NAUKA REKOLEKCYJNA - ODKRYWANIE BOGA: JEZUS ZAPRASZA
(Dla Gimnazjum)
Wyobraźmy sobie, że chcemy kogoś z naszych przyjaciół, np. kolegę, którego poznaliśmy na kursie językowym, a który mieszka we Włoszech, zaprosić do nas na wakacje. Co musimy zrobić, oczywiście poza omówieniem całej sprawy z rodzicami, aby ten nasz kolega dowiedział się o naszych zamiarach, mianowicie o tym, że bardzo go lubimy i dlatego tęsknimy za nim, że już teraz, choć to jeszcze kawał czasu, cieszymy się na jego przyjazd, że planujemy wyjazd nad morze i chcemy wykupić noclegi w schronisku, i że w ogóle, nie ma o czym pisać, bo jak przyjaciel nie przyjedzie, to lepiej nie myśleć. Oczywiście najlepiej wysłać list, listownie zaprosić kolegę. Można też zadzwonić, zatelefonować albo wysłać faks. Tak czy inaczej nasz przyjaciel musi jakoś się dowiedzieć o naszych zamiarach. Po otrzymaniu naszego zaproszenia przyjaciel nam odpowie. Nim się to jednak stanie, będziemy niecierpliwie wyglądać listonosza, czekać na telefon, zaglądać do skrzynki pocztowej. Kiedy wreszcie nadejdzie odpowiedź, kiedy wreszcie nasza Sofia, czy nasz Romano zadzwoni? A jeśli nie zadzwoni, ani nie odpisze na list, co to wtedy będzie znaczyło?
A teraz wyobraźmy sobie inną historyjkę. Teraz my idziemy na imieninowe przyjęcie, np. do Marysi z naszej klasy. Oczywiście kupiliśmy już prezent, do tego kwiatek, w torbie dźwigamy sernik upieczony przez mamę. Tak obładowani idziemy na czwarte piętro, stajemy przed drzwiami mieszkania Marysi, i co dalej, co robimy? Oczywiście, że naciskamy na guzik od dzwonka, dzwonimy. To znaczy chcemy zadzwonić, bo ledwie musnęliśmy ów guzik, a drzwi już się otwierają i w drzwiach stoi uradowana Marysia.
Marysia zaprasza nas do pokoju, a tam niespodzianka, taka na początek niemiła. Powiedzmy, tak go w klasie nazywają - Gadzio, ten, który wczoraj podstawił nogę Asi i trzeba było założyć Asi dwa szwy i to na czole. Najchętniej by się Gadzia udusiło, i to zaraz, skoro jest ku temu okazja. I kiedy zastanawiamy się, co dalej Gadzio podchodzi do nas, ręce na szczęście czy na nieszczęście trzyma za plecami, mówi cześć i nie czekając na odpowiedź, mówi, że za to co zrobił Asi, powinien iść do więzienia i pokutować za wyrządzoną krzywdę. Kiedy więc Marysia zapraszała go na imieniny, pomyślał, że to pewnie jakaś zasadzka , podstęp, że pewnie dziewczyny zmówiły się i chcą się na nim zemścić. Pomyślał: nie pójdę, ale kiedy zbliżała się pora, na dwie godziny przed czasem umówionego przyjęcia, Gadzio poprosił swoją mamę o parę groszy, kupił bielusieńką frezję, no i przyszedł. Przyszedł powiedzieć, że pewnie zaczyna, choć nie jest tego pewien, ale pewnie zaczyna mądrzeć, bo pierwszy raz w życiu jest mu głupio z powodu tego co zrobił.
Po wszystkim, to znaczy po trzech imieninowych godzinach, Marysia powiedziała, że nigdy nie miała tak pięknych imienin. Wszyscy byli podobnego zdania.
Pomyślmy teraz, co takiego najważniejszego jest w jednym i drugim opowiadaniu? Najważniejszego poza ludźmi tam występującymi? W jednym i drugim opowiadaniu występują czynności ważne, bo bez nich, w pierwszym przypadku kolega mieszkający we Włoszech nie dowiedziałby się, że go zapraszamy, a w drugim przypadku, gdyby nie odważne postępowanie Gadzia, nie doszłoby do przeprosin.
Tak, chodzi o list, telefon czy faks, czyli chodzi o zaproszenie. W wypadku Gadzia chodzi o to, że Gadzio przyjął zaproszenie Asi, choć na to zaproszenie nie zasłużył, nie był godny zaproszenia. Chodzi więc o zaproszenie i odpowiedź na nie.
A teraz przypatrzmy się naszej najbliższej okolicy. Temu miejscu, miejscowości, w której mieszkamy. Może najpierw poszukajmy w niej najbliższej okolicy miejsc najwyższych,
wyniosłych, widocznych nieraz z bardzo daleka. Jakie to są miejsca, jakie rzeczy wystają ponad dachy domów? Owszem, drzewa. Kominy, słupy elektryczne. Wieża remizy strażackiej. Wieże kościelne. Otóż to, wieże kościelne na dachach kościołów, nazywają się one sygnaturkami i wieże przy kościołach, nazywane dzwonnicami. Sygnaturki i dzwony. Pomińmy już to, że bez dźwięku dzwonów nasze miasta i wsie, gdyby dzwony zamilkły z jakiegoś powodu, byłyby, te nasze wsie i miasta, jak nieme. Dzwony przecież dla ludzkich osiedli to coś takiego jak głos, struny głosowe dla człowieka.
Tak, głos dzwonów to mowa, śpiew, muzyka naszych osiedli, ale czy tylko? Przypomnijmy sobie znowu Gadzia. Chcąc wejść do mieszkania Asi na imieniny, musiał nacisnąć na przycisk, klawisz czy guzik dzwonka. To zadzwonienie jest znakiem, że ktoś czeka na nas pod naszymi drzwiami, ktoś przyszedł i chce się z nami widzieć. Podobnie jest z listami i telefonami. Kiedy je otrzymujemy, wiemy, że ktoś je wysłał, ktoś chce nam powiedzieć, przynajmniej w taki sposób chce z nami być, chce być z nami.
I tak też jest z dzwonami czy dzwonkami naszych świątyń. Rano, w południe i wieczorem, zimą i latem słyszymy głos dzwonów. Słyszymy je również, i to kilkakrotnie, w niedziele i święta, a czasem w inne dni powszednie. Ktoś tymi dzwonami musi poruszać. Owszem, człowiek, ale nie tylko. Kto jest gospodarzem każdej świątyni? Owszem, księża i parafianie, ale nie przede wszystkim przecież oni, czyli my. Jest jeden gospodarz wszystkich chrześcijańskich świątyń - katolickich, prawosławnych i protestanckich, jak też żydowskich i muzułmańskich, jak też i innych religii. Tym gospodarzem jest oczywiście Bóg. A dla nas gospodarzem naszych świątyń jest Syn Boży, żywy i prawdziwy zarówno Bóg, jak i Człowiek, Jezus Chrystus. To On dzwonami zaprasza nas do siebie, do swego domu, w gościnę, do stołu.
To znaczy, w wypadku Jezusa, trzeba to zaproszenie w gościnę rozumieć inaczej. My idziemy przecież do domu Jezusa, ale jednocześnie idziemy do swego domu, bo jesteśmy braćmi i siostrami Jezusa, jesteśmy dziećmi Boga, bo staramy się myśleć i postępować po Bożemu, czyli w Duchu Świętym. Jesteśmy więc domownikami Boga. Bardzo dobrze widać to w zachowaniu Gadzia i jego przyjaciół. Gadzio ich skrzywdził, ale oni na to nie zważali. Asia zaprasza go na imieniny. Co prawda na jego widok, niektórym z jego kolegów nóż w kieszeni się otwierał, ale się nie otworzył. Dali przecież Gadziowi możliwość dalszego przyjaźnienia się z nimi. Nie wyrzucili go z mieszkania ani ze swojego serca, z przyjaźni. To Gadzia uratowało, jak sam mówił - zmądrzał.
Coś podobnego dzieje się z nami i Panem Jezusem. Dzwony, świątynie, przydrożne krzyże, kapliczki i figury, Biblia i cała liturgia, sakramenty, katecheza, to wszystko to nic innego, jak tylko Boże zaproszenia. Boże listy i telefony do nas, dzwonki do drzwi naszych serc, naszego umysłu. To wszystko jest słowem, mową Boga do nas.
Można powiedzieć nawet więcej. Właśnie to wszystko wokół nas jest takim głosem Pana Jezusa. Na przykład telewizja. Pan Jezus mówi również w telewizji, można rzec, że występuje w telewizji. Popatrzmy tylko na „Wiadomości”, czy „Panoramę”. Jeśli jest się chrześcijaninem, nie sposób nie zauważyć i nie usłyszeć Jezusa. Oto wiadomość pierwsza z brzegu. Wielcy politycy podpisali umowę o zakończeniu wojny. Cóż to jest innego jak nie zwycięstwo Jezusowego sposobu myślenia, czyli ducha miłości. Albo co się dzieje, kogo słyszymy, patrząc na zapłakane dzieci i ich rodziców wypędzonych z domów, nie mających nic do jedzenia? Tak ich skarga jest również skargą i prośbą Pana Jezusa, prośbą do nas.
Tak więc oglądając telewizję, też można się modlić. To znaczy słyszeć, jak Jezus zaprasza nas do niesienia ludziom, razem z Nim, trochę radości.