Czy pojda przywitac Boga, SCENARIUSZE PRZEDSZKOLNE, scenariusze, scenariusze


Scena 1 - Piekło (Diabły na kolanach tyłem do publiczności grają ludźmi, robią to, o czym potem będą meldować, śmieją się i piszczą głosem bulteliera, rotwailera, kundla) (Diabły skulone na jednej połowie sceny, Lucyfer chodzi po drugiej połowie. Lucyfer balansuje ciągle na ugiętych nogach, lekko podnosząc stopy)

L: (do publiczności) Cicho. (do diabłów) Cicho błazny. (bije pejczem po tyłkach, diabły się uciszają i piszczą jak psy) Nie ma się tu cieszyć z czego, (uderzenie pejczem) trza się brać do dzieła złego (uderzenie). Chwalić się tu przed swym szefem, jakoście ludzi zgorszyli. Po kolei zdać relację!

Ch: (na kolanach, szybkie tempo) Oczywiście. Wasza przeobrzydliwości. (uderzenie) Pełna złości i podłości. Dzięki mnie przeliczne rzesze, grzeszą ku twojej uciesze. Dzięki mnie przeliczne tłumy, biegną jakby na wyścigach.

L. Pięknie chciwcu, (uderzenie) sknerów sknero.

Ch: Ludzie podli i naiwni, widzą grosz - to są tak dziwni. Mówią: (z kpiną) `żeby żyć muszą mieć'. Ja podszepnę słowo: `bierz!' Chciwy leci tak, jak zwierz! Pożądliwość w sercu budzę: „Bierz na zapas. Niech się mnoży. Nich ci rosną kapitały. Idź po trupach do swej chwały. Zabierz cudze, kradnij, bij, handluj, zagraj, wdaj się w hazard”. Niech się wróci cielec złoty - wynik diabelskiej roboty.(uderzenie)

L: Och rozkoszne widowisko.(rozkłada ręce) Ten tłum skacze do pieniędzy, jak psów sfora starej jędzy.

Ch: Tłum obłędny się nie wstrzyma. Wnet nie będą Boga znać. Wszyscy padną u twych nóg.

L: Chytry lisie, oby tak się toczył bieg. Ciekaw jestem, co tam reszta.

P: Jam twój sługa od popędów, a więc słuchaj, jak wygląda głupich ludzi pożądliwość. Chcą dać rozkosz swemu ciału.

Ciało źródłem przyjemności, budzę więc pożądliwości. Głupi ludzie, tańczą młodzi, starzy - wszyscy. Świątek-piętek: disco huczy, znieśli post: monomania. Ludzie- mięso. Pragną szczęśnie i w rozkoszy swoje nędzne życie wieść. Nie są w stanie uczcić Boga. Słyszysz z ust Czystości Wroga. Wszyscy padną do twych nóg.

L: Z ciebie to jest gęba łgawa. Jednak wierzę. A ty, co?

A (stoi nieruchomo): Wstrętny, podły i przegrzeszny, jam twój sługa jest ucieszny. Tyś powiedział do Adama: (zmienia ton głosu) `Zjedz to jabłko, będziesz mądry - jak sam Bóg”. Piękne kłamstwo, (szeptem) do dziś w ludziach funkcjonuje. Genialnie skłamałeś: (skomlenie) `Jedz jabłuszko'.

Wiesz co? Było hasło: „Na większą chwałę Boga” (wystawia język). Teraz nowe na nich czeka: „Na większą chwałę człowieka” (śmieją się wszyscy)

L: Antypokornus. Obiecuję, jakom diabeł. Za ten wyczyn będzie awans!

A: Ja ci też coś obiecuję. Przebrzydły Lucyferasie. Nie będzie ludzi w świątyniach. Kto tam będzie chciał się modlić? Ja potrafię ich upodlić. Wiesz, co nawet wymyślili? „Umarł Bóg, my zaś nadludzie” (wyraźny śmiech).

L: Doskonały diabeł z ciebie. Durny, ale mimo wszystko…

Ch: Doskonały? (chciwiec odpycha antypokornegoz ironią)

A: Szefie gnuśny. Ja im zrobię(z kpiną) `raj'! na ziemi. Wzniecę bunt przeciwko Bogu. Podbuduję głupków męstwo, niech się porwą na zwycięstwo.

L: Dobrze mówisz - pyszny trutniu. Swym zastępcą (klepie antypokornego i szepcze) cię mianuję(antypokorny się bardzo cieszy). (złość-zawiść)Jak ja wspomnę, że mnie Stwórca z wysokiego strącił nieba rodzi się zemsty potrzeba (tupie ze złości). Będzie pełne piekło ludzi, i diabeł się nie znudzi (uderza pejczem).

P: Prawda. (piski)

Ch: Dobrze mówi. (piski)

L: Jak Lucyfer przyzwoity wrzeszczę na głos: (krzyczy) Jam jest wódz. Jam jest twórca nieprawości, przecież mogę wszystko rzec: żem jest Alfa i O-mega. Co ty na to?

A: (do Lufyfera) Szczera prawda, prawda szczera. (do ludzi) Człowiek w grzechu niech umiera.

(anielska muzyka, błyski jasnego światła)

(Diabły bardzo głośno piszczą, na czworakach, prawie leżą, wycofują się, rozglądają. Lucyfer na środku, diabły się chronią pod niego)

P: Lucyferze, co się dzieje(strach)? W twoich oczach błyszcz lęk. Błyszczy niebo, wicher wieje, w czym ukryty rzeczy sęk?

Ch: (spokojnie)Jam jest dobrym astronomem. (patrzy przez lunetę)/Układ gwiazd mi podpowiada,/ że wesele się szykuje,/ lecz(z obawą) nie dla nas.

P: Kto się żeni? (skomlenie)

Ch: Za wcześnie na zaślubiny./ (strach-przechodzący w krzyk) Widzę postać Dzieciny. /Straszna to dla nas nowina - diabła dramat się zaczyna./ Diabły. (krzyczą) Chyba oszalejem. /(skomlenie)Coś dziwnego jest w Betlejem. /Ta myśl rozpacz we mnie budzi. Gwiazdy mówią: Zbawca Ludzi!!! (pisk, Lucyfer wstaje na nogi i bije pejczem, diabły piszczą)

(Słychać anielskie Gloria)

L: (pewnie)Nie bać mi się diabły moje. /(z lękiem patrzy na gwiazdę)Wytężymy siły swoje./(myśli) Trzeba wybrać nam jednego, niech (z ironią) `powita' Zbawcę (z pogardą) tego. (uciekają na czworakach do tyłu)

(krzyki diabłów): On, ten, Popędliwie.

P: Ja nie pójdę, działam z piekła, na ziemi się nie pojawię, bo się powietrzem zadławię.

L: Pójdzie Chciwiec.

Ch: Dość roboty mam z pieniędzmi i robota mi się zbiera, bo muszę zgorszyć … maklera!

L: Trzeba wysłać super diabła (uderza pejczem) Może Antypokornego?

A: Panie, powiesz, żem jest lizus. /Tyś jedynym zawodnikiem. Zrobimy cię na człowieka i poślemy cię do ludzi.

(wszyscy): Tak, tak. Wredna prawda, dobrze mówi.(skomlenie)

L: Dobrze.(groźnie) Sam pójdę do Betlejemu, `ukłonić się' Zbawcy temu. Ludziom w głowach powywracam - wydrwię, wykpię, no i wracam. (do widowni) NiKT nie będzie witał Boogaaa. /NiKT nie powie taM Hosanna. (uderzenie i skomlenie) Kurtyna

Scena 2 - Niebo

(Aniołowie śpiewają i tańczą piosenkę Jesteś radością mojego życia, panuje wielka radość, pewność siebie. Gabriel wchodzi w połowie piosenki, śpiewa i tańczy z aniołami, staje pewnie przodem do publiczności)

G: Bracia moi ukochani, zapewne żeście słyszeli, jakie to poselstwo miałem.

M. (aniołowie podchodzą i otaczają Gabriela) Wiemy dobrze Archaniele, mówi się tu o tym wiele. Powiedz nam, jak tam było w Nazarecie?

G: Więc słuchajcie Boży słudzy. Tak mi zlecił Pan nad Pany, nasz Bóg jeden ukochany. Otóż zechciał nasz Jedyny (tajemnica) wyswobodzić ludzkie syny. (radość aniołów) Wielka miłość zapragnęła zbawić świat (zaduma, radość) zraniony grzechem. (Jesteś radością mojego życia)

R: (cały czas panuje radość) Zaraz po tym, jak niektórzy z nas bunt wzniecili. Nie chcieli służyć Bogu i Jego arcydziełu - człowiekowi. Szatan wszczepił w ludzkie ciało jad grzechowy. Zaraz po tym to się stało.(cały czas uśmiech)

M: Też pamiętam. Tam w ogrodzie, w ziemskim raju dał Jedyny nasz, Najwyższy ludziom co tylko pragnęli. Cóż za rozkosz tam przebywać, co za strata, cóż za szkoda.

R: Tak to było i się pewnie nie odwróci. (zaskoczenie) Lecz to się z miłością kłóci, aby nasz Najwyższy, w nędzy pozostawił ludzi. (uśmiechy, Jesteś radością mojego życia)

G: Tak więc wracam do tej sprawy. Zapragnęła Boża Miłość naprawić złe grzechu skutki. Więc słuchajcie: Zechciał Najwyższy Pan Bóg, abym udał się na ziemię i zwiastował radość ludziom.

M: Mówże prędko, bo słyszałem, że Maryję odwiedziłeś.

G: (Gdy Gabriel mówi, inni aniołowie wpatrują się w niego) Otóż tak: (ciekawość - odkrywanie) Przybyłem na tę ludzką ziemię. Złożyłem Maryi wizytę i mówię zaraz: „Nie bój się Maryjo. Przychodzę od Boga samego”.

M: Cóż się potem stało?

G: A więc mówię Maryi: „Bądźże pozdrowiona, pełna łaski, nie lękaj się, bowiem przecie przyniesiesz na świat Boże Dziecię”. Panna onieśmielona, nad powagą słów zamyślona spytała: Jak to, wszak męża nie znam?”

R: (anioły grają tu zainteresowane plotkarki) Piękne to posłannictwo. Mów dalej bom bardzo ciekawy.

G: Mówię do tej Najśliczniejszej: „Dla Boga wszystko możliwe. Toż Jego moc Cię osłoni, dasz na świat Jego Syna. Będzie on Królem ludzkości i grzesznym ludziom pomoże. Wielki to zamysł Boży, że Syna wam ofiaruje”. A na to panna mi rzecze: „Jam zawsze Bogu służyła, święta jest dla mnie Jego wola”. (uśmiech cały czas)

AS: Ja tylko słuchać tu mogę. Radość związała mi język. (Jesteś radością mojego życia) Cóż można dodać do tego? Bóg ludziom dał Syna Swego. Kiedyż się pocznie na ziemi?

G: Oto niebawem w Betlejem spełni się obietnica, którą to Maryi przekazałem.

R: O, jakżem radosny. (Jesteś radością mojego życia) Polećmy wszyscy(zrywają się wszyscy aniołowie) przywitać, zaśpiewać z radością. Niech niesie się Gloria w niebiosa.

(anielska muzyka - Gloria kolędowe)

G: Zapewne się tam zjawimy - staniemy przed Bożą Dzieciną,

(muzyka dla diabła, diabeł na drabinie za kulisami. Anioły go nie widzą)

G: lecz zjawił się problem nowy, co mówię z poważną miną.

(spoza sceny głos Lucyfera):

L: NiiiiKT nie będzie witał Booogaa. NiiiKT nie powie tam Hosanna.

(słychać radość diabłów)

M: Czyżby ten z piekła znów coś wymyślił?

G: Oj tak. Przeraził się gwiazd wymową. Sam chce się wybrać na ziemię i zniszczyć nam przywitanie. Musimy wybrać jednego, niechaj do walki z nim stanie.

M i R: (zrywają się wszyscy aniołowie, Anioł stróż podnosi rękę i opuszcza, ma proszący wyraz twatrzy)Ja, ja pójdę.

G. Pomału bracia kochani. Bo połamiecie skrzydła. (staje przodem do publiczności, anioły się uśmiechają) Rozstrzygnę ten spór (popisuje się) po swojemu. (żałuje i patrzy w górę) A raczej to po Bożemu. Wszakże Ten, który się zrodzi, będzie świat uczył pokory. Nowe postawi im wzory, wywyższy sierotę i wdowę i pochwali prostotę i cichość. Wyjdźmy tym myślom naprzeciw. Wybierzmy według tych myśli.

(chwila zastanowienia)

G: (do ludzi) Widziałem z jaką uwagą słuchał mych słów ten, co (spogląda na AS. a M i R wydają mruczenie niezadowolenia. G. obrzuca ich wzrokiem) Stróżem go nazywamy. W pokorze oraz cichości rozważał te wielkie dzieła. (pewnie do M i R) Poradzi sobie na pewno. Nie straszna dlań diabelska burza. (z groźbą) Wyślijmy Anioła Stróża.

M i R: Prawda, święte słowa. (uśmiechy)

G: Czy pójdziesz?

AS: (składa ręce) Zaszczyt to dla mnie Gabryjelu, że choć jest nast. tu tak wielu, to właśnie na mnie wskazałeś. Więc idę podszepnąć ludziom, by uważali na wroga: Niech idą przywitać Boga. (Gabriel przekazuje laske pasterską, śpiew jesteś radością mojego życia x2 aż do zejścia ze sceny)

Kurtyna

AKT I: U Baltazara

(Anioł i diabeł na drabinach za kulisami. Anioł rzuca kulkami z papieru w Lucyfera, po każdej jego kwestii. Później opryskiwaczem do wody leje lucyfera. Lucyfer się wzdraga przed woda święconą. Baltazar i mędrzec mają okulary. Mędrzec ma wskaźnik i uczy Baltazara. Mędrzec, stary profesor, drapie się wskaźnikiem po głowie, wydaje dżwiki oj,oj, oj, kaszle. Baltazar patrzy w lunetę)

M: (chodzi a anioł i diabeł wodzą za nimi głowami. M mówi skrzeczącym głosem) Dziwne rzeczy, rozmawiam z tobą od rana i nic z tego, czuję, że nie dopnę swego.

L: (rozciąga samogłoski) Doooopniieesz, dooopniieesz - kłasm go dalej.

M: Czy ty myślisz Baltazarze, że ta gwiazda to znak Boży? Bo się we mnie wciąż strach mnoży.

B: We mnie nadzieja się budzi, że jest to - znak Zbawcy ludzi.

(w czasie gdy AS i L rozmawiają M i B patrzą przez lunetę)

L: Co? (z ironią) Mądryś ty?

AS: Chcesz go kusić? Rób to dalej. Szkoda każdej twojej chwili. Jako anioł strzec go będę i do dobra go zaprzęgnę.

M: (uderze wskaźnikiem w stół) Co pomyślą mądrzy ludzie? Rzekną (cytuje): "Baltazar utracił głowę, Zbawcy szuka". Ja nie mogę. A w dodatku mnie wyśmieją, że mój uczeń szuka `prawdy'(załamany).

L: Piękne słowa. Ćmij go dalej.

AS: Diable, mówię ci - nie szalej.

L: Ja ci mówię, mnie się zdaje, nic nie będzie z tej wycieczki do szopeczki.

AS: Mnie się zdaje coś innego, lecz tobie licho do tego. Nie złamiesz jego zamiaru.

(Mędrzec odpycha Baltazara i zagląda w lunetę. Baltazar podchodzi do mapy. Po oglądnięciu nieba mędrzec podchodzi do Baltazara)

B: Nie wstydzę się szukać prawdy, nie wstydzę się...

L: Pomalutku przyjacielu! Mędrców - szukających prawdy - mieliśmy już wielu i co? Każdy suchy, przygarbiony, oczy na tych książkach stracił. A kto mu kiedy zapłacił?

B: Coś mi szepcze, bym tam nie szedł.

M: (z radością rozkłada ręce) Ukochany Baltazarze. (z obawą) Widzę, rozum ci odbiera. Kto ci szepce? Wszak tu pusto. Sami tu przecież jesteśmy. Po co tam, do Jeruzalem? Źle ci królu tutaj z nami?

B: (opiera się rękami o stół) Tak, tam pójdę, niech mi wreszcie wytłumaczą to proroctwo, które mówi: (czyta z księgi) "Wyjdzie Gwiazda Jakuba i z Izraela powstanie...". (do mędrca) Czemu milczysz? Takiś mądry, to mi tłumacz.

(stoją nad stołem podparci rękami i wymieniają argumenty)

M: Myślisz, że te słowa mają coś wspólnego z ową gwiazdą? Nie królu,/ bądź rozsądny. Chcesz się udać do kapłanów i w dodatku izraelskich?

L: Cudne słowa, mądra głowa! Cóż za mędrzec! (z podziwem) - Jak kolega dla mnie kłamie!

AS: Kłamie, kłamie - niesłychanie - ale kłamstwo diable drogi maciupeńkie miewa nogi! (AS bierze wodę i psika na diabła, tę wodę diabeł łapie w usta i pluje na Mędrca i Baltazara)

M: O dawno nie padało.

L: (mówi do Mędrca) Zbyt ukrywasz swoją mądrość, Wystąpże wśród mędrców w Atenach.

M: O, mam pomysł. Pójdź do Aten, nie do Jeruzalem.

AS: (Psika woda na diabła)(do mędrca) On gdzie indziej się wybiera. Daj mu spokój.

M: Co proszę? Niczym chyba ma zachęta, gdy decyzja już podjęta. Mów gdzie pójdziesz: Ateny czy Jeruzalem? Przecież Żydzi nie mądrzejsi ponad Greków. Szkoda twoich błędnych kroków.

B: (odrywa się od księgi, staje przodem do ludzi, mędrzec koło niego) Idę do Jeruzalem. Przecież Żydzi przechowali najcenniejsze z ludzkich myśli: Wiarę w Boga i nadzieję, że się ma pojawić Zbawca. A co Grecy ? Tylu bogów, że nie zliczysz. Żydzi święte księgi mają. Oni proroków słuchają.

M: Proroków? (pokazuje na ludzi) Pośród ludzi szukaj wiedzy. (pokazuje w niebo) Sam bądź gwiazdą. Ty jak gwiazda ludziom świeć i (do B) w swój rozum tylko wierz.

B: (w twarz mędrcowi) Tyś był mym nauczycielem, ale prawdy mi nie dałeś, Sam się nad nią pochylałeś i nic z tego. Wieczną prawdą jest sam Bóg

M: Co ty powiesz Baltazarze?

B: Mędrcze wielki. Tyżeś uległ ojcu kłamstwa, to ci uczeń twój wypowie. Zwiódł cię szatan.

M: (klęka - prosi) Jako syna cię kształciłem Bałtazarze. Posłuchajże moich słów. (ręką zasłania Biblię) Nie myśl o tej wiecznej prawdzie, zapomnij o Jeruzalem - Chcę ci dobrą wskazać drogę. Więcej uczynić nie mogę. Więc wybieraj. Idziesz, czy zostajesz przy mnie?

P: (kłania się) Król Melchior i Król Kacper przybyli (kłania się).

(Muzyka dla Królów)

(wchodzą Kasper i Melchior i stoją pod sceną, bokiem do ludzi)

Mel: Bądź pozdrowion Bałtazarze i ty mędrcze. Pokój z wami.

K: Pokój z wami. Co się stało, wszak dziwaczne macie miny? (mędrzec kręci głową)

B: (podchodzi, rozkłada ręce) Zawsze mili goście dla mnie, zwłaszcza teraz.

Mel: Co się stało? O co chodzi bracia mili? Czyżbyście się pokłócili?

B: Drobna sprzeczka. Nic wielkiego.

K: Innym razem posłuchamy, bowiem dzisiaj pozdrawiamy i idziemy w dalszą drogę Baltazarze.

B: Dokądże to ukochani współziomkowie? Wszak ja królem, wy królowie.

K: Do Jeruzalem kochany. Widzisz znak ten niesłychany?

B: (między młotem a kowadłem) Nie... nie wierzę. Własnym uszom nie dam wiary. Jak wspaniale bracia moi. (podchodzi do M) Właśnie tu jest źródło sprzeczki. Mędrzec bowiem mi odradzał, jam uparty... (staje na środku sceny i chwyta się za głowę) Sam już nie wiem (rozkłada ręce).

Mel: To chodź z nami. Spostrzegliśmy dziwną gwiazdę, to idziemy. W świętych księgach izraelskich jest proroctwo o tym znaku. Więc idziemy z wiedzy braku.

B: (chwyta K i Mel za ramiona i obraca ich w stronę ludzi) Niech was niebo błogosławi, żeście przyszli do mnie dzisiaj. Ruszam z wami. (idzie z nimi)

M: (do widowni) Ludzie święci, co jest grane? To już cuda niesłychane. Ludźmi manewruje gwiazda. To już koniec świata.(biegnie za królami) (kurtyna)

AKT II: Na hali

(górale siedzą przy ognisku, jedzą i śpiewają: Hej bystra woda, po zakończeniu śpiewu w tle odgłosy wsi, owiec)

S: (jest mu zimno, dmucha w ręce, do ludzi) Witajcie dobrzy ludzie. (do pasterzy) Góry, pagórki. Pod górę, z górki. Ludzie łaskawi, Bóg błogosławi, tym, co gościnni i w dom przyjmują.

B: (wychodzi do Stacha, zaprasza, podaje miskę strawy) Jeśli to prawda, to wejdź w gościnę, bom tu najstarszy, więc przyjmę ciebie.

S: (je i mówi, stoi) Dzięki ci szczerze. Stach się nazywam.

B: (podaje Stachowi rękę i potem każdy mu podaje) Mów do mnie Bartosz. Harnaś szalony. Tam me kompany: Wojtek, Kuba i Maciek. Czuj się jak w domu.

S: Jestem wygnańcem. Już miałem siedzieć w zamku na tronie, lecz mnie dopadli, wytłukli skronie, forsę zgarnęli, zamek zabrali, z kraju wygnali.

K: Siadaj. My nie zdrajcy.

W: Chcesz nas zwerbować, by tron odzyskać? He?

S: (ściąga buty, suszy skarpetki) Ooo, Gdybym takich skupił przy sobie, to kto wie, kto wie? Wezmę na żołdzik walecznych paru, a po robocie sypnę talarów.

(anioł i diabeł za kulisami od góry na drabinach)

L: (wolno mówi, rozciąga sylaby) Mój ci człowiek złoty - cygańże dalej pasterskie hołoty.

AS: (jak przekupki) Tyś go tu przysłał. Smołotopie.

L: Ja aniołeczku, biała papugo. Ja,/ diabełek, ha, ha, ha.

M: Mówisz talary? Ja to się nawet rzucę na szuwary - byle mieć talary, ha, ha. (wszyscy się śmieją z dowcipu)

B: Cicho pasterze. My prości ludzie. To z zamku człowiek (w domyśle zły).

S: Bardzo ja cenię waszą prostotę.

L: I przegłupotę, hi, hi (chichot diabelski)

S: Może bym kupił od was owieczki? (przekonująco) Wypłacę w złocie.

B: Bądź naszym gościem, / a o sprzedaży to jeszcze nie wiem.

K: Dobrze by było - owce, barana, psa oraz kota wymienić szybko na sztabkę złota. (wszyscy potakują głowami)

S: Widzę, żeście równe chłopy, nie boicie się roboty i lubicie żyć wesoło. Więc zabawę proponuję. W górach chłop się nie marnuje.

B: Hej pasterze - wola pana - tańczyć możem aż do rana. (pasterze tańczą i śpiewają sobie pod nosem hej bystra woda, Anioł i diabeł dialogują w rytm piosenki)

L: Co za rozkosz nie chcą nawet o tym mówić. Jakieś dziecko u kołyski zaćmi im butelka Whisky. Jakem diabeł tak się stanie.

AS: Nędzny diable. Nie trudźże się i tak pójdą ujrzeć Dziecię.

(pasterze zasypiają, dwóch opiera się plecami, Stach śpi sam, Wojtek opiera głowę na podkurczonych kolanach Bartosza. Anioł i diabeł schodzą na scenę, najpierw diabeł jakby czaruje pasterzy, głos żmii: śśśśśśśśś)

L: Śpijcie, śpijcie, byście czasem nie dojrzeli, jak się wstrętna gwiazda bieli, byście czasem nie odczuli, że się Dziecko w Matkę tuli - w nędznej szopie.

AS: (pojawia się i bardzo głośno) Daj im spokój, ja ich zbudzę.

L: (L boi się A., ale kłócą się jak przekupki) Tylko spróbuj.

AS: (kłótnia) Tak, zobaczysz, co się stanie.

L: O pasterze, o pasterze. (do ludzi) Białolicy mi nie wierzy. Nie chcecie witać Paniątka, ale targu o bydlątka wam potrzeba. Głupi człowiek w swej chciwości toby nawet ojca sprzedał. (do ludzi bluźnierstwo) A za złoto... to i Boga, he, he, he.

AS: (spokój i siła) Lucyferze (L pada i wstaje) Lucyferze (L pada i wstaje).

L: (z drwiną) Co ma znaczyć głos mi znany, ale mocny niesłychany? Białolicy, skąd ta siła?

AS: Tu zabawa się skończyła. Zapomniałeś, żeś ty zdrajca? Żeś się w niebie sprzeniewierzył. Tam żeś przegrał, tu nie wygrasz.

L: (boli go głowa) Jasnolicy - do kaplicy! Tam się wydzieraj! I mi przestań przypominać moją klęskę. Tfu. Nie pozwolę, żeby oni hołd złożyli Jezusowi.

AS: Ponad tobą jest Pan w niebie, który wsławi swego Syna. Już radosna jest nowina między ludźmi. (gest wyrzuceniai rzucenia wichru) Wynoś się stąd. Nie pozwolę, by ten kłamca, co tu przyszedł, (wyraźnie) zwiódł pasterzy.

L: (wpada w wicher, który rzucił A) O ty lisie Jeszcze wrócę. A ten oszust Stachem zwany ma cyrograf podpisany. (L wychodzi. A robi gest budzenia i wszyscy się budzą)

W: (wstaje) Co za śliczna noc przemiła. Jakby mnie mama tuliła. Oj szczęśliwy ja ci pasterz. A do tego ten tu facio złotem płacić jest gotowy. (uderza się w głowę) Ale co jest - głowo ciasna. Niby w nocy, ale jasno? Chłopy, kumple, otwierać zaspane gały, żeby niebo oglądały. Co za gwiazda. (chwilę się dziwi) Wstawać ludzie. / Hej hołota, / wszakże to zapowiedź złota. (wszyscy wstają na równe nogi)

Wszyscy: Złoto, złoto, złoto.

M: Ja to się nawet rzucę w szuwary byle mieć talary.

AS: (podchodzi do W. i mówi od tyłu do ucha) Mówisz: złoto? To coś więcej. To wasz Zbawca zszedł na ziemię, a w twej głowie jakieś złoto?

W: Zbawca? (anioł wychodzi)

M: Z kim ty gadasz?

W: Nie., nie... tak do siebie... Patrz, co dzieje się na niebie.

(Wszyscy ustawiają się w szereg i patrzą na gwiazdę, S z boku)

B: O, u licha. Co za światło. Wojtek, co jest?

S: (kusząco) Dla was świeci złoto moje.

K: Głupiś, przecie my go jeszcze nie odzyskali.

B: Słychać tu jakieś śpiewanie i przepiękne jakby granie.

S: He. Zabawa dobra była, to muzyka się ukryła no i dalej echo niesie.

W: Coś ty, głuchy? To się wcale nie dziwię, że ci ten zamek zabrali, z kraju wyrzucili, no i dokopali.

M: Co za łuna. Niebo błyska i razi moje ślepiska.

W: Moje też już załzawione. Och, ta przeklęta alergia. Iluż ludzi cierpi na to.

K: Ludzie święci, trza się chować, bo się można rozchorować. Barosz, Bartosz co tu robić?

B: Ledwo patrzę na to okiem. Nie wiem, nie jestem prorokiem.

S: Kuba, może tam jest jakiś pożar? Jak mnie z zamku wygnali, to widziałem, jak się pali...

(przychodzi anioł)

W: Kto tam łazi taki biały? Harnaś, poznajesz, kto to taki?
B: Coś ty, Wojtek, nie znam gościa.

AS: (na przodzie sceny, przodem do ludzi) Kimże jestem wiedzieć chcecie? Wkrótce tego się dowiecie, ale dobre wieści sieję. Chcecie wiedzieć co się dzieje?

M: Mówże prędko, bo oślepnę. Co jest grane? Czy to jest zapowiedź złota? Nie rozumiem, bom idiota!

(przychodzi L i staje na przodzie po drugiej stronie sceny)

AS: Wesołą nowinę dzisiaj wam przynoszę. Lecz mam prośbę małą: Do Betlejem proszę. Panna porodziła. Dziecię - Król leży w żłobie, lecz nie ma żadnej korony na głowie.

S: Co za prośba! Do Betlejem? Gościu, my tutaj szalejem. Pasterze mi obiecali - za to niech ich każdy chwali - bo jest szansa zdobyć złoto. Ty im mówisz: Dziecię. Kto to? Ja im ofiaruję złoto.

K: Co się dzieje na tym niebie. Mówże, co za dziwne znaki.

L: Mówię wam, pożar chłopaki. Wy o złocie myślcie lepiej.

AS: Ja wam pragnę wytłumaczyć, co te znaki mogą znaczyć: To jest świętej gwiazdy światło.

L: Nie, tam ogień farmę strawił.

AS: Na ziemi się Zbawca zjawił. Wszakże był zapowiedziany.

L: Wam jest talar obiecany. Wy się lepiej spać połóżcie. Temu białemu nie służcie.

AS: Więc powiadam Bartoszu, Wojtku, Maćku i Ty Kubo. Dziś w Betlejem Pan zszedł z nieba, a Stach kłamie was o złocie - diabła sługa.

L: Po mnie spływa potu struga, jak ten biały moich ludzi wciąż obraża. To śniegowy biały bałwan. Cóż on sobie wyobraża?

B: Rzeczywiście w Biblii też czytałem, że się miał Bóg zrodzić, objawić swą chwałę. Gdzie to Dziecko leży?

AS: W betlejemskiej szopie.

K: Bartosz. Tyś zapominał o tym Stacha złocie?

B: Cicho chciwcu, ja tu rządzę. Przypatrz ty się tu na Stacha (B rzuca S na ziemię). Wiesz co Kuba, ja ci mówię, że on tego zamku nie miał. (podnosi S i stawia w środku między pasterzami) Nie miał złota, nie miał tronu, przyszedł tutaj po kryjomu, bo był głodny. Oszust jeden.

K: Dyć to prawda...

M: Słuszne słowa. A więc chodźmy do Betlejem. Co do złota: tak się dzieje, że gdzie ono - krew się leje.

W: Więc chodźmy przywitać Dziecię. Nie chcę złota.

L: (A i L z przodu po dwóch stronach pasterze między nimi, L na kolanach kusi) Chcesz, ale nie wiesz. Może lepiej wpierw po złoto, a dopiero potem po to, do tego Betlejem? Idźcie choć na kompromisik. Toż to Dziecko nie ucieknie. Inaczej się diabeł wścieknie.

AS: To się wściekaj. (do Barosza) Ty nie czekaj - tylko dawaj rozkaz swoim - i ruszamy do Betlejem - Zbawcę witać.

B: Jakom Harnaś sprawiedliwy, mówię tak jest Aniele miły. Brać się bracia. Tylko każdy niech dar weźmie.

L: Wyście też są bici w ciemię. Ja wam te zamiary zmienię (pasterze się obracają do L).

AS: Idziemy (pasterze się obracają do A).

L: Stop (pasterze trzy kroki do L)

AS: Chodźcie wreszcie (pasterze trzy kroki do A)

L: Stop. (pasterze się przewracają) Hołoto - idźcie ze Stachem po złoto (Pasterze w końcu wstają i idą ze S za A).

Kuryna

Akt III U Heroda

(żołnierze stoją na proscenium H. śpi na tronie i ma niespokojny sen, czasem budzi się i dziwnie krzyczy, H. wachlują dziewczyny)

S1: (głośny szept, duże tempo mowy) Mój bracie w służbie - myśl mnie frapuje: Herod nasz dziwnie się zachowuje …

S2: Gorsze ma dni w swym panowaniu, jedzenia ujął, bredzi na spaniu, to wszystko przez te przedziwne wieści.

H: (odsuwa dziewczyny) Co tam szemracie?| Przeciw mnie spisek?

S1: Skad panie? My dyskutujemy, w jakim król jest stanie.

S2: Król nasz wymarniał, nie odzywa się. (H. siada)

H: (podnosi się, boli go głowa, trzyma się za głowę) A powód znacie, czemu te zmiany. (S2 podchodzi do H)

S2: Panie nad pany, powód nam znany - ale czy warto?

H: Powód wam znany? Plotki się niosły? Po moim zamku kłamstwo rozniosły?

S1: (kurczy się) Herodzie, królu - odrzuć swe troski - wielkim są kłamstwem owe pogłoski.

H: Byś się nie mylił, bo w innym razie głowa ci spadnie (S1 na kolana). Lecz gdy jesteśmy w owym temacie - mów co nowego. Bo żem w cierpieniach. Wszystko chcę wiedzieć o tej dziecinie, zanim nie zginie.

(wchodzi L)

(muzyka dla diabła)

S1: Ponoć nowonarodzony gdzieś w Betlejem w żłobie leży. To żaden król, to istne bzdury.

L: To istne bzdury. (L. z boku sceny)

H: Co jeszcze wiecie?

S2: Niesie się plotka, że owe Dziecko ma być Mesjaszem,/ lecz to przesada - tu siedzi mesjasz,( S2 pada na kolana przed H) Herod kochany. Pan nad Pany.

H: Szczerze lizusie mówić kazałem. (S2 na kolana) Prawda, co o mojej chwale mówicie?

S1, S2: Prawda, prawda jaśnie panie.

L: (L na kolanach, dokłada do pieca) Dalej, dalej moje dranie. Kłamcie ile wlezie.

H: Ale dziwne, że ta plotka już obiegła kawał świata. Ciebie wysłałem, żebyś szpiegował. Coś się dowiedział?

S2: (mówi niechętnie złą wieść) Królu - wczoraj słyszałem, jak to żołnierze o Betlejem pod starą palmą rozprawiali…

H: Czy moje wojsko jest mi wierne? Nie ma tam spisku?

S2: Wierność legionów tobie jest dana.

H: Czuwajcie sługi. Oby tak było. Wypłacę w złocie. (rzuca rozprutą sakiewkę na podłogę, żołnierze biją się opieniądze)

H: Co się dzieje - o złocie słyszy - na brodę leci, ha, ha?

L: (nad zbierającymi żołnierzami)Tak, moje dzieci. Oko się świeci, gdy złoto ujrzy.

H: (patrzy na gwiazdę) Ta gwiazda ciągle tak świeci, że mnie do szału wnet doprowadzi. (siada) Co za Mesjasz… co za Dziecię zechce rządzić w moim świecie?

(muzyka dla diabła)

L: (kusząco) Niechaj w bólu Mesjasz zginie.

H: (widzi upiora, boi się) Kto ty jesteś? Precz złodzieju. Też chcesz zabrać mą koronę.

L: (uśmiechnięta i czarująca) Ale skądże. Ja ci niosę wyzwolenie. Mam ja wieści z Betlejem.

H: O tym Nowonarodzonym? Gadaj prędko, ja cię złotem obdaruję.

L: Chcę ci pomóc. Czy ty myślisz, że prócz ciebie ktoś jest godzien nosić berło i koronę? Mieć królestwo oraz władzę? To jest twoje.

H: Jak to czynić? Mów, a złoto będzie twoje.

L: Ale Herod mi pomoże. (w kierunku gwiazdy, powoli odchodzi) Nikt nie będzie witał Boga, a świat cały przejmie trwoga, bowiem Herod wymorduje wszystkie dzieci w całym kraju (odchodzi).

H: (sam do siebie) Jak się pozbyć konkurenta?

P: (na klęcząco) Witaj królu, mój Herodzie. Ja opływam cały w pocie, lecz twój rozkaz wykonałem, okolice zlustrowałem.

H: Coś wywęszył?

P: W świątyni siedziałem chwilę, gdzie modlili się kapłani. Dowiedziałem się, że to, co świeci się na niebie, jest w ich księgach zapisane.

H: Znasz szczegóły? Jest groźba dla mej korony?

P: Otóż słuchaj: To znak Boga, który zesłał swego Syna. On będzie Królem Izraela.

H: Niiiiiigdyyyyy. (głośno i długo)

L: Przenigdy.

H: Co jeszcze się dowiedziałeś?

P: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, nazwie go imieniem Emmanuel, narodzi się w Betlejem. Betlejem wyda władcę Izraela. Jeszcze się coś dowiedziałem. Był niepokój wśród uczonych.

H: O co chodzi?

P: Król Baltazar ubrał się w swoje korony oraz inni dwaj królowie i zmierzają do Betlejem.

H: Co? Królowie do Betlejem? Po co?

L: No właśnie, po co?

P: Mówią, że to przyszły władca, a więc idą pokłon oddać.

H: Dobrześ spełnił swą posługę. Co powiesz o złotym groszu, za to dzieło?

P: (uśmiecha się) Chętnie wezmę.

(po wyjściu P wchodzą S1 i S2)

H: (sam do siebie) Co mam robić?

L: (kusząco, czarująco) Czy nie widzisz, co się dzieje? Mędrcy idą witać Dziecię. (L. do widowni, na znak, że rządzi) Nie ma rady, wojsko wyślij. Taki rozkaz im uściślij: Niechaj zginie każde dziecię.

H: (siedzi na tronie) Niechaj zginie każde dziecię. Tak też zrobię. (słudzy podsłuchują)

S1: Z kim on mówi? Król oszalał. Zabić dzieci? Jedna zbrodnia ciągnie drugą. Nie ma co być jego sługą.

S2: Król morderca. Król szalony. Chodźmy w betlejemskie strony.

L: (oznajmia ludziom) Tak więc Herod mi pomoże. I Kto Cię przywita Boże? / Nikt nie będzie witał Boga, ha, ha. Kurtyna

Epilog

(kurtyna zasłonięta, wszyscy śpiewają Przybieżeli do Betlejem na korytarzu i wchodzą, ustawiają się w równych grupach po bokach, na środku aniołowie przodem do kurtyn, cisza, aniołowie otwierają kurtynę i mocna muzyka, wszyscy klękają i składają ręce, Józef i Maryja stoją, Maryja trzyma dziecko, J i M wpatrzeni w dziecko)

AS (głośno) : Śliczny Kwiecie, Boskie Dziecię, Ty Maryjo i Józefie - pokój z Wami.

Ja przybywam z pomocą Bożą, dziś przy powitaniu Boga na ziemi są tu z nami Król Baltazar i inni królowie, pasterze i słudzy Heroda. Dobro się ze złem zmagało, jak zawsze w sercu naszym się zmagają, ale dzięki mocy Boskiej i woli ludzi dobro wygrało.

Wszyscy: Dobry Boże, Bądź wola Twoja.

Kolęda: Podnieś rączkę Boże Dziecię.

Pokłon zebranych.

6



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PIOTRZE czy kochasz mnie, konspekty, scenariusze
Czy wiesz co jesz, Scenariusze zajęć
Mistrz czy nie mistrz, Dydaktyka, Scenariusze lekcji - SP
CZY WRÓŻBIARSTWO MOŻE BYĆ ZABAWĄ, 2 PRZEDSZKOLE, ANDRZEJKI
kłopotliwe, Czy wierzący muszą chodzić do K, Czy ludzie wierzący w Boga
Czy można doświadczyć Boga 2
Czy wierzyć w Trójjedynego Boga
Czy człowiek wierzący w Boga i pragnący
rozwód czy separacja, SCENARIUSZE PRZEDSTAWIEŃ, SZTUK - DUŻY WYBÓR, etiudy i skecze teatralne
Scenariusz zajęć dydaktyczno wychowawczych w przedszkolu
akademia dobrych manier scen, Studia PO i PR, przedszkolaki, scenariusze konspekty
Scenariusz zabaw andrzejkowej dla przedszkolaków, pomoce do pracy z dziećmi
Scenariusz zajęć hospitowanych wrzesień, przedszkole, awans
PRZEDSTAWIENIA NA DZIE BABCI I DZIADKA, diagnoza przedszkolna, scenariusze zajęć, inscenizacje
zwierzęta leśne, Scenariusze zajęc - przedszkole, rózne zwykłe i okazjonale
Inny nie znaczy gorszy - zajęcia koleżeńskie , scenariusze do przedszkola
scenariusz zajęć obserwowanych - listopad 2b, przedszkole, awans
przedst. Brzydkie kaczątko, scenariusze uroczystości, przedstawienia

więcej podobnych podstron