WIĘKSZY SKARB
„Tam twój skarb, gdzie serce twoje.”
*
Od paru pokoleń powtarzano tam legendę, że porośnięty brzozowym laskiem wzgórek kryje jaskinię ze skarbami zamkniętą zaklęciem przez strażnika czuwającego wewnątrz. Nie wiadomo dlaczego przypomniała się ona Jadze, kiedy stanęła w oknie chałupy, by wyjrzeć za synkiem Bożydarkiem, który lubił bawić się przy jednej ze skał podobnej trochę do zatrzaśniętych wrót. Westchnęła ciężko. To dziecko pojawiło się jakoś wbrew niej, gdy nie była jeszcze gotowa, by być matką. Tak mało jeszcze zaznała rozkoszy życia, a tak wiele biedy i wyrzeczeń. Boleśniej odczuwała to teraz, gdy coraz częściej pojawiali się jacyś sprzedawcy kobiecych ciuszków, biżuterii, bucików. Niektóre - wiezione ze Wschodu - były tak śliczne, że dziewczyny i kobiety stawały jak urzeczone, a potem używały swoich czarów i uroków, by mąż czy chłopak ich tym obdarował. Jaga była sama. Jej mąż wyjechał za morze, by wrócić z jakimś dorobkiem, ale wieści od niego nie było. A ona znaszała podniszczone suknie, buty i jedyne korale, a o tych cudeńkach mogła zaledwie pomarzyć. I teraz właśnie owładnęło ją takie marzenie, by ubrać się w takie śliczności, przystroić i przyciągnąć spojrzenia chłopów w kościele czy przed karczmą. Młoda była i zgrabna, no i stęskniona za męskimi ramiona. Właśnie odchodził z wioski sprzedawca z pustym kufrem, a więc kolejne zostały przystrojone… Poczuła dławiącą łzę. Z niechęcią spojrzała w kierunku dziecka, jakby winowajcy jej żalu. I wtedy zauważyła, że mały wciska się w jakąś szczelinę z boku skały. Zdziwiona wyszła, by zobaczyć. Mały zniknął… Podbiegła do skały i ujrzała ciasne wejście do groty. Wcisnęła się i ona. Wewnątrz w świetle paru pochodni w otwartych kufrach leżały rzeczy godne sułtańskich księżniczek: suknie, diademy, chusty, szale, futra… Poczuła, że traci oddech, dotknęła, czy nie śni… To było prawdziwe. Bożydarek zabawiał się jakimś misternym diamentowym ptaszkiem, a ona zaczęła gorączkowo zbierać naręcza najkosztowniejszych ubrań… I wtedy usłyszała głos: „Weź, co masz i wychodź, bo wrota się zawrą.” Chwytała więc jeszcze gorączkowo to i owo i w ostatniej chwili przecisnęła się przez szczelinę z powrotem. Patrzyła upojona na kosztowne rzeczy mieniące się w słońcu i jak mogła najszybciej pobiegła, by to ukryć. Kiedy zatrzasnęła kufer, przypomniała sobie, że nie ma synka… Że został w środku. Daremnie szukała szczeliny i dziecka. Została sama ze skarbami, które nagle przestały coś znaczyć. Tej przeraźliwej pustki po dziecku nie mógł zapełnić ów kufer… Cały następny dzień szukała dziecka dookoła wsi głośno płacząc. Bez skutku. I wtedy poszła do pustelnika, by mu wyznać, że dała się opętać głupiej żądzy i zapomniała o dziecku. Starzec spojrzał jej głęboko w oczy i rzekł: „Zapomniałaś, boś co innego kochała. Jeśli chcesz odzyskać dziecko, to śpiewaj mu wieczorami śpiewać i opowiadaj, jakby był na twoich kolanach i wymyślaj mu najładniejsze imiona, no i niczego nie pragnij prócz jego powrotu. A ja powiem o tym Bogu.” I tak zaczęła robić każdego wieczoru i choć serce miała ściśnięte bólem, to coraz mniej rozdarte i niespokojne. Mijały tygodnie i miesiące. Było to przed Bożym Narodzeniem, kiedy więcej owych sprzedawców się pojawiło we wsi. Jaga nawet nie zajrzała do swego kufra, jakby dawne pragnienia gdzieś uleciały. Którejś nocy usłyszała jakby wołanie synka. Wybiegła pod skałę i ujrzała rozwartą szczelinę. Wewnątrz siedziało jej dziecko bawiąc się diamentowym ptaszkiem, jakby od tamtego czasu minęła chwila zaledwie. I wtedy rozjarzyły się w świetle pochodni wszystkie klejnoty, brokaty… A głos powiedział: „Możesz wziąć tylko jedno i wychodź.” Chwyciła dziecko nazywając je którymś z wymyślonych imion i wybiegła. A gdy ujrzała, że synek ma w ręku kosztownego ptaszka, wyrwała mu go i rzuciła w zawierającą się na zawsze szczelinę.
*
Powiedz, jakie skarby potrafisz poświęcić dla jakiego jednego, a to już powie ci, kim jesteś…