21. Szkoła nowojorska, o'haryzm
Szkoła Nowojorska - po raz pierwszy frazą „Szkoła Nowojorska” posłużył się malarz Robert Motherwell, określając za jej pomocą grupę abstrakcyjnych ekspresjonistów (m.in.: Jacksona Pollocka, Willema de Kooninga, Jane Frank, Marka Rothko, Larry'ego Riversa).
Chciał w ten sposób złożyć żartobliwy hołd tym, którzy - jak uważał - wyprowadzili amerykańskie malarstwo z prowincjonalnej zapaści. Zależało mu także na odróżnieniu abstrakcyjnych ekspresjonistów od przedstawicieli francuskiego modernizmu (nazywanych szkołą francuską: m.in. Paul Cézanne, Pablo Picasso i Henri Matisse), którzy w pierwszej połowie XX wieku odgrywali znaczącą rolę w zachodniej sztuce. Malarze nowojorscy wprowadzili do procesu twórczego zasadniczą innowację - zrezygnowali z zaprogramowanego działania na rzecz spontanicznych gestów, których końcowy efekt był nieprzewidywalny.
Pod koniec lat 60. termin zaczął być stosowany także w odniesieniu do poetów, którzy od początku lat 50. mieszkali (z przerwami) i tworzyli w Nowym Jorku. Chodzi o Franka O'Harę, Johna Ashbery'ego, Kennetha Kocha, Jamesa Schuylera i Harry'ego Mathewsa (poetę i przede wszystkim prozaika, który został pierwszym amerykańskim członkiem eksperymentalnej grupy francuskiej OuLiPo - Warsztat Literatury Potencjalnej). Ashbery, wyjaśniając sens frazy „nowojorska szkoła poetów”, pisał o programowym braku programu, podkreślając, że dla każdego z poetów określanych tym mianem znaczy ono coś innego.Niektórzy się od niego odżegnują, a to z dwóch powodów: po pierwsze, termin został wymyślony przez malarza, a nie poetę, a na dodatek w słowniku literackim pojawił się z powodów czysto merkantylnych za sprawą Johna Bernarda Myersa (dyrektora Tibor de Nagy Gallery), który wydawał książki „nowojorczyków” i za pomocą chwytliwego hasła (które zrobiło oszałamiającą karierę w sztukach wizualnych) chciał wypromować swoich poetów Nie ma sensu streszczać dyskusji i sporów na temat inkryminowanego terminu, które były podejmowane przez kolejne pokolenia poetów i krytyków (m.in. Rona Padgetta i Davida Shapiro, którzy w 1970 roku zredagowali antologię „An Anthology of New York Poets”, rozmyślnie porzucając słowo „szkoła”). Jak pisała Anne Waldman, parafrazując poetę Edwina Denby'ego: „Z czasem wszyscy o tym zapomnieli - o żarcie, od którego wszystko się zaczęło. No i Szkoła Nowojorska stała się zlepkiem poetów, poeci z miasta i z przedmieść zeszli się dzięki Frankowi O'Harze, a potem jeszcze z Zachodniego Wybrzeża, i byli ci malarze, a Frank tkwił w samym środku i łączył to wszystko w całość. Po jego śmierci grupa przestała mieć środek” (tłum. Jolanta Kozak). Ale fraza nie znikła - wciąż jest używana przez krytyków, historyków literatury i wiernych czytelników. Współpraca - słynne zdanie O'Hary o wierszu, który powinien opuścić strony książki poetyckiej i wejść między ludzi, odnosi się nie tylko do samej poezji, ale także do sposobu jej pisania.
Poeci nowojorscy bardzo chętnie współpracowali ze sobą, z artystami i malarzami, zmieniając proces twórczy w wydarzenie towarzyskie, w którym intymna relacja między autorem a jego dziełem była wypierana przez intymną relację między artystami. Pisanie zmieniało się w ćwiczenie z nieprzewidywalności (końcowy efekt był uzależniony od inwencji kilku osób, od zmiennego rytmu odczuwania i myślenia, od zaskakujących zderzeń różnych środków wyrazu).
Ideę współpracy „nowojorczycy” przejęli od dadaistów i surrealistów, którzy stworzyli cały wachlarz rozmaitych narzędzi kooperacji. Ich encyklopedię można znaleźć w drugim numerze (1961) pisma „Locus solus” (założonego przez Johna Ashbery'ego i Harry'ego Mathewsa, a współredagowanego przez pozostałych trzech „nowojorczyków”).
Czołowymi przedstawicielami szkoły nowojorskiej byli m.in. John Ashbery, Frank O'Hara, Kenneth Koch i James Schuyler. Krytycy literaccy, szukając wspólnych cech u poetów tej szkoły, zwracali uwagę na obserwacyjny, często autobiograficzny charakter wierszy, fascynację rzeczywistością i potocznością oraz inspirację surrealizmem.
Szkołę nowojorską przybliżyła w Polsce, a właściwie po raz pierwszy przedstawiła przekrojowo "Literatura na Świecie" w numerze poświęconym grupie 7/1986. Pod główną redakcją i tłumaczeniem Piotra Sommera opublikowano wybór wierszy "nowojorczyków" i najbardziej znaczące teksty krytyczne. Publikacja "LnŚ" znacząco wpłynęła na obecność szkoły w kulturze polskiej.
O'haryzm - termin nawiązujący do nazwiska amerykańskiego poety Franka O'Hary, użyty po raz pierwszy przez Krzysztofa Koehlera w artykule o tym samym tytule, drukowanym w piśmie "brulion" (14/15-1990).
Koehler użył określenia o'haryzm w odniesieniu do znanego wiersza Marcina Świetlickiego Dla Jana Polkowskiego, jednak później termin ten był często stosowany do określania nurtu w poezji tzw. pokolenia brulionu, reprezentowanego m.in. przez Marcina Świetlickiego, Jacka Podsiadłę, Miłosza Biedrzyckiego, Marcina Sendeckiego, Krzysztofa Jaworskiego i Grzegorza Wróblewskiego.
Według używających terminu o'haryzm krytyków literackich poezja tego nurtu traktuje potoczność i codzienność doświadczenia ludzkiego jako punkt wyjścia literatury, jest silnie inspirowana twórczością poetów szkoły nowojorskiej, używa bezpośrednich i obcesowych środków wyrazu, skupiona jest na obserwacji rzeczywistości i neguje społeczną rolę poezji. Wiersz o'harystyczny to wiersz skupiający uwagę na wyjątkowości jednostkowych doznań, charakteryzujący się długą frazą, kolokwialnym językiem, odniesieniami raczej do kultury masowej niż wysokiej, umiejscowieniem podmiotu lirycznego w konkretnym miejscu i czasie. Zasadniczą treścią wiersza o'harystycznego jest opis czynności dnia codziennego. Poetów zaliczanych do o'haryzmu nazywano także barbarzyńcami (w opozycji do klasycystów, silnie osadzonych w polskiej i europejskiej tradycji literacko-kulturowej).