Jak się mówi na froncie
Marzena PRZECZEK
czyli parę słów o języku i żargonie hotelarskim
Artykuł powstał w oparciu o pracę magisterską autorki, absolwentki specjalizacji translatorskiej filologii angielskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Praca ta, zatytułowana Translation of Specialist Texts in the Hotel Industry, with an English-Polish Glossary (Tłumaczenie tekstów specjalistycznych z branży hotelarskiej, wraz ze słownikiem angielsko-polskim), napisana została pod kierunkiem dr Teresy Bałuk-Ulewiczowej w Instytucie Filologii Angielskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
Kraków 2002.
Cytowane przykłady pochodzą wyłącznie z autentycznych tekstów i obserwacji środowiska hotelarskiego.
Według współczesnych teorii lingwistycznych język można podzielić na standardowy (ang. LGP - Language for General Purpose) oraz specjalistyczny (ang. LSP - Language for Special Purposes), znany też jako technolekt. Technolekt jest, ogólnie mówiąc, specyficzną formą języka standardowego, używaną przez specjalistów zawodowo zajmujących się daną dziedziną. Terminologia, jaką operują fachowcy z danej branży często okazuje się niezrozumiała dla osób z zewnątrz, pomimo, że funkcjonuje ona w oparciu o język standardowy, jednakowy dla specjalistów i osób spoza branży. Ze względu na charakter świadczonych usług, przemysł hotelarski jest blisko związany z wieloma językami, które niewątpliwie wpływają na terminologię, jaką posługują się pracownicy hotelu. Niektóre określenia są bardziej, inne mniej czytelne dla osób z zewnątrz; wyrażenia takie jak "obłożenie hotelu" czy "status pokoju" nie przedstawiają większych problemów ze zrozumieniem, chociaż nie są to wyrażenia, jakich używa na co dzień przeciętny Kowalski. Problematyczne stają się dopiero te terminy, które wprowadzone zostały do języka stosunkowo niedawno, albo które są kalkami z innego języka. Wiele określeń odnoszących się do przedmiotów i procedur kojarzonych z hotelarstwem ma swoje źródło w językach obcych, przede wszystkim w angielskim. Język angielski zdecydowanie zdominował branżę hotelarską i w rezultacie ogromna liczba terminów hotelarskich to zapożyczenia z tego języka. Coraz częściej używa się angielskich wyrażeń w odniesieniu do pomieszczeń (np. hall, lobby), działów (np. Business Center, Fitness Club), stanowisk pracy (np. manager, supervisor), nazw dotyczących gastronomii (np. lunch, drink, coffee break, catering, room-service), oraz innych kategorii obejmujących terminy, które trudno byłoby zastąpić polskimi wyrazami. Polska Izba Turystyki nie zajmuje się tłumaczeniem nowo wprowadzonych angielskich czy francuskich terminów na język polski, w konsekwencji czego terminologia hotelarska przyjmuje wiele wyrazów obcego pochodzenia. Biorąc pod uwagę zalety standaryzacji terminologii specjalistycznej, jest to proces raczej pozytywny, o ile tylko nie nadużywany. Dzięki regulacjom prawnym ("Ustawa o języku polskim" z dnia 8-go listopada 1999 r.; Dz. U. Nr 90 poz. 999), państwo stara się przeciwdziałać nadmiernemu napływowi słownictwa obcego pochodzenia, jednakże w rzeczywistości brak instytucji, która mogłaby bezpośrednio zajmować się selekcją i standaryzacją terminologii specjalistycznej powoduje, że różne hotele używają różnych terminów i wprowadzane wyrazy obcego pochodzenia nie zawsze mają jednakowe znaczenie.
Przykładowo pochodzący z języka francuskiego termin concierge może być rozumiany dosłownie (dozorca), albo zgodnie z bardziej znanym w hotelarstwie znaczeniem angielskim (osoba zajmująca się załatwianiem biletów komunikacyjnych, do teatru, rozwiązująca różne problemy gościa). Większość terminów obcego pochodzenia stanowi problem dla tłumacza, tym bardziej, że istniejące na rynku słowniki specjalistyczne nie zawsze podają najnowsze hasła, a jeśli nawet takowe się w nich znajdują, często występują jedynie w swojej pierwotnej formie, bez polskiego odpowiednika.
Język angielski już od dawna uznaje się za język międzynarodowy, co niewątpliwie ma wpływ na rozwój innych języków. Ze względu na to, że większość międzynarodowych konferencji i sympozjów organizowana jest w języku angielskim, większość interesów załatwia się w tym właśnie języku, a towarzysząca im dokumentacja sporządzana jest również w języku angielskim, nic dziwnego, że wykorzystywana terminologia często przyjmowana jest do języków innych krajów. Przez długi czas to angielski czerpał ze słownictwa innych języków i dopiero w połowie XX-go wieku stał się w większym stopniu "dawcą" niż "biorcą". Warto jednak zauważyć, że nawet teraz angielski nadal przyjmuje obce wyrazy, przykładem czego może być polska gmina, czy funkcjonujący już od jakiegoś czasu niemiecki blitz; nie można więc powiedzieć, że proces zapożyczania jest wyłącznie jednostronny. Wracając jednak do polskiego nazewnictwa hotelarskiego, trzeba podkreślić, że istnieje wiele powodów, dla których przyjmuje się angielską terminologię; pierwszym z nich jest fakt, że niektóre terminy rodzimego pochodzenia wychodzą z użycia (np. staromodny już wyraz "odźwierny" zastępowany jest pożyczonym z angielskiego i zmodyfikowanym na polskie potrzeby "portierem", albo nawet "doormanem"). Drugi powód dotyczy pewnych nieścisłości semantycznych; przykładowo wyraz "kierownik" nie zawsze odzwierciedla znaczenie angielskiego terminu manager. Co więcej, niektóre niezbyt udane tłumaczenia mogą budzić złe albo po prostu błędne skojarzenia, czego ilustracją może być propozycja przetłumaczenia wyrazu supervisor jako "brygadzista", albo zastąpienie "konsjerżki" określeniem "pani świetlicowa". Problem dziwnych, a nawet zabawnych tłumaczeń wiąże się też z próbą tworzenia naszych własnych określeń odpowiadających angielskim wyrazom, na przykład "bułka z parówką" mająca zastąpić przyjętego już do naszego języka hotdoga.
Kolejnym powodem używania angielskiej terminologii jest fakt, że poprzez posługiwanie się angielskimi terminami w wielojęzycznym środowisku, rozmówca czuje, że należy do pewnej określonej grupy; przykładowo, w sektorze finansowym mówi się o forecasts (pol. prognozy), a czasami używa się angielskiego akronimu asap (as soon as possible; pol. możliwie szybko). Dla rozmówcy posługującego się takimi terminami istotne jest to, że używając ich podkreśla swoją przynależność do danej grupy zawodowej. Osoby, które nie znają terminologii stosowanej w danej dziedzinie i nie używające pewnych określonych terminów postrzegane są jako "obcy".
Język hotelarski to jednak nie tylko specjalistyczna terminologia; obok "oficjalnego" języka hotelarskiego, czyli standardowego języka wzbogaconego charakterystyczną terminologią specjalistyczną i używanego przede wszystkim na oficjalnych spotkaniach związanych z przemysłem hotelarskim, a także w dokumentacji hotelowej, istnieje jeszcze żargon hotelarski, czyli uproszczona wersja języka hotelarskiego używana potocznie wśród pracowników hoteli. Żargon hotelarski jest zjawiskiem kulturowo-językowym, charakterystycznym przede wszystkim dla tych hoteli, których pracownicy na co dzień operują co najmniej dwoma językami. Choć wymóg znajomości języków obcych stawia się wszystkim hotelarzom, nie wszystkie hotele można określić jako "dwujęzyczne". Według mojej własnej definicji "hotelu dwujęzycznego", jest to przede wszystkim hotel należący do łańcucha hotelowego spoza kraju, w którym się znajduje, i którego językiem dominującym jest język inny niż oficjalny język tego kraju, czyli w tym przypadku inny niż polski. W Polsce hotele odpowiadające mojej definicji to przede wszystkim hotele amerykańskie takie jak Marriott lub Sheraton. W obu tych hotelach pracownicy muszą posługiwać się językiem angielskim równie sprawnie jak polskim, a często zdarza się, że to angielski jest częściej wykorzystywany niż polski. Z biegiem czasu personel hotelu, w którym językiem dominującym staje się język inny od języka ojczystego pracowników tworzy swój własny sposób komunikacji - żargon hotelarski. Zarówno moje obserwacje, jak i materiały, które pomogły mi w zbadaniu żargonu hotelarskiego dotyczą właśnie hotelu "dwujęzycznego", którego kolejną charakterystyczną cechą jest specyficzne wrażenie, jakie odnosimy tuż po przekroczeniu jego progów; czujemy się wtedy trochę tak, jak na międzynarodowym lotnisku albo na przejściu granicznym, gdzie słyszymy naokoło ludzi należących do innych narodowości i posługujących się językiem innym niż nasz.
Żargon, jakim posługuje się personel hotelu operującego na przemian językiem polskim i angielskim to specyficzna mieszanina tych dwóch języków. Tego typu proces znany jest w języku angielskim jako pidginisation i charakterystyczny jest przede wszystkim dla terytoriów zdobytych przez kolonizatorów, gdzie język urzędowy, przykładowo angielski, miesza się z rdzennym językiem tubylców i tworzy się nowy system komunikacyjny. W przypadku żargonu hotelarskiego używanego przede wszystkim w amerykańskich hotelach na terenie Polski, angielski dominuje nad wydawałoby się powszechniejszym językiem polskim, co ma znaczny wpływ na sposób mówienia personelu takiego hotelu. Wiele angielskich słów modyfikuje się, aby wyglądały i, co najważniejsze, brzmiały "po polsku". Tego typu wyrażenia dotyczą nawet najbardziej typowych dla hotelu określeń, które mają swoje polskie odpowiedniki. Jak wiadomo, podstawowymi procedurami hotelowymi jest meldowanie i wymeldowanie gości; choć podane terminy funkcjonują od dawna w języku polskim, recepcjoniści hoteli dwujęzycznych rozmawiają o "wczekowaniu" i "wyczekowaniu" gości (z ang. check-in/out). Po "wczekowaniu" gość udaje się do swojego pokoju, który może być "palący" albo "niepalący" (a nie "pokój dla palących/niepalących", ang. smoking/non-smoking rooms), albo jest to "korner" , czyli pokój narożny (ang. corner room). Jeżeli gość zna datę przyjazdu do hotelu, może sobie taki pokój wcześniej "zabukować" (zarezerwować; ang. book a room), następnie dokonuje "konfirmacji" (potwierdzenia; ang. confirmation) albo "kanselacji" (odwołania; ang. cancellation) rezerwacji. Inne ciekawe przykłady
wyrażeń żargonowych to:
bipowanie - wezwać kogoś za pomocą beepera, czyli małego urządzenia przywoławczego (ang. beep someone);
walk-iny - goście, którzy meldują się w hotelu bez dokonania wcześniejszej rezerwacji (ang. walk-in guests);
tipowa pensja - pensja oparta w dużej mierze na napiwkach (np. pensja kelnera albo bagażowego; ang. tip salary);
non-showy - goście, którzy dokonali rezerwacji, ale z jakiegoś powodu nie pojawili się w hotelu (ang. non-show guests);
być sprzedanym - sytuacja, kiedy wszystkie pokoje są wynajęte (ang. be sold out);
całkowicie zabukowany - wszystkie pokoje są zarezerwowane (ang. fully booked);
być na desce/froncie - pracować na recepcji (ang. work at the desk front);
mieć gościa na linii - odebrać zgłoszenie telefoniczne od gościa (ang. to have a guest on the line);
refreszować bakety - zbierać karty meldunkowe ze specjalnych pojemników umieszczonych na recepcji (ang. refresh the boxes/buckets);
zafajlować - zaksięgować/położyć we właściwym miejscu (ang. file);
iść na hotel - iść do części hotelowej ogólnie dostępnej dla odwiedzających (lobby, restauracje; ang. to be at the front of the house/ on the hotel);
deparczery - goście opuszczający hotel (ang. departure);
coffee brejki - przerwy na kawę (ang. coffee breaks);
respektować DND - zwracać uwagę na wywieszki "Proszę nie przeszkadzać" (ang. respect DNDs).
Wśród wyrażeń żargonowych pojawiają się też czasami określenia, które brzmią wyjątkowo dziwnie, a nawet zabawnie dla osób z zewnątrz, np. wyrażenie "gościowi coś wisi" oznacza, że gość nie zapłacił jeszcze całego rachunku (przykładowo zapłacił za pokój, ale nie za miejsce parkingowe). Inne "perełki" tego typu to "zrobić generała" (czyli zrobić dokładne sprzątanie pokoju), albo "wyrzucić grupę z rannego serwisu", tzn. ominąć niektóre pokoje w rannym sprzątaniu pokoi.
Cytowane wyżej wyrażenia żargonowe to typowe przykłady wymieszania dwóch systemów językowych, w tym przypadku polskiego i angielskiego. To ciekawe zjawisko przypomina w dużym stopniu język Polonii amerykańskiej i angielskiej, której przedstawiciele często posługują się wyrażeniami utworzonymi z połączenia dwóch języków (np. "zaparkować auto za kornerem"). Podstawową różnicą pomiędzy żargonem hotelarskim a językiem Polonii jest istota modyfikowanych wyrazów; żargon dotyczy przede wszystkim specyficznych terminów hotelarskich, podczas gdy polscy emigranci spolszczają wyrazy angielskie oznaczające przedmioty, z którymi mają do czynienia na co dzień.
Jak już wcześniej wspominałam, tworzenie i używanie żargonu to zjawisko nie tylko językowe, ale również kulturowe. Przekazując koledze wiadomość o przyjęciu rezerwacji, recepcjonista powie na przykład, że "właśnie ktoś zabukował prezydenta", a nie, że "właśnie ktoś zarezerwował apartament prezydencki". Jeżeli jednak tą samą wiadomością będzie chciał się podzielić z kimś spoza hotelu, to najprawdopodobniej użyje standardowej, powszechnie zrozumiałej wersji, a nie żargonu. Osoby posługujące się żargonem stanowią pewną hermetyczną grupę, dlatego wyrażenia żargonowe rzadko wchodzą do słownictwa, jakim operujemy na co dzień. Zrozumienie "dwujęzycznego" żargonu hotelarskiego wymaga nie tylko dobrej znajomości angielskiego, ale także specyficznych terminów i procedur hotelarskich; nawet rodowici Anglicy czy Amerykanie mogliby mieć problemy z rozszyfrowaniem terminu walk-in- , nie mówiąc już o walked guest. Łatwo sobie wyobrazić zdumienie osoby po raz pierwszy przysłuchującej się określeniom takim jak "idę na deskę", "Robert jest na froncie", "rozliczyć tipy na podstawie zwykłego slip-a", itp., itd. Trudno byłoby nie zgodzić się, że dwujęzyczny żargon hotelarski to zjawisko niezwykłe, choć istnieje pewnie jakaś grupa purystów językowych nie pochwalająca takiego swobodnego spolszczania angielskich wyrazów. Warto jednak zauważyć, że jedyne wyrażenia żargonowe, które mają szansę na przyjęcie na stałe do języka standardowego to te, które dotyczą specyficznych terminów hotelarskich nie mających polskich ekwiwalentów leksykalnych. Zarówno "oficjalny" język hotelarski jak i żargon stanowią wyzwanie dla tłumaczy i lingwistów, a już sam fakt istnienia żargonu wzbudza zapewne ciekawość socjologów i psychologów. Dla hotelarzy, szczególnie tych, którzy z żargonem "dwujęzycznym" mają do czynienia na co dzień, jest to integralna część ich pracy, dlatego pewnie nie zwracają oni zbyt wielkiej uwagi na to, że są świadkami, a nawet twórcami tak fascynującego zjawiska językowego. Dla hotelarza-filologa jest to natomiast doskonały temat na pracę magisterską (a przynajmniej jej część), czego też autorka niniejszego artykułu nie omieszkała wykorzystać.