Bon - prebuddyjska religia Tybetu
R. De Nebesky Wojkowitz
II. Wierzenia i praktyki bonu
Elementem wspólnym dla szamanizmu i religii bon jest użycie podobnego do tamburynu bębna, będącego najważniejszym "narzędziem" szamana, a który to można odnaleźć również u magów bon nag. Ci drudzy, podobnie jak szamani, używają go nie tylko jako instrumentu muzycznego, ale także do różnych praktyk wróżebnych. Jedna z nich służy do ustalenia przy pomocy bębna, jaki demon jest odpowiedzialny za wywołanie choroby u danego człowieka. Po skomplikowanym rytuale, podczas którego wzywane są bóstwa bonu, składane ofiary, palone kadzidła i recytowane mantry, kilka nasion - każde z nich reprezentujące jednego, konkretnego demona, lub całą klasę duchów - zostaje poświęconych i położonych na powierzchni bębna. Wtedy poczyna się uderzać rytmicznie w drugi bęben; nasiona zaczynają podskakiwać, a to, które uniesie się najwyżej, wskaże, jaka istota ponadnaturalna, jest odpowiedzialna za cierpienia pacjenta.
Przedziwna metoda przewidywania przyszłości, znana zarówno magom bonu, jak i szamanom, to tak zwana skapulimancja , czyli stawianie wyroczni, w oparciu o pęknięcia na powierzchni świeżo wypalonej owczej łopatki. Niektóre źródła tybetańskie twierdzą, iż w wyjątkowych sytuacjach używano w tym celu także kości ludzkich. Kolejnymi paralelami między szamanizmem, a bonem jest wiara w istnienie osobistych bóstw opiekuńczych, które zmuszają człowieka do zostania magiem, prześladując go, [zsyłając nań] choroby i ataki epileptyczne, aż nie zgodzi się on pełnić tej funkcji, czy też użycie kolorowych nici do wróżenia itd.
Jednym z typowych zwyczajów bonu, który przedostał się również do buddyzmu tybetańskiego, jest tak zwany lud (gLud,) czyli ceremonia kozła ofiarnego. Jest ona odprawiana, aby przenieść zagrażające życiu człowieka złe moce do jego substytutu. Obecnie, jako kozła ofiarnego używa się głównie podobizn z ciasta, lecz kiedyś często był to człowiek z niższych sfer, którego sowicie wynagradzano za odegranie tej raczej ryzykownej roli.
Podobizny wyrzeźbione z drewna częściowo zastąpiły również ofiary ze zwierząt, będące w modzie w zamierzchłych czasach bonu; chińskie i tybetańskie źródła podają, że przed pojawieniem się Buddyzmu, magowie bono co roku odprawiali wielką ceremonię, podczas której hekatomby ze zwierząt, i nawet ludzi, były składane bogom.
Owe stare teksty wymieniały wiele interesujących bono ceremonii, których szczegóły nie przetrwały do dzisiejszych czasów. Na przykład "wielki rytuał oczyszczania nieba" odprawiany wspólnie przez 12 magów bonu, lub też specjalne ceremonie pogrzebowe. Te ostatnie, wspominane były w dziełach historycznych [na przykład] przy okazji śmierci tybetańskiego króla Drigum Tsenpo (Gri gum bstan po), który zginął w pojedynku; żaden kapłan Bonu z centralnych prowincji Tybetu nie wiedział, jak odprawić skomplikowane rytuały pogrzebowe, konieczne akurat w takim przypadku. Wezwano zatem trzech bono magów z Kaszmiru, z kraju Drusza (hBru zha) ( inaczej Gilgit) i z krainy Szang Szung. Mieli oni być potężnymi magami, którzy potrafili latać na swoich bębnach - co jest kolejną cechą szamańską - a także umieli ciąć żelazo za pomocą piór.
Magiczną praktyką, w której, jak się powiada, celowali kapłani bonu, jest budowanie do (mDos) , czyli krzyżowań nici, polegające na robieniu złożonych figur geometrycznych z drewna i kolorowych nici. Do (mDos), które odgrywają ważną rolę w wielu ceremoniach lamaistycznych, to w niektórych przypadkach tylko małe patyczki związane na krzyż z końcami połączonymi nićmi, a w innych [z kolei] są one bardzo skomplikowanymi budowlami, mierzącymi niekiedy nawet 15 - 20 stóp wysokości, do wzniesienia których trzeba użyć całych mil nici. Celem robienia tych magicznych przedmiotów o dziwnych kształtach, jest wybudowanie "pałacu z nici", by ofiarować go jednemu z wielu duchów, które, jak się wierzy, zamieszkują ziemię, niebo i morza. Owa niciana plecionka służy jednocześnie jako pułapka na złe, wypełniające powietrze, moce, które po złapaniu niszczy się, gdy do (mDos) zostaje spalone, lub połamane na kawałki. Niciane plecionki są zatem po dziś dzień wznoszone przy świątyniach, a także na obrzeżach osad, aby strzec miejsca zamieszkane przez bogów i ludzi przed groźnymi duchami.
Do (mDos) są również używane do opanowania sił rządzących śniegiem, deszczem, wiatrem i gradem. Wywoływanie pogody jest jedyną z najważniejszych dziedzin magii tybetańskiej, w której -znów - wyznawcy Bonu są uważani za najbardziej biegłych. Na wielu obszarach wiejskich funkcjonuje "wywoływacz pogody", - zazwyczaj mag praktykujący "czarny bon" - którego zadaniem jest przeganiać grad, który mógłby zniszczyć plony, i wywoływać deszcz w czasach suszy. Nawet rząd tybetański zatrudnia dwóch "wywoływaczy pogody", aby chronili złote dachy Potali i "Park Klejnotu" - letnią rezydencję Dalajlamy - przed gradem, którego pojawienie się uważane jest za zwiastun [nadchodzącego] zła.
mag zaklinający deszcz
Wiele łagodnych bóstw, ale także i gniewne duchy są wzywane podczas ceremonii bonu. Teksty tej starej tybetańskiej religii mówią, że na panteon bonu składa się przynajmniej 18 wielkich duchowych nauczycieli, 18 głównych bogów i bogiń, 20 wielkich świętych, 70.000 pomniejszych bóstw i niezliczona ilość duchów. Niemożliwością jest podanie tu bardziej szczegółowego obrazu tego panteonu, lecz przynajmniej kilka z tych ponadnaturalnych istot należy wymienić.
Jednym z najczęściej wyobrażanym bóstwem Bonu jest Tagchla Mebar (sTag lha me hbar), "bóg - tygrys gorejący ogniem". Wierzy się, że ma on ludzkie ciało, a głowę tygrysa z groźnie święcącymi oczami, oraz rozdziawionymi ustami, z których sterczą rzędy ostrych zębisk. Nosi on koronę z czaszek, naszyjnik ze świeżo ściętych głów ludzkich oraz przepaskę na biodrach z tygrysiej skóry. W prawej ręce Tagchla Mebar (sTag lha me hbar) trzyma płonący kij , którym wymachuje, w lewej zaś dzierży miecz, stopami natomiast rozgniata na miazgę wrogów nauk Bon.
Pośród licznych darzonych szacunkiem klas duchów, które w wielu przypadkach zostały włączone do panteonu buddyzmu tybetańskiego, należy wymienić dwie. Są to zwierzęcogłowe sadak (Sa bdag), czyli "panowie ziemi", oraz lu (kLu), wężogłowe duchy pierwotnie zamieszkujące źródła, rzeki, jeziora i morza, ale także niektóre obszary ziemi, i również przestrzeń nad nią. Wykazując tym samym podobieństwo z indyjskiej nagami. Wierzy się, że jeśli lu (kLu) żyje na ziemi, wybiera sobie na miejsce swojego zamieszkania raczej dziwaczne miejsca, jak na przykład: "(...)czarne skały, które wyglądają, jak głowa kruka; dziurę podobną do ryja dzika; pagórki o kształcie leżącego wołu; klify przypominające szyję wielbłąda; góry posiadające wygląd rogu byka (...)" Nie ma prawie takiego miejsca, które nie byłoby własnością tych duchów i człowiek nie powinien zakłócać ich [spokoju] pracami agrarnymi lub zanieczyszczeniem, gdyż w przeciwnym razie mogą ukarać grzesznika, sprowadzając na niego nieszczęścia, lub choroby, z których najbardziej obawiano się kLu nad czyli trądu.
Religijne tańce w maskach to kolejny zwyczaj włączony do buddyzmu tybetańskiego. Od niepamiętnych czasów pod koniec zimy wykonywano tańce religijne, podczas których kapłan ubrany we wspaniały strój i groźną maskę, odgrywa swoiste misterium, przedstawiające zwycięską bitwę życzliwych bóstw z niezliczonymi złymi duchami, które według wierzeń wędrują po ogromnych przestrzeniach Krainy Śniegu. Kapłani poprzez swój taniec symbolizują zbliżające się zwycięstwo wiosny nad ciemnymi mocami długiej i srogiej tybetańskiej zimy. Buddyzm zmienił jedynie symbolikę tych tańców, które odtąd przedstawiały zwycięstwo nauk Buddy nad ich przeciwnikami. Jednakże do dziś rytualny taniec żiła nag (Zhva nag), magów w czarnych kapeluszach, stanowi jeden z głównych elementów tych tybetańskich misteriów.
Wierzy się, iż magowie Bon nag mogą odebrać życie danej osoby poprzez zniszczenie jego podobizny, lub umieszczenie kawałka papieru z jej imieniem do rogu wypełnionego trującymi roślinami itd. Kroniki tybetańskie zawierają wiele interesujących wzmianek o stosowaniu czarnej magii. Mówi się, że wspomniana tragiczna śmierć króla Drigum Tsenpo (Gri gum bstan po) była wynikiem magicznych manipulacji jednego z jego ministrów, z którym [król] musiał stanąć do pojedynku. Minister nakłonił króla do założenia do walki turbanu z czarnego jedwabiu z lusterkiem na środku. Na lewym ramieniu miał umieścić nieżywą mysz, na prawym zaś zdechłego lisa. Niedaleko postawiono jaka z przyczepioną na jego plecach sakwą wypełnioną popiołem, jako że Drigum Tsenpo (Gri gum bstan po) wierzył, że dzięki tym magicznym przedmiotom uda mu się odnieść zwycięstwo. Jednakowoż stało się inaczej. Minister wypowiedział kilka silnych mantr i sakwa na plecach jaka wybuchła, wypełniając popiołem oczy króla. Przestraszone dwa bóstwa opiekuńcze króla znajdujące się na jego ramionach, uciekły z powodu nieżywej myszy i lisa. Oślepiony i bezbronny król wymachiwał dziko mieczem nad głową, aż przeciął "niebiańską linę", łączącą wszystkich poprzednich królów tybetańskich ze sferą niebiańską, i za pomocą której mogli oni wchodzić do zaświatów, kiedy ich ziemskie życie dobiegało końca. Zerwanie "niebiańskiej liny" przesądziło o losie króla, minister szybko wykorzystał szansę i wystrzelił strzałę ( w jedyny widziany punkt w chmurze popiołu) w lusterko, znajdujące się na czole Drigum Tsenpo (Gri gum bstan po).
Również śmieć słynnego władcy tybetańskiego Trisonga Deysena (Khri srong sde bstan), została wywołana praktykami magiczynymi. Żona króla, która zdecydowała się zabić swego męża, wynajęła trzech magów bonu, by dokonali tego niecnego czynu. Łatwo osiągnęli oni sukces. Namalowawszy na noszonej przez króla szacie magiczny wzór, spalili ją, wypowiadając straszliwe zaklęcia i magiczne formuły, na skutek których ich ofiara zmarła po kilku dniach.
Podsumowując, możemy wysnuć wniosek, iż pełne i głębokie badania nad różnymi problemami tu naszkicowanymi, zdecydowanie powiększyłyby naszą stosunkowo skąpą wiedzę, dotyczącą najwcześniejszych wierzeń Centralnej Azji. Widzimy również, że ta praca nie może ograniczać się jedynie do szczegółowych studiów nad bonem, ale również powinny zostać podjęte różne wątki, łączące prebuddyjską wiarę Tybetu z wierzeniami sąsiednich regionów Azji, jako że jedynie porównawcze studia nad wszystkimi tymi wczesnymi formami religijnymi, dadzą poprawne i pełne wyniki. Biorąc jednak pod uwagę niezwykle małą liczbę badaczy aktywnych na polu studiów orientalistycznych, oraz fakt, że stare tradycje gwałtownie zanikają, można powątpiewać, czy praca ta zostanie doprowadzona do końca.
tłum. Ewa Paśnik