Dorota Wąsik kl. IV a
MĄDREGO LOS PROWADZI A GŁUPIEGO WLECZE
Rozmyślając nad powyższym stwierdzeniem przypominałam sobie niektóre postacie literatury światowej. W tych moich dywagacjach doszłam do wniosku, że nie zgadzam się z tą sentencją.
Zacząć należałoby od .stwierdzenia czym jest los, przeznaczenie. Czy możemy jednoznacznie zdefiniować te pojęcia? Otóż słowniki podają, że wszystko, co człowieka spotyka, jest „zapisane gdzieś u góry”, a my tylko odgrywamy ten scenariusz. Lecz czy dla każdego z nas jest tylko jeden taki plan?
Drugą kwestią intrygującą mnie jest definicja mądrości i głupoty. Wydaje mi się, że można to postrzegać w różny sposób. Odnosząc się do tematu uważam, że mądrym będzie człowiek, który wie, czego oczekuje od życia, który ma jakiś cel i plan gotowy do realizacji. Głupim zaś, w moim odczuciu, będzie przeciętny, szary człowiek, który przemyka się przez życie, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu, który poddaje się biernie działaniom losu. Lecz czy ci wielcy, ambitni i aktywni, ci mądrzy są tak naprawdę „prowadzeni” przez to życie? Spróbuję wyjaśnić takie stanowisko opierając się na przykładach wielkich postaci literackich i nie tylko.
Jedną z postaci, które zwróciły moją uwagę jest osoba Antygony z tragedii Sofoklesa. Kobieta, która kierując się zasadami dyktowanymi jej przez głęboką wiarę, dopuściła się złamania prawa ludzkiego. Została skazana i zginęła w młodym wieku, popełniając samobójstwo, chociaż nie uczyniła nic złego przeciw nikomu. Słuchała jedynie głosu własnego serca, które powodowane miłością do brata, przedkładało prawo boskie nad ludzkim. Wiadomo, że postawa Antygony z góry była skazana na niepowodzenie, gdyż ciążyło nad nią fatum, czyli los zakładający tragiczny koniec. Czy jednak bohaterka musiała tak skończyć? Czy ów los nie potraktował jej zbyt okrutnie, kończąc jej życie w tak młodym wieku, tylko dlatego, że posłuchała serca.
Sięgając jeszcze do literatury antycznej, zatrzymam się na chwilę przy postaci mitologicznej - Prometeuszu. Bogowie skazali go męczarnie na zboczu skały, dlatego, że działał dla dobra ludzi. Dzięki jego bohaterskiej postawie i poświęceniu dla ogółu człowiek otrzymał życiodajny ogień. Jego zaś los, który wystąpił pod postacią bogów, tak ukarał.
Bardzo podobnie wyglądał los postaci romantycznych. Jedną z nich jest niewątpliwie Konrad Wallenrod, bohater powieści poetyckiej Adama Mickiewicza. Postać rozdarta między dwie racje: ojczyznę i rodzinę. Postawiony w takiej sytuacji postanowił ratować ojczyznę. Czy to jednak dało mu satysfakcję? Nieszczęśliwy, samotny, we wrogim kraju pośród obcych ludzi cierpiał katusze w słusznej sprawie. Uratował ojczyznę, łamiąc przy tym etos rycerski, bo posuwając się do podstępu, ale dopiął swojego celu. Chcąc zachować resztki honoru popełnia samobójstwo, które przynosi mu ulgę. Czy taki los powinien spotkać bohatera i wybawiciela kraju?
Kolejną postacią mickiewiczowską podzielającą los wybitnych jednostek jest Konrad z „Dziadów cz. III”. Jest on jednostką wybitną, poetą - romantykiem, toczącym walkę na kilku płaszczyznach równocześnie. Przedstawiona w „Wielkiej Improwizacji” walka Konrada z Bogiem jest tak zwanym buntem prometejskim. Jest to więc protest przeciwko Najwyższemu, ale w słusznej sprawie - dla narodu. Jednak znając historię Prometeusza możemy domyślać się losu Konrada. Poza tym bohater popełnia błąd popadając w swoich dążeniach w pychę i samouwielbienie. Lecz czy nie jest to, być może, działanie złego losu? Pomimo poczucia ogromnej wartości i drzemiących w nim możliwości, jest bezsilny. Nic nie może zrobić dla ludzkości, jest bowiem rządzony przez uczucie, które w realnym świecie okazuje się niewystarczające do objęcia „rządu dusz”. I tak kolejny przywódca, patron i być może niespełniony bohater upada przygnieciony nieubłaganym losem.
Postacią, która podobnie jak Konrad, walczy o wyzwolenie narodu jest Kordian z dramatu Juliusza Słowackiego. Jest jednak pewna różnica miedzy nimi - Kordian do końca pozostaje moralnie piękny i czysty, bo kieruje się w swym działaniu szlachetnymi, patriotycznymi pobudkami, nie popadając przy tym w samouwielbienie. O jego porażce zadecydowała niedojrzałość polityczna. Lecz czy ona koniecznie musiała się pojawić, gdy Kordian mógł być jedną z nielicznych postaci, której się powiedzie?
I tak oto powracam do tytułowego stwierdzenia, z którym się nie zgadzam. Gdyby los rzeczywiście „prowadził” ludzi mądrych, dążących do celu, to czy ich życie byłoby aż tak tragiczne i pełne kłód rzucanych pod stopy? Wszyscy ci bohaterowie, których podałam za przykład, umierali jako młodzi, nieszczęśliwi, często samotni, z niespełnionymi nadziejami ludzie zagubieni w świecie, dla którego chcieli tyle zdziałać i mieli tak wielkie plany. Los nie traktował ich łagodnie i w spokoju ni przeprowadzał ich za rękę przez życie. Ludzie gnający za ideą, pomysłem, stawiający sobie cel w życiu zawsze będą szli pod wiatr, a przeznaczenie wcale nie będzie im tego ułatwiać, a prawdopodobnie będzie im to nawet utrudniać.
Opozycją do „mądrych” będą tytułowi „głupi”. Ci, nie pozostawiając po sobie śladu, przejdą spokojnie przez życie prowadzeni przez los. To oni właśnie tworzą szarą strefę, cichą i uległą, nie wymagającą od siebie i innych nic oprócz biernej wegetacji. Nie pragnąc nic rodzą się, żyją i umierają niezauważeni i bezbarwni. To jest ten tłum, któremu potrzebni są ci „mądrzy”.
Dochodzę z przykrością też do tego wniosku, że w dzisiejszych czasach mamy coraz mniej „mądrych”, a coraz częściej stanowimy ten tłum, ślepo prowadzony przez los.