OCZEKUJEMY KOLEJNYCH EKSTRADYCJI KOMUNISTYCZNYCH ZBRODNIARZY - STEFANA MICHNIKA I JÓZEFA BIKA VEL BUKARA |
Rok temu Izrael odmówił Polsce wydania komendanta "polskich", a w rzeczywistości ubeckich obozów w powojennej Polsce - Salomona Morela. Miesiąc temu na ekstradycję stalinowskiej zbrodniarki - Heleny Wolińskiej-Brus nie zgodziła się Wielka Brytania. Oboje będą jednak sądzeni w Polsce. Tak, ale pod warunkiem, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro poprze nową inicjatywę prof. Witolda Kuleszy, szefa pionu śledczego IPN o wprowadzeniu do polskiego prawa tzw. trybu zaocznego. Taki sam los spotka dwóch komunistycznych oprawców, którzy uciekli przed sprawiedliwością do Szwecji. Pierwszy to stalinowski sędzia Stefan Michnik, przyrodni brat naczelnego "Gazety Wyborczej". Drugi: stalinowski śledczy Józef Bik vel Bukar (niedawno odnaleziony niemal cudem po 35 latach), odpowiedzialny m.in. za zamordowanie Danuty Siedzikówny "Inki", 17-letniej sanitariuszki z oddziału legendarnego Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki".
Stefan Michnik, były stalinowski sędzia w randze kapitana, ma na swoim koncie co najmniej dziewięć wyroków śmierci na niewinnych ludzi (część została wykonana). W 1969 r. uciekł przed sprawiedliwością do Szwecji. Od tego czasu pędził spokojne życie bibliotekarza na uniwersytecie w Uppsali, by w połowie lat 90. przejść na emeryturę. W latach 70. zyskał uznanie polskiej emigracji: na łamach paryskiej "Kultury" publikował teksty o Czechosłowacji, używając pseudonimu Karol Szwedowicz. Tak jak Helena Wolińska-Brus - popierał "Solidarność". Dziś twierdzi, że nie wiedział o fałszowaniu akt przez UB, wierzył, że służył swojemu krajowi, a przeszłość... jest jego prywatną sprawą.
SUCHOCKA BEZ KOMPETENCJI
Zapowiedź wystąpienia o ekstradycję ze Szwecji Stefana Michnika była pierwszą publiczną deklaracją, jaką złożył w 2000 r. prof. Witold Kulesza, szef świeżo powstałego pionu śledczego IPN - Głównej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. Kulesza stwierdził, że przynajmniej w jednym z trzech procesów politycznych, które zbadał, skład sędziowski, w którym zasiadał Michnik, dopuścił się zbrodni sądowej.
Sprawa kpt. Michnika nabrała rozgłosu już wcześniej - za rządów w ministerstwie sprawiedliwości Hanny Suchockiej. Na jej biurku znalazły się dwa wnioski - o wszczęcie śledztwa wobec stalinowca (autorstwa Ligi Republikańskiej) oraz jego ekstradycję ze Szwecji. Zarzuty były konkretne - wydawanie wyroków śmierci w sfingowanych procesach politycznych, co w myśl kodeksu karnego stanowi przestępstwo. Oba wnioski nie doczekały się rozstrzygnięcia. W jednym z wywiadów Suchocka stwierdziła, że nie będzie zajmować się ewentualną ekstradycją Michnika do Polski, gdyż sprawa nie leży w kompetencjach prokuratury powszechnej, ale pionu śledczego IPN (który jeszcze nie istniał i w którego powołanie mało kto wtedy wierzył). Kiedy IPN wreszcie powstał i prof. Kulesza złożył swoją deklarację, wydawało się, że dojdzie do ekstradycji Stefana Michnika i nastąpi to szybko. Na zapowiedziach jednak się skończyło. Ten stan trwa do dziś.
"WYBORCZA" ROZLICZA STALINIZM
Dlaczego prokuratorzy, jak i dziennikarze (z niewielkimi wyjątkami) nie byli zainteresowani podejmowaniem tematu? Nie chodziło tylko o niechęć lewicowych mediów i związanej z nimi opinii publicznej do rozliczenia stalinizmu, ale również, a może przede wszystkim o Adama Michnika. Stefan Michnik twierdził zresztą, że zainteresowanie jego osobą (dodać trzeba - minimalne) ma na celu zaszkodzenie naczelnemu "Wyborczej".
Dziennikarz Michnik też zajął stanowisko w sprawie byłego sędziego Michnika. Jego gazeta dokonała ciekawego zabiegu - wydrukowała (przyznając sobie palmę pierwszeństwa) pełny tekst raportu tzw. komisji Mariana Mazura (z-cy prokuratora generalnego PRL), powołanej w 1956 r. do "zbadania przejawów łamania praworządności" w najwyższych organach sądownictwa wojskowego. Dziwnym trafem "Wyborcza" zapomniała, że prawie cały dokument był już wcześniej publikowany. Pierwszy ujawnił go wybitny znawca stalinizmu, prof. Jerzy Poksiński w sztandarowej do dziś pozycji, dotyczącej tego okresu pt. "My, sędziowie nie od Boga". Wszyscy szanujący się badacze lat 1944-56 od kilku lat znali treść książki i nazwisko Stefana Michnika, jako jednego ze skompromitowanych sędziów, którzy wydawali wyroki pod dyktando komunistycznych władz i aparatu bezpieczeństwa. W raporcie sprzed pół wieku znalazły się też nazwiska innych osób, związanych ze środowiskiem "Wyborczej", m.in. płk. Ignacego Krzemienia (Główny Zarząd Informacji WP) czy ppłk Heleny Wolińskiej (Naczelna Prokuratura Wojskowa).
"NIE WSZCZYNAĆ POSTĘPOWANIA KARNEGO"
Publikacją raportu gazeta Adama Michnika załatwiła sprawę zbrodni stalinowskich i odniosła zamierzony efekt - zyskała uznanie polskich i światowych kręgów postępowych. Największy poranny dziennik w Szwecji (obecnej ojczyzny Stefana Michnika), sztokholmski "Dagens Nyheter" napisał, że "GW" jako pierwsza (a jakże!) oskarżyła osoby z listy Mazura, m.in. kpt. Michnika. Wymowa artykułu była jasna - Adam Michnik nie tylko domaga się rozliczenia komunistycznych zbrodniarzy, ale dochodząc sprawiedliwości, nie oszczędza nawet swojego brata. Ponieważ tekst ukazał się w gazecie Michnika, wszystko było w porządku. Gdy inne media opisywały czasy stalinowskie, wołając o ukaranie sprawców, narażały się na zarzut polowania na czarownice, szargania autorytetów, nietolerancji, antysemityzmu, były zaliczane do ciemnogrodu i nie patrzyły w jednym, dopuszczalnym kierunku - w przyszłość, w imię przebaczenia i narodowego pojednania, tak jak redaktor Michnik. Protest przyjaciół profesora Poksińskiego przeciwko manipulacji jego dorobkiem naukowym przeszedł praktycznie bez echa.
Przypominając wkrótce potem o swojej odkrywczej publikacji, "Gazeta Wyborcza" napisała o Stefanie Michniku: "Zaliczono go jednak wówczas do sędziów, których należy ukarać jedynie służbowo i - w odróżnieniu od trzech najbardziej obciążonych [Feliksa Aspisa, Teofila Karczmarza i Juliusza Krupskiego - TMP] - nie wszczynać przeciw nim postępowania karnego". A podobno Adam Michnik nigdy nie uznawał PRL-owskich materiałów? Warto również pamiętać, że komisji Mariana Mazura mimo, że przedstawiła konkretne zarzuty, dotyczące "łamania socjalistycznej praworządności", nie zależało na postawieniu sprawców przed sądem. Jej wnioski były niewspółmierne do win. Większość winnych, w tym Michnik, uniknęło kary.
WYMUSZONE ZEZNANIA
Mówiąc o trzech procesach politycznych, w których uczestniczył Stefan Michnik, pomniejszamy jego "zasługi" dla umacniania władzy ludowej w Polsce. Skazał na śmierć co najmniej dziewięć osób. O prawomocności tych wyroków niech świadczy fakt, że po 1956 r. wszyscy skazani zostali zrehabilitowani (w tym również pośmiertnie).
Chyba najsłynniejszą sprawą z udziałem Michnika był proces mjr. Zefiryna Machalli. Ten przedwojenny oficer, żołnierz Września, wywieziony następnie do ZSRR, potem w PSZ na Zachodzie, od 1947 r. w Sztabie Generalnym WP, został aresztowany przez bezpiekę. 19 listopada 1951 r. Stefan Michnik, w jednym z odpryskowych procesów od sprawy gen. Stanisława Tatara, skazał go na karę śmierci. Podczas ostatniego widzenia z żoną Zefiryn Machalla mówił, że jest niewinny, że zeznania zostały na nim wymuszone. Po wykonaniu wyroku 10 stycznia 1952 r. bezpieka pochowała go potajemnie na tzw. Łączce (dzisiejsza kwatera Cmentarza Komunalnego na Powązkach). Zofia Machalla długo nie mogła uwierzyć w śmierć męża. Czy to jest właśnie jedna z prywatnych spraw kpt. Stefana Michnika?
IMPONUJĄCA WALKA KLASOWA
O roli Michnika w innym procesie - redaktora naczelnego "Przeglądu Kwatermistrzowskiego", płk. Romualda Sidorskiego mówił inny stalinowski sędzia - płk Mieczysław Widaj: "Z rozmowy wywnioskowałem, że jest święcie przekonany o winie oskarżonego na podstawie przeprowadzonych na rozprawie dowodów [podczas śledztwa i rozprawy Sidorski nie przyznał się do rzekomej działalności szpiegowskiej - TMP]. Ze mną wówczas tow. Michnik nie rozmawiał jako człowiek, który ma chociażby cień wątpliwości" (cytat za: Jerzy Poksiński, "My, sędziowie nie od Boga").
Stefan Michnik dostąpił nawet zaszczytu orzekania w sprawie, którą prowadziła Helena Wolińska. Tadeuszowi Jędrzejkiewiczowi (oskarżonemu o działalność kontrrewolucyjną w Szkole Morskiej w Gdyni) udało się jednak ujść z życiem - mimo dwukrotnej kary śmierci wyrok złagodzono mu do 10 lat więzienia.
W 1956 r., podczas narady partyjnej, Michnik tłumaczył się: "...Nam wtedy imponowało powiedzenie o zaostrzającej się walce klasowej i nieprawdę powie ten, kto by twierdził, że wtedy z niechęcią rozpatrywał te sprawy. Ja wiem, że raczej ludzie garnęli się do tych spraw, sam muszę przyznać, że kiedy dostałem pierwszy raz poważną sprawę, to nosiłem ją przy sobie i starałem się, żeby mi tej sprawy nie odebrano" ("My, sędziowie nie od Boga").
REALIZACJA DYKTATURY PROLETARIATU
Gdy w 1951 r. Stefan Michnik zaczął wydawać wyroki w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie, miał 22 lata (potem pracował w Najwyższym Sądzie Wojskowym). Podobnie, jak inni młodzi stalinowcy, zawodu uczył na przyspieszonych kursach w Oficerskiej Szkole Prawniczej, którą skończył jako prymus. W ten sposób karierę zrobiło wielu sędziów. Orzekając w wielu sprawach o dużym znaczeniu politycznym, Michnikowi przyświecała zapewne myśl, którą zawarł w podaniu: "do OSP chcę wstąpić dlatego, że szkoła ta kształci tych, którzy będą realizować dyktaturę proletariatu w praktyce".
Po ukończeniu OSP Michnik nie tylko sądził, ale szkolił innych, niewiele młodszych od siebie pracowników wymiaru "sprawiedliwości", jako kierownik gabinetu metodycznego "Fakultetu Wojskowo-Prawniczego" w Akademii Wojskowo-Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego. W 1957 r. został zwolniony do rezerwy, do Szwecji wyjechał 12 lat później.
LIST DO IPN
W tej samej gościnnej dla komunistycznych zbrodniarzy Szwecji żyje również (pod zmienionym nazwiskiem Bukar) Józef Bik. Stalinowski śledczy zatarł za sobą ślady na ponad 35 lat. I tak by pewnie zostało, gdyby sam się nie ujawnił. Dwa lata temu Bik-Bukar przysłał do IPN list, w którym prosił o wydanie zaświadczenia, że po wojnie pracował w... organach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Zaświadczenie było mu potrzebne, aby dostać wyższą emeryturę.
Po odszukaniu i przeanalizowaniu akt Bika-Bukara okazało się, że w latach 1948 - 1949 był zastępcą naczelnika wydziału śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach. Z Polski wyjechał - tak jak Stefan Michnik - na fali pomarcowej emigracji 1968 r.
Katowicki IPN napisał akt oskarżenia: "Józefowi B. zarzucamy popełnienie zbrodni komunistycznej, której dopuścił się w czasie przesłuchań członków organizacji Polskie Siły Demokratyczne i Polska Tajna Armia Wyzwoleńczo-Demokratyczna. Bił ich, znęcał się i zmuszał w ten sposób do składania zeznań". Potem do Szwecji pojechał prokurator IPN, aby przesłuchać byłego stalinowskiego śledczego (czy nie można tak było zrobić również z Wolińską i Morelem?!). Od tej pory rozpatrywana jest ekstradycja Bika-Bukara do Polski.
Tak jak w przypadku Stefana Michnika, czekamy na efekty. Czasy, kiedy środowisko gazety przyrodniego brata stalinowskiego śledczego miało wpływ na rządy i monopol na prawdę, szczęśliwie się skończyły.
TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI