HERAKLIT, Filozofia


HERAKLIT, O naturze

1. Logosu, który jest, ludzie nigdy nie potrafią zrozumieć, ani przedtem, zanim go usłyszą, ani usłyszawszy go po raz pierwszy. I choć wszystkie rzeczy stają się według tego logosu, to przypominają oni niedoświadczonych, gdy doświadczają słów i czynów takich, które ja objaśniam, dzieląc każdą rzecz zgodnie z naturą i pokazując, w jaki sposób jest. Przed innymi zaś ludźmi ukrywa się to, co czynią po przebudzeniu, tak jak zapominają, co czynią we śnie.

2. Chociaż powszechny jest Logos, to wielu żyje jakby miało własny pomyślunek.

12. Na wchodzących do tych samych rzek, inne i inne napływają wody. I dusze ulatniają się z wilgoci.

26. Człowiek w nocy zapala światło, umarłszy dla siebie, zgasiwszy oczy. Żyjący zaś dotyka umarłego. Śpiąc, zgasiwszy oczy. Przebudzony dotyka śpiącego.

30. Tego kosmosu, tego samego dla wszystkich, nie stworzył ani któryś z bogów, ani z ludzi, lecz zawsze był, jest i będzie ogniem wiecznie żywym, zapalającym się według miar i według miar gasnącym.

34. Nierozumni, którzy wysłuchali, podobni są do głuchych. To do nich odnosi się powiedzenie: obecni są nieobecni.

41. Jedno mądre: rozumieć myśl, rządzi wszystkim poprzez wszystko.

45. Idąc, granic duszy byś nie odkrył, każdą przemierzając drogę: tak głęboki ma logos.

48. Dla łuku zatem nazwą jest życie, dziełem zaś śmierć.

49a. W te same rzeki wchodzimy i nie wchodzimy, jesteśmy i nie jesteśmy.

50. Nie mnie wysłuchawszy, lecz Logosu, mądrze jest zgodzić się, że jedno jest wszystkim.

53. Czas życia jest dzieckiem bawiącym się, grającym: królestwo dziecka. Wojna jest wszystkich ojcem, wszystkich królem, i jednych ukazuje bogami, innych ludźmi, jednych czyni niewolnikami, innych wolnymi.

67. Bóg: dzień noc, zima lato, wojna pokój, sytość głód; zmienia się zaś tak jak <ogień>, skoro tylko zmieszany z korzeniami, nazywany jest według przyjemności każdego.

80. Trzeba wiedzieć, że wojna jest powszechna, i sprawiedliwość to niezgoda, i wszystkie rzeczy stają się przez niezgodę oraz konieczność.

88. Tym samym jest w nas żywe i umarłe, i przebudzone i śpiące, i młode i stare; te bowiem przemieniły się i są tamtymi, a tamte znów przemieniły się w te.

89. Dla przebudzonych, jeden i wspólny jest świat, zaś z tych, którzy śpią, każdy zwraca się do własnego.

91. Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki.

93. Pan, którego wyrocznia jest w Delfach, ani nie mówi, ani nie ukrywa, tylko daje znak.

101. Siebie samego poszukałem.

108. Z tych, których logosów wysłuchałem, nikt nie dochodzi do tego, aby poznać, że mądre jest oddzielone od wszystkiego.

113. Myślenie jest wspólne wszystkim.

123. Natura lubi się ukrywać.

PARMENIDES, O naturze

I.

Klacze unoszące mnie, daleko, gdzie pragnie me serce

przywiodły mnie do drogi Boga pełnej opowieści,

która wi(e)dzącego śmiertelnika prowadzi przez wszystkie miasta.

Tam byłem niesiony; ponieważ wiodły mnie roztropne konie

5 wszystkimi siłami ciągnące wóz, a dziewice wskazywały drogę.

Rozżarzona oś w piastach, niczym flet

wydała dźwięk (z obu stron naciskana

przez dwa obracające się koła),

kiedy córki Słońca, porzuciwszy dom Nocy,

10 rękoma zrzucały zasłony z głów i ku światłu dnia pognały zaprzęg.

Tam są wrota, za którymi biegną ścieżki Nocy i Dnia,

trzymane przez nadproże i kamienny próg;

wysoko w eterze tkwią potężne odrzwia,

a surowa Sprawiedliwość dzierży podwójne klucze.

15 Ją więc powabne dziewice pieszczotliwymi słowami

umiejętnie przekonały, by śpiesznie odryglowała wrota;

rozwarły się ich skrzydła

na przepastną otchłań

poruszyły trzpienie spiżowych zawiasów przytwierdzone

20 kołkami i ćwiekami; przez bramę,

prosto na wielką drogę dziewice wyprowadziły konie oraz wóz.

I bogini przyjęła mnie życzliwie, mą prawą rękę

wzięła w swoją, i z takimi słowami zwróciła się do mnie:

O młodzieńcze, ty, któremu towarzyszą nieśmiertelne woźnice,

25 ty, który niesiony przez klacze przybywasz do mego domu,

witaj, bo nie zły los cię zmusił, abyś przebył

tę drogę (zaiste, biegnie ona daleko od ludzkich ścieżek),

lecz prawo boskie oraz sprawiedliwość. Trzeba więc, abyś wszystko poznał,

zarówno prawdy pięknie zaokrąglonej niewzruszone serce,

30 jak i mniemania śmiertelnych, którym faktycznie nie można zaufać.

Wszakże i te powinieneś poznać, w jaki sposób pozór

musiał być rzeczywiście tym, co rozciąga się na wszystko.

III.

Albowiem tym samym jest myśleć i być.

VIII.

Jedna tylko droga zostaje w opowieści,

według której jest; i są na niej bardzo liczne znaki,

że będąc niezrodzone jest też niezniszczalne,

całe jednorodne, nieruchome, bez końca;

5 nigdy nie było i nigdy nie będzie, albowiem teraz jest, całe naraz,

jedno, ciągłe; bo jakiej genezy szukać dla niego?

Jak i skąd wyrosło? Z nieistniejącego?

Nie pozwolę ci tego ani powiedzieć, ani pomyśleć; zresztą niewyrażalne jest i

[nie do pomyślenia

to, co nie jest. Jaka więc konieczność mogłaby sprawić,

10 by wcześniej czy później poczęło się z nicości?

Dlatego musi być w pełni albo wcale nie być.

I nigdy nie przyjmie niewzruszona wiara,

by z nieistniejącego zrodziło się cokolwiek;

dlatego też sprawiedliwość nie luzuje więzów, nie dopuszczając rodzenia

[i ginięcia,

15 lecz to, co jest, podtrzymuje; w tej sprawie rozstrzygnięcie może być dwojakie:

jest albo nie jest; wyrok wydano zgodny z koniecznością:

jedną z dróg należy odrzucić, tę, której się nie da pomyśleć ani nazwać,

bo nie jest drogą prawdy, zostaje więc druga, która trwa i jest prawdziwa.

Jak mogłoby potem zginąć będące? Jak mogłoby powstać?

20 Jeżeli więc powstało, nie jest i nie jest, jeżeli dopiero kiedyś ma być.

Tak oto gaśnie geneza i odsunięta zostaje zagłada.

Jest jeszcze niepodzielne, ponieważ całe jest takie samo;

I nie jest gdzieś bardziej, bo to naruszyłoby jego spójność,

I nie jest gdzieś mniej, całe wypełnione będącym.

25 Tak więc całe jest ciągłe; albowiem będące związane jest z będącym.

Jest jeszcze niewzruszone w granicach silnych węzłów,

Jest bez początku i końca, gdyż powstanie i śmierć

Odeszły od niego, odepchnięte przez prawdziwą wiarę.

To samo i w tym samym pozostaje i samo w sobie spoczywa,

30 I tak ułożone trwa; albowiem wszechwładna Konieczność

trzyma je w granicy, która je z wszystkich stron otacza.

Wszak sprawiedliwością jest, aby będące nie było niedoskonałe:

Niczego mu nie brak; nie będąc, nie miałby niczego.

Tym samym jest myślenie i to dzięki czemu jest myśl.

35 Tylko w będącym można wyrazić myśl,

i nigdy nie znajdziesz jej poza nim; bo nie ma nic ani nie będzie

obok będącego, albowiem skuło je Przeznaczenie,

by pozostawało całe i niewzruszone; toteż tylko nazwą będzie

Wszystko, co nazwali śmiertelni, wierząc, że to właśnie jest prawdą:

40 narodziny i śmierć, istnienie i nieistnienie,

przemieszczanie i zmianę w jasną barwę.

A skoro w ekstremum zakreśla je granica, to jest ono wykończone

ze wszystkich stron, podobne do pięknie zaokrąglonej kuli,

od środka, w każdym kierunku równo rozmieszczone, bo nie może być

[większe

45 lub mniejsze tu czy tam.

I nie jest też nie istniejącym, które nie pozwoliłoby mu

ziścić się w swej pełni, a będąc istniejącym, nie jest

tu więcej, a tam mniej, bo całe jest nienaruszone.

Sobie samemu z wszystkich stron równe, tkwi jednakowo w granicach.

50 W tym miejscu kończę wierną przemowę i myśl

która ogarnia prawdę.

POSTAĆ SOKRATESA:

1. PLATON Uczta (tłum. W. Witwicki)

215a-219a

ALKIBIADES: Otóż mam zamiar Sokratesa chwalić, moi panowie, i to chwalić go obrazową metodą. On będzie pewnie myślał, że to żarty, ale to będą obrazy naprawdę, nie na żarty. Otóż powiadam, że jest najpodobniejszy do tych sylenów siedzących w kapliczkach, których snycerze robią z pozytywką albo fletem w ręku; sylen się otwiera, a w środku posążki bogów. I powiadam, że podobny jest do satyra Marsjasza. Żeś do niego z twarzy podobny, Sokratesie, o to się nawet ty sam sprzeczać nie będziesz. Ale żeś i poza tym do niego podobny, to zaraz usłyszysz. Przede wszystkim jesteś szelma; może nie? Postawię świadków, jeżeli zaprzeczysz. Tylko na flecie nie grywasz, ale z ciebie muzyk jeszcze bardziej osobliwy niż tamten. Bo tamten wprawdzie moc miał w ustach, brał jednak instrument do ręki c i dopiero czarował słuchaczów, i dziś jeszcze czaruje ich każdy, kto jego rzeczy gra. Bo cały kunszt Olimposa to tylko nauka Marsjasza. A jego rzeczy mają to do siebie, że gdy je gra dobry flecista albo i marna flecistka, to ludzie w zachwyt wpadają i zaraz widać, komu potrzeba łaski bogów i święceń tajemnych; takie to są boskie rzeczy. A ty się tym tylko różnisz od niego, że bez instrumentów, samymi tylko słowami, robisz podobne rzeczy. Bo przecież kiedy kto z nas słucha, jak inny, nawet i dobry mówca, mówi o czym innym, to, powiem otwarcie, nikogo to nic nie obchodzi. Ale kiedy kto ciebie słucha albo twoje słowa tylko słyszy z drugich ust, choćby je nawet drugi marnie opowiadał, to czy kobieta słucha, czy mąż, czy młody chłopiec, wszystkich nas twoja mowa bierze i porywa. Gdybyście nie myśleli, żem już całkiem pijany, to bym wam przysiągł na to, jak na mnie jego słowa działały i jeszcze dzisiaj działają. Bo kiedy go słucham, serce mi się tłuc zaczyna silniej niż Korybantom w tańcu i łzy mi się cisną do oczu, a widzę, że wielu innym tak samo. A przecież ja i Peryklesa słyszałem, i innych tęgich mówców, a nigdym czegoś takiego nie doznawał, choć uważałem, że dobrze mówili; nigdy mi się dusza nie szarpała i nie rwała tak, jak się niewolnik z kajdan rwie. Ale ten Marsjasz już mnie tak nieraz nastrajał, już mi się nieraz zdawało, że żyć nie wart taki jak ja. I o tym, Sokratesie, nie powiesz, że to nieprawda. Ja jeszcze dziś czuję, że gdybym cię słuchać zaczął, to bym nie zapanował nad sobą, tylko bym na nowo czuł tak samo. Bo on na mnie wymusza to przeświadczenie, że ja, tyle braków mając, zamiast dbać o swoje własne niedostatki, sprawami Aten się zajmuję. Tedy sobie uszy gwałtem zatykam, jak przed Syrenami, i uciekam, żebym się tam przy nim nie zasiedział i nie zestarzał na miejscu.
I ja wobec tego jedynego człowieka doznałem uczucia, o które by mnie nikt nie posądził, uczucia wstydu. Ja się jego jednego wstydzę. Bo ja doskonale wiem i czuję, że go nie potrafię zbić; ja nie potrafię wykazać, że nie należy tak robić, jak on każe, a kiedy odejdę, wtedy mnie unosi ambicja, wtedy idę na lep uznania i oklasków hołoty. Więc mu znikam z oczu i uciekam, a kiedy go zobaczę, wstyd mi, żem się był na zasady zgodził. I nieraz mu już śmierci życzą, a wiem, że gdyby się to stało, byłoby mi jeszcze gorzej; tak że już całkiem nie wiem, co mam właściwie począć z tym człowiekiem. Już ten "satyr" i mnie, i niejednemu tak samo przygrywał na flecie. Ale posłuchajcie mnie dalej, jak ja go prawdziwie przyrównałem do tych kaplic i jaka w nim potęga mieszka. Bądźcie przekonani, że go żaden z was nie zna; ale ja go już odsłonię całego, skorom zaczął. Widzi z was każdy, jak to Sokrates za pięknościami ugania, jak za nimi przepada, jak on nigdy nic nie wie, jak wszysko "pierwszy raz słyszy". On też i wygląda na to, zupełnie jak sylen. No, nie? Ale to wszystko jest tylko na wierzchu, tak jak w tym wydrążonym sylenie; kiedy go otworzyć, to, jak się wam zdaje, towarzysze kielicha, ile tam w środku panowania nad sobą? Otóż musicie wiedzieć, że jemu na pięknościach nie zależy nic, ani troszkę; nikt by nie uwierzył, jak on tym pogardza, a tak samo majątkiem i wszystkim tym, co hołota za wielkie szczęście zwykła uważać. On to wszystko ma za nic, powiadam wam, on całe życie z ludzi podrwiwa i żartuje z nich sobie. A nie wiem, czy kto kiedykolwiek, gdy on był poważny i otwarty, popatrzył w niego i czy widział skarby, które w nim są. Ja je już raz widziałem i takie mi się boskie wydały i złote, i przecudne, żem się po prostu jego niewolnikiem poczuł od tej chwili.

Zdawało mi się kiedyś, że Sokratesowi serio zależy na mojej piękności, więc sobie myślałem, że to dla mnie jak znalazł i że mi się szczególne szczęście trafiło, bo jeżeli mu pofolguję, będę mógł za to od niego słyszeć wszystko, co on tylko wie. A byłem strasznie zarozumiały na swoją piękność. Wiecem w tej myśli nieraz niewolnika odprawiał, który nam przedtem stale towarzyszył, i zostawaliśmy sami. Powiem wam już całą prawdę ? zaprzecz, Sokratesie, jeżeli skłamię.

Otóż bywaliśmy, proszę was, sam na sam i ja byłem przekonany, że on mi zaraz zacznie mówić takie rzeczy, jak to miłośnik oblubieńcowi mawia na osobności, i jużem się z góry cieszył. Tymczasem nic z tego nie było (...)

[SOKRATES mówi:] Alkibiadesie miły, toś ty, widać, nie głupi, jeżeli to prawda, co o mnie mówisz, jeżeli we mnie taka moc siedzi, która ciebie może lepszym zrobić. Toż to by znaczyło, żeś we mnie niewidzialną piękność odkrył, znacznie wyższą od dobrych linii twojego ciała. Więc jeśli ci o nią chodzi i chciałbyś ze mną obcować, i piękne za nadobne wymienić, to ładnie chcesz na mnie zarobić. Bo naprawdę chciałbyś kupić istotę piękna za jego pozory i "miedź za złoto" wymienić. Uważaj lepiej, zacny chłopcze, żebyś się nie pomylił, bo nużem ja nic nie wart! Dusza ludzka dopiero wtedy jaśniej widzieć poczyna, kiedy się bystrość młodych oczu zwolna zatraca. A tobie jeszcze daleko do tego.

2. Platon, Fedon 115 a - 118 (Śmierć Sokratesa)

- Więc wy - powiada - Smuaszu i Kebesie, i wy reszta innym razem pójdziecie, kiedy tam któremu czas wypadnie; a mnie już teraz, powiedziałby jakiś tragik, los. woła i bodaj że mi właśnie pora myśleć o kąpieli. Wydaje się przecież rzeczą lepszą naprzód się wykąpać, a potem wypić truciznę i nie robić zachodu kobietom, żeby trupa myły.
Gdy on to powiedział, wtedy Kriton mówi: No, niech tam, Sokratesie; ale może masz jakieś zlecenie dla nich tutaj albo dla mnie; może coś w sprawach twoich chłopców, albo w innej jakiej; może moglibyśmy zrobić ci jakąś przyjemność? To, co zawsze mówię - powiada - Kritonie, nic nowego. Że jak będziecie dbali o siebie samych, to i mnie, i moim bliskim, i sobie samym zawsze zrobicie przyjemność, cokolwiek byście robili. Chociażbyście teraz nie obiecywali. A jeżeli nie będziecie dbali o siebie samych i nie zechcecie żyć w ślad tego, co się tu dziś mówiło i dawniej nieraz - to nie zrobicie i tak nic dla mnie, choćbyście teraz nie wiadomo co przyrzekali i jak najgoręcej. Więc my się będziemy starali - powiada - tak postępować. A pogrzebać cię mamy w jaki sposób? Jak się wam tylko podoba - mówi - jeżeli mnie tylko dostaniecie i ja wam nie ucieknę. Równocześnie uśmiechnął się łagodnie a spojrzawszy na nas: Nie mogę - powiada - przekonać Kritona, że to ja jestem Sokrates, ten, co teraz z wami rozmawia i na swoim miejscu kładzie każde zdanie, ale mu się zdaje, że ja jestem ten, którego za chwilę zobaczy: trup, i pyta się mnie, jak mnie ma pochować. A kiedy ja tu długo i szeroko dowodzę, że skoro wypiję truciznę, to wcale nie zostanę z wami, tylko sobie pójdę precz, w jakieś krainy szczęśliwych, on to widać bierze inaczej: myśli, że mówię to, aby pocieszyć i was, i siebie samego. Więc zaręczcie Kritonowi za mnie; wprost przeciwnie, jak on za mnie przed sędziami ręczył. Bo on, że ja stanowczo tu zostanę, a wy zaręczcie, że stanowczo tu nie zostanę, jak umrę, tylko sobie pójdę stąd, aby Kritonowi lżej było i żeby nie rozpaczał, że straszne męki cierpię, kiedy zobaczy, jak moje ciało palą albo zakopują, i żeby podczas pogrzebu nie 'mówił, że oto Sokratesa na katafalku kładzie albo wynosić każe, albo zakopywać. Wierz mi, Kritonie kochany, że nieładny zwrot to nie tylko błąd sam przez się, ale jeszcze jakimś złem dusze ludzkie zatruwa. Więc trzeba być dobrej myśli i mówić, że się moje ciało grzebie, a grzebać je tak, jak by ci to najwięcej odpowiadało i jak byś tylko uważał, że się godzi. Po tych słowach wstał i poszedł do izby jakiejś, aby się ukąpać. Kriton poszedł za nim, a nam kazał poczekać. Czekaliśmy więc, sami ze sobą rozmawiając o tym, co było powiedziane, i roztrząsając to na nowo; to znowu się o tym nieszczęściu mówiło, które nas spotkać miało; czuliśmy się po prostu tak, jakby nam ojca braknąć miało i jakbyśmy mieli sierotami zostać całe życie. Więc kiedy się wykąpał i przyniesiono do niego dzieci - bo miał dwóch synów maleńkich a jednego dużego - i jego kobiety z domu przyszły, rozmawiał z nimi w obecności Kritona i polecenia pewne im wydawał, a potem kobietom i dzieciom odejść kazał i sam przyszedł do nas. A było już niedaleko do zachodu słońca. Bo długi czas tam zabawił z nimi. Przyszedł i usiadł świeżo wykąpany i niewiele coś potem rozmawiał, a wszedł pachołek Kolegium Jedenastu i stanąwszy koło niego powiada: Sokratesie, z twojej strony z pewnością mnie to nie spotka, co zawsze mam z innymi, że się gniewają na mnie i przeklinają, kiedy im polecam wypić truciznę, skoro władze każą. Ja cię zresztą poznałem przez ten czas; wiem, żeś człowiek najszlachetniejszy i najłagodniejszy, i najlepszy ze wszystkich, jacy tu kiedykolwiek przyszli. Więc i teraz, wiem z pewnością, że się na mnie nie gniewasz, tylko na tamtych - bo ty wiesz, kto to winien - więc teraz - wiesz przecież, co ci przyszedłem powiedzieć ? Daj ci boże i staraj się, jak możesz, najłatwiej znieść to, co być musi. I w tej chwili mu się łzy puściły, obrócił się i odszedł. A Sokrates spojrzał na niego i: Daj boże wam - powiada - ja to już zrobię. A równocześnie do nas: Jaki to grzeczny człowiek - powiada - on tu cały czas do mnie .przychodził i rozmawiał nieraz i był najpoczciwszy w świecie. I teraz - jak on mnie szlachetnymi łzami żegna! No, więc Kritonie, posłuchajmy go i niech kto przyniesie truciznę, jeżeli zmielona. A jeżeli nie, niech ten człowiek zmiele. A Kriton: Ależ, Sokratesie - powiada - słońce, zdaje mi się, nad górami i nie zaszło jeszcze. A ja też wiem, że inni bardzo późno piją, kiedy rozkaz przyjdzie; i to naprzód jedzą dobrze i piją, a niejeden jeszcze obcuje z kim ma ochotę. Nie śpiesz się tak; jeszcze czas przecież. A Sokrates: Oczywiście - powiada - mój Kritonie, robią tak ci, o których mówisz; im się zdaje, że coś na tym zyskują; ja, oczywiście, tego nie zrobię. Bo nie uważam, żebym coś zyskał, jeżeli trochę później wypiję; nic, tylko śmiech przed sobą samym, gdybym się zębami trzymał życia i szczędził resztek, kiedy już i tak wszystko wyszło. No więc - powiada - posłuchaj i zrób tak, jak mówię.
Ułyszawszy to Kriton skinął na chłopaka, który stał niedaleko. I chłopak wyszedł, a zabawiwszy czas jakiś wrócił, prowadząc tego, który miał truciznę podać, a już ją niósł zamieszaną w kielichu. Sokrates, zobaczywszy tego człowieka: No tak - powiada - mój drogi; ty się na tym rozumiesz; co potrzeba robić? - Nic więcej - powiada - tylko wypić i chodzić potem trochę, aż ci członki ciężyć zaczną; potem się położyć, i tak ono samo już będzie działać. I równocześnie podał kielich Sokratesowi. A ten wziął go bardzo uprzejmie, mój Echekratesię; nie zadrgała mu ręka, nie zbrzydła mu cera ni twarz, ale jak on zwykle spod brwi ogromne oczy wrył w owego człowieka i: co myślisz, powiada, o tym napoju. Gdyby tak odlać kroplę na ofiarę komu? Wolno to, czy nie? My w sam raz tyle - powiada - mielemy, Sokratesie, ile uważamy, że trzeba wypić, ani mniej, ani więcej. -Rozumiem - powiada - ale modlić się do bogów chyba wolno i trzeba nawet, aby przeprowadzka stąd na tamten świat szczęśliwie wypadła. I ja też o to się modlę i oby się tak stało. To powiedziawszy, zaraz duszkiem i bez trudności najmniejszej i bez skrzywienia wypił. Z nas wielu aż do tej chwili umiało jako tako opanować łzy, ale kiedyśmy zobaczyli, jak pije i że już wypił, to już nie sposób, tylko mi się samemu długo tłumione łzy ciurkiem puściły tak, żem sobie twarz zasłonił i sam nad sobą płakał. Bo nie nad nim przecież, ale na swój własny los, żem takiego Człowieka tracił, przyjaciela. A Kriton jeszcze prędzej niż ja, kiedy już nie mógł opanować łez, wstał. Apollodoros już i przedtem cały czas płakał, a wtedy ryknął spazmem tak okropnym i taką skargą wybuchnął, ze dreszcz poszedł po wszystkich obecnych, oprócz samego Sokratesa. On tylko: Co wy robicie - powiada - Jacyście wy dziwni! Ja przecież właśnie dlatego kobiety do domu wyprawiłem, żeby takich rzeczy nie wyrabiały; słyszałem nawet, że umierać trzeba w pobożnej ciszy. Więc uspokójcie się i miejcie moc nad sobą.
My, usłyszawszy to, zawstydziliśmy się i zaczęli powstrzymywać łzy. On chodził po sali, a potem powiedział, że mu już członki ciężą i położył się na wznak. Bo tak przykazał dozorca.
Zaraz się go dotknął ten, co mu był podał truciznę, i co jakiś czas patrzał mu na stopy i golenie, a potem mocno go uszczypnął w stopę i zapytał, czyby co czuł. A on powiada, że nie. Potem znowu golenie. A idąc tak coraz wyżej, pokazywał nam, lis jak stygnie i sztywnieje. I znowu go dotknął i powiedział, że jak mu to dojdzie do serca, wtedy skończy.
Już mu było pół ciała zastygło, kiedy odsłonił głowę, bo ją był zakrył i powiada, a były to jego ostatnie słowa: Kritonie, myśmy winni koguta Asklepiosowi. Oddajcież go, a nie zapomnijcie! - Stanie się tak - powiedział Kriton. - Ale może coś innego masz jeszcze powiedzieć? Na to pytanie nic już nie odpowiedział, tylko po krótkiej chwili drgnął i dozorca odkrył mu twarz. Oczy już były poszły w słup. Zobaczywszy to Kriton zamknął mu usta i oczy. Tak nam, Echekratesie, skonał przyjaciel; człowiek, o którym możemy powiedzieć, że ze wszystkich, którychśmy wtedy znali, najlepszy był i w ogóle najmądrzejszy i najsprawiedliwszy
.

PLATON, PAŃSTWO

Mit jaskini

Księga VII, 514a-518d (tłum. W. Witwicki)

Potem powiedziałem: - Przedstaw sobie obrazowo, jako następujący stan rzeczy, naszą naturę ze względu na kulturę umysłową i jej brak. Zobacz! Oto ludzie są 'niby w podziemnym pomieszczeniu na kształt jaskini. Do groty prowadzi od góry wejście zwrócone ku światłu, szerokie na całą szerokość jaskini. W niej oni siedzą od dziecięcych lat w kajdanach; przykute mają nogi i szyje tak, że trwają na miejscu i patrzą tylko przed siebie; okowy nie pozwalają im obracać głów. Z góry i z daleka pada na nich światło ognia, który się pali za ich plecami, a pomiędzy ogniem i ludźmi przykutymi biegnie górą ścieżka, wzdłuż której widzisz murek zbudowany równolegle do niej, podobnie jak u kuglarzy przed publicznością stoi przepierzenie, nad którym oni pokazują swoje sztuczki.

-Widzę - powiada. 

- Więc zobacz, jak wzdłuż tego murku ludzie noszą różnorodne wytwory, które sterczą ponad murek; i posągi, i inne zwierzęta z kamienia i z drzewa, i wykonane rozmaicie i oczywiście jedni z tych, co je noszą, wydają głosy, a drudzy milczą. - Dziwny obraz opisujesz i kajdaniarzy osobliwych.

- Podobnych do nas - powiedziałem.   - Bo przede wszystkim czy myślisz, że tacy ludzie mogliby z siebie samych i z siebie nawzajem widzieć cokolwiek innego oprócz cieni, które ogień rzuca na przeciwległą ścianę jaskini?

- Jakimże sposobem? - powiada - gdyby całe życie nie mógł żaden głową poruszyć?

- A jeżeli idzie o te rzeczy obnoszone wzdłuż muru? Czy nie to samo?

- No, cóż.  

- Więc gdyby mogli rozmawiać jeden z drugim, to jak sądzisz, czy nie byliby przekonani, że nazwami określają to, co mają przed sobą, to, co widzą?   

- Koniecznie.

- No, cóż? A gdyby w tym więzieniu jeszcze i echo szło od im przeciwległej ściany, to, ile razy by się odezwał ktoś z przechodzących, wtedy, jak myślisz? Czy oni by sądzili, że to się odzywa ktoś inny, a nie ten cień, który się przesuwa? Na Zeusa, nie myślę inaczej - powiada. 

- Więc w ogóle - dodałem - ci ludzie tam nie co innego braliby za prawdę, jak tylko cienie pewnych wytworów. 

- Bezwarunkowo i nieuchronnie - powiada.

- A rozpatrz sobie - dodałem - ich wyzwolenie z kajdan i uleczenie z nieświadomości. Jak by to było, gdyby im naturalny bieg rzeczy coś takiego przyniósł; ile razy by ktoś został wyzwolony i musiałby zaraz wstać i obrócić szyję, i iść, i patrzeć w światło, cierpiałby robiąc to wszystko, a tak by mu w oczach migotało, że nie mógłby patrzeć na te rzeczy, których cienie poprzednio oglądał. Jak myślisz, co on by powiedział, gdyby mu ktoś mówił, że przedtem oglądał ni to, ni owo, a teraz coś bliższego bytu, że zwrócił się do czegoś, co bardziej istnieje niż tamto, więc teraz widzi słuszniej; i gdyby mu ktoś teraz pokazywał każdego z przechodzących i pytaniami go zmuszał, niech powie, co to jest. Czy nie myślisz, że ten by może był w kłopocie i myślałby, że to, co przedtem widział, prawdziwsze jest od tego, co mu teraz pokazują?

- Z pewnością - powiada.   - Nieprawdaż? A gdyby go ktoś zmuszał, żeby patrzał w samo światło, to bolałyby go oczy, odwracałby się i uciekał do tych rzeczy, na które potrafi patrzeć i byłby przekonany, że one są rzeczywiście jaśniejsze od tego, co mu teraz pokazują?

- Tak jest - powiada.

- A gdyby go ktoś - dodałem - gwałtem stamtąd pod górę wyciągał po kamieniach i stromiznach ku wyjściu i nie puściłby go prędzej, ażby go wywlókł na światło słońca, to czy on by nie cierpiał i nie skarżyłby się i nie gniewał, że go wloką, a gdyby na światło wyszedł, to miałby oczy pełne blasku i nie mógłby widzieć ani jednej z tych rzeczy, o których by mu teraz mówiono, że są prawdziwe?

- No nie - powiada - tak nagle przecież. 

- I myślę, że musiałby się przyzwyczajać, gdyby miał widzieć to, co na górze. Naprzód by mu najłatwiej było dojrzeć cienie, potem w wodach odbicia ludzi i innych przedmiotów, ciała niebieskie i niebo sarno po nocy łatwiej by mógł oglądać patrząc na światło gwiazd i księżyca, niż po dniu widzieć słońce i światło słoneczne

- Jakżeby nie?

- Dopiero na końcu, myślę, mógłby patrzeć w słońce; nie na jego odbicie w wodach i nie mieć go tam, gdzie ono nie jest u siebie, ale słońce samo w sobie i na swoim miejscu mógłby dojrzeć i mógłby oglądać, jakie ono jest.

- Koniecznie - powiada.

- Potem by sobie wymiarkował o nim, że od niego pochodzą pory roku li lata, i że ono rządzi wszystkim w świecie widzialnym, i że jest w pewnym sposobie przyczyną także i tego wszystkiego, co oni tam poprzednio widzieli.

- Jasna rzecz, że do tego by potem doszedł.

- Więc cóż? Gdyby sobie swoje pierwsze mieszkanie przypominał i tę mądrość tamtejszą, i tych, z którymi razem wtedy siedział, wspólnymi kajdanami skuty, to czy nie myślisz, że uważałby sobie za szczęście tę odmianę, którą przeszedł, a litowałby się nad tamtymi?

- I bardzo.

-A tam u nich przedtem może niejeden zbierał od towarzyszów pochwały i zaszczyty, i dary, jeżeli najbystrzej umiał dojrzeć to, co mijało przed oczami, i najlepiej pamiętał, co przedtem, co potem, a co równocześnie zwykło się było zjawiać i mijać, i najlepiej umiał na tej podstawie zgadywać, co będzie. Czy ty myślisz, że on by za tym tęsknił i zazdrościłby tym, których tamci obsypują zaszczytami i władzę im oddają? Czy też raczej czułby się tak, jak ten u Homera, i stanowczo by wolał "być na ziemi i służyć gdzieś u jakiegoś biedaka" i nie wiadomo jaką dolę znosić raczej, niż wrócić do poprzednich poglądów i do życia takiego jak tam?

- Ja tak myślę - powiada - że wolałby raczej wszystko inne znieść, niż wrócić do tamtego życia

-A jeszcze i nad tym się zastanów. Gdyby taki człowiek z powrotem na dół zeszedł i w tym samym szeregu usiadł, to czy nie miałby oczu napełnionych ciemnością, gdyby nagle wrócił ze słońca?

- I bardzo - powiada.

- A gdyby teraz znowu musiał wykładać tamte cienie na wyścigi z tymi, którzy bez przerwy siedzą w kajdanach, a tu jego oczy byłyby słabe, zanimby nie wróciły do siebie, bo przystosowanie ich wymaga nie bardzo małego czasu, to czy nie narażałby się na śmiech i czy nie mówiono by o nim, że chodzi na górę, a potem wraca z zepsutymi oczami, i że nie warto nawet chodzić tam pod górę. I gdyby ich ktoś próbował wyzwalać i podprowadzać wyżej, to gdyby tylko mogli chwycić coś w garść i zabić go, na pewno by go zabili. 

- Z pewnością - powiada.

- Otóż ten obraz - powiedziałem - kochany Glaukonie, trzeba w całości przyłożyć do tego, co się poprzednio mówiło. Więc to siedlisko, które się naszym oczom ukazuje, przyrównać do mieszkania w więzieniu, a światło ognia w nim do siły słońca. Wychodzenie pod górę i oglądanie tego, co jest tam wyżej, jeśli weźmiesz za wznoszenie się duszy do świata myśli, to nie zbłądzisz i trafisz w moją nadzieję, skoro pragniesz ją usłyszeć. Bóg tylko chyba wie, czy ona prawdziwa, czy nie. Więc jeżeli o to chodzi, co mnie się zdaje, to zdaje mi się tak, że na szczycie świata myśli świeci idea Dobra i bardzo trudno ją dojrzeć, ale kto ją dojrzy, ten wymiarkuje, że ona jest dla wszystkiego przyczyną wszystkiego, co słuszne i piękne, że w świecie widzialnym pochodzi od niej światło i jego pan, a w świecie myśli ona panuje i rodzi prawdę i rozum, i że musi ją dojrzeć ten, który ma postępować rozumnie w życiu prywatnym lub w publicznym.

- Mniemam i ja tak samo - powiedział - tak, jak tylko potrafię.
- Więc proszę cię - dodałem - podziel ze mną jeszcze i to mniemanie i nie dziw się, że ci, którzy tam zaszli, nie mają ochoty robić tego samego, co ludzie, tylko ich dusze chcą wciąż tam przebywać i tam dążą. To chyba też naturalne, jeżeli i to jest zgodne z omówionym obrazem.

- To z pewnością naturalne - powiada.

- No cóż? A czy to, myślisz, dziwne, jeżeli ktoś od tych boskich widoków do marności ludzkich powróci, że nie wygląda wtedy jak ludzie i mocno wydaje się śmieszny, bo jeszcze słabo widzi, zanim się nie przyzwyczai do tutejszych ciemności, kiedy będzie musiał w sądach czy gdzieś indziej walczyć o cienie sprawiedliwości albo o bałwany, które tylko cienie rzucają, i stawać do zawodów o te rzeczy tak, jak je biorą ludzie, którzy Sprawiedliwości samej nie widzieli nigdy?

- To nie jest zgoła dziwne - powiedział.

- Gdyby ktoś miał rozum - dodałem - to by pamiętał, że dwojakie bywają zaburzenia w oczach. Jedne u tych, którzy się ze światła do ciemności przenoszą, drugie u tych, co z ciemności w światło. Więc gdyby wiedział, że to samo dzieje się i z duszą, to kiedykolwiek by widział, że się któraś miesza i nie może niczego dojrzeć, nie śmiałby głupio, tylko by się zastanowił, czy ona wraca z życia w większej jasności i teraz ulega zaćmie, bo nie jest przyzwyczajona, czy też z większej ciemnoty weszła w większą jasność i zbytni blask ją olśnieniem, napełnia; wtedy by jej stan i jej życie uważał za szczęście a litowałby się nad tamtą. A gdyby się miał i z niej śmiać, to mniej śmieszny byłby jego śmiech nad nią niż pod adresem tamtej, która z góry, ze światła przychodzi. - Mówisz w sam raz - powiada.
- Więc powinniśmy - dodałem - tak myśleć i o tych rzeczach, jeżeli to wszystko prawda, i że z wykształceniem zgoła nie tak stoi sprawa, jak to mówią pewni ludzie, którzy się ogłaszają. Oni mówią, że chociaż ktoś wiedzy nie ma w duszy, oni ją tam włożyć potrafią, jak by wzrok wkładali w oczy ślepe.

- Tak mówią - powiada.

- A nasza myśl obecna - ciągnąłem - wskazuje zdolność tkwiącą w duszy każdego człowiek i to narzędzie, którym się każdy człowiek uczy. Tak samo, jak oko nie mogło się z ciemności obrócić ku światłu inaczej, jak tylko wraz z całym ciałem, tak samo całą duszą trzeba się odwrócić od świata zjawisk, które powstają i giną, aż dusza potrafi patrzeć na byt rzeczywisty i jego pierwiastek najjaśniejszy i potrafi to widzenie wytrzymać. Ten pierwiastek nazywamy Dobrem. Czy nie?

- Tak.

- Więc tego właśnie - dodałem - dotyczyłaby umiejętność pewna - nawracania się; w jaki sposób najłatwiej i najskuteczniej zawrócić w inną stronę, nie o to chodzi, żeby człowiekowi wszczepiać wzrok, on go ma, tylko się w złą stronę obrócił i nie patrzy tam, gdzie trzeba, o to chodzi, żeby to zrobić najlepiej.

- Zdaje się - powiedział

Arystoteles, Etyka Eudemejska

3. Doskonałość etyczna jako stan umiaru pomiędzy nadmiarem i brakiem

Skoro to rozstrzygnęliśmy27, musimy zwrócić uwagę, że w tym, co jest ciągłe i podzielne, spotykamy nadmiar i brak, i środek, i one znajdują się bądź we wzajemnym do siebie stosunku, bądź w stosunku do nas, np. w gim­nastyce, w medycynie, w sztuce budowania domów, w sztuce sterowania okrętem i w jakiejkolwiek innej dzia­łalności, i w naukowej, i w nienaukowej, technicznej i znajdującej się poza umiejętnościami. Ponieważ ruch jest czymś ciągłym, a działanie jest ruchem. W każdym przypadku natomiast środek, który się do nas odnosi, jest najlepszy, bo to jest tak, jak nakazuje wiedza i rozum. Tak się dzieje wszędzie i to właśnie wywołuje najlepszy stan. A to wynika z indukcji i z rozumu. Przeciwieństwa bowiem wzajemnie siebie niszczą, a skrajności są i sobie nawzajem, i środkowi przeciwne. Bo środek w stosunku do obydwu skrajności jest jednym i drugim: równość np. jest większa od tego, co mniejsze, a mniejsza od tego, co większe. W rezultacie doskonałość etyczna musi do­tyczyć pewnych pozycji środkowych i być niejako umia­rem. A więc trzeba rozważyć, jakiego rodzaju umiarem jest doskonałość i do jakiego rodzaju stanów pośrednich się odnosi. Zresztą zilustrujemy poszczególny przypadek przykładem i zbadajmy go przy pomocy wykazu:

Łagodność

Męstwo

Wstyd

Umiarkowanie

Oburzenie

sprawiedliwość

hojność

szczerość

przyjaźń

godność

odporność

wielkoduszność

szczodrość

rozsądek

nieczułość

tchórzostwo

skrajna nieśmiałość

niewrażliwość na

przyjemności

brak określenia

strata

sknerstwo

udawanie głupoty

wrogość

zarozumiałość

surowość

małoduszność

skąpstwo

głupkowatość

porywczość zuchwałość bezwstyd nieumiarkowanie

zawiść

zysk

rozrzutność

chełpliwość

pochlebstwo

służalczość

zbytek

zawiść

zysk

rozrzutność

chełpliwość

pochlebstwo

służalczość

zbytek

próżność

Takie i tego rodzaju uczucia odczuwają dusze i wszystkie uczucia otrzymują nazwę w zależności od tego, czy wyka­zują nadmiar, czy brak. Bo porywczy to taki człowiek, który gniewa się więcej niż należy i wpada w gniew o wiele szybciej i na więcej osób, niż powinien; a nieczuły to taki, który nie potrafi się gniewać, kiedy wymagają tego okoliczności, osoby i sposób. Zuchwały znów to taki, który nie boi się tego, czego powinien się obawiać i kie­dy powinien i w sposób, w jaki powinien; a tchórz boi się w niewłaściwych okolicznościach i w niewłaściwym czasie, i w niewłaściwy sposób. Również nieopanowany i pożądliwy, to taki, co przekracza miarę wszędzie tam, gdzie to jest możliwe, a niewrażliwy na przyjemności jest ten, kto grzeszy brakiem i nie pragnie ich we właści­wym stopniu i zgodnie z naturą, ale nieczuły jest jak kamień. Chciwy zysku zewsząd szuka korzyści, a obojętny na straty nie stara się albo o zysk znikąd, albo z nielicz­nych sposobności. Chełpliwy znów to ten, który udaje, że posiada więcej, niż rzeczywiście ma, a udający głu­potę, że mniej. A pochlebcą jest ten, kto więcej wychwa­la, niż przystoi, wrogi zaś to ten, kto mniej. I być przy­milnym oznacza służalczość, a dogadzać rzadko i nie­chętnie — zarozumiałość. Ponadto, kto nie zniesie żadnego bólu, nawet wtedy, kiedy to jest dla niego le­piej, ten jest zniewieściały; i odpowiednio, kto zniesie każdy ból, dla tego, prawdę powiedziawszy, nie ma okreś­lenia, ale przez porównanie nazywa się go surowym i wytrzymałym na trudy i cierpliwym. Próżnym nato­miast jest ten, kto sam siebie ceni zbyt wysoko, a mało­dusznym ten, kto za mało. Dalej: rozrzutny we wszyst­kich wydatkach przebiera miarę, a sknera przy każdym wydatku daje za mało. Podobnie jest i ze skąpcem i z py­szałkiem: ten ostatni bowiem przekracza miarę w tym, co stosowne, a tamten zaniedbuje to, co jest stosowne. Łajdak znów na każdy sposób i ze wszystkich stron ciągnie zysk, a człowiek głupkowaty nigdy stamtąd, skąd po­winien. Zazdrośnik martwi się, gdy częściej zdarzają się przypadki powodzenia niż to być powinno (bo zazdroś­nicy doznają przykrości, jeżeli dobrze wiedzie się lu­dziom, którzy na to zasługują). Przeciwny charakter 1221 b trudniej określić, ale to jest człowiek, który zupełnie nie odczuwa przykrości, nawet gdy innym niezasłużenie dobrze się powodzi, lecz jest obojętny, tak jak żarłokom nie robi różnicy, co jedzą, podczas gdy tamten jest nie­przyjazny przez zawiść. Zbyteczną jest rzeczą podkreś­lać, że stosunek do każdej rzeczy nie jest przypadkowy, bo żadna wiedza, ani. teoretyczna, ani wytwórcza nie wyraża dodatkowych określeń, ani nie podaje ich w prak­tyce, ale to zdarza się w dialektycznych sofizmatach. Pokrótce niech więc tak to będzie zdefiniowane, dokład­niej zaś, kiedy powiemy o stanach przeciwnych28. Różnie się określa postacie wyżej wymienionych uczuć w zależności od nadmiaru, bądź czasu, bądź intensyw­ności, bądź od stosunku wobec rzeczy, które wywołują uczucia. Dla przykładu: zapalczywym nazywamy takiego człowieka, który szybciej doznaje uczucia niż należy, a srogim i popędliwym tego, kto w większym stopniu niż przystoi, zawziętym zaś, ponieważ zachowuje swój gniew, a gwałtownym i obelżywym, skoro dokonuje aktów zemsty, powodowanych gniewem. Smakoszami i żarłokami, i pijakami znów tych, którzy wbrew rozumo­wi posiadają namiętność do korzystania z jednego, bądź też z drugiego sposobu spożywania. Nie wolno zresztą zapominać, że niektórych spośród wymienionych (namiętności) nie można jakościowo usta­lić, jeżeli przez „jakość" rozumie się fakt, że doznaje się „więcej".

EPIKUR
"LIST DO MENOIKEUSA"

DIOGENES LAERTIOS X, 122 - 135, tłum. I. Krońska

Epikur pozdrawia Menoikeusa,

" Niechaj młodzieniec nie zaniedbuje filozofii, a i starzec niech się nie czuje niezdolny do dalszego jej studiowania. Dla nikogo bowiem nie jest ani za wcześnie, ani za późno zacząć troszczyć się o zdrowie swej duszy. Kto zatem twierdzi, że pora do filozofowania jeszcze dla niego nie nadeszła, albo, że już minęła, podobny jest do tego, kto twierdzi, że pora do szczęścia jeszcze nie nadeszła albo, że już przeminęła. Powinni przeto filozofować, zarówno młodzi jak i starzy; ci - aby starzejąc się czuli się młodzi, przypominając sobie dobra jakimi obdarzył ich w przeszłości los, tamci znów - by pomimo swej młodości czuli się nieustraszeni wobec przyszłości, jak ludzie starsi. A zatem bezustannie należy zabiegać o to, co nam może przyspożyć szczęścia; kto bowiem posiadł szczęście, ma wszystko, co w ogóle mieć można, kogo zaś szczęście ominęło, ten robi wszystko, by je zdobyć. Staraj się postępować w myśl tego, co ci bezustannie doradzałem, i myśl ciągle o tym, pamiętając, że to są podstawowe zasady chwalebnego życia. Przede wszystkim uważaj bóstwo za istotę niezniszczalną i szczęśliwą zgodnie z powszechnym wyobrażeniem bóstwa i nie przypisuj mu cech, które by się sprzeciwiały jego nieśmiertelności albo były niezgodne z jego szczęściem. Dołóż starań, aby twoje pojęcie bóstwa obejmowało to wszystko, co świadczy o jego nieśmiertelności i szczęśliwości. Bogowie wszakże istnieją, i wiedza o tym jest oczywista ; nie istnieją jednak w ten sposób, jak to sobie tłum wyobraża ; wyobrażenia tłumu są zmienne. Bezbożny nie jest ten, kto odrzuca bogów czczonych przez tłum, lecz ten, kto podziela mniemania tłumu o bogach. Wszak sądy tłumu nie opierają się bynajmniej na wyobrażeniach pojęciowych, lecz na fałszywych domysłach. Stąd też wywodzi się przekonanie, że bogowie zsyłają na złych największe nieszczęścia, a dobrym świadczą największe dobrodziejstwa. Ludzie zapatrzeni bez reszty we własne zalety, uważają bogów za podobnych siebie, a to, co jest od nich różne - za obce. Staraj się oswoić z myślą, że śmierć jest dla nas niczym, albowiem wszelkie dobro i zło wiąże się z czuciem ; a śmierć jest niczym innym, jak właśnie całkowitym pozbawieniem czucia. Przeto owo niezbite przeświadczenie, że śmierć jest dla nas niczym, sprawia, że lepiej doceniamy śmiertelny żywot, a przy tym nie dodaje bezkresnego czasu, lecz wybija nam z głowy pragnienie nieśmiertelności.
W istocie bowiem nie ma nic strasznego w życiu dla tego, kto sobie dobrze uświadomił, że przestać żyć nie jest niczym strasznym. Głupcem jest atoli ten, kto mówi, że lękamy się śmierci nie dlatego, że sprawia nam ból, gdy nadejdzie, lecz że trapi nas jej oczekiwanie. Bo zaiste, jeśli jakaś rzecz nie mąci nam spokoju swoją obecnością, to niepokój wywołany jej oczekiwaniem jest zupełnie bezpodstawny. A zatem śmierć, najstraszniejsze z nieszczęść, wcale nas nie dotyczy, bo gdy my istniejemy, śmierć jest nieobecna, a gdy tylko śmierć się pojawi, wtedy nas już nie ma. Wobec tego śmierć nie ma żadnego związku ani z żywymi, ani z umarłymi; tamtych nie dotyczy, a ci już nie istnieją. Jednakże tłum raz stroni od śmierci jako od największego zła, to znów pragnie jej jako kresu nędzy życia. Atoli mędrzec, przeciwnie, ani się życia nie wyrzeka, ani się śmierci nie boi, albowiem życie nie jest mu ciężarem, a nieistnienie wcale nie uważa wcale za zło. Podobnie jak nie wybiera pożywienia obfitszego, lecz smaczniejsze, tak też nie chodzi mu o bynajmniej o trwanie najdłuższe, lecz najprzyjemniejsze. A ten, kto nawołuje, by młodzieniec żył pięknie, a starzec pięknie życie zakończył, jest naiwny nie tylko dlatego, że życie jest zawsze pożądane zarówno przez jednych, jak i drugich, lecz raczej dlatego, że troska o życie piękne nie różni się niczym od troski o jego piękny koniec. Znacznie gorszy jest jednak ten, kto powiedział, że lepiej jest się nie urodzić. 'Albo po urodzeniu jak najspieszniej przekroczyć
bramę Hadesu'. Jeśli bowiem poważnie to mówi, to dlaczego sam z życia nie odchodzi? A przyszłoby mu to łatwo, gdyby stanowczo powziął taki zamiar. Jeśli jednak chce zażartować, to zaiste żart jest nie na miejscu, gdyż z takich rzeczy się nie żartuje. Należy o tym pamiętać, że przyszłość ani nie jest całkowicie w naszej mocy, ani też nie jest bynajmniej zupełnie od nas niezależna; mając to na uwadze, ani nie będziemy oczekiwać jej niezawodnego ziszczenia, ani też nie stracimy nadziei co do możliwości jej ziszczenia się. Trzeba sobie również zdawać sprawę z tego, że wśród naszych pragnień jedne są naturalne, a inne urojone, a wśród naturalnych jedne są ponadto konieczne, a inne tylko naturalne. Wśród koniecznych można wyróżnić takie, które są konieczne do szczęścia, następnie pragnienia konieczne dla spokoju ciała i wreszcie konieczne dla samego życia. Jasna sprecyzowany pogląd na te sprawy pozwoli skierować wszelki wybór i wszelkie unikanie na korzyść zdrowia ciała i spokoju duszy, a to właśnie jest celem szczęśliwego życia. Wszak cała nasza działalność zdąża do tego, aby się uwolnić od cierpienia i niepokoju. A gdy raz zdołamy to wszystko osiągnąć, wnet zniknie niepokój duszy; istota żywa nie odczuwa już bowiem potrzeby zabiegania o cokolwiek, czego by jej brakowało, ani też nie będzie szukać czego innego do dopełnienia dobra duszy i ciała. To zaiste wtedy tylko odczuwamy potrzebę przyjemności, gdy z jej braku doznajemy bólu; gdy jednak ból nam nie dokucza, nie potrzebujemy wtedy żadnej przyjemności. Dlatego właśnie twierdzimy, że przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego. Ona to bowiem, według nas, stanowi pierwsze i przyrodzone dobro oraz punkt wyjścia wszelkiego wyboru i unikania; do niej w końcu powracamy, gdy odwołujemy się do czucia jako kryterium wszelkiego dobra. I właśnie dla tego, że jest ona dobrem pierwszym i przyrodzonym, nie uganiamy się bynajmniej za wszelką przyjemnością, lecz nieraz rezygnujemy z wielu ; postępujemy tak zwłaszcza wtedy, gdy spodziewamy się z ich powodu doznać więcej przykrości. A bywa i tak, że wiele przykrości stawiamy wyżej od przyjemności, co zachodzi wówczas, gdy po przeżyciu długotrwałych boleści spodziewamy się doznać większej przyjemności. Dlatego też wszelka przyjemność ze względu na swoją naturę jest dobra, ale nie każda jest godna wyboru ; i podobnie, wszelki ból jest złem, ale nie każdego bólu należy unikać. W każdym wypadku trzeba wszystko dokładnie zbadać pod kątem pożyteczności i szkodliwości, bo zdarza się czasem, że dobro bierzemy za zło i, na odwrót, zło za dobro. Umiarkowanie uważamy za największe dobro nie dlatego, żebyśmy w ogóle mieli poprzestawać na małym, ale dlatego, abyśmy się nauczyli obywać byle czym, gdy nas bieda nawiedzi, w przeświadczeniu, że najlepiej korzystają z obfitości dobra ci, którzy jej najmniej pożądają, i że to, co jest naturalne, jest też łatwe do zdobycia, a to, co urojone, z trudem trzeba zdobywać. Proste potrawy sprawiają nam tyleż przyjemności, co wystawne uczty, gdy tylko bolesne uczucie głodu zostanie usunięte. Jęczmienny chleb i woda sprawiają największą rozkosz, jeśli je spożył głodny. Z tego więc względu przyzwyczajenie do życia prostego i mało kosztownego zapewnia dobre zdrowie i uaktywnia wobec różnych potrzeb życiowych, a kiedy się po dłuższej przerwie zasiądzie przy suto zastawionym stole, wówczas się lepiej korzysta z tych przyjemności ; wreszcie czyni nas ono nieustraszonym wobec igraszek losu. Gdy przeto twierdzimy, że przyjemność jest naszym celem najwyższym, to bynajmniej nie mamy na myśli przyjemności płynącej z rozpusty ani przyjemności zmysłowych, jak twierdzą ci, którzy nie znają naszej nauki albo się z nią nie zgadzają, czy wreszcie źle ją interpretują. Przyjemność, którą mamy na myśli charakteryzuje nieobecność cierpień fizycznych i brak niepokojów duszy. Nie pijatyki i hulanki, nie obcowanie z pięknymi chłopcami i kobietami ; nie ryby i inne smakołyki, jakich dostarcza zbytkowny stół, czynią życie przyjemnym, ale trzeźwy rozum, dociekający przyczyn wszelkiego wyboru i unikania, odrzucający czcze domysły, owe źródło największych utrapień duszy. Z tego wszystkiego mądrość jest początkiem wszelkiego dobra i dobrem najwyższym, a wskutek tego jest cenniejsza nawet od filozofii, jako źródło wszystkich innych cnót. Ona nas uczy, że nie można żyć przyjemnie, jeśli się nie żyje mądrze, pięknie i sprawiedliwie, i na odwrót, że nie można żyć mądrze, pięknie i sprawiedliwie, jeśli się nie żyje przyjemnie. Wszak cnoty tworzą wraz z przyjemnym życiem naturalną jedność i życie przyjemne jest od nich nieodłączne. Kogóż mógłbyś wyżej cenić od mędrca, co zbożnie wielbi bogów, śmierci się w ogóle nie lęka, pojął cel ostateczny przyrody, zrozumiał, że najwyższe dobro można łatwo osiągnąć i bez trudu zdobyć, a największe zło albo trwa krótko, albo sprawia lekki tylko ból? Mędrca, co śmieje się z wszechmocnego przeznaczenia, które pewni filozofowie wprowadzają jako władze naczelną nad wszystkim, dowodząc, że jedne rzeczy powstały z konieczności, inne przez przypadek, a jeszcze inne dzięki nam samym; ponieważ konieczność wyklucza wszelką odpowiedzialność, a przypadek jest zmienny, nasza zaś wola nie zależy od żadnego autorytetu zewnętrznego, wobec tego postępkom jej towarzyszą zarówno pochwały, jak i nagany. Zaiste, lepiej by było uznać mitologiczne bajki o bogach, niż stać się niewolnikiem przeznaczenia przyrodników. Mitologia dopuszcza bowiem przynajmniej możliwość przebłagania bogów przez oddawanie im czci, przeznaczenie jest natomiast nieubłagane. Przypadku mędrzec nie uważa również za bóstwo, na wzór upodobań pospólstwo (bo w działaniu bóstwa nie ma miejsca na chaotyczny nieład), ani za zmienną przyczynę. Nie sądzi, by przypadek obdarzał ludzi dobrem lub złem, aby zapewnić im szczęśliwe życie; uważa tylko, że dostarcza im składników wielkich dóbr albo wielkiego zła. Wierzy, iż lepiej być nieszczęśliwym z rozumem niż szczęśliwym bez rozumu. Lepiej oczywiście, gdy rzetelny sąd nie będzie w działaniu oczekiwał pomocy ze strony przypadku. Przemyśl więc dokładne te sprawy a także zagadnienia pokrewne. Rozmyślaj dzień i noc, sam i z kimś, kto podobnie myśli, a nie zaznasz niepokoju ani we śnie, ani na jawie i będziesz żył wśród ludzi jak bóg. Albowiem człowiek żyjący w sferze dóbr niezniszczalnych jest zgoła niepodobny do żadnej śmiertelnej istoty".

EPIKTET, ENCHEIRIDION (Podręcznik)

tłum. Leon Joachimowicz

1. Z wszystkich rzeczy jedne są od nas zależne, drugie zaś niezależne. Zależne są od nas: sądy, popędy, pragnienia, odrazy i jednym słowem - to wszystko, co jest naszym dziełem. Niezależne natomiast są od nas: ciało, mienie, sława, godności i jednym słowem - to wszystko, co nie jest naszym dziełem. I dlatego te rzeczy, które od nas zależą, z natury są wolne i nie podlegają żadnym zakazom ani przeszkodom, te natomiast, które od nas nie zależą, nie przedstawiają żadnej wartości, spełniają służebną rolę i stanowią cudzą własność. Pamiętaj zatem, że jeśli rzeczy służebne z natury zaczynasz uważać za wolne, a cudze za własne, sam się zaprzęgniesz w niewolę, będziesz rozwodził skargi i żale, doznawał niepokoju, miotał złorzeczenia zarówno na bogów, jak i na ludzi. Jeżeli jednak to tylko, co twoje, uważać będziesz za swoją własność, i przeciwnie - to, co jest cudzą własnością - za przynależne, jak jest w rzeczywistości, do kogoś innego, wtedy nikt nigdy nie będzie na ciebie wywierał przymusu, nikt nie będzie sprawiał ci przeszkód, ani ty sam nie będziesz nikomu złorzeczył, nikogo oskarżał, niczego zgoła czynił wbrew swojej woli, nikt nie wyrządzi ci krzywdy, w nikim nie będziesz miał wroga, bo też i niczego nie doznasz, co by rzeczywiście szkodliwe było dla ciebie.

A zatem jeżeli dążysz do osiągnięcia tak wielkich dóbr, pamiętaj o tym, że nie jest ci wolno z miernym nakładem wysiłku brać się do tak wzniosłego dzieła, ale że musisz jednych rzeczy raz na zawsze się wyrzec, drugich - chwilowo poniechać. Jeżeli jednak zechcesz posiąść te wielkie dobra, a jednocześnie i godności piastować i opływać w bogactwa, bardzo możliwe, że nie zdobędziesz ni godności, ni bogactw, a to dla tej przyczyny, że dążysz do osiągnięcia dóbr wyższego rzędu, a już z całą pewnością nie dopniesz tego, przez co jedynie rodzi się wolność i szczęście.

Starajże się tedy każdemu gwałtownemu wyobrażeniu natychmiast przeciwdziałać, tak mówiąc: "Jesteś tylko wyobrażeniem, czczą marą rzeczy, którą przedstawiasz" . Następnie zbadaj owo wyobrażenie i oceń jego wartość wedle takich prawideł, jakie posiadasz, a przede wszystkim i nade wszystko wedle tego prawidła, czy przedstawia ono rzeczy od nas zależne, czy niezależne. I jeśli przedstawia rzecz jakąś, która nie jest od nas zależna, z miejsca wypowiadaj swe zdanie: "Nic a nic mnie to nie obchodzi!"

7. Podobnie jak w czasie podróży morskiej, kiedy okręt przybije do brzegu, możesz sobie wprawdzie na ląd wysiąść, by zaopatrzyć się w wodę, a po drodze, tak dla rozrywki, to i piękną muszelkę, i mątwę podnieść, wszelako musisz na pamięci mieć okręt, słuch bezustannie natężać, czy przypadkiem nie woła sternik, a kiedy zawoła - musisz to wszystko porzucić, iżby cię związanego nie wrzucono jak barana na okręt. Tak samo rzecz ma się i w życiu: Jeżeli zamiast pięknej muszli i mątwy obdarzyły cię nieba uroczą żoną i ślicznym dziecięciem, nic nie przeszkadza ci wprawdzie radować się nimi, wszelako kiedy zawoła sternik, biegnij czym prędzej na okręt, pozostawiając to wszystko i więcej nie troszcząc się o nie. A jeśliś jest nadto starcem, nie odchodź nigdy od okrętu zbyt daleko, żebyś mimo wołania sternika nie pozostał na lądzie.

8. Nie usiłuj naginać biegu wydarzeń do swojej woli, ale naginaj wolę do biegu wydarzeń, a życie upłynie ci w pomyślności.

14. Jeżeli pragniesz, by dziatki twoje i żona twoja, i przyjaciele twoi żyli i żyli bez końca, to jesteś szaleńcem. Albowiem życzysz sobie, by rzeczy niezależne od ciebie zależne się stały, a to co cudze, by stało się twoje własne.

Podobnie jeżeli pragniesz, by syn twój nie popełniał żadnych błędów, to jesteś głupcem. Żądasz bowiem, by uchybienia nie były uchybieniami, ale czymś innym. Jeśli natomiast nie chcesz w swoich dążeniach doznać zawodu, to rzecz ta leży w twej mocy. A przeto w tym się zaprawiaj, co leży w twej mocy. Panem nad każdym człowiekiem jest ten, kto ma władzę zarówno użyczyć, czego ktoś pragnie, jak i zabrać, czego nie pragnie. A przeto kto wolnym chce zostać, ten niechaj ani się nie rwie do rzeczy, ani też niechaj nie ucieka od rzeczy, które są zależne od kogoś innego. W przeciwnym razie - musi stać się niewolnikiem.

15. Pamiętaj, że w życiu winieneś się zachowywać jak na biesiadzie. Postawią przed tobą wokół krążącą misę - wyciągnij rękę i przyzwoicie weź swoją część. Idzie w ruch dalej - nie zatrzymuj! Nie doszła jeszcze do ciebie - nie wódź za nią z dala złaknionymi oczami, ale czekaj spokojnie, aż ta misa stanie przed tobą. Tak samo się zachowuj wobec dzieci, tak samo wobec żony, tak samo wobec godności, tak samo wobec bogactwa, a staniesz się kiedyś w przyszłości godnym wpółbiesiadnikiem bogów. A jeśli znowu nawet nie sięgniesz ręką po zastawione przed tobą potrawy, wtedy to już nie tylko będziesz współbiesiadnikiem, lecz nadto współrządcą bogów. Tak bowiem postępując Diogenes i Herakles i im podobni, słusznie zostali nazwani - jako że byli nimi w rzeczywistości - boskimi mężami.

16. Ilekroć widzisz, że ktoś we łzach i smutku tonie, ponieważ jego dziecko udało się w podróż albo że stracił swój dobytek, nie daj się owładnąć wyobrażeniu, jakoby te rzeczy zewnętrzne były źródłem jego nieszczęścia, ale natychmiast tę myśl przyzwij sobie na pomoc: "To przecież nie samo wydarzenie go gnębi (kogo innego przecież ono nie gnębi), ale mniemanie, jakie ten człowiek ma o nim". Wszelako ani się waż zwracać do niego ze słowami pociechy, a już tym bardziej - współczująco z nim razem jęczeć, co więcej, strzeż się, żebyś nawet w duchu nie jęczał.

17. Pamiętaj, że jesteś aktorem grającym rolę w widowisku scenicznym, a do tego w takim widowisku, jakie spodobało się dramaturgowi ułożyć: w krótkim - jeżeli krótkie, w długim - jeżeli długie. Jeżeli chciał, żebyś grał rolę żebraka, staraj się i tę rolę po mistrzowsku odegrać. I tak samo się staraj, kiedy ci powierzy rolę chromego, monarchy albo szarego obywatela. Twoją bowiem jedynie jest rzeczą powierzoną ci rolę odegrać pięknie, sam wybór natomiast roli jest sprawą kogo innego.

18. Kiedy kruk złowieszczo zakracze, niechaj nie ogarnia cię trwoga, ale natychmiast wytłumacz sobie to jego krakanie, tak mówiąc: "Ta wróżba złowieszcza nie mnie bynajmniej dotyczy, ale bądź mego ciała, bądź mego dobytku, bądź mego imienia, bądź moich dzieci, bądź mojej żony. Dla mnie przecież każda wróżba jest zapowiedzią szczęścia i pomyślności, o ile tylko chcę tego. Cokolwiek bowiem z tej wróżby się ziści, w mojej jest mocy odnieść z tego pożytek".

19. Możesz stać się niezwyciężonym, jeżeli nie będziesz stawał do żadnej walki, w której zwycięstwo przerasta twe siły. Widząc tedy kogoś, bądź to piastującego wysokie godności, bądź mającego wielkie znaczenie i wpływy, bądź z jakiegoś innego powodu szanowanego, strzeż się, żebyś go nigdy, sam olśniony wyobrażeniem, nie mienił szczęśliwym. Bo jeśli te tylko są dobra prawdziwe, które są od nas zależne, to nie ma miejsca ani na żadną zazdrość, ani na żadne współzawodnictwo. Ty zaś sam winieneś chcieć zostać nie wodzem naczelnym, nie senatorem, nie konsulem, lecz wolnym człowiekiem, a jedyną drogą wiodącą ku wolności jest pogarda dla rzeczy, które nie są od nas zależne.

20. Pamiętaj, że nie człowiek, który ciebie spotwarza albo uderza, wyrządza tobie zniewagę, ale twoje własne zapatrywanie, jakie ty masz o tych ludziach, jakoby wyrządzali tobie zniewagę. Ilekroć zatem ktoś wzburzy gniew w tobie, wiedz, że to twoje własne wyobrażenie gniew w tobie wzburzyło. Gdyby tak bowiem chociaż raz jeden udało ci się zostawić sobie chwilę czasu na spokojną rozwagę, wtedy łatwiej by tobie przyszło stać się panem samego siebie.

21. Śmierć i wygnanie, i wszelkie inne nieszczęścia, których już samo wyobrażenie grozą przejmuje, niech zawsze stoją ci przed oczyma, a już najbardziej z wszystkiego - godzina śmierci. W ten bowiem sposób ani nie będziesz nigdy snuł w myśli nikczemnych zamierzeń, ani też niczego nie będziesz zbyt gorąco pożądał.

24. Niech cię nie przygnębiają na duchu tego rodzaju myśli: "O, ja to już chyba do samej śmierci żyć będę w poniżeniu i nigdy nie zdobędę żadnego znaczenia!" - Jeśli bowiem poniżenie jest jakimś nieszczęściem, to nikt inny nie jest w stanie ściągnąć na ciebie tego nieszczęścia, tak samo jak hańby. Bo czy to jest rzeczą od ciebie zależną, byś został powołany na urząd lub zaproszony na ucztę ? - Żadną miarą. - A zatem jakież to w takim razie może być poniżenie, jeżeli nie dostąpisz podobnych zaszczytów? A jakże znowu możesz przez całe życie nie mieć żadnego znaczenia - ty, który w rzeczach zależnych wyłącznie od ciebie winieneś przełamać miernotę, co więcej - który masz pełną swobodę zasłużyć sobie w tej mierze na najwyższe uznanie? "Tak to tak, ale przyjaciele moi nie będą mieli z mej strony żadnej pomocy". - A co rozumiesz przez to, że nie będą mieli z twej strony żadnej pomocy? To może, że nie otrzymają oni od ciebie złamanego szeląga ? Że ich nie uczynisz obywatelami rzymskimi ? A kto ci to taki powiedział, że właśnie te sprawy są z rzędu tych rzeczy, które od nas zależą, a nie są dziełem kogoś innego? Któż bowiem dać może drugiemu, czego sam nie posiada? - "A zatem garnij mienie - powiedzą - żebyśmy również otrzymali coś z tego!" - Jeżeli mogę garnąć to mienie z jednoczesnym zachowaniem swej wiary, uczciwości i szlachetności usposobienia, to pokaż mi, proszę, drogę ku temu, a będę to mienie zdobywał. Jeżeli jednak żądacie ode mnie, żebym utracił własne swe dobra w tym celu, żebyście wy zyskali przez to dla siebie dobra, które właściwie nie są żadnymi dobrami, to zastanówcie się sami, jak bardzo niesprawiedliwi i nierozumni jesteście. A zresztą co wolicie: pieniądze, czy też wiernego i uczciwego przyjaciela? O, ku temu to mi wy dopomóżcie, żebym pozostał takim, a nie żądajcie ode mnie, bym czynił rzeczy, przez które właśnie tracę owe zalety.

"Tak to tak, ale ojczyzna - powiadasz - nie będzie miała z mej strony żadnej pomocy". - I znowu pytam: O jakiej ty właściwie mówisz pomocy? Nie będzie ona oczywiście zawdzięczać tobie krużganków ni łaźni, tak, ale jakież to ma znaczenie? Przecież nie zawdzięcza ona również obuwia kowalowi ani oręża szewcowi. Dość już jednakże jej na tym, jeżeli każdy należycie spełnia sobie właściwe zadania. A jeśli ponadto również innych wychowujesz dla niej na wiernych i uczciwych obywateli, to może nie przysparzasz jej przez to żadnych pożytków? - "Przysparzam." - A zatem i ty sam także nie możesz być dla niej bezpożyteczny. "Jakież więc stanowisko - pytasz - zdobędziesz w państwie?" - Ano takie, które mógł będziesz zajmować z jednoczesnym zachowaniem wierności i uczciwości. Jeżeli jednak, chcąc być pożytecznym dla państwa, odrzucisz od siebie owe zalety, jakiż pożytek mieć z ciebie będzie to państwo, kiedy staniesz się człowiekiem nikczemnym i wiarołomnym?

28. Gdyby tak ktoś twe ciało oddał pod władzę pierwszego lepszego napotkanego człowieka, jakże bardzo byś wrzał z wściekłości! No, ale kiedy ty sam własną swą duszę oddajesz pod władzę pierwszego lepszego, tak iż dusza ta wpada w niepokój i zamęt, kiedy on z ciebie szydzi, to czyż nie powinieneś się wstydzić z tego powodu?

30. Nasze stosunki z ludźmi są w zasadzie miarą naszych powinności. Dajmy na to, że jest ktoś ojcem. Stąd rodzi się przykazanie, aby tego ojca otaczać troskliwą opieką, żeby we wszystkim być mu uległym, żeby cierpliwie znosić, kiedy on łaje, kiedy on chłoszcze. - "Tak, tak, ależ to potwór, nie ojciec!" - A zatem czyż może z natury zostałeś przeznaczony do współżycia wyłącznie z dobrym ojczulkiem? Bynajmniej, ale do współżycia z ojcem w ogóle. "Tak, tak, ależ ten brat mój niesprawiedliwie obchodzi się ze mną!" - A przeto tym bardziej kształtuj swój własny stosunek do niego na zasadach sprawiedliwości i nie patrz na to, jak on postępuje, ale jak ty sam winieneś postępować, jeżeli wolna twa wola ma pozostawać w zgodzie z naturą. Tobie bowiem nikt nie wyrządzi krzywdy, jeżeli ty sam tego nie zechcesz, a wtedy i tylko wtedy doznasz na sobie krzywdy, kiedy ty sam sobie uroisz, że ktoś krzywdę tobie wyrządza. W taki oto więc sposób rozpoznasz swe obowiązki względem sąsiada, względem współobywatela, względem wodza, jeżeli przywykniesz do tego, żeby badać treść stosunków, określonych tymi nazwami.

37. Ilekroć podejmujesz się jakiejś roli, która przerasta twe siły, to nie tylko źle ją odegrasz, lecz nadto zaniechasz innej, którą z powodzeniem mógłbyś dobrze odegrać.

43. Rzecz każda ma dwa uchwyty - za jeden z nich da się udźwignąć, za drugi jednakże udźwignąć się nie da. I tak na przykład, kiedy brat twój wyrządzi ci krzywdę, nie staraj się tego udźwignąć za ten właśnie uchwyt, że wyrządził ci krzywdę (bo to jest uchwyt, za który nie da ci się krzywdy udźwignąć), ale już raczej za ten drugi, że mianowicie jest twoim bratem, żeś ty się z nim razem wychował, i w ten sposób uchwycisz krzywdę z tej strony, z której da się ona udźwignąć.

53. Przy wszelkich zrządzeniach losu na zawołanie mieć trzeba te oto myśli:

Prowadź mię tedy, Zeusie, i ty. Przeznaczenie,

Rad pójdę i bez zwłoki na wasze skinienie,

Jaką w życiu mi losy wyznaczyły, drogą:

Bunt - zbrodnią, iść - konieczność, skargi - nie pomogą.

Kto przed potęgą losu gnie czoło beztroskie,

Ten dla mnie mędrzec, poznał tajemnice boskie.

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Historia filozofii starożytnej, Milezyjczycy i Heraklit, Milezyjczycy i Heraklit
Filozofia Heraklita 9 04 2010
Heraklit z Efezu, Notatki, Filologia polska i specjalizacja nauczycielska, Filozofia
Heraklit, UG, Zarządzanie I sem, Filozofia
HERAKLIT Z EFEZU (1), Filozofia
Heraklit z Efezu, Pedagogika, Filozofia
filozofia, Relatywizm heraklitejski - nie można wejść do tej samej rzeki - chodzi o to że rzeka płyn
Portrety filozofów, Heraklit z Efezu, Heraklit z Efezu
Heraklit vs Permenides do druku, Filozofia
5 Heraklit z Efezu, Filozofia, R. Legutko - wykłady z filozofii starożytnej
Heraklit, agilka1, Filozofia
Makowski P , Ogień w filozofii Heraklita
filozofia Heraklit
prezentacja Filozofia7 Fil nowozyt a
KIERUNKI FILOZOFICZNE
4 G é wne kierunki pyta ä filozoficznych

więcej podobnych podstron