Togo, Erik, Zoja, Elana i Narik stali obok siebie ze smutnymi minami. Nic nie było już tak, jak zwykle...
-Moja Rita... Nie ma jej już tyle dni... Po co ona szła za Armetim! -Jęczał Togo strapiony. Erik oburzył się.
-Przestań, Armeti też był super!
-Ale on już nie żył! Więc po co Rita...
Przerwała mu Zoja.
-Cicho! Przestańcie! Myślę, że oni żyją.
Kocurki popatrzyły na nią głupio. Elana odparła:
-Przecież widziałaś, że Armeti był martwy! A Rita poszła za nim, myśliwy ja pewnie zobaczył...
-Nie żyją... -Pisnął znów Togo.
Popłakali się. Zoja zmarkotniała.
-Może macie rację...Po co ja się łudzę...Tęsknię za nimi... A oni już nie wrócą... Nie ma ich...
Z jej oka popłynęła wielka łza.
-Auć, Armeti, patrz jak chodzisz! -Warknęła Trisza, rozmasowując zdeptaną stopę.
-Ups... Wybacz...
-Cicho...- syknęła Rita. -Czy my idziemy w ogóle w dobrą stronę?!
-Nie wiem... Trisza przecież prowadzi. Ona zna te okolice! -Odpowiedział Armeti, a Trisza natychmiast dodała:
-Nie do końca! Znam tylko niektóre miejsca...
Rita była dobrej myśli.
-A może już przeszliśmy kilka miast! W końcu idziemy całkiem długo. I jesteśmy coraz bliżej domu... Zapytajmy się kogoś...
Podbiegła do łaciatego kota, który stał obok drzewa.
-Wie pan, co to za miasto?
-Piwniczna-odrzekł kot spokojnym głosem i poszedł dalej. Armeti zrobił głupią minę.
-Nie, no po prostu świetnie! Tyle godzin już wędrujemy i dalej jesteśmy w Piwnicznej! Myślałem, że już prawie przy Muszynie, a to dalej Piwniczna...
-Przestań narzekać. -Ofuknęła go Trisza. -Myślisz, że my też jesteśmy zadowolone z faktu, iż jesteśmy dalej w punkcie wyjścia?
-Ale to twoje miasto! A prowadzisz nas w kółko!
Trisza spojrzała na kocurka z wściekłą miną.
-Znam tylko moją ulicę! Nie znam całego miasta!
Z pomocą pospieszyła Rita.
-Dajcie spokój. Jeszcze kłótni by brakowało! Zamiast sprzeczać się, poszukajmy czegoś do zjedzenia! Padam z głodu!
-Masz rację... Przepraszam, Triszo...
-Nie ma za co... -odpowiedziała koteczka pogodnie. Rita spojrzała dookoła i zawołała radośnie:
-Ale zaraz... Co widzą moje oczy?! Czyżby tam była pyszna kiełbaska?!
-Gdzie ty coś widzisz... Czyżbyś z głodu miała zwidy? -Zirytował się Armeti, ale Rita przekręciła głową i dodała:
-Jakie tam zwidy... To prawdziwe! Kiełbasa! Na wyciągnięcie łapki!
Teraz dopiero Armeti zauważył przysmak. Leżał na trawniku, za ogrodzeniem.
-To jak robimy?-Spytała ożywiona Trisza. -Kiełbasa ma przyjść do nas, czy my do niej?
-My do niej, oczywiście! -Wyszczerzyła się Rita. Zrobimy jej przysługę, za to że jest!
-Też tak myślałam, chodźmy.
Trójka kotów wskoczyła na trawę i z zapałem zaczęła jeść kiełbasę.
-Grrr.... moja kiełbasa! -Usłyszeli nagle.
Teraz dopiero kocięta zauważyły wściekłego psa, który biegł w ich stronę.
-Bierzemy kiełbasę, i uciekamy! -Poleciła bura koteczka.
Trisza i Rita wyskoczyły ostatnie. Pierwszy wybiegł Armeti, niosący kiełbasę.
-Udało się! Prrrrr- Rita wystawiła język do psa, gapiącego się bezradnie zza płotu. Kiełbasa została zjedzona ze smakiem i koty dalej dokuczały buldogowi. Nagle pies wyszczerzył zęby.
-Z czego się cieszysz? Już nie ma kiełbaski, piesku! -Zachichotała Rita złośliwie.
Pies podbiegł pod bramkę, i stojąc na dwóch łapach nacisnął klamkę. Ricie zrzędła mina.
-Po co ludzie tak uczą te psy?
-Niewazne, chodu! -Krzyknął Armeti i wszyscy zaczęli uciekać przez biegnącym za nimi buldogiem.
W końcu skończyło się na tym, że kociaki znalazły się na drzewie, a pies ujadał na nie z dołu.
-Tego cię ludzie nie nauczyli, co? -Rozesmiała się Rita.
Minęło parę minut, które kociaki musiały spędzić jeszcze na gałęzi. W końcu buldog wrócił do domu.
-Udało się nam. Farciarze z nas, no nie? -Rzekła Trisza, gdy zeszli z drzewa.
-No, mamy farta! -Przytaknał Armeti.
-A co do tego, że musimy iść do domu, to jesteśmy przygotowani na ciąg dalszy, nie? Najedzeni... Trochę czasu minie, zanim będziemy musieli odpoczywać! -Powiedziała Rita. Trisza wpadła nagle na dobry plan.
-Mam lepszy pomysł! Do Muszyny idzie się w tę stronę, no nie? -Pokazała na prawo.
-Chyba tak... -Zamyślił się rudasek. Trisza kontynuowała:
-Uczepmy się jakiegoś samochodu, który będzie jechał w tamtym kierunku!
-Świetna myśl, a co powiecie na ten? -Orzekła Rita na widok niebieskiego peugeota. -Ludzie jeszcze nie pojechali, szykują się wlaśnie! Usiądziemy na dachu i dopniemy swego!
-Super, no to chodźcie!
Wskoczyli na auto w ostatniej chwili. Zaraz potem zaczęła się jazda. Trwała, trwała, w końcu kotki zasnęły. Armetiemu śnił się jego ojciec, przyjaciele także się tam pojawili. I kury... kaczki... mężczyzna z bronią...
Gdy się ocknął, auto przystawało. Minęło wiele godzin, odkąd zaczęła się podróż. Tylko czemu tak długo jechało się do Muszyny? Do Piwnicznej z tej mieściny jazda trwała o wiele krócej!
Gdy samochód stanął, Armeti obudził Ritę i Triszę.
-Jesteśmy już chyba na miejscu...?
Zeskoczyli z auta i rozejrzeli się. Gdzie są góry? Co to za dziwne tereny?
Pobiegli dalej. Pod ich łapami zaczęło szeleścić coś złocistego. Przed ich glowami pojawiła się rozległa woda. Tisza stanęła,.
-Źle się czuję, jak to widzę. Mam potworny lęk przed głęboką wodą...
Zbladła. Rita natomiast zobaczyła kota przy mapie. Poszła w jego stronę.
-Gdzie są miasta: Muszyna i Piwniczna?
Kocur pokazał je na mapie. Były całkiem blisko siebie. Na końcu kraju.
-A... Co to za miasto?
-Kołobrzeg. O, tu- Pokazał na mapie. Armetiemu zakręciło się w głowie. Na drugim końcu Polski. Są na drugim końcu kraju! Jeszcze dalej niż byli!