Interpretacja wiersza "Słońce" Czesława Miłosza
Wiersz "słońce" pochodzi z cyklu "poema naiwnne" powstałego tuż po II wojnie światowej.
Tekst otwiera krótkie, zdanie "Barwy ze słońca są." Od razu wskazuje na domenę rzeczywistości, które stanie się tłem rozważań poety.
"Barwy"- pierwsze słowo w wierszu, jest ,który otwiera nam drzwi do pracowni Artysty-Boga.
Sam stwórca ujawni się nam dopiero w czwartym wersie i tylko przelotnie.
Tymczasem poeta pozwala nam na chwilę bezkarnie podglądać warsztat Malarza.
Od razu dowiadujemy się że na jego usługach są cudowne barwy, barwy przesycone słońcem.
Oprowadzający nas po pracowni podmiot liryczny konstrafuje, iż owo słońce barwy osobnej nie ma "bo ma wszystkie".
Fizyka potwierdza te proste, lecz szyfrujące paradoks słowa: (białe światło- takie jakim świeci słońce powstaje z nałożenia się na siebie wszystkich kolorów).
A zatem nie ma nic osobnego, nic własnego, ponieważ ma wszystko, całe spektrum barw.
Trzeci wers świadczy o tym że doskonałość artysty i jego geniuszu to także jego wszechstronność.
Jest on nie tylko malarzem ,ale i poetą spod którego ręki wyszedł poemat.
Jest nim nasza ziemia, świat najlepszy z możliwych.
Miłosz przywołuje w tym wersie bardzo stary motyw, archetyp świata-księgi dzieła pisanego przez boga.
Warto zaznaczyć że nie jest to scenariusz z odgórnie ustalonym finałem.
Wraz z czwartym wersem wprowadzany zostaje sam stwórca pod postacią słońca "A słońce nad nami przedstawia artystę".
Miłosz nie nazywa go wprost lecz używa alegorii, jakby posłuszny staro-żydowskiej zasadzie, by imię Boże otoczone było maksymalnym szacunkiem (by imię Jahwe nie wymawiały nie godne usta).
Ostatni wers pierwszej zwrotki każe nam wrócić jeszcze raz do samego początku wiersza.
Słowo słońce jest jedną z rzeczy którą ludzie utożsamiają z Bogiem.
Pierwszy wers kończy się przerzutnią "a ono nie ma" która podkreśla, że wszystko przez niego i z niego powstało, cały świat jest jego emanacją.
Jest on artystą, stwórcą a nie twórcą.
Próba powiedzenia czegokolwiek w istocie owego słońca odsyła nas do stwierdzenia negatywnego co jest z resztą rysem średniowiecznej mistyki która próbę określenia ens ideale, stworzyła definicje negatywną.
Dwie następne strofy to niemal że zmiana tematu.
Odnoszą się one bowiem już nie do Boga lecz do najdoskonalszego z jego stworzeń do człowieka.
On także ukazywany jest jako artysta jakby ziemskie dopełnienie artysty kosmicznego, niebiańskiego.
Człowiek z racji swojej kondycji egzystencjalnej nie może patrzeć prosto w słońce, nie może oglądać Boga twarzą w twarz, nie może od razu wyjść z jaskini platońskiej i spojrzeć w niebo "Niechaj nigdy nie patrzy prosto w słońce ".
Bowiem albo umrze albo będzie cierpiał nie przyzwyczajony do takiej jasności.
Oślepnie od nadmiaru blasku zapomni to, co najważniejsze "Bo pamięć rzeczy które widział, straci" a może nawet straci z oczu cel (jak Ikar).
Poeta nie bez powodu podkreśla olbrzymią wagę pamięci o zdarzeniach z przeszłości zarówno tych bolesnych jak i tych wspaniałych.
Trzecia strofa to postulat, apel o pokorę, prostotę ewangelistyczną (a więc roztropne) uniżenie się, zejście w sferę dolną " Niech przyklęknie, twarz ku trawie schyli" ku rzeczą najprostszym, pierwszym.
Z nich to właśnie zaczerpnie prawdę, dobro i piękno dotrze do raju utraconego, do domu z którego wyszliśmy "tam znajdzie wszystko, cośmy porzucili".
Głos podmiotu lirycznego który ujawnia się w przed ostatnim wersie , wskazuje na głębokie utożsamienie się z tymi, którzy wyruszyli w wędrówkę przez doczesność.