- 1 -
Św. Małgorzata z Kortony była Marią Magdaleną czasów, w których żyła. Jej życie jest przykładem, jak różnymi drogami Bóg prowadzi człowieka, aby go do siebie w odpowiednim czasie pociągnąć. Urodziła się w 1247 roku w rodzinie zubożałego ziemianina. Wcześnie bo w siódmym roku życia straciła matkę. Ojciec nie był w stanie należycie troszczyć się o jej wychowanie. Jako młoda piękna dziewczyna została kochanką bogatego właściciela majątku, z którym prowadziła hulaszcze życie, ku zgorszeniu całej okolicy. Po dziesięciu latach jej kochanek Arseniusz został potajemnie zamordowany. Małgorzata znalazła jego ciało odgrzebane przez psa. Widok zamordowanego kochanka tak nią wstrząsnął, że od tej chwili całkowicie zmieniła swoje życie. Wstąpiła do III zakonu św. Franciszka, i osiedliwszy się w Kortonie, posługiwała chorym w tamtejszym przytułku. Dla pokutnego trybu życia została nazwaną "Magdaleną zakonu franciszkańskiego". Bóg obdarzył ją darem doznawania ekstazy i proroctwa. Nie tylko z Włoch, ale i z Francji i Hiszpanii przybywali do niej ludzie czujący niepokój sumienia. Bardzo wielu pod jej wpływem porzucało grzeszne życie i jednało się z Bogiem. Mając pięćdziesiąt lat, wyniszczona postami i surowym życiem, zmarła dnia 22 lutego 1297 roku. Do chwały świętych wyniósł ją papież Benedykt XIV.
KS. MARIAN BENDYK ŻYĆ EWANGELIĄ - A -
- 2 -
Bóg, który stwarza człowieka, wyposaża go w podstawowa umiejętność nazywania rzeczy po imieniu. "I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu." Jaką wartość przedkłada poeta, Antoni Słonimski, czytelnikowi swojej poezji, kiedy zwraca się w błagalnej modlitwie do Boga:
"Zmiłuj się, Panie, nad nami, Nie karz surowo.
Uskrzydlij nas, podnieś słowami, Przywróć nam słowo".
/A. Słonimski, Modlitwa o słowo/
Dla poety słowo jest wieżą i schronem. Wieżą, która wyrasta ponad zwyczajność i dokładnie wyróżnia to, co jest jedyne pośród innych rzeczy. Słowo, precyzyjnie użyte, chroni tożsamość osoby. Tak długo jest ona sobą, jak długo wie, kim jest, i potrafi siebie dokładnie odróżnić od tego wszystkiego, co ją otacza.
Ks. Henryk Pyka - USKRZYDLIJ NAS WŁASNYMI IMIONAMI BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(136) 1996
- 3 -
O wielkiej sile takiego wezwania przypomina mi pewna wystawa, którą urządziłem w Duszpasterstwie Akademickim w połowie lat 80. Została ona nocą zwinięta przez - jak wówczas często mówiło się w takich wypadkach - "nieznanych sprawców". To, co prezentowała ta wystawa, zostało nazwane po imieniu. Wielka wartość została wtedy położona na przeciwległej szali. Wystawa była próbą interpretacji antyreligijnego plakatu radzieckiego. Kilkanaście takich plakatów przywiózł pewien student z Moskwy. Rozwieszane tam w świetlicach i na dworcach, miały ośmieszać chrześcijaństwo i islam. Tu, w naszym kręgu, zostały zawieszone obok plakatowych fotografii wybitnych chrześcijan. Fotografie te opatrzone zostały krótką charakterystyką postaci. Wśród znanych twarzy był Jan XXIII, Matka Teresa z Kalkuty, Tasaki Nagai - wielki chrześcijanin, który przeżył atak atomowy w Nagasaki, autor słynnej książki Dzwony z Nagasaki.
"To, co tam w Sojuzie przyjmowane jest ze śmiertelną powagą, tu wygląda jako przejmujące ostrzeżenie" - zapisał ktoś w zachowanej księdze wystawy, której motto stanowił dziecięcy wierszyk spinający wystawę i ujęty także w formie plakatu: "Nic tak prawdy nie kaleczy, jak biedny, mały mózg człowieczy". Nie rozum, lecz "mózg" - to było konsekwentne odniesienie się do tzw. światopoglądu naukowego, którego sowiecki plakat był emisariuszem. Położony na szali - nie wytrzymał on powagi ludzi, którzy nazywając się chrześcijanami, sprawdzili się jako chrześcijanie.
Ks. Henryk Pyka - USKRZYDLIJ NAS WŁASNYMI IMIONAMI BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(136) 1996
- 4 -
Kalendarz chrześcijański bogatszy jest od Litanii do Wszystkich Świętych. Kościół za Apokalipsą mówi o niezliczonej rzeszy ludzi, którzy nie pozwolili ogarnąć się nocy. Niektórych znamy z imienia. Tomasz Morus, wielki kanclerz króla Anglii Henryka VIII, ze swoim poczuciem humoru, a zarazem nieustępliwą wiernością Ewangelii przedstawia mi się jako człowiek wierny sobie. Imponuje, a czasem zawstydza wielki i mocny charakter.
Dobrze mieć u swojego boku kogoś, kto przeszedł tę drogę, którą dopiero idę. Jeśli noszę jego imię, wiem, że jest ono imieniem chrześcijanina, którym i ja jestem. To wielki dar używać imienia, które związane ze mną na całe życie niesie ze sobą program, wezwanie, zachętę do realizowania siebie pośród wartości, które nie lękają się światła.
Czy nie należałoby zatem - modląc się słowami poety - prosić Boga: Zmiłuj się, Panie, nad nami,
Uskrzydlij nas, podnieś... naszymi imionami.
Ks. Henryk Pyka - USKRZYDLIJ NAS WŁASNYMI IMIONAMI BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(136) 1996
- 5 -
Ileż rozmów i narad prowadzą młodzi rodzice na temat imienia swego nowo narodzonego dziecka! Często to dziecko ma swoje imię długo przed narodzeniem. Może tak było i z nami?! Warto o to zapytać, jeśli to możliwe, swoich rodziców. Imię to będzie ważne przez całe życie! Ono z człowiekiem "wzrasta".
Z jakim zainteresowaniem oczekuje się w środowisku kibiców sportowych nominacji piłkarzy do kadry narodowej na kolejne mistrzostwa świata w piłce nożnej. Robi to selekcjoner, który wraz ze sztabem współpracowników bada wyszkolenie i możliwości każdego kandydata. Potem tysiące ludzi będzie znać i skandować jego imię. Imię to będzie wskazywać na radosne przeżycia innych. Może budzić nadzieję na przyszłość.
I jeszcze jedno imię. W 1978 roku odbywało się w Watykanie konklawe. 112 kardynałów dokonywało wyboru nowego papieża. Gdy o godz. 18,18 tłumy zgromadzone na jasno oświetlonym placu widzą biały dym unoszący się z kominka, wiedzą, że wybrano papieża. Gdy zaś kardynał Felici ogłasza pół godziny później, że jest nim Kardynał Karol - tłum zamarł w bezruchu. Trwała napięta cisza. Kto to jest Karol? Karol Wojtyła, który przybrał imię Jan Paweł II?! Tu i ówdzie dały się słyszeć pojedyncze okrzyki: Polak, Polak! Ale zdecydowana większość nie wiedziała, kim jest Karol Wojtyła - Jan Paweł II. Dziś wiedzą wszyscy. Człowiek o tym imieniu, następca świętego Piotra, zmienił bieg historii. Imię to wywołuje wielkie uczucia miłości, szacunku, podziwu, radości, nadziei. Wspomina jeden z misjonarzy: "Gdy po raz pierwszy znalazłem się wśród czarnych w Afryce i powiedziałem, że jestem z Polski, usłyszałem z ust taksówkarza: A, papież Wojtyła...!"
Ks. Teodor Suchoń - IMIĘ CHRZEŚCIJANINA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(136) 1996
- 6 -
Student z WSP przybył do szkoły położonej daleko na prowincji, aby rozpocząć swoją praktykę nauczycielską. Po tygodniu znał wszystkich uczniów z imienia. Wyglądało to tak, jakby znał ich zawsze. Dzięki temu stworzył wspaniałą wspólnotę podrywając wszystkich do pilnej nauki i osiągając sukcesy. Po dwóch miesiącach praktyki odjechał z powrotem na uczelnię. Po zakończeniu nauki (po dwóch latach) powrócił do tej samej szkoły, w której odbywał praktykę. Po jego przyjeździe wszyscy uczniowie z tamtej klasy przyszli do niego i z ciekawości pytali o swoje imiona. On zaś bezbłędnie wskazywał na każdego i wymieniał jego lub jej imię. Nie zapomniał ich wszystkich, oprócz jednego. Nie mógł sobie przypomnieć imienia jednego chłopca. Nie mógł też nawiązać z nim serdecznej więzi. Wtedy zawstydzony odszedł - to była jego porażka. Znać imię drugiego to bardzo wiele: to znać człowieka, to być blisko. Widzimy to w czasie każdego spotkania, które zaczyna się od przedstawienia i od podania imienia.
Ks. Teodor Suchoń - IMIĘ CHRZEŚCIJANINA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(136) 1996
- 7 -
W pierwszych latach po drugiej wojnie światowej w Japonii panowała bieda. Państwo poniosło klęskę. Żołnierze wracali smutni do domów, często zniszczonych przez bomby. Wrócił też 17-letni chłopiec imieniem Shirieda. Swój dom zastał doszczętnie zniszczony. Ponieważ jego ojciec zginął podczas wojny, więc on - jako najstarszy w rodzinie - zabrał się do budowania skromnego domku. Znalazł trochę drewna, ale nigdzie nie mógł dostać gwoździ. Nagle przyszedł mu do głowy taki pomysł: w pobliżu misjonarze salezjańscy budują kościół i mają dużo gwoździ, a więc pójdę i zabiorę po kryjomu. Nie uważał tego za coś złego: przecież był Japończykiem i buddystą a to byli Europejczycy i chrześcijanie.
Wśliznął się po cichu do magazynu, obładował gwoździami i już miał odejść, gdy spostrzegł go włoski misjonarz, ksiądz Roncato. Zaczął uciekać. Misjonarz okazał się szybszy i dogonił go. Jak myślicie - co mu zrobił? Ukarał? Zaprowadził na policję? Nie! Spokojnie wysłuchał go, a potem zaprowadził do sklepu i dorzucił garść gwoździ, kazał wracać do swoich i budować dom.
Jak wam się wydaje, dlaczego misjonarz tak postąpił z młodym Japończykiem? Był przecież chrześcijaninem i kapłanem, a więc chciał postępować tak samo, jak Pan Jezus...
... Wróćmy jednak do wspomnianego na początku młodego Japończyka. Po powrocie do domu długo zastanawiał się, dlaczego misjonarz tak postąpił i na dodatek dorzucił jeszcze garść gwoździ. Po paru dniach wrócił znów do księdza Roncato, ale już nie po gwoździe. Chciał poznać naukę Chrystusa o miłości. Tak mu się spodobała, że poprosił o chrzest, na którym otrzymał imię Jan. Po kilku latach pracy w szkole u Salezjanów jako wychowawca, wstąpił do seminarium i w 1963 r. w Turynie, we Włoszech, został wyświęcony na kapłana.
Może niektórzy z was, czy niektóre z was, usłyszą cichy głos Chrystusa: "Pójdź za Mną". Jezus przychodzi, daje zadania każdemu i po imieniu cię woła: "NN"...
Ks. Henryk Gościniak - IMIĘ CHRZEŚCIJANINA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(136) 1996
- 8 -
Lubię program w TVP 2 - "Jeden z dziesięciu". Inteligentne prowadzenie.
Szeroki wachlarz wiedzy. Ciekawi mnie, uczy i wciąga - czy jeszcze coś trafię przed czasem....
Mieszkanka plebanii, blisko 90-letnia dama pani Antonina, też chętnie uczestniczy w tej formie rozrywki i często ubiega w odpowiedzi uczestników programu. Gdy ktoś nie ma wydawałoby się podstawowych wiadomości, stwierdza ostentacyjnie: "To cymbał!" Uśmiechając się mówię stanowczo: "Ale Pan Bóg też go kocha". Słyszę w odpowiedzi: "Bo Bóg jest zbyt miłosierny dla takiego nieuka". - "Nie wiem, czy zbyt miłosierny - powiadam - ale po prostu jest Miłosierny... i tego samego pragnie od nas".
W jednym z tych programów żal mi było uczestniczki, która kilka razy odpowiadała dobrze - już po czasie. Zażenowana, zdenerwowana dodawała wtedy: "O Jejuniu"... Klasycznie prowadzący prezenter TV dopowiedział: "Nie będziemy tu może wzywać miłosierdzia i pomocy sił wyższych (niebios)." A ja sobie jeszcze długo myślałem: czemu nie?... I cieszyłem się, że widocznie zna treść tego starego zawołania: "Jeju", które niektórzy wypowiadają jeszcze np. w chwilach trwogi, czy pragnienia natychmiastowej pomocy samego Boga. Jego zmiłowania... A czasem sami wzywający chcą tej pomocy udzielić drugiemu człowiekowi, by okazać miłosierdzie.
Ks. Tadeusz Wójcik - BÓG PRAGNIE MIŁOSIERDZIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(142) 1999
- 9 -
Świadczyć miłosierdzie - na wzór Boga samego. To znaczy, umieć przebaczać i nieść wszelkiego rodzaju pomoc. "A trzeba znaleźć czas na miłosierdzie - mawiała Matka Teresa z Kalkuty - to pewny klucz do nieba".
Gniewali się. Włóczyli kilkanaście lat po sądach. Stracili zdrowie i pieniądze. Już nawet członkowie z tej rodziny zaczęli wymierać. Oskarżyciel, szwagier p. Jan, dokumentnie stracił zdrowie, nawet rozum. Maria, siostra brata, po misjach z bólem i ze łzami wypowiedziała: "Przebaczam, wszystko przebaczam. Będę się opiekować moim oskarżycielem - do końca życia".
Pani Maria przebaczyła i tylko ona ma do chorego dostęp i jakieś zrozumienie. Ze swej renty kupuje mu lekarstwa. Zdziwieni taka odmianą sąsiedzi - nic nie rozumieją. Powiadają do niej: "Co, zgłupiałaś i ty?" - "Może i zgłupiałam odpowiada - ale teraz wiem dopiero, że żyję normalnie. Bóg okazał dla mnie tak wielkie miłosierdzie, to ja muszę się odwdzięczyć. Czułam od dawna, że Bóg tego pragnie. Cieszę się, że mogę pomóc. A on po tylu latach niewiary i obojętności może przyjmować Boga do swojego serca. I wtedy jest spokojniejszy i tak nie cierpi... Czasem to i powie coś mądrze: A po co to wszystko było?... Posiedź tu jeszcze przy mnie... I wtedy jestem taka szczęśliwa.
Ks. Tadeusz Wójcik - BÓG PRAGNIE MIŁOSIERDZIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(142) 1999
- 10 -
Wspomina ks. Lucjan Szczepaniak - kapelan w Instytucie Pediatrii Collegium Medicum UJ: Arek, lat 19, wrócił z pielgrzymki na Jasną Górę i poczuł ból w nodze. Choroba nowotworowa, ostry przebieg. Przyjmował sakramenty święte, żegnał się ze wszystkimi. Dla każdego miał dobre słowo a bardzo cierpiał. Jego cierpienie przypomniało Golgotę. Obejmowali go matka, ojciec, babcia, tak we troje - w chwili agonii. Na koniec Arek poprosił, aby objął go i ksiądz kapelan. Dzięki miłosierdziu Boga i bliźnich - odszedł ze spokojem. Potrzebował takiego miłosierdzia...
Ty potrzebujesz miłosierdzia! Świat potrzebuje Twojego miłosierdzia. Pamiętajmy: miłosierdzie., to dowód naszego "kocham"- Boga i bliźniego. "Bo każdy ból uleczy serce, które kocha i smutny ujrzy w tobie uśmiech Pana Boga". (z piosenki Kochający brak serc, słowa i muz. A. Duval)
Ks. Jerzy Rychlewski - BÓG PRAGNIE MIŁOSIERDZIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(142) 1999
- 11 -
Zapewne każdy by chciał być uwielbiany, podziwiany, dobry, kochany, po prostu szczęśliwy. O tym powie nam następująca historia:
Pewnego dnia zebrały się kwiaty, aby ukoronować na króla jednego spośród siebie. Przybyły z pól i lasów, łąk i ogrodów, gór i wyżyn.
- To jest przecież jasne - zauważyła dumnie róża - że mnie przypadnie w udziale chwała korony królewskiej. Przez wszystkich jestem najbardziej podziwiana, a nawet czczona jako symbol miłości.
- Zarozumiała kozo! - oburzyła się gladiola. - Popatrz się na mnie. Żaden z was nie wyrósł tak wysoko i żaden nie ma tak wielu błyszczących kwiatów jak ja. Żadnych pytań-jestem najładniejsza! Muszę być królową!
- Moment! - zabrzmiał cichy głos przebiśniegu. - Nie jestem tak duży jak ty; za to jestem pierwszym kwiatem po długiej, smutnej zimie. Nazywa się mnie "posłańcem wiosny", a ludzie z utęsknieniem mnie wyglądają. Wybierzcie mnie na królową!
Śmiechu warte! - odrzekła na to sasanka. - Niewiele nas jest w gatunku. Jestem pod ochroną. Wszystko, co jest rzadkie, jest piękne. - Patrz tutaj! - zawołała szarotka aksamitnym głosem. - Moje warunki życia są ciężkie. Rosnę wysoko w górach na kamienistej ziemi. Mimo to rozwinęłam się w piękną gwiazdę, zachwycająco wspaniałą jak aksamit. Bije ode mnie piękno i skromność.
- Przede wszystkim skromność! - zakpiła niezapominajka. - Każdy, kto na mnie spojrzy, jest tak oczarowany moją pięknością, że nie może o mnie nigdy zapomnieć. Nic na darmo noszę tę szlachetną nazwę.
Tak kłóciły się i przekomarzały kwiaty i prześcigały się coraz bardziej w przedstawianiu swoich zalet.
Stojący trochę z boku srebrny oset przysłuchiwał się tej gwałtownej dyskusji. Zamyślony kręcił od czasu do czasu głową.
- Wiecie chociaż, co to jest piękno? - naraz odezwał się oset.
- Ty - przekrzyczały go inne kwiaty - właśnie ty chcesz nam coś opowiadać o pięknie?
- Jakże się ośmielasz określać siebie jako kwiat?! - zbeształa go róża i ze złości zaczerwieniła się jeszcze bardziej. - Ty kolczaste coś! Trochę srebra, które nosisz na tak zwanych liściach, nie zmieni tego, że jesteś ostem. Nie możesz się chełpić swoją wielkością!
- Zostaw go; przecież nic nie ma przeciwko nam - próbował pośredniczyć przebiśnieg. Zrobiło mu się żal srebrnego ostu. Tak inne kwiaty pojęły - w obliczu nietaktu róży - teraz partia dla godnych pożałowania roślin.
- Już dobrze, już dobrze - bronił się śmiejąc srebrny oset. Do róży powiedział:
- Twoje twarde słowa nie trafiły do mnie, gdyż wiem, że jestem piękny.
Jego twarz się rozjaśniła, gdy kontynuował:
- Wiele razy wcześniej narzekałem i chciałem włożyć twoją suknię. Albo chciałem tańczyć w kolorowym okryciu maku, albo dawać się przenosić przez wiatr jak kwiat pustyni. Ale byłem tylko ostem, niezdarnym, bezbarwnym i pełnym kolców, aż do dnia, w którym stałem się piękny.
Kwiaty dziwiły się tylko.
- Tak, dobrze słyszeliście. Pięknym się nie jest, pięknym się staje! Był wspaniały, letni dzień, ale nie patrzyłem na błękitne niebo. Nie odczuwałem ciepła promieni słonecznych, z wielkiej troski i własnego cierpienia. Nagle do moich uszu dotarły z daleka głosy dzieci, wesołe, beztroskie głosy. Zrobiło mi się jeszcze smutniej. Przyszły bliżej i nagle usłyszałem głos małej dziewczynki: "Patrzcie na ten kwiat! Równie pięknego jeszcze nie widziałam". Zazdrośnie patrzyłem wokół, jednak jak długo i szeroko nie było widać żadnego innego kwiatu. Spojrzałem w górę. To, co zobaczyłem, było wspaniałe. Promieniejąca twarz dziecka, jaśniejące oczy. Tego zadziwiającego, pełnego miłości spojrzenia nigdy nie zapomnę. Odtąd wiem, że piękno nie ma nic wspólnego z wysmukłym, wysokim wzrostem, z kolorem i wyglądem. Każdy jest piękny, na którego pada spojrzenie miłości.
Kwiaty słuchały bez oddechu. Teraz stały zawstydzone, ze spuszczonymi głowami.
- Myślę - odezwała się szarotka - że nie potrzebujemy żadnej królowej piękności.
Róża zaś wyjąkała krótkie: "przebacz mi!"
Powtórzmy: Każdy jest piękny, na którego pada spojrzenie miłości. Takie spojrzenie padło na celnika Mateusza.
Ks. Roman Froń - „NIE POTRZEBUJĄ LEKARZA ZDROWI...” Współczesna Ambona 1999
- 12 -
Mateusz jest nauczycielem akademickim, rozmiłowanym humanistą. Stawia wysokie wymagania swym studentom. Ci, co go znają, wiedzą, że jest bardzo wymagający także od siebie. Sumienny, szlachetny, uczynny człowiek. Niektórzy mówią, że jest zbyt apodyktyczny. Może dlatego, po pół roku małżeństwa, odeszła od niego żona, którą bardzo kochał? A może po prostu - jak mówią niektórzy - pomylił się w wyborze żony, która okazała się młodą, piękną lalą, lubiącą życie kawiarniane, nie umiejącą stworzyć ogniska domowego?
Odejście młodej żony przeżył Mateusz okropnie. Zbuntował się za swoje nieszczęście na Pana Boga. Po kilkunastu latach samotności związał się cywilnym związkiem z kobietą czułą, delikatną. Taką, na którą, zdaje się, czekał. Cóż, kiedy zaledwie po kilku latach pożycia i nagłej śmierci "cywilnej" żony, znów został sam. Jeszcze bardziej zbuntowany niż przedtem. Jak mógł mi Pan Bóg zabrać tego anioła? Przecież człowiek ma prawo do odrobiny miłości - mówi z żalem.
Cóż powiedzieć humaniście w takiej sytuacji? Ludzkie słowa są za słabe, gdy ktoś przeżywa dramat. Ale jedno jest pewne. Nie wolno nam zastygnąć w buncie. Mickiewicz buntował się przeciw Bogu w Wielkiej Improwizacji po upadku powstania listopadowego. My wszyscy do końca nie rozumiemy bólu i cierpienia. Ale wieszcz pragnie nas czegoś nauczyć. Wieszcz bunt wobec Boga przezwyciężył pokornym pojednaniem: Panie, czym jestem przed Twoim obliczem? Prochem i niczem.
Konsekwencje nierozważnych wyborów człowiek musi wziąć na siebie. Dopiero wówczas potrafi pojednać się z Bogiem i ze sobą.
Ks. K. Bukowski Pragnę być kochany s. 92 Materiały Homiletyczne Maj/Czerwiec nr 157.