Patton Town
17-02-2007, 15:08
cOnan Barbarian
109 x przeczytano
Cholera, miałeś kiedyś uczucie, że musisz coś powiedzieć, ale nie potrafisz? Ja tak teraz mam. Nie wiem jak mam ci opisać to miasteczko, bo pewnie mi i tak nie uwierzysz.. No trudno, mam nadzieję, że choć trochę się zainteresujesz.
Początki Patton Town sięgają małego portu na północ od Norfolk, który został wybrany przez US Navy na złomowisko. Właściwie określenie „złomowisko” jest nieprecyzyjne, gdyż dokonywano tu raczej przygotowania statku do zatopienia - demontowanie broni, zakładanie ładunków wybuchowych i tym podobne. W dniu wielkiej rozpierduchy do nabrzeża przycumowany był tylko jeden okręt - lotniskowiec USS General Patton. Niegdyś chluba floty, niemal niezatapialny okręt, miał być przerobiony na żyletki, ale był mu pisany inny los. Gdy w początkowym okresie wojny armia zapomniała o USS General Patton (pilnowanie porządku jest chyba ważniejsze niż zatapianie krypy, prawda?) mieszkańcy miasteczka postanowili schronić się na pokładzie okrętu i żyć w jednej komunie. Pomyślałbyś? Całe dekady Stany były opoką demokracji światowej, a teraz grupka ludzi wróciła do korzeni komunizmu. No cóż, takie czasy.
USS General Patton jest w wyjątkowo dobrym stanie. Oczywiście większość sprzętu i broni została przeniesiona na inne okręty, lecz konstrukcja statku pozostała nienaruszona, a cześć pomieszczeń wciąż spełnia swoje dawne funkcje. Mieszkańcy świetnie zaadaptowali przestrzeń pod pokładem, dlatego Patton Town (tak nazwali swój nowy dom) standardem przypomina prawdziwe przedwojenne miasteczko - jest kino, łaźnie, siłownia, kaplica, a nawet szpital. Dziwisz się? Na pokładzie lotniskowca mogło żyć ponad 2000 członków załogi, więc takie wygody były niezbędne.
Życie Patton Town toczy się według ściśle określonych (choć nigdzie nie spisanych) reguł. Każdy mieszkaniec zajmuje się jakimś fachem i nie mam mowy o jakimkolwiek bezrobociu - nawet starcy muszą coś robić, choćby były to jakieś niepotrzebne nikomu paciorki, żeby nie być bezużytecznym i nie jeść za darmo. Fach jest przekazywany z pokolenia na pokolenie, więc miasteczko jest w dużej mierze samowystarczalne pod względem fachowców. Oczywiście „przyjezdni” specjaliści są zawsze mile widziani, ale najcieplej przyjmowani są handlarze (o tym później). Typowy dzień rozpoczyna się wraz ze wschodem słońca i chociaż nikt nikogo nie zmusza, to wszyscy stosują się to tych niepisanych reguł. Po wspólnym śniadaniu każdy udaje się do swojej pracy. Raz na osiem dni każdy mieszkaniec ma dzień wolny, który spędza jak mu się żywnie podoba. Co 4 dni na pasie startowym odbywa się targ., na który zjeżdżają handlarze z całej okolicy. Najbardziej poszukiwanymi towarami są paliwo do agregatu prądotwórczego i jedzenie, a głównymi towarami eksportowymi są ryby. W dniu targu świadczone są również „usługi metalowe” dla przybyszów. Nazwa brzmi dziwnie, ale kryje się pod nią zwyczajna robota monterów np. opancerzenie auta albo przeróbka motorówki. Mimo że usługa taka sporo kosztuje, to jednak jest tego warta. Goście z Patton Town są prawdziwymi fachowcami, a ich dzieło przetrzyma wieki.
Skoro już wspomniałem o monterach, to wypada rozwinąć ten temat. Monterzy, spawacze i inżynierzy stanowią swoistą kastę sprawującą władzę w Patton Town i to oni właśnie wybierają spośród siebie pięcioosobową radę miejską. O dziwo, rządy oligarchiczne są ogólnie popierane, gdyż monterzy mają gigantyczny wkład w tworzenie miasta. To oni stworzyli aparaturę do destylacji wody morskiej, oni zbudowali chłodnię i zbiorniki paliwa, oni wreszcie zaadaptowali elektrykę do pracy na agregatach (napęd atomowy został wymontowany przez armię). Ogólnie rzecz biorąc władzę sprawują ludzie utalentowani i rozsądni - tak jak powinno być. Gdybyś kiedyś ich szukał, to z pewnością znajdziesz ich w starych hangarach, tuż pod pokładem.
Patton Town liczy sobie ponad 800 mieszkańców, ale wystarczy, że poznasz najważniejszych z nich, a dasz sobie radę. Jeśli chcesz się pomodlić, to szukaj kaplicy, nad którą pieczę sprawuje wielebny Anthony Kraft. Ów anabaptysta nie jest aniołem i zawsze chętnie rozegra partyjkę pokera w zakrystii albo pomoże w szmuglowaniu tornado (zakazane w Patton Town). Jego żona, Rose, jest szefem kuchni, dlatego lepiej z nią nie zadzierać, bo jak ją trafi szlag, to nie dostaniesz nic do żarcia. Funkcję ordynatora w szpitalu pełni ortodoksyjna żydówka Raszela Bauman. Ona także przeprowadza większość operacji, chociaż w szabas zastępuje ją Benny Jabs - praktykant. Sympatyczny dzieciak, ale chirurgiem to on nie będzie, więc lepiej nie rób sobie krzywdy w szabas. Za zdobywanie jedzenia odpowiada duet Zdenek Pokuleć & Mungo Jones. Ten pierwszy jest Czechem (nie mam pojęcia skąd on się tu wziął) i hoduje króliki. Szczerze mówiąc to nie wiedziałem, że królikom wystarczy woda i wodorosty, ale co mnie to obchodzi. Ważne że dobrze smakują i szybko się rozmnażają - przynajmniej nigdy ich nie zabraknie. Jones natomiast bawi się (z niezłym skutkiem) w kapitana floty rybackiej i razem ze swoimi ludźmi dostarcza ryb dla miasta oraz wodorosty dla Pokulecia. Nadzór nad zbrojownią pełni Frank „dwa palce” Edwards - stary, ale jary rusznikarz. Frank skupuje za bezcen łuski i w zaciszu swojej izby ponownie je napełnia, by potem sprzedać z zyskiem. Do jego obowiązków należy konserwowanie pokaźnego składu broni i nadzór nad ilością amunicji. Za kontakty ze światem zewnętrznym odpowiada Angie Hastings - drobna, ładna blondynka, którą na pewno spotkasz przy wchodzeniu na pokład. Jej rolę można określić jako „rzecznika prasowego” osady, który rozmawia z przybyszami oraz negocjuje z najeźdźcami.
Wielu różnych patafianów próbowało złupić Patton Town, ale wszyscy skończyli tak samo - jako pokarm dla rybek. Wydawać by się mogło, że tak dobrze prosperująca osada będzie wolała załatwiać sprawy pokojowo, czyli zapłacić okup albo oddać paru obywateli jako niewolników. Mieszkańcy Patton Town nie mają w zwyczaju negocjować z agresorami, a na siłę odpowiadają siłą. Całą dobę na mostku dwóch facetów ze snajperkami wypatruje potencjalnego zagrożenia i w miarę możliwości eliminuje je. Ponadto dwa miejsca na pokładzie są umocnione workami z piaskiem i uzbrojone w CKM, a nocą wystawione są warty i uzbrojone patrole. W przypadku większej bitwy ze zbrojowni zostaje wydana cała broń i wszyscy mieszkańcy biorą udział w obronie. Tak naprawdę wszystko to jest niepotrzebne, bo bez drabin albo specjalnych haków nie sposób dostać się pokład. Proste nie?
Redakcja: Hipiss