LASKA
Nigdy nie wiadomo, czym może obdarować cię ktoś, kto zjawił się, by cię o coś prosić.
*
W swoim uporządkowanym życiu wieczory miał dla siebie. Wyłączał wtedy telefony, a nawet dzwonek przy drzwiach. - O tej porze - tłumaczył sobie i innym - porządni ludzi odpoczywają i nie składają wizyt. Przyjaciół i znajomych miał on niewielu, więc nikt mu raczej nie zakłócał spokoju. Tego zimowego wieczoru właśnie odprawiał wieczorną medytację, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chciało mu się schodzić, ale ktoś nadal dzwonił. Zszedł więc i zerknął przed wziernik. No tak, to ten niby bezdomny, który czasem tu pukał i któremu dawał resztki ze śniadania lub grosiwo z portfelika, bardziej, by się go pozbyć niż ze współczucia. A teraz tamten dawał na migi znać, że chce coś zjeść i że jest mu zimno. Gospodarz wrócił do mieszkania, wrzucił jakieś wiktuały do woreczka, włożył czapkę i kurtkę, i otworzył drzwi wystawiając przez nie jedzenie. Na zewnątrz było naprawdę mroźnie i wietrznie. Od stojącego pod drzwiami poczuł alkohol, więc nie otworzył drzwi szerzej, a gdy tamten zesztywniałą dłonią wziął woreczek, szybko zamknął za nim drzwi. Tamten obrócił się i odszedł bez słowa czy gestu, lekko utykając i podpierając się jakąś laską, której przedtem raczej nie używał. Gospodarz wrócił do ciepłego pokoju, ale z medytacji już nic mu nie wyszło. Usprawiedliwiał się sam przed sobą, czemu nie wpuścił tamtego. Wiadomo, tamten był brudny, chyba trochę nietrzeźwy i kto wie, czy nie chciałby czegoś więcej. Zresztą, coraz więcej jest tych domagających się wsparcia, a czy on może liczyć na kogoś, prócz siebie? - Raczej nie. Z medytacji zostało mu zdanie, że przypadek jest pseudonimem Boga, gdy nie chcę się On ujawniać. - „Ale to był czysty przypadek!” - powiedział do siebie głośno przed snem. Po trzech dniach zadzwonił do jego drzwi mieszkający niedaleko szef ekipy z zakładu pogrzebowego mieszczącego się tuż obok. - „Pogrzebaliśmy dziś tego bezdomnego, który do pana też przychodził po prośbie. Może go pan go lepiej znał?” - powiedział. - „Nie znałem go - odparł - A co mu się stało? Nie stary był jeszcze…” - „Parę dni temu zamarzł tu gdzieś w nocy - powiedział tamten - została po nim laska, może pan ją weźmie, nawet jeśli go pan nie znał? Tyle po nim zostało.” Wręczył mu tę laskę i odszedł, otulając twarz kołnierzem, bo i dziś było bardzo mroźnie. A on stał w otwartych drzwiach jak porażony… Pomyślał teraz o pomieszczeniu na dole domu, z szafą, kranem i starym łóżkiem. Tam było ciepło i pusto, a tamten zamarzł na mrozie… Wszedł powoli do środka i zaczął oglądać czarną laskę po nieboszczyku. Była zapuszczona, ale kiedy lekko ją oczyścił, okazało się, że jest naprawdę piękna, inkrustowana i bardzo wartościowa. - „Warta więcej niż koszt paru nocy w niezłym hotelu - pomyślał. - Ale to, że on wtedy zadzwonił do mnie tutaj, to był przypadek, czysty przypadek!” Tylko jakiś szept z głębi sumienia odpowiedział pytaniem: „A ta laska też?”
*
Przywykliśmy (może nazbyt?), że dzieje się wokół wiele zwyczajnych przypadków… Czy aż tak zwyczajnych (czystych?) Któryś z nich jednak może być starannie zaplanowany i paradoksalny, jak anonimowy Bóg.