|
Lekkie działa samobieżne, lub zgodnie z niemiecką terminologią lekkie niszczyciele czołgów, Jagdpanzer 38(t) Hetzer miały stać się sztandarowym uzbrojeniem dywizjonów przeciwpancernych we wszystkich dywizjach piechoty Wehrmachtu i Waffen-SS. Przewidywano wykorzystanie tych pojazdów do wspierania obrony i kontrataków własnej piechoty, a szczególnie do niszczenia nieprzyjacielskich wozów pancernych. W kwietniu 1944 roku, wkrótce po uruchomieniu produkcji seryjnej dział Jagdpanzer 38(t), powstał plan szybkiego sformowania kompanii niszczycieli czołgów, uzbrojonej w 14 Hetzerów. Miała ona zostać przydzielona do jednej z frontowych dywizji piechoty, co umożliwiłoby wypróbowanie walorów bojowych omawianych pojazdów. Jednak ze względu na różnorakie, choć niewielkie problemy techniczne z jakimi borykano się w zakładach Bochmisch-Mahrische Maschinenfabrik (BMM) w Pradze, wystąpiło kilkutygodniowe opóźnienie w przekazaniu Hetzerów Wehrmachtowi. Pierwszych 20 wozów dostarczono do arsenału we Wrocławiu (Heereszeugamnt Breslau) dopiero po 28 maja. Pierwotne plany uległy zmianie i na początku czerwca pierwszych 14 Hetzerów przewieziono na kilka poligonów - m.in. w Hillerleben, Kummersdorf i Berka - gdzie pod nadzorem przedstawicieli Abt.Pruf.6 (wydziału Urzędu Uzbrojenia Wojsk Lądowych, odpowiedzialnego za rozwój wszelkiego typu pojazdów kołowych i gąsienicowych) przeprowadzono próbne strzelania i jazdy. Wykorzystano je jednocześnie do sformułowania instrukcji i wskazówek technicznych dla załóg Hetzerów. Kolejnych 45 egzemplarzy Hetzerów przekazano do końca lipca 1944r. do jednostek szkolnych i zapasowych. Oczywiście w następnych miesiącach do pododdziałów szkolnych trafiały kolejne wozy tego typu. Wbrew początkowym założeniom pierwszymi oddziałami bojowymi, które zostały uzbrojone w działa samobieżne Hetzer nie były dywizjony przeciwpancerne w dywizjach piechoty, a samodzielne bataliony niszczycieli czołgów. W końcu lipca 1944 roku wysłano na front wschodni 731 samodzielny batalion niszczycieli czołgów. Został on przydzielony do wojsk Grupy Armii "Północ". Jednak debiut bojowy nowych dział samobieżnych miał miejsce 2 sierpnia 1944 r. w ogarniętej powstaniem Warszawie. Rankiem tego dnia, w trakcie walk o Pocztę Główną, na plac Napoleona wjechały dwa wozy Jg.Pz. 38(t). Jeden z nich pojechał w kierunku ul. Szpitalnej i tu pomiędzy ulicami Sienkiewicza i Boudena został unieruchomiony przez powstańców z Batalionu Kiliński. Zgodnie z planami dowództwa niemieckich wojsk lądowych wszystkie dywizje piechoty Wehrmachtu, lub zbliżone do nich dywizje strzelców, grenadierów, grenadierów ludowych i dywizje górskie, miały zostać wyposażone w jedną kompanię lekkich niszczycieli czołgów Jagdpanzer 38(t). W tym celu zwykle przezbrajano jedną z kompanii dywizjonu przeciwpancernego, uzbrojoną dotychczas w holowane armaty ppanc. Pak 40 kal.75mm. Kompanie niszczycieli czołgów Hetzer były z pewnością jednym z najsilniejszych rodzajów broni jaką dysponował dowódca dywizji piechoty. Mogła ona wyjątkowo skutecznie zwalczać nieprzyjacielskie czołgi lub wspierać działania piechoty. Jednak sam sprzęt, nawet najlepszy, to nie wszystko. Świeżo uzbrojone w Hetzery kompanie, nieumiejętnie dowodzone i działające niesprzyjających warunkach, ponosiły ciężkie straty.
Opancerzony samobieżny miotacz płomieni Flammpanzer 38(t) 20 pojazdów Flammpanzer 38(t), uzbrojonych w miotacze ognia i powstałych z przebudowania dział samobieżnych Hetzer, stanowiło wyposażenie dwóch kompanii - Panzer-Flamm-Kompanien 352 i 353. Każda z nich dysponowała 10 wozami tego typu. Pod koniec grudnia 1944 roku przydzielono je do działającej na froncie zachodnim Grupy Armii G. Flammpanzery 38(t) brały udział w ofensywie wojsk niemieckich w Alzacji w styczniu 1945r.(operacja Nordwind).
Działa samobieżne Jagdpanzer 38(t) w służbie innych państw. Latem 1944 roku zamierzano dostarczyć 30 Hetzerów do Rumunii. Ponieważ jednak dostawy dla Wehrmachtu miały priorytet nie doszło do tego. Dopiero w grudniu 1944r. zdecydowano się wesprzeć nimi armię węgierską - jedną z nielicznych już sojuszniczych armii, walczących u boku Wehrmachtu. Do połowy stycznia 1945r. wysłano na Węgry 75 Hetzerów. Uzupełniano nimi węgierskie bataliony dział szturmowych, wyposażone dotychczas w działa samobieżne Zrinyi.
Historia pewnego Hetzera. Słynna ofensywa styczniowa rozpoczęła się 14.01.1945. Do ataku na niemieckie pozycje nad Wisłą ruszyło prawie 2,5 miliona radzieckich żołnierzy, wspartych niespotykaną dotąd w historii ilością sprzętu bojowego. Słabsze liczebnie i częstokroć jakościowo oddziały niemieckie tylko kilka godzin były w stanie stawiać zorganizowany opór. Później nadeszła totalna klęska i odwrót przybierający formę panicznej ucieczki. 17.01.1945 roku nad ranem pod wieś Cholewy nadciągnęła niemiecka kolumna zmotoryzowana. Niemcy w pośpiechu, wbrew rozkazom swojego fuhrera, opuszczali okrążoną przez nacierającego błyskawicznie wroga Festung Warschau. Kolumna należała do 73 Dywizji Piechoty, najsilniejszej jednostki w tym rejonie działań. Nagle od południa gruchnęły wystrzały, w oddali widać było przemykające radzieckie czołgi T-34. Na szosie zakotłowało się, wycofujący się Niemcy nawet nie próbowali podjąć walki, tylko rzucili się do ucieczki. Drogę do zbawczej Puszczy Kampinoskiej zagradzała im niewielka rzeczka Utrata. Prowizoryczny drewniany most zawalił się już po pierwszej próbie przejazdu któregoś z ciężkich pojazdów. Następny pojazd ze zdeterminowaną załogą postanowił spróbować przeprawić się w bród niezbyt szerokiej w tym miejscu rzeczki. Pojazd ugrzązł pośrodku rzeczki pochylony przodem w dół i nie dał rady wspiąć się na drugi brzeg. Opuszczająca go załoga zdetonowała ładunek wybuchowy, aby nie dostał się w ręce Rosjan.
Przez kilka powojennych lat pojazd stanowił niebywałą atrakcję dla okolicznych mieszkańców, którzy wydobywali z niego pociski, amunicję strzelecką i inne części wyposażenia. W owych latach Utrata była krystalicznie czysta i amatorskie nurkowania do wnętrza niemieckiego czołgu nie sprawiały większych trudności. Przez ogromną wyrwę w lewej burcie pojazdu można było dostać się do środka i pomyszkować, ale jednocześnie dostawało się tam coraz więcej nanoszonego przez rzekę piasku i mułu. Wystający nad powierzchnię wody ckm służył dzieciom zaraz po wojnie do nie zawsze bezpiecznych zabaw, więc w końcu go usunięto. Tym samym nic już nie wskazywało osobom postronnym miejsca spoczynku czołgu. Podejmowano oczywiście próby wydobycia pojazdu zaraz po wojnie, jednak z powodu bardzo prymitywnych metod i środków, jakie zastosowano oraz zwiększonego przez muł i piasek ciężaru wozu, nie powiodły się. Stopniowo Utrata pochłaniała swoją ofiarę coraz bardziej, a z czasem rzeka stała tak bardzo zanieczyszczona, że wylądowała poza wszelką klasyfikacją wód. Historia o zatopionym czołgu zaczęła się stopniowo zacierać w ludzkiej pamięci. Obiekt dawał znać o sobie podczas niskich stanów wody, kiedy to poszarpane blachy pancerza wyłapywały płynące z nurtem śmieci, tworząc na środku cuchnącą wysepkę.
W roku 1987 tajemniczym zatopionym czołgiem zainteresował się dyrektor Muzeum Bitwy nad Bzurą w Sochaczewie, pan Maciej Wojewoda. Były to już lata, kiedy zaczęła się kształtować świadomość, iż przedmioty z pobojowisk mogą stanowić wartość muzealną, a nie tylko hutniczą. Pan Wojewoda po kilku wizjach lokalnych i rozmowach z mieszkańcami stwierdził niezbicie, że w nurcie Utraty tkwi niemiecki czołg nieznanego typu. Określono z grubsza lokalizację tajemniczego obiektu i z braku środków na tym poprzestano.
W tym momencie na arenę wkracza Muzeum Wojska Polskiego z Warszawy. Pierwsze eksploracje wraku prowadził w bardzo trudnych warunkach płetwonurek z Łodzi, Andrzej Bartosiewicz, wraz z kolegami. Płetwonurkowie usunęli z wraku sterty śmieci i gałęzi, określili dokładnie jego położenie oraz kształt. Z powodu prawie zerowej widoczności klasyfikacja pancernego karła jak nazywali go płetwonurkowie, była bardzo utrudniona. Dopiero po dokładnej analizie pomiarów okazało się, że domniemany czołg to niemieckie działo samobieżne, kryjące się pod fachową nazwą Jagdpanzer 38 (t) Hetzer. Pojazd wydobyto w roku 1989 w dość niejasnych okolicznościach, nie informując podobno nawet dyrektora sochaczewskiego muzeum. Muzeum Wojska Polskiego przetransportowało zdobycz do Fortu Czerniakowskiego, gdzie powstała ekspozycja sprzętu pancernego. Pojazd znajduje się tam do dzisiaj. Zobacz zdjęcie.
P.Brzeziński A.Ostasz ŻP 2/99
|
Dane techniczne:
Załoga |
4 |
Masa całkowita (t) |
15,8 |
Nacisk jednostkowy (kg/cm2) |
|
Wymiary (m) |
|
długość całkowita |
6,27 |
długość kadłuba |
4,87 |
szerokość |
2,63 |
wysokość |
2,17 |
prześwit |
0,42 |
Prędkość (km/h) |
37-40 |
Zasięg (km) |
|
na drodze |
260 |
w terenie |
170-180 |
Napęd |
silnik gaźnikowy, 4-suwowy, rzędowy Praga EPA AC2, pojemność 7754cm3 o mocy maks. 160 KM |
Układ napędowy |
wał napędowy, sprzęgło główne, skrzynia przekładniowa, preselekcyjna Praga/Wilson, 5 biegów do przodu, 1 do tyłu |
Moc jednostkowa (KM/t) |
10 (7,4 kW/t) |
Nacisk jednostkowy (kg/cm2) |
0,84 |
Paliwo |
benzyna, pojemność zbiorników-320 l |
Promień skrętu (cm) |
500 |
Opancerzenie (mm): |
z płyt walcowanych łączonych spawaniem |
kadłub |
przód-60, boki-20, tył-8-20, dno-10 i góra-8 |
Uzbrojenie: |
|
armata |
75mm PaK 39 |
1 km |
MG 34 lub MG 42 kal.7,92mm |
Amunicja: |
41 nabojów do działa, 1200 nabojów do km |
Pokonywane przeszkody: |
|
wzniesienia (stopnie) |
35 |
brody (cm) |
110 |
rowy (cm) |
130 |
ściany (cm) |
65 |