Rozbił się prezydencki samolot, 2010-04-10, 09:35
Samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie rozbił się, podchodząc do lądowania na lotnisku w Smoleńsku - powiedział PAP rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. Nie wiadomo, czy ktoś ucierpiał. Wygląda to bardzo źle - powiedział rzecznik MSZ.
„Przy podchodzeniu do lądowania samolot najprawdopodobniej zahaczył o drzewo. Pożar jest już ugaszony” - powiedział PAP Paszkowski.
Rozbił się prezydencki samolot, 2010-04-10, 09:45
Samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie rozbił się, podchodząc do lądowania na lotnisku w Smoleńsku - poinformował PAP rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. Nie wiadomo, czy ktoś ucierpiał. Wygląda to bardzo źle - powiedział rzecznik MSZ.
Ekipy ratownicze ugasiły płonącego prezydenckiego Tupolewa, próbują wydobywać pasażerów - powiedział rzecznik MSZ.
Na lotnisku panuje chaos.
Niecodzienna kampania, Niemcy pokazują język [PAP za: BBC]
Główną rolę w kampanii zachęcającej imigrantów do nauki mowy Goethego gra język niemiecki - dosłownie i w przenośni, bo widoczni na reklamach celebryci wytykają do patrzących język pomalowany w barwy flagi RFN, przypominając o jego roli w procesie integracji.
Kampania, o której na portalu informuje BBC, potrwa do końca lutego. Składają się na nią reklamy ukazujące różne osoby życia publicznego, wytykające język pomalowany na czarno, czerwono i żółto. Materiały te będą pojawiać się w prasie, w tym w bulwarówce „Bild” i tureckim dzienniku „Hurriyet”, cieszącym się dużą popularnością wśród społeczności pochodzenia tureckiego w Niemczech.
Wśród osób, które zgodziły się wystąpić w reklamach, znalazło się dwóch muzyków, prezenter telewizyjny, minister i piłkarz.
Integracja stała się jednym z najważniejszych tematów w niemieckiej debacie publicznej, zwłaszcza odkąd kanclerz Angela Merkel publicznie przyznała, że model społeczeństwa wielokulturowego w Niemczech zawiódł.
Na zeszłotygodniowej konferencji w Berlinie poświęconej integracji delegaci z kanclerz na czele uchwalili, że w ciągu roku należy wypracować konkretne wytyczne, aby integracja w Niemczech stała się rzeczywistością.
W Niemczech mieszka licząca ok. 15 mln mniejszość etniczna, z czego ok. 4 mln stanowią muzułmanie. Jest to druga, po Francji, co do wielkości społeczność islamska w Europie.
Tusk rozmawiał z premierem Norwegii o pożarze [PAP]
Premier Donald Tusk rozmawiał telefonicznie z premierem Norwegii Jensem Stoltenbergiem na temat sytuacji Polaków poszkodowanych w niedzielnym pożarze w norweskim Drammen - poinformowało Centrum Informacyjne Rządu.
Pożar, który wybuchł w niedzielę rano, strawił budynek zamieszkany zdaniem policji przez 24-25 polskich obywateli którzy przebywali czasowo w Norwegii, pracując w Drammen (ok. 40 km od Oslo). Zginęło siedmiu Polaków.
Premier Norwegii - informuje CIR - przekazał szefowi polskiego rządu kondolencje z powodu tragicznego wypadku i wyrazy współczucia dla rodzin zmarłych oraz dla całego narodu polskiego. Stoltenberg podkreślił, że to największy wypadek w Norwegii od 20 lat.
Premier Tusk podziękował za bardzo dobrą współpracę służb norweskich i władz lokalnych z polskimi służbami konsularnymi w Norwegii. Podkreślił, że polski rząd zrobi wszystko, aby umożliwić powrót ocalałych z pożaru do Polski.
Z pożaru uratowało się 15 osób, w tym dwoje rannych, których przetransportowano do szpitali. Stan jednego z nich jest nadal bardzo ciężki.
Pozostałymi ocalałymi osobami zaopiekowały się miejscowe władze. Działa grupa kryzysowa złożona z przedstawicieli ambasady RP, Kościoła katolickiego oraz władz samorządowych.
Norweska policja kontynuuje we wtorek przeszukiwanie zgliszczy spalonego domu w Drammen. Technicy kryminalistyczni sprawdzają, czy nie znajdują się tam jeszcze ciała ofiar oraz poszukiwanie dowodów wskazujących na przyczynę pożaru.
Nowy gatunek jaszczurki [IAR]
Zoolodzy z Muzeum Przyrodniczego w Paryżu wyhodowali jaszczurkę, która okazała sie nieopisanym dotychczas gatunkiem. Po raz pierwszy zdarzyło się opisać wyhodowany z jaja w sztucznych warunkach nieznany wcześniej gatunek.
Poinformowała o tym dyrekcja placówki.
Jaszczurka „geko” pochodzi z Wyspy Świętego Ducha, Vanuatu, na Pacyfiku. To stamtąd przywieziono jajo, z którego w paryskim muzeum wykluła się jaszczurka. Stało się to przed rokiem, ale poinformowano o tym dopiero teraz, gdy zwierzę jest już dorosłe.
Według dyrekcji placówki, wyhodowanie jaszczurki w takich warunkach otwiera nowe możliwości w staraniach o ratowanie przed wyginięciem zagrożonych gatunków. „Geko” jest żółta, z licznymi ciemnymi plamami. Ma mocno wybałuszone, ale proporcjonalne do rozmiarów ciała pomarańczowe oczy naznaczone czarnymi kreskami.
Trafił do szpitala zaatakowany przez rybkę akwariową
A) Rybka z gatunku Siganus unimaculatus zaatakowała hodowcę we wtorek wieczorem, kiedy ten naprawiał coś wewnątrz akwarium - wyjaśnił oficer Thomas Brussell.
B) Siganus unimaculatus ma wzdłuż kręgosłupa jadowite kolce, które zraniły właściciela w lewy palec wskazujący. Do szpitala zabrała go straż pożarna.
C) Siganus unimaculatus żywi się algami i wodorostami. Żyje w wodach zachodniego Pacyfiku.
D) 19-letni akwarysta ze stanu Nowy Jork trafił do szpitala poraniony przez własną rybkę akwariową - podała policja okręgu Nassau.
E) Nie wiadomo, jak czuje się zaatakowany przez rybkę akwarysta i jak poważne odniósł obrażenia.
Mirosław Zbąkiewicz, Hokejowy finał igrzysk: Kanada - USA 3-2 [Interia, 1.03.2010]
Kanada wygrała z USA 3-2 po dogrywce w wielkim finale turnieju hokejowego podczas igrzysk w Vancouver. "Złotego gola" w dogrywce strzelił Sidney Crosby, najlepszy obok Aleksandra Owieczkina hokeista świata.
Zaczęło się całkowicie przewidywalnie - od niesamowitego tempa, twardych starć pod bandami i uważnej gry w defensywie. Po pierwszych wyrównanych minutach prowadzenie objęli Kanadyjczycy. Ryan Miller odbił strzał Mike'a Richardsa, ale nie zdążył już zablokować krążka po dobitce z ostrego kąta Jonathana Toewsa.
Po strzeleniu gola gospodarze przejęli inicjatywę, zwłaszcza że na karę pojechał Bobby Ryan i Amerykanie musieli bronić się w osłabieniu. Kanadyjczycy coraz częściej strzelali, ale Miller świetnie bronił.
Kanadyjczycy lepiej rozpoczęli drugą tercję, a sędziowie pozwolili na ostrzejszą grę. W 28. minucie Ryan Getzlaf przejechał z krążkiem przez pół lodowiska, podawał z lewego skrzydła, fatalny błąd popełnił Ryan Whitney, a nadjeżdżający Corey Perry z bliska podwyższył na 2-0.
Jednak Amerykanie nie mieli zamiaru odpuszczać. Bliski szczęścia był Jack Johnson. Szarżował na prawym skrzydle, ograł obrońcę, ale nie podniósł krążka wystarczająco wysoko i Luongo był górą w sytuacji sam na sam. W 33. minucie nie miał już szans na skuteczną interwencję, bo Patrick Kane strzelał z prawego skrzydła, a Ryan Kesler dostawił kij i zmienił lot krążka, zupełnie myląc kanadyjskiego bramkarza.
Oba zespoły oddały jeszcze po kilka groźnych strzałów, a tuż przed końcem drugiej części Eric Staal nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Millerem.
Kanadyjczycy przycisnęli od początku trzeciej tercji, jakby chcąc wysłać Amerykanom sygnał, że są dzisiaj dla nich za mocni. Już po chwili Brenden Morrow trafił w słupek bramki USA. Od połowy trzeciej tercji Amerykanie przejęli inicjatywę, a Kanada starała się kontrować. Po jednej z takich akcji idealną okazję do strzelenia trzeciego gola dla gospodarzy miał Dany Heatley, ale Miller parkanem zablokował krążek.
Ataki USA były coraz groźniejsze, ale albo Roberto Luongo dobrze bronił, albo strzały były niecelne. 87 sekund przed końcem trener USA wycofał bramkarza. Kanadyjczycy wystrzeliwali krążek, ale 25 sekund przed końcem zostawili przed bramką trzech rywali i Zach Parise dobił gumę do siatki. A więc dogrywka!
Ekipa „Klonowego Liścia” groźniej atakowała i częściej strzelała (7-4). Bohaterem ostatniej akcji okazał się największy gwiazdor Kanady - Sidney Crosby, który dał Kanadzie najbardziej upragniony złoty medal tegorocznych igrzysk.
Na tegorocznych igrzyskach obydwa zespoły spotkały się w ostatnim meczu swojej grupy, decydującym o bezpośrednim awansie do 1/4 finału z pierwszej pozycji. Wygrali wówczas Amerykanie 5-3. Kanadyjczycy jednak w następnych spotkaniach udowodnili, że są głównymi faworytami do złota, a w wielkim finale wzięli rewanż.
Hokeiści Kanady wywalczyli ósme mistrzostwo olimpijskie w historii. Tyle samo ma Rosja (siedem tytułów jako ZSRR, a raz jako Wspólnota Niepodległych Państw).
Wojciech Szacki, Paweł Wroński, Brawa dla Tuska [GW, 13 X 2007]
Donald Tusk pokonał wczoraj w telewizyjnej debacie premiera Jarosława Kaczyńskiego. Chwilę później premier zwołał konferencję prasową i ogłosił swoje zwycięstwo.
Tusk i Kaczyński po wejściu do telewizyjnego studia podali sobie ręce. Ostatnie pudrowanie - żeby twarze się nie świeciły - i tuż po 20 się zaczęło.
Publiczność zachowywała się jak na meczu piłkarskim. Młodzieżówka PO zaczęła skandować: „Donald Tusk! Donald Tusk!”. Fani PiS próbowali im dotrzymać kroku, ale skandowanie im nie wychodziło.
To była inna debata niż ta Kaczyński - Kwaśniewski. Ostrzejsza. Obaj politycy kilkakrotnie zarzucili sobie kłamstwo, wypominali przegrane procesy i nie szczędzili sobie złośliwości. Gdy Tusk powiedział ostrym głosem: „Pana czas się skończył”, myśląc o czasie na odpowiedź, premier Kaczyński autentycznie się zdenerwował. W czasie rozmowy konsternację tuszował sztucznym uśmiechem, ale i Tusk czasem zagryzał wargi.
Lider PO sprawiał wrażenie lepiej przygotowanego, precyzyjnego. W części gospodarczej pytał premiera o konkrety: ile w ciągu dwóch lat podrożały ziemniaki, chleb, benzyna, kurczaki. I ile zarabia pielęgniarka.
Premier odpowiedział, że o kilkanaście procent. Tusk poprawiał - o kilkadziesiąt. Sypał cyframi. Przypomniał pielęgniarkę, z którą rozmawiał w szpitalu w Skierniewicach i która zarabia tylko 1025 zł.
- Gdzie są trzy miliony mieszkań? - pytał Tusk.
- Pan mnie pyta o program na osiem lat po dwóch latach. Przeszkadzają różne układy - bronił się premier.
Tusk: - Jeśli dobrze rozumiem, to powiedział pan, że mieszkania buduje się, rozbijając układy. A ja budowałem mieszkania i wiem, że buduje się je z cegieł. Gdy Kaczyński zarzucał Tuskowi uleganie liberalnym teoriom gospodarczym, Tusk odpowiedział, że te dwa miliony osób, które wyjechało z Polski, wybrało liberalną gospodarkę Irlandii i Wielkiej Brytanii.
Rozmowa była momentami złośliwa. Premier zwracał się do Tuska: „Panie Donaldzie”. - Drogi panie Jarosławie... - odpowiedział Tusk.
Gdy premier raz jeszcze powiedział: „Panie Donaldzie”, Tusk nie mógł opanować śmiechu.
- To jak mam mówić!? Donaldku? Donaldusiu?
- Mów mi Donku - poprosił przewodniczący PO.
Opisując obecną politykę zagraniczną rządu, Tusk powtórzył słowa prof. Władysława Bartoszewskiego o dyplomatołkach z PiS.
Kaczyński chwalił się dobrymi kontaktami z Niemcami, w których przeszkadzają tylko sprawy przesiedlonych. - A pan zajmował się ustalaniem, czy Gdańsk jest polski, czy niemiecki - zwrócił się do Tuska.
- Jest mi wstyd, że premier usiłuje sugerować, że niektóre miasta nie są polskie - odparował Tusk.
Pytał Kaczyńskiego, dlaczego nie ma „taniego państwa”. Dlaczego w przyszłym roku przeznacza się na kancelarie premiera i prezydenta aż 300 mln zł? To jest najdroższy rząd w Europie.
Kaczyński: - My prowadzimy politykę „taniego państwa”. Walczymy z korupcją. Trzymamy z daleka od władzy PO i LiD i to jest walka o tanie państwo.
Wywołało to rozbawienie publiczności, śmiali się też niektórzy zwolennicy PiS.
Sympatycy PO krzyczeli: - A co z Samoobroną?
Tusk przypominał, że PO wielokrotnie ostrzegała premiera przed ludźmi marnej reputacji - Lepperem czy Kornatowskim. Premier tłumaczył, że z Samoobroną tak rządził, że na każdym kroku za politykami Samoobrony postępowało CBA.
- Czy minister Ziobro i szef CBA powinni zostać na stanowiskach? - spytał Kaczyński.
- Niech Ziobro się zajmie walką z korupcją, a nie konferencjami prasowymi. Miał dwa razy więcej konferencji niż CBA realnych sukcesów - odparł Tusk.
Jeśli pan atakuje tych polityków, to znaczy, że pan poparł korupcję - atakował Kaczyński.
Obaj rywale byli pytani o możliwość koalicji PO-PiS po wyborach. Tusk: - Mój plan to koalicja z PSL. Kaczyński: - Wygramy wybory sami, jesteśmy otwarci na rozmowy o większości konstytucyjnej także z PO. Wyciągnął rękę do Tuska, ale ten nie zareagował.
W podsumowaniu Tusk przekonywał: - Możemy uczynić cud gospodarczy jak w Irlandii czy Estonii. Zbudujemy taką ojczyznę, w której nawet pan prezes dobrze się poczuje.
Kaczyński: - Chcemy budować wspólnotę narodową.
Po debacie obaj ogłosili zwycięstwo.
Kaczyński na konferencji: - Czuję się całkowicie jednoznacznym zwycięzcą, Tusk nie miał nic do powiedzenia - każdy widzi.
Tusk: - Wygrała Polska i nasze marzenia o lepszej Polsce.
Komentowali także sztabowcy. Rafał Grupiński (PO): - Super, dla nas trzy do zera. Tomasz Dudziński (PiS) pobiegł z pretensjami do młodzieżówki PO. - Ich zachowanie było skandaliczne jak cała agresywna kampania PO - mówił dziennikarzom.
Ignacy Karpowicz (ur. 1976 r. w Słuczance koło Białegostoku), pisarz, podróżnik. Nominowany do Paszportu POLITYKI za debiutancką powieść „Niehalo” (2006 r.). Rok później napisał „Cud” i „Nowy Kwiat Cesarza”. Jego kolejna powieść „Gesty” została w 2009 r. nominowana do nagrody literackiej Nike. Właśnie ukazała się jego najnowsza powieść „Balladyny i romanse”.
Rutkowski nowym szefem Programu II Polskiego Radia [Dz]
Profesor Krzysztof Rutkowski został nowym dyrektorem Programu Drugiego Polskiego Radia.
Polonista, pisarz i dziennikarz, na stałe mieszka w Paryżu. Jest autorem między innymi publikacji „Paryskie pasaże”, „Stos dla Adama albo Kacerze i kapłani” czy „Śmierć w wodzie”.
Krzysztof Rutkowski przetłumaczył też wiele pozycji z literatury francuskiej. Jest laureatem Nagrody Fundacji imienia Kościelskich. W latach osiemdziesiątych współpracował w Paryżu z Radiem Wolna Europa. Pracował też w Radio France Internationale. Prowadził audycje autorskie i kierował działem kulturalno - literackim.
85. urodziny socjologa, filozofa, eseisty
Gloria Artis dla profesora Baumana [Gazeta Wyborcza]
- Jako człowiek jestem istotą zarozumiałą, więc krytyką się nie przejmuję, jak również nagrodami, bo są często wynikiem nieporozumienia. Podejrzewam, że jednym z powodów jej przyznania jest mój karygodny wiek - żartował prof. Zygmunt Bauman podczas wczorajszej uroczystości w Warszawie.
W dniu 85. urodzin prof. Bauman otrzymał z rąk ministra Bogdana Zdrojewskiego złoty medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. - Refleksja o świecie, którą pan profesor nas obdarza, jest refleksją, która uczy, choć czasem jest przykra - mówił minister.
- Dziękuję, że przy Krakowskim Przedmieściu jest choć jeden przyjazny gmach [Ministerstwo Kultury], bo ten po sąsiedzku, uniwersytet, już dwa razy się mnie pozbywał - odpowiedział jubilat.
Zygmunt Bauman to światowej sławy socjolog, filozof i teoretyk postmodernizmu. Zmuszony do opuszczenia Polski w roku 1968 wykładał na uczelniach w Izraelu, USA, Australii, Nowej Funlandii i Wielkiej Brytanii. Publikuje głównie w języku angielskim. W 1989 r. za książkę „Nowoczesność i zagłada” został uhonorowany Europejską Nagrodą Amalfi, w 1998 r. otrzymał Nagrodę im. Theodora W. Adorno.
Kardynał Nycz z biretem i pierścieniem [Gazeta Wyborcza]
Metropolita warszawski Kazimierz Nycz otrzymał w sobotę od papieża biret kardynalski, a w niedzielę pierścień kardynalski.
Kard. Nycz był jednym z 24 nowych purpuratów z całego świata, którzy przyjechali do Watykanu na uroczysty konsystorz.
- Nigdy w życiu władzy nie pragnąłem. Nie uważałem, że bycie biskupem czy kardynałem to kwestia władzy. Mam taką świadomość zupełnie nieudawanej pokory, chciałbym jak najlepiej służyć ludziom - powiedział potem dziennikarzom.
Nowemu kardynałowi gratulowała małżonka prezydenta Anna Komorowska, która uczestniczyła w uroczystości wraz z ambasador RP w Watykanie Hanną Suchocką. - Myślę, że teraz może dalej prowadzić warszawski Kościół, tak jak do tej pory prowadził, a może jeszcze lepiej, bo po kardynalsku - stwierdziła pierwsza dama.
60-letni kard. Nycz jest doktorem teologii, przez wiele lat pracował jako biskup pomocniczy w Krakowie, był też ordynariuszem diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Metropolitą warszawskim jest od 2007 r. - Gdy w polityce dochodzi do próby zasłonięcia się Kościołem, to nie uważam tego za prawdziwe chrześcijaństwo - mówił w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" kilka lat temu.
Jako kardynał będzie miał prawo udziału w konklawe wybierającym papieża. Wzrośnie też jego pozycja w Episkopacie - będzie miał zagwarantowane miejsce w Radzie Stałej (teraz zasiada w niej, bo został wybrany).
W czasach, gdy głośny znaczy ważny, ona potrafiła być cicha i ważna. W czasach, gdy liczy się tylko to, co nowe, umiała mówić rzeczy stare w taki sposób, by były użyteczne jak nowe. Jej siłą była pewność. Nie pewność siebie, ale wiara innych, że jej słowa są pewne. Dla pokiereszowanej polskiej humanistyki, naznaczonej śladami rozmaitych ukąszeń, kompromisów, prób, wiraży, kryzysów i mód, w obliczu których niemal każdy przynajmniej raz zgubił drogę, zbłądził i znalazł się po złej stronie, była jak Gwiazda Polarna, dzięki której błądzący zawsze mogli zrozumieć swoje położenie i wrócić do domu. Innej gwiazdy, tak nieomylnie wskazującej kierunki i położenia, nie mieliśmy od dawna i może nie będziemy już mieli. Bo do takiej roli potrzeba tej wyjątkowej synergii szlachetności, rozumu i doświadczenia, której wytworzenie stało się możliwe tylko jako uboczny efekt przełomów i tragedii XX w.
Subtelna panienka z ziemiańskiego domu, odważna konspiratorka, więźniarka, łagierniczka, sybiraczka, późna repatriantka i bardzo spóźniona, ale niebywale zdolna studentka filozofii, jako filozofka bardzo wcześnie - już koło pięćdziesiątki - zaczęła się wyzwalać do samodzielnego myślenia. I szybko stała się pierwszą polską filozofką wagi ciężkiej. Nie dlatego, że tworzyła wielkie, modne w nowoczesności konstrukty, ale dlatego, że budowała filozoficzną kulturę, łączącą niezwykłą trzeźwość myślenia, brak złudzeń, zdolność do radykalnego zmierzenia się z rzeczywistością życia i zarazem absolutnie wolną od wszelkiego cynizmu, zakorzenioną w tradycyjnych humanistycznych wartościach. Potocznie można powiedzieć, że jakimś niezwykłym sposobem udało jej się pożenić pragmatyzm z idealizmem, czyli ogień z wodą. I własnym życiem umiała pokazać, że to połączenie działa.
W swojej ostatniej książce „Tercet metafizyczny” napisała: „Śmierć przecina wszystko, nawet tę nadzieję na moje przetrwanie w pamięci naszego społecznego świata”. Kto umarł, nie może już żywić nadziei. Ale pamięć trwa w tych, którzy zostali.
Gdyby nie ta głupia śmierć, która nas wszystkich czeka i ślepo dopada znienacka, miałby dzisiaj Piotr Skrzynecki, urodzony w Warszawie (o czym Krakusy starają się zapomnieć) 12 września 1930 r., osiemdziesiąt lat. Christian Millau, słynny francuski dziennikarz, pisarz, krytyk literacki, a przy okazji znawca win, rówieśnik Piotra, na pytanie, czy wierzy w Boga („Le Figaro Magazine” 11.09.2010), odpowiedział: „Jestem przekonany, że Bóg ma brata bliźniaka. Jeden zajmuje się ptaszkami, a drugi jest opiekunem łajdaków”. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Piotra zabrał nam ten drugi. Czy gdyby żył Piotr, Rzeczpospolita byłaby inna? Bez chwili wahania udzielam odpowiedzi twierdzącej.
W oparach wódki, która zastąpiła młodopolskie: absynt, alasz i arak, stworzyła Piwnica pod Baranami swoisty styl przeciwstawiania się zreglamentowanej przez reżym rzeczywistości. Szyderstwo, poza rzadkimi wyjątkami, zasadzało się w nim na lekceważeniu i wzruszeniu ramion. Wy gadacie z mównic, a my śpiewamy swoje, jakby was nie było. Żeby jednak taki głos był słyszalny, bo w końcu ramionami może wzruszyć każdy, rzecz oparta być musiała na najwyższym, niemożliwym do zakwestionowania ani pominięcia, poziomie artystycznym, muzycznym, literackim i w końcu filozoficznym. Tu właśnie czuwał Piotr ze swoim niebywałym wyczuciem granic, które dzielą kicz i dowcipkarstwo od satyry i sztuki.
Już w latach 60., co trwało i w 70., stała się Piwnica pod Baranami bez mała narodową instytucją, którą władze szykanowały na mnóstwo przyziemnych sposobów, ale ze względu na lansowany wizerunek socjalizmu z ludzką twarzą, a także rosnącą wciąż międzynarodową już sławę niektórych artystów nie poważały się na sięgnięcie do ostatecznych środków. Wielkie były to lata Piwnicy.
Paradoksalnie jednak, swoje apogeum osiągnął kabaret, pomimo że zabrakło w nim wielu jego dawnych, najjaśniejszych gwiazd, jak Ewa Demarczyk, Wiesław Dymny czy Krzysztof Litwin, w latach stanu wojennego. Gdzieś na górze stały czołgi, żołnierze grzali ręce przy piecykach, a na dole zespół śpiewał, rozpisany na chórki, dekret zagrażający obywatelom sankcjami „do kary śmierci włącznie”.
Genialny pomysł podkładania muzyki pod dokumenty państwowe (których wszak ocenzurować nikt by się nie ośmielił) zwieńczyła, brawurowo wykonana przez Zbyszka Raja, „Abolicja”. Ów napisany niezdarną nowomową akt przebaczenia dotyczył Piotra właśnie. A było to tak: na Rynku odbywała się solidarnościowa demonstracja. Piotr na tyle źle czuł się w tłumie, że sam się do pochodu nie wmieszał, ale wraz z przyjaciółmi poszedł zobaczyć, co się dzieje, i oklaskiwać manifestantów. Następnego dnia, o świcie, zbudziło go łomotanie do drzwi. Otworzył zaspany, w piżamie. Przed nim stało trzech smutnych panów. „Na powitanie - jak opowiadał - dostałem w mordę. Upadłem. Co może powiedzieć leżący na ziemi półgoły i nieumyty facet trzem osiłkom w skórzanych płaszczach? Zagadnąłem więc: - A może się panowie napiją herbaty?...”. Ta propozycja tłumaczy wszystko.
Przyjaciel Piotra i mój, Zbigniew Benedyktowicz, jesienią 1981 r., a więc w okresie nieustannych dyskusji „wejdą czy nie wejdą”, tłumaczył wszystkim, że jeśli wejdą, jest tylko jedno do zrobienia: „Ubieramy się wszyscy w najelegantsze, jakie mamy, szmatki, zapraszamy najpiękniejsze dziewczyny, spacerujemy, całujemy się. Orkiestry uliczne grają walczyka. Wręczamy sobie wspaniałe bukiety kwiatów. Kawiarnie wystawiają stoliki na zewnątrz. Siadamy, zamawiamy najbardziej wyrafinowane koktajle, dyskutujemy o »Wyznaniach« świętego Augustyna. Ich po prostu nie zauważamy”. Jakże wiele tu Piotrowego natchnienia. I nie ma w tym żadnego eskapizmu. To nie ucieczka od rzeczywistości, a tylko sposób zmierzenia się z nią.
Podział, kto w kawiarni kartkuje „Wyznania”, a kto w czołgu dzieła Machejka, był jasny i definitywny. Z tego czerpały muzy - od tych nieopierzonych i wulgarnych, aż po salonowe i intelektualne. 1989 r. zadał spolaryzowanej konstrukcji świata cios śmiertelny. Zza Buga przestały nadchodzić ukazy i wszystko się tam zgoła pokomplikowało. Czarno-biała opozycja znikła. I przeciw komu teraz kierować ostrze satyry, żeby nie ograniczyć się do partyjnej publiczności?
Oglądając polskie kabarety i dowcipnisiów, tych przynajmniej, których pokazują polskie media, widać, że nie dały sobie rady z wyzwaniem. Żałosne skecze, z których śmieją się widzowie dlatego tylko, że zapłacili za bilet i jakoś trzeba przed samym sobą usprawiedliwić ten bezsensowny wydatek. Szopki Marcina Wolskiego, mieszające w niestrawny kleik kicz z prymitywną propagandą. Z drugiej strony niewybredne dowcipy o kaczorach, które po tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego stały się równie niesmaczne, co zdezaktualizowane. Piwnica pod Baranami czasem jeszcze popiskuje, ale jak to armia bez wodza, dawno już odtrąbiła rejteradę.
Co zrobiłbyś dzisiaj, Piotrze, napisz w liście do Jana Nowickiego, z którym wszakże korespondujesz, albo jeszcze lepiej, gdyby cię nam łaskawe duchy przysłały choć na chwilę z czyśćca (z tym niebem to już chyba Nowicki przesadził) na konsultacje.
Myślę, że wiem. W słomkowym kapeluszu, ze wspaniałym bukietem i „Wyznaniami” św. Augustyna w ręku zapukałbyś do drzwi wiejskiego domu Olgi Lipińskiej. Zdziwiłaby się zapewne, widząc cię na progu, ale znając jej obyczaje, nie pokazałaby po sobie niczego i zaprosiła na pokoje. Długie byłyby i uciążliwe dyskusje. Twoja postawa, która dzisiaj, w niezmienionej formie, stałaby się już jednak eskapizmem, jej weredyczność spowodowała plombę na twórczość w „misyjnej” telewizji. Kolejne flaszki szybko znikałyby ze stołu (w czyśćcu nie ma wyszynku, więc musiałeś korzystać z okazji), aż doszłoby do zgody: trzeba natychmiast wskrzesić Tureckiego. Intelektualiści klęczą w kruchcie, politycy się boją, ktoś musi wreszcie wygarnąć obywatelom jakiś ułamek prawdy. Kto, jeśli nie Turecki? Tak śniłem, Piotrze. Ty, Olga Lipińska i Turecki tańczycie nade mną w chmurach. Postaraj się u św. Piotra, żeby cię zwolnił na weekend. A Zygmunt Konieczny dopisze muzykę.