Kari otworzyła oczy. Od razu zaślepił ją dym.
-Yh... Co do...?!
-Zamknij się, młoda!
Kari odwróciła się i ujrzała dużą kocicę. Wyglądała dosyć młodo i ładnie, ale miała poniszczone futerko i podpuchnięte oczy. Gapiła się w dym, ulatniający z ogniska.
-Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?!
-Nie takim tonem, mała. Jestem Petrisa, kocia szamanka!
-?
-Wyznaję wiarę w czyny kota Wiarusa. Słyszałaś o nim?
-To piroman, który palił wszystkie kocie terytoria! Ale on już nie żyje...
-Otóż to... Palenie w ogniu doprowadza do oczyszczenia... Ofiary ze zgliszczy i innych szczątek podobają się Bastet... Co zaprowadzi mnie do życia wiecznego po lewej stronie bogini!
-Żal? To po co ja tutaj?!
-Wyszczekane pisklę... Otóż to, że najlepszymi ofiarami dla bogów są ofiary z żywych stworzeń... Dla bogini chcę zrobić ofiarę ze szczura i kociaka... Spłonięcie ich w ogniu piekielnym wprowadzi mnie na wyżyny!
-Jesteś stuknięta przez mega S! -Ucięła krótko Kari. -Szukaj innego kociaka na ofiarę, a mnie zostaw natychmiast w spokoju! Słyszysz?
-Jesteś doskonała na ofiarę! Perfekcyjna! Nieduża, ładna, płeć żeńska... Bastet będzie ze mnie dumna!!
-A więc... Co chcesz ze mną zrobić?
Kotka chwyciła duży patyk i włożyła jego koniec do ogniska.
-Budynek jest oblany benzyną... Tak długo jak się będzie palił ten domeczek, tak długo będę wędrować po śmierci do krainy Bastet... Dlatego to trochę przyspieszę!
Puściła kijek i rozprowadziła więcej benzyny po wnętrzu domku.
-Jesteś związana, więc nie zwiejesz! Pogódź się z tym i módl do Bastet... Może posłużysz jej niegdyś jako służba! Szlachetne stanowisko zyskam ja, tym poświęceniem kota i szczura , a nawet domku!
-Szczura? Gdzie jest szczur? -Zdziwiła się Kari.
Petrisa wskazała na róg pomieszczenia. Leżał tam martwy szczur.
-Ale on jest nieżywy! -Westchnęła Kari.
-Ty też będziesz, więc to nieistotne. Musiałam go zabić, bo gdy wypije się szczurzą krew, błogosławionym się jest przez Bastet.
-Bleee -skrzywiła się kociczka.
Kotka powróciła do ogniska i podniosła wcześniej trzymany kij, tym razem na jego końcu był ogień.
-Bądź błogosławiona, Bastet jedyna i poprzez tę ofiarę z kota, szczura i domostwa zaprowadź mnie do życia wiecznego!! -Wygłosiła i rzuciła kij na benzynę. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać w mgnieniu oka.
-Na mnie już czas-uśmiechnęła się wesoło Petrisa. -Powodzenia po drugiej stronie, Kali!
-KARI! -Syknęła koteczka, ale Petrisy już nie było w pomieszczeniu.
-No ładnie... -Kari spojrzała na więzy i wtem zaczęła się krztusić dymem.
-Cholera... Myśl, Kari, myśl... -Zganiała się po cichu. Ogień był już przy niej.
Koteczka ułożyła się na plecach i wyciągnęła łapki otoczone sznurem ku ogniu. Poczuła płomyki na skórze, ale po chwili wyciągnęła je z powrotem i rozerwała zwęglone sznury. Z nogami zrobiła tak samo.
Zakręciło się jej w głowie. Dym gryzł jej gardło i nozdrza, zaczynało się robić zbyt duszno. W dodatku ogień... Obtoczył calutki dom!
Kari rzuciła się w płomienie i wpadła w zamknięte drzwi. Zaczęła drapać w drewno.
-PROSZĘ, NIECH MNIE KTOŚ USŁYSZY, POTRZEBUJĘ POMOCY, RATUNKU!!
Ale nikt nie odpowiedział. Kari padła wyczerpana na ziemię i załkała. Pomyślała o rodzinie... Juniorze...
Junior... Poszedł po jedzenie i nie zastał nikogo po powrocie... Pewnie pomyślał że wróciłam do domu bo stchórzyłam... Przepraszam was wszystkich!
Drzwi zaskrzypiały.
Może da się je mocniej pchnąć?
Kari poczuła na sobie płomienie ognia.
-Aargh! -Jęknęła i wpadła mocno w drzwi. Odchyliły się trochę.
Uderzyła mocniej. Już prawie...
Pomyśl o Juniorze, Kari.... -Myślała koteczka.
Trzeci raz był najsłabszy, ale skuteczny! Drzwi odchyliły się z trzaskiem.
-No to masz wielkie nici ze swojej ofiary! -Uśmiechnęła się lekko koteczka i padła na ziemię bez przytomności.
Dzień pierwszy... Zachód słońca.
Pierwszy dzień w niewoli... -Myślał Puszek. -Martwię się o rodzinę... Pewnie tęsknią! Ja też, ale to dla ich dobra... Rutek ich nie skrzywdzi, skoro ma już mnie-obiekt swojej nienawiści...
Głodny jestem... To, co dziś dał mi ten duży kocur do jedzenia, było nie do przełknięcia! Czuje się jak więzień w celi... Skazany za nic! To okropne...
Pamiętam to miejsce. Często chodziłem obok tej klatki, gdy byłem jeszcze mały... Sponiewierany w dzieciństwie, poniewierany tu i teraz... To miejsce mnie nienawidzi, czuję to... A w Muszynie mam wielu przyjaciół... Czy mnie będą pamiętać, gdy odejdę...? Oby...
Kanis patrzyła z żalem na dwójkę kocurów niosących nieprzytomną Łatkę.
-Zabierzemy ją do nas, my się znamy na leczeniu i spróbujemy pomóc. -Powiedział jeden.
-Dziękuję... -Westchnęła Kanis, i gdy oni zniknęli z oczu, popatrzyła na Felka, Kluska, Meg oraz Strzałkę-tych, którzy pozostali tu.
-Jestem najstarsza, więc ja teraz będę dowodzić... Nie lubię tego, ale co konieczne to konieczne!
Odeszła na cmentarzyk. Nachyliła się nad grobem Mister.
-Wiele bym dała za to, byś tu była siostro... -Westchnęła smutno.