Ohayo! ;*
Wybaczcie długą przerwę. Musiałam wiele poukładać w swoim życiu... Ale o smutnych sprawach się rozpisywać nie będę ;)
*W drogę!*
Poranek nastał szybko i był wyjątkowo brutalny, zwłaszcza dla pewnej młodej bohaterki. Rozwiercający ból w czaszce powitał ją, gdy tylko otworzyła zmęczone oczy, tym samym wystawiając je na ataki rażących promieni światła. Poruszyła się, próbując uciec przed tym nieprzyjemnym doznaniem, ale natychmiast poczuła mdłości i zawroty głowy, więc ponownie znieruchomiała. Patrzyła tylko tępym wzrokiem w sufit, jednak odczuwane pragnienie nie dawało o sobie zapomnieć, było zbyt silne, więc po długiej chwili zdecydowała się ruszyć po wodę do przeciwległego kąta pokoju. A było to nie małym wyczynem w jej obecnym stanie! Z trudem dźwignęła się z ziemi i skierowała po zbawienny płyn, jednak gdy tak zataczała się od ściany, do ściany w końcu potknęła się o coś i runęła na ziemię.
- Co do... - zaczęła ze złością, próbując zidentyfikować ową dziwną rzecz dzięki, której była teraz cała poobijana.
Odwróciła się i zobaczyła na podłodze nienaturalnie duży stos pościeli, zupełnie jakby coś było nią przykryte. Wyciągnęła rękę i szybko schwyciła narzutę spod, której ukazał się...
- Gourry?! - wrzasnęła na całe gardło Lina - Co ty tu u licha robisz!
Blondyn przetarł dłonią ospałą twarz i spojrzał na dziewczynę pustym wzrokiem. Wybełkotał coś niezrozumiałego, po czym ponownie zakrył się pościelą.
- Obudź się jak do ciebie mówię kretynie! Myślisz, że możesz tak wykorzystywać słabość niewinnej dziewczyny?! I to twoje „Yyym” to jest wszystko, co masz mi teraz do powiedzenia?! No wstań wreszcie! - wykrzykiwała, chociaż z każdym zdaniem ta wypowiedz przeradzała się bardziej w nerwowy pisk.
- Lina błagam... - wymamrotał wreszcie chłopak - Boli mnie głowa, przestań...
- Pf! Teraz to cię niby głowa boli, ale jakoś nie miałeś problemów, żeby w tak nikczemny sposób zakraść się do mojego pokoju!
- Lina...?
- Czego?!
- A czy to nie ty jesteś w moim pokoju?
Rudowłosa rozejrzała się po pomieszczeniu i ze zgrozą stwierdziła, że tym razem Gourry ma rację. Jej policzki zapłonęły szkarłatnym rumieńcem i oburzona odwróciła głowę, przygryzając wargi, ale na to Gourry wybuchnął tylko głośnym śmiechem. Dziewczyna spojrzała na niego i też uśmiechnęła się lekko, lubiła kiedy tak się śmiał, tak beztrosko.
- Dziś wielki dzień co? - zapytała, sięgając wreszcie po dzbanek wody.
- To znaczy?
- Amelia doszła do siebie i dziś wyruszamy, do tej całej wiedźmy, czy kto to tam był... Dobrze, nie mogę się już doczekać kiedy odzyskam swoje moce - dokończyła posępnie.
- Ej Lina?
- Czego?
- Jak myślisz, co będzie z Amelią? - zapytał patrząc na swoją towarzyszkę.
- Chciałabym żeby nas pamiętała - odparła cicho - Może, gdy wrócimy do naszego świata da się jej jakoś przywrócić wspomnienia.
- A nie uważasz, że to nie sprawiedliwe? - zapytał nagle.
- O czym mówisz? - spojrzała na niego zdziwiona.
- O tym, że przybyliśmy tu jakby nigdy nic, zabieramy Amelię, uciekamy do naszego świata i zostawiamy tu wszystko w takim beznadziejnym stanie...
- Gourry ja... - zaczęła, ale nie potrafiła znaleźć właściwych słów na dokończenie. Po raz drugi dzisiejszego poranka, on miał rację - Tak trzeba... - dokończyła w końcu, jednak w jej głosie zabrakło zwykłej pewności siebie.
Tymczasem, w pokoju obok Zelgadis był bardzo zadowolony z siebie. Ten cudowny stan zawdzięczał nikomu innemu jak tylko Linie i Gourry'emu, a raczej ich małej awanturze, którą po części miał przyjemność usłyszeć.
- Tak się kończą próby upicia mnie... - mruknął do siebie i uśmiechnął się szyderczo, wychodząc na korytarz.
Skierował się do głównej sali i usiadł na jednej ze zniszczonych ławek, czekając na resztę. Nie wiedział dokładnie kto miał im towarzyszyć, w każdym razie on czuł się przygotowany, nawet bez możliwości korzystania z magii. Musiał czuć się przygotowany, w końcu nie robił tego dla siebie... Pewny siebie podniósł głowę i rozejrzał się dookoła. Ciekawiło go co tak wyjątkowego było w tym miejscu, że nie mogły go zaatakować demony? Z pewnością nie wyglądało na wyjątkowe, ale to pewnie była jedna z tych rzeczy, których nigdy się nie dowie... Nagle drzwi po przeciwległej stronie sali otworzyły się ukazując drobną postać Amelii. Zelgadis wyraźnie zauważył, że dziewczyna speszyła się na jego widok, jednak szybko ukryła to pod nieśmiałym uśmiechem.
- Sam? - zapytała nieśmiało podchodząc do niego.
- Jak zawsze - odpowiedział trochę ironicznie - Jak się dziś czujesz? Gotowa do drogi? - zapytał niby od niechcenia, jednak w środku czuł, że wnętrzności kurczyły mu się do niemożliwych rozmiarów.
- Tak, już mi lepiej - powiedziała i usiadła po przeciwnym końcu ławki - Co nie znaczy, że jestem gotowa do drogi. Nie chcę iść... - dodała po chwili ciszy.
- Dlaczego? - zapytał chociaż przypuszczał, że zna odpowiedź.
- Dla was to minęło zaledwie kilka dni odkąd zniknęłam, ale dla mnie to był cały rok. W dodatku jedyny rok, który pamiętam... Tu są wszystkie moje wspomnienia i osoby, które kocham... - a jednak coś w odpowiedzi Amelii zabolało Zelgadisa, ale zdecydował się nie przerywać - Tu czuję się potrzebna. Nie wiem czy to z powodu tego, że demony chcą mnie dopaść i zabić, ale moi przyjaciele chronią mnie. I nie wiem czy to tylko dlatego, że jestem im w jakimś sensie potrzebna do wygrania tej wojny, ale jestem potrzebna...
- Mnie też byłaś potrzebna... - nie zamierzał tego powiedzieć głośno, ale nim się zorientował słowa już padły z jego ust.
- Jaa... - zaczęła, ale nie dane jej było skończyć, ponieważ właśnie w tej chwili drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem.
- O Zel, już jesteś? - Lina wpadła do sali w towarzystwie Gourry'ego.
- Też się cieszę, że cię widzę - odpowiedział sarkastycznie.
- Czy ty zawsze musisz być taki, nawet z samego rana? - zauważyła załamując ręce i kręcąc głową.
- Staram się - odpowiedział żartobliwie i uśmiechnął się pod nosem, próbując zapomnieć o swojej ostatniej rozmowie. Musi bardziej uważać na to, co mówi.
- Jesteśmy sami? Gdzie reszta? - zapytał Gourry rozglądając się po pomieszczeniu.
- Spokojnie, już jesteśmy - odezwał się nagle nowy głos, a już po chwili z innego korytarza wyłoniło się pięć zakapturzonych postaci.
Kiedy zdjęli kaptury okazało się, że to nie kto inny jak Kirei, Maya, rudowłosy Tamaki, Daiki (Zel widział go tylko raz) i ku zdziwieniu Zelgadisa, ta dziewczyna, której o mało nie zabił ostatniej nocy.
- Ona też? - zapytała podejrzliwie Amelia, wyciągając to samo pytanie z ust Zelgadisa.
- Nie mogliśmy przecież pozwolić żeby biedaczka została sama - wyjaśniła Maya - Jeśli pójdzie z nami, Daiki będzie miał możliwość się nią zająć, bo nie wiem czy już wiecie... - zwróciła się do Liny - Daiki to nasz 'lekarz'...
Lina tylko wzruszyła ramionami i odburknęła coś w stylu 'może się nam przydać', ale jak dla Zelgadisa to wszystko zrobiło się zbyt podejrzane. Po co chcą ze sobą ciągnąć tę dziewczynę? Cóż, to pewnie kolejna z rzeczy, których się nie dowie, przynajmniej na razie. Zirytowany ponownie obrzucił spojrzeniem czarnowłosą dziewczynę. Wyglądała lepiej niż wczorajszej nocy, jednak nadal było w niej coś dziwnego.
- Przepraszam za wczorajszą sytuację... - odezwała się nagle lodowatym głosem. Te przeprosiny wyraźnie skierowane były do Amelii i Zelgadisa, jednak mówiąc to nawet na niego nie spojrzała. Jej czarne, przeszywające oczy utkwione były wyłącznie w Amelii.
- Wybaczamy... - zaczął szybko Zelgadis i odruchowo stanął przed Amelią, zasłaniając ją przed wrogą postacią - Jednak nie radzę tego powtarzać - nie próbował nawet ukryć, że to ostatnie miało być groźbą.
- Z pewnością nie - dokończyła sykliwie czarnowłosa i ukryła twarz pod głębokim kapturem.
- Hej! Lilya zachowuj się! - wtrącił się Tamaki, najwyraźniej próbując załagodzić atmosferę - Cóż, musicie jej wybaczyć, wiele przeszła - zaśmiał się nerwowo.
- Więc Lilya taa? Miło nam cię poznać - podchwyciła Lina, ale ton jej głosu wyraźnie mówił po czyjej jest stronie - Dobra, dość tych scenek! Idziemy wreszcie?
Bez zbędnych komentarzy grupa skierowała się do wielkich drzwi wyjściowych. Większość zajęła się już rozmową, jednak Zelgadis nie spuszczał wzroku z czarnowłosej i kiedy zobaczył, że ta znowu obserwuję Amelię, bez zastanowienia podszedł do przyjaciółki i łapiąc ją za rękę pociągnął w swoją stronę.
- Trzymaj się blisko mnie, jasne? - szepnął Amelii na ucho i gestem głowy wskazał na Lilye, która oddaliła się już wystarczająco daleko.
- Boję się... - odpowiedziała cicho Amelia i ścisnęła mocniej dłoń chłopaka.
- Nie martw się, nie pozwolę nikomu nawet cię tknąć... - obiecał odwzajemniając uścisk