Uszkodzony [Z], Harry Potter


Tytuł: Uszkodzony
Tytuł oryginału: Damaged
Autor:BloodRedEnd
Zgoda: Jest
Beta: Agee (1 i 2 rozdział), Kuma i Lana (wszystkim baaardzo dziękuję ;*** )
Paring: HP/SS
Link do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/2438137/1/Damaged

USZKODZONY
Rodział 1

Harry westchnął i zerknął na zegar. Pięć minut. Pięć minut i jego zmiana dobiegnie końca. Spojrzał na zewnątrz. Świetnie. Padało, wręcz lało jak z cebra. Ponownie westchnął. Od kiedy Dursleyów ostrzeżono, by byli w porządku wobec Harry'ego, przestali zwalać na niego prace domowe. Zamiast tego nalegali, by znalazł sobie pracę. Chłopakowi to zbytnio nie przeszkadzało, wszystkie zarobione pieniądze zatrzymywał dla siebie, musiał jedynie sam fundować sobie lunch i czasami obiad. Pracował w miejscowym sklepie spożywczym jako kasjer, więc nie była to zbyt ciężka praca. Jej najgorszą częścią była podróż z i do sklepu, co zajmowało mu dobre pół godziny, jako że Vernon odmówił podwożenia go.
W końcu zegar wybił dziesiątą i mógł opuścić sklep. Musiał wziąć nocną zmianę po osobie, która w ogóle nie pojawiła się w pracy. Wszedł do pomieszczenia dla pracowników i zdjął fartuch, łapiąc przy tym swoją ulubioną czarną bluzę. Kupił ją za własne pieniądze, razem ze wszystkimi innymi ciuchami, które miał na sobie. Łatwo było stwierdzić, że kupił je samodzielnie, gdyż wszystkie na niego pasowały. Wybierał głównie czarne ubrania, po części dlatego, że lubił ten kolor, a po części by kontynuować swą żałobę po Syriuszu.
Harry pożegnał się z kierownikiem i założył kaptur. Schował ręce do kieszeni i wyszedł na burzę, kierując się w stronę domu. W przeciągu pięciu minut był przemoczony. Zaskoczył się, gdy Vernon zatrzymał się obok niego w swym nowym firmowym samochodzie i otworzył drzwi.
- Wsiadaj - warknął. Harry zawahał się, widząc butelki po whisky walające się na podłodze, ale przerażony krzykiem Vernona wskoczył do środka, modląc się o to, aby bezpiecznie dostać się do domu. Nie zdarzało się zbyt często, żeby Vernon pił, ale kiedy już zaczynał, to tracił umiar. Dostał ten samochód od firmy po tym, jak dwa miesiące temu, będąc pod wpływem alkoholu, uderzył poprzednim w drzewo. Teraz więc widzicie, dlaczego Harry był zdenerwowany, wsiadając do samochodu.
Był jeszcze bardziej przerażony, gdy wyjechali na autostradę, a nie na drogę w kierunku Privet Drive. Vernon mocno ściskał kierownicę, zrzędząc na pozostałych kierowców. Co jakiś czas zjeżdżał w pobliże sąsiedniego pasa, by po chwili z szarpnięciem powrócić na właściwą drogę. Harry upewnił się, że był dokładnie przypięty i kurczowo trzymał się uchwytu nad drzwiami samochodu.
- Wujku Vernonie, patrz na drogę! - krzyknął, gdy Vernon schylił się, by wziąć wciąż w połowie pełną butelkę whisky leżącą pod jego stopami.
- ZAMKNIJ SIĘ, CHŁOPCZE! - wrzasnął, wciąż szukając butelki. Harry z przerażeniem obserwował, jak zjechali na sąsiedni pas, prosto naprzeciw nadjeżdżającej ogromnej ciężarówki. Szeroko otwartymi oczyma patrzył, jak światła są coraz bliżej i bliżej, słyszał wycie klaksonu, aż w końcu TRACH! Ciężarówka uderzyła w tę część samochodu, w której siedział Harry. Poduszki powietrzne wystrzeliły i chłopak uderzył w nie mocno głową, wiedząc, że prawdopodobnie ocaliły mu życie. Po chwili samochód zaczął się turlać. Raz, dwa, trzy razy, zanim w końcu się zatrzymał i stanął prosto na poboczu. Harry ledwie był w stanie poczuć ból i krew wypływającą z jego własnych ran, zanim osunął się w ciemność.

XxXxXxXxXxXx

Obudził się, słysząc głośne dźwięki ludzi krzyczących wokoło i ponownie czując padający deszcz. Syreny i światła ambulansów rzucały niesamowitą poświatę nad krajobrazem i hałasem połączonym z krzykiem ludzi. Harry zauważył, że jego wujka nie ma i że drzwi od strony pasażera zostały usunięte, dzięki czemu można było się dostać do wnętrza samochodu. Nagle obok niego pojawiła się dwójka młodych ludzi, mężczyzna i kobieta.
- Hej chłopcze, rozumiesz mnie?- spytała życzliwie dziewczyna. Harry chciał kiwnąć głową, ale powstrzymał go ból.
- Nie ruszaj szyją! - powiedział mężczyzna, zakładając wokół jego karku kołnierz ortopedyczny.
- Możesz podać mi swoje imię?- spytała kobieta, przecinając pas bezpieczeństwa.
- H-Harry - wychrypiał. Miał problemy z oddychaniem i czuł, jakby ktoś wbił mu pręt w plecy. Brak powietrza był przytłaczający, zupełnie jakby ktoś siedział mu na klatce piersiowej. Zaczął panikować.
- Dobrze więc, Harry, wyciągniemy cię stąd tak szybko, jak to tylko jest możliwe, ale musisz z nami współpracować. Gdzie najbardziej cię boli?- spytała sanitariuszka.
- Nie mogę… oddychać… - próbował odpowiedzieć.
- W porządku, mój partner zaraz to naprawi, obiecuję. Na razie jednak musimy założyć ci gorset ortopedyczny, ponieważ sądzimy, że masz uszkodzony kręgosłup. Może trochę zaboleć, gdy będziemy cię przenosić, ale musimy położyć cię na noszach - poinformowała go, gdy wraz z drugim sanitariuszem zaczęli go podnosić. Gdyby Harry miał na to wystarczająco dużo oddechu, zacząłby krzyczeć. Kiedy mężczyzna przepchnął mu coś przez żebra i wbił w płuco, wrzasnął.
- Dostał szoku! John, zabierz nas natychmiast do szpitala! - zawołał Jackie do kierowcy. Gdy tylko tam dotarli, dwoje sanitariuszy - Alex i Jackie - zawiozło go na izbę przyjęć. Od razu zostali otoczeni przez grupę lekarzy. Alex i Jackie wrócili do ambulansu, uprzednio informując ich o tym, co się stało i wszelkich obrażeniach, jakie zaobserwowali. Harry był niepomny wszystkiego, o czym mówili.

Obudził się kilka dni później w sali szpitalnej. Na plecach miał dziwne urządzenie, które uniemożliwiało mu jakiekolwiek ruchy, podobnie jak kołnierz na szyi. Miał jedną rurkę w gardle, a drugą w nosie. Obok niego znajdowała się kroplówka, z której krew ciekła przez kolejną rurkę do jego ciała. Lewą nogę miał w gipsie, a całe jego ciało pokryte było skaleczeniami i siniakami. Gdy rozglądał się po sali na tyle, na ile pozwalały mu kołnierz i gorset ortopedyczny, do środka weszła sympatycznie wyglądająca kobieta.
-Witaj. Harry, mam rację?- Harry próbował kiwnąć głową, ale kołnierz mu to uniemożliwił.
- Jestem doktor Deveau. Nie próbuj się ruszać, Harry. Obawiam się, że masz poważne obrażenia kręgosłupa. Przykro mi to mówić, ale twój rdzeń kręgowy został uszkodzony, a szczególnie nerwy kontrolujące dolne partie ciała - powiedziała.- Jesteś sparaliżowany od pasa w dół - zamilkła na chwilę, by wiadomości mogły dotrzeć do Harry'ego.
- Masz również złamane dwa żebra i nogę. Jedno żebro przebiło płuco i dlatego nie mogłeś oddychać. Również dlatego masz tę rurkę w gardle. Nazywa się to respiratorem. Jakiekolwiek ruchy w tym momencie mogłyby pogorszyć obrażenia lub sprawić, że żebra nie zrosłyby się prawidłowo, więc leż spokojnie. - Harry był oniemiały. Sparaliżowany? Nie, to niemożliwe. Jak mógłby być sparaliżowany?
- Twój wujek wyszedł z wypadku z kilkoma obrażeniami, ale aktualnie przebywa w więzieniu. Poza ciężarówką, która w was uderzyła, w wypadku brał udział jeszcze jeden samochód. Jego pasażer zginął, zaś kierowca jest w stanie krytycznym. Kierowca ciężarówki został wczoraj zwolniony ze szpitala. Znaleźliśmy dowody, że twój wujek był pijany, gdy prowadził i jest oskarżony o zabójstwo. Kiedy już będziesz mógł mówić, inspektorzy przyjdą, by wypytać cię o okoliczności wypadku. Upewnij się, że nie ruszasz się więcej, niż jest to absolutnie konieczne - powiedziała lekarka, próbując odpowiedzieć na wszelkie pytania, jakie mógłby mieć Harry.
Harry nie był w stanie zwalczyć łez, które pojawiły się, gdy lekarka opuściła salę. Jego całe życie zostało zniszczone w mniej niż minutę. Kiedy łzy zamieniły się w szloch, zaczął dławić się rurką. Puls widoczny na monitorze zaczął przyspieszać i pielęgniarka wbiegła do pomieszczenia. Harry zemdlał chwilę potem z powodu braku tlenu i szoku spowodowanego kondycją swego organizmu.

Po tygodniu odłączyli go od respiratora. Znów mógł używać swojego głosu, ale był on szorstki i ochrypły. Lekarze pytali się Harry'ego, czy jest ktoś, z kim mogliby się skontaktować w jego sprawie po tym, jak ciotka Petunia odmówiła przyjęcia go do domu po wyjściu ze szpitala. Dał im adres pani Figg. Jednak szczęście nie było chyba po jego stronie. Okazało się, iż pani Figg była pasażerką tego samochodu, w który uderzył Vernon po tym, jak został staranowany przez ciężarówkę. Umarła na skutek wstrząsu.
Po wyjściu pielęgniarki Harry'ego odwiedziło dwóch inspektorów, by wypytać się go o to, co dokładnie się wydarzyło. Chłopak wyjaśnił, że wuj odebrał go wtedy z pracy. Kiedy zapytali, dlaczego wsiadł do samochodu wiedząc, że Dursley był pijany, odparł, że Vernon bywał brutalny pod wpływem alkoholu i Harry nie chciał go denerwować. To doprowadziło do nowych pytań o to, czy wuj znęcał się nad Harrym. Chłopiec powiedział im, że nigdy nie był maltretowany fizycznie, ale jego słowa wywołały jeszcze więcej pytań. W końcu policjanci dowiedzieli się, że był zaniedbywany i słownie poniżany jako dziecko. Harry za swoje nadprogramowe wyznania winił środki przeciwbólowe, przez które czuł się ogłupiony.
-Cześć Harry. Jak się czujesz? Jakiś ból albo dyskomfort?- spytała doktor Deveau, kiedy następnego dnia przyszła sprawdzić, jak się ma jej pacjent.
- Wszystko w porządku- odpowiedział.
- Będziesz musiał pozostać w szpitalu do momentu, aż twój kręgosłup będzie całkowicie wyleczony, co może potrwać jeszcze trzy miesiące. Przez ten czas musisz pozostać w łóżku ze względu na gorset, którego nie możemy zdjąć, dopóki nie będziemy mieli pewności, że nie pogorszysz swoich obrażeń. Kiedy już będziesz wyleczony, a my nadal nie znajdziemy nikogo, kto mógłby się tobą zaopiekować, przeniesiemy cię do centrum rehabilitacji. Tam pokażą ci, jak radzić sobie z niepełnosprawnością, na przykład ucząc, jak posługiwać się wózkiem inwalidzkim oraz podnosić się za pomocą ramion - poinformowała go lekarka. Harry pozostał cicho, gdy ponownie skontrolowała jego stan i w końcu wyszła z pomieszczenia.

Dwa dni po przesłuchaniu inspektorzy wrócili, informując Harry'ego, że zarówno Vernon jak i Petunia oskarżeni są o zaniedbywanie opieki nad dzieckiem. Dudley został przygarnięty przez ciotkę Marge, podczas gdy jego rodzice czekali na proces. Niestety, albo może szczęśliwie dla Harry'ego, kobieta nie zgodziła się go przyjąć. Chłopak spytał, czy ktoś mógłby odzyskać jego rzeczy, które były bezpiecznie schowane w kufrze.
Po następnym tygodniu uznano, że stan Harry'ego jest na tyle dobry, że można go przenieść z oddziału intensywnej terapii. Płuco było całkowicie wyleczone, a plecy w dobrym stanie. Obydwa jego żebra i noga zrosły się prawidłowo. Jedna z pielęgniarek uważnie sprawdziła wszystkie paski na gorsecie, upewniając się, że są spięte ciasno. Później trzy pielęgniarki chwyciły prześcieradło, na którym leżał i, odliczając do trzech, podniosły go z łóżka poczym przełożyły na wózek szpitalny. Proces ten został powtórzony na oddziale długotrwałej terapii, po czym Harry znów został sam.

XxXxXxXxXxXxX

- Cześć Harry - odezwał się głos. Harry nie musiał nawet patrzeć, by wiedzieć, do kogo należy. To był Jeremy, jeden z pielęgniarzy opiekujących się nim podczas pobytu w szpitalu. Minęły już prawie dwa tygodnie, odkąd leżał na oddziale długotrwałej terapii, a on nadal nie dostał jakiejkolwiek wiadomości ze świata magii. Hedwiga też się jak dotąd nie pokazała.
- Czas na twoje leki - powiedział młody pielęgniarz, wkładając Harry'emu do buzi dwie tabletki i przystawiając mu do ust szklankę z wodą, by mógł je popić. Musiał zażywać je przed każdym posiłkiem, by zniwelować ból w dole pleców. Wciąż nie mógł siadać czy ruszać rękoma. Nawet gdyby pozwolono mu poruszać nogami, to i tak nie mógłby tego zrobić. Nawet ich nie czuł.
- Dziś na kolację jest pieczeń wołowa z marchewką i biszkopt - Jeremy poinformował Harry'ego, zanim zaczął go karmić. Przez pierwszy tydzień czarodziej był niesamowicie zakłopotany tym, że Jeremy musiał go karmić i pomagać mu praktycznie we wszystkim poza oddychaniem. Jednakże pielęgniarz zachowywał się tak, jakby nie był to dla niego żaden problem i po pewnym czasie Harry przywykł do jego opieki.
- Jesteś pewien, że nie chcesz podać nam nazwy swojej szkoły, Harry? Ktoś stamtąd na pewno mógłby ci pomóc - Harry kontynuował jedzenie w ciszy. Nie odzywał się zbyt wiele, od kiedy przeniesiono go na ten oddział. Nie miał dużo do powiedzenia, a gdyby kiedykolwiek wspomniał o Szkole Magii i Czarodziejstwa, to był pewny, że jego następnym przystankiem byłby oddział psychiatryczny.
- Harry, zdajesz sobie sprawę, że jako niepełnoletni zostaniesz wysłany do sierocińca po zakończeniu leczenia? - spytał pielęgniarz. Harry nie odpowiedział. Jeremy od dłuższego czasu próbował skłonić go do rozmowy, ale chłopak miał depresję i nie chciał się do nikogo odzywać. Mężczyzna westchnął i zebrał naczynia po posiłku Harry'ego.
- Dobranoc, Harry - powiedział, wychodząc z sali. Harry nie odpowiedział. Był przekonany, że gdyby Zakon dowiedział się, że coś było nie tak, już dawno by go znaleźli. Tylko, że on sam nie wiedział, czy chce, aby go odnaleziono. Trudno mu było pogodzić się z utratą nóg. Był pewien, że gdyby go odnaleźli, jego niepełnosprawność zostałaby szeroko opisana w „Proroku Codziennym”. Nie chciał stawiać czoła reakcji jego przyjaciół. Nie chciał, by wiedzieli, że jest kaleką.

Rozdział 2
Kilka dni później Harry usłyszał, jak kilka osób wślizguje się do sali. Skierował na nich swój wzrok na tyle, na ile pozwalał mu kołnierz. Byli to Dumbledore, Tonks, Moody, McGonagall i, ku niezadowoleniu Harry'ego, Snape. Wszyscy wyglądali dość dziwnie w mugolskich ubraniach.
- Wyjdźcie - powiedział głosem zachrypniętym z powodu rzadkiego odzywania się.
- Typowy Potter. Odmawia pomocy, gdy wyraźnie jej potrzebuje. Coś nie tak, Potter? Nie możesz znieść tego, że inni widzą cię, gdy jesteś słaby? - zadrwił Snape. Harry zamknął oczy, walcząc ze łzami. Nienawidził się za tę reakcję, ale od czasu wypadku nie potrafił kontrolować swoich emocji.
- Wystarczy, Severusie. Harry, co się stało? - zapytał smutno Dumbledore. Większość przybyłych wpatrywała się ze strachem w duży metalowy gorset. W gorset lub w dużą bliznę na jego klatce piersiowej, powstałą po tym, jak wbili mu rurki w zniszczone płuco.
- Vernon był pijany - odparł chłopak. Wiedział, że ta odpowiedź ich nie usatysfakcjonowała.
- Co masz na plecach? - zapytała Tonks. Harry nie odpowiedział, po prostu wpatrywał się w sufit.
- Cóż, Potter, zamierzasz może wstać, żebyśmy mogli już opuścić to miejsce, czy też chcesz wywiercić wzrokiem dziurę w suficie? - spytał Snape, marszcząc brwi.
- Nie mogę.
- Czego nie możesz, Harry? - dociekała Tonks. Potter nie odpowiedział i na moment w pomieszczeniu zapanowała cisza. Została ona jednakże przerwana w momencie, gdy ktoś otworzył drzwi do sali.
- Cześć. Jesteście przyjaciółmi Harry'ego? - spytał nowy głos. To był Jeremy.
- Można tak powiedzieć - odparł Moody.
- Dam mu tylko leki i zaraz stąd znikam - powiedział pielęgniarz, idąc w stronę łóżka chłopaka. Harry otworzył usta i Jeremy dał mu tabletki i wodę do popicia.
- Potrzebujesz czegoś, Harry? - spytał pielęgniarz. Harry nie zareagował. Jeremy westchnął i odszedł od niego.
- Przepraszam, panie…- zaczął Dumbledore, zanim chłopak zdążył opuścić pomieszczenie.
- Niech mi pan mówi Jeremy. Jestem jednym z pielęgniarzy Harry'ego.
- Dobrze więc, Jeremy, mógłbyś nam może w takim razie powiedzieć, co stało się z obecnym tu młodym Harrym? Nie chce najwidoczniej o tym rozmawiać - poprosił dyrektor.
- Nie mam mu tego za złe. Harry, masz coś przeciwko, żebym im powiedział? - spytał Jeremy. Harry nie odpowiedział i pielęgniarz westchnął.
- Zapewniam cię, że możesz nam powiedzieć. Jestem dyrektorem jego szkoły i obecnie opiekunem prawnym, jako że Dursleyowie nie mogą już pełnić tej funkcji.
- W takim razie w porządku. Krótka wersja, czy długa? - zapytał Jeremy.
- Wolałbym długą - odrzekł Dumbledore.
- Jakiś miesiąc temu miał miejsce wypadek samochodowy. Wuj chłopca był pijany i zjechał na sąsiedni pas. Ciężarówka uderzyła w nich od strony pasażera, czyli tam, gdzie siedział Harry. Miał złamane dwa żebra, jedno z nich przebiło płuco, niszcząc je, ale to już udało nam się naprawić. Może mieć problemy przy głębszym oddychaniu, ale poza tym wszystko powinno być w porządku. Jedna z jego nóg również była złamana, ale nastawiliśmy ją prawidłowo i kość się już praktycznie zrosła. Najgorszych obrażeń doznał rdzeń kręgowy, ponieważ jest przerwany. Obawiam się, że Harry jest sparaliżowany od pasa w dół. Będzie musiał pozostać w szpitalu do momentu, aż wyleczymy jego plecy, co może potrwać jeszcze kilka miesięcy. Do tego czasu nie wolno mu się ruszać i dlatego ma na sobie ten metalowy gorset. Inspektorzy, którzy zajmują się sprawą o prowadzenie pod wpływem alkoholu, odkryli również, że był zaniedbywany przez bliskich, o czym już chyba wiecie - wyjaśnił cicho Jeremy.
- Zaniedbywany? - zapytał Snape z drwiną w głosie.
- Wygląda na to, że nie odżywiał się odpowiednio, a większość jego ubrań była używana i nie pasowała na niego. Na drzwiach jego sypialni znajdowało się kilka zamków, żeby móc go w niej zamknąć. Czasami był zmuszany do pracy fizycznej. Kiedy go tu przywieziono po wypadku, ważył mniej niż czterdzieści sześć kilogramów, co może, choć nie musi, wpłynąć na to, jak szybko wyzdrowieje - Harry zignorował zdziwione westchnienia. - Zarówno jego wuj, jak i ciotka, są oskarżeni o zaniedbywanie dzieci. Jeśli chcecie, zostawię was samych z Harrym, ale obawiam się, że, podobnie jak dotychczas, nie powie nic więcej poza pojedynczym zdaniem - powiedział pielęgniarz i, gdy Dumbledore kiwnął głową, wyszedł z pomieszczenia.
- Nimfadoro, bądź tak miła i aportuj się do Świętego Munga i sprowadź uzdrowiciela dla Harry'ego - poprosił dyrektor, zamykając przy tym drzwi od szpitalnej sali. Tonks kiwnęła głową i szybko się deportowała.
- Harry, czy to wszystko było prawdą?- zapytał Dumbledore.
- Co? To, że byłem wykorzystywany i poniżany przez te wszystkie lata tuż pod pańskim nosem? To, że Vernon jest zatwardziałym alkoholikiem? Czy może to, że teraz jestem cholernym kaleką? - spytał gorzko Harry. Mógł praktycznie poczuć to, jak obecni w pomieszczeniu czarodzieje się wzdrygnęli.
- Przepraszam, Harry. Tarcza ochrona została stworzona, by chronić cię przed Voldemortem i śmierciożercami. Nigdy nie sądziłem, że będziesz potrzebował ochrony przed własną rodziną - powiedział smutno Dumbledore. Chwilę potem aportowała się Tonks wraz z uzdrowicielem ze Świętego Munga. Dumbledore szybko streścił mu obrażenia Harry'ego.
- Obawiam się, że nie możemy cofnąć paraliżu, jeśli obrażenia powstały tak dawno. Nawet w najlepszych warunkach uszkodzenia rdzenia kręgowego są niełatwe do naprawienia. Jako że w tym przypadku część obrażeń została uleczona mugolskim sposobem, nie mogę naprawić nerwów. Mogę jedynie na tyle wyleczyć jego kręgosłup, żeby mógł poruszać pozostałymi partiami ciała. Co do reszty obrażeń, te też mogę uleczyć - orzekł uzdrowiciel. Dumbledore kiwnął głową, by dać do zrozumienia, że się zgadza, a Tonks i Moody wyszli z sali, aby przyprowadzić mugolskiego lekarza. Harry był przybity wieścią, że pozostanie niepełnosprawny. Typowe. Magia potrafiła odebrać tak wiele rzeczy, ale rzadko je zwracała.
Gdy uzdrowiciel pracował, jeden z mugolskich lekarzy, który prawdopodobnie był czarodziejem mugolskiego pochodzenia, charłakiem lub przynajmniej wiedział o świecie magii, został przyprowadzony, by zdjąć gorset i kołnierz, dzięki czemu uzdrowiciel mógł uleczyć plecy Harry'ego. Na pracowników rzucono zaklęcia zmieniające pamięć, tak by zapomnieli o młodym pacjencie i cała grupka opuściła szpital, z Harrym na wózku inwalidzkim prowadzonym przez McGonagall.
Doprowadzili go do dużego, błyszczącego, czarnego samochodu, wyraźnie ulepszonego za pomocą magii. Czuł się niesamowicie zażenowany, gdy Snape podniósł go z wózka i posadził na tylnym siedzeniu, siadając obok niego. McGonagall usiadła po drugiej stronie chłopca. Moody i Dumbledore usadowili się z przodu razem z Tonks, która prowadziła. Harry czuł się niezbyt komfortowo, znajdując się obok profesora Snape'a, ale odkrył, że nie może się odsunąć. Tak w zasadzie, to nawet nie czuł swoich nóg. Uderzył się lekko w jedną z nich i zadrżał, gdy nie niczego nie poczuł.
- Co ty wyrabiasz, Potter?- spytał Snape.
- Nie czuję ich - odparł cicho chłopak.
- To chyba normalne, kiedy jest się sparaliżowanym - powiedział Mistrz Eliksirów.
- Zostaw to dziecko w spokoju. Jak ty byś się czuł, gdybyś nagle stracił czucie w nogach? - wtrąciła się Tonks. Snape ją zignorował.
Wkrótce potem zatrzymali się przed Grimmuald Place. Snape ponownie wyjął Harry'ego z samochodu i posadził na wózku, zaś Tonks popchnęła go w stronę domu. W pewnym momencie Harry'ego ogarnęło mnóstwo obaw. Co pomyślą Ron i Hermiona? Jak zareagują na to, że jest niepełnosprawny? Że jest kaleką? Nie powiedział jednak ani słowa, gdy weszli do budynku.
- Harry! - krzyknął jakiś głos. Ron i Hermiona biegli w jego stronę, wraz z Ginny i bliźniakami depczącymi im po piętach.
- Co się stało, Harry? Słyszeliśmy, że byłeś w szpitalu - powiedział Ron. Harry nie odpowiedział. Nie musiał, jako że pani Weasley wpadła do pokoju i mocno go przytuliła.
- Och, Harry, tak mi przykro. Nie powinniśmy byli nigdy odsyłać cię z powrotem do tych mugoli. Powinieneś trochę odpocząć, przed chwilą wyszedłeś ze szpitala. Przygotowaliśmy dla ciebie pokój na parterze. Mam nadzieję, że ci to pasuje? - oznajmiła pani Weasley.
- W porządku - odpowiedział Harry. Kobieta poprowadziła go korytarzem i wprowadziła do pokoju z wielkim łóżkiem. Z jej pomocą Harry wydostał się z wózka i położył się w pościeli. Zarumienił się lekko, gdy mama Rona pomogła mu przebrać się w piżamę.
- Proszę bardzo. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, nie bój się i wołaj kogoś z nas - powiedziała, wychodząc z pokoju. Chwilę potem Harry znów popadł w rozpacz z powodu swoich nóg. W szpitalu miał na sobie gorset i nie mógł się w ogóle ruszać. Teraz, kiedy już nie był ograniczony, poczuł cały ciężar swego problemu. Nie był nawet w stanie przewrócić się do wygodniejszej pozycji.
Jak on ma teraz żyć? Nie będzie w stanie dostać się tam, gdzie będzie chciał. Cholera, jak on ma teraz poruszać się po Hogwarcie z tymi wszystkimi schodami, szczególnie, że dormitorium Gryffindoru znajdowało się w wieży? I Quidditch. Będzie musiał całkowicie rzucić latanie i nauczyć się zupełnie nowego sposobu na poruszanie się w otaczającym go świecie.

XxXxXxXxXxXx

- Pozwól mu zostać tutaj z nami, Albusie - błagała Molly. Kilku członków Zakonu, głównie ci, którzy znaleźli Harry'ego, plus państwo Weasley, dyskutowało nad tym, co zrobić z chłopcem.
- Przykro mi, Molly, ale to nie byłoby najlepsze dla Harry'ego. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuje, jest nadopiekuńczość. Musi się nauczyć, jak radzić sobie z nowymi ograniczeniami, musi nauczyć się polegać na sobie. I szczerze wątpię w to, że chciałby zostać właśnie tu, gdzie wszystko przypomina mu o Syriuszu.
- Więc gdzie go wyślesz? Remus jest często na misjach i, nie obrażając go, wilkołak nie będzie raczej w tym momencie najlepszym opiekunem dla Harry'ego. Co, jeśli coś się wydarzy podczas pełni? Jedynym innym wyjściem jest Hogwart, ale nie możemy liczyć na to, że profesor zawsze tam będzie, a Harry potrzebuje teraz kogoś, kto byłby przy nim przez cały czas - powiedziała pani Weasley.
- Zastanawiałem się, czy może ty, Severusie, miałbyś coś przeciwko temu, żeby przygarnąć młodego Harry'ego? - spytał Dumbledore ubranego na czarno czarodzieja, stojącego w głębi pokoju.
- Mówisz poważnie, Albusie? A co z Czarnym Panem? - zapytał Snape.
- Już ci nie ufa, Severusie, nie widzę więc powodu, abyś miał dłużej narażać swoje życie. Twoja posiadłość ma wystarczająco dużo osłon, by powstrzymać Voldemorta i śmierciożerców, jeśli tylko zmodyfikujesz swoje połączenie z siecią Fiuu. Jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać, że nauczy Harry'ego, jak przetrwać, zamiast go rozpieszczać. Wiem, że miałeś kiedyś przyjaciela w podobnej sytuacji - stwierdził Dumbledore. Snape był oszołomiony. Dumbledore pozwolił mu się wycofać. Nie musiałby już dłużej szpiegować. Mógłby wrócić do swojego poprzedniego życia. Ale, oczywiście, tkwił w tym pewien haczyk. Musiał zająć się tym bachorem, Potterem. Może w swoim nowym… stanie… będzie mniej irytujący. - Nie można tak po prostu opuścić szeregów Czarnego Pana, Albusie. Beze mnie nie będziemy mieli nikogo wewnątrz - odparł Snape.
- Mam na to rozwiązanie, Severusie. Jeden z twoich Ślizgonów przyszedł do mnie pod koniec zeszłego roku szkolnego, prosząc o ochronę przed swoim ojcem, który chciał, by chłopiec został śmierciożercą. W końcu zdecydował się przyjąć Mroczny Znak i zostać szpiegiem. Mówiąc Voldemortowi, kto z jego sług odpowiedzialny jest za przecieki, zostanie dopuszczony do wewnętrznego kręgu, a ty będziesz mógł odejść - wyjaśnił Dumbledore. Padło jeszcze parę argumentów za i przeciw, aż w końcu wszyscy obecni zgodzili się, że Snape był najlepszym kandydatem.
- A więc ustalone - ogłosił Dumbledore. - Może powinieneś poświęcić jutrzejszy dzień na urządzanie pokoju dla Harry'ego, tak, byś mógł go zabrać tego samego wieczora lub następnego dnia rano?
- W porządku, Albusie - westchnął zrezygnowany Snape.
- Wspaniale!
XxXxXxXxXxXx

Harry większość następnego dnia spędził w łóżku. Spał do późna, więc Hermiona, Ron, Ginny oraz bliźniacy przynieśli mu lunch.
- Harry, proszę, powiedz nam, co się stało? - spytała Hermiona. - Czemu jesteś na wózku inwalidzkim?
- Jestem sparaliżowany - odparł bez owijania w bawełnę.
- C-co?- niedowierzała.
- Sparaliżowany. Paraliż. Nie mogę ruszać moimi własnymi cholernymi nogami! - wypluł gorzko.
- Och, Harry, tak mi przykro! - powiedziała dziewczyna. Zarówno ona, jak i Ginny, przytuliły go mocno.
- Nie ma powodu - odwarknął.
- Harry! Nie musisz być wobec nich taki chamski. Próbują jedynie pomóc - wtrącił się Ron. Brunet nie odpowiedział i przez chwilę siedzieli w ciszy.
- Przepraszam. Po prostu nie czuję się najlepiej - usprawiedliwił się Potter.
- W porządku, Harry. Całe twoje życie wywróciło się do góry nogami. Nie winię cię za to - odparła Hermiona.
- Zostaję tutaj? - spytał cicho. Nienawidził przebywania w domu Syriusza.
- Nie. Przykro mi, stary, ale wysyłają cię do Snape'a. Jak dla mnie, to oni oszaleli - odpowiedział Ron.
- Snape? - zapytał Harry. Ron kiwnął głową i Potter jęknął - Nie przeżyję tego lata.
- Nie martw się, damy ci sporo naszych produktów, żebyś mógł je na nim wypróbować - powiedział George.
- Naprawdę, jeśli Dumbledore mu ufa, to on musi być osobą, która teraz najlepiej się tobą zajmie. Jestem pewna, że jest cała masa zaklęć, jakich może cię nauczyć, by pomóc ci funkcjonować w otoczeniu. I nie będziesz musiał zostawać tutaj - dodała Hermiona.
- Pewnie masz rację - powiedział Harry. - Zawsze ją masz - zauważył, że nie może znaleźć zbyt wielu minusów mieszkania u Snape'a. Gdyby został tutaj, to miał pewność, że znalazłby się w środku gigantycznego, oszalałego tłumu, w którym każdy będzie potykał się z pośpiechu, aby mu pomóc, a to nie było coś, czego pragnął. Chciał przez chwilę być sam, a potem nauczyć się, jak sobie pomóc. Wszystkie te seriale, które nieustannie oglądała ciotka Petunia, uświadomiły mu, że są gorsze rzeczy i to, co się stało, to nie koniec świata.

Rozdział 3

Tego samego wieczora Snape zjawił się ponownie w kwaterze głównej, by zabrać stamtąd Harry'ego. Chłopak uwolnił Hedwigę, która przybyła na Grimmuald Place jakiś czas po nim, wiedząc, że odnajdzie go, gdziekolwiek będzie teraz mieszkał. Severus z łatwością posadził go na wózku i wprowadził do salonu, gdzie pożegnali się ze wszystkimi.
- Trzymaj się mocno, Potter, użyjemy świstoklika - powiedział Snape, wyciągając w stronę młodszego czarodzieja stary zegarek. Harry niechętnie chwycił go jedną ręką, drugą zaś przytrzymywał się obręczy. Chwilę potem wylądowali w niewielkim, skromnie umeblowanym salonie, w którym dominującymi kolorami były zieleń i czerń.
- Nie zamierzam cię rozpieszczać podczas twojego pobytu tutaj, Potter. Będę pomagał ci przez pierwsze kilka tygodni, ale liczę na to, że wkrótce znów będziesz mógł sam o siebie zadbać. Nauczę cię zaklęć, które pomogą ci w codziennym życiu. Mogą się one okazać przydatne także w Hogwarcie, więc mam nadzieję, że przyłożysz się do nich bardziej niż do Oklumencji.- Po tej krótkiej przemowie Snape poprowadził go korytarzem do pokoju, w którym zdecydowanie dominował kolor błękitny. Pod ścianą stało duże łóżko z kolumienkami, zaś za następnymi drzwiami znajdowała się łazienka, do której profesor wprowadził Harry'ego. W niektórych miejscach na ścianach zamontowane były uchwyty, takie same jak w toaletach publicznych przeznaczonych dla niepełnosprawnych.
- Będziesz musiał nauczyć się, jak wykonywać wszystkie czynności tylko za pomocą rąk. Uchwyty pomogą ci poruszać się w łazience. Będziesz potrzebował niewielkiego treningu, by wzmocnić siłę mięśni w wyższych partiach ciała, co znacznie zwiększy twoje możliwości ruchu. Teraz zostawię cię samego, byś mógł się zadomowić. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, wezwij skrzata domowego, Żużla. On będzie wiedział, gdzie mnie znaleźć, gdyby konieczna była moja pomoc - wyjaśnił Snape.
- Dobrze, proszę pana - odparł Gryfon.
- Osłony wokół domu umożliwiają ci używanie magii bez wiedzy Ministerstwa - dodał profesor, wychodząc z pokoju.
Harry nie bardzo wiedział, co ma ze sobą zrobić. Nieco niezdarnie podjechał do swojego kufra i wyciągnął z niego kilka podręczników. Równie dobrze mógłby odrobić pracę domową zadaną na wakacje. Kładąc na kolanach książki, kilka zwojów pergaminu, atrament i pióro, skierował się w stronę stojącego w rogu pomieszczenia biurka. Nie stało przy nim żadne krzesło, więc chłopak z łatwością przysunął się do niego i zaczął pracować. Zauważył, że dość szybko przyzwyczajał się do poruszania na wózku.
Po stosunkowo krótkim czasie był całkowicie wyczerpany. Ostatnie kilka tygodni spędził w łóżku i jego mięśnie łatwo się męczyły. Niechętnie przywołał skrzata domowego, który z kolei sprowadził Snape'a.
- Czego chcesz, Potter? - warknął Mistrz Eliksirów.
- Chyba nie mogę wydostać się z wózka - odparł Harry.
- A próbowałeś?
- Nie.
- To na co czekasz?
- Muszę się przebrać - powiedział Gryfon. Snape przewrócił oczami i machnął różdżką, dzięki czemu strój Harry'ego zamienił się na szare spodnie od piżamy i ślizgońsko zielony t-shirt. Powoli i nieporadnie zbliżył się do łóżka, szukając czegoś, na czym mógłby się oprzeć. Obok stał mały, ale stabilnie wyglądający stolik. Potter oparł o niego jedną rękę i pochylił się, by drugą dosięgnąć materaca. Spróbował się podnieść, ale udało mu się jedynie przesunąć o kilka cali, zanim jego mięśnie zaprotestowały.
- Żałosne - skomentował Snape.
- Przez ostatni miesiąc byłem przykuty do łóżka, profesorze, wydaje mi się więc, że to jest raczej normalne. Zapomniał pan najwidoczniej, że przez cztery tygodnie miałem na sobie gorset, który uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch - odciął się chłopak. Starszy czarodziej uśmiechnął się drwiąco i od niechcenia położył Harry'ego na posłaniu.
- Od jutra zaczniesz pracować nad swoimi mięśniami - powiedział Severus i wyszedł z pokoju, gasząc po drodze światło.
Około dziewiątej Snape obudził Harry'ego, mrucząc pod nosem coś na temat leniwych bachorów. Użył tego samego zaklęcia, co poprzedniego wieczora, by przebrać chłopaka, po czym podniósł go z łóżka i niezbyt delikatnie posadził na wózku.
- Nie zamierzam wozić cię przez cały dzień, musisz sam zacząć za mną nadążać - powiedział Snape i opuścił sypialnię. Gryfon chciał za nim pojechać, ale utknął w drzwiach. Po kilku niezgrabnych próbach udało mu się w końcu wydostać na korytarz, na końcu którego zobaczył Mistrza Eliksirów. Tak szybko, jak tylko był w stanie, próbował dogonić profesora, ale było to praktycznie niemożliwe, jako że ten szedł dość szybko, a on sam nie był przyzwyczajony do wózka inwalidzkiego. Kiedy w końcu udało mu się dotrzeć do Snape'a stojącego już w innych drzwiach, jego ramiona osłabły z wysiłku.

Z drwiną wypisaną na twarzy profesor otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Potter podążył za nim, ostrożnie manewrując wózkiem, by ponownie się nie zaklinować. W środku znajdowało się kilka sprzętów do ćwiczeń, coś, czego chłopak nie spodziewał się ujrzeć w rezydencji Snape'a.
Starszy czarodziej krótko wyjaśnił Harry'emu plan jego treningów. Najpierw miał wykonać kilka ćwiczeń rozciągających, potem zacząć podnosić, ważące po półtora kilograma, ciężarki. Gdy będzie w stanie podnieść je dwadzieścia razy bez przerwy, ich waga zostanie zwiększona o kilogram i według tego schematu będzie stopniowo rosła. Teraz mógł je unieść jedynie dziesięć razy. Później ćwiczył na paru urządzeniach, z których każde wzmacniało inne partie mięśni i, tak samo jak przy ciężarkach, stopień trudności miał zwiększać się proporcjonalnie do jego możliwości. Kiedy skończył wszystkie ćwiczenia, był kompletnie wyczerpany, a jego ramiona lekko drżały.
- Codziennie rano będziesz tu pracował nad siłą swoich rąk. Jeśli będziesz się obijał, dowiem się o tym. Mam nadzieję, że nie jest to dla ciebie zbyt trudne do zapamiętania? - spytał Snape.
- Nie, proszę pana - odparł Harry. - Eee… profesorze?
- Tak, Potter? - odwarknął Severus.
- Co mam robić przez resztę dnia?
- Jestem pewien, że znajdziesz sobie coś do roboty. Nie wchodź mi jedynie w drogę i nie zepsuj niczego - odrzekł nauczyciel i wyszedł z pomieszczenia. Gryfon westchnął i skierował się w stronę swojej sypialni. Jego ręce były niesamowicie zmęczone, kilka razy również pomylił drogę, jednak w końcu udało mu się dotrzeć na miejsce.
Gdy wjechał do pokoju, nie wiedział za bardzo, co ma ze sobą zrobić. Chciało mu się spać, ale nie miał pojęcia, jak wydostać się z tego cholernego wózka. Nie zamierzał też wołać Snape'a. W końcu, ogarnięty frustracją, wyciągnął różdżkę i rzucił na siebie zaklęcie lewitujące. Czar zadziałał i już po chwili leżał na łóżku. Lądowanie co prawda nie było zbyt przyjemnie, jako że zaklęcie nie było zbyt silne i spadł z wysokości jednego metra na materac, ale był zbyt wyczerpany, by się tym przejąć i już po kilku sekundach zapadł w sen.
Kilka godzin później Snape polecił jednemu ze skrzatów, by sprawdził, jak się ma jego podopieczny. Kiedy dowiedział się, że chłopak śpi, postanowił sam sprawdzić jego stan. Był nieco dumny z tego, że Gryfon samodzielnie dostał się do łóżka. To znaczyło, że się nie poddał i że nadal chce sobie pomóc. Pomimo całej swojej wcześniejszej nienawiści do chłopca, musiał przyznać, że Potter nie dawał tak łatwo za wygraną.
Harry obudził się koło południa i jego pierwszą myślą było to, że nie bardzo wie, jak dostać się z łóżka na wózek. Nie wierzył zbytnio w swoją celność i stwierdził, że przelewitowanie się na niego było dużo bardziej niebezpieczne niż na duży, miękki materac. Po chwili doszedł do wniosku, że przede wszystkim musi usiąść. Potem przesunął się na skraj posłania, pomagając sobie przy tym kolumienkami, które podtrzymywały baldachim. Odwrócił się przodem do wózka i spróbował na nim usiąść. Niestety, zapomniał wcześniej o hamulcach i krzesło odjechało kilkanaście centymetrów. Gdy Harry'emu już udało się odzyskać równowagę, ustawił hamulce i spróbował ponownie; tym razem mu się powiodło.
Pełen dumy, rzucił na siebie zaklęcie czyszczące i te, którego nauczył go Severus, by mógł zmieniać ubrania. Bardzo chciał wziąć normalną kąpiel, ale nie był pewien, czy sam by sobie poradził, a na pewno nie zamierzał pozwolić na to, by Snape go kąpał. Już sama ta myśl była śmieszna. Wyłączył hamulce i odjechał kawałek od łóżka, krzywiąc się na odgłos, jaki wydały jego nogi, gdy spadły z pościeli i uderzyły o wózek. Może i cały ten proces „wstawania” zajął mu pół godziny, ale udało mu się to zrobić samodzielnie.
Chwilę później w pokoju pojawił się Żużel, informując Harry'ego, że nadeszła pora na lunch. Chłopak podążył za skrzatem do pomieszczenia, które musiało robić za jadalnię. Wystrojem przypominało ono te niesamowicie fantazyjne pokoje z naprawdę długimi stołami, po których przeciwnych końcach mieli dziwny zwyczaj zasiadać bogaci ludzie. Żużel poprowadził go do miejsca prawie u szczytu stołu obok Snape'a. Brakowało tam krzesła czy dwóch i chłopak niezręcznie wsunął się w powstałą przestrzeń.
Wybór dań był dość duży i Gryfon, nie bardzo wiedząc, co wybrać, nałożył sobie po trochu tego samego, co Mistrz Eliksirów. Gdy kończył swój posiłek, Snape postawił na stole trzy buteleczki.
- A to po co? - spytał Potter.
- Pierwsza pomoże ci nadrobić brakujące kilogramy, druga zwiększy masę mięśni, a trzecia jest częścią leczenia twojego kręgosłupa. Dzięki niej będzie można zapobiec wszelkim komplikacjom - wyjaśnił Severus. Harry kiwnął głową i szybko przełknął mikstury, próbując zignorować ich obrzydliwy smak. Następnie nauczyciel przywołał do siebie książkę.
- Jeśli chcesz, tutaj znajdziesz informacje o paraliżach i zaklęcia, które mogą ci pomóc w codziennym życiu - powiedział i podał ją chłopcu.
- Dziękuję panu - odparł cicho chłopak.
- Możesz iść - rzekł Snape i szybkim krokiem wyszedł z jadalni. Harry położył książkę na kolanach i pojechał do pokoju. Po raz kolejny zaklinował się w drzwiach, a książka zsunęła się na podłogę. Zmarszczył brwi, próbując ją podnieść, ale nie mógł jej dosięgnąć. Cofnął się z przejścia i podjechał bliżej poradnika, ale wciąż nie był w stanie go chwycić. Spróbował jeszcze raz, tym razem ustawiając się pod innym kątem i wreszcie mu się udało. Lekko podirytowany, wjechał do środka i rzucił książkę na biurko, kompletnie ją ignorując. Nie miał zamiaru jej czytać. W jakiś sposób to wszystko wydrukowane na papierze stawało się dla niego zbyt realne.
Reszta dnia przebiegła spokojnie. Kolacja wyglądała mniej więcej tak samo jak lunch, z tą różnicą, że tym razem miał do wypicia tylko jedną miksturę - tę, która miała mu pomóc przytyć. Severus patrzył wilkiem, jak małą porcję jedzenia nałożył sobie Harry, ale nie skomentował tego nawet jednym słowem.
Wieczorem chłopak znów przymierzał się do przelewitowania się na łóżko, ale kiedy uniósł się na kilka centymetrów, zaklęcie zaczęło słabnąć. Nie chcąc wylądować na podłodze, przerwał czar, zanim znalazł się zbyt wysoko. Wzdychając, spróbował wydostać się z wózka, używając samych ramion, ale okazało się, że wciąż jest zbyt słaby, by poradzić sobie bez pomocy nóg. Ostrożnie przesunął się na jego krawędź i spróbował rzucić zaklęcie bardzo szybko.
Niestety, nie było ono wystarczająco prędkie, a on sam nie skupił się tak, jak powinien. Kiedy już wisiał w powietrzu, zaklęcie przestało działać, przez co spadł na ziemię i wylądował na wózku, przewracając go przy tym i powodując ogromny hałas. Leżał chwilę na podłodze, zanim spróbował się podnieść. Nie wyszło mu to, bo upadł pod dziwnym kątem i nie mógł uwolnić nóg, które utknęły na wózku. Opadł bezsilnie na posadzkę, obejmując się ramionami. Czuł się kompletnie bezużyteczny. Zamknął oczy i zaczął cicho łkać, marząc o tym, by się obudzić i odkryć, że to wszystko, to tylko zły sen. To musiał być sen. Po prostu musiał.
- Potter? - spytał głos spod drzwi. Snape.
- Idź sobie - odparł Harry, nawet nie otwierając oczu.
- Pierwszym krokiem do wyleczenia jest przyznanie się do choroby - powiedział nauczyciel.
- Jestem tak cholernie słaby! - wymruczał chłopak, bardziej do siebie niż do Snape'a. Mistrz Eliksirów westchnął, przesuwając nogi Gryfona, by móc odstawić wózek na bok. Ostrożnie podniósł podopiecznego i znacznie delikatniej niż poprzedniej nocy położył go na łóżku.
- Każdy czasem potrzebuje pomocy, ale to wcale nie znaczy, że jest słaby - rzekł Severus, wychodząc z pokoju. Harry westchnął i przykrył się kocami. Zgasił światło, szepcząc nox, położył różdżkę na szafce nocnej i zapadł w sen.

Rozdział 4

Harry obudził się późnym rankiem następnego dnia. Wzdychając do siebie, rozpoczął długi proces przemieszczania się z posłania na wózek. Przynajmniej mógł sam wyjść z łóżka, nawet jeżeli nie był w stanie na nie później wejść. Zamienił piżamę na dres i skierował się do prowizorycznej siłowni. Zaczął swój trening, zauważając przy tym, że niektóre ćwiczenia mógł wykonywać dłużej, dopóki jego ramiona nie odmówiły mu posłuszeństwa. Całkowicie wyczerpany i okropnie spocony, Potter wrócił do swojego pokoju. Usunął zaklęciem większość brudu, ale czuł, że to wciąż za mało. Naprawdę bardzo chciało mu się miłej, relaksującej kąpieli w całkiem dużej wannie znajdującej się w łazience. Wiedział jednak, że nie jest w stanie samodzielnie wydostać się z wózka, był zbyt zmęczony wcześniejszymi ćwiczeniami. Zbierając całą swą gryfońską odwagę, zawołał Żużla. Z kolei skrzat sprowadził Snape'a, który najprawdopodobniej do tej pory chował się w swoim laboratorium.
- Co tym razem, Potter? - spytał Severus.
- Eee… Zastanawiałem się… To znaczy… - Harry nagle nie wiedział, co dokładnie ma powiedzieć.
- Wykrztuś to z siebie, nie mam całego dnia - odparł drwiącym głosem Snape.
- Chciałem się wykąpać… ale nie dam rady sam wejść do wanny - wyszeptał chłopak. Starszy czarodziej nie powiedział nawet słowa, tylko podniósł go i bezceremonialnie wsadził do pustej wanny.
- Zaczekam w twojej sypialni, żeby upewnić się, że się nie utopisz, więc nawet nie próbuj się ociągać - powiedział Severus, groźnie marszcząc brwi i wyszedł z łazienki. Harry skrzyżował ramiona na piersi, wyrażając tym swoje oburzenie impertynencją Snape'a, zanim w końcu zdecydował się zdjąć koszulkę. Mimo że nauczył się zaklęcia, które transmutowało jego ubrania, to nadal nie znał takiego, które by je usuwało. Walczył jakiś czas ze spodniami, zanim w końcu udało mu się ich pozbyć. Zadrżał, gdy skóra zetknęła się z chłodnym powietrzem. Odkręcił kran i już po chwili wanna wypełniła się gorącą wodą. Znalazł mydło, szampon i gąbkę, i zaczął dokładnie się szorować.
Po wypadku zostało mu kilka blizn, które teraz ledwo było widać - pochodziły z ran, które zagoiły się, zanim zajął się nimi uzdrowiciel. Najbardziej widoczna była ta pod lewym sutkiem, między dwoma żebrami. To tutaj wbili rurki w płuco, by umożliwić mu oddychanie. Myjąc się, poczuł kolejną dużą bliznę, tym razem na plecach. Stwierdził, że pewnie powstała przy leczeniu kręgosłupa. Reszta szram była niewielka, w zasadzie bardziej przypominały zadrapania, które z czasem zbledną.
Harry zauważył też, że był wręcz nienaturalnie chudy. Mógł bez problemu policzyć żebra, a ręce i nogi były dosłownie jak patyki. Co prawda mięśnie ramion nieco nadrabiały brak jakiejkolwiek tkanki tłuszczowej, ale nogi, których w ogóle nie używał od czasu wypadku, wydawały mu się dziwne i obce. Pamiętał, jak jeszcze rok temu miał w nich wspaniałe mięśnie, wypracowane dzięki grze w Quidditcha. Teraz te mięśnie szybko zaczęły zanikać.
- Skończyłeś wreszcie? - głos Snape'a przerwał kąpiel chłopaka.
- Jeszcze minutę! - odkrzyknął i z westchnieniem zaczął spuszczać wodę z wanny. Przywołał jeden z ogromnych, puchatych ręczników i zaczął się dokładnie wycierać. Ostrożnie owinął się nim wokół pasa, zanim pozwolił Snape'owi wejść. Zarumienił się wściekle, gdy Severus go podniósł. Zastanawiał się, co starszy czarodziej sądził o jego nieporadnym i wyraźnie wychudzonym ciele. Wydawał mu się przez to bardziej dziecięcy? Bardziej chorowity? A może maltretowany? Ciało takie, jak jego, nie mogło wzbudzać żadnych pozytywnych odczuć.
- M-mógłby mnie pan położyć na łóżku? - spytał Harry. Gdy Mistrz Eliksirów spełnił prośbę, chłopak kolejny raz oblał się rumieńcem i cicho zapytał. - Jest jakieś zaklęcie, które pomogłoby mi się rozbierać i ubierać?
- Znajdziesz je w książce - odparł profesor, zanim wyszedł z pokoju. Gryfon westchnął ciężko, decydując, ze później będzie nad tym myślał, a teraz się po prostu prześpi.
XxXxXxXxXxXx
Powoli zaczęli popadać w rutynę. Harry nie miał już raczej problemów z tym, by po obudzeniu się wsiąść na wózek, a nawet jeśli takie się zdarzały, Snape zjawiał się, by mu pomóc, zanim chłopak zdążył go choćby zawołać. Śniadania jadali razem, potem Potter wracał do codziennych ćwiczeń. Przez pierwsze kilka dni męczyło go to tak bardzo, że jedyne, co chciał robić później, to spać. Wtedy znów Snape był przy nim, by pomóc mu wydostać się z wózka, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Jednak nadal Gryfon musiał pić eliksiry odżywcze. Z biegiem czasu zaczęli się nawzajem coraz bardziej tolerować.
W ciągu mijających dni Snape obserwował Harry'ego i jego szacunek oraz wyrozumiałość wobec chłopaka stopniowo rosły. Krótko po przebyciu do domu Severusa, Gryfon przeprosił za incydent z myślodsiewnią i wyjaśnił, dlaczego w ogóle to zrobił. Przysięgał, że nikomu nic nie powiedział poza tą jedną kłótnią z Syriuszem i Remusem i nawet zaoferował Snape'owi możliwość sprawdzenia jego wspomnień. Sama propozycja chłopaka utwierdziła Mistrza Eliksirów w tym, że jego podopieczny mówi prawdę.
Zdarzyło im się jednak kilka dość widowiskowych kłótni. W trakcie jednej z nich poziom magii Harry'ego wzrósł do takiego poziomu, jaki Snape rzadko miał okazję odczuć. Wszelkie szkło znajdujące się w pokoju, w którym wtedy przebywali, zaczęło pękać i gdyby Severus w porę nie uspokoił chłopaka, najprawdopodobniej roztrzaskałoby się na kawałki. Ale powoli, powolutku, zaczęli coraz lepiej się dogadywać i Mistrz Eliksirów przestał patrzeć na Harry'ego jako na aroganckiego i rozpieszczonego Chłopca, Który Przeżył i syna Jamesa Pottera.
Mimo że Gryfon nie był tak bezczelny, jak sądził Snape, okazał się jednak wyjątkowo uparty. Był też niesamowicie niezależny, nie przyjmując jakiejkolwiek pomocy, zanim nie wypróbował wszystkich swoich pomysłów i całkowicie nie opadł z sił. Pewnego dnia Severus zniecierpliwiony obserwował, jak Harry przez prawie godzinę walczył ze swoim wózkiem, próbując samodzielnie z niego wysiąść. Kiedy zrobił krok do przodu, sfrustrowany stratą czasu, chłopak wyciągnął różdżkę, grożąc mu i zaczynając jedną ze wspomnianych wcześniej kłótni.
Snape z łatwością mógł stwierdzić, że jego podopieczny miał depresję. Nie mówił zbyt wiele i Severus nie widział go uśmiechniętego od... W zasadzie, to nie widział go uśmiechniętego ani razu w te wakacje. Chłopak ciężko pracował, by przywrócić sprawność mięśniom, ale starszy czarodziej miał pewność, że jak dotąd nawet nie tknął książki. Za bardzo podkreślała realność sytuacji. Snape wiedział, że w końcu będzie musiał go do tego zmusić. Dopóki całkowicie nie zaakceptuje swojego stanu, nigdy całkowicie nie wyzdrowieje.
XxXxXxXxXxXx
Dwa tygodnie po przeprowadzce Harry'ego, Severus wszedł do pokoju chłopaka, by przypomnieć mu o lunchu i zastał go wpatrzonego w widok za oknem. Zawołał go, a gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, podszedł powoli do Gryfona i położył rękę na jego ramieniu.
- Dlaczego? - spytał Harry głosem przepełnionym smutkiem. Snape domyślił się, że Potter wcześniej płakał. - Dlaczego, po tym wszystkim, co się wydarzyło, musiało mi się przytrafić jeszcze to? Czemu życie nie może zostawić mnie w spokoju? Czy ja naprawdę nie mogę być szczęśliwy? - wyszeptał chłopak, a po jego policzku spłynęła samotna łza.
- Potter… Harry, spójrz na mnie - powiedział Snape. Chłopak odwrócił twarz w stronę profesora i ten zauważył, że młodszy czarodziej był kompletnie załamany.
- Nie mogę nawet samodzielnie wejść do wanny, a oni wszyscy oczekują ode mnie, że uratuję świat, że zabiję człowieka…
- Nie próbuj wciągać mnie w swego małego doła, Potter - zadrwił Snape. - To nie koniec świata. Blizny się zagoją i może nie będziesz tak sprawny jak kiedyś, to jednak nauczysz się z tym żyć - dodał nieco milszym głosem. Harry kiwnął głową, ocierając twarz.
- Przepraszam, po prostu… To chyba jeszcze całkowicie do mnie nie dotarło - wyjaśnił chłopak, powoli obracając wózek w kierunku nauczyciela.
- Przeczytaj tę książkę, Harry, pomoże ci. Ale teraz jest pora na lunch i musisz wypić swoje eliksiry - odparł Severus i skierował się w stronę jadalni. Gryfon, dzięki treningom i powolnemu przyzwyczajaniu się do wózka, bez trudu za nim podążył. Nie zauważył nawet, że Snape zaczął zwracać się do niego po imieniu.
Po skończonym posiłku Harry zabrał znacznie już okurzoną książkę i pojechał do ogrodu, jedynego miejsca, w którym mógł się zrelaksować. Biorąc głęboki oddech, otworzył ją i zaczął czytać. Pierwsze rozdziały wyjaśniały samo zjawisko paraliżu, jego przyczyny, stopnie zaawansowania i inne tego typu rzeczy. W następnych opisane było kilka sposobów leczenia, zarówno mugolskich jak i magicznych, dzięki którym można było odzyskać władzę w sparaliżowanych częściach ciała. Ostatnie rozdziały zaś poświęcone były zaklęciom, które mogłyby okazać się przydatne dla niepełnosprawnych czarodziejów.
Skończył czytać dopiero wtedy, gdy skrzat domowy przypomniał mu o obiedzie. Wracając do domu spojrzał tęsknie na ciemniejące niebo, marząc o lataniu, ale wiedział, że najprawdopodobniej już nigdy nie wsiądzie na miotłę. Wzdychając, zostawił książkę w swoim pokoju i pojechał do jadalni.
- Profesorze? - zapytał, gdy już skończył jeść.
- Tak?
- Jak mam poruszać się po Hogwarcie? Niedługo zaczyna się szkoła, a ja wciąż mam problem z manewrowaniem. Nie wspominając już o tych wszystkich schodach i o tym, że dormitoria Gryffindoru znajdują się w wieży - spytał chłopak. Snape westchnął lekko.
- Nie mam pojęcia. Zapytam wkrótce Dumbledore'a. Jak na razie, zrobiłeś duże postępy.
- Ale wciąż jestem zdecydowanie zbyt słaby.
- Zaszedłeś znacznie dalej niż inni w podobnej sytuacji - odparł Severus. Gryfon zbył to wzruszeniem ramion i Snape ponownie westchnął.
XxXxXxXxXxXx
Trzydziestego pierwszego lipca przenieśli się świstoklikiem do Kwatery Głównej, gdzie przygotowane było przyjęcie urodzinowe dla Harry'ego. Potter i Weasleyowie bawili się do późna, chociaż zachowanie pani Weasley nieco go irytowało. Wciąż przynosiła mu rzeczy, które z łatwością sam mógł wziąć i nalegała, by pchać jego wózek, tak jakby on sam nie był w stanie sobie z tym poradzić. Stwierdził, że jest niesamowicie wdzięczny, że to Snape został jego opiekunem.
Hermiona zachowywała się prawie normalnie, chociaż ciągle pytała, czy potrzebuje jakiejś pomocy. Ron nie bardzo wiedział, jak się zachować. Cały czas siedział zmieszany i bełkotał nieskładnie, gdy dochodził do wniosku, że coś, co powiedział, mogło obrazić Harry'ego. Najłatwiejsze było przebywanie w obecności Freda i George'a, którzy zachowywali się tak, jakby kompletnie nic się nie stało. Podrzucili nawet Potterowi do talerza jeden ze swoich produktów i mimo że dostali za to spory wykład od pani Weasley, to sam Harry doskonale się bawił.
Jednak, pomimo wszystko cieszył się, gdy wrócił w końcu do znajomej ciszy panującej w domu Snape'a. Z reakcji, jakie otrzymał na przyjęciu podejrzewał, że podobnie będzie w Hogwarcie. Jedni będą wychodzić z siebie, by mu pomóc, zaś inni nie będą wiedzieli, jak zachowywać się w jego towarzystwie, traktując go jak kogoś odmiennego. Gryfon westchnął na myśl o nadchodzącym roku szkolnym. No i Malfoy, on będzie po prostu nie do zniesienia.
XxXxXxXxXxX
Kiedy pewnego dnia pod koniec sierpnia Potter wjechał do jadalni na lunch, ujrzał, ku swemu zaskoczeniu, znajdujących się w niej Snape'a i Dumbledore'a pogrążonych w rozmowie.
- Witaj Harry - powiedział radośnie Dumbledore. - Wygląda na to, że świetnie sobie radzisz.
- Dziękuję, proszę pana - wymamrotał chłopak. Przynajmniej dyrektor zaliczał się do tej niewielkiej grupki ludzi, którzy traktowali go normalnie. Zjedli w ciszy, po czym cała trójka przeniosła się do salonu.
- A więc, mój chłopcze, Severus mówi, że martwisz się szkołą - rzekł Dumbledore.
- To prawda, sir.
- Niestety, nie mieliśmy wcześniej żadnego niepełnosprawnego ucznia, stąd też zamek nie jest do tego w żaden sposób przystosowany. Ale mam pewne rozwiązanie twojego problemu - stwierdził dyrektor, a iskierki w jego oczach lśniły wesoło.
- Czyli? - warknął Snape.
- Przede wszystkim, Harry, Filius zaczarował dla ciebie wózek, tworząc jego magiczną wersję. Są one powszechnie używane w Świętym Mungu - powiedział Albus, wyjmując coś z kieszeni i powiększając to. - Lata, zamiast jeździć na kółkach. Musisz mu jedynie powiedzieć, gdzie chcesz się dostać.
- Czemu nie dostałem takiego wcześniej? - spytał Gryfon. - Dlaczego musiałem używać mugolskiego wózka inwalidzkiego?
- Musiałeś przyzwyczaić się do swojej sytuacji. Radzenie sobie z tym wszystkim za pomocą jedynie mugolskich sposobów pomogło odbudować siłę twoich mięśni. Poza tym, gdybyś poruszał się wyłącznie na magicznym wózku, byłoby ci trudniej funkcjonować w świecie mugoli - wyjaśnił Dumbledore.
- Wciąż mam problemy z wsiadaniem i wysiadaniem z wózka - przyznał się chłopak.
- Na to też mam rozwiązanie. Severusie, chciałbym, aby Harry nadal z tobą mieszkał.
- Że co? - obruszył się Snape.
- Chyba nie musimy powtarzać rozmowy odbytej w Kwaterze Głównej, mam rację? - spytał dyrektor.
- Nie, Albusie. Zgodziłem się na to, bo myślałem, że to tylko na okres wakacji!
- Dlaczego tak bardzo się przeciwko temu wzbraniasz, Severusie? Nie patrzysz już na niego przez pryzmat Jamesa. Wręcz przeciwnie, wygląda na to, że całkiem nieźle się dogadujecie. Więc dlaczego odmawiasz? - zapytał Dumbledore. Snape doskonale wiedział, dlaczego - po prostu nie chciał zajmować się Potterem. Opiekowanie się kimś było niczym innym, jak słabością.
- Dlaczego właśnie ja, Albusie?
- Harry wydaje się być z tobą bezpieczny i znasz jego potrzeby. Twoje kwatery są najbliżej Wielkiej Sali i większości klas, w których będzie miał zajęcia. Poza tym, będziesz mógł nauczyć go wszystkiego, co może okazać się przydatne w obliczu trwającej wojny. Co ty na to, Harry?
- Nadal będę miał normalne lekcje? - spytał Gryfon.
- Oczywiście, mój chłopcze, oczywiście - odparł dyrektor.
- Cóż, to… to chyba nie byłoby aż takie okropne - stwierdził chłopak. On i Snape kłócili się od czasu do czasu i Mistrz Eliksirów dokładnie znał wszystkie jego czułe punkty, ale też nie użalał się nad nim. Poza tym, przyzwyczaił się już do tego, że Snape go nosi i pomaga przy innych wstydliwych rzeczach. Dumbledore odwrócił się do Severusa wyczekująco.
- Niech będzie, nie ma sensu się z tobą kłócić - zgodził się w końcu Mistrz Eliksirów.
- Cudownie, cudownie. W takim razie, widzimy się w Hogwarcie dwudziestego ósmego sierpnia - powiedział Dumbledore - Ach, i jeszcze coś.
- Tak? - spytał Potter.
- Proces Dursleyów jest za jakiś tydzień. Jak dotąd to ja rozmawiałem z prawnikami, ale oczekują od ciebie, że zjawisz się na procesie i złożysz zeznania - wyjaśnił poważnie dyrektor.
- C-co? - zapytał Harry.
- Musisz tylko opowiedzieć szczegółowo o okolicznościach wypadku i o tym, jak byłeś traktowany jako dziecko. Nie martw się, Harry, ja i Severus będziemy tam, by cię wspierać, i ktokolwiek jeszcze, kogo sobie zażyczysz. Możliwe też, że Severus zostanie poproszony o poinformowanie sędziego o tym, co zaobserwował jako twój opiekun.
- Nie, nie chcę, by był tam ktoś jeszcze - bąknął Gryfon. - Ja tylko… nie chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli.
- Oczywiście, Harry, oczywiście. Jeśli nie masz już więcej pytań, będę się już zbierał. Do widzenia - pożegnał się Dumbledore, opuszczając pokój za pomocą sieci Fiuu.
- Dwudziestego ósmego? - zapytał po chwili Potter.
- Profesorowie przybywają do szkoły kilka dni wcześniej, by przygotować się do zajęć. Jak sobie radzisz z zaklęciami? - spytał Snape, zmieniając temat.
- Całkiem nieźle. Mógłbym wypróbować ten nowy wózek?
- Skoro chcesz - powiedział Snape, przenosząc chłopaka. Gryfon natychmiast zauważył, że magiczna wersja wózka była znacznie wygodniejsza od mugolskiej, chociaż były nieco podobne - obydwie miały czarne obicia. Oparcie bardziej przypominało fotel niż wózek inwalidzki, chociaż podpórka na dolne partie ciała była taka sama, zamontowana głównie po to, by zabezpieczyć nogi przed ciągnięciem się po ziemi. Wózek miał też nogi zamiast kółek. - Nie myśl sobie nawet, że możesz skończyć ćwiczyć - ostrzegł Severus.
- Jakże bym śmiał! - odparł bezczelnie Harry
- Bachor - powiedział Snape i przez krótką chwilę Gryfonowi wydawało się, że słyszy w jego głosie sympatię, zanim profesor znów przybrał swą bezuczuciową maskę. - Muszę wrócić do laboratorium, ale jeśli chcesz, możesz zobaczyć resztę domu. Nie zniszcz tylko niczego i trzymaj się z dala od piwnicy. - Harry wiedział, że cała piwnica to jedno wielkie laboratorium i jakoś nie chciał wzbudzać gniewu Snape'a, psując tam cokolwiek. Dlatego też zdecydował, że najpierw obejrzy sobie parter, a potem wyższe piętra.
Kiedy dopiero zaczynał przyzwyczajać się do wózka, jego możliwość poruszania się była dość ograniczona i nie widział zbyt dużo. Nie miał zielonego pojęcia, jak wielki może być ten dom i nie miał zbytniej ochoty się w nim gubić. Nie, żeby teraz zgubienie się było jakimś lepszym pomysłem, ale przynajmniej nie będą go bolały ramiona. I jeżeli dobrze zrozumiał, mógł poinformować wózek, gdzie konkretnie chce się dostać.
Latanie nad ziemią, poruszanie się bez używania rąk, wydawało mu się dziwne. Co chwilę łapał się na tym, że sięga na dół, by poruszać kołami tylko po to, by napotkać samo powietrze. Zdziwił się, jak bardzo manewrowanie wózkiem weszło mu w nawyk, od kiedy się tu wprowadził.
Podczas zwiedzania domu Snape'a, Harry powoli przyzwyczajał się do nowego pojazdu. Wszystko szło dobrze, dopóki nie postanowił zjechać ze schodów. Wózek przechylił się niebezpiecznie do przodu i, nie mogąc wspomóc się nogami, chłopak zsunął się z niego, zanim zdążył się czegokolwiek chwycić. Krzyknął, gdy zaczął staczać się w dół wzdłuż wyjątkowo długich schodów, lądując z trzaskiem u ich szczytu. Jęknął, a potem wzrok zasłoniła mu ciemność.

Rozdział 5

Severus był właśnie w trakcie warzenia mikstury, gdy w jego laboratorium rozległ się alarm. Natychmiast rozpoznał w nim zaklęcie monitorujące, które rzucił na Harry'ego. Ustabilizował eliksir i wybiegł z pokoju. Alarm aktywował się tylko wtedy, kiedy Gryfon był ranny lub w niebezpieczeństwie i Snape poczuł lekkie ukłucie strachu.
Westchnął cicho, gdy znalazł Pottera leżącego u stóp głównych schodów. Złamana kość w lewym ramieniu chłopaka przebiła skórę, przez co wszędzie było pełno krwi. Z łatwością domyślił się, co się stało, spoglądając na porzucony wózek. Bez wahania podniósł Harry'ego i zaniósł do jego pokoju, zabierając po drodze kilka eliksirów.
Kładąc Gryfona na łóżku, Severus z ulgą zauważył, że chłopak nadal był nieprzytomny. Nastawianie kości byłoby niewyobrażalnie bolesne, mimo że mężczyzna uporał się z tym dość szybko. Podstawy uzdrawiania były częścią jego szkolenia na Mistrza Eliksirów. Owinął ramię ciasno bandażem, unieruchamiając je przy tym, by kość szybciej się zrosła. Następnie obudził Harry'ego, by sprawdzić, czy nie ma żadnego wstrząsu mózgu.
- Severus? - spytał chłopak zbolałym głosem, rozglądając się nieprzytomnie po otoczeniu. Snape musiał dosłownie siłą oderwać wzrok od tych przepełnionych bólem zielonych oczu. Nie był nawet w stanie zganić Pottera za to, że nazwał go po imieniu. Od kiedy czyjeś cierpienie miało na niego aż taki wpływ? Pomógł Gryfonowi usiąść, podsuwając mu pierwszy eliksir do ust.
- Zmniejszy ból - dodał, widząc wahanie chłopaka. Harry wypił miksturę, krzywiąc się przy tym. - Druga zlikwiduje efekty ewentualnego wstrząśnienia mózgu - powiedział Snape, sięgając po następne fiolki. - A ta pomoże w zrastaniu się kości. Nie ruszaj ręką częściej, niż jest to absolutnie konieczne, była dość paskudnie złamana. Głupi dzieciak - stwierdził Severus, chociaż jego ton był znaczniej mniej złośliwy niż zazwyczaj.
- Dziękuję - powiedział Harry.
- Zachowujesz się tak, jakbyś był co najmniej umierający - odparł Mistrz Eliksirów.
- Nikt nigdy nie przejmował się moimi ranami, gdy byłem mały - wyznał Potter.
- Co? - niedowierzał Snape. Ci mugole nawet nie opatrywali jego ran!
- Powiedziano ci przecież, że Dursleyowie zaniedbywali swoje obowiązki wobec mnie - powiedział cicho Potter, odwracając ze wstydem wzrok. Severus delikatnie dotknął jego podbródka, denerwując się, gdy chłopak się wzdrygnął. Odwrócił jego twarz i spojrzał na swojego podopiecznego.
- Nie masz się czego wstydzić - stwierdził spokojnie. - Harry, czy oni kiedykolwiek znęcali się nad tobą fizycznie albo słownie? Na pewno tyko cię zaniedbywali? - dociekał. - Lepiej żebyś powiedział to teraz, zanim jeszcze staniesz przed sądem. - Potter próbował odwrócić głowę, ale Snape przytrzymywał mocno, choć zarazem delikatnie, jego podbródek.
- Słownie - wyszeptał Harry. - Mówili, że jestem dziwakiem, że jestem bezużyteczny - wyznał i przestraszył się, czując nadchodzące łzy.
- Bili cię?
- Nie, tak w zasadzie to nie. Czasami, gdy wuj wrzucał mnie do komórki, kończyło się to siniakiem lub dwoma, ale nic poza tym.
- Komórki? - spytał Snape.
- To… To by mój pokój, dopóki nie skończyłem jedenastu lat. Potem przenieśli mnie do drugiej sypialni Dudleya, bo bali się, że ktoś ich obserwuje - powiedział cicho Potter. Zdziwiło go to, że jakoś nie przeszkadza mu wyznanie tego wszystkiego Snape'owi. Przez te ostatnie tygodnie ich stosunki znacznie się poprawiły. Severus wziął głęboki oddech, zanim zdecydował się zadać kolejne pytanie.
- Czy ktokolwiek z nich wykorzystywał cię seksualnie?
- NIE! Nie.. . wręcz przeciwnie, starali się mnie w ogóle nie dotykać - odrzekł Harry i Mistrz Eliksirów westchnął z ulgą. Gwałtowna reakcja chłopaka utwierdziła go w przekonaniu, że mówi prawdę, a poza tym Potter kompletnie nie umiał kłamać.
- Masz może coś na siniaki? - zapytał po chwili Gryfon. - Strasznie bolą mnie plecy.
- Najpierw muszę sprawdzić, czy masz jakieś uszkodzenia wewnętrzne. - Harry pokiwał głową na znak, że się zgadza i Snape zaczął przesuwać różdżkę wzdłuż ciała chłopaka, mrucząc przy tym coś po łacinie.
- Stłuczone żebra - wymamrotał Severus bardziej do siebie, niż do chłopaka, po czym już głośniej dodał: - Masz dość mocno posiniaczone plecy i klatkę piersiową, pozbycie się tych siniaków może zająć kilka dni - powiedział, sięgając po słoiczek z gęstą maścią. Potter ostrożnie zdjął koszulkę, lekko się przy tym krzywiąc. Syknął, gdy poczuł odrobinę zimnej maści na klatce piersiowej. Wzdrygnął się, kiedy Snape zaczął wcierać ją w skórę, która zdążyła już nabrać pięknego, fioletowawego odcienia. Kiedy większość maści wchłonęła się w skórę i ból praktycznie zanikł, Harry stwierdził, że to naprawdę miłe uczucie, gdy ktoś dotyka cię, by cię uzdrowić lub pocieszyć. Dursleyowie dotykali go tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne.
- Musisz przewrócić się na brzuch - powiedział Mistrz Eliksirów. Z niewielką pomocą starszego czarodzieja Harry wykonał polecenie, dzięki czemu Snape mógł zająć się stłuczeniami na plecach. - Masz szczęście, że nie skręciłeś sobie karku, głupi Gryfonie - stwierdził Severus, chociaż w jego głosie można było wyczuć sympatię. Chłopak uśmiechnął się sennie, czując jak te zaskakująco delikatne dłonie nie przestały masować jego obolałych pleców, nawet wtedy, gdy maść całkowicie wchłonęła się w jego skórę. Chwilę później spał już wyjątkowo głębokim snem.

XxXxXxXxXx

Robiło się już dość późno, więc Snape postanowił wrócić do siebie, chociaż sen był ostatnią rzeczą, na jaką miał w tej chwili ochotę. Zamiast tego jego głowę zaprzątał problem, który całkowicie zdezorganizował mu życie, zwany Harrym Potterem. Od kiedy chłopak się tu zjawił, Mistrzowi Eliksirów coraz trudniej było odnaleźć tamtą nienawiść, którą kiedyś do niego żywił. Gdy zobaczył Gryfona leżącego u stóp schodów, nie był już w stanie porównać go do Jamesa Pottera. Fakt, że Harry był przykuty do wózka, sprawił, iż nagle dotarło do niego, że ten chłopak, którym się teraz opiekował, nie był tym samym aroganckim dzieciakiem, za jakiego niegdyś go uważał. Te dwa wyobrażenia po prostu do siebie nie pasowały. Zastanawiał się, czy Harry zawsze był właśnie taki? I czy to jego głupie animozje do jego ojca sprawiły, że nigdy tego nie zauważył? Niby był szpiegiem, a jednak wszystkie nabyte przez to umiejętności zawodziły, jeżeli chodziło o Potterów.
Przez te ostatnie tygodnie nauczył się zauważać Harry'ego, nie jako syna Jamesa Pottera czy Harry'ego Pottera, Chłopca Który Przeżył. Po prostu Harry'ego. A potem dowiedział się całej prawdy o swoim podopiecznym. Chłopak był zaniedbywany, odrzucany, podczas gdy Severus żył w przekonaniu, że wszyscy wokół go rozpieszczają. Odebrano mu wszystko to, czego potrzebuje każde dorastające dziecko, jak choćby miłość czy czułość, a mimo to Potter był najbardziej otwartą na innych ludzi osobą, jaką Severus kiedykolwiek spotkał. Było w tym chłopaku coś, co sprawiało, że Snape chciał dać z siebie wszystko, by móc go chronić.

XxXxXxXxXx

Harry'emu zdawało się, że czas leci zdecydowanie zbyt szybko, tym bardziej, że dzień procesu zbliżał się nieubłaganie. Jako główny poszkodowany, musiał być obecny na całej rozprawie. Gdy nadszedł w końcu ten dzień, znów wsiadł na mugolską wersję wózka i ku swemu zdumieniu zauważył, że Snape przez cały czas szedł obok niego.
Kiedy wjechał na salę sądową, kilka osób spojrzało na niego ze współczuciem. Gdy opowiadał o swoim życiu u Dursleyów i o tym, ile przez niech wycierpiał, część kobiet obecnych na sali zaczęło płakać. Inni westchnęli oburzeni, kiedy wyszło na jaw, że paraliż Harry'ego jest winą Vernona.
W końcu, po długim i wyczerpującym procesie, został ogłoszony wyrok. Dursleyowie byli winni wszystkich zarzucanych im czynów. Gdy tylko Vernon usłyszał, ile czasu przyjdzie mu spędzić w więzieniu (jednym z zarzutów było morderstwo), wpadł w szał.
- TY MAŁY, BEZUŻYTECZNY, NIEWDZIĘCZNY DZIWAKU! - wrzasnął, pędząc w stronę Harry'ego, który był kompletnie sparaliżowany ze strachu i szoku. Obecni na sali policjanci natychmiast zareagowali, próbując zatrzymać Dursleya, ale ten zdołał ich odepchnąć. - Zobacz, co narobiłeś! Powinienem był się ciebie pozbyć tej samej nocy, której podrzucili cię na próg naszego domu. - Vernon dostał się do chłopaka i podniósł go z krzesła, ściskając za gardło. Harry chwycił ręce wuja, próbując je oderwać, ale wszystkie jego wysiłki spełzły na niczym.
Już po chwili obok nich pojawił się ubrany na czarno mężczyzna. Severus - zauważył z ulgą Harry. - Zaraz, moment, od kiedy niby słowo Severus ma cokolwiek wspólnego z bezpieczeństwem? - spytał sam siebie w myślach. Usłyszał odgłos pęknięcia i chwilę później osunął się na podłogę. Vernon leżał na posadzce, trzymając się za nos, a z palców zaczęła mu ściekać krew. Snape musiał go uderzyć i, biorąc pod uwagę to, jak wyglądał Dursley, prawdopodobnie też przekląć.
- Nie próbuj już nigdy więcej dotknąć Harry'ego - warknął Severus, zanim odwrócił się i przykucnął obok Gryfona. Potter o mały włos nie dostał hiperwentylacji, gdy próbował dostarczyć powietrze do pustych płuc tak szybko, jak to tylko było możliwe. - Wszystko w porządku? - spytał Mistrz Eliksirów, próbując mówić na tyle głośno, by chłopak mógł go usłyszeć pomimo zgiełku, jaki zapanował na sali. Vernona skuli kajdankami i wyprowadzili na korytarz, mimo że nadal nie przestawał kopać i wrzeszczeć, Petunia dostała ataku histerii, zaś sędziowie i obserwatorzy zaczęli panikować.
- T-tak - wyjąkał ochrypłym głosem Harry, nie przestając gwałtownie oddychać. Snape usiadł na podłodze obok Pottera, próbując go uspokoić. Kiedy nic nie pomagało, Severus, przypominając sobie, co w takiej sytuacji robiła jego matka, nieco niezręcznie przytulił chłopaka. Gryfon zesztywniał, ale kiedy Snape zaczął delikatnie głaskać go po plecach, Harry powoli zaczął się uspokajać.
- Oddychaj głęboko, bo inaczej twój stan może się pogorszyć - powiedział Snape do, wciąż nieco przestraszonego, podopiecznego. Potter kiwnął głową i oparł ją na ramieniu starszego czarodzieja, zastanawiając się przy tym, dlaczego Severus był dla niego taki miły. Z kolei Mistrz Eliksirów myślał nad tym, co takiego jest w Gryfonie, że czuje tak ogromną potrzebę porzucenia swej codziennej oschłości i zaopiekowania się nim.
W końcu udało się zapanować nad zamieszaniem, które wybuchło po ataku Vernona na Harry'ego. Widownia się uspokoiła, Dursleyów wyprowadzono z sali, a proces uznano za rozstrzygnięty. Snape delikatnie podniósł Gryfona z podłogi i posadził na wózku. Chwilę później podszedł do nich dyrektor.
- Gotowi, by wrócić do domu, chłopcy? - spytał Dumbledore. Jeszcze tego samego wieczora Mistrz Eliksirów musiał udać się do Hogwartu, ponieważ kilka dni później miał się zacząć rok szkolny. Obydwaj czarodzieje kiwnęli głowami, po czym Albus wprowadził ich do niewielkiego pomieszczenia niedaleko sali sądowej, wyciągając w ich stronę świstoklik.
- Pozwoliłem sobie wprowadzić nieco zmian w twoich kwaterach, Severusie, i umieścić tam również twoje rzeczy, Harry. Zostawię was teraz samych, byście mogli się zadomowić - oznajmił Dumbledore, gdy tylko wylądowali w Wielkiej Sali. Snape spojrzał wilkiem na dyrektora, zastanawiając się, kto dał mu prawo, by mógł wprowadzać jakiekolwiek zmiany w jego prywatnych pokojach. Posadził Pottera z powrotem na magiczny wózek i poprowadził labiryntem korytarzy w lochach, aż stanęli przed drzwiami wykonanymi z hebanu.
- Bariery na drzwiach zostały zmienione tak, żebyś mógł swobodnie wchodzić i wychodzić. Jednakże regularnie zmieniam hasło, przynajmniej raz w miesiącu, więc dla własnego dobra staraj się je zapamiętywać. Musisz jedynie je wypowiedzieć, równocześnie kładąc rękę na klamce - wyjaśnił Severus, otwierając drzwi i wchodząc do środka. Z ulgą zauważył, że jedyne zmiany dokonane w salonie to dodatkowe drzwi i sofa podobna do jego ulubionego fotela.
- Dlaczego zamiast drzwi nie masz portretu, jak większość profesorów? - spytał Harry, wciąż jeszcze szorstkim głosem.
- Portrety można przekupić dokładnie tak samo, jak ludzi. Drzwi to zaledwie kawał drewna - odparł Mistrz Eliksirów. - Wydaje mi się, że te po lewej prowadzą do twojego pokoju. - Harry otworzył je machnięciem różdżki i wjechał do środka. Okazało się, że był podobny do jego sypialni w domu Snape'a. Ściany były z kamienia, jak przystało na lochy, ale na podłodze leżał gruby dywan, który sprawiał, że pomieszczenie było znacznie bardziej przytulne. Pod jedną ze ścian stało biurko, a obok niego biblioteczka. Po prawej stronie od wejścia znajdował się kominek, szafa i drzwi do łazienki. Na środku pokoju zaś stało duże łóżko z kolumienkami, grubą, miękką kołdrą i ogromnymi poduszkami.
- Zarówno moja, jak i twoja sypialnia są połączone z tą łazienką, więc jak już skończysz z niej korzystać, upewnij się, że dobrze zamknąłeś drzwi - powiedział Snape. Harry kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Był już w stanie samodzielnie korzystać z toalety, pomagając sobie jedynie uchwytami na ścianach. Zaglądając do pomieszczenia zauważył, że było urządzone dokładnie tak samo, jak jego łazienka w domu Mistrza Eliksirów, wystarczająco duża, by mógł spokojnie wjechać tam na wózku, a uchwyty były rozmieszczone tak, by swobodnie mógł wejść do wanny czy skorzystać z sedesu.
- Masz siniaki na gardle - stwierdził Severus, stając przed Gryfonem. Przechylił głowę chłopaka nieco w bok, by móc się lepiej przyjrzeć. Sińce przybierały wyraźny kształt dłoni. Snape po raz kolejny poczuł, jak zalewa go fala gniewu.
- Wszystko w porządku - odparł Harry, choć jego głos zdradzał, że nie mówi prawdy.
- Wolałbym jednak, żeby obejrzała cię pani Pomfrey - powiedział stanowczo Snape. Potter, chcąc nie chcąc, zgodził się i Mistrz Eliksirów zaprowadził go do skrzydła szpitalnego. Mimo że Severus znał się na uzdrawianiu, to jednak zdawał sobie sprawę, że Pomfrey była znacznie bardziej doświadczona od niego.
- Już tutaj, panie Potter? - zaszczebiotała pielęgniarka. - Rok szkolny jeszcze nawet się nie zaczął!
- Jego wuj zaatakował go podczas procesu. Chciałbym, żebyś sprawdziła, czy z jego gardłem jest wszystko w porządku - poinformował wyjątkowo poważnym głosem Snape.
- Nigdy nie lubiłam tych mugoli. Zawsze, gdy wracałeś do szkoły, ważyłeś mniej, niż gdy z niej wyjeżdżałeś - powiedziała pani Pomfrey, w tym samym czasie badając różdżką szyję Gryfona. Podeszła do szafki i wyjęła z niej fiolkę jasnoniebieskiego eliksiru.
- Wypij - nakazała, podtykając ją Harry'emu pod nos. -Nie mam już maści na siniaki, więc będziesz musiał mi zrobić nową, Severusie. No cóż, przynajmniej skończą się pańskie obrażenia związanie z quidditchem, panie Potter. To powinno skrócić twój czas spędzony w skrzydle szpitalnym o połowę. Ten quidditch to okropny sport. Miałbyś coś przeciwko, żebym sprawdziła twój kręgosłup? - spytała. Harry poczuł lekkie ukłucie żalu, słysząc słowa pani Pomfrey, ale szybko się otrząsnął.
- Nie ma problemu - odparł. Jego głos znacznie się poprawił dzięki wypitej miksturze.
- Skoro tak, to prosiłabym cię, Severusie, byś położył go na brzuchu na łóżku - poinstruowała pielęgniarka. Harry cieszył się, że zachowywała się normalnie w jego obecności, chociaż tłumaczył to sobie tym, że skoro była pielęgniarką, to pewnie przyzwyczaiła się już do niepełnosprawnych pacjentów. Snape z łatwością przeniósł Gryfona na łóżko wskazane przez panią Pomfrey, która uniosła jego koszulkę i przesunęła różdżką wzdłuż kręgosłupa, sprawiając, że Harry dostał delikatnych dreszczy.
- Ach, uzdrowiciel wykonał kawał dobrej roboty. Udało mu się nawet zlikwidować wszelkie ślady po mugolskim leczeniu! Cudownie. Szkoda tylko, że naprawa nerwów jest tak trudna. Jestem jednak pewna, że profesor Snape ma maść, dzięki której mógłby pan pozbyć się tej blizny na plecach, panie Potter. Byłoby też dobrze, gdybyś znalazł dla chłopaka coś na te sińce, Severusie. Ale tak poza tym, to jesteście wolni. Och, zapomniałabym, potrzebuję też eliksiru pieprzowego - dodała pielęgniarka, zanim poszła sprawdzić ilość pozostałych mikstur. Harry z powrotem naciągnął koszulkę i z wysiłkiem odwrócił się na plecy. Snape podstawił pod łóżko wózek i Gryfon wsiadł na niego, zadowolony, że Mistrz Eliksirów pozwolił mu to zrobić samodzielnie.
Wrócili do lochów i Potter siedział spokojnie, gdy Snape wmasowywał dość już znajomą chłopakowi maść w skórę na gardle. Mimo że starszy czarodziej starał się robić delikatnie, to i tak Harry krzywił się za każdym razem, gdy palce Severusa dotykały któregokolwiek z siniaków.
- Powinny zniknąć jakoś na początku września - powiedział Mistrz Eliksirów.
- Dziękuję - odparł Harry. - Za powstrzymanie mojego wuja. Ja… nie sądzę, że by się opanował - wyszeptał i, ku swemu zażenowaniu, poczuł wilgoć zbierającą się w kącikach oczu. Severus położył mu dłoń na ramieniu, chcąc w ten sposób pocieszyć swego podopiecznego.
- Nie miałem zamiaru siedzieć i patrzeć, jak ten oszalały nosorożec próbuje cię skrzywdzić - powiedział. Gryfon uśmiechnął się, słysząc to porównanie.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, poszedłbym już spać - stwierdził Harry.
- W porządku. Potrzebujesz mojej pomocy?
- Chcę najpierw sam spróbować - powiedział Potter i wjechał do swojej sypialni. Snape czekał na zewnątrz, dając czas chłopakowi na przebranie się. Po chwili usłyszał, jak Gryfon krzyczy do niego, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Na twarzy Mistrza Eliksirów można było dostrzec ślad dumy, gdy usiadł przed kominkiem z ulubioną książką w dłoniach.

Rozdział 6

Przez cały następny dzień Harry pomagał Snape'owi przygotowywać jego pracownię na nadchodzący rok szkolny. Co prawda pierwszy września wypadał w piątek, więc lekcje nie zaczynały się od następnego dnia, ale wciąż trzeba było chociażby porozkładać wszystkie składniki na swoje miejsca. Harry, zgodnie z poleceniem profesora, układał w szafkach przeróżne pojemniki, podczas gdy w tym samym czasie Severus uzupełniał zapasy wszelkiego rodzaju antidotów, niezbędnych w razie wypadków, których nie dało się uniknąć na takim przedmiocie jak Eliksiry.
Nagle od strony Snape'a rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, ale zanim Harry zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, poczuł, jak jego blizna zaczyna pulsować niesamowitym bólem. Gdzieś obok siebie usłyszał krzyk, ale nie wiedział, czy to on krzyczy, czy ktoś inny. Po kilku sekundach ból zelżał i Potter odzyskał świadomość na tyle, by mniej więcej przypomnieć sobie, co się stało.
- Severus? - spytał chłopak. Jedyną odpowiedzią, jaką usłyszał, był bolesny jęk. Potter natychmiast skierował swój wózek w stronę starszego czarodzieja, który siedział pod ścianą, trzymając kurczowo lewe ramię, najwyraźniej próbując tym samym kontrolować ogarniający go ból. Jego wysiłki spełzły na niczym i po chwili zemdlał, choć jego ciało nadal drżało od zalewającego go cierpienia. Harry bez zastanowienia podniósł Snape'a z ziemi, szepcząc Mobilicorpus i pojechał w stronę skrzydła szpitalnego.
- Pani Pomfrey! - krzyknął, gdy wjechał do pustego pomieszczenia.
- Co się stało, panie Potter? - Pielęgniarka wyszła ze swojego gabinetu. - Och, mój Boże, co się stało? - spytała, natychmiast kładąc Mistrza Eliksirów na łóżku.
- Wydaje mi się, że to przez Voldemorta. Moja blizna zaczęła strasznie boleć i myślę, że jego znak też - wyjaśnił Gryfon.
- Muszę wezwać Dumbledore'a. Tam jest eliksir na ból głowy, możesz wypić, jeśli chcesz - powiedziała Pomfrey, wbiegając do sąsiedniego pomieszczenia. Chwilę później wyszła z niego wraz z dyrektorem, który najwidoczniej użył sieci Fiuu, by dostać się do skrzydła szpitalnego.
- Wygląda na to, że mój nowy szpieg właśnie poinformował Voldemorta o zdradzie Severusa - oznajmił Dumbledore zmęczonym głosem.
- Ma pan na myśli, że Severus… Odszedł z szeregów śmierciożerców? - spytał Harry.
- Nie do końca, panie Potter. Wysłałem innego szpiega do wewnętrznego kręgu Voldemorta, dając mu przy tym możliwość zdobycia zaufania Czarnego Pana.
- Ale w ten sposób Severus będzie cierpiał jeszcze bardziej! - krzyknął Gryfon. Zaczął płakać, gdy usłyszał bolesny krzyk, oznajmiający, że Mistrz Eliksirów odzyskał przytomność.
- Nie wiedziałem, że Voldemort ma aż taką kontrolę nad znakami - powiedział z żalem Dumbledore. Jedyne, o czym Harry mógł teraz myśleć, jedyne, co teraz słyszał i widział, to krzyki przepełnione niesamowitym cierpieniem i twarz, dotychczas nigdy nie wyrażająca żadnych emocji, a teraz wykrzywiona w grymasie bólu.
- Przestań! Przestań go krzywdzić! - wrzasnął Potter w stronę mocno zaczerwienionego znaku. Kłykcie chłopaka pobielały, tak mocno ściskał obręcz wózka. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że użył wężomowy, zauważył jedynie, że Snape przestał krzyczeć.
- Co? - zapytał Harry, widząc spojrzenie, jakim obdarzyła go pani Pomfrey.
- Używałeś wężomowy, mój chłopcze - wyjaśnił Dumbledore.
- Och - westchnął Potter i zapadł się nieco w krześle.
- Harry, czy mógłbyś być tak uprzejmy i pomógł mi sprawdzić parę rzeczy?
- Co ma pan na myśli? - spytał Gryfon, unosząc wzrok.
- Możliwe, że Voldemort użył wężomowy, by upewnić się, że nikt nie będzie w stanie usunąć znaku. Próbowaliśmy już wcześniej znaleźć sposób, by się ich pozbyć, ale bez skutku. Możliwe jednak, że zadziałałoby przeciwzaklęcie wypowiedziane w języku węży - wyjaśnił dyrektor.
- Dobrze. Zrobię wszystko, co będzie konieczne, żeby Severus już nie cierpiał… Eee, znaczy się, profesor Snape - odparł Gryfon, rumieniąc się lekko na widok rozbawionego spojrzenia, jakie rzucił mu Dumbledore, gdy nazwał Mistrza Eliksirów po imieniu.
- Chciałbym, żebyś został teraz z Severusem, na wypadek, gdyby znak znów się uaktywnił. Może uda ci się wtedy zneutralizować jego działanie. Wrócę tutaj, jak tylko znajdę przeciwzaklęcie do tego czaru, którego najprawdopodobniej użył Voldemort, gdy naznaczał kogoś Mrocznym Znakiem - powiedział Dumbledore i wyszedł ze skrzydła szpitalnego.
- Do łóżka, panie Potter. I proszę wypić ten eliksir, który panu podałam! - odezwała się Pomfrey. Harry westchnął i przeniósł się z wózka na posłanie., już bez niczyjej pomocy. Przełknął miksturę i od razu wyczuł w niej mieszankę eliksiru nasennego i uśmierzającego ból. Obrzucił pielęgniarkę spojrzeniem, którego nie powstydziłby się nawet Snape, po czym zapadł w sen.
Niestety, eliksir usypiający, który wypił chłopak nie należał do tych zapewniających bezsenność, przez co Harry po zaśnięciu znalazł się w umyśle Voldemorta, obserwując jego oczami trwające nadal zebranie. Stwierdził, że nowym szpiegiem musi być osoba, która stała teraz wewnątrz kręgu twarzą do Czarnego Pana.
- Podejdź i przyjmij swój znak - powiedział Voldemort. Śmierciożera uklęknął przed nim, odsłaniając lewe ramię. Harry zrozumiał, co się za chwilę stanie i skupił się na słowach Voldemorta. Brzmiało to trochę jak połączenie wężomowy, łaciny i angielskiego. Nagle zaczęło go boleć ramię, zupełnie jakby to właśnie on otrzymywał Mroczny Znak i zdziwił się, że śmierciożerca nawet nie krzyknął.
- Wprowadźcie nasze zabawki - rozkazał Voldemort. Drzwi się otworzyły i weszło przez nie pięciu śmierciożerców, prowadząc ze sobą rodzinę mugoli. Matka trzymała w rękach płaczące dziecko, które nie mogło mieć więcej niż dwa lata, podczas gdy dwoje innych kurczowo trzymało się ojca. Gdy tylko rzucono ich na kolana między Voldemorta, a nowego szpiega Zakonu, natychmiast zbili się w małą grupkę.
- Jakie to słodkie - zaszydził Czarny Pan. - Myślę, że pierwszeństwo należy do ciebie, mój lojalny sługo.
- Jesteś zbyt wspaniałomyślny, panie - odparł nowy śmierciożerca. Harry nie rozpoznał jego głosu, chociaż nie był do końca pewien, czy powinien polegać na osądzie właśnie w tej chwili, gdy cały się trząsł ze strachu i wstrętu przed nadchodzącą zabawą.
Jak tylko rzucono pierwsze zaklęcie, Harry'ego ponownie zalała fala ogromnego bólu. W tle usłyszał krzyk dziecka, w które uderzyła klątwa i kogoś jeszcze… Gdy w końcu ból zelżał, zrozumiał, że to on sam krzyczał. Zaczął walczyć z miksturą usypiającą, próbując za wszelką cenę się obudzić W pewnym momencie poczuł chłodną dłoń przesuwającą się po jego rozgrzanej twarzy, próbując go uspokoić, podczas gdy druga ręka spoczywała na jego klatce piersiowej, powstrzymując go przed rzucaniem się na łóżku. Harry w końcu zmusił się do otworzenia oczu i jak tylko to zrobił, napotkał zaniepokojone spojrzenie Severusa Snape'a.
- Severus? - wybełkotał Potter. Mistrz Eliksirów sięgnął po stojącą nieopodal łóżka fiolkę z eliksirem i podał ją chłopakowi. Gryfon wypił go bez najmniejszego sprzeciwu i poczuł, jak ból zaczął stopniowo ustępować.
- Voldemort… wizja. Nowy szpieg przyjął znak… zabawa - powiedział Harry łamiącym się głosem. Oczy Snape'a rozszerzyły się nieznacznie, doskonale wiedział, co według Czarnego Pana znaczy zabawa.
- Widzisz zebrania? - spytał Severus.
- Rzadko, choć jak dla mnie i tak zbyt często - odparł chłopak.
- Dumbledore powiedział, że zniszczyłeś połączenie Voldemorta ze znakiem.
- Nie wiem, jak to zrobiłem. Zdenerwowało mnie to, że chciał cię skrzywdzić i zacząłem krzyczeć i na niego, i na znak, żeby przestał. Potem Dumbledore mi powiedział, że użyłem wężomowy - wyznał cicho Harry, odwracając wzrok. Severus delikatnie odwrócił twarz chłopaka tak, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Dziękuję, Harry - powiedział szczerze Snape.
- Nie nienawidzisz mnie za to, że znam wężomowę? - spytał Gryfon.
- Dlaczego miałbym cię za to znienawidzić? - zapytał Mistrz Eliksirów, niezmiernie zdumiony.
- Wszyscy myśleli, że wtedy, na drugim roku, to ja napuściłem węża na Justina. Myśleli, że jestem zły, bo umiem rozmawiać z wężami. Wszyscy obwiniali mnie za ataki na dzieci pochodzące z mugolskich rodzin, mimo że wiedzieli, że moja matka też pochodziła z takiej rodziny.
- Nie zapominaj, z kim rozmawiasz. Jestem pewien, ze większość Ślizgonów zazdrościła ci tej umiejętności. Dzieciaki z innych domów zbyt szybko wydają osądy. Dla nich istnieje tylko dobro i zło, zapominają o wszechobecnych odcieniach szarości. Nikt nie jest tak naprawdę dobry albo zły, nawet sam Czarny Pan. Dobro nie może istnieć bez zła - powiedział Snape, kładąc przy tym rękę na Mrocznym Znaku, ukrytym pod rękawem szaty.
- Już nie boli, prawda? - spytał Harry, patrząc na przedramię profesora.
- Nie. Wygląda na to, że Voldemort porzucił próby aktywowania mojego znaku, gdy wyczuł twoją obecność. Jednakże nie mam wątpliwości, że wznowi je za jakiś czas. I wtedy zrobi wszystko, by uniemożliwić ci jakiekolwiek kontrolowanie znaku - odparł Mistrz Eliksirów.
- Dumbledore ma pomysł, jak go usunąć.
- Miał już dużo takich pomysłów w przeszłości.
- Mogę… Mogę go zobaczyć? - spytał Gryfon, delikatnie dotykając ramienia Severusa. Snape bez słowa podciągnął rękaw szaty i wyciągnął rękę w stronę Pottera. Harry uniósł lekko drżącą dłoń, nie spuszczając przy tym wzroku z czarnego znaku. Delikatnie dotknął go opuszkami palców, ale cofnął rękę, gdy Snape zrobił gwałtowny wydech.
- Zabolało? - zapytał, wyraźnie zmartwiony, Harry.
- Nie, wręcz przeciwnie, twój dotyk był… kojący. Po prostu zaskoczyło mnie to. Nikt nigdy nie chciał go dotykać.
- Aha.
- Powinieneś się jeszcze przespać. Jest już dość późno.
- A co z tobą? Też powinieneś odpocząć.
- Muszę skończyć porządkować pracownię.
- A co, jeśli Voldemort znowu spróbuje aktywować znak? - spytał Potter. Snape westchnął cicho.
- Pójdziesz spać, jeśli tu zostanę?
- Tak - odparł Harry. Snape podał chłopakowi kolejną fiolkę z eliksirem, po czym położył się na swoim łóżku. - To Eliksir Bezsennego Snu, możesz być tego pewien - dodał, widząc wahanie Pottera. Harry kiwnął głową i wypił miksturę. Ledwo udało mu się odstawić fiolkę na stolik, zanim ponownie zapadł w sen.

XxXxXxXxXxXxXxX

Nad ranem Harry został brutalnie wyrwany ze snu przez wyraźnie zmartwioną panią Pomfrey, która powiedziała mu, że Mroczny Znak Snape'a znów się uaktywnił i że konieczna jest pomoc Gryfona. Potter usiadł na wózku tak szybko, jak tylko się dało. Na szczęście Pomfrey była na tyle doświadczoną pielęgniarką, by wiedzieć, że chłopak wolał zrobić to samodzielnie i nawet nie proponowała mu pomocy.
- Nie wiem, co mam zrobić - wyznał Potter, gdy tylko znalazł się przy Severusie.
- Przemów do znaku, Harry. Zmuś Voldemorta, żeby się wycofał - poinstruował go Dumbledore. Harry, wahając się nieco, położył rękę na zaczerwienionym tatuażu. Wpatrywał się w węża z nadzieją, że to pomoże mu przemówić w wężomowie, ale jego wysiłki spełzły na niczym. Potem jednak spojrzał na ściągniętą z bólu twarz Snape'a i wpatrujące się w niego obsydianowe oczy. Harry poczuł, jak zalewa go fala gniewu. Był wściekły na Voldemorta, że krzywdził jego Severusa. Tym razem słowa wysyczane w języku wężów przyniosły oczekiwany efekt i całe napięcie, jakie do tej pory znajdowało się w ciele Mistrza Eliksirów, zaczęło stopniowo zanikać. Harry miał wrażenie, jakby opuściła go wszelka energia, jaką miał w sobie i, zmęczony, położył głowę na łóżku Snape'a, rękoma wciąż zasłaniając Mroczny Znak
- Zostaw go - powiedział Dumbledore, gdy pani Pomfrey podeszła do Gryfona. - Nic im nie będzie. Pielęgniarka fuknęła na dyrektora, ale zostawiła obu pacjentów w spokoju.

XxXxXxXxXxXx

Kiedy Harry w końcu się obudził, poczuł, że strasznie bolą go plecy i że jakaś delikatna dłoń głaszcze go po twarzy. Potter westchnął z zadowoleniem, ale nie otworzył oczu, bojąc się, że gdy to zrobi, dłoń nagle zniknie. Kiedy ręka przestała przesuwać się po twarzy Gryfona, zamiast tego delikatnie chwytając go za podbródek, Potter spróbował bardziej się w nią wtulić.
- Wiem, że już nie śpisz - powiedział Snape. Harry powoli otworzył oczy i spojrzał na Severusa.
- Czujesz się już lepiej? - spytał chłopak.
- Zdecydowanie. Ja… Dziękuję - odparł Mistrz Eliksirów.
- Jeśli chcesz, możesz uznać to za podziękowanie za powstrzymanie mojego wuja. Nie mogłem przecież tam stać i patrzeć, jak Voldemort cię zabija.
- Oczywiście, że nie, nie pozwoliłby na to twój kompleks bohatera, prawda? - zakpił Snape.
- Ałć, moje plecy - jęknął Gryfon, próbując usiąść.
- Dobrze ci tak, nie powinieneś był zasypiać na wózku - powiedział Mistrz Eliksirów, podchodząc do jednej z szafek, w których Pomfrey trzymała leki i wyjął z niej słoiczek z maścią. - Połóż się na łóżku, to wsmaruję ci to w plecy, przestaną cię boleć.
- Chyba nie dam rady - odparł Harry. Severus bez słowa odstawił słoik i z łatwością uniósł chłopaka, kładąc go na pościeli. Upuścił nieco gęstej mazi na kark Gryfona, sprawiając, że Harry cicho syknął.
- Zimne! - jęknął Potter, na co Snape odpowiedział mu kpiącym uśmieszkiem.
- Nawet nie masz pojęcia, jakie to przyjemne - westchnął Harry, podczas gdy Mistrz Eliksirów wsmarowywał maść w jego obolałe plecy.
- Ośmielę się zauważyć, że jeśli nie chcesz mieć znowu zesztywniałych wszystkich mięśni, nie powinieneś w przyszłości spać na wózku - stwierdził Snape, nadal uśmiechając się drwiąco.
- Och, więc już wstaliście! To dobrze - powiedziała pani Pomfrey, wchodząc do sali. - Co ty robisz, Severusie?
- Pan Potter nadwerężył sobie plecy, śpiąc całą noc na wózku jak jakiś głupi Gryfon. Ja jedynie próbuję jakoś zaradzić skurczowi, który jest tego skutkiem- wyjaśnił Mistrz Eliksirów tonem zirytowanego nauczyciela. Harry westchnął cicho, gdy dłonie, dotychczas masujące mu plecy, znikły.
- Mógłbyś mi pomóc się obrócić? - spytał Potter. Snape spełnił prośbę chłopaka, który po chwili owinął się kocem i ułożył wygodnie na miękkim materacu.
- Och, wstaliście. - Rozległ się obcy głos.
- Czyżbym słyszał echo? - zadrwił Mistrz Eliksirów.
- Severusie, doprawdy, mógłbyś sobie odpuścić. Harry, mam dla ciebie kilka książek o zaklęciach, które mogły być inspiracją dla Voldemorta, gdy tworzył Mroczny Znak. Moglibyśmy zacząć szukać tego odpowiedniego, o ile Severus czuje się już na siłach.
- Mógłbym przejrzeć te zaklęcia? Miałem kolejną wizję, w której nowy śmierciożerca przyjmował znak - wtrącił Potter.
- Oczywiście. Tutaj masz książki - odparł dyrektor, kładąc kilka starych tomiszczy na stoliku stojącym obok łóżka Gryfona. - Może opowiesz mi o tej wizji? - poprosił Dumbledore i Harry opisał mu wszystko, co zobaczył zeszłej nocy.

XxXxXxXxXxXx

Pierwszy września nadszedł dość szybko i za parę godzin reszta uczniów miała się zjawić w Hogwarcie. Harry i Severus nadal leżeli w Skrzydle Szpitalnym. Gryfon z rosnącą desperacją przeszukiwał wszystkie dostarczone mu książki, podczas gdy Snape spał, odpoczywając po ostatnim ataku Voldemorta, który aktywował znak coraz częściej, przez co Severus słabł z godziny na godzinę. Potter również czuł, że przez ciągłe zmagania ze znakiem stopniowo opuszczają go siły. Za każdym razem Czarny Pan atakował z większą mocą, mając nadzieję, że tym razem uda mu się pokonać Harry'ego i zabić tego, który go zdradził. W pewnym momencie Gryfon natknął się na bardzo znajome słowa i poczuł, jak zalewa go fala ekscytacji.
- Pani Pomfrey! - krzyknął, przebiegając wzrokiem po stronie jakiejś starej, dawno zapomnianej książki z działu ksiąg zakazanych.
- Co się stało, panie Potter?
- Niech pani zawoła Dumbledore'a, znalazłem to zaklęcie! - wyjaśnił, podjeżdżając na wózku do łóżka, na którym leżał Snape.
- Niech to lepiej będzie warte budzenia mnie, Potter - warknął Severus. Gryfon już jakiś czas temu odkrył, że Mistrz Eliksirów raczej nie jest rannym ptaszkiem.
- Nie słyszałeś, co powiedziałem? Znalazłem je! W końcu będziesz wolny! - powiedział Harry.
- Póki co nie jestem. Nie mamy pewności, że to zadziała - odparł Snape.
- Przestań być takim pesymistą - burknął Potter.
- Wolę być pesymistą niż rozczarowanym optymistą - stwierdził Severus. Gryfon prychnął i przewrócił oczami.
- Pani Pomfrey powiedziała mi, że coś znalazłeś, Harry - odezwał się Dumbledore.
- To jest zaklęcie, którego użył Voldemort, a tutaj jest przeciwzaklęcie - odparł Potter.
- Wygląda na to, że jest wręcz banalnie proste. Muszę przyznać, że to wyjątkowo sprytny pomysł - zauważył dyrektor. - Daję ci tyle czasu na przygotowanie się do rzucenia tego przeciwzaklęcia, ile tylko chcesz.
- Wolałbym zrobić to już teraz. Voldemort cały czas pozbawia mnie i Severusa sił - powiedział gryfon.
- Cóż, jeśli jesteś tego pewien, możesz zaczynać. Ja i pani Pomfrey będziemy stali tuż obok ciebie. Obawiam się jednak, Severusie, że może się to okazać dla ciebie dość bolesne, jeśli nie dla was obojga - rzekł dyrektor.
- Nie obchodzi mnie to, jeśli dzięki temu uwolnię się od tego potwora - stwierdził Snape. Harry kiwnął głową, odkładając książkę na stolik stojący przy łóżku Mistrza Eliksirów. Położył dłonie na ramieniu starszego czarodzieja, jedną tuż nad znakiem, a drugą tuż pod nim. Koncentrując się na wężu, będącym częścią tatuażu, rozpoczął inkantację. W momencie, gdy syczenie gryfona stało się jedynym słyszalnym dźwiękiem w pomieszczeniu, Snape utkwił swe spojrzenie w młodym czarodzieju. Harry'emu prawie zaparło dech w piersi, gdy zauważył, jak wszystkie maski, za którymi do tej pory Mistrz Eliksirów skrywał swe uczucia opadają, a wpatrujące się w niego obsydianowe oczy wypełnione są strachem. Potter z niechęcią oderwał od nich wzrok, spoglądając w księgę, by kontynuować zaklęcie, przy czym przekonał się, że wplecenie angielskiego w wężomowę było wręcz niewiarygodnie łatwe.
Kiedy Gryfon dotarł do połowy inkantacji, znak zaczął świecić się na czerwono. Blask stopniowo się nasilał, aż praktycznie oślepiał Harry'ego. Snape krzyknął ochryple, a Potter w pewnym momencie wyczuł obecność Voldemorta, który przy pomocy znaku przypuścił kontratak. Nie przerywając zaklęcia, Gryfon zastanawiał się, jak go powstrzymać, aż nagle sobie przypomniał - miłość. Miłość i dobroć już raz czy dwa powstrzymały Voldemorta przed zabiciem Harry'ego, więc może powstrzymają go i tym razem? Zebrał w sobie wszystkie uczucia, które żywił do przyjaciół, Weasleyów, swoich rodziców i Severusa, zdając sobie przy tym sprawę, że do tej pory nie miał pojęcia o ich istnieniu, mimo że one tak naprawdę narastały w nim już od tygodni. Skoncentrował wszystkie te uczucia i skierował je przeciwko Voldemortowi, by zmusić go do odwrotu.
A chwilę później wszystko się skończyło. Harry nie czuł już obecności czarnoksiężnika, a ciemność, która zdawała się otaczać chłopaka, zaczęła się przerzedzać. Potter z łatwością wypowiadał następne części zaklęcia. Gdy zaczął zbliżać się do końca, światło bijące ze znaku stopniowo jaśniało, aż w końcu, gdy stało się całkiem białe, zaczęło znikać. Harry skupił całą energię, jaka mu jeszcze została i gdy wypowiedział ostatnie słowa zaklęcia, światło zgasło całkowicie. Zdążył jeszcze zauważyć skrawek jasnej skóry, zanim zmogło go wyczerpanie i stracił przytomność.

Rozdział 7

Pierwszą rzeczą, jaką Harry poczuł po obudzeniu się, był niesamowity ból głowy, który dodatkowo pogorszył się, gdy chłopak otworzył oczy. Syknął cicho, kiedy oślepiła wszechobecna w Skrzydle Szpitalnym biel i natychmiast znów je zamknął. Nawet nie próbował otwierać ich ponownie, dopóki nie usłyszał odgłosów dochodzących z sąsiedniego łóżka.
- Severus? - spytał Potter.
- Nie, Wielka Stopa - odwarknął Snape, najwyraźniej równie obolały, co Potter.
- Udało się?
- Sam zobacz. - Snape uśmiechnął się, naprawdę się uśmiechnął, pokazując Harry'emu przedramię, na którym nie było już żadnego znaku.
- Dokonaliśmy tego - powiedział, nadal lekko zszokowany Potter.
- Ty tego dokonałeś, Harry - odparł Severus. Gryfon chciał zaprotestować, ale przeszkodziła mu w tym pani Pomfrey, która akurat w tym momencie weszła do sali.
- Tak mi się właśnie zdawało, że słyszę jakieś głosy. Wypijcie to - powiedziała pielęgniarka, podając dwójce swoich pacjentów kilka eliksirów. Harry i Severus równocześnie westchnęli z ulgą, gdy dzięki miksturom ból w końcu ustąpił.
- Jak długo już tu jesteśmy? - zapytał Gryfon.
- Jest niedziela, trzeci września. Jutro zaczynają się lekcje. Pan Weasley i Panna Granger byli dość zmartwieni pańskim stanem, panie Potter - odparła pani Pomfrey. Po rutynowym badaniu i wykładzie, co im wolno robić, a czego nie w przeciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin, w końcu pozwoliła Harry'emu i Severusowi opuścić Skrzydło Szpitalne. Gryfon nie bardzo wiedział, co potem zrobić - zobaczyć się z Ronem i Hermioną, czy może jednak zaszyć się w zaciszu kwater jego i Snape'a.
- Idź zobaczyć się z przyjaciółmi - zadecydował za niego Mistrz Eliksirów.
- Tak myślisz? No dobrze - powiedział Harry, kierując się w stronę dormitoriów Gryfonów. Wciąż nieco obawiał się schodów i gdy już jakieś pokonywał, zachowywał przy tym wręcz przesadną ostrożność. Zanim dotarł do wieży, spotkał idących z niej Rona i Hermionę, którzy najprawdopodobniej właśnie wybierali się, by odwiedzić go w Skrzydle Szpitalnym.
- Harry! - wykrzyknęła dziewczyna, biegnąc w kierunku chłopaka.
- Cześć, Hermiono - odparł Potter.
- Co się stało z twoim wózkiem? - spytała.
- To jest jego magiczna wersja. Dał mi go Dumbledore, żeby mi ułatwić poruszanie się po szkole.
- Och, proszę, proszę, co my tutaj mamy? Wiewiór, Szlama… A to kto? Kaleka? - odezwał się charakterystyczny, przeciągający sylaby głos, którego nie dało się pomylić z żadnym innym.
- Odwal się, Malfoy - warknął Ron.
- A niby dlaczego? Spójrz, Crabbe, jak nisko upadają wielcy tego świata - zakpił Draco. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Harry wyciągnął różdżkę i rzucił pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mu do głowy. Malfoy przeleciał przez cały korytarz, uderzając o ścianę z donośnym hukiem.
- Może to cię czegoś nauczy - powiedział spokojnie Potter, odjeżdżając w przeciwnym kierunku.
- Harry, gdzie będziesz spał? W dormitorium nie ma twoich rzeczy - spytał Ron.
- Dumbledore zadecydował, że nie będę już dłużej tam sypiał. Czasami wciąż potrzebuję pomocy z wsiadaniem i wysiadaniem z wózka, a poza tym, jakiś czas temu spadłem ze schodów - odparł Harry.
- Więc gdzie będziesz teraz mieszkał?
- Ze Snape'em - wyjaśnił Potter, udając, że już sama ta myśl budzi w nim odrazę. Lepiej, żeby Ron nie wiedział o tym, że Harry'emu wcale nie przeszkadza towarzystwo Mistrza Eliksirów.
- Że co? - warknął rudzielec. - Nie dość, że kazali ci spędzić z nim wakacje, to jeszcze masz z nim mieszkać w czasie roku szkolnego?!
- Ron, to nie jest aż takie straszne.
- Nie jest aż takie straszne? NIE JEST AŻ TAKIE STRASZNE?! - wrzasnął Weasley. Na szczęście Hermiona zasłoniła mu usta dłonią, uciszając go, zanim zdążył powiedzieć coś, czego mógłby potem żałować.
- Posłuchaj, Ron, mimo że ciężko mi jest się do tego przyznać, nie jestem jeszcze w pełni samodzielny. Potrzebuję jego pomocy - powiedział cicho Harry, bawiąc się nerwowo rękawem koszuli i wpatrując w posadzkę.
- Ale dlaczego właśnie on? - zapytał Ron.
- O to musiałbyś spytać dyrektora.
- Panie Potter - przerwała im McGonagall, prowadząc ze sobą Malfoya.
- Tak, pani profesor? - spytał Harry.
- Pan Malfoy przyszedł do mnie i powiedział, że jakiś czas temu zaatakował go pan na korytarzu. Ma nawet obrażenia, by to udowodnić.
- Ale, pani profesor, Malfoy obrażał Harry'ego, przezywał go kaleką - wtrąciła się Hermiona.
- Sprowokowany czy nie, musi ponieść karę. Panie Malfoy, Slytherin traci dziesięć punktów za obrażanie innego ucznia. Zaś co do pana, panie Potter, Gryffindor traci dziesięć punktów za atakowanie jednego ze Ślizgonów, a poza tym ma pan szlaban u profesora Snape'a.
- Dobrze, pani profesor - westchnął Harry, po czym trójka Gryfonów udała się do wieży Gryffindoru. Najwyraźniej wieści o jego wypadku musiały się już dostać do gazet, bo wszyscy w Pokoju Wspólnym skakali wokół niego i dosłownie prześcigali się, by zwrócić na siebie uwagę Pottera. Harry'ego tak to zirytowało, że uciekł stamtąd tak szybko, jak tylko się dało.

XxXxXxXxXxXxX

- Czemu nie siejesz spustoszenia w zamku razem z resztą Wielkiej Trójcy Gryffindoru? - zapytał Snape, gdy tylko Gryfon wjechał do ich pokoju. Mistrz Eliksirów siedział przed kominkiem w ogromnym, czarnym, skórzanym fotelu i czytał jakąś książkę. Harry zawsze marzył o tym, by mieć właśnie taki fotel. No cóż, ten, który miał teraz, przynajmniej też był czarny.
- Wszyscy już wiedzą, że jestem sparaliżowany, gazety się o tym rozpisywały. Wszyscy traktują mnie, jakbym był upośledzony umysłowo, a nie niepełnosprawny - wyjaśnił Potter.
- Profesor McGonagall powiedziała mi, że zaatakowałeś Malfoya.
- Obrażał mnie.
- Więc ty postanowiłeś użyć siły? - zapytał Severus, unosząc brew.
- Uderzył w czuły punkt - powiedział Harry.
- To znaczy?
- Przezywał mnie kaleką.
- Jestem rozczarowany. Ślizgon powinien być w stanie wymyślić coś bardziej kreatywnego - stwierdził Snape beznamiętnym głosem. Harry zachichotał pod nosem.
- W końcu to zauważyłeś. Przez te wszystkie lata nie mógł wpaść na nic innego niż „Potty” czy „Bliznowaty” - powiedział Gryfon.
- Przynajmniej w tym roku nie będę już musiał skakać wokół tych idiotów.
- Co masz na myśli?
- Nie jestem już śmierciożercą, więc mogę skończyć z faworyzowaniem Malfoya i reszty Ślizgonów tylko po to, by nikt się nie domyślił, po czyjej stronie stoję tak naprawdę.
- Dobrze wiedzieć. Może w końcu da się jakoś wysiedzieć na lekcjach - zauważył Potter.
- Może - odparł Snape.
- Drań - powiedział Harry, uśmiechając się lekko.
- Bachor - zripostował Snape, na co Gryfon pokazał mu język. - Och, no tak, to było bardzo dojrzałe - zadrwił.
- Jestem nastolatkiem, mam prawo zachowywać się niedojrzale. W zasadzie, to to musi być jakieś odwieczne prawo, coś jak grawitacja, że wszystkie nastolatki muszą zachowywać się niedojrzale i buntowniczo - powiedział Harry, posyłając Severusowi uśmiech, który był niesamowicie podobny do tego, który często gościł na ustach Mistrza Eliksirów.
- Powinieneś już iść spać, lekcje się jutro zaczynają - stwierdził Snape.
- Och, więc to jest twoje rozwiązanie, tak? Wysyłasz mnie do łóżka, jak już nie masz żadnej riposty? - Harry nie miał pojęcia, skąd u niego takie zachowanie, ale stwierdził, że to nawet miłe, móc choć raz dogryźć Snape'owi.
- Moje kwatery, moje zasady.
- To są też moje kwatery.
- Nie zachowuj się jak nadąsane dziecko, nie wychodzi ci - powiedział drwiąco starszy czarodziej.
- Drań.
- Wydaje mi się, że już to przerabialiśmy - zaszydził Severus, odkładając książkę. Harry burknął coś pod nosem i machnął różdżką, zmieniając ubrania na piżamę. To tyle, jeśli chodzi o dogryzanie Snape'owi.
- Dobranoc, Severusie.
- Dobranoc, bachorze - odparł Mistrz Eliksirów i wyszedł z pokoju. Harry pokazał mu język, mimo że Snape nie mógł już tego zobaczyć, po czym pojechał do własnej sypialni i położył się do łóżka. Był z siebie dumny, że jest już w stanie dokonać tego samodzielnie prawie za każdym razem.

XxXxXxXxXxXxX

Następnego dnia rano Harry wjechał do Wielkiej Sali tuż za Severusem. W całym pomieszczeniu nagle zapadła cisza, gdy reszta uczniów zobaczyła Pottera na wózku, a chwilę później ze wszystkich stron dało się słyszeć gorączkowe szepty. Ron i Hermiona natychmiast wstali ze swoich miejsc i popędzili w kierunku Harry'ego. Dziewczyna stanęła za wózkiem Gryfona, by po popchnąć, ale chłopak ją powstrzymał.
- Nie musisz go pchać, Hermiono, lata sam dzięki magii. A nawet gdybym jeździł na zwykłym wózku, to i tak byłbym w stanie poruszać się na nim samodzielnie.
- Przepraszam - bąknęła czarownica.
- Nie ma problemu. Mogłabyś odstawić to krzesło, żebym mógł usiąść przy stole? - Hermiona spełniła prośbę Harry'ego, pozbywając się krzesła jednym machnięciem różdżki. Potter nałożył sobie odrobinę jedzenia na talerz, ale praktycznie nic nie zjadł. Podczas ostatnich wakacji w Surrey całkowicie stracił apetyt, głównie dlatego, że Dursleyowie odmówili karmienia go, tłumacząc się tym, że skoro Potter sam na siebie zarabia, to powinien też sam się wyżywić.
- Co zamierzasz zrobić z Quidditchem, Harry? - zapytał znienacka Ron.
- Czy według ciebie jestem w stanie grać w Quidditcha? - odpowiedział pytaniem na pytanie Harry, z wyraźną goryczą w głosie.
- Chyba nie - bąknął Weasley. Potter zdenerwował się, słysząc ton, jakim powiedział to rudzielec - zupełnie jakby sugerował, że to wina Harry'ego.
- Bardzo mi przykro, że tak strasznie cię rozczarowałem, Ron. Ty przynajmniej wciąż masz władzę w swoich cholernych nogach! - krzyknął brunet, po czym wyjechał z Wielkiej Sali, zostawiając za sobą Weasleya, który gapił się na niego w szoku. Harry skierował się do lochów, jako że pierwszą lekcją tego dnia miały być eliksiry. Przez jakiś czas siedział w pustej klasie, wściekając się na rudzielca.
- Mógłbyś mi wyjaśnić, co to był za dramat w Wielkiej Sali? - zapytał Snape, wchodząc do klasy.
- Ron po raz kolejny udowodnił, że jego mózg zmieściłby się w łyżeczce od herbaty.
- Weasley jest głupi jak but - stwierdził Severus. - Więc skąd te krzyki i dość... spektakularne opuszczenie Wielkiej Sali?
- Ron ma mi za złe, że nie mogę już grać w Qudditcha.
- Typowe. Zaraz zacznie się lekcja, na twoim miejscu poszedłbym wziąć z szafki niezbędne składniki, zanim zjawi się reszta uczniów - powiedział Mistrz Eliksirów i jednym machnięciem sprawił, że na tablicy ukazały się wszelkie instrukcje niezbędne do sporządzenia eliksiru, który mieli omawiać na dzisiejszej lekcji. Harry posłuchał rady profesora i wziął wszystkie potrzebne składniki, po czym podjechał do swojej ławki i zaczął rozstawiać kociołek. Wkrótce zaczęła się schodzić reszta klasy. Ron już miał usiąść obok Pottera, ale widząc spojrzenie bruneta, zmienił zdanie i usiadł z Seamusem, jedynym poza Hermioną i Harrym Gryfonem, który nadal chodził na eliksiry. Resztę klasy stanowili Ślizgoni - Malfoy, Parkinson, Zabini i Nott.
- Każdy ma za zadanie samodzielnie uwarzyć eliksir według instrukcji wypisanych na tablicy. To oznacza żadnego szeptania podpowiedzi, panno Granger. Gdy już skończycie, na podstawie własnej wiedzy na temat tego przedmiotu i użytych przez was składników, powiecie mi, jaka to mikstura. Wszystko, co może być wam potrzebne, znajdziecie w szafce stojącej na lewo od drzwi. Zaczynajcie - powiedział Snape. Hermiona spojrzała na profesora z oburzeniem. W klasie wybuchło zamieszanie - każdy chciał dorwać jak najlepsze składniki, Potter natomiast spokojnie wyjął swój nóż i zaczął siekać korzonki stokrotek. Pod koniec lekcji udało mu się wreszcie ukończyć eliksir, który miał wyjątkowo znajomą, bursztynową barwę. Harry rozejrzał się po sali i zauważył, że ciecz w większości kociołków wyglądała bardzo podobnie, poza tą, którą uwarzył Ron - jego eliksir miał kolor wymiocin. Potter przelał część mikstury do fiolki, próbując sobie przypomnieć, gdzie ją wcześniej widział. W myślach jeszcze raz przestudiował właściwości użytych składników, po czym powąchał zawartość trzymanej buteleczki. Natychmiast odsunął ją od siebie. Tego smrodu nie można było pomylić z czymkolwiek innym - miksturą był Szkiele - Wzro.
- Weasley, co to za breja? - zapytał Snape.
- Ekhem… - Ron nerwowo przełknął ślinę. - Eliksir leczniczy? - bardziej spytał niż odpowiedział rudzielec.
- Zła odpowiedź. Potter, może ty wiesz? - zwrócił się Severus do Harry'ego, który zauważył, że nauczyciel nie odebrał Gryffindorowi żadnych punktów, co nie było raczej w jego stylu.
- To Szkiele - Wzro, profesorze - odparł chłopak. Łatwiej mu było zwracać się do Severusa per „panie profesorze”, gdy ten znów zachowywał się jak stary, zgryźliwy i wredny Mistrz Eliksirów, jakiego Harry znał, od kiedy tylko zaczął uczyć się w Hogwarcie.
- A byłbyś tak łaskaw, by wyjaśnić klasie, jak doszedłeś to tego wniosku? - spytał Snape.
- Najważniejsze właściwości składników tego eliksiru to leczenie i przyśpieszanie wzrostu. Poza tym, tego charakterystycznego zapachu nie da się zapomnieć, pamiętam go do dziś, gdy musiałem wypić tę miksturę na drugim roku.
- Chociaż raz twoja niezdarność się na coś przydała. Niech wszyscy podpiszą swoje fiolki z eliksirem i położą je na moim biurku. Ty nie, Weasley, to coś w twoim kociołku nie nadaje się nawet do śmietnika - powiedział Severus, machnięciem różdżki pozbywając się mikstury uwarzonej przez Rona. Rudzielec jako ostatni opuścił salę, wpatrując się ze wstydem w podłogę.
- Harry, zaczekaj! - krzyknął Weasley, doganiając w końcu przyjaciół. Potter zatrzymał się u stóp schodów, czekając, aż tłum się nieco przerzedzi.
- Czego chcesz, Ron?
- Ja… Przepraszam za to, co powiedziałem wcześniej. Nie chciałem cię urazić. Hermiona kazała mi przemyśleć dokładnie to, co powiedziałeś o tym, że ja mam czucie w nogach, a ty nie. To musi być straszne… Nie mogę sobie nawet wyobrazić, że mógłbym być sparaliżowany - powiedział rudzielec.
- W porządku. Po prostu… Jestem nieco przewrażliwiony na tym punkcie - odparł Harry.
- Moglibyście się w końcu ruszyć? Zaraz spóźnimy się na transmutację - upomniała ich Hermiona. Chłopcy spojrzeli na siebie i cała trójka najszybciej jak się tylko dało pomknęła ku pracowni profesor McGonagall.

XxXxXxXxXxXxX

Po obiedzie Harry z radością powitał ciszę, jaka panowała w pokojach, które dzielił z Mistrzem Eliksirów. Aż do tej pory nigdy nie przyszło mu na myśl, że bycie w centrum uwagi może być aż tak męczące. A jeszcze bardziej irytujące było to, że pomimo zapewnień Pottera, że sam sobie świetnie radzi, wszyscy i tak upierali się, by mu we wszystkim pomagać. Kiedy już wreszcie wszystkie lekcje dobiegły końca, z radością umknął przed resztą uczniów do lochów.
Gdy Gryfon wjechał do salonu, Snape'a nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Chłopak stwierdził, że ma już dość siedzenia na wózku i przeniósł się na kanapę, z zadowoleniem się na niej rozciągając. Sofa była podobna do fotela stojącego przy kominku - czarna, skórzana, ogromna i niesamowicie wygodna. Harry westchnął i machnięciem różdżki przywołał podręcznik do transmutacji. Już na pierwszej lekcji w roku szkolnym McGonagall kazała im napisać esej na dwie stopy pergaminu. Kiedy Gryfon napisał już jedną czwartą wymaganej ilości, Snape wszedł do pokoju, przechodząc przez drzwi, na które Potter nigdy dotąd nie zwrócił uwagi.
- Cześć, Severusie - powiedział Harry. - Dokąd prowadzą te drzwi? - spytał.
- Tam jest moje prywatne laboratorium i nawet nie próbuj się do niego zbliżać - odparł Snape.
- Przecież nie wybuchnie, jak sobie tylko na nie popatrzę, prawda? - mruknął pod nosem Potter.
- Jeden fałszywy ruch i wszystko naprawdę by wybuchło. Dobrze wiesz, Harry, że tworzyłem eliksiry dla Czarnego Pana. W środku jest mnóstwo nielegalnych i niebezpiecznych mikstur czy składników.
- Ach tak - westchnął Harry i wrócił do przeglądania podręcznika.
- To nie jest kwestia zaufania - dodał Severus, prawidłowo zgadując, dlaczego chłopak się obraził. - Po prostu nie chcę, byś znowu trafił do Skrzydła Szpitalnego. Odnoszę wrażenie, że za swój cel obrałeś pobić szkolny rekord odwiedzania tego miejsca.
- Ej, to nie zawsze jest moja wina! - krzyknął Harry.
- Tak, oczywiście, a Dumbledore nosi czarne szaty - odparł Snape.
- Pffff… - burknął Harry i wrócił do pracy domowej.

Rozdział 8

Jak to zazwyczaj bywa w trakcie semestru, dni powoli zaczęły zmieniać się w rutynę. Harry stopniowo coraz bardziej przyzwyczajał się do poruszania na wózku, a reszta studentów przyzwyczaiła się już do przebywania w towarzystwie osoby niepełnosprawnej. Wkrótce nikt już nawet nie wspominał, że mógłby go popchnąć albo dopomóc mu w czymś dziecinnie łatwym - wszyscy wiedzieli, że Potter nienawidził, gdy ktoś sugerował mu, że potrzebuje niani. Gryfon zaś zaczął podglądać treningi Quidditcha, chowając się w rogu boiska. Latanie było jedną z niewielu rzeczy, za którymi tak bardzo tęsknił.
Harry zaczął też zdawać sobie sprawę z tego, że to, co czuje do Severusa, to coś więcej niż tylko przyjaźń. Po raz pierwszy zrozumiał istotę własnych uczuć dopiero wtedy, gdy usuwał Mroczny Znak. Od tamtej pory emocje te tylko się pogłębiały, ale mimo to Potter bał się do nich przyznać, powiedzieć o nich Snape'owi w obawie, że ten go odrzuci. Wolałby mieć go tylko za przyjaciela i kochać go skrycie niż wcale nie mieć go przy sobie. Nie wiedział nawet, czy Mistrz Eliksirów był gejem, nie mówiąc już o tym, że mógłby mu się podobać ktoś taki jak Potter. Gryfon i do tego zdążył już się przyzwyczaić. Po tamtym… czymś z Cho w nikim się nie zakochał. Po jakimś czasie stwierdził też, że jakoś niezbyt trudno przyszło mu pogodzić się z faktem, że nie podobają mu się dziewczyny.
Poza tym, zmieniły się też lekcje. Nauczyciele byli znacznie bardziej wymagający i zadawali o wiele więcej pracy domowej, tłumacząc to tym, że skoro są na poziomie OWUTEMów, to muszą też bardziej przykładać się do nauki. Na dodatek Snape w nieco inny sposób prowadził swoje zajęcia. Zaczął troszeczkę lepiej traktować Gryfonów, a Ślizgonów tak, jak resztę uczniów (czyli z wyrafinowanym okrucieństwem). To wywołało spore zamieszanie w całym Hogwarcie, a plotki na ten temat rozprzestrzeniały się wręcz z prędkością światła. Po pewnym czasie Harry stwierdził, że jednak zdecydowanie bardziej woli spokój panujący w lochach niż harmider panujący w pozostałych częściach zamku.
Swoistym zwyczajem stało się też to, że Złote Trio codziennie spędzało razem godzinę czy dwie w pokoju wspólnym Gryffindoru albo w bibliotece. Hermiona i Ron nadal w pewnym stopniu traktowali Pottera inaczej niż przed wypadkiem, ale mimo to Harry wiedział, że chcą dla niego jak najlepiej. Pod tym względem najgorsi byli chyba inni Gryfoni, no, może poza Ślizgonami, dla których Harry był idealnym obiektem kpin.
XxXxXxXxXxXxX
Czas leciał tak szybko, że zanim ktokolwiek to zauważył, było już Halloween. Poranek tego dnia był wyjątkowo ponury, a ciemne chmury na niebie zwiastowały deszcz. Harry już od momentu, gdy się obudził, wiedział, że coś będzie nie tak. Przez całą noc bolała go blizna, przez co nie mógł usnąć i rano miał ogromne worki pod oczami. Głośno ziewając, nałożył sobie jak zwykle niewielką porcję jedzenia na talerz.
Nigdy nie zwracał uwagi na poranną pocztę, głównie dlatego, że on sam rzadko dostawał jakiekolwiek listy. Kiedy jednak reszta uczniów zaczęła szeptać między sobą i pokazywać coś palcami, spojrzał na wlatujące do Wielkiej Sali sowy. Ogromny czarny ptak, wyróżniający się spośród reszty, leciał wprost na niego, po czym rzucił przed zdziwionym Potterem małą paczuszkę. Harry wpatrywał się w nią podejrzliwie, nie chcąc jej otwierać w obawie, że coś może być z nią nie tak
- Od kogo to? - zapytał Neville.
- Nie wiem. Lepiej tego nie dotykaj, może być w tym jakaś klątwa czy coś - powiedział Harry. Kątem oka zauważył, że Dumbledore, McGonagall i Snape idą w kierunku stołu Gryffindoru. Zanim jednak zdążyli odejść kilka kroków od swoich miejsc, paczuszka eksplodowała, zmieniając się w chmurę dymu. Coś, co albo było krwią, albo bardzo ją przypominało, rozbryzgało się na wszystkich wokół Pottera. Całą salę wypełnił straszny, zimny i syczący głos - głos Voldemorta. Pozostali uczniowie zaczęli wrzeszczeć, panikować i wpadać na siebie nawzajem, próbując wydostać się z zadymionego pomieszczenia.
- Wesołego Halloween, Potter - syknął głos i Harry poczuł, jak znajomy już ból zaczyna krążyć w jego żyłach. Dym zmienił kolor na zielony, po czym uformował się w ogromny Mroczny Znak. Potter stracił w końcu panowanie nad swoim ciałem i zaczął krzyczeć z bólu, trzęsąc się tak gwałtownie, że aż spadł z wózka. Snape jako pierwszy dobiegł do niego i wyszeptał Finite Incantatum, przerywając klątwę. Mistrz Eliksirów wziął Gryfona na ręce i spróbował postawić go do pionu. Obrzucił go szybkim, badawczym spojrzeniem w poszukiwaniu obrażeń, ale na szczęście cała krew, którą ubrudzony był Potter, nie należała do niego.
- Co się stało? - spytała drżącym głosem Hermiona, także ubrudzona krwią.
- Wygląda na to, że Czarny Pan znalazł sposób, by przesyłać klątwy pocztą - odparł Severus, wychodząc z Wielkiej Sali i kierując się bezpośrednio do lochów. Za sobą słyszał echo słów Dumbleodre'a, który prosił uczniów o zachowanie spokoju, nauczycieli o odprowadzenie podopiecznych do dormitoriów oraz ogłaszał, że wszystkie lekcje tego dnia są odwołane.
Snape położył Harry'ego na łóżku w pokoju chłopaka, zostawiając go na chwilę samego, po czym poszedł do laboratorium po potrzebne mu eliksiry. Zabrał Pottera od razu do lochów, gdzie mógł pomóc mu równie skutecznie, co pani Pomfrey. Poza tym Severus doszedł do wniosku, że pielęgniarka na pewno będzie zajęta innymi uczniami - niektórzy tak zaczęli panikować, słysząc głos Voldemorta, że rzucali klątwami na prawo i lewo.
- Wypij to, zniweluje ból - powiedział Mistrz Eliksirów, wracając do pokoju chłopaka i podchodząc do jego łóżka. Sam wymyślił ten eliksir właśnie po to, by załagodzić wszelkie efekty Cruciatusa. Kiedy jeszcze szpiegował dla Czarnego Pana, bywały takie momenty, że darzył tę miksturę uwielbieniem. Rzucił też kilka zaklęć czyszczących i pozbył się plam na szacie Harry'ego. Snape zacisnął mocniej palce na różdżce, gdy tylko usłyszał pukanie do drzwi. Ostrożnie je otworzył i wyjrzał, by sprawdzić, kto za nimi stoi.
- Ach, to ty, Albusie. Wejdź - powiedział Mistrz Eliksirów, opuszczając różdżkę.
- Sprawdziłem wszystkie osłony na zamku i dodałem kilka nowych. Tylko ta paczka przedostała się do środka. Co z Harrym? - zapytał Dumbledore.
- Odpoczywa. Dałem mu eliksir, który złagodzi efekty klątwy.
- To dobrze. W takim razie zostawiam go pod twoją opieką. Na wszelki wypadek zabroniłem reszcie uczniów opuszczać ich dormitoria. Tutaj jest wózek Harry'ego. Ja i kilku członków Zakonu na wszelki wypadek jeszcze raz przeszukujemy Hogwart w poszukiwaniu czegoś, co mogliby podrzucić śmierciożercy, ale wolałbym, żebyś ty został z chłopcem. Ja zajmę się Ślizgonami - powiedział dyrektor.
- Niech będzie, Albusie - odrzekł Snape. Dumbledore skinął mu na pożegnanie, po czym wyszedł z pokoju. Severus rzucił kilka dodatkowych zaklęć na kwatery i na drzwi, mimo że już wcześniej jego osłony należały do jednych z najsilniejszych w całym zamku. Lepiej dmuchać na zimne. Po chwili wrócił do pokoju Pottera, by upewnić się, że eliksir działa - do tej pory testował go tylko na sobie.
- Kto to był? - spytał Harry.
- Dyrektor. On i parę innych osób sprawdzają właśnie zamek, czy Voldemort nie podrzucił czegoś jeszcze. Reszta uczniów ma zakaz opuszczania dormitoriów, a ty masz zostać tutaj.
- To dobrze. Nie zniósłbym Gryfonów skaczących wokół mnie i co pięć minut pytających, jak sie czuję - powiedział Potter. Snape obrzucił podopiecznego krytycznym spojrzeniem. Był nieco blady i miał ogromne worki pod oczami. Na dodatek wciąż był przeraźliwie chudy, mimo że jego mięśnie zwiększyły się odrobinę.
- Wyspałeś się, Harry? - zapytał Severus. Cruciatus nie powodował takich worków pod oczami, tego akurat był pewien.
- Ostatniej nocy bolała mnie blizna, a jak tylko udawało mi się zasnąć, miałem koszmary - odparł chłopak.
- Często miewasz koszmary?
- Praktycznie każdej nocy, ale nie zawsze są aż tak straszne.
- Mogę wiedzieć, o czym są?
- O Cedriku, Syriuszu… Voldemorcie - powiedział cicho Harry. Mistrz Eliksirów westchnął ciężko i usiadł obok Pottera na łóżku. Gryfon oparł głowę o ramię starszego czarodzieja. - Widzę… Widzę, jak umierają, widzę, jak Voldemort się odradza. Widzę zebrania, ale to przynajmniej nie boli w żaden sposób - wyszeptał chłopak. Snape podświadomie przeczesał palcami włosy młodszego czarodzieja, próbując go w ten sposób uspokoić, na co ten odwrócił się i schował twarz w zagłębieniu między klatką piersiową a ramieniem Severusa.
- Jeśli chcesz, mógłbym dać ci od czasu do czasu Eliksir Bezsennego Snu. Nie możesz jednak przyjmować go co noc, po pierwsze dlatego, że uzależnia, a po drugie dlatego, że w większych dawkach jest szkodliwy dla organizmu.
- Byłoby miło - odparł Harry, kiwając głową. Po chwili ziewnął - adrenalina, która do tej pory krążyła w jego ciele, zaczęła ustępować.
- Może chcesz go teraz? Bardzo możliwe, że Czarny Pan planuje coś większego. Nie zdziwiłbym się, gdyby znów nawiedziła cię jedna z wizji.
- To nic nie da. Ten eliksir nie działa na wizje.
- Naprawdę? W zasadzie… to ma sens. Wizje powstają zupełnie inaczej niż sny - powiedział do siebie Severus, myśląc na głos. - Może jednak mimo wszystko powinieneś go wziąć? Mógłbyś się w końcu wyspać.
- Nigdy nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym Severus Snape będzie się zachowywał jak nadopiekuńcza matka - zadrwił Potter.
- Wygląda na to, że jesteś już tak zmęczony, że masz omamy - zripostował Snape, przyzywając fiolkę z eliksirem. Nie chciał teraz zostawiać chłopaka samego.
- Mógłbyś… Zostaniesz ze mną dopóki nie zasnę? - spytał cicho Harry.
- Jak chcesz - powiedział Mistrz Eliksirów. - A teraz do dna.
- Masz pojęcie, jak obrzydliwe są te twoje mikstury? - zapytał Gryfon, krzywiąc się, i oddał pustą buteleczkę Snape'owi.
- To są leki, nie muszą być smaczne - odparł Severus, kładąc Pottera na łóżku.
- Dziękuję - wymruczał chłopak, po czym natychmiast zapadł w sen. Snape delikatnie przeczesał włosy chłopaka, po czym wyszedł z jego pokoju. Poszedł prosto do swojego laboratorium z zamiarem stworzenia nowego eliksiru - takiego, który blokowałby wizje. Zebrał kilka książek i przepisów i rozłożył je na stole.
Laboratorium Snape'a było urządzone zupełnie inaczej niż jego pracownia. Wzdłuż ścian ciągnęły się półki, a na nich stały przeróżnie mikstury, składniki, księgi czy przepisy. Na środku stały trzy stoły, a każdy z nich był wielkości dwóch szkolnych ławek. Jednego z nich używał do warzenia eliksirów niezbędnych w Skrzydle Szpitalnym czy na jego lekcjach. Z drugiego korzystał w tej chwili. Natomiast na trzecim porozrzucane były różnego rodzaju papiery i notatki. Znajdowały się na nim również dwa kociołki, w których były się dwie wersje eksperymentalnego eliksiru, który przygotowywał dla Harry'ego, od kiedy tylko ten z nim zamieszkał. Miał nadzieję, że dzięki niemu chłopak odzyska czucie, a może nawet władzę w nogach. Nie powiedział jednak o tym Potterowi, bo nie chciał robić mu złudnych nadziei.
Gryfon już od jakiegoś czasu stał się wręcz dominującą częścią życia Severusa, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio. Do tej pory sądził, że woli żyć w samotności, ale teraz mimo wszystko musiał przyznać, że znacznie lepiej jest, gdy ma się kogoś przy sobie. Być może właśnie to Dumbledore planował od samego początku.

XxXxXxXxXxXxX

Harry obudził się, czując się bardziej wypoczętym niż kiedykolwiek dotychczas. Mruknął z zadowoleniem i z powrotem zakopał się w pościel, korzystając z rzadkich chwil odpoczynku. Otworzył gwałtownie oczy, gdy usłyszał śmiech dobiegający z drugiego końca pokoju.
- Ty się śmiałeś - powiedział zszokowany Potter.
- To aż takie dziwne? - spytał Snape.
- Ron pewnie dostałby zawału. Chociaż… Jak się ciebie lepiej pozna, nie wydaje się to aż tak zaskakujące.
- Wygląda na to, że czujesz się dobrze i nic cię raczej nie boli. Nie miałeś też żadnych wizji, mam rację?
- Ani jednej. Czuję się lepiej niż kiedykolwiek.
- Nigdy się porządnie nie wysypiałeś?
- No, może podczas pierwszych lat w Hogwarcie - wyjaśnił Potter, a Snape już więcej nie drążył tego tematu.
- Próbowałem stworzyć eliksir, który powstrzymałby twoje wizje, ale nie mogę zagwarantować, że przyniesie jakieś efekty - powiedział Severus. Nie bał się mówić chłopakowi o tej miksturze, nawet gdyby okazała się niewypałem. Co innego tamten drugi… Nogi Gryfona wciąż były drażliwym tematem i Mistrz Eliksirów nie chciał dawać mu złudnych nadziei.
- Nie musisz tego dla mnie robić - odparł Harry. Snape westchnął i przystawił sobie krzesło. Najwyższy czas zająć się niską samooceną Pottera.
- Chcę to zrobić - zaczął. - Powinieneś przestać myśleć, że nie jesteś wart czyjejś troski i uwagi. Jesteś wart bardzo, bardzo wiele i to wcale nie z powodu twojej sławy. Rozumiesz?
- Chyba tak - mruknął chłopak. - Nie chcę po prostu, żebyś dodawał sobie przeze mnie pracy. Stworzenie nowego, działającego eliksiru musi być niewyobrażalnie trudne. Ja ledwo umiem uwarzyć taki, który w ogóle istnieje.
- Jest trudne, ale uwielbiam wyzwania. W końcu jestem Mistrzem Eliksirów, Harry. Dla ciebie eliksiry mogą być zmorą, ale dla mnie to najbardziej interesująca rzecz na świecie.
- Ach tak. A gdzie jest mój wózek? - zapytał Harry, zmieniając temat.
- W sąsiednim pokoju. Wszystkie zajęcia są odwołane, a ty masz siedzieć w swoim pokoju.
- Nie mogę zobaczyć się z Ronem i Hermioną?
- Musisz poczekać do jutra.
- Aha. A uczta też jest odwołana?
- Dumbledore stwierdził, że lepiej nie ryzykować.
- Pewnie ma rację.

XxXxXxXxXxXxX

Reszta dnia przebiegła spokojnie. W Hogwarcie nie pojawił się żaden śmierciożerca, chociaż Voldemort postanowił zaatakować dwie małe wioski, w których żyli zarówno mugole, jak i czarodzieje. Czarny Pan rósł w siłę i robił się coraz zuchwalszy. Harry, niestety, dokładnie widział ten atak w kolejnej wizji. Severus siedział przy jego łóżku i próbował uspokoić trzęsącego się i krzyczącego chłopaka. W pewnym momencie Gryfon opadł bezwładnie na poduszkę i przez kilka chwil nieco przerażony Snape zaczął szukać pulsu. Odetchnął z ulgą, gdy go odnalazł, po czym wyszedł z pokoju, by przynieść parę eliksirów, których mógłby potrzebować chłopak.
Kiedy Harry wreszcie się obudził, nie miał pojęcia, gdzie się znajduje ani co się z nim dzieje. Severus przez kilka minut musiał go uspokajać, zapewniając, że jest bezpieczny w Hogwarcie i że nikt go nie skrzywdzi. Wreszcie Potter rozpoznał pokój łóżko, w którym leżał, po czym wybuchnął płaczem. Mistrz Eliksirów przytulił chłopaka, próbując go jakoś pocieszyć, gdy ten próbował odreagować śmierć i zniszczenie, których był świadkiem. W końcu Harry uspokoił się na tyle, żeby wypić eliksiry przyniesione przez Sanpe'a.
Severus nie mógł dać Gryfonowi Eliksiru Bezsennego Snu, bo chłopak pił go już rano, więc tym razem będzie musiał spróbować zasnąć normalnie. Potter po raz kolejny cichym, prawie łamiącym się głosem poprosił starszego czarodzieja, żeby został z nim, dopóki nie uśnie, a ten nie mógł mu odmówić. Przeczesywał delikatnie palcami włosy chłopaka, pozwalając swoim myślom błądzić bez celu. Nie zauważył nawet, kiedy Gryfon zasnął. Severus posiedział przy nim jeszcze przez chwilę, dziwiąc się, jak niewinnie i spokojnie wyglądał Harry, gdy śpi. W końcu, gdy poczuł się nieco niezręcznie, poszedł do własnego łóżka.

XxXxXxXxXxXxX

Następnego dnia Snape uważnie przyglądał się swojemu podopiecznemu. Potter zachowywał się normalnie, śmiał się z przyjaciółmi i tak dalej, ale był w pewien sposób nieco przygaszony. Na wszelkie pytania o to, jak sie czuje, odpowiadał „wszystko w porządku”, po czym zmieniał temat. Severusowi udało się zauważyć jakąś widoczną odmianę dopiero pod koniec eliksirów. Oczy chłopaka stały się nieco puste, smutne, zmęczone.
Snape przyglądał się tym oczom do końca lekcji. Nie pasowały do twarzy nastolatka. Nie pasowały nawet do twarzy dorosłego człowieka. To były oczy kogoś znudzonego życiem, widzącego jedynie śmierć, tortury , chaos i zniszczenie; oczy starca. Wszystkie te określenia pasowały do Harry'ego poza tym ostatnim. Ale z takimi oczami nie mógł już być nazywany dzieckiem.
Po obiedzie, kiedy Potter warz z Ronem i Hermioną przesiadywał w pokoju wspólnym, Severus nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Musiał na spokojnie pomyśleć, a nawet warzenie eliksirów mu w tym już nie pomagało. Nagle wpadł na genialny pomysł. Podszedł do szafy i zaczął w niej szperać, aż w końcu na samym jej dnie znalazł swoją starą, ale w wyjątkowo dobrym stanie, miotłę. Nie latał już od lat, ale kiedyś pomagało mu to pozbierać myśli. Nie interesowały go te wszystkie karkołomne wygłupy, które tak uwielbiał Harry, ale uwielbiał po prostu lecieć w powietrzu, patrząc na ziemię pod jego stopami i mając wrażenie, jakby zupełnie nic nie ważył. Dlatego też poszedł prosto na boisko do Qudditcha. Właśnie opuszczała je drużyna Gryffindoru. Ostrożnie ominął uczniów, korzystając z tego, że robiło się już dość ciemno i widoczność nie była zbyt dobra.
Dokładnie w momencie, gdy Snape odbił się nogami od ziemi, chmury rozstąpiły się i na niebie ukazał się ogromny księżyc. Tej nocy była pełnia i Severus zadrżał lekko, myśląc o wilkołakach. Jednak widok rozpościerający się pod nim był po prostu niesamowity - Hogwart i Zakazany Las widziane z lotu ptaka były przepiękne, a światło księżyca dopełniało uroku krajobrazu. Snape powoli krążył wokół boiska nie zauważając samotnego chłopca skrytego w rogu boiska.

XxXxXxXxXxXxX

Harry przemierzał właśnie ciche i opustoszałe już korytarze zamku. Ron poszedł na trening, a w międzyczasie on i Hermiona dokończyli całą pracę domową. Potter pożegnał się z przyjaciółką, mówiąc, że wraca już do lochów, ale w połowie drogi zmienił zdanie. Zamiast do swojego pokoju, pojechał na boisko do Quidditcha.
Skryty gdzieś w cieniu trybun obserwował drużynę trenującą przy zachodzącym słońcu. Ginny okazała się być jego godnym następcą, jej umiejętności znacznie się poprawiły w czasie wakacji. Harry westchnął cicho, zastanawiając się, czemu torturuje sam siebie, podglądając, jak jego przyjaciele robili coś, za co mógłby wręcz oddać życie. Mimo wszystko nadal tam siedział, marząc o tym, by móc choć na pięć minut wzbić się w powietrze. Jednakże teraz, bez władzy w nogach, nie byłby w stanie utrzymać się na miotle. Spadłby, zanim wzniósłby się jakieś dwie stopy nad ziemię.
Słońce schowało się za horyzont, a drużyna Gryfonów skończyła trening i skierowała się do szatni. Harry już miał wracać do zamku, gdy nagle na niebie ukazał się księżyc, oświetlając samotną postać stojącą na boisku, która natychmiast odbiła się od ziemi i wzbiła wysoko w powietrze. Mimo że ten ktoś latał spokojnie, bez żadnych popisowych wyczynów, to i tak Potter miał wrażenie, że jest świadkiem czegoś cudownego. Kiedy ten człowiek zwrócił się w jego stronę, chłopak aż zaniemówił ze zdziwienia. To był Severus, który zauważył go dosłownie w tym samym momencie. Podleciał do Harry'ego i, nie zsiadając z miotły, zatrzymał się tuż przed nim.
- Tęsknisz za lataniem, prawda? - zapytał w końcu Snape, przerywając ciszę.
- Bardziej niż za czymkolwiek innym - odpowiedział Potter.
- Więc czemu ranisz samego siebie, przychodząc tutaj?
- Zadaję sobie dokładnie to samo pytanie… - Na chwilę znów zamilkli, po czym nagle Severus podjął pewną decyzję i zsiadł z miotły.
- Wyciągnij ręce - powiedział Snape.
- Po co?
- Zaufaj mi - odparł Mistrz Eliksirów. Harry skinął głową i wyciągnął ręce w stronę starszego czarodzieja, który oplótł je wokół swojej szyi. Potem ostrożnie wyjął chłopaka z wózka, trzymając go mocno w pasie. Przywołał do siebie miotłę, bo czym ostrożnie posadził na niej Gryfona.
- Co ty robisz? - zapytał Harry.
- Po prostu mi zaufaj - powtórzył Snape i nie puszczając talii Pottera, usiadł za nim na miotle.
- Trzymaj się mocno, będziesz sterować - powiedział Snape.
- Naprawdę? - spytał zachwycony Harry.
- Trzymaj się mocno i nie marudź - odrzekł Severus i odbił się od ziemi. Gdy tylko pęd wiatru zmierzwił mu włosy, poczuł się jak w siódmym niebie. Skierował miotłę ku górze, latając zygzakiem po boisku. Krzyknął radośnie i przyspieszył - wiedział, że Severus trzyma go tak mocno, że na pewno nie spadnie. Był pewien, iż w tych ramionach jest całkowicie bezpieczny.
- Potter, zatrzymaj się, bo nas zabijesz! - krzyknął Snape, gdy Harry zaczął ostro pikować w dół, ale ten zlekceważył Mistrza Eliksirów, zbyt oszołomiony ogarniającymi go emocjami. Zatrzymał się, gdy byli jakąś stopę od ziemi, i dopiero wtedy Gryfon zauważył, że Snape wręcz kurczowo go do siebie przyciska.
- Nie waż się tego nigdy więcej powtarzać - warknął Severus prosto do ucha chłopaka.
- Pozwolisz mi jeszcze kiedyś polatać? - zapytał radośnie Harry.
- Jeśli obiecasz, że nie będziesz próbował nas zabić - odparł starszy czarodziej. Harry jedynie uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi i podleciał powoli do miejsca, w którym stał jego wózek. Snape ostrożnie zsadził chłopaka z miotły, ani na chwilę go przy tym nie puszczając. Potter oplótł rękoma szyję Severusa, kiedy ten sadzał go an wózek.
- Dziękuję ci. Bardzo ci dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy - powiedział cicho Gryfon.
- To nic takiego - odparł Snape. Ramiona chłopaka wciąż przytrzymywały Mistrza Eliksirów, który pochylił się nad nim delikatnie, a ich twarze dzieliły dosłownie centymetry. Zanim Potter zdążył się powstrzymać, przysunął się nieco w stronę drugiego mężczyzny, po czym jego wargi zetknęły się z wargami Severusa - miękkimi, delikatnymi, po prostu idealnymi. Gdzieś w podświadomości Mistrza Eliksirów jakiś głos wrzeszczał „To jest złe!”, ale jakoś go to nie obchodziło. Pocałunek jednak zakończył się zdecydowanie zbyt szybko. Mimo że nie było to praktycznie nic więcej poza delikatnym muśnięciem ust, to jednak dla Harry'ego była to najbardziej intymna pieszczota, jakiej kiedykolwiek doświadczył.
- Harry… - powiedział powoli Snape.
- Nie, proszę. Nie mów mi, że mnie nie chcesz albo że nie możemy być razem. Przepraszam. Nie chciałem wszystkiego zepsuć.
- Nie o to mi chodzi. Chcę cię, ale musimy być ostrożni.
- Więc możemy być razem? - zapytał Potter,
- Harry... - powiedział powoli Snape.
- Nie, proszę. Nie mów mi, że mnie nie chcesz albo że nie możemy być razem. Przepraszam. Nie chciałem wszystkiego zepsuć.
- Ja... - Severus zawahał się na moment. - Chcę cię... ale... czy ty też...?
- Tak - odparł bez wahania Harry.
- Musielibyśmy być bardzo ostrożni.
- Więc moglibyśmy być razem? - zapytał Potter.
- Nic tego w gruncie rzeczy nie zabrania, ale nie jest to też dobrze widziane. Jesteśmy czarodziejami, Harry. Niewielka dawka Veritaserum wystarczy, by dowiedzieć się, czy do czegokolwiek cię zmuszałem. Dlatego też nie możemy niczego na siłę przyspieszać. I musimy być ostrożni. Ludziom nie bardzo może spodobać się to, że ich Wybraniec jest w związku z dwa razy od niego starszym mężczyzną, który na dodatek jest byłym śmierciożercą - odparł Snape nieco zdenerwowanym głosem.
- Nie obchodzi mnie to, co powiedzą ludzie. Byłem ich marionetką przez całe życie i nie pozwolę, by wtrącili się też w to. Poza tym, to tylko dwadzieścia lat różnicy. Biorąc pod uwagę to fakt, jak długo żyją czarodzieje, to nie wydaje się być aż tak dużo.
- Ale nie możesz zapominać o tym, że nie jestem zbyt lubianą osobą.
- Rozumiem, Severusie, i jeśli chcesz, byśmy zachowali to w sekrecie, to ja nie będę tego kwestionował. Poza tym, jakoś nie uśmiecha mi się wizja kolejnego zdjęcia na okładkach wszystkich gazet - powiedział Harry, na co Snape uśmiechnął się odrobinę.
- Co ty na to, żebyśmy wrócili teraz do naszego pokoju i porozmawiali nieco na ten temat? - powiedział Mistrz Eliksirów.
- Jestem jak najbardziej za - odparł radośnie Potter.

Rozdział 9

Reszta wieczoru upłynęła spokojnie. Severus i Harry rozmawiali o wielu rzeczach, między innymi o ich przeszłości, nawykach i o wszystkim tym, co pomogłoby im się jeszcze lepiej poznać. Snape wyjaśnił Gryfonowi, jak czarodziejski świat postrzega miłość - okazało się, że czarodzieje podchodzili do związków homoseksualnych znacznie bardziej tolerancyjnie niż mugole.. Wychodzili z założenia, że iż to twoja sprawa, kogo kochasz, nieważne, jakiej jest płci. Jednakże nie można też było powiedzieć, że były popierane, a już na pewno nie przez czysto krwistych, którzy uważali, że związki, w których nie można spłodzić potomka nie mają racji bytu.
Niestety, jak wieczór upłynął im przyjemnie, tak noc już niestety nie. Snape obudził się nagle, słysząc krzyki dochodzące z sąsiedniego pokoju, i bez wahania popędził do sypialni Harry'ego. Chłopak nie drżał ani nie rzucał się na łóżku, więc raczej nie była to jedna z wizji, ale zapewne śnił mu się kolejny koszmar. Mistrz Eliksirów usiadł na łóżku obok Pottera i potrząsnął nim delikatnie, chcąc go obudzić. Gryfon zadrżał, czując dotyk i gwałtownie wstał, mimochodem odsuwając się od Sanpe'a.
- To tylko ja, Harry, Severus. Jesteś bezpieczny u siebie w sypialni - powiedział cicho starszy czarodziej, czekając, aż chłopak się trochę uspokoi. Potter ochłonął nieco, po czym oparł się o klatkę piersiową Severusa.
- Koszmar czy wizja? - zapytał Mistrz Eliksirów, delikatnie głaszcząc włosy Gryfona. Już jakiś czas temu zauważył, że Potter uwielbiał, gdy ktoś bawi się jego włosami. Przypominał wtedy kota, który łasi się do dłoni właściciela.
- Tylko koszmar - odpowiedział Harry. Snape otoczył chłopaka ramionami. Wiedział, że właśnie dotyk, przytulenie, po prostu bliskość drugiej osoby najbardziej uspokajały Harry'ego w takich momentach. Potter schował twarz w zagłębieniu między szyją Severusa a ramieniem. Nigdy wcześniej nie zrobił czegoś takiego, ale w tym momencie wydało im się to obojgu całkowicie naturalne. Snape powolnymi ruchami masował plecy chłopaka.
- Harry? - Mistrz Eliksirów zdecydował się przerwać ciszę, która panowała przez kilka minut.
- Tak? - odpowiedział chłopak. Jego głos był nieco zduszony, jako że nadal nie odsunął twarzy od szyi starszego czarodzieja. Snape poczuł delikatny dreszcz, gdy oddech Pottera połaskotał jego nagą skórę.
- Chciałbyś może o tym porozmawiać?
- To był tylko zwykły koszmar - taki jak spotkania, Turniej, Zasłona - wyjaśnił cicho Potter.
- Normalne koszmary nie są o śmierci i o Czarnym Panu - mruknął Severus. Harry nie odpowiedział, jedynie jeszcze bardziej wtulił się w drugiego mężczyznę. Snape z lekkim zdziwieniem zauważył, że on sam cieszy się, mogąc dać chłopakowi poczucie bliskości i bezpieczeństwa. Właśnie wtedy, w środku nocy, siedząc w ich wspólnych kwaterach i z osobą, którą pokochał, poczuł, że nie musi już udawać bezuczuciowego drania. Mógł być dla kogoś miły i opiekuńczy, bo wiedział, że Harry nie wytknie mu uczuć jako słabości. Poza tym, to działało w obie strony - chłopak mógł spokojnie okazać swoje emocje, mógł przestać udawać, że sobie ze wszystkim radzi - bo wiedział, że Snape mimo to przy nim będzie.
- Ale ja nie jestem normalny - zauważył gorzko Harry.
- A czym według ciebie jest normalność? - zapytał Severus. Harry prychnął cicho.
- Zachowujesz się jak Dumbledore. On też zawsze udziela takich zagadkowych półodpowiedzi.
- Merlinie broń! - powiedział Mistrz Eliksirów, a po jego ciele przebiegł lekki dreszcz. Ponury dotąd nastrój zaczął się nieco poprawiać, dlatego też Snape doszedł do wniosku, że może już spokojnie wrócić do swojej sypialni. Zaczął podnosić się z łóżka, ale Harry go przytrzymał.
- Nie idź, proszę.
- Harry, przecież umawialiśmy się, że nie będziemy niczego na siłę przyspieszać.
- Nie musisz zostawać tu całą noc… Tylko do momentu, aż zasnę, dobrze?
- Niech ci będzie - powiedział Snape i z powrotem usiadł na posłaniu. Harry rozluźnił nieco uścisk na ramieniu Severusa, po czym ułożył się wygodnie. Już po kilku minutach spał głęboko. Snape po cichu wyszedł z pokoju - wolał, żeby ten związek nie rozwijał się zbyt szybko, nawet mimo tego, że jego własne łóżko wydało mu się wręcz lodowate w porównaniu do dotyku Gryfona.

XxXxXxXxXxXxX

Od tamtego dnia lekcje nie zmieniły się ani trochę. Mimo że wieczorami Mistrz Eliksirów stawał się miły i opiekuńczy, przynajmniej wobec Harry'ego, to za dnia nadal był bezuczuciowym draniem, który pogardzał wszystkimi uczniami. Jedyną zauważalną zmianą było to, że teraz odbierał nieco mniej punktów.
Potter nie miał zbyt wielu problemów z utrzymywaniem relacji nauczyciel - uczeń w trakcie eliksirów, jako że w czasie lekcji Snape zachowywał się kompletnie inaczej niż wtedy, gdy byli sami. Severus był tam po to, by nauczać i trzymać uczniów w ryzach, zaś Gryfon po to, by się czegokolwiek nauczyć. Dzięki swemu charakterowi Snape nie miał problemu z uzyskaniem całkowitego posłuchu, przez co dało się uniknąć wielu tragicznych wypadków.
Ron zaczął coraz wnikliwiej dociekać, dlaczego Harry tak wiele czasu spędza w lochach, ale ten z łatwością zbywał wszelkie pytania rudzielca. Obiecał sobie, że będzie spędzał z przyjaciółmi przynajmniej godzinę dziennie, albo i nawet więcej w weekendy, ale miał wrażenie, ze to już nie było to samo co kiedyś. Zachowanie Rona wydawało mu się dziecinne, a Hermiona i jej wieczne zamartwianie się szkołą i nauką zaczęły go po prostu irytować. Po jakimś czasie doszedł do wniosku, że to śmierć Syriusza i tamten wypadek musiały sprawić, że aż tak się zmienił.
Reszta uczniów wydawała się Potterowi jeszcze bardziej dziecinna niż Weasley. Zachowywali się tak, jakby byli zupełnie nieświadomi toczącej się wokół nich wojny. Codziennie ginęli ludzie. To nie były jakieś głupie, bezimienne statystyki, to byli żywi, normalni ludzie, którzy mieli rodziny i przyjaciół. A oni wszyscy zachowywali się tak, jakby ich największymi zmartwieniami były testy i oceny.
- I nad czym tak rozmyślasz? - zapytał Snape, wychodząc ze swojego laboratorium. Harry siedział na swoim ulubionym miejscu na kanapie, wpatrując się nieprzytomnie w esej, który teoretycznie powinien już kończyć pisać.
- Wcale nie rozmyślam - odparł chłopak.
- Oczywiście, że rozmyślasz - stwierdził Severus, siadając na oparciu kanapy. Gryfon westchnął cicho, po czym oparł się o drugiego mężczyznę.
- Wszyscy są tacy beztroscy, nie muszą się codziennie martwić Voldemortem - wyjaśnił Harry z wyraźnym smutkiem w głosie.
- Ty też nie powinieneś się nim przejmować.
- Ale nie mogę ot tak o nim zapomnieć, skoro co noc wchodzi mi do głowy. Ja... ja się po prostu boję, że pewnego dnia znów mną zawładnie, wykorzystując nasze połączenie.
- Znów? - spytał Snape, przesuwając nieco chłopaka i siadając na kanapie. Potter leżał teraz między nogami starszego czarodzieja, opierając się o jego klatkę piersiową. Obydwaj byli zaskoczeni, jak kilka delikatnych pocałunków zmieniło ich wzajemne stosunki na bardziej intymne. Nie spieszyli się jednak z niczym, nie chcąc w ten sposób zniszczyć tego, co już udało im się zbudować.
- Wtedy, w Ministerstwie… Voldemort walczył z Dumbledore'em. I wtedy on wszedł w mój umysł, próbując wymusić na dyrektorze, by zabił mnie, zabijając tym samym jego. To bolało… Merlinie, jak to cholernie bolało… Marzyłem wtedy o tym, żeby Dumbledore go posłuchał, żeby mnie zabił… cokolwiek, bylebym tylko nie czuł już tego bólu. Potem nagle zacząłem myśleć o Syriuszu i to właśnie moja miłość do niego zmusiła Voldemorta, by opuścił moje ciało - wyjaśnił cicho Gryfon. Snape objął dłońmi talię chłopaka i oparł podbródek na jego głowie.
- Skoro już o tym wspominasz… Dziś wreszcie skończyłem pierwszą wersję eliksiru, który mógłby zatrzymywać twoje wizje. Jeśli zadziała, to trzeba ją będzie już tylko nieco dopracować, wyeliminować możliwe efekty uboczne i inne tego typu rzeczy.
- Naprawdę? Tak szybko udało ci się go uwarzyć? Dziękuję… Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy - powiedział entuzjastycznie Harry, po czym odwrócił się i delikatnie pocałował Severusa. - Dziękuję - powtórzył po raz kolejny.
- Proszę bardzo. To nie było w sumie aż takie trudne. Połączyłem Eliksir Bezsennego Snu i pewną mało znaną miksturę, której używają jasnowidze, by blokować swe własne wizje, po czym naniosłem kilka poprawek. Jestem prawie pewien, że zadziała. Na dodatek, nie jest uzależniający, ani też nie wpływa negatywnie na organizm, więc spokojnie będziesz mógł go brać każdej nocy.
- Ale skąd będziemy mieli pewność, że ten eliksir naprawdę działa? Nie mam przecież wizji każdej nocy.
- Będziesz go pił co wieczór i jeśli przez dłuższy czas nie pojawi się żadna, to będzie znak, że mikstura zadziałała - powiedział Snape, zadowolony, że choć ten eliksir jest już skończony. Ten, dzięki któremu Potter mógłby odzyskać władzę w nogach, sprawiał mu znacznie więcej problemów. Mimo to miał jednak nadzieję, że uda mu się go skończyć przed świętami - to byłby idealny prezent dla Harry'ego na Boże Narodzenie.

XxXxXxXxXxXxX

Trzeciej nocy, odkąd Gryfon zaczął przyjmować eliksir, który miał blokować jego wizje, blizna Pottera zaczęła go delikatnie świerzbić i to tuż przed tym, gdy miał się położyć do łóżka. Nieco zdenerwowany, wypił miksturę, mimo że niezbyt śpieszyło mu się do spania. Zazwyczaj blizna bolała go wtedy, gdy nachodziły go jakieś wizje - tej nocy miało okazać się, czy eliksir uwarzony przez Snape'a rzeczywiście działa.
Harry obudził się rano, ledwo przytomny i obolały. Najbardziej bolała go głowa, szczególnie w okolicach blizny. Mimo ich wcześniejszych nadziei, eliksir nie okazał się aż tak skuteczny.
- Jak się czujesz? - zapytał Severus, gdy tylko Potter opuścił swoją sypialnię.
- Wydaje mi się, że miałem wizję, choć były to jedynie przebłyski i trochę bólu. Mikstura była chyba zbyt słaba… Przepraszam - odparł chłopak. Snape zmarszczył brwi, nieco zły, że jego mikstura nie podziałała tak, jak powinna.
- Nie musisz przepraszać. Tym razem zrobię nieco silniejszą wersję - więcej mikstury blokującej wizje, a mniej Eliksiru Bezsennego Snu. Może warto by też dodać coś uśmierzającego ból - powiedział Severus, bardziej do siebie niż do Pottera.
- Tak, coś uśmierzającego ból to zdecydowanie dobry pomysł. Mam wrażenie, że moja głowa zaraz rozpadnie się na pół - jęknął Harry, na co Mistrz Eliksirów natychmiast wetknął mu małą fiolkę do ręki.
- Wypij - powiedział stanowczo. Grfyon wykonał polecenie, po czym skrzywił się z obrzydzenia.
- Dzięki - mruknął.
- Na twoim miejscu bym się pospieszył, niedługo zaczynają się lekcje.
- Nawet mi nie przypominaj - jęknął Potter.

XxXxXxXxXxXxX

Przez następne kilka dni Snape pracował nad eliksirem dla Pottera. Doprowadzenie go do perfekcji zajęło mu jakieś dwa tygodnie. Co prawda blizna bolała Harry'ego nieco od czasu do czasu, ale i tak było znacznie lepiej niż dotychczas. Jedyną rzeczą, która niezmiernie denerwowała Severusa i nie dawała mu spokoju było to, że wciąż nie mógł znaleźć odpowiednich składników i proporcji, by wreszcie ukończyć eliksir, dzięki któremu Gryfon mógłby odzyskać władzę w nogach.
Stopniowo zaczęli coraz bardziej przyzwyczajać się do siebie nawzajem, do swojej obecności i bliskości. Co prawda nigdy nie posunęli się dalej niż kilka nieco namiętniejszych pocałunków, ale to im w zupełności wystarczało - wiedzieli, jak wiele czasami może powiedzieć delikatne zetknięcie warg czy czuły dotyk bliskiej osoby. Wieczorami, kiedy już Harry kończył odrabiać pracę domową, a Severus nie miał już nic więcej pilnego do zrobienia, zazwyczaj siadali razem na kanapie, czytając, rozmawiając, albo nawet milcząc, po prostu ciesząc się z tego, że mają siebie nawzajem.
Potter uwielbiał właśnie tę prostotę ich związku, samą świadomość tego, że był ktoś, kto go kochał. Hermiona i Ron z dnia na dzień coraz bardziej zbliżali się do siebie, mimo że żadne z nich nie zdobyło się na odwagę, by wyznać swoje uczucia względem tego drugiego. Harry'emu nie przeszkadzał już tak bardzo ten fakt, że wolą mimo wszystko spędzać czas sami ze sobą niż z nim. Był ktoś, do kogo on sam zawsze mógł się wtedy zwrócić.
Podobnie sam Snape - znów zaczął doceniać to, jak wiele daje obecność drugiego człowieka. Do tej pory myślał, że przyjęcie Mrocznego Znaku jest równoznaczne z samotnością i zdążył już przyzwyczaić się do tej myśli. Ale mimo to pojawił się Harry, który był tak inny od wszystkich ludzi - nie próbował na siłę zmieniać Severusa, zaakceptował go dokładnie takim, jaki był.
Niestety, eliksir, który dał Gryfonowi Snape, nie pomógł chłopakowi zwalczyć jego koszmarów. Nie można było też łączyć go z Eliksirem Bezsennego Snu, bo istniało prawdopodobieństwo, że Harry zapadłby w śpiączkę. Przez kilka pierwszych nocy co prawda nic się nie działo, ale ten stan nie mógł niestety trwać wiecznie.
Snape, obudzony przez krzyki Pottera, natychmiast zjawił się przy jego łóżku. Obudził go delikatnie, po czym zaczął uspokajać. Harry płakał, co było rzadkością - dla Mistrza Eliksirów był to znak, że koszmar musiał wyjątkowo wstrząsnąć chłopakiem.
- Severusie? - zapytał cicho Gryfon, kiedy już się uspokoił.
- Tak?
- Zos… Zostaniesz ze mną dziś w nocy? Proszę, tylko dzisiaj? - Snape westchnął cicho. To przecież nie byłby aż tak ogromny krok w ich relacjach, prawda? Poza tym, obydwoje będą kompletnie ubrani, więc nie wydarzy się nic, co mogłoby mieć podtekst seksualny.
- Niech będzie - powiedział starszy czarodziej, przykrywając się kołdrą. Ułożył się tak, by plecy Harry'ego opierały się o jego klatkę piersiową. Otoczył chłopaka ramionami w pasie i po chwili poczuł, jak Potter przykrywa swoimi dłońmi jego własne.
- Dziękuję - szepnął Gryfon. Snape w odpowiedzi pocałował go delikatnie w szyję.

Rozdział 10

O dziwo, następnego ranka to Harry wstał jako pierwszy. Przez noc ich ręce i nogi wręcz niemożliwie się ze sobą splątały. Ramiona Severusa nadal mocno go obejmowały - jedno z nich znajdowało się na brzuchu chłopaka, zaś drugie trzymało jedną z jego dłoni. Natomiast Potter leżał bardziej na plecach niż na boku, czując obok ramienia głowę starszego mężczyzny. Długie, czarne włosy były rozrzucone na klatce piersiowej Gryfona. Mistrz Eliksirów objął nogami biodra Harry'ego, przez co chłopak mógł poczuć niewielki ciężar gdzieś w okolicach pasa. Gryfon zasmucił się nieco, nie mogąc wyczuć całego ciężaru nóg Snape'a, które splątały się z jego własnymi.
Wzdychając cicho, Potter bawił się czarnymi kosmykami, opadającymi niczym zasłona na twarz drugiego czarodzieja. Mimo że były lekko tłustawe, były też niewiarygodnie miękkie i delikatne. Poza tym, porządny szampon na pewno poradziłby sobie z tym notorycznym przetłuszczaniem się. Zakładając część włosów za ucho, Harry uważnie przyjrzał się twarzy Severusa. Wyglądał inaczej, kiedy spał - zniknęła większość zmarszczek, choć i tak nie miał ich zbyt wiele, zniknął też ten kpiący uśmieszek i groźnie zmarszczone brwi. Nos zdawał się być nieco większy bez tych otaczających go obsydianowych oczu. Severusa Snape'a nie można było nazwać pięknym, ani nawet przystojnym, nie według ogólnie przyjętych standardów, ale dla Harry'ego ten mężczyzna był jedyną i uniwersalną definicją miłości. Mistrz Eliksirów był z Harrym. Nie z Potterem, synem Jamesa, nie z Harrym Potterem, Chłopcem, Który przeżył, tylko po prostu z nim. Z bezbronnym, niepełnosprawnym i w głębi duszy przerażonym Harrym.
- Czuję, że mnie obserwujesz - powiedział znienacka starszy czarodziej ochrypłym, zaspanym głosem. Gryfon podskoczył z zaskoczenia - Snape nawet nie otworzył oczu, a jego oddech praktycznie się nie zmienił.
- Nie strasz mnie tak! - jęknął Potter, na co Severus zaśmiał się pod nosem i przyciągnął do siebie chłopaka, całując go w czoło.
- Powinieneś jeszcze spać, Bachorze. Jest sobota, nie musisz tak wcześnie wstawać.
- Wiesz, zawsze myślałem, że jesteś raczej rannym ptaszkiem.
- Nie słuchasz plotek krążących po szkole? Jestem przecież wampirem, który snuje się nocami po korytarzach w poszukiwaniu uczniów, którym mógłbym wyssać krew.
- A ja jestem znerwicowanym Dziedzicem Slytherina - prychnął Harry.
- Głupota tych dzieciaków mnie coraz bardziej zadziwia.
- To nie wszystko. Kilka miesięcy temu jakaś dziewczyna, której kompletnie nie znam, zarzekała się, że jest ze mną w ciąży.
- Naprawdę czytasz te brednie? - zapytał Snape, unosząc brew.
- Ja nie, ale pani Weasley owszem. I ona w to uwierzyła. Sporo czasu zajęło mi przekonanie jej, że to jednak nie jest prawda.
- Jeśli jakaś dziewczyna będzie cię w ten sposób denerwować, każ jej po prostu rzucić zaklęcie dowodzące rodzicielstwa.
- Może to i niegłupi pomysł.
- To co powiesz na to, żebyśmy jednak wrócili do spania? - spytał znienacka Snape, zmieniając temat.
- Myślisz tylko o jednym, co? Niech ci będzie - roześmiał się Potter.
- To dobrze - mruknął Severus. Harry przytulił się jeszcze bardziej do przyjemnego ciepła emanującego z ciała drugiego mężczyzny. Zasnęli jakieś kilka minut później.

XxXxXxXxXxXxX

- Gdzie byłeś rano? - zapytał Ron, kiedy Harry dołączył do swoich przyjaciół w czasie lunchu. Potter zarumienił się lekko, modląc się w duchu, by tego nie zauważyli.
- Se… Profesor Snape oceniał skutki eliksiru, który ostatnio stworzył - skłamał na poczekaniu Harry. Nie był pewien, czy jest już gotowy na to, by powiedzieć swoim przyjaciołom o nim i o Severusie.
- Że co?! Snape wykorzystuje cię jako królika doświadczalnego? - syknął Weasley. Słysząc to, brunet wybuchnął śmiechem.
- Nie, Ron. Stworzył miksturę, która powstrzymuje moje wizje. I ona naprawdę działa.
- Och, Harry, to cudownie! - wykrzyknęła Hermiona.
- A gdzie jest haczyk? - zapytał Weasley.
- Nie ma haczyka. Jest Mistrzem Eliksirów, pamiętasz? Warzenie mikstur to dla niego przyjemność - odparł Potter, marszcząc brwi.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć w to, że Snape'owi cokolwiek sprawiałoby chociaż cień przyjemności - mruknął Ron.
- Skoro tak twierdzisz… A tak właściwie to gdzie są wszyscy? - zapytał Potter, widząc, że Wielka Sala jest wyjątkowo pusta.
- Zapomniałeś? Dziś jest wypad do Hogsmeade - wyjaśnił Weasley.
- A żebyś wiedział, że zapomniałem - westchnął. - Dajcie mi chwilę, wezmę tylko płaszcz i możemy iść.
- Spotkamy się przy wyjściu ze szkoły, dobrze? - zapytała Hermiona.
- Oczywiście - odparł Potter, po czym skierował się do lochów.
Zima zbliżała się już wielkimi krokami, oznajmiając swoje przybycie dość chłodnymi wiatrami i coraz niższymi temperaturami, dlatego też założył na siebie swój najcieplejszy płaszcz. Po namyśle wyłowił też z kufra torbę z pieniędzmi - stwierdził, że to dobra okazja, by zacząć robić świąteczne zakupy.
- Wybierasz się do Hogsmeade? - spytał znienacka Snape.
- Tak.
- W takim razie przykryj nogi kocem, żeby nie przemarzły - powiedział Severus, po czym przetransmutował jedną z poduszek w gruby, wełniany koc. Rozłożył go na nogach chłopaka, po czym jego końce włożył mu pod uda, aby przypadkiem się nie zsunął.
- Dziękuję - mruknął Harry, przyciągając przy tym Mistrza Eliksirów do pocałunku. - Do zobaczenia - dodał, wychodząc z pokoju. Ron i Hermina czekali na niego w umówionym miejscu.
- Po co ci ten koc? - zapytał Weasley.
- Ma chronić moje nogi przed przemarznięciem. Skoro ich nie czuję, nie jestem w stanie określić, kiedy zaczęłyby się robić ewentualne odmrożenia, a że nie mogę nimi ruszać, nie mogę też w żaden inny sposób ich ogrzać.
- Ach tak - mruknął rudzielec, wyglądając na zakłopotanego. Harry uniósł brwi, widząc reakcję przyjaciela, ale postanowił ją mimo wszystko zignorować. Następne kilka godzin spędzili w Miodowym Królestwie i w knajpie Pod Trzema Miotłami. Po pewnym czasie zdecydowali, że rozstaną się na chwilę, by móc spokojnie kupić prezenty na Boże Narodzenie. Harry nie miał najmniejszych problemów ze znalezieniem czegoś dla swoich przyjaciół, ale kompletnie nie wiedział, co mógłby dać Severusowi.
Nie mogła to być żadna książka o eliksirach, gdyż Potter podejrzewał, że Snape ma w swojej bibliotece wszystko, co o warzeniu mikstur kiedykolwiek zostało napisane. Z tego samego powodu w grę nie wchodziły też choćby i najrzadsze składniki do eliksirów. Severus nigdy nie nosił biżuterii, a jeśli chodzi o ubrania, to zazwyczaj chodził w tych samych czarnych szatach. Suma summarum, Harry tak naprawdę nie wiedział nic o jakichś zainteresowaniach Snape'a i tym podobnych rzeczach, co wprawiło go w tym momencie w niemałe zakłopotanie.
Zaglądał do każdego sklepu, który wydawał mu się choć trochę interesujący, w nadziei, że znajdzie coś, co mogłoby się spodobać Mistrzowi Eliksirów. W pewnym momencie jego wzrok przykuł mały wisiorek, leżący niepozornie w jednej z gablot. Chłopak z łatwością wyczuł bijącą od niego potężną magię. Stwierdził, że to może być idealny prezent dla Severusa - wykonane ze srebra celtyckie Drzewo Życia, z dużym szmaragdem na środku. Wisior zawieszony był na delikatnym srebrnym łańcuszku.
- Jakie zaklęcia są rzucone na ten wisiorek? - spytał właścicielkę sklepu.
- Och, to jest istotnie dość rzadki i wyjątkowy naszyjnik. Jest na nim kilka zaklęć ochronnych, w tym średniej mocy zaklęcie tarczy - osłoni właściciela przed wszelkimi słabszymi klątwami czy urokami. Jednakże żeby zadziałał, musi zostać podarowany z miłości. Dzięki temu, jeśli kiedykolwiek znajdziesz się w niebezpieczeństwie, wisior ten poinformuje o tym osobę, której go podarujesz. Na dodatek ma w sobie zaklęcie lokalizujące na wypadek, gdyby to właścicielowi naszyjnika coś się stało - wyjaśniła kobieta.
- Wezmę go - powiedział Harry z uśmiechem. Sprzedawczyni skinęła głową i zapakowała wisiorek w małe pudełeczko wyściełane czarnym aksamitem, owijając je srebrną wstążką. Harry położył na ladę garść galeonów, po czym opuścił sklep. Miał tylko nadzieję, że Serverus nie ma nic przeciwko biżuterii. Mijając kolejną wystawę, zdecydował, że na wszelki wypadek podaruje mu jeszcze czarne skórzane rękawiczki i szary szalik wykonany z wyjątkowo delikatnego materiału.
W czasie zakupów Gryfon doszedł do wniosku, że jego wózek może być całkiem przydatny, gdy ma się zbyt wiele pakunków. Stąd też, kiedy dołączył w końcu do Rona i Hermiony, ci z radością skorzystali z propozycji, by położyli swoje zakupy na jego kolanach, zaś sam Harry cieszył się z tego, że mógł im w czymś pomóc.
- Gdzie wybieracie się na święta? - zagadnął w pewnym momencie Potter. Przyjaciele spojrzeli na siebie, po czym Hermiona odpowiedziała:
- Ron miał przyjechać do mnie na parę dni, poznać moich rodziców, po czym pojechalibyśmy do Nory, gdzie spędzilibyśmy resztę świąt. Rozmawialiśmy z Dumbledore'em, ale on uważa, że naraziłbyś się na zbyt duże niebezpieczeństwo, mieszkając u mnie przez te kilka dni.
- Rozumiem - mruknął cicho Harry. - W ten sposób będziecie mogli spędzić trochę czasu razem. Poza tym, gdybym pojechał do twoich rodziców, musiałbym znów używać mugolskiego wózka, a to nie jest mi zbytnio na rękę - dodał, próbując w ten sposób rozładować nieco napiętą sytuację.
- Nie jesteś zły? - zapytał Ron. - Wiesz, jeśli chcesz, możemy zostać z tobą.
- Nie, to naprawdę nie jest problem. Poza tym, to nie byłoby w porządku, gdybyście mieli siedzieć przez całe ferie w zamku tylko ze względu na mnie. Zresztą, już nawet zacząłem dogadywać się ze Snape'em - odparł Harry. Rudzielec chciał jakoś skomentować to „dogadywanie się ze Snape'em”, ale powstrzymał się, widząc spojrzenie Hermiony.
Kiedy wieczorem wrócili do zamku, Harry dyskretnie oddzielił swoje prezenty od reszty, uważając przy tym, by Ron nie zauważył tych dla Mistrza Eliksirów. Granger zadecydowała, że powinni iść do biblioteki i wręcz siłą zaciągnęła tam chłopaków. Mimo że OWUTEMY były dopiero za rok, ona już zaczynała się nimi przejmować. Dlatego też Harry i Ron jedynie przewrócili oczami, gdy zarządziła, że w czasie przerwy świątecznej muszą przerobić wszystkie podręczniki z poprzednich lat. Potter mimo wszystko dziękował w duchu dyrektorowi, że nie pozwolił mu ruszyć się z zamku w czasie tych ferii.
- Harry, przykro mi, ale Ron i ja musimy iść na spotkanie prefektów - powiedziała po jakimś czasie Hermiona.
- W porządku, idźcie. Ja tu jeszcze zostanę i skończę pisać ten esej.
- Do zobaczenia później, stary - mruknął Ron, wychodząc z biblioteki.

XxXxXxXxXxXxX

Gdy Severus wszedł wieczorem do swoich pokoi, ze zdziwieniem zauważył, że są puste. Przyzwyczaił się już, że o tej porze na kanapie siedział Potter, ucząc się lub coś czytając. Zaczął nawet nazywać tę kanapę w myślach „sofą Harry'ego”. Poza tym, było już po ciszy nocnej. Warcząc pod nosem, wyszedł na korytarz. Skoro tak, równie dobrze może złapać paru uczniów szwendających się po zamku i łamiących regulamin. Za żadne skarby nie przyznałby się do tego, że poszedł po prostu szukać Gryfona.
Po tym, jak przyłapał dwóch Puchonów ukrywających się w nieużywanej klasie, skierował swoje kroki do biblioteki. Delikatne światło sączące się z tyłu pomieszczenia uświadomiło mu, że najwidoczniej ktoś jeszcze nie jest w łóżku mimo ciszy nocnej. Gdy powoli podchodził do delikwenta, kąciki jego ust uniosły się delikatnie do góry, kiedy zrozumiał, kogo przyłapał. Potter spał w najlepsze, z twarzą przytuloną do książki i piórem w dłoni.
- Harry - mruknął Severus, potrząsając ramieniem chłopaka. Potter obudził się natychmiast, przez przypadek zrzucając książki ze stołu.
- Och, to tylko ty. Wygląda na to, że zasnąłem - mruknął Gryfon. - No co? - zapytał, widząc kpiący uśmieszek malujący się na twarzy Snape'a. Ten zaś bez słowa jednym machnięciem różdżki wyczarował lusterko i podał je chłopakowi. Okazało się, że Potter najwidoczniej usnął, kładąc głowę na tej części pergaminu, na której atrament jeszcze nie wysechł - kilka niewyraźnych słów odbiło się na jego policzku.
- Och, bardzo zabawne - burknął Harry, po czym usunął granatowe plamy jednym zaklęciem.
- Chodź, powinieneś już dawno być w łóżku - powiedział Severus. - Ach, i zapomniałbym - Gryffindor traci pięć punktów za to, że wałęsasz się po szkole po ciszy nocnej.
- Drań - mruknął Harry, pakując swoje rzeczy do torby. Snape jedynie zbył go uśmiechem, po czym wyprowadził z biblioteki i skierował do lochów. W jednym z korytarzy spotkali kolejnego ucznia, który najwidoczniej cierpiał na bezsenność.
- Panie Malfoy, czy byłby pan tak łaskaw i wyjaśnił mi, co robi pan poza łóżkiem o tej godzinie? - zapytał Mistrz Eliksirów, posyłając swemu uczniowi wyjątkowo wredny uśmiech.
- A czy ja mogę spytać, co Potter robi z panem w lochach? - zripostował bezczelnie Draco.
- Slytherin traci pięć punktów za pańską odzywkę. A co do Pottera - również został przyłapany na włóczeniu się po szkole w czasie, gdy powinien już od dawna być w swoim dormitorium. Właśnie odprowadzałem go do jego komnat, ale skoro ty również nie śpisz, najpierw odprowadzę ciebie do pokoju wspólnego. Wolę mieć pewność, że nie przyjdzie ci do głowy, by zrobić sobie kolejną wycieczkę za moimi plecami - oznajmił Snape. Malfoy jedynie prychnął drwiąco, ale mimo wszystko poszedł za swoim opiekunem do dormitoriów Slytherinu. Kiedy chłopak był już w środku, Severus machnął różdżką i wymruczał pod nosem jakieś zaklęcie.
- Co to było? - zapytał po pewnym czasie Harry, gdy obaj mężczyźni szli w stronę swoich pokoi.
- Stare zaklęcie niańczące. Dzięki temu, jeśli jakikolwiek Ślizgon spróbuje w nocy opuścić dormitoria, będę o tym wiedział. Mam dziwne przeczucie, że Malfoy coś kombinuje.
- Może to i dobry pomysł, wiesz? Myślisz, że coś się stanie, jeśli on dowie się, że mieszkamy razem?
- Nie sądzę - mruknął Severus. - Tym bardziej, że to Dumbledore to wszystko zaplanował. Byłoby gorzej, gdyby jakimś cudem domyślił się, co nas łączy.
- Ale w takim razie wystarczy, żebyśmy po prostu byli ostrożni, prawda? - odparł Potter, wchodząc za mężczyzną do pokoju. Snape bez słowa podniósł Gryfona i usiadł wraz z nim na kanapie, opierając chłopaka o swoją klatkę piersiową.
- Harry… Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym porozmawiać o naszym związku, a przynajmniej o jego… fizycznym aspekcie. - Potter skinął głową, dając Mistrzowi Eliksirów znak, że zgadza się na kontynuowanie tematu. - Doskonale wiesz, że chcę, by wszystko rozwijało się stopniowo i nie zamierzam niczego przyspieszać. Jesteś młody i jeszcze niedoświadczony, nie będę więc w żaden sposób na ciebie naciskał.
- Severusie, ja… Bo chodzi o to, że… Wydaje mi się, że przez paraliż… że on sprawił, że… - Harry zaczął nieskładnie bełkotać, bardzo się przy tym rumieniąc.
- Sprawił, że co? - spytał spokojnie Snape.
- Od czasu wypadku… Ani razu nie miałem erekcji - wyznał szeptem chłopak.
- I sądzisz, że jesteś impotentem, tak? - zapytał delikatnie Severus. Harry w odpowiedzi skinął żałośnie głową.
- Czasami, gdy o czymś myślę, ma to na mnie jakiś wpływ, ale… Ale jeśli chodzi o to, to nie czuję niczego - wyznał, a jego twarz nabrała koloru, który mógłby konkurować nawet ze słynnymi włosami Weasleyów. Mistrz Eliksirów pocałował delikatnie Gryfona; stwierdził, że mimo wszystko powie mu o eliksirze, nawet jeżeli nie jest jeszcze w pełni gotowy.
- Nie mówiłem ci o tym, ale od wakacji pracowałem nad jeszcze jedną miksturą - zaczął, uśmiechając się lekko. - Możliwe, że ona naprawiłaby zniszczone nerwy. Co prawda postępy jak na razie są niewielkie, ale jednak są. Wersja, która mogłaby przywrócić ci czucie w nogach jest już ukończona, choć, niestety, tamta, która miałaby sprawić, że mógłbyś nimi znów poruszać, jeszcze nie.
- Nie… Nie żartujesz? Naprawdę mógłbym odzyskać czucie w nogach? - spytał Potter, a w jego głosie pobrzmiewała mieszanina szoku i zachwytu. Odwrócił się najbardziej jak mógł, by patrzeć starszemu czarodziejowi w oczy.
- Tak, Harry, naprawdę. Co prawda zanim bym ci ją ewentualnie podał, wolałbym przedyskutować to z panią Pomfrey i jakimś ekspertem ze świętego Munga.
- Och, Sev - westchnął chłopak, po czym zrobił coś, czego się po nim drugi mężczyzna raczej nie spodziewał. Gryfon dosłownie przygniótł wargi Snape'a w namiętnym pocałunku - języki połączyły się w tańcu pełnym pasji, zdesperowane, by poznać jak najlepiej siebie oraz wnętrze ust drugiej osoby.
Kiedy Harry w końcu się odsunął, Severus uniósł brwi, zaskoczony aż tak gwałtowną reakcją Pottera, ten zaś, widząc spojrzenie Mistrza Eliksirów, po raz kolejny się zarumienił. Snape, widząc to, zaśmiał się pod nosem i delikatnie pocałował młodszego czarodzieja.
- Jeśli chcesz, moglibyśmy jutro porozmawiać z panią Pomfrey. Teraz jest już na to za późno.
- Tak, ale wiesz… Wyjąłeś mnie z wózka i teraz… Sam rozumiesz - powiedział Harry, uśmiechając się radośnie. Severus przewrócił oczami, ale mimo to podniósł chłopaka i zaniósł go do łóżka.
- Dobranoc - mruknął Potter, po raz ostatni całując Snape'a w policzek.
- Dobranoc, Harry.
- Dziękuję - szepnął chłopak tuż przed tym, jak Mistrz Eliksirów opuścił pokój. Starszy czarodziej obdarzył Gryfona delikatnym uśmiechem, po czym zamknął za sobą drzwi.

Rozdział 11

Harry z niejaką obawą oczekiwał następnego dnia, ale mimo to, tylko się obudził, zaczął marudzić Snape'owi nad uchem, by wreszcie wstał i zabrał go do pani Pomfrey. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy mężczyzna warknął na niego, że jest jeszcze za wcześnie. Koniec końców, Severus, zmęczony jęczeniem chłopaka, wstał i poszedł do laboratorium, by zabrać z niego swoje notatki i eliksir, który rozlał do czterech próbówek - jeden dla Harry'ego, drugi dla pani Pomfrey do ewentualnej analizy, trzeci, by wiedzieć, z czego go później ewentualnie odtworzyć i czwarty tak na wszelki wypadek. Gdy już uznał, że jest gotowy, zabrał Pottera i skierowali się do Skrzydła Szpitalnego.
- Dzień dobry, panie Potter, Severusie. Jak rozumiem, przyniosłeś ten eksperymentalny eliksir? - spytała pielęgniarka, gdy tylko ukazali się w drzwiach sali.
- Owszem.
- To dobrze. Jest tutaj też uzdrowiciel Puget, by przebadać Harry'ego, gdy ten już wypije miksturę. O ile się nie mylę, to właśnie on leczył jego kręgosłup - wyjaśniła, wskazując na dość młodego mężczyznę, który swoim wyglądem niezbyt przypominał tradycyjnego lekarza.
- Tak, to byłem ja. A teraz, panie Potter, prosiłbym, by położył się pan na brzuchu na tamtym łóżku - powiedział Uzdrowiciel. Gryfon natychmiast wykonał polecenie, po czym zdjął koszulkę. Mężczyzna zaczął mruczeć coś po łacinie, w wyniku czego Harry poczuł, jak przez jego plecy przebiega delikatny, ciepły prąd.
- Wygląda na to, że wszystko zaleczyło się tak jak powinno, nie widzę też nic niepokojącego. Jeśli ten eliksir zadziała tak jak przewidujesz, jest szansa, że chłopak odzyska władzę w nogach.
- Przykro mi, nie udało mi się jeszcze stworzyć wersji, która przywróciłaby mu sprawność w nogach, ta może mu co najwyżej przywrócić czucie.
- Cóż, w takim razie tym bardziej nie widzę problemu. Po leczeniu zostały już tylko drobne blizny, ale to nie powinno akurat stanowić większej przeszkody.
- Dziękuję. A ty co sądzisz, Poppy? - zapytał Snape.
- Nie chcę ryzykować - wolałabym zaczekać z tym do piątku, w razie, gdyby organizm pana Pottera źle zareagował na ten eliksir. Gdyby coś się stało, miałby weekend, by wrócić do zdrowia bez opuszczania zajęć. Ach, i dobrze byłoby, gdybyś nie podawał mu do tego czasu żadnych innych mikstur, a już szczególnie tej drugiej eksperymentalnej.
- To nie jest żadna mikstura eksperymentalna, tylko idealnie stworzony eliksir, działający dokładnie tak jak miał działać - warknął Severus.
- Mimo to wolę nie ryzykować.
- Naprawdę muszę czekać aż do piątku? - jęknął Gryfon.
- To wyłącznie dla pańskiego bezpieczeństwa, panie Potter - zacmokała pielęgniarka.
Harry spojrzał na nią z ukosa, ale mimo to po chwili westchnął i skinął głową na znak zgody. Severus położył mu dłoń na ramieniu, chcąc w ten sposób dodać mu choć trochę otuchy.
- Dziękuję, że pofatygował się pan tutaj, panie Puget. Skoro pan Potter nie przyjmie dziś eliksiru, jeśli nie byłoby to problemem, opuścimy już skrzydło szpitalne.
- Profesorze Snape, gdyby ta mikstura rzeczywiście zadziałała… Zechciałby pan sprzedać recepturę Świętemu Mungowi? Zapłacę, ile pan tylko będzie chciał. Mamy tam jeszcze kilku innych sparaliżowanych pacjentów i gdyby dać im możliwość odzyskania choćby czucia… Sam pan rozumie.
- Zastanowię się nad tym - mruknął Severus. - Aczkolwiek wolałbym poczekać, aż uda mi się ją dopracować tak, by przywracała również władzę w sparaliżowanych kończynach.
- Rozumiem. No cóż, to pańska decyzja - odpowiedział Uzdrowiciel, z trudem ukrywając zawód w głosie. Mistrz Eliksirów jedynie skinął mu głową na pożegnanie i wraz z Harrym opuścili salę.

XxXxXxXxXxXxX

Przez cały następny tydzień Potter wręcz nie mógł usiedzieć na miejscu ze zniecierpliwienia. Ron drażnił się z nim z tego powodu, ale Hermiona przez cały czas warczała na niego, że nie daje jej się w spokoju uczyć. Ten nadmierny entuzjazm Gryfona wywołał też jedną dość spektakularną kłótnię między nim a Snape'em, która skończyła się tym, że każde z nich zamknęło się w swoim pokoju i nie wychodziło aż do wieczora. Pogodzili się dopiero wtedy, gdy Severus poszedł go w nocy wybudzić z kolejnego koszmaru.
W końcu jednak nadszedł, tak wyczekiwany przez Pottera, piątkowy wieczór. Pani Pomfrey, gdy tylko zobaczyła go w skrzydle szpitalnym, od razu zaczęła krzątać się tylko i wyłącznie wokół niego, chcąc wykorzystać chwilę, której potrzebował Snape na ostateczne sprawdzenie listy składników i procesu przygotowania w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zaszkodzić Harry'emu, na szybkie przebadanie chłopaka.
- Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Kiedy już uznasz, że jesteś gotowy, Severusie, możesz mu podać eliksir.
- Czy to konieczne, żeby pan Potter został później tutaj? Mam pełne kwalifikacje, jeśli chodzi o zajmowanie się takimi przypadkami, a poza tym, łatwiej byłoby mi obserwować działanie eliksiru bez tych wszystkich wścibskich dzieciaków łażących wokoło i denerwujących wszystkich, kogo się tylko da - mruknął niezadowolonym tonem Snape, na co Harry uśmiechnął się pod nosem. Nienawidził skrzydła szpitalnego i już na samą myśl, że musiałby tutaj zostać dłużej tracił cały dobry humor. Pielęgniarka, widząc minę Mistrza Eliksirów, westchnęła ciężko.
- Niech ci będzie. Wolałabym mieć osobiście oko na Pottera, ale skoro nalegasz… To ty jesteś jego opiekunem, nie ja. Ale mimo to zajrzę do was rano sprawdzić, czy wszystko w porządku. Ale… Ale jeśli stanie się cokolwiek, powtarzam, cokolwiek podejrzanego, masz natychmiast przyjść po mnie, czy to jest jasne? - zarządziła pani Pomfrey. Snape z niezbyt zadowoloną miną skinął głową, po czym posadził Harry'ego na wózku i wyprowadził go ze Skrzydła Szpitalnego.


- Dziękuję - mruknął Potter jakiś czas później, gdy już byli w swoim pokoju. - Nienawidzę tam zostawać.
- Poppy jest nieco zbyt apodyktyczna. A poza tym, tam jest zbyt biało jak na mój gust… - odparł Mistrz Eliksirów. Gryfon zachichotał pod nosem, po czym przebrał się w piżamę i przeniósł z wózka na łóżko.
- Możesz się po tym poczuć nieco senny - mruknął Snape, podając chłopakowi fiolkę z eliksirem. Ten skinął głową i wypił miksturę, niemal się przy tym dławiąc - była lepka i strasznie gęsta, a smakowała gorzej niż Szkiele-Wzro. Potter niemalże siłą zmusił się do przełknięcia tego… czegoś, krztusząc się przy tym i kaszląc, próbując jak najszybciej pozbyć się z ust obrzydliwego eliksiru. Snape, widząc to, podał mu szklankę wody, którą Harry wypił z niekłamaną ulgą i wdzięcznością.
- To była chyba najgorsza mieszanka, jaką kiedykolwiek kazałeś mi wypić - mruknął zjadliwie Gryfon.
- Ach tak… A jesteś pewien, że cię to przypadkiem nie zabiło? - mruknął ironicznie Severus. Harry rzucił mu mordercze spojrzenie, które jednak nie wywarło na Mistrzu Eliksirów najmniejszego wrażenia.
- W zasadzie… Nie czuję się jakoś inaczej… Skąd mam wiedzieć, że ten eliksir w ogóle działa?
- Nie zauważysz żadnych zmian przez co najmniej godzinę. Potem możesz poczuć lekkie mrowienie, gdy nerwy będą się naprawiać. Do jutra rana powinieneś odzyskać czucie w nogach. Podkreślam - powinieneś, bo nie wiem, jak przebiegnie ten proces u człowieka - dotychczas testowałem ten eliksir wyłącznie na zwierzętach. Istnieje także prawdopodobieństwo, że twoje nogi będą przez kilka dni nieco przewrażliwione na jakikolwiek dotyk - zakończenia nerwowe były martwe przez prawie pół roku i ich odbudowywanie może okazać się nieco bolesne. - Harry skinął głową na znak, że rozumie. Chciał zadać jeszcze wiele, wiele pytań, ale powieki ciążyły mu coraz bardziej i zanim nawet zdążył to zauważyć, spał już głęboko.

XxXxXxXxXxXxX

Następnego dnia rano Harry budził się wyjątkowo powoli, nie mówiąc już o tym, ile czasu zajęło mu rozbudzenie się na tyle, by zrozumieć, co się wokół niego dzieje. Wziął gwałtowny wdech, gdy zdał sobie sprawę, że naprawdę czuje swoje nogi. Czuł szorstki materiał spodni od piżamy, nieco delikatniejszy materiał swoich bokserek i jakąś inną nogę przerzuconą przez jego własną gdzieś między kolanem a kostką.
- Harry? - mruknął Severus, kładąc delikatnie dłoń na jego udzie. Potter syknął cicho - miał wrażenie, jakby ręka Mistrza Eliksirów ważyła co najmniej tonę. Nie miał pojęcia, że ludzka skóra może być aż tak wrażliwa. Mimo wszelkich starań, nie mógł powstrzymać łez cisnących mu się do oczu, częściowo z bólu, jaki wywołał dotyk, a częściowo po prostu ze szczęścia.
- Czuję twoją dłoń - szepnął Harry. Snape delikatnie przesunął dłoń, jakby dopiero teraz zauważył, gdzie ją wcześniej położył. Gryfon nieco niepewnie otworzył oczy i zauważył, że Snape się do niego delikatnie uśmiecha, po czym przyciągnął do siebie Mistrza Eliksirów i pocałował namiętnie.
Severus był nieco zaskoczony tym, ile emocji było zawartych w tym jednym prostym zdaniu. Wielu ludzi uznałoby, że coś tak przyziemnego jak dotyk po prostu im się należy. Ale dla Harry'ego to było jak najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostał, a najbardziej chyba głupia rzecz - możliwość dotknięcia delikatnej, jedwabnej pościeli - urastała do rangi cudu.
- Dziękuję, Severusie. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Ja… czuję - szepnął Potter.
- Być może kiedyś odzyskasz też władzę w nogach, jeśli uda mi się ulepszyć tamten eliksir - powiedział Snape. Uśmiech Harry'ego poszerzył się jeszcze bardziej, o ile to było w ogóle możliwe.
Nagle odezwało się pukanie do drzwi, oznajmiając przybycie pielęgniarki. Mistrz Eliksirów spojrzał na nią spode łba i warknął, że eliksir działa i wcale nie musiała tu przychodzić. Ona jednak, zupełnie tym niezrażona, zaczęła delikatnie naciskać kilka punktów na nogach Gryfona, chcąc się upewnić, że wszystko jest w porządku.
- Wygląda na to, że dotyk wrócił całkowicie. Gratuluję, Severusie. Co prawda chwilowo skóra na nogach jest nieco nadwrażliwa, ale znając ciebie, na pewno masz na to jakąś maść. Nie mylę się, prawda? - zapytała pani Pomfrey i widząc twierdzące skinienie głowy Snape'a, kontynuowała. - To dobrze. W takim razie już wam nie przeszkadzam, poza tym czeka na mnie jeszcze kilku pacjentów.
- Dziękuję pani z pomoc - powiedział Harry, zanim kobieta opuściła pokój.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panie Potter - odparła pielęgniarka i wyszła.
- To na pewno normalne, że nogi mnie trochę… bolą?
- Co masz na myśli, mówiąc „bolą”?
- Mam wrażenie, jakbym przez dłuższy czas siedział w niewygodnej pozycji i cały czas odruchowo chcę rozprostować nogi, ale nie mogę.
- Pewnie właśnie dlatego masz takie wrażenie - nie ruszałeś nimi od dłuższego czasu. Jeśli chcesz, mogę pokazać ci parę ćwiczeń, które nieco rozciągną zastałe mięśnie i dzięki temu prawdopodobnie pozbędziesz się tego uczucia, o jakim wspominasz. Poza tym, pomoże to też odbudować te mięśnie, które zanikły przez ostatnie pół roku - będziesz ich potrzebował, gdy odzyskasz władzę w nogach - wyjaśnił Mistrz Eliksirów. - Ale póki co wsmaruję w nie pewną maść, która przywróci wrażliwość nerwów do normalności.
- Ale w takim razie dlaczego moja skóra jest tak… nadwrażliwa?
- Eliksir, który stworzyłem, zniszczył wszystkie stare nerwy znajdujące się w dolnych partiach ciała i zastąpił je nowymi, tworząc je z twojego DNA. Gdybyś był wtedy przytomny, najprawdopodobniej czułbyś dość intensywny, pulsujący ból przesuwający się od pasa w dół. Nowe nerwy są tak jakby „nieużywane”, dlatego też są wrażliwsze od starych.
- To zbyt skomplikowane - burknął pod nosem Gryfon.
- Wzorowałem się na eliksirze przywracającym wzrok, który działa na podobnych zasadach - wypala zniszczoną siatkówkę i zastępuje ją nową. Wystarczyło tylko zmienić niektóre składniki i proporcje.
- I tak nic z tego nie rozumiem - mruknął Harry, nieco nadąsany tym faktem. Snape na ten widok zaśmiał się pod nosem, po czym wyszedł z pokoju. Wrócił po kilku minutach, niosąc średniej wielkości słoiczek z maścią.
- Zdejmij spodnie, dobrze? - poinstruował Mistrz Eliksirów, siadając na łóżku Pottera. Harry skinął głową i jedynie machnął różdżką, pozbywając się całej odzieży poza bielizną. Snape nie bardzo wiedział, jak taktownie zasugerować chłopakowi, że powinien też zdjąć bokserki, więc stwierdził, że zostawi sobie ten problem na sam koniec.
Harry nienawidził patrzeć na swoje nogi - kiedyś nieco zbyt chude, ale dobrze umięśnione od wielu godzin treningów Quidditcha, a teraz? Sama skóra i kości. Wyglądały tak dziwnie, niemal… obco. Jakby to nie były jego nogi, tylko kogoś innego. Mięśnie zanikły prawie całkowicie, a kości były tak dobrze widoczne pod cienką skórą, że można je było spokojnie obrysować palcem.
Severus otworzył słoiczek, po czym wziął odrobinę maści i rozsmarował sobie na dłoniach. Po chwili zaczął wsmarowywać ją w nogi Gryfona. Robił to niemal automatycznie - zaczął od lewej stopy i stopniowo przesuwał się w górę aż do kolana, po czym zajął się drugą nogą. Wolał na razie omijać uda chłopaka, wiedząc, że to najprawdopodobniej mogłoby doprowadzić go do erekcji. W końcu jednak, gdy nie mógł już tego dłużej odciągać, mruknął:
- Musisz zdjąć majtki, Harry.
Chłopak zarumienił się nieco, ale spełnił polecenie, wiedząc, że Snape i tak już widział go nagiego, gdy pomagał mu na początku wsiadać na wózek i z niego wysiadać. W momencie, gdy Mistrz Eliksirów ponownie zaczął wmasowywać maść, Gryfon zmrużył oczy z przyjemności. Dłonie Severusa przesunęły się na wewnętrzną stronę ud i Potter z szokiem zauważył, że jego ciało zaczęło odpowiadać… po raz pierwszy od prawie pół roku! Jęknął cicho, ale Snape mimo to zignorował go i nie przerwał czynności, a sam Harry jakoś nie mógł znaleźć w sobie siły, by o to poprosić lub zasugerować.
Kiedy już cała maść została wsmarowana, Gryfon praktycznie dyszał. Zwykły dotyk Mistrza Eliksirów podniecił go bardziej niż cokolwiek kiedykolwiek dotychczas. Ze zdziwieniem zauważył też, że Snape również był w pewnym stopniu podniecony. Potter nie czekał więc na nic, tylko przyciągnął drugiego mężczyznę do namiętnego pocałunku, w międzyczasie rozpinając guziki jego koszuli. Severus po chwili zastanowienia odwdzięczył mu się tym samym, po czym mocniej przyciągnął chłopaka, a po jego ciele przeszły dreszcze, gdy jego skóra zetknęła się ze skórą Pottera.
- Czy… Mógłbyś… Czy mógłbyś zdjąć resztę? - poprosił cicho Harry. Jedyną odpowiedzią Snape'a było wręcz irytująco powolnie zsunięcie z siebie spodni wraz z bielizną. Chłopak z zachwytem w oczach wpatrywał się w ciało Mistrza Eliksirów. Blady, o ziemistej cerze i wyjątkowo szczupły, prawie tak szczupły, jak sam Potter. Jasną skórę znaczyło kilka blizn - pamiątka z czasów, gdy był śmierciożercą.
Nie wytrzymali długo ogarniającego ich obu napięcia i już po chwili leżeli na łóżku, ocierając się o siebie, dotykając i całując zachłannie każdy kawałek skóry partnera.
Po jakimś czasie, choć żadne z nich nie wiedziało dokładnie, jak długim, Harry leżał na łóżku z nieco głupim uśmiechem na twarzy. Severus pocałował go po raz ostatni, po czym wziął na ręce i zaniósł do łazienki. Machnął różdżką i po sekundzie wanna wypełniła się gorącą wodą. Posadził delikatnie chłopaka w wannie i sięgnął po szlafrok, po czym dołączył do niego, siadając tak, by mieć Harry'ego między swoimi nogami. Ten oparł się wygodnie o klatkę piersiową drugiego mężczyzny i zmrużył oczy, gdy Snape zaczął go delikatnie myć.
- Piękny - szepnął Severus, trącając nosem szyję chłopaka.
- I nie przeszkadza ci to, jak wyglądają moje nogi?
- Nie, a powinno?
- Wyglądają tak… obco.
- A nawet jeśli, to co z tego? Nadal są częścią ciebie, a ja i tak uważam, że jesteś piękny - powiedział Snape, na co Potter się lekko zarumienił. - Teraz powinieneś się nieco przespać, a potem pokażę ci kilka ćwiczeń rozciągających, co ty na to? Dzięki temu odbudujesz przynajmniej część mięśni, nawet jeśli wciąż nie możesz ruszać nogami.
- W porządku - odparł Harry, po czym Severus wyjął go z wanny i owinął w ręczniki, sadzając na niewielkiej ławeczce, zamontowanej specjalnie dla Gryfona. Wytarł najpierw siebie, potem jego i zaniósł do łóżka. Harry, zanim zasnął, wtulił się w drugiego mężczyznę, rozkoszując się jego ciepłem i samą obecnością.

Rozdział 12

Harry miał się wkrótce przekonać, że pomimo ich związku, Snape nie miał zamiaru przestać być wyjątkowo wymagającym opiekunem. Jeszcze tego samego popołudnia, gdy tylko Potter się przebudził, Severus zagonił go do ćwiczeń. Były one bardzo podobne do tych, które miały pomóc Gryfonowi we wzmocnieniu mięśni ramion, z tą jednak różnicą, że tym razem niezbędna była pomoc Mistrza Eliksirów, który na wszelkie możliwe sposoby rozciągał mięśnie nóg Harry'ego. Chłopak nie miał zielonego pojęcia, co konkretnie robi z nim Severus, ale cokolwiek by to nie było, było niesamowicie męczące.
Przez kilka pierwszych dni nogi bolały go praktycznie przez cały czas, ale i tak był niezmiernie wdzięczny całemu światu za to, że może w ogóle ten ból poczuć. A szczególnie w te noce, kiedy udawało mu się przekonać Snape'a, żeby jednak zostawał z nim na noc. Te szczególne uczucie, gdy budził się rano, czując drugiego mężczyznę całym sobą było po prostu nie do opisania. Jednak mimo to Mistrz Eliksirów wciąż nalegał, by większość nocy, poza tamtymi kilkoma wyjątkami, spędzali w oddzielnych sypialniach, tak na wszelki wypadek.
Nie zauważyli nawet, kiedy przyszła Gwiazdka. Z żalem żegnał się z Ronem i Hermioną, przekazując też przy okazji życzenia dla całej rodziny Weasleyów i rodziców Hermiony. Tego roku bardzo niewielu uczniów pozostało w Hogwarcie na święta. Jako że powrót Voldemorta stał się już powszechnie znanym faktem, większość rodziców wolała ściągnąć swoje dzieci do domu, uważając, że tak będzie dla nich najlepiej. Potter w głębi duszy uważał, że to idiotyczny pomysł, bo przecież to Hogwart był najbezpieczniejszym miejscem w Anglii, a nie odosobnione domy, w których łatwo można paść ofiarą ataku.
Pomimo tego zarówno Harry, jak i sam Snape, cieszył się z przerwy świątecznej, przede wszystkim dlatego, że mieli teraz dla siebie znacznie więcej czasu. Poza tym Severus był obecnie w znacznie lepszym humorze, nie musząc spędzać każdego dnia z bandą dzieciaków, które w każdej chwili mogą wysadzić w powietrze wszystkie kociołki znajdujące się w sali od eliksirów.
Magii świąt dopełniały wszechobecne dekoracje, które, ku całkowitemu zgorszeniu i irytacji Snape'a, jakimś cudem dotarły nawet do lochów. Nie, żeby w ogóle nie lubił Bożego Narodzenia — nie znosił jedynie jego komercyjnej części. Na domiar złego gust dyrektora, jeśli chodzi o wygląd rzeczonych dekoracji, był całkowicie niezrozumiały dla jego poczucia smaku i jakiegokolwiek zdolności akceptacji.
W Wielkiej Sali cztery stoły ponownie zastąpiono jednym wspólnym, przy którym jadali wspólnie uczniowie i nauczyciele. W każdym rogu pomieszczenia stała ogromna choinka, każda przystrojona w barwy innego domu. Harry stwierdził, że drzewko Ślizgonów było po prostu piękne — srebrne ozdoby odbijały się od ciemnej zieleni igieł. Po zastanowieniu jednak doszedł do wniosku, że gryfońska, przybrana w złoto i czerwień, również prezentowała się nie najgorzej.

XxXxXxXxXxXxX

Pierwszego dnia świąt Snape obudził się jako pierwszy. Wieczór wcześniej, korzystając z tego, że była Wigilia, Harry'emu udało się go przekonać, by w tę wyjątkową noc spali razem. Mistrz Eliksirów zgodził się, lecz z pewnymi oporami, uważał bowiem, że nie powinni się śpieszyć z rozwojem ich relacji, tym bardziej, że był to pierwszy prawdziwy związek Harry'ego, jeśli nie liczyć tej porażki z Cho.
Severus pokręcił głowa, widząc, że Harry jeszcze śpi. I to on miał czelność narzekać, że Snape nie znosi wcześnie wstawać. Potter dosłownie wgniatał Mistrza Eliksirów w materac, leżąc wygodnie na jego klatce piersiowej. Chłopak uwielbiał spać w takiej pozycji, a Snape'a, mimo czasu, jaki razem spędzili, nadal niepomiernie dziwiło to, jak bardzo Harry lgnął do najlżejszego dotyku czy pieszczoty.
— Wesołych świąt, Sev — mruknął cicho Gryfon, otwierając oczy. Otarł się policzkiem o drugiego mężczyznę, jakby chciał się jeszcze bardziej w niego wtulić. — Zimno — jęknął, przykrywając się szczelniej kołdrą. To był jeden z minusów mieszkania w lochach — nigdy nie było w nich tak naprawdę ciepło, czasami jednak można było uznać to za zaletę — nawet w czasie najgorętszych letnich miesięcy panował w nich lekki chłód.
— Wesołych świąt, Harry — odparł Snape.
— Wykąpiesz się ze mną?
— Mam wziąć kąpiel… z tobą?
— Tak. Zgódź się, będzie fajnie, zobaczysz. Och, proszę, Sev…
— Może i się zgodzę, pod warunkiem, że przestaniesz mnie nazywać „Sevem”.
— Ojej, ktoś tu nie lubi zdrobnienia swojego imienia? — zapytał złośliwie Potter.
— Skoro ty je tak lubisz, to może ja zacznę mówić do ciebie „Har”? — odparł spokojnie Severus, nie reagując nawet na paniczny strach w oczach Gryfona.
— Dobrze, zrozumiałem, co masz na myśli — wyjąkał Potter. — W takim razie czas na kąpiel — dodał, ściągając kołdrę z nich obu. Mistrz Eliksirów przewrócił oczami i wstał z łóżka, kompletnie ignorując Harry'ego. Nawet na niego nie spojrzał, tylko od razu poszedł do łazienki.
— Idziesz? — zapytał jeszcze, zanim zamknął za sobą drzwi.
— Gnojek — mruknął pod nosem Potter, powoli przesiadając się na wózek. Gdy w końcu po jakimś czasie dotarł do łazienki, Snape już siedział w wannie pełnej gorącej wody.
— Wredny gnojek — powtórzył Gryfon, machnięciem różdżki usuwając swoje ubrania. Wszedł do wanny w taki sposób, by jak najbardziej ochlapać przy tym wszystko wokół siebie, a Mistrza Eliksirów przede wszystkim.
— Bachor — warknął Severus, a Harry wybuchnął śmiechem, widząc jego minę, po czym zaczął się do niego ostrożnie przysuwać. Udało mu się usiąść mniej więcej na jego kolanach, po czym sięgnął po szampon i zaczął delikatnie wsmarowywać go we włosy drugiego mężczyzny. Starał się robić to na tyle dokładnie, by pozbyć się całego brudu, jaki mogły zostawić na nich opary eliksirów, mając cichą nadzieję, że dzięki temu po wysuszeniu będą wyglądały odrobinę mniej tłusto.
Po chwili spłukał szampon i rozprowadził po czarnych włosach odżywkę regeneracyjną. Snape lekko zmrużył oczy z przyjemności, opierając czoło o ramię chłopaka, dając mu w ten sposób milczącą zgodę na kontynuowanie delikatnych, masujących ruchów. Wyglądało na to, że nie tylko Harry uwielbiał, gdy ktoś bawił się jego włosami.
— Wiesz, czasami miewasz dobre pomysły — mruknął Severus, na co Potter zachichotał i ponownie spłukał pianę z jego głowy.
— Umyjesz mi plecy? — zapytał po chwili Harry, odsuwając się nieco od Mistrza Eliksirów. — Tak w zasadzie to moglibyśmy mieć basen. O wiele łatwiej jest mi się poruszać w wodzie.
— Pomyślę nad tym, gdy już dopracuję eliksir, który przywróci ci władzę w nogach. Masz rację, że w wodzie byłoby ci o wiele łatwiej, może nawet mogłoby ci to pomóc szybciej odzyskać sprawność? Tak zwane wodne treningi są często wykorzystywane w rehabilitacjach osób, które z różnych przyczyn przez jakiś czas nie mogły chodzić.
— Brzmi całkiem nieźle — mruknął Harry, wyginając plecy w lekki łuk, gdy Snape zaczął je szorować. Widząc to, Severus zaśmiał się cicho i przyciągnął go do siebie bliżej, obejmując w pasie i całując delikatnie w szyję.
— Niedługo będzie lunch, na którym mimo wszystko powinniśmy się pojawić. Nie daj Merlinie, McGonagall zaczęłaby podejrzewać mnie o to, że otrułem cię jakimiś składnikami do eliksirów. — Harry, słysząc to, wybuchnął śmiechem, po czym na chwilę zanurkował pod wodę, by dokładnie spłukać z włosów resztki piany. Jednak pomimo swoich wcześniejszych słów, Snape nie ruszył się nawet o milimetr, by wyjść z wanny. Co więcej, kilka minut później jego ręce, które dotychczas spokojnie spoczywały na talii chłopaka, powędrowały w dół, a ciszę panującą dotychczas w łazience wypełniły ciche jęki przyjemności.

W końcu jednak, zmuszeni pędzącym nieubłaganie czasem, wyszli z łazienki, ubrali się i udali do Wielkiej Sali, przy czym Harry modlił się w duchu, by w końcu zniknął zdradziecki rumieniec, który kilkanaście minut temu wpłynął na jego policzki. Kiedy mijali się z Dumbledore'em, ten spojrzał na nich w sposób, który dał Potterowi jasno do zrozumienia, że dyrektor wie o tym, co dokładnie łączyło Harry'ego i Severusa. Z tego powodu przez cały czas Gryfon czuł się wyjątkowo niezręcznie i jadł, nie podnosząc wzroku znad talerza, a kiedy tylko nadarzyła się okazja, podziękował za posiłek i uciekł do lochów.
— Myślisz, że Dumbledore o nas wie? — zapytał nieco zdenerwowany Potter, gdy Snape wszedł zaraz po nim do ich komnat.
— On wie o wszystkim, co się dzieje w tym zamku. Jeśli kiedykolwiek zapyta nas o to otwarcie, powiemy mu prawdę. Poza tym, skoro do tej pory nic nie powiedział, to widocznie nie ma nic przeciwko. Nie martw się tym, dopóki jeszcze nie musisz, zamiast tego powinieneś się zająć tą górą prezentów, która na ciebie czeka — odparł spokojnie Mistrz Eliksirów.
— Nie wszystkie są moje — powiedział Harry, uśmiechając się i podjeżdżając ostrożnie do choinki, która pojawiła się w nocy w pokoju, kompletnie zaskakując tym Pottera i Snape'a. — W zasadzie to powinieneś otworzyć swój jako pierwszy — dodał, podając jedną z paczek starszemu czarodziejowi. Severus wziął ją, siadając na fotelu między choinką a kominkiem. Obydwaj szybko przejrzeli prezenty od przyjaciół i znajomych, na koniec zostawiając te, które mieli wręczyć sobie nawzajem.
Harry był lekko zdenerwowany, gdy podawał Snape'owi średniej wielkości paczkę — nie miał pojęcia, czy jej zawartość na pewno spodoba się drugiemu mężczyźnie. Ten zaś delikatnie zdjął papier, po czym wyjął rękawiczki i szalik. Pod nimi schowane było niewielkie pudełeczko, w którym znajdował się naszyjnik. Severus otworzył je ostrożnie, uważnie i z podziwem przyglądając się naszyjnikowi.
— Moja babka ze strony matki była Celtką. To Drzewo Życia, prawda? — zapytał cicho Mistrz Eliksirów.
— Tak. Ponadto rzucono na niego kilka zaklęć ochronnych — wyjaśnił Gryfon, wyjmując naszyjnik z pudełka, po czym założył go Severusowi na szyję.
— Dziękuję.
— Nie byłem pewien, czy ci się spodoba — mruknął Harry.
— Bardzo mi się podoba. Poza tym przypomina mi o babce, która była dla mnie kimś ważnym. Za rękawiczki też bardzo dziękuję, potrzebowałem nowej pary — powiedział Mistrz Eliksirów, po czym podał Harry'emu prezent od siebie. Ten zaczął go powoli i nieco nieśmiało otwierać, chcąc przy tym dokładnie zapamiętać tę chwilę. W środku znalazł piękny, elegancki, czarny wełniany płaszcz z czerwonym podszyciem wykonanym z wyjątkowo delikatnego materiału.
— Uznaj ten płaszcz za obietnicę większych zakupów w przyszłości. Powinieneś się wstydzić tego, jak wyglądają twoje mugolskie ubrania. Nie kupowałeś ich osobiście, prawda?
— Nie, wszystkie były noszone wcześniej przez mojego kuzyna.
— W takim razie wybierz dzień, jaki ci odpowiada, i zabiorę cię do Londynu — powiedział Snape, próbując za wszelką cenę nie skrzywić się na wzmiankę o Dursleyach.

XxXxXxXxXxXxX

Trzy dni później Harry i Severus wybrali się na wielkie zakupy. Pottera wręcz rozpierała energia —już sam fakt, że po raz pierwszy w życiu mógł samodzielnie wybrać sobie ubranie sprawiał, że nie mógł usiedzieć na miejscu. Po nieco dłuższych poszukiwaniach kupił kilka par jeansów — przymierzanie spodni okazało się nieco trudne, biorąc pod uwagę paraliż chłopaka, dlatego też Snape po prostu rzucił zaklęcie, które dopasowało spodnie do rozmiaru Gryfona. Do tego Harry wybrał kilka koszulek z nadrukami ulubionych zespołów i kilka jednolitych w ciemnych kolorach — głównie zielonym, granatowym i czerwonym, parę koszul w tych samych barwach i dodatkowo jedną czarną i jedną białą, dresy, dwa paski i buty.
Przy kasie kłócili się przez kilkanaście minut o to, kto będzie płacił — Snape upierał się przy tym, że skoro to jego prezent gwiazdkowy, to on powinien pokryć wszystkie koszty, Harry zaś twierdził, że to za dużo i powinien oddać Severusowi przynajmniej część pieniędzy. W końcu Mistrz Eliksirów poddał się i pozwolił Gryfonowi zapłacić za niewielką część zakupów.
— Dlaczego tak właściwie nigdy sam nie kupowałeś sobie ubrań? Przecież masz pieniądze — zapytał w pewnym momencie Snape, gdy już wyszli ze sklepu.
— Nie chciałem, żeby Dursleyowie wiedzieli o tym, że mam jakikolwiek majątek. Wątpię, że ich strach przed magią okazałby się silniejszy, gdyby w grę wchodziło zagarnięcie jakichkolwiek pieniędzy.
— Jestem pod wrażeniem. Samodzielnie wymyśliłeś coś mądrego… — zadrwił Severus.
— Och tak, oczywiście, nabijaj się z biednego dziecka na wózku, ależ proszę bardzo — odciął się Harry, patrząc na drugiego mężczyznę z ukosa.

XxXxXxXxXxXxX

Kilka dni później Harry bawił się na błoniach w bitwę na śnieżki z grupką młodszych dzieciaków, które również zostały na święta w Hogwarcie. Co prawda owa zabawa polegała głównie na tym, że on obrywał praktycznie bez przerwy, od czasu do czasu odrzucając złapaną kulkę ze śniegu, ale nie przeszkadzało mu to zupełnie — cieszył się, że dzieciaki dobrze się bawią i to mu w zasadzie wystarczało. Płaszcz od Severusa okazał się wyjątkowo przydatny — mimo że było na nim pełno śniegu, Potterowi nadal było w nim ciepło i nie przemókł ani odrobinę. Po pewnym czasie jednak ukradkiem wycofał się z pola bitwy i skierował się nad jezioro, gdzie było znacznie spokojniej. Spojrzał w górę i uśmiechnął się na widok delikatnych płatków śniegu, który właśnie zaczął padać.
— Ojej, nasz Potty jest tutaj całkiem sam? — zapytał zjadliwy głos. Harry odwrócił się i zobaczył za sobą Draco wraz z Crabe'em i Goyle'em.
— Odwal się, Malfoy — warknął Gryfon.
— Och nie, niby dlaczego? Swoją droga mogę się założyć, że bez tego swojego wózka jesteś całkowicie bezbronny, mam rację? — zapytał blondyn, obchodząc Harry'ego dookoła.
— A ty jesteś bezbronny bez swojego tatusia za plecami, który podpowiadałby ci co masz robić, prawda, Malfoy? — odciął się Potter, uderzając najwyraźniej w czuły punkt Ślizgona, gdyż szyderczy uśmieszek na jego twarzy zamienił się we wściekły grymas.
— Crabbe, Goyle — warknął Draco, kiwając na nich głową. Chłopcy natychmiast podeszli do Harry'ego i z łatwością wyrzucili go z wózka.
— Puśćcie mnie! — krzyknął Gryfon, sięgając po różdżkę. Malfoy jednak okazał się szybszy i jednym sprawnym zaklęciem rozbroił Pottera.
— Słyszałem, że dziś w nocy ma być burza śnieżna. Mam nadzieję, że zamarzniesz na śmierć, zanim zdążą cię znaleźć, Potter — powiedział zjadliwie Draco, po czym rzucił na Harry'ego Drętwotę i odszedł, nie oglądając się za siebie.

Rozdział 13

Severus zaczynał coraz bardziej martwić się o Harry'ego. Chłopak wyszedł z pierwszorocznymi koło pierwszej po południu i już od dawna powinien być z powrotem w zamku, szczególnie że nadchodziła burza śnieżna. Kiedy naszyjnik, który dostał w prezencie od Pottera zaczął go lekko parzyć, zrozumiał, że musiało się stać cos złego. Snape udał się prosto do Wieży Astronomicznej w nadziei, że będzie w stanie dojrzeć stamtąd Gryfona.
Gdy dotarł na szczyt wieży, padający śnieg wpadał mu do oczu, oślepiając go. Udało mu się jednak dostrzec niewielki czarny kształt na skraju jeziora. Wyglądało na to, że nie siedział na swoim wózku. Jeszcze bardziej zaniepokojony, Severus pospieszył na dół.
Zanim zdążył zbiec na parter, śnieżyca rozpętała się na dobre. Rzucił na siebie zaklęcie ogrzewające, po czym wyszedł na dwór. Nie był w stanie dostrzec niczego na odległość dziesięciu stóp i więcej, ale instynktownie wiedział, którędy dojść do jeziora. Trudniejszym zadaniem było odnalezienie właśnie tego miejsca, w którym znajdował się Harry.
Po kilkudziesięciu minutach gorączkowych poszukiwań Snape w końcu go znalazł, nieprzytomnego i przemarzniętego, ale jednak żywego. Wózek leżał pięć stóp od chłopaka, a różdżka wbiła się w śnieg w pobliżu jego głowy. Snape sięgnął po nią i zmniejszył wózek, chowając go do kieszeni, po czym ostrożnie wziął na ręce Harry'ego i wrócił do szkoły.
Gdy dotarł do ich pokoi, natychmiast zdjął z Pottera przemoczone ubranie, po czym rzucił na pościel zaklęcie ogrzewające i położył Gryfona do łóżka. Sięgnął po fiolkę eliksiru pieprzowego, po czym delikatnie obudził Harry'ego.
— Severus? — spytał głosem drżącym z zimna. Snape zauważył, że wargi chłopaka były wręcz niebieskie. — Zimno mi — mruknął.
— Wypij to — odparł Mistrz Eliksirów, a Potter wykonał polecenie bez zbędnych pytań, całkowicie ufając drugiemu mężczyźnie. Po chwili na jego twarz zaczęły wracać normalne kolory.
— Co się stało? — zapytał Snape.
— Malfoy i jego kumple mnie zaatakowali. Wyrzucili z wózka i mimo że zdążyłem obronić się przed Crabbe'em i Goyle'em, to jednak Malfoy był szybszy ode mnie.
— Przesadzili. Mogłeś tam umrzeć. Poniosą za to taką karę, której długo, długo nie zapomną — warknął wściekle Snape, wstając z łóżka.
— Nie idź. Później pójdziesz ich karać, to nie ucieknie, a teraz zostań ze mną. Proszę? — mruknął Potter, przywierając do ramienia Severusa. Ten jedynie westchnął cicho.
— Dziękuję. Wygląda na to, że po raz kolejny uratowałeś mi życie.
— Tak, ale tym razem z całkowicie egoistycznych powodów. Gdybym tego nie zrobił, kto grzałby mi łóżko?
— Ach, więc ja jedynie grzeję łóżko, tak? Skoro tak, to mam całymi dniami leżeć tutaj i czekać, aż przyjdziesz mnie nieco… rozerwać? — spytał Gryfon z nie do końca niewinnym spojrzeniem.
— Impertynencki Bachor — odparł Snape, przewracając oczami. Harry zaśmiał się lekko, po czym przysunął do drugiego mężczyzny i pocałował delikatnie.
— Jesteś ciepły — wymruczał nie do końca przytomnie, opierając głowę na ramieniu Mistrza Eliksirów.
— A ty jesteś zimny — sarknął Severus. — Idź spać, Bachorze, nie zamierzam cię niańczyć, jak się rozchorujesz — dodał, odsuwając kosmyk włosów z oczu chłopaka. Ten mruknął coś sennie z zadowoleniem. Kiedy Snape miał już pewność, że Harry śpi, wyśliznął się z łóżka, by spotkać się z Malfoyem. Na szczęście dla Draco, Severus nie mógł go nigdzie znaleźć, więc zamiast tego poszedł do dyrektora.
— Ach, Severusie, wejdź proszę — powitał go Dumbledore. — Herbaty?
— Nie, dyrektorze. Przyszedłem, aby omówić pewien poważny problem. Jakąś godzinę temu znalazłem Harry'ego zasypanego śniegiem, przemarzniętego niemal na śmierć. Wygląda na to, że pan Malfoy uznał, że to będzie zabawne, jeśli wyrzuci Harry'ego z wózka, zabierze mu różdżkę i pozbawi przytomności w samym środku śnieżycy.
— To rzeczywiście poważne — odparł Dumbledore, marszcząc brwi. — Jak się czuje pan Potter?
— Póki co podałem mu eliksir pieprzowy i przywróciłem odpowiednią temperaturę ciała. Spał, kiedy wychodziłem z pokoju. Nie mam pewności, czy nie złapie przez to przeziębienia. I jeśli to możliwe, chciałbym jak najszybciej wrócić do niego, by upewnić się, że wszystko w porządku, tym bardziej, że eliksir pieprzowy dość szybko przestaje działać.
— Tak, wróć do niego. Ja zajmę się resztą — odpowiedział dyrektor spokojnie, choć ci, którzy go dobrze znali, zauważyliby, że jest wściekły. Traktował Harry'ego niemal jak własnego wnuka, podobnie zresztą jak i Severusa. Snape skinął głową, wiedząc, że Dumbledore wymyśli odpowiednią karę, po czym wyszedł z gabinetu i pospieszył do lochów.
Harry wciąż spał, ale jego sen był dość niespokojny. Rzucał się na łóżku i kręcił, szczelnie owijając się kołdrą. Drżał tak bardzo, że aż szczękał zębami, ale kiedy Snape dotknął go delikatnie, poczuł, że chłopak jest rozpalony. Stało się to, czego Mistrz Eliksirów się obawiał — chłopak załapał przeziębienie lub, co gorsza zapalenie płuc czy jakieś inne paskudztwo. Przeklinając w myślach Malfoya, Severus wyszedł na chwilę z pokoju, by przynieść leki, których najprawdopodobniej będzie potrzebował.
Po chwili wrócił do sypialni chłopaka i ostrożnie zdjął z niego kołdrę i sprawdził, czy nigdzie na pewno nie ma żadnych odmrożeń, co powinien był zrobić jak tylko przyniósł Gryfona z błoni, a o czym zapomniał. Ubrał drżącego Pottera w ciepłą flanelową piżamę, po czym przykrył go ponownie. Przemył jego twarz ściereczką zamoczoną w zimnej wodzie, po czym wypłukał ja ponownie i położył na czole chłopaka.
— Harry — mruknął, potrząsając nim delikatnie. Potter otworzył oczy, choć minęła chwila, zanim skupił wzrok na drugim mężczyźnie.
— Severus? — spytał, drżąc.
— Wypij — odparł Snape, podsuwając mu pod usta fiolę z eliksirem zmniejszającym gorączkę. Gryfon przełknął, prychając cicho.
— Jakim cudem zachorowałem aż tak szybko?
— Eliksir pieprzowy przestał działać, poza tym, zazwyczaj stosuje się go w nieco… łagodniejszych przypadkach. Coś jeszcze ci dolega poza gorączką? Jakiś ból, zawroty głowy?
— Głowa mnie boli — mruknął Potter, na co Severus podsunął mu kolejną buteleczkę. — Nie rozumiem, co się tak właściwie dzieje. Nigdy wcześniej nie byłem chory.
— Zawsze musi być ten pierwszy raz — zaśmiał się lekko Snape, ocierając twarz chłopaka ponownie zwilżoną ścierką.
— Nie chcę, żebyś się ode mnie zaraził — wymamrotał Harry.
— Nic mi nie będzie — odparł spokojnie Snape, odgarniając mu włosy z czoła. — Spróbuj zasnąć.
— Dobrze, ale… Zostaniesz ze mną?
— Oczywiście — szepnął Snape, kładąc się do łóżka obok Gryfona i przytulając go do siebie. Harry przewrócił się na bok, opierając plecami o klatkę piersiową drugiego mężczyzny. Poczuł, jak noga Severusa oplata jego własne, a ramiona Mistrza eliksirów obejmują go w pasie. Potter uśmiechnął się pod nosem, przykrywając swoją dłonią dłoń Snape'a, po czym zasnął głęboko, uśpiony lekami.

XxXxXxXxXxXxX

Tamtej nocy Harry budził się przez gorączkę jeszcze kilka razy. Mimo tego, że jego ciało było wręcz rozpalone, jemu samemu było niewyobrażalnie zimno. Zadrżał, podciągając koc pod brodę i przytulając się mocniej do Snape'a. Tuż przed świtem kręcenie się Pottera zbudziło Severusa.
— Harry? — zapytał, słysząc cichy jęk.
— Moja głowa — mruknął chłopak. — Boli, gdy się ruszam.
Snape, słysząc to, delikatnie pogłaskał go po twarzy, po czym sięgnął po stojącą nieopodal fiolkę.
— To powinno pomóc — zauważył, podsuwając ją pod usta Gryfona. Harry wypił eliksir, krzywiąc się nieznacznie, po czym Severus znów go przytulił, głaszcząc po głowie.
— Nie podoba mi się chorowanie — jęknął Potter. Mistrz Eliksirów pocałował go delikatnie w czoło, a po chwili sięgnął po ściereczkę zamoczoną w zimnej wodzie, by przemyć nią twarz chłopaka.
— Dziękuję — wymruczał sennie Gryfon, przymykając oczy. Severus delikatnie odgarnął mu włosy z czoła, przyglądając mu się w ciszy, gdy zasypiał. Wzdychając cicho, próbował uspokoić splątane myśli kołaczące się w jego głowie, a gdy mu się to jako tako udało, zasnął.

XxXxXxXxXxXxX

Następnego dnia odwiedził ich Dumbledore. Jako że Harry nie czuł się jeszcze na tyle dobrze, by przyjmować jakichkolwiek gości, dyrektor rozmawiał tylko ze Snape'em. Malfoy oczywiście zaprzeczył, jakoby miał cokolwiek wspólnego z tym, że Harry leżał nieprzytomny nad jeziorem, jednak prawda wyszła na jaw, jak tylko rzucono na różdżkę Ślizgona zaklęcie Priori Incantatem. Malfoy i jego kumple zostali odesłani do domu na resztę przerwy świątecznej, a gdy wrócą, czekał ich tydzień pod specjalnym nadzorem. W rzeczywistości „tydzień pod szczególnym nadzorem” był to jeden, długi szlaban. Każdy nauczyciel pilnowałby ich wedle ustalonej kolejności w czasie wolnym od zajęć lekcyjnych. Severusowi przypadło w udziale wymyślenie im głównej kary. Stwierdził, że odpowiednie będzie wyszorowanie całych lochów. Szczoteczkami do zębów.
Harry okazał się wyjątkowo dobrym pacjentem. Przez większość czasu spał lub leżał w łóżku, z którego raczej nie wychodził z powodu ciągłych dreszczy i bólu głowy. Gorączka utrzymywała się przez dwa następne dni. Trzeciego dnia Harry siedział na sofie obok Severusa, owinięty grubą, puchową kołdrą. Snape czytał książkę, podczas gdy chłopak w milczeniu cieszył się tym, że w końcu pozwolono mu wyjść z łóżka.
— Severusie? — mruknął w pewnym momencie, przerywając panującą dotąd ciszę.
— Tak? — zapytał Mistrz Eliksirów, nie odrywając wzroku od książki.
— Boli mnie blizna. Coś się dzieje — wytłumaczył Potter nieco zmartwionym głosem.
— Wyczuwasz coś konkretniejszego? — spytał natychmiast Snape, odkładając książkę.
— Cieszy się z czegoś — powiedział cicho Harry. Severus delikatnie przesunął chłopaka tak, by jego głowa spoczęła na kolanach Mistrza Eliksirów. Mężczyzna zaczął delikatnie głaskać okolice blizny.
— Spróbuj się wyciszyć na otoczenie i wyrzucić go ze swojego umysłu — powiedział.
— Jak?
— Skup się na bólu, ale tak, jakbyś chciał go usunąć, nie jedynie poczuć — wyjaśnił Severus. — Jeśli ci to pomoże, możesz użyć mnie jako swego rodzaju kotwicy zabezpieczającej przed zainicjowaniem pełnego połączenia między wami — dodał. Harry syknął z bólu, a Severus z przerażeniem obserwował, jak blizna staje się krwistoczerwona.
— Skup się, Harry! Skup się na moim głosie. Zapomnij o bliźnie, spróbuj wypchnąć go na tył umysłu — tłumaczył Snape. Po chwili blizna zaczęła powoli blednąć, a ciało Gryfona rozluźniło się znacznie.
— Odszedł — mruknął Potter.
— Jesteś w stanie powiedzieć, jaki był jego właściwy cel czy za bardzo skupiłeś się na połączeniu jako takim? Próbował wciągnąć cię do swojego umysłu?
— Odwrotnie, próbował dostać się do mojego — szepnął Harry ze wstydem i przerażeniem w oczach. — nie była to silna próba, coś raczej na kształt uświadomienia mnie o tym, że to połączenie istnieje. Boję się, Severusie. Boję się, że on spróbuje mną zawładnąć i sprawi, że skrzywdzę ciebie i innych ludzi, na których mi zależy, a wszyscy będą myśleli, ze zrobiłem to celowo.
— Cii… Zrobię wszystko, by nigdy do tego nie doszło — szepnął Snape.
— Obiecujesz? — mruknął Potter, a Mistrza Eliksirów uderzyła całkowita bezradność wymalowana na jego twarzy. Wyglądało na to, że chłopak był naprawdę przerażony tym, że Voldemort mógłby go wykorzystać poprzez istniejące między nimi połączenie.
— Obiecuję — powiedział twardo i stanowczo Severus.
— Dziękuję — szepnął Gryfon, zamykając oczy. Severus automatycznie zaczął przeczesywać palcami włosy Harry'ego, usypiając go tym dość szybko. Snape, widząc to, podniósł go ostrożnie i zaniósł do swojej sypialni, zamiast do pokoju Pottera. Położył go do łóżka, po czym machnięciem różdżki przebrał ich obu w piżamy. Wsunął się pod kołdrę tuż obok chłopaka i mocno do siebie przytulił.
Długo rozmyślał nad tym, jak mógłby pomóc Harry'emu zniszczyć jego połączenie z Voldemortem. Wiedział, że będzie to wyjątkowo trudny i skomplikowany proces. Z więzią podobną do tej spotkał się tylko raz, a i to w przypadku pary wampirów, które ze swej natury były niezrównane, jeśli chodzi o zdolności telepatyczne. Zazwyczaj było tak, że więź taką mógł zerwać jedynie ten z nich, który był bardziej dominującym partnerem, czasami mógł zrobić to ktoś trzeci, jeśli był wystarczająco silny, ale z reguły kończyło się to śmiercią tego bardziej uległego partnera. A Snape nie miał wątpliwości, że w przypadku połączenia Harry'ego i Voldemorta, to właśnie Potter był tym uległym.
Severus zdał sobie sprawę, że jeśli chciałby dowiedzieć się czegoś więcej na temat więzi między Czarnym Panem a śpiącym obok niego chłopakiem, musiałby wejść do umysłu Harry'ego. Ponadto czekają go długie godziny ślęczenia nad książkami w poszukiwaniu dodatkowych informacji. Miał jedynie nadzieję, że uda mu się znaleźć cokolwiek, zanim Voldemort naprawdę zawładnie Potterem. Wyglądało też na to, że eliksir, który wtedy stworzył specjalnie dla chłopaka, był mimo wszystko za słaby, by powstrzymać Czarnego Pana.

XxXxXxXxXxXxX

Kiedy Harry wyzdrowiał całkowicie, Snape ponownie poruszył temat dotyczący lepszego poznania więzi między nim a Riddle'em. Do tego czasu zdążył przewertować kilkanaście ksiąg na ten temat, by dowiedzieć się z nich głównie tego, że bardzo często jedna z połączonych osób umierała przy jakiejkolwiek próbie zerwania więzi. Na szczęście, choć bardzo rzadko, zdarzały się przypadki, gdzie połączenie zostało zerwane przez uzdolnionego legilimentę bez jakichkolwiek szkód wobec wszystkich zaangażowanych osób.
— Czy to będzie tak samo jak wtedy, gdy uczyłeś mnie oklumencji? — zapytał nerwowo Harry.
— Nie. Tym razem nie mam zamiaru ani atakować twojego umysłu, ani też podglądać twoje wspomnienia. W zasadzie nawet tego nie poczujesz. Chcę tylko odnaleźć połączenie między tobą a Czarnym Panem — wyjaśnił spokojnie Severus.
— A co, jeśli on cię wyczuje?
— I tak już wie, że jestem zdrajcą. A poza tym, unieszkodliwiłeś znak, więc tą drogą też nie może mi nic zrobić.
— A jeśli wciągnie cię do swojego umysłu, tak jak robi to mnie, gdy kogoś torturuje? — mruknął zaniepokojony Potter.
— Voldemort może być znacznie lepszy ode mnie w legilimencji, ale mimo wszystko ja znam się lepiej na oklumencji niż on, nie przejmuj się — odparł Mistrz Eliksirów.
Harry milczał przez chwilę, usiłując podjąć decyzję.
— Dobrze, ale pod warunkiem, że obiecasz mi, że nic ci się nie stanie — powiedział w końcu, niezbyt jednak przekonany.
— Obiecuję — odrzekł spokojnie i pewnie Snape.
— Jak zamierzasz to zrobić? Musisz patrzeć mi w oczy? — zapytał po chwili chłopak.
— Nie, nie muszę w nie patrzeć, jeśli ty pozwolisz mi wejść w twój umysł. Możemy równie dobrze usiąść wygodnie na kanapie.
Harry skinął głową, na co Severus przesiadł się tak, by plecami dotykać oparcia, zaś Potter leżał między jego nogami, opierając głowę o klatkę piersiową drugiego mężczyzny, ten zaś objął go ramionami w pasie. Bardzo często siadali w ten sposób, gdyż dawało im to poczucie pewnej intymności, wzajemnego ciepła i bliskości.
— Po prostu się odpręż i wpuść mnie do swojego umysłu — powiedział cicho i spokojnie Snape, równocześnie sprawdzając naturalne bariery chłopaka. Potter wziął głęboki oddech i w tym samym momencie Severus wszedł w jego świadomość, szukając konkretnej więzi, co wcale nie było takie proste, jak myślał dotychczas.
W świadomości człowieka więzi z innymi ludźmi są podobne do świetlistych wstęg wychodzących z umysłu. Jeśli podążyć za nimi, niczym po ścieżce, można by dotrzeć do jaźni osoby, z którą owe więzi łączą. W przypadku większości ludzi wstęgi te były cienkie i słabe — przedstawiały połączenie między nimi a rodziną czy przyjaciółmi. W niczym nie przypominały tych między wampirami, które były znacznie silniejsze i trwalsze. Poza tym, ludzie nie mogą widzieć tych więzi, widzą jedynie łączące się z nimi uczucia, jak choćby te między przyjaciółmi czy kochankami.
Zazwyczaj najsilniejsze było połączenie między matką a dzieckiem, tuż po nim więź z ojcem i na końcu z rodzeństwem choć w tym ostatnim przypadku bywało, że więzi z przyjaciółmi bywały znacznie mocniejsze. Jeśli dana osoba miała swego ukochanego czy ukochaną, to ten ktoś znajdował się na pierwszym miejscu, tuż obok rodziców, zaś jeśli będzie to współmałżonek lub partner, więź będzie najsilniejsza ze wszystkich, silniejsza nawet od tej łączącej z matką.
Snape zauważył w świadomości Harry'ego niewiele takich wstęg. Osoba dorosła miała ich przynajmniej dwadzieścia pięć. Poza tym, w przypadku Pottera brakowało połączeń prowadzących do rodziny, której już tak naprawdę nie miał. Severus odnalazł jednak kilka tych, które łączyły go z przyjaciółmi. Założył, że dwie najgrubsze prowadzą do Rona i Hermiony, zaś cieńsze do reszty członków rodziny Weasleyów. Snape poczuł dziwny dreszcz, gdy uświadomił sobie, że ta największa, najbardziej świetlista wstęga prowadziła właśnie do niego — była nawet większa od tej, jaka zazwyczaj łączy matkę z dzieckiem.
Wreszcie udało mu się jednak odnaleźć połączenie z Voldemortem. Zdawało się być dwadzieścia razy większe niż cała reszta razem wzięta i jarzyło się krwistą czerwienią pomieszaną z zielenią Avady. Wyglądało to prawie tak, jakby więź między Harrym a Czarnym Panem oplątywała umysł chłopaka, krępując go i przyciągając do Riddle'a. Severus zauważył też jasnoniebieską poświatę w miejscu, gdzie zaczynała się wstęga i doszedł do wniosku, że to musi być efekt eliksiru blokującego wizje. Snape zdawał sobie sprawę, że zniszczenie tego połączenia będzie wyjątkowo trudne, ale był gotów zrobić to dla Harry'ego za wszelką cenę, bez względu na ewentualne skutki.
Ostrożnie wycofał się ze świadomości Pottera, zdając sobie nagle sprawę, że przebywał w niej przez ponad cztery godziny, kompletnie tracąc poczucie czasu.
— Wszystko w porządku, Harry? — spytał.
— Tak. I miałeś rację, w ogóle nie czułem, że tam byłeś. Znalazłeś coś?
— Twoja więź z Voldemortem jest wyjątkowo silna, wydaje mi się, że t przez tamtą Avadę, która się wtedy od ciebie odbiła. Wygląda jednak na to, że eliksir, który miał blokować wizje nieco przytłumia wasze połączenie, ale jego skutki przemijają dość szybko. Za szybko. Będę musiał dowiedzieć się na ten temat znacznie więcej, zanim zdecyduję się zrobić cokolwiek, przykro mi.
— Może to nawet lepiej — odparł Potter. — W ten sposób mogę w pewien sposób przewidzieć, co robi Voldemort lub co planuje, nawet jeśli nie mam już wizji.
— Może i tak, Harry, ale jeśli to połączenie stanie się jeszze groźniejsze dla ciebie, a ja będę w stanie je zniszczyć, zrobię to, czy będziesz tego chciał, czy nie — stwierdził stanowczo Snape.
— Rozumiem, Severusie — odpowiedział spokojnie i ufnie Gryfon.

Rozdział 14

Ferie skończyły się zdecydowanie zbyt szybko dla Harry'ego i Severusa. Reszta uczniów wróciła do Hogwartu i wkrótce po tym, Potter znów wpadł w wir zajęć, prac domowych, obowiązków i spotkań z przyjaciółmi. Nigdy przedtem nie zauważył, jak nieznośnie głośno jest w Wielkiej Sali w porównaniu do ciszy, jaka panowała tam podczas przerwy świątecznej. Snape zresztą również wrócił do rutyny dość monotonnych zajęć, ożywianych jedynie od czasu do czasu jakąś eksplozją w kociołku.
Obydwaj tęsknili za możliwością spędzenia całego dnia sam na sam w ich pokojach, ale i tak mieli go dla siebie całkiem sporo. Ponadto, coraz częściej spali w jednym łóżku, jako że Harry doszedł do wniosku, że lepiej mu się śpi i ma mniej koszmarów, gdy czuje obok siebie obecność Snape'a.
Jeśli chodzi o Rona i Hermionę, to stało się dokładnie to, czego obawiał się Potter. Przyznali się w końcu do swoich uczuć i spędzali coraz więcej czasu tylko ze sobą. Z drugiej strony Harry nie czuł się aż tak odsunięty jak dotychczas, bo kiedy jego przyjaciele chcieli pobyć przez jakiś czas sami, on po prostu wracał do Severusa.
Zajęcia stawały się coraz bardziej wymagające. Wyglądało na to, że nauczyciele kompletnie zapomnieli o tym, że OWUTEMy są dopiero w przyszłym roku. Lekcje eliksirów bywały wręcz brutalne, jako że zaczęli uczyć się o wyjątkowo skomplikowanych i niebezpiecznych miksturach. W związku z tym Stary Nietoperz jakby powrócił do pełni sił, karząc za nawet najdrobniejsze błędy, nie bacząc na to, z jakiego domu jest winowajca, dzięki czemu udawało mu się utrzymać porządek na zajęciach i uniknąć groźniejszych wypadków.
Powód, dla którego Severus Snape był aż tak okrutny w stosunku do uczniów, stał się jasny pewnego piątkowego popołudnia, kiedy to Pansy Parkinson, wściekła na Harry'ego za to, że Draco Malfoy wpadł z powodu Gryfona w kłopoty, postanowiła podrzucić co nieco do jego kociołka. Niestety, nie znała się na eliksirach tak dobrze jak Draco. On wiedział, jak spowodować spektakularny wybuch bez większych szkód. Pansy zaś wrzuciła to, co miała pod ręką, powodując/wywołując ogromną eksplozję.
Zrujnowany eliksir rozprysnął się po całej sali, plamiąc niemal każdego i wywołując paskudne oparzenia na nagiej skórze, jeśli na nią spadł. Tam, gdzie niedawno stał kociołek Harry'ego, teraz znajdowała się dość pokaźna dziura w podłodze. Samego Pottera siła wybuchu odrzuciła na ścianę, po której osunął się wraz z wózkiem, tworząc na podłodze bezwładną masę.
— Każdy, kto jest ranny, ma się natychmiast udać do Skrzyła Szpitalnego. Ci, którzy nie są, niech pomogą reszcie. Parkinson, nawet nie waż się uciec, doskonale widziałem, że to ty podrzuciłaś oczy traszki — powiedział Snape wyjątkowo jadowitym głosem. Uczniowie, przerażeni, natychmiast spełnili jego polecenia. Severus zaś ostrożnie przeszedł przez zrujnowaną pracownię, podchodząc do Pottera.
— Harry? — spytał cicho.
— Severusie — mruknął chłopak. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć ślady poparzenia na skórze. Snape, widząc to, pogrzebał w jednej z szafek, wyciągając z niej słoiczek maści. Ostrożnie zdjął z Gryfona spaloną koszulę, po czym zaczął powoli smarować rany. Miał lekkie wrażenie deja — vu, lecząc Harry'ego, przypomniało mu się bowiem, jak robił niemalże to samo jeszcze w wakacje.
— Może to dobrze, że masz romans z Mistrzem Eliksirów. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo będziesz potrzebował prywatnej apteki — powiedział oschle Snape. Potter zachichotał cicho, po czym skrzywił się z bólu.
— Naprawdę musisz wysyłać mnie do Skrzydła Szpitalnego? — jęknął.
— Tak, muszę. Nie wiem, czy tamta mikstura nie ma jakichś utajnionych efektów. Dodanie oczu traszki mogło spowodować różne skutki uboczne, których nie jestem w stanie na ten moment przewidzieć. Na jakim etapie warzenia byłeś?
— Miałem dopiero dodać kolce róży.
— W takim razie nie sądzę, by groziło ci coś naprawdę poważnego, niemniej jednak byłbym spokojniejszy, gdyby zobaczyła cię pielęgniarka — stwierdził Severus. Chłopak westchnął ciężko, ale pokiwał głową na znak, że się zgadza.
Starszy czarodziej podniósł go ostrożnie i położył na wyczarowanych wcześniej noszach, po czym przelewitował je do gabinetu pani Pomfrey. Obrzucił zgromadzonych tam uczniów przelotnym spojrzeniem. Wyglądało na to, że Granger rzuciła zaklęcie petryfikujące na Parkinson, by ta nie uciekła przy pierwszej nadarzającej się okazji.
— Wypuściłam tych z mniejszymi obrażeniami, ale ci, którzy są poważnie ranni, wciąż są tutaj. Panna Granger zaatakowała pannę Parkinson, nie chcąc słuchać ani mnie, ani nawet głosu rozsądku — poinformowała pielęgniarka, krążąc między uczniami.
— Panna Parkinson jest odpowiedzialna za cały ten bałagan — zauważył kąśliwie Snape. — I z mojego polecenia nie ma prawa opuszczać Skrzydła Szpitalnego. — Położył Harry'ego ostrożnie na łóżku. — Panno Granger, możesz już cofnąć zaklęcie.
Hermiona spełniła jego polecenie z lekkim wahaniem.
— Ja tego nie zrobiłam! — krzyknęła natychmiast Ślizgonka.
— Zamknij się. Nie mam czasu słuchać twoich niedorzecznych wykrętów. Slytherin traci dziesięć punktów, a ty masz tygodniowy szlaban — warknął Mistrz Eliksirów.
— Ale to niesprawiedliwe! — oburzyła się dziewczyna.
— Muszę się zgodzić z profesorem Snape'em, ta kara jest jak najbardziej właściwa — wtrąciła się pani Pomfrey. — Możesz już zresztą odejść.
Pansy uśmiechnęła się drwiąco i sztywnym krokiem wyszła z gabinetu. Hermiona zniknęła zaraz po niej, chcąc wykorzystać wolny czas na naukę. Severus zaś wrócił do lochów, by zabrać stamtąd wózek Pottera, wcześniej go odkażając. Obiecywał przy tym w myślach Gryfonowi, że gdy tylko to zrobi, zabierze go ze Skrzydła Szpitalnego, którego chłopak szczerze nienawidził.


XxXxXxXxXxXxX

Następnego dnia Harry i Severus zostali wezwani do gabinetu Dumbledore'a, chociaż żaden z nich nie miał pojęcia, po co. Przybyli jednak na czas, próbując bez wyraźnych oznak irytacji przebrnąć przez zwyczajowe częstowanie herbatą i dropsami, uzupełnianym nieco bezsensowną pogawędką na temat pogody.
— Och, proszę, Albusie, nie mów, że jesteśmy tutaj tylko dlatego, że brakowało ci towarzystwa do rozmowy — warknął w końcu Snape, mając zdecydowanie dość.
— Nie, w zasadzie nie — westchnął dyrektor. — Wydaje mi się, że wiem, dlaczego ostatnio twoi Ślizgoni zachowywali się tak podle w stosunku do pana Pottera. Jak dobrze wiesz, zastąpiłem cię innym szpiegiem w szeregach Voldemorta. To właśnie on poinformował mnie, że wszyscy śmierciożercy otrzymali rozkaz, aby skłonić swoje dzieci do prześladowania Harry'ego.
— Co to konkretniej znaczy? — zapytał chłopak.
— Tego do końca nie wiemy. Dysponuję jedynie własnymi przypuszczeniami. Bardzo możliwe, że Voldemort przygotowuje się do ataku, a poprzez uczniów chce cię osłabić, by potem jemu samemu było łatwiej cię pokonać.
— Nie wierzy pan w to, że ośmieli się zaatakować szkołę, prawda?— zapytał Gryfon z wyraźną obawą w głosie. Nie chciał, by któremukolwiek z jego przyjaciół stała się jakakolwiek krzywda.
— Nie, na to nie ma jeszcze wystarczających sił. Liczba jego popleczników co prawda wciąż rośnie, ale póki co jest ich zbyt mało, by zdołał zaatakować Hogwart. Poza tym, żeby to zrobić, musiałby znaleźć sposób, by ominąć lub przełamać zabezpieczenia zamku. Z tego co wiem, to Severus miał wydobyć ze mnie informacje na ten temat, kiedy jeszcze działał jako podwójny szpieg. Teraz to zadanie spadło na naszego nowego informatora — stwierdził Dumbledore.
— Kto jest nowym szpiegiem, Albusie? — zapytał Snape.
— Wybacz, ale tego już nie mogę ci powiedzieć. Im mniej osób o tym wie, tym lepiej. Członkowie Zakonu zostali poinformowani, że mamy kogoś na twoje miejsce, ale nie wiedzą, kto to dokładnie jest, jako że ta osoba nie zjawia się na naszych zebraniach. Wszystkie swoje raporty składa bezpośrednio mnie. Tak jest znacznie bezpieczniej.
— W takim razie, co powinniśmy zrobić, by ochronić Harry'ego?
W oczach Dumbledore'a pojawiły się lekkie iskierki, gdy usłyszał, że Mistrz Eliksirów mówi do Gryfona po imieniu.
— Przede wszystkim ograniczymy czas, który spędza w Skrzydle Szpitalnym do minimum, gdyż istnieje prawdopodobieństwo, że śmierciożercom udałoby się porwać go stamtąd w nocy, podczas gdy Harry będzie spał, zupełnie bezbronny Gdyby jednak nabawił się poważnych obrażeń i wizyta u pani Pomfrey byłaby konieczna, wtedy pilnowałby go przynajmniej jeden członek Zakonu — wyjaśnił dyrektor.
— Albusie, wiesz doskonale, że przeszedłem podstawowe szkolenia na Uzdrowiciela. Mógłbym zastąpić Poppy i wtedy Harry nie musiałby opuszczać na noc naszych pokoi.
— Wspaniały pomysł, Severusie. W każdym razie, niezwłocznie poinformuję was, gdybym dowiedział się czegoś nowego.
Potter i Snape po samym tonie głosu starszego czarodzieja poznali, że to już koniec rozmowy i mogą odejść.
— Myślisz, że Voldemort naprawdę zamierza mnie porwać? — zapytał Gryfon, kiedy już byli sami.
— Harry, dobrze wiesz, że ten człowiek jest szalony — odparł Mistrz Eliksirów, siadając z westchnieniem na kanapie. — Na początku wydawał się wspaniałym człowiekiem, zarzekał się, że znalazł sposób na rozwiązanie wszystkich problemów czarodziei. Oczywiście, wiązało się to przede wszystkim ze zwiększeniem środków ostrożności, szczególnie jeśli chodzi o mugolaków. Voldemort chciał rzucać na ich rodziców zaklęcia, przez które nie mogliby powiedzieć innym członkom rodziny o tym, że ich dzieci mają zdolności magiczne. Ministerstwu jednak nie spodobały się te pomysły, dlatego też Czarny Pan zaczął na własną rękę szukać sobie sprzymierzeńców, którzy pomogliby mu spełnić jego marzenia o nowym, ulepszonym czarodziejskim świecie. Krok po kroku zdobywał coraz większą moc i gromadził coraz większa armię. Zaczął też szukać sposobu na zdobycie nieśmiertelności. Powoli własna władza i potęga zaczęły go korumpować i przesłaniać rzeczywistość, aż w końcu zaczął głosić, że wszyscy mugole i mugolaki powinni zginąć.
Harry, który nigdy nie słyszał historii Voldemorta od tej strony, zaczął uważnie wsłuchiwać się w słowa Severusa.
— Mów dalej — poprosił.
— Potem została wygłoszona przepowiednia i urodziłeś się ty. Czarny Pan dostał obsesji na punkcie zabicia cię, ale, o dziwo, to ty go pokonałeś. A potem się odrodził i stał się jeszcze gorszy, niż kiedykolwiek wcześniej. Tak jak kiedyś był genialnym taktykiem, tak teraz jego plany są niedopracowane, tworzone jakby na szybko. Stałeś się jego głównym celem. Wygląda na to, że coś, jakieś wydarzenie, jakby go … otumaniło.
— Dołączyłeś do niego, jeszcze zanim oszalał, prawda? — zapytał Potter. Nie mógł sobie wyobrazić, by Snape mógł przyłączyć się do szaleńca.
— Tak — westchnął. — Czytałem wiele na temat procesów czarownic w Salem i innych tego typu pomysłach mugoli, o tym wszystkim, co przez wieki zrobili społeczeństwu czarownic i czarodziejów. Wydawało mi się, że Czarny Pan wie, co zrobić, by to się nigdy więcej nie powtórzyło. To oraz obietnica uzyskania ogromnej mocy, przyciągnęły mnie do niego.
— Chciałbym, żeby on chociaż raz zostawił mnie w spokoju — westchnął cicho Harry, obejmując się ramionami. Gdyby miał władze w nogach, teraz najprawdopodobniej podciągnąłby je do klatki piersiowej i oplótł je rękami.
— Wiem — powiedział miękko Severus, podnosząc chłopaka i sadzając sobie na kolanach. Gryfon objął jego szyję ramionami, opierając głowę o ramię mężczyzny.
— To moja wina, że on wrócił — powiedział. — I dlatego to ja muszę go zniszczyć.
— Harry, wiesz, że tak nie jest. Zniszczenie go nie jest tylko i wyłącznie twoją misją.
— Wiesz, co stało się wtedy, podczas Trzeciego Zadania? — wyszeptał Potter.
— Tylko tak ogólnie, dlaczego pytasz?
— On użył mojej krwi, Severusie. Użył mojej krwi, by się odrodzić — wyjaśnił Gryfon głosem, z którego dało się wyczytać ból i poczucie winy.
— Och, Harry — westchnął Mistrz Eliksirów, przytulając go mocniej do siebie. — Rozumiem — dodał cicho. I taka była prawda. Zrozumiał, dlaczego chłopak tak bardzo obwiniał się za wszystko, co robił Voldemort, za śmierć wszystkich jego ofiar. Istniało tak wiele starożytnych zaklęć związanych z krwią czarodziejów, że w końcu stała się ona składnikiem zakazanym. Nie istniały żadne magiczne banki krwi czy też dobrowolni dawcy — krew każdego czarodzieja była ściśle związana z jego magią.

XxXxXxXxXxXxX

Dni mijały wręcz boleśnie powoli. Voldemort stawał się coraz zuchwalszy. Nie było tygodnia, żeby jakaś miała wioska czy choćby rodzina czarodziejów półkrwi nie była zaatakowana. Snape zaś nie zauważył nawet, kiedy zaczął przygotowywać znacznie większe ilości wzmocnionego eliksiru blokującego wizje Harry'ego.
Już na pierwszy rzut oka było widać, że Potter jest zmęczony i niewyspany, mimo że nie miał już koszmarów, a jedynie nawiedzające go przez sen przeczucia. Za każdym razem, gdy czytał o kolejnej napaści, przez jego twarz przemykał wyraz rozpaczy i ogromnego poczucia winy, a jego oczy przygasały stopniowo, tracąc niemal bezpowrotnie dany blask. Jeśli zdarzało się, że jeden z uczniów spędzał cały dzień w dormitorium, opłakując śmierć kogoś bliskiego, to tę samą dobę Harry spędzał w ciszy, siedząc niemalże bez ruchu na kanapie.
W międzyczasie zaś, prawie niezauważenie w świetle zaistniałych wydarzeń, zima przerodziła się w wiosnę i nadeszła Wielkanoc. Hermiona i Ron mieli ponownie wyjechać do Nory. Harry nie chciał narażać ich na niebezpieczeństwo związane z przebywaniem w jego towarzystwie, dlatego też nalegał, by jechali bez niego. Snape, widząc ogólny nastrój chłopaka, stwierdził, że musi go zabrać na jakieś wakacje.
— Och, witaj, Severusie. Może dropsa? — zaproponował Dumbledore, gdy tylko mężczyzna przekroczył próg jego gabinetu.
— Nie, dziękuję, Albusie. Mam do ciebie pewną prośbę — odparł natychmiast stanowczym głosem.
— No tak, jak zwykle przechodzisz od razu do sedna — westchnął dyrektor. — Niech będzie, więc o co chodzi?
— Chodzi mi bardziej o Harry'ego niż o mnie — zaczął wyjaśniać. — Zachowuje się tak, jakby wpadał w depresję przez te wszystkie ataki i morderstwa. Doszedłem do wniosku, że krótkie wakacje poza Hogwartem dobrze by mu zrobiły. Nie chce jednak jechać ani do Nory, ani nawet do Kwatery Głównej. Twierdzi, że narażałby jedynie innych na niebezpieczeństwo. Dlatego chciałbym go zabrać poza Anglię, do jednej z posiadłości mojej rodziny. Zapewniam, że jest doskonale strzeżona i nikt, kto nie ma w sobie krwi Snape'ów lub nie zostanie do niej wprowadzony przez kogoś z rodziny, nie dostanie się tam.
Dumbledore nie odzywał się przez chwilę, rozważając propozycję Mistrza Eliksirów.
— Skoro to stara rodowa posiadłość, nie wątpię, że jest doskonale chroniona. Snape'owie są jednymi z najbardziej paranoicznych czarodziejów, jakich kiedykolwiek spotkałem. Bez urazy, Severusie.
— Oczywiście — odparł natychmiast Snape.
— Cóż… Niech będzie, masz moją zgodę, byt zabrać Harry'ego ze szkoły na Wielkanoc. Ale jest jedna rzecz, o której wolałbym zawczasu porozmawiać.
— To znaczy? — zapytał mistrz Eliksirów z lekką obawą w głosie,
— Mam na myśli twój kwitnący związek z panem Potterem. Do tej pory patrzyłem na to z przymrużeniem oka, a wy nie robiliście niczego… niestosownego. Niemniej jednak wolałbym, aby wasze stosunki nadal pozostały w sekrecie — poprosił dyrektor.
— Nie zamierzamy nikomu o tym mówić — obiecał Severus.
— Chciałbym też, abyście ograniczyli nieco… fizyczny aspekt waszej zażyłości. Uważajcie, aby emocje towarzyszące byciu sam na sam w kompletnym odosobnieniu nie uderzyły wam do głów.
Snape był niemal tak zażenowany, słuchając słów Dumbledore'a, jak sam Dumbledore, gdy to mówił. Jednak tylko ten, kto dobrze ich znał, byłby w stanie dostrzec jakiekolwiek oznaki zakłopotania.
— Niech będzie, Albusie. Poza tym, już jakiś czas temu ustaliliśmy z Harrym, że nie zamierzamy niczego przyspieszać.
— Rozumiem i jak najbardziej popieram. Ach, właśnie, zapomniałbym. Ustaliłeś już, jak dostaniesz się do posiadłości?
— Tak. Polecimy tam świstoklikiem, gdy uczniowie opuszczą szkołę i wrócimy dzień przed nimi.
— Bardzo dobrze — skwitował Dumbledore.
Severus skinął mu głową i wyszedł z gabinetu. Musiał przygotować jeszcze kilka rzeczy przed Wielkanocą.

XxXxXxXxXxX

— Jedziemy gdzieś, Severusie? — zapytał Harry. Reszta uczniów opuściła szkołę z samego rana, a tuż po południu Snape wszedł do ich pokoju ze spakowanymi walizkami. W tym momencie byli niedaleko wrót Hogwartu i miejsca, z którego można było się deportować.
— Zobaczysz — odparł Mistrz Eliksirów z lekkim uśmiechem. Doszli do jednej z bram i chwilę później wyjął z kieszeni świstoklik, podając go chłopakowi. Harry wziął głęboki oddech, zanim odważył się go dotknąć. Mimo że od tamtych wydarzeń minęły prawie dwa lata, wciąż nienawidził tego środka transportu.

Rozdział 15

Kiedy Harry'emu w końcu przestało się kręcić w głowie, zauważył, że jest wraz z Severusem na piaszczystej plaży obmywanej przez łagodne morskie fale. Kilka metrów dalej plaża przechodziła w dżunglę, a nad horyzontem majaczyły szczyty gór, z których spływała rzeka wpadająca do morza ćwierć mili od miejsca, w którym znajdowali się Potter i Mistrz Eliksirów.
— Gdzie jesteśmy? — zapytał Gryfon z zachwytem w głosie, zrzucając z siebie kurtkę.
— To niewielka wyspa na Karaibach. Należy do mojej rodziny od kilku pokoleń i nikt poza nami o niej nie wie. I mam nadzieję, że jesteś na tyle inteligentny by wiedzieć, że nie wolno ci nikomu o niej wspominać — wyjaśnił Snape. — Mamy cały tydzień, by odpocząć Harry. Od szkoły i tego, co się dzieje poza nią.
— Tu jest naprawdę cudownie — westchnął Harry. Severus uśmiechnął się lekko i zdjął chłopakowi buty i skarpetki, po czym popchnął jego wózek wzdłuż plaży. Po pewnym czasie dotarli do niewielkiego bungalowu ukrytego wśród drzew. Prowadziła do niego ścieżka między palmami i drzewkami owocowymi. Snape otworzył drzwi i wpuścił Pottera do środka.
Wnętrze domku było dość proste. Do środka wpadało dużo światła i było w nim mnóstwo przestrzeni, a pokoi nie zagracały żadne zbędne meble. Pomieszczenie, do którego weszli wyglądało na połączenie salonu z jadalnią — stały w nim duża, niska kanapa i spory stół. Nieco dalej, w rogu pokoju znajdował się aneks kuchenny, a obok niego drzwi prowadzące do spiżarni. Po drugiej stronie było przeszklone wyjście na patio. Inne drzwi prowadziły do dużej sypialni, przez którą przechodziło się do łazienki.
— A to dokąd prowadzi? — zapytał Harry, wskazując na prawie niewidoczną klapę w podłodze.
— W piwnicy jest niewielkie laboratorium — wyjaśnił Snape. — W rodach czarodziejów często bywa tak, że dana rodzina ma swoją... specjalizację. Snape'owie zawsze byli doskonali w eliksirach.
— Nie wiesz, czy Potterowie też byli kiedyś w czymś wyjątkowi?
— Oczywiście. Byli mistrzami, jeśli chodzi o obronę przeciwko czarnej magii. Niektórzy z twoich przodków walczyli z czarodziejami pokroju Czarnego Pana ich czasów. Wielu zrobiło karierę jako aurorzy. Z tego co wiem, twój ojciec był też świetny w transmutacji, a matka w zaklęciach. — Ton, jakim mówił Mistrz Eliksirów zmienił się nieco, gdy wspomniał o Jamesie Potterze.
— Czyli obrona przed czarna magią…? — zamyślił się chłopak. — Pójdziemy popływać? — zmienił nagle temat.
— Oczywiście, jeśli masz na to ochotę — powiedział Severus, równocześnie machnięciem różdżki przywracając pomniejszony wcześniej bagaż do jego naturalnych rozmiarów. Z jednaj z walizek wyjął dwie pary kąpielówek i ręczniki, po czym rzucił na nich zaklęcie chroniące przed słońcem. Harry, nie czekając na niego, udał się z powrotem na plażę. Gdy Mistrz Eliksirów dołączył do Gryfona, rozłożył ręczniki na piasku i wziął ostrożnie Pottera na ręce, po czym wszedł z nim do morza. Kiedy Snape zanurzył się po pas, puścił chłopaka, który wpadł do wody z głośnym pluskiem. Potter wypłynął po jakimś czasie, przeklinając pod nosem.
— Gnojek — warknął, próbując przestraszyć mężczyznę swym morderczym spojrzeniem, niestety, bez jakichkolwiek efektów. Snape jedynie wziął Gryfona za rękę i wszedł głębiej, tak, że teraz woda sięgała mu do ramion. Harry oplótł ramionami szyję Severusa, by utrzymać się na powierzchni.
— Jeszcze nigdy nie pływałem w oceanie — przyznał po chwili. — Nigdy nawet nie byłem na plaży.
— Plaża tutaj jest… nieco inna od tych w Anglii — zauważył Snape.
— I tak jest cudownie — westchnął Potter, przymykając oczy z przyjemności, gdy delikatne fale ocierały się o jego skórę. Oparł głowę o ramię starszego mężczyzny, na co Mistrz Eliksirów objął go dłonią w pasie, przytulając do siebie. Nareszcie mogli tak po prostu cieszyć się własną obecnością, nie martwiąc się żadnymi potencjalnymi atakami Czarnego Pana czy też tym, że ich związek odkryje któryś z nauczycieli bądź uczniów.
Później, siedząc na ręcznikach, podziwiali spektakularny zachód słońca i towarzyszącą mu grę barw na niebie, od jasnego pomarańczu po mocną, głęboką czerwień. Kiedy już ostatnie złote promienie skryły się za horyzontem, Snape oczyścił ich z piasku jednym zaklęciem, decydując, że powinni wracać.
Gdy weszli do domu, Snape od razu poszedł do kuchni przyrządzić kolację — kilka dni wcześniej polecił skrzatom domowym przygotować zapasy, tak więc spiżarnia była po brzegi wypchana różnorakim jedzeniem. Tego wieczora zdecydowali się na coś lekkiego — rybę z frytkami, a na deser owoce tropikalne zerwane prosto z drzew.
W nocy było tak ciepło, że spali w samych bokserkach, przykryci zaledwie cienkim prześcieradłem. Łóżko było nieco niższe od wózka Harry'ego, przez co gdy ten chciał przesiąść się na materac, wylądował w nieco dziwnej pozycji. Severus zachichotał cicho na ten widok, pomagając chłopakowi położyć się normalnie, po czym przykrył ich obu i zgasił światło.

XxXxXxXxXxXxX



Dni płynęły im powoli i wyjątkowo leniwie — większość czasu spędzali na plaży albo w domu, chociaż od czasu do czasu Severus chodził do dżungli w poszukiwaniu składników do eliksirów. Potter uparł się, że będzie mu pomagał, przynajmniej w tych prostszych rzeczach, tłumacząc się tym, że robi się niespokojny, gdy każe mu się bezczynnie siedzieć i czekać. Jeszcze u Dursleyów przyzwyczaił się do tego, że przez cały czas miał ręce pełne roboty i ciężko mu było przyzwyczaić się do tego, że mógł tak po prostu nie robić zupełnie nic.
— Dokąd mnie zabierasz? — zapytał pewnego dnia Potter, kiedy Snape prowadził ich przez dżunglę. Gryfon miał zawiązane oczy, a Severus sterował jego wózkiem za pomocą różdżki. W pewnej chwili Harry poczuł, że się zatrzymali, a do jego uszu dobiegł szum wodospadu.
— Niespodzianka — szepnął mu do ucha Mistrz Eliksirów, rozwiązując przepaskę na oczach chłopaka.
— O Boże — wyszeptał zauroczony Potter. Stali nad ukrytą wśród drzew i skał niewielką sadzawką, do której z dużej wysokości wpadał wodospad.
— Czy to nareszcie satysfakcjonuje twój fetysz co do dużych wanien? — zapytał Snape głębokim, uwodzącym głosem. Głosem, który w ciągu sekundy z ucha Harry'ego przemieścił się w okolice jego krocza. Chłopak odwrócił się lekko, po czym przyciągnął mężczyznę do siebie i pocałował go namiętnie.
— Zaniesiesz mnie tam? — poprosił. Severus jedynie przewrócił oczami i wziął chłopaka na ręce, po czym wszedł wraz z nim do sadzawki. Potter położył się na plecach i zaczął powoli pływać, nie zdając sobie sprawy, że Snape przemieścił się na przeciwległy koniec basenu. Zauważył to dopiero wtedy, gdy uderzył głową w klatkę piersiową mężczyzny. Mistrz Eliksirów uśmiechnął się drwiąco i pochylił się, by pocałować Gryfona. Harry jęknął w pocałunek i próbował usiąść mu na kolanach, przez co po raz kolejny wylądował pod wodą.
Snape z łatwością wyłowił chłopaka, obejmując go ramionami. Potter objął szyję starszego czarodzieja i zainicjował kolejny pocałunek, pełen potrzeby i pożądania. Severus odpowiedział na niego, delikatnie głaszcząc dłońmi plecy i biodra Gryfona. W odpowiedzi chłopak zaczął pieścić jego szyję. Jęknął, gdy Mistrz Eliksirów zsunął ręce na jego tyłek, a on sam otarł się o erekcję Snape'a.
— Severusie — mruknął przeciągle. Nie po raz pierwszy już poczuł frustrację, że nie może samodzielnie wyjść biodrami na spotkanie bioder Mistrza Eliksirów, że nie może się o niego otrzeć właśnie teraz, gdy tak bardzo tego pragnie. — Och, zrób tak jeszcze raz! — bardziej zażądał niż poprosił, na co Snape odpowiedział cichym śmiechem, który jeszcze powiększył irytację Pottera. Severus zaczął powoli, drażniąco poruszać biodrami. Dłońmi ścisnął pośladki chłopaka, przyciągając go jeszcze bliżej. Harry jęknął, wyginając plecy w łuk. Snape wymruczał jakieś zaklęcie, dzięki któremu ich kąpielówki zniknęły, by po chwili pojawić się tuż obok leżących na brzegu ręcznikach.
— O Boże — jęknął Gryfon, gdy materiał przestał krępować jego pobudzonego członka. Snape zamknął jego usta mocnym, namiętnym pocałunkiem, jeszcze bardziej rozpalając Gryfona. Ich ocierające się o siebie erekcje, chłodna woda obmywająca jego ciało i język Mistrza Eliksirów pieszczący jego podniebienie doprowadzały go niemal do szału, by w końcu wywołać u niego najsilniejszy orgazm w życiu, wydający się Harry'emu jakby ulatniającą się z niego fontanną przyjemności. Mniej więcej w tej samej chwili doszedł też Snape, pobudzony orgazmem wtulającego się w niego partnera.
Kiedy już Severus doszedł do siebie, przesunął się tak, by usiąść pod samym wodospadem. Potter leżał prawie nieruchomo w jego ramionach, oddychając ciężko. Gdy już oddech chłopaka wrócił do normalności, ten przyciągnął Mistrza Eliksirów do spokojnego, delikatnego pocałunku.
— To było niesamowite — powiedział z zachwytem.
— Mhmmm — odparł Snape, mrużąc z zadowoleniem oczy.
— Czy coś się stało? — spytał Harry.
— Nie.
— Wiesz, kiedyś umiałeś kłamać. Powiedz mi, co się dzieje, proszę.
— Czuję się jak pederasta — powiedział po chwili ciszy Severus.
— A czy kiedykolwiek wcześniej byłeś zakochany w którymkolwiek ze swoich uczniów?
— Nie, oczywiście, że nie! — oburzył się.
— Więc nie jesteś pederastą — zadecydował Potter.
— A po czym to stwierdzasz? — spytał, unosząc brew.
— Wychodzę z założenia, że do tej pory podobali ci się jedynie mężczyźni w twoim wieku, mam rację?
— Tak.
— No właśnie. Podobam ci się ja, ale tylko ja, nie wszyscy uczniowie. Więc widocznie to nie mój wiek sprawił, że coś do mnie czujesz, tylko coś w mojej osobowości czy charakterze — zauważył.
— Być może, co nie zmienia faktu, że jestem pederastą — mruknął Severus. Mimo że tłumaczenie Harry'ego miało pewien sens i nieco złagodziło jego wyrzuty sumienia, to jednak wciąż gdzieś w nim siedziało przeczucie, że jest dla niego w pewien sposób za stary. Potter był jeszcze młody, nawet nie do końca dojrzały, przynajmniej fizycznie, podczas gdy on miał już pierwsze zmarszczki. Z zamyślenia wyrwała go delikatna dłoń głaszcząca go po twarzy.
— Mi to nie przeszkadza, Severusie, nie pozwól więc, by przeszkadzało tobie. Kocham cię i w tym momencie nie ma znaczenia ani twój wygląd, ani tym bardziej to, ile masz lat. Kocham cię za osobowość, za sarkazm, za wyjątkowe poczucie humoru. Kocham cię też za to, że się mną opiekujesz, za to, że przy tobie mogę być sobą, mogę być słaby i bezradny, wiedząc, że nie będziesz mnie oceniał — powiedział Gryfon spokojnym, miękkim głosem, a jego szmaragdowe oczy patrzyły na drugiego mężczyznę niemalże hipnotyzująco.
— Harry — szepnął Severus, a z jego oka spłynęła pojedyncza łza, którą chłopak natychmiast starł dłonią. — Kocham cię — dodał i przyciągnął go do powolnego, aczkolwiek namiętnego pocałunku, który już po chwili pozbawił ich obu oddechu.
— Severusie…? — mruknął po jakimś czasie Potter.
— Mmm? — mruknął Snape, co zapewne miało być odpowiednikiem „tak”.
— Kto to jest pederasta?
Mistrz Eliksirów, słysząc to, nie mógł opanować śmiechu. Prawdziwego, niewymuszonego śmiechu, który Harry słyszał po raz pierwszy w życiu.
— Co jest niby takie zabawne? — zapytał Potter z nieco poirytowanym spojrzeniem, choć w głębi duszy cieszyła go reakcja mężczyzny.
— Ty, Harry — odparł Snape z rozbawieniem. — Bronisz mnie przed czymś, o czym w zasadzie jak widać nie masz pojęcia. Pederasta to dorosły mężczyzna odbywający stosunki seksualne z nieletnim chłopcem, co ja, jakby nie patrzeć, robię.
— Nie jestem chłopcem — obruszył się.
— Nie, dla mnie nie jesteś, ale dla większości społeczeństwa niestety tak. Wielu czarodziejów twierdzi wprawdzie, że miłość to pewna forma magii i jest niezależna od płci, rasy czy wieku zakochanych. Niestety, coraz częściej poglądy mugoli zaczynają mieć wpływ na nasze środowisko. A jeden z tych poglądów mówi o tym, że wszelkie bliższe relacje między uczniem a nauczycielem są po prostu niedopuszczalne. Uważają, że to nadużywanie pozycji ze strony nauczyciela. Dlatego też mugole nigdy nie zaakceptowaliby naszego związku, nawet gdyby kiedyś zaczęli akceptować homoseksualistów.
— Czasami tak bardzo chciałbym, żeby to wszystko było prostsze — westchnął Harry, opierając głowę o ramię Severusa. Snape zaczął delikatnie przeczesywać jego włosy palcami.
— Najwyższy czas wyjść wreszcie z tej wody — zauważył po chwili, widząc, jak na jego skórze pojawia się coraz więcej charakterystycznych zmarszczek.
— Niech ci będzie — mruknął Potter. Mistrz Eliksirów wyjął go z sadzawki, owinął puchatym ręcznikiem i posadził na wózku. Wrócili do domku, by zjeść lekki lunch, a potem Gryfon zadecydował, że, korzystając z idealnej okazji, opali się jeszcze trochę na plaży. Ciepło i szum morza w końcu go uśpiły i Severus obudził go dopiero, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi. Chłopak był dosłownie czerwony od poparzenia.
— Ałć — jęknął.
— Tak kończą ci, którzy są na tyle głupi, by zasnąć na tropikalnej plaży — skwitował Snape, na co chłopak jedynie pokazał mu język. Mistrz Eliksirów sięgnął po słoiczek z maścią na oparzenia słoneczne. Widząc, jak Gryfon męczy się, próbując dosięgnąć łydek, westchnął jedynie i przelewitował go na łóżko, wcześniej wyjmując słoiczek z jego rąk.
— Koniec końców zawsze smaruję cię jakąś maścią albo podaję ci eliksir — mruknął z przekąsem.
— A wiesz, jakie to przyjemne?
— Bądź tak łaskaw i nie poparz się tak ponownie, dobrze? To niezdrowe dla skóry — powiedział Snape. Skóra Harry'ego powoli traciła niezdrowy, czerwony kolor, przechodząc w brąz. Severus wytarł resztkę kremu z dłoni, po czym wślizgnął się do łóżka obok chłopaka. Potter przesunął delikatnie ręką po nagiej klatce piersiowej mężczyzny, opuszkami palców obrysowując kształt licznych blizn szpecących skórę.
— One wszystkie pochodzą z czasów, gdy byłeś śmierciożercą? — zapytał.
— W większości — powiedział cicho Severus. To nie był jeden z jego ulubionych tematów do rozmowy.
— Myślałem, że masz maści, które likwidują takie blizny.
— Nie chciałem ich zlikwidować.
— Nie pozwalają ci zapomnieć, prawda? Dlatego chcesz je zachować — powiedział Harry, kompletnie zaskakując Snape'a.
— Skąd wiedziałeś?
— To — wyjaśnił chłopak, pokazując na swoją bliznę w kształcie błyskawicy — przypomina mi o tych wszystkich śmieciach, których udało mi się zapobiec. A to — wskazał na bliznę na przedramieniu, skąd Glizdogon wziął krew, by odrodzić Voldemorta — przypomina mi o tych śmierciach, które jeszcze nadejdą. Śmierciach, które powstaną za pośrednictwem mojej krwi — wyjaśnił szeptem. Mistrz Eliksirów ujął delikatnie twarz chłopaka w dłonie i kciukami pogłaskał policzki. Spojrzeli na siebie ze zrozumieniem, a po chwili ich usta złączyły się w miękkim pocałunku. Potter odsunął się jako pierwszy, obejmując mężczyznę ramionami i wzdychając z zadowoleniem.
— Chciałbym, żebyśmy mogli zostać tutaj na zawsze. Tylko ty, ja i ta plaża. Żadnych problemów. Żadnego Dumbledore'a, żadnej szkoły, przyjaciół, których mogę skrzywdzić. Żadnego Voldemorta, śmierciożerców ani skretyniałych Ministrów Magii.
— Też bym tego chciał, Harry, ale wiesz, że to niemożliwe.
— Tak, wiem. Ale czasami warto pomarzyć.
— Nie ma sensu oddawać się marzeniom, gdy życie tak wiele od nas wymaga.
— Wiem. Profesor Dumbledore powiedział mi kiedyś coś bardzo podobnego, gdy codziennie siedziałem przed zwierciadłem Ain Engarp.
— Co pokazywało ci zwierciadło?
— Moją rodzinę — szepnął Gryfon. — Mamę, tatę, dziesiątki przodków, o których nie wiedziałem, a którzy przecież tworzyli moją rodzinę. To jedyna rzecz, jakiej kiedykolwiek pragnąłem. Moja własna rodzina, nie rodzina Rona czy grupa przyjaciół wokół. Moja włąsna rodzina, która mnie kocha — powiedział z lekkim smutkiem w głosie.
— Pewnego dna, Harry, będziesz miał prawdziwą rodzinę. Obiecuję ci to — powiedział cicho Severus.

Rozdział 16

Jak zwykle ferie skończyły się zdecydowanie zbyt szybko, przez co Severus i Harry musieli wrócić do Szkocji, w której — mimo nadejścia wiosny — wciąż było chłodno. Reszta uczniów miała zjawić się w szkole następnego ranka. Potter, przyzwyczajony do wysokich temperatur panujących na wyspie Mistrza Eliksirów, przez cały czas drżał z zimna. Kiedy Severus zauważył, że chłopak trzęsie się, próbując dokończyć swoją pracę domową, wziął go na ręce i zaniósł do łóżka. Otulony ciepłymi kocami i ramionami Snape'a, Harry wreszcie przestał drżeć.
Następnego dnia Potter czuł niemalże obrzydzenie na myśl o rozpoczynających się zajęciach, ale z drugiej strony chciał spotkać się z Ronem i Hermioną — zdążył się już za nimi stęsknić. Dlatego też wyszedł wcześniej z pokoju, chcąc ich złapać jeszcze przed lekcjami.
— Harry, gdzie byłeś? Jesteś opalony! — krzyknęła Hermiona, gdy ujrzała go na korytarzu.
— Na wybrzeżu — wyjaśnił.
— Ale jest dopiero wiosna — mruknął Ron.
— Nie byłem w Szkocji, tylko gdzieś na Karaibach. Tak mi się przynajmniej wydaje.
— Na Karaibach! Och, zawsze chciałam tam pojechać! Ludzie, którzy tam mieszkają, mają taka fantastyczną kulturę! Mogłabym się od nich tak wiele nauczyć… — rozmarzyła się Granger, co Harry i Ron skwitowali głośnym śmiechem.
— Cóż, tam gdzie byłem nie było zbyt wielu ludzi. Dom, w którym mieszkałem był jakby… Odizolowany od cywilizacji.
— Ale przecież nie udałeś się tam sam, prawda? — spytała Hermiona, unosząc brew w geście, który mógł świadczyć zarówno o zmartwieniu, jak i o niezadowoleniu. Albo o obu tych uczuciach naraz.
— Nie, był ze mną profesor Snape.
— Współczuję, stary. Musiał ci zepsuć całą zabawę — powiedział Ron, klepiąc przyjaciela po plecach.
— Wierz mi lub nie, ale zachowywał się całkiem w porządku. Wbrew pozorom udało nam się znaleźć wspólny język.
— Skoro tak twierdzisz, Harry, skoro tak twierdzisz… — mruknął Weasley, ewidentnie mu nie wierząc.
— Dlaczego masz taki problem z przyjęciem do świadomości faktu, że on też jest człowiekiem? — spytał Potter.
— Bo on nigdy nie traktował nas jak ludzi. Nie rozumiem, jak możesz tu siedzieć i go bronić, Harry.
— To tylko dowodzi, że skoro Harry widzi w nim coś dobrego, my też powinniśmy móc to zobaczyć — wtrąciła się Granger. Potter uśmiechnął się do przyjaciółki, a Ron jedynie przewrócił oczami.
— Hermiono, nie mów mi, że się z nim zgadzasz! Jedyne, co ten drań kiedykolwiek dla nas zrobił to obrażanie nas i odbieranie punktów domowi.
— Był szpiegiem, Ron — zauważył Potter. — Nie mógł być miły dla Gryfonów, a już z pewnością nie dla Chłopca—Który—Przeżył.
— Na Merlina, Harry, spędziłeś z tym tłustowłosym dupkiem zaledwie jedne wakacje, a on już zdążył zrobić ci pranie mózgu!
— Nikt mi nie zrobił prania mózgu, a jego włosy są tłuste przez opary eliksirów! — odparł Potter.
— Ble, chyba nie chcę wiedzieć, skąd o tym wiesz.
— Był dla mnie miły w wakacje, Ron. Zaopiekował się mną. Pomógł mi pozbierać się do kupy po tamtym wypadku. Wydaje mi się, że to po prostu ty jesteś wciąż zbyt niedojrzały, by przejść ponad swoimi uprzedzeniami — powiedział Harry i odjechał w poszukiwaniu sali, w której miały odbyć się pierwsze tego dnia zajęcia. Do końca dnia trzymał się z dala od Rona, a jeśli zdarzyło się, że musiał przy nim siedzieć, to miejsce między nimi zajmowała Hermiona. Oświadczył, że nie odezwie się do Weasley'a, dopóki ten nie przeprosi. Zaś Ron, uparty jak zwykle, twierdził że to Harry powinien przeprosić jego.

XxXxXxXxXxXxX


Severus zamknął czytaną właśnie książkę, gdy usłyszał jak Harry wzdycha już po raz pięćdziesiąty. Obserwował chłopaka od dłuższego czasu — siedział przy biurku stojącym w rogu pokoju, uderzając końcówką pióra w prawie pusty pergamin i wpatrując się nieobecnym wzrokiem w książkę. Snape podszedł do niego bezszelestnie i położył mu dłoń na ramieniu. Harry niemalże podskoczył z zaskoczenia, po czym odwrócił się i obrzucił mężczyznę morderczym spojrzeniem, na co ten jedynie uśmiechnął się drwiąco.
— Nad czym tak rozmyślasz? — spytał.
— Miałem małą sprzeczkę z Ronem. Głupia sprawa — odparł Potter.
— O co się pokłóciliście?
— O ciebie, skoro już musisz wiedzieć. Nie uwierzył mi, kiedy mu powiedziałem, że byłeś dla mnie miły. Uważa, że zrobiłeś mi pranie mózgu. Boję się, że nie zaakceptuje tego, że jestem z tobą, gdy w końcu się o tym dowie. Ani Ron, ani Hermiona nie wiedzą, że jestem gejem.
— Jeśli Weasley nie umie zaakceptować tego kim jesteś, to najwidoczniej nie jest prawdziwym przyjacielem.
— To prawda, ale jest moim pierwszym przyjacielem, jeśli pominąć Hagrida.
— Powiedz mu, że jesteś gejem, ale dopiero wtedy, gdy będzie ku temu okazja. Nie rzucaj mu tego bezpośrednio w twarz. A później, stopniowo, będziesz mógł powiedzieć mu więcej.
— Dziękuję, Severusie — powiedział Harry, po czym uniósł się na ramionach, by skraść Mistrzowi Eliksirów krótki pocałunek.

XxXxXxXxXxXxX


Harry dostał swoją szansę nieco ponad tydzień później. Chociaż raczej nie wyglądało to dokładnie tak, jak sobie zaplanował. Pewnej dość gorącej nocy Severus zrobił mu malinkę na szyi, ale najwidoczniej byli zbyt zajęci sobą, by to zauważyć. Potter dowiedział się o niej znacznie później, gdy Hermiona wytknęła mu to osobiście. I to dość głośno. W obecności wszystkich uczniów siedzących wtedy w pokoju wspólnym. Harry, zakłopotany tym, że wszyscy wokół słyszeli krzyk Granger — „Harry Jamesie Potterze, co masz na szyi?!” — idealnie naśladujący ton rozgniewanej matki, wyciągnął przyjaciół z wieży i zaprowadził ich do najbliższej pustej klasy.
Hermiona oczywiście zażądała natychmiastowych wyjaśnień. Ron nalegał, by zdradził im, kim jest ta „szczęściara”, która zrobiła mu malinkę. Na szczęście, gdy Harry powiedział, że chodzi raczej o „szczęściarza”, Weasley nie wydawał się zbytnio obrzydzony tym faktem. Jego matka należała do tego rodzaju ludzi, którzy uważali, iż w miłości płeć nie stanowi przeszkody i co najważniejsze, udało jej się zaszczepić te przekonania swoim dzieciom. Hermionie również nie przeszkadzało to, że jej przyjaciel woli chłopców. Harry odniósł nawet wrażenie, że przyjaźnienie się z gejem jest skrytym marzeniem wielu dziewczyn. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że zrozumienie płci pięknej jest poza jego możliwościami.
Teraz pozostał jedynie problem, jak powiedzieć Ronowi i Hermionie, że jego partnerem jest ich profesor. Uchylał się więc od ich pytań, tłumacząc, że on i jego chłopak wolą, aby ich związek pozostał na razie tajemnicą. Wiedział, że będzie musiał im kiedyś o tym powiedzieć, zwłaszcza, że już zdążył wypaplać, iż kogoś ma. Kiedyś im o tym powie. Ale jeszcze nie teraz.

XxXxXxXxXxXxX

Severus, jak tylko znalazł trochę czasu, rozpoczął eksperymenty nad eliksirem mogącym przywrócić Harry'emu władze w nogach, wykorzystując do niego składniki, które zebrał na wyspie. Pottera irytowało nieco to, że Mistrz Eliksirów pracuje zawsze do późnej nocy. Starał się jednak tłumić uczucie odrzucenia, tłumacząc to sobie tym, że przecież Snape nie spędzałby tyle czasu w laboratorium, gdyby nie był blisko jakiegoś przełomu.
Harry zawsze czekał na Severusa, aż ten wreszcie się położy. Normalnym stało się to, że dzielili jedno łóżko. Snape przychodził do sypialni koło pierwszej, czasami drugiej w nocy, kładł się i obejmował Pottera ramieniem, podczas gdy Gryfon udawał, że śpi.
Jednak pewnej nocy Mistrz Eliksirów w ogóle nie przyszedł. Harry, częściowo zmartwiony, a częściowo po prostu zły, postanowił sprawdzić, co było aż tak wciągające i czasochłonne, by poświęcić na to nawet sen. Ostrożnie przesiadł się na wózek i podjechał do drzwi, których Snape surowo zabronił mu otwierać.
— Severusie? — zawołał cicho. Nie usłyszał odpowiedzi, nawet gdy zapukał do drzwi. Możliwe, że Mistrz Eliksirów zabezpieczył drzwi zaklęciami wyciszającymi, dlatego też otworzył je ostrożnie, jednocześnie zaglądając do środka. Severus siedział przy niewielkim biurku zawalonym papierami, różnymi składnikami, kociołkiem i klatką, w której znajdowało się kilka białych myszy.
— Severusie? — zawołał ponownie. I znów Snape nie odpowiedział. Najwidoczniej te wszystkie nieprzespane noce w końcu dały o sobie znać. Potter podjechał do niego ostrożnie, starając się niczego nie dotknąć ani nie potrącić. Położył delikatnie dłoń na ramieniu mężczyzny, a już po chwili widział wycelowaną w siebie różdżkę.
— Harry? — zapytał Severus, opuszczając różdżkę. — Co ty tutaj robisz? Wyraźnie mówiłem, żebyś tu nie wchodził.
— Spędzasz tu praktycznie całe noce. Już prawie świta. Zasnąłeś przy biurku — wyjaśnił Potter, starając się ukryć to, jak bardzo zraniło go zachowanie Snape'a.
— Eliksir działa.
— Co? — zapytał Gryfon, nie bardzo rozumiejąc.
— Mam na myśli eliksir, który przywróci ci władzę w nogach.
— On… Działa?
— Tak. Przetestowałem go na kilku zwierzętach — zapewnił Severus.
— I znów będę mógł chodzić? — spytał z niedowierzaniem Potter.
— Dopiero po rehabilitacji — uściślił Mistrz Eliksirów.
Harry nie wiedział co powiedzieć. Przytulił więc mocno Severusa, próbując zatrzymać łzy cisnące mu się do oczu. Snape uspokajająco przeczesał palcami jego włosy.
— Wszystkie potrzebne badania możemy zrobić dzisiaj. Jutro jest piątek, więc jestem przekonany, że pani Pomfrey nie będzie miała obiekcji co do tego, byś już jutro wypił eliksir.
— Będę chodzić — wyszeptał z niedowierzaniem Gryfon.
— Teoretycznie tak.
— Teoretycznie?
— Jest kilka rzeczy, które mogą pójść nie tak, jak przewidziałem. Jednakże szanse na to są naprawdę niewielkie. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wszystko będzie dobrze.
— Powinieneś się przespać — zauważył Harry, gdy już nieco ochłonął. — Lekcję zaczynają się dopiero za trzy godziny. Nie sypiałeś ostatnio za wiele.
— Już idę, mamusiu — prychnął sarkastycznie Snape.
— Nie możesz winić mnie za to, że się o ciebie martwię.
— Skoro tak… Chodź ze mną do tego łóżka.

XxXxXxXxXxXxX

Kilka godzin później Harry i Severus udali się do skrzydła szpitalnego, korzystając z okazji, że nie mieli tego ranka żadnych lekcji. Wizyta przebiegła podobnie jak poprzednim razem — pani Pomfrey przebadała uważnie Pottera i zabroniła mu przyjmować jakiekolwiek eliksiry do czasu, aż wypije ten uwarzony przez Snape'a.
— Biorąc pod uwagę prośbę dyrektora, dotyczącą tego, by pan Potter spędzał tutaj jak najmniej czasu, myślę, że cała procedura może odbyć się w waszych pokojach. Pan Potter wypije eliksir w piątek wieczorem, a ja zjawię się w sobotę rano, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Ach, i jeszcze coś, Severusie. Gdyby coś poszło nie tak, masz mnie natychmiast powiadomić — nakazała stanowczo pielęgniarka.

XxXxXxXxXxXxX


— Severusie?
— Tak?
— Rozważysz propozycję uzdrowiciela Pugeta? Tę, w której prosił cię, byś sprzedał swój eliksir dla Świętego Munga?
— Dlaczego pytasz?
— Bo wiem, jak to jest nie mieć czucia w nogach, a potem je odzyskać. Poza tym, ułatwiłoby to życie tak wielu ludziom.
— Innymi słowy, po prostu chcesz, bym zaspokoił twój kompleks bohatera — zauważył złośliwie Snape.
— Hej, to wcale nie tak! — zaprotestował Potter.
— W porządku, Harry. Jeśli chcesz… Zrobię to. Tylko ze względu na ciebie.
— Dziękuję — odpowiedział z zadowoleniem Gryfon.

XxXxXxXxXxXxX


W piątek wieczorem Harry położył się do łóżka wyjątkowo wcześnie. Severus już na niego czekał w sypialni. Na stoliku nocnym, tak na wszelki wypadek, rozstawił kilka mikstur. Eliksir, który miał przywrócić Potterowi władzę w nogach miał karmazynową barwę, niemal idealnie przypominającą ludzką krew, co mogło tłumaczyć wyraźną niechęć chłopaka do jego wypicia.
— Mikstura najprawdopodobniej sprawi, iż zaśniesz, co w tej sytuacji byłoby bardzo pożądane. Możliwe też, że poczujesz ból w miejscach, w których nastąpi proces odbudowy nerwów. Jeśli ból w ogóle się pojawi, wystąpi głównie w dole pleców, tam, gdzie kręgosłup został złamany — wyjaśnił Snape. Harry pokiwał głową na znak, że zrozumiał, po czym przesiadł się z wózka na materac. Severus usiadł obok niego i podał mu fiolkę z eliksirem. Harry przełknął go najszybciej jak się dało. Nie był obrzydliwy, ale z pewnością nie był też smaczny. Jak przewidział Snape, eliksir natychmiast go otępił.
— Branoc — wymruczał Gryfon sennym głosem.
— Dobranoc, Harry — powiedział cicho Mistrz Eliksirów, pomagając chłopakowi się położyć i przykrywając ich obu kocem.

Rozdział 17

W samym środku nocy, Harry'ego obudził ostry ból pleców. Najwidoczniej stało się to, o czym wcześniej uprzedzał go Snape. Potter nieco się poruszył w nadziei, że ból zniknie. Efekt okazał się jednak zgoła przeciwny do zamierzonego. Gryfon jęknął cicho.
— Co się stało? — zapytał Snape, który obudził się, słysząc jęknięcie chłopaka.
— Boli — wyjaśnił Potter. — Tuż po tym, jak się przebudziłem, bolało tylko trochę, ale potem się ruszyłem i… teraz jest znacznie gorzej.
— Na twoim miejscu nie ruszałbym się w ogóle, to może przeszkodzić w leczeniu. To tak, jakbyś miał złamaną kość, nawet najlepszy eliksir nie sprawi, że się zrośnie, jeśli jej nie usztywnisz.
— Nie jestem do końca pewien, czy uda mi się wytrzymać bez ruchu — powiedział Harry krzywiąc się, gdy przez jego plecy przeszła kolejna fala bólu.
— Jeśli nie masz nic przeciwko, rzucę na ciebie zaklęcie unieruchamiające, a rano je zdejmę. Zadziała tak samo jak mugolski kołnierz ortopedyczny.
— Masz na myśli Petrificus Totalus?
— Nie, Petrificus Totalus powoduje duży dyskomfort sprawiając, że mięśnie zatrzymują się w bezruchu, natomiast zaklęcie, które mam na myśli, działa zupełnie inaczej. Odbiera ci władzę nad mięśniami, choć ich nie unieruchamia.
— Och, to chyba dobry pomysł — przyznał Harry.
— Cieszę się, że tak myślisz — odparł Snape i sięgnął po różdżkę, po czym rzucił zaklęcie. Potter westchnął z zaskoczenia czując, jak traci panowanie nad całym ciałem. Zupełnie jakby był sparaliżowany od szyi w dół.
— W porządku? — zapytał Severus.
— Czuję się tak, jakbym był całkowicie sparaliżowany.
— Tylko przez noc — wtrącił Mistrz Eliksirów. W odpowiedzi Harry jedynie pokiwał lekko głową.
Wyglądało na to, że wciąż może nią ruszać. Gdy Severus przyciągnął go do siebie, oplatając ramionami, a następnie nakrywając kocem, Harry zauważył, że zaklęcie nie pozbawiło go czucia, co dodało mu otuchy. Zamknął więc oczy i spróbował zasnąć. Snape zdawał się robić dokładnie to samo, choć Harry doskonale wiedział, że Mistrz Eliksirów uśnie dopiero po nim.
Prywatnie Severus był zupełnie inny niż na lekcjach. Opiekuńczy i niesamowicie troskliwy. Choć wciąż nie rozmawiali wiele na temat dzieciństwa, Harry zdołał się dowiedzieć, że za czasów młodości ojciec Severusa karał go zawsze, gdy ten okazywał jakiekolwiek uczucia, uważając to za oznakę słabości, a jakakolwiek słabość była wręcz obrazą dla członków rodu Snape'ów.

XxXxXxXxXxXxX




Następnego dnia rano Harry obudził się w pustym łóżku, zdając sobie sprawę, że Severus zdjął już z niego zaklęcie. Przeciągnął się, po czym prawie zakrztusił samym powietrzem, gdy jego nogi nieznacznie się poruszyły. Potter zrzucił z siebie kołdrę i zaczął ruszać nogami. Znów miał w nich władzę! Powoli przesunął się tak, by dotykać stopami podłogi. Zebrał w sobie wszystkie siły i wyprostował się, chcąc stanąć o własnych siłach. Zachwiał się i już po chwili leżał jak długi na ziemi. Akurat ten moment wybrali sobie Snape i pani Pomfrey, by wejść do pokoju.
— Harry? — spytał zaniepokojony Mistrz Eliksirów, podchodząc do chłopaka, by pomóc mu wstać.
— Czemu nie mogę stać? — zapytał Harry z wyraźnym smutkiem w głosie.
— Nie miałeś w nich władzy przez kilka miesięcy — zauważył Severus. — Twoje nogi są słabe, mięśnie zapomniały, jak utrzymać obciążenie całego ciała.
— Co to znaczy?
— To znaczy, że będziesz potrzebował rehabilitacji. Obawiam się, że ponownie będziesz uczył się chodzić.
— Jak długo to potrwa?
— To zależy — wtrąciła pani Pomfrey. — Jest kilka różnych metod treningu.
— A kto będzie moim trenerem?
— Profesor Snape — wyjaśniała pielęgniarka, badając Gryfona. — Wygląda na to, że wszystko w porządku. Poproś profesora Snape'a o kilka eliksirów pomagających zbudować masę mięśniową, przydadzą ci się. Severus poda ci również szczegóły programu rehabilitacyjnego. Ostatnio dowiedział się o tym znacznie więcej niż ja — dodała kobieta, po czym wyszła z pokoju.
— Harry — zaczął Severus, siadając na łóżku obok chłopaka. — Wolałbym, byś nie chwalił się odzyskaniem czucia w nogach. Dopóki Czarny Pan wierzy, że jesteś sparaliżowany, istnieją większe szanse na to, że popełni jakiś głupi błąd.
— W takim razie komu mogę powiedzieć?
— Myślę, że chwilowo nikomu. Wystarczy, że wiemy o tym ja i Poppy, a także dyrektor.
— A Ron i Hermiona?
— Cóż, jak wiesz, Weasley nie należy do najbystrzejszych uczniów, jeśli w grę wchodzi dochowanie tajemnicy, hm?
— Więc… Mam udawać, że nadal jestem sparaliżowany?
— Tak, przynajmniej do końca roku szkolnego. Jeżeli po wakacjach całkowicie odzyskasz władze w nogach, wrócisz do szkoły bez wózka, mówiąc, że wypiłeś eliksir na początku lipca, a nie zeszłej nocy, w porządku?
— Niech będzie — zgodził się Harry. — A możemy już dziś zacząć rehabilitację? — zapytał, chcąc jak najszybciej stanąć o własnych siłach.
— Tak. Większość ćwiczeń będzie podobna do tych, które już robiliśmy z jedną, małą różnicą. Wszystkie ćwiczenia będziesz od dziś wykonywał samodzielnie. Sądzę, że zaczniemy od najprostszych ćwiczeń rozciągających mięśnie, tak, by znów je ożywić.
— Gdzie się tego wszystkiego nauczyłeś?
— Pani Pomfrey i uzdrowiciel Puget dali mi odpowiednie materiały teoretyczne, poza tym kilka razy spotkałem się z profesjonalnym rehabilitantem. Dyrektor nie chciał, by ktoś obcy kręcił się przy tobie przez dłuższy czas lub przebywał z tobą sam na sam, dlatego też zadecydował, iż to ja zajmę się twoją rehabilitacją.
Przez resztę poranka Potter pracował nad mięśniami nóg, zaś Severus ustalił mu program ćwiczeń, nieco podobny do tego, według którego kilka miesięcy temu Gryfon wzmacniał górne partie ciała. Ćwiczenia były różne — jedne miały na celu tylko rozciąganie, inne przywrócenie sprawności ruchowej i siły w nogach. Każde jednak kładło nacisk na inne partie mięśni, dzięki czemu Harry dowiedział się, iż ma ich więcej, niż kiedykolwiek przypuszczał.
Rehabilitacja sprawiała, że Gryfona miał wrażenie deja vu. Musiał przyznać, że nawet zmęczenie, jakie odczuwał, było podobne do tego z okresu wakacji. Różnica była w sumie taka, że męczył się znacznie szybciej, ale to głównie dlatego, że kiedy pracował nad ramionami nie musiał dodatkowo walczyć z ponownym pobudzaniem ich do ruchu. Snape zdołał jedynie wmusić w niego trochę lunchu, nim Potter opadł bez sił na łóżko, zasypiając jeszcze zanim jego głowa dotknęła poduszki.

XxXxXxXxXxXxX




Czas mijał szybko i nim Harry się obejrzał powoli zbliżało się zakończenie roku. Większość czasu spędzał na treningu bądź nauce do egzaminów. Wieczorami był tak zmęczony, że bez słowa kładł się do łóżka, nie mówiąc Severusowi nawet „dobranoc”, mimo iż już od dłuższego czasu sypiali razem. Ponadto rzeczy Pottera stopniowo migrowały do sypialni Mistrza Eliksirów, w wyniku czego Snape zaczął myśleć o niej nie jako o „swoim”, lecz „ich” pokoju.
Po pewnym czasie Gryfon po prostu zaczął się przepracowywać. Po zajęciach przebywał w wieży Gryffindoru, pilnie ucząc się z Hermioną, która nie odpuszczała ani na chwilę. Później ćwiczył, aż do lunchu, po którym kierował się do pokoju na drzemkę. Rzadko zdarzały się sytuacje, kiedy robił coś innego niż nauka lub rehabilitacja.
Pewnego wieczoru, gdy Snape wrócił do pokoju po odbyciu kilku nadprogramowych szlabanów, zastał Harry'ego śpiącego na kanapie. Kręcąc lekko głową, wziął chłopaka na ręce i zaniósł do łóżka. Starał się zrobić to tak delikatnie, by go nie obudzić, jednak już po chwili zauważył wpatrzone w niego szmaragdowe oczy.
— Severus?
— Zasnąłeś na kanapie — wyjaśnił Snape. — Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego się tak przemęczasz?
— Chcę znowu chodzić. Ćwiczę od tak dawna, a jedyne co osiągnąłem, to chwilowe ustanie na nogach, ewentualnie czasem uda mi się zrobić parę drobnych kroków…
— Harry, takie rzeczy wymagają czasu i cierpliwości. Doprowadzanie się na skraj wytrzymałości w niczym ci nie pomoże, a wręcz przeciwnie, zaszkodzi.
— Zbliża się koniec roku, Severusie. Voldemort zawsze atakuje o tej porze, to tak jakby… tradycja, jego chora tradycja… Chcę być gotowy, jeśli mnie porwie lub w jakiś sposób skłoni do opuszczenia szkoły!
— Owszem, to jest możliwe — przytaknął Mistrz Eliksirów. — I właśnie dlatego twoja rehabilitacja pozostaje tajemnicą. Gdyby, jakimś cudem, Czarny Pan dostał cię w swoje ręce, z pewnością postawiłby na straży do pilnowania cię znacznie mniej ludzi niż powinien, a ty mógłbyś uciec.
— Rozumiem…
— Na pewno? — spytał stanowczo Snape.
— Tak, Severusie, rozumiem. I obiecuję, że będę więcej odpoczywał.
— I jadł. Ostatnio coraz częściej opuszczasz posiłki.
— Obiecuję więc, że nie będę opuszczał posiłków — burknął Potter.
— Wspaniale. Skoro tak proponuję, abyś teraz się przespał — powiedział Mistrz Eliksirów i jednym machnięciem różdżki zmienił ubrania chłopaka w piżamę. W odpowiedzi Harry jedynie przewrócił oczami, przysuwając się bliżej Snape'a, gdy i on położył się do łóżka.
Gryfon rzeczywiście zaczął stosować się do poleceń Severusa, choć nie dotyczyło to ćwiczeń, które wciąż wykonywał ponad siły i program.
— Gdybyś tylko wkładał tyle wysiłku w swoje prace domowe z eliksirów… — skomentował to pewnego dnia Snape.
— Hej! Zdałem SUMy i nawet dostałem się do klasy OWUTEMowej, prawda?
— Najwidoczniej egzaminator był członkiem twojego fanklubu.
— Mam fanklub? — zapytał kompletnie zdziwiony Potter. Severus, słysząc to pytanie, jedynie pokręcił głową.
— Wiesz, Harry, sądzę, że to się nazywa… żart. Najwidoczniej te wszystkie ćwiczenia zaczęły wyżerać ci szare komórki. Wiesz, jak to mówią — zbyt dużo mięśni, zbyt mało mózgu.
— Dupek — mruknął Harry, wracając do swoich ćwiczeń.

XxXxXxXxXxXxX




Tego samego dnia wieczorem, Harry siedział na podłodze, otoczony kilkoma książkami. Severus wszedł właśnie do pokoju, wracając z kolejnego szlabanu, po czym opadł na kanapę. Cóż, gdyby chodziło o kogokolwiek innego, Potter określiłby to słowem „klapnął”, ale Snape należał do tego gatunku ludzi, którzy nawet najbardziej prozaiczne czy głupie rzeczy wykonywali z gracją.
— Było aż tak źle? — spytał Gryfon.
— Gorzej — odpowiedział Mistrz Eliksirów. Harry uśmiechnął się pod nosem i chwycił jedną ze stóp Severusa. Zdjął z niej buta i skarpetkę, a potem zaczął masować. Co prawda nie znał się zbytnio na masażu, ale po dźwiękach, jakie wydawał z siebie Snape, oceniał, że chyba idzie mu całkiem dobrze. Powoli rozmasowywał wszystkie mięśnie mężczyzny, aż do kolana, po czym zajął się drugą nogą.
— Chodź tu do mnie — poprosił, ciągnąc lekko Severusa za szaty. Mistrz Eliksirów spełnił bez słowa sprzeciwu jego prośbę i odsunął otaczające ich książki na bok. Potter natychmiast usiadł okrakiem na nogach Snape'a, masując mu uda. Przesuwał dłonie coraz wyżej i wyżej, a gdy dotarł do bioder, zaczął rozpinać szatę partnera. Już po chwili rzeczona szata została rzucona gdzieś na podłogę, zaś Potter dobrał się do koszuli Severusa, odsłaniając kawałek po kawałku jasnej skóry na piersi mężczyzny.
Po chwili Gryfon przesunął się nieco wyżej, usadawiając się na wysokości bioder Mistrza Eliksirów. W tej chwili dziękował wszystkim istniejącym bogom za to, że natchnęli Snape'a do stworzenia eliksiru przywracającego władzę w nogach. Po raz pierwszy był w stanie kontrolować całą sytuację, sugestywnie ocierając się biodrami o biodra Severusa w tempie, które on sam mógł narzucić. Nie był już dłużej zależny od swojego kochanka w kwestii własnego spełnienia.
Snape warknął nisko i przewrócił ich tak, że teraz to on był na górze. Zrzucił z siebie koszulę, po czym zerwał z Harry'ego jego szaty i podkoszulek. Pocałował go mocno, namiętnie, by po chwili zaatakować ustami sutki chłopaka. Harry jęczał głośno, dochodząc do wniosku, że czasem jednak warto pozwolić, aby to Severus dominował.
Gryfon przez cały czas ocierał się o partnera, aż jego ruchy nie stały się gorączkowe i chaotyczne, sygnalizując zbliżający się orgazm. Nagle zesztywniał, czując ogarniającą go falę przyjemności, podczas gdy jego usta otworzyły się w niemym krzyku rozkoszy. Snape schwycił wargi chłopaka w namiętnym pocałunku, by po chwili również osiągnąć spełnienie.
Przez dłuższy czas leżeli splecieni na podłodze, aż do chwili, gdy minęły ostatnie dreszcze przyjemności, a lepkie plamy na spodniach zaczęły sprawiać… dyskomfort. Severus zaniósł Harry'ego do łazienki, gdzie wzięli wspólną kąpiel. Gdy Gryfon stał już ubrany w piżamę Mistrz Eliksirów obejmując go w pasie, powiedział:
— W porządku, Harry, spróbuj dojść do sypialni.
— Nie jestem pewien, czy dam radę — wyszeptał.
— Nigdy nie zdobędziesz pewności, jeśli nie spróbujesz, prawda? — zauważył Severus, unosząc brew. Potter pokiwał głową i powoli uniósł drżącą nogę, opierając cały ciężar ciała na Snapie. Zachwiał się nieznacznie, nim postawił stopę z powrotem na ziemi. Nie był to może normalny krok, raczej kroczek, ale jednak. Ostrożnie przeniósł ciężar ciała na tę stopę, po czym uniósł drugą nogę. Ręka Severusa nawet na chwilę nie opuściła jego pasa, pomagając chłopakowi utrzymać równowagę, zaś Harry trzymał się kurczowo ramienia mężczyzny.
Drobnymi, powolnymi krokami wyszli z łazienki. Jednak w połowie drogi od drzwi sypialni do łóżka opadł z sił, potknął się i osunął na kolana. Snape po prostu podniósł go z podłogi i zaniósł do łóżka.
— Nie udało mi się, Severusie — powiedział Potter z wyraźnym smutkiem w głosie.
— To nieistotne. Udało ci się przejść kilka metrów, to znacznie więcej niż dotychczas — odparł Mistrz Eliksirów, choć Gryfon wcale nie wyglądał na przekonanego. Widząc to Snape pocałował go lekko, kładąc się obok niego. Z doświadczenia wiedział, że kłótnia Harrym na temat postępów lub ich braku, nie miała najmniejszego sensu.

Rozdział 18

Dokładnie tak, jak przewidział Harry, Voldemort zaplanował na koniec wakacji coś naprawdę paskudnego. Pierwsze ostrzeżenie otrzymali w trakcie zajęć z eliksirów, kiedy nagle Gryfon poczuł ból, zaczął wrzeszczeć, a chwilę później stracił przytomność. Ciszę, która zapadła po tym wydarzeniu, wypełnił krzyk Hermiony, gdy zauważyła sączącą się krew z blizny Harry'ego.
— Koniec zajęć! — warknął Snape, po czym uniósł ciało Pottera i zaniósł je do skrzydła szpitalnego. Poppy robiła wszystko, co było w jej mocy, by zatrzymać krwawienie, ale z jej starania nie przyniosły wielkich rezultatów. Ilość krwi, którą tracił chłopak, wydawała się wręcz niewiarygodna. Wszystkim nasuwało się pytanie, jak ktoś, kto stracił tyle krwi mógł w ogóle jeszcze żyć?! Na szczęście krwawienie wkrótce ustąpiło. Poppy natychmiast opatrzyła ranę i owinęła głowę Harry'ego bandażem, który mimo czerwonego koloru nie przesiąkał, co dobrze wróżyło.

— Co to może znaczyć, Albusie? — spytała pani Pomfrey, sprzątając skrzydło szpitalne.
— Cóż, nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Być może Voldemort przypomina, że nie zapomniał o Harrym, a być może stara się wzmocnić łączącą ich więź… — odparł Dumbledore.
— To niemożliwe! — mruknął siedzący przy łóżku Gryfona Snape.
— Nie możemy zaprzeczać czemuś, co niestety wydaje się oczywiste, Severusie — zauważył dyrektor.
— Niczego nie rozumiesz, to właśnie... właśnie tego Harry obawiał się najbardziej — warknął Mistrz Eliksirów.
— Obawiał się czego?
— Że Czarny Pan go opęta — wyjaśnił Severus.
— Ale przecież dawałeś mu eliksir, który blokował wizję, prawda? — wtrąciła się pani Pomfrey.
— Oczywiście, że tak. To był jedyny powód, dla którego zasypiał bez strachu, że w nocy do jego umysłu wedrze się Czarny Pan!
— podawaj go chłopcu regularnie, Severusie. Dopóki mikstura będzie działać, Voldemort nie zdoła niczego osiągnąć — powiedział Dumbledore.
— Dobrze — westchnął i wyszedł z gabinetu. Na szczęście ostatnio przygotował zapas eliksiru, dlatego bez trudu udało mu się znaleźć kilka buteleczek. Wrócił do skrzydła szpitalnego tak szybko, jak tylko się dało, i przytknął fiolkę do ust wciąż nieprzytomnego Harry'ego, masując jego krtań, by przełknął ciecz.
— Nie powinniśmy go stąd zabierać, przynajmniej jeszcze nie tej nocy — oświadczyła pielęgniarka.
— Poproszę kilku członków Zakonu, by przy nim czuwali — odparł Dumbledore.
— Ja również z nim zostanę — wtrącił Snape.
— Severusie, potrzebujesz snu — zauważył Albus.
— Mogę spać tutaj. W każdym razie nie zamierzam się stąd ruszać — mruknął i nie obchodziło go, że zapewne zachowuje się teraz jak dziecko. Miał po prostu wyjątkowo złe przeczucia.
— Niech będzie. Wezwę Remusa, zjawi się tu za kilka minut. Obejmiecie pierwsza wartę — powiedział Dumbledore, po czym opuścił skrzydło szpitalne.

XxXxXxXxXxXxX

Kiedy nadszedł niedzielny wieczór, Severus z wahaniem wrócił do swoich pokoi. Następnego ranka miał lekcje, do których musiał się przygotować. Weekend, podczas którego Harry nie odzyskał przytomności, minął wyjątkowo spokojnie. Mimo wszystko Mistrz Eliksirów miał wyrzuty sumienia i martwił się, że zostawił chłopaka samego, i niestety, jak się później okazało, miał ku temu powody.
Obudził się w środku nocy. Na początku nie wiedział, co wyrwało go ze snu, aż w pewnej chwili poczuł medalion, który dostał od Harry'ego na święta. Drzewo, z którego był wykonany, było tak gorące, że niemal paliło mu skórę. Ubrał się natychmiast i pobiegł do skrzydła szpitalnego.
Gdy dotarł na miejsce po prostu stanął, nie mogąc przez chwilę się ruszyć. Skrzydło szpitalne wyglądało jak pobojowisko. Dwaj aurorzy, mający strzec Harry'ego, leżeli martwi na ziemi, zaś pani Pomfrey, nieprzytomna i krwawiąca w swoim gabinecie. Ale, co było chyba najważniejsze, brakowało Pottera. Kiedy tylko Snape uświadomił sobie wszystkie fakty, natychmiast zawiadomił resztę nauczycieli.
— Poppy, zapamiętałaś coś? — spytał dyrektor, gdy tylko odzyskała przytomność.
— Usłyszałam otwierające się drzwi, więc poszłam sprawdzić, co się dzieje, i zauważyłam jakieś… zwierzęta, trzy.... Chciałam je wygonić, ale okazało się, że to animagowie. Jak tylko mnie zobaczyli, powrócili do swej ludzkiej formy i wrzucili do gabinetu, pozbawiając przytomności. Podejrzewam, że byli przekonani o mojej śmierci, dlatego jeszcze żyję.
— Jakie były ich zwierzęce formy? — dociekał Dumbledore.
— Szczur, sowa i kot. Byłam pewna, że po prostu należą do któregoś z uczniów!
— Severusie, który ze śmierciożerców jest animagiem?
— Szczurem był zapewne Pettigrew. Nie wiem, kto przyjmuje formę kota, ale jeśli sowa miała upierzenie w kolorze połyskującej szarości, to był to Lucjusz Malfoy.
— Tak, to… chyba była srebrna — szepnęła pielęgniarka. — Ale… jak mogli zabrać stąd Harry'ego? Nie odzyskał przytomności.
— Świstoklik.
— Słucham?
— Użyli świstoklika. Lucjusz należał do zarządu szkoły, więc wie, jak zaczarować świstoklik, by można było używać go na terenie Hogwartu. Zabezpieczenia chronią jedynie przed aportacją.
— Znajdę sposób, by uratować Harry'ego — oświadczył stanowczo Dumbledore.

XxXxXxXxXxXxX

Harry obudził się głupiały i oszołomiony. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał, był głos Voldemorta w jego głowie podczas zajęć z eliksirów, krzyk, ból, krew, a potem… nic. A teraz leżał na podłodze, która przypominała mu posadzkę w lochach. Ale to raczej nie była pracownia eliksirów, zapach był zupełnie inny. I z pewnością nie był to też jego pokój. W powietrzu dało się wyczuć… wilgoć, zbyt wiele wilgoci.
Potter ostrożnie otworzył oczy, ale za wiele nie zobaczył, gdyż w pomieszczeniu panowała całkowita ciemność. Usiadł powoli i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że głowę ma owiniętą w bandaż. Wyglądało na to, ze zanim trafił tutaj, był w skrzydle szpitalnym… Gdziekolwiek było owo tutaj. Gdy już oczy Gryfona przyzwyczaiły się do ciemności, zauważył wielkie, metalowe drzwi i kamienne ściany, z których zwisały łańcuchy, a w kącie pomieszczenia dostrzegł stertę słomy - i nic poza tym.
Nagle, zdając sobie sprawę z tego, gdzie prawdopodobnie się znajduje, Harry przyciągnął kolana do klatki piersiowej.
Komnaty tortur Voldemorta były bardzo, bardzo podobne do tej, w której obecnie się znajdował. Oddech Pottera przyspieszył, gdy chłopaka starał się przypomnieć sobie, co dokładnie wydarzyło się od momentu paraliżującego bólu podczas lekcji eliksirów. Krew, którą wtedy zobaczył, musiała zapewne być jego… Severus najprawdopodobniej zabrał go do skrzydła szpitalnego. Ale przecież Dumbledore nie chciał, by przebywał w skrzydle szpitalnym, twierdząc, iż nie jest tam bezpieczny… Najwidoczniej stało się coś, co nie pozwoliło Severusowi przenieść go do ich pokoi. I zapewne właśnie ze skrzydła szpitalnego go uprowadzono.
Jednak zanim Harry'emu udało się ustalić co dokładnie miało miejsce, a także w jakie tarapaty wpadł tym razem, oślepiło go światło, które wdarło się do pomieszczenia w chwili, gdy ktoś otworzył drzwi. Do środka weszło dwóch śmierciożerców i nim Potter zdążył się obejrzeć, przemierzał z nimi korytarze, trzymany brutalnie za ramiona, aż do momentu, gdy dotarli do wielkiego lochu. Pierwsze, co zauważył, to łańcuchy, jeszcze więcej niż w poprzednim pomieszczeniu, więcej ludzi i… światła, które wpadało przez dwa zakratowane okna. Na ziemi dostrzegł czerwono-brunatne plamy, które ku przerażeniu Harry'ego, przypominały zaschniętą krew.
— A oto pan Potter! Jakże miło z pana strony, że zdecydował się pan do nas dołączyć — powiedział Voldemort, stojąc w środku kręgu śmierciożerców.
— Cóż, raczej nie miałem wyboru, prawda, Tom? — warknął Harry, choć biorąc pod uwagę jego obecna pozycję - leżał na podłodze - jego słowa nie zabrzmiały zbyt efektownie.
— Dzisiaj, moi wierni sojusznicy, nadszedł początek nowej ery! Jednocześnie dobiegł końca świat, który znaliście! Teraz, gdy mam w garści Złotego Chłopca, maskotkę Dumbledore'a, już nic nas nie powstrzyma! — ogłosił Voldemort.
— Nie przesadzasz z tym dramatyzmem? — spytał Harry, zanim zdążył ugryźć się w język. Zdecydowanie za dużo czasu spędzał z Severusem, a teraz można było zaobserwować tego efekty.
Crucio! — krzyknął Riddle. Mimo starań Gryfona, by jakoś przygotować się na nadchodzący ból, niestety zaklęcie okazało się zbyt silne, całkowicie obezwładniające. A jednak Harry walczył, by poza cichym westchnieniem, z jego ust nie wydobył się żaden inny dźwięk. Mimo upływu czasu, ból nie ustawał, aż do chwili, gdy Pottera otuliłą błogosławiona ciemność, która oznaczała tylko jedno - stracił przytomność…
Po paru dniach można było powiedzieć, że „pobyt” Harry'ego w siedzibie Voldemorta był dość przewidywalny…. Bowiem wkradła się do niego specyficzna rutyna: dwa razy dziennie jeden ze śmierciożerców przynosił mu czerstwy chleb i brudną wodę, zaś wieczorami ciągnięto go przed oblicze Voldemorta, a tam torturowano. Czarny Pan doszedł do wniosku, że skoro za każdym razem, gdy próbuje zabić Pottera, coś idzie nie tak, lepiej będzie po prostu go więzić. Co więcej, Riddle był przekonany, iż Harry nadal jest sparaliżowany, gdyż Gryfon był na tyle ostrożny, by nie używać nóg w obecności Voldemorta lub śmierciożerców.

XxXxXxXxXxXxX

Severus był dosłownie chory ze zmartwienia. Minął już tydzień od porwania Harry'ego. Oczywiście wieść o tym zdarzeniu zdążyła rozejść się już po całej szkole. Z pozoru, ale tylko z pozoru, wszystko wyglądało normalnie, rutynowo, jednak mimo trwających zajęć nauczyciele byli roztargnieni, zaś uczniowie - dosłownie zrozpaczeni. Coraz więcej lekcji nie tylko kończyło się przed czasem, ale i przebiegało w dość dziwny sposób. Na zasadzie „luźnych zajęć”, podczas których uczniowie mieli czytać podręczniki. Sam Snape po prostu odwołał wszystkie swoje lekcje…
Nocami nie mógł zasnąć, przewracał się jedynie w łóżku i co chwila zmieniał pozycję. Brakowało mu ciepłego ciała, które zazwyczaj leżało obok. Brakowało mu również, z czego zdał sobie również sprawę, wielu drobiazgów, których na co dzień nie zauważał. Skoro więc nie mógł spać, zaczął chodzić nocami po korytarzu, „strasząc” uczniów i karząc ich surowo za łamanie regulaminu i wałęsanie się po zamku po ciszy nocnej. Na szczęście żaden z nich nie znał prawdziwych powodów złości Mistrza Eliksirów, żaden też nie wpadł na to, że powodem może być zniknięcie Harry'ego. Jakby nie patrzeć, Snape nigdy nie potrzebował powodu, by być wściekłym.
Jak dotąd nie udało im się trafić na choćby najmniejszy ślad, który doprowadziłby ich do Pottera. Po raz pierwszy od dłuższego czasu Mistrz Eliksirów zaczął żałować, że wziął Gryfona do swojego domu na wakacje. Gdyby tego nie zrobił, nadal byłby szpiegiem i śmierciożercą, a wtedy mógłby zrobić… cokolwiek, by pomóc Harry'emu. Dumbledore robił wszystko, by namierzyć świstoklik, którym posłużyli się porywacze, ale szybko stało się jasne, że nie miał on autoryzacji ministerstwa. Dyrektor zapewniał jednak zakon, że nowym szpiegiem jest ktoś ze szkoły.
Snape za wszelką cenę chciał się dowiedzieć o kogo chodzi. Albus powiedział mu, że był to któryś z jego uczniów - chłopak. Na pewno nie był to ktoś poniżej szóstego roku… Natomiast dwa najstarsze roczniki liczyły 13 chłopców. Ojcowie dziewięciu z nich byli dość… znanymi śmierciożercami. Severus próbował znaleźć odpowiedniego „kandydata” drogą eliminacji.
Crabbe i Goyle — za głupi. Gdyby kiedykolwiek zdecydowali się na szpiegowanie, byliby martwi już po tygodniu. Nott — zbyt leniwy. Avery — za bardzo sprzyja Voldemortowi. Nigdy nie przeszedłby na jasną stronę. Moon — za ostrożny. Nigdy nie zaryzykowałby swojego życia. Jacobson — za bardzo nienawidził mugolaków. Heath — za słaby. Nie wytrzymałby w Wewnętrznym Kręgu Czarnego Pana. Malfoy — za bardzo przypominał swojego ojca, był egocentrycznym, rozpuszczonym bachorem. Zabini — zbyt cichy, skryty. Nie należał do osób, które zwracałyby na siebie uwagę, a co dopiero mówić o dołączaniu do śmierciożerców czy szpiegowaniu dla Dumbledore'a.
Severus westchnął ciężko. Wrócił do punktu wyjścia. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się z utęsknieniem w skraj kanapy, na którym zazwyczaj siedział Harry, dopóki nie zdał sobie sprawy, że zachowuje się jak jakiś usychający z miłości idiota. Och, pieprzyć to! BYŁ usychającym z miłości idiotą, ale z jakiegoś powodu w ogóle go to nie obchodziło. Jedyne o czym myślał, to to, że brakuje mu jego Harry'ego.

XxXxXxXxXxXxX

Harry jęknął cicho, gdy ból na chwilę zelżał. Musiał przyznać, że śmierciożercy mieli spore doświadczenie w torturowani tak, by ofiara nie umarła przez przypadek, a nawet nie zemdlała z bólu. Voldemort był zdeterminowany, by zmusić Pottera do błagania o śmierć.
Cruciatus znudził się śmierciożercom dość szybko, dlatego też postanowili wykazać się choć odrobiną… kreatywności. Sięgnęli nawet po mugolskie metody tortur. W tej chwili jeden z nich odcinał mu skórę, kawałek po kawałku, dość tępym nożem. Jeśli będzie miał farta, umrze na tężec. Ale, znając jego szczęście — przeżyje.
Gryfon dość szybko zdał sobie sprawę z tego, że co noc odwiedzała go inna grupa śmierciożerców. Ci z Wewnętrznego Kręgu z reguły dostawali od Czarnego Pana więcej czasu na „zabawę” i zazwyczaj wykazywali się większą pomysłowością — i okrucieństwem. Ci zaś, którzy pojawili się dzisiejszego wieczoru, wyglądali na nowych rekrutów. Szczególnie, że w ostatnim czasie Voldemort przeklął niezliczoną ilość śmierciożerców za nieokazywanie mu należytego szacunku.
Wreszcie stracił tyle krwi, że utrzymanie przytomności stało się praktycznie niemożliwe. Nadchodzący stan nieprzytomności Harry powitał z otwartymi ramionami, mając nadzieję na kilka błogosławionych chwil bez bólu...

XxXxXxXxXxXxX


Severus naradzał się właśnie z Dumbledore'em, gdy nagle drzwi gabinetu dyrektora otworzyły się z hukiem, a ktoś ubrany w szaty śmierciożercy wpadł do środka. Snape natychmiast wyciągnął różdżkę i już miał odpowiednią klątwę na ustach, zanim przybysz zdążył chociażby się uspokoić czy zrobić… cokolwiek. Na szatach śmierciożercy była krew, zaś widoczne zza maski oczy zdradzały przerażenie intruza.
— Profesorze Dumbledore, wiem, gdzie on jest! — wykrztusił gorączkowo.
— Severusie, proszę, bądź tak miły i opuść różdżkę. Myślę, że najwyższy czas, abyś poznał naszego nowego szpiega — powiedział dyrektor, zamykając szczelnie drzwi. Śmierciożerca z wahaniem ściągnął kaptur i białą maskę.
— Zabini? — zapytał z niedowierzaniem Mistrz Eliksirów. Cóż, jak widać był jeszcze bardziej skryty niż mu się wydawało.
— Tak, profesorze, to ja — odpowiedział Blaise.
— Kontynuuj, chłopcze — ponaglił go Dumbledore.
— Chodzi o Pottera. Przetrzymują go w lochach posiadłości Malfoyów. Jest w kiepskim stanie, sir. Jeden ze śmierciożerców torturował go nożem. Potter zemdlał na skutek utraty krwi.
— To jego krew? — warknął Snape. Blaise przytaknął bez słowa.
— Natychmiast zorganizuję ekipę ratunkową, a ty, chłopcze, umyj się i wracaj do dormitorium — zarządził dyrektor. Zabini bez słowa sprzeciwu opuścił gabinet.
— Idę po niego i mam gdzieś, co o tym myślisz — oświadczył Severus. W odpowiedzi Dumbledore jedynie skinął głową.

XxXxXxXxXxXxX

Harry uniósł ostrożnie głowę, gdy jakiś śmierciożerca wszedł do jego celi. Już dawno stracił poczucie czasu. Na szczęście ta „wizyta” nie wróżyła niczego złego, a jedynie dostarczenie posiłku. Kiedy mężczyzna stawiał przed nim tacę, Potter zauważył przebłysk czegoś srebrnego.
— Glizdogon — wychrypiał, a w jego niemal całkowicie zdeformowanym od tortur głosie jakimś cudem dało się słyszeć wyraźne obrzydzenie.
— Potter — odparł Pettigrew, odwracając się, by wyjść z celi.
— Zaczekaj! — krzyknął Harry, w którego myślach nagle pojawił się pewien plan.— Masz u mnie dług, prawda? Sam tak powiedziałeś.
— Tak, to prawda… — przyznał ostrożnie mężczyzna.
— Chcę, abyś go spłacił. Teraz.
— Cz…czego ode mnie chcesz? — wyjąkał Peter.
— Najpierw przyniesiesz mi moją różdżkę. Potem pomożesz mi wydostać się z tych lochów, oczywiście nie narażając mnie na niebezpieczeństwo… I o niczym nie powiesz Voldemortowi. Zrobisz wszystko, bym wydostał się stąd żywy.
— Nie mamy twojej różdżki, została w Hogwarcie.
— W takim razie oddaj mi swoją — rozkazał Potter.
— Niech… niech będzie. Jak mam cię stąd zabrać? — zapytał Glizdogon. Harry westchnął ciężko, oddając mu różdżkę.
— Rzucisz na mnie tylko i wyłącznie Mobilicorpus — zarządził. Miał zamiar się stąd wydostać i wrócić do Severusa, bez względu na wszystko.

Rozdział 19

Severus szybkim krokiem przemierzał korytarze w lochach. Tuż za nim szła reszta członków zakonu, osłaniając go. Szybko i efektowanie eliminowali każdego, kto pojawił się na ich drodze. Mieli tylko jedno zadanie - uratować Harry'ego Pottera. Dzięki informacjom przekazanym przez ich nowego szpiega, misja stała się niemal zbyt łatwa.
Zbliżało się południe, więc w budynku nie było zbyt wielu śmierciożerców - większość była w domach, prowadząc „prawdziwe” życie. Snape i reszta czarodziejów skręcili za róg, by tam natknąć się na pięciu przeciwników. Trzech z nich pokonali z łatwością, ale pozostałej dwójce udało się uciec.
- Musimy się pospieszyć, tamci dwaj na pewno doniosą Sami-Wiecie-Komu o naszej obecności - powiedział Kingsley, formalny przywódca grupy. I, jak się szybko okazało, miał rację. W całych lochach zaczęli pojawiać się wezwani śmierciożercy. Członkowie Zakonu podzielili się na mniejsze grupki I rozdzielili, wiedząc, że w ten sposób szybciej uda im się znaleźć Harry'ego.
Snape przemierzał samotnie korytarz za korytarzem, desperacko szukając Pottera. Wreszcie znalazł go - chłopak unosił się w powietrzu, lewitowany przez jakiegoś śmierciożercę. Severus bez chwili wahania zabił mężczyznę i przypadł do Harry'ego.
- Severus… - wychrypiał Harry, głosem zniszczonym od krzyków.
- Wypij to, Harry - polecił Snape, wyjmując z kieszeni szaty niewielką fiolkę. Z trudnością udało mu się nie ujawnić wszystkich emocji, które zawładnęły nim, gdy zobaczył Pottera w takim stanie. Nie wiedział, czy się rozpłakać, czy może jednak pozabijać wszystkich ludzi w promieniu dziesięciu mil.
- Wiedziałem, że po mnie przyjdziesz - wyszeptał chłopak, uśmiechając się lekko pod nosem. Severus natychmiast wziął go na ręce i przytulił.
- Musimy cię stąd wydostać - powiedział.
- No, no, no, Severusie… Powinieneś być rozsądniejszy. Nigdzie nie pójdziecie - powiedział głos, którego żaden z nich zdecydowanie nie chciał usłyszeć.
- Tom - warknął Mistrz Eliksirów.
- Postaw mnie, Severusie - poprosił Harry.
- Jesteś pewien?
- Tak - powiedział stanowczo Potter. Severus postawił go ostrożnie na nogach. Harry zachwiał się lekko, nim złapał równowagę. Ból, który natychmiast poczuł, dał mu jasno do zrozumienia, że przynajmniej jedna z nich jest złamana, ale starał się to zignorować. Przeniósł ciężar ciała na prawą stopę, mając wrażenie, że lewa noga zaraz się pod nim ugnie. Voldemort znieruchomiał, zszokowany. Był pewny, że Harry wciąż jest sparaliżowany! Chłopak poczuł, jak coś długiego i drewnianego wsuwa się w jego dłoń. Szybko zdał sobie sprawę, że to Snape oddał mu jego własną różdżkę.
- To się dziś skończy, Tom - powiedział Potter, robiąc kilka niepewnych kroków. Skrzywił się lekko, obawiając się, że za chwilę straci przytomność.
- Ale… jesteś sparaliżowany - powiedział głupio Voldemort.
- A ty podobno jesteś martwy. Niestety rzeczywistość nie zawsze jest taka, jak byśmy chcieli - zauważył Harry. Voldemort w końcu wyrwał się z otępienia i ze złośliwym uśmieszkiem spojrzał na Severusa, który stał za Harrym, trzymając opiekuńczo dłoń na jego ramieniu.
- Och, mój zdradziecki, mały Mistrz Eliksirów… Wygląda na to, że całkiem nieźle się ustawiłeś. Pieprzenie Chłopca, Który Przeżył przynosi zapewne wiele korzyści - zaszydził. Severus i Harry zesztywnieli lekko.
- Wygląda na to, że wciąż nie potrafisz porządnie spenetrować mojego umysłu. Powiedz mi, czy osoba, która mnie wydała, doniosła ci również, od jak dawna szpiegowałem dla Zakonu za twoimi plecami?
- Wystarczająco długo - powiedział Voldemort, choć jego ton dał jasno do zrozumienia, że tak naprawdę nie zna odpowiedzi na to pytanie.
- Zmieniłem strony jeszcze zanim zaatakowałeś Potterów - odparł Severus, uśmiechając się szyderczo.
- Crucio! - krzyknął Voldemort, celując różdżką w Snape'a. Mistrz eliksirów nie zdążył zrobić uniku i zaklęcie dosięgło go.
- Nie! - krzyknął Harry. - Skrzywdziłeś już zbyt wielu ludzi, których kocham, Tom. Nie pozwolę ci skrzywdzić jeszcze Severusa! - dodał, a na końcu trzymanej przezeń różdżki pojawił się promień białego światła, który pomknął w stronę Voldemorta. Cały loch wypełniło jasny, wręcz oślepiający blask, a czas jakby się zatrzymał. A potem, gdy światło zniknęło, z Voldemorta zostały jedynie zwęglone zwłoki.
Harry osunął się na ziemię, kompletnie wyczerpany. Ostatnie, co ujrzał, nim stracił przytomnośc, była zmartwiona twarz Severusa.

XxXxXxXxXxXxX




To wszystko stało się jakby zbyt szybko, zbyt gwałtownie jak na ostateczny pojedynek między Czarnym Panem a Chłopcem, Który przeżył. Wszyscy wyobrażali go sobie jako wspaniałą, epicką walkę - przeciwnicy stojący po dwóch stronach pola walki, wokół nich błyskające światła, aż w końcu mordercza wymiana zaklęć. Wszyscy sądzili, że walka ta odbędzie się na jakimś wzgórzu, na środku pola bitwy. Harry oczywiście zabiłby Voldemorta, a potem, jak na porządnego bohatera przystało, postawiłby stopę na martwym ciele Czarnego Pana.
Zabawne, jak rzeczywistość może różnić się od ludzkich wyobrażeń. Zamiast pola bitwy była plątanina korytarzy w lochach. Zamiast wielkiej walki godnej samego króla Artura, były jedynie pojedyncze grupy ratunkowe, próbujące zabić tak wielu śmierciożerców, jak tylko się dało, równocześnie cały czas wycofując się z budynku. Zamiast pojedynku na środku pola bitwy, była jedynie krótka wymiana zaklęć w ciemnym korytarzu. I wreszcie, zamiast stanąć tryumfalnie na ciele zabitego przeciwnika, Harry zemdlał prosto w ramiona znajdującego się za nim Severusa.
Mistrz eliksirów siedział na posadzce, gdy Harry rzucił tamto nieznane mu zaklęcie. Zresztą, Severus nie był nawet pewien, czy to na pewno było zaklęcie - bardziej przypominało niekontrolowany wybuch magii. Widząc, że chłopak osuwa się na ziemię, przesunął się w jego stronę, by uchronić Harry'ego przed upadkiem. Złapał go z łatwością i szybko sprawdził jego stan - wyglądało na to, że poza utratą przytomności Potterowi nic nie jest. Wtedy wzrok Severusa powędrował do miejsca, w którym niedawno stał Voldemort. Snape zaniemówił, widząc zwęglone ciało. Udało się. Harry pokonał Czarnego Pana. Mistrz eliksirów siedział na posadce, zszokowany, aż w korytarzu pojawiły się dwie osoby. Na szczęście byli to Remus Lupin i Kingsley Shacklebolt.
- Severusie? - spytał Remus, zerkając niepewnie na Harry'ego.
- Żyje - zapewnił Snape.
- A on? - zapytał Kingsley, trącając butem zwłoki Voldemorta.
- Harry go zabił - wyjaśnił Severus. - Masz może świstoklik do skrzydła szpitalnego?
- Mam - powiedział Shacklebolt. Weźcie go z Remusem, ja zbiorę resztę członków Zakonu i udamy się w pościg za śmierciożercami, którzy uciekli z budynku. - Snape wziął ślistoklik z wdzięcznością, układając Harry'ego wygodnie w swoich ramionach. Remus podszedł do nich i wypowiedział hasło aktywujące świstoklik. Chwilę później byli już w Skrzydle Szpitalnym, gdzie czekała na nich pani Pomfrey. Severus położył Pottera delikatnie na przygotowanym łóżku, zaś Remus poszedł do dyrektora, by opowiedzieć o wszystkim, co się wydarzyło. Snape został w skrzydle, by pomóc w leczeniu Harry'ego.
Severus i pani Pomfrey pracowali w ciszy. Mistrz Eliksirów zajął się raczej oczyszczaniem i opatrywaniem drobniejszych ran oraz smarowaniem siniaków odpowiednią maścią, zaś pielęgniarka skupiła się bardziej na obrażeniach wewnętrznych, takich jak niedożywienie, złamania i skutki przebywania pod klątwą Cruciatus.
Kompletny proces leczenia szkód, jakich w organizmie Harry'ego dokonał czas spędzony w niewoli Voldemorta, zajął ponad godzinę czasu. Kiedy już Severus mógł odwrócić swą uwagę od Pottera choć na chwilę, do jego uszu doszły odgłosy jednoznacznie świadczące o wielkim świetowaniu. Cóż, wieści roznosiły się naprawdę szybko.
- Sugerowałbym zamknięcie drzwi od Skrzydła Szpitalnego, Poppy, w innym wypadku za chwilę wtargnie tu cały fanklub Harry'ego Pottera.
- Dlaczego? - spytała pani Pomfrey, mimo wszystko zamykając drzwi.
- Udało mu się pokonać Czarnego Pana - wyjaśnił Snape.
- Że… co? - zapytała, zszokowana. - Cóż… To by wyjaśniało jego wycieńczenie, zarówno fizyczne, jak i magiczne.
- Jak długo będzie nieprzytomny?
- Był poważnie ranny, a jego rezerwy magii są na wyczerpaniu. Jednakże z drugiej strony, Harry zawsze szybko wracał do siebie. Wydaje mi się, że jego magia sama z siebie leczy jego organizm. Dlatego tez nie wiem, kiedy się obudzi - może za kilka dni, a może też za kilka tygodni - powiedziała pani Pomfrey.

XxXxXxXxXxXxX




Wieści dotarły do całej czarodziejskiej społeczności jeszcze tego samego dnia. Dyrektor Dumbledore dał uczniom dwa tygodnie wolnego, by mogli zobaczyć się z rodzinami i przekazać im szczęśliwe wieści. W zamku zostało jedynie kilku nauczycieli i nieprzytomny Harry. Severus większośc czasu spędzał, siedząc obok jego łóżka i w końcu, po czterech dniach wypełnionych stresem i niepokojem, Potter ostrożnie otworzył oczy.
- Sev? - spytał cicho lekko zachrypniętym głosem. Severus przystawił do jego ust szklankę z wodą.
- Udało ci się, Harry - powiedział Snape, delikatnie przeczesując dłonią włosy chłopaka.
- Ranił cię - szepnął Potter.
- Jak się czujesz?
- Znacznie lepiej niż wtedy, gdy ostatnio cię widziałem.
- Lepiej zawołam panią Pomfrey. Ta kobieta jest gotowa mnie wypatroszyć, jeśli nie zawiadomię jej o tym, że się obudziłeś - powiedział Mistrz Eliksirów. Harry westchnął cicho, ale pozwolił Snape'owi pójść po pielęgniarkę. Poppy zbadała Pottera dokładnie, szukając choćby najmniejszych śladów jakichkolwiek obrażeń.
- Możliwe, że przez kilka następnych dni będziesz utykać - twoja kość udowa była potrzaskana, to cud, że w ogóle byłeś w stanie stanąć na nogach. Nie powinieneś jej forsować przez co najmniej tydzień. Byłes w naprawdę kiepski stanie, gdy profesor Snape cię tu przyniósł. Jednakże, biorąc pod uwagę to, że reszta uczniów jest na wakacjach i jeśli obiecasz, że będziesz na siebie uważać, pozwolę ci opuścić Skrzydło Szpitalne.
- Już są wakacje? - spytał Harry, gdy pani Pomfrey opuściła pomieszczenie. - Jak długo byłem nieprzytomny?
- Zaledwie kilka dni. Dyrektor zarządził dwutygodniową przerwę z okazji pokonania Czarnego Pana.
- Więc jego już naprawdę nie ma?
- Tak, Harry, jego już nie ma. I tym razem na dobre.
- To… Zbyt szybko. To znaczy, nie zrozum mnie źle, cieszę się, że to już koniec…
- Ale? - zapytał Severus.
- Zawsze wyobrażałem sobie, że wojna będzie dłuższa. A tak naprawdę trwała zaledwie dwa lata.
- Obawiam się, że śmierć Czarnego Pana nie oznacza jeszcze końca wojny. Wielu śmierciożerców uciekło, włącznie z Lucjuszem Malfoyem. A to oznacza, że skończyła się jedynie twoja rola.
- Jak ministerstwo zareagowało na te wiadomości? - spytał Harry, bowiem z tego co wiedział Knot wciąż próbował zaprzeczyć temu, jakoby Voldemort miał powrócić.
- Knot twierdzi, że te wszystkie morderstwa i Mroczne Znaki na niebie to sprawka kilku fanatycznych śmierciożerców, pragnących przywrócić „Dni Chwały” z czasów pierwszej wojny z Voldemortem - wyjaśnił Severus. Harry wysłuchał go i przez dłuższą chwilę nic nie mówił.
- Możemy spędzić te wakacje w twojej rezydencji? - spytał w końcu, zmieniająć temat.
- Oczywiście - zapewnił Snape. Pomógł Harry'emu się przebrać i usiąść na wózku, po czym skierowali się do swoich pokoi w lochach. Spakowali tylko to, co uznali za niezbędne i udali się do punktu aportacyjnego.
- Jeśli wstaniesz, będę mógł nas deportować - zauważył Mistrz Eliksirów. Harry skinął głową i z pomocą mężczyzny stanął nieco niepewnie na nogach. Severus zmniejszył wózek zaklęciem, po czym włożył go do kieszeni wraz z resztą bagażu.
- Zaufaj mi i wszystko będzie dobrze - zapewnił Severus, obejmując Pottera ramionami. Harry zamknął oczy i odetchnął głęboko, nie wiedząc, czego powinien się spodziewać. Poczuł, jak powietrze wokół niego zdaje się zmieniać, ograniczać go, zamykać w ciasnym tunelu. To zdecydowanie nie było przyjemne uczucie.
- Harry, wszystko w porządku?
- Oczywiście - zapewnił chłopak, nie mając zamiaru puszczać Severusa. Kiedy w końcu odważył się otworzyć oczy, zobaczył, że byli już w rezydencji rodowej Snape'a. Mistrz Eliksirów przesunął uspokajająco dłonią po plecach Pottera, zupełnie jakby znał jego myśli.
- Dobrze, a teraz zobaczymy, jak chodzisz - powiedział po chwili. Harry westchnął cicho, ale odwrócił się plecami do Mistrza Eliksirów. Snape stanął za nim , kładąc asekuracyjnie dłonie na biodrach chłopaka. Harry postawił kilka niepewnych kroków, po czym zatrzymał się.
- Boli mnie noga. Ta, która według pani Pomfrey była złamana - powiedział.
- Więc gdzie cię zanieść?
- Mógłbym położyć się na chwilę?
- Tak. Wolisz pokój, który zajmowałeś w poprzednie wakacje czy tez może moją sypialnię?
- A nie przeszkadzałbym ci w sypialni?
- Nigdy - powiedział stanowczo Severus, biorąc Harry'ego na ręce. Zaniósł go do pokoju, który Potter zobaczył po raz pierwszy w swoim życiu. W pomieszczeniu dominowały zdecydowanie ciemne kolory, głównie czarny i zielony.
- Wolę się nie wypowiadać na temat wystroju, ale łóżko masz ogromne - powiedział Harry, chcąc podrażnić Snape'a. - Hey! - krzyknął zaskoczony, gdy został rzucony na wspomniane łóżko. Severus uśmiechnął się złośliwie, po czym zrzucił z siebie wierzchnie szaty i położył się obok chłopaka.
- Tęskniłem za tobą, Bachorze - powiedział.
- Ja za tobą też, Severusie - odparł cicho Harry, chowając twarz w zagłębieniu szyi mężczyzny. Severus objął go ramionami, opierając podbródek o głowę chłopaka. Leżeli tak, obejmując się, ciesząc się wzajemną bliskością. Za tym Harry tęsknił najbardziej. Za komfortem i poczuciem bezpieczeństwa, które dawały ramiona Severusa. Zaś Snape równie mocno tęsknił za trzymaniem swojego ukochanego w ramionach. Chwilę później Harry Spo raz pierwszy od dłuższego czasu zasnął spokojnie.

Rozdział 20

Severus i Harry spędzili kilka leniwych dni w posiadłości. Szczerze mówiąc, przez pierwsze dwa w ogóle nie opuszczali łóżka. Co prawda noga Harry'ego dokuczała mu dość mocno, tak jak przewidziała pani Pomfrey, przez co jego rehabilitacja stała się jeszcze trudniejsza, ale chłopak nie zgodził się na choćby najmniejszą przerwę w ćwiczeniach. Obiecał sobie, że znów zacznie chodzić, choćby ta cała rehabilitacja miała go zabić.
Jak na kogoś, kogo stać na tak dużą posiadłość, żyli wyjątkowo skromnie. Wystarczało im zaledwie własne towarzystwo i nie mieli zamiaru rozpraszać się jakimiś trywialnymi rozrywkami. W krótkim czasie dni nabrały swoistej rutyny - rano Severus pomagał Harry'emu w rehabilitacji, popołudnie było przeznaczone na drzemkę lub inne rzeczy, które można robić w łóżku. Albo w wannie. Później grali w szachy - a raczej Snape za każdym razem spektakularnie ogrywał chłopaka, nie dając mu najmniejszych szans.
Wieczorami siadali przed kominkiem, w którym ogień płonął w zasadzie tylko dla atmosfery - został tak zaklęty, by nie nagrzewać powietrza w pomieszczeniu, gdyż i bez tego było w nim wyjątkowo ciepło. Czytali bądź rozmawiali, najczęściej o przeszłości. Co prawda Severus wiedział całkiem sporo o Harrym i jego dzieciństwie, lecz Potter nie wiedział o swoim partnerze prawie nic. Dlatego teraz, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, które uświadomiły im, że pewnych rzeczy nie warto odwlekać, postanowili to nadrobić.
Pod koniec nadprogramowych ferii wrócili do Hogwartu. Harry'ego czekał jeszcze tydzień nauki, a potem egzaminy końcoworoczne. A potem wreszcie będą wakacje, na które Potter już teraz czekał z utęsknieniem. Mistrz eliksirów obiecał mu, że zabierze go w długą, dwumiesięczną podróż. Jego rodzina miała kilka posiadłości na całym świecie. Snape zaproponował Harry'emu wyprawę po Europie, na co Potter przystał z radością. Dursley'owie nigdy nie zabierali go ze sobą na żadne wakacje.
Największym problemem Harry'ego okazało się dalsze udawanie, że jest sparaliżowany. W Zakonie zapadłą decyzja, że lepiej będzie, by poczekać z ujawnianiem prawdy do przyszłego roku szkolnego, na wypadek, gdyby śmierciożercy postanowili się zemścić. Potter starał się w ogóle nie ruszać nogami, co było wyjątkowo trudne, gdy spędzał całe dnie na wózku. Uwielbiał te chwile, kiedy wracał do lochów, do pokoi swoich i Severusa, gdzie mógł wstać z tego okropnego wózka. Co prawda nadal nie był w stanie przejść więcej niż kilka wyjątkowo chwiejnych i niepewnych kroków, bardziej przypominających pierwsze kroczki niemowlaka niż kogoś, kto przez wiele lat chodził i biegał, ale to i tak było lepsze od wielogodzinnego siedzenia.
Nie minęło wiele czasu, a rok szkolny się skończył, co szczególnie ucieszyło Harry'ego - wreszcie czekały go prawdziwe wakacje. Pożegnał się z przyjaciółmi już na dworcu w Hogsmeade - Ron musiał siłą odrywać od niego Hermionę. W końcu pociąg odjechał, a Harry wrócił do zamku.
W tym czasie Snape pakował wszystko, co mogłoby im się przydać w czasie wakacji i zabezpieczał zaklęciami szafki z eliksirami i składnikami. Najpierw mieli udać się do jego rezydencji na kilka dni, a potem do Francji, gdzie znajdowała się spora, pięknie położona posiadłość, należąca od wieków do rodziny matki Severusa. Planowali spędzić w niej kilka tygodni, a potem pojechać na parę dni do Paryża, tuż przed wyjazdem do winnicy we Włoszech.
- Gotowy? - spytał Mistrz eliksirów, wyciągając w stronę chłopaka świstoklik, który miał ich przenieść do domu. Harry po raz ostatni rozejrzał się po pokoju, czując dziwną nostalgię, po czym chwycił podany mu przez Severusa przedmiot.

XxXxXxXxXxXxX




Urodziny Harry'ego wypadały mniej więcej w połowie tygodnia, który spędzali w Paryżu. Snape kupił w nim średniej wielkości mieszkanie zaraz po tym, jak zaczął uczyć w Hogwarcie. Później co roku szukał w nim azylu po wielomiesięcznych trudach edukowania kolejnych roczników czarodziejów. Potter opowiedział Severusowi o jego małej tradycji czekania do północy na swoje urodziny. Mistrz Eliksirów, słysząc to, był wściekły na Dursleyów, że skazali Harry'ego na coś tak okropnego jak samotnie spędzone urodziny.
Dzień przed rzeczonymi urodzinami, siedzieli do późna, po prostu rozmawiając. Tuż przed północą po prostu wtulili się w siebie i siedzieli w ciszy, choć gdyby zapytać o to Severusa, na pewno zdecydowanie by zaprzeczył. Jego słownik nie uznawał bowim takich słów jak „tulenie się”.
Ciesząc się własną bliskością, wpatrywali się w dogasający już kominek, rzucający lekka poświatę na spowity ciemnością pokój. Jedynymi dźwiękami, jakie roznosiły się po pomieszczeniu, były ich oddechy i ciche tykanie starego zegara, należącego niegdyś do dziadka Severusa.
- Wszystkiego najlepszego, Harry - szepnął Snape, gdy zegar wybił północ. Na stoliku do kawy stojącym między kominkiem a kanapą pojawił się tort czekoladowy z siedemnastoma świeczkami. Potter w odpowiedzi pocałował lekko swoje ukochanego.
- Dziękuję - odpowiedział cicho, a w tej samej chwili przez otwarte okno do środka wleciało kilka sów. Harry natychmiast rozpoznał Hedwigę, która podleciała prosto do niego. Chłopak odwiązał paczkę od jej nogi, po charakterze pisma zgadując, że jest od Hermiony. Tuż za nią przyleciały Errol i Świstoświnka, niosąc wielką paczkę z prezentem od Rona i jego matki. W pokoju czekały jeszcze dwie szkolne sowy, jedna z prezentem od Hagrida, a druga z listem z Hogwartu.
Hermiona, jak zawsze zresztą, przysłała mu książkę na temat różnych klątw. Ron podarował mu swój własny komplet szachów, a jego mama niewielki tort i łakocie, by go choć trochę podtuczyć. Od Hagrida zaś dostał krajanki z melasy.
- To nie wszystko - powiedział Mistrz eliksirów, gdy chłopak otworzył już prezenty od przyjaciół. Wyszedł na chwilę z pokoju, by wrócić do niego z paczką owiniętą z zielono-srebrny papier. Potter spojrzał na niego pytająco. - Nie sądziłeś chyba, że tort to wszystko, co zamierzałem dać ci w prezencie? - Nieśmiałe i nieco zawstydzone spojrzenie chłopaka wystarczyło mu za odpowiedź. Potter spuścił wzrok, by ukryć rumieniec, i zaczął ostrożnie otwierać ostatni prezent.
- Jest idealny - powiedział, wyjmując go z opakowania. Był to naszyjnik, taki sam jak ten, który Harry podarował niegdyś Snape'owi na święta. Chłopak mógł wyraźnie poczuć potężne zaklęcia ochronne rzucone na naszyjnik.
- Jest tak zaczarowany, byśmy mogli wyczuwać nawzajem swoją obecność, nawet na większe odległości.
- Dziękuję - powiedział Harry, po czym wpakował się Severusowi na kolana i sięgnął po pocałunek, który w błyskawicznym tempie przerodził się w coś znacznie mniej niewinnego.
- Severusie? - wydyszał zarumieniony chłopak.
- Tak, Harry? - odparł Snape, skąłdajać delikatne pocałunki na jego obojczyku.
- Chciałbym się z tobą kochać. - To jedno, w zasadzie krótkie zdanie sprawiło, że uwaga Snape'a całkowicie skupiła się na jego partnerze.
- Jesteś tego pewien, Harry? - spytał, odgarniając mu z twarzy kosmyk włosów.
- Tak. Jesteśmy razem już od kilku miesięcy. Chcę się z tobą kochać, Severusie. Chcę być twój - powiedział spokojnie Potter, patrząc prosto w ciemne oczy mężczyzny. Snape w odpowiedzi schwytał jego usta w namiętnym pocałunku.
- W takim razie powinniśmy poszukać nieco bardziej komfortowego miejsca - zauważył, biorąc Harry'ego na ręce.
- Kocham cię - szepnął Harry, ocierając się nosem o szyję Severusa. Leżeli w łóżku, w zmiętolonej pościeli, zmęczeni i spełnieni.

XxXxXxXxXxXxX




Czas mijał im bardzo szybko. Harry zszokował dosłownie całą szkołę, z gronem pedagogicznym włącznie, gdy tak po prostu wszedł do Wielkiej Sali tuż przed pojawieniem się w niej pierwszoroczniaków. Hermiona w końcu odkryła, że „chłopakiem” jej przyjaciela był nikt inny jak sam mistrz eliksirów, i choć na początku była zdecydowane przeciw, uspokoiła się nieco, gdy przeczytała regulamin Hogwartu i nie znalazła w nim żadnej wzmianki, jakoby związki profesorów z uczniami miały być zakazane, i gdy Harry zapewnił ją, że Severus absolutne do niczego go nie zmusił.
Jednakże z Ronem nie poszło już tak łatwo. Na początku rudzielec myślał, że to jakiś chory żart. Zaś potem poczuł się jakby zdradzony przez Harry'ego - nie mógł się pogodzić z tym, że Harry tak po prostu wybaczył Snape'owi wszystkie złe rzeczy, jakie wyrządził jemu, Gryfonom i całemu światu. Przez to ich przyjaźń już nigdy nie była taka sama.
Równie szybko nadeszły OWUTEMy, które oznaczały gorączkową naukę wszystkich uczniów siódmego roku. Hermiona trafiła wręcz do Skrzydła Szpitalnego, gdzie podano jej środki uspokajające. Harry był pewny, że zdał swoje egzaminy na wystarczającym poziomie, by znaleźć jakaś porządną pracę. Nie chciał już być aurorem - stwierdził, że już wyrobił swoją normę walczenia ze złem. Teraz jednak musiał się zdecydować, co tak naprawdę chciałby robić w przyszłości.

XxXxXxXxXxXxX




O północy, w urodziny Harry'ego, dokładnie rok po tym, gdy on i Severus po raz pierwszy się ze sobą kochali, Snape oświadczył się Potterowi. Harry, z oczami pełnymi łez, oczywiście się zgodził, na co mistrz eliksirów zaczął się z nim droczyć, że jest sentymentalnym i płaczliwym Gryfonem, choć sam nie mógł ukryć, że był cholernie szczęśliwy. Zdecydowali też, że poza wzięciem ślubu wezmą jeszcze udział w Ceremonii Połączenia.
Ceremonia Połączenia była starą i niezbyt popularną tradycją, kultywowaną jedynie przez czysto krwiste rody. Istniało kilka różnych Połączeń, a każde z nich miało zupełnie inną siłę i zastosowania. Jedne z nich istniały po to, by w aranżowanych małżeństwach pojawił się potomek, a nowożeńcy nie uciekli od siebie, jak tylko skończyłby się ich miesiąc miodowy. Inne zaś przeznaczone były tylko dla prawdziwie zakochanych - działały tylko wtedy, gdy miłość między partnerami była tak głęboka jak więź, którą chcieli utworzyć.
Severus i Harry wybrali jedno z najstarszych i zdecydowanie najmocniejszych Połączeń, które złączyłoby ich ciała, umysły i dusze. Byliby w stanie odgadywać własne emocje, choć myśli nadal pozostałyby prywatną sferą każdego z nich. Gdyby któryś z nich umarł, jego partner w krótkim czasie zrobiłby to samo. Ich dusze były tak połączone, że odnalazłyby się, nawet gdyby odrodziły się w innych ciałach lub pojawiły w dwóch zupełnie różnych miejscach wszechświata.
Ceremonii dokonali w samotności w rezydencji Severusa, dokładnie miesiąc po oświadczynach. Po skonsumowaniu nowej więzi, jej symbole pojawiły się na wewnętrznej stronie nadgarstków lewych dłoni Harry'ego i Severusa, tam, gdzie moc każdego czarodzieja przepływa najbliżej skóry. Na ręce Harry'ego pojawił się niewielki herb rodu Snape'ów - wąż owinięty wokół fiolki z eliksirem, zaś na dłoni Severusa znajdował się znak rodowy Potterów - miecz skrzyżowany z różdżką, a pomiędzy nimi głowa ryczącego lwa.
Dwa dni po Ceremonii Harry i Severus wzięli ślub podczas niewielkiego, prywatnego przyjęcia. Na tę szczególną uroczystość założyli takie same szaty - szmaragdowozielone ze złotymi akcentami. Włosy mistrza eliksirów były starannie umyte i związane w kucyk, z którego uciekło kilka kosmyków, okalając twarz mężczyzny. Harry z radością porzucił swoje okulary na rzecz eliksiru poprawiającego wzrok. Jako że w tradycji czarodziejów nie było czegoś takiego jak zaręczyny czy też pierścionki zaręczynowe, obrączki wyglądały trochę inaczej niż te mugolskie. Severus dał Harry'emu srebrny pierścionek z nefrytem, który wspaniale podkreślał oczy chłopaka. Potter zaś wsunął na dłoń ukochanego bardzo podobny pierścień, tylko z onyksem.
Severus dostał dwa tygodnie urlopu, by mógł wyjechać ze swym świeżo poślubionym mężem na miesiąc miodowy. Postanowili spędzić go na tej samej wyspie, na której niegdyś spędzili Wielkanoc. Harry był niemalże pewien, że szczęśliwszy już być nie może. No, przynajmniej uważał tak do momentu, gdy poruszył kiedyś z Severusem temat rodziny, na co Snape powiedział mu, że istnieją specjalne zaklęcia i eliksiry, które umożliwiłyby im posiadanie własnych, biologicznych dzieci. Harry doznał niemal ekstazy, gdy to usłyszał, ale po namyśle zdecydował się jeszcze trochę zaczekać. Chciał choć przez chwilę mieć Severusa tylko i wyłącznie dla siebie.

KONIEC



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nie fair by Mroczna88, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
''Kamień'' - Rozdział 78, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Tysiąc razy wczoraj, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
Tak zupełnie nowe [FearlessDiva], Harry Potter, Fanfiction, Fearless Diva
Who knows, Fan Fiction, Harry Potter
Red Hills rozdz 41 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Rytuały przejścia, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
Red Hills 40, Harry Potter, Red Hills
Ostatnie tango w Hogwarcie, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
Red Hills rozdz 48 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
Dziesięć kroków (drarry) NZ, Harry Potter, Fanfiction
Perwersje Wielkiej Kałamarnicy, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
Red Hills rozdz 36 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Dziedzictwo [FearlessDiva], Harry Potter, Fanfiction, Fearless Diva
Harry Potter i Wrota Atlantydy, Harry Potter i Wrota Atlantydy
Harry Potter-gotowe ), Seria Harry Potter opisuje przygody młodego czarodzieja w ciągu sześciu lat j
Chłopiec spotyka Chłopca, Fan Fiction, Harry Potter

więcej podobnych podstron