a i skoczył prosto na niego.


- Tatusiu, tatusiu, możemy iść zobaczyć, czy dostałem prezent? Proszę?


Dumbledore jęknął cicho; pobudka z pełnym pęcherzem i dzieckiem skaczącym po tobie nigdy nie jest przyjemna, ale nie narzekał. Był zbyt szczęśliwy, że chłopiec całkowicie doszedł do siebie po wypadku ze składnikami eliksirów.


- Oczywiście, że możemy, drogie dziecko, tylko że tatuś musi najpierw odwiedzić łazienkę, dobrze?


Po tych słowach Dumbledore pośpiesznie uciekł z pokoju, a szeroko uśmiechnięty Severus wrócił do własnej sypialni.


- Tatuś musiał na siusiu - powiedział Harry'emu, chichocząc.


Harry BARDZO starał się nie roześmiać. Powinien powiedzieć dziecku, że siusianie jest normalną czynnością, którą większość ludzi wykonuje kilka razy dziennie, ale nie należy zwykle do tematów cywilizowanych rozmów. Nie powinien się śmiać.


Poniósł sromotną klęskę.


Chichocząc razem z Severusem, nakłonił go do założenia kapci. Zastanawiał się nad szlafrokiem, był jednak prawie pewny, że Molly Weasley przysłała im wszystkim swetry, więc dał sobie spokój.


Wrócił Dumbledore, rzucił rozbawionym chłopcom krótkie spojrzenie, a potem wziął Sevvy'ego za rączkę i zaprowadził go do salonu. Przy całym jego entuzjazmie dziecko nagle sprawiało wrażenie niechętnego wejściu do pokoju z choinką.


- Co będzie, jeśli Mikołaj myśli, że nie jestem dość dobry? - szepnęło nieco pobladłe. - Miałem problemy przez kwalifikacje... i nie zawsze byłem dobry.


Dumbledore bez słowa wziął malca na ręce i wniósł do środka. Zatrzymał się przy drzewku, pod którym leżała cała góra prezentów. Wśród nich widział przynajmniej cztery zaadresowane do Severusa.


- Widzisz, dziecko? - powiedział cicho chłopcu do ucha. - Byłeś bardzo dobry, a my bardzo, bardzo cię kochamy. Mikołaj o tym wie i przyniósł ci mnóstwo prezentów. Wszystkie te prezenty, które latami chciał ci przynieść, ale nie mógł.


To nie wymagało wyjaśnień. Sevvy uznał za najzupełniej normalne, że Mikołaj nie miał ochoty wpaść na jego rodziców.


Cała trójka rozsiadła się wygodnie, malec na kolanach dyrektora, a potem stary czarodziej machnął różdżką i do każdego z nich podleciał jeden prezent.


Harry wybałuszył oczy na swój. To nie był sweter od pani Weasley ani zwykła sterta czekoladek od Rona, ani stos książek od Hermiony. Powoli otworzył paczkę i znalazł w niej malutką myślodsiewnię po brzegi wypełnioną wspomnieniami. Wlepił wzrok w Dumbledore'a.


- Wiem, że możesz kupić sobie wszystko, co zechcesz - powiedział stary czarodziej miękko - tylko nie to, czego pragniesz najbardziej. Skopiowałem dla ciebie wszystkie moje wspomnienia o twoich rodzicach w szkole i później i umieściłem je tam. Jest dobrze chroniona, nic się nie martw.


Harry skinął głową ze łzami w oczach.


- Dziękuję, Albusie - wykrztusił.


Naraz obaj poczerwieniali i spojrzeli na chłopca.


- W porządku - stwierdził Sevvy. - Wiem, że to nie Mikołaj naprawdę przynosi prezenty. Ale fajnie jest udawać.


- Skąd o tym wiesz? - spytał Harry.


Sevvy przygryzł dolną wargę.


- Jak byłem dorosły, nie lubiłem Gwiazdki - powiedział z namysłem.


Harry westchnął.


- Kolejny flashback. Mogłem się domyślić. Masz jednak rację, Sevvy. Fajnie jest udawać. Wiesz co? Będziemy udawać, że to Mikołaj przyniósł te wszystkie prezenty, ale mimo to możemy podziękować ludziom, którzy nam je dali.


Sevvy przytaknął wesoło, a potem rozerwał opakowanie własnego prezentu.


- Zestaw miotlarski! - Podskoczył z radości. - Zobacz, tatusiu!


Dumbledore należycie zachwycił się prezentem, po czym otworzył własny.


Wypadły z niego dwie skarpety. Dwie bardzo... niepowtarzalne... skarpety. Obie zrobione były z ciepłej wełny, lecz jedna sięgała aż do kolana, podczas gdy druga ledwie zakrywała kostkę. Miały supeł na suple i koszmarnie jaskrawe kolory.


Sevvy patrzył na ojca niespokojnie.


- Sam je zrobiłem, tatusiu - wyjaśnił nieśmiało. - Hermiona nauczyła mnie robić na drutach i pracowałem nad nimi bardzo długo. Tylko trochę oszukiwałem, magią. Podobają ci się?


Dumbledore przełknął ślinę, wyraźnie unikając wzroku Harry'ego.


- Uważam, że to najlepsze skarpety, jakie ktokolwiek kiedykolwiek mi dał, Sevvy - stwierdził z przekonaniem. - Bardzo ci dziękuję!


I ku najwyższemu zachwytowi dziecka, natychmiast je założył.


Jeszcze sporo czasu rozpakowywali następne prezenty. Poza zestawem miotlarskim, rękawicami do quidditcha i książkami od Hermiony Sevvy dostał również najróżniejsze wyposażenie malarskie od Dumbledore'a, ładny dziecięcy komplet uroczystych szat od Minerwy, naturalnie sweter od pani Weasley, zielony ze srebrnym S, zaczarowaną mugolską kolejkę z torami od Artura, pudełko magicznych dowcipów Weasleyów i wreszcie pluszowego misia od Harry'ego.


Od razu przytulił niedźwiadka i westchnął, zadowolony.


- Matka nigdy nie pozwalała mi na misia - powiedział, a potem dodał radośnie: - Dam mu na imię Harold.


Tym razem to Harry unikał patrzenia na Dumbledore'a.


Wszyscy trzej doskonale się bawili tego dnia, leżąc na podłodze i wypróbowując nową kolejkę Sevvy'ego.


= wieczorem =


- Załóż uroczyste szaty, Sevvy. Możesz iść z nami na przyjęcie gwiazdkowe.


Chłopiec uniósł wzrok znad książki i uśmiechnął się.


- Naprawdę? Mogę założyć nowe?


Dumbledore przytaknął.


- Tak. Rzucę jednak na nie zaklęcie, aby się nie pobrudziły - stwierdził, po czym machnął nad szatami różdżką.


Miały barwę głębokiej czerwieni, nie jasnej, ale doskonale podkreślały czerń włosów i oczu Sevvy'ego.


- Mogę iść po Harry'ego? - spytało dziecko. - Chcę podziękować mamie i tacie Rona, i Hermionie, i Fredowi i George'owi za prezenty.


Dumbledore uśmiechnął się.


- Tak, możesz. Idź prosto do ich komnat i wróć z jednym z nich. Żadnego samotnego wałęsania się po zamku.


Sevvy kiwnął głową i pobiegł.


Nie dotarł zbyt daleko, gdy nagle złapał go bardzo silny mężczyzna, który mocno zakrył mu usta dłonią. Chłopiec spojrzał w lśniące oczy wilkołaka.


Dumbledore spotkał się z pozostałymi osobami zaproszonymi na przyjęcie w hallu wejściowym. Harry i Ron rozmawiali akurat, jak zamierzają wykorzystać swoje pudła z dowcipami w nadchodzącym semestrze, z dala od zasięgu słuchu Molly, oczywiście.


Dyrektor zmarszczył brwi, nie mogąc znaleźć syna między zebranymi.


- Harry, gdzie jest Sevvy? - spytał.


Nastolatek spojrzał na niego z zaskoczeniem.


- Nie ma go z tobą?


- Nie - odparł Dumbledore, w którym zaczynało kiełkować paskudne przeczucie. - Poszedł cię znaleźć i podziękować Weasleyom za prezenty. Wyszedł pół godziny temu.


Harry zbladł.


- Harry? Co się stało? - spytała Hermiona.


- Sevvy zaginął - szepnął chłopak.


W tym momencie do hallu weszli Crabbe i Goyle, jedyni Ślizgoni, którzy na święta zostali w zamku. Żaden z nich nie sprawiał kłopotów, odkąd Draco uciekł. Faktycznie nie potrafili sami myśleć bez niego. Wszyscy ich zignorowali.


Crabbe rozejrzał się z krzywym uśmieszkiem.


Wszedł Lupin trzymający pod pachą tobołek zawinięty w czarną pelerynę, lecz Harry i Dumbledore natychmiast rozpoznali głęboką czerwień szat Sevvy'ego.


Harry warknął i chciał się rzucić do przodu, ale stanął na wprost trzech skierowanych na niego różdżek.


- Do tyłu! - rozkazał Crabbe. - Nie ruszaj się albo dziecko umrze.


Lupin również trzymał różdżkę, a tobołek kołysał się niepewnie w jego ramionach, kiedy próbował pewnie ją chwycić.


Goyle też wycelował różdżkę, niezupełnie rozumiejąc, co się dzieje, ale skoro Vince tak powiedział, to on robił, co mu kazano.


- Doskonale, Lupin. - Crabbe uśmiechnął się krzywo. - Czarny Pan szczodrze cię wynagrodzi.


Wilkołak podszedł do niego.


- Chłopak ŻYJE, prawda? Nasz pan będzie niezadowolony, jeśli już umarł.


- Chłopcu nic nie jest - potwierdził Lupin.


- TY! - wrzasnął Harry. - Niech cię tylko dostanę w swoje ręce...


Dumbledore zatrzymał go na miejscu.


- Nie rób tego, Remusie - powiedział. - Proszę. Oddaj nam Sevvy'ego.


Lupin zignorował ich obu.


- Przegrałeś, Potter - chełpił się Crabbe. - Daj mi chłopaka, Lupin.


- Masz. - Remus rzucił tobołek Crabbe'owi, który potknął się, zaskoczony, i upuścił różdżkę.


- TERAZ, SEVVY! - zawołał Remus.


- Drętwota! - Wszyscy usłyszeli dziecięcy głos dobiegający z drugiego końca pomieszczenia. Czerwony promień zaklęcia ogłuszającego uderzył Crabbe'a w plecy i Ślizgon upadł.


Artur szybko zajął się Goyle'em.


- Zwiążcie ich, mocno, i przeszukajcie Crabbe'a, powinien mieć gdzieś świstoklik - wydyszał Lupin.


Ubrany tylko w koszulę i spodnie Severus podbiegł do niego.


- Dobrze zrobiłem? - spytał, patrząc w górę na wilkołaka.


- Doskonale zrobiłeś - odparł Remus.


Harry ruszył na niego.


- Ty...


Podniósł dłoń zaciśniętą w pięść. Remus nawet nie próbował bronić się przed ciosem. Stał spokojnie i czekał.


- Harry, nie! - krzyknął Sevvy. Złapał nastolatka za ramię i uwiesił się na nim. - On mi nie zrobił krzywdy, Harry, on mi POMÓGŁ! Musisz go wysłuchać.


- Myślę - stwierdził Dumbledore, srogo patrząc na Remusa - że przydałyby się wyjaśnienia.


Remus skinął głową i zaczął mówić:


- Wszystko zaczęło się, kiedy Draco Malfoy zgłosił się do mnie z planem przebrania się za Crabbe'a i porwaniem Sevvy'ego podczas świąt. Spodziewał się, że będę chciał zemsty za bycie, jak to określił, "traktowanym jak niewolnik". Nie wiedział, że zaakceptowałem już to, co on uznał za niewolę, jako zasłużoną karę... - Na chwilę opuścił wzrok. - Nie sądziłem, że mi uwierzycie, a nawet gdybyście uwierzyli, chronilibyście Sevvy'ego, ale nie złapalibyście Dracona. Chciałem go złapać. Dlatego wcześniej dziś wieczorem...


Severus walczył z trzymającymi go rękoma, gryząc, kopiąc i bijąc.


- Ciii, bądź cicho - jakiś głos powiedział mu do ucha. - Nie chcę zrobić ci krzywdy, zamierzam ci pomóc.


Remus Lupin zaciągnął chłopca do nieużywanej sali, którą następnie wyciszył i zamknął.


- Proszę, posłuchaj mnie - mówił z takim zaniepokojeniem, że Sevvy przestał się wiercić. - Draco Malfoy, spotkałeś go wcześniej, chce, żebym cię porwał i oddał w jego ręce. Chce cię zabrać do Voldemorta. Przebrał się, więc nikt go nie rozpozna. Chcę go złapać dla ciebie, Sevvy, ale potrzebuję twojej pomocy.


Sevvy spojrzał na niego.


- Dałeś mnie temu wrednemu panu, który zrobił mi krzywdę i zrzucił w przepaść! - stwierdził.


Lupin przytaknął smutno.


- Bardzo mi przykro, Sevvy. Nie wiedziałem, że on zamierza to zrobić, ale i tak było to bardzo, bardzo złe z mojej strony. Byłem o ciebie zazdrosny i zrobiłem bardzo złe rzeczy. Przepraszam.


- Zazdrosny? - Sevvy był zaintrygowany.


- Chciałem mieć Harry'ego dla siebie - Lupin zastanawiał się, czy mądrze jest mówić takie rzeczy sześciolatkowi - i wmówiłem sobie, że to przez ciebie Harry jest na mnie zły. To nie była twoja wina - szybko zapewnił dziecko - tylko moja, bo byłem niedobry dla Harry'ego. Nie chciałem jednak tego widzieć. Ukarali mnie i zrozumiałem, że to wszystko była wyłącznie moja wina.


- Dostałeś szlaban? - spytał Sevvy.


- Tak, coś w tym rodzaju - odparł z cierpkim uśmiechem. - Nadal mam szlaban, prawdę mówiąc. Słuchaj. Draco będzie myślał, że przyniosę mu cię do hallu wejściowego. Potrzebuję twoich szat, abym mógł udawać, że cię niosę. Potem zrobimy tak...


- I ja się wtedy schowałem w hallu, a Remus zaczekał po drugiej stronie i udało mi się go ogłuszyć! - wyjaśnił Sevvy z dumą. - On mnie uratował, Harry, tatusiu. - Patrzył na nich błagalnie. - Nie jestem już na niego wściekły. Proszę, też nie bądźcie wściekli?


Harry i Dumbledore spojrzeli po sobie.


- Sevvy - odezwał się Remus, który wciąż wpatrywał się w podłogę. - Jestem bardzo szczęśliwy, że już się na mnie nie gniewasz, ale Harry i twój tatuś nadal mogą. Byłem bardzo niedobry.


- Ale jest ci przykro - stwierdził zmieszany chłopiec.


- Tak, ale to, że komuś jest przykro, nie znaczy, że nie musi zostać ukarany - wyjaśnił Remus, kucając przed dzieckiem. - Dokończę swoją karę. Mam jednak nadzieję - wziął małą dłoń w swoją - mam nadzieję, że któregoś dnia pozwolisz mi być twoim przyjacielem. - Wstał i skinął głową Weasleyom. - Wracam prosto do swoich obowiązków, obiecuję. - I odszedł.


- Och, na litość Merlina - warknął Harry. - Remusie!


Wilkołak odwrócił się powoli.


- Chciałbyś może pójść z nami na przyjście gwiazdkowe? - spytał nastolatek nieco sztywno.


Oczy Remusa rozjaśnił nieśmiały blask nadziei.


- Jeśli... jeśli to będzie w porządku...


Artur i Dumbledore przytaknęli.


- Porozmawiamy sobie później - zapowiedzieli - w tej chwili jednak zdaje się, że uratowałeś Sevvy'emu życie. No i lepiej sprzątnijmy tę dwójkę.


Bill został ze związanymi i ogłuszonymi Ślizgonami do przybycia aurorów. Po piętnastu minutach jego warty Crabbe powoli zmienił się w Dracona Malfoya. Na szczęście Bill był wystarczająco bystry, żeby natychmiast odnowić więzy, jako że Crabbe był prawie dwa razy większy od Malfoya.


Sevvy odzyskał swoją szatę i nałożył ją przez głowę.


- No to jestem gotowy - uznał. Wziął Harry'ego i Dumbledore'a za ręce i pociągnął ich za sobą na przyjęcie.


KONIEC

rozdziału dziewiątego





Rozdział dziesiąty


Sevvy był absolutnym bohaterem przyjęcia gwiazdkowego. Później dołączyli do zabawy również aurorzy z wiadomością, że Draco Malfoy jest w Azkabanie i najpewniej w ciągu tygodnia zostanie pocałowany. Na boku wyznali Dumbledore'owi, że to zależy od Ministra, który w tej sprawie ma ostatnie słowo, więc wcale nie są tacy pewni, że egzekucja zostanie wykonana. Po prostu nie chcieli zepsuć wielkiej chwili Sevvy'ego.


Lupin wyraźnie czuł się bardzo, bardzo niewygodnie; siedział tak daleko od reszty gości, jak tylko zdołał. Wreszcie Artur złapał go za szatę i zaciągnął do bocznej komnaty, gdzie kilka minut później dołączył do nich Albus.


Harry widział, jak wychodzą, ale nie nalegał, żeby do nich dołączyć. Sam porozmawia ze swym ostatnim ojcem chrzestnym później. Po półtora godzinie cała trójka wróciła na przyjęcie - Remus był blady i wyglądał na wstrząśniętego, zaś pozostała dwójka najwyraźniej była zadowolona z "pogawędki".


Późno w nocy Harry trzymał na rękach śpiącego Sevvy'ego, gdy podszedł do nich dyrektor.


- Artur i ja wierzymy, że Remus jest tym razem szczery. Byliśmy dla niego bardzo surowi, zdołał jednak przejść test zarówno Veritaserum, jak i legilimencji.


- Daliście mu Veritaserum? I on... - szepnął zszokowany Harry.


Dumbledore uśmiechnął się ponuro, gładząc włosy swojego synka.


- Naprawdę sądzisz, że zaryzykowałbym znowu? Nie mojego chłopca, nie po tym wszystkim, co się stało.


Harry skinął głową.


- Zgadzam się. Ale wciąż sam muszę porozmawiać z Remusem.


- Harry... wiem, że w świetle prawa jesteś dorosły, jednak ty również jesteś mi drogi jak syn. - Dumbledore patrzył na niego, niepewny, jak wyrazić myśli. - Wiem, że mi wybaczyłeś, ale nie masz specjalnych powodów, aby się mną przejmować. Mam tylko nadzieję, że zaakceptujesz moją pomoc i opiekę. Począwszy od pomocy w treningu.


Harry utkwił wzrok gdzieś w oddali i próbował wziąć się w garść na tyle, żeby odpowiedzieć.


- Po tym, jak Lucjusz prawie zabił Sevvy'ego, zaskoczyłeś mnie - powiedział cicho; starszy pan musiał bardzo uważać, żeby usłyszeć jego słowa. - Myślałem, że będziesz na mnie zły, że nie broniłem go wystarczająco dobrze. Ale ty mnie przytuliłeś, kiedy potrzebowałem kogoś, na kim mógłbym się oprzeć. Nawet Syriusz nigdy nie sprawił, żebym poczuł, że mam kogoś w rodzaju ojca. Ty sprawiłeś.


Dumbledore położył dłoń na ramieniu nastolatka.


- Och, Harry, po tym wszystkim, co zrobiłeś dla Severusa, jak mógłbym być na ciebie zły? To nie była twoja wina, poza tym uratowałeś mu życie. Jestem z ciebie taki dumny.


- To takie żenujące - mruknął Harry. - Legalnie jestem teraz dorosły, ale dla mnie zachowywanie się jak dorosły, branie odpowiedzialności jak dorosły jest czasem wyczerpujące.


- Nie ma się czym wstydzić. - Dyrektor położył dłoń na policzku chłopca i zmusił Harry'ego, aby spojrzał w życzliwe, kochające oczy. - Wszyscy czasami jesteśmy przytłoczeni. Ty jesteś młodszy niż większość i niesiesz na swoich barkach więcej niż jakakolwiek osoba, którą poznałem. Nie ma nic złego w potrzebowaniu pomocy, dziecko.


- Jestem zmęczony i się boję - przyznał w końcu Harry. - Było nie było, rozważałem, czy nie pozwolić Weasleyom, żeby mnie adoptowali. Ale jak drodzy by mi nie byli, oni nadal traktowaliby mnie jak dziecko, próbowaliby trzymać mnie z dala od walki. Podczas gdy my obaj wiemy, że zaangażowania mnie nie można uniknąć. Potrzebuję kogoś, kto mi pomoże, kto mnie zachęci, nie kogoś, kto mnie rozpieszcza.


Dumbledore objął go ramieniem i zaczął prowadzić przez zamek. Po pewnym czasie wziął od Harry'ego śpiącego malca. W wieży położył dziecko do łóżka i wraz z Harrym stali, patrząc na Sevvy'ego.


- Harry - Dumbledore położył dłonie na barkach nastolatka - pozwól, abym ci pomógł. Nie musisz robić tego sam. Moim najgłębszym pragnieniem jest zaadoptować cię, zrozumiem jednak, jeśli się temu sprzeciwisz. Pozwól mi przynajmniej pomóc ci znaleźć kogoś innego.


Harry powoli pochylił się do przodu i oparł głowę na ramieniu dyrektora.


- Nie chcę nikogo innego. Teraz już widziałem, jaki jesteś prawdziwy ty. Proszę, pomóż mi. Pozwól mi zostać.


Dumbledore odsunął się nieco i objął wyglądającą na wyczerpaną twarz dłońmi. Szmaragdowe oczy odbiły się w czystym błękicie.


- Dziękuję ci za zaufanie - rzekł cicho dyrektor. - Witaj w domu, moje dziecko.


= kryjówka Voldemorta =


- Goyle, czy twój syn cokolwiek powiedział?


- Mój panie... on powiedział... że wilkołak nas zdradził... on i Draco zostali wrobieni...


- Twój syn, przynajmniej, może usprawiedliwić się tym, że jest takim samym idiotą jak jego ojciec. Chcę uwolnienia Dracona Malfoya z Azkabanu. Muszę sobie pogawędzić z tym młodym człowiekiem.


= Hogwart =


Kiedy Harry wszedł do gabinetu dyrektora, zobaczył dokumenty porozrzucane po całym blacie już i tak zaśmieconego biurka oraz Dumbledore'a, któremu znajomo błyszczały oczy.


- Taki błysk w twoich oczach zawsze jest niebezpieczny. Co się dzieje? Chyba nie... zmieniłeś zdania... prawda?


Stary czarodziej pokręcił głową.


- Nie zmieniłem i nigdy nie zmienię. Podejdź tu na chwilę. - Gdy Harry usłuchał, dyrektor wskazał papiery. - To są dokumenty adopcyjne w przypadku adoptowania osoby dorosłej. Przeszedłem cały ten proces, kiedy adoptowałem Severusa krótko po jego procesie i uwolnieniu z Azkabanu. Pozwolą ci one zostać moim synem bez zmiany statusu prawnego z powrotem na nieletniego. Musisz pozostać dorosłym, abyś mógł używać magii, dziecko.


Harry przeczytał pergaminy.


- To dobrze - stwierdził następnie. - Muszę mieć możliwość trenowania. Czyli je po prostu... podpisujemy i odsyłamy?


- Tak - potwierdził Dumbledore. - Mniej więcej w ten sposób to działa.


Do komnaty wszedł Severus. Wyczuwszy dziwne napięcie, spojrzał na swojego ojca i Harry'ego.


- Sevvy, chodź, usiądź tu ze mną - powiedział dyrektor. - Musimy z tobą porozmawiać.


- Nie zrobiłem nic złego, naprawdę - odparł zmartwiony chłopiec.


- Wiem. Nie chodzi o żadną z rzeczy, które zrobiłeś lub których nie zrobiłeś - uspokoił go Dumbledore. - Sevvy, wiesz, że Harry nie ma mamusi ani tatusia - ciągnął, gdy dziecko do niego podeszło.


Malec skinął głową.


- Ale teraz ja jestem jego bratem, więc nie jest zupełnie sam. - Uśmiechnął się.


- Wiem i uważam, że znakomicie sobie z tym radzisz. - Dumbledore przytulił dziecko. - Tak się jednak zastanawiałem... Chciałbym zostać tatusiem Harry'ego, tak jak jestem twoim. Nie masz nic przeciwko temu?


Sevvy skoczył na równe nogi.


- Więc będziemy prawdziwymi braćmi? Będziemy mieć takie samo nazwisko?


Dyrektor pokręcił głową.


- Obaj zachowacie własne nazwiska, lecz możecie używać mojego, jeżeli chcecie. Harry jest dorosły i, technicznie rzecz ujmując, ty również.


Chłopiec zerknął na nastolatka, który sprawiał wrażenie zmieszanego, po czym energicznie przytaknął.


- Harry już jest moim bratem, a ty jesteś prawie jak jego tatuś, więc nic się nie zmieni, prawda?


Starsi czarodzieje popatrzyli po sobie i roześmiali się na ten wspaniały pokaz dziecięcej logiki.


= Azkaban =


Dementorzy zostawiają mnie w spokoju. Prawdopodobnie z rozkazu mojego pana, choć nie potrafię sobie wyobrazić dlaczego; chyba że chce, abym był zdrowy i wciąż myślący, kiedy sam mnie zabije. Zawiodłem go.


Właściwie niewiele dzisiaj widziałem. Zdaje się, że nawet szczury boją się wyjść ze swych kryjówek.


Nienawidzę Pottera. Nienawidzę tego wilkołaka. Nienawidzę ich wszystkich.


Co to za dźwięk? Znam ten głos.


Przyszli po mnie. Przyszli, żeby zabrać mnie do Czarnego Pana.


= Hogwart =


Trening. Śniadanie. Lekcje. Trening. Lancz. Lekcje albo trening. Kolacja. Czytanie, odrabianie zadań domowych.


Tak wyglądały dni Harry'ego przez prawie cały pierwszy kwartał nowego roku. Z krótką przerwą na urodziny Sevvy'ego i Rona.


Remus znów był w Zakonie i po długiej rozmowie Harry zaakceptował go z powrotem w swoim życiu oraz jako jednego z nauczycieli. Nigdy więcej nie zaakceptowałby go jako potencjalnego opiekuna lub ojca chrzestnego. Świadomość ta bolała wilkołaka, który wiedział jednakże, że winić za to może wyłącznie siebie. Harry nie pozwoli mu łatwo zapracować na swą przyjaźń, gdy to jednak nastąpi, będą mogli na nowo nawiązać stosunki towarzyskie albo może nawet coś silniejszego. Jako równi sobie.


Dumbledore pomagał Harry'emu w treningach, Bill uczył go łamania klątw, wielu innych wniosło do jego wiedzy swoje unikalne umiejętności.


Sevvy'emu niespecjalnie się to podobało. Harry i tatuś wyjaśnili mu, że muszą walczyć ze złym panem o wężowej twarzy; nie mieli już dla niego prawie wcale czasu. Inne dzieci w zamku ignorowały go. Ron i Hermiona byli mili, ale martwili się o Harry'ego i prawie zawsze trenowali z nim.


Wiele nocy, kiedy kolejny raz zostawiano go tylko ze skrzatami domowymi, spędził na zastanawianiu się, czy zrobił coś złego. Jego umysł wiedział, że nie o to chodzi - mówił mu, że Harry i tatuś po prostu są zajęci. Ale czasami bolał go brzuch i dręczył go cichutki głosik szepczący, że oni się gniewają i już go wcale nie chcą.


Pewnej nocy na początku kwietnia Harry i Dumbledore późno wrócili do komnat dyrektora, rozmawiając o jakiejś technice pojedynku. Na stole znaleźli zaadresowaną do nich kopertę.


"Drogi Tatusiu i Harry.


Jak się macie? Zabijecie niedługo złego pana o twarzy węża?


Tęsknię za Wami. Już nie przychodzicie mnie przytulić przed snem. Wiem, że walka jest bardzo ważna, ale czy moglibyście jeszcze kiedyś przyjść mnie przytulić, jak wcześniej? Razem? Proszę?


Myślałem, że może zrobiłem coś złego i bardzo się na mnie gniewacie. Obiecuję, że będę bardzo, bardzo dobry. Będę codziennie sprzątał w moim pokoju i już nie będę Wam przeszkadzał, naprawdę. Chcecie mnie odesłać? Słyszałem, jak o tym rozmawialiście jednej nocy, kiedy nie mogłem spać i wstałem po picie. Nie wiem, co złego zrobiłem, ale nie zrobię tego znowu. Proszę, nie odsyłajcie mnie. Proszę.


Severus."


Harry zaklął. Głośno.


Dumbledore'owi trzęsły się ręce, gdy czytał list po raz drugi.


- Znowu go zaniedbałem - szepnął. - Jestem taki głupi...


- Obaj go zaniedbaliśmy - stwierdził Harry. Wlepiał wzrok w portret któregoś ze śpiących dyrektorów, mając ochotę coś kopnąć. - Myśleliśmy, że zrozumiał. Ale on ma tylko siedem lat. Przepraszam...


Dumbledore machnął ręką.


- Sam ledwie co stałeś się dorosły, Harry. Ja powinienem był być mądrzejszy. Jednak rozpaczanie nad tym, co zrobiliśmy źle, niczego nie zmieni. Musimy to naprawić.


- Jutro weźmiemy wolne - zdecydował nastolatek. - Voldemort czy nie Voldemort, Sevvy jest ważniejszy. Spędzimy cały dzień z nim i dopilnujemy, żebyśmy w ogóle spędzali z nim więcej czasu, nieważne, jak bardzo jesteśmy zajęci. Nie musimy jeść śniadań w Wielkiej Sali, na przykład.


Dyrektor przytaknął. Potem ruszył do sypialni Severusa z Harrym tuż za plecami.


Widać było, że chłopiec na nich czekał. Zasnął w pozycji półsiedzącej, mocno tuląc do siebie misia, jakby chciał zaczerpnąć od niego sił. Harry nagle zbladł. Obok łóżka stała niewielka walizka pełna ubrań.


- Chce być dobry, więc się spakował. Cieszę się, że postanowiliśmy jednak nie ewakuować go z Wysp; najwyraźniej byłby to wielki błąd.


Jedno szybkie zaklęcie i ubrania powędrowały z powrotem do swoich szaf i szuflad. Dumbledore wziął dziecko na ręce razem z kocami i całą resztą.


- Przenocuj dzisiaj tutaj, Harry. Zostawię drzwi łączące twój pokój z moim otwarte. Sevvy śpi dziś ze mną.


xXxXx


Było mu ciepło. Czuł, że nie leży we własnym łóżku. Coś go łaskotało.


Otworzył oczy. NIE! Zasnął, czekając, aż tatuś i Harry znajdą jego list. A teraz był w łóżku tatusia i obejmowały go tatusia ramiona. A tatusia broda go łaskotała.


Dumbledore obudził się.


- Witaj, mój drogi chłopczyku - szepnął i pogładził malca po policzku. - Moje śliczne dziecko, tak mi przykro, że nie zdaliśmy sobie sprawy, iż cię zaniedbujemy. Dopilnujemy, abyśmy znowu tulili cię do snu każdej nocy.


- Odeślecie mnie? Będę grzeczny, obiecuję. - W posiadającym już odrobinę jedwabistości z jego dorosłych lat głosie Sevvy'ego brzmiało napięcie.


Harry wszedł do sypialni i bez wahania wślizgnął się do łóżka po drugiej stronie chłopca.


- Dyskutowaliśmy o odesłaniu cię na kontynent dopóki wojna się nie skończy - wyjaśnił cicho - bo bardzo się boimy, że coś ci się stanie. Chcemy mieć po prostu pewność, że jesteś bezpieczny. Wcale się na ciebie nie gniewamy. Gniewamy się tylko na siebie, bo zapomnieliśmy, że spędzanie z tobą czasu jest tak samo ważne, jak trening.


- Musicie zabić złego pana węża - powiedział Sevvy smutno. - Rozumiem. Chcecie, żeby profesor Flitwick rzucił zaklęcie, żebym stał się dorosły, żebym wam pomógł?


- NIE! - krzyknęli jednocześnie obaj starsi czarodzieje. - Nie. Nie, Sevvy. Zostaniesz w Hogwarcie, gdzie będziesz najbezpieczniejszy.


Severus uśmiechnął się. W następnej chwili zauważył, która jest godzina.


- Spóźniliście się na trening! - zawołał, patrząc na Harry'ego z przerażeniem.


- Dzisiaj nie ma treningu. - Nastolatek uśmiechnął się. - Wzięliśmy wolny dzień, wszyscy trzej. Zostajemy dzisiaj z tobą.


Sevvy westchnął, uszczęśliwiony.


= kryjówka Voldemorta =


- No i?


- Myślałem, że bachor znowu jest bliski ucieczki prosto w nasze ramiona, ale teraz oni znowu są blisko! Nie rozumiem...


- Lepiej więc szybko zacznij nabierać zrozumienia. Nie pozwalam ci zostawać w Hogwarcie po nic!


- Tak, panie. Czy zaatakujesz wkrótce?


- Zobaczysz. Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila. Draco, kolejny z twoich pomysłów można wyrzucić do śmieci. Mam dość tego bachora. Skupmy się na naszym planie ataku...


KONIEC

rozdziału dziesiątego




Rozdział jedenasty



- Ravenclaw TRAFIA! I wyrównuje: obie drużyny mają teraz po sto czterdzieści punktów! Możemy się spodziewać, że tak będzie w nieskończoność, dopóki jeden z szukających nie złapie znicza...


Harry i Sevvy siedzieli na trybunach, oglądając ekscytujący choć raczej długi mecz quidditcha pomiędzy Ravenclawem a Hufflepuffem. Głośno dopingowali oba zespoły - żaden z nich nie miał faworyta - i zwyczajnie cieszyli się spektaklem. Harry wskazał Severusowi parę interesujących zagrań i obiecał, że wypróbują je podczas najbliższego treningu Małej Ligi.


Nie byli świadomi, że obserwują ich wielkie oczy osoby, której palce czule gładzą różdżkę.


= kryjówka Voldemorta =


- Draco.


- Tak, panie?


- Ostatnio jestem dość zadowolony z twoich wysiłków. Udowadniasz mi, że jesteś prawdziwym synem swego ojca. Ucz się z jego siły i unikaj jego słabości, mój smoku.


- Tak, panie, jak zawsze staram się zadowolić ciebie.


- Dobrze. Zajmiesz honorowe miejsce przy moim boku, kiedy będziemy maszerować na ostateczną bitwę. Tę, która na dobre rozwiąże kwestię między mną a Harrym Potterem.


- To... to wielki zaszczyt, mój panie. Dziękuję ci.


- Gdy tylko nasz lojalny szpieg w Hogwarcie pozbędzie się tej małej gnidy, która była niegdyś moim mistrzem eliksirów, uderzymy. Potter i ten stary głupiec będą pochłonięci żałobą i osłabieni.


- Tak, mój panie. Czy mam przygotować twoje oddziały, panie?


Voldemort uśmiechnął się pobłażliwie.


- Zrób to, mały smoku. Niedługo, bardzo niedługo, cały czarodziejski świat zobaczy, jak mądry uczyniłeś wybór, służąc mi, jaki honor to przynosi.


Draco uśmiechnął się z wdzięcznością i wyszedł z pokoju.


= Hogwart =


Mecz zakończył się zwycięstwem Ravenclawu, acz minimalnym. Trwał przeszło cztery godziny i widzowie byli całkiem zadowoleni, że mogą wreszcie wstać z ławek i podczas spaceru do zamku pozbyć się sztywności, którą wszyscy czuli od siedzenia przez tak długi czas.


Sevvy uśmiechnął się do Harry'ego, kiedy zobaczył stoisko z lodami ustawione przez skrzaty na błoniach z myślą o kibicach. Był wyjątkowo gorący dzień pod koniec maja; zmyślne stworzenia doszły do wniosku, że uczniom potrzebne będzie coś orzeźwiającego.


- Mogę iść po loda, Harry?


- Tak, ale zostań ze skrzatami dopóki nie przyjdę po ciebie ja albo ojciec. Muszę przez moment porozmawiać z Hermioną. Wrócę za dziesięć minut.


Sevvy skinął głową i pobiegł. Dostał swojego loda i jadł go przy stoisku, wesoło rozmawiając ze skrzatami.


Po jakimś czasie zorientował się, że ktoś go obserwuje. Uśmiechnął się, gdy zobaczył kto to.


- Cześć.


- Cześć, maluchu. Twój ojciec mnie przysłał, żebym cię zabrał z powrotem. Chodź.


Sevvy zawahał się.


- Gdzie są tatuś i Harry?


- Musieli iść, dziecko. No chodź już, dobry chłopczyk.


Sevvy skrzywił twarz.


- Nie jestem dzidzią!


- Oczywiście, że nie jesteś.


Chłopiec nie dał się ogłupić tonem obliczonym na udobruchanie go, uznał jednak, że był to wyraz dobrej woli. Powoli ruszył, wciąż jedząc loda. Zbyt późno zauważył, że wcale nie idą w stronę szkoły.


- Co...?


Wielkie oczy za ogromnymi okularami błysnęły złowieszczo, kompletnie pozbawione zwykłego zamglonego wyrazu.


- Mój pan szczodrze mnie wynagrodzi za twoją głowę, zdrajco.


Sevvy próbował uciec, ale zatrzymała go zaskakująco silna ręka. Ręka, która pociągnęła go w stronę znajomego drzewa.


- Nie, tylko nie wierzba, PUŚĆ mnie! - wrzasnął chłopiec.


- Tak, wierzba. I chata. Powinieneś był spotkać tam swoje przeznaczenie wiele lat temu, lecz spotkasz je teraz.


Gałęzie drzewa poruszały się w dzikim zapamiętaniu, niszcząc wszystko na swojej drodze.


Wszelkie starania dziecka spełzły na niczym. Nie miał szans z tą doskonale wyszkoloną kobietą. Został rzucony w stronę wierzby i z głuchym odgłosem wylądował w samym środku chłoszczących gałęzi.


Dzięki instynktowi wyostrzonemu przez lata treningów, których nie pamiętał, zdołał uniknąć trzech konarów.


Ale drzewo miało ich wiele. Usłyszał złowieszczy śmiech, gdy dwie kolejne gałęzie runęły na niego. Nie miał szans uratować się przed nimi. Patrzył na nie z przerażeniem i myślał o swoim tatusiu i bracie, jak bardzo będzie za nimi tęsknił.


Wtedy dwie rzeczy stały się jednocześnie.


Jaskrawopomarańczowy pół-kuguchar przedarł się przez gałęzie i skoczył na sęk u podstawy drzewa.


I jakiś głos zawołał: "DRĘTWOTA!", a potem rozległ się niemożliwy do pomylenia dźwięk upadającego ciała.


Sevvy uniósł wzrok i zobaczył rozzłoszczoną, ponurą minę Neville'a Longbottoma.


- Dobra robota, Krzywołapie - powiedział nastolatek. Później ukląkł obok dziecka. - Jesteś ranny? Możesz wstać?


Sevvy odsunął się.


- Nie rób mi krzywdy - szepnął.


Chłopak westchnął.


- Nie zamierzam zrobić ci krzywdy. Wiem, ignorowałem cię, ale nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Chodź, musimy zabrać ją do zamku; musi zostać przesłuchana. I jestem pewny, że Dumbledore i Harry już szaleją z niepokoju.


Sevvy wybuchł płaczem.


- Harry powiedział, żebym został ze skrzatami, a ja nie zostałem! Będą na mnie wściekli.


Neville pokręcił głową.


- Wszystko im wyjaśnię, obiecuję. Myślałeś, że możesz zaufać profesorowi, to oczywiste.


Chłopiec słabo przytaknął. Gryfon podniósł go i posadził sobie na biodrze, drugą ręką zaś lewitował nieprzytomną nauczycielkę.


Spotkali Dumbledore'a i Harry'ego niedaleko od - już usuniętego - stoiska z lodami. Obaj prawie walili w dwa przerażone skrzaty.


- Gdzie go widzieliście po raz ostatni? W którą stronę odszedł? Kto był z nim?


- Jest tutaj, został odciągnięty, ale teraz jest bezpieczny - odparł Neville.


Obaj odwrócili się na pięcie i stanęli twarzą w twarz z przedziwną sytuacją.


Neville Longbottom, nieśmiały Gryfon, którego wątpliwym honorem było, że najbardziej bał się Severusa Snape'a, niósł ów swój największy strach i lewitował kompletnie nieprzytomnego profesora.


- Sybilla! - zachłysnął się Dumbledore. - Ona... jak?


- Na pana miejscu sprawdziłbym jej lewe przedramię - zasugerował Neville. - Próbowała go zabić.


Harry szybko podciągnął lewy rękaw nauczycielki. I był tam - paskudny, czarny Mroczny Znak.


Na wszelki wypadek nałożyli na kobietę również magiczne więzy i najciszej jak to możliwe skierowali się do gabinetu dyrektora, po drodze ostrzegając Minerwę McGonagall i Filiusa Flitwicka.


- Sevvy - rzekł Albus, związawszy profesor wróżbiarstwa i posadziwszy ją na krześle - podejdź tu, dziecko.


Severus przywarł do Neville'a.


- Przepraszam, tatusiu, nie chciałem być nieposłuszny, nie wiedziałem, powiedziała, że ty ją przysłałeś!


Dumbledore szybko przeszedł przez komnatę i zabrał syna Gryfonowi.


- Dziecko, nie sądzisz chyba, że się na ciebie gniewamy, prawda? Oczywiście, że nie chciałeś być nieposłuszny.


Ku wielkiemu zażenowaniu Sevvy'ego, dyrektor przytulił go jak małe dziecko.


- TATUSIU! - zaprotestował chłopiec gwałtownie. - Tu są ludzie!


Przytulanie przez tatusia było bardzo przyjemne i zawsze bardzo chętnie na to pozwalał, kiedy był kładziony do łóżka, no ale doprawdy, miał już siedem lat. Dużych chłopców nie przytula się publicznie!


Mimo swoich protestów skulił się przy piersi Dumbledore'a, szukając pociechy po przerażającym popołudniu.


- Co się stało, Nev? - spytał Harry.


- Krzywołap do mnie przyszedł, pewnie dlatego, że byłem najbliżej - wyjaśnił nastolatek, który ani na chwilę nie spuścił wzroku z dziecka ani nie przestał celować różdżką we wciąż nieprzytomną wiedźmę. - Pobiegłem za nim i dotarłem na miejsce w samą porę, żeby zobaczyć, jak ona rzuca chłopcem w wierzbę bijącą.


Dumbledore i Harry zbledli. Stary czarodziej mocniej przytulił dziecko. Brak oburzenia wyjawił mu, że Sevvy na nowo przeżywa te okropne chwile.


- No cóż, potem wszystko stało się nieco niewyraźne, ale Krzywołap podbiegł do drzewa i nacisnął sęk u podstawy, a ja rzuciłem Drętwotę na Trelawney. - Spojrzał na siedzącego przy jego nogach kota, który wyglądał, prawdę mówiąc, na raczej zadowolonego z siebie. - Później przyszliśmy tutaj. - Neville wzruszył ramionami.


Jęk dobiegający z krzesła poinformował ich, że wiedźma się obudziła. Z oczu Albusa Dumbledore'a biła zimna furia.


- Filiusie, w tamtej szafie jest Veritaserum. Czy mógłbyś zaaplikować dawkę, proszę?


Mały profesor usłuchał. Wtedy dyrektor wezwał ducha Hufflepuffu.


- Bracie, czy mógłbyś, proszę, zabrać Severusa? Potrzebuje teraz twojej pomocy, my zaś musimy zająć się tym... tym... Tym.


Kiedy chłopiec odszedł z duchem, Dumbledore odwrócił się do Trelawney, a McGonagall przygotowała samopiszące pióro do zapisania zeznań.


- Nazwisko?


- Sybilla Kasandra Trelawney.


- Jesteś śmierciożercą.


- Tak.


- Od jak dawna?


- Od powrotu naszego pana.


- Czy pamiętasz nasze spotkanie w Hogsmeade, kiedy starałaś się o tę posadę?


- Tak. Tego dnia, gdy dałam ci przepowiednię.


- Pamiętasz ją?


- Nie. Nie pamiętam prawdziwych przepowiedni. Ale Czarny Pan odzyskał ją z mojego umysłu.


- Więc on wie.


- Tak. Wcale nie był bardzo zaskoczony. Niecierpliwie oczekuje, aż zmiażdży Harry'ego Pottera. Dlatego muszę zabić Snape'a. To zrani Pottera, uczyni go słabym.


Harry prychnął.


- Czy on planuje działać zgodnie z przepowiednią jakoś niedługo?


- Tak. Zbiera swoją armię. Gdy tylko dam mu znać, że Snape nie żyje, on wyruszy.


- Wyruszy dokąd? - spytał Harry głosem pełnym napięcia.


- Do Doliny Godryka. - Wiedźma uśmiechnęła się z zadowoleniem, po czym straciła przytomność.


KONIEC

rozdziału jedenastego





Rozdział dwunasty


Dumbledore patrzył na grupę pełnych powagi ludzi stojącą przed nim.


Harry, Hermiona, Weasleyowie, Neville, większość A.D. - wszyscy tam byli. Podobnie jak nauczyciele.


Dyrektor odkaszlnął.


- Wydarzyło się coś bardzo poważnego - powiedział. - Trelawney porwała Sevvy'ego i usiłowała go zabić. Jest bezpieczny, dzięki panu Longbottomowi i Krzywołapowi - zapewnił wystraszone wiedźmy i czarodziejów. - Trelawney okazała się być śmierciożercą. Została zatrzymana. Pod wpływem Veritaserum wyjawiła plany Voldemorta. Miała się z nim skontaktować, gdy tylko zabije Sevvy'ego. On wówczas miał pomaszerować na Dolinę Godryka, gdzie planuje stoczyć ostatnią bitwę.


Rozległy się krzyki, pełne lęku i podekscytowane zarazem.


- CISZA! - Mina Dumbledore'a była wręcz ponura. - Przez lata żył wśród nas śmierciożerca, a my nawet nie mieliśmy o tym pojęcia. Nie mogę... nie mogę dłużej podejmować takiego ryzyka, szczególnie nie w przededniu bitwy. Muszę prosić was wszystkich, abyście obnażyli lewe przedramię i wyraźnie je pokazali.


Reakcja była powolna, ponieważ jednak zebrani widzieli sens w tej prośbie, podciągnęli rękawy do łokci i pokazali ręce. Uszczęśliwiony Szalonooki Moody kiwał głową, kiedy odkrywał własne przedramię.


- Stała czujność. Cieszę się, że o tym pamiętasz, Albusie.


- Z całą pewnością, mój przyjacielu. Jak mógłbym zapomnieć, skoro jesteś tu i mi wciąż przypominasz? - Dumbledore zachichotał.


Upewniwszy się, że nikt nie nosi Mrocznego Znaku, dyrektor wskazał zgromadzonym długie stoły.


- Usiądźcie i skorzystajcie z napojów, podczas gdy ja objaśnię nasz plan.


Harry zajął miejsce obok ojca w szczycie stołu.


- Voldemort czeka na wiadomość od Trelawney, że Sevvy nie żyje - stwierdził. - Niebawem pozwolimy jej ją wysłać. Obecnie możecie zauważyć, że Fred i George Weasley nie biorą udziału w tym spotkaniu. To dlatego, że przygotowują Dolinę Godryka.


Molly zbladła i otworzyła usta, żeby nakrzyczeć na Dumbledore'a, lecz Artur objął ją ramieniem.


- Są dorośli, kochanie. Najlepiej spośród nas nadają się do tego zadania. Są sprytni, potrafią działać ukradkiem i mają do dyspozycji całą masę dowcipów. Martwię się tak samo jak ty, ponieważ są naszymi synami, ale musimy im teraz pozwolić walczyć na ich sposób, Molly.


Żona odwróciła się do niego. Miała szeroko otwarte oczy, pełne łez.


- Wiem - szepnęła - ale to moje dzieciątka. Urodziłam je, kołysałam je i śpiewałam im... Nie mogę... nie mogę ich stracić... Wciąż widzę Fabiana i Gideona...


- Mamo. - Bill delikatnie ujął jej dłoń. - Mamo, ja wiem. Nie mogę ci obiecać, że nie umrzemy, że żadne z nas nie zginie. Ale bardzo cię kochamy i jesteśmy bardzo wdzięczni za to, jak bardzo zawsze nas kochałaś i jak się o nas troszczyłaś. Teraz jesteśmy dorośli i nie możemy siedzieć bezczynnie, gdy ten szaleniec biega luzem. Pozwól nam, abyśmy zasłużyli na twoją i taty dumę, mamo?


Molly mocno przytuliła swojego pierworodnego.


- Już jestem z was dumna - zapewniła - to jednak takie trudne. Rozumiem, ale nie musi mi się to podobać! - dodała z odrobiną jej starego ducha.


Jej dzieci roześmiały się.


- Molly, ja również nie mogę niczego obiecać - powiedział Dumbledore. - Nikomu nie mogę niczego obiecać. Ja też jestem przerażony, że mogę stracić moje dzieci - położył dłoń na ramieniu Harry'ego - lecz ta wojna dotyczy nas wszystkich. Musimy pozwolić im odegrać ich role, jakkolwiek by nas to nie bolało... i jak bardzo nie chcielibyśmy zapewnić im bezpieczeństwa.


Molly przytaknęła przez łzy.


- Kiedy bliźniacy rozłożą pułapki w Dolinie Godryka - Harry przejął pałeczkę od dyrektora, który, podobnie jak pani Weasley, był tymczasowo niezdolny do mówienia - armia Voldemorta nie będzie miała możliwości ucieczki z pole bitwy ani wezwania posiłków. My jednakże będziemy ją mieli. Fred i George przygotują też miejsce, w którym znajdował się dom moich rodziców. Sądzimy, że Voldemort planuje zabrać mnie właśnie tam. Tylko on i ja możemy tam wejść. Reszta Doliny Godryka zostanie zmieniona w wielkie pole minowe. Wszystkie pułapki są dziełem Freda i George'a; wszystkie noszą ich magiczną sygnaturę. Bliźniacy wynaleźli też te... - Podniósł i pokazał niewielkie pastylki, które zdawały się zawierać zielonkawą breję i wyglądały na kompletnie niejadalne. - Każdy z was połknie jedną, zanim się aportujemy. Ochronią was przed efektami dowcipów. Hermiona stworzyła również więcej monet podobnych do tych, jakich używaliśmy w A.D. Te jednak mają funkcję świstoklików i są aktywowane hasłem, żeby nie mogli ich użyć śmierciożercy. Teraz profesor Moody omówi z wami taktykę bitwy, wcześniej jednak Albus ma pewne pytania.


Dumbledore wstał.


- Tak, chciałbym wiedzieć, czy którekolwiek z was jest śmierciożercą lub planuje zdradzić nas Voldemortowi.


Pełna zdumienia cisza.


- Ja - rozległo się naraz.


- Seamus? - Harry'emu opadła szczęka. - Ale przecież sam jesteś półkrwi! Czemu miałbyś sprzyjać Voldemortowi?


- Lepiej być czystej krwi - odparł Seamus. - Poza tym nienawidzę cię. Nienawidzę Snape'a. Jeśli podczas bitwy przejdę do Voldemorta, pewnie zagwarantuje mi miejsce w swoich szeregach i wybaczy mi moją brudną krew.


Obecni w pokoju mugolacy i czarodzieje półkrwi posłali mu wściekłe spojrzenia.


- W porządku, zabierzcie go - westchnął Harry. - Zamknijcie go w zamku. Nie posyłajcie do Azkabanu! Po bitwie może zdołamy przemówić mu do rozumu.


= kryjówka Voldemorta =


- Przyszły już jakieś wieści?


- Jeszcze nie, panie, choć sądzimy, że niemal jej się udało; dzieciaka nie widziano od przeszło dnia.


- Bardzo dobrze, zaczekamy więc na jej raport. Czy armia jest gotowa?


- Całkowicie, panie. Od kilku dni nie karmiliśmy wilkołaków; są rozwścieczone i żądne krwi.


- Doskonale, mój smoku. Czy straże w Dolinie Godryka o czymś donoszą?


- Żadnych doniesień, mój panie. Cisza i spokój.


= Hogwart =


Późno w nocy wrócili Fred i George Weasley, zmęczeni, ale zadowoleni z wykonanej pracy. Natychmiast poszli na wieżę złożyć raport Dumbledore'owi.


- Gotowe. Wszystko, czego żądaliście, i kilka rzeczy dodatkowo. - Uśmiechnęli się. - A tutaj? Jakieś nowiny?


- Seamus został aresztowany - odrzekł Harry. - Poza tym reszta się przygotowuje.


Bliźniacy unieśli brwi.


- Seamus?


- Skrzaty podrzuciły Veritaserum do napojów podczas spotkania. Kiedy Albus spytał, czy ktoś jest zwolennikiem Voldemorta, Seamus się przyznał.


- Veritaserum?


Dyrektor przytaknął.


- Dopilnowaliśmy, aby przedramię każdego z obecnych zostało sprawdzone na obecność Znaku i wszyscy wypili Veritaserum. Nie zamierzam ryzykować, nigdy więcej.


Bliźniacy pokiwali głowami. Spojrzeli po sobie i równocześnie podwinęli rękawy, pokazując niesplamioną skórę.


- Nie musieliście... - zaprotestował Harry.


- Owszem, musieliśmy - nie zgodził się Fred.


- Nie będziemy wyjątkami - dodał George.


- Ponieważ co do nas też mogliście się pomylić.


- Poza tym mogę się założyć...


- ...że wy też pokazaliście przedramiona, choć jesteście arcywrogami Voldemorta.


Harry uśmiechnął się.


xXxXx


Całkowicie rozbudzony Sevvy usiadł na łóżku, gdy weszli zobaczyć, co u niego, zanim sami poszli spać.


- Co się stało, malutki? - spytał Dumbledore łagodnie.


- Idziecie na bitwę. - Chłopiec pociągnął nosem. - Słyszałem, co ludzie mówią. Powiedzieli, że możecie umrzeć! - Spojrzał oskarżycielsko na Harry'ego.


Dumbledore posadził sobie dziecko na kolanach, Harry zaś usiadł obok nich.


- Musicie mnie zmienić z powrotem w dorosłego - błagał Sevvy. - Chcę wam pomóc!


- Sevvy - powiedział łagodnie Harry. - Sevvy, ty nie chcesz być znowu dorosły. Nie pozwolę ci na to tylko z tego powodu. Poza tym nawet gdybyś tam był, nie mógłbyś mi pomóc. To sprawa między mną a Voldemortem. Nawet tatuś nie będzie w stanie mi pomóc. Ale wiesz co?


Chłopiec uniósł wzrok.


- Co?


Harry uśmiechnął się do niego.


- Cały czas będę myślał o tym, jak bardzo chcesz, żebym wrócił, i jak bardzo cię kocham, i dzięki temu będę silniejszy. Więc pomożesz mi, Sevvy. A może zrobisz dla nas coś jeszcze?


Ciemna główka skinęła z wyczekiwaniem.


- Madame Pomfrey i Molly Weasley zostaną tutaj i zmienią Wielką Salę w wielką salę chorych. Będą potrzebowały mnóstwo pomocy.


Sevvy westchnął.


- Mogę im pomóc - stwierdził. Potem objął rączkami obu starszych czarodziejów. - Chcę, żebyście wrócili, nie chcę, żebyście sobie poszli. - Rozpłakał się. - Boję się.


Harry poczuł, że po policzkach płyną mu łzy, gdy zaś spojrzał na Dumbledore'a, zobaczył w jego brodzie błyszczące krople.


- Ciii, Sevvy - uspokajał dyrektor dziecko, kołysząc je. - Ja wiem. Nie ma nic złego w baniu się, Harry i ja też się boimy. Rozumiesz jednak, dlaczego musimy iść, prawda?


Chłopiec przytaknął i potarł oczy piąstkami.


- Żeby powstrzymać złego pana z twarzą węża, żeby nie zabił jeszcze więcej ludzi - odparł. - Będę dzielny, tatusiu.


- A my będziemy bardzo ostrożni - obiecał Dumbledore. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby do ciebie wrócić.


= kryjówka Voldemorta =


- Mój panie, przyszła wiadomość. Chłopak nie żyje.


Czarny Pan wyprostował się. Oczy rozbłysły mu złowrogo.


- Doprawdy? Jak to się stało?


- Rzuciła go w wierzbę bijącą, panie. Zginął u wejścia do Wrzeszczącej Chaty. Najwyraźniej nie... nie zostało zbyt wiele z jego ciała. Z tego powodu odbędzie się zamknięty, prywatny pogrzeb.


Voldemort wybuchł śmiechem. Zdecydowanie nie był to przyjemny dźwięk, śmierciożercy uznali go jednak za dobry znak. Przynajmniej kiedy się śmiał, Czarny Pan zwykle nie rzucał na nich klątw.


- Ona docenia ironię, muszę jej to przyznać - zachichotał. - To doskonała wiadomość. Idź. Powiedz Draconowi i pozostałym, żeby przygotowali się do wymarszu. Ruszamy na Dolinę Godryka.


KONIEC

rozdziału dwunastego



Rozdział trzynasty



- Sevvy, czy możesz pobiec dla mnie do skrzydła szpitalnego po więcej bandaży, słoneczko?


Chłopiec skinął głową i pobiegł.


Kiedy wrócił, przez chwilę przyglądał się widokowi, jaki zastał.


Z Wielkiej Sali usunięto stoły i ławki. Zamiast nich stały tam teraz całe rzędy łóżek piętrowych. Stół personelu zostawiono, ale stały na nim obecnie wszelkiego rodzaju eliksiry, opatrunki i inne przedmioty, których mogła potrzebować pielęgniarka. Święty Mungo też był w pogotowiu, spodziewano się jednak, że większość rannych członków Zakonu trafi do Hogwartu.


Zadrżał, gdy spojrzał na górę czystych białych prześcieradeł w kącie, które miały służyć do przykrycia zmarłych, jacy niewątpliwie również się pojawią. Pomimo kompetencji pielęgniarki, nie spodziewali się, że zdołają uratować wszystkich.


Zaniósł to, po co go posłano, pielęgniarce, która przyglądała się zapasom eliksirów ze zmarszczonymi brwiami.


- Co się stało? - spytał.


- Bill nie miał zbyt wiele czasu na warzenie - odparła Madame Pomfrey z roztargnieniem - zaś szkoła oczywiście nie posiada na stanie wystarczającej ilości eliksirów uzdrawiających przy tak dużej bitwie. Będziemy musieli ostrożnie rozdzielać zapasy.


Chłopiec spojrzał na równy szereg fiolek. Nie było szans, żeby to wystarczyło, zrozumiał. Bez nich ludzie umrą. Och, to było takie trudne... ale tatuś i Harry zawsze mówili, że czasami trzeba robić rzeczy, których się nie lubi.


- Ja będę warzyć - powiedział cicho.


Pielęgniarka spojrzała na dziecko. Jego niechęć do eliksirów była dobrze znana - i dokładnie przedyskutowana - wśród personelu.


- Słoneczko, to bardzo miło, ale czy jesteś pewny?


Severus przytaknął.


- Mogę je zrobić, Madame Pomfrey. Nie są takie trudne do uwarzenia.


Delikatnie pogłaskała go po włosach.


- Wiem, że jesteś bardzo zdolny, Sevvy, obawiam się jednak, że narazi cię to na stres.


No, a pozwolenie jej na próbowanie uzdrawiania rannych, kiedy eliksiry będą się kończyć, nie jest stresujące? Pokręcił głową.


- Mogę je warzyć - powtórzył. - Zacznę teraz, żeby miała pani świeże partie zanim te się skończą. Mogę tu ustawić kociołki? Nie... nie chcę być sam w lochach...


Miał nadzieję, że nie uzna go za słabeusza, ale naprawdę nie chciał być sam, a już na pewno nie daleko w lochach, gdy tatuś albo Harry mogli zjawić się tutaj ranni... albo gorzej...


Pielęgniarka zgodziła się, po czym zawołała z czterdziestki skrzatów jednego, który wiedział dość, by móc się przydać.


- Czy mógłbyś, proszę, udać się do lochów i przynieść wszystko, czego Severus może potrzebować? A potem pomóc mu się zainstalować w mniej lub bardziej spokojnym kącie?


Wkrótce przygotowywał już składniki. Mimo że przez cały rok nie zajmował się warzeniem, jego palce z łatwością przypomniały sobie dawne umiejętności - praktycznie momentalnie stały przed nim trzy bulgoczące kociołki z eliksirem uzdrawiającym. W dwóch innych miał eliksir uzupełniający krew, a w sześciu gotowała się na wolnym ogniu niebieska maź.


- Co to jest? - spytała madame Pomfrey, gdy podeszła sprawdzić, jak radzi sobie mały mistrz eliksirów.


- Coś bardzo starego - odparł chłopiec, który akurat obiema rękoma mieszał w dwóch kociołkach... w zupełnie inny sposób. - Znalazłem to w starych książkach matki. To coś w rodzaju antidotum na różne mroczne klątwy. Jeśli widać, gdzie klątwa uderzyła, wciera się to w to miejsce. W innych przypadkach rozrabia się z wodą w stosunku jedna porcja mazi na dwie porcje wody i daje do picia.


- Czy ta substancja nie będzie kolidować z innymi eliksirami? - spytała wstrząśnięta pielęgniarka.


- Kiedyś tak było - przyznał. - Ale odkryłem, że odrobina mięty pieprzowej tłumi większość reakcji. I poprawia smak.


Uśmiechnęła się. Nie zdołała się powstrzymać, aby nie zauważyć:


- Nigdy nie przejmowałeś się smakiem eliksirów.


Ponownie zamieszał.


- Nie przejmowałem się wieloma rzeczami, jak byłem dorosły, prawda?


Chociaż była bardzo zajęta, stanęła za nim, żeby potargać mu włosy i pocałować go w czoło.


- Pamiętaj po prostu, że bardzo cię kochamy - powiedziała, po czym pośpiesznie odeszła.


Musiał przywołać skrzata jeszcze trzy razy, aby przyniósł mu fiolki z lochów. Gdy przelewał do buteleczek niebieską maź, potężne zamieszanie i znajomy błysk świstoklików ogłosiły przybycie pierwszych rannych.


Cieszył się, że nie stoi na tyle blisko, żeby widzieć ich rany. Wciąż śnił koszmary o Lucjuszu Malfoyu i nie miał ochoty oglądać całej tej krwi. Skrzaty domowe nieustannie biegały po Wielkiej Sali, opatrywały rannych, zabierały eliksiry, których potrzebowała pielęgniarka. Zapasy kończyły się w zatrważającym tempie, więc Severus nastawił kolejne mikstury.


Komnata powoli wypełniła się ciężej i lżej rannymi. Po lewej ułożyli tych, którzy byli w lepszym stanie: mieli połamane kości, obficie krwawiące rany i pomniejsze klątwy. Jego maź działała tam cuda i wiele z tych osób było w stanie po kuracji wrócić na pole bitwy.


Ręce zaczęły go bardzo, bardzo boleć od całego tego mieszania, a w palcach chwyciły go skurcze od krojenia składników.


- SEVERUSIE! - krzyknęła naraz madame Pomfrey. - Czy możesz uwarzyć Szkiele-Wzro? Używają jakiejś klątwy, która łamie kości na kawałeczki.


Skinął głową ze znużeniem. Molly Weasley podeszła do niego, gdy trzęsącymi się dłońmi próbował posiekać składniki.


- Dziecko, nie możesz warzyć w takim stanie! - zawołała.


- Muszę - odparł, spoglądając na nią, wyczerpany. - Słyszałem o tej klątwie. Znam taki eliksir... potrzebuję więcej składników... - wymamrotał.


Molly przywołała dwa skrzaty.


- Pomóżcie mu, proszę - powiedziała. - Przynieście mu składniki, które wymieni, i przygotujcie je tak, jak was poinstruuje. Nikt inny nie może warzyć, nie wybaczę sobie jednak, jeśli on się przewróci ze zmęczenia.


- Poradzę sobie, pani... pani Weasley. - Musiał ją o tym przekonać. Ojciec i brat nie pozwolili mu wziąć udziału w bitwie; w porządku. Ale nie pozwoli odebrać sobie jedynej przydatnej rzeczy, jaką MÓGŁ robić.


- Usiądź, wypij trochę soku, zjedz kanapkę - poleciła mu surowo - podczas gdy Manny i Piry będą przygotowywać składniki. Mówię poważnie, Sevvy.


Widząc, że skrzaty są jak najbardziej w stanie poradzić sobie z podstawowymi składnikami zgodnie z książką, chłopiec pozwolił sobie na kilka chwil odpoczynku. Potem znowu wskoczył na stołek i zajął się bardziej skomplikowanymi przygotowaniami oraz warzeniem samym w sobie.


Kiedy warzył, widział, jak pojawiają się znajome twarze. Hagrid. Bill. Ktoś sprowadził Neville'a, który w rękach wciąż trzymał odciętą głowę Bellatriks Lestrange. Severus odwrócił wzrok - było mu niedobrze. Wciąż jednak nie było śladu po jego ojcu i bracie.


Wtedy, nagle, akurat gdy skończył, szum magii wypełnił powietrze. Chłopiec poczuł ból, jakiego nie czuł nigdy wcześniej, nawet pod Cruciatusem, i przewrócił się do tyłu, krzycząc.


- SEVVY! - usłyszał głosy madame Pomfrey i Molly Weasley. Kobiety podbiegły do niego.


Całe jego ciało płonęło. Było rozdzierane na kawałki. Każdy najdrobniejszy fragment bolał. Bolał. BOLAŁ! Zwijał się w konwulsjach, próbując uciec od bólu, mgliście świadom rąk, które próbowały go przytrzymać.


A potem wszystko spowiła czerń.


Pół godziny później do Wielkiej Sali przybył za pomocą świstoklika wysmarowany krwią, całkowicie pokryty brudem Dumbledore, trzymający w ramionach Harry'ego Pottera.


- Poppy! - zawołał.


- Albus! Dzięki Merlinowi... Och nie, Harry... Chodź za mną, szybko.


Dyrektor był zaskoczony, że pielęgniarka prowadzi go do skrzydła szpitalnego.


- Połóż go na tym łóżku, Albusie - poleciła, kiedy dotarli na miejsce.


Starszy pan usłuchał. Poppy zaczęła rzucać na Harry'ego zaklęcia diagnostyczne, a chwilę później Dumbledore zauważył osobę zajmującą sąsiednie łóżko.


- Sevvy! Co się stało, dlaczego on jest tutaj, co...


Pielęgniarka uniosła wzrok, po czym zaciągnęła dyrektora do drugiego łóżka.


- Chodź, Albusie. Harry cierpi na magiczne i fizyczne wyczerpanie. Skrzat go umyje i zajmie się jego lekkimi ranami. Harry na pewno będzie spał sporo czasu, ale nic mu nie będzie.


Dumbledore skinął głową, nieco uspokojony.


- Sevvy? - spytał następnie.


Pielęgniarka wzięła chłopczyka na ręce i umieściła go w ramionach dyrektora, później zaś wskazała mu wygodne krzesło.


- Severus znowu rośnie, Albusie - odparła cicho. - Klątwa znikła. Zajmie to kilka dni, ale jego ciało już zaczęło przybierać dorosłą formę. Dałam mu eliksir bezsennego snu, ponieważ niewątpliwie bardzo by w tym czasie cierpiał.


Dumbledore kołysał bezwładne ciało.


- Oczywiście - szepnął. - Nigdy nie zdaliśmy sobie sprawy... Harry pokonał Toma - wyjaśnił.


Oczy pielęgniarki rozbłysły.


- Naprawdę? On odszedł? Na dobre?


- Tak, odszedł. - Dyrektor uśmiechnął się, patrząc na jedyne zajęte łóżko. - Aczkolwiek odbędę z tym młodym człowiekiem, kiedy wydobrzeje, długą rozmowę na temat uganiania się za Czarnymi Panami bez żadnej pomocy. - Potem spojrzał na nieruchomą figurkę w jego objęciach. - Nigdy nie pomyśleliśmy, że klątwa może zniknąć, gdy Tom zostanie pokonany - stwierdził ze skruchą.


- Stracilibyśmy dzisiaj wiele żywotów bez niego - powiedziała Pomfrey, gładząc ciemne włosy. - Warzył jak szalony. Wiesz, jak bardzo tego nie znosi, ale robił to. Gdyby nie on, stracilibyśmy znacznie więcej osób. Teraz możemy tylko czekać, Albusie. Oni obaj zostaną tutaj; możesz zostać razem z nimi, o ile obiecasz, że się doprowadzisz do porządku, zjesz coś i prześpisz się na którymś z pustych łóżek.


Dumbledore pokręcił głową.


- Powiększ łóżko Sevvy'ego. Zostanę z nim; nie chcę, aby cierpiał, jeśli eliksir przestanie działaś wcześniej.


Po szybkiej wizycie kominkiem w Wielkiej Sali, podczas której sprawdziła, czy wszystko jest tam pod kontrolą, pielęgniarka po raz ostatni zbadała Harry'ego. Gdy do sali chorych wrócił dyrektor, również na niego rzuciła zaklęcie diagnostyczne, następnie zaś wskazała mu łóżko, które miał dzielić z synkiem.


- Co się stało, Albusie? - spytała. - Sevvy nagle wpadł w konwulsje jakąś godzinę temu. Czy to właśnie wtedy Harry zabił Sam Wiesz Kogo?


Dumbledore przytaknął, układając dziecko wygodniej w swoich objęciach.


- Tak, to było to. Bitwa trwała całkiem sporo czasu. Kiedy przybyliśmy do Doliny Godryka, wciąż panował spokój...


KONIEC


rozdziału trzynastego



Rozdział czternasty


- Z początku niczego nie widzieliśmy. Wszyscy zażyliśmy antidotum na dowcipy Freda i George'a; nie polecałbym go nikomu, naprawdę muszą coś zrobić z tym smakiem. Bliźniacy byli na tyłach, gromadzili magię, aby aktywować pułapki, gdy tylko zjawi się armia. Harry był przy mnie. Wszyscy się ukryliśmy i czekaliśmy. Kiedy pojawił się Tom, zorientowaliśmy się, że on i jego podwładni byli wcześniej w Dolinie Godryka. Aportowali się tam.


Dumbledore mocniej przytulił Sevvy'ego, który już zaczął rosnąć i miał w tym momencie jakieś dwanaście lat.


- Sądzę, że bliźniacy byli zmęczeni jego chełpieniem się za każdym razem, gdy miał wziąć udział w walce. Ledwie otworzył usta, uruchomili jedną z pułapek, która znajdowała się tuż za nim. - Zachichotał nieoczekiwanie. - To było coś w rodzaju wybuchowego Incendio wydającego dźwięk podobny do mugolskiej pierdzącej poduszki, a poza tym wypuszczającego płomienie. Tom pisnął z KOMPLETNYM brakiem godności - parsknął - a jego śmierciożercy gapili się na niego z minami mówiącymi: "Co jest? Czyż nie miałeś być nieustraszony?". Bezcenne. Tom był wściekły, oczywiście. Wrzasnął tylko: "Do ataku!", bez żadnych dokładnych rozkazów jak, kto, gdzie, kiedy. Jeśli miał na myśli jakąkolwiek strategię, praktycznie wyrzucił ją do śmieci. Tym lepiej dla nas, jako że Alastor MIAŁ przemyślaną strategię...


Pielęgniarka prychnęła. Każdy jeden członek Zakonu miał tę strategię wbitą do głowy. Stary auror z trudem powstrzymał się od użycia Imperiusa, aby mieć pewność, że wszyscy zrobią to, co do nich należy.


- Śmierciożercy wraz z wilkołakami posłusznie ruszyli do przodu. Wówczas Fred i George wysadzili w powietrze pole, które przygotowali wcześniej. Powiedziałbym, że nawet połowa śmierciożerców i wilkołaków nie umknęła tej zasadzce niezraniona. Fred i George celowo zatrzymali Remusa przy sobie, ponieważ pułapka składała się z torebek wypełnionych sproszkowanym srebrem i przytwierdzonych do nich fajerwerków. Kiedy je odpalili, wiele wilkołaków zostało tym obsypanych... - Skrzywił się. - Paskudny widok. Fenrirowi Greybackowi dostała się największa porcja proszku. On... spłonął... na naszych oczach. Wiele innych zostało ciężko poparzonych. Remus nie mógł na to patrzeć. Fred i George powiedzieli mu, żeby nie wchodził na to pole, ponieważ osiadł tam ów proszek, sądzę jednak, że był zbyt wstrząśnięty, aby rzucić się na wilkołaki. Śmierciożercom oczywiście srebro krzywdy nie zrobiło, lecz wielu z nich zraniły oszalałe z bólu wilkołaki. Byli bardzo, bardzo rozeźleni i zaczęli rzucać klątwy w naszą stronę. Właśnie wtedy bliźniacy wystrzelili z różdżek iskry na dwóch rogach tego, co wcześniej było ulicą, i aktywowała się wielka tarcza. Wytrzymała tylko parę minut, dała nam jednak czas na zajęcie pozycji. Voldemort już wtedy widział Harry'ego... - Starszy pan przełknął ślinę. - Harry spojrzał na mnie, podziękował mi za wszystko i uciekł. Krzyczałem za nim, aby wrócił, lecz on ignorował wszystko i biegł do ruin domu Jamesa i Lily.


Poppy zmarszczyła brwi.


- Czy nie taki był plan?


Dyrektor energicznie pokiwał głową.


- TAK! Ale nie bez wsparcia! W tamtej chwili obie strony były już podzielone na małe grupki i trwały pojedynki. On zaś po prostu przebiegł między nimi, z rzadka rzucając zaklęcia, aby zapewnić sobie bezpieczną przeprawę, po czym wbiegł prosto na trzech dementorów. - Zerknął na wciąż śpiącego nastolatka. - Ależ będzie miał szlaban!


Poppy wybuchnęła śmiechem.


- O tak, "Prorok" będzie miał w związku z tym używanie: "Bohater czarodziejskiego świata odbywa szlaban za wypełnienie przeznaczenia".


- W każdym razie pobiegłem za nim - ciągnął Dumbledore, ignorując pielęgniarkę - i tuż przed tym, jak się tam znalazłem, przywołał najpotężniejszego Patronusa, jakiego w życiu widziałem. Nigdy nie widziałem tak szybko uciekających dementorów. Dobrze jednakowoż, że bliźniacy wynaleźli coś przeciwdziałającego efektom ich dowcipów, w przeciwnym przypadku mielibyśmy wielkie problemy; to były potężne i sprytne czary. Próbowałem podążać za Harrym, uwagę moją zwrócił jednak Neville, który walczył równocześnie z Bellatriks i Draconem. Draco był bliżej mnie i miałem z nim porachunki z uwagi na jego próby zabicia Sevvy'ego... Nie miał ze mną żadnych szans.


Pielęgniarka sapnęła.


- Albusie! Ty... ty tego nie zrobiłeś!


- Nie zabiłem go, nie - zapewnił starszy pan ze znużeniem. - Wiem, że również ja jestem odpowiedzialny za to, jak wielu Ślizgonów przeszło na stronę Toma. Gdyby nie Severus, stracilibyśmy ich jeszcze więcej. Nie, nie zabiłem Dracona. Spetryfikowałem go, nałożyłem na niego zaklęcie zamykające i zostawiłem go aurorom. Chciałem pomóc Neville'owi z Bellatriks, lecz on powiedział mi, że mam się wycofać i jemu ją zostawić. Już go potem nie widziałem...


- Jest tutaj - wyjaśniła madame Pomfrey. - Zjawił się tu z głową tej wiedźmy w rękach. Eliksir Severusa pozwolił go tymczasowo ustabilizować, nie jestem jednak pewna, czy przeżyje. Powinieneś był widzieć jego minę: smutna i triumfująca zarazem.


- Wyobrażam sobie. - Dumbledore westchnął. - Widziałem wiele osób walczących i umierających, gdy szukałem Harry'ego. Znalazłem go wreszcie, jego i Toma, w ruinach tego domu. Osłony, które dla niego zrobili Fred i George, działały i nie mogłem do niego podejść!


Jego twarz wyrażała frustrację; pielęgniarce zrobiło się go żal.


- Już mu nic nie jest, Albusie, przeżył i niebawem będzie cały i zdrowy - uspokajała go.


Dyrektor wypuścił wreszcie z płuc powietrze, które nieświadomie zatrzymał.


- Wiem, moja droga. Lecz było to naprawdę okropne, widzieć ich, a nie być w stanie pomóc.


- Jak on go pokonał, Albusie?


- Nie... jestem pewny. Walczyli przez dłuższy czas i żaden nie miał przewagi. Tom nieustannie z niego drwił, lecz Harry nie reagował. Sprawiał wrażenie tak skupionego, tak bez reszty skoncentrowanego na tym, co musiał zrobić, że nie widział niczego poza Tomem. Tom bombardował go starożytnymi, rzadkimi, potężnymi zaklęciami, chyba wszystkim, co przyszło mu na myśl. Wyraźnie wierzył w naszą bajeczkę o śmierci Sevvy'ego; ciągle dręczył tym Harry'ego. Sam miałem problemy z zachowaniem spokoju, chociaż wiedziałem, że Sevvy'emu nic nie jest, Harry jednak nawet nie drgnął. Wciąż był skupiony na osłonach, na odpieraniu i unikaniu klątw.


Dumbledore westchnął i przytulił bezwładne ciało młodszego - starszego - syna mocniej.


- Wtedy Harry rzucił Expelliarmus.


Poppy wytrzeszczyła oczy.


- Takie proste zaklęcie?


- Tak, takie proste zaklęcie. Gdy jednak rzuci się je celnie i mocno, można dzięki niemu osiągnąć znacznie więcej, niż ludzie sądzą. Tom był zbyt arogancki: przepuścił je. Różdżka wypadła mu z dłoni i poleciała ku Harry'emu, który ją złapał. Tom, naturalnie, mógł być arogancki, nie był jednak głupi. Miał przy sobie jeszcze jedną różdżkę. Myślałem... myślałem, że serce przestanie mi bić, kiedy zaczął wymawiać klątwę uśmiercającą, lecz Harry wziął wtedy obie różdżki w jedną rękę i zaczął recytować słowa po łacinie; nigdy wcześniej nich nie słyszałem! Jest tyle rzeczy, których chciałbym się dowiedzieć, gdy się obudzi... W każdym razie powiedział: Vox duos profugus vestri animus pro infinito. To nawet według mnie nie brzmi jak poprawna łacina, jednak różdżki... różdżki jakby stopiły się w jedną i posłały w Toma promień światła. Nigdy nie widziałem, aby tyle zaklęć zaczęło działać jednocześnie; wyglądało to prawie jak Priori Incantatem; Tom został zaatakowany przez swoje ofiary. Różdżki lśniły, podobnie jak Harry, czystą potęgą tego zaklęcia. Nad polem bitwy rozległa się pieśń feniksa, głośniejsza niż kiedykolwiek słyszałem. I w końcu promień trafił Toma w pierś. A on... on... on się zmienił, Poppy. To chyba był najtrudniejszy moment. Cofnęła się każda transformacja, jaką przeszedł, i znowu był tym młodzieńcem, który się tu uczył. Wiem, że kierował się ku ciemnej stronie już kiedy tu był, mimo wszystko jednak... Wiem, że Harry też był tym wstrząśnięty, lecz nie ustąpił. Wreszcie Tom krzyknął raz jeszcze i jego martwe ciało padło na ziemię. - Dumbledore załkał. - To było najtrudniejsze, Poppy, widzieć go znowu jako chłopca i przypomnieć sobie, że nie uratowałem go, że nie zdołałem go uratować.


Pielęgniarka przytknęła mu fiolkę do ust i stary czarodziej zapadł w tak bardzo potrzebny mu sen.


xXxXx


Harry powoli otworzył oczy. Był... niemartwy. Nie zdołał powstrzymać jęku, gdy zorientował się, że leży na swoim zwykłym miejscu w sali chorych.


- Harry?


Ktoś zabrał mu okulary. A teraz oczekiwał, że Harry go rozpozna? Jaaaaasne...


- Ooooooo...


Szklanka znalazła się przy jego spękanych wargach i nastolatek zaczął chciwie pić. Po zaledwie kilku łykach zabrano mu napój. Jęknął, rozczarowany.


Chichot, który rozległ się nad nim, podpowiedział mu, kto z nim jest. Plus łaskotanie białej brody. Westchnął.


- Mam kłopoty, co nie?


Nagle znalazł się w objęciach.


- Och, Harry... Tak się cieszę, że jesteś bezpieczny i że wygraliśmy bitwę, że nie sądzę, abym był w stanie cię złajać w najbliższym czasie.


- Podaj mi okulary, proszę?


Świat nagle nabrał ostrości.


- Ron? Miona?


- Bezpieczni. - Dumbledore wiedział, że będzie musiał w którymś momencie powiedzieć synowi, że Hagrid nie żyje, uznał jednak, że to nie jest właściwa chwila.


Harry nie musiał pytać o Voldemorta. Wiedział.


- Sevvy?


Dyrektor pomógł mu wstać.


- Harry... kiedy Tom umarł... zaklęcie... rozproszyło się.


Harry patrzył na niego, nie rozumiejąc, co słyszy.


- Rozproszyło się? Znaczy...


- Tak, Harry. Severus ponownie jest dorosły.


Dumbledore zerknął na posłanie obok Harry'ego, gdzie leżał Severus, wciąż nieprzytomny, teraz jednak na powrót całkowicie dorosły.


- On tego nie chciał - szepnął nastolatek.


- Wiem - odparł dyrektor, który delikatnie gładził Severusa po włosach. - Nic jednak nie możemy z tym teraz zrobić.


Harry z trudem przełknął ślinę.


- Znowu będzie mnie nienawidzić - stwierdził żałośnie.


Stary czarodziej pokręcił głową.


- Tego jeszcze nie wiemy - zauważył. - Nie wiemy, ile będzie pamiętał i jaki to będzie miało na niego wpływ. Powiem ci jednak, Harry, że on będzie bardzo niepewny, nawet bardziej, niż kiedy miał sześć lat. Tylko że prawdopodobnie nie będzie tego okazywał.


Harry wstał i usiadł przy swoim bracie.


- Nic mu nie będzie? Czemu się nie obudził?


- Jego ciało wyczerpał powrót do pierwotnej postaci. To mu sprawiło sporo bólu. - Dumbledore usiadł po drugiej stronie łóżka. - Poppy mówi, że obudzi się za parę godzin.


Harry skinął głową.


Dyrektor pochylił się i pocałował pogrążonego we śnie syna w czoło.


- Spodziewają się nas w Wielkiej Sali, Harry. Musimy złożyć oświadczenie prasie i temu podobne. Konieczne następstwo. - Przewrócił oczami.


Harry skrzywił się.


- Po Grindelwaldzie też tak było?


Dumbledore westchnął dramatycznie.


- Nawet nie masz pojęcia. Lepiej do nich chodźmy, bo inaczej oni przyjdą tutaj i zakłócą odpoczynek Severusa.


Harry szybko wrzucił na siebie jakieś szaty.


- No to miejmy to już za sobą - uznał - żebyśmy mogli być z Sevvym... z profesorem Snape'em... kiedy się obudzi. Proszę, powiedz mi, że Rity Skeeter tu nie ma...


Dyrektor roześmiał się.


- Obawiam się, że jest, Harry.


Harry uśmiechnął się cierpko, po czym ujął w dłoń rękę brata. Dumbledore wziął drugą.


- Spokojnych snów, Severusie - powiedział Harry cicho. - Niedługo wrócimy. Obiecuję, że zawsze będę twoim bratem.


- Ja zaś waszym ojcem - dodał stary czarodziej z uśmiechem.


- No cóż - Harry przywołał całą swą gryfońską odwagę - chodźmy stawić czoła dzikim bestiom, co nie?


Uspokojony wiedzą, że obaj jego chłopcy przeżyli wojnę, Dumbledore podążył za Harrym na spotkanie ze zgromadzonymi dziennikarzami.




KONIEC









Oryginał: Six Years to Life: There and Back Again

Autor: Laume

Do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/2896944/10/Six_Years_to_Life_There_and_Back_Again

Tłumaczenie: akumaNakago

Do tłumaczenia: http://www.fanfiction.net/s/7553080/10/Znowu_miec_szesc_lat_Tam_i_z_powrotem

Tłumaczenie za zgodą autorki

Rated: T - Polish - Drama/Hurt/Comfort - Harry P. & Severus S.


Tłumaczenie z języka angielskiego, ostatnia część trylogii "Znowu mieć sześć lat". Voldemort nie żyje, wojna się skończyła, Severus znów jest dorosły. Pokój to jednak niekoniecznie zawsze spokój, a dorośli też miewają problemy. Często bardzo poważne.



Znowu mieć sześć lat: Tam i z powrotem



Rozdział pierwszy



Ciemność. Zimno. Wilgoć. Kamień.


Zadrżał. Podłoga była twarda. Powoli otworzył oczy i wzrok jego padł na trzy ściany położone zbyt blisko siebie, aby zapewnić komfort, i żelazne pręty odgradzające pomieszczenie od korytarza. Bez wątpienia zaczarowane. Maleńkie okno wysoko w murze.


Ach. Luksusowa cela.


Już wiedział, gdzie się znajduje.


Azkaban.



KONIEC

rozdziału pierwszego



Rozdział drugi



- Panie Potter, w jaki sposób pokonał pan Sam Wiesz Kogo?


Harry przewrócił oczami.


- Użyłem zaklęcia - odparł prosto.


- Którego? - naciskał dziennikarz.


- Pewnego starożytnego czaru. - Harry nie był skłonny wyjaśniać dokładnie. - Nie zaprzątajcie nim sobie głowy, można go użyć tylko w wyjątkowych okolicznościach.


- Takich jak? - rzuciła Rita Skeeter.


- Tak, takich jak.


- Uważa się pan zatem za dostatecznie wyjątkowego, aby...


Harry miał ogromną ochotę rzucić pierwszą lepszą klątwę, kiedy nagle pojawiła się przy nim Hermiona ze słoikiem w ręce.


- Harry jest bardzo wyjątkowy, chociaż odmawia zgodzenia się z tym faktem. - Młoda wiedźma uśmiechała się słodko do szybko blednącej reporterki. - Odnoszę jednak wrażenie, że wspomniał o okolicznościach, nie o sobie.


- O... oczywiście - wyjąkała Skeeter. - Zatem, Harry... teraz, kiedy Sam Wiesz Kto został pokonany... skoncentrujesz się na ustatkowaniu? Randkach, małżeństwie?


- Proszę pani, pokonałem Voldemorta ledwie wczoraj - zauważył Harry. Zbiorowe wzdrygnięcie niemal wszystkich zgromadzonych zirytowało go. - Och, na litość Merlina, ludzie! On nie żyje! W każdym razie pokonałem go zaledwie wczoraj i obudziłem się jakieś półtorej godziny temu. Pani zdaniem ile czasu miałem, żeby zaprosić kogokolwiek na randkę?


Parę osób zachichotało.


- A co ze Snape'em, panie Potter?


Harry zmrużył oczy.


- Co z nim?


Dziennikarz przez chwilę się wiercił, w końcu jednak zadał pytanie:


- Słyszeliśmy różnego rodzaju plotki... Nie widziano go od roku... To śmierciożerca, było nie było.


- Nie! - warknął Harry. - Mój brat nie jest śmierciożercą!


Salę wypełniły sapnięcia.


- B... brat? - wydukał reporter.


Harry usiadł na podwyższeniu i podparł głowę rękoma.


- Dobra... No to od początku. Severus szpiegował dla Zakonu Feniksa przez wiele, wiele lat, od czasów pierwszej wojny.


- Naprawdę? Słyszeliśmy, że twierdził tak tylko po to, żeby ratować skórę. - Skeeter zmarszczyła brwi.


Hermiona kaszlnęła i wymownie pokazała dziennikarce palcem trzymany przez siebie słoik.


- To nieprawda - odparł Harry zimno. - Albus Dumbledore za niego poświadczył. Profesor Snape wielokrotnie ratował mi życie w minionych latach. W zeszłym roku, na początku lata, Voldemort odkrył, że Severus jest szpiegiem, i ukarał go bardzo niezwykłym zaklęciem. Zmienił go z powrotem w sześciolatka.


Komnata eksplodowała szeptami, okrzykami zaskoczenia i innymi reakcjami, które w ludziach wywołuje konfrontacja z niespodziewanym.


- Gdybyście się wszyscy zamknęli, mógłbym skończyć opowiadać. - Harry powoli tracił cierpliwość. - Wakacje spędził ze mną i obaj wróciliśmy do Hogwartu pod koniec sierpnia. Potem mieszkał ze swoim opiekunem, dyrektorem, i chodził na niektóre lekcje.


- Czy to prawda, że on i jego Mała Liga pokonali gryfońską drużynę quidditcha? - spytała jakaś młoda wiedźma.


Harry jęknął.


- Tak, to prawda. Moi koledzy z zespołu całymi tygodniami nie chcieli ze mną rozmawiać, ponieważ jestem trenerem Małej Ligi.


Zgromadzone osoby uśmiechnęły się szeroko, a Harry posłał przepraszające spojrzenie zawodnikom Gryffindoru, których zauważył.


- Ale dlaczego nazywasz go bratem? - dochodziła Skeeter, marszcząc nos z obrzydzeniem.


- Bo nim jest - wyjaśnił Harry spokojnie. - Obaj zostaliśmy adoptowani przez Albusa Dumbledore'a. To w świetle prawa czyni nas braćmi. Dla mnie jednakże staliśmy się braćmi w ubiegłe wakacje. Teraz zaś, jeśli wybaczycie, martwię się o Severusa, którego przemiana z powrotem w dorosłego była bolesna i wyczerpująca, i który jeszcze się po niej nie obudził.


- Jaki rodzaj związku planujesz mieć z nim teraz? - zawołała za nim tępa Rita Skeeter, tonem doskonale dając do zrozumienia, co ONA myśli o ich związku.


Harry odwrócił się; cały wręcz emanował magią. Skeeter pisnęła, zmieniła się w żuka i próbowała uciec.


- Accio animag żuk. - Hermiona uśmiechała się złośliwie, łapiąc wyrywającego się owada i pakując go do słoika. - Zajmę się nią, Harry - zapewniła. - Idź, zobacz się z Severusem.


Pozostali dziennikarze mądrze trzymali usta zamknięte i zajmowali się pisaniem swoich artykułów.


xXxXx


- Denerwujesz się, Harry? - Dumbledore objął podopiecznego ramieniem.


Chłopak skinął głową.


- Stanięcie twarzą w twarz z Voldemortem nie było nawet w połowie tak przerażające - przyznał cichutko. - Znoszenie tych głupich reporterów też.


Dyrektor westchnął.


- Nawet nie mogę ci obiecać, że wszystko będzie dobrze - zauważył posępnie. - Nie mam pojęcia, jak on zareaguje ani ile będzie pamiętał. Będę przy tobie, przy was obu, wiesz o tym, Harry.


Młody Wybraniec uśmiechnął się blado.


- Wiem. Pośpieszmy się, nie chcę, żeby obudził się sam.


Kiedy weszli do sali chorych, parę chwil zabrało im ogarnięcie wzrokiem pobojowiska.


Wszędzie leżały fiolki po eliksirach. Resztki magii pokrywały niemal wszystko. A na podłodze leżała Molly Weasley, zakneblowana i unieruchomiona zaklęciami.


Dumbledore szybko ją uwolnił, po czym uderzył Harry'ego w rękę, gdy chłopak sięgał po różdżkę, aby pomóc matce przyjaciela.


- Żadnej magii! - powiedział stary czarodziej, którego pobladła twarz wyrażała niepokój.


- Gdzie jest Severus? - Harry w panice rozglądał się po pustych łóżkach.


Molly usiadła i wybuchnęła płaczem.


- Och, Albusie, Harry, tak mi przykro, próbowałam ich powstrzymać, ale było ich pięciu i nie mogłam...


Harry poczuł, jak uginają się pod nim kolana. Osunął się na podłogę, szczęśliwie unikając leżącego wszędzie szkła.


- Co się stało, Molly? - spytał Dumbledore łagodnie.


- K... Knot... i a... aurorzy - wyszlochała. - Powiedzieli, że zgarniają śmierciożerców. Za... zabrali go! Próbowałam...


Nie wymówiła już ani słowa więcej, ale to im wystarczyło. Oczy Harry'ego pociemniały i rozbłysły mocą mimo jego magicznego wyczerpania.


- Knot - warknął.


Dumbledore położył mu dłonie na ramionach.


- Spokojnie, Harry. Opanuj się. Idziemy do Ministerstwa, sprowadzimy go z powrotem! - Kiedy nastolatek jak burza wypadł z komnaty, stary czarodziej mruknął do siebie: - A ja powieszę Knota za palce u nóg, jeżeli mojemu chłopcu choćby włos spadł z głowy...


xXxXx


W Ministerstwie było raczej pustawo. Większość personelu pracowała przy sprzątaniu niedawnego pola bitwy. W budynku została zaledwie garstka.


Korneliusz Knot nie brał udziału w walce. Po pierwsze dlatego, że nie należał do najpotężniejszych czarodziejów, a po drugie, bo twierdził, że nie ma żadnego dowodu na to, iż Voldemort uderzy właśnie tam.


Teraz z triumfalnym uśmieszkiem gapił się na dwójkę stojącą przed jego biurkiem.


- Tym razem nie możesz go uratować, Dumbledore. - Błysk w jego oczach był wręcz obrzydliwy. - To śmierciożerca.


- Gdzie on jest? - spytał Harry ostro.


- Ależ w Azkabanie, oczywiście, tam gdzie jego miejsce - odparł niesamowicie z siebie zadowolony Minister.


- Wypuść go! - wrzasnął Harry.


- Mój chłopcze - rzekł Knot protekcjonalnie - nie mogę tego zrobić. Śmierciożercy zasługują na karę. Dementorzy odeszli, dlatego nadal dyskutujemy, czy ich stracić, czy nie, ale w najlepszym wypadku on spędzi tam resztę życia. Bądź wdzięczny, że jest jedna osoba nastająca na ciebie mniej. Dbam o twoje bezpieczeństwo.


Przez moment Harry naprawdę spodziewał się, że Knot wyciągnie rękę, aby Gryfon mógł ją pocałować. Możliwe jednak, że nawet Minister zdołał się zorientować, iż w takim przypadku straciłby tę rękę.


- Przedstawiłem dowody na jego procesie całe lata temu, świadczące o tym, że on jest moim szpiegiem. - Oczy Dumbledore'a błyszczały mocą. - To się nie zmieniło. Wypuść go.


- Obawiam się, że to niemożliwe - rozległ się cienki, przymilny głosik.


Harry z nienawiścią zmrużył oczy. Do gabinetu weszła Dolores Umbridge.


- Adoptował go pan, dyrektorze. To oznacza, że on jest teraz pana synem, toteż pana dowody obecnie uznawane są za nieważne. Zeznania członków rodziny w tego rodzaju sprawach nie są uznawane przez sąd.


Harry zakrztusił się.


- Wy... wy WIECIE, co on zrobił! WIECIE o całym jego cierpieniu i ofiarach, jakie poniósł podczas wojny z Voldemortem!


Oboje wzdrygnęli się, lecz pozostali nieugięci.


- Nie możemy go wypuścić. Dam wam znać, czy zostanie stracony, czy nie; jeśli zostanie, będziecie mieć prawo do ostatniej wizyty jako członkowie rodziny. A teraz mam pracę; możecie nie zdawać sobie z tego sprawy, ale po bitwie takiej, jaką wszczęliście, jest mnóstwo administracyjnej roboty.


Widząc, że niczego nie osiągną, Dumbledore chwycił Harry'ego za rękę i wyprowadził go z gabinetu Ministra.


- Czemu zwyczajnie nie wywaliliśmy ich przez ścianę? - syknął wściekły nastolatek.


- Ponieważ gdybyśmy to zrobili, nie byłbyś dłużej bohaterem czarodziejskiego świata, mój chłopcze. Byłbyś chłopcem z wybujałym ego, który zabił Ministra, walcząc o władzę. Musimy znaleźć sposób na ukazanie niekompetencji Knota i w ten sposób się go pozbyć.


- Ale Severus! Nie możemy go tam zostawić, nawet jeśli go nie stra... - Harry przełknął szloch. - Będzie myślał, że go opuściliśmy!


Dyrektor poklepał go po ramieniu.


- Wiem, dziecko. Powiedz mi, Harry. - Chwycił nastolatka za rękę i spojrzał na niego z powagą.- Czy jesteś gotowy stracić wolność zaraz po tym, jak ją odzyskałeś? Czy jesteś gotowy znowu być ściganym? Kolejny raz żyć w ukryciu?


Harry patrzył na niego wyzywająco.


- Dla Severusa tak!


Dumbledore uśmiechnął się.


- Zbierz więc swoich najbardziej zaufanych przyjaciół. Musimy wszystko zaplanować i musimy się pospieszyć. Korneliusz nie będzie zwlekał z przesądzeniem losu Severusa, teraz, kiedy już wie, jak bardzo chcemy go odzyskać.


KONIEC

rozdziału drugiego



Rozdział trzeci



Gabinet Dumbledore'a wypełniały wygodne krzesła, na których siedziała ponura grupa młodych ludzi. Harry był blady, zdeterminowany i zacięty. Neville miał podobną minę. Fred i George wyglądali na wściekłych. Hermiona płakała cicho w ramię Rona.


- Jak oni mogli to zrobić! - łkała. - On nie zrobił nic złego! Przez wszystkie te lata szpiegował, a w ostatnim roku był tylko małym chłopcem.


Dumbledore przytaknął smutno.


- Obawiam się, że Knot nie odpuści, a to przecież Minister. - Westchnął. - To, oczywiście, śmieszne, że Harry i ja nie możemy zeznawać na korzyść Severusa. Prawda, członkowie rodziny nie są uznawani za bezstronnych, lecz mało który świadek jest! On po prostu chce usunąć Severusa z drogi, zaś Harry'ego i mnie pragnie zdyskredytować za działania niezgodne z jego życzeniami. Straci Severusa zanim zdołamy go wydostać, nawet jeżeli uda nam się usunąć Knota ze stanowiska. To będzie jego ostatni rozkaz.


Harry skinął głową.


- Musimy więc pozwolić się zdyskredytować, podczas gdy ty będziesz pracować nad usunięciem Knota, ojcze. Zamierzam zabrać stamtąd Severusa - zwrócił się do reszty nastolatków - i będę się z nim ukrywać. Przydałaby mi się wasza pomoc, ale musicie pamiętać, że zostaniecie zdyskredytowani wraz ze mną, jeśli mi w tym pomożecie.


Cała piątka uniosła brwi na te słowa.


- Nie bądź głupi - rzucił Fred. - Pewnie, że pomożemy.


- Mamy gdzieś Knota i tę ropuchę - zgodził się George.


Pozostała trójka tylko pokiwała głowami.


- Będziecie to musieli dobrze przygotować - ostrzegł Dumbledore - i nie możecie wrócić do mojego domu letniego. Jeżeli mam stanąć w opozycji do Knota, nie mogą mnie w żaden sposób z tym powiązać. Nie mogą mnie z wami widzieć; muszę liczyć się z tym, że każdy mój krok będzie obserwowany. Nie będę w stanie za bardzo wam pomóc, ewentualnie jedynie poprzez Fawkesa. Będziecie zdani wyłącznie na siebie.


- Jesteśmy członkami Zakonu... - zaczął Fred.


- Poradzimy sobie z tym - dokończył George.


- Wiem, że możecie go stamtąd wydostać i zabrać go w bezpieczne miejsce. On już jednak nie jest tym sześciolatkiem, którego znaliście - przypomniał im dyrektor delikatnie. - Nie wiadomo, w jakim jest stanie. Może pamiętać miniony rok, lecz równie dobrze może go nie pamiętać. Dodajcie do tego, że obudził się w Azkabanie, samotny i niewiedzący, co się stało... - Przygryzł wargę. Chciał sprawiać wrażenie silnego przy nastolatkach i nie dać im do zrozumienia, jak bardzo boi się o syna.


- Wiem - odparł Harry cicho. - Miejmy nadzieję, że wkrótce będziemy mogli wyjść z ukrycia.


Pozostali przytaknęli.


- Skorzystamy z Pokoju Życzeń na czas przygotowań - stwierdzili bliźniacy. - Jutro w nocy go wydostaniemy.


xXxXx


Severus Snape powoli otworzył oczy.


Co się stało?


Rozejrzał się wokół, słaby i oszołomiony. Zaczął poznawać otoczenie.


Azkaban!


Jęknął i zamknął oczy.


Był z Voldemortem... a potem znowu z rodzicami... Nie. Nie z rodzicami.


Voldemort dowiedział się, że Severus jest szpiegiem.


A potem siedział na kolanach Harry'ego, który mu czytał.


Zaraz, tak nie mogło być. Potrząsnął głową, zmieszany. Kiedy niby Potter stał się Harrym? A jednak nie potrafił się już zmusić do myślenia o nim jako o "Potterze".


Mając pięć lat, mieszkał z matką i ojcem. Mając osiem, też mieszkał z nimi.


Gdy jednak miał sześć i siedem lat, mieszkał z Harrym i tatusiem.


Coś tu było nie tak. Harry jeszcze się nie urodził, kiedy Severus miał sześć lat. A te wspomnienia były zbyt silne jak na wspomnienia z dzieciństwa. Może podali mu jakiś wywar odurzający?


Jednak czytający mu głos Harry'ego był taki wyraźny. Widział też Rona, Freda i George'a, którzy grali z nim w quidditcha.


Pojawił się Voldemort. Voldemort? Co będzie, jeżeli go wezwie?


Z wielkim wysiłkiem podwinął rękaw i wybałuszył oczy na gładką skórę. Żadnego Mrocznego Znaku.


- Nie rozumiem - szepnął. - Harry? Tatusiu? Gdzie jesteście? Ojcze?


Próbował znaleźć sens w pozornie nieprzystających do siebie wspomnieniach, które go zalały, i obezwładniły go uczucia.


Zostawili go. Nie potrafił dokładnie zidentyfikować, kim byli ci "oni", wiedział jednak, co się stało. Już go nie lubili.


xXxXx


- Masz to?


- Tak, mam. Ale wciąż nie rozumiem, jak ma nam pomóc kawał gumy.


- Zobaczysz - zapewnił Harry cicho. - Rozwińcie go na ziemi. Upewnij się, że nie leży na niczym ostrym, co mogłoby go przebić.


Bliźniacy usłuchali.


- Inflatus - mruknął Harry.


Hermiona nie okazała zdziwienia, pozostali jednak musieli powstrzymać zaskoczone okrzyki, kiedy nadmuchana guma przyjęła kształt łodzi.


- Nev, jesteś gotowy?


- Gotowy - odparł, lewitując ponton ku wodzie.


- Fred? George?


- Dajcie nam dziesięć minut...


- ...a wszyscy strażnicy będą przy głównej bramie.


- Będziecie mieli około...


- ...piętnastu minut na wejście i wyjście, od momentu, kiedy zobaczycie fajerwerki.


- Ron? Miona?


Wywołana para skinęła głowami, chociaż nikt ich nie mógł zobaczyć.


- Będziemy stać na straży. Jeśli z jakiegokolwiek powodu nie będziecie mogli sprowadzić tu łodzi z powrotem, damy wam znać. Masz monetę?


Harry wyciągnął zza pazuchy łańcuszek, na którym kołysał się galeon Armii Dumbledore'a.


- Mam. Kiedy się rozgrzeje, znaczy, że są problemy i musimy się schować, dopóki nie rozgrzeje się znowu.


Harry z Neville'em wdrapali się do pontonu. Rzucili na niego zaklęcie, żeby też był czarny.


- Lepiej już wyruszmy, jeśli chcemy być na miejscu, gdy bliźniacy zaczną swoją akcję dywersyjną - zauważył Neville, po czym stuknął w łódź różdżką. Ruszyli ku więzieniu na wyspie.


xXxXx


Fred i George powoli zakradli się do bramy na czworakach i w milczeniu, choć byli niewidzialni.


- Pamiętaj, żeby trzymać się z dala od osłon - szepnął Fred.


- Oczywiście, mój bracie. Już prawie czas. Wypuszczamy fajerwerki?


- Zostawiam to tobie, brachu.


Sztuczne ognie eksplodowały wysoko w powietrzu, formując się w napisy: "Potrzebujesz ropuchy? Zawołaj Umbridge", "Knot: zawsze spalony" i "Europarlament? Głosuj na Knota!"


Fred spojrzał na George'a z uniesionymi brwiami.


- No co? - spytał George niewinnie. - Wszyscy wiedzą, że kraje wysyłają swoich najgorszych polityków do Brukseli!


Fred przewrócił oczami.


- Golemy gotowe?


- Gotowe!


Zaczekali, aż spora grupa strażników podbiegnie do bramy, zobaczyć, co się dzieje. Wtedy rzucili w tamtą stronę dwa niewielkie przedmioty.


Przedmioty wybuchły z pyknięciem podobnym do dźwięku aportacji i zmieniły się w dwie postaci w czarnych szatach.


Strażnicy krzyknęli na alarm, po czym ruszyli za postaciami, które tylko biegały w kółko, niczego więcej nie robiąc, dopóki nie zostały ogłuszone i ujęte.


- To... to lalki! Ruchome lalki! - zawołał jeden ze strażników.


Fred i George przybili piątkę.


- Test udany. Przenośne golemy będą najnowszym hitem naszego sklepu.


xXxXx


- Wskaż mi Severusa Snape'a - szepnął Harry.


Jego różdżka skierowała się w górę, w stronę małego okna wysoko w wieży więzienia.


- Tam jest. - Harry skinął na Neville'a. - Podprowadź łódź pod tamto okienko.


Neville umiejętnie pokierował pontonem, a później zaklęciem zatrzymał go w miejscu.


- Są fajerwerki - zauważył. - Harry... co to, na Merlina, jest Europarlament? - spytał ze zdumieniem.


- Niech ci to Hermiona potem wyjaśni - odparł Harry. - Podlewituj mnie, proszę.


- Wingardium Leviosa! - Neville skoncentrował się na unoszeniu Harry'ego coraz wyżej i wyżej, aż do okienka.


- Jest tu! - zawołał Harry tak głośno, jak śmiał. - Trochę niżej, Nev!


Opuściwszy go o pół metra lub może metr, Neville utrzymywał go nieruchomo, kiedy Harry wyjmował z kieszeni cztery dziwne kamienie i przykładał je do muru, formując drzwi.


- Evanesco - rzucił Harry.


Ściana między czterema kamieniami znikła. Dziura była dostatecznie duża, żeby Harry przedostał się nią do środka. Tam z łatwością zauważył skuloną w kącie drżącą postać w szpitalnej koszuli. Podszedł do niej i dotknął ją delikatnie.


- Severusie?


KONIEC

rozdziału trzeciego



Rozdział czwarty




- Severusie?


Brak odpowiedzi.


Harry delikatnie przesunął dłonią po drżących plecach.


- Sevvy, no dalej, spójrz na mnie. Przyszedłem, żeby zabrać cię do domu.


- Idź sobie - rozległ się stłumiony szept mistrza eliksirów. - Harry nie przyjdzie. Harry mnie nienawidzi. Tatuś mnie nienawidzi.


Przerażony Harry szeroko otworzył oczy.


- Severusie, nie, nie nienawidzimy cię, wcale nie! To nie my cię tu wysłaliśmy, tylko Knot! Przyszedłem tak szybko, jak mogłem, naprawdę!


Ale żadnej więcej reakcji nie było.


Harry westchnął, wiedząc, że mają mało czasu, po czym odwrócił mężczyznę.


- Chodź - powiedział. - Idziemy stąd.


Ku jego zaskoczeniu mistrz eliksirów usłuchał z drżeniem i wstał. Z pochyloną głową i zwieszonymi ramionami przypominał Harry'emu Sevvy'ego w pierwszych tygodniach wakacji.


- Podejdź do dziury w murze, zlewituję cię na dół. Neville czeka na nas w łodzi.


Mógł niemal poczuć ukłucie strachu, gdy wyjął różdżkę, Severus jednak tylko stał i czekał.


Prawie życząc sobie usłyszenia, jak mężczyzna znowu z niego drwi, Harry ostrożnie opuścił go do pontonu, gdzie przejął go Neville.


- Mam go - usłyszał. - Teraz ściągnę tu ciebie.


Jednak gdy tylko Neville uniósł różdżkę, Severus nagle ożywił się, rzucił na Neville'a i niewiele brakowało, a wypchnąłby go za burtę.


- Severusie! Przestań! - krzyknął Harry.


Mistrz eliksirów momentalnie zamarł i skulił się w kącie gumowej łodzi, jęcząc.


Neville podniósł się z trudem.


- Moja różdżka wpadła do wody - powiedział Harry'emu. - Możesz się sam sprowadzić na dół?


Harry zastanowił się.


- Czuję się wystarczająco silny - odparł - ale wtedy będziesz musiał użyć mojej różdżki, żebyśmy dopłynęli do brzegu. Nie sądzę, żeby zostało mi aż tyle magicznej energii.


Po tych słowach wycelował różdżką w siebie i łagodnie opadł do łodzi, gdzie wylądował bez większych problemów, zatrzymawszy się po drodze tylko po to, by odzyskać kamienie przymocowane do ściany. Mur znowu był cały.


Podał swoją różdżkę Neville'owi, a następnie na czworakach zbliżył się do jęczącego czarodzieja.


- Ciii, Severusie, wszystko jest w porządku. Już prawie jesteśmy bezpieczni. Zostań z nami, braciszku, no dalej.


Sięgnął do paczki, która znajdowała się w pontonie, i wyciągnął z niej pelerynę. Owinął nią zimne ciało, po czym objął je mocno, aby oddać mu nieco swego ciepła.


Przestraszone, zaskoczone czarne oczy przyglądały się jego twarzy, szukając w niej odpowiedzi na wiele, wiele pytań, które wypełniały oszołomiony umysł.


- Jesteś zdecydowanie zbyt zimny - wyjaśnił Harry z uśmiechem - ale jeszcze nie wszystko za nami. Wkrótce będziemy w domu i trafisz do prawdziwego łóżka z ciepłymi kocami. Potem zrobię ci gorącej czekolady, uwielbiasz gorącą czekoladę, nieprawdaż? i będziesz mógł spać tak długo, jak tylko zechcesz. Kiedy się znowu obudzisz, postaram się pomóc ci znaleźć sens w tym wszystkim, co ci się przydarzyło.


Słyszał głos Harry'ego, widział twarz Harry'ego, ale to nie mógł być Harry, prawda? Harry nienawidził go, Harry nienawidził eliksirów, niemożliwe, żeby tu teraz był.


Ale ten uspokajający ton brzmiał tak znajomo, a ramiona, które go obejmowały, sprawiały wrażenie, jakby to było ich miejsce... NIE!


Nie, to Potter, syn jego arcywroga, arogancki, rozpuszczony gryfoński bachor. Ten, na rzecz którego pracował jego ojciec, na rzecz którego jego ojciec żądał poświęceń.


Arogancki, zarozumiały... brat, obrońca... Znowu się skulił, nie mogąc z tym sobie dać rady.


Harry westchnął. Albus miał rację: Severus był z złym stanie. Nazwał go Harrym, więc coś z sześciolatka musiało w nim zostać. "Ale myśli, że go nienawidzę!"


Naraz poczuł, że coś płonie na jego piersi.


- Neville! Kryj się! - syknął.


Neville natychmiast pokierował pontonem w pierwszą z brzegu kryjówkę.


- Widzisz coś?


- Dwóch strażników na patrolu - odparł Harry. - Ron i Mi też się schowali. Nie wiem, gdzie są Fred i George. Nie wychylaj się.


Minęło pięć długich minut udręki, zanim poczuł, jak moneta rozgrzewa się ponownie.


- Wszystko w porządku, teraz możemy wracać, ale na wszelki wypadek nie podnoś się - szepnął.


Wreszcie dobili do brzegu i, z pewnym trudem, zdołali wyciągnąć Severusa z łodzi.


Fred i George zjawili się za plecami pozostałej dwójki, lekko zdyszani. Wstrząśnięta Hermiona wytrzeszczała oczy.


- Och, Harry... - jęknęła, bliska łez.


- Wiem, Miono - odparł Harry, który wciąż obejmował mistrza eliksirów. - Chodź, Severusie, idziemy do domu.


Wszystkim jakoś udało się dotknąć małego świstoklika. W następnej chwili poczuli znajome szarpnięcie.


Severus otworzył oczy. Było mu trochę niedobrze po magicznej podróży. Uniósł wzrok i zobaczył, że stoją przed niskim budynkiem.


Znał to miejsce. Był tu wcześniej. Czuł się tu kiedyś szczęśliwy.


Szczęśliwy? Czuł się kiedyś szczęśliwy?


Przeszukał wspomnienia i doszedł do wniosku, że tak, był kiedyś w dzieciństwie bardzo szczęśliwy - w okresie, który spędził z Harrym i tatusiem.


- Dom - powiedział cicho, dotykając drzwi.


- Tak, dom. - Uśmiechnął się Harry. - Bungalow. Pamiętasz? Mieszkaliśmy tu jakiś czas.


Severus skinął głową, lecz zaraz ponownie wycofał się w głąb siebie, gdy napłynęły kolejne wspomnienia. Bardzo nieprzyjemne wspomnienia. Wspomnienia, które doskonale znał.


Nastolatki wymieniły zmartwione spojrzenia, postanowiły jednak nie naciskać go za bardzo.


- Wejdźmy - odezwał się Harry. - Potrzebujesz ciepłego łóżka, Sev.


Sev? SEV? SEV?


- Panie Potter - wychrypiał, próbując zmusić głos do posłuszeństwa - czy właśnie nazwał mnie pan...


- Sevvy! - usłyszał wołające go głosy. Uniósł wzrok i uśmiechnął się.


Przebłysk mistrza eliksirów znikł zanim na dobre się pojawił. Harry po prostu wziął go za rękę i zaprowadził do jego dawnego pokoju.


Hermiona rozsiadła się i zaczęła czytać książki o psychologii, które pożyczyła od ojca. Neville zajął się przygotowywaniem gorącej czekolady dla wszystkich. Bliźniaki zaś wyczarowały łóżka na tę noc. Harry miał spać w pokoju Severusa, a Hermiona w drugiej sypialni. W pozostałych dwóch sypialniach nie było łóżek dla reszty obecnych.


Harry pomógł swojemu młodszemu... starszemu... bratu położyć się do łóżka, po czym rozgrzał pościel prostym zaklęciem i otulił Severusa kocami.


Ciemne oczy śledziły każdy jego ruch.


- Co się... stało? - spytał miękki głos, który już prawie nie chrypiał.


Harry usiadł na łóżku i spojrzał na mężczyznę.


- Ty... - Zawahał się. - Co ostatnie pamiętasz? - spytał ostrożnie.


- NIE WIEM! Chyba Voldemorta, który zdemaskował mnie jako szpiega. Ale potem pamiętam jeszcze... - Niespodziewanie zacisnął wargi.


- Jak miałeś sześć lat? - podsunął Harry cicho.


Pełne zaskoczenia spojrzenie wyjawiło, że to właśnie były nauczyciel chciał powiedzieć.


- ZOSTAŁEŚ zdemaskowany jako szpieg - przyznał Harry. - Voldemort rzucił na ciebie klątwę. Zmienił cię w sześciolatka.


- Severusie Snapie - powiedział Czarny Pan z ponurym uśmiechem - zbliż się. Na kolanach.


Usłuchał, wzdrygnąwszy się w duchu.


- Jesteś - stwierdził Voldemort - szpiegiem Albusa Dumbledore'a. Nie. - Uniósł dłoń. - Nie ma sensu zaprzeczać. Chcę jedynie wiedzieć dlaczego. Dlaczego opuściłeś moje szeregi i zdradziłeś swoich towarzyszy? Dlaczego porzuciłeś całą tę władzę, którą ci dałem?


Skrzywił się. Gra dobiegła końca, wiedział o tym. Podejrzewał, że niebawem będzie martwy. Nie miał już powodu czegokolwiek ukrywać.


- Bo nie jesteś nikim więcej, jak tylko szalonym mordercą i hipokrytą, bękartem półkrwi. Jakąż władzę nam dałeś, poza możliwością pełzania u twoich stóp? - Wstał z wyzywająco podniesioną głową. - Rozejrzyj się. Malfoy, Nott... nazwiska czarodziejów czystej krwi, które kiedyś były równoznaczne z dumnymi, niezależnymi rodami. Spójrz, co z nich zostało! Mordercy, gnidy całujące skraj twej szaty tylko po to, aby uniknąć tortur. Dawno przejrzałem na oczy i zrozumiałem swój błąd. Nie należę do ciebie już od przeszło dwudziestu lat.


Śmierciożercy aż zachłysnęli się ze zdumienia. Czarny Pan patrzył na Severusa gniewnie i złowrogo.


- I zobacz, do czego cię to doprowadziło. Posłużysz jako nauczka dla innych. Nie, nie zabiję cię... jeszcze. Dam ci możliwość przekonania się, jak bardzo pomyliłeś się w wyborze strony, po której stanąłeś.


Wyprostował się dumnie, gdy z różdżki Czarnego Pana wystrzeliło w jego kierunku srebrzyste światło. Poczuł ból w całym ciele i miał wrażenie, że się kurczy. Parę sekund później stracił przytomność.


- Pamiętam - szepnął. - Tak bardzo bolało...


- Wiem - stwierdził Harry. - Bardzo bolało również wtedy, gdy znowu rosłeś.


Spojrzał na starszych czarodziei z niepokojem.


- Naprawdę nie będziesz mnie zmuszał, jak nie będę chcieć?


Albus podniósł go i usiadł na kanapie, sadzając sobie malca na kolanach. Harry przysiadł obok nich.


- Decyzja należy do ciebie, Sevvy - powiedział Harry...


- Decyzja należy do ciebie, Sevvy - powiedział Harry...


- Decyzja należy do ciebie, Sevvy - powiedział Harry...


- Obiecałeś, że nie zmienicie mnie z powrotem! - rzucił oskarżycielsko.


Nastolatek westchnął.


- Nie zmieniliśmy cię. Voldemort nie żyje, Severusie. Na dobre. Ale kiedy go zabiłem, klątwa, którą na ciebie nałożył, znikła. Nie spodziewaliśmy się tego. Przepraszam.


Harry nigdy nie widział, żeby na czyjejś twarzy w ciągu kilku sekund pojawiło się tyle emocji. Nienawiść, miłość, tęsknota, wstręt, zakłopotanie, żal.


W końcu Severus odwrócił się do niego plecami.


- Chcę spać.


- Neville zaraz przyniesie gorącą czekoladę. Chcę, żebyś ją wypił; w celi byłeś okropnie zimny.


Brak odpowiedzi.


Harry westchnął głęboko i wyszedł z pokoju.


KONIEC

rozdziału czwartego



Rozdział piąty




Albus Dumbledore położył się spać wcześnie tej nocy, kiedy nastolatki udały się do Azkabanu, i zażył eliksir bezsennego snu, aby mieć pewność, że rzeczywiście zaśnie, nie zaś będzie się przewracał z boku na bok, jak niewątpliwie by było, gdyby go nie zażył.


Następnego ranka musiał być wypoczęty i w dobrej formie, żeby nie sprawiać wrażenia, że cokolwiek go łączy z działaniami adoptowanego syna i jego przyjaciół.


Zanim eliksir zaczął działać, dyrektor z całego serca pragnął, aby im się udało.


Rano został obudzony o nieludzkiej godzinie przez bardzo, bardzo rozzłoszczonego Ministra.


- GDZIE ON JEST, DUMBLEDORE! - skrzeczał Knot, wpadając do gabinetu, potem do sypialni i prywatnej biblioteki Albusa. - GDZIE GO SCHOWAŁEŚ?


- Korneliuszu... - zaczął dyrektor, ale mu przerwano.


- Nie! Podważasz mój autorytet! Ty... ty...


- Korneliuszu...


- Powinienem był się domyślać, że wywiniesz taki numer! Nauczył cię tego ten wstrętny bachor Potter, prawda? GDZIE ON JEST!


- Korneliuszu! - przemówił Dumbledore z mocą. - Czy możesz mi, proszę, wyjaśnić, co tu robisz o wpół do szóstej rano, krzycząc jak szaleniec?


Trzej aurorzy, którzy towarzyszyli Knotowi, uśmiechnęli się lekko. Oni również nie byli wdzięczni za wyciągnięcie ich praktycznie w środku nocy z łóżek przez obłąkanego Ministra.


- SNAPE! On znikł! Jego cela jest pusta!


Dyrektor uśmiechnął się szeroko, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Knota.


- Ty... ty... ty... - wyjąkał. W tej chwili poważnie ryzykował wylew krwi do mózgu.


- Korneliuszu, uspokój się! Nie możesz chyba się spodziewać, że będzie mi przykro, iż Severus uciekł... o ile uciekł.


- Uciekł, wszystko przeszukaliśmy - zapewnił jeden z aurorów.


- Jup. W nocy mieliśmy zamieszanie - dodał drugi, prawie chichocząc.


- Fajerwerki, które głosiły pewne wielce interesujące tezy o... o Parlamencie Europejskim. - Trzeci nawet nie ukrywał rozbawienia.


Knot patrzył ze złością.


- Masz z tym coś wspólnego. Ty albo Potter! - warknął.


- Korneliuszu, jakkolwiek prawdą jest, iż zamierzam zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby wydostać Severusa (w swoim biurze znajdziesz list żądający procesu), nie miałem nic wspólnego z jego ucieczką z Azkabanu. Harry zaś prawdopodobnie jest w swojej sypialni i najpewniej śpi.


- Zobaczymy - stwierdził gniewnie Minister.


Podszedł do kominka i sypnął proszkiem Fiuu.


- Harry Potter!


Brak odpowiedzi.


- HARRY JAMES POTTER!


W płomieniach pojawiła się zaspana głowa.


- Minister?


- Panie Thomas. Proszę sprowadzić pana Pottera - polecił Knot krótko.


- Nie ma go - odparł chłopiec.


- Co to znaczy: nie ma go? - prychnął Minister.


- No nie ma go. Ani Rona, ani Neville'a.


Dumbledore był bardzo niezadowolony z radości, jaką nastolatek najwyraźniej czuł z powodu kłopotów Harry'ego.


- WIDZISZ? - Knot odwrócił się do dyrektora. - Widzisz? Potter i jego przyjaciele pewnie wydostali zdrajcę z Azkabanu. Powiedz. Mi. Gdzie. Oni. Są.


Albus westchnął.


- Korneliuszu, nie masz żadnej pewności, że Harry jest w to zamieszany. A gdyby był, to ja nie miałem o tym pojęcia, oni zaś mogą się ukrywać gdziekolwiek.


- Ministrze? - dobiegł z kominka głos Deana. - Dziewczyny mówią, że Granger też zaginęła.


Oczy Knota spochmurniały.


- Czy teraz też zaprzeczysz, że te bezczelne bachory go wyciągnęły?


- Nie mówiłem niczego w tym rodzaju. To z pewnością coś, co mogliby zrobić. Harry ani trochę nie był zadowolony z faktu, że wrzuciłeś Severusa do Azkabanu. A on ma tendencje do lekkomyślnych zachowań. Wiem jedynie, że ja nie miałem z tym nic wspólnego ani nie pomogłem im w żaden sposób. Co jednak nie zmienia mojej radości z faktu, że Severus wyrwał się z tego piekła. - Dyrektor promieniował magią i Knot cofnął się nieco. - To mój syn. Będę z tobą walczył tak długo, jak będzie trzeba. Możesz przeszukać wszystkie moje domy, jeżeli sobie życzysz. Nie mam na sumieniu niczego nielegalnego, lecz dopełnię wszelkich dozwolonych prawem starań, aby oczyścić Severusa ze wszystkich możliwych zarzutów, jakie mu postawisz. Proszę już iść, panie Thomas... Mam nadzieję, że za jakiś czas pan również przekona się, że lepiej robić to, co słuszne, nie to, co łatwe.


xXxXx


Po wypiciu czekolady przyniesionej przez Neville'a Severus przespał przeszło osiemnaście godzin.


- Co mu tam dodałeś? - spytał Harry, kiedy nadeszło południe, a Severus nie dawał żadnych oznak rychłego przebudzenia.


- Kilka ziół - odparł Neville. - Prawdę mówiąc, odrobinę wina korzennego. Wywołuje sen i jednocześnie stymuluje ciało do samoleczenia. Dodałem też łyżeczkę eliksiru odżywczego. Rozumiesz, nie był tam zbyt długo, ale nie zdążył jeszcze nawet dojść do siebie po zmianie z powrotem w dorosłego. - Zmarszczył brwi. - Naprawdę minęło dopiero parę dni od czasu, kiedy bawiliśmy się z siedmiolatkiem?


Harry przytaknął. Potem coś sobie przypomniał.


- Neville...?


- Tak?


- Co się stało Bellatriks?


Neville zacisnął powieki.


- Sectumsempra.


- Sectumsempra? - spytał Harry z ciekawością.


- W gardło. Możesz sobie wyobrazić rezultaty. - Neville uderzył w ciasto, które ugniatał.


Harry zbladł.


- Poz...pozbawiłeś ją głowy?


Neville potwierdził. Był lekko zielony na twarzy.


- Wtedy to się wydawało takie proste - mruknął. - Ale jak teraz o tym myślę...


- Wiem - przyznał Harry cicho. - To niesprawiedliwe, no nie? Dorastanie bez rodziców, konieczność walczenia i zabijania, kiedy wciąż jeszcze powinno się chodzić do szkoły, robić dowcipy i nie martwić się o nic gorszego od punktów domu.


Neville skinął głową.


- Walczyłeś w tej wojnie od jedenastego roku życia - stwierdził. - Bez pomocy rodziców. Ludzie w twoim otoczeniu sprawiali tylko, że to było jeszcze trudniejsze.


- Nie wszyscy. - Harry uśmiechnął się. - Ty i Ron, Hermiona i bliźniacy... wspieraliście mnie. Uważam, że dostali mi się najlepsi przyjaciele na świecie. Ty jesteś stworzony do hodowania różności, do pielęgnowania roślin, a jednak walczyłeś i zabijałeś, żeby mi pomóc. Przykro mi, że kiedykolwiek musiałeś to robić, ale cieszę się, że ze mną byłeś. I że wciąż jesteś.


Westchnął i odwrócił wzrok w kierunku sypialni Severusa, choć wiedział, że nie ma jeszcze żadnych szans na obudzenie go.


Naraz dom wypełniła pieśń feniksa i w błysku płomieni pojawił się Fawkes z listem.


- Witaj, Fawkes. - Harry pogłaskał feniksa. - W Hogwarcie wszystko w porządku?


Ptak zaświergotał, po czym wyciągnął przed siebie łapę z listem.


Harry przeczytał wiadomość i poczerwieniał ze złości.


- Co za idiota! Knot już tam był; wie, że Severus uciekł. Och, mam nadzieję, że szybko zleci ze stołka... - Czytał dalej. - Ach. No oczywiście.


Neville spojrzał na niego.


- Co pisze dyrektor?


- Mówi, że nie spodziewa się zbyt wiele dobrego po procesie w tej chwili. Mówi, że musimy przeciągnąć opinię publiczną na naszą stronę. Sugeruje, żebym udzielił komuś, Lunie, wywiadu, w którym wyjaśnię, co się dokładnie stało. Obawiam się, że Severusowi nie spodoba się, że ludzie wiedzą, co mu się przytrafiło, ale tak będzie najlepiej.


- Cóż - rzekł Neville z namysłem. - Knot popełnił jednak kilka głupich błędów. Jeśli przypomnisz o tym czytelnikom w wywiadzie, zmniejszysz prawdopodobieństwo, że go poprą. Przypomnij im, że Minister zignorował oznaki powrotu Voldemorta i że zaprzeczał temu jeszcze przez rok. Fakt, że odmówił udziału w walce, też mu się nie przysłuży... nie wspominając o Syriuszu, Harry. Ludzie wiedzą, że spędził dwanaście lat w Azkabanie za zbrodnię, której nie popełnił.


- To była bardziej wina Croucha niż kogokolwiek innego - zauważył Harry z roztargnieniem.


- Knot był Ministrem, to się zdarzyło za jego kadencji - przypomniał mu Neville.


- Dumbledore też nie był bez winy, ale o tym lepiej nie wspominaj. - Fred, który słyszał większą część rozmowy, właśnie wszedł do kuchni.


Harry wzruszył ramionami.


- Nie był bez winy w wielu przypadkach, ale już sobie z tym poradziliśmy. Chociaż... taaak... może powinienem umówić się z Luną na wywiad.


Fred przytaknął.


- Przynajmniej rzeczy, które wymyśla Luna, nie są nawet w połowie tak szalone, jak niektóre z historyjek Rity Skeeter. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.


Pozostała dwójka prychnęła na znak, że się z nim zgadza.


KONIEC

rozdziału piątego




Rozdział szósty




Harry obudził się w środku nocy. Usiadł prosto, zastanawiając się, co zakłóciło mu sen. Dowiedział się, kiedy usłyszał pojękiwanie dobiegające z sąsiedniego łóżka.


Severus kręcił się i wiercił; wyraźnie śnił mu się jakiś koszmar. Łzy płynęły mu po twarzy, gdy próbował zwinąć się w kłębek, co Harry wielokrotnie obserwował u Sevvy'ego.


Nastolatek wyśliznął się z pościeli i poszedł usiąść na drugim łóżku.


- Severusie, obudź się. To tylko zły sen. No dalej, obudź się.


Zawahał się. Owszem, mężczyzna przypominał mu Sevvy'ego, ale równocześnie przypominał mu mistrza eliksirów, który go nie znosił. "Nie tylko Severus ma wątpliwości, co właściwie czuje" - pomyślał, wzdychając w duchu. Ale ty jesteś jego bratem - odezwał się głos w głębi jego umysłu - i obiecałeś mu, że będziesz jego bratem bez względu na wszystko.


Łkanie Severusa przerwało rozmyślania Harry'ego.


- Wszystko w porządku, jestem tu - szepnął Gryfon, biorąc do ręki jedną z trzęsących się dłoni i głaszcząc ciemne włosy. - Jesteś już bezpieczny. Nikt nie może cię skrzywdzić.


Pojękiwanie powoli ucichło, oddech wydłużył się i mężczyzna uchylił powieki.


- Poszedłeś sobie - powiedział cicho, jeszcze nie całkiem obudzony. - Obaj sobie poszliście, ty i tatuś. Zostawiliście mnie.


Harry łagodnie przesunął ręką po drżących plecach.


- Zabrali nam ciebie - odparł - ale po ciebie przyszliśmy. Jestem tutaj, naprawdę tu jestem.


Dłoń, którą trzymał, zacisnęła się wokół jego dłoni, jakby mistrz eliksirów chciał się upewnić, że to prawda, że Harry nie kłamie. Potem Severus zamknął oczy i zasnął spokojnie.


- To wspaniale, Sev, ale wciąż masz moją rękę - mruknął Harry, próbując ją uwolnić.


Nie miał szczęścia. Palce mężczyzny nie rozluźniły się we śnie na tyle, żeby go puścić.


- Musi być taki wystraszony - zadumał się nastolatek. - Wystarczająco trudno byłoby mu poradzić sobie z tymi dziwnymi wspomnieniami w bezpiecznym Hogwarcie, a tu jeszcze został wrzucony do Azkabanu i teraz znowu musi uciekać.


Podciągnął wyżej koc i opatulił nim śpiącego mistrza eliksirów.


- Chciałbym, żeby Salvatore tu był - westchnął po raz dziesiąty tego dnia.


xXxXx


- Dumbledore będzie nam sprawiał kłopoty - narzekał Knot. - Ten bachor Potter też. Kto mógłby się spodziewać, że tak się będą troszczyć o tego śmierciożercę? Myślałem, że opinia publiczna ucieszy się, kiedy go zamknę, ale jeśli i Dumbledore, i Potter będą zeznawali w jego obronie na procesie...


Przypominająca ropuchę kobieta uśmiechnęła się.


- To nie komplikacja, Korneliuszu, to korzyść dla nas! Wyobrażasz sobie nagłówki w "Proroku Codziennym"? "Chłopiec, Który Przeżył I Przeszedł Na Ciemną Stronę: Harry Potter broni znanego śmierciożercę!" Odwlekaj proces tak długo, jak to możliwe. Im dłużej Potter i ten śmierciożerca się ukrywają, tym lepiej. Ludzie szybko zapomną. Co z oczu, to z myśli. Wraz z pewnymi artykułami w ważniejszych gazetach: "Proroku Codziennym", "Tygodniku Czarownica"...


- "Tygodniku Czarownica"? - Knot zmarszczył brwi.


Umbridge skinęła głową.


- To śmieć, prawda, nie masz jednak pojęcia, ile kobiet wierzy w każde słowo tego szmatławca.


- Jak wtedy, gdy kąpałaś się w ekstrakcie z wydzielin czyrakobulwy i korniczaka, bo ta gazeta twierdziła, że to likwiduje wszelkie zmarszczki? Cóż, rzeczywiście zlikwidowała, tylko że dwa tygodnie zajęło uzdrowicielom ze Świętego Munga odtworzenie twojej skóry.


Umbridge zignorowała go.


- Skontaktuję się z "Prorokiem Codziennym", Korneliuszu, a ty tylko odwlekaj ten proces jak tylko zdołasz.


xXxXx


- Cześć, Harry - powiedziała Luna Lovegood do młodego mężczyzny, który nagle pojawił się przed nią. - Usiądź sobie. Właśnie kończyłam tekst o chowańcu Lorda Voldemorta, Nagini. Wiedziałeś, że dostał ją od czarodzieja z Ameryki Południowej, który prowadził eksperymenty ze zmutowanymi gumochłonami? Co się z nią właściwie stało?


- Po śmierci Voldemorta stała się zwykłym wężem. Rozmawiałem z nią i zgodziła się zostać oddana do ZOO, bo nie poradziłaby sobie na wolności. Nie pisz tego w gazecie, proszę cię, Luno. Nie chcę, żeby ludzie ją dręczyli. Voldemort trzymał ją pod wężowym odpowiednikiem Imperiusa. To nie była naprawdę jej wina.


- Czy to to samo ZOO, z którego ukradłeś węże w zeszłym roku?


Wstrząśnięty Harry wybałuszył na nią oczy.


- Skąd o tym wiesz?


Luna tylko się uśmiechnęła.


- A właśnie, przypomniałaś mi - stwierdził Gryfon, kiedy już oprzytomniał. - Muszę znaleźć sposób na zabranie Kirke z Hogwartu. Jej widok mógłby pomóc Severusowi.


- Chętnie ją dla ciebie wezmę - zaproponowała Luna. - I tak niedługo będę przeprowadzała wywiad z dyrektorem. Umbridge zdenerwowała tatusia, kiedy mu powiedziała...


- UMBRIDGE! - ryknął Harry.


- Tak - odparła Luna spokojnie. - Nakłania wszystkie gazety do pisania bzdurnych artykułów na twój temat. Skontaktowała się też z tatusiem, ale on jej powiedział, że "Żongler" nigdy nie przyłączy się do kampanii nienawiści skierowanej przeciw tobie.


Harry zaczął przechadzać się po pokoju.


- Knot! To znaczy, że "Prorok" wkrótce zacznie wypisywać o mnie głupoty. Co mogę z tym zrobić, Luno? - spytał bezradnie.


- No cóż, mógłbyś go kupić - stwierdziła dziewczyna - ale to niczego nie gwarantuje. Jemu potrzebny jest nowy naczelny, taki, który nie będzie pachołkiem Ministerstwa.


Gryfon w zamyśleniu potarł brodę.


- W każdym razie, Harry, myślałam, że zjawiłeś się tu na wywiad. No to lecimy: Jak sobie radzisz jako zbieg i w ogóle?


xXxXx


Później tego dnia Umbridge weszła do biura redaktor naczelnej "Proroka Codziennego", która właśnie się pakowała.


- Eve! Dokąd się wybierasz?


- Do domu.


- Ale dlaczego?


Dziennikarka odwróciła się na pięcie.


- Odchodzę. Dostałam propozycję sprzedania gazety. Warunki były tak dobre, że musiałabym oszaleć, aby nie skorzystać z okazji.


- Ale... ale... kto jest teraz właścicielem "Proroka"? - wyjąkała Umbridge.


- Nie wiem - odparła Eve. - Gobliny przeprowadziły rozmowy. Nie sądzę jednak, żeby ten ktoś osobiście zajął moje stanowisko, kimkolwiek jest.


- Więc kto...


- Witam panie - rozległ się pogodny głos. - Mogę się przedstawić? Nazywam się Lovegood.


Umbridge wypadła z budynku w najokropniejszym nastroju, jaki miała kiedykolwiek.


xXxXx


"Harry Potter mówi wszystko!


Prawdziwa lojalność odkryta w następstwie bitwy."


Harry Potter, Chłopiec, Który Przeżył, Pogromca Voldemorta, Wybawca Czarodziejskiego Świata, nie był widywany od czasu ostatniego wywiadu, jakiego udzielił krótko po pokonaniu Voldemorta.


W ówczesnym wywiadzie podzielił się kilkoma wstrząsającymi rewelacjami; szczególnie, kiedy stwierdził, że Severus Snape jest jego bratem.


Teraz zaś Harry Potter, Bohater, Wybawca i zbieg, wyjaśnia powody.


"Severus uratował mi życie wiele, wiele razy, ale ja nigdy tego nie doceniałem" - wyznaje młody Pogromca z lekko zaczerwienioną twarzą na wspomnienie własnej niewdzięczności. - "Severus szpiegował dla Zakonu Feniksa. Nigdy tak naprawdę nie był śmierciożercą i był przerażony, kiedy zrozumiał, co oznacza przyjęcie Mrocznego Znaku. Bez jego wysiłków, dla których ryzykował życiem, Zakon Feniksa byłby bezradny i tysiące ludzi by umarły."


Przez długie lata animozja pomiędzy Severusem Snape'em a Harrym Potterem była prawie tak legendarna, jak jego blizna. Kiedy i jak to się zmieniło?


"Cóż, gdy dowiedziałem się, co zrobił dla naszej strony, zacząłem go szanować. Nie lubić, rozumiesz, ale naprawdę go szanowałem. Był dla mnie okropny w szkole i prawdę mówiąc, ja też nie zrobiłem nic, żeby zmienić w jego oczach wyobrażenie mnie jako kopii Jamesa Pottera. Potem jednak, w ostatnie wakacje, Voldemort dowiedział się, że Severus jest szpiegiem. Zamiast go zabić, zmienił go w sześciolatka i odesłał do Hogwartu, mając nadzieję, że będziemy go okropnie traktowali - pamiętajcie, że Voldemort, który kiedyś był Tomem Riddle'em, nie miał za bardzo powodu sądzić inaczej; tego nauczyły go jego własne doświadczenia - i później, kiedy Voldemort zmieni go z powrotem, będzie rozumiał, jak źle postąpił, pomagając naszej stronie i znowu stanie się śmierciożercą. Severus tego nie chciał. Uciekł. Tak go spotkałem. Był tylko małym chłopcem w wielkim niebezpieczeństwie, którym zacząłem się opiekować; stał się moim bratem. Teraz, gdy ponownie jest dorosły, nadal będzie moim bratem. Nic nie może tego zmienić."


Zatem przez cały rok Severus Snape mieszkał w Hogwarcie jako chłopiec, chodził na lekcje, cieszył się towarzystwem ojca i brata i nawet grał w quidditcha. To z powodu Severusa Harry postanowił założyć w Hogwarcie Małą Ligę.


(Nota redaktora: Obiecałam Harry'emu, że nikomu nie powiem, iż Mała Liga pokonała podczas meczu quidditcha drużynę Gryffindoru. Nie powiem, ale wciąż uważam, że to godne podziwu).


Czy nie było zaklęcia, które mogło go zmienić z powrotem? Wszak w Hogwarcie można znaleźć najlepszych i najbardziej utalentowanych czarodziejów oraz wiedźmy.


"Tak, mogliśmy zmienić go z powrotem. Sevvy zdecydował, że tego nie chce. Miał bardzo nieszczęśliwe dzieciństwo - bardzo nieszczęśliwe życie właściwie - i chciał pozostać dzieckiem. Dorósłby znowu w normalny sposób, gdyby zaklęcie nie rozproszyło się wraz ze śmiercią Voldemorta. Obecnie próbuje dojść do ładu ze swoimi wspomnieniami. Można sobie wyobrazić, że dość dezorientujące jest mieć nagle dwa komplety wspomnień z dzieciństwa i brakujący rok w dorosłym życiu. Nie byłoby tak źle, gdybyśmy mogli być w Hogwarcie, gdzie nasz ojciec oraz zaufany przyjaciel brat Salvatore (redaktor: Gruby Mnich, duch Hufflepuffu) mogliby mu pomóc. Zamiast tego jednak... cóż."


Tak, tydzień po swoim już legendarnym pokonaniu Voldemorta dwaj wojenni bohaterowie wraz z pięciorgiem najbardziej zaufanych przyjaciół przebywają w ukryciu.


"Korneliusz Knot wrzucił Severusa do Azkabanu. Planuje go stracić. Nie lubi mnie ani Albusa Dumbledore'a i wie, że zabranie Severusa uderzy nas w czuły punkt. Nigdy nie chciałem brać udziału w tej wojnie, nie chciałem ani odrobiny tej uwagi i nigdy nie chciałem nikogo zabić. Knot myśli, że siedzę w tym wszystkim dla honoru i chwały. To nie jest tak; wojna nie jest taka. On tego nie rozumie, nie było go tam..."


Tak, to całkowita prawda. Informacje dotyczące miejsca, w którym rozegra się ostateczna bitwa, były znane już wcześniej. Zakon Feniksa był gotowy, Ministerstwo jednak po raz kolejny odmówiło podjęcia działań, podobnie jak ignorowało powrót Voldemorta przez przeszło rok. Harry Potter uratował nasze życia, podczas gdy Minister siedział z założonymi rękoma. Wyśmiewał się z Harry'ego Pottera wcześniej, gdy ten mówił wyłącznie prawdę. Czy nie powinniśmy uznać, że tym razem też mówi prawdę?


Strona 5: "Utracony rok: Ministerstwo zaprzecza"


Strona 9: "Co naprawdę Umbridge zrobiła naszym dzieciom?"


Strony 11-15: "Kompletne biografie Harry'ego Pottera, Severusa Snape'a i ich przyjaciół, bohaterów tej wojny"


xXxXx


- Nie obchodzi mnie jak! - Minister rzucił gazetę na biurko. - Ludzie wysyłają mi wyjce, pojawiają się w moim kominku, żeby na mnie krzyczeć, mam tego dość. - Skinął z satysfakcją na ośmiu spowitych w czerń, uzdolnionych mężczyzn, którzy stali przed nim. - Jesteście najlepsi z najlepszych. Znajdźcie ich, gdziekolwiek by nie byli, i uciszcie. Na dobre.


KONIEC

rozdziału szóstego




Rozdział siódmy




W zaciszu swojej sypialni Dumbledore uniósł na wysokość twarzy niewielkie lusterko. Harry dał mu naprawione lusterko Syriusza, aby mogli pozostawać w kontakcie.


- Harry Potter - szepnął dyrektor, nawet teraz starając się nie zostać podsłuchanym.


Przez pewien czas słyszał coraz głośniejsze odgłosy, a potem w lusterku pojawiła się twarz Harry'ego.


- Ojcze! Czy wszystko w porządku?


- Tak, drogi chłopcze, nie martw się. Martwiłem się o was. Czy z Severusem wszystko w porządku?


Nastolatek obejrzał się przez ramię.


- Cóż... Nie określiłbym tego właściwie jako "w porządku". Ma problemy z przyswojeniem wspomnień. Zwykle milczy i jest zmieszany, czasami jednak zachowuje się jak Sevvy, a czasami zachowuje się jak...


- POTER! - rozległo się gdzieś za plecami chłopca.


Harry westchnął.


- A czasami zachowuje się jak profesor Snape - dokończył odrobinę ponuro. - Byłoby o wiele lepiej, gdyby był w Hogwarcie. Choćby dlatego, że mógłby wtedy porozmawiać z Salvatore'em. On się bardzo boi, Albusie. Myśli, że już go nie chcemy, bo jest dorosły, a Azkaban tylko go w tym utwierdził. Twoja nieobecność tu bardzo go boli, widzę to. Jesteś jego tatusiem i jego ojcem, bez względu na to, które wspomnienia akurat dominują. Twoja aprobata jest dla niego najważniejsza w świecie, ceni ją o wiele bardziej niż moje zapewnienia.


Blask znikł z oczu Dumbledore'a.


- Wiem, Harry, i niczego tak nie pragnę, jak być z nim, lecz obecnie jest to niemożliwe. Plan zrzucenia Knota ze stołka jest już dalece posunięty, ale wciąż jeszcze nie osiągnęliśmy celu. Jednakże opinia publiczna wrze od czasu twojego wywiadu. Jesteś ogromnie popularny, mój chłopcze. Pomógł również mój wywiad z Luną. Skoro MY kochamy Severusa, ludzie uznają, że nie może być taki zły.


- No mam nadzieję.


- Chcę cię też ostrzec, Harry. Knota niebawem się pozbędziemy, pamiętaj jednak, że osaczony wąż uderza najgwałtowniej; bez urażania twojej gadziej towarzyszki, oczywiście. Bądź ostrożny. Zanim odszedłeś, nałożyłem na ciebie zaklęcie: jeśli będziesz w niebezpieczeństwie, natychmiast się o tym dowiem i przybędziemy ci z pomocą.


- Dziękuję, ale ten dom jest dobrze ukryty; wątpię, żeby tak łatwo nas znaleźli. Cały Zakon tropił nas tygodniami, a był tam Remus i ty, obaj z odpowiednimi wspomnieniami.


- Jestem pewny, że Siedmiu Paladynów poradzi sobie z Knotem. - Oczy dyrektora nagle znowu rozbłysły.


- Siedmiu Paladynów? - wybełkotał nastolatek.


- Nie czytałeś "Żonglera"? - zdziwił się Dumbledore niewinnym tonem. - Tak teraz nazywają waszą grupę. Siedmiu Paladynów Hogwartu. Dzieło Luny, jak mniemam.


Roześmiał się, słysząc, jak chłopiec mamrocze coś niezrozumiałego, i przerwał połączenie.


xXxXx


- Znaleźliście ich?


- Nie. Dobrze się ukryli.


- Nie ma ich w żadnym z domów Dumbledore'a. Snape nie ma domu. Muszą być w którejś z posiadłości Potterów.


- Najpewniej, wszystkie one są jednak mocno osłonięte i prawie niemożliwe do zlokalizowania.


- Prawie. Minister dał nam dostęp do wszelkich dokumentów. Zakon Feniksa znalazł dzieciaki, kiedy się uciekły; musieli coś znaleźć. Prawdopodobnie w archiwach. Odnajdźcie to.


- Już się robi.


Wysoki mężczyzna pochylił się nad stołem. Blask samotnej świeczki w niepokojący sposób oświetlał pokrytą bliznami twarz i rzucał dziwne cienie na złote włosy.


xXxXx


- Ach, Amelio, jak dobrze cię widzieć. Co u ciebie?


Wiedźma usiadła, zaciskając usta z dezaprobatą.


- Nie jestem tu dla towarzyskiej pogawędki, Korneliuszu. Przyszłam cię zawiadomić, że do Wizengamotu trafiło wotum nieufności.


Niski człowieczek odwrócił się ku niej z uniesionymi brwiami.


- Skierowane przeciwko komu? - spytał niewinnie.


- Przeciwko tobie, Korneliuszu. To wotum nieufności złożyło społeczeństwo; Wizengamot wszcznie również śledztwo dotyczące innych dziwnych zdarzeń, jakie miały miejsce w ostatnich latach.


Knot zmrużył oczy.


- Takich jak?


- Dementorzy w Little Whinging. Twoje zaprzeczanie, że Voldemort powrócił. Twoje nieustanne stawianie przeszkód ludziom, którzy starali się z nim walczyć. Twoja nieobecność podczas ostatniej bitwy, nie tylko osobista, lecz również kwestia, że nie posłałeś żadnych posiłków. Twoja odmowa zagwarantowania Severusowi Snape'owi procesu i wysłanie go prosto do Azkabanu. Między innymi.


- To brzmi jak akt oskarżenia, nie śledztwo, Bones - stwierdził Minister ze złością.


- Takie zarzuty mogą ci zostać postawione, jeśli śledztwo wykaże, że jesteś winny - odparła niewzruszona kobieta. - Radzę ci, Korneliuszu, zrezygnować teraz, dobrowolnie, dopóki wciąż masz jakieś wpływy i pozycję.


- Nigdy! - zaperzył się Minister. - Nie ma mowy! Z czasem opinia publiczna przekona się, że mam rację, że zawsze miałem rację! Ten stary głupiec i ten okropny bachor zaaranżowali to wszystko.


Amelia Bones zbladła.


- Czy chcesz powiedzieć, Korneliuszu, że Albus Dumbledore maczał palce w powrocie tego czarnoksiężnika? Że Harry Potter zgłosił się na ochotnika, aby być torturowanym i niemalże zabitym wiele razy? Że oni obaj chronią śmierciożercę tylko po to, by zrobić tobie na złość?


- Dokładnie! - zawołał Knot z radością. - Tak się cieszę, że wreszcie ktoś rozumie! Sama widzisz, dlaczego musiałem podjąć takie decyzje, prawda?


- Widzę, że jesteś niezrównoważony w stopniu zagrażającym otoczeniu, Korneliuszu. Powinnam pójść po...


Jakaś ręka złapała ją od tyłu, po czym do ust przyłożono jej paskudnie woniejącą szmatkę. Amelii pociemniało przed oczyma.


Knot wlepiał wściekłe spojrzenie w podwładną.


- Było blisko - uznał wysoki mężczyzna, opuszczając ciało kobiety na podłogę.


- Czy ona... czy ona nie żyje?


- Straciła tylko przytomność. Zorganizuję jej cichy transport do Azkabanu; pan przekaże prasie oświadczenie, w którym stwierdzi pan, że ona pracowała dla Dumbledore'a i Pottera.


- Zabiliście ich już? - Minister był podekscytowany jak dziecko w Wigilię.


- Nie. - Mężczyzna zerknął na Knota z mieszaniną irytacji i obrzydzenia, po czym uniósł odurzoną Bones. - Ale zabijemy. Dziś w nocy. Dzięki pana znakomitym archiwom wiemy, gdzie są.


xXxXx


Harry wszedł do pokoju z tacą pełną jedzenia w rękach.


- Idź sobie - usłyszał.


- Zostawię to na stole - oświadczył spokojnie nastolatek. - Musisz coś zjeść.


- Idź sobie.


Gryfon powstrzymał chęć przewrócenia oczami.


- Dlaczego upierasz się przy siedzeniu w samotności, Severusie?


- Nie jesteś prawdziwy - wyjaśnił mężczyzna szeptem. - Harry zostawił mnie w Azkabanie. Nie możesz być Harrym. Potter mnie nienawidzi, dlaczego Potter miałby się o mnie troszczyć?


- Och, Severusie - westchnął chłopiec i ukucnął przed byłym nauczycielem. - Pamiętasz, jak miałeś sześć lat?


Krótkie skinięcie.


- Pamiętasz, jak mieszkaliśmy tu wcześniej?


- Dom. Sprzątaliśmy i lataliśmy. Harry zabrał mnie do ZOO. A potem przyszli źli ludzie.


- Nie źli, Severusie. Mylący się. Ale tak, mieszkaliśmy tutaj i sprzątaliśmy, i lataliśmy, i dobrze się bawiliśmy, prawda?


Niespodziewanie bladą twarz na chwilę ozdobił uśmiech.


- Tak, dobrze się bawiliśmy - przyznał mężczyzna. Zaraz potem gniewnie zmarszczył brwi. - Potter.


- Postaraj się zostać tu ze mną, Sev. W ciągu tamtych tygodni pokochałem cię. Jakbyś był moim młodszym bratem. Nic tego nigdy nie zmieni. Żałuję, że nie zdążyliśmy na czas, żeby powstrzymać ich przed zabraniem cię do Azkabanu. Bardzo cię przepraszam, że nie było mnie przy tobie, gdy mnie najbardziej potrzebowałeś...


Harry zamilkł, przepełniony poczuciem winy.


Z zamyślenia wyrwał go głos Severusa:


- To po prostu... dziwne. Powiedziałeś mi, że miałem sześć lat, podczas gdy mój umysł mówi mi, że powinienem był być dorosły. Są... są we mnie tak jakby trzy różne osoby. Chłopiec mieszkający z rodzicami, którzy się nad nim znęcali. Sevvy. I... i ten ktoś, kim byłem, zanim się zmieniłem, ponieważ Severus Snape, którego znałeś... również nie jest prawdziwym mną. Sam już nie wiem, kim właściwie jestem... - Zadrżał i szczelniej otulił się szatą. - Nie... nie musisz mi pomagać, jeśli nie chcesz -wymamrotał. - Mogę... mogę sobie pójść... gdzieś...


Nastolatek pokręcił głową.


- Jesteś moim bratem. Nie zamierzam cię opuścić.


Na tym się skończyło. Mistrz eliksirów wlepił wzrok w okno, w żaden sposób nie reagując.


Sfrustrowanemu Harry'emu udało się uścisnąć ramię brata i nie zostać ugryzionym. Później wyszedł z pokoju.


xXxXx


Hermiona obudziła się o trzeciej w nocy. Działo się coś dziwnego, czuła to. Założyła szatę i buty, a potem chwyciła różdżkę, gotowa do zbadania problemu. Wtedy usłyszała przyciszone głosy chłopców.


Ostrożnie weszła do salonu, gdzie natychmiast została zaciągnięta przez Freda za sofę.


- Ciii - szepnął nastolatek.


- Co się stało? - bezgłośnie poruszyła ustami.


- Ludzie zaczaili się dokoła domu. Nev widział jednego przez chwilę; to zabójcy.


Hermiona poczuła, że sztywnieje.


- Zabó...


Ron podkradł się bliżej nich.


- Naliczyłem ośmiu. Jesteśmy otoczeni. Mamy przewagę o tyle, że jeszcze nas nie widzieli i nie spodziewają się, że nie śpimy. Możemy ich zaskoczyć. Fred, George... macie ze sobą swoje dowcipy?


Bliźniacy przytaknęli.


- Trochę najprostszych - powiedzieli. - Dmuchawkę z drobniutkimi strzałkami, cieńszymi od igły, które przebiją się prawie przez wszystko. Są nasączone eliksirem snu.


- Ja sobie z nią radzę najlepiej - stwierdził Fred. - Wejdę na dach i spróbuję ich zdjąć.


- Dobrze. Musimy ich zdejmować jednego po drugim; nie wygramy bezpośredniego starcia z ośmioma zabójcami! Hermiono, idź po Harry'ego - polecił Ron. - Będziemy go potrzebować.


xXxXx


Harry usiadł prosto, gdy tylko Hermiona weszła do pokoju.


- Ciii. - Wiedźma położyła palec na jego ustach. - Problemy. Zabójcy. Ośmiu.


Harry poczuł nagły przypływ magii. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco.


- Albus - wyjaśnił szeptem. - Odpaliło zaklęcie strzegące, które na mnie nałożył. Zakon niedługo tu będzie.


- Ale nie wystarczająco niedługo. - Hermiona przygryzła wargę. - Oni są coraz bliżej. Profesjonalni zamachowcy, Harry.


- Chodź - rzucił nastolatek, rzucając zmartwione spojrzenie na Severusa, który zdawał się być pogrążony w głębokim śnie.


- Niech śpi. I tak najbezpieczniejszy jest tutaj.


xXxXx


Fred wdrapał się na dach. George przygotowywał pozostałe dowcipy - przenośne golemy, dokładniej mówiąc.


- Wypuścimy parę, kiedy zabójcy będą już wiedzieli, że jesteśmy na nogach. To im namiesza w głowach - stwierdził, rozdając każdemu po jednym.


- W porządku, wiara, dobieramy się w dwójki.


Ron stworzył parę z Hermioną, Harry z Neville'em, zaś George dołączył na dachu do Freda gotowego do oddania pierwszych strzałów. Wszyscy ukryli się na zewnątrz.


Jedna z czarnych postaci przeszła przez trawnik, aby dostać się do domu. Harry usłyszał cichy dźwięk na dachu. Wyglądało na to, że nic się nie stało, kiedy jednak mężczyzna znalazł się bliżej budynku, upadł i nie wstał.


- Jeden z głowy - zauważył Neville bezgłośnie.


Harry przytaknął i wskazał coś ręką.


Po ich lewej przekradał się następny zabójca. Harry rzucił okiem w stronę dachu i zrozumiał, że bliźniacy nie widzą tego mężczyzny; z ich pozycji za bardzo zlewał się z ciemnym tłem.


Neville chwycił za różdżkę; nie mieli czasu, żeby wydobyć jego własną z dna morza, ale Luna przysłała mu razem z Kirke inną - zadziwiająco dopasowaną.


Zabójca wreszcie ich zobaczył, byli jednak zbyt blisko, aby mógł cokolwiek zrobić. Nie mógł zawołać o pomoc, bo obudziłby resztę mieszkańców bungalowu; nastolatki nie mogli krzyczeć, bo ostrzegliby pozostałą siódemkę.


Zaczęła się więc cicha walka.


Harry szybko zdał sobie sprawę, że mężczyzna jest szybki i silny. Jego zaklęcia padały jedno za drugim, lecz widać było, że preferuje broń białą. Nastolatek uśmiechnął się krzywo. Skupił się i jego dłoni pojawił się miecz Gryffindora. W duchu podziękował dyrektorowi za nauczenie go tej bezróżdżkowej i niewerbalnej sztuczki.


SZCZĘK! Starły się dwa ostrza. Zabójca wydawał się zaskoczony, że młodszy czarodziej potrafi walczyć mieczem - i ma bardzo dobrą broń. Harry wiedział, że mężczyzna potrafi się szybko poruszać; wiedział też jednak, że sam jest szybszy, kiedy się skoncentruje.


Z gracją poruszali się wokół siebie, atakując, parując. Żaden z nich na razie nie zdołał osiągnąć przewagi.


Kolejny zabójca, zaalarmowany odgłosem stali uderzającej o stal, zbliżył się do nich biegiem, ale na szczęście zobaczył go Neville. Wezwał całą swoją moc i poczuł, jak praktycznie bez przeszkód magia przepływa przez jego ciało do różdżki.


Dopiero gdy czerwone światło zaklęcia ogłuszającego dosięgło zabójcę, nastolatek zorientował się, że nie powiedział ani słowa.


Harry'emu tymczasem udało się po raz pierwszy zranić przeciwnika. Następnej okazji już nie miał.


Zabójca z zakrwawionym ramieniem cofnął się i wszedł w obszar o jaśniejszym podłożu.


Chwilę później upadł, oberwawszy strzałką od Freda.


W tym samym czasie po drugiej stronie budynku Hermiona namiętnie całowała się z Ronem tuż przed krzakiem róży. Zbliżało się do nich dwóch zabójców. Mężczyźni zatrzymali się, nieco zmieszani. Trening przygotował ich na wiele sytuacji... ale para obściskująca się zamiast walczyć? Zerknęli po sobie, nie zauważywszy różdżek. Dwa bezgłośne zaklęcia trafiły ich prosto w pierś i obaj runęli w róże głowami do przodu.


Pozostali trzej zamachowcy zdążyli do tej pory zrozumieć, że coś jest nie tak, i pośpiesznie uformowali grupę, przygotowani na najgorsze.


Czwórka nastolatków, którzy od początku zajęli pozycje na dole, również się zjednoczyła, podczas gdy bliźniacy zaopiekowali się pokonanymi już zabójcami.


Powietrze nagle wypełniły dźwięki. Przy ogrodzeniu rozległo się kilka trzasków świadczących o aportacji lub podróży świstoklikiem. Dumbledore, najstarsi bracia Weasley, Remus Lupin i Filius Flitwick pośpieszyli ku młodym czarodziejom.


Rozpoczęła się ogólna walka, klątwy latały na wszystkie strony. W samym środku potyczki Harry zobaczył, jak Severus wychodzi na podwórze.


- Sev! Wracaj do domu! - wrzasnął.


Zamiast go posłuchać, mistrz eliksirów spojrzał na ludzi przed sobą, po czym na ślepo pobiegł do najbliższego lasu. Harry natychmiast ruszył za nim.


KONIEC

rozdziału siódmego



Rozdział ósmy



Harry biegł i biegł; nie obchodziło go nic poza znalezieniem brata i sprowadzeniem go z powrotem całym i zdrowym.


Dziękował swej szczęśliwej gwieździe, że Severus jest zbyt rozstrojony, aby ukrywać ślady. Dzięki temu mógł podążać ścieżką połamanych gałęzi i krzaków wyrwanych z korzeniami, krzycząc aż do ochrypnięcia, kiedy majaczył przed nim cień mistrza eliksirów.


Szaleńcza pogoń przez las dobiegła nieoczekiwanego końca, gdy znalazł Severusa na jakiejś polanie. I nie tylko Severusa. Przed mężczyzną znajdował się bowiem ogromny dwugłowy pies, który warczał z obnażonymi zębami.


Severus stał z plecami przyciśniętymi do drzewa. Był wyraźnie przerażony i nie miał różdżki.


- NIE! - wrzasnął Harry, widząc, jak wielkie kły kłapią zaledwie centymetry od twarzy mistrza eliksirów. Ignorując kłujący ból w boku, potykając się o korzenie drzew i z trudem łapiąc równowagę, dotarł wreszcie do brata i zasłonił go własną piersią.- BRZYDKI PIESEK!


Zwierzę cofnęło się nieco, zdecydowanie wstrząśnięte. Potem potrząsnęło łbem i chyba zdało sobie sprawę z tego, że jest dużym, silnym psem, a nie żadnym "brzydkim pieskiem"!


Harry cały się trząsł, gdy celował różdżką w bestię.


- DRĘTWOTA! PETRIFICUS TOTALUS! Aaa, kotki dwa...


Pies niestety nie podzielał słabości Puszka do muzyki. Lub może Harry był kiepskim śpiewakiem. Poirytowane rzuconymi na nie zaklęciami stworzenie BARDZO zdenerwowało się wspomnieniem o kotkach i kłapnęło paszczą. Wyszarpnęło Harry'emu różdżkę z dłoni, po czym odrzuciło ją gdzieś za siebie.


Gryfon szybko podniósł z ziemi gałąź drzewa, popchnął Severusa, żeby dokładniej go zasłaniać, po czym przybrał pozycję obronną, jakby miał w ręku miecz Gryffindora, a nie nadgnity kawałek drewna.


- Nie dostaniesz go! To mój brat i nie pozwolę ci go skrzywdzić! - krzyknął zwierzęciu w pysk i zamierzył się, aby uderzyć w nią gałęzią.


Nagle rozległ się gwizd. Pies odwrócił łeb, nadstawiając uszu.


- Ortros! Chodź tu, chłopczyku! No chodź! Oto mój druh!


Zwierzę radośnie podbiegło do staruszka w purpurowej szacie, który właśnie wszedł na polanę.


- Przyjmij moje przeprosiny, młody Harry. - Mężczyzna uśmiechnął się. - Ortros jest bardzo opiekuńczy. Prawie tak opiekuńczy, jak ty, zapewne.


Nastolatek nie odezwał się, ale zachował prowizoryczną maczugę, gotowy do ataku.


- Accio różdżka Harry'ego - powiedział nowo przybyły spokojnie. Kiedy znalazła się w jego dłoni, podał ją młodszemu czarodziejowi. - Weź ją. Uzbrojony poczujesz się lepiej.


Harry powoli wyciągnął rękę i zabrał różdżkę.


- Kim jesteś? - spytał. - Wciąż znajdujemy się na mojej ziemi. Co tu robisz?


- Mieszkam tu już od bardzo dawna. Gdy twoja rodzina kupiła ten dom, ustaliliśmy, że mogę tu mieszkać jak długo zechcę. Lecz ty jesteś ranny, młody Potterze, a twój kompan, twój brat, jak go zdaje się nazwałeś?, również nie wydaje się być w zbyt dobrym stanie.


Nastolatek dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo pokaleczyły i posiniaczyły go gałęzie. Rozejrzał się i zobaczył Severusa skulonego przy pniu drzewa.


- Skąd mam wiedzieć, że mogę panu ufać? - zapytał, drżąc.


Mężczyzna uniósł dłoń.


- Przysięgam na moją magię, że nie planuję wyrządzić krzywdy ani tobie, ani twojemu bratu.


Harry skinął głową i powoli opuścił różdżkę. Staruszek podszedł bliżej. Pies, jak zauważył Gryfon, leżał kawałek dalej; skomlał od czasu do czasu, lecz posłusznie czekał, aż jego pan skończy swoje sprawy.


- Och, drogi chłopcze - powiedział mężczyzna, przyglądając się Severusowi. - JESTEŚ zagubiony, nieprawdaż?


Nastolatek usiadł, zmęczony po długim biegu, wielu piekących zadrapaniach i walce z cerbe... zaraz.


- Czy to jest cerber? Ma tylko dwie głowy.


- Nie - odparł starszy pan, który cały czas próbował wywołać jakąkolwiek reakcję u mistrza eliksirów. - Jak wiesz cerber, choć teraz jest to nazwa gatunku, był trójgłowym psem strzegącym wrót Hadesu. Ortros był jego bratem. Mój Ortros jest potomkiem tamtego psa. - Wstał. - Sądzę, że powinniście udać się do mojego domu, Harry. Mogę pomóc twojemu bratu, potrzebuję jednak czasu i pewnych przedmiotów. Twoje rany też wymagają troski.


- Naprawdę? - spytał Harry z szeroko otwartymi oczami. - Może pan pomóc Severusowi? Wyleczyć go?


Staruszek uśmiechnął się.


- Mogę co najmniej pomóc mu odnaleźć drogę - zapewnił. - Chodźcie.


Razem podnieśli płochliwego czarodzieja na nogi i nakłonili go, żeby szedł między nimi. Ortros podążał za nimi, kłapiąc zębami na co przelatujące bliżej nietoperze.


- Przepraszam, nie spytałem, jak się pan nazywa - odezwał się Harry.


- Jestem Rhys ap Merdhyn - przedstawił się staruszek. - Większość ludzi nazywa mnie Merlinem, choć jest to technicznie nieprawidłowe.


- Merlin? - Nastolatek zatrzymał się gwałtownie i wlepił wzrok w mężczyznę, który zachichotał.


- Takie reakcje nigdy mi się nie znudzą - stwierdził. - Nie, nie TEN Merlin. On był moim przodkiem. Moje oficjalne imię brzmi Rhys i jestem jego praprawnukiem. Nie jestem tym potężnym czarodziejem, którym był mój pradziad, aczkolwiek jestem całkiem niezły. - Zmarszczył twarz w krzywym uśmieszku. - W dzieciństwie uczęszczałem nawet do Hogwartu.


- Niech zgadnę, był pan kolegą Albusa Dumbledore'a? - westchnął Harry.


- Skądże znowu - roześmiał się Rhys. - Albus jest dużo młodszy ode mnie. Byłem jednym z jego hogwarckich nauczycieli. Cóż jednak sprawiło, że o nim pomyślałeś?


- Jest naszym ojcem - wyjaśnił Harry; mistrz eliksirów spojrzał na niego po raz pierwszy od ucieczki. - Adoptował najpierw Severusa, a potem mnie w zeszłym roku. - Przyglądał się wciąż milczącemu bratu.


- Ach, rozumiem. Cóż, dotarliśmy na miejsce. - Staruszek wskazał dom, przed którym się znaleźli. - Oto mój dom.


xXxXx


- Gdzie oni są? Co się stało? HARRY! SEVERUSIE! - Dumbledore z niepokoju odchodził od zmysłów.


- Albusie, uspokój się, musimy zdecydować, co mamy teraz robić - ocierający pot z czoła Filius Flitwick próbował uspokoić przerażonego przyjaciela.


Nagłe błysk poinformował ich o przybyciu następnej osoby. Artura Weasleya.


- Czy z chłopcami wszystko w porządku? - spytał zdyszany mężczyzna. - Albusie, Minister upadnie lada chwila. Aurorzy odkryli w Azkabanie Amelię Bones, najwyraźniej oszołomioną i porwaną. Co...? - Rozejrzał się zdumiony.


- Masz przy sobie Veritaserum, Arturze? - odezwał się Dumbledore ponuro, cały czas patrząc na pobliską ścianę lasu.


- Owszem, mam, byłem w drodze na przesłuchanie... Dlaczego?


- Podaj je jednemu z nich.


Chwyciwszy tego, którego chłopcy wskazali jako przywódcę, Artur zaaplikował mu dawkę eliksiru.


- Kim jesteś, jaki był wasz cel i kto was przysłał? - rzucił agresywnie.


- Nazywają mnie Sprytny - odparł mężczyzna. - Harry Potter i, jeśli to możliwe, Severus Snape. Przysłał nas Minister Knot.


Dumbledore pochylił głowę.


- Zabierz ich, Arturze. Twoi synowie mogą bezpiecznie wrócić do domu. Ja zaś muszę odnaleźć moich, w przeciwnym bowiem przypadku będzie to iście pyrrusowe zwycięstwo.


Z determinacją wkroczył do lasu.


xXxXx


Rhys posadził Severusa na wygodnej sofie i zaklęciem zamknął drzwi.


- Nie chcę, aby ponownie uciekł - wyjaśnił Harry'emu. - Osłony nas jednak przepuszczą, jego również, jeżeli jeden z nas będzie mu towarzyszył.


Po tych słowach zaczął delikatnie opatrywać sińce i zadrapania biernego czarodzieja. Nie spuszczał przy tym oka z Harry'ego, który zajął się własnymi obrażeniami, gotowy pomóc w razie potrzeby.


Staruszek przemywał rany i wcierał w nie maść uzdrawiającą.


- Nie szybciej byłoby wyleczyć je czarami? - spytał Harry.


- Owszem - odparł mężczyzna - lecz on jest wystraszony. Celowanie w niego różdżką nie byłoby najlepszym pomysłem, zaś fizyczny kontakt tego rodzaju pomoże mi później, gdy będę pracował z wami oboma.


- Co chce pan zrobić?


Rhys przyjrzał mu się uważnie.


- Nie wyrządzę mu krzywdy, Harry. Obaj poznaliście legilimencję. To, co zamierzam uczynić, jest z nią związane. Zabiorę cię do umysłu Severusa i razem pomożemy mu przyswoić wspomnienia, przez które jest oszołomiony. - Odwrócił się do mistrza eliksirów, który patrzył na niego poważnymi, ciemnymi oczami. - Pomogę ci, młodzieńcze - zapewnił cicho. - Pozwolisz mi?


Severus powoli skinął głową.


xXxXx


- Dobrze, Harry - powiedział Rhys później, kiedy obaj młodsi czarodzieje byli zabandażowani, a nastolatek opowiedział mu większą część historii Severusa. - Najpierw połączę się z tobą. Gdy skończę, zabiorę nas obu do umysłu Severusa. Najprawdopodobniej spotkamy tam zarówno wcześniejszego dorosłego Severusa, jak i dziecko.


Harry jęknął.


- Wiem - stwierdził staruszek współczująco - nie możesz jednak wpaść w złość, Harry. Musisz traktować starszego z taką samą troską jak to dziecko. Jego strach częściowo zasadza się na tym, iż ty i twój ojciec nie będziecie go już kochać, teraz, gdy ponownie jest dorosły. Jeżeli źle zareagujesz na jego dorosłą wersję, to jedynie upewni go w jego przekonaniach. Najpewniej będzie dość niemiły, aby spróbować cię odstraszyć. Nie pozwól mu.


Nastolatek pokręcił głową.


- To mój brat. Wiedziałem, że może wrócić do swojego starego ja, jeśli znowu dorośnie, i już dawno obiecałem, że zawsze przy nim będę.


- To dobrze.


Rhys skoncentrował się. Harry poczuł coś dziwnego, a potem nagle był świadom obecności starszego pana.


- Wchodzimy teraz do umysłu Severusa - usłyszał.


Nieoczekiwanie znaleźli się w gabinecie Dumbledore'a.


- Czemu tu jesteśmy? - zdziwił się nastolatek.


- To jedyne miejsce, w którym i jako dorosły, i jako dziecko czuł się bezpiecznie, jak w domu - wyjaśnił Rhys. - Powinni gdzieś tu być...


Właśnie w tej chwili z korytarza prowadzącego do sypialń wbiegł mały chłopiec. Rzucił się na Gryfona.


- Harry, pomóż mi, jak się go boję!


Harry odruchowo objął dziecko, jak robił to niezliczoną ilość razy, po czym uniósł wzrok i spojrzał na wchodzącego mistrza eliksirów.


- Potter - warknął mężczyzna. - Co tu robisz? Wynoś się!


Rhys spokojnie usiadł na kanapie.


- Może usiądziesz, Severusie, i będziemy mogli to omówić.


Mistrz eliksirów zerknął na niego groźnie.


- Odejdź, staruszku, jeżeli chcesz wyjść z tego cały i zdrowy.


Rhys westchnął.


- SIADAJ, Severusie.


- Ty nieznośny stary głupcze! - wrzasnął mężczyzna. - Wciąż próbuję pozbyć się tego bachora, a teraz wy się tu zjawiacie, aby sprowadzić go z powrotem, aby mnie zabić...


- Zabić cię? - Harry był wstrząśnięty. - Nie! Rhysie, nie! - Wstał, wziął Sevvy'ego za rękę i stanął obok mistrza eliksirów. - Przyrzekłeś, że nie zrobisz mu krzywdy! Przyrzekłeś! Nie pozwolę ci skrzywdzić żadnego z nich! - warknął z taką wściekłością, że nawet na Snapie zrobiło to wrażenie.


Staruszek pokręcił głową.


- Nie zamierzam nikogo zabić. Usiądźcie wszyscy.


Tym razem byli posłuszni.


- Słuchaj, Severusie - zaczął mężczyzna, pochyliwszy się do przodu z łokciami opartymi na kolanach. - Wiem, że jesteś wystraszony. Może powiesz mi, co cię tak przeraża?


- Poza faktem, że mam w głowie Cholernego Chłopca, Który Przeżył, i jakieś idiotyczne stare próchno?


- Severusie - powiedział Rhys tylko.


- Dobrze. DOBRZE! Boję się, ponieważ Potter zabrał mi ojca, on i to małe byle co tutaj, i teraz obaj cackają się z bachorem, i pragną, żebym nigdy nie istniał.


- Nie chcę być tobą! - krzyknął naraz Sevvy. - Boję się ciebie i mówisz brzydkie rzeczy, i lubisz ELIKSIRY!


- Zaś ja dzięki TOBIE mam teraz wspomnienia o tym, że KĄPAŁ mnie POTTER, na litość Merlina! - odrzekła na to dorosła wersja.


- Dosyć - rzucił Rhys. - Sevvy, chodź tutaj.


Chłopiec podszedł do niego i staruszek przyciągnął go bliżej.


- Sevvy, posłuchaj mnie. Severus nie jest miłym człowiekiem. Ale jest dobrym człowiekiem. Twój tatuś bardzo, bardzo go kocha. Pamiętasz swoich matkę i ojca, dziecko?


Malec zadrżał.


- Ty się od nich uwolniłeś - wyjaśnił Rhys cicho. - Zamieszkałeś z Harrym i tatusiem. Ale Severus musiał z nimi mieszkać, aż był całkiem dorosły.


Sevvy szeroko otworzył oczy i przyjrzał się starszemu sobie z... nie do końca sympatią. Bardziej ze zrozumieniem.


Severus pochylił głowę.


- Kochasz tatusia? - spytało dziecko.


- T-tak - przyznał mężczyzna.


- Ale Harry'ego nienawidzisz - ciągnął mały.


- Nie. Musiałem udawać, że go nienawidzę. Musiałem udawać tak mocno, że w końcu zacząłem w to wierzyć - wyznał Severus. Spojrzał na nastolatka. - Broniłeś mnie, nie tylko teraz, lecz wcześniej... Nie rozumiem. Zająłeś się nim - wskazał chłopca - kiedy mogłeś się zemścić. Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. Czego Albus ode mnie oczekuje. Nie jestem nawet pewny, czy nadal chce być moim ojcem, teraz, kiedy przez tak długi czas miał lepszych synów.


Oczy Harry'ego zapłonęły zielonym ogniem.


- Ty... ty idioto! - wybuchł Gryfon. - On cię kocha! On cię kocha tak bardzo, że został, choć tak bardzo chciał być z tobą, ale został, żeby walczyć o ciebie! On cię kocha bez względu na wszystko! Ani trochę go nie obchodzi, czy masz sześć lat, czy trzydzieści sześć! A jak o tym pomyślę... - zrozumiał naraz - ...to mnie też nie.


Severus przełknął ślinę. Sevvy podszedł do niego i położył mu dłoń na kolanie.


- Nie jesteś zły - uznał. - Tatuś kocha nas obu. Może możemy stać się nowym Sevvym z częścią każdego z nas?


Severus wahał się. Spojrzał na Harry'ego. I na Rhysa. I w końcu utkwił wzrok w dziecku.


- Nie wiem - szepnął, głaszcząc ciemne włoski. - Byłeś szczęśliwy, prawda?


Chłopiec z entuzjazmem pokiwał głową.


- Ja nigdy wcześniej nie byłem całkiem szczęśliwy - zadumał się mężczyzna. - Czy ojciec... czy ojciec naprawdę mnie chce? - spytał po raz ostatni.


Harry usiadł obok niego.


- Tak, Severusie. On cię kocha. Jestem pewny, że przeszukuje teraz las, starając się nas znaleźć. Kocha cię.


- Mam więc gryfońskiego brata - zadrwił mistrz eliksirów, choć już niezbyt mściwym tonem.


- No cóż, tak - zgodził się nastolatek. - Co prawda mało brakowało, żebym został Ślizgonem. Niestety spotkałem Dracona Malfoya.


- Doskonale rozumiem, dlaczego może to zniechęcić do Slytherinu - przytaknął Severus z krzywym uśmieszkiem.


Harry spojrzał na Rhysa i nagle wiedział, co trzeba zrobić. Objął mocno Sevvy'ego i przez chwilę go kołysał. Potem, ku zaskoczeniu mistrza eliksirów, posadził dziecko na kolanach mężczyzny i objął ich obu. Uśmiechnął się, wstał i poszedł usiąść obok starszego pana.


Gdy Severus przytulił Sevvy'ego, obaj zaczęli migotać i powoli stopili się w jedno. Później Harry i Rhys ułożyli wyczerpanego czarodzieja na kanapie i opuścili jego umysł.


xXxXx


Było ciepło. I coś przyjemnie pachniało. Słyszał głosy. Głos Harry'ego. Głos Rhysa.


Och.


Pomału Severus zaczął badać otoczenie zmysłami. Z dziwną ulgą stwierdził, że wszystkie wspomnienia znalazły się na swoich miejscach. Oczywiście, niektóre z nich były zdecydowanie wyjątkowe - nikt nie zmienia się codziennie w dziecko i z powrotem w dorosłego. Miał wrażenie, jakby bardzo trudna układanka, której nie był w stanie ułożyć, była już prawie skończona. Jeszcze nie całkiem, ale mało brakowało.


Usiadł i uśmiechnął się, widząc, jak jego brat wypytuje Rhysa o jakiś aspekt magii.


- Harry! - zawołał.


- SEV! Obudziłeś się! - Nastolatek podbiegł do niego.


- Owszem, obudziłem się, jak widzisz - odparł. - Jak długo...


- Niespecjalnie - uspokoił go Harry. - Choć nie jestem pewny, ile czasu spędziliśmy w twoim umyśle. Wszystko w porządku, Sev?


- Tak. Prawie wszystko. - Podszedł do stołu, korzystając z pomocy brata. Spojrzał przez okno i drgnął. - Miałem nadzieję, że tego psa to sobie wymyśliłem.


xXxXx


Albus Dumbledore godzinami szedł przez las tym samym tropem, co Harry. Wyczerpany i bardzo zmartwiony natknął się wreszcie na chatę.


Odwrócił się gwałtownie, gdy podbiegł do niego wielki pies. Dwie głowy obwąchały go i zaskomlały.


Wtedy otworzyły się drzwi.


- Dobry wieczór, przepraszam, że przeszkadzam o tak późnej porze - zaczął dyrektor pośpiesznie - ale szukam moich synów. Czy widział pan dwóch ciemnowłosych młodych mężczyzn? Proszę, zaczynam być zdesperowany...


- ALBUSIE! - odezwał się z mocą mężczyzna w drzwiach.


Dumbledore wybałuszył oczy. Nie słyszał tego głosu od... od... wieków?


- P-profesor R-Rhys?


- Oni są tutaj, Albusie - odparł mężczyzna.


Harry wypadł z chaty i rzucił się dyrektorowi w ramiona.


- Ojcze!


Dumbledore objął go i znad ciemnej głowy patrzył na swego byłego nauczyciela ze zmartwieniem.


- Severus jest w środku - uspokoił go Harry, odsuwając się.


Przepchnął Albusa przez drzwi, po czym wraz z Rhysem zajęli się karmieniem Ortrosa.


Dumbledore wszedł do pokoju i stanął twarzą w twarz ze starszym synem.


- Severusie? - spytał niepewnie.


Ciemnowłosy czarodziej przygryzł wargę.


- Czy ty... Czy nadal...


Zanim zdołał zdecydować, w jaki sposób wyrazić palące go pytanie, Albus wziął go w ramiona, ponieważ nie był w stanie już dłużej się powstrzymywać.


- Och, dziecko, Severusie, tak się o ciebie martwiłem. Kocham cię, synu.


Severus poczuł, jak ostatni kawałek układanki trafia na miejsce i dopełnia obrazu całości. Zalały go emocje; do głowy przychodziła mu tylko jedna odpowiedź:


- Ojcze.


KONIEC

rozdziału ósmego



Rozdział dziewiąty



Hermiona i chłopcy pomogli w sprzątaniu, złożyli zeznania, cierpliwie przeczekali długotrwałe procedury i wreszcie usiedli razem, zastanawiając się, kiedy nieobecna trójka wróci z lasu.


W końcu, gdy słońce stało już wysoko na niebie, spomiędzy drzew wyłoniły się cztery osoby. Dwie miały ciemne włosy, a dwie jasne. Wiedźma pierwsza zauważyła nowo przybyłych i poderwała się na nogi.


- HARRY! SEVERUSIE! - Podbiegła do nich, aby chwycić ich w objęcia, przy czy prawie ich przewróciła. - Macie pojęcie, jak się BALIŚMY? - zaczęła ich besztać. - Tak po prostu sobie pobiegliście? Mogło wam się coś stać, mogliście... mogliście...


Jej tyradę przerwał wybuch śmiechu bliźniaków, którzy nie byli w stanie dłużej zachować powagi na widok Pogromcy Voldemorta i ich przerażającego mistrza eliksirów kulących się i skamlących przed młodą kobietą.


- Hermiono droga, przestań proszę...


- Wystarczająco dużo przeszli...


- Wrócili w jednym kawałku...


- A ty jesteś zupełnie jak nasza mama, kiedy się tak zachowujesz.


Dziewczyna miała dość przyzwoitości, żeby wyglądać na zawstydzoną.


Nieco przytłoczony Severus cofnął się o krok, prosto na swego ojca, który stał tuż za nim. Dumbledore z czułością objął go ramionami.


- Wszystko w porządku, Severusie. Pamiętasz, jak mieszkałeś z nimi w minione wakacje?


Młodszy czarodziej powoli przytaknął.


- Ale wtedy miałem sześć lat - szepnął w odpowiedzi.


- Im to nie sprawi różnicy - zapewnił go Albus. Uspokajająco uścisnął jego barki i łagodnie popchnął go w stronę Harry'ego i jego przyjaciół.


- Jest niezły bałagan, całe Ministerstwo przypomina dom wariatów - mówił Ron. - Tata i kilku innych uczciwych urzędników zamknęli Knota w jego gabinecie do czasu, aż madame Bones wydobrzeje. Na nas też czekają. Cześć, Severusie - ciągnął bez chwili przerwy. - Dobrze się czujesz?


Mistrz eliksirów był kompletnie zaskoczony.


- Ja... ty... tak, dobrze, dziękuję...


- A kim jest...


- ...ten dżentelmen z wami? - spytali zaciekawieni bliźniacy.


Dumbledore rozpromienił się.


- To jest profesor Rhys. Był moim nauczycielem, gdy uczęszczałem do Hogwartu.


Szeroko otwarte oczy i usta wyraźnie powiedziały Rhysowi, że nastolatki uznały to za bliskie niemożliwości. Zachichotał.


- Cóż, teraz, gdy was już odprowadziłem, będę wracał do domu, Albusie. Zajmij się lepiej tym bałaganem w Ministerstwie.


Ku skrytemu rozbawieniu pozostałych, starszy pan uszczypnął Dumbledore'a w policzek. Oczy błyszczały mu jak szalone.


- Bądź grzecznym chłopcem, dziecko - napomniał go żartobliwie.


Dyrektor zarumienił się gwałtownie, odkaszlnął i pociągnął za sobą swych prawie śmiejących się histerycznie synów.


- Będę, profesorze! Jeszcze raz wielkie dzięki! - zawołał przez ramię.


xXxXx


Nadal wstrząśnięta Amelia Bones siedziała w swoim gabinecie, gdy pukanie do drzwi oznajmiło przybycie dość sporego tłumu ludzi. Jej jednak zależało na ujrzeniu tylko trójki, która weszła pierwsza.


- Albusie - powiedziała, próbując się uśmiechnąć.


Staruszek usiadł na biurku i poklepał ją po dłoni.


- Już wszystko w porządku - zapewnił. - Zrobili ci krzywdę?


Pokręciła głową.


- Ale co... gdzie...


- Wszyscy są albo martwi, albo w celach, moja droga. Dziś w nocy zaatakowali kryjówkę Harry'ego i zostali pokonani.


- Straty?


- Żadne. - Bliźniacy uśmiechnęli się krzywo.


- Korneliusz jest w areszcie - odezwał się Artur cicho. - Zostałaś wybrana nowym Ministrem, Amelio.


Madame Bones wstała.


- Jest wiele do zrobienia. Najpierw proces zabójców. Potem Korneliusza. A na końcu - spojrzała na Dumbledore'a - Severusa Snape'a.


xXxXx


- To niesprawiedliwe! - protestował Harry ze złością.


- Ależ sprawiedliwe, Harry - stwierdził dyrektor spokojnie. - Dziecko, proces mimo wszystko musi się odbyć. Tyle osób za niego poświadczy...


- Ale... ale... ja mu obiecałem, że już go więcej nie opuszczę... - Nastolatek zadrżał.


Siedzieli w poczekalni naprzeciwko gabinetu nowej pani Minister. Artur zabrał Severusa, żeby zorganizować jego sprawę. Uśmiechnięty pan Weasley wrócił zaledwie pół godziny później.


- Załatwione - powiedział. - Severus może iść z wami do domu i wrócić na proces. Nie wolno mu opuszczać Hogwartu. Nie wolno mu opuszczać twoich komnat, Albusie, jeśli nie będzie mu towarzyszył Harry lub ty, poza tym jednak nie ma żadnych innych ograniczeń.


- Dziękuję, Arturze. - Dumbledore uśmiechnął się z wdzięcznością. - Kto będzie sędzią na jego procesie?


Pan Weasley wzruszył ramionami.


- Połowa Wizengamotu jest skorumpowana, Albusie, i musi być usunięta ze stanowiska. Dlatego Wizengamot został rozwiązany do czasu, kiedy Amelia będzie mogła odbudować go przy pomocy ludzi godnych zaufania. Tymczasowo każdemu procesowi będzie przewodniczył jeden sędzia i czterech doradców. Amelia nie jest uważana za bezstronną w przypadku zabójców; jest jednocześnie świadkiem i poszkodowanym w tej sprawie. Obawiam się, że to nie jest jeszcze jasne.


Harry parsknął.


- Tak jakby Wizengamot potrzebował bezstronnych sędziów kiedykolwiek wcześniej.


Dorośli wyglądali na nieco zawstydzonych; nie mogli obalić oskarżeń młodego czarodzieja.


- Tak, no cóż. - Artur odkaszlnął. - Severus zostanie tu przyprowadzony w ciągu dziesięciu minut i będziecie mogli zabrać go do domu.


- Panie Weasley? - spytał Gryfon. - Czy zostaną mi postawione zarzuty uwolnienia go z Azkabanu?


Mężczyzna pokręcił głową, klepiąc Harry'ego po ramieniu.


- Nie, nie martw się tym. On tam w ogóle nie powinien był trafić.


xXxXx


Korneliusz Knot potknął się w ciemnościach. Zmarszczył brwi; zawsze był dumny ze swojej zdolności pewnego lądowania po podróży świstoklikiem.


- Więc to jest kryjówka tego bachora, Pottera. - Przyjrzał się czarnym konturom domu.


Chwilę wcześniej udało mu się namówić jednego ze strażników - jednej z paru osób w Ministerstwie, które pozostały mu lojalne - aby go wypuścił. Na szczęście Chytry dał mu jeden ze świstoklików, których użyli zabójcy. Gdy tylko znalazł się poza gmachem Ministerstwa, aktywował go.


Cichy szelest liści wyrwał go z zadumy. Z łatwością wdrapał się na ogrodzenie oddzielające posiadłości od otaczających jej terenów. Wycelował różdżkę w dom; uznał, że bachorowi nie należy się to wszystko, czym został obdarzony. Bo właściwie to co ten chłopak takiego zrobił? Nie od zdolności zależało pokonanie Czarnego Pana, wszystko zasadzało się na czystym szczęściu, z tymi ich różdżkami. Wszyscy łasili się do dzieciaka, jakby dokonał czegoś nadzwyczajnego. Nikt nie myślał o tym, który ciężko pracował, aby utrzymać w społeczeństwie pokój, żeby nie dopuścić do tej paskudnej wojny.


- INFLAMMARE!


Dom powoli zaczął się palić. Strzeliły płomienie. Znalazły drogę do środka i wspinały się, aż budynek płonął jak pochodnia.


Szelest za jego plecami przybrał na sile. Knot w końcu odwrócił się i spojrzał za siebie.


Zbladł. Za sobą miał węże.


Mnóstwo węży.


- Skrzywdziłeś moich przyjaciół - syknął mały wąż na czele grupy. Szkoda, że Knot nie rozumiał wężomowy. - A teraz palisz nasz dom. Młody mówca jest dobrym i miłym człowiekiem, tak samo jak jego brat. Zapłacisz za to.


- Ugh, węże - wykrztusił wreszcie były Minister. - Nic dziwnego, że tu są, mieszkała tu przecież ta ślizgońska szumowina.


Powiedzenie tego było najwyraźniej błędem.


Ciało Korneliusza Knota zostanie znalezione za dnia, obok spalonego budynku; Priori Incantatem wykaże, że to on był podpalaczem. Trudno będzie powiedzieć, co zabiło go najpierw: jad węży w jego ciele, wiele głębokich ran zadanych ostrymi kłami czy to, co bardzo mocno zacisnęło się na jego szyi, jak wskazywał siniec.


W każdym razie magiczne społeczeństwo miało jeden proces z głowy.


xXxXx


Severus drżał, gdy wchodził na salę rozpraw w towarzystwie ojca i brata. Dumbledore uspokajająco pogłaskał go po plecach.


- Będziemy tuż obok, dziecko - zapewnił cicho.


Wszedł urzędnik.


- Wszyscy wstać - polecił. - Wysoki Sąd Amelia Bones oraz grono doradców: Artur Weasley, Nimfadora Tonks, Filius Flitwick, Minerwa McGonagall.


Harry i Albus uśmiechnęli się do siebie.


- Czy oskarżony mógłby zająć miejsce, proszę?


Urzędnik traktował swoją rolę zdecydowanie zbyt poważnie. Fred I George postanowili w duchu zrobić z tym coś po rozprawie.


Severus z wzrokiem utkwionym w ziemi powoli podszedł do drewnianego krzesła. Usiadł, spodziewając się, że skują go łańcuchy, lecz nic takiego się nie stało.


Urzędnik sprawiał wrażenie zaniepokojonego tym faktem.


- Zaczynajmy - zdecydowała pani Minister. - Oskarżenia przeciwko temu mężczyźnie są dobrze znane. Czy ktoś przemówi za nim?


Nie sprawiała wrażenia choćby trochę zaskoczonej, gdy większość osób obecnych na sali rozpraw - wraz z jej własnymi doradcami - wstała.


- Najpierw wysłuchamy więc pana Snape'a - stwierdziła wiedźma. - Proszę przynieść Veritaserum.


Severus zamarł.


- Nie! - zaprotestował. - Odpowiem na wszystkie pytania, nie ma potrzeby użycia eliksiru.


- Obecnie jest to standardowa procedura - odparła Bones spokojnie - abyśmy mieli pewność, że już nikt nigdy nie zostanie zesłany do Azkabanu za niewinność. Pana chęć udzielenia odpowiedzi zostanie odnotowana, obawiam się jednak, że nie ma pan wyboru i musi zażyć Veritaserum.


Urzędnik przyniósł fiolkę i z pokonaną miną, której Harry i Albus nie rozumieli, Severus przyjął trzy krople.


- Nazwisko? - Bones zaczęła przesłuchanie.


- Severus Snape.


- Został pan nazwany śmierciożercą. Wiele osób jest skłonnych przysiąc, że jest pan szpiegiem i nie był pan śmierciożercą od przeszło dwóch dekad. Czy to prawda?


Severus spojrzał na nią z lekkim zagubieniem.


- Przepraszam - powiedziała pani Minister. - Minęło sporo czasu odkąd robiłam to po raz ostatni. Czy był pan szpiegiem Albusa Dumbledore'a?


Wszyscy widzieli, że mistrz eliksirów walczy z miksturą, jak do krwi zagryza wargę. Serum okazało się jednak silniejsze.


- Tak - przyznał przez zaciśnięte zęby.


Bones zmarszczyła brwi.


- Dlaczego z taką niechęcią mówi pan coś, co może uchronić pana przed Azkabanem? - zdziwiła się.


- Nie chcę zostać potraktowany pobłażliwie. Teraz już pamiętam, co zrobiłem. Robiłem okropne rzeczy. Zasługuję na karę.


Obiegający salę szmer pomruków powiedział Harry'emu, że nie tylko on jest zaskoczony tym wyznaniem. Właściwie tylko Albus Dumbledore zdawał się go spodziewać.


Amelia kontynuowała:


- Czy to, co musiał pan robić, sprawiało panu przyjemność?


- Nie.


- Czy żałuje pan tego, co pan robił?


- Bardzo.


- Czy gdyby mógł pan zdecydować jeszcze raz, mimo wszystko przyłączyłby się pan do Voldemorta?


Po chwili milczenia Severus odwrócił się do Bones.


- Nie... nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.


- Dlaczego nie?


Mężczyzna westchnął głęboko, nadal wyraźnie walcząc i próbując nic nie mówić. Serum jednak zmusiło go do udzielenia odpowiedzi.


- Nie przyłączyłem się do Voldemorta z własnej woli. Gdybym mógł na nowo przeżyć swoje życie, nie jestem pewny, czy zdołałbym tego uniknąć. To nie był mój wybór.


Piątka przy stole sędziowskim spojrzała na zakłopotanego mistrza eliksirów ze zdumieniem.


- Co się więc stało?


- Przez krótki czas zastanawiałem się, czy do niego nie dołączyć, gdy czterech innych uczniów omal mnie nie zabiło i uszło im to bezkarnie. Szybko jednak porzuciłem ten pomysł. Łatwo było zobaczyć, że jest zły. Nie chciałem do niego przystać. Mój wuj, Udiah Prince, który wprowadził się do nas, kiedy miałem dwa lata, był śmierciożercą. Gdy okazałem niechęć do przyłączenia się, ciężko mnie pobił. Byłem półprzytomny, kiedy zostałem naznaczony. Miesiącami nie spuszczali mnie z oka, dopóki nie uznali, że stwardniałem na tyle, aby brać udział w ich zajęciach i nie uciec przy pierwszej okazji.


- A jednak uciekłeś - zauważył Artur, który nie mógł się powstrzymać.


- Tak. Gdy tylko mogłem, uciekłem do Albusa Dumbledore'a i zaoferowałem, że zostanę jego szpiegiem. Już byłem splugawiony; równie dobrze mogłem to wykorzystać w celu przynajmniej częściowego odpokutowania za wyrządzone zło.


Veritaserum przestało działać. Severus ukrył twarz w dłoniach i zapłakał cicho.


Amelia Bones odwróciła się do swoich doradców. Cała czwórka skinęła głowami, wyraźnie pozostawiając decyzję jej.


- Niech pan na mnie spojrzy - rozkazała wiedźma oskarżonemu.


Czarne oczy z wahaniem uniosły się.


- Wiem, że chce pan, abym pana odesłała do Azkabanu - stwierdziła kobieta - lecz nie mogę tego zrobić. Nie po wszystkich pana wysiłkach, po całym pana cierpieniu i pana kłopotach. Zasługuje pan na nagrodę, nie karę. Każda jedna osoba na tej sali jest gotowa zeznawać na pana korzyść. Prawdę mówiąc, nikt pana o nic nie oskarża, poza panem samym. A to jest kwestia, której nie jestem w stanie rozwiązać, pokładam jednak nadzieję w sile pańskiego charakteru i w sile pańskiego umysłu, że zdoła pan to przezwyciężyć.


Severus wlepił w nią wzrok. Czy był taki silny? Czy to możliwe, żeby postąpił dobrze? Nagle ujrzał jedno ze swoich wspomnień. Miał sześć lat i przytulał się do rannego Harry'ego po tym, jak zaatakowali ich śmierciożercy. "Jesteś dobrym człowiekiem, Sevvy" - zapewnił go nastolatek. Nie miał wtedy swoich dorosłych wspomnień, ale Harry przecież wiedział, na kogo wyrósł. A mimo to nazwał go dobrym człowiekiem.


Powoli, skrupulatnie kolejne kawałki układanki wróciły na miejsce.


- ...zatem ostatnie ustalenia pozostają w mocy. - Ponownie skupił się na Amelii Bones. - Jest pan wolny. Albus Dumbledore pozostaje pana opiekunem. Sprawa zamknięta.


Sala powoli pustoszała. Severus poczuł dłonie na ramionach, a potem chusteczka delikatnie wytarła krew z jego twarzy. Spojrzał w zmartwione niebieskie oczy swego ojca.


- Nie chcę już uczyć eliksirów - szepnął z bladym uśmiechem.


Oczy Dumbledore'a złagodniały, choć jego syn wiedział, że po powrocie do domu czeka go wykład. Mimo to starszy pan odpowiedział uśmiechem.


Cichy śmiech z drugiej strony powiedział mu, że Harry też jest blisko.


- To znaczy, że sam będę musiał odrabiać zadania domowe? - spytał nastolatek żartem.


Severus z trudem podniósł się na nogi i z pewnym wysiłkiem zdołał przywołać na twarz krzywą minę.


- Panie Potter... sugeruje pan, że mam panu pomagać OSZUKIWAĆ?


Harry lekko uderzył go w ramię, zaś Albus chwycił go za łokieć.


- Chodźcie, wracamy do domu.


xXxXx


Harry stał na balkonie z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Severus powoli zbliżył się do niego.


- Hej - rzucił nastolatek półgłosem. - Nie spodziewałem się ciebie jeszcze.


Mężczyzna wzruszył ramionami.


- Ojciec potraktował mnie łagodnie - uśmiechnął się krzywo - gdy mu obiecałem, że nadal będę rozmawiał z Salvatore'em lub Rhysem. Nie powiedziałem mu, że i tak zamierzałem. Nie było źle. Był miły. - Opuścił wzrok. - Nigdy nikomu nie mówiłem, że... że zostałem zmuszony, aby dołączyć do Voldemorta. Zawsze sądziłem, że nikt mi nie uwierzy. Dziękuję, Harry.


Zaskoczony Gryfon odwrócił się do niego.


- Za co? - spytał.


Severus utkwił spojrzenie w Zakazanym Lesie.


- Za to, że się mną zająłeś. Że zrobiłeś ze mnie... zrobiłeś ze mnie lepszego człowieka.


- Ty już byłeś dobrym człowiekiem, Severusie - zauważył chłopiec.


Prychnięcie, które usłyszał w odpowiedzi, wywołało u niego odruch warunkowy kopnięcia mężczyzny w kostkę.


- AUĆ, ty bachorze! No dobrze, to że zrobiłeś ze mnie milszego człowieka. - Przyjrzał się twarzy brata. - Płakałeś - zauważył. - Co się stało, Harry?


- Znaleźli... znaleźli Knota... i... i... spalony... bungalow, Sev. - Nastolatek otarł oczy.


- Spalony? - Severus też poczuł gulę w gardle.


- Knot uciekł - wyjaśnił Gryfon cicho - i zdołał podpalić bungalow. I teraz nie żyje.


Mężczyzna zbladł.


- Kirke? - wyszeptał.


Harry wskazał palcem kąt, w którym znajdował się dość zadowolony z siebie wąż.


- Molly znalazła ją, kiedy poszła zobaczyć, czy coś uda się dla nas uratować. - Zadrżał. - Na wolności wciąż są śmierciożercy i tyle ras, którym musimy coś wynagrodzić, wilkołaki i olbrzymy, i... i...


Severus chwycił chłopca za ramiona.


- Harry, uspokój się. Wszystko wiem. Jesteś teraz przytłoczony. Ale zrobiłeś swoje, zrobiłeś więcej niż tylko swoją część, i czas najwyższy, aby reszta czarodziejskiego świata przyłożyła się do pracy, młodszy bracie. My możemy wreszcie skupić się na naszych życiach.


- Tak - przyznał Harry, opierając się na bracie.


Po chwili odsunął się trochę i z szerokim uśmiechem przechylił głowę, aby spojrzeć na Severusa.


- Nazwałeś mnie "młodszym bratem" - stwierdził z oburzeniem. - Już całkiem dorosłeś!


Mężczyzna roześmiał się i objął Gryfona ramieniem.


- Tak - zgodził się. - Już całkiem dorosłem.


KONIEC

rozdziału dziewiątego



Rozdział dziesiąty




Harry przeniósł się swoim świstoklikiem wraz z Severusem na polanę, gdzie kiedyś stał bungalow. Dumbledore udał się tam przed nimi, nie chcąc, aby jego synowie byli sami, w tym momencie jednak stał z Rhysem na skraju lasu, aby pozwolić młodszym czarodziejom samodzielnie zbadać pozostałości domu.


- Powiedzieli mi, że ich adoptowałeś - odezwał się Rhys, który zbierał grzyby mające stać się składnikami eliksirów.


Jego były uczeń przytaknął.


- Zostałem prawnym opiekunem Severusa, gdy skończył dziewiętnaście lat. Powinienem był adoptować Harry'ego w tej samej chwili, kiedy zginęli jego rodzice.


- Lecz tego nie zrobiłeś.


Dumbledore zarumienił się i zwiesił głowę.


- Nie, proszę pana - przyznał cicho. - Zostawiłem go z jego agresywnymi krewnymi, pomimo wielu powtarzających się ostrzeżeń.


Rhys wstał i wytarł ręce.


- To nie brzmi jak Albus, którego znałem - zauważył spokojnie. - Co się stało, dziecko?


Rumieniec pogłębił się.


- Mam już sto pięćdziesiąt siedem lat. Nikt nie nazwał mnie "dzieckiem" od przeszło wieku.


Starszy czarodziej zachichotał.


- Albusie, ja niedługo skończę dwieście dwadzieścia dziewięć lat. Nadal pamiętam twoją ceremonię przydziału i ciebie, małego, nerwowego chłopca, który strasznie się bał, że nie jest wystarczająco dobry, aby uczęszczać do Hogwartu. Mimo że my wszyscy doskonale widzieliśmy twój wielki potencjał.


Dumbledore szeroko otworzył oczy.


- Naprawdę? Ale przecież...


- Zawsze byłem dla ciebie surowy? - Rhys uśmiechnął się. - Sądziłem, że po wszystkich tych latach zdołałeś to zrozumieć. To, że właśnie dla najbardziej obiecujących uczniów jesteśmy najsurowsi, ponieważ chcemy, aby osiągnęli swój potencjał w pełni. To dlatego naciskałem na ciebie mocniej niż na któregokolwiek z moich pozostałych uczniów.


Albus wzdrygnął się.


- Przerażałeś mnie przez pierwsze lata szkoły. Nie potrafiłem nawet docenić tego, co robiłeś, przed rokiem, w którym zdawałem SUMy.


Rhys zaciągnął go do pnia powalonego drzewa i obaj usiedli - wystarczająco daleko, aby nikt ich nie podsłuchał, lecz jednocześnie tak, żeby widzieli Harry'ego i Severusa. Dumbledore wiercił się z zażenowaniem.


- Będziesz się mnie bardzo wstydził, gdy się dowiesz - westchnął. Dłoń na ramieniu delikatnie zachęciła, aby mówił dalej. - Zaczęło się... zaczęło się, kiedy Tom ujawnił się w swoim dążeniu do władzy i zyskał zwolenników...


xXxXx


Severus wlepił wzrok w ruiny. Trudno było cokolwiek w nich rozpoznać. Nie mógł uwierzyć, że to był dom, w którym mieszkali zaledwie kilka tygodni temu.


Harry zadrżał.


- Nienawidzę Knota - zdecydował zaciekle. - Nawet jeśli już nie żyje... mimo to go nienawidzę.


Mistrz eliksirów poklepał go po ramieniu.


- Opowiedz mi o zeszłorocznych wakacjach - zaproponował z uśmiechem. - Pamiętam sprzątanie. Dywaniki...


Gryfon wyszczerzył zęby w uśmiechu.


- Lubiłeś czyścić dywaniki. Lewitowałeś dwa równocześnie i uderzałeś jednym o drugi. - Wskazał miejsce, gdzie kiedyś był pokój. - Siadaliśmy tam w nocy, jak schodziłeś na parter po złym śnie i piłeś ciepłe mleko z miodem.


Severus skinął głową.


Ze złośliwym błyskiem w oczach Harry dodał:


- Byłeś taki słodki, kiedy prawie zasypiałeś na siedząco w swojej pidżamce.


Wredne spojrzenie, jakie otrzymał w odpowiedzi, trochę za bardzo przypominało mu dawnego mistrza eliksirów, żeby mógł się z tym dobrze czuć, ale nadąsany grymas, jaki pojawił się na twarzy mężczyzny zaraz potem, zdecydowanie należał do Sevvy'ego.


- Nie jestem i nigdy nie byłem SŁODKI!


- Owszem, byłeś.


- Wcale że nie!


- Właśnie że tak.


- Wcale że nie... a TY ciągle wokół mnie SKAKAŁEŚ! - stwierdził Severus oskarżycielsko.


Tym razem to Harry sapnął z oburzeniem.


- Wcale że NIE!


Starszy czarodziej uśmiechnął się drwiąco.


Młodszy wybałuszył na niego oczy.


- Ty DUPKU! Ty... ty...


- Sądzę, Harry - powiedział jego brat cicho - że wspomnienia o tym miejscu są ważniejsze niż sam dom. A wspomnienia przecież zachowamy.


Gryfon odwrócił się i popatrzył na pogorzelisko.


- Mimo wszystko chcę go postawić na nowo - wyznał ze smutkiem. - Należał do moich rodziców, a ty zostałeś w nim moim bratem. Racja, sam kamień i cała reszta nie znaczą wiele, ale to miejsce owszem. Zajmiesz się ze mną odbudową?


Severus uśmiechnął się do niego promiennie i przytaknął.


xXxXx


- ...i właśnie wtedy zrozumiałem, że Severus uciekł z mojej winy, podobnie jak Harry - powiedział Dumbledore i zamilkł, skończywszy wyznawać prawdę swemu mentorowi.


Rhys skinął głową.


- A potem?


Albus spojrzał na niego z zaskoczeniem.


- Co masz na myśli?


Starszy czarodziej wskazał dwójkę stojącą koło domu i wyjaśnił:


- Oni cię kochają, Albusie. Kiedy ich poznałem, nazwali cię ich ojcem. Pozwolili ci się adoptować. Zatem gdzieś między ich ucieczką a chwilą obecną coś musiało się wydarzyć.


- Ze wszystkich sił starałem się im to wynagrodzić. Lecz jak kiedyś powiedział Harry, nie mogę odczynić zła, które wyrządziłem.


Przez jakiś czas obaj milczeli. Potem Rhys westchnął.


- Albusie, czy pamiętasz, że mniej więcej dziesięć lat przed tym, jak pokonałeś Grindelwalda, odszedłem z Hogwartu?


- Oczywiście. Wszyscy za tobą tęskniliśmy.


- To był największy błąd, jaki popełniłem w życiu - oznajmił mężczyzna; nie gorzko, nie smutno, ale zwyczajnie, jakby mówił o faktach. - Przewidziałem, że Grindelwald powstanie. Wiedziałem, że to ty będziesz tym, który go pokona. Już wówczas miałem za sobą wiele wojen i konfliktów, i byłem zmęczony. Więc uciekłem i zostawiłem cię, abyś z nim walczył. Z nim i z Tomem Riddle'em. Nigdy nie powinienem był tego robić. Ale zrobiłem; i myślałem, że nigdy nie uda mi się tego odczynić. Ukrywałem się. Aż kilka tygodni temu znalazłem praktycznie na swoim progu dwóch zdesperowanych chłopców i zrozumiałem, że ukrywam się zbyt długo. Gdybym był odważniejszy, zostałbym przy tobie, aby pomagać ci walczyć w twoich wojnach. Nie mogę ci niczego zaoferować, poza obietnicą, że od tej chwili będę przy tobie.


Dumbledore szeroko otworzył oczy.


- Będziesz? Poważnie? Rozumiem, że chciałeś odpocząć od wojen, które przeżyłeś; naprawdę wiele dla mnie znaczy, że jesteś gotowy porzucić spokojne życie tylko ze względu na mnie.


Rhys uśmiechnął się promiennie.


- Dziękuję, Albusie. I jest to również odpowiedź dla ciebie. Harry i Severus wybaczyli ci zło, które wyrządziłeś. Nie musisz ich za nie wynagradzać. Proszą cię tylko, abyś od teraz był z nimi.


Młodszy czarodziej z wdzięcznością odwzajemnił uśmiech, a potem odwrócił się, żeby popatrzeć na synów.


xXxXx


Harry i Severus uparli się, że chcą sami odbudować bungalow. Chociaż ich przyjaciele często zjawiali się, aby zaoferować pomoc, podobnie jak czasami również hogwarccy profesorowie, cały projekt był ich dwóch i tylko ich.


Severus nalegał nawet, żeby stworzyć Kirke specjalny zakątek w ogrodzie z chłodnymi kryjówkami, miękką trawą i przyjemnymi słonecznymi miejscami do wygrzewania się. Dzięki pośrednictwu Harry'ego mnóstwo razy wypytywał małego węża o to, czego naprawdę pragnie, aż wreszcie wszystko było idealne. Na końcu poprosił jeszcze Rhysa, żeby rzucił na nią specjalny rodzaj zaklęcia nie widzisz mnie, które miało ją chronić przed drapieżnymi ptakami.


Późnym popołudniem bracia siedzieli na trawie, popijali zimne kremowe i przyglądali się domowi. Tego dnia pracowali bardzo ciężko, ale za to teraz mieli już skończone ściany i dach, zaś każdy pokój został zaczarowany tak, że w środku był większy niż wydawał się z zewnątrz. "Przeczytałem o tym kiedyś w książce" - wyjaśnił wcześniej Harry - "i spodobał mi się ten pomysł. Skoro działa w przypadku namiotów, to czemu nie przy domach?"


- Jutro możemy zacząć wystrój wnętrz - uznał młodszy czarodziej, po czym pozbył się butów, aby poczuć miękką trawę pod stopami.


- A wówczas zatoczymy pełny krąg - dodał Severus cicho. - Z powrotem tam, gdzie zaczęliśmy. Sprzątanie bungalowu we dwóch.


- Cóż, technicznie rzecz biorąc, żeby zacząć wszystko od początku musiałbyś być w Yorku i kraść owoc - wytknął Harry.


Mistrz eliksirów spłonął rumieńcem.


- Tym razem TY możesz kraść owoce - mruknął.


Nastolatek zachichotał.


- Hej, Sev, patrz na to! W końcu mi się udało!


Severus zerknął na brata i roześmiał się tubalnie.


Oczy Harry'ego wypełniały skrzące się iskierki.


- Przyglądałem się Rhysowi i ojcu, a potem ćwiczyłem przed lustrem. Też spróbuj.


Mistrz eliksirów skoncentrował się i moment później w czarnych oczach pojawiło się nieśmiałe migotanie.


- No proszę! - Nastolatek uśmiechnął się szeroko. - Teraz jest to cecha rodzinna.


xXxXx


Nie pozwolili Dumbledore'owi ani Rhysowi patrzeć, jak wykańczali dom, jednak w dniu, kiedy wszystko było gotowe, zaprosili obu starszych panów na zwiedzanie. Z dumą pokazali kuchnię, obszerny salon, jadalnię, salonik, bibliotekę i sześć sypialń, a na końcu rozsiedli się wszyscy w saloniku.


Albus zauważył na ścianie znajome zdjęcie. Harry poprosił go jakiś czas wcześniej o zrobienie kopii fotografii z lunaparku oraz kilku rysunków Sevvy'ego. Wszystko to teraz zdobiło ściany saloniku obok kilku najnowszych obrazów Severusa. Jego miłość do sztuki, choć przez długie lata stłumiona koniecznością szpiegowania, nigdy nie umarła.


- Czy zamierzacie nazwać jakoś wasz dom? - spytał Rhys. - Czy może nadal będzie tylko bungalowem?


Mistrz eliksirów pokręcił głową.


- Czytałeś Tolkiena? - spytał starego czarodzieja.


Mężczyzna zachichotał.


- Jakżeby inaczej, mój chłopcze.


- No cóż, kiedy zastanawialiśmy się nad nazwą dla domu, taką, która mówiłaby, co on dla nas znaczy, zdecydowaliśmy się zaczerpnąć ją z tytułu jego książki.


Harry skinął głową.


- Zrobiliśmy nawet tabliczkę - dodał.


Severus przywołał zaklęciem kawałek drewna.


- Proszę bardzo - powiedział i odwrócił go napisem do gości. - Nazwaliśmy dom "Tam i z powrotem".




KONIEC











Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nieprawidlowosci II i III trym ciy
III rok harmonogram strona wydział lekarski 2013 2014 II i III Kopia
Dyktanda dla klas II -III, Ortografia
EG z HIGIENY 2007 II, III rok, Higiena, Higiena testy (janusz692)
sprawdziany I, II, III
Dojrzao do uczenia sie matematyki (1), Edukacja Przedszkolna I, II i III rok (notatki), Edukacja mat
I klasa liceum ogólnokształcącego, Studia - resocjalizacja - Tarnów, I,II,III semestr, Sesja
Ćwiczenia w II i III trymestrze ciąży
Egzamin termin II i III chemia organiczna
ZAJĘCIA I,II, III, IV, V
PBL grupa I, II, III (środa, s 1) Tematy zajęć
Edukacja Zdrowotna, Studia - resocjalizacja - Tarnów, I,II,III semestr
Lista studentów Lek.III sem.II, III rok, etyka