1968


Bracia i siostry. Może czasem stawiamy sobie pytania: Czym jest Kościół? Jaka jest jego natura, zasada funkcjonowania i jakie jest wreszcie moje miejsce w Kościele?
Te i podobne pytania warto sobie zadać, zwłaszcza w tym czasie, kiedy wiele osób nie czuje, albo wręcz zatraciło poczucie przynależności do Kościoła. Wyraża się to już w samym mówieniu o nim, formułowaniu sądów, najczęściej krytycznych, wyrażaniu się o nim tak, jak by to była jakaś instytucja istniejąca gdzieś obok nas, do której od czasu do czasu udajemy się w celu załatwienia pewnych usług. A nawet dziś, gdy Kościół w Polsce wyznaje swoje winy, na ile jest w nas tej świadomości, że chodzi tu o grzechy nie tylko hierarchii, ale o grzechy moje i twoje, każdej i każdego z nas?
W podręczniku do religii klasy drugiej jak i czwartej Szkoły Podstawowej znajduje się definicja Kościoła, która brzmi tak: Kościół Chrystusowy jest to Rodzina Dzieci Bożych zjedno­czonych zChrystusem. W Nowym Katechizmie Kościoła Katolickiego nie ma zasadniczej zmiany, Autorzy Katechizmu odwołując się do obrazów biblijnych jedynie wzmocnili i uwydatnili tę ścisłą więź ludzi ochrzczonychz osobą Jezusa Chrystusa. Kościół został przedstawiony jako Lud Boży, Oblubienica Chrystusa, świątynia Ducha Świętego oraz jako Mistyczne Ciało Chrystusa.
W dzisiejszej Ewangelii Chrystus chcąc nas pouczyć o tajemnicy życia Kościoła, posłużył się obrazem winnego krzewu i latorośli. Krzewem jest o­n sam. W nim, organicznie związane, tkwią latorośle obsypane liśćmi i wydające owoc. Krzew żyje, latorośle zmieniają się z roku na rok, jak pokolenia. Podobnie jest z Kościołem. Chrystus trwa wiecznie, pokolenia ludzi należących do Kościoła ustawicznie się wymieniają. Na wzór latorośli mają wydać owoce dobrych czynów. Tymi owocami Bóg pragnie ubogacać ludzkość. Aby latorośle mogły wydawać owoce, muszą czerpać życiodajne soki z ziemi przez korzeń i krzew. Gdy ich łączność z krzewem zostaje zerwana, nie tylko nie są w stanie przynosić owoców, ale same schną i nie nadają się do niczego tylko na spalenie. Winny krzew, latorośle i ich owoce są doskonałym obrazem Kościoła. Chrystus chciał w nim ukazać potrzebę życia eucharystycznego. Według Jana Ewangelisty Jezus posłużył się tym obrazem w Wieczerniku, gdzie ustanowił Najświętszy Sakrament. Chciał ukazać rolę, jaką w życiu Kościoła i poszczególnych jego członków spełnia Eucharystia. Współczesna biologia może nam pomóc w odkrywaniu bogactwa obrazu, jakim posłużył się Chrystus. Jakże precyzyjnie można dziś śledzić ów zdumiewający proces przemiany materii w winnym krzewie. Jak przy pomocy korzeni czerpie o­n odpowiednie składniki z ziemi, by pod wpływem słońca i różnych reakcji w komórkach tworzących liście zamieniać te składniki w dorodny owoc. Oto tajemnica życia Kościoła. Z Chrystusa, przez sakramenty, dociera do naszych serc Boże życie, a łaska uczynkowa, jak dobroczynne promienie słońca, przemienia to co doczesne w to co wieczne i dziełom czysto ludzkim nadaje Boski wymiar.
Trzeba dobrze przemyśleć ewangeliczny obraz o winnym krzewie, aby odkryć siebie jako latorośl przeznaczoną do wydawania owoców. Należy odkryć własne miejsce w Kościele i dostrzec zadania, jakie w nim wyznaczył nam Bóg. Dostrzeżenie owych wielkich możliwości, jakie się kryją w bliskim kontakcie z Jezusem, otwiera przed człowiekiem wspaniałe horyzonty nowego, bardzo twórczego życia. Bóg nas potrzebuje do czynienia dobra, do wydawania owoców. o­n przez nas chce zadziwić świat. Nasze życie można mierzyć koszami wspaniałych owoców, które trwać będą wiecznie. To w tym obrazie każdy może odnaleźć siebie ze swoim powołaniem, bo jakiekolwiek by o­no było, zawsze jest powołaniem do czynienia dobra, do wydawania owoców sprawiedliwości.
Ludzkość nigdy nie odrzuci winnego krzewu, gdy będzie o­n obfitował w dobre owoce. Wprawdzie sam krzew-Jezus Chrystus jest już niezniszczalny, należy bowiem, po zmartwychwstaniu, do innego świata, ale i latorośle-chrześcijanie, o ile tkwią w nim, nie mogą ulec zniszczeniu. Wszelkie doświadczenia, jakie na nie spadają, doskonalą owoc i czynią go jeszcze cenniejszym. Jest rzeczą znamienną, że okresy prześladowań Kościoła, połączone z cierpieniem jego członków, z odrywaniem latorośli od krzewu, równocześnie obfitują w szczególne działanie łaski.
Bracia i siostry. Warto zatem myśląc i mówiąc o Kościele odwoływać się do biblijnych obrazów, bo nie są to opinie obiegowe, informacje dziennikarskie, ale są to prawdy wypowiedziane przez samego Założyciela - Jezusa Chrystusa. Uświadamiają nas o tym, że Kościół to coś więcej aniżeli organizacja mniej czy bardziej sprawnie działająca, obciążona ludzkimi słabościami. Kościół to Oblubienica, to Ciało Chrystusa, którego jesteśmy członkami. Dzięki tej głębokiej więzi z Jezusem, dzięki wierności Bogu, możemy czerpać moc, łaskę do wypełniania swojego powołania w Kościele. Niech ta nauka pozwoli bardziej docenić tę przynależność do Chrystusa. Niech mocne i odpowiedzialne trwanie w Kościele nie będzie powodem skrępowania czy zawstydzenia, ale powodem do wielkiej wdzięczności i dumy za tę niezasłużoną łaskę. Amen.

5 Niedziela

Ja jestem krzewem winnym - wy latoroślami”. Ta ewangeliczna przypowieść, którą przed chwilą usłyszeliśmy to jeden z najpiękniejszych i najważniejszych tekstów Nowego Testamentu. Słowa, które dzisiaj Chrystus do nas kieruje niosą ze sobą bardzo wiele niezwykle ważnych dla naszej wiary i dla naszego życia treści.
Jezus porównuje siebie do krzewu winnego a nas - swoich uczniów do winnych latorośli. Czym jest winny krzew dla latorośli? Jest wszystkim, jest oparciem, źródłem bezpieczeństwa, ale przede wszystkim jest źródłem, dawcą życia. Przecież najpiękniejsze nawet gałązki, czy kwiaty, gdy zostaną oderwane od pnia, z którego wyrastają prędzej czy później są skazane na śmierć. Przez jakiś czas cieszą nasze oczy stojąc w wazonie w naszych domach, lecz po pewnym czasie zaczynają usychać, bo zostały oderwane od źródła życia.
A czy może być inaczej w naszym życiu religijnym? Czy może być inaczej z naszą wiarą? Chrystus mówi bardzo prosto i wyraźnie: „Kto trwa we Mnie a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze mnie nic nie możecie uczynić”. Na pewno każdy z nas chciałby, aby jego życie przyniosło owoc obfity. I próbujemy osiągnąć ten owoc, czasami wkładamy w to wszystkie nasze siły. I zaczynamy już od najmłodszych lat nasz nieustanny wyścig: aby więcej mieć, aby więcej znaczyć, aby więcej móc. A po drodze gdzieś gubimy własne dzieci, zatracamy swoją rodzinę, nie mamy czasu, aby usiąść przy rodzinnym stole i normalnie porozmawiać, aby podzielić się ze sobą tym co nas cieszy, aby pomówić o swoich planach, może podzielić się swoimi niepokojami. Nie mamy czasu, aby odwiedzić własnych rodziców, może chorych, może samotnych. Nie mamy czasu, aby wspólnie się pomodlić, czy iść na Mszę Świętą. Nie mamy czasu, żeby normalnie żyć.
„Kto trwa we Mnie a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity...” Czy o takich owocach Chrystus mówi do każdego z nas? Latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie! Jakie dobre owoce może wydać nasze życie bez Chrystusa?
Bardzo trudno jest nam ludziom współczesnym, którym ciągle się wmawia, że jesteśmy tacy wspaniali i doskonali, że nie potrzebujemy w swoim życiu niczyjej pomocy przyjąć Ewangelię Chrystusa. Ewangelia nie jest dzisiaj w modzie, bo Ewangelia mówi, że człowiek w oderwaniu od Boga, od Jezusa niczego nie zbuduje, niczego nie osiągnie i że sam nie zapewni sobie ani sukcesu, ani szczęścia, ani zbawienia. Bez Niego jesteśmy jak ta ewangeliczna latorośl oderwana od winnego krzewu. „Beze mnie nic uczynić nie możecie”. To słowa trudne, może niepopularne, ale prawdziwe.
Wielu z nas przekonało się na własnej skórze, czym kończy się świat budowany o oderwaniu od Boga. Jakie były owoce tego świata? Poniżenie człowieka, zniszczenie godności ludzkiej pracy, ośmieszanie ludzi uczciwych i sumiennych, powszechne kłamstwo i niszczenie sumienia młodych ludzi... Można by długo wymieniać. Dziś zbieramy tego owoce i jeszcze długo będziemy je zbierać.
Może ktoś powiedzieć: „Teraz wszystko jest inaczej, tamte czasy nie wrócą”. Inaczej, to nie znaczy lepiej. Zamiast propagandy mamy reklamę, która każdego dnia wmawia nam, że jeśli to, czy tamto zdobędziemy osiągniemy pełnię szczęścia. Praca staje się bezwzględną walką o byt, o przetrwanie, o władzę, o stanowisko. Coraz częściej boimy się wychodzić na ulicę, i to nie tylko wieczorami. Do takiego świata idziemy i taki właśnie świat wkracza w nasze życie. Ten nowy świat też nie jest budowany na Ewangelii. Tak wygląda świat budowany bez Boga i takie są jego owoce. Czy o takie owoce nam chodziło? Czy o takie owoce chodzi Chrystusowi?
Jezus jest prawdziwym krzewem winnym. On daje nam wszystko to, co może dać nam szczęście. On daje swoje Słowo, które mówi nam wyraźnie, jak żyć, aby wydawać owoce. On daje swoje Ciało, aby nas umocnić. Dlaczego więc ciągle próbujemy sami budować swoje życie w oderwaniu od Niego.
Każdy, kto choć trochę zetknął się z pracą na roli wie dobrze, że w przyrodzie nic nie dzieje się samo z siebie. Jeżeli rolnik nie włoży wysiłku w uprawę swojego pola, jeżeli ograniczy się tylko do samego zasiania, to może zebrać co najwyżej trochę chwastu. Każdy owoc wymaga pracy. Winorośle wydają owoce dopiero w trzecim roku uprawiania. Przecież to samo dotyczy i naszego życia i na ogół wszyscy o tym wiemy. Wiemy o tym, ale jakoś bardzo łatwo o tym zapominamy i dajemy się uwieść obietnicom o lekkim, łatwym i przyjemnym życiu. Jakże łatwo czytając kolorowe gazety, czy oglądając telewizję wierzymy bardziej oglądanym reklamom, niż własnym oczom, rozsądkowi i doświadczeniu. Żadne owoce nie rodzą się same. Ani w życiu codziennym, ani w życiu duchowym.
Czasami ktoś mówi, że przychodzenie do kościoła, modlitwa, spowiedź, sakramenty święte nie mają sensu, bo wciąż wraca do starych grzechów, bo ciągle jest taki sam, bo nic się w jego życiu nie zmienia. I dziwi się bardzo zapytany o to, czy zrobił coś, aby ta przemiana nastąpiła. Przecież łaska Boża nie działa sama, bez udziału człowieka, ani bez jego wysiłku.
Co to znaczy być złączonym z Chrystusem, jak latorośl z winnym krzewem. To trwać przy Chrystusie, żyć wiarą, nadzieją i miłością. Św. Paweł napisał w liście, który dziś usłyszeliśmy: „nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą”. Trwać przy Chrystusie, to być chrześcijaninem na co dzień, a nie tylko w niedzielę i nie tylko w kościele, ale wszędzie w każdej sytuacji.
Jezus mówi: Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwał będę”. Jeżeli naprawdę będziesz starał się żyć blisko Chrystusa, wtedy On będzie zawsze przy Tobie. On będzie przemieniał Twoje życie, obdarzy Cię prawdziwą radością, szczęściem i Bożym pokojem, którego nie może dać żaden człowiek. Takie właśnie owoce będzie wydawało Twoje życie.
Panie, daj każdemu z nas pragnienie życia w bliskości z Tobą, chcemy być przy Tobie i tylko z Ciebie czerpać naszą siłę, nadzieję i pokój. Amen.

Każde dobre dzieło

Szaweł przybył do Jerozolimy i próbował przyłączyć się do uczniów, lecz wszyscy bali się go - opowiada św. Łukasz. Szaweł przed miesiącem, może dwoma, opuścił Jerozolimę jako jeden z najzaciętszych tropicieli uczniów Jezusa. Teraz wraca i ku zaskoczeniu wszystkich - tak arcykapłanów, jak i chrześcijan - usiłuje przyłączyć się do wyznawców Zmartwychwstałego. Dziwicie się, że wszyscy się go bali? Tyle krzywdy wyrządził - młody, obrotny, bezgranicznie przekonany o swojej racji. Był skuteczny. Śmiertelnie skuteczny. I teraz chce być jednym z nas? Pewnie jego kolejna sztuczka. Haczyk, na który nie wolno się nabrać. Ta obawa, ten lęk i strach przed Szawłem są nie tylko zrozumiałe, ale były konieczne, aby chronić nie tylko poszczególnych ludzi, ale przede wszystkim młodą, nieokrzepłą jeszcze wspólnotę wierzących w Jezusa. Jeden błąd, a wszystko mogło się zawalić. Trzeba było być ostrożnym. Naturalny w takich razach strach pomagał tę ostrożność zachować. A Boże plany i Boże wyzwanie było inne. Zupełnie inne. To właśnie Szaweł miał stać się motorem rozwoju tej wspólnoty. Ale kto z ludzi wtedy o tym wiedział? Powiada kronikarz, że dopiero Barnaba przygarnął go i zaprowadził do Apostołów. Zaprowadził i opowiedział o wydarzeniach, których nie znali. O spotkaniu Szawła ze Zmartwychwstałym, o nawróceniu, o pierwszych jego wystąpieniach w Damaszku, w których dawał świadectwo swej wiary. Widać, że Barnaba więcej wiedział. Ale w Barnabie było też więcej odwagi niż w innych. Czy może był większym ryzykantem? Nie, tak bym tego nie nazwał. Z tego, co wiemy o Barnabie, jego odwaga nie była lekkomyślnym ryzykanctwem. I nie wypływała tylko z tego, że miał dostęp do szczególnych informacji. Owszem, wiedział więcej. Ale to była wiedza innego rodzaju niż tylko posiadane informacje. Kluczem do zrozumienia Barnaby, ale także do zrozumienia siebie samych, są słowa apostoła Jana z drugiego czytania. Pisze on o naszym sercu. O sercu, które nas bądź oskarża, bądź nie oskarża. O co chodzi w tym wywodzie? O sumienie. O ten wewnętrzny głos, o tego sędziego, którego każdy i każda z nas nosi w sobie. Apostoł pisze: Umiłowani, jeśli serce nas nie oskarża, mamy ufność wobec Boga. Innymi słowy: czyste sumienie jest podstawą, jest korzeniem ufności wobec Boga. Albo jeszcze inaczej: im spokojniejsze czyjeś sumienie, im większa w kim świadomość wierności dobru - tym większe zaufanie do Boga, tym silniejsze też przekonanie, że Bóg jest ostatecznym i pewnym strażnikiem dobra w świecie. Ta prawidłowość widoczna jest w życiu świętych - i tych wielkich, znanych całemu światu, i tych naszych bliskich świętych, których mamy w naszym otoczeniu. Czy nie takim człowiekiem znanym całemu światu był Jan Paweł II? Był bez wątpienia człowiekiem o czystym i spokojnym sumieniu, dlatego pełnym ufności i zawierzenia Bogu. A tak wiele spraw mogło go niepokoić. Uczył nas spokoju wobec piętrzących się trudności. Podobnie inna bliska nam postać - matka Teresa z Kalkuty. Uśmiech pełen życzliwości i ufności wobec ludzi rodził się z wiary i jej czystego sumienia. Dlatego mogła tak wiele zdziałać w całym świecie mimo szczupłości środków, jakimi dysponowała. Obserwowałem mego mistrza, Sługę Bożego ks. Blachnickiego. Dokładnie to samo. Zachowywał spokój, bo sumienie miał czyste, z czego wyrastała bezgraniczna ufność wobec Boga. Tą ufnością ogarniał też ludzi. Inna rzecz, że nie wszyscy tej ufności byli warci. Ale dzięki niej mógł zdziałać tak wiele, miał wpływ na tysiące ludzi. Przypomnę słowa drugiego czytania: O co prosić będziemy, otrzymamy od Boga, ponieważ zachowujemy Jego przykazania i czynimy to, co się Jemu podoba. Ufność dzieci Bożych, ufność ludzi wiernych zwykłemu dobru na co dzień i najwyższemu Dobru, jakim jest Bóg. To nie jest postawa ryzykantów. To postawa ludzi, którzy czystym sercem, którzy czynem i prawdą związali się z Bogiem. Dlatego oni są najbliżej świata i drugiego człowieka. Każdy z nas do takiej bliskości prawdy i dobra, do bliskości Boga i człowieka jest powołany. Powołanie do bliskości prawdy i dobra, do bliskości Boga i człowieka jest powołaniem każdego człowieka. Niezależnie od tego czy jest wyznawcą takiej, czy innej religii. Nawet jeśli uważa się za niewierzącego. Nie będzie wtedy mówił o Bogu, ale przecież prawda i dobro, świat i człowiek znaczą tak wiele dla każdego. Szczere ich szukanie prowadzi do odnajdywania Boga - choćby po omacku, jak to zauważył kiedyś apostoł Paweł. Chrześcijanin jest w sytuacji lepszej. Więcej otrzymaliśmy - wiemy, że to Bóg zszedł w nasze życie, że przeżył je czyniąc dobrze i zmagając się z cierpieniem. Że nie przegrał - bo zmartwychwstał. Miał ziemski życiorys i ziemskie imię - Jezus. Wiemy, bo On sam to powiedział, że potrzebujemy zjednoczenia z Nim. Mówił na ostatniej wieczerzy: Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. - Czyż nie o tę sama ufność chodzi, nad którą zastanawialiśmy się przed chwilą? Poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ale spełni się wtedy, gdy będziemy z Jezusem zjednoczeni. Miarę tego zjednoczenia kreśli On sam, posługując się porównaniem: Ja jestem krzewem winnym, wy - gałązkami wszczepionymi w pień krzewu. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity. Nie jest to miara łatwa ani prosta. W jaki sposób mamy się z Jezusem zjednoczyć tak ściśle? On sam dał i wskazał sposób. Po pierwsze: mają w nas trwać jego słowa. A więc trzeba wciąż na nowo sięgać do Ewangelii, poznawać, zgłębiać i według niej układać życie. Po drugie: właśnie wtedy, w czasie ostatniej wieczerzy Jezus dał uczniom dar swej obecności w chlebie i winie. To Komunia święta. Czy to wystarczy? Ewangelia i Komunia? Potrzebny jeszcze osobisty wysiłek każdego i każdej z nas. Z tego zrodzi się ufność, na ufności zaś zbudujemy każde dobre dzieło. I nawet krzyż nie będzie nam straszny.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1968
IV 1956-1968, polonistyka, XX wiek - kalendarium
kro, ART 137 KRO, 1968
Praska Wiosna 1968, studia
Jak funkcjonował do niedawna salonik michnikowski - 1968 - zydzi emigranci
KRYZYS 1968-1978, KRYZYS 1968-1978 Marzec 68: *zaostrzenie stosunków państwo kościół- lista biskupó
KRYZYS 1968-1978, KRYZYS 1968-1978 Marzec 68: *zaostrzenie stosunków państwo kościół- lista biskupó
Prawda i Kłamstwa o Marcu 1968, ★ Wszystko w Jednym ★
kro, ART 69 KRO, 1968
Mszalik 1968
1968 11 Umarli wracaja co baz
preludium marca 1968, ► Ojczyzna, Dokumenty
FRAGMENTY KONWERSACJI (1968), Bhakti Joga, AC Bhaktiwedanta Swami
1968 07 26 Humanae Vitae 1
kro, ART 58 KRO, 1968
Księga 1. Proces, ART 15 KPC, 1968
Zambrowski O 1968 Zydokomuna Michnik Moczar Ub Bezpieka
1968
Ojciec Pio (1887-1968), > # @ a a a Religia modlitwy

więcej podobnych podstron