Egipska Alchemia
Według alchemików starożytnego Egiptu, posiadamy dwa ciała. Pierwsze, nazywane khat jest naszym fizycznym ciałem, z ciała i kości. Jest to ciało, z którym normalnie się identyfikujemy, którym jemy i pijemy. Ciało, które żyje i umiera.
Drugie ciało jest nazywane Ka, i jest czasami nazywane eterycznym sobowtórem lub duchowym bliźniakiem. Jest to kopia ciała fizycznego (khat) ale jest zrobione z czystej energii, nie ciała i kości. To ciało Ka współ-przenika khat (ciało fizyczne) i nie ma takiej części khat, czy ciała fizycznego, która by nie była osłonięta Ka.
Transformacja ciała Ka jest podstawowym przedmiotem Egipskiej Alchemii. Ale zanim omówimy jak to jest zrobione, sądzę, że będzie korzystnym przyjrzeć się tym dwóm ciałom (Ka i khat) z punktu widzenia fizyki. Wierzę, że ten współczesny kontekst da nam podstawę do lepszego zrozumienia nieznajomego świata ciała Ka i jego niezwykłych możliwości.
Fizyka kwantowa
Możemy bardzo dobrze opisać khat (gęste ciało fizyczne) uwzględniając fizykę newtonowską. Podlega ono, na przykład prawu grawitacji. Można przewidzieć z dużą dozą prawdopodobieństwa, gdzie znajdzie się fizycznie, znając kierunek, w którym podąża i prędkość, z jaką się porusza.
Nie jest tak z ciałem Ka. Ciało Ka jest poza realiami fizyki newtonowskiej i jest najlepiej opisywane przy użyciu fizyki kwantowej. A co, możesz zapytać, determinuje, czy coś jest związane prawami newtonowskiej czy kwantowej mechaniki? Rozmiar.
Obiekty większe niż jedna tysięczna inch’a (0,0025 cm) podlegają prawom mechaniki newtonowskiej. Jest tak ponieważ mają wystarczającą masę (n.p. gęstość czy wagę) by mieć pola grawitacyjne.
Jednakże, obiekty mniejsze niż jedna tysięczna inch’a (0,0025 cm) podążają za innym doboszem. Jest tak dlatego, że ich gęstość lub masa jest zbyt mała do wykreowania pola grawitacyjnego o jakimkolwiek znaczeniu. Ciało Ka istnieje w obrębie tego królestwa (świata kwantów) skoro Ka jest przede wszystkim światłem/energią i ma bardzo małą masę.
Świat kwantowy, w którym ukrywa się ciało Ka jest naprawdę bardzo dziwny. Tak jak fakt, że ty i ja żyjemy w obu newtonowskim i kwantowym uniwersach równocześnie. Nasze ciała są całkowicie w świecie newtonowskim. Jeśli, na przykład skoczymy z urwiska, będziemy spadać, aż uderzymy o ziemię, ofiary grawitacji. (Oczywiście, jeżeli nie skaczemy na bungee, w którym to przypadku, jednakowa i przeciwnie skierowana siła pociąga nas z powrotem).
Ale jeśli wkroczymy na poziomy atomowe i subatomowe naszych ciał jesteśmy w zupełnie innym świecie. Maleńkie drobiny, z których składa się nasze ciało nie są związane prawami fizyki newtonowskiej. Są one natomiast związane prawami mechaniki kwantowej.
Świat kwantowy jest, według naszych standardów, bardzo udziwniony.
Może jedną z dróg do opisania tego jest omówienie eksperymentów ze światłem. Teraz światło może przybierać dwie bardzo różne formy, z bardzo różnymi właściwościami. Może ono, na przykład przybrać formę cząstek (fotonów) lub może przybrać formę fal.
Tak niedorzecznie jak brzmi, jeśli badacz poszukuje światła w formie fali, to tak światło zaprezentuje się w jego eksperymencie. Jednakże jeśli badacz poszukuje światła w formie cząstek, to jest to, co on lub ona zobaczy. To wczesne odkrycie w fizyce kwantowej ostatecznie zostało sformalizowane w twierdzeniu Bell’a, które mówi, że na poziomie kwantowym nie ma obiektywnego obserwatora, ponieważ intencja eksperymentatora wpływa na rezultat.
W jakiś sposób intencja badacza, w tajemniczy sposób wpływa na zachowanie subatomowych cząstek. Jak to się dzieje, nie zostało jeszcze przez naukę objaśnione, ale powszechnie akceptuje się, że twierdzenie Bell’a jest prawdą.
Fizycy są niechętni do przypisywania twierdzenia Bell’a zjawiskom spoza świata maleńkich cząstek subatomowych. Powód tego jest oczywisty, ponieważ obiekty codziennego użytku, w rodzaju kul bilardowych lub rakiet są zbyt duże aby na nie wpłynąć intencją. Intencja jest znana z tego, że ma wpływ na poziomie kwantowym, ale nie za wielki w świecie newtonowskim.
Ale jest niesamowite miejsce, gdzie spotykają się świat kwantowy ze światem newtonowskim, i to jest, gdzie jak gdzie, wewnątrz naszych umysłów.
Głęboko schowane wewnątrz naszych mózgów są tycie, maleńkie przerwy pomiędzy komórkami nerwowymi. Te przestrzenie pomiędzy neuronami są nazywane synapsami i średnia odległość tych przerw; może już to zgadliście, jest około jednej tysięcznej inch’a (0,0025 cm), punkt wejścia w dziwny świat kwantowych wydarzeń.
Impuls nerwowy musi przebiegać wzdłuż neuronu i przeskoczyć przez szparę synaptyczną jeśli chce dotrzeć do następnego neuronu. Impulsy nerwowe przypominają bieg sztafetowy, w którym biegną przez długość neuronu i skaczą przez przeszkodę. To, co tak naprawdę skacze przez przeszkodę jest małą molekułą nazywaną neurotransmiterem.
W każdym momencie są tysiące tysięcy tych neurotransmiterów skaczących przez przeszkody. I każdy taki moment jest wydarzeniem kwantowym, ponieważ te molekuły są w przybliżeniu mniejsze niż jedna tysięczna inch’a. To jest jeden powód, dla którego nasze myśli mogą być takie nowatorskie i nieprzewidywalne. Niektóre z neurotransmiterów skacząc przez szparę synaptyczną „przeskakują ją”, podczas gdy inne – nie. Te, które robią przeskok kreują odzew w obrębie następnej komórki nerwowej. Jeśli te przeszkody są usytuowane w części mózgu odpowiedzialnej za myślenie (neocortex) będziemy mieć doświadczenie myślenia.
Koncepcja intencji jest decydująca dla obu: fizyki kwantowej i wewnętrznej alchemii. Naprawdę odkryjemy, że to za pośrednictwem obu: psychicznej uwagi i osobistej woli (intencji) alchemik jest w stanie wpływać na specyficzne zdarzenia kwantowe w obrębie jego czy jej ciała/umysłu.
Zobaczymy to bardzo wyraźnie później. Ale w tym momencie, miech mi będzie wolno stwierdzić, że wewnętrzne alchemie, takie jak egipski system są przede wszystkim metodami do zmieniania pewnych aspektów kwantowego uniwersum.
Ciało Ka, samo w sobie jest w rzeczywistości kwantowej i jako takie łatwo poddaje się intencjonalności alchemika.
Są też inne osobliwości w świecie kwantów. Nie możesz na przykład przewidywać spraw. W newtonowskim świecie, jeżeli coś rzucisz, możesz przewidzieć, gdzie to wyląduje, ale tak nie jest w kwantowym. Tutaj są tylko prawdopodobieństwa, możliwości. Obiekt krążący w świecie kwantowym może wylądować tam gdzie się go spodziewasz lub może właśnie wirować lub rozpuścić się w świetle. Możliwości są praktycznie nieskończone.
Są inne osobliwości głęboko schowane w kwantowej rzeczywistości. Bardzo dziwaczne zjawisko rozgrywa się, kiedy dwie cząsteczki spotykają się w świecie kwantowym. Weź taki przykład: po tym jak mają sposobność się spotkać, dwie cząsteczki oddalają się ruchem rotacyjnym w przestrzeń, każda z nich odchodząc w swoją własną radosną drogę. Ale jeśli jedna z nich zmieni kierunek swojego obrotu, druga również natychmiast zmienia kierunek swojego obrotu. Po prostu nie ma przekonującego wytłumaczenia dla tego dziwnego zachowania. I pomimo, że nie potrzebujemy martwić się takimi błazeństwami w świecie newtonowskim, są one nieodłączną częścią w kwantowym.
Wspomniałem już, jak egzystują nasze myśli w obrębie dziwnej, mrocznej strefy rzeczywistości kwantowej. To, co przez to chcę powiedzieć, to że zdarzenia neurologiczne odpowiedzialne za myśli (n.p. przeskakiwanie neurotransmiterów poprzez szczelinę synaptyczną) są wyraźnie w świecie kwantowym. I jest to ten dziwny wybryk w naszej neurologii, dzięki któremu możemy sobie pozwolić na wpływanie na wydarzenia kwantowe w obrębie naszych ciał i umysłów.
Tak więc, co mam na myśli przez to stwierdzenie? Czy daję do zrozumienia, że ty i ja możemy wpływać na naszą własną fizjologię przez zwykłą uwagę umysłu?
Właśnie tak, i to jest jednym z powodów, dla których wewnętrzne alchemie są tak skuteczne.
Nasze ciała i umysły są w oczywisty sposób złączone.
Są one, w bardzo rzeczywisty sposób dwiema stronami tej samej monety, a prowadzone badania weryfikujące wzajemne połączenie ciała i umysłu zalewają czasopisma naukowe na całym świecie.
Względnie nową dziedziną w medycynie jest specjalność psychoneuroimmunologia. Jest to obszerne sformułowanie, ale zasadniczo odnosi się do tego, w jaki sposób nasze myśli i emocje wpływają na naszą fizjologię i specyficznie nasz system immunologiczny.
Mogę przytoczyć liczne badania z tym związane, ale myślę, że fabuła może służyć naszym celom efektywniej. Pomimo, że sytuacje związane z opanowywaniem bólu, nie zaś z wewnętrzną alchemią - mają niektóre reguły wspólne.
Kilka lat temu została do mnie skierowana klientka na leczenie ogromnego fizycznego bólu. Była w zaawansowanym stadium raka i miała przerzuty do kręgosłupa. Była ona, według jej własnych słów, w stałym i niesłabnącym bólu.
Kiedy Joan (zmieniłem jej imię) opisała swoją sytuację, poprosiłem ją o przypisanie wartości jej aktualnemu poziomowi bólu i dyskomfortu; 10 będzie najgorszym, jakiego doświadczyła, a 0 będzie najmniejszym. Jej samoocena poziomu bólu wyniosła około 8.
Wtedy poprosiłem ją o opisanie najbardziej relaksującego i odświeżającego doświadczenia, jakie kiedykolwiek miała. Zaczęła długo i ze szczegółami relacjonować swój pobyt w Sedona, w Arizonie, jak podziwiała czerwone skały i kaniony w tym regionie.
Sięgając do odtwarzacza stereo, który mam w gabinecie, puściłem muzykę , która została specjalnie skomponowana aby obniżać aktywność fal mózgowych do stanów bardziej relaksujących z wzrastającą aktywnością stanu alfa. Wtedy poprosiłem ją, aby wyobraziła sobie, że znowu jest w Sedona. Poprosiłem, aby zrobiła to tak obrazowo realnym, jak to tylko możliwe, widząc, słysząc dźwięki, doznając wrażeń fizycznych, może nawet czując zapachy.
Mięśnie jej twarzy, które były zupełnie napięte, zrelaksowały się nieco, kiedy przywoływała tę scenę. Wtedy zasugerowałem aby znalazła miejsce, które uzna za szczególnie piękne i uspokajające. Wybrała wielki głaz górujący nad kanionem. Wtedy zasugerowałem, że ten głaz ma silne energie uzdrawiające, i że z każdym oddechem ona bez wysiłku wciąga te uzdrawiające energie do swojego ciała.
Po kilku minutach tego, Joan otworzyła nagle oczy i sięgnęła po swoją torebkę. Otwierając ją, wyciągnęła chusteczkę i sprawnie, lekko dotykała nią wokół oczu.
„Co się stało?” – zapytałem.
„Odeszło” – powiedziała.
„Co odeszło?” – zapytałem.
„Ból” – powiedziała. „Ból odszedł”.
Uwolnienie od bólu było dość emocjonujące. Po daniu jej chwili na przyjście do siebie poprosiłem ją o określenie mi poziomu jej bólu: zero.
Po kilku sesjach, pokazałem Joan jak kontrolować jej własny ból, zarówno poprzez skupienie uwagi, jak i intencję. Informowała mnie, że chociaż rak ciągle się rozszerzał, była w stanie znacznie zredukować swój ból bez potrzeby przyjmowania lekarstw.
Neurologiczne zdarzenia odpowiedzialne za zakończenie bólu Joan były dość złożone i urodziły się, bądź jeśli wolisz, namnożyły się ze świata kwantowego.
Gdyby ktoś zaszedł do mojego biura, zobaczyłby kobietę z zamkniętymi oczami, siedząca na krześle i słuchającą jakiejś muzyki. A to była rzeczywistość newtonowska, świat przedmiotów i ludzi.
Rzeczywistość kwantowa pozostałaby niezauważona, ale to właśnie ten świat był odpowiedzialny za zmianę w stanie Joan. To odbyło się w tej rzeczywistości, ukryte pomiędzy szczelinami synaptycznymi w jej mózgu, tymi neurotransmiterami walczącymi o przewagę. Część z tych neurologicznych posłańców niosło wiadomość o bólu. Umierające komórki jej kręgosłupa, mimo wszystko, wysyłały swoje nieustanne śmiertelne krzyki do jej mózgu. Ale w tym samym czasie inni posłańcy nieśli uczucia spokoju, relaksacji i komfortu. Na chwilę posłańcy dobrego samopoczucia odnieśli zwycięstwo nad posłańcami bólu i śmierci. A jeśli mogę być nieco poetycki, wszystko to odbyło się w toczącej się pianie i odmętach kwantowego morza.
Ten ocean, chociaż przed naszymi oczami ukryty, jest miejscem narodzin wszystkiego, co egzystuje zarówno wewnątrz, jak zewnątrz naszych umysłów. Jest to matka-wiosna całej kreacji, i to jest to, co jest ostatecznie ogniskową wszystkich wewnętrznych alchemii, niezależnie od ich metod.
Sposoby zmieniania wydarzeń kwantowych w obrębie ciała i umysłu alchemika są pod wieloma względami podobne do tego, co przytrafiło się Joan. Podstawową różnicą jest to, że alchemik nie szuka, by zmienić ból, ale raczej by zmienić świadomość jako taką.
Przedstawicielem odpowiedzialnym za tę doniosłą zmianę, jest po prostu myśl złączona ze świadomością. Myśl i świadomość są rzeczami efemerycznymi, jak wie każdy, kto próbował utrzymać, albo jedną albo drugą, przez dłuższy okres czasu.
Także w myśli możemy doświadczyć rzeczy, których nie moglibyśmy zrobić w realnym świecie. Przez realny świat rozumiem newtonowską rzeczywistość codziennego życia. Jesteśmy, na przykład, przyzwyczajeni do siły grawitacji. Spodziewamy się, że rzeczy spadną, jeśli je upuścimy. Nie oczekujemy, że rzeczy będą unosić się w powietrzu, może w naszych snach, ale nie w rzeczywistości.
To, co chciałbym zaproponować czytelnikowi, to idea, że żyjemy równocześnie w dwóch rzeczywistościach. Z jedną z tych rzeczywistości jesteśmy całkowicie zaznajomieni. To jest nasz świat codzienny, świat, w którym rzeczy spadają, kiedy je upuścisz.
Jest jednakże, jeszcze jedna rzeczywistość, tak realna - jak tamta. Jest to rzeczywistość świata kwantowego, i mimo, że nie jesteś świadomy milionów neurotransmiterów skaczących przez przestrzeń aby stworzyć twoje doznanie myśli w tym momencie, to jednak to się dzieje. Ta rzeczywistość nie jest newtonowska; jest kwantowa, z całą swoją towarzyszącą nieprzewidywalnością i paradoksem.
Najbardziej większość z nas przybliża się do doświadczenia, jaki jest świat kwantowy - kiedy śnimy. Sprawy mają tu dziwną logikę. W świecie newtonowskim budzik, który nastawiłeś przy łóżku będzie tam stał przez całą noc. Nie będzie ruszać się, niewolnik grawitacji i entropii. Dopóki ktoś lub coś go nie przewróci nie ma zamiaru się ruszać. Ale w jednym z twoich snów, budzik umiał bardzo dobrze płynąć w powietrzu i jego wskazówki mogły obracać się w tył popychając cię w przeszłość, lub wskazówki mogły obracać się w przód i wystrzeliwały cię do odległej wersji twojej przyszłości. Nasze kwanto-podobne sny nie są skrępowane logiką newtonowskiego świata. Te widma z podświadomych rzeczywistości są anarchistyczne, kiedy wkraczają do logiki i przewidywalności.
Teraz, w Zachodniej zgodnej ocenie rzeczywistości (t.j. newtonowskiej) takie rzeczy, jak doświadczenia senne są postrzegane jako wyimaginowane i natychmiast odrzucone. Chcę ci zasugerować, że nie wszystkie z nich są wymyślone – z pewnością nie bardziej wymyślone, niż twoja obecna opinia o samym sobie.
Sugeruję, byś pomyślał o niektórych z tych dziwnych senno-podobnych zdarzeniach, jako o alternatywnie postrzeganych rzeczywistościach, ni mniej ni więcej realnych, niż twoja newtonowska wersja rzeczywistości, po prostu inna. Poza wszystkim, naukowe badania dowiodły bez cienia wątpliwości, że ty i ja nie doświadczamy realności (cokolwiek to jest) bezpośrednio. Nasze percepcje realności są przefiltrowane przez ograniczenia naszych fizycznych zmysłów, tak samo jak nasze wierzenia i oczekiwania.
Ty, na przykład przewracasz strony tej książki wewnątrz swojego mózgu. Twoja siatkówka aktualnie otrzymuje obraz tych stron do góry nogami. Ale twój mózg kreatywnie odwraca je na powrót! Twój mózg także zmierza do odbierania co myśli, że powinno tam być, nawet kiedy tego nie ma. I każdy, kto próbował zrobić korektę dokumentu wie, o czym mówię. Mózg ma tendencję do widzenia tego, co spodziewa się zobaczyć. Postawiony nie na swoim miejscu przecinek często wymyka się uwadze edytora tylko dlatego, że mózg nie spodziewał się, że on tam będzie.
Te wszystkie brednie są tylko po to, by zaakcentować, że nie doświadczamy rzeczywistości bezpośrednio, nasza percepcja jest współ-kreacją naszego ciała i naszego umysłu.
Sny, w tym kontekście są tylko inną formą wykreowanej postrzeganej rzeczywistości.
Przy okazji, ja nie wierzę, że wszystkie sny są alternatywnymi rzeczywistościami niosącymi znaczenie, tylko niektóre z nich. Większość snów jest uwalnianiem mózgu od stresu, a niektóre, zupełnie szczerze mówiąc, są rezultatem złego połączenia jedzenia przy kolacji. Ale niektóre sny są głęboko znaczące z psychologicznego punktu widzenia i nawet mogą być złowieszcze. Wierzę, że ten typ snów jest innego rzędu niż inne i każdy, kto miał taki sen wie, o czym mówię.
Doprawdy, w aktualnej praktyce wewnętrznej alchemii alchemik wchodzi w stany umysłu, które są podobne do snu. Wierzę, że to jest rezultatem specyficznych zmian w mózgu, które są kreowane poprzez alchemiczne mediacje. Wiele wewnętrznych alchemicznych praktyk podnosi aktywność fal alfa i/lub theta w korze mózgowej. A głębsze stany theta są doświadczane bardzo podobnie jak stany snu. Te sny na jawie pozwalają praktykującemu wejść w światy doświadczeń, które nie są możliwe w normalnych stanach czuwania.
Jak powiedziałem wcześniej, metody wewnętrznej alchemii mogą być rozpatrywane jako sposoby do bezpośredniego wpływania na pewne aspekty uniwersum kwantowego. Odkryjemy także, że manipulacje rzeczywistością kwantową (poprzez działania wewnętrznej alchemii) mają miejsce, najefektywniej w stanach umysłu podobnych do snu. I każda alchemiczna tradycja rozwinęła swoje własne metody generowania stanów świadomości podobnych do snu.
Warunki działania w rzeczywistości
Jest naprawdę prostą sprawą z jakim światem się identyfikujesz, i jakie zachowania najlepiej działają w tym świecie.
Nauczyłeś się, bez wątpienia, jak działać w codziennym świecie rzeczywistości newtonowskiej. Wiesz, że jeżeli upuścisz coś, to coś będzie podążać w kierunku podłogi. Wiesz, jak podnieść tę książkę i przewracać kartki. Kiedy to zrobiłeś, wiesz jak odłożyć książkę z powrotem. To są wyuczone zachowania nerwowo-mięśniowe. Nie wiedziałeś jak to zrobić kiedy miałeś sześć miesięcy, a teraz to wiesz. Nauczyłeś się tej umiejętności na kursie wzajemnego oddziaływania w codziennym świecie newtonowskiego związania rzeczy.
Sugeruję, byś pomyślał o wewnętrznych alchemiach (włączając egipski system), jako o prostym sposobie działania w innej rzeczywistości, mianowicie kwantum. Tak, jak nauczyłeś się jak podnieść książkę i odłożyć ją, możesz także nauczyć się jak robić rzeczy w świecie kwantowym. Potrzebujesz tylko niezawodnej „metody nauczania”. A system wewnętrznej alchemii jest tym właśnie: metodą nauczania.
Alchemiczne mistrzostwo przynosi zadziwiającą plejadę niezwykłych zdolności i mocy świadomości, które są nazywane w jodze siddhis. Te zdolności mogą wydawać się bardzo dziwne dla umysłów Zachodu, tak dziwaczne, jak świat kwantowy, z którego są zaczerpnięte. Ale są one po prostu naturalna ekspresją ewoluującej świadomości.
Siddhis i moce świadomości
Siddhis i moce świadomości rozwijają się naturalnie, kiedy ktoś postępuje wzdłuż ścieżki rozwoju duchowego. Jest wiele dobrze udokumentowanych przypadków buddyjskich, chrześcijańskich, islamskich, żydowskich i taoistycznych świętych i mistyków, którzy osiągnęli te stany. W dodatku, jest to dobrze znane pomiędzy autochtonicznymi kulturami, że również szamani często prezentują takie moce.
Ja osobiście dokonywałem badań nad siddhis przez ostatnich kilka dekad. Dla zachodniej, materialistycznej świadomości niektóre z tych mocy wydają się cudaczne, ale zostały dobrze udokumentowane w wielu kulturach. Kilka lat temu miałem doświadczenie z siddhis mistyka, w jednym z najbardziej niezwykłych miejsc na ziemi – Kodiak na Alasce.
Zostałem zaproszony by uczyć na warsztatach w Anchorage, i w następny weekend prowadziłem warsztaty na wyspie Kodiak. Po ostatniej sesji na wyspie miałem kilka dni wolnych. Mój organizator dał mi kilka opcji, a ja wybrałem wyprawę łodzią do małej wysepki zamieszkiwanej przez rosyjskich ortodoksyjnych zakonników, gdzie zamieszkiwał ortodoksyjny święty. Powiedziano mi, że odwiedzający prawie zawsze muszą zawracać z powodu niesprzyjających warunków na morzu. Faktycznie, powiedziano mi, że prałat kościoła zarządzającego monasterem nie miał możliwości zobaczenia go, bo za każdym razem kiedy przybywał z wizytą wysokie fale morza zmuszały go by zawrócił.
Było to źródłem kapitalnych żartów wśród miejscowych ludzi.
Po krótkim przelocie małym samolotem do pobliskiej wyspy i wylądowaniu na kawałku lądu, który kończył się raptownie we wzburzonych i lodowatych wodach. Powitała nas żona miejscowego rybaka, kierująca ciężarówką pick-upem i ja wskoczyłem do tyłu. Mój organizator wsiadł z przodu.
Było lato, ale padał lekki śnieg kiedy zmierzaliśmy do jej domu nad brzegiem morza. Pamiętam uczucie kompletnego zimna i zastanawianie się, jak do diabła ludzie przetrwali tu w zimie. Zbliżyliśmy się do małego domku otoczonego drzewami cedrowymi i weszliśmy do środka. Siedząc przy dużym drewnianym stole sączyliśmy herbatę. Teraz każdy, kto był na północnej Alasce wie, że czas jest dziwnym okazem w tych stronach. Po prostu siedzieliśmy i siedzieliśmy, rozmawiając troszkę o tym i o owym, czekając, zdaje się na dogodny czas do wyjścia. Ostatecznie nasza gospodyni ogłosiła, że czas jechać i władowaliśmy się do pick-up’a kierując się do doku, gdzie jej mąż czekał w rybackim trawlerze.
Wyruszyliśmy przez zdumiewająco spokojne morze. Nasz gospodarz usiadł obok boomu naprawiając sieci i komentując, jak niezwykłym było mieć takie spokojne przejście. Usiadłem patrząc na bogaty, niewiarygodnie piękny krajobraz sąsiednich wysp, kiedy nasza łódź posuwała się powolutku w dość rześkim spokoju. Momentami podążały za nami foki.
Mijając wystające głazy dotarliśmy do małego naturalnego portu. Woda była zbyt niska dla trawlera, więc wsiedliśmy do pontonu i dotarliśmy do brzegu. Widok był jak rodem ze średniowiecza. Grupa mężczyzn była na plaży paląc szczotkę (???), powietrze gęste od kłębów białego dymu, który wirował na tle czystego, niebieskiego nieba. Mnisi nosili długie brody, typowe dla rosyjskich i greckich ortodoksyjnych kleryków i długie szare szaty przepasane w pasie. Każdy z nich także nosił krucyfiks.
Wychodząc z łodzi na piasek zostaliśmy powitani przez kogoś, kto zdawał się być około trzydziestki i miał wokół siebie aurę władzy. Nasz gospodarz wyjaśnił, że przybyłem z wizytą ze Stanu Waszyngton. Opat uśmiechnął się z aprobatą i przeszedł do oprowadzania nas po małym monastyrze, który składał się, z może tuzina mężczyzn lub coś koło tego. Kiedy weszliśmy na ścieżkę w cieniu cedrów, zauważył, że monastyr nie często gości pielgrzymów.
Zabrał nas w różne miejsca, włączając małą szopę, gdzie zamieszkał Święty. Przypominam sobie powietrze pachnące stęchlizną od starych manuskryptów i ikon, które znajdowały się w posiadaniu Świętego. Ale było też niewątpliwie wyczuwalne odczucie spokoju. Opat zabrał nas również do świętego źródła, uważanego za mające moce uzdrawiania. Ostatecznie zabrał nas do malej kaplicy, gdzie Święty był wcześniej pochowany. Jego ciało zostało przeniesione, ale miejsce było wciąż uważane za święte.
Opat przyłapał moje spojrzenie utkwione w kącie kaplicy. Zapytał mnie co widzę, a ja powiedziałem, że zobaczyłem kolumnę białego światła wychodzącą z podłogi i biegnącą do góry poprzez dach. Opat uśmiechnął się nieznacznie i powiedział, że Święty był pochowany w tym rogu kościoła. Wtedy powiedział coś, nieco rozmarzonym głosem, jakby częściowo przebywał w innym świecie; pamiętam jego słowa, ponieważ zabrzmiały dla mnie dziwnie w tamtym czasie: „Gdybyśmy wszyscy mogli być tak wrażliwi”.
Budząc się ze swojej zadumy opat powiedział, „Jest jeszcze jedna rzecz, którą chcę Ci pokazać”.
Zaprowadził nas z powrotem w dół wzgórza do bardzo małej kaplicy, która najwyraźniej była niedawno zbudowana. Była zupełnie niezwykła w tym, że miała może dziewięć stóp kwadratowych (ok. 2,70 m) i dwadzieścia stóp wysokości (ok. 6 m). Wnętrze budowli błyszczało od złotych farb świeżo namalowanych ikon. Przedstawiały życie świętych wraz z innymi prominentnymi postaciami Rosyjskiego Kościoła Ortodoksyjnego. W tyle maleńkiej kaplicy był bardzo mały ołtarz z biblią po rosyjsku.
Opat wskazywał na poszczególne ikony i ich znaczenie i nagle powiedział, że wycieczka dobiegła końca. Przesunął nas na zewnątrz kaplicy i zamknął za nami drzwi. Pamiętam, że nagle przyszło mi do głowy pytanie dotyczące mistycyzmu, które opat mógłby móc objaśnić. Zapukałem do drzwi, ale nie było odpowiedzi. Zapukałem znowu; ciągle ani znaku kogokolwiek w środku.
Ostrożnie otworzyłem drzwi i zobaczyłem kaplicę zupełnie pustą. Przez moment stałem w szoku. Później, pojawił się mój zawsze sceptyczny umysł i zacząłem szukać sekretnych drzwi lub innych przejść. Nawet podniosłem mały dywanik na podłodze, by zobaczyć czy nie ma tam sekretnego wyjścia. Nic.
Ciągle w rodzaju szoku, ruszyłem do drzwi i na zewnątrz do plaży, gdzie czekał nasza grupa. Tam, jasno na widoku był opat. Rozmawiał z moimi gospodarzami i kiedy nadszedłem odwrócił głowę z wyraźnym błyskiem w oku. Wsiedliśmy na ponton i skierowaliśmy się z powrotem do trawlera. Słońce było nisko na niebie, a ja stałem na pokładzie patrząc przez rufę, kiedy wracaliśmy na morze. Byłem bardzo wyciszony.
Kiedy piszę te słowa, dosięgają mnie uczucia respektu i zachwytu, które wtedy odczuwałem. Wiedziałem, że siddhis istniały, badałem ich fizykę i uczyniłem swoim hobby kolekcjonowanie opowieści i dokumentacji. Ale tu, na małej wyspie Kodiak, skromny kontemplator pokazał tajemnicę mocy jogina z pierwszej ręki.
W połowie drogi powrotnej żona rybaka odwróciła się znad reperowania sieci i powiedziała: „Wiesz, oni robią takie rzeczy przez cały czas!”
„Jakie rzeczy?”- zapytałem.
„Oh, wiesz. Teleportacja, bilokacja. Takie rzeczy”.
„Naprawdę?” – powiedziałem.
„Tak” – odparła, nie podnosząc oczu znad sieci.
„Ta wyspa jest miejscem oddalonym. Tu nie dochodzi poczta. Widzimy ich
czasem w mieście odbierających pocztę i kupujących rzeczy”.
„I” - powiedziała to najbardziej konspiracyjnym tonem
„Oni nie mają żadnego sposobu, żeby tam dotrzeć!”