Dzień inwazji nadszedł we wtorek, dnia 6 czerwca 1944. Alianckie krążowniki i pancerniki otwarły ogień na północne wybrzeże Normandii o godzinie 630 rano. Godzina startu inwazji wyznaczona była na 730 rano. Lądowania wojsk, początkowo wyznaczone na poniedziałek, odłożone zostało w ostatniej chwili, gdyż na Kanale szalała największa czerwcowa burza, jaką pamiętano od czterdziestu lat. Tysiące okrętów, naładowanych wojskiem i działami, czekało w portach angielskich na rozkaz generała Eisenhowera, by rozpocząć inwazję. Zanim wielka armada statków inwazyjnych dotarła o brzasku dnia do wybrzeża francuskiego, nieprzyjaciel znajdował się już wtedy pod zabójczym atakiem. Od północy lotnictwo atakowało obronne umocnienia nieprzyjaciela, zrzucając na nie deszcz bomb, a tysiące oddziałów wylądowało z powietrza za liniami nieprzyjacielskimi.
Operacje powietrzne
Ponad jedenaście tysięcy samolotów alianckich wszelkiego typu osłaniało armie inwazyjne. W ciągu czterech pierwszych dni od chwili inwazji (6-10 czerwca 1944) dokonały one 32 500 lotów i zrzuciły 21 000 ton bomb. Nieprzyjacielskie samoloty myśliwskie stawiały słaby opór, gdyż długa ofensywa powietrzna przeciwko Niemcom wyniszczyła je prawie zupełnie. W przeciągu pierwszych 48 godzin inwazji samoloty sprzymierzonych zestrzeliły 176 maszyn niemieckich, a same straciły 289, przeważnie od ognia artylerii przeciwlotniczej. Taktyczne naloty bombowe, poprzedzające dzień inwazji osłabiły i wykruszyły nieprzyjacielskie pozycje obronne u wybrzeża i zniszczyły linie kolejowe oraz mosty na Sekwanie, utrudniając Niemcom dowóz wojsk i zapasów do północnej Francji. Samo jednak wybrzeże Normandii doświadczyło najcięższych nalotów bombowych dopiero w dniu inwazji. Skutkiem tego nieprzyjaciel, nie mogąc odgadnąć, gdzie, względnie w ilu różnych punktach wylądują wojska sprzymierzone- został w końcu zaskoczony. W wigilię dnia inwazji o północy, tysiąc lekkich bombowców brytyjskich zaczęło bombardować z powietrza wybrzeża francuskie. Za dnia przejęła to zadanie równa siła bombowców amerykańskich. Na pół godziny przed lądowaniem, amerykańskie bombowce średnie i nurkujące skoncentrowały swe naloty na wybrzeże Normandii. Ze względu na burzliwą pogodę, która obniżyła pułap do 330 metrów, samoloty typu "Maruder" poszły lotem koszącym i zaatakowały swe cele z wysokości zaledwie trzystu metrów. Na całej przestrzeni pomiędzy Anglią i Francją niebo roiło się od samolotów. Gdy barki inwazyjne przeprawiały się przez Kanał La Manche w pierwszych mrocznych jeszcze godzinach dnia inwazji, osłaniały je chmary samolotów "Lighting" P-38, a "Thunderbolt`y" P-47 ruszyły przodem, by zrzucić swój ładunek bomb na plaże inwazyjne. Średnie i lekkie bombowce uderzyły na linie kolejowe we Francji oraz na drogi i składy zapasów aż po przejście Paryż-Orlean pomiędzy rzekami Sekwaną i Loarą. Te operacje powietrzne, szczegółowo przygotowane i dokładnie wykonane, zapewniły alianckim armiom inwazyjnym dobrą osłonę z powietrza. Pierwsze wylądowały w Normandii oddziały desantu powietrznego (6 czerwca 1944). Przeleciały one nad wybrzeżem francuskim sześć minut po północy, a w dziesięć minut później wylądowały na spadochronach. W przeciągu czterech godzin amerykańskie IX dowództwo transportowych oddziałów powietrznych, współpracujące z lotnictwem brytyjskim, wysadziło na ląd za liniami niemieckiej obrony przybrzeżnej trzy dywizje alianckie. Bombowce typu "Komar" uszkodziły najpierw baterie przeciwlotnicze w głębi lądu. Następnie samoloty rozpoznawcze typu "Pathfinder" oznaczyły miejsca lądowań rakietami świetlnymi. Potem poszły oddziały spadochronowe, zajmując pola i umacniając stanowiska swych własnych dział przeciwlotniczych. Na końcu nadciągnęły samoloty transportowe i szybowce z oddziałami piechoty. Były to największe i najlepiej przeprowadzone lądowania z powietrza w ciągu całych pięciu lat wojny. Wojska sprzymierzone wylądowały dokładnie według oznaczonego planu, a straty w samolotach wynosiły zaledwie 3% strat, jakie swego czasu Niemcy ponieśli na Krecie. Pierwszym zadaniem tych oddziałów desantowych było zdezorganizowanie tyłów nieprzyjaciela oraz zabezpieczenie wschodniego i zachodniego krańca obwodu, który miały zająć po wylądowaniu na przyczółkach oddziały lądowe. Zadanie to spełniły one dobrze i wkrótce nawiązały łączność z oddziałami inwazyjnymi, które wyruszyły na ich spotkanie po wylądowaniu na plażach. Brytyjska 6 dywizja wylądowała blisko 74 km w głąb lądu w pobliżu Caen; zajęła mosty na rzece Orne i stała się awangardą 2 armii brytyjskiej na wschodniej flance przyczółków alianckich. Amerykańskie dywizje desantowe, 82 i 101, dowiezione samolotami, osłaniały przyczółek środkowy i zachodni, założone przez pierwszą armię amerykańską. Dywizja 82 wylądowała w pobliżu St. Mere Eglise, by osłaniać prawą flankę i wspomagała lądowania 4 dywizji piechoty przed bateriami niemieckimi, nastawionymi na przejścia przez bagna, przez które musiały przebrnąć te oddziały. Dywizja 101 została zrzucona dalej na wschód, a następnie połączyła pod Carentan środkową i zachodnią odnogę przyczółka, rozdzieloną rzeką Vire.
Zdobywanie przyczółka
Armie sprzymierzone przeprawiły się przez Kanał La Manche na pokładach olbrzymiej floty, składającej się z około 4 000 statków inwazyjnych. Konwojowane one były przez 800 okrętów wojennych, z czego dwie trzecie brytyjskich, podzielonych na dwie grupy. Poławiacze min oczyszczały nieprzyjacielskie wody przybrzeżne i zaznaczały kojami przejścia dla barek inwazyjnych. Ponad sto niemieckich okrętów podwodnych oraz flotylla ścigaczy stały w pogotowiu w zatoce Biskajskiej; żadna z tych jednostek nie przedarła się przez aliancką eskortę morską, która zakorkowała sto mil obszaru wodnego w poprzek Kanału. O godzinie 7 rano, podczas gdy ponad tysiąc amerykańskich bombowców zrzucało grad bomb kruszących na brzeg Normandii, rozpoczęło się bombardowanie z baterii okrętowych. Pancerniki amerykańskie "Texas", "Arkansas" i "Nevada" oraz brytyjskie: "Warspite", "Nelson" i "Rodney" dołączyły ogień swych ciężkich dział do zapory ogniowej, położonej pół godziny wcześniej przez krążowniku kontrtorpedowce, które podpłynęły bliżej brzegu. Od północy samoloty zrzuciły ponad 2 000 ton pocisków. Za tą zasłoną ognia barki inwazyjne ruszyły chmarą w kierunku plaż. Podczas gdy wojska lądowały na brzegu o wczesnej godzinie rannej, zarówno samoloty jak okręty wojenne przerzuciły swój ogień na cele wybrane przez oddziały szturmowe. Wojska inwazyjne wylądowały na pięciu plażach, wzdłuż 90-kilometrowego odcinka półwyspu Cotentin, na wschód od Caen na zachodzie ku Montebourg (6 czerwca 1944). Druga armia brytyjska, lądująca na wschodnim odcinku alianckiego przyczółka, napotkała początkowo na niewielki opór. Na prawo, trzecia dywizja kanadyjska przedarła się 10,5 km w głąb lądu i zajęła Bayeux (7 czerwca, by odciąć drogę boczną, wiodącą na wschód do Caen. Na lewo, 6 brytyjska dywizja desantowa, wzmocniona dostarczonymi na szybowcach czołgami, trzymała mosty, została jednak odparta przez Niemców, Marszałek Rommel wysłał przeciwko nim swoją 21 dywizję pancerną, usiłując zredukować aliancki przyczółek, cofając się od Caen, które zostało odcięte od wybrzeża przez nieprzyjacielskie zapory drogowe w Douvres. Wysunięte oddziały brytyjskie połączyły się z 7 dywizją pancerną i 50 dywizją piechoty, by zatrzymać niemieckie czołgi pomiędzy Caen i Baeux. W przeciągu czterech dni (7-11 czerwca), z pomocą Kanadyjczyków i wspierana przez ogień stojących u wybrzeża krążowników oraz samoloty, 2 armia posunęła się w głąb lądu aż po Tilly i połączyła odcinki przyczółka. Amerykańska 1 armia zajęła środkowy i zachodni odcinek przyczółka (6 czerwca) po obu stronach rzeki Vire. Na zachodzie VII korpus pod dowództwem generała Collinsa, z czwartą dywizją pełniącą rolę awangardy, napotkał na słaby opór i posunął się w głąb lądu poprzez bagna w kierunku Carentan, by połączyć się z 82 dywizją desantu powietrznego. Najzaciętsze walki inwazyjne srożyły się na wschodniej stronie rzeki Vire, na środkowym odcinku przyczółka. Tu V korpus pod dowództwem generała Derowa zaatakował brzeg z 1 i 29 dywizją piechoty na czele, miny i podwodne zapory uszkodziły wiele barek inwazyjnych. Oddziały, które wydostały się na brzeg, mogły się posunąć w przeciągu kilku godzin jedynie około 35 m, gdyż baterie nieprzyjacielskie na skałach, osłonięte przed ogniem lekkich dział artylerii morskiej, uczyniły z plaży śmiertelną pułapkę, dopóki nie zostały zniesione przez ataki bombowe i deszcz pocisków z przybrzeżnych pancerników. Pozostałe oddziały 1 i 29 dywizji wylądowały na wybrzeżu w przeciągu popołudnia i odbiły przyczółek od wzmocnionej dywizji nieprzyjacielskiej. "Jedynie śmiałości, odwadze i niezwykłej brawurze żołnierzy"- powiedział generał Bradley- "zawdzięczamy powodzenia naszych lądowań". Z przyczółków po obu brzegach Vire, V i VI korpus amerykański przebijał się w głąb lądu, wzdłuż bagien, zdobył Isigny i po czterodniowej walce (8-12 czerwca) połączył swe linie na wyżynie pod Carentan. 101 dywizja desantowa weszła do miasta pod zasłoną dymową, wspierana silnym ogniem artylerii. Zdobycie Carentan odcięło jedną z dwóch linii kolejowych biegnących w poprzek Normandii do portu w Cherbourgu oraz zapewniło suche tereny, na których wkrótce założono wybiegi samolotowe. Jakkolwiek kilka samolotów, startujących z prowizorycznego lądowiska brało udział w walce już na trzeci dzień po inwazji, to jednak dopiero dziewiątego dnia samoloty myśliwskie rozporządzały wystarczającą ilością wybiegów, by operować w większych ilościach. Połączenie alianckich przyczółków wzdłuż 120-kilometrovaego wybrzeża Normandii oraz przedarcie się w głąb lądu na 30 km pod Bayeux, na samym południu, zaznaczyły zakończenie pierwszych dwóch faz operacji inwazyjnych. Lądowania udały się we wszystkich punktach, jakkolwiek napotkały na silny opór, a w przeciągu pierwszych pięciu dni inwazji wylądowało na brzegu szesnaście dywizji alianckich, by natknąć się na czternaście dywizji nieprzyjacielskich, zebranych pod dowództwem generała Rommla. Posuwając się w głąb lądu i równocześnie rozchodząc wzdłuż brzegu, umocnili oni silnie przyczółek, zabezpieczając go dla dalszego dopływu wojska i zapasów na pola walki. Burze i wichry dwukrotnie przerwały budowę przyczółka, raz nawet przecinając dowóz posiłków od strony morza. Do chwili zdobycia głębokiego basenu w porcie w Cherburgu, który był pierwszym ważnym celem inwazji, alianci nie mogli liczyć na dowóz dostatecznych ilości wojska i zapasów, by móc pokonać nieprzyjaciela. Pomimo to, skoro tylko pozwoliła pogoda, zaczęli znowu dowozić na plaże wojska z wielką szybkością; wysadzano na ląd 37 500 żołnierzy dziennie, osiągając w dwadzieścia dni po inwazji siłę jednego miliona, tak że wystawione przeciwko nim czternaście dywizji nieprzyjacielskich, które powstrzymywały siły inwazyjne na początku, nie mogły się już teraz utrzymać na swych pozycjach. Rosja uznała w pełni zwycięski start inwazji alianckiej. "Historia wojen- powiedział Stalin- nie zna równego przedsięwzięcia, o podobnie szerokiej koncepcji, na równie wielką skalę i wykonanego z takim mistrzostwem".
Ataki bomb latających V-1
Wkrótce po wylądowaniu wojsk sprzymierzonych w Normandii, Niemcy zaatakowali południową Anglię (15 czerwca 1944) "tajemniczą bronią", przy pomocy której Hitler miał nadzieję zdemoralizować ludność cywilną i odwlec starą klęskę. Była to bomba latająca, zwana przez Anglików "bombą bzykającą" (buzzobomb), miniaturowy samolot, pięciometrowej rozpiętości skrzydeł, z napędem rakietowym, utrzymujący równowagę przy pomocy żyroskopu, kierowany przez kompas magnetyczny i lecący po linii poziomej. Z chwilą wyczerpania się paliwa, samolot walił się na ziemię ze swym tonowym ładunkiem materiału wybuchowego. Były to V-1. Ze względu na wielką szybkość bomby latającej, wynoszącej 600 km na godzinę, mogły ją dogonić jedynie najnowsze typy samolotów myśliwskich, jak "Tempest", "Spitfire" i "Mustang". Większość "robotów" była wypuszczana w powietrze seriami czy salwami ze starannie ukrytych wyrzutni wzdłuż wybrzeża Kanału na północ od Calais. Ponieważ "roboty" nie nadawały się do atakowania oznaczonych celów wojskowych, ich jedynym skutecznym celem mogło być miasto tak olbrzymie jak Londyn. Ta powietrzna zapora ogniowa trwała przez 80 dni (15 czerwca - 1 września 1944). U szczytu natężenia, w czasie pochmurnych dni czerwca i lipca, Niemcy wystrzeliwali po 200 V-1 w ciągu doby; przeważnie jednak nadchodziły one falami w większych ilościach na raz, dniem i nocą. Początkowo spowodowały znaczną ilość wypadków: do początku sierpnia zginęło 4 735 Ludzi, głównie w Londynie, a 14 000 poniosło ciężkie obrażania. Ewakuowano z Londynu milion mieszkańców, głównie matki z dziećmi, by zapobiec większej ilości wypadków. Największe szkody poczynione zostały w budynkach. Wybuchy bomb powodowały wypadanie szyb na wielkiej przestrzeni, a odłamki szkła raniły ludzi. V-1 zniszczyły wielką ilość szkół i szpitali; łącznie ponad milion domów mieszkalnych uległo zniszczeniu, z czego większość w Londynie. Brytyjczycy byli dobrze przygotowani do tej drugiej "bitwy o Londyn"; była ona do pewnego stopnia jeszcze groźniejszą niż pierwsza z 1940, gdyż bomby mechaniczne bez kontroli pilota uderzały gdzie popadło i niszczyły wszystko w najbliższym promieniu wybuchu. To przeszło rok przed rozpoczęciem tego ataku wywiad brytyjski podał do wiadomości szefów połączonych sztabów sojuszniczych, że Niemcy przeprowadzają doświadczenia i próby z tajemniczą bronią; rekonesans powietrzny stwierdził wkrótce (maj 1943), że był to pewien rodzaj rakiety czy bomby latającej. Gdy Niemcy wybudowali sto betonowych wyrzutni wzdłuż wybrzeża francuskiego (listopad 1943), samoloty sprzymierzone zniszczyły je całkowicie w ciągu silnych nalotów bombowych, trwających całą zimę. Zniszczenie było tak wielkie, że w marcu 1944 Niemcy musieli się zabrać na nowo do roboty i pobudowali nowe wyrzutnie, bardziej proste w konstrukcji i lepiej zamaskowane, z ukrytymi składami materiału. Na te, jak i na poprzednie wyrzutnie, bombowce alianckie zrzuciły łącznie 100 000 ton bomb, tracąc 450 maszyn od ciężkiego ognia artylerii przeciwlotniczej, który zastał je przy nalotach na małej wysokości. Gdy jednak rozpoczął się atak bomb latających, Brytyjczycy ulepszyli swój system obrony przeciwlotniczej. Wzmocniono zaporę balonową chroniącą Londyn do dwóch tysięcy balonów i zaopatrzono je w specjalne kable; rozbijało się o nie blisko 15% bomb dolatujących do przemieści miasta. W połowie lipca przeniesiono ponad tysiąc dział przeciwlotniczych z Londynu na wybrzeże, gdzie dobra widoczność ponad morzem umożliwiała obsłudze baterii zestrzeliwanie blisko trzech czwartych przelatujących nad ich stanowiskami bomb. Dwadzieścia amerykańskich baterii przeciwlotniczych z 350 działami dołączyło się do brytyjskiej "galerii strzelniczej". Piloci samolotów myśliwskich, zarówno Brytyjczycy jak i Amerykanie, wspomagani w czasie dnia radio-telefonicznym systemem wykrywania bomb, a w czasie nocy przez tanie i proste celowniki, podające odległość, zestrzelili 1 900 bomb latających. Ten system połączonej obrony stał się tak skuteczny, że pod koniec sierpnia 1944 na każde dziesięć bomb zestrzeliwano dziewięć, a tylko jedna dolatywała do Londynu. Niemcy wystrzelili łącznie około 8 000 V-1 (skrót dla: Vergeltung Nr. 1. - odpłata), z czego 2 300 wybuchło w stolicy Anglii, gdzie zanotowano większość ciężkich wypadków. Okazało się jednak, że w rezultacie V-1 przyniosła pod względem militarnym większe szkody Niemcom niż sprzymierzonym. Sprzymierzeńcy nie zostali powstrzymani od inwazji Francji, a już z początkiem września oddziały brytyjskie pokonały wojska niemieckie, broniące wybrzeża z wyrzutniami bomb latających. Instalacja, obsługa, zaopatrzenie i obrona tych wyrzutni kosztowały Niemców więcej czasu i ludzi niż to było w istocie warte. Okazało się, że bomby mechaniczne nie mogły zastąpić samolotów myśliwskich, których Niemcy potrzebowali do obrony. Jedyną stratą pod względem militarnym, była konieczność przerzucenia alianckich samolotów i bomb z ataków na Niemcy na obronę przeciwko bombom latającym. Ostatni rozpaczliwy atak niemiecki na Wlk. Brytanię - zarówno jak „Blitz" z 1941- zawiódł, gdyż w gorączkowym pośpiechu, by jak najszybciej pokonać przeciwnika, Niemcy nie zdążyli udoskonalić swej broni, ani techniki jej zastosowania.