Koniczynka!!!
Ostatnia część była dziwna, więc dziś stawiamy na akcję... Taaa... [O, to już dziesiątka???]
~*****Namaszczenie*****~
~**************~
Miała już szczerze dosyć, nikt nie dawał jej chwili na zastanowienie... Za to wiedziała jedno... musi stąd uciec, za wszelką cenę...
Ratować syna i przyjaciół przed tym szaleńcem!
Ale żeby to zrobić trzeba myśleć.
Pomyśl Filia, dlaczego nie zgadzasz się z jego teorią?
Bo...
...gdyby....
Gdyby wszystko było miłością, nic by się nie zmieniło. Nie miałaby syna, dalej byłaby kapłanką,a Valgaav...
Być może żyłby szczęśliwie wśród swoich...
Ale tak nie jest, zdarzyło się to wszystko! Świat ma w sobie tyle miłości ile ma nienawiści, ni mniej ni więcej!
I musi o tym pamiętać, jeśli chce przetrwać kolejną rozmowę z wariatem.
~************~
Zelgadis ziewał tak szeroko, że widać było migdałki. Zresztą nikt się dziś chyba nie wyspał. Raczej trudno pogrążyć się w objęciach Morfeusza, kiedy ktoś stale krzyczy, przeklina lub wywraca krzesła.
Kątem oka zauważył, jak Amelia również ziewa i przeciera oczka. Ale w przeciwieństwie do niego, niewyspanie tylko dodawało jej uroku.
- UUuuaaadaaanieeeee.... - ziewnął Gourry marząco, wyrażając myśli wszystkich.
Cała trójka zeszła na dół w poszukiwaniu wszystkiego co zawiera błogosławioną kofeinę.
Zastali tam Merle walczącą z jajecznicą i Linę, która wchłaniała już któryś kubek kawy i poganiała srebrnowłosą siedząc wygodnie przy stole.
- Panno Lino, to niegrzeczne tak wykorzystywać ludzi od rana! Panienko Merle, jakbym mogła prosić, żeby to bardziej słone było...
"To jest grupa samych oksymoronów..." postawiła przed księżniczką solniczkę.
Do kuchni wtoczył się Jiras, cały obandażowany.
- Wiecie, on chyba wymaga pomocy medycznej... - zaryzykował stwierdzenie Gourry.
- Jak każdy, kto zadrze z Liną... - Zel czekał aż kofeina zacznie działać. Jego umysł jeszcze spał, bo widocznie zapomniał do czego prowadzą takie komentarze...
Merle dyskretnie wskazała, żeby Amelka i Jiras zabrali swoje jedzenie, po czym na dziesięć minut wyszli z kuchni.
Kiedy wrócili, Lina już zaprowadziła porządek i przywróciła części męskiej właściwy światopogląd: "Lina Inverse ma zawsze rację, niezależnie od pory!"
- A gdzie pan Val i pan Xelloss? - księżniczka rozejrzała się, ale nigdzie ich nie zauważyła.
- Valgaav-sama poszedł zamknąć sklep, a...
- A Xelloss'a oczywiście znowu wcięło. - dokończyła cierpko Lina.
- To co - Merle położyła ręcę na biodrach i przyjrzała się bałaganowi, jaki powstał w kuchni - Czekamy na niego i ruszamy, co?
~************~
Lionessa gdzieś zniknęła. Tym razem prowadziło ją dwóch, ubranych w luźne, bordowo - brązowe szaty ludzi.
Mieli ze sobą piki, więc nie przypuszczała, że są kapłanami. Ale byli nimi, bo kiedy doszli na miejsce, zobaczyła, że więcej osób nosi podobny strój. Wszyscy stali zgromadzeni ciasno wokół czegoś świecącego, ale nie mogła dokładnie zobaczyć, czego.
Zbyt wiele osób zasłaniało.
W tym momencie, najwyższa sylwetka obróciła się. Poznała Pwyll'a pomimo kaptura i...
Wszyscy mieli na twarzach dziwne, czerwono-niebieskie wzory.
Nieświadomie zrobiła krok do tyłu.
Pwyll wskazał na nią i zakrzyknął coś donośnym, ochrypłym głosem. Strażnicy, którzy ją tu przyprowadzili, ścisnęli ją teraz za ramiona i zaciągnęli w stronę, skąd dochodził blask.
Zapierała się nogami ale to nic nie dawało.
Zobaczyła, że przedmiotem owegu kultu jest prosta, srebrna czarka.
A w niej czerwona krew.
Pwyll lewą ręką nabrał trochę płynu i przejechał jej po powiekach. Wyrywała się, ale ją przytrzymali.
Zapiekły ją oczy.
Podprowadzili ją do czary.
- Dostąpisz zaszczytu moja droga Filio. Zobaczysz nasz świat...
~***********~
Obserwował z wysoka, jak sześcioosobowa grupka wyrusza już po raz drugi w kierunku ruin światyni.
Widocznie mieli nadzieję, że gdzieś po drodze spotkają jeszcze Milgassię.
Wątpił, czy bedą mieli tyle szczęścia. Na miejscu napastników wybrałby właśnie taki moment, żeby tym bardziej zachęcić młodego smoka do wejścia w pułapkę... A jeśli Scin jest tym, za kogo się podaje, to prawie na pewno zaatakuje w pobliżu ruin świątyni księżyca.
Chociażby dlatego, że człowiek myśli: "Nie zaatakuje drugi raz tak samo." A wróg jak na złość robi tak samo. Żeby udowodnić przeciwnikowi, jak bardzo jest słaby w przewidywaniu.
Nagle poczuł, że ktoś go woła.
Zamknął oczy i zobaczył...
"~Chciałeś ją zobaczyć... Więc patrz, patrz razem z nią!~"
I rzeczywiście widział. Jakby stał tuż koło niej. Patrzył ponad jej ramieniem, jak ciągną ją w stronę jakiegoś naczynia, a później...
Później to zagotowało się w nim wszystko. Jakiś wysoki facet ot tak, naznaczył oczy Filii krwią z tego naczynka. I ona krzyknęła.
A co najdziwniejsze, od tego momentu czuł to, co ona... żwir pod bosymi stopami, uścisk na ramieniu, chłód w pieczarze...
Chociaż stał zupełnie obok. Był sobą. Ale jednocześnie był z nią.
Czuł, jak zginają jej kark, tak, żeby na pewno zajrzała prosto do czarki. Czuł zapach tej krwi... dziwnej krwi.
I widział. Tak jak ona.
W środku nie było już niczego, oprócz migotliwego blasku.
Blasku z linii i drobnych, świecących punkcików. Po chwili ułożyły się one w obraz.
Widział świat. Świat, w którym... To przypominało ul opanowany przez osy.
Dawni mieszkańcy byli teraz niewolnikami, a osy pożerały ich dorobek, marnotrawiąc go, przerabiając na swoje potrzeby, objadając się wynikami cudzej pracy... A jeśli czegoś nie były w stanie zjeść lub przemienić...
Zabijały.
Długo, powoli.
Ale to wcale nie były osy. To była armia Pwyll'a.
A ofiarami byli wszyscy.
Bez wyjątków.
~********~
- Skąd w tej drodze tyle dziur? Wczoraj tu tego nie było! - Amelia ostrożnie obchodzi krater, jakby w środku krył się niewypał.
Wgłębienie nie jest duże, ma "zaledwie" coś koło trzech metrów średnicy i chyba z pół metra głębokości ale wystarczy, żeby żaden wóź już tędy nie przejechał.
- Widocznie to tu wczoraj "rozmawiali". - domyśliła się Lina.
- Kto? - Gourry zajęty omijaniem kolejnej dziury w drodze, nie słuchał uważnie co mówi rudowłosa.
Lina zaczęła mu wyjaśniać i o mało co a wleciałaby w kolejny dołek.
Szli bardzo śmiesznie, slalomem po prostej, ale podziurawionej drodze.
- Dlaczego nie możemy polecieć? - marudzili faceci, jak na ich marudny rodzaj męski przystało.
Lina obróciła się i idąc tyłem "spokojnie tłumaczyła", że muszą zachować siły na później.
W końcu wleciała do dziury.
Nachylili sie nad otworem.
- Panno Lino, żyje pani?
Czarodziejka w miarę spokojnie (nie licząc przeklinania, na czym świat stoi) wygramoliła się na drogę.
- Chyba powinnaś bardziej uważać... - zauważył Gourry rozsądnie, ani przez chwilę nie wątpił, że Lina poradzi sobie z takim czymś jak dziura w ziemi.
Czarodziejka zmierzyła swoich towarzyszy takim wzrokiem, że powinni wyginąć. Nic nie powiedziała, tylko pokazała im, że mają iść dalej i nie marudzić.
Mając w pamięci poranne bęcki, zastosowali się do tej milczącej wskazówki.
Merle zaśmiewała się do łez, chichotając w płaszcz Amelii. Księżniczka miała poważną minę, ale widać było, że już nie dużo brakuje.
- Radzę wam, przestańcie. - cichy spokojny głos, zwiastujący nieuchronne...
Natychmiast się uspokoiły. Na pięć minut.
~*********~
Nie podobał się jej sposób, w jaki poinformowano ją, że Filia została zabrana na namaszczenie.
Według niej smoczyca była jeszcze na to za słaba... W każdym razie oficjalnie.
Lionessa sama przed sobą nie chciała przyznać, że złota okazała się być inna, niż smoki, które pamiętała z dzieciństwa.
Inna niż jej matka.
A najbardziej ujęło ją, jak ona szybko zaprzeczyła, kiedy rozmawiały o tym mazoku. Gdyby miała czas i szansę, to czy możliwe by było, żeby go pokochała?
Ta idea spodobała się Lionessie. W zasadzie, chciałaby być dzieckiem właśnie takiej pary. Nie miała by nic przeciwko posiadaniu rodziców odmniennych ras, gdyby się kochali.
Ale tak nie było. Była, kim była.
Mimo to zastanawiała się czasem, czy gdyby Filia miała szansę...
Więc podświadomie walczyła, żeby ten czas znaleźć.
Ale najpierw należało porozmawiać z Pwyll'em.
Ruszyła więc przez mroczne korytarze, mamrocząc półgłosem niezbyt pochlebne określenia dla osób, które ośmieliły się kwestionować jej decyzję.
Po drodze spotkała dwóch kapłanów. Nie mieli już pik, za to jeden miał w rękach pochodnię a drugi...
Drugi trzymał na rękach Filię, okrwawioną i nieprzytomną. Zawinięta była w coś w rodzaju prześcieradła.
Przez chwilę myślała, że złota już nie żyje. Dopiero po chwili usłyszała jej płytki, nierówny odech i słabe bicie serca.
- Co tu się stało, do jasnej cholery! - ryknęła na strażników, a wszystko wokół pokryło się szronem.
Ten z pochodnią zbliżył się do Filii, jakby się martwił, że wściekłość "królowej śniegu" zamrozi ją od razu.
- Mały wypadek. Po namaszczeniu próbowała uciec. Ponadto Najwyższy chce z tobą rozmawiać.
- To się dobrze składa. JA też sobie z nim chętnie porozmawiam. - jej głos był równie ciepły jak lodowiec. - Opiekujcie się nią porządnie, bo jak nie...
Dotknęła palcem ściany. Zamarzła całkowicie w sekundę. I skruszyła się przy lekkim nacisku.
Kapłani spojrzeli po sobie. Skinęli jednocześnie głowami i ruszyli w kierunku skąd przyszła Lionessa.
Ta ostatnia była już przed pokojem Pwyll'a.
- Musimy porozmawiać - warknęła. - Mówiłam, że na razie nie można jej ruszać.
Pwyll obrzucił ją spojrzeniem, jakie zwykle widuje się u naukowców, którzy odkryli ciekawy przypadek i własnie zastanawiają się, czy ich odkrycie zostanie nazwane od ich nazwiska.
- Ja uważałem inaczej. - oświadczył beznamiętnie.
Lionessę zatkało.
- Ale przecież... - rozpaczliwie próbowała znaleźć argument, który potwierdzałby jej rację - ...podaliśmy jej wyzwalacz...Jest połączona, jeśli poddać ją namaszczeniu w takim stanie...
- Zależało mi, żeby Xelloss dowiedział się o naszych planach. W przeciwnym razie nie nalegałbym na jej uczestnictwo w naszym...małym eksperymencie.
"Przecież ona mogła umrzeć!" chciała krzyknąć, ale szybko przypomniała sobie, że przecież ona i Pwyll są mieszańcami, a Filia jest czystej krwi.
Nikt kto był czystej krwi nie przejmował się losem mieszańców. Więc dlaczego mieszaniec miałby się przejmować w odwrotnej sytuacji?
Coś jednak musiała powiedzieć, aby usprawiedliwić swoje zaskoczenie. Spytała więc:
- Sądziłam, że..że pozwoliliśmy na jej poświęcenie wyłącznie ze względu na prośbę Scina.
Pwyll usmiechnął się, jakby usłyszał doskonały żart. Dla niej samej zabrzmiało to nagle, jakby oświadczyła, że wierzy we wróżki i zajączka na Wielkanoc.
- Ależ oczywiście, że nie. A teraz wybacz, jestem zajęty. - zignorował ją. Lionessa nie miała innego wyjścia jak uznać audiencję za skończoną.
Pomyślała, że lepiej wróci i zobaczy jak czuje się Filia.
~********~
"No nareszcie! Działałaś mi już na nerwy... Trzeba powiedzieć Scinowi... Nie ma to jak tragedia rodzinna..."
~********~
- Zmienili plany. - oświadczyła srebrnowłosa. Wszyscy się zatrzymali. - Ale tylko minimalnie.
- To znaczy? - Linie zawsze chciało się bawić w szczegóły. Taka już była.
- Powiem wam, ale lepiej się nie zatrzymujmy, dobrze?
I opowiedziała im wszystko, co dotąd przytrafiło się Filii. Przynajmniej ogólnie.
~********~
Obudził się na drzewie. Przeciągnął i ziewnął szeroko, jakby po wspaniałym śnie a nie okropnym koszmarze.
Bo mazoku nawet dość lubią koszmary.
Miał mieszane odczucia co do tego...snu...wizji...cokolwiek to było...
Z jednej strony cierpienie i terror jakie w nim widział starczyło by w jego pojęciu na dobry obiad.
A z drugiej... To wszystko miało dotyczyć także i jego.
Najgorszy koszmar jaki mazoku może sobie wyobrazić (zakładając, że może) to być niewolnikiem innej, pośredniej rasy.
A ponieważ w ich pojęciu każda rasa jest niższa... Ba, nawet ich własna jest podzielona!
Po drugie i najważniejsze. Oni skrzywdzili Filię. Czuł jej ból i strach.
I znowu miał mieszane odczucia.
Z jednej strony nie miał wyrzutów sumienia (bo nie miewał ich wcale), że uważał je za smaczne.
A z drugiej: wkurzało go niesamowicie, że ktoś niszczy coś, co należało do niego.
Wkurzało go, że ktoś zabiera mu coś, co należało do niego.
A takich rzeczy się nie wybacza.
Zwłaszcza, że nie chodziło o byle co, tylko o Filię.
Jego Filię.
~************~
Klęczła przy opatulonej strzępem materiału Filii. Jej najgorsze obawy nie potwierdziły się, dziewczyna nie była ranna.
Tylko ogłuszona.
"Głupia, po co uciekałaś..." Nagle gdzieś w oddali usłyszała dzwięk, jaki wydaje odgłos upadającego strażnika.
Wyprostowała się czujnie. Po chwili do komnaty wszedł...
- Scin! Co ty tu robisz? Nie powineneś być z Lleu?
Przypatrywał się jej z grobową miną.
- O to samo chciałem zapytać ciebie. - omiatał wzrokiem żwir pokrywający posadzkę, torbę Lionessy porzuconą niedaleko Filii i odrzucony na bok strzęp prześcieradła.
Zbliżył się powoli do złotej. I równie powoli wyciągnął miecz.
- Przeżyła? - końcem ostrza odgarnął jasną grzywkę z twarzy.
- Tak, ale mało brakowało.
- Szkoda.- obrócił się do niej. - Pwyll mówi, że straciła na wartości po dzisiejszym zajściu... za szybko się wyrwała. Mamy się jej pozbyć...
- Zwariowałeś?!
Przez chwilę nie odpowiadał, dalej bawił się mieczem, nawijając na końcówkę złociste pasmo włosów.
- Czy ona jest jeszcze w jakimś stopniu przydatna? Obudzi się?
Lionessa zapatrzyła się na śpiącą. Jeśli zaprzeczy, smok zginie. Jeśli potwierdzi, posłuży najpierw za narzędzie zemsty a potem umrze.
Dawniej ten plan jej nie wzruszał. Chodziło o kogoś, kogo nie znała. Łatwo było decydować o życiu kogoś, kogo się nie zna.
- Jeżeli moje lekarstwa poskutkują, to raczej tak.
Scin uśmiechał się zagadkowo. Zdolność do maskowania uczuć musiał odziedziczyć po mazoku, uznała Lionessa.
- Uratowałaś ją....zdradziłaś nas. - ruszył w kierunku smoka. Filia własnie się budziła.
- Zwariowałeś!!!
Lionessa wyprzedziła go, chcąc mu przeszkodzić, ale...
Scin pchnął przed siebie, ciągle zagadkowo uśmiechnięty. Jego celem nigdy nie była Filia. Pojęła to zbyt późno.
Skoro smok żyje, przyda mu się do zemsty.
Upadła koło przerażonej złotej, krew wylewała się obficie, bo Scin zabrał miecz. Ostrze przeszło na wylot.
- Lionessa! - Filia klęczała teraz nad nią, dokładnie w tej samej, pełnej troski pozycji, z jaką dziewczyna opiekowała się nią wcześniej.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Przyślę kogoś, żeby tu posprzątał. - zapewnił na odchodnym.
Tymczasem z rannej powoli uchodziło życie... a raczej dwa życia.
- Obiecaj mi coś... bądź ze sobą szczera...masz kochać...dobrze?
- Lionessa!
Pół godziny później ci sami kapłani, którzy zaprowadzili ją na namaszczenie, znaleźli Filię zalaną łzami, kołyszącą martwe ciało jednej z głównych kapłanek Czarkarzy.
~********~
"Dwa jeden dla nas!" Pwyll wzniósł toast w stronę wielkiego zbiornika. Jego plan działał idealnie.
A już niedługo, ten mały gad, zapłaci mu za wszystko... Za zabranie należnego mu miejsca.
I za wszystko inne.
Trochę niepokoiło go, czy Milgassia faktycznie przekazał im jak wezwać Wszechwidzącą. Znał to podanie ale mocno wątpił w jego prawdziwość.
Według informacji przyniesionych przez Lleu, jakaś dziewczyna faktycznie dołączyła do tej wesołej gromadki. Być może to własnie ona...
Ale Pwyll wątpił, żeby posiadała taką moc. Tak samo jak wątpił, żeby Lina Inverse mogła mu poważnie zaszkodzić.
Jej też w sumie nienawidził. Na swój pokrętny sposób.
Nienawidził swojego ojca. Chciał go zabić własnoręcznie.
Nienawidził Hellmastera. Po pierwsze, zabił mu ojca. Po drugie: zabił mu ojca, zanim on był w stanie go zabić. Po trzecie - był mazoku.
Potem nienawidził Liny. Bo zabiła Hellmastera, odbierając mu tym samym możliwość zemsty.
A to dopiero malusieńki wycinek listy osób i rzeczy, których Pwyll nienawidził.
Problemem mógł być Xelloss.
Dla dobra planu musiał pozwolić, aby ci dwoje się do siebie zbliżyli. Trzeba było nawet stworzyć im odpowiednie warunki.
Jednakże z krótkiej obserwacji choćby samego umysłu smoczycy, taka sytuacja mogła nastąpić dopiero za tysiące lat.
A on nie mógł i nie chciał tyle czekać.
Więc użył Machiny Przeznaczenia. Trochę było z tym kłopotu, trzeba było zebrać obsadę i trochę zmodyfikować plan... oraz zmienić zastosowanie dla marionetki.
I nareszcie można było usunąć niepotrzebne pionki.
Śmiejąc się, nalał sobie kolejny kieliszek.
~****End****~
No i mamy X części ^^ Jakie dziwne uczucie.
Wolno mi to idzie bo same egzaminy, głowa mnie boli i weny brak^^ A na dodatek zaczęłam uważać, że pominęłam parę wątków, i jeśli je teraz wprowadzę, to już chyba nikt nic z tego nie zrozumie.
Może wyjaśnię w przypisach.
Albo w specjalach^^
Albo wcale = ="
Tę dziesiątą część dedykuję... Wszystkim autorom i autorkom, których dzieła czytałam i jakoś mnie natchnęły lub po prostu się spodobały ^^ Aha, pominęłam zagranicznych ^^
A zatem [w kolejności naprawdę przypadkowej]
-> Soy, Akai, Sal, Ly, Hoshiko, No-one, Mazoku/Sore, Radical Ed, Miju, Kanti, Juka, Iriz, Deo, Seiferin,Boo, Lincia, Li-san, Mirveka, Misery, Aurorka, Xellcio i Serika ^^
BAAAARDZO WIELKIE ARIGATO ZA INSPIRACJĘ I PIĘKNE FICZKI ^^ [Któregoś dnia wszyscy wpadniecie w moje łapki.... a wtedy wam podziekuję^^]
Charatka
5