Wkrótce potem wszystko wróciło do normy; życie przecież musi toczyć się dalej... Mimo tej pustki, jaką odczuwa się po śmierci kogoś bliskiego, wciąż trzeba było brnąć dalej do przodu i nie myśleć już więcej o tych, którzy odeszli, tylko o tych, którzy jeszcze żyją i nie wolno dopuścić do ich krzywdy.
Kociaki dalej wesoło biegały po trawie. Ani im się śniło wciąż smucić-były pełne życia i beztroskie.
-Aua, dalej mnie brzuch boli. -Westchnęła Czarka.
-A mnie nie!
-Mister, ciebie nic nie boli!
-A żebyś wiedziała że jednak! Ale waszą trójkę wciąż teraz boli brzuch i głowa, a mnie nie!
Hehe!
-Ech...
-Co jest, dzieciaki? -Łatka podeszła do kociąt. -Słyszałam, że was brzuchy bolą!
Dzieci nie miały zamiaru denerwować mamy.
-E tam, nie...
-Może po prostu jesteście głodni? Powiem waszemu dziadkowi, żeby coś upolował. Tato! -Zawołała Łatka.
-O co chodzi? -Burito wyszedł i popatrzył na córkę.
-Dzieci są głodne, upolowałbyś coś?
-No, jasne! -Uśmiechnął się kocur i zniknął za drzewami.
Szedł między drzewami, skokami omijając rozmaite przeszkody. Dzieci głodne, posiłek musi być!
Uśmiechnął się na myśl o nich. Słodkie kociaki!
Usłyszał wtem jakiś szelest. O, to pewnie mysz! Myszy to na pewno jeden z ulubionych posiłków dzieciaków!
Skoczył do krzaków, by złapać zdobycz. Jednak jej nie znalazł. Usłyszał teraz natomiast wściekłe szczekanie i warczenie dochodzące z niedaleka.
Odwrócił głowę, ale było już za późno, żeby odeprzeć pierwszy atak psa. Poczuł ostry ból w plecach, ale spiął się i zaczął uciekać. Uniknął drugiego ataku, ale po trzecim i czwartym ledwo zachował przytomność. Nie był stary, ale nie też zbyt młody. 7 lat to niezły wiek...
Uskoczył w bok, co było złym ruchem, gdyż pies złapał go za ogon, i ugryzł mocno w kark. Burito zobaczył już przed oczami czarne plamy, ale w porę otrzeźwiał i ruszył dalej do ucieczki, słaniając się na nogach
-Azor! Do nogi!
Już nie mam siły, pomyślał kocur. Pies odbiegł, choć z wyraźną niechęcią. Kocur ruszył w stronę domu, czując że słabnie.
-Idzie Burito! Ale nie ma jedzenia! -Wykrzyknęła Missy, wypatrując go już od jakiegoś czasu.
-Mów o nim dziadek, a nie Burito...-Powiedziała Łatka i spojrzała w stronę, którą wskazywała córka. Rzeczywiście, szedł. Ale..
-On jest ranny! -Jęknęła. -Mamo, szybko!
Skończyło się na tym, że Burito leżał teraz przy płocie, a czuwały przy nim Łatka z Burią. Bella także, ale ona nic nie widziała, gdyż płakała. Burito wyglądał marnie...
-B..Bella? -Usłyszały nagle.
-Jestem tu-szepnęła kotka.
-Kocham was wszystkich...-Powiedział. -Nie płaczcie, kochane... Nie warto.
-Czy... Czy wszystko będzie dobrze? -Łatka znów poczuła się jak małe dziecko, gdy sądziła że tata zawsze jest w stanie odpowiedzieć na każde pytanie i dobrze zna odpowiedź.
-Wy... Wy macie żyć dalej. Co do mnie, to...
-Hm?
-A, zresztą... Burio, nie maż się! Wy, wszystkie kochane kobietki, wycierpiałyście już wiele... Dacie radę...
Zamilkł.
-On nie oddycha! -Pisnęła Buria. -Tato!
Nie dotrzymały obietnicy. Wszystkie wybuchnęły niepowstrzymanym szlochem.