DerekPrince Demony wyrzucac beda, Derek Prince


Bóg odpowiedział na moją modlitwę. Nagle wszystko wokół mnie wydało się jaśniejsze Czułem się tak, jakby zdjęto z moich ramion ciężkie brzemię. Nareszcie byłem wolny od ciężaru, klóry mnie przygniatał przez całe życie! Miałem takie poczucie swobody, że aż wydawało mi się to dziwne. Wkrótce zorientowałem się, że to poczucie wolności, a nie przygniatającego ciężaru, jest czymś normalnym.

Wszelako mój stary wróg nie zrezygnował ze mnie i nadał musiałem walczyć z depresją. Tym razem jednak walka miała już zupełnie inny charakter. Ataki nadchodziły z zewnątrz, a nic od wewnątrz, i stopniowo nauczyłem się im przeciwstawiać Głównym celem tych ataków było wywołanie u mnie pesymizmu. Kiedy wydawało mi się, że wszystko idzie źle, zaczynałem myśleć negatywnie o tym, co miało nastąpić. Natychmiast wtedy czułem, że zbliża się do mnie dobrze mi znana szara mgła i chce ponownie osiąść na mojej głowie i ramionach W tym czasie Bóg udzielił mi kolejnej ważnej lekcji: On zrobił dla mnie to, czego ja sam nie mogłem zrobić, ale nie będzie za mnie robił tego, co ja sam powinienem robić. Bóg odpowiedział na moje wołanie i uwolnił mnie od ducha depresji ale od tego momentu ja sam byłem odpowiedzialny za wprowa­dzanie biblijnej dyscypliny w moich myślach.

Rzeczywiście potrzebowałem czegoś, co chroniłoby mój umysł. Analizując duchową zbroje, opisaną przez apostoła Pawła w Liście do Efezjan (6,13-18), zrozumiałem, że do ochrony swoich myśli potrzebuję hełmu zbawienia. To dało mi do myślenia. Zacząłem się zastanawiać, czy posiadam już hełm zbawienia Wiedziałem, że jestem zbawiony, ale nie byłem pewien, czy to oznacza, że automatycznie mam tez założony hełm zbawienia Rozmyślając nad tym, uświadomiłem sobie, ze Paweł pisał swój list do chrześcijan, którzy przecież byli zbawieni, a mimo to zalecał im włożenie hełmu zbawienia. Oznaczało to, że na mnie spoczywa ten obowiązek. Sam musiałem włożyć na głowę hełm zbawienia, ale pozostawało pytanie, czym on jest?

Na szczęście miałem Biblię z odnośnikami i pod 17. wersetem wspomnianego listu dostrzegłem odnośnik do 1 Listu do Tesaloniczan (5,8}: „(...) odziani w hełm nadziei zbawienia”. Zatem hełm to nadzieja, którą Bóg przeznaczył do ochrony moich myśli! To od razu zwróciło uwagę mojego logicznie wyćwiczonego umysłu. Mój problemem to pesymizm, jego przeciwieństwo ~ optymizm, czyli stała nadzieja na coś lepszego. Tak, nadzieja jest moją ochroną! Kolejny odnośnik wskazywał na List do Hebrajczyków (6,18-2):

(...) abyśmy przez dwie rzeczy niezmienne, co do których niemożliwe jest, by skłamał Bóg- mieli trwałą pociechę, my, którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei. Trzymajmy się jej jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy, [kotwicy], która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus poprzednik wszedł za nas (-..),

W tym fragmencie znalazłem dwa dalsze obrazy nadziei. Po pierwsze, nadzieja to jak rogi ołtarza, których w Starym Przymierzu mógł się uchwycić uciekinier .ścigany przez wrogów nastających na jego Życie. Mocne uchwycenie się rogów ołtarza gwarantowało mu schronienie i nietykalność. Ofiara Jezusa poniesiona dla mnie na krzyżu jest takim ołtarzem, którego rogi obrazują nadzieje. Dopóki wytrwale trzymam się tej nadziei, wróg nie może się do mnie zbliżyć, aby mnie zniszczyć.

Po drugie, nadzieja jest przyrównana do kotwicy. Pomyśla­łem, że kotwice posiada siatek. Ale dlaczego statek musi mieć kotwicę? Odpowiedź brzmi: statek musi mieć kotwicę, ponieważ pływa po wodzie, która jest ciałem płynnym i nie ma w niej niczego stałego, czego można by się uchwycić. Statek opuszcza kotwicę, która zagłębia się w dno morza — element stały, często skalisty - j utrzymuje go w jednym miejscu na powierzchni wody. Zrozumiałem, że nadzieja powinna w moim życiu pełnić podobną rolę. W wirze tego życia na zawsze pozwala się uchwycić Wieczne] Skały - Jezusa.

Rozmyślając nad tym wszystkim, uświadomiłem sobie, że istnieje różnica pomiędzy nadzieją a myśleniem życzeniowym. W Liście do Hebrajczyków czytamy: „Wiara zaś jest poręką (wg KJV nadzieją — przyp. tłum.) tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, krych nie widzimy" (Hbr 11,1) Jako kotwicy, potrzebowałem nadziei opartej na trwałym fundamencie wiary w Sowo Boże i jego obietnice. Bez biblijnego fundamentu nadzieja może okazać się tylko pobożnym życzeniem.

Stopniowo wypracowałem prosty i praktyczny sposób stosowania tych prawd w swoim codziennym życiu. Nauczyłem się odróżniać1 własne myśli od myśli podsuwanych przez demona Za każdym razem, kiedy zbliżał się do mnie wróg, próbując wywołać u mnie negatywne i pesymistyczne myśli, starałem się dać mu odpór pozytywnymi sformułowaniami z Pisma Świętego, Jeśli demon sugerował, że coś w moim życiu się nie uda, ja dawałem mu odpór, cytując List do Rzymian (8,28): „Wiemy toż, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru". Niewidzialnemu wrogowi odpowiadałem, że kocham Boga i zostałem powołany zgodnie z Jego wolą, dlatego ws7ystkoH co ma miejsce w moim życiu, w gruncie rzeczy dzieje się dla mojego dobra.

Od czasu do czasu demon odwoływał się do metody która w przeszłości z powodzeniem często stosował: Tobie nigdy nic się nie uda. Aleja dawałem mu odpór słowami z Listu do Filipian (4,13): „ Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia".

Pełne zwycięstwo nie przyszło natychmiast, ale po jakimś czasie ukształtowały się w moim umyśle takie odruchy obronne, że wszelkie negatywne sugestie demona prawie automatycznie kontrowałem jakimś cytatem z Pisma Świętego. W rezultacie len konkretny demon rzadko mnie teraz atakuje.

Bóg w tamtym okresie również zaczai mnie uczyć, jak bardzo ważne jest stałe dziękowanie mu i wychwalanie go. Odkryłem, że dziękczynienie i chwała otaczają nas atmosferą, która odstrasza demony. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie słowa Dawida z 34. Psalmu: „Chce błogosławić Pana w każdym czasie, na ustach moich zawsze Jego chwała". Pierwszy werset tego psalmu wskazuje, że Dawid napisał go w okresie ucieczki przed królem Saulem, który chciał go zabić Dawid zbiegł na dwór pogańskiego króla Abimeleka (inaczej Akisza), który nie przyjął go ciepło. Aby ratować życic, Dawid: „zaczął udawać wobec nich szalonego, dokonywać wśród nich nierozumnych czynności1 tłukł rękami w skrzydła bramy i pozwalał ślinie spływać na brodę" (l Sm 21,13). Pomyślałem, że skoro Dawid potrafił stale błogosławić Boga, nawet w takich okolicznościach, to nie ma takiej sytuacji, w której ja nie mógłbym lego czynić.

Czego się nauczyłem?

Przechodząc przez te wszystkie zmagania, nauczyłem się trzech bezcennych prawd. Pierwsza: demoniczna aktywność jest taka, w jaki sposób przedstawia ją Nowy Testament. Druga: Bóg zapewnił nam możliwość nadnaturalnego uwolnienia. Trzecia: koniecznej es I utrzymywanie stanu wolności poprzez stosowanie w życiu zasad Pisma Świętego.

Chrześcijanie często wykazują jednostronne podejście do zagadnienia uwolnienia. Niektórzy kładą główny nacisk na sam proces wyrzucania demonów, podczas gdy inni w ogóle odrzucają nadprzyrodzony element uwolnienia i podkreślają tylko konieczność chrześcijańskiej dyscypliny. Prawda jest taka, że jednego nie da się zastąpić drugim. Uwolnienie nie może zastąpić w życiu dyscypliny, ii dyscyplina nie może zastąpić uwolnienia. Oba elementy są potrzebne.

Patrząc wstecz, czasami zadaję sobie pytanie, jaki przebieg miałoby moje życie, gdyby Bóg me przyszedł mi z pomocą ze swoją nadprzyrodzoną mocą i me uwolnił mnie od złego ducha depresji? Jestem pewien, że wcześniej czy później poddałbym się rozpaczy i musiałbym zrezygnować ze służby. Tym cudowniej jest spoglądać na ponad czterdzieści lat owocnej służby, które nastąpiły po moim uwolnieniu!

Zdaję sobie sprawę z tego, ze moje zmagania z demonami nie były jakimś dziwnym czy wyjątkowym doświadczeniem. Wręcz przeciwnie, osoby powołane do chrześcijańskiej służby są głównym celem ataków Szatana. On poddaje takich ludzi bezlitosnej demonicznej presji i udręce, starając się odwieść ich od służby. Niestety, zbyt często mu się to udaje!

0x08 graphic
Można się przed tym bronić tylko w jeden sposób: ucząc się rozpoznawać działania demonów i zwalczać je zgodnie z przykładem danym nam przez Jezusa. Właśnie dlatego czułem, ze musze napisać te książkę.

5. Ludzie, którym nie pomogłem

Wydawać by się mogło, że po moim cudownym wyjściu z depresji, natychmiast opowiedziałem mojemu zborowi o tym, co się wydarzyło. Niestety, tak się nie stało z dwóch powodów.

Pierwszym, bardzo prozaicznym, była pycha. Wydawało mi się, że jako pastor, mam obowiązek prowadzić życie duchowe na wyższym poziomie niż pozostali członkowie zboru. Byłem osobą, do której przychodziło się po pomoc, która odpowiadał.! na trudne pytania. Co by się stało, gdybym nagle publicznie oświadczył, że zostałem uwolniony od demona? Wielu moich członków na sam dźwięk słowa demon już się wzdrygało. Być może przestaliby mnie szanować jako pastora? Być może przestaliby słuchać moich kazań i zostałbym bez zboru? Uznałem, że uwolnienie od demona jest moją osobistą sprawą i, jako pastorowi, nie wypada mi dzielić się takimi sprawami ze zborem.

Ale istniał jeszcze drugi powód mojej powściągliwości. Od chwili nawrócenia byłem związany z ruchem zielonoświątkowym i akceptowałem jego nauki oraz doktrynalne zasady Według jednej z takich bardzo powszechnych zasad osoba zbawiona, ochrzczona w Duchu świętym i mówiąca innymi językami nie mogła potrzebować uwolnienia od demona. Nawet sama tego typu sugestia byłaby uznana za uwłaczającą.

Co prawda, nigdy nie zetknąłem się z żadnym rozsądnym biblijnym uzasadnieniem tej doktrynalnej reguły, ale większości chrześcijan wydaje się ona tak oczywista, że tego nie wymaga. Na jej poparcie od czasu do czasu ktoś cytował słowa Jezusa z Ewangelii Jana (8,36). „Jeżeli więc 5yn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni" — tak jakby one wszystko załatwiały. Kilka wersetów wcześniej w tym samym rozdziale czytamy, że Jezus powiedział:

Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie praw­dziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda

was wyzwoli (J 8,31-32).

Zgodnie z prawdą zawartą w tych wersetach wyzwolenie człowieka nie następuje automatycznie, ale u warunkowane jest poz­naniem prawdy Bożego Słowa i życiem według niej. Te fragmenty nasunęły mi trudne pytania. Przypuśćmy, że w którymś momencie pod jakimś względem nie dochowam wierności Jego nauce. Czy w takiej sytuacji będę potrzebował dodatkowego uwolnienia? Skąd będę wiedział, że nadal jestem „rzeczywiście wolnym"?

Doszedłem do wniosku, że nie jestem w stanie od razu odpowiedzieć na te pytania. Zauważyłem również, że religijna tradycja wywiera ogromny wpływ na życie kaznodziei. Wyłamanie się spod mej wymaga prawdziwej siły i przekonującej argumentacji. Zrozumiałem, że moje osobiste uwolnienie to jedna sprawa, a wyjście do ludzi i nauczanie, że ochrzczony w Duchu Świętym chrześcijanin może potrzebować uwolnienia od demona, to druga sprawa. Wiedziałem, że wielu moich braci zielonoświątkowców — a na pewno także chrześcijan z innych denominacji — natychmiast uzna mnie za heretyka.

Poza tym nie miałem całkowitej pewności, czy to, co się przydarzyło mnie, może być wzorem postępowania dla innych ludzi. Być może mój przypadek jest wyjątkowy? — myślałem. Gdyby tak było, to sugerowanie członkom zboru, ze mogą potrzebować uwolnienia od demona, mogłoby zachwiać ich wiarę W rezultacie podzieliłem się moimi przeżyciami tylko z żoną, a publicznie na ten temat niczego nie powiedziałem. Nawet kiedy przychodzili do mnie chrześcijanie z problemami, których nie mogli rozwiązać, żadnemu z nich nie mówiłem, że jego problem może być spowodowany przez demona, od którego musi zostać uwolniony. Wstyd mi się przyznać, ale nawet odrzucałem taką myśl.

Ta niezgodna z postanowieniami Pisma Świętego decyzja bardzo wpłynęła na obniżenie efektywności mojej służby Wiele osób, którym usługiwałem, autentycznie odzyskiwało wolność i cieszyło się ze zwycięstwa, inne dochodziły w swoim rozwoju do pewnego punktu, natrafiały na jakąś niewidzialną barierę i nigdy nie osiągały pełni swoich chrześcijańskich możliwości.

Marcus i Roger

Dzisiaj już wiem, że nie dopełniłem swoich pastorskich obowiązków. Boleję nad tym, że nie pomogłem ludziom w ich potrzebach. Kiedy o tym myślę, przypominają mi się zwłaszcza dwa przypadki.

Pierwszy dotyczy Marcusa, Żyda z Niemiec, On i jego brat byli jedynymi członkami dużej rodziny, którym udała się uniknąć hitlerowskich komór gazowych. Będąc w Anglii, Marcus w cudowny sposób osobiście poznał Jezusa z Nazaretu i został ochrzczony w Duchu Świętym. Wielokrotnie podczas wspólnych modlitw słyszałem, jak wyraźnie i płynnie mówił w nieznanym języku Znam język niemiecki i wiem, ze nie mówił w tym języku. W okresie naszej znajomości Marcus dał się poznać jako odważny i wiemy świadek Jezusa — Zbawiciela i Mesjasza. Mimo to nigdy nie osiągnął głębokiego wewnętrznego pokoju, jaki Jezus obiecał tym, którzy w Niego uwierzą.

Oprócz urazu związanego z Holokaustem Marcus miał jeszcze inny emocjonalny problem, związany z przeszłością. Matka Marcusa pragnęła mieć córkę i kiedy się urodził, nie chciała zaakceptować faktu, że jest chłopcem W dzieciństwie ubierała go i traktowała jak dziewczynkę.

Od czasu do czasu Marcus zaznawał prawdziwego pokoju i rozkoszy zwycięstwa, ale zaraz z powrotem popadał w czarną rozpacz. Dręczyło go poczucie winy, którego nic potrafił ani wyjaśnij ani się go pozbyć. Zdarzało się, że w rozpaczy, chcąc ukarać samego siebie, wkładał palce między drzwi, które następnie zamykał. Doszło nawet do tego, że pił własny mocz.

Po takich przeżyciach przychodził do mnie z prośbą o pomoc. Błagał, żebym mu pomógł pozbyć się tego diabła, który w nim siedzi — jak sam mawiał. Niestety, ja nie dopuszczałem do siebie myśli, że on naprawdę może potrzebować uwolnienia od demona. W końcu przecież sam słyszałem, jak modli się w innych językach.

Kiedy przestałem być pastorem w Londynie, zacząłem stopniowo tracić bezpośredni kontakt z Marcusem. Od wspólnych znajomych dowiedziałem się, że w końcu został poddany lobotomii — operacji polegającej na przecięciu połączeń nerwowych w płacie czołowym mózgu, co ma na celu opanowanie trudnych do leczenia zaburzeń umysłowych. Najwyraźniej zabieg ten nie przyniósł trwałej poprawy, bo kilka lat później Marcus przedwcześnie zmarł Patrząc na ten przypadek z perspektywy czasu, czuję, że mogłem mu pomóc, gdybym tylko miał odwagę przyznać, iż jego problem ma charakter demoniczny

Drugi przypadek dotyczy Rogera, młodego chłopaka, który przyjął Fana podczas prowadzonej przeze mnie ulicznej ewangelizacji. Roger przeżył wspaniałe nawrócenie, został ochrzczony w Duchu Świętym i stał się gorliwym, oddanym świadkiem i pracownikiem Pana. Co więcej, swoim zapałem i oddaniem zawstydzał niejednego członka naszego zboru. Pomimo to Roger dopuszczał się masturbacji, czym bardzo się martwił. W tamtych czasach było to cos bardzo wstydliwego, o czym się nie mówiło. Roger bardzo się tego brzydził i walczył z tym, ale nie mógł okiełznać swojej namiętności i osiągnąć trwałego zwycięstwa- Przychodził do mnie i Lidii, prosząc o modlitwę. Kiedyś modliliśmy się za niego od dziesiątej wieczorem do drugiej po północy. W czasie modlitwy Roger powtarzał: „To mnie opuszcza, to mnie opuszcza! Nie przestawajcie się modlić! Czuję, że mam to w palcach!" Zwycięstwo wydawało się być w zasięgu naszych rąk, ale zawsze jakoś się nam wymykało W okresie mojej znajomości z Rogerern nigdy nie udało mu się zapanować nad tą namiętnością.

Sonda i kleszcze

Marcus i Roger to tylko dwie spośród wielu osób, którym nie pomogłem, gdyż nie uznawałem ich problemów za demoniczne. Sytuacja ta bardzo przypomina zdarzenie, jakie miało miejsce, kiedy byłem sanitariuszem w brytyjskiej armii w Afryce północnej podczas Ii wojny światowej.

Któregoś dnia do naszej izby przyjęć zgłosił się brytyjski żołnierz z rana po odłamku bomby, która eksplodowała blisko niego. Po zdjęciu koszuli zobaczyliśmy niewielkie nakłucie na skórze ramienia. Brzegi rany były poczerniałe. Mieliśmy na wyposażeniu gotowe do użycia sterylne opatrunki polowe. Zapytałem więc lekarza, czy mam przynieść taki opatrunek. Lekarz odpowiedział, że teraz go nie potrzebuje, ale poprosił o sondę, po czym posadził Żołnierza na krześle, a następnie włożył mu do rany mały srebrny pręcik i zaczął nim przez chwilę delikatnie poruszać we wszystkich kierunkach. Nagle żołnierz zaskowyczał i podskoczył na krześle. Wówczas lekarz kazał mi podać kleszcze. Podałem mu kleszcze, które włożył do rany w miejscu, gdzie sonda wykryła obce ciało i ostrożnie wydobył niewielki kawałek czarnego metalu. Po oczyszczeniu rany lekarz powiedział do mnie: „Teraz możesz przynieść opatrunek". Następnie wyjaśnił mi; „Odłamek, który spowodował ranę, tkwił w ciele. Gdybyś taką ranę po prostu zabandażował, nie usuwając odłamka, to stałby się on przyczyną zakażenia i dalszych powikłań".

Przypominając sobie okres mojej służby w Londynie, zdaje' sobie sprawę i tego, że czasami popełniałem taki sam błąd jak w izbie przyjęć podczas wojny. Spiesząc a pomocą niektórym ludziom, zakładałem „opatrunek" na rany, w których nadal tkwiło demoniczne źródło zakażenia. Aby tym ludziom rzeczywiście pomóc powinienem użyć dwóch duchowych narzędzi: „sondy" do rozróżniania demonów i „kleszczy" do uwolnienia, W następnych rozdziałach opowiem, co Bóg uczynił w moim życia, aby mnie wyposażyć w te podstawowe narzędzia służby.

6. Konfrontacja z demonami

W 1957 roku zrezygnowałem z funkcji pastora w Londynie i razem z Lidią udałem się na misję do Kenii. W Afryce zaprzyjaźniliśmy się z paewangelistów, która opowiedziała nam o swoich doświadczeniach z demonami. Ci wspaniali Judzie kiedyś usługiwali niewykształconej afrykańskiej kobiecie, która posługiwała się tylko swoim plemiennym dialektem. Jednak podczas usługi demon przemówił przez nią po angielsku tymi słowami: „Nie możecie mnie wypędzać, bo brak wam wykształcenia". Mój przyjaciel odpowiedział na to; „Wypędzamy cię nie dlatego, że jesteśmy wykształceni, ale dlatego że jesteśmy sługami Pana Jezusa Chrystusa!"

Znałem moich przyjaciół dobrze i wiedziałem, że nie przesadzają ani nie fantazjują. Ich relacje za spotkań z demonami przypominały wydarzenia opisane w Nowym Testamencie, ale i tak nie wiedziałem, jak wykorzystać te informacje. Kierując w Kenii szkołą dla nauczycieli, byłem bardzo zajęty i odłożyłem całą sprawę na później.

Po pięcioletniej służbie wraz z Lidią opuściłem Kenię, podróżując i usługując przez dwa lata w krajach Europy, w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. W 1963 roku przyjąłem funkcję pastora w małym zielonoświątkowym zborze w Seattle. W którąś sobotę zadzwonił do mnie do domu Eric Watson, który był charyzmatykiem i pastorem zboru baptystycznego. Znałem go słabo. Powiedział, że jest u niego w zborze kobieta ochrzczona w Duchu Świętym, ale potrzebuje uwolnienia od złych duchów. Nigdy wcześniej nie słyszałem, aby baptystyczny pastor mówił takie rzeczy. Tego, co potem oznajmił, nie spodziewałem się: „Pan pokazał mi, że ty i twoja żona macie być narzędziami tego uwolnienia i ma się ono odbyć dzisiaj". Byłem zaskoczony. Zwykle nie pozwalałem, żeby decyzje w takich sprawach podejmowali za mnie inni ludzie, dlatego szybko pomodliłem się, pytając Pana, czy rzeczywiście pochodzi to od Niego i czy naprawdę chce, abym drobił to, o czym mówił Eric, Ku mojemu zaskoczeniu Pan odpowiedział, że pochodzi to od Niego. W tej sytuacji powiedziałem pastorowi, aby przywiózł tę kobietę.

Pierwsza bitwa

Kiedy czekaliśmy z żoną na pastora Watsona, nieoczekiwanie przyszli do nas John i Sherry Faulkner. Ci małżonkowie należeli do kościoła prezbiteriańskiego i niedawno zostali ochrzczeni w Duchu Świętym. Powiedzieliśmy im, jakich gości się spodziewamy i poprosiliśmy, żeby zostali z nami na modlitwie.

Wkrótce przyjechał Eric Watson z kobietą mniej więcej po trzydziestce o blond włosach i niebieskich oczach, którą przedstawił jako panią Esther Henderson Przyglądałem się jej uważnie, próbując dostrzec jakieś zewnętrzne symptomy jej osobliwego duchowego stanu, na przykład błędny wzrok lub metaliczne brzmieniu głosu Ale wyglądała całkowicie normalnie: jak amerykańska gospodyni domowa, przedstawicielka średniej klasy. Nie robiła wrażenia ani zdenerwowanej, ani przestraszonej.

Pastor Watson natychmiast przeszedł do rzeczy. Posadził Esther na krześle i oświadczył: „Została już uwolniona od demona nikotyny, ale są jeszcze inne". Słuchając tego, co mówił, postanowiłem, że nie będę się wtrącał, dopóki Pan wyraźnie mną nie pokieruje. Pastor Watson stanął przed Esther i głośno zawołał: „Złe duchy, rozkazuję wam wyjść z Esther!" Ponieważ nie było wyraźnej reakcji, coraz głośniej powtarzał te same słowa „Rozkazuję wam wyjść!" Ale nadal nic się nie działo. „Wiem, że w niej siedzicie — mówił pastor — i rozkazuje wam wyjść w imieniu Jezusa!" W chwili, w której wymienił imię Jezus, w Esther zaczęło się coś dziać. Przyglądając się uważnie, zauważyłem, że zmienił się jej wyraz twarzy. Wyglądało to tak, jakby inna osoba zaczęła wychodzić na powierzchnię. Nagle żółty błysk pojawił się w jej oczach. Zrozumiałem, że jakaś obca siła znajduje się w tej wyglądającej normalnie gospodyni domowej.

Eric Watson ciągle stał i krzyczał na to, co było w jej wnętrzu. Najwyraźniej myślał, że krzyk da mu przewagę nad tym. Ale po chwili, widząc, że nie posuwa się do przodu, spojrzał pytająco w moją strony. Zastanawiałem się, co robić, jednocześnie przypominając sobie, jak Jezus postępował w takich sytuacjach. W końcu stanąłem przed Esther i odezwałem się mniej więcej tymi słowami: „Zły duchu, który przebywasz w tej kobiecie, mów do ciebie, a nie do niej. Jak się nazywasz? W imieniu Pana Jezusa Chrystusa rozkazuję ci odpowiedzieć!" Odpowiedź padła natychmiast. Było to tylko jedno słowo wypowiedziane z niezwykłym jadem — nienawiść. Cała jej twarz pałała czystą nienawiścią. Nigdy w życiu nit widziałem w niczyich oczach czegoś podobnego.

Szybka odpowiedź ze strony demona zaskoczyła mnie i nie wiedziałem, co mam dalej robić. Postanowiłem więc skorzystać z instrukcji, które Jezus dał swoim uczniom. Powiedziałem; „Duchu nienawiści, w imieniu Pana Jezusa Chrystusa rozkazuję ci, wyjdź z tej kobiety!" Głos wyniosły i zupełnie niepodobny do głosu Esther odpowiedział: „Tu jest mój dom. Mieszkam w nim od 35 lat i nie opuszczę go". W tym momencie całkowicie nieoczekiwanie przyszedł mi do głowy biblijny werset, który zawiera słowa wypowiedziane przez nieczystego ducha po opuszczeniu człowieka „Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem" (Mt 12,44). A więc to, że demon nazywał ciało Esther swoim domem, zgadzało się z nowotestamentowym przekazem. Pamiętając o tym, rozkazałem demonowi: „W imieniu Pana Jezusa Chrystusa, masz z niej wyjść!" Demon jednak opierał się, a ja raz po raz powtarzałem: „W imieniu Pana Jezusa Chrystusa, masz z niej wyjść!"

To była prawdziwa próba sił. Wyglądało na to, że będę musiał pokonywać demona krok po kroku, a każdy taki krok wymagał dużo czasu. Ale im dłużej cytowałem Pismo Święte i używałem imienia Jezus, tym większą przewagę zyskiwałem nad wrogiem. W końcu demon zaczął ze inna. pertraktować. Powiedział, że jeśli nawet wyjdzie, to i tak wróci. Odrzekłem, że wyjdzie i nie wróci. Wtedy demon oświadczył: „Nawet jeśli wyjdę, to zostaną w niej moi bracia, żeby ją zabić". Odparłem: „Nie, ty wyjdziesz najpierw, a za tobą wyjdą twoi bracia". W tej samej chwili uświadomiłem sobie, że otrzymałem ważną informacje -było w niej więcej demonów. Wówczas demon wyznał; „Nawet jeśli z niej wyjdziemy, to nadal mamy jej córkę". Nie wiedziałem, że Esther ma córkę, ale trzymałem się prostej zasady: zaprzeczać wszystkiemu, co mówił demon.

W tym momencie demon zmienił taktykę. Bez żadnego powodu Esther podniosła ręce, chwyciła się za gardło i zaczęła się dusić własnymi rękami. Jej twarz robiła się czerwona, a oczy coraz bardziej wyłupiaste. John Faulkner, który był wyższy i silniejszy niż ja, podszedł do mnie: razem udało się nam odciągnąć jej ręce od gardła. Miała nadludzką siłę.

Powróciłem do wyrzucania demona. Zacząłem odczuwać w brzuchu niezwykłe rozpieranie, jak gdybym miał w środku nadymający się balon. Wydawało się, że to rozpieranie oddziałuje na demona zamieszkałego w Esther, wypychając go. Nagle rozległ się syk wydobywającego się z jej ust powietrza. Jej głowa opadła bezwładnie do przodu, a całe ciało rozluźniło się. W tej samej chwili ustąpiło rozpieranie, które odczuwałem w swoim brzuchu. Wiedziałem, że demon wyszedł.

Po krótkiej chwili Esther zaczęła ponownie sztywnieć, a „balon" w moim wnętrzu nadymać się. Zrozumiałem, że mam do czynienia z którymś, z „braci" demona. W stosunku do drugiego demona, który nazwał siebie strachem, zastosowałem tę samą taktykę. On również wyszedł po walce. Ponownie Esther odprężyła się, a rozpieranie w moim brzuchu ustąpiło. Byłem już zmęczony i wycofałem się z walki, umożliwiając jej prowadzenie następnej osobie, która postępowała mniej więcej według tej samej procedury co ja. Walka trwała pięć godzin i prawie każdy z nas wziął w niej bezpośredni udział.

Po strachu następnymi demonami, które podały swoje imiona i w końcu wyszły, były: pycha, zazdrość i litowanie się nad sobą. Czyżby litowanie się nad sobą też było demonem? — zacząłem się zastanawiać. Ale dzięki temu zrozumiałem, dlaczego niektórzy ludzie w trudnych sytuacjach nigdy nie potrafią przyjąć pozytywnej biblijnej postawy. Całe to wydarzenie było jak otwarcie okna, przez które zacząłem dostrzegać ludzkie zachowania i kierujące nimi siły.

Następnym demonem, który podał swoje imię i wyszedł, była niewierność. Rozumiałem, że jest to duchowa siła, która stara się nakłonić zamężną kobietę — a prawdopodobnie także mężczyzny — do seksualnej rozwiązłości.

Kolejny demon nazwał siebie śmiercią. Najpierw wydawało mi się to nieprawdopodobne, bo zawsze uważałem śmierć za stan czysto fizyczny. Ale przypomniałem sobie konia, o którym napisane jest w 6. rozdziale Apokalipsy Jana. Jego jeździec nazywał się Śmierć. A wiec śmierć może być osobą! Czy znaczyło to, że może być także demonem? Zaciekawiony zapytałem tego demona, kiedy do niej wszedł. Odpowiedź brzmiała „Mniej więcej trzy i pół roku temu, kiedy była bliska śmierci na stole operacyjnym".

Kiedy demon śmierci w końcu wyszedł, Esther leżała na podłodze na wznak. Miała zimną, woskowatą cerę i twarz jak u nieboszczyka. Na ciele nie było żadnego rumieńca. Gdyby ktoś wszedł wtedy do pokoju, to na pewno by uznał, że na podłodze leży martwa kobieta. Patrząc na nią, przypomniał mi się chłopiec, którego Jezus uwolnił od niemego i głuchego ducha. Ewangelia Marka {9,26-27) tak opisuje to wydarzenie: „Chłopiec zaś pozostawaj jak martwy, także wielu mówiło On umarł. Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał".

Esther leżała na podłodze przez około dziesięć minut, potem podniosła ręce, zaczęła chwalić Pana i mówić innymi językami.0x08 graphic
Stopniowo zaczęły powracać jej siły i wstała z podłogi. Po upływie półgodziny oddaliśmy ją pastorowi Watsonowi, który ją odwiózł do domu.

Po odprowadzeniu odjeżdżających weszliśmy z Lidią do i domu, gdzie czekali Faulknerowie. Patrzyliśmy na siebie osłupiali. W końcu ktoś zaproponował: „Napijmy się herbaty!"

Omawiając wydarzenia ostatnich kilku godzin, byliśmy bar­dzo podekscytowani. Obiektywnie po raz pierwszy zobaczyliśmy tak drastyczną, nadprzyrodzoną demonstracje władzy, którą JEzus dał nam nad demonami.

Następny więzień na wolności

Esther Henderson zadzwoniła do mojej żony w połowie następnego tygodnia i powiedziała „Myślę, że demony próbują wrócić. Czy moglibyście przyjechać i pomóc mi?" Pojechaliśmy do domu Esther, aby się z nią modlić". Wyglądało na to, że przy pomocy strachu demony próbowały otworzyć sobie drogę powrotną. Zachęcaliśmy Esther, aby mocno zawierzyła słowom z Listu Jakuba (4.7): „ Bądźcie więc poddani Bogu, przeciwstawiajcie się natomiast diabłu, a ucieknie od was".

Podczas naszego pobytu w jej domu po mieszkaniu snuło się najmłodsze dziecko Esther, sześcioletnia córeczka. Rosę była dzieckiem chudym, nieszczęśliwym i stroniącym od kontaktów z innymi. Za każdym razem, kiedy spojrzałem jej w twarz, odwracała wzrok i spuszczała głowę. Dowiedziałem się, że uważano ją za dziecko opóźnione w rozwoju, W końcu powiedziałem Esther: „Wiem, że diabłu nie można wierzyć, bo świetnie kłamie, ale myślę, że demony mogły mówić prawdę, iż mają twoją córkę" Esther poprosiła, abym się za małą pomodlił i umówiliśmy się, że przywiezie ja do nas w najbliższą .sobotę. Poprosiliśmy o przy­jazd także Faulknerów, aby wspierali nas w modlitwie.

Zanim iv sobotę zaczęliśmy się modlić, zapytałem Esther. czy coś pamięta z przebiegu swojego uwolnienia. Odpowiedziała, że niczego nie pamięta od momentu, kiedy demon nienawiści i przejął nad nią kontrolę, aż do chwili, kiedy zaczęła chwalić Boga, ląc na podłodze. Demony całkowicie opanowały jej osobę i posługiwały się jej głosem oraz wyrazem twarzy jako kanałami, przez które manifestowały swoją obecność. Potwierdziła także, że rzeczywiście trzy i pół roku wcześniej przeszła bardzo poważną operację i była bliska śmierci na stole operacyjnym.

Modląc się za Kosę, postępowaliśmy na ogół tak samo jak podczas modlitwy za jej matkę. Również w jej przypadku demony ujawniły się w mimice jej twarzy. Przemawiały także przez usta dziewczynki W pewnej chwili zapytałem Esther, czy głos, który słyszymy, jest głosem jej córki. Oszołomiona i zaskoczona odpo­wiedziała, że me jest nawet do niego podobny

Niektóre demony przebywająca w Rosę nazywały się tak samo jak te, które siedziały w jej matce, ale było ich mniej. Podobnie jak u Esther, pierwszym demonem, który zamanifestował się u Rose, był demon nienawiści, a ostatnim demon śmierci. Kiedy demon śmierci wyszedł z dziewczynki, ta padła na podłogę i wyglądała jak nieżywa — dokładnie tak samo jak jej mama.

Po całkowitym uwolnieniu Esther i Rosę powierzyliśmy je pastorowi Watsonowi, aby sprawował nad nimi stały duchowy nadzór Pomimo to przez następne dwa lata utrzymywałem z Esther kontakt. W okresie tym zrobiła duchowe postępy, chociaż od czasu do czasu nadal musiała zwalczać demoniczne ataki

Jeśli chodzi o Rose- to stała się normalną, szczęśliwą dziewczynką, której już nikt nie uważał za opóźnioną w rozwoju. Wcześniej demony tłumiły w niej naturalną osobowość i inteligencję.

Doświadczenia nabyte podczas usługiwania Esther i Roso. sprawiły, że zacząłem patrzeć na swój zbór zupełnie inaczej. Już wcześniej dostrzegałem w członkach zboru pewne cechy i działające siły, których nie mogłem zrozumieć. Zacząłem się zastanawiać, czy to możliwe, że w nich również mogą przebywać demony. Skoro tkwiły w takiej „dobrej" baptystce, jaką była Esther, to czy nie mogą przebywać również w „dobrych" zielonoświątkowcach?

7

Wyzwany przed własną kazalnicą

Mój zbór składał się z dobrych zielonoświątkowców, których kochałem. Czasami świad­czyli, tak jak zielonoświątkowcy zwykli to czy­nić, o pokoju i radości, których zaznają będąc chrześcijanami. Nie wątpiłem w ich szczerość, ale wiedziałem także, że niekiedy ich deklaracje o zaznawaniu pokoju i radości są religijną fasadą. Kryły się za nią nie uśmierzone napięcia i problemy, które starali się, jak tylko mogli, stłumić i przezwyciężyć, jednak całkowicie to im się nie udawało.

W zborze do tematu uwolnienia zacząłem dochodzić okrężnymi drogami. Sugerowałem, że niektóre nigdy nierozwią­zane osobiste problemy mogą być wynikiem demonicznej aktywności. Jednak moje aluzje nie trafiały do przekonań słucha­czy, raczej towarzyszyły im pobłażliwe uśmiechy. Odnosiłem wrażenie, że członkowie zboru mówią: „Nasz pastor ma bzika na tym punkcie, ale mu przejdzie".

Zdany wyłącznie na siebie nie wiedziałem, jak rozwiązać tę kwestię. Jednak w rzeczywistości nie byłem pozostawiony sam sobie- W którąś niedzielę w c/asie porannego nabożeństwa — mniej więcej miesiąc po naszej usłudze Esther i Kosę Henderson - niespodziewana interwencja zarówno ze strony Boga, jak i Szatana gwałtownie zakłóciła powierzchowny spokój.

Tego ranka nauczałem na podstawie fragmentu 19. wersetu 59. rozdziału Księgi Izajasza: „Gdy przypadnie nieprzyjaciel jako rzeka, tedy go duch Pański precz zapędzi". (Te cześć 19. wersetu spośród polskich przekładów zawiera tylko BG — przyp. tłum). Podczas kazania nie wiedziałem, że ktoś je nagrywa. Dowiedzia­łem się o tym później i dopiero słuchając mojego kazania z taśmy magnetofonowej, mogłem obiektywnie ocenić zarówno jego treść, jak i wydarzenia, które miały wtedy miejsce.

Po około piętnastu minutach wygłaszania kazania Duch Święty przejął nade mną kontrolę i zacząłem mówić rzeczy, których wcześniej nie planowałem. Zmieniła się nawet barwa mojego głosu. Mówiłem z niezwykłą odwagą Temat mojego kazania był następujący. „Nieważne, co robi diabeł, bo ostatnie słowo zawsze należy do Boga".

Bóg zaczął mi podsuwać przykłady na potwierdzenie tej tezy. Mówiłem, że Egipt miał swoich magików, ale Bóg miał Mojżesza. Baal miał swoich proroków, ale Bóg miał Eliasza. Następnie przyszła mi do głowy myśl, że kiedy Bóg chciał pokajać" Abrahamowi, do czego będą podobni jego potomkowie, wyprowadził go w ciemną noc przed namiot, pokazał mu gwiazdy na niebie i powiedział: „Tak liczne będzie twoje potomstwo" (Rdz 15,5). Następnie objaśniłem: „My jesteśmy potomstwem Abrahama przez wiarę w Jezusa Chrystusa i jesteśmy jak gwiazdy. Kiedy świecą inne światła, to nie widać gwiazd, ale kiedy inne światła nie świecą " panuje ciemność, wtedy gwiazdy świecą najjaśniej. Tak właśnie będzie przy końcu wieków. Kiedy wszystkie inne światła zgasną, będziemy Świecić jak gwiazdy, ponieważ jesteśmy potomstwem Abrahama przez wiarę w Jezusa Chrystusa".

Po wypowiedzeniu tych słów młoda kobieta siedząca na ławce w pierwszym rzędzie wydała 7 siebie przeciągły, mrożący krew w żyłach krzyk, wyciągnęła ramiona w górę i padła na



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DerekPrince Czy twoj jezyk potrzebuje uzdrowienia, Derek Prince
DerekPrince -------BozyPlanDlaTwoichPieniedzy, Derek Prince
Derek Prince Polskie wyklady 01, Derek Prince, różne zagadnienia
Bog jest Swatem, Derek Prince
Derek Prince na temat demonów w denominacjach 2
humanizm derek prince 1
Derek Prince Ekstrawagancka milosc
Derek Prince Ekstrawagancka milosc
Derek Prince Fasting
Derek Prince
DEREK PRINCE CIEMNA STRONA KSIEZYCA
Derek Prince Polskie wyklady 01
Prince Derek Zrozumienie bojaźni Pana
prince2
madame de lafayette princesse de cleves
Przepychanki między zwolennikami PIS i PO będą
Nauczyciele będą chronieni jak funkcjonariusze publiczni, 03. DLA NAUCZYCIELI
Pozwolenia na budowę i użytkowanie budynków nie będą potrzebne
demony boją się prawdziwych uczniow Chrystusa

więcej podobnych podstron