to inny porwał, kto inny zamordował - Tadeusz M. Płużański Wysłane sobota, 1, listopada 2008 przez Krzysztof Pawlak |
Wróciła sprawa morderstwa na księdzu Jerzym Popiełuszce. Według oficjalnej wersji, przedstawionej podczas procesu toruńskiego i powtarzanej następnie przez lata - zginął 19 października 1984 r. Tymczasem zwłoki ks. Popiełuszki wrzucono do Wisły sześć dni później - 25 października. W tym czasie Piotrowski, Pękala i Chmielewski - wskazani przez gen. Kiszczaka i później przez Sąd Wojewódzki w Toruniu, jako sprawcy zabójstwa - już od dwóch dni przebywali w areszcie. Taką wersję przedstawia prokurator Andrzej Witkowski, były naczelnik Oddziałowej Komisji Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie, obecnie pracownik lubelskiej prokuratury apelacyjnej.
Andrzej Witkowski mówi, że w sprawie pobicia ze skutkiem śmiertelnym Grzegorza Przemyka rzeczywistymi sprawcami też okazały się inne osoby, niż te, które wskazał resort spraw wewnętrznych. Przypomina, że już w trakcie procesu toruńskiego niemal powszechnie było wiadomo, że ława oskarżonych jest "za krótka". Wykonawców zbrodniczego planu było - zdaniem Witkowskiego - więcej: kto inny porwał księdza, a kto inny go zamordował. Do dziś nie zostali również ujawnieni i osądzeni inspiratorzy zabójstwa. Pytany o konkretne nazwiska, mówi, że obowiązuje go tajemnica śledztwa, ale zaznacza, że w październiku 1984 r. ster rządów w państwie trzymali dwaj generałowie - Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak.
JARUZELSKI: "WZMÓC DZIAŁANIA
WOBEC KS. POPIEŁUSZKI"
Prokurator Witkowski badał sprawę dwukrotnie - w latach 1990 - 1991 oraz w 2002 - 2004, w ramach śledztwa dotyczącego funkcjonowania w latach 1956 - 1989 w strukturach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych związku przestępczego, który dopuszczał się zbrodni i zabójstw na działaczach opozycji politycznej i duchowieństwa (prócz ks. Popiełuszki dotyczyło m.in. śmierci z rąk "nieznanych sprawców" ks. Suchowolca i Zycha). Związek był kierowany przez osoby zajmujące najwyższe stanowiska państwowe.
Zamiarem śledztwa było ustalenie zarówno bezpośrednich sprawców (takich jak Grzegorz Piotrowski i inni funkcjonariusze Departamentu IV MSW, którzy zajmowali się zwalczaniem Kościoła; najbardziej "zasłużona" w tym dziele była założona w 1973 r. komórka D - od słowa "dezintegracja"), jak i ich mocodawców. Już w 1991 r. Witkowski chciał objąć zarzutami gen. Jaruzelskiego i Kiszczaka i... został nagle odsunięty od sprawy. Do śledztwa wrócił po 10 latach, w 2002 r. jako prokurator lubelskiego IPN. W wywiadzie zamieszczonym w "Biuletynie IPN" (styczeń 2003 r.) ujawnił notatkę znalezioną w dokumentach Urzędu ds. Wyznań z sierpnia 1984 r., w której Jaruzelski polecił "wzmóc działania wobec ks. Popiełuszki". Witkowskiego ponownie odsunięto.
POPARCIE W APARACIE
Odpowiedzialność Jaruzelskiego i Kiszczaka ma podważać inna notatka, którą kilka lat temu upublicznił historyk, prof. Andrzej Paczkowski, wskazująca jako inspiratora porwania i zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki innego "generała MO" - Mirosława Milewskiego.
Notatka z adnotacją: "sporządzona w jednym egzemplarzu" oraz "nie powielać" - to zapis rozmowy, jaką 25 października 1984 r. przed południem przeprowadzili w Urzędzie Rady Ministrów: Wojciech Jaruzelski, ówczesny premier, oraz jego najbliżsi współpracownicy: gen. Michał Janiszewski, szef URM i płk Bogusław Kołodziejczak, szef Kancelarii KC PZPR. Dokument sporządził obecny na spotkaniu doradca Jaruzelskiego, mjr Wiesław Górnicki, który przed śmiercią przekazał go prof. Paczkowskiemu (dlaczego właśnie jemu?).
Górnicki miał przy tym zastrzec, że notatka może zostać ujawniona dopiero w 2010 r., ale Paczkowski terminu nie dotrzymał, gdyż - jak stwierdził - nie widział powodu, żeby 20 lat po śmierci ks. Popiełuszki przestrzegać testamentu nieżyjącego już autora dokumentu.
Notatka ma być bezpośrednią reakcją otoczenia Jaruzelskiego na pierwsze przesłuchania Grzegorza Piotrowskiego, które rozpoczęły się kilka godzin wcześniej - w nocy z 24 na 25 października. Uczestnicy narady dokładnie znali zeznania Piotrowskiego. Powiedział on przede wszystkim, że "miał poparcie w aparacie władzy", ale nie wymienił żadnych nazwisk (do dziś morderca księdza Popiełuszki nie ujawnił swoich mocodawców).
"Jaruzelscy" jednomyślnie stwierdzili: "Politycznym inspiratorem porwania - niezależnie od indywidualnego fanatyzmu sprawcy - mógł być wyłącznie towarzysz Mirosław Milewski" i "opowiedzieli się za natychmiastowym usunięciem tow. Milewskiego ze stanowiska sekretarza KC PZPR bez konieczności wyjaśniania przyczyn, które to spowodowały. Zwrócono uwagę nie tylko na działalność polityczną Milewskiego skierowaną przeciwko linii IX Zjazdu PZPR, ale także na afery o charakterze finansowym (o czym niżej - TMP)".
Jednak w innym miejscu notatki Górnicki zapisał: "Towarzysz premier, podzielając dezaprobatę zebranych dla działalności tow. Milewskiego i nie poddając w wątpliwość politycznej, a może i osobistej odpowiedzialności za uprowadzenie, a być może i za morderstwo na osobie ks. Popiełuszki, sprzeciwił się jednocześnie podejmowaniu decyzji personalnych na XVII Plenum KC PZPR, które miało się wkrótce rozpocząć". Jaruzelski mówi, że taka decyzja byłaby "nieuzasadniona", historycy uważają jednak, że generał nie czuł się jeszcze wystarczająco silny, aby usunąć Milewskiego (zrobił to kilka miesięcy później).
"TRZESIĘNIE ZIEMI"?
Mimo, iż w momencie ujawnienia notatki większość mediów piała z zachwytu, że winny został znaleziony, a gen. Jaruzelski nazwał ją "trzęsieniem ziemi", historycy z IPN nie uznali tego za dowód przeciwko Milewskiemu, ale za poszlakę, potwierdzającą tylko jedną z hipotez. Dr Jan Żaryn skomentował, że jest bardzo prawdopodobne, że to nie Milewski, ale Jaruzelski i Kiszczak byli doskonale poinformowani o przebiegu całej operacji. Wyraził tylko wątpliwość, czy zbrodnia była zaplanowana w 100 proc. i czy miała się zakończyć śmiercią księdza Popiełuszki.
Prócz stwierdzenia o "trzęsieniu ziemi", jaką notatka Górnickiego - Paczkowskiego miała spowodować, gen. Jaruzelski nie był zbyt rozmowny. Jakby mimochodem zasugerował jednak, kto stoi za zamordowaniem księdza Jerzego: "Mógłby to być ktoś ze skrzydła zachowawczego. (...) Mirosław Milewski należał do tzw. prawdziwych komunistów [betonu] i dlatego jego nazwisko pojawiło się w tych spekulacjach".
Józef Oleksy (w 1984 r. kierownik Biura Centralnej Komisji Rewizyjnej PZPR, dziś na politycznej emeryturze) o notatce: "Nie wiem, na ile jest tam wprost dowiedzione inspiratorstwo, ale jak pamiętam, taka dyskusja toczyła się także w kręgach PZPR i już wtedy takie sugestie [o związkach Milewskiego z morderstwem - TMP] były formułowane".
Oleksy nie powiedział niczego odkrywczego. Potwierdził jedynie, że już 20 lat temu pojawiały się takie "spekulacje" i "sugestie". Kto je rozpowszechniał?
Czy przypadkiem nie jest tak, że również dziś nagłaśnianie takiej wersji wydarzeń jest na rękę "Jaruzelskim"? Przecież od dawna chcą uchodzić za łagodnych jak baranki liberałów-reformatorów, w przeciwieństwie do twardogłowych, zdolnych do wszystkiego ludzi pokroju Milewskiego. Czyli mord na księdzu Jerzym miał być wynikiem konfliktu na najwyższych szczeblach ówczesnych władz PRL.
NADMIAR PRACY
Działacz "Solidarności", a dziś senator Krzysztof Piesiewicz twierdzi, że notatka Górnickiego - Paczkowskiego ma wartość historyczną, ale do sprawy zabójstwa księdza Popiełuszki nie wnosi nic nowego: "Wątek Milewskiego już się w niej pojawiał. Wcześniej nakreślono już bowiem podział na »dobrych« i »złych« - dobrymi byli ludzie generała Jaruzelskiego, złymi - ci z otoczenia właśnie Milewskiego".
Jan Olszewski, oskarżyciel posiłkowy w procesie przeciwko zabójcom księdza Popiełuszki, uważa, że przyczyn powstania notatki może być kilka, ale najbardziej prawdopodobna jest taka: "Na podstawie posiadanych informacji osoby te wiedziały lub przypuszczały, kto to morderstwo inspirował, ale zdały sobie sprawę, że nie mogą go ujawnić i w związku z tym szukały jakiegoś rozwiązania zastępczego, które pozwoli im jakoś wyjść z tej sytuacji".
Dla prokuratora Witkowskiego notatka Górnickiego - Paczkowskiego też nie była zaskoczeniem: - Tego rodzaju wersja była już uwzględniona i zweryfikowana w toku śledztwa prowadzonego jeszcze w 1991 r. Witkowski chciał m.in. ustalić, dlaczego uczestnicy spotkania u premiera Jaruzelskiego, skoro mieli być przekonani o winie Milewskiego, nie zgłosili tego do prokuratury, która właśnie prowadziła śledztwo w sprawie ks. Popiełuszki. Tłumaczenia gen. Jaruzelskiego, że "były to tylko polityczne spekulacje", trudno traktować poważnie. Właśnie po tego typu stwierdzeniach nazbyt dociekliwy prokurator został ostatecznie odsunięty od sprawy. Ówczesny szef pionu śledczego IPN, prof. Witold Kulesza tłumaczył, że Witkowski miał po prostu... za dużo pracy.
ZMIECIONY PRZEZ "ŻELAZO"
To wszystko nie oznacza, że Mirosław Milewski jest czysty. Na krótko przed śmiercią w lutym br. "wyjaśniał", że "nie wie, dlaczego na niego wskazano", "gdyby były jakieś dowody, to wcześniej postawiono by mu zarzuty", "nigdy nikt z kierownictw partii ani resortu spraw wewnętrznych w żadnej rozmowie nie sugerował mu, że mógł by być sprawcą politycznym tego mordu". Radiu ZET wyznał: "Mogę absolutnie powiedzieć, bez cienia wątpliwości, że nigdy nikogo nie zabiłem, tym bardziej księdza jakiegoś. Mówię uczciwie i szczerze - ja nigdy nikogo nie zabiłem, nigdy. Mimo że były nawet ciężkie sytuacje, że trzeba było strzelać".
Milewski był bez wątpienia jedną z najbardziej wpływowych osób w komunistycznym państwie. Było i jest tajemnicą poliszynela, że miał kontakty z sowieckimi specsłużbami. Sam zresztą się do nich przyznawał, twierdząc jednak, że były one częścią jego "służbowych obowiązków". W 1980 r. np. zawiózł do Moskwy szefowi KGB Andropowowi listę osób przewidzianych do internowania po wprowadzeniu stanu wojennego (optował za twardą rozprawą z "Solidarnością"; w tej sprawie zeznawał w III RP w charakterze świadka przed komisją odpowiedzialności konstytucyjnej). Kilka lat temu Milewski został oskarżony o to, że jako funkcjonariusz WUBP w Białymstoku w marcu 1947 r. bezprawnie aresztował żołnierza Armii Krajowej Czesława Burzyńskiego i wydał go NKWD.
Nazwisko Milewskiego pojawia się nie tylko w kontekście zabójstwa księdza Popiełuszki, ale również Grzegorza Przemyka i afery "Żelazo", ujawnionej niedługo przed śmiercią kapelana "Solidarności". Przypomnijmy, że afera ta dotyczyła zrabowania przez politycznych gangsterów (funkcjonariuszy wywiadu PRL-owskiego, kierowanego przez Milewskiego) i zawodowych gangsterów ze świata przestępczego w latach 60. i 70. dużych ilości złota i kamieni szlachetnych z "imperialistycznego" wówczas Zachodu. Towarzyszyły temu napady i morderstwa. W 1990 r. Milewskiemu i sześciu innym osobom (gangsterom z obu grup) zarzucono korupcję na wielką skalę przez przyjmowanie korzyści majątkowych. Dokumenty w tej sprawie zostały jednak zniszczone (przez pogrobowców PRL), a śledztwo - z powodu przedawnienia - umorzone (przez prokuratora III RP).
Właśnie pod pretekstem "Żelaza", w połowie 1985 r., gen. Milewskiego usunął z partii gen. Jaruzelski. Milewski miał nadzieję, że niepokoje społeczne wywołane śmiercią ks. Popiełuszki uchronią go przed tym. Ta wersja ma potwierdzać odpowiedzialność Milewskiego za mord na kapelanie "Solidarności", z kolei ujawnienie zabójstwa miało podważyć pozycję Jaruzelskiego i Kiszczaka.
POSZUKAJMY W MOSKWIE
Tego, czego nie może powiedzieć związany tajemnicą śledztwa prokurator Andrzej Witkowski, ujawnia ks. Stanisław Małkowski, współpracownik i przyjaciel księdza Jerzego Popiełuszki, w PRL-u kapelan "Solidarności", uczestnik strajku w Stoczni Gdańskiej: - Wersję przedstawioną na procesie toruńskim odbieram jako próbę obrony ze strony Kiszczaka i Jaruzelskiego - chcieli odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia, że są odpowiedzialni za zamordowanie księdza Jerzego, zrzucając winę na gen. Mirosława Milewskiego. Nie mam wątpliwości, że winni śmierci ks. Popiełuszki są właśnie Kiszczak i Jaruzelski. Wiem, że ekipa esbeków, która porwała księdza, była śledzona przez inną ekipę. Mieliśmy zatem do czynienia ze zbrodnią wielopiętrową. Poza tym ciekawa, symboliczna jest zbieżność dat. 19 października Kiszczak obchodził urodziny i być może Piotrowski porywając księdza Jerzego, chciał zrobić swojemu przełożonemu prezent. Zatem prawdę już znamy, trzeba jeszcze wyjaśnić wszystkie okoliczności. A więc np. to, czy Kiszczak i Jaruzelski działali w powiązaniu z towarzyszami radzieckimi?
Jan Olszewski od 20 lat jest przekonany, że mocodawców mordu trzeba szukać w Moskwie: "W moim przekonaniu nikt tutaj, zwłaszcza w MSW, nie odważyłby się zrobić czegokolwiek w sprawie ks. Jerzego co najmniej bez konsultacji, jak nie bez zaleceń stamtąd".
TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI