Dorota Wąsik kl. IV a
Dalsze dzieje Lafcadia Lichowiektoskiego
Ciężki dzień
„Wyrzec się życia? Dla zdobycia szacunku Genowefy, którą ceni trochę mniej od czasu, jak ona kocha go trochę więcej, czyż Lafcadio myśli jeszcze o tym, aby się wydać?”
Tak, muszę się oddać w ręce policji, muszę powiedzieć prawdę - mówi sam do siebie, patrząc na cudowne ciało kochanki, śpiącej jeszcze na łożu.
Coś mówiłeś, kochany? -odezwała się zaspanym głosem Genowefa, wyrywając Lafcadia z zamyślenia.
Owszem, mówiłem, że pójdę na policję i przyznam się do winy.
Nie, nie możesz tego zrobić! Przecież nawet ojciec mówił, abyś udał się do spowiedzi, aby Kościół wyznaczył ci karę, nie ludzie - ze łzami w oczach tłumaczyła dziewczyna.
Nie. Decyzja nie należy do Boga lecz do ludzi. Przeze mnie w więzieniu siedzi teraz niewinny tego zabójstwa człowiek. Może ma na sumieniu inne przestępstwa, ale nie to. Powinnaś już iść zanim wstaną twoi rodzice, w ogóle nie powinnaś była tu przychodzić.
Jak możesz tak mówić?!
I owszem mogę. Idź już
Dziewczyna szlochając ubrała się i opuściła jego pokój. Lafcadio również szybko odbył poranną toaletę. Nie chciał rozmyślać jak zranił Genowefę. Nie chciał, żeby wychodziła, ale równocześnie nie mógł pozwolić, aby zadawała się ze zbrodniarzem. Podjął decyzję: idzie na komisariat i powie o wszystkim, przyzna się do morderstwa.
„Może po tym poczuje się lepiej, może, mimo wszystko, Genowefa wróci do niego? Czyżby się zakochał? Czy on, Lafcadio, może tak poświęcić się dla kobiety? Czyżby się zmienił?” rozmyślał mężczyzna idąc na posterunek.
Im bliżej jednak był komendy, tym większe miał wątpliwości. Intrygowało go, dlaczego Protos nie wspomniał o nim policji. Przecież miał niezbite dowody. Nie wierzył w szlachetność postępowania dawnego przyjaciela, zbyt dobrze go znał. Coś więc było nie tak. Postanowił rozmówić się z nim.
Chciałbym się widzieć z Protosem - powiedział do urzędnika, gdy dotarł na miejsce.
Kim pan jest? - spytał biurokrata.
Jestem jedyną osobą, która może z niego wyciągnąć zeznania.
Proszę sobie żartów nie robić. Skąd pan wie, że nie możemy się nic od niego dowiedzieć?
Znam go i już. Pozwolicie mi się z nim spotkać czy nie? - pytał już trochę podirytowany Lafcadio.
Ja takiej decyzji nie mogę podjąć.
To niech się pan uda do kogoś, kto może. Nie mam całego dnia na czekanie.
Dobrze już dobrze - powiedział urzędnik i udał się do komendanta. Po chwili zjawił wraz z nim.
Więc twierdzi pan, że potrafi coś z tego łotra wyciągnąć - powiedział szef do młodzieńca.
Owszem, musicie mi tylko pozwolić mi spotkać się z nim. Stojąc tutaj nic nie załatwię, nieprawdaż?
Tak, ma pan rację. No cóż, chyba zaryzykujemy. Wszystkie inne środki już nas zawiodły, tak więc panie...
Lafcadio
A tak, zapraszamy.
Mam tylko jeden warunek - zaznaczył młodzieniec. - Muszę być sam na sam z oskarżonym. Inaczej cały mój wysiłek pójdzie na marne.
No...nie wiem - wahał się komendant. - To przestępca oskarżony o dwa morderstwa, jest niebezpieczny.
W takim razie od razu sobie pójdę i nie będę panów fatygował do jego celi - oświadczył Lafcadio i już zaczął wychodzić.
Nie, proszę poczekać. Chyba możemy zrobić odstępstwo od regulaminu. Ale zaznaczam, że wchodzi pan tam na własną odpowiedzialność.
Ależ oczywiście - odparł podbudowany Lafcadio i poszedł za policjantami w głąb korytarza prowadzącego do celi więziennych.
W końcu zatrzymano się przed jakimiś drzwiami. Za nimi znajdowała się sala, w której już czekał na niego Protos. Gdy Lafcadio wszedł, skazany uśmiechnął się, tak jakby wiedział, że to będzie on.
Spodziewałem się ciebie - oświadczył, gdy Lafcadio usiadł naprzeciwko niego. - Co cię tu sprowadza?
Nie udawaj, że nie wiesz - odparł młodzieniec.
Doprawdy, przyjacielu, nie jestem wszechwiedzący, chociaż chciałbym być - sarkastycznie odezwał się przestępca.
Dobrze, w takim razie udzielę ci tej informacji. Co się stało z kawałkiem mojego kapelusza, którym próbowałeś mnie szantażować?
Zachowałem go sobie, bo jeszcze mi się przyda. Przecież jestem niewinny, a zabójcy Amadeusza nie znaleziono.
Doskonale wiesz, że ty jesteś o to oskarżony. Nie licz więc na to, że ujdziesz z tego cało - odparł pewny siebie Cadio.
Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien. W sprawie tego morderstwa nie mają na mnie żadnych dowodów - uśmiechając się powiedział Protos.
I kto tu jest pewny siebie. Jednak za to siedzisz w więzieniu i czeka już na ciebie stryczek.
Chyba, że wskażę im prawdziwego mordercę - powiedział Protos i przestał się uśmiechać.
Kto ci uwierzy - łajdak, morderca, krętacz. Takim ludziom się nie wierzy, takich ludzi się wiesza - odparł Cadio, jednak zaczął odczuwać strach, gdyż zdawał sobie sprawę z tego, że Protos może na niego donieść, że ma dowody. Już nie myślał o tym, żeby wyznać prawdę. Podświadomie nigdy nie chciał tego zrobić. Teraz zaczął się obawiać skutków tej wizyty.
Coś się tak zamyślił - spytał Protos przerywając tok myślenia Cadia.
Nic, tak tylko - odrzekł zdezorientowany młodzieniec.
Koniec tych żartów, Lafcadio! - krzyknął w końcu więzień podnosząc się z krzesła. - Wiesz równie dobrze jak ja, że mogę zrobić z ciebie przestępcę w ciągu jednej sekundy. Wystarczy, że wskażę im miejsce, gdzie znajduje się dowód, a resztę już oni sami załatwią. Dlatego przestań kręcić i robić się na takie niewiniątko, kiedy nim nie jesteś. Już raz powiedziałem ci, że nie wykańczam starych przyjaciół jeśli mogą mi się przydać. Tak jest też z tobą.
Nie odgrywaj roli takiego wspaniałego człowieka - powiedział Cadio, który wiedział już, co za chwilę usłyszy.
Nie, mój drogi, to ty nie odgrywaj tej roli. Ostrzegam cię, zmień ton, bo stoisz na straconej pozycji - uniósł się Protos.
Czyżbyś mi groził? - spytał gość z niedowierzaniem.
Właśnie tak. Nareszcie to pojąłeś - z zadowoleniem stwierdził przestępca i usiadł z powrotem na miejscu.
Dopiero teraz Lafcadio zdał sobie sprawę ze swojego położenia. Doskonale wiedział, że Protos nie oszczędzi go i doniesie o jego przestępstwie. Zaczął się bać. Intrygował go jednak fakt, że do tej pory chodzi wolny.
Czego więc chcesz za swoje milczenie? - spytał byłego przyjaciela. - Nie wierzę bowiem, że bezinteresownie mnie chronisz.
Nareszcie zaczynasz myśleć - ucieszył się Protos. - Nie jesteś jednak takim naiwniakiem jak myślałem.
Przestań drwić i powiedz o co ci chodzi - powiedział Cadio podirytowany docinkami kolegi.
Spokojnie. Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze jeśli tylko zrobisz to, co będę chciał.
Tu Protos zażądał od Cadia, aby ten dalej wypełniał misję, którą on rozpoczął. Miała to być kontynuacja „krucjaty na rzecz oswobodzenia papieża”. Zdradził mu wszystkie jej szczegóły i polecił rozwijać dalej tą działalność. Lafcadio siedział tylko i słuchał. Wiedział, że Protos jest przebiegły i podły, ale nie przypuszczał, że aż do tego stopnia. Już na samym początku opowieści powziął decyzję, że jaka nie miałaby go spotkać kara, nie wypełni polecenia zbrodniarza.
W obecnej chwili masz dwa rozwiązania - mówił Protos. - Albo wykonasz to, co ci zleciłem i będziesz sobie żył na wolności nie nękany przez nikogo, albo odmówisz i wtedy swoje życie spędzisz oglądając świat przez więzienne kraty. Tak się oczywiście stanie jeśli sąd będzie łaskawy, jeśli nie, to zawiśniesz, tak jak mnie to przepowiadałeś - zakończył swój wywód Protos.
I wydaje ci się, że tak po prostu możesz mnie wykorzystać? - spytał niedowierzając temu co usłyszał Cadio.
A czyż nie jest inaczej, przyjacielu? - stwierdził szantażysta.
Lafcadio uświadomił sobie, w jakim położeniu się znajduje już jakąś chwilę temu. Jednak nawet nie przypuszczał czego może od niego zażądać ten człowiek. Lubił układać życie swoje i innych, ale nie w takim wymiarze. Intryga przerastała go, chociaż jednocześnie ciekawiła.
Jednak cała sytuacja przeraziła go. Odczuwał paniczny strach, bo osaczony był z dwóch stron: z jednej przez Protosa, który doniesie na niego, w momencie gdy nie wypełni jego polecenia, z drugiej zaś przez całą intrygę, z której nie będzie mógł się wyplątać. Musiał znaleźć jakieś rozwiązanie, jakieś wyjście z obu tych sytuacji.
Dobrze, zrobię to, czego ode mnie żądasz - oświadczył po chwili.
Świetnie! - entuzjastycznie zareagował Protos. - Pamiętaj tylko - nie próbuj mnie wykiwać, bo źle skończysz.
Już mnie nie strasz. Powiedziałem, że będę dla ciebie pracował, ale nie myśl, że robię to z przyjemnością. Jesteś obłudnym człowiekiem, który nie zasługuje na nic więcej prócz stryczka - wyrzucił z siebie Lafcadio.
Doprawdy? Jeszcze do niedawna nie przeszkadzało ci moje towarzystwo, a wręcz przeciwnie, zabiegałeś o nie? A z resztą nie to jest teraz istotne. Lepiej już idź, bo zaczynasz od jutra, a masz ciężkie zadanie do wykonania. Żegnam i powodzenia - powiedział Protos, po czym zastukał w drzwi, aby go wypuścili.
Lafcadio siedział jeszcze chwilę, a potem też opuścił pokój. Komendantowi powiedział, że niestety nic nie udało mu dowiedzieć, i że przeprasza za fatygę. Po wyjściu z komisariatu udał się prosto do hotelu. Gdy wszedł do pokoju ujrzał czekającą na niego Genowefę.
Gdzie byłeś? - zapytała szlochając. - Tak się denerwowałam. Odchodziłam tu od zmysłów - łkała.
Nie powinno cię to więcej obchodzić - rzekł z niechęcią. - Czy nie miałaś przypadkiem dzisiaj wyjechać?
Dlaczego jesteś taki opryskliwy? Przecież nic złego nie zrobiłam!
Wiem, ale nie powinnaś tu przychodzić. Wynoś się! - wrzasnął na nią.
Nie pozwolę, żebyś tak mnie traktował! - żachnęła się. - Nie wiem dlaczego tak mówisz i przez kogo, ale nie życzę sobie, żebyś wyżywał się na mnie! - obrażona i zrozpaczona wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
Lafcadiowi nagle zrobiło się gorąco. Podszedł do okna i oparł głowę o futrynę. „Dlaczego tak ją potraktowałem? Przecież nie chciałem jej zranić. Nie, zrobiłem słusznie. Nie powinna nawet wiedzieć z kim ma do czynienia. Nie mogę wciągać jej w swoje gierki. Jest taka delikatna. Tylko bym ją skrzywdził. Słusznie postąpiłem”. Tak sam sobie tłumaczył swoje zachowanie. Zaraz potem wziął się do pakowania. Musiał jak najszybciej opuścić miasto. Zdawał sobie sprawę, że nie może pozostać w hotelu z dwóch powodów. Jednym z nich był fakt, że Protos na niego doniesie, jak tylko dowie się, że Cadio nie wypełnił jego polecenia. To wiązało się tym, że będzie poszukiwany przez policję, a na taką hańbę nie chciał narazić, przede wszystkim, Genowefy. Dlatego czym spieszniej spakował się i pojechał na dworzec.
Siedząc już spokojnie w pociągu do Paryża, rozmyślał nad wydarzeniami ostatnich dni i samym sobą. Czyżby aż tak bardzo się zmienił? On, który tak uwielbiał dla samej przyjemności igrać uczuciami i losem ludzkim, teraz odrzuca tak wyrafinowaną propozycję. Okazało się tym samym, że nie jest profesjonalistą w tym fachu, bo ten pomysł go przeraził. To, co miałby zrobić przerastało go. Ta myśl nie załamała go jednak. „Skoro nie mogę być profesjonalistą, będę chociaż drobnym figlarzem”.
Niewiele myśląc napisał list do Protosa.
Drogi Protosie,
Z przykrością stwierdzam, że wolę raczej gnić w więzieniu niż brać udział w Twojej podłej intrydze. Przyznaję, że wzbudziła ona moje zaciekawienie, jednak mój, jeszcze zdrowy, rozsądek nakazuje mi odrzucić nawet myślenie o niej. Tak więc, drogi przyjacielu, zrobisz co będziesz uważał za słuszne. Tymczasem żegnam Cię
Lafcadio
Zadowolony z siebie wsunął list w kopertę i zaadresował na więzienie. Następnie zabrał się do napisania listu do Genowefy. Czuł się winny tego co zrobił i chciał jej wyjaśnić przyczyny takiego zachowania. Pisząc, starał się przekonać też samego siebie, że zrobił dobrze. Nie bardzo mu to pomogło, ale miał nadzieję, że chociaż kobieta mu wybaczy. Nie napisał jej dokąd się udaje. Obawiał się, że skłonna by była przyjechać do niego. Nie wybaczyłby sobie, gdyby naraził ją na takie niebezpieczeństwo.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że od tej pory jego życie nie będzie takie samo. W obcym mieście musi zaczynać wszystko od początku - znaleźć mieszkanie, może jakąś pracę, chociaż pieniędzy hrabiego mu wystarczy. Tak rozmyślał, a pociąg jechał w stronę Paryża. W chwilę później ogarnął go błogi sen. To był ciężki dzień.
Zemsta
Obudził się dopiero w Paryżu. Za oknem był piękny dzień. Słońce pogodnie świeciło poprzez delikatne chmurki. Śpiew ptaków unosił się w powietrzu czystym jak łza.
Wysiadł na peron i od razu skierował się w stronę centrum. Musiał znaleźć jakieś niedrogie lokum, gdyż nie chciał od razu roztrwonić wszystkich pieniędzy. Szedł ulicami, a wszyscy ludzie zdawali się uśmiechać do niego. Zniknęły gdzieś koszmarne obrazy wczorajszego dnia. Zdawało mu się, że to wszystko w ogóle nigdy się nie zdarzyło. Czuł się lekki i wolny.
Poszukiwania zajęły mu sporo czasu, więc zdążył zgłodnieć. Przechodził akurat obok małej restauracyjki na Champs - Elysees i postanowił wstąpić.
Barek wyglądał przytulnie, a właściciel z uśmiechem przyjął zamówienie. Lafcadio czuł się tu swojsko i nawet pogawędził chwilę z kelnerem. Przy okazji spytał go, czy ten przypadkiem nie wie, gdzie w Paryżu można znaleźć tanią kwaterę. Okazało się, że właściciel restauracyjki wynajmuje również pokoje.
Ależ to świetnie! - ucieszył się Cadio, gdyż miał już trochę dosyć błądzenia po obcym mieście.
Z przyjemnością przyjmę pana w swoje progi - oświadczył restaurator. - zazwyczaj nie przyjmuję nikogo z ulicy, ale pan wygląda na porządnego człowieka, więc nie widzę przeszkód.
Naprawdę bardzo się cieszę. Cały dzień chodzę dzisiaj i szukam jakiegoś mieszkania, więc pańska propozycja niemalże ratuje mi życie. Już się obawiałem, że nic nie znajdę - zwierzył się Lafcadio. - Czy mógłbym w takim razie zobaczyć pokój. chciałbym się rozpakować i trochę odświeżyć.
Nie ma problemu. Już pana prowadzę. To jest pokój na poddaszu. Jest naprawdę śliczny widok...
I tu właściciel zaczął się rozwodzić nad pięknem pokoju, widoku i innych zalet mieszkania. Przed wyjściem restauratora Cadio poprosił go tylko jeszcze o to, aby wysłał dwa listy na poczcie. Przykazał mu też, żeby nie podawał adresu zwrotnego. Zdziwiło to człowieka, ale nie zadawał więcej pytań. Kiedy Lafcadio znalazł się już w swoim pokoju, umył się i położył do łóżka. Zasnął prawie natychmiast, zmęczony całodziennym chodzeniem po mieście.
Rano obudziły Lafcadia śpiewy ptaków na dachu budynku. Szybko ubrał się i zszedł na śniadanie. Przy posiłku zabawiał go rozmową Pierre właściciel, który okazał się bardzo miłym człowiekiem. Po wypiciu wybornej kawy Lafcadio postanowił udać się na przechadzkę po mieście.
Tymczasem w Rzymie zrozpaczona Genowefa szykowała się do powrotu do domu. Była już jedenasta, a pociąg do Paryża odchodził o dwunastej. Jednak dziewczyna nie miała głowy do pakowania się. W jej głowie cały czas dźwięczały słowa Lafcadia. Nie potrafiła ich zrozumieć. Cierpiała, bo o niczym nie mogła powiedzieć matce ani nikomu. Musiała zachować swoją tajemnicę tylko dla siebie.
Kiedy zaszli na dół do holu, portier przekazał Genowefie list od Lafcadia. Dziewczyna nie spodziewała się dostać jakiejkolwiek korespondencji. Po otwarciu koperty nie mogła uwierzyć własnym oczom. Z zapałem przeczytała zawartość kilku kartek. Płakała przy tym jak dziecko. Targały nią rozmaite uczucia: ni to szczęścia ni to rozpaczy. Była jakby w zupełnie innym świecie, a do rzeczywistości musieli sprowadzić ją rodzice. Trzeba było spieszyć się na pociąg.
Na szczęście udało im się dotrzeć na dworzec na czas. Matka dziwiła się zachowaniu córki, jednak nic nie mówiła ani nie wypytywała o jej stan. Późno w nocy rodzina dotarła do Paryża. Genowefa nawet nie przypuszczała, że jej ukochany znajduje się tak blisko niej - mieszkała bowiem na ulicy przylegającej do Champs - Elysees.
W tym samym czasie co Genowefa, otrzymał swój list więzień Protos. Jak tylko go przeczytał udał się do komendanta. Przedstawił mu niezbite dowody oskarżające Lafcadia o zabójstwo Amadeusza Fleurissoire. Tym samym spełnił swoją groźbę wobec dawnego przyjaciela. Policja natychmiast zaczęła poszukiwania nowego oskarżonego, zaś Protos został tymczasowo zwolniony z więzienia, w końcu miał tam też sprzymierzeńców. Oczywiście otrzymał zakaz wyjeżdżania z Rzymu do czasu rozprawy w sprawie zabójstwa Karoli.
O to tylko chodziło przestępcy, musiał być na wolności, żeby zemścić się na Lafcadiu. Był pewien, że chłopak odrzuci jego propozycję. Tym samym dał mu możliwość oczyszczenia się z zarzutów w sprawie tego morderstwa. Dzięki swoim znajomościom drugie przestępstwo nie odgrywało już takiej roli i mógł wyjść na wolność. Natychmiast chciał zrealizować swój plan. Mając wszędzie znajomości nie miał z tym wielkich przeszkód. Bez problemów dowiedział się, że Lafcadio przebywa u jednego z najlepszych agentów szajki - Pierre'a w Paryżu. Ponieważ jednak nie mógł opuścić granic Rzymu, polecił restauratorowi zaopiekować się gościem jak najtroskliwiej. Obiecał również, że zaraz po rozprawie, której wynik już znał (dzięki swoim znajomościom) pojawi się w Paryżu. Nie wiedział jeszcze konkretnie jak przebiegnie zemsta, ale póki co, nie martwił się tym.
W momencie, gdy w Rzymie wrzała zarówno policja jak i szajka Protosa, Lafcadio spokojnie przechadzał się ulicami Paryża. Podziwiał zabytki i rozkoszował się kwitnącą przyrodą. Przeszłość już dla niego nie istniała, był tylko dzień dzisiejszy. Postanowił zapomnieć zarówno o Genowefie jak i o propozycji Protosa. Uśmiechał się do przechodniów, rozmawiał z kelnerami w kawiarniach, był beztroski i radosny.
Kiedy wrócił do swojej restauracji przywitał go już czekający obiad i Pierre z butelką francuskiego szampana, na koszt firmy. Tak właśnie miał „opiekować się” gościem. Lafcadio nic nie podejrzewał, gdy właściciel zaczął go wypytywać o dalsze plany. Nic bowiem nie wskazywało na to, że jest to jakaś intryga. Cadio myślał, że zwykła ludzka ciekawość. Siedział więc spokojnie, rozkoszował się smakiem wybornego trunku i rozwodził się na temat wymarzonej przyszłości.
Takim rytmem minęło kilka dni, podczas których nic specjalnego się nie wydarzyło. Lafcadio spędzał je zazwyczaj na spacerach, oglądaniu wystaw i chodzeniu do teatru. Prowadził także długie dyskusje z Pierre'em, z którym zdążył się zaprzyjaźnić. Pewnego dnia, jak zwykle jadł obiad w swoim ulubionym miejscu. Był to odosobniony stolik, z którego całą salę widać było w ogromnym lustrze. Można stąd było przyglądać się gościom samemu nie będąc zauważonym.
Nagle drzwi do restauracji otworzyły się i ukazała się w nich Genowefa ze swoją matką. Miała tu zwyczaj jadać od czasu do czasu obiady, gdyż było to blisko jej domu i dawali tu wyśmienite l'escargot.
Lafcadio nie od razu zauważył dziewczynę. Dopiero po chwili zobaczył jej odbicie w lustrze i nie mógł uwierzyć własnym oczom. „Czyżby to naprawdę była ona? Co ona tu robi? Przecież nie napisałem jej dokąd jadę?” rozmyślał. Nie mógł do niej podejść, bo nie była sama. Ale jakże bardzo chciał! Wyglądała tak ślicznie: promyki słońca igrały w jej włosach, delikatne cienie padały na jej twarz, uwydatniając linie kości policzkowych. W bladozielonej sukni wyglądała tak ponętnie, że Lafcadio ledwo co mógł się powstrzymać, żeby nie podbiec i nie wziąć jej w ramiona. „Muszę się z nią zobaczyć”. Postanowił, że będzie ją śledził, bowiem teraz nie ma możliwości zamienić z nią chociaż kilka słów. „Czy ona jednak będzie chciała ze mną rozmawiać? Po tym, co jej powiedziałem w Rzymie, nie zdziwię się jeśli nie. Ale nie, muszę chociaż spróbować”.
Zaczekał, aż kobiety skończą posiłek i wyjdą z restauracji. Wymknął się tylnym wyjściem i podążył za paniami. Okazało się, że szły prosto do domu, więc jego wędrówka nie trwała długo. Teraz poznał adres ukochanej, co spowodowało, że przychodził tu codziennie. Miał nadzieję, że może przypadkiem trafi na Genowefę, kiedy będzie wychodziła sama z mieszkania. Parę razy udało mu się ją spotkać, ale zawsze była w czyimś towarzystwie, więc rozmowa nie wchodziła w rachubę.
Codziennie, gdy wracał do swojego pokoju, wyobrażał sobie ich spotkanie. Od momentu, gdy przyjechał do Paryża, był pewien, że zapomniał o dziewczynie. Spotykał się nawet z innymi kobietami, jednakże kiedy ją zobaczył nie myślał już o niczym i nikim innym.
Jednego dnia właśnie szedł pod jej dom, by tam spędzić kilka chwil, pełnych oczekiwania. W pewnym momencie, zapatrzywszy się w okno pokoju ukochanej, wpadł na kobietę. Jakież było jego zdziwienie, gdy dama odwróciła się. To była ona.
O Boże! - krzyknęła.
Nie, proszę nie krzycz - błagalnie mówił Lafcadio. - Nic ci nie zrobię.
Wiem. Nie dlatego krzyczę - szepnęła tym razem dziewczyna i spojrzała na niego ze łzami w oczach.
Chodźmy stąd. Jeszcze nas ktoś zobaczy - zaproponował Cadio.
Dobrze - zgodziła się i dała się poprowadzić ukochanemu.
Poszli do restauracji, w której zakwaterował się młodzieniec. Usiedli przy jego ulubionym stoliku, a Pierre podał im kawę.
Co ty tu robisz? - zapytała Genowefa nie mogąc uwierzyć, że go widzi.
Uciekłem z Rzymu. Pisałem ci o tym. Mam nadzieję, że dostałaś mój list - zapytał.
Tak, dostałam i teraz już wszystko rozumiem.
Czy wybaczysz mi to, co powiedziałem wtedy w hotelu? Wyjaśniałem ci w liście, co było tego powodem, ale jeszcze raz chcę cię za to przeprosić. Wiesz, że nie mógłbym ciebie zranić.
Wiem i już dawno ci wybaczyłam. Ale dlaczego nie powiedziałeś dokąd wyjeżdżasz. Przecież pojechałabym z tobą - mówiła dziewczyna już trochę spokojniejsza.
Nie mogłem. To było zbyt niebezpieczne. Prawdopodobnie jestem teraz poszukiwany przez policję. Protos na pewno mnie wydał, więc muszę być bardzo ostrożny. Nie chcę narażać także ciebie - wyjaśnił jej Lafcadio.
Wiem, co zrobił Protos, dlatego cały czas drżałam o ciebie. Nie wiedziałam co się z tobą dzieje. Nie dałeś znaku życia, kiedy ja odchodziłam od zmysłów. Tego ci nie wybaczę - oświadczyła Genowefa. - Jednak cieszę się, że nic ci nie jest.
Tak rozmawiali do późnego wieczora. Potem Cadio odprowadził ją do domu i obiecali sobie spotkać się następnego dnia. Cadio wrócił do domu na skrzydłach radości. Wreszcie spotkał się z nią, a ona mu wybaczyła. Świat był kolorowy i piękny. Życie zaczęło się dla niego na nowo.
W tym samym czasie, w Rzymie, odbywała się właśnie rozprawa Protosa. Oskarżony dobrze przewidywał jej wynik: został uniewinniony. Nie na darmo wydał kilka tysięcy lirów. Teraz był wolny i postanowił zakończyć sprawę dawnego przyjaciela. Tak jak obiecał Pierre'owi wsiadł w pierwszy pociąg do Paryża i zjawił się u niego.
Dokładnie wypytał agenta o wszystkie szczegóły dotyczące Lafcadia: z kim jada, co robi, z kim się spotyka. Dowiedział się tym samym, że od paru dni przychodzi do niego pewna młoda dama o niespotykanej urodzie i wdzięku. Poza tym, Cadio nic szczególnego nie robi. Wizyty kobiety podsunęły Protosowi plan, którego realizacja nie wymagała specjalnego nakładu pracy.
Natychmiast przystąpił do jego realizacji. Przede wszystkim musiał przypadkiem się z nią spotkać. „Przy drobnej pomocy Pierre'a nie powinno mi to sprawić kłopotu” myślał.
To od tamtego pana w rogu sali - powiedział kelner podchodząc do stolika Genowefy i jej matki i podając butelkę najlepszego czerwonego wina. - A oto bilecik.
Dziękujemy - odparły zaskoczone kobiety.
Gentelmanem był oczywiście nikt inny jak Protos, w doskonałym, jak na mistrza przystało przebraniu. Pierre poinformował go o przybyciu Genowefy do restauracji i jednoczesnej nieobecności Lafcadia.
Któż to może być, ten Albert de la Croix - zastanawiała się dziewczyna po przeczytaniu liścika. - Mamo, znasz go.
Ależ skąd - zaprzeczyła pani de Baraglioul. - Gdybym go znała na pewno już by się przysiadł.
Właśnie tu idzie - zauważyła Genowefa.
Przepraszam, że przeszkadzam, ale uroda pani porównywana może być chyba tylko z anielską. Wzbudziła we mnie największy podziw i nie mogłem się powstrzymać, aby nie zamienić z aniołem choćby słówka - zwrócił się do Genowefy. - Panie pozwolą, że się przysiądę?
Ależ oczywiście - zaprosiła go starsza kobieta, której spodobał się mężczyzna.
W ten oto sposób ukochana Cadia poznała jego największego wroga, który, szczerze mówiąc, przypadł jej do gustu. Był wyrafinowany, bardzo szarmancki i przystojny. Nie, żeby Lafcadiowi brakowało którejś z tych cech, ale przynajmniej mogłaby spotykać się z nim oficjalnie. Genowefę bowiem zaczynało męczyć już takie ukrywanie się, potajemne spotkania i zatajanie prawdy przed rodzicami.
Z Protosem, alias Albert de la Croix, było inaczej. Zaczął często przebywać u nich w domu, rodzicom bardzo się spodobał. Sama dziewczyna zaczynała darzyć go nieco większym uczuciem, niż Lafcadia. Z tym ostatnim spotykała się coraz rzadziej, wymyślała coraz to nowe wymówki, które rzekomo uniemożliwiały ich potajemne rendez - vous.
Sam Protos nie miał dla dziewczyny żadnych uczuć. Była mu ona jedynie potrzebna do zemsty na Cadiu. Chciał mu bowiem odbić ukochaną i przekonać ją, aby pracowała dla niego. Musiał jednak najpierw zdobyć jej zaufanie i miłość, więc używał swoich najpodlejszych sztuczek, aby rozkochać ją w sobie. Genowefa miała rację, myśląc o nim, że jest wyrafinowany. Czy jednak rozumiała to wyrafinowanie w odpowiednim znaczeniu?
Protos nie porzucił swojego wcześniej rozpoczętego planu, to jest „krucjaty na rzecz oswobodzenia papieża”. Po pewnym czasie postanowił wtajemniczyć Genowefę w swoją tajną misję. Pobożna dziewczyna była przerażona tym, co usłyszała. Od tego momentu podziwiała wręcz swojego Alberta za jego poświęcenie w słusznej sprawie. Ponadto zaofiarowała swą pomoc - zarówno finansową jak i duchową. O to tylko chodziło Protosowi.
Kochanie, skoro zaofiarowałaś się, że możesz i chcesz nam pomóc, to mam dla ciebie zadanie - mówił do niej Protos pewnego dnia.
Zrobię, co zechcesz. Jeśli tylko to może pomóc papieżowi, to mogę uczynić wszystko - wiernie zaofiarowała się dziewczyna.
Bardzo mnie to cieszy i zapewniam cię, że twoje poświęcenie nie będzie zapomniane - omamiał ją dalej Protos.
Jakie to zadanie, kochany - pytała podekscytowana.
Wygląda to tak. Pamiętasz tą restaurację przy Champs - Elysees, tą w której się poznaliśmy?
Oczywiście, jak mogłabym zapomnieć.
Tak więc pójdziesz do jej właściciela. On zna cię dobrze, bo bywasz tam na obiadach. To dobry i pobożny człowiek, a tacy są potrzebni w naszych szeregach. Musisz go uświadomić, co się teraz dzieje w Kościele. Zapewne, gdy się dowie, zechce nas wspomóc. Zrobisz to?
Tak, oczywiście, że zrobię. Ty ciągle we mnie nie wierzysz - powiedziała z wyrzutem. - Jednak czy on mi uwierzy?
Taka piękna kobieta jak ty ma chyba swoje sposoby, aby mężczyzna uwierzył we wszystko, co mu mówi, nieprawdaż? Spójrz tylko, co zrobiłaś ze mną. Jestem omotany przez ciebie i twoje pęta miłości - zaczęli się śmiać, żeby rozładować sytuację. Sprawa była poważna, tak przynajmniej myślała Genowefa.
Protos ustalił kiedy dziewczyna ma udać się do restauracji. Wcześniej porozumiał się z Pierre'em, który już wiedział co robić. Kiedy dziewczyna przyszła do niego, udawał, że o niczym nie wiedział. Był zaskoczony, wręcz przerażony i oczywiście gorąco poparł projekt oswobodzenia papieża. Zaoferował swoją pomoc, w jakiejkolwiek ona miałaby być postaci. Podziękował również za zaufanie, którym go obdarzono.
Genowefa była bardzo z siebie dumna - w końcu wypełniła bardzo trudne, jak się jej wydawało, zadanie. Chciała wszystko jak najszybciej opowiedzieć Albertowi, więc prawie biegła do domu. Kiedy już tam dotarła rozradowana rzuciła się w jego ramiona, a potem wszystko ze szczegółami mu opowiedziała.
Protos był z niej dumny. Wykonała swoje zadanie - przeszła na jego stronę. Pozostało jeszcze tylko uświadomić o tym Cadia. To zadanie również musiało należeć do niej. Wiedział już, że sobie doskonale poradzi. Oddana mu, nie spoglądała na nikogo innego, więc bez trudu powie mu, że to koniec. Co do tego był spokojny.
Przyznanie się do winy
Lafcadio miał już tego dosyć. Genowefa ciągle odmawiała spotkania się z nim, ciągle się czymś wykręcała. Nie rozumiał tego. Od jakiegoś czasu unikała go. Nie chciał jej do niczego zmuszać, ale potrzebował odrobiny uczucia i zaangażowania. Odchodził od zmysłów, czekając na jakąkolwiek informację od niej. Już nie chodził pod jej dom, myśląc, że może było to zbyt natarczywe i zniechęciło ją do niego.
Pewnego dnia zdarzył się dla Lafcadia cud. Wszedł do niego Pierre i przyniósł mu liścik napisany kobiecą ręką. Cadio dobrze wiedział, że to od Genowefy. Szybko rozerwał kopertę, w nadziei przeczytania wyznania miłosnego, jednak mała kartka papieru zawierała krótką i suchą informację:
Drogi Lafcadio,
Chciałabym spotkać się z Tobą dziś wieczór, w naszej restauracji. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia.
Genowefa
„O co jej chodzi? Co ona może chcieć mi powiedzieć? Dlaczego ten liścik jest tak krótki i zwięzły? Czyż nie mogła napisać tego w trochę inny sposób? O co jej chodzi?” takie pytania dręczyły chłopaka. Wieczora nie mógł się już doczekać. Koniecznie chciał się dowiedzieć co takiego ma mu do powiedzenia jego ukochana. Odchodził jednocześnie od zmysłów obawiając się najgorszego.
Do końca dnia ni mógł sobie znaleźć miejsca. Błąkał się bez celu po ulicach Paryża. Świat nie wydawał mu się już taki piękny i czysty. Ciemne chmury przesłoniły zarówno jego duszę jak i niebo. Wciąż nasuwało mu się pytanie : „Co też usłyszy od najdroższej?”. Przed oczami miał czarną wizję tej rozmowy i choć próbował sam siebie przekonać, że wszystko będzie dobrze, panicznie się bał.
W końcu nadszedł wieczór i Lafcadio zszedł do restauracji. Genowefa już siedziała przy ich ulubionym stoliku. Chłopak nie wiedział, że z zaplecza są obserwowani przez Protosa, który koniecznie chciał się przypatrywać ich rozmowie.
Dobry wieczór, Genowefo - powiedział Cadio podchodząc do stolika. Był pewny siebie, albo przynajmniej za takiego chciał uchodzić.
Dobry wieczór, Cadio - opowiedziała dziewczyna nie patrząc na niego. - Widzę, że otrzymałeś moją wiadomość.
Tak, oczywiście. Genowefo, bardzo się cieszę, że cię widzę. Nawet nie wiesz, jak...
Dobrze, już dobrze - przerwała mu dziewczyna. - Usiądź i posłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Nie mam zbyt wiele czasu, dlatego przejdę od razu do rzeczy - jasno postawiła sprawę.
Ale... dlaczego jesteś taka oschła? - spytał zdziwiony. - w niczym nie przypominasz już tej dziewczyny, w której się zakochałem.
To nie jest teraz istotne. Podjęłam decyzję dotyczącą naszego związku. To koniec, Cadio - oznajmiła patrząc mu prosto w oczy.
Jak to?! Nie ... nie możesz tego zrobić - niedowierzał jej słowom. - Przecież się kochamy, tyle dla mnie znaczysz. Nie, to nie może być prawda!
To jest prawda, Cadio.
Ale dlaczego? - spytał. - Musisz mi to wyjaśnić. Tego przynajmniej mogę od ciebie żądać!
Tak, do tego masz prawo. Na moją decyzje złożyło się kilka czynników - zaczęła się tłumaczyć.
Jakich na przykład - ton głosu Cadia zmienił się. Już nie był załamany, tylko zły i wściekły. Nie chciał wierzyć w to, co usłyszał. Chciał się od tego odgrodzić grubym murem i być tylko biernym obserwatorem, tak jakby ta rozmowa w ogóle go nie dotyczyła.
Otóż, poznałam kogoś. Nie myśl, że jesteś od niego gorszy, ale... widzisz... z nim mogę się spotykać oficjalnie, że tak powiem. Rodzicom się też spodobał. Ciebie nie mogłabym przedstawić w domu, jesteś zbiegiem. Nasze potajemne rendez - vous miały swój urok, tego nie ukrywam, ale jak długo można żyć w ukryciu. Ta sytuacja mnie zmęczyła. Postaraj się mnie zrozumieć i potępiać. Cadio, czy ty mnie w ogóle słuchasz?- spytała.
Cadio jednak już nic nie słyszał. Jego twarz przybrała obojętny wyraz i była koloru kredy. Sam nie wiedział co o tym wszystkim sądzić. Sprzeczne uczucia kłębiły się w nim i wywoływały wewnętrzną wojnę. Chciał stąd uciec i wszystko na spokojnie przemyśleć. Dowiedział się już wystarczająco dużo, nie musiał i nie chciał słuchać słów, które rani go do głębi.
Tak, Genowefo, słucham cię - odpowiedział ledwo dosłyszalnym głosem. - Już nic więcej nie musisz mówić. Zrozumiałem cię doskonale - rzekł i podniósł się. - Żegnam cię i powodzenia.
Ależ, Cadio, nie odchodź! - krzyknęła jeszcze za nim, ale on już jej nie słyszał.
Udał się prosto do swojego pokoju. Tam upadł na łóżko i gorzko zapłakał. On, który niegdyś gardził kobietami i traktował je jak przedmioty, teraz z powodu jednej z nich cierpiał. Jej słowa utkwiły w nim głęboko i rozdzierały serce. Tego najbardziej obawiał się idąc na rozmowę z ukochaną. Takiego obrotu sprawy nie chciał przyjąć do wiadomości.
Po niedługim czasie, znużony wydarzeniami ostatnich chwil i łkaniem, zasnął. Jednak nie był to sen spokojny, relaksujący. Śnił mu się koszmar, w którym ukochanym Genowefy był Protos. On uwiódł ją chcąc tym samym zemścić się na Lafcadiu. Potem stał i przyglądał się jak tamten cierpi, jak traci cel życia. Chłopak zobaczył też, kiedy pogrążony w rozpaczy próbuje popełnić samobójstwo, a obok niego stoi jego największy wróg i śmieje mu się prosto w twarz. W tym momencie, Cadio obudził się zlany potem. Był przerażony. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo realistyczny był to sen.
Po chwili wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. Nie mógł zebrać myśli. Był załamany, czuł się porzucony i niesamowicie samotny. Nie miał nikogo, komu mógłby się zwierzyć. Pierre był jedynie znajomym, z którym można było porozmawiać o dziewczynach i dobrym winie, ale to był poważniejszy problem. Nie wiedział, jak się z nim uporać. Uczucia kipiały w nim. Był jednocześnie wściekły i rozgoryczony. Zdał sobie sprawę z tego, że stracił cel w życiu. Do tej pory jedyną osobą, na której mu zależało była Genowefą. A teraz? Któż mu pozostał? O sobie nie myślał. Ból i cierpienie, jakie wywołały słowa ukochanej, zaciemniały mu umysł. Wtem zobaczył scenę ze swojego snu - stoi na skarpie nad Sekwaną, a w ręku trzyma pistolet. Skończy raz na zawsze z tym nędznym człowiekiem, który nie jest godzien miłości Genowefy. Jest tylko przestępcą, który dla własnej rozrywki zabił niewinnego staruszka. Tak, to będzie lepsze niż żyć w ciągłym strachu, bez końca uciekać przed policją. Skończyć z godnością.
Taka wizja przyszłości, wiecznej ulgi, przyniosła mu ukojenie. Nie zastawiając się długo, wyszedł na zalane słońcem Champs Elysees. Nie zauważył uroku dnia, a swoje kroki skierował wprost do sklepu z bronią. Tam, nie wahając się kupił pistolet, który miał zakończyć jego cierpienia. Poszedł w stronę Sekwany.
Szedł jak ślepiec. Nie widział nikogo, ani niczego. Zachowywał się jak maszyna. Ocknął się dopiero pod domem Genowefy. Nie wiedział, jak się tam znalazł. Czy przywiódł go tu instynkt czy inna tajemna siła?
Zastukał do drzwi. Usłyszał powolne kroki i w progu ukazała się służąca.
Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? - spytała.
Dzień dobry. Chciałem zobaczyć się z panną Genowefą - odpowiedział machinalnie.
A kogo mam zaanonsować?
Niech pani tylko powie, że przyjaciel.
Proszę zaczekać w holu - powiedziała i otworzyła szerzej drzwi. Po czym udała się na górę. Lafcadio nie czekając na powrót służącej udał się w stronę pokoju ukochanej.
Proszę pana, przecież miał pan czekać na dole! - krzyknęła pokojówka.
Proszę mnie puścić - odepchnął ją. Wszedł do pokoju i zastał straszliwą scenę. Jego ukochana Genowefa stała w objęciach Protosa.
O, zobaczcie kto nas odwiedził - rzekł Protos.
O czym ty mówisz? - spytała zdziwiona Genowefa. - Wy się znacie?
Owszem. Pamiętasz jak mówiłem ci o tym podłym człowieku, przed którym uciekam? Właśnie on jest twoim ukochanym - zauważył szyderczo Cadio.
- No i co, Cadio? Jak podoba ci się mój plan? Zemsta jest słodka, nie uważasz? Znowu cię pokonałem - powiedział uśmiechając się.
Nie bądź tego taki pewny - odrzekł Lafcadio. - Jeszcze zobaczymy kto kogo pokonał.
Lafcadio dobył pistoletu. Z obojętna twarzą wymierzył lufę wprost we wroga i wypalił. Protos zakołysał się i upadł na podłogę. Genowefa padła z płaczem na kolana i przytuliła się do martwego już ciała.
A więc i ty mnie zdradziłaś - wyjąkał Cadio.
Dziewczyna podniosła na niego załzawione spojrzenie, ale nie zdążyła już nic powiedzieć. Lafcadio wypalił bowiem po raz drugi i martwe ciało kobiety spoczęło obok ciała jej kochanka.
Lafcadio nie czuł nic. Był zupełnie wyzuty z uczuć. Spokojnie opuścił pokój, nie zważając na krzyki pokojówki wyszedł z mieszkania. Nie miał już po co żyć, ale nie miał też siły, aby z nim skończyć.
Mechanicznie udał się na posterunek.
Chciałem złożyć doniesienie w sprawie morderstwa - zwrócił się do posterunkowego, który siedział za biurkiem.
W sprawie jakiego znowu morderstwa? - zapytał zdziwiony funkcjonariusz.
Tego, którego dokonałem przed chwilą przy Champs Elysees, w mieszkaniu państwa de Baraglioul - odpowiedział bez cienia emocji na twarzy. - Winny jestem także śmierci Amadeusza Fleurissoire, którego wypchnąłem z pociągu w Rzymie.
Koniec
Strona: 6