Rozdział 2
Stwierdzenie, że byli zszokowani, było dużym niedomówieniem.
Myśl, że Draco Malfoy ma córkę... Oczywiście teraz, gdy dziewczynka poświadczyła jego udział w swoim przyjściu na świat, dało się zauważyć u niej pewne cechy Malfoyów. Blond włosy, niebiesko-szare oczy... W dodatku nie wyglądała na więcej niż cztery lata, a to oznaczało...
To by oznaczało, że zostałem ojcem w wieku... trzynastu lat!!! jęknął w myślach Draco.
Szepty w klasie przybrały na intensywności. Draco, z nagle pobladłą twarzą wpatrywał się pytająco w dziewczynkę.
- Tatusiu! - dziecko wyciągnęło do niego ręce, nalegając, by ją podniósł.
„Tatuś” spojrzał w oczy Snape`a i poczuł łączącą go z nim dziwną więź, wynikającą z osobliwego splotu wydarzeń. Na ustach profesora wykwitał powoli złośliwy uśmieszek.
- Sądzę, panie Malfoy, że to... dziecko... należy do pana? - brwi Naczelnego Postrachu Hogwartu uniosły się na widok zdezorientowanego młodzieńca.
- Ale... ale... to niemożliwe – wyjąkał Ślizgon – ona nie może być moja, bo ja... - w odpowiednim momencie ugryzł się w język. Wolałby nie omawiać swoich intymnych przygód lub braku takowych w obecności całego siódmego roku Hogwartu.
- Niemniej jednak zabierz ją do Skrzydła Szpitalnego. Niech Pani Pomfrey ją zbada. Och, i pozostaniesz z nią dopóki Dyrektor nie zostanie poinformowany. Wtedy zastanowimy się na jej powrotem do... matki. - zakończył z kpiącym uśmiechem Snape, ku uciesze reszty klasy.
Dracon westchnął z rozdrażnieniem.
- Oczywiście, panie profesorze. - Odpowiedział, bezpiecznie usadawiając dziewczynkę na swoim ramieniu, zanim zwrócił się w kierunku drzwi. Zadowolona draconowa latorośl uśmiechnęła się promiennie do „tatusia” i pocałowała go prosto w policzek. Następnie owinęła ramiona wokół Dracona i wyszczerzyła ząbki zza jego pleców.
Nagle jej szaro-niebieskie oczy rozszerzyły się ze zdumienia i nim Ślizgon zdołał przekroczyć próg klasy, zaczęła szaleńczo wyrywać się z jego ramion, zmuszając go do poluzowania uścisku. Dziecko pośpiesznie zeskoczyło na ziemię i zaczęło biec w kierunku młodej kobiety siedzącej na końcu drugiego rzędu ławek. Ta, jak wszyscy, zaintrygowana była nagłym zwrotem akcji.
Dziewczynka zmarszczyła brwi i przechyliła główkę, z uwagą wpatrując się w dziewoję.
- Mamusiu! - wykrzyknęła, chwytając ją za ramię, ku zaskoczeniu zebranych. Młoda kobieta wpatrywała się w dziecko z przerażeniem na twarzy. - Mamusiu, dlaczego do mnie nie przyszłaś? Byłam z tatą i Sevvusem. Co zrobiłaś z włosami? I co się stało z twoim brzuszkiem? - dziecko zasypało nieszczęsną dziewczynę lawiną pytań, spoglądając z niepokojem w jej orzechowe oczy.
- Cóż, - zaczął szyderczo Mistrz Eliksirów – wydaję się, że to... zaginione dziecko właśnie znalazło oboje rodziców. Panno Granger, byłaby pani łaskawa zabrać swoją małą... rodzinkę... do Skrzydła Szpitalnego, zanim wszyscy zejdziemy tu na zawał?
- Ależ, panie profesorze, to musi być jakaś pomyłka – to dziecko nie może być... - Hermiona, widząc drżące usta dziewczynki i jej zaszklone oczy, urwała w połowie zdania, nie chcąc wywołać kolejnej fali łez. Popatrzyła na Harry`ego i Rona, którzy siedzieli tuż obok niej w tym samym rzędzie. Ci tylko wzruszyli ramionami, tak samo bezradni jak ona. Hermiona przygryzła wargi i podniosła się z miejsca, łapiąc dziewczynkę za rękę. - Chodźmy więc. Musimy rozwiązać tą sprawę - powiedziała spokojnie.
Dziewczynka w pełnym zachwycie wpatrywała się w swoją “mamę” przejmującą kontrolę nad sytuacją i pomachała do Harry`ego i Rona, wprawiając ich w zakłopotanie.
- Do zobaczenia wujku Harry i wujku Ronie.
Zanim obie dogoniły Malfoya przy drzwiach, Hermiona zwróciła swoją twarz w innym kierunku, byle tylko nie spojrzeć Draco w oczy. Mogła poczuć na sobie spojrzenia całego siódmego roku, a nie chciała dawać im satysfakcji ze swoich nieprzewidywanych reakcji. Mała dziewczynka bynajmniej nie czuła skrępowania. Wolną ręką chwyciła dłoń Dracona.
- Chodź tatusiu! Mamusia zabierze nas do Skrzydła, a potem możemy pójść do domu!