ROZDZIAL 10
KTOS NIE SLUCHAL
Podczas przerwy w zawodach pływackich między Rosewood Day a Drury Academy Emily otworzyła przebieralnię swojej drużyny i ściągnęła ramiączka kostiumu Speedo Fastskin. W tym roku drużyna Rosewood Day zaszalała i kupiła kostiumy na całe ciało, opływowe, jak dla olimpijczyków. Musieli je specjalnie zamówić, i dotarły tuż przed dzisiejszymi zawodami. Kostium był przymocowany do kostek, przylegał do każdego centymetra ciała, i ujawniał każdą wypukłość, co kojarzyło się Emily ze zdjęciem z podręcznika do biologii, na którym boa trawił mysz. Emily warknęła do Lanie Iler, koleżanki z drużyny:
- Tak się cieszę, że z tego wychodzę.
Cieszyła ją też podjęta decyzja, by powiedzieć Wildenowi o „A”. Ostatniej nocy, kiedy Emily wróciła do domu po wizycie u Hanny, zadzwoniła i umówiła się na spotkanie z Wildenem na posterunku dzisiejszego wieczoru. Nie obchodziło jej, co inne mówią i myślą o pogróżkach „A” - dzięki zaangażowaniu policji w sprawę mogły ją w końcu zamknąć.
- Ale masz fart, że już skończyłaś. - odpowiedziała Lanie. Emily już płynęła - i wygrała - we wszystkich swoich kategoriach; teraz pozostało jej dopingować wraz z pozostałym zilionem uczniów z Rosewood, którzy pojawili się na zawodach. Słyszała w przebieralni krzyki cheerleaderek, miała tylko nadzieję, że nie poślizgną się na mokrych kafelkach basenu - Tracey Reid przed pierwszym wyścigiem się przewróciła.
- Hej, dziewczyny. - trenerka Lauren przeszła między rzędami szafek. Jak zwykle Lauren miała dzisiaj na sobie jeden ze swoich inspirujących t-shirtów: 10 POWODÓW, DLA KTÓRYCH PŁYWAM (Numer 5: BO MOGĘ ZJEŚĆ 5000 KALORII I NIE MIEĆ POCZUCIA WINY). Klepnęła dłonią ramię Emily. - Znakomita robota, Em. Taka przewaga w wolnym stylu? Fantastyczne!
- Dzięki. - zarumieniła się Emily.
Lauren pochyliła się nad poobtłukiwaną czerwoną ławką na środku przejścia.
- Jest tutaj rekruterka z Uniwersytetu Arizony. - powiedziała po cichu do Emily. - Pytała, czy mogłaby z tobą porozmawiać podczas drugiej połowy. W porządku?
Oczy Emily zogromniały.
- Oczywiście! - Uniwersytet Arizony był jedną z najlepszych szkół pływackich w kraju.
- Świetnie. Jeśli chcecie możecie porozmawiać w moim biurze. - Lauren znowu uśmiechnęła się do Emily. Wyszła w stronę korytarza prowadzącego do basenu, a Emily poszła za nią. Minęła swoją siostrę, Carolyn, która nadeszła z innego kierunku.
- Carolyn, w życiu nie zgadniesz! - podskakiwała podescytowana Emily. - Rekruterka z Uniwersytetu Arizony chce ze mną rozmawiać! Gdybym tam poszła, a ty do Stanford, byłybyśmy blisko! - Carolyn w tym roku kończyła szkołę i została już zwerbowana do drużyny pływackiej Stanford.
Carolyn spojrzała na Emily i zniknęła w toalecie, zatrzaskując za sobą drzwi. Zdumiona Emily cofnęła się. O co chodziło? Nie były bardzo z siostrą zżyte, ale oczekiwała trochę więcej entuzjazmu.
Kiedy Emily szła w stronę korytarza prowadzącego na basen, spod prysznica wyjrzała twarz Gemmy Curran. Gdy Emily spojrzała w jej oczy, Gemma gwałtownie zasłoniła kurtynę. A kiedy mijała zlewy, Amanda Wiliamson szeptała z Jade Smythe. Gdy Emily napotkała ich wzrok w lustrze, zrobiły zaskoczone miny. Emily poczuła gęsią skórkę. Co tu się działo?
- Boże, wygląda na to, że teraz jest jeszcze więcej ludzi! - mruczała idąca za Emily w stronę basenu Lanie. I miała rację: trybuny wydawały się bardziej przepełnione niż w czasie pierwszej połowy. Zespół umieszczony w pobliżu głębszego końca basenu, grał pieśń bojową, a maskotka w szarym piankowym kostiumie Hammerhead dołączyła do cheerleaderek przed trybunami. Byli tam wszyscy - popularne dzieciaki, drużyna piłkarska, dziewczyny z kółka teatralnego, nawet jej nauczyciele. Spencer Hastings siedziała obok Kirsten Cullen. Była Maya, pisząca coś wściekle na komórce, w jej pobliżu siedziała Hanna Marin, samotna i wpatrująca się w tłum. Byli też rodzice Emily, wystrojeni w niebiesko-białe dresy Rosewood ze znaczkami BRAWO EMILY i BRAWO CAROLYN. Emily próbowała do nich machać, ale byli zbyt zaabsorbowani studiowaniem trzymanej w dłoniach kartki, pewnie programu rozgrywek. Właściwie, to całkiem sporo osób to robiło. Pan Shay, prykowaty nauczyciel biologii, który zawsze oglądał treningi, bo sam był zawodnikiem jakiś tysiąc lat temu, trzymał ulotkę kilka centymetrów od nosa. Program nie był aż tak interesujący - to była tylko kolejność zawodów.
James Freed stanął na drodze Emily. Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
- Hej, Emily. - powiedział szelmowsko. - Nie miałem pojęcia.
Emily zmarszczyła brwi.
- O czym?
Brat Arii, Mike, powoli podszedł do Jamesa.
- Cześć, Emily.
Mona Vanderwaal zbliżyła się od tyłu do obu chłopców.
- Dajcie jej spokój. - odwróciła się do Emily. - Nie zwracaj na nich uwagi. Chciałam cię na coś zaprosić. - pogrzebała w ogromnej zamszowej torebce w kolorze toffi i wręczyła Emily białą kopertę. Emily obróciła ją w dłoniach. Czegokolwiek dotyczyła, Mona skropiła ją czymś drogim. Spojrzała na Monę zmieszana.
- W sobotę urządzam urodzinową imprezę. - wyjaśniła Mona, okręcając wokół palca długi kosmyk platynowych włosów. - Może byś przyszła?
- Absolutnie powinnaś. - zgodził się z szeroko otwartymi oczami Mike.
- Ja… - zająknęła się Emily. Zanim zdołała powiedzieć coś więcej, zespół rozpoczął kolejny utwór, a Mona się oddaliła.
Emily znowu spojrzała na zaproszenie. A o co z tym chodziło? Nie należała do dziewczyn, którym Mona Vanderwaal osobiście dostarcza zaproszenia. I z całą pewnością chłopcy nie obdarzali jej lubieżnymi spojrzeniami.
Nagle coś przykuło jej wzrok po drugiej stronie basenu. Kartka papieru przyczepiona do ściany. W trakcie pierwszej połowy jej nie było. I wyglądała znajomo. Jak zdjęcie.
Zmrużyła oczy. Serce wylądowało jej w okolicy kolan. To było zdjęcie… dwóch osób całujących się w budce. W budce Noela Kahna.
- Och, mój Boże. - Emily biegiem przecięła basen, dwa razy poślizgnęła się na mokrych kafelkach.
- Emily! - Aria biegła w jej stronę od wejścia, waląc zamszowymi kozakami w kafelki, jej kruczoczarne włosy powiewały dziko wokół twarzy. - Przepraszam za spóźnienie, ale czy mogłybyśmy porozmawiać?
Emily nie odpowiedziała. Ktoś położył kserokopie ulotki z pocałunkiem obok tablicy z nazwiskami zawodników biorących udział w zawodach. Cała jej drużyna je zobaczy. Ale czy zorientują się, że to ona jest na zdjęciu?
Zerwała ksero ze ściany. Na dole kartki, dużymi czarnymi literami widniał napis: ZOBACZCIE, CO ĆWICZY EMILY FIELDS, KIEDY NIE PŁYWA!
No, i to by było na tyle.
Aria pochyliła się i zmierzyła wzrokiem zdjęcie.
- Czy to… ty?
Podbródek Emily zadygotał. Zmięła w dłoniach kartkę, ale kiedy się rozejrzała zobaczyła kolejną kopię złożoną wzdłuż na czyjejś torbie sportowej. Ją również chwyciła i zmięła.
Potem zobaczyła kolejną kopię na podłodze w pobliżu zbiornika z deskami do pływania. I kolejną… w dłoniach trenerki. Lauren przenosiła wzrok ze zdjęcia do Emily i z powrotem.
- Emily? - zapytała cicho.
- To nie może się dziać naprawdę. - wyszeptała Emily czochrając mokre włosy. Spojrzała na metalowy ażurowy kosz na śmieci w pobliżu biura Lauren. Na jego dnie było co najmniej dziesięć wyrzuconych ulotek ze zdjęciem pocałunku jej i Mayi. Na wierzch ktoś wyrzucił na wpół wypitą puszkę Sunkist. Napój wylał się i zafarbował twarze na pomarańczowo. Więcej ulotek było przy fontannach. I przypięte do wózka porządkowego. Koleżanki z drużyny, wysypujące się z przebieralni, posyłały jej zażenowane spojrzenia. Jej były chłopak, Ben, uśmiechał się do niej z wyższością, jakby chciał powiedzieć: „Teraz twój mały lesbijski eksperyment nie jest taki zabawny, co?”.
Aria podniosła ulotkę, która wyglądała jakby zleciała z sufitu. Zmrużyła oczy i zacisnęła truskawkowo lśniące usta.
- Co z tego? Całujesz się z kimś. - jej oczy zogromniały. - Och.
Emily bezradnie pisnęła.
- Czy to robota „A”? - szepnęła Aria.
Emily rozejrzała się spanikowana.
- Widziałaś, kto je rozdawał? - ale Aria potrząsnęła głową.
Emily rozpięła zamek kieszeni przy swojej sportowej torbie i wyszukała komórkę. Dostała sms-a. Oczywiście, że dostała sms-a.
Emily, słodziutka, wiem, że wyznajesz zasadę oko za oko, więc skoro poczyniłaś plany, żeby się mnie pozbyć, to ja robię to samo. Buziaki! - A
- Szlag. - wyszeptała Aria czytająca sms-a przez ramię Emily.
Emily uderzyło przerażające podejrzenie. Jej rodzice. Ta kartka, na którą patrzyli - to nie był program zawodów. To było zdjęcie. Spojrzała na trybuny. Faktycznie, rodzice się w nią wpatrywali. Wyglądali, jakby zaraz mieli się rozpłakać, twarze mieli czerwone, nozdrza rozszerzone.
- Muszę się stąd wydostać. - Emily rozglądała się za najbliższym wyjściem.
- Nie ma mowy. - Aria chwyciła nadgarstek Emily i okręciła nią w miejscu. - Nie masz czego się wstydzić. A jeśli ktoś coś powie, olej to.
Emily pociągnęła nosem. Ludzie mogli nazywać Arię dziwaczką, ale była normalna. Miała chłopaka. Nigdy się nie przekona, jakie to uczucie.
- Emily, to nasza szansa! - zaprotestowała Aria. - „A” pewnie tutaj jest. - spojrzała groźnie w stronę trybun.
Emily znowu tam zerknęła. Jej rodzice wciąż mieli ten sam wściekły i zraniony wyraz twarzy. Miejsce Mayi było teraz puste. Emily przeczesała wzrokiem trybuny wzdłuż i wszerz, ale Mayi nie było.
„A” zapewne tam był. Emily chciałaby mieć dość odwagi, żeby wejść na trybuny i trząść każdym, dopóki ktoś się nie przyzna. Ale nie była w stanie.
- Ja… przepraszam. - powiedziała gwałtownie Emily i wybiegła do przebieralni. Minęła chyba ze sto osób, które wiedziały, jaka naprawdę jest, po drodze deptała ulotki z nią i Mayą.
Pretty Little Liars - Perfect Ideał
1