„Wpływ mediów na rozwój człowieka.”
Człowiek uczy się przez całe życie. W przeciągu wielu lat poznaje otaczający go świat i to, co on oferuje. Poprzez doświadczenia uczy się postrzegania innych oraz stosunku do nich. Wpływ na poglądy człowieka maleje w miarę osiągania przez niego wieku dojrzałości. Bardzo ciężko jest przekonać osobę dorosłą, by cokolwiek w sobie zmieniła. Tak jak nie przesadza się starych drzew, tak ludzi w pewnym wieku nie da się już wychować. Dlatego tak ważne jest kształtowanie naszej osobowości w dzieciństwie.
Dziecko uczy się obserwując świat oraz zachowania dorosłych. Duży wpływ na kształtowanie się jego poglądów ma nie tylko rodzina, ale także radio, prasa i co najważniejsze, telewizja.
Mass media nie są czymś złym. Potrafią być przyjazne kształcące, wychowawcze. Nawet negatywne skutki ich oddziaływania nie są ani jednakowe, ani natychmiastowe. Obawy i nadzieje z nimi związane są zazwyczaj przesadzone. 16-latek nie pójdzie zabijać po obejrzeniu thillera, jeśli swą wiedzę o świecie i wartościach czerpie także od kochającej rodziny i kompetentnej szkoły.
Mass media nie są jednak jedynie „środkiem” komunikacji. Nie „przedstawiają” świata - one go „stwarzają”. Z miliona obrazów i dźwięków do dyspozycji, wybierają te, które są zgodne z zamysłem producentów, dziennikarzy, reklamodawców, polityków. Z tych elementów tworzą stereotypy, nadają znaczenie rzeczom i zjawiskom społecznym. Lansują mody i sposoby zachowań, decydują o czym będzie się rozmawiać w domach, pracy, na przystankach autobusowych. Ich wszechobecność sprawia, że stają się środowiskiem życia, powietrzem, bez którego nie sposób się obyć.
Jedna z teorii na temat społecznych efektów środków społecznego przekazu porównuje ich oddziaływanie do dyskusji w pociągu. Do póki zgadzamy się z większością dyskutujących na jakiś temat, chętnie zabieramy głos, przytakując i dodając własne przykłady. Kiedy jednak mamy inne zdanie, jesteśmy w wyraźnej mniejszości, na ogół milczymy czując się obco i nieswojo. Podobnie mass media, nie narzucając nam swojego sposobu myślenia, informują nas, że myśląc inaczej niż wszyscy (one są przecież wyrazicielem „większości”) jesteśmy obcy lub dziwni.
Dzieci, które nie zbierają pokemonów, młodzież, której rodzice zabronili oglądać „Z archiwum X”, dorośli, którzy nie wiedzą, kto został wyeliminowany z domu Wielkiego Brata - to obcy, z którymi nie ma o czym rozmawiać. Najtrudniej poradzić sobie z tym rodzajem odrzucenia ludziom młodym. Są w wieku, w którym szczególnie ważne jest odpowiedzieć sobie na pytanie: „Kim jestem?” A to do nich właśnie kieruje się większość reklam i filmów, proponując im obowiązującą wizję młodego człowieka - jak ma być ubrany, jakim językiem ma mówić, jakie powinien mieć problemy.
Rola oddziaływania telewizji, radia, prasy jest więc ograniczona. Większa pozostaje rola tych czynników i instytucji, które mają bezpośredni kontakt z odbiorcą komunikatu, a więc rodziny, szkoły, Kościoła, czy grupy rówieśniczej. Problemy zaczynają się tam, gdzie instytucje te nie stają na wysokości zadania - rodzice, którzy nie mają czasu lub odwagi rozmawiać z dziećmi o rzeczach ważnych; szkoła, w której nauczyciele nie czują się wychowawcami; księża, gdy mówią językiem, którego nikt nie rozumie i odpowiadają na pytanie, których nikt nie stawia.
Ale jednocześnie telewizja kradnie młodemu człowiekowi czas potrzebny na poznawanie świata. Może dostarczać rozrywki, może poinformować, ale nie potrafi być dobrym instrumentem socjalizacji. Jako dowód można przedstawić myśl K. Popper: „Telewizja produkuje przemoc i wprowadza ją do rodzin, które dotąd jej nie znały, działa zatem antycywilizacyjnie, bowiem cywilizacja polega przede wszystkim na zmniejszaniu stopnia przemocy.”
W krajach Europy zachodniej wśród nauczycieli, wychowawców, odpowiedzialnych rodziców coraz większą popularnością cieszą się kursy „Media education”, czyli Wychowanie do mediów. W niektórych środowiskach dydaktycznych stały się wręcz osobnym przedmiotem szkolnym. Ruch ten promuje i stara się o włączenie do programu nauczania edukacji medialnej, czyli przedmiotu, który bez demonizowania środków społecznego przekazu ukazuje procesy produkcji medialnej, rolę reklamy, wpływ ekonomi, polityki i ideologii na kreowane stereotypy i komunikaty - po to, by młody człowiek potrafił odróżnić rzeczywistość od sposobu, w jaki jest pokazywana.
Dzieci poświęcają grom komputerowym, a szczególnie telewizji, coraz więcej czasu, oglądając ją czynią to samo, co robiły zawsze, czyli obserwują społeczeństwo, aby zrozumieć, jakie miejsce, powinny w nim zająć. Paradoks polega na tym, że obraz rzeczywistości społecznej i relacji międzyludzkich, jakie w ten sposób otrzymują, jest kompletnie zafałszowany. Reguły komercji decydują bowiem o strukturze telewizyjnych informacji, jak i o propagandowym systemie wartości. Jeżeli deformacja rzeczywistości pomaga zatrzymać widza, to producenci nie wahają się jej deformować.
Dzieci powinny być radosne i niewinne. Dzieciństwo ma wmontowane w swą istotę trzy składniki: poczucie bezpieczeństwa, optymalizm i zachwyt - gdy choć jeden z tych filarów zostanie zachwiany ciągnie w dół pozostałe. Bez poczucia bezpieczeństwa trudno o radość, o niewinność.
Narzekamy, że dzieci są niespokojne, nie chodzą - tylko biegają, nie usiedzą w miejscu dłużej niż kilka minut, nie potrafią się skupić. Wynika to z tego, co się im oferuje - dorośli nie mają czasu, telewizja podaje swoje treści w postaci krótkich migawkowych obrazów, kilkusekundowych projekcji muzycznych, reklamówek, które nie wymagają zaangażowania wyobraźni, nie skupiają uwagi, nie powodują koncentracji. Owszem istnieją też ciekawe i wartościowe programy edukacyjne, ale nawet one, choć adresowane do dzieci, poprzez niezwykle wartką akcję powodują, że potem wszystko inne - dom, rodzina, rozmowy z rodzicami, spotkania koleżeńskie, szkoła - staje się zwyczajnie nudne.
Mówimy, że mamy cyniczne, samolubne dzieci - czy to jest naprawdę wina dzieci? Czy nie jest to tylko oskarżanie ofiary? To dorośli podają dzieciom znieczulenie na ból na agresję, na przemoc - znieczulenie w postaci programów telewizyjnych, nad którymi nie mają kontroli, bo nie chcą jej mieć.
Nie jest to tylko problem dzieci, ale i dorosłych - wszyscy spędzamy nieraz wieczór lub popołudnie przed migającym telewizorem i niezdecydowania naciskamy pilota w bezsensownym poszukiwaniu czegoś „ciekawego” - czy wiemy, czego szukamy?
W „medialnym świecie” rosną nam „medialne dzieci”, tego nie da się uniknąć, ale spróbujmy skierować to medialne pokolenie w odpowiednim kierunku.
Media mają duży wpływ na laizację społeczeństwa i upadek wartości młodego człowieka. Solidarność rodzi wolność, ale sama nie jest do pomyślenia bez miłości. W świecie istnieją jakieś związki pomiędzy poszczególnymi wartościami, które pozwalają nam mówić o świecie wartości. Ale jaki on jest dziś dla nas? Dla ludzi młodych? Pokolenia wychowanego przez telewizję, lecz jeszcze taką ze zmniejszoną ilością przemocy. Mówiąc „świat wartości” chcemy powiedzieć, że wartości stanowią dla człowieka „środowisko życia”. Człowiek najpierw i przede wszystkim żyje wśród wartości i dla wartości. Gdyby nie rozróżniał między tym, co pożyteczne i szkodliwe, mądre i głupie, szlachetne i podłe, świat by go nie cieszył ani nie martwił, drugi człowiek byłby mu obojętny na równi z drzewem lub kamieniem. W świat wartości etycznych wkraczamy dzięki drugiemu człowiekowi. To obecność drugiej osoby jest pierwszą lekcją etyki. Lecz nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, zastępując jednocześnie kontakty z ludźmi leżeniem przed telewizorem. Tak nas nauczono już w dzieciństwie, kiedy to podczas wizyt znajomych, obiadów rodzinnych, czy też jakichkolwiek innych okazji telewizor ani na chwilę nie milkł.
To nie prawda, że młody człowiek po obejrzeniu filmu o mafii zabijającej wszystkich swoich wrogów i tych, którzy stoją im na drodze do takiego życia, jakie sobie wymyślili, wyleci na ulicę i zacznie zabijać kolegów. Po jednym filmie nie. Ale po stu? Po tysiącu? W pewnym momencie młodemu człowiekowi zaciera się granica między rzeczywistością a filmem. Widoczne jest to także w grach komputerowych, które w ostatnich latach stają się coraz bardziej brutalne. Producenci zarzekają się, że gry, których bohaterami są szefowie mafii, w których gracz nagradzany jest za udział w zorganizowanej zbrodni, zabijanie ludzi oraz inne zboczone i aspołeczne formy zachowania, mają tak zwaną kategorię „M”. Czyli przeznaczone są dla graczy, którzy ukończyli 17 lat. W praktyce okazuje się jednak, że największy procent grających w nie osób stanowią dzieci w wieku od 8 do 17 lat. Czy takie gry naprawdę nie mają wpływu na przyszłe postrzeganie świata przez te dzieci?
Stosunek do śmierci staje się dużo bardziej liberalny. Przecież mamy po 7 żyć... Młody człowiek otoczony filmami, w których ranny powstaje po każdym, nie ważne jak silnym, atakiem ze strony przeciwnika, nie dostrzega prawdziwego wymiaru śmierci. W obecnych czasach śmierć nie jest modna. Dzieci nie zabiera się na pogrzeby, nawet na kazaniach trudno o niej usłyszeć. Jeśli jest obecna, to jako „news”, albo w brutalnych scenach głupawych filmów. Rodzice nie poruszają tematu „odchodzenia”. Tym trudniej się z nią pogodzić. A jednak nie da się od niej uciec. Ona z nami gra. Nie w gry komputerowe, lecz w szachy, jak w „Siódmej pieczęci” Bergmana. Czasami wygrywa wcześniej, czasami później, ale wygrywa zawsze. Smutne, gdy wcześniej, bo słowa młodość i śmierć zdają się nawzajem wykluczać. Choć w dzisiejszych czasach może nie...
Źródłem informacji o końcu życia, dla młodych ludzi, są często gry komputerowe oraz filmy, i to nie zawsze tylko te z czerwonym znaczkiem; z nich często czerpią wzorce zachowań. Młody człowiek nie ma własnego stosunku do śmierci. W dorosłym życiu powiela schematy poznane dzięki telewizji i komputerom - skoro mi ktoś przeszkadza, to, po prostu, go zabiję.
Nie lepiej jest z czasopismami przeznaczonymi dla młodzieży. Większość z nich powiela ten sam schemat żelaznych tematów, takich jak: „Życie gwiazd”, „Trudne pytania”, „Historyjki miłosne”, „Moda”. Fotohistorie, prezentowane obowiązkowo w każdym numerze, są monotematyczne. Kąciki porad obracają się wokół seksu, a absurdalne rady kierowanie do czytelników mają sprawiać wrażenie, że „wszyscy to robią”. Seks jest normą albo nawet koniecznością. Porady intymne dla trzynasto-, czternastolatków w ogóle ich nie dotyczą z rozwojowego punktu widzenia. Czasopisma te nie zajmują się żadnymi poważniejszymi tematami, właściwymi dla wieku. Poruszane problemy nie skłaniają bynajmniej do myślenia. Odpowiedzi na pytania zawarte w listach nie prowadzą czytelnika do głębszego zajęcia się problemem ani do analizy jego przyczyn. W tego typu czasopismach nie zachęca się młodego człowieka ani do własnego rozwoju, ani do pracy nad sobą. Pominięty zostaje temat nauki, która przecież w życiu młodego człowieka odgrywa ważna rolę i porywać większość czasu. Nie ma przykładów jakiegokolwiek twórczego zajęcia, które wiąże się z wysiłkiem, walką ze słabościami, przezwyciężaniem siebie. Nie pokazuje się sensu pracy dla innych. Nawet sport kojarzący się z wysiłkiem nie jest częstym tematem. Poszukiwanie własnej tożsamości, tak typowe dla nastolatków, jest zredukowanie niemal do zera, konkretnie do wyglądu zewnętrznego.
Pisma te unikają również tematów i rozważań prowadzących do dyskusji, które zmuszały by do zajęcia stanowiska w kategoriach dobra i zła - a ma to przecież podstawowe znaczenie w kształtowaniu ludzkich postaw. Trudno doszukać się odniesienia do hierarchii wartości. Żadnych propozycji ciekawych lektur, niczego, co pobudzałoby do refleksji. Jedyne informacje ze świata dotyczą mody, muzyki, lub najnowszych plotek na temat gwiazd. Nie odłączną rubryką jest budujący i jakże kształtujący wiarę horoskop. Niewiele tu można znaleźć o łączących ludzi więziach miłości i przyjaźni oraz przywiązania. Mało dostrzega się innych ludzi i ich sprawy, a rodziców traktuje się jako konieczne zło dostarczające jedynie dóbr materialnych. Niestety tych kilka powtarzających się tematów nadal odpowiada (mam nadzieję, że jedynie wąskiemu gronu) młodym ludziom. Coraz więcej mówi się, że młodzi ludzie nie powinni przyswajać wszystkiego, ale wybierać towar najlepszej jakości. A rodzice i wychowawcy w celu pomocy im w tym, powinni raz na jakiś czas zerknąć przez ramię dzieciom i zapytać: Czytasz coś ciekawego?
W publicznej dyskusji nad kondycją społeczeństwa i wzrostem przestępczości, zwłaszcza wśród nie letnich, próbuje się ustalić źródła łamania norm i plag społecznych. Najczęściej zwraca się uwagę na kryzysy ekonomiczne, egzystencjalne, na przemiany ustrojowe i związane z nimi zjawisko anomii.
W potocznych wypowiedziach na temat przyczyn przestępczości wylicza się też niemrawość organów ścigania, nadmiar swobód obywatelskich, zbyt łagodne prawo. Badania, przeprowadzone w dniach 7-10 grudnia 1996 roku na ogólnopolskiej próbie losowej, dowodzą, że aż 92% z 1056 Polaków w wieku od 16 lat jest zdania, iż filmowe sceny okrucieństwa mają wpływ na wzrost przestępczości wśród nieletnich. 80% uważa, że pokazywanie w telewizji i kinie kradzieży i napadów także nie pozostaje bez odzewu. Wątki o łatwym bogaceniu się według 72% badanych wyraźnie wpływają na wzrost przestępczości. 71% jest zdanie iż nie powinno się pozwalać na używanie wulgarnego języka, natomiast 65% przekonuje iż nie wskazane jest również podawanie informacji o małej wykrywalności przestępstw.
Nie można jednak powiedzieć, że ktoś schodzi na drogę przestępczości jedynie dla tego, że naoglądał się filmów w telewizji lub w kinie. Naukowcy starają się odkryć rzeczywisty wpływ mediów na wzrost przestępczości. Jest to jednak trudne do opracowania, gdyż każdy przypadek jest inny. Starają się również znaleźć odpowiedź na pytanie: czy istnieje coś takiego, jak „predyspozycje do popełniania przestępstw”? Mi osobiście wydaje się, że każdy z nas ma w sobie zalążek przestępstwa, a to, czy zdecydujemy się je popełnić zależy w dużej mierze od sposobu naszego wychowania, środowiska, w jakim się obracamy i tego jakiego typu programy pozwalano nam oglądać gdy byliśmy dziećmi. Jednym słowem: nie istnieje przepis na bycie przestępcą, pomimo tego, że wszystkie składniki są ogólno dostępne.
Podczas pewnych eksperymentów odkryto, że struktura zabaw dzieci na boisku była odbiciem działania telewizji. Niegdyś dzieci bawiły się w „dom”, teraz bawią się w „big bradera”.
Przedstawiona zgodność wyników powyższych badań wyjaśniana jest m. in. przez zjawisko desensytyzacji, czyli znieczulenia. Bodźce często oglądane przestają być stymulujące i zanika reakcja fizjologiczna normalnie im towarzysząca. Widzowie pod wpływem częstego oglądania przemocy, stają się przekonani o ich normalności i reagują na nie obojętnie. Jednocześnie liczne badania eksperymentalne pokazały, że dzieci naśladują zachowania agresywne widziane na ekranie. Charakteryzują się też mniejszą wrażliwością na przemoc, a jednocześnie bardziej obawiają się świata rzeczywistego.
Ponad to socjologowie i antropologowie stwierdzają, że pod wpływem intensywnego obcowania z przekazami audiowizualnymi i multimedialnymi u nastolatków od początku lat osiemdziesiątych kształtuje się „umysłowość nowej fali”. Jedną z istotnych cech tej umysłowości jest zapatrywanie skupiające się jedynie na hedonistycznej i bezrefleksyjnej konsumpcji przekazów oferowanych na rynku mediów. Oznacza to niebezpieczeństwo zerwania kontaktów z rzeczywistością i zamknięcie się w okreśłonym świecie-substytucie - grach video, programach telewizyjnych, czy ulubionych filmach jako samowystarczalnych światach. Zatem największym zagrożeniem, jakie niosą przekazy multimedialne, jest nie tyle problem przemocy, ale problem masowej alienacji. Natomiast cała ludzka energia zamiast uczestniczyć aktywnie w przeobrażaniu rzeczywistości zostaje zużyta na walkę w obrębie świata fantastycznego.
W telewizji bogactwo jest kluczem do szczęścia, biedni i szczęśliwi rzadko pojawiają się w dziecięcym programie, a jeżeli się już pojawiają to są często wyszydzani. Najbardziej absurdalne jest to, że nigdy nie pokazuje się ludzi w trakcie pracy, ani też tego, w jaki sposób zdobyli bogactwa, którymi się szczycą. W filmach dziecięcych mężczyźni z reguły są pokazywani w roli szefów triumfujących nad kimś złym. Chłopcy na ogól nie lubią programów, w których główną rolę gra dziewczynka lub kobieta (podstawa szowinizmu). Z tego powodu tak mało jest programów, gdzie głównym bohaterem jest kobieta. Nie są one opłacalne.
Oto wyniki badań przeprowadzonych w 1989 roku, w których analizą objęto 149 telewizyjnych filmów reklamowych i audycji, odnoszących się do narkotyków (dopuszczonych do legalnego obrotu), alkoholu, papierosów i leków. 81,2% przesłanek zawartych w tych obrazach zachęcała młodzież do zażywania narkotyków i innych używek, po to, żeby „lepiej się poczuć, uczcić jakiś sukces, poprawić sobie samopoczucie, odprężyć się po męczącym dniu”. Tak więc, kiedy rozmaite instytucje użyteczności publicznej prowadzą kampanie, żeby uczulić młodzież na niebezpieczeństwo narkotyków i walczyć z nadużywaniem alkoholu i lekomanią, większość reklam telewizyjnych pokazuje świat, w którym te produkty są zachwalane, a nawet wręcz niezbędne.
Podobny obraz ukazuje telewizja na temat ról i zachowań seksualnych. Sceny erotyczne najczęściej pokazywane są przed scenami ukazującymi przemoc lub też stanowią kontekst dla przemocy.
W większości poddanych analizie programów, niezależnie czy adresowanych do dorosłych, czy do dzieci, przeważają wartości konsumpcyjne i egoistyczne. Szczęście utożsamiane jest z bogactwem i pieniądzem, popularnością, seksownym wyglądem, uznaniem innych. Wartości altruistyczne, takie, jak przyjaźń, gotowość pomocy innym, równość, nie są modne.
Prasa ,radio, telewizja prawie codziennie informują o atakach gwałtu, okrutnych morderstwach, bezprecedensowych napadach i rabunkach oraz innych przestępstwach. Takie informacje są potrzebne, owszem, należy jednak zastanowić się, czy forma ich przekazania jest adekwatna do czasu, w jakim są emitowane i potencjalnych widzów, (mogą nimi być a przykład dzieci).
Jak ograniczyć zalew telewizyjnej przemocy? - zastanawiali się niedawno polscy posłowie. Wyniki monitoringu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji potwierdzają, że ochrona młodzieży przed takimi zagrożeniami jest za mała. A czy brutalność i seks zioną również z kinowego ekranu? Dziennikarze „Peryskopu” policzyli w ośmiu filmach wyświetlanych obecnie w kinach wszystkie sceny przemocy i seksu. Oto wyniki ich obliczeń:
We „Władcy Pierścieni: Drużynie Pierścienia” dostępnym dla widzów, którzy ukończyli 12 lat doliczono się 18 scen przemocy, ale za to ani jednej, gdzie odbywałoby się zbliżenie seksualne. W „Amelii” - dla widzów od 15 lat - natomiast nie dostrzeżono ani jednej sceny przemocy, za to 3 seksu. „Dzień próby” to również film przeznaczony dla widzów od 15 roku życia, lecz w nim nie dostrzeżemy anie jednej sceny seksualnej, podobnie jak w „Pięknym umyśle” i „Wojowniku” (także od 15 lat). Jeśli chodzi o przemoc w wymienionych wyżej filmach to odpowiednio było jej: 11 i dwa razy po 4 sceny. W „Moulin Rouge” dostrzeżemy 5 scen z udziałem przemocy oraz 1 seksualną, przy czym ,aby je zobaczyć powinniśmy mieć ukończone 15 lat. „Mulholland Drive” również należy do grupy filmów z półki 15 lub więcej. W nim zobaczymy trzykrotnie przemoc, seks zaś obecny będzie 2 razy.
Jednym z brutalniejszych filmów okazał się ostatnio „Fanatyk”. Jest to film amatorski reżyserii Henry'ego Bean'a. Główny bohater -żydowski nastolatek z Nowego Jorku - Danny Balint uczy się w religijnej szkole. Po pewnym czasie rzuca ją , gdyż przestaje wierzyć w żydowskiego Boga. Nie chce należeć do wiecznie ciemiężonego narodu. Przechodzi więc na stronę antysemitów dołączając do grupy skinheadów. Zaczyna podkładać bomby pod synagogi, w których jeszcze do niedawna pobożnie czytał Torę. Po rozmowie z ofiarą holocaustu i długich przemyśleniach dochodzi do wniosku, że nie może przestać być Żydem, ale jednocześnie nienawidzi swojego żydostwa. A skoro tak, wciela się w rolę Izaaka i chroniąc nowojorską synagogę przed zamachem bombowym, ginie w Święto Odkupienia.
Tym razem to nie film wpłynął na zachowania ludzi, lecz odwrotnie. Inspiracją do „Fanatyka” stało się wydarzenie, które miąło miejsce w Nowym Jorku w 1964 roku. Bojówka Ku-Klux-Klanu zaatakowała dzielnicę żydowską w Bronksie, a jednym z jej członków był - czego później dowiódł „New York Times” - żydowski nastolatek. Gdy prawda o tym wyszła na jaw, odebrał sobie życie.
Film ten, jak i wiele innych, może być przykładem na to ,że nie tylko media wpływają na ludzi, ale ludzie na media. Bo kto inny, jak nie człowiek stworzył sobie machinę, która tworzy osobowości pokoleń istnień ludzkich? My tworzymy telewizję, a ona tworzy nas. Pozostaje jedynie zadać sobie pytanie: kto jest silniejszy w swym kreowaniu? Czy my zmienimy media, czy dojdzie do tego, że one zmienią nas? Na tyle, że nie da się już nic naprawić i niczego odzyskać z pierwotnego, czystego człowieczeństwa...
Bibliografia
„Don Bosco” listopad/grudzień 2000
„Don Bosco” styczeń/luty 2001
„Don Bosco” wrzesień/październik2001
Gałaś Mieczysław „Przemoc w mediach”
Izdebska Jadwiga „Dominacja mediów w środowisku wychowawczym dziecka”.
Karolczak-Biernacka Barbara „Młodzież wobec przestępczości”.
Karolczak-Biernacka Barbara „Przyczyny przestępczości i wizje środków zapobiegawczych. Badania opinii młodzieży”.
„Newsweek” 11/2002
„Newsweek” 12/2002
„Newsweek” 19/2002
www.student.e-tools.pl
1