Sztuka nęcenia
Sztuka nęcenia
Nęcenie jest jednym z najważniejszych czynników decydujących o sukcesie podczas połowu karpi i amurów. Prawidłowe i przemyślane podejście do tego tematu w dużej mierze decyduje o sukcesie lub porażce podczas zasiadki. O tym, jak wiele zależy od przemyślanego umieszczenia zanęty przekonałem się nie raz podczas swoich wypraw, kiedy to miałem ryby w łowisku, a nie mogłem ich skusić do brania. Były dwie odmienne przyczyny - nasypałem za dużo zanęty, lub odwrotnie, ryby po dość intensywnym żerowaniu nagle znikały i brania ustawały, gdyż ryby w mgnieniu oka wyjadły zanętę i odpływały dalej. Jak unikać podobnych sytuacji? Przede wszystkim powinniśmy w przybliżeniu wiedzieć jakiej populacji karpi i amurów powinniśmy się spodziewać w danym zbiorniku, i do tego dostosować ilość zanęty. Ja przyjmuję, może dość uproszczoną zasadę, ale jednak w dużej mierze sprawdzoną, mianowicie im większa woda, tym populacja występujących w niej ryb może być większa, a wielkość stad pływających w dużych zbiornikach może być naprawdę imponująca. Bardzo często wędkuję w dużych zbiornikach zaporowych o powierzchni ponad 2000ha i ilości ryb jakie widziałem podczas tarła, czy przy innych okazjach, dały mi wiele do myślenia jeśli chodzi o podejście do próby ich znęcenia. Wyobraźcie sobie dziesiątki lub nawet setki spławów wielkich ryb na niewielkim obszarze zbiornika, spróbujcie je podejść, znęcić w obszar swojego łowiska, przytrzymać je odpowiednio długo, aby udało się złowić kilka z nich zanim odpłyną w sobie tylko znanym kierunku. Nie trudno sobie wyobrazić, że ilość wrzuconej zanęty w takim przypadku powinna być odpowiednia w stosunku do spodziewanej ilości ryb w łowisku. Należy także wziąć pod uwagę to, że inni nieproszeni goście, w postaci leszczy, jazi, kleni, czy innego białorybu, także będą chcieli skorzystać z naszej stołówki i w znacznym stopniu mogą wyczyścić nęcisko z zanęty. Wówczas nie pomogą nawet największe kulki.
Także raki potrafią znakomicie poradzić sobie z naszą zanętą. Jakie było moje zdziwienie, kiedy podczas nurkowania w okolicy mojego nęciska zobaczyłem kilkadziesiąt raków wędrujących sobie z moimi kulkami i skutecznie wynoszących je z łowiska. Następnym razem przygotowałem specjalnie dla nich drobne mięsne kulki i dużą ilość malutkiego pelletu rybnego tak, aby wyczyszczenie nęciska zajęło im więcej czasu i aby coś zostało jeszcze dla karpi i amurów. Do tego dochodzi jeszcze ptactwo wodne, które doskonale potrafi sobie poradzić z naszą zanętą. Tak więc, wybierając się nad dużą zaporówkę, zabieram ze sobą naprawdę duże ilości zanęty w postaci kulek, pelletów i kukurydzy. Kilkanaście kilogramów kulek na weekend to dla mnie standard, do tego podobna ilość pelletu i kilkadziesiąt kilo kukurydzy. O ile kulki i pellet mam najczęściej już gotowe, to dużą ilość kukurydzy przygotowuję najczęściej nad wodą gotując ją w dużym kociołku nad palnikiem lub ogniskiem. Z domu zabieram tylko kilkanaście kilo gotowanej kukurydzy na pierwsze nęcenie. Także kulki możemy sobie sami zrobić nad wodą, dostosowując od razu zapach na jaki aktualnie mamy brania i w ten sposób i skracając sobie czas oczekiwania na branie.
Jak zabrać się za przygotowanie łowiska? Przed planowanym łowieniem dobrze jest 3-4 razy zanęcić wysondowane wcześniej miejsce w odstępach 2 dni, na zmianę z kolegą z którym planujemy łowić. Zmniejszy to koszt przygotowania łowiska jak i czas potrzebny do nęcenia. Podczas łowienia na otwarcie wcześniej nęconego łowiska wsypuję ok. 20 kg kukurydzy, kilka kilo kulek z pelletem i czekam na branie. Na jedną wędkę na początku łowienia dobrze jest założyć kukurydzę, aby sprawdzić czy mamy w łowisku drobną rybę i wiedzieć ile zanęty należy podczas łowienia jeszcze dosypać. Jeżeli będziemy mieli branie leszcza bądź innej białej ryby, po każdej takiej rybie dosypuję trochę kukurydzy i pelletu. Jeśli łowione ryby są większe i mogą zjeść kulki, dosypuję także kulek. Podobnie czynię po każdym braniu karpia lub amura, aby nie dopuścić do sytuacji, że mam ryby w łowisku, a na dnie nie ma już zanęty. Jeżeli nie mam brań na kukurydzę i kulki, nie donęcam wcale, ale po każdej nocy wypływam wpław i nurkuję w łowisku (jeśli oczywiście istnieje taka możliwość i warunki pogodowe na to pozwalają), aby sprawdzić czy zanęta czasem nie jest wyjedzona i czy nie popełniłem jakiś błędów podczas łowienia. Jeśli nie mogę wypłynąć wpław zabieram wtedy do pontonu kamerę podwodną i przy jej pomocy sprawdzam co słychać na dnie. Kamerę taką można wykonać samemu kupując trochę kabla, mały monitorek LCD i wodoszczelną samochodową kamerę cofania, koszt wszystkiego poniżej 500 zł. Ilość wrzucanej zanęty w dużych zbiornikach i przy występujących jeszcze amurach jest naprawdę ogromna, ale nie ma się co dziwić, gdyż jedna duża ryba potrafi sama zjeść kilka kilogramów, a co dopiero całe stado takich „pożeraczy”.
Podczas ubiegłorocznej sierpniowej zasiadki nad jedną z dużych zaporówek miałem razem z kolegą przez 3 doby blisko 30 brań, zarówno karpi jak i amurów. Złowiliśmy 25 ryb, największe amury miały 21kg, 19kg, 18.5kg, 13kg,a karpie 17.5kg, 17kg, 15kg, 14kg, 13kg i wiele mniejszych, których nawet nie ważyliśmy. Ilość zużytej zanęty liczyliśmy w dziesiątkach kilogramów.
Zupełnie inna sytuacja ma miejsce, gdy łowimy w małych zbiornikach, poddanych najczęściej dużej presji i z małą populacją ryb, które w dodatku wielokrotnie były na haku i nauczyły się unikać niebezpiecznych dla siebie miejsc. W takich wodach poluję najczęściej na pojedynczą dużą sztukę i taktyka nęcenia jest wtedy zupełnie inna. Dziesiątki kilogramów zanęt odkładam na inną okazję, a skupiam się na punktowym nęceniu niewielkimi ilościami zanęty. Można oczywiście także wcześniej zanęcić, ale z umiarem kilka garści, bacznie obserwując czy jest wyjadana. W małych wodach zawsze łowię w dwóch różnych miejscach, a za granicą czy na wodach prywatnych gdzie wolno łowić nawet na 4 wędki, wybieram 4 różne miejsca do łowienia i zmieniam je na nowe po dwóch dobach bez brania. Wrzucam wtedy po garści zanęty na zestaw i obserwuję co dzieje się w danym łowisku, czy są podciągnięcia, ocierki o plecionkę, czy jest jakiś ruch w miejscu umieszczenia zestawu i wtedy ewentualnie dosypuję zanęty lub zmieniam miejsce, jeśli nic się nie dzieje. Taka sytuacja ma miejsce na francuskim jeziorze Rainbow, gdzie presja jest bardzo duża, a wędkarze łowią praktycznie przez cały rok, nie wyłączając zimy. Tam wrzucanie wielkich ilości zanęty wręcz płoszy ryby, a najskuteczniejszą metodą połowu jest nieustanne poszukiwanie ryb często zmieniając łowiska, a nie próba ściągnięcia ich w dane miejsce przy pomocy dużej ilości zanęty. Worek lub siatka PVA wypełniona zanętą to najlepszy sposób na przełowione wody.