Kociaki ponownie jechały samochodem. Jednak nie takim, jak poprzednio. W tamtym śmierdziało benzyną, trzęsło, trzymano pudełko w bagażniku. A to auto jechało delikatnie, lekko, w powietrzu unosił się zapach wanilii. A w dodatku klatka z Armetim i Ritą była ulokowana na tylnym siedzeniu i zabezpieczona, by nie spadła.
-Chciałbym już do domu... -Westchnął Armeti, wciąż niepocieszony. Rita przyjrzała się mu uważnie.
-Ja też, ale myślę że i tak mamy szczęście. Będziemy żyć!
-A ta kobieta wygląda na miłą. Jestem pewny, że nas nie uśpi.
-Oby ta sąsiadka też była taka. -Dodała Rita przymknąwszy powieki.
-Albo i lepsza! -Uśmiechnął się Armeti. Dobry humor powrócił.
Samochód się zatrzymał. Kobieta wzięła pudło z kotkami i zaniosła je do jakiejś willi. Kociaki zaniemówiły z wrażenia. Ale ci ludzie mają luksusy!
Otworzyła pudełko. Armeti i Rita wykazywali, owszem pewną dozę nieufności i schowali się pod fotelem, chcąc zobaczyć, co zrobi kobieta. Ona przyniosła szynkę i dała pod fotel, blisko kociąt.
-Może to trutka? -Armeti zamyślił się, a Rita przyglądnęła się szynce z zainteresowaniem.
-Nie wygląda. Ale nie jadłam tego nigdy, trzeba sprawdzić.
Polizała lekko szynkę.
-Smakuje dobrze.
-No, to ja też spróbuję... -Zdecydował rudy kocurek.
Szynka okazała się naprawdę pyszna. Kociaki zjadły ją ze smakiem i podeszły do kobiety, tym razem bardziej ufne. Ona roześmiała się.
-Jak to się mówi: "Przez żołądek do serca"!
I przyniosła jeszcze trochę szynki.
-Chcecie?
Kociaki zaczęły miauczeć na znak, że tak.
-I kto mówi, że koty nie rozumieją człowieka? -Uśmiechnęła się właścicielka willi.
Minęło pół godziny. Kobieta oznajmiła, że idzie zapytać się sąsiadki, czy weźmie kocięta. Wyszła. Armeti uśmiechnął się blado.
-Miła jest. Ale i tak chcę do domu.
-Nie chciałbyś luksusów? -Spytała Rita podejrzliwie.
-Nie, dla mnie luksus to mój dom, twój dom...
Rita: Nasz dom jest jedyny, nie zamienię go
Armeti: Na żadne luksusy, lub coś innego
Rita: chcę wrócić do przyjaciół, zobaczyć ich uśmiechy...
Armeti: Tak mało brakuje kotu do uciechy
Razem: Jednak trzeba walczyć ze złą codziennoscią
Złymi przygodami i niegodziwością
Razem damy radę chocby świat się walił
W nas jest mocny duch, choćmy tacy mali
Rita: Ciężko jest dac radę, łatwiej poddać się.
Armeti: Lecz my tego nie zrobimy nigdy, o nie
Rita: Do końca walczymy, no bo jest o co.
Armeti: A jak zwycięzymy, odnajdziemy dom.
Razem: Choć dobroci wiele dostajemy też
Ważni przyjaciele, i ty o tym wiesz
Serca im pękają, tak tęsknią za nami
Rita: A my tu siedzimy, za willi drzwiami
Wróciła kobieta.
-Udało się. -Oznajmiła już przy wejściu. Idziemy do waszego nowego domu. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Zaniosła kociaki do sąsiedztwa obok. W drzwiach stała młoda kobieta z synem. Wyglądali obiecująco.
-Dziękuję, Sophie. -Uradowała się. -Te kocięta są śliczne. I Mattowi też się pewnie spodobają.
-Nie wątpię, no to do widzenia!
-Do jutra, Sophie.
Sophie odeszła. Kotki patrzyły na nią ze smutkiem, że to pożegnanie... Ale na pewno tu też są dobrzy ludzie...
Jakby w odpowiedzi, kobieta odwróciła się do Matt' a i rzekła:
-Masz te brudasy, weź je do pokoju. Nie chcę ich w moim salonie, jeszcze zarażą czymś Klerunię.
Armeti i Rita zobaczyli perską kotkę. Stała napuszona na szafce, niczym futrzany posąg.
Matt wziął kocięta do pokoju i schował je do szafy. Kociaki wiedziały już, że nie czeka ich tu nic dobrego...
Nastała noc. Wszyscy zasnęli. To właściwa pora na ucieczkę!
-Rita, stań na tym pudle i chwyć srebrną gałkę. Jest nad tobą -polecił Armeti zaspanej Ricie.
Rita zrobiła to, aczkolwiek z niechęcią. Drzwi się udanie otworzyły.
Kocięta stanęły na parapecie. Było to drugie piętro!
-Rita, boisz się? -Zapytał Armeti tonem, jakby nie było już odwrotu. Rita zadrżała mimowolnie.
-Tak, ale zaryzykujmy. Inaczej zostaniemy tu na zawsze. To nasza ostatnia szansa...
Skoczyli.