1. Do powiatowego szpitala w Cz. trafił w stanie ciężkim (potrącony przez samochód) 80-letni Józef K. - miejscowy kloszard. Chwilę później w izbie przyjęć pojawił się burmistrz Cz. Henryk P. ze swoją trzyletnią córeczką Izaurą. Dziecko głośno wyło, gdyż spadło z huśtawki i złamało sobie obie ręce i zdarło naskórek z czoła (rana wymagała założenia kilku szwów). Niestety poza lekarzem Jerzym P. na dyżurze nie było nikogo, gdyż większość personelu wyjechała do Norwegii. Jerzy P. polecił pielęgniarce opatrzyć ranę małej Izaury i dać jej zastrzyk przeciwbólowy aby spokojnie poczekała, aż Jerzy P. skończy reanimować Józefa K. To wyraźnie nie spodobało się Henrykowi P., który zaczął na korytarzu znacząco pochrząkiwać. Po chwili Jerzy P. zmienił decyzję „stan Józefa K. i tak jest krytyczny - nawet jeśli go teraz jakimś cudem uratuje choć to niezbyt prawdopodobne, to i tak niebawem zapije się na śmierć - szkoda mojego czasu. Józef K. na skutek nie udzielenia mu pomocy medycznej zmarł. Oceń odpowiedzialność Jerzego P.
zmodyfikuj treść kazusu w ten sposób, że:
Izaura P. spadając z huśtawki doznała poważnego urazu głowy i tylko szybka pomoc lekarza mogła uchronić ją przed śmiercią
2. Joachim W. sołtys wsi R. uchodził w swym środowisku za osobę towarzyską, otwartą i spokojną. Chętnie zapraszano go na wszelkie uroczystości rodzinne gdyż, zwłaszcza po kilku „głębszych” potrafił bawić towarzystwo licznymi anegdotami i żartami, którymi sypał „jak z rękawa” . W upalne lipcowe popołudnie Joachim W. poprosił swych braci Rydgiera W. i Wolfganga W. o pomoc w remoncie blaszanego dachu pokrywającego stodołę. Ponieważ było bardzo gorąco, żona Joachima W., Walpurga W., przyniosła (na dach) mężczyznom po kuflu zimnego piwa. Ci wypili je duszkiem i kontynuowali remont - chcąc jak najszybciej ukończyć nieprzyjemną pracę. Jakież wielkie było zdziwienie RydgieraW. i Wolfganga W. gdy dostrzegli swojego zawsze pogodnego brata zbliżającego się w ich kierunku z młotkiem, szepczącego „Pozabijam was psubraty. Wiem, że wysłał was Szatan” celującego narzędziem w kierunku swych braci . Rydgier W. widząc, że sytuacje jest nietypowa skoczył z dachu łamiąc sobie przy tym kość udową. Mniej szczęścia miał Wolfgang W. - nie zdążył się bowiem uchylić przed ciosem - ani też zeskoczyć. Silne uderzenie w głowę spowodowało u poszkodowanego na tyle poważne uszkodzenie nerwu wzrokowego, iż całkowicie oślepł. Joachim W. nie kontynuował jednak ataku, gdyż po celnie zadanym ciosie stracił przytomność. Badający sprawcę bezpośrednio po zdarzeniu lekarz stwierdził, iż w wyniku bardzo wysokiej temperatury panującej na dachu przegrzany organizm Joachima W. zareagował atypowo na spożytą przezeń stosunkowo niewielka dawkę alkoholu.
Oceń odpowiedzialność karną Joachima W.
Czy wyglądałaby ona tak samo w sytuacji gdyby w tygodniowo poprzedzającym zdarzenie na dachu szopy sąsiada miało miejsce analogiczne, aczkolwiek nie zakończone równie feralnym finałem zajście (niedoszłym ofiarom udało się obezwładnić napastnika do czasu, gdy ten się nie uspokoił)?
3. Pewnego poniedziałkowego wieczora 23 - letni Marek G. udał się z kolegami do pubu „Pergamin”. Był wśród nich 22 - letni Andrzej K. ps. „Chemik” który szczerze nie znosił swych studiów.
Wyboru kierunku dokonał bowiem pod wpływem ulubionego serialu „Magda M.” - a życie rozwiało bezwzględnie jego złudzenia - miast biegać po parku, w czerwonym berecie, w towarzystwie przystojnych adwokatów na motorach, musiał się cały czas uczyć. Wielokrotnie też chwalił się znajomym, że dobre wyniki w nauce osiąga dzięki „sprytnym pomocom >farmakologicznym<”. Ponieważ tego wieczora czekały Andrzeja J. jeszcze przygotowania do (najbardziej przezeń znienawidzonych) ćwiczeń z prawa karnego postanowił, już zawczasu się do nich odpowiednio nastroić, spożywając rozpuszczonego w piwie „speeda”. Niestety Andrzejowi K. pomyliły się szklanki i wzbogacony przezeń napój wypił Marek G. (prywatnie zagorzały przeciwnik środków odurzających). Marek G. poczuł się jakoś dziwnie, postanowił więc wrócić do domu na piechotę (Prądnik Czerwony), po drodze jednak wstępując do swej ukochanej narzeczonej Ewy J. - mieszkającej w pobliżu nowego kampusu UJ na osiedlu Ruczaj. Jakież było jego zdziwienie gdy w drzwiach mieszkania ukochanej dostrzegł nagi owłosiony tors ozdobiony wystawnym złotym łańcuchem wystający z poł (o zgrozo) jego własnego szlafroka. Obok dostrzegł rozanieloną Ewę J. (bez szlafroka). Choć Marek G. postury był raczej mizernej, a cała jego wiedza o jakichkolwiek sportach, w tym sztukach walki, brała się ze śledzenia powtórek odcinków Strażnika Teksasu i Oddziału Delta Force ,zrozpaczony, upokorzony, nadludzką siłą, jednym ruchem skręcił amantowi kark. Zgon nastąpił na miejscu. Biegły lekarz psychiatra oraz biegły lekarz toksykolog w swych opiniach nie mieli wątpliwości: w krwi Marka G występowało znaczne stężenie substancji chemicznej zwanej popularnie amfetaminą. Tak duża dawka tego narkotyku dla organizmu pozbawionego jakiejkolwiek tolerancji na tego rodzaju używki, spowodowała, iż z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można stwierdzić, że w chwili czynu możliwość rozpoznania jego znaczenia była, po stronie sprawcy, w sposób znaczny ograniczona. Oceń odpowiedzialność karną Marka G. i Andrzeja K.
4. Jadwiga M. chorowała od 12 roku życia na schizofrenie paranoidalną. Jednak stosowana terapia oraz przyjmowane leki powodowały, że funkcjonowała zupełnie „normalnie”. Mając 25 lat urodziła dziecko, którym zajmowała się wyjątkowo troskliwie - wspólnie z mężem. Gdy dziecko miało dwa lata Jadwiga M., jak co dzień, szykowała obiad słuchając Radia Maryja, nadającego akurat audycję o końcu świata i o tym co spotka wszystkich grzeszników po tej dacie. Przerażona, chcąc uchronić swoje dziecko przed zagładą postanowiła podciąć stojącemu obok niego „Szatanowi” gardło. Gdy się ocknęła z przerażeniem stwierdziła, że pozbawiła życia swą ukochaną córeczkę. Oceń odpowiedzialność Jadwigi M.
Czy wyglądała by ona tak samo, gdyby Jadwiga M. zabiła swe dziecko, nie myśląc, że jest to szatan ale chcąc je ocalić przed życiem w grzechu i ogniem piekielnym?
5. Jolanta M. była świadkiem Jehowy. Po ciężkim wypadku komunikacyjnym, któremu uległa mogła ocalić ją tylko transfuzja krwi - na którą nie wyraziła zgody z przyczyn religijnych. Andrzej W. - lekarz dyżurny, nie przejął się jednak tym i podstępem przetoczył pacjentce krew - ratując jej życie. Prokuratura na wniosek Jolanty M. wszczęła śledztwo oskarżając AW o czyn z art. 192 § 1 k.k. Czy AW poniesie odpowiedzialność karną?
6. 15 - letnia Ewa P. czuła się w nowo otwartej dyskotece Malibu jak ryba w wodzie. Niestety ojciec dziewczynki Seweryn P. nie popierał rozwoju akurat tych zainteresowań córki. Jego frasunek wzrósł jeszcze w momencie w którym znalazł ulubione dyskotekowe wdzianko Ewy P. sądząc, że jest to różowa apaszka z cekinami, tymczasem okazało się, iż jest to sukienka.
Ewa P., nie chcąc martwić ukochanego rodzica, umówiła się z przyjaciółką 15 - letnia Marią A., że ta ok. północy da jej znak (będzie udawać kukułkę) na który Ewa P. wymknie się przez okno swojego położonego na pierwszym piętrze pokoju. Po zabawie wróci zaś tą sama drogą, wspinając się po gałęziach winorośli okalającej ściany budynku. Około 5 rano przyjaciółki pożegnały się pod domem Ewy P., ciekawska Maria A. postanowiła jednak popatrzeć jak jej przyjaciółka poradzi sobie ze wspinaczką - stanęła więc pod ścianą aby asekurować koleżankę (i lepiej widzieć). Niestety białe, lakierowane buty typu „smerfetki” okazały się być obuwiem nieprzystosowanym do wspinaczki. Ewa P. pięła się w górę mozolnie, czyniąc przy tym wiele hałasu. Dźwięki te obudziły mamę Ewy P. - Irenę P. Kobieta pewna, że to włamywacze, zdecydowała się ich powstrzymać zrzucając z zaskoczenia olbrzymiego kaktusa stojącego na parapecie. Ewa P., chcąc się uchylić przed lecącą w jej kierunku rośliną, poślizgnęła się i spadła na ziemię w wyniku czego złamała sobie kości strzałkowe obu rąk. Jeszcze mniej szczęścia miała Maria A. której kaktus tak feralnie spadł na głowę, że zniszczył poszkodowanej skórę na całej twarzy. Biegli lekarze z zakresu chirurgii plastycznej stwierdzili, iż nieładne blizny będzie można usunąć tylko po licznych i bardzo drogich operacjach plastycznych.
7. Jedną z dzielnic miejscowości K. zamieszkiwała liczna społeczność osób narodowości romskiej. Społeczność ta była na tyle hermetyczna, że jedynie znikomy procent jej mieszkańców władał językiem polskim w stopniu lepszym, niż umożliwiający porozumiewanie w najprostszych sprawach życia codziennego.
Wyjątku w tym środowisku nie stanowiła niedawno „powstała” w wyniku jedynie tradycyjnych romskich zaślubin rodzina K. (tak jak wszystkie miejscowe rodziny, które tylko zmuszone przez nadzwyczajne okoliczności , „zgłaszały” „gadziowskim” urzędom fakt wstąpienia w związek małżeński czy narodzenia potomka). W dwa dni po swych 14 urodzinach, w dniu 13 lutego 2007 r, Kamila K. będąca w ósmym miesiącu ciąży ,poczuła się na tyle źle, że poprosiła swego męża 18 - letniego Adama K. aby ten zawiózł ją do szpitala położniczego. Lekarz ginekolog zbadał pacjentkę, stwierdził zatrucie ciążowe, zaś po ustaleniu daty urodzenia Kamili K. , zawiadomił Prokuraturę Rejonową w K. o popełnieniu przez Adama K przestępstwa. Oceń odpowiedzialność Adama K.
8. Dariusz Artur S. dopuścił się następujących czynów:
I. w miesiącu maju 1998 r., na terenie leśnym miejscowości S., woj. dolnośląskiego wykorzystał wynikający z upośledzenia umysłowego brak zdolności Franciszki S. do rozpoznania znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem, i doprowadził ją do obcowania płciowego,
II. w miesiącu czerwcu 1999 r. w miejscowości S., po uprzednim zwabieniu do swojego mieszkania i zamknięciu drzwi na haczyk oraz przy pomocy kija zmusił bezradną i upośledzoną Franciszkę S. do odbycia stosunku płciowego, co skutkowało jej zajściem w ciążę,
III. w miesiącu lipcu 1999 r. na terenie leśnym miejscowości S., woj. dolnośląskie, dwukrotnie wykorzystał wynikający z upośledzenia umysłowego brak zdolności Franciszki S. do rozpoznania znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem i doprowadził ją do obcowania płciowego.
Sąd Okręgowy w J., uniewinnił Dariusza S. od popełnienia zarzucanych mu czynów uzasadniają przyjęcie takiego rozstrzygnięcia tezą, że działał on pod wpływem błędu co do faktu oraz błędu co do prawa. Przesłanką przyjęcia niezawinionej nieznajomości prawa (tj. zakazu zawartego w art. 198 k.k.) przez oskarżonego było funkcjonowanie przez niego na granicy upośledzenia umysłowego. Nadto sąd przyjął, iż skoro upośledzenie umysłowe pokrzywdzonej Franciszki S. "zostało ustalone dopiero w toku postępowania" i "świadomości odnośnie stanu umysłowego pokrzywdzonej nie miał wcześniej ani oskarżyciel, ani oskarżony" to "nie można stawiać oskarżonemu zarzutu, że chciał wykorzystać jej stan psychiczny". W toku sprawy ustalono, że oskarżony, mieszkał od 20 lat w tym samym domu co pokrzywdzona (jego bratanica), znał ją więc bardzo dobrze od czasu jej narodzin. Według relacji świadka Krystyny S. "zawsze nazywał ją (Fransiszkę S.) »głupia, głupia«" , a według zeznań świadka Agnieszki H. "dokuczał" pokrzywdzonej wraz z innymi mieszkańcami wsi nazywając ją „niedorozwojem”. Wyniki badań przeprowadzonych przez biegłą psycholog wskazały, że Dariusz S. iloraz inteligencji istotnie ma na pograniczu normy jednak "dobrze rozumie sens zwrotów, wypowiedzi i zdań,...dość dobrze rozumie obowiązujące normy postępowania społeczno-etycznego, poprawnie ujmuje związki przyczynowo skutkowe". Czy Sąd Okręgowy wydał trafne rozstrzygnięcie? Odpowiedź uzasadnij, wskaż prawidłową kwalifikację prawną.
9. Jan M. I Józef K. doświadczeni menadżerowie, nie wykonali ciążącego na nich jako na osobach wchodzących w skład władz spółki z ograniczoną odpowiedzialnością obowiązku powiadomienia Komisji Papierów Wartościowych, Urzędu Antymonopolowego oraz emitenta akcji o nabyciu przez reprezentowaną przez nich spółkę akcji V emisji BWR S.A. w ilości umożliwiającej dysponowanie przez tę spółkę ponad 5% głosów na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy. Obowiązek taki wynikał z treści art. 72 § 1 pkt 1 Prawa o publicznym obrocie papierami wartościowymi i funduszach powierniczych. Ich zaniechanie realizowało znamiona przepisu karnego art. 122 § 1 tejże ustawy, którego treść nie była jednak oskarżonym znana ponieważ jej nie czytali.
Art. 122 § 2 ustawy z 22 marca 1991 r. - Prawo o publicznym obrocie papierami wartościowymi wywołał w doktrynie wiele trudności interpretacyjnych (w przeciwieństwie do art. 72 § 1 tejże ustawy, który statuował złamany przez sprawców obowiązek). Na ten fakt powołali się też obrońcy oskarżonych, podnosząc ponadto, że sprawcy działali nie tylko w błędzie co do prawa, ale także ich zachowanie nie było umyślne, czego wymaga art. 122 § 2 w/w ustawy. Zarówno Jan M. jak i Józef. K. obejmując swoje stanowiska pisemnie poświadczyli fakt, że zaznajomienia się z treścią prospektu emisyjnego, zawierającego pouczenie o obowiązkach wynikających z treści art. 72 § 1 pkt 1 cytowanej ustawy .
10. Major Bronisław P. w dniu 9 kwietnia 2000 r wprowadził w błąd, organ finansowy Jednostki Wojskowej w B., w wyniku czego ten niekorzystnie rozporządzenia własnym mieniem w ten sposób, że złożył do Dowódcy wspomnianej jednostki wniosek o przyznanie dofinansowania do zimowiska synów M. i D., dołączając do niego wypełniony przez siebie rachunek uproszczony nr 37/2000 z dnia 11 lutego 2000 r. na kwotę 1.708 zł, opieczętowany pieczęciami "Noclegi G. P. 34-373 Z. nr 61" z którego wynikało, iż dzieci wymienionego oficera przebywały w okresie 30 stycznia-13 lutego 2000 r. w Zakopanem na zimowisku w sytuacji, gdy w rzeczywistości był to indywidualny wypoczynek, w następstwie czego Bronisław P. otrzymał nienależne mu świadczenie w kwocie 1.281 zł.
Bronisław P. stwierdził, że należy go uniewinnić, ponieważ termin „zimowisko” nie jest zdefiniowany w żadnej ustawie i nie miał on świadomości, że dotyczy tylko form zorganizowanego wypoczynku, nie zaś wypoczynku poza miejscem zamieszkania w okresie feryjnym w prywatnej kwaterze wspólnie z rodzicami. Wprawdzie zarządzenie Nr 26/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 12 lipca 1995 r. w sprawie nagród i zapomóg dla żołnierzy oraz w rozporządzenie Ministra Obrony narodowej z dnia 20 lipca 2000 r. w sprawie nagród rocznych, nagród pieniężnych w formie wyróżnienia oraz zapomóg dla żołnierzy (Dz. U. z 2000 r. Nr 65, poz. 770 ze zm.) wskazują jednoznacznie, że dopłaty przysługują „do zorganizowanego wypoczynku w formie kolonii, obozów i zimowisk w tym również połączonego z leczeniem, albo pobyt na leczeniu sanatoryjnym dziecka", gdzie podstawą refundacji kosztów jest "dowód poniesionej opłaty za skierowanie na turnus, potwierdzenie przez organizatora pobytu dziecka za wypoczynek", czy też "wysokość dopłaty w procentach, ustalona od ceny skierowania" jednak nie są to przecież ustawy.
Bronisław P. przyznał, że miał świadomość, że być może „gdzieś” refundacja wypoczynku dla dzieci, żołnierzy jest regulowana, ale nie jest przecież prawnikiem i nie musi znać oraz mieć dostępu do tego rodzaju aktów normatywnych, a już tym bardziej rozumieć, co jest tam napisane.
11. Juliusz L. oraz Maciej B. dorabiali w okresie świątecznym pełniąc funkcję świętych Mikołajów w jednym z centrów handlowych Zajęcie było jednak dla nich mało opłacalne, stawki godzinowe niskie, tak więc nie byli zadowoleni i rozmyślali nad innym sposobem zdobycia pieniędzy. Razem z nimi pracował Michał O., człowiek majętny, o wielkim sercu, który pomagał fundacji jako wolontariusz. O majętności Michała O. dobrze wiedzieli zarówno Juliusz L. jak i Maciej B., którzy pewnego dnia wpadli na pomysł włamania się
do podmiejskiego domu Michała O. i zabrania stamtąd co bardziej wartościowszych przedmiotów. Około godziny 20 pojawili się w krzakach przed domem Michała O. przebrani dla niepoznaki w stroje świętych Mikołajów („dobroduszny Mikołaj w grudniowy wieczór budzi dobre skojarzenia” - pomyśleli). Wiedzieli, że Michał O. był jeszcze w pracy, a kiedy zobaczyli jego żonę i córkę opuszczające dom, rozpoczęli akcję. Bez większych problemów dostali się przez uchylone okno na parterze do kuchni budynku. Szybko przeszukali mieszkanie i rozpoczęli załadunek „fantów” do swoich dużych mikołajowych worków. Kiedy już mieli wychodzić w drzwiach stanęła żona Michała O., która zapomniała telefonu i wróciła się po niego. Żona Michała O. od lat pasjonowała się samoobroną we wszelkich jej formach, umiała walczyć, rzucać nożem i strzelać. Kiedy więc wpadła wprost na Juliusza L., błyskawicznie rozpoznała sytuację i szybkim ciosem złamała mu nos. Przerażeni atakiem Juliusz L. i Maciej B. klnąc uciekli w panice, porzucając worki. Kiedy żona Michała O. starała się uspokoić, usłyszała z domowego kominka gromkie „Ho, Ho, Ho !” i dźwięk dzwoneczka. To Michał O. chcąc sprawić bliskim niespodziankę rzucił się do komina wraz z workiem prezentów. Ku swojemu zdziwieniu - gdy znalazł się wreszcie w pokoju i wyciągnął ręce w kierunku żony, aby ją objąć - zamiast uradowanej twarzy małżonki zobaczył jedynie pogrzebacz (stojący zawsze przy kominku), którym żona uderzyła go w głowę, gdyż była przekonana, że przebrany za mikołaja mąż, jest trzecim włamywaczem i usiłuje się na nią rzucić. W wyniku wyjątkowo celnego i silnego, zamierzonego uderzenia Michał O. doznał złamania szczęki i nosa. Oceń odpowiedzialność karną Macieja B., Juliusza L. oraz żony Michała O.
12. 26-letnia Maria P. i 27 - letni Jan B. poznali się na dyskotece Walentynkowej w 2003 roku. Była to miłość od pierwszego wejrzenia i przez pierwszy rok znajomości ich pożycie było wyjątkowo zgodnie. Niestety, Maria P. pragnęła dzieci i małżeństwa, Jan B. - uważał iż jest jeszcze na to czas, ich związek przez kolejne dwa lata zdominowały kłótnie i wzajemne pretensje przeplatane krótkimi „miesiącami miodowymi” po każdym pojednaniu. W styczniu 2007 Maria poznała na wycieczce pracowniczej niepozornego szatyna, Lucjana M., który choć nie był tak przystojny jak Jan B., prezentował zbliżone poglądy na sprawy rodziny i miał fantastyczne poczucie humoru. W lutym 2007 r., Maria wyznała Janowi B., że „chyba dobrze byłoby się rozstać, bo ich drogi się rozeszły i tak będzie lepiej dla nich dwojga oraz, że on zasługuje na kogoś lepszego a ona chce zrealizować swe marzenia”. Jan B. nagle odkrył, że pragnie tego samego co Maria i że się zabije jeśli ona go rzuci. Maria zaproponowała mu „przyjaźń”. Jan B. ujawnił więc duszę romantyka: nachodził Marię P. w pracy, wystawał godzinami pod jej klatką schodową, ona pozostawała jednak nieugięta, mówiąc, iż wprawdzie połączyła ich wielka namiętność, wciąż się kochają jednak, nie mogą ze sobą zostać, gdyż ona pragnie spokoju i stabilizacji, jednak nie u boku Lucjana M., gdyż chce być teraz sama. Jan B., myśląc, że jest szansa aby Marię P. odzyskać, nie poddawał się, w marcu 2007 r. podjął trzy próby samobójcze (niestety wszystkie nieudane), raz skoczył z balkonu znajdującego się nad balkonem Marii P. z liną obwiązaną dookoła szyi, innym razem strzelał sobie w głowę na jej podwórku (zapomniał jednak nabić broni), jeszcze innym razem zażył śmiertelną dawkę leków nasennych i w ostatniej chwili napisał o tym swej byłej dziewczynie na gadu (jak się okazało pomylił opakowania i była to witamina C). W czerwcu 2007, gdy przybył do mieszkania Marii P z wizytą pojednania i przyjaźni, gdy ta wyszła do kuchni pokroić ciasto, zobaczył na włączonym ekranie jej komputera zapiski z ostatniej „rozmowy” Marii P. i Lucjana M., z której niezbicie wynikało, że są parą i że łączą ich relacje nie tylko platoniczne. Wściekły wstał i udał się do kuchni, gdzie udusił Marię P. Jak zeznał później: „nie wie co się ze nim stało, przed tym ja nie krzyczałem do Marysi, ona też nic nie powiedziała takiego żebym się zdenerwował, albo wzburzył". Jak stwierdzili biegli lekarze psychiatrzy zaburzenia depresyjne będące następstwem deklarowanej przez pokrzywdzoną chęci rozstania się z JB, w związku z nawiązaniem przez nią bliskich kontaktów z innym mężczyzną, doprowadziły u niego do głębokiej, istotnie ograniczającej kontrolę intelektualną, dekompensacji emocjonalnej, która skutkowała tym jego przedmiotowym, przestępczym zachowaniem. Biegli psychiatrzy zaopiniowali, że właśnie z powodu takiego emocjonalnego stanu skazany w czasie czynu miał w stopniu znacznym ograniczoną zdolność jego rozpoznania i pokierowania swoim postępowaniem. Proszę wskazać prawidłową kwalifikację prawną czynu JB i uzasadnić odpowiedź.