Ohayo ^_^
W pierwszej kolejności chciałabym baaardzo podziękować za wszystkie tak wspaniałe komentarze, które zostawiliście na moim blogu! Nie sądziłam, że kiedykolwiek zajrzy tutaj aż tyle osób. I nie powiem jestem mile zdziwiona :)
Kolejna sprawa. Dlaczego tak późno pojawia się kolejna notka? No cóż, wasza kochana Lilly próbowała sobie sklepać filmik, coś w rodzaju trailera do opowiadania, ale niestety nie dysponuje odpowiednim programem T_T Trzy dniowe próby spełzły więc na niczym. Mówi się trudno, może kiedyś uda mi się coś takiego wykonać ;)
Nie zamęczając dłużej zapraszam do rozdziału V ^_^ A tak swoją drogą to czy myślicie, że powinnam pisać dłuższe notki?
PS: Rhiamon, szkoda, że nie masz swojej strony, ale mam nadzieję, że to już niedługo ;)
***
*Stare i nowe*
Zelgadis był wściekły. Dlaczego ta głupia dziewucha znowu pakuje się w kłopoty?! I dlaczego to on znowu musi robić za jej `ochroniarza`? Jest na wyższym poziomie w hierarchii cywilizacyjnej niż Gourry - ochroniarz Liny, więc dlaczego?! Z pewnością więcej nie da się w to wrobić, o nie... Niech Gourry zatrudni się na dwa etaty i zajmie się też Amelią - pomyślał ironicznie.
Kiedy udało im się wydostać z wody, a właściwie jemu, bo Amelia była nieprzytomna, czuł się kompletnie wyczerpany. Położył jej zmarznięte ciało na trawie, po czym sam usiadł koło niej. Martwił się o dziewczynę, ale jak na jeden wieczór to było tego wszystkiego serdecznie za dużo. Najpierw ta przygoda z Kazuki`m, a teraz to. Poza tym miał nadzieję, że Amelia nie będzie pamiętać tego co wydarzyło się pod wodą. Nie chciał aby go źle zrozumiała... Bo przecież on nie zamierzał...
- Zimno... - cichy szept skierował jego myśli na nowy tor.
- Co się stało? - zapytał swoim zimnym tonem, pozbywając się z niego resztek współczucia, a Amelia miała wrażenie, że zrobiło się jeszcze zimniej.
- Ja... usłyszałam wasze krzyki... z lasu i... i pobiegłam tam... ja... nie wiem, później wszystko zniknęło, a po chwili zobaczyłam jakieś miasto. Wołał mnie pan... widziałam jak pan spada... spada w wielką ciemność... - zabrzmiała chaotyczna odpowiedź, a w oczach dziewczyny zalśniły łzy - Ja też spadłam... - kontynuowała. Ta wersja i tak była lepsza niż „skoczyłam za tobą” - kiedy otworzyłam oczy byłam uwięziona na dnie jeziora. Myślałam, że już po mnie - dodała nieco ciszej, a wcześniej zebrane przy powiece łzy spłynęły po policzkach - Wtedy zjawiłeś... zjawił się pan... - Zelgadis nerwowo wyczekiwał na dalszy ciąg opowieści - Więcej nie pamiętam, przepraszam - dokończyła, a chłopak odetchnął z ulgą. Niech teraz to pozostanie jego tajemnicą. Dlaczego? Tego sam nie wiedział.
Zapanowała długa, niezręczna cisza przerywana tylko łkaniem Amelii. Oboje czuli się zagubieni w ostatnich wydarzeniach. Winni? Amelia z pewnością tak.
- Przestań ryczeć - szorstka uwaga Zelgadisa przerwała ciszę - Jak zwykle zachowujesz się jak dzieciak...
- Przepraszam - odpowiedziała ocierając łzy i starając się zapanować nad sobą.
- Zapomnij. Miałaś poprostu zły sen i musiałaś lunatykować - powiedział wstając - Chodź. Nie mam zamiaru marznąć nad tym brzegiem do rana - ruszył w stronę obozowiska - A i lepiej nie wspominaj o tym całym zajściu reszcie. Nie mam zamiaru im się tłumaczyć - Amelia przytaknęła tylko i ruszyła za swoim `wybawcą`.
Rankiem trójka zupełnie nieświadomych ludzi obudziła się z głębokich snów. Naszej dwójce bohaterów oczywiście też nie dano pospać dłużej, ale w tym wypadku nie powiem żeby mieli głębokie sny.
- Co na śniadanie? - radośnie rozpoczęła dzień Lina, a na potwierdzenie jej słów w brzuchu Gourry'ego dało się usłyszeć głośny bulgot.
Trochę czasu zajęło uzbieranie wystarczającej ilości jedzenia, aby Lina w ogóle uznała to za śniadanie. Udało im się wyłowić kilkadziesiąt ryb, a Gourry nawet jakimś cudem złapał zająca, który teraz piekł się nad ogniskiem.
- Panno Lino nie sądziłem, że taka mała osoba jak pani może pomieścić w sobie aż tyle jedzenia! - stwierdził Kazuki widząc rudą pochłaniającą niewyobrażalne ilości ryb.
- Mała?! Masz coś do mnie? Że to niby jakaś aluzja do moich pięknych piersi, aaa?!
- Ależ skądże! - odpowiedział szybko siląc się na uśmiech.
- W jakim kierunku musimy się udać, aby dojść do Świątyni Chaosu? - zapytał spokojnie Zelgadis tym samym przerywając dalszą kłótnie.
- Zel, czy ty zawsze musisz zadawać takie pytania w takich momentach? - odpowiedziała pytaniem Lina, która właśnie zamierzała zdzielić Kazuki'ego rybą za tak wielką zniewagę.
- Wybacz - odpowiedział uśmiechając się ironicznie - No więc, Kazuki?
- Tu będzie dobra wiadomość dla księżniczki Amelii, ponieważ musimy przejść przez Saillune.
- Przez Saillune? To będzie świetna okazja do odwiedzenia twojego ojca, prawda Amelio? - zauważył z radością Gourry.
- Może... - odparła smętne, a taka odpowiedź wprawiła wszystkich w ogromny szok.
- Hej, Amelio co jest? - zapytała ruda, ale Amelia już nic więcej nie powiedziała...
Amelia czuła się winna. Okropnie winna wydarzeń z zeszłej nocy. Widziała złość Zelgadisa i czuła, że ten nigdy jej nie zaakceptuje. Ale wtedy, gdy trzymał ją w ramionach... wtedy przez chwilę miała nadzieję, że się myliła. Chciała odpokutować za wszystkie soje błędy i złe zachowania, i w ten sposób zyskać znów jego sympatie. Chciała ponieść karę za wszystkie swoje błędy. Czy ktokolwiek dowie się o jej błędach? Czuła, że jej własne myśli są jej obce. Może to było częścią kary? Stare i nowe. Czy wciąż była tą starą Amelią?
Po trzecim `drugim śniadaniu' w końcu udało się wyruszyć w drogę. Lina dyskutowała o czymś zaciekle z blondynem, Zelgadis odpłynął gdzieś myślami, a Amelia szła cicho ze spuszczoną głową. Tylko Kazuki przyglądał jej się uważnie.
- Dlaczego się smucisz? - zapytał czarnowłosy.
- Dlaczego myślisz, że jest mi smutno? - odpowiedziała sarkastycznie.
- Widzę, a wiedz, że wiele tracisz na tym. Wyglądasz księżniczko o wiele piękniej, gdy się uśmiechasz - powiedział wręczając jej pięknego kwiata.
- Dziękuję - odpowiedziała lekko zszokowana jego zachowaniem, a na jej twarz wkradł się szkarłatny rumieniec, mimowolnie się uśmiechnęła.
Lina i Gourry niczego nie zauważyli, a Zelgadis? Pewnie i tak by się nie przyznał. Nawet przed samym sobą. Fakt, że przyglądał się całej sytuacji kątem oka, pewnie wytłumaczył by sobie jako początki zeza.
Podróż do Saillune przebiegła spokojnie. Powiedziałabym nawet, że nudno? Kilka razy napotkali na bandę leśnych rozbójników, których Lina szybko wysłała na tamten świat za pomocą Kuli Smoka. Gourry opracował nową technikę `czuwającego wojownika', która polegała na spaniu w każdej możliwej sytuacji. Nie wiadomo jak mu się to udało, ale w czasie drogi, idąc też potrafił zasnąć! Do Saillune zostało jeszcze trzy dni marszu i wydawać by się mogło, że upłyną one równie spokojnie, jak pozostałe gdyby nie...
- Lina? - zagadnął pewnego popołudnia Zelgadis.
- Wiem, też to czuję. Ktoś nas śledzi... - odpowiedziała oglądając się nerwowo za siebie.
- Próbowałem ich jakoś zlokalizować, ale nie udało mi się, a sami też chyba nie mają zamiaru się ujawniać.
- Skoro potrzebują specjalnego zaproszenia to dajmy im takie - błysk kontrolowanego szaleństwa przebiegł przez oczy Liny...