*Umrzeć innego dnia*
Kiedy Zelgadis wbiegł do ich kryjówki pierwsze, co zauważył to słodkawy zapach unoszący się w powietrzu. Krew, pomyślał z obrzydzeniem i po raz kolejny w życiu przeklął swoje zmysły chimery. Był pewien, że inni nie czuli tego tak wyraźnie jak on. Wtedy zobaczył Linę, która leżała nieprzytomna na ziemi i Gourry'ego usilnie starającego się zatrzymać krwawienie z jej świeżo powstałej rany.
- Błagam zrób coś! - krzyknął do niego blondyn przez łzy, gdy tylko go zobaczył - Ona się wykrwawi!
Jednak Zelgadis nie ruszył się. Co miał niby zrobić? Bez magii był przecież tylko zwykłym człowiekiem, nie był w stanie uleczyć tak poważnej rany. Boleśnie dotarło do niego, że jest bezsilny... Gourry chyba to zauważył, bo powiedział tylko 'spróbuj chociaż' i to właśnie te słowa zadźwięczały w umyśle Zelgadisa i zmusiły go do ruchu. Usiadł obok przyjaciółki i przyłożył dłonie do krwawiącej rany. Dopiero po chwili zorientował się, że jego ręka drży. Przycisnął dłonie mocniej do ciała dziewczyny i zamknął oczy.
- Możesz coś zrobić? - usłyszał za sobą załamany głos Amelii.
Nie mógł odpowiedzieć, poczuł że własne słowa mogłyby go zadławić. Im bardziej docierało do niego, co się dzieję tym bardziej był przerażony. Nie wiedział czy może coś zrobić, ale czuł że musi spróbować. Wziął głęboki wdech i skoncentrował całą swoją energię. W swojej głowie zobaczył obrazy jeszcze z dawnych czasów, kiedy on, Lina, Amelia i Gourry podróżowali razem, a wszystko wydawało się takie proste. Później wszystko się zepsuło. Krew, ból, łzy...Najpierw stracił Amelię, całe szczęście zdołał ją odzyskać, jednak jeśli teraz straci Linę już nigdy nie będzie mógł przywrócić jej życia. To będzie dla nich wszystkich ostateczny koniec, zawalenie mostu do starego życia. Nie mógł tego przyjąć do wiadomości. To jakby stracił dom.. rodzinę, której nigdy nie miał... Nie wiedząc czy jego słowa coś zdziałają, z determinacją wyszeptał...
- Iacturam facere... - to nie było zwykłe zaklęcie, to były słowa wyrażające największe poświęcenie...
Otworzył oczy, ale... nic się nie zmieniło. Patrzył tak przez długą chwilę na swoje dłonie ubrudzone krwią, aż nagle poczuł dziwne mrowienie w palcach, a zaraz za nim przeszywające uczucie, zupełnie jakby ktoś łamał mu kości. Wrzasnął, a jego źrenice rozszerzyły się z bólu. Czuł jak jego cała energia życiowa wypływa z niego i nie był już do końca pewien czy uda mu się to przeżyć. Spróbował się ruszyć, jednak było to niemożliwe. Wtedy zrozumiał, że nie może już się wycofać, jego świadomość opuściła go w dziwnej próbie ucieczki od doznawanego cierpienia...
- Zróbcie coś! - krzyknęła przerażona Amelia i podbiegła do Zelgadisa. Próbowała oderwać go od Liny jednak on nawet nie drgnął. Był w dziwny sposób przywiązany do niej - Zel! Zel! Obudź się! Błagam!
- Czekaj! - powiedział nagle Kirei i odciągnął Amelię za ramię - Spójrz na jej ranę!
Amelia odwróciła załzawione spojrzenie, przetarła oczy i spojrzała na Linę. Po chwili jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy zdała sobie sprawę, że w miejscu, w którym powinna być krwawiąca rana był tylko mały ślad po niej.
- Jak to możliwe, że udało mu się zrobić coś takiego? - wydusił zaskoczony Tamaki.
- To chyba jakiś inny rodzaj magii... - zaczął Gourry, jednak nim zdążył dokończyć dłonie Zelgadisa ponownie stały się wolne, a on sam osunął się na posadzkę nieprzytomny.
- Zel! - Amelia poderwała się na nogi, jednak Kirei szybko ją zatrzymał - Czekaj! Nie wiemy przecież co się stało! Daiki obejrzyj ich - polecił szybko.
Daiki ostrożnie podszedł i nachylił się nad Liną. Na pierwszy rzut oka zauważył, że jej oddech stał się dużo spokojniejszy i regularny. Powoli przyłożył palce do jej szyi i sprawdził puls.
- Nic z tego nie rozumiem - powiedział cicho - Ona powinna już nie żyć, a tymczasem wygląda na zupełnie zdrową.
- A co z Zelgadisem?! - przypomniała się Amelia wciąż trzymana mocno przez Kireia.
Daiki otrząsnął się ze zdziwienia i zwrócił w kierunku Zelgadisa. Nie wyglądał dobrze. Czarnowłosy dokonał szybkiego badania i pokręcił przecząco głową.
- Nie ma żadnych większych obrażeń zewnętrznych, ale wszystkie objawy wskazują jakby był poważnie ranny. Nierówny puls, kołatanie serca, przerywany oddech, to wygląda... - urwał - To wygląda jakby umierał... - dokończył z wahaniem i spojrzał na Reia.
- Jego aura jest bardzo słaba... - dodała cicho Maya - To wyglądało jakby przekazał ją Linie.
- Nie! - wrzasnęła Amelia - Nie możecie mu pozwolić umrzeć! - trzymana wciąż w silnym uścisku osunęła się na ziemie i rozpłakała.
- Ciii... - Gourry usiał koło dziewczyny i delikatnie pogłaskał ją po głowie - Zelgadis jest silny, poradzi sobie - powtarzał jakby próbując przekonać nie tylko Amelię, ale i samego siebie.
- Jego aura słabnie, Rei jeśli chcemy coś zrobić to teraz - powiedziała stanowczo Maya.
- Co masz na myśli mówiąc „zrobić coś”? - zapytał Gourry - To znaczy, że możecie mu pomóc? - podchwycił z nadzieją.
Rei przygryzł nerwowo swoją wargę, już miał coś odpowiedzieć, ale gdy spojrzał na zapłakaną Amelię ponownie zamilkł.
- Stary, nad czym się zastanawiasz! Musimy mu pomóc! - wtrącił nagle Tamaki.
- Zgoda - odpowiedział w końcu Rei - Daiki, działaj.
Daiki wyciągnął ze swojej kieszeni kawałek białej kredy i zaczął szybko nakreślać na posadzce jakieś nieznane symbole. W samym środku okręgu, który naszkicował ułożył bezwładne ciało Zelgadisa, po czym uniósł nad nim swoje dłonie. W ciszy, która zapanowała zaczął mruczeć słowa swojej tajemnej inkantacji, a po chwili wszystkie narysowane symbole rozświetlił błękitny blask.
- On jest magiem? - Gourry poczuł się nagle zupełnie zdezorientowany.
- Nie zupełnie... - mruknął w odpowiedzi Rei.
- Jego aura wraca - stwierdziła Maya i delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy Daiki skończył swój rytuał.
- To znaczy, że wyjdzie z tego? - zapytał niepewnie Gourry.
- Wszystko powinno być dobrze - odpowiedział Daiki wstając i ponownie chowając kawałek kredy do kieszeni płaszcza.
- Zel! - Amelia w końcu wyrwała się z uścisku Reia i podbiegła do wciąż nieprzytomnego chłopaka. Delikatnie położyła dłoń na jego skroni i zaczęła głaskać go po twarzy. Sama nie wiedziała do końca dlaczego to robi, po prostu czuła, że to właściwe. Tymczasem Gourry usiadł przy Linie, wziął ją na kolana i mocno przytulił do siebie. Kirei spojrzał na nich i nagle poczuł dziwne ukłucie zazdrości w piersi...
- Spokojnie Rei - Maya położyła mu dłoń na ramieniu - Postąpiłeś właściwie.
- Teraz będą musieli poznać naszą tajemnicę - stwierdził gorzko.
- To nic - odpowiedziała mu dziewczyna - I tak by się dowiedzieli.
- Maya... - zaczął cicho - Tak się boję, że nie będę mógł być przy niej - dokończył patrząc smutno na Amelię.
- Postępujesz właściwie - powtórzyła pocieszająco i wzmocniła uścisk na jego ramieniu.
***
Delikatny dotyk na twarzy i ciepło czyichś objęć, to było pierwsze co zarejestrował Zelgadis w przebłyskach powracającej świadomości. Powoli otworzył oczy chcąc sprawdzić owe źródło ciepła.
- Amelia? - zachrypiał cicho zaskoczony.
- Jesteś... - powiedziała z ulgą i uśmiechnęła się promiennie, gdy nagle z innej strony dotarł do niego głos Liny.
- Gourry daj mi coś więcej do jedzenia - zaskomlała ruda - Jesteś mi w końcu coś winien! Ja tu umieram z głodu!
- Ale Lina nie mogę ci dać więcej, jeśli teraz zjesz to wszystko nie starczy ci na dalszą podróż... - wyjaśnił spokojnie blondyn.
- Jak możesz, jesteś taki nie czuły! Ja dopiero co tu umarłam i to przez ciebie, a ty żałujesz mi jednej, małej kromeczki... - ale nie dokończyła, bo Zelgadis roześmiał się głośno.
- Nie wierzę! - powiedział rozbawiony - Nawet bliskie spotkanie ze śmiercią nie jest w stanie zmniejszyć twojego apetytu! - zażartował czując w głębi siebie ogromną radość, że nic jej nie jest.
- Zel! Jednak nie tak łatwo się ciebie pozbyć - odpowiedziała rozbawiona, a po chwili zobaczył jej piegowatą twarz nad sobą. Spróbował się podnieść z kolan Amelii, ale przy pierwszym uderzeniu bólu zrezygnował z tej próby.
- Nie wstawaj - poleciła Amelia przyciskając dłoń do jego piersi - Jesteś jeszcze bardzo słaby, musisz odzyskać siły - Zelgadis spojrzał w górę w jej piękne błękitne oczy i zarumienił się lekko. Wciąż nie wyglądała najlepiej, była zbyt chuda, jej twarz naznaczona była śladami zmęczenia, a pod oczami kreśliły się duże sińce, ale mimo to musiał przyznać... była piękna...
- Ehm... - odchrząknęła głośno Lina, a zażenowany chłopak spuścił wzrok - Zel to może teraz wyjaśnisz mi, co ty właściwie do cholery zrobiłeś? Jak udało ci się użyć jakiegokolwiek zaklęcia?
- Sam nie jestem całkiem pewny - odpowiedział z namysłem - Lina ile znasz rodzajów zaklęć leczących?
- Są przecież tylko dwa, Recovery i Resurrection - odpowiedziała zmieszana.
- Nie do końca, jest jeszcze trzecie zaklęcie leczące. Kiedyś natrafiłem na nie w jakiejś starej księdze, podczas poszukiwań leku na bycie chimerą. Każde z tych trzech zaklęć różni się od siebie. Recovery przyśpiesza proces leczenia, ale czerpie energię z ciała poszkodowanego. Byłaś zbyt poważnie ranna i zbyt słaba żeby użyć tego czaru na tobie. Jak dobrze wiesz mogłoby cię zabić zużywając twoje resztki energii do wyleczenia rany zamiast utrzymania życia. Resurrection natomiast czerpię energię z otoczenia, jednak jak na mój gust w okolicy jest za mało żywych organizmów, aby mogło zadziałać. No i trzecie Iacturam facere... Działa podobnie jak Recovery z jedną małą różnicą, że energię pobiera z ciała osoby rzucającej zaklęcie, w tym wypadku ze mnie... Poza tym nie da się go przerwać. Raz rzucone będzie czerpało z mojej energii życiowej aż do wyleczenia twojej rany.
- Czy masz na myśli, że gdybyś był zbyt słaby i miał za mało energii na wyleczenie mnie, nie przeżyłbyś? - zapytała oszołomiona.
- Prawdopodobnie - odpowiedział sucho.
- Zel ty głupcze, dlaczego to zrobiłeś? Mogliśmy oboje zginąć... - zaczęła Lina, jednak jej głos nie brzmiał tak karcąco jak zamierzała.
- Nie wiem... - przerwał jej - Po prostu nie mogłem siedzieć bezczynnie i patrzeć na twoją śmierć - wyjaśnił starając się zachowywać jakby to co zrobił było czymś zupełnie normalnym.
Przez chwilę zapanowała między nimi niezręczna cisza. W głębi serc oboje dobrze się rozumieli. Tak jak Lina była gotowa poświęcić się za Gourry'ego, tak teraz Zelgadis zrobił to dla niej. Był to ich własny język przyjaźni i oddania. Porozumienie wykraczające poza zwykłe słowa.
- Dziękuje... - było to najprostsze, a jednocześnie najwłaściwsze ze wszystkich słów, jakich mogła użyć Lina, uśmiechnęła się lekko i dodała - Poza tym myślę, że rozumiem już zasadę używania czarów w tym świecie. Ta dziwna blokada dotyczy czarów, które mają swoje źródło energetyczne w czymś zewnętrznym, inaczej to się ma do Lighting czy tego, co dziś użyłeś. Oba te zaklęcia pochłaniają energię bezpośrednio od maga.
- Hmm... - zastanowił się Zelgadis - Tak to dość logiczne - dokończył po chwili - Jednak mało przydatne, ponieważ lista takich zaklęć jest praktycznie zerowa.
- A moim zdaniem bardzo przydatne - wtrąciła Amelia - W końcu dzięki takiemu zaklęciu Lina wciąż żyje. Ale teraz chyba nadszedł czas na wyjaśnienia kogoś innego... - zaczęła groźnie i spojrzała w kierunku grupy swoich przyjaciół. Rei, Maya i Tamaki rozmawiali o czymś szeptem, tymczasem Daiki zajmował się Lilyą, która ciągle wyglądała jak wegetujące warzywo o pustym wzroku.
- Wyjaśnienia? - zdziwił się Zelgadis - Co masz na myśli?
Amelia i Gourry opowiedzieli dokładnie o wszystkim, co wydarzyło się podczas gdy Zelgadis i Lina byli nieprzytomni.
- Wiedziałam, że coś mi tu śmierdzi - podsumowała Lina - Więc co jesteście jakimiś magami czy co? - wypluła z drwiną zwracając się do grupy po przeciwległej stronie pomieszczenia.
- I czemu do cholery nie mogliście nam o tym powiedzieć? - zirytował się Zelgadis.
- Nie jesteśmy żadnymi magami... - zaczęła Maya - Jesteśmy Kapłanami.