Witam wszystkich, którzy się przestraszyli, że napiszę coś takiego jak lemonek o parce Gaav/Nagha...
Wiecie, po herbacie byłabym do tego zdolna... Tutaj muszę podziękować jednej osobie, która zawsze pięknie mi śpiewa opening z Generała Daimosa i ma niesamowite pomysły, jeżeli chodzi o niekonwencjonale pary....obojętnie z jakiego anime, nie?
Już ty dobrze wiesz,że do ciebie mówię^^
Oka, no to wstęp już mamy, nie? Możemy jechać^^
~****Spotkanie****~
~**************~
Lina rozejrzała się. Ze spokojnej polanki, gdzie niedawno ucztowali nie zostało prawie nic.
Oczywiście, jeśli nie liczyć typowego krajobrazu po bitwie, kraterów i pęknięć w ziemi, pożaru lasu i innych atrakcji tego typu.
Walka przenosiła się coraz dalej i dalej... Wiodoczne to było dzięki pasowi zniszczonej ziemi, kiedy przeciwnicy zajmowali coraz to nowe obszary.
"Widocznie po "przypadkowym" trafieniu Amelii Xelloss usiłuje go od nas odciagnąć...Musiał słyszeć wszystko, co powiedziała nam Merle... Cholercia a tak uważaliśmy..."
Porozumiała się wzrokiem z grupą.
- Już wie, że Filia zaraz tu bedzie, więc nie ma co dalej ukrywać, przenosimy się!
Nikt nawet nie pomyślał, żeby się z nią spierać.
Zel przerwał uzdrawianie Amelki tylko po to, żeby ją wziąść na ręce. [XD XD XD Zelek, ty mash u mnie za dobrze, ja ci chyba coś zrobię^^ XD] [Ej,to moje hobby! = =" -Murasaki]
Przeszli za pagórek, na którym kiedyś stała świątynia. Nie było słychać niczego w hałasie, jaki powodowały eksplozje. W najdogodniejszym momencie Lina zaczepiła Merle.
- Wiesz, kiedy i gdzie się zjawią? Możesz pokazać? - wrzasnęła jej prosto do ucha.
Musiały znowu poczekać aż odgłosy walki staną się cichsze.
- Tak, to będzie tutaj, zaraz się pojawią. Myślisz, że to długo potrwa? - machnęła ręka w kierunku walczących.
Czarodziejka kręci głową, nie jest w stanie ocenić. Ich poziom jest zbyt wyrównany.
Wszechwidząca przekrzywia głowę, jakby pytała o sens tej walki. Czły czas uważnie obserwuje poczynania Zelgadis'a. Amelia jest już prawie zdrowa.
- Leci tu!
Po chwili wszystko rozbłyska na żółto i jasnoczerwono. Dobrze, że się przesuneli. Trzeba usunąć się dalej.
Znaleźli w końcu lepiej osłonięte miejsce. Ma tylko jedną wadę. Nie są w stanie obserwoać całej walki.
~***********~
"Czy oni poszaleli?" zastanawiam się, odruchowo uchylając się przed czymś, co wygląda jak kwas solny i chyba ma nawet podobne właściwości...
Chować się w takim miejscu, to wręcz zaproszenie do trafienia... Ale już moja w tym głowa, żeby byli bezpieczni przynajmniej dopóki nie pojawi się jego partner z moim smokiem.
Heh, a myśleli, że dam się nabrać... Niestety, Lino twój plan był dobry, ale ja jestem lepszy.
Wkurza mnie, delikatnie mówiąc, ten młokos. Atakuje, jakby wcale nie miał planu i liczyło się jedynie zabicie mnie w afekcie.
Trudno mi go ocenić, bo on nie ma wyczuwalnych emocji. Można tylko zakładać, że nie zmienił planu.
- I po co się starasz? Przecież jeszcze nie chcesz mnie zabić...
To go tylko zdenerwowało. W każdym razie tak to wygląda, ponieważ nadal nie mogę niczego wyczuć.
To obala moją teorię o "tłumionych emocjach", myślałem, że u tych mieszańców są one po prostu "cichsze" i że po przekroczeniu pewnej granicy staną się namacalne.
Ale nie. Scin jest już na którejś z kolei granicy. Walka staje się coraz trudniejsza, bo sprowokowałem go i teraz naprawdę chce mnie zabić.
- Co to nieodrodny braciszku, czyżbyś chciał z m i e n i ć plany?
To była karkołomna idea. W końcu swego czasu Valgaav równiez był takim mieszańcem a mogłem wyczuć jego emocje. Więc dlaczego?
Rozjuszyłem go. Teraz w jakiś sposób wiem, że on nie myśli o niczym innym tylko jak mnie zabić. Chyba po ruchach poznaję taki rodzaj wściekłości. Bo w tym przypadku tylko po tym można poznać.
I po twarzy.
I słowach.
Jego ataki stają się silniejsze, coraz trudniej ich unikać i blokować... za chwilę nie dam rady nawet sparować. Chyba własny gniew dodaje mu sił.
To może być koniec. Nie musi, ale może.
Było warto.
~**********~
Otwieram oczy. Zamiast obiecanego słońca mam przed oczami szalejący ogień. To jest piekło.
- Filia!
Słyszę swoje imię. Odwracam się powoli od trzymającego mnie Lleu.
Kręci mi sie w głowie od hałasu i zapachu spalenizny. Upadam.
Val mnie przytrzymuje. Val, mój syn.
- Ostrożnie ją połóż! - słyszę jak Lina go instruuje, ktoś pomaga mnie położyć, jasne włosy, to chyba Gourry.
Słyszę drobne kroczki.
- Recovery! - są wszyscy, nawet młodziutka księżniczka. Czuję, że siły wracają.
Próbuję otworzyć oczy, ale ktoś zakrywa mi je ręką.
- Nie otwieraj teraz, bo oślepniesz. - słyszę spokojny, miły głos. Znam go...
Czuję, że robi się coraz cieplej, zapach spalonego drewna jest coraz mocniejszy. Mam ochotę poderwać się i odejść.
Słyszę jak Lina krzyczy, że Val i Gourry mają mnie zabrać dalej, gdziekolwiek by to nie było, słyszę jak Amelia protestuje, że jeszcze nie można mnie ruszać.
Słyszę jak Zel z Liną osłaniają nasz odwrót, słyszę jak Val szepcze mi, że wszystko będzie dobrze, jak Gourry liczy kroki, jakiś żeński, miły głos kieruje naszą trasą...
W końcu leżę gdzieś, wybuchy są tu trochę cichsze, i czuję drzewa, nie są spalone, czuję wiatr.
Otwieram oczy.
Nie myliłam się, są tu wszyscy. Val siedzi tuż koło mnie. Obejmuję go, tak się martwiłam o ciebie.
W oddali siedzi Amelia i z niepokojem obserwuje niebo, widać łunę, tam gdzie palił się las.
Zel i Lina przsłuchują Lleu. Ten udziela im tych samych informacji co i mnie. O pomoście. Gaei. Maszynie i Fragmencie. I o czymś dziwnym, antidotum o nazwie Egg.
Egg...
Widzę, że Gourry niewiele z tego rozumie, zresztą nikt chyba oprócz dziewczyny.
Jest dziwna, zupełnie jak w moim śnie.
Ma srebrzyste włosy. Nie świecące na błękitno, tylko szarosrebrne. Fantazyjnie uczesane w kitkę, przy pomocy czegoś co wygląda jak korona.
I ma gwiazdki. Heksagram i dwa pentagramy. Dwa pentagramy na kościach policzkowych. Czerwone.
I bardzo niebieskie oczy.
- Śniłaś mi się.
Val patrzy na nią z dziwną miną. Ale jej to nie peszy.
- Chciałam cię uspokoić. Jestem Merle.
Tak, już wszystko wiem. Lleu mi tłumaczył po drodze. Wiem. Wszechwidząca.
- Pwyll w ciebie nie wierzy...- mówię z takim trudem, jestem senna...oh, spać!
- W tym nasza siła. - Val, a ty skąd wiesz? Od niej? Więc jest prawdziwa... muisz ją chronić bo na pewno spróbują ci ją odebrać, skoro jest prawdziwa.
Nagle świadomość tego, że oni wiedzą podrywa mnie na nogi.
- Spokojnie, będzie jeszcze czas na pytania. Wszystko ci wytłumaczę, Filia san, tylko nie teraz.
- Filia-mama, proszę leż spokojnie, aż Recovery zadziała.
Lleu przygląda mi się. Trudno określić co myśli albo w jakim jest nastroju, ale chyba nie jest niezadowolony.
Raczej...usatysfakcjonowany.
Znika w obłoczku akwamaryny, żegnany wyzwiskami Liny i jednym, ale za to dosadnym, przekleństwem Zelgadis'a.
- Zobaczcie tam. - Merle wskazuje na walczących. Pomiedzy nimi drobna, srebrzysta figurka Lleu.
~**********~
Pojawił się ten dziwny facet. I miałem niejasne wrażenie, że skądś go kojarzę. Ale skąd?
A taaa, to on był wtedy w ogródku Filii z tym drugim gościem. Ten drugi sie teraz naparza z Xelloss'em.
Dziwne, najpierw ją porywają a teraz oddają?
chciałem go o wszytko zapytać... Bo Liny dzisiaj lepiej nie denerwować, rano wleciała do dziury a jeszcze wcześniej musiała pobic Zela i nie zjadła sniadania.
Ale nie zdążyłem bo ten dziny facio zniknął tak jak czasem Xelloss... I tak sobie pomyślałem, że oni maja dziwny zwyczaj znikania, i że pewnie wszyscy się pojawiają w jednym miejscu.
Nawet wiem w jakim. Lina mi powiedziała. Jak ją zapytałem gdzie jest Xelloss jak go nie ma to powiedziała, że w miejscu gdzie diabeł mówi dobranoc.
Co prawda nie wiem gdzie to jest, ale dobrze, że Lina wie.
No w każdym razie, pomyślałem, że zanim tam pójdzie ten srebrno świecący gość to najpierw pójdzie po kolegę, no ja bym tak zrobił, i rzeczywiście bo po chwili ta Merle, co ją Val przywołał, mówi, że mamy coś zobaczyć.
Patrzę, i rzeczywiście są tam.
Coś z minutkę sobie pogaworzyli, a potem ten ciemny zniknął.
Dziwne.
~***************~
Moja Filia jest tutaj.
Cała i zdrowa.
Przynajmniej ogólnie.
Nie mogę nic zrobić, zbliżyć się w żaden sposób. Nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że czuję wyraźnie, że ona...
Filia nie chce mnie znać.
Muszę pilnować tego całego Lleu. Skąd wiedział kiedy przerwać nasz pojedynek?
Ponadto chcę wiedzieć gdzie jest Scin. Nikt nie zabiera mojej własności bezkarnie.
Filia jest moja.
Nawet, jeśli tego nie che, to i tak... jesteś moja, słyszysz? Nie możesz słyszeć, nie chcesz nawet o tym myśleć, ale tak jest...
Gdzieś w głębi siebie czujesz. Czujesz, do kogo należysz i z kim się związałaś...
Jeszcze się upomnę o ciebie. Nie ma pośpiechu.
Ten cały Lleu jest dziwny. Wydaje się być rozczarowany, chociaż nie wiadomo co naprawdę czuje.
Podprowadzam go do rudej, która aż kipi. Ale Filia ją uspokaja. Zresztą Lleu sam proponuje, że powie im wszystko, co wie.
Siada ciężko nieopodal Zel'a i cały czas obserwowany przez czujne oczy otaczjących go istot, zaczyna opowiadać...
~************~
- Nazywam się Lleu, Lleu ap Sherra. - pauza. Widzę zakoczenie na ich twarzach, czuję zaskoczenie tego mazoku.
Chociaż po nim niczego nie widać.
Tylko trzy osoby wydają się być nieporuszone. Pierwszy, to ten wojownik w płytowej zbroi. Siedzi i spogląda na swoją towarzyszkę, czujny na każde zmarszczenie jej brwi.
Jakby była jego wyrocznią.
Może i jest.
Nastepnie ta dziewczyna. I na niej i na szermierzu imię mojej matki nie robi wrażenia... widocznie nie mają pojęcia kto zacz...
Albo, jeśli ta dziewczyna jest naprawdę widzącą, to wie już o wszystkim i cokolwiek powiem, nie będzie już dla niej rewelacją.
Trudno.
No i Filia. Ona się spodziewała. Albo Lio jej powiedziała...
Właśnie, trzeba im wszystko ładnie wytłumaczyć.
- Wiecie już, że pochodzę z kasty mieszańców. Moim ojcem był prawdopodobnie elf... - znowu przerwa, bo ten mazoku przeszkadza.
- Sherra nie ma dzieci. - oświadcza lodowato. No tak.
- Masz rację. - kolejna konsternacja pośród ludzi i smoków. Tym razem zakoczyłem wszystkich. - Technicznie, nie jestem jej dzieckiem, ponieważ jak wszyscy zaraz zauważyliście, stwierdziłem, że nie znam swego ojca, a jak wiadomo mazoku prędzej zacznie śpiewać niz zdecuduje się na macierzyństwo...wyjąwszy jeden wyjatek.
Wiem, że wzmianka o tym wyjątku uciszy Xelloss'a na jakiś czas.
- A Sherra z pewnością nie jest tym wyjątkiem, tak?
No proszę, jednak Pwyll nie docenia panny Inverse. Odmalował mi ją jako chełpliwą, zapatrzoną w siebie heroinę.
Tymczasem mam do czynienia z bardzo przenikliwą istotą. Tym lepiej.
- Ależ nie. I z pewnością nie wiedziała nawet, że powołała mnie do życia. Przynajmniej do pewnego momentu.
- To jak przyszedłeś na świat? - pyta blondynek ciekawie. Teraz ja jestem w szoku. Po pierwsze, nie sądziłem, że słucha, po drugie...
...cóż, nawet panna Lina ma na samym wierzchu umysłu nieciekawą opinię o ilorazie inteligencji delikwenta.
A szkoda. Bo po przejrzeniu jego mózgu... Ale co tam. Nie moje zadanie.
- Nie będę przed wami niczego ukrywał. Narodziłem się w wyniku tortur, jakie pani generał Sherra zaaplikowała mojemu ojcu. Po złączeniu energii pozbyła się wszystkiego, co jej przeszkadzało i tak oto narodziłem się ja.
- Czyli...jestes tylko wiązką energi?
- Dokładnie. Chociaż niezupełnie. W każdym razie, przyjęcie humanoidalnej, wykrywalnej formy zajęło mi, bagatelka około sześciuset lat... Przyznam, że nigdy bym nie był w stanie jej wykształcić, gdybym nie zobaczył Lionessy.
Obserwuję, jak trawią te informacje. Mała czarnowłosa jest wzruszona. Chyba mi współczuje. Ma miły, przyjemny umysł idealistki... Ale nie nazwałbym go nieskomplikowanym.
Ktoś zdolny do tak olbrzymich poświęceń nie może być nieskomplikowany.
- Kochałeś ją...musieliście poznać się na biegunie, zanim uciekliście.... - Filia. Ma taki smutny głos. Chyba już wiem, dlaczego Lio tak bardzo zależało, żebyś żyła.
Dobrze zrobiłem.
- Tak było. A potem ucieklismy. Scin nas uratował. Od tamtej pory byliśmy nierozłączni.
Znowu sobie obradują, zupełnie im nie przeszkadza, że ja muszę dokończyć. Rudowłosa wyjaśnia wszystko koledze, a srebrnowłosa coś tam prostuje, jakieś nieścisłości...
- W każdym razie - podejmuję znowu. - przyłączylismy się do Pwyll'a ponieważ podobała nam sie jego koncepcja... świat tylko dla nas, świat, gdzie moglibyśmy żyć... Trudno, utopia, rozmyło się.
Ruda ma pytanie.
Udzielam jej głosu.
- Więc powiedź nam, Lleu...dlaczego jestes tutaj?
Najtrudniejsza część przede mną. Nabieram tchu, żeby odowiedzieć...
- Ponieważ Scin zabił jego żonę i dziecko...nienarodzone dziecko...tylk dlatego, że...pomogła mi, bo ja....
Filia mnie wyprzedziła. Biedna, nie sądziłem, że tak z nią źle, że tak się przejmie śmiercią mieszańca. Widać nie jestem wolny od stereotypów.
Patrzę, jak przybrany syn Filii obejmuje ją i uspokaja. A ta dziewczyna podaje jej herbatę.
- Tak... tak było. Scin planuje zemstę na jedynych, żyjących krewnych. - obracam się w kierunku Xelloss'a, nie życzyłem ci nigdy dobrze, ze względu na Scina, a teraz nie mogę życzyć ci źle ze względu na tego smoka...
Jedyne co mogę to ostrzec. Tylko czy taki uparty demon jak ty posłucha mieszańca? Spróbujmy.
- I nie spocznie, dopóki nie odbierze im wszystkiego, do czego się przywiązali, wszystkiego, z czym wiązali plany, wszyskiego co znają... a potem zabije.
Patrzę, usmecha sie bezczelnie. Ale przynajmniej wysłuchał.
- To wszytko jest u nas rodzinne.
Lina targa sobie włosy.
- No dobra, to chociaz powiedź nam co ten cały Pwyll planuje!
Kręcę głową.
- Nie. Mistrza nie zdradzę. To Scin zdradził mnie i Lio. Chciałem się zemścić i oddałem wam smoka. Więcej nie powiem.
- Ale jaki w tym cel, gdzie tu sens?!
Wzruszam ramionami, jeśli nie rozumiesz, twoja sprawa.
- Lina-san, ja ci powiem. - to ta dziewczyna, Merle. Przez cały czas była cicho. Ciekawe czydobrze zinterpretuje moją motywację?
Kiwam głową, niech mówi.
- O ile wiem, to zależy ci na zniszczeniu planów Scina. Jeżeli jego plany uwzględniają w jakiś sposób Xelloss'a, to biorąc pod uwagę ostatnie zajścia mogę stwierdzić, że narzędziem zemsty miała być także Filia, tak?
Kiwam ponownie, tym razem z podziwem. Jeśli nawet nie jest Wszechwidzącą, taką jak w podaniu o Cudownej Mirvecci, to i tak jest na tyle przenikliwa, żeby mnie zrozumieć.
- Zabierając więc Filię od Scina zruinowałes jego plan, ale pomyślałeś, że on teraz ruszy za nami?
O, nie. To mnie akurat mało obchodzi.
- Wiem, że nie. Bo myślisz, że on jest bardzo lojalny wobec Pwyll'a prawda? Otóż nie. On będzie taki tylko do tego momentu, w którym ujrzy swoją szansę. Nie dłużej ani nie krócej.
Możliwe.
- Niech i tak będzie. Ale najpierw niech mnie zabije.
Zostawiam ich. Moja rola się skończyła.
~**********~
- Pięknie! Facet mi wszystko pogmatwał...mam dosyć, idziemy stąd! - magiczka ma naprawdę dosyć.
Idą długą, leśną drogą. Dłuższą, bo z tamtej strony szaleje pożar, i pada deszcz. Nadchodzi jesień.
- Dobrze, że się rozpadało. - Amelia idzie wspak, wpatrzona w zadymioną dal.
Zel kiwa głową. Słucha jednym uchem. Nie jest w stanie martwić się o las, skoro praktycznie niczego się nie dowiedzieli.
Coś się zdażyło, ale nie przyniosło odpowiedzi. Za to są nowe pytania.
Dlaczego Pwyll dopuszcza, żeby w jego armii działy się takie rzeczy, skoro teoretycznie walczą o lepszy świat dla siebie?
Czy Rezo jest w to jakos naprawdę zamieszany?
Czego Scin chce od mazoku i dlaczego nazywa Amelię "swoją krajanką"?
Zwłaszcza to ostatnie go denerwowało, chociaż wolał nie precyzować, dlaczego. [Zel, baka! Precyzuj! Ale już! - Charcia]
No i na dodatek męczyło go przekonanie, że na wiele z tych pytań Xelloss zna odpowiedź. Ale znając go, nic im nie powie. Przynajmniej dopóki nie będzie miał w tym korzyści.
Nagle go olśniło!
- Merle, powiedź szybko, czy niejaki Rezo jest razem z Pwyll'em?
Wszyscy się zatrzymali.
Dziewczyna wygląda na zaskoczoną.
- chcesz skrótową wersję odpowiedzi, czy całe wyjasnienie?
- Tak czy nie.
Chwilka namysłu.
- W 75% tak.
Nie wiadomo dlaczego, ale Xelloss zaczął zwijać się ze śmiechu.
Gourry natomiast przybrał zamyślony wyraz twarzy.
- To gdzie jest reszta? - zadał całkiem dobre pytanie.
Lina podeszła do wszechwidzącej i cos jej szepnęła na ucho.
- No dobra, to teraz streszczenie dłuższej wersji. W 75% ponieważ pozostała część nie została zrekonstruowana przez Pwyll'a, który wzorem już wypróbowanym, wychodował sobie własnego kapłana.
Półgłosem dodała.
- I to jest właśnie kradzierz patentu...
Filia szła jak w gorączce, sama, nie oglądając się na innych. Wyglądała na bardzo chorą.
- Widziałam go.
Powiedziała to tak cichutko, że wszyscy umilkli.
- Nie trudno było zgadnąć bo podobno cię odwiedził...A właśnie, wiesz jakiego zaklęcia użył, jeśli idzie o twojego syna, co?
Lina miała nadzieję na poszerzenie wiedzy, ale na próżno. Złota wydawała się nie słuchać nikogo i niczego.
Szła cały czas przed siebie. W końcu jednak zatrzymała się w małym oddaleniu od grupki i objęła się ramionami.
- Widziałam go w jaskini. On jest...
Nie mogła dokończyć...
- Jest integralną częścią Maszyny Przeznaczenia. Jak długo żyje, tak długo maszyna działa. A jej działanie zwiększa się z minuty na minutę.
Spokojny, wyważony głos. Oznajmia oczywiste, proste fakty. Nie wiadomo skąd je zna.
Wystarczy, że zna.
~*****End*****~
Noooo i koooniec, nyo!
Teraz wam się pochwalę ^^
Zdałam zdałam ZDAŁAM, moją maturkę, zdałam, hahaha!!!
Z tej okazji dostaniecie specjalka^^... Ekcheeem...
Tradycyjnie pozdrawiamy........ Pozdrawiamy wszystkich, których znam i lubię, o!
Vivat mój rocznik!!!
Vivat matuuryyy!!! Vivat przyszli studenciiii!!!!
VIVAT WAKACJE I KONWENTY!!!!
VIVAT MOJA HERBATKO!!!!!!!!
Ekchem, dobra, a teraz pytanie... Napisać osobno, skąd się wzieły te wszystkie co ważniejsze mieszańce, czy wolicie łapać wskazówki w texcie?
Pewnie i tak go w końcu napiszę. A dlaczego?
Hehe, dowiecie się, dlaczego.... W końcu, rodzicom też trzeba dać szansę, nie? Oraz wyjaśnić skąd się wzieli i dlaczego rodzą się w tak dziwnych okolicznościach, nawet nie można tego narodzinami nazwać, raczej powstawaniem. [Lleu, nie obrażaj się^^]
A powstają oni w wyniku pewnych czynników, nie od tak sobie...
Dobra, no to po 12 części i mam jeszcze jedną nowinę, smutniejszą...
Niestety, ale muszę się uczyć, i nie wiem, kiedy będą następne części, nie wiem czy w ogóle przed sierpniem uda mi się na dłużej do kompa podejść...
Ale obiecuję, że skończe^^ Tylko po wakacjach i egzaminach^^
Charatka
5