Odpowiedź na pytanie czy ktoś, czy ja jestem człowiekiem ponowoczesnym nie jest prostym powiedzeniem tak lub nie. Już sam ten pogląd wyrażony w pierwszym zdaniu mógłby mnie zaklasyfikować raczej do ludzi ponowoczesnych niż nowoczesnych. Istotne jest to by odróżnić postmodernizm od modernizmu. W dużej mierze ponowoczesność opiera się na negacji bądź przeciwstawianiu się nowoczesności. Dlatego ważne jest zrekonstruowanie granic między tymi dwoma prądami myślowymi, pomijając już całkowicie czy ponowoczesność jest odmianą nowoczesności, kontynuacją czy całkowitym jej zaprzeczeniem. Z jednej strony jestem jeszcze człowiekiem nowoczesnym, wyznaję stałe i fundamentalne wartości, niezmienne w czasie i przestrzeni. Dążę do uporządkowania rzeczywistości w sposób jasny i klarowny. Jest coś takiego, że chcę mieć proste i jasne zasady, czasami potrzeba mi gotowych rozwiązań problemów, żeby się nie zastanawiać, żeby po prostu dobrze zrobić bez względu na okoliczności. Z drugiej strony mam świadomość trudności wyborów i wizję świata nie tylko w czarno-białych barwach, ale również zdaje sobie sprawę z wielości odcieni szarości. Nie akceptuję totalnej i wszechogarniającej normatywizacji mojego życia, chcę mieć wolności wyboru, nawet gdybym miała podjąć złą decyzję, fatalną w skutkach dla mnie czy dla kogoś innego. Ale sama świadomość tego, że była to moja decyzja jest czasami istotniejsza niż gotowa recepta i bezmyślne stosowanie czyichś schematów. Jasno sprecyzowane cele, środki, to czym jest zło a czym dobro roztaczają aurę stabilizacji. Ale istotne jest również by widzieć skomplikowaną strukturę świata moralnego, by móc podejmować decyzje autonomiczne i właściwe dla samej siebie. Zatem jest to problem pewnego monizmu moralnego czy światopoglądowego i relatywizmu. Niestety pojęcie ponowoczesności i nowoczesności jest tak szerokie, że ciężko stwierdzić w którym miejscu jestem relatywistką a w którym absolutystką. Być może chodzi mi o pewną trzecią drogę, coś pośredniego, coś co łączy stabilność, wiarę w uporządkowanie świata, w idealny ład, wiarę w możliwość zaprojektowania moralności i bezgraniczną wiarę w naukę i jej możliwości, a czymś mniej trwałym i przewidywalnym, czymś wewnętrznym i indywidualnym dla każdego człowieka, czymś co sprzeciwia się racjonalności i ma ku temu dobre argumenty, czymś co sieje w umyśle nutkę sceptycyzmu, co potrafi zdystansować nas w stosunku do pewności jaką dają nam współczesne systemy polityczne czy prawne. Nie jesteśmy robotami, nie działamy według prostych algorytmów, nie można zaprogramować naszych odczuć moralnych czy emocji. Z drugiej strony jest szeroka sfera wpływu rozumu i wiele płaszczyzn na których rozum doskonale się sprawdza. Nie podzielam bezgranicznej wiary w fundamenty, ale bez nich życie stałoby się zbyt względne, zbyt płynne. Moją postawę wobec przemian ponowoczesnych cechuje raczej umiarkowanie, nie neguję ani nowoczesności ani ponowoczesności, ale również nie absolutyzuję żadnego z założeń tych prądów. Zatem postawa subiektywizmu, indywidualizmu, relatywizmu czy humanizmu jest poczytywana przeze mnie jako pro ponowoczesna. A konserwatyzm, obiektywizm moralny, fundamentalizm czy absolutyzm są postawami typowymi dla nowoczesności. Dlatego wydaje mi się, że moja postawa nie mieści się w tych prostych granicach między subiektywizmem a obiektywizmem czy relatywizmem a absolutyzmem… W tym sensie jestem człowiekiem ponowoczesnym, który ma świadomość historii i tego czym była i jest nowoczesność.