Duży kocur zwany ogólnie Morusem stanął obok zadowolonego Rutka.
-Jak więzień? -Zapytał.
-Załamany, płaczący... Dokładnie tak jak być powinno! -Oznajmił Rutek z zimnym uśmiechem.
-Dałeś mu coś do żarcia?
-Stołu szwedzkiego raczej nie miał... Dzisiejszy wtorkowy ranek-parę kości. Lepsze to niż nic, prawda Puszku? -Wykrzyknął ostatnie dwa słowa głośniej.
Puszek siedział w klatce i próbował wydłubać dziurę jedną z kości.
-Od razu ci mówię, że klatka jest szczelna! -Orzekł nie odwracając się do brata Rutek. -Od czasu twojej ostatniej wizyty trochę ja umocniliśmy!
Puszek nie miał jednak zamiaru się poddać. W końcu musi być jakiś ratunek...
Kari otworzyła oczy. Stał nad nią Junior, ale nie wpatrywał się w nią tylko w dal. Po chwili zapytała go:
-O co chodzi?
-Żyjesz! -Ucieszył się kocurek. -Ale nie mamy czasu, wstawaj i wiejemy!
-Dlaczego?
-Są tu wilki-szepnął Junior. -Jeśli chcemy wyjść w jednym kawałku, musimy zmiatać stąd czym prędzej!
-Spokojnie-Kari wstała. -I zacznij od początku, ze szczegółami. Na przykład-skąd wiesz że są tu wilki?
-Widziałem jednego...
-Auuuuu! -Usłyszeli wycie.
-Teraz wierzysz? -Uśmiechnął się krzywo Junior spoglądając na wystraszoną Kari.
-Spadamy stąd, jazda! -Wrzasnęła Kari.
Oboje zaczęli biec ile sił w krótkich, niewielkich łapkach.
-Felek, Klusek, przynieście trochę wody, co?
-Żeby jeszcze nas coś zaatakowało? To czarna passa, Kanis. Już po nas! Wszyscy zginiemy, mówię ci to!
-Dajcie spokój, czarna passa była w 2005 roku i wtedy niemal wszyscy umarli... -Kanis nie słuchała głupich rzeczy gadanych przez dwóch młodzików. -A w dodatku nikt z nas jeszcze nie umarł!
-Wierzysz, że Kari przeżyje? No, może ma trochę zdolności zaczerpniętych dzięki... AU!
Felek jęknął, gdy Klusek zdzielił go łokciem w żebra. Kanis przyglądnęła się z zaciekawieniem kocurkom.
-Zamieniam się w słuch, Felku.
-Nic, nic...
-MÓW
-No dobra... My we trójkę potajemnie chodziliśmy na wyprawy, szukaliśmy przygód, nie wiedzieliście o tym bo chodziliśmy w nocy, nad ranem, lub gdy was nie było, często chodziliśmy w takie bydżaste miejsca, że nawet ich nie znaliście i Kari ma dobrą orientację w terenie...
-Idź po wodę-przerwała mu Kanis i odeszła dalej. Gdy Klusek krzyczał na Felka, że jeszcze mógł podać dokładne daty wypraw, kotka przywołała Meg.
-Jestem pewna, że Kari żyje... Co u mamy?
-Bez zmian. Ciężko przeżywa Puszka i Kari...
-Oby wrócili... -Szepnęła cicho Kanis.
-Wiesz, siedzenie cały czas na drzewie, z warczącym wilkiem pod sobą nie należy do wymarzonych sposobów spędzenia wtorkowego poranka... -Mruknęła Kari.
-Dobrze wiesz, że nie możemy zejść póki ten przeklęty wilk tu stoi-westchnął Junior.
-Długo on tak może?
-Nie mnie się pytaj... -Odparł kocurek. -Tylko jego.
-Nie wydaje mi się, żeby on był w nastroju do "rozmowy"... -Skrzywiła się Kari patrząc na wilka, z którego pyska wciąż toczyła się piana.
-Może tu tak stać do końca świata! Co robimy?
-Nie wiem... -Westchnął Junior. -A czasu niewiele...
-Rzucaj w niego kasztanami! -Kari zauważyła obok siebie kulki obtoczone igiełkami. -Tylko tymi z kolczastymi!
-Co to da?
-No, przecież nie bolałoby cię gdybyś oberwał kasztanem z wysokości 5 metrów nad ziemią?
-Rzucajmy-poparł Junior.
Kari stanęła lekko na stopach, by sięgnąć do kasztanów. Nagle poślizgnęła się i zawisła nad wilkiem.
-Kari! -Krzyknął Junior.
-Nie drzyj się tylko w niego rzucaj! -Wycedziła przez zęby kicia. Junior, który miał kasztany bliżej siebie (tak na marginesie to oboje siedzieli na odrębnych gałęziach )
-Zrzut! -Oznajmił Junior i począł rzucać kasztanami we wroga. Wilk po chwili odpuścił. Junior zaczął skakać z radości.
-Eee... Nie chcę przerywać ci tańca zwycięstwa, ale jest tu koteczka zwisająca 5 metrów nad ziemią... -Przypomniała Kari.
-Ach, faktycznie, sorki. Już idę do ciebie-roześmiał się Junior wesoło.