„ Czwarty Król”
na podstawie powieści
„ The story of the wise man” Henry'ego von Dyke
Muz. “Aleksander”- od ok. połowy wchodzi 1 motyw Tomek |
PROLOG
(zasłonięta kurtyna, z boku na scenę wchodzą król Artoban i jego sługa Orantes. Przed kurtyną na statywie ustawiona luneta, król niesie w dłoni pergamin. Na podłodze stos ksiąg, rozrzucone zwoje)
ARTOBAN: (zbliża się do lunety spoglądając przez nią mówi na wpół do siebie na wpół do sługi)
Gwiazda, najpiękniejsza z wszystkich,
jakie widziały me oczy,
Cudnie niebo rozjaśniła
Wokół srebrne smugi toczy. (do sługi)
Orantesie, miałem rację,
Bóg proroctwa dziś wypełnia.
Król się rodzi w ziemi judzkiej,
Niesie miłość i czas przemian. ( do wyciszenia
Listy otrzymałem właśnie, ew. urwania)
Od Melchiora, brata mego,
Jutro wyruszamy wcześnie,
Weź wielbłąda najlepszego.
ORANTES:
Wyruszamy? Dokąd? Po co?
Tyś jest królem, masz poddanych.
Tłuc się gdzieś po świecie, nocą,
Narażając się na rany?
Raz w spiekocie, a raz w chłodzie,
Utrząść się dzień w dzień na garbie,
O twej myślę niewygodzie,
Panie, nie daj zginąć marnie!
ARTOBAN: (stanowczo)
Zajmij wszystkim się do świtu,
Wszystko sprzedaj, spakuj w bagaż,
Nie utyskuj, nie rób zgrzytu,
Wolę gdy działasz, nie gadasz!
Panu świata pokłon złożyć,
W chwili gdy na świat przychodzi,
Dotąd mogłem tylko marzyć
Że dar złożę w dniu narodzin.
ORANTES:
Chyba nie myślisz mój panie
O twej perle najcenniejszej?
Szejk wór złota dawał za nią,
Nie ma na świecie piękniejszej.
ARTOBAN:
I dlatego ją to właśnie,
Ofiaruję Dzieciąteczku!
Lecz na drogi czas zawiśnie,
Na mej szyi, w tym woreczku. (wskazuje sakiewkę na szyi)
A pieniędzy po sprzedaży
Moich włości strzeż jak oka,
Wszystko może się wydarzyć…
ORANTES:
Dokąd wiedzie nasza droga?
ARTOBAN:
Melchior w liście miejsce wskazał,
Na spotkanie z Baltazarem
I Kacprowi wieść przekazał,
Byśmy wyruszyli razem.
Tydzień został do spotkania,
A przed nami drogi kawał,
Więc nie czas na narzekania,
Kiedy taki pracy nawał (wychodzi za kurtynę)
ORANTES: (zbiera i pakuje rozrzucone pergaminy)
No to pięknie, Orantesie,
Miast spokoju, w drogę ruszaj,
Znów gdzieś pana licho niesie
Nie usiedzi, choć człek dusza.
(zamyśla się, jakby coś wspominał i ciągnie dalej z wzruszeniem)
muz. Pasja 4 2 motyw |
Nie miał biedak szczęścia w życiu,
W ogniu żonę stracił, syna,
Potem w pracy się zatracił,
Leczył ludzi bez wytchnienia.
Mógłby rządzić, ojciec stary
Chętnie dałby mu koronę,
Ale on gwiazd woli czary,
I proroctwa z ksiąg natchnione! wyc. po jego słowach
ARTOBAN: (zza sceny)
Orantesie! Spakuj księgi!
ORANTES:
Tak, mój panie! Już to czynię,
Czy ktoś słuchał kiedy sługi,
Gdy ma niewolnika imię?
Muz. Piraci z Karaibów 1- cały 3 motyw |
ARTOBAN: ( głowę wystawia pomiędzy kurtyną)
Znów narzekasz? Więc ci powiem,
Że gdy odnajdziemy Dziecię,
I wrócimy z pełnym zdrowiem,
Dzień ten wolność ci przyniesie!
ORANTES:
Wolność, panie? Słyszę dobrze?
ARTOBAN:
Za wierną służbę nagroda!
Nie chcesz, z ojcem zostać możesz...
ORANTES:
Chodźmy, panie, czasu szkoda!
(ciągnie skrzynie za scenę) do końca
4 motyw Muz. Burza - do wyciszenia po pojawieniu się na scenie Sary |
AKT I
SCENA 1
(Odsłonięcie kurtyny)
(Burza na pustyni. Wędrowcy wychodzą na scenę. Słychać szum wiatru, odgłosy burzy. Światła przygaszone, bohaterowie idą z wyraźnym trudem, Orantes potyka się o leżącego na scenie człowieka, słychać stłumiony jęk)
ORANTES: (próbuje przekrzyczeć huk burzy)
Co do licha, ktoś tu leży!!!
ARTOBAN: (podchodzi, pochyla się przykłada ucho do piersi leżącego)
Oddech słyszę, jeszcze żyje!
Wodę daj i bandaż świeży,
Tu krew cieknie, więc przemyję.
ORANTES: (z przodu sceny, schyla się nad bagażem i wyrzuca niego powoli jakieś rzeczy i mruczy do
siebie)
Bandaż podaj, dobre sobie,
Sam dech ledwie złapać mogę.
Jakże znaleźć tu cokolwiek,
Kto nas w tę pakował drogę?
ARTOBAN:
Orantesie szybciej, proszę,
Bo w mych rękach się wykrwawi!
ORANTES: (ze złością)
Niosę, Panie właśnie niosę!
ARTOBAN:
Obmyj ranę!
ORANTES: (oburzony)
Nigdy, Panie!!!
Jestem sługą, niewolnikiem,
Tobie wierność przysięgałem
Nie włóczęgów leczyć dzikich,
Osłaniać ich swoim ciałem!
ARTOBAN: (z ironią)
Podaj wodę, sługo wierny!
ORANTES:
Wedle życzeń, lecz zważ Panie,
Że czas biegnie wciąż, bez przerwy,
Kawał drogi wciąż przed nami.
ARTOBAN: (robi opatrunek, owija głowę rannego)
Mam w potrzebie go zostawić?
Umrze tu, wiesz to sam przecież.
Czyż się oko twe nie łzawi,
Myślą, co mu los przyniesie?
(zza sceny słychać nawoływania)
SARA:
Ojcze, ojcze…
ORANTES:
Słyszysz Panie?
Rozpaczliwy głos wiatr niesie,
W burzy ktoś zginął tumanie,
Ojca woła jakieś dziecię.
(leżący podnosi głową i słabym głosem, półprzytomnie odpowiada na wołanie)
OJCIEC:
Sara! Sara! Powoli wyciszać
ARTOBAN: (podnosi się i nawołuje)
Saro, Saro!
(do Orantesa)
Biegnij tam, skąd głos dochodzi!
ORANTES:
Biegnę, panie pełną parą!
(biegnie w kierunku kulis i tam zderza się z wybiegającą zza sceny Sarą)
Ależ siły w tym narodzie! Zupełnie cicho
SARA:
Gdzie mój ojciec? Ktoś ty, panie?
ORANTES:
Orantesem mnie nazwali,
A twój ojciec ma posłanie,
Na mej derce, z metr, nie dalej.
SARA:
Ojcze, tato ukochany,
Zgubiłam cię w tym tumanie.
Co to? Ojcze, jesteś ranny?
(zwraca się do Artobana)
Co mu? Powiedz mi, o panie!
ARTOBAN:
Żyje, choć zraniony trochę!
Z każdą chwilą lepiej będzie.
Bóg ocalił jego głowę.
(Orantes zabiera się za przygotowanie posiłku „na proscenium”)
OJCIEC:
Jemu chwała zawsze, wszędzie!
I mą Sarę miał w opiece,
(zwraca się do córki)
Córko, nic ci się nie stało?
SARA:
Nic, mój ojcze, tylko serce
Wciąż o mego tatę drżało.
Komu zdrowie twe zawdzięczam?
Kim ty jesteś, dobry panie?
ARTOBAN:
Pół filozof i pół lekarz,
Badacz gwiazd i ksiąg pisania.
Jam Artoban, z Persji jadę,
Szukam króla nad królami.
Za drogowskaz mam tę gwiazdę,
Do Jeruzalem prowadzi!
OJCIEC:
A ja jestem kupcem w Kanie,
Kleofasem zwą mnie wszyscy,
Powrót z drogi miałem w planie,
Gdy mnie tu napadli zbójcy.
Co się stało, nie pamiętam:
Silny ból poczułem najpierw,
Potem ciemność jak zaklęta.
Pomyślałem, że to koniec.
ORANTES: (odwołuje Artobana na stronę)
Panie,
(Artoban kładzie rękę na ramieniu Kleofasa na znak przeprosin i podchodzi do Orantesa, który zwraca się do niego konspiracyjnym szeptem) nadszedł czas wieczerzy,
Już przygotowane wszystko,
Odpraw ich tak jak należy,
Trzeba ruszać po posiłku.
Czasu dość już nam uciekło,
Bracia tam nie będą czekać.
On pod dobrą jest opieką,
Nie możemy dłużej zwlekać.
ARTOBAN:
Do posiłku usiądziemy,
Wszyscy, a więc my i oni,
Chlebem dzielić się będziemy,
Przyjdzie czas mych braci gonić.
ORANTES:
Ależ panie, strawy, wody,
Na dni parę mam w zapasie,
Jeśli oddasz im połowę,
Reszta dla nas na nic zda się.
ARTOBAN:
Więc im wszystko ofiarujesz,
By dotarli w zdrowiu, cali.
I pieniędzmi obdarujesz,
Bo im zbójcy odebrali.
ORANTES: (na stronie)
Czy ktoś słyszał takie rzeczy?
„Oddaj wszystko!” -głoduj potem!
Dobroć? Temu nikt nie przeczy!
Lecz czyn taki jest głupotą!
SCENA 2
(Artoban wraca i zaprasza Kleofasa z córką na posiłek, pomaga się mu podnieść i prowadzi go do przygotowanego z przodu sceny przez Orantesa ogniska . Kurtyna zasuwa się.)
KLEOFAS: ( przed sceną)
Rzekłeś zacny Artobanie:
„Idę do Jerozolimy,
Witać króla nad królami”
Widok Ci Heroda pilny?
ARTOBAN:
Czyś nie słyszał dotąd nigdy
O tym, co się ma narodzić,
By pojednać z Bogiem ludzi,
Wszystkich z winy wyswobodzić?
KLEOFAS:
O Mesjaszu tu mówimy,
Którego Bóg ześle z nieba?
Czemu do Jerozolimy
Biegnie twa tułacza droga?
ARTOBAN:
A gdzież indziej król żydowski
Miałby się narodzić światu?
KLEOFAS:
Saro, dziecię, rozwiej troski,
I zaśpiewaj memu bratu.
Ja na lutni tobie zagram,
Lecz gdzież ona, czy zbójnicy…
SARA: (niesie instrument zza kurtyny)
Jest, bo piaskiem przysypana,
ocalała z nawałnicy.
(Kleofas bierze gitarę i zaczyna grać)
SARA: (śpiewa) - akompaniament gitarowy
Jeremiasz rzekł: „Przyjdą dni, gdy spełni się,
Zapowiedź, jaką Bóg obwieścił nam,
Że Dawidowi potomstwo da,
Którego sprawiedliwości nadejdzie czas ,
Gdy porodzi Ta, która ma porodzić.
Przyjdź Panie, czekamy Ciebie,
Bóg z nami, Tyś jest Emmanuel, (śpiewamy)
Przyjdź Panie, niech będzie radość,
Niech stanie się złoty sen.
O Betlejem, z judzkich miast najmniejsześ jest,
Lecz z ciebie wyjdzie ten, co Izrael,
Prowadzić będzie po wieczny czas.
I w imię Pańskie lud Boży będzie pasł,
A powstanie On, z Tej, co ma porodzić.
5 motyw „ Moricone II” - całe |
ARTOBAN:
Nigdy dotąd nie słyszałem
Czegoś tak cudnego, Saro!
Znak od Boga otrzymałem,
Czas mi ruszać za mą gwiazdą.
Kleofasie, Saro - dzięki!
Niech wam Bóg pobłogosławi
Cud przeżyłem z Bożej ręki,
Was na drodze mi postawił.
KLEOFAS:
Żegnaj zacny Artobanie,
Jam Ci winien życie swoje,
Bogu cię polecam za nie,
Boś ocalił nas oboje.
Nie mam nic, co mógłbym tobie
Z mej wdzięczności ofiarować,
Jedno ci na koniec powiem,
Za twe serce: „Boże prowadź!”.
ORANTES:
Żegnaj panie! Mała Saro,
Śpiew twój me poruszył serce,
Nie sprzeciwiaj się tym darom,
Które składam ci w podzięce.
Pan mój tę sakiewkę dla was
Oddać kazał mi przed chwilą,
Jam go głupcem w duszy nazwał,
Lecz me myśli serce mylą.
SARA:
Bóg wam zapłać i anioł jego
waszej drogi niechaj strzeże.
Przyjmie Pan z wdzięczność
Dane przez was z serca, szczerze. Aż do odsłonięcia kurtyny
(bohaterowie schodzą ze sceny w różnych kierunkach)
6 motyw - chwila |
SCENA 3
( Betlejem. Święta Rodzina w stajence; Maryja tuli, kołysze ramionach Dzieciątko, Józef czuwa nad nimi. Na scenie chór śpiewa wiązankę kolęd, a podczas każdej z nich zmieniają się na scenie poszczególne postacie; najpierw tylko stajenka z Maryją, Józefem i Dzieciątkiem, potem wlatują na scenę aniołki) gitara, skrzypce - Lulajże Jezuniu
7 motyw - całość do 8 |
CHÓR: Gdy śliczna Panna Syna kołysała,
Z wielkim weselem tak jemu śpiewała,
Li li li li laj, moje Dzieciąteczko
Li li li li laj, śliczne Paniąteczko.
Sypcie się z nieba śliczni aniołowie
Panu śpiewajcie niebiescy duchowie.
Li li li li laj mój Ty Królewicu,
Li li li li laj Niebieski Dziedzicu.
(podczas kolędy aniołki wyciągają zza sceny pasterzy wchodzą; składają dary pasterze, klękają)
8 motyw - po zwrotce od razu 9 motyw |
Przybieżeli do Betlejem pasterze,
Grając skocznie Dzieciąteczku na lirze.
Chwała na wysokości,
chwała na wysokości,
a pokój na ziemi.
Oddawali swe ukłony w pokorze
Tobie z serca ochotnego, o Boże!
Anioł Pański im zwiastował te dziwy,
Których oni nie słyszeli jak żywi.
I anieli gromadami pilnują,
Panna czysta wraz z Józefem piastują.
(na scenę wchodzą trzej królowie i składają swoje dary - wywołują zamieszanie, każdy chce przyjrzeć się im z bliska, dotknąć - aniołki tańczą na środku sceny w kółeczku, podchodzą do wielbłąda)
9 motyw do wyłączenia po II zwrotce i od razu 10 |
Mędrcy świata, Monarchowie,
gdzie spiesznie dążycie?
Powiedzcież nam trzej królowie,
chcecie widzieć Dziecię?
Ono w żłobie nie ma tronu,
Ni berła nie dzierży,
A proroctwo Jego zgonu
Już się w świecie szerzy.
Mędrcy świata, złość okrutna
Dziecię prześladuje,
Wieść okropna, wieść to smutna,
Herod spisek knuje.
Nic monarchów nie odstrasza,
do Betlejem spieszą.
Gwiazda Zbawcę im ogłasza,
Nadzieją się cieszą.
10 motyw - niepokój - do wyłączenia po spotkaniu z Józefem i Maryją |
(melodia kolędy przechodzi w niepokojący motyw muzyczny - najpierw pasterze rozglądają się z niepokojem, po czym opuszczają scenę, zabierając cały swój dobytek, potem aniołki rozglądają się, wystraszone okrążają Józefa szepcą mu coś do ucha potem uciekają ze sceny,- Józef podchodzi do Maryi, najpierw coś do niej mówi, ona kiwa głową na znak zgody, a potem w pośpiechu zbierają kilka rzeczy, i schodzą powoli ze sceny - mijają się z Artobanem i Orantesem, którzy w tym momencie wchodzą na scenę i rozmawiając nie zwracają uwagi na przechodzącą rodzinę) )
ARTOBAN:
Nie mogę w to uwierzyć wciąż,
Że beze mnie odjechali,
Przecież mnie zapewniał Melchior,
Że będą na mnie czekali.
ORANTES:
Można poczekać godzinę
Można i dwie jeśli trzeba,
Lecz ty dwa dni się spóźniłeś,
Nie mogli tak długo zwlekać.
ARTOBAN: (obaj rozglądają się wokół)
Spokojne miasteczko! Dziwne!
Cisza, ni ducha żywego.
Jednak w powietrzu czai się
Strach jakiś, coś złowrogiego.
(zasłonięcie kurtyny po słowach Orantesa)
ORANTES:
To zmierzch, panie, noc już blisko.
(słuchać płacz dziecka, na scenę wchodzi kobieta z dzieckiem na ręku, Orantes zwraca się do niej)
ORANTES:
Hej, niewiasto! Nie widziałaś
trzech mężczyzn jak ten ubranych? (wskazuje na Artobana)
KOBIETA: (z lękiem, niepewnie)
Ludzie gadali o darach,
które Dzieciątku dawali.
ARTOBAN: (z entuzjazmem)
Dzieciątku? Znasz imię jego?
KOBIETA: (przecząco kiwając głową)
Ci ludzie obcy tu byli.
Z plemienia Dawidowego
Ojciec, więc na spis przybyli.
ARTOBAN:
Co się z nimi teraz dzieje?
KOBIETA:
Odeszli nocą, po cichu.
Nikt tego dokładnie nie wie,
Lecz mówią, że do Egiptu.
ORANTES:
A trzej królowie, gdzież oni?
KOBIETA:
Gdy tylko Dziecię ujrzeli,
Wsiedli na swoje wielbłądy
I tyleśmy ich tu widzieli.
11 motyw |
ORANTES: (rozlegają się hałasy, płacz dzieci i krzyk kobiet - Orantes podchodzi do przodu rozgląda się i krzyczy)
W tym mieście coś strasznego
W krąg na ulicach się dzieje.
KOBIETA: (z rozpaczą)
Ratuj mnie Panie i dziecko,
Wojsko Heroda szaleje!
ARTOBAN:
Zajmij się nią, Orantesie.
(Orantes obejmuje kobietę i wyprowadza ją za kurtynę, a na scenę wpada żołnierz z podniesionym mieczem)
ŻOŁNIERZ:
Z rozkazu króla Heroda,
Oddaj mi panie niemowlę!
ARTOBAN: (podnosi do góry sakiewkę z monetami i pobrzękuje nimi)
Jeśli tak dziecię wygląda,
Zaraz ci go oddać mogę!
ŻOŁNIERZ: (chowa miecz, Artoban rzuca mu sakiewkę, ten sprawdza jej zawartość, pobrzękuje nią sobie koło ucha i mówi z satysfakcją)
Nie ma tu dziecka niestety,
Zmartwi się pan mój niemało.
ORANTES: (wychodzi zza kurtyny)
Nie ma tu nawet kobiety,
Do której by należało.
(żołnierz odchodzi przeliczając zawartość sakiewki)
ORANTES: (z pretensją w głosie)
Nie wierzę! Dałeś mu Panie
Ostatnie nasze pieniądze?
Cóż z nami teraz się stanie?
Jak wikt na powrót urządzę?
ARTOBAN:
12 motyw - do ponownego odsłonięcia kurtyny, aż do toastów „ niech żyje ...” |
Nie powrót moim zamiarem,
Śladem Dzieciątka ruszymy,
Egipt czy też Jeruzalem,
Znajdę Go - potem wrócimy.
(Orantes zaskoczony taką postawą nic już nie mówi, spuszcza głowę i idzie za Artobanem - schodzą za kurtynę)
AKT II
SCENA 1
(wioska trędowatych, na środku sceny ognisko, wokół kilka osób ubranych schludnie, choć prosto z czystymi opatrunkami na kończynach lub głowie, słychać radosną muzykę, gwar zabawy, okrzyki na cześć Artobana)
WSZYSCY:
Niech żyje brat nasz Artoban!
Niech Bóg nam go zdrowiem raczy!
OSOBA I:
Mów w naszym imieniu Miriam,
Twe słowo tak wiele znaczy.
MIRIAM:
Lat już trzydzieści i parę
Minęło od dnia szczęsnego,
Gdyś zjawił się Artobanie,
W środku ubóstwa naszego.
OSOBA II:
Nie zjawił się on przypadkiem,
Wspomnijcie bracia mą winę,
Ja go z ukrycia napadłem,
Okradłem, niemal zabiłem.
ARTOBAN:
Daj spokój już Beniaminie,
To sprawa nieważna, stara,
Czy głód, strach równa się winie?
Tyś brat mój - przestań się kajać.
OSOBA III:
Od pierwszych chwil w naszej wiosce
Byłeś pociechą, pomocą,
W twojej opiece i trosce
Życie i dziatek, i ojców.
MIRIAM:
Tyś nędzę naszą zobaczył,
Uczyłeś jak leczyć rany,
lecz zaraziłeś nas pracą,
owoców jej używamy.
Nie ma już głodu, ni strachu
Nadzieję w sercach posiałeś,
Z śmietnika ludzkiego rodu,
Spokoju raj zbudowałeś.
ARTOBAN:
Dość już tych hymnów i pochwał,
Zostałem, bom zgubił drogę,
Tak każdy by się zachował,
Dobrze, że trochę pomogłem.
MIRIAM:
Jak zwykle cichy i skromny,
Ech, Artobanie daj spokój.
Bóg ci zapłaci twe czyny
Tyś pozostał, a sługa twój?
Gdzież jest Orantes? Jak inni
Wzgardził i nami i tobą.
13 motyw |
ARTOBAN:
Niesłusznie Miram go winisz,
On tylko chciał zostać sobą.
Wolności pragnął nad wszystko,
Zdobył ją, więc jest szczęśliwy.
Często szczęście bywa blisko,
a my jak ten ślepiec prawdziwy. Ściszyć do 0
MIRIAM:
Wybacz bracie, nie myślałam,
Że wspomnieniem cię zasmucę,
Przed nami radości noc cała
Dziś troski musisz odrzucić.
(do pozostałych podnosząc czarę z napojem)
Niech żyje nam dziś Artoban,
Niech troski swe odrzuci,
WSZYSCY:
Niech żyje nam! Niech żyje nam!
Za zdrowie jego i życie!
14 motyw - gdy tancerki zejdą ze sceny, wyciszyć i przejść do 15 |
TANIEC
(rozbrzmiewa skoczna taneczna melodia, dziewczęta zaczynają tańczyć i powoli wciągają do tańca pozostałych)
15 motyw |
(w pewnym momencie muzyka milknie, na scenę wchodzi nagle kolumna niewolników prowadzona przez żołnierzy, jeden ze skazańców pada na kolana, wyciąga ręce w stronę Artobana i krzyczy)
ORANTES:
Panie, mój panie, ratuj mnie
To ja, twój sługa, Orantes,
Pamiętasz mnie Artobanie?
Pojmali mnie w Jeruzalem.
(żołnierze dopadają go z batami i biczują i krzyczą, zmuszając do powstania)
ARTOBAN:
Stójcie, cóż ten człek wam winny?
ŻOŁNIERZ:
On z Nazarejczykiem chodził,
Do buntu podburzał innych…
ORANTES:
On w Betlejem się narodził,
Trzydzieści trzy lata temu…
ŻOŁNIERZ: (wymierzając cios batem krzyczy w stronę Orantesa)
Milcz i do szeregu stawaj,
Z woli zginął Sanhedrynu,
A skazany przez Piłata.
ORANTES:
Całe życie Go szukałeś…
ARTOBAN:
Hej, żołnierzu wielki ciężar
W służbie pana twego dźwigasz,
Pewnie żołd twój tyle nie wart,
Ile armii dóbr przysparzasz.
ŻOŁNIERZ:
Nie narzekam… choć czasami,
Gdy pomyślę o mej żonie,
Która w Rzymie z dzieciakami,
Z trudem z końcem wiąże koniec …
ARTOBAN:
Mam lekarstwo na to pewne,
Mógłbyś żyć w dostatku z nimi,
Gdybyś dostał taką perłę,
ŻOŁNIERZ:
Cóż bym w zamian miał uczynić?
ARTOBAN: (wskazując na skazańców)
Puść ich wolno, a bogaty
Wrócisz do dzieci i żony.
Dożyjesz większej zapłaty?
ŻOŁNIERZ:
Nie wyglądasz jak szalony,
Musi być ci przyjacielem
Albo bratem ten skazaniec,
I zawdzięcza ci dziś wiele
Na galery go prowadzę.
ARTOBAN: (podaje mu perłę)
„Prowadziłem” raczej powiedz …
ŻOŁNIERZ: (zdejmuje więzy Orantesowi i pozostałym więźniom)
Dobrze zatem, żegnaj, panie
Stanąłem na nowej drodze,
ARTOBAN:
Niech Cię Bóg prowadzi na niej!
(żołnierz odchodzi, a Orantes i pozostali więźniowie klęczą w milczeniu - Artoban usiłuje podnieść Orantesa,a trędowaci rozwiązują pozostałych)
ORANTES:
Panie, zawdzięczam ci życie
Wielką cenę dałeś za nie,
Jestem twoim niewolnikiem,
Już cię nie opuszczę, panie.
ARTOBAN:
Wolni jesteście i każdy
Odejść może swą drogą,
Możecie też zostać z nami,
Wszyscy wam chętnie pomogą.
(trędowaci wchodzą i wyprowadzają za scenę skazańców, którzy powtarzają jeden przez drugiego „Dzięki panie”, „Niech ci Bóg błogosławi” - na scenie zostają tylko pan i sługa, światła przygasają)
ARTOBAN:
Wstań, mój bracie lub siądź blisko,
Po kolei opowiadaj,
Bo się w głowie miesza wszystko,
Nic się w całość nie układa.
ORANTES:
Artobanie, wybacz, proszę
mój egoizm i niewiarę,
nie wierzyłem w twoją misję,
póki Króla nie ujrzałem.
16 motyw- idzie ciągiem aż do boleści Matki |
On Mesjaszem był, o którym
mała Sara nam śpiewała,
Bóg go przysłał, by nas, ludzi
Adamowy grzech nie kalał.
ARTOBAN :
O kim mówisz, Orantesie?
Mów, bo nie wytrzyma serce!
ORANTES:
O Bożym Synu, Jezusie,
Który się rodził w stajence,
W Betlejem, mieście Dawida,
Lat temu ponad trzydzieści.
Potem się długo ukrywał
i rósł w matczynej miłości.
W Egipcie i w Nazarecie,
Do lat dojrzałych dorastał.
Potem poznano go w świecie,
Bo szedł od miasta do miasta
I mówił o Bogu wszystkim,
Nauczał i czynił cuda,
Tłumy ciągnęły wciąż za nim.
Każdy, kto słów Jego słuchał,
Miłość w swym życiu dostrzegał,
Która potęgą jest ducha,
Która nienawiść zwycięża.
W Jeruzalem go spotkałem,
Gdziem prosto z wioski tej poszedł,
Z tłumem „Hosanna” krzyczałem,
I płaszcz mój słałem przed osłem,
Na którym siedział stroskany,
Jakby tym krzykiem zmęczony.
Poszedłem w tej chwili za nim,
Gdym ujrzał wzrok zasmucony.
Wieczernik czekał na niego,
Gdzie zjadł kolację z uczniami,
A po niej modlił się długo
Między oliwek drzewkami.
Tu go znaleźli żołdacy,
i jak złoczyńcę pojmali,
wrzucili go do ciemnicy,
lecz wcześniej ubiczowali.
Straszną koronę z cierni
Wbili na biedną głowę
I przed Piłata powlekli
Krzycząc przekleństwa wciąż nowe.
Piłat wpierw skazać Go nie chciał,
Uwolnić zamierzał nawet,
Lecz tłum oszalały wciąż krzyczał
Ukrzyżuj! Na nas Jego Krew!
Gdy ręce umył namiestnik,
Tłum zawył zadowolony,
Krzyż wielki zaraz przynieśli,
Włożyli mu na ramiona.
Trzykroć pod jego ciężarem
z bólu osłabły upadał,
Na miejsce Golgotą zwane,
Ktoś brzemię unieść pomagał.
A tam ramiona przybili
Do drzewa, które sam przyniósł,
A potem Go zawiesili,
Gdzieś między niebem a ziemią.
Któż cierpienia zniósłby tyle,
Gdyby nie był Synem Boga?
W wieki się zmieniały chwile,
Kiedy On na krzyżu konał.
Potem grom niebo rozjaśnił.
A wysokości padły słowa:
„Boże, czemuś mnie opuścił?
Chwilę potem Jezus skonał.
Martwe ciało na ramiona,
Boleściwej Matce dano.
Nie płakała zrozpaczona
Lecz tuliła skroń kochaną. wyciszenie
Mnie pojmali, gdy wśród dymu
Na żołdactwo pomstowałem,
A kapłanów z Sanhedrynu
Mordercami nazywałem.
ARTOBAN:
Nic już nie mam, Orantesie,
Sił, pieniędzy, perły cennej.
Powiedz mi o życia sensie,
Gdy nadziei nie ma żadnej.
Całe życie Go szukałem,
Chciałem skarby podarować,
Lecz w tym miejscu pozostałem,
Kiedy mogłem go ratować.
Zmartwychwstanie - idzie równo z filmem |
(obaj zastygają w postawie modlitewnej chowając twarz w dłoniach, światła gasną, a chwili słychać melodię z motywem „Alleluja” - scenę powoli rozświetla punktowe światło, które dociera do obu klęczących, oświetlając ich sylwetki - klęczący podnoszą powoli głowy odsłaniając twarze)
ORANTES:
To Ty, Panie? A więc żyjesz!
ARTOBAN
A jam swe roztrwonił dary.
ORANTES:
Śmierć, nienawiść zwyciężyłeś,
ARTOBAN
A ja słaby jestem, stary!
podkład głosu |
JEZUS:
Artobanie, sługo wierny
Tyś mi dał największe dary.
Gdy byłem spragniony, głodny
Tyś mnie poił i nakarmił.
Rannego opatrywałeś,
Chorego wiodłeś do zdrowia,
Gdym był nagi, okrywałeś,
I tak ratowałeś co dnia.
ARTOBAN:
Kiedy Cię widziałem, Panie
W chorobie czy wielkim głodzie?
Czy nagiego ubierałem
Lub napoiłem w spiekocie.
Gdybym Panie tu nie siedział,
Mógłbym wyrwać z rąk oprawców,
Gdybym tylko wcześniej wiedział,
Żeś tak blisko mnie, mój Zbawco.
JEZUS:
Wszystko co czyniłeś dotąd
dla braci moich najmniejszych,
Mnieś uczynił to z ochotą,
a twój dar jest najcenniejszy.
ARTOBAN:
Chodźmy, Orantesie, spieszmy,
Pan nas znowu potrzebuje,
Gdy na świecie tyle biedy,
On nas każdym wyczekuje.
Piosenka finałowa z motywem Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych - mnieście uczynili” śpiewana przez wszystkich aktorów.
14