POEZJA LEŚMIANA
GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI
W twórczości Leśmiana Łąka zajmuje miejsce najwybitniejsze, jest najwyższym wzniesieniem się jego talentu. Jeżeli pominąć Dziejbę leśną, która stanowi dość przypadkowo skomponowany tom puścizny pośmiertnej Leśmiana, Łąka (1920) ukaże się naszym oczom jako środkowe i najbardziej strzeliste ogniwo tryptyku poetyckiego z dwoma skrzydłami na bokach: Sadem rozstajnym (1912) i Napojem cienistym (1936). Leśmian bowiem nie wydawał tomów wierszy; Leśmian pisał książki poetyckie, które należy czytać tak, jak się czyta powieści, dzieła naukowe lub pamiętniki: nie na wyrywki, nie po kilka wierszy, ale w całości i systematycznie. Tak spojrzawszy na Łąkę, dostrzeżemy w niej coś więcej niż zbiór pięknych ballad, erotyków, baśni i poematów; dostrzeżemy w niej dzieje przygody poetyckiej człowieka, który zapragnął spojrzeć poza "krawędzie bytu," przedłużyć chwilę porównania dnia i nocy, natężyć radość do granic bólu, otrzeć się rozpienionym życiem o śmierć.
Kanwą, na której Leśmian dokonywa swej podróży do kresu istnienia, jest przyroda. Ortwin ostrzega jednak słusznie, by nie utożsamiać jej z krajobrazem. W Łące nie ma pejzażu utrwalonego opisowo w notatce poetyckiej, a próżno by też szukał w niej czytelnik subiektywnej i refleksyjnej liryki obcowania z naturą. Przyroda wkracza tu jako zachłanny żywioł ruchu, rozplenia się bujnie, wytryska zielonością, obejmuje ziemię miłosnymi splotami, dyszy nienasyceniem. Widać, jak soki wzbierają w drzewach, słychać, jak rośnie trawa. "Gdyby kwiat - pisze w Traktacie o poezji Leśmian - potrafił w słowach trafnych i odpowiednich na byle jakim liściu notować swój rozwój rytmicznie stopniowy od chwili, kiedy zapragnął być kwiatem, aż do chwili, kiedy się nim stał - ta jego drobna na pozór notatka byłaby cudownym utworem poetyckim."
A przecież ta poezja tak na wskroś biologiczna, ta poezja szałów roślinnych i ruj zwierzęcych, daleka jest jednocześnie od hedonizmu. Nie dla zmysłowej jedynie rozkoszy zaprzepaszcza się Leśmian bez pamięci w przyrodzie, nie dla zachwycania oczu podkrada się "ciszej od snu i kota" do najbardziej niepochwytnych zjawisk natury, aby je podpatrzyć w momencie stawania się, nie dla przelotnej radości ciała oddycha tylko skórą, nie z ciekawości wytęża słuch, łowiąc strumiącą się muzykę życia lasów i pól. Za cóż więc gotów jest zapłacić ten poeta bluźnierczą cenę "odczłowieczenia"?
Pragnie przestać być sobą, pragnie się zagubić i utonąć w przyrodzie, pragnie odkryć nowe światy czyste i nie skażone ręką ludzką, pierwotne i wypełnione po brzegi pogańskim nadmiarem istnienia. Czy żeby się unicestwić i rozpłynąć w duchu wszechświata? O, nie - aby "zatryumfować nad samym sobą, przedłużyć własną istotę w światy pozazwierzęce," zjednoczyć się duchowo z pięknem ponadczasowym i bezwymiarowym. Jakiż szalony zamiar! Komuż to udało się poczuć sam zapach, nie nazywając kwiatów, które pachną? Kto ujrzał kiedykolwiek samą zieleń, nie widząc liści, które się zielenią? Leśmian jakby wierzył, że można dotrzeć do praźródeł wszelkiego bytu, do chwili, w której Bóg nadawał cechy przedmiotom, znając piękno i sekret ich nie wcielonego trwania. Celem jego zdyszanej wędrówki jest dziewiczy kraj, gdzie spazm rodzącego się życia graniczy z pustką niebytu, a dzieło stworzenia wyłania się z mroków i plazmy pierwszego zamysłu Stwórcy. Pogańska poezja Leśmiana chce ukraść bogom tajemnicę tworzenia, "zwiedzić duchem na przełaj zieleń samą w sobie," przeniknąć wzrokiem jądro światła i ciemności, zanim światło stanie się dniem, a ciemność nocą.
Środki wyrazu artystycznego są u Leśmiana w pełni dostosowane do tej zuchwałej wędrówki. Nie ufając samej tylko wyobraźni, daleki - rzecz prosta - od pokus nazywania rzeczy po imieniu, tworzy swoistą alchemię słowa i wśród cierpliwych ćwiczeń semantycznych zwraca pojęciom ich pierwotny blask, nie przesłonięty cieniem natrętnych sobowtórów z mowy potocznej. Nowotwory Leśmiana nie mają w sobie jednak nic z oszołamiającego kuglarstwa językowego Słopiewni Tuwima. Leśmian zmienia słowa i nadaje im nowy kształt tylko wówczas, gdy pragnie wiersz zdemonizować i zmitologizować na podobieństwo legend ludowych ("dziadyga," "bajdata," "dusiołek," "śpiewula"). Metodą antynomiczną zaś ("bezbrzaski," "bezśmiechy...... niedowcielenia," "zaniepatrzenia") i wymienną grą form gramatycznych, głównie zamianą rzeczowników na przymiotniki i czasowniki ("strumniały", "roztopolić się"), posługuje się, aby dotrzeć do pojęciowej zarodni słowa.
W Traktacie o poezji zwraca uwagę, że słowa wiodą swój własny "byt biologiczny" i że raz wykolejone z rytmu wiersza czują się "bezoporne i bezbronne." W Łące natomiast tropi zawzięcie pojęciowe nasienie słowa, chwilę, gdy myśl po raz pierwszy została pomyślana i wyrażona, a przedmiot po raz pierwszy zobaczony i nazwany. Leśmian unika metafor. Zamiast kojarzyć odlegle pojęcia dosłuchuje się i dowierca w słowach ich najczystszych i najwierniejszych znaczeń, które, niby źródła głęboko ukryte w ziemi, szumią i pulsują pod namułem języka konwencjonalnego.
Poezja Leśmiana tworzy organiczną i urzekająco piękną całość o dwóch stopniach wtajemniczenia. Toteż czytając Łąkę, obcuje się na pozór z dwoma Leśmianami. Jeden odświeża nieustannie język i upodabnia go do żywego organizmu, rządzonego prawami rozwoju biologicznego; to Leśmian działający najbardziej naskórkowo, Leśmian zmysłowej feerii Ballad, tropikalnej bujności wierszy o przyrodzie (W zwiewnych nurtach kostrzewy), ekstatycznego zapamiętania się erotyków (W malinowym chruśniaku). Drugi konstruuje świat poetycki z czystych kryształów, oddziela kształt i barwę od przedmiotów, próbuje wytrącić rzeczywistość z łożyska czasu, sublimuje uczucia; to Leśmian tak rozkochany w świecie rzeczywistym i konkretnym, że gotów mu wydrzeć tajemnicę wiecznej młodości, Leśmian, który coraz rzadziej cieszy się materialnym pięknem, a coraz częściej marzy o uchwyceniu jego abstrakcyjnej i ponadczasowej istoty. Dwa końcowe cykle Łąki - Noc bezsenna i Ponad brzegami - przynoszą już lirykę refleksyjnej zadumy, poezję dziwnie bezludną i owianą chłodem nieistnienia. Oczyszczona z ziemskich uroków, nie zapala się wbrew oczekiwaniom wiecznym płomieniem piękna, które przezwyciężyło czas, ale przeciwnie - gaśnie, zdmuchnięta zimnym powiewem próżni.
Świat, rozbity na czyste kryształy barw, kształtów i uczuć, zaczyna się rozchwiewać i zacierać w swych zarysach, zaludnia się cieniami i zjawami. Leśmian traci stopniowo poczucie realności i materialności, porusza się wśród swych widm niepewnie i po omacku. Miejsce bujności i zachłanności zajmuje w Napoju cienistym znikliwość i nijakość. Poza "krawędziami bytu" rozpościera się bezludna i wymarła pustka. Kwiaty, którym odebrano "zieleń samą w sobie," więdną.
Jakież tragiczne widowisko! Jakiż smutny koniec wielkiej podróży poetyckiej! Nasycony i napojony życiem ponad miarę, lecz oto "topielec zieleni," "widemko niemrawe," uczeń czarnoksięski, który wyzwolił czystą urodę świata i przekonał się, "że poza granicami czasu i przestrzeni to ona, ona właśnie, jest martwotą i śmiercią.
1948
Pierwodruk: Wiadomości 8/99, Londyn 22 lutego 1948; w tomach: Wyjścia z milczenia, Biblioteka "Więzi," Warszawa 1993 oraz Wyjścia z milczenia, tom X "Pism Zebranych," Czytelnik, Warszawa 1998.
* * *
Na tej samej stronie 2 Wiadomości 8/99 z 1948 roku, Tymon Terlecki ogłosił wspomnienie o poezji Leśmiana, o wrażeniu jakie w roku 1927 Łąka wywarła na nim i jego przyjaciołach, wówczas pacjentach sanatorium gruźliczego na Chramcówkach w Zakopanem. Cytujemy z tego tylko jeden krótki akapit - nie przemijający:
Łąka upoiła nas, oszołomiła natężeniem żywotności, mocą witalną, jakąś przyrodniczą, elementarną, pierwotną siłą istnienia. Skazani na zamknięcie w górach, które uciskały nas dręczącym ciężarem, na paroksyzmy deszczu, które trwają tam tygodniami, na monotonię śniegu - odnaleźliśmy w poezji Leśmiana wyzwolony, stężony, dynamiczny element nagiego istnienia, życia dla życia dlatego, że jest ono najwyższym dobrem, największym szczęściem.
3