Krucjata w imię średniowiecza
Około 500 lat temu zakończyła się epoka, nazwana umownie przez XVI wiecznych włoskich humanistów wiekami średnimi (łac. media aetas). Określenie to, rozpropagowane w następnych latach odnosiło się, według jego twórców do okresu pomiędzy upadkiem kultury starożytnej (V wiek), a jej umownie przyjętym XV wiecznym odrodzeniem zwanym Renesansem.
Epoka średniowiecza, stała się synonimem różnego rodzaju „ciemnych” aspektów ludzkiego życia: brudu, wszechobecnego smrodu, intelektualnej pustki, okrutnych wojen, płonących stosów oraz dominacji dogmatycznego Kościoła katolickiego.
Niniejszym tekstem rozpoczynamy na łamach „Gazety Rycerskiej” cykl artykułów, w których postaramy się pokazać tę złożoną i różnorodną epokę w jej najbardziej zbliżonym do rzeczywistości świetle. Będziemy publikować rozmowy z mediewistami, archeologami, na tematy najbardziej „mrocznych” spraw, faktów, które do dzisiaj pomagają funkcjonować obiegowym opiniom, wyrażanym w potocznych słowach - „ciemny jak w średniowieczu”. Celem naszym jest przybliżenie obrazu epoki i podjęcie dyskusji nad wyrażanymi powszechnie sądami, które można śmiało nazwać stereotypowymi. Poruszona problematyka może się dla wielu miłośników historii wydać oczywista, jednak nawet wśród jej entuzjastów natknęliśmy się na opinie, które delikatnie mówiąc mijają się z prawdą.
Średniowiecze od samego początku, a może ujmując to precyzyjniej, od swego końca, miało bardzo złą „prasę”. Przez kolejno następujące lata określenie „ciemne wieki” robiło niezaprzeczalnie karierę, którego znakomitym przykładem mogą być poetyckie słowa lwowskiego profesora Edwarda Porębowicza (1862-1937): ,,Osławione ciemności wieków średnich! Tysiącletnia noc, rozbrzmiewająca krzykiem wojennych hord barbarzyńskich, jękiem gnębionego ludu, ponurym śpiewem laudenzów i biczowników". Renesans, niosący światło w skostniałą epokę, wypełnioną klasztorami, niezbyt lotnego umysłu, niepiśmiennymi rycerzami i zacofanym ciemiężonym chłopstwem, miał przerwać ciemności otulające Europę, wydobywając ponownie na światło dzienne erę starożytną, z jej otwartością, swobodą, filozofią i nauką. Według znanego pisarza i mediewisty Umberto Eco, twórcy m.in. „Imienia Róży”, najpopularniejszego literackiego odzwierciedlenia stosunków panujących w XIV wiecznym klasztorze, pojęcie średniowiecza powstało po to, aby nazwać tysiąclecie, którego nikt nie potrafił zdefiniować. Ponieważ znajdowało się pomiędzy dwoma wspaniałymi epokami - Renesansem i Antykiem. To tak jakby pomiędzy słowa „róża” i „tulipan” wstawić „kaktusa”, kłującą roślinę kompletnie nie pasującą do piękna niosących zapach kwiatów. Ta przez całe stulecia intensywnie krytykowana, stawiana przez humanistów za przykład upadku, ciemnoty i zabobonu epoka, ciągle pozostaje takiego rodzaju „kaktusem”, niepowtarzalnym okresem, który wprowadził ludzkość w zupełnie inną ścieżkę rozwoju.
W szponach stereotypu
Tematyka dotycząca średniowiecznych zwyczajów, codzienności, wszystkich aspektów politycznych, gospodarczych i społecznych jest szeroka i niezwykle obszerna. Trudno jest przedstawić, nawet w przypadku opublikowania całej serii artykułów, wszystkie przejawy niepowtarzalności i specyfiki wieków średnich, odmian i sposobu podejścia do filozofii, wynalazków, literatury i obyczajów. Można prześledzić rozwój i konfrontację z religiami pogańskimi największego wspólnego dla średniowiecznego świata mianownika - religii chrześcijańskiej. Ale już niemożliwe pozostaje zrozumienie do końca mentalności ówczesnego człowieka, odmiennej dla germańskiego możnowładcy z IX wieku, XII wiecznego włoskiego mieszczanina, czy żyjącego w XV wieku polskiego rycerza. Ta niezwykle długa bo trwająca tysiąc lat epoka, dzieli się na okresy różniące się problematyką, zmianami związanymi z rodzącą się i rozwijającą państwowością, stosunkami społecznymi i postrzeganiem przez przeciętnego człowieka otaczającego go świata. W całej historii nie ma chyba okresu, w którym świat zmieniłby się pod tak wieloma względami. Nie trzeba tu zresztą sięgać do wiedzy z dziedziny gospodarki, kultury czy wojskowości. Różnice te można stwierdzić w bardzo oczywisty i prosty sposób. Wystarczy spojrzeć na mapę Europy w dniach upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego i porównać ją do stanu z końca wieku XV, kiedy z grubsza zaczyna oddawać dzisiejsze granice większości państw europejskich. Jednakże autorzy wielu artykułów, stron internetowych i telewizyjnych programów potrafią „przeskakiwać” ruchem konika szachowego przez całe stulecia tego olbrzymiego okresu, swobodnie wyszukując najbardziej jaskrawe przykłady postępowania królów, książąt, biskupów i świętych. Wymienia się w takich sytuacjach św. Szymona Słupnika, który wytrwał około 30 lat na kolumnie, ani razu z niej nie schodząc, czy św. Franciszka z Asyżu z doszczętnie wyniszczonym przez siebie organizmem, biczującego się do utraty przytomności św. Dominika czy Angele z Foligno pijącą „z rozkoszą” wodę po kąpiących się trędowatych, mimo zatykającej jej gardło złuszczonej, chorej skóry. Mnoży się przykłady samookaleczeń, zamurowania się we własnej celi, przytacza się postępowanie Izabeli Kastylijskiej, która przysięgała nie prać bielizny do czasu ostatecznego zwycięstwa nad Maurami. W taki to właśnie sposób „udowadnia” się szaleństwo i zabobony wieków średnich, zapominając, że większość z tych zachowań można po lekkiej kosmetyce i uwzględnieniu zmian kulturowych odnaleźć i w dzisiejszym świecie. Niejeden z umartwiających się świętych złapałby się zapewne za głowę oglądając wyczyny w samookaleczeniu bywalców salonów tatuaży, a chyba żadna z poszczących pątniczek nie osiągnęła stanu wielu top-modelek, doprowadzających się poprzez dietę do anoreksji.
Mroki średniowiecza - pod tym sformułowaniem przyjęło się przedstawiać wszystkie aspekty zacofania, uwstecznienia i „ciemnoty” człowieka średniowiecznego. W Polsce, termin ten został spopularyzowany w książce Józefa Putka „Mroki Średniowiecza”, pozycji, która opublikowania jeszcze przed wojną, stała się znakomitym reprezentantem nurtu walczącego ze średniowieczem jako epoką dominacji religii. Wykorzystywano to szczególnie w powojennej historiografii polskiej, w dobie programowej walki w imię ateizacji. Przyjęło się wtedy „łajać” średniowiecze właśnie za rolę kościoła i niedolę chłopa, doszukując się w chłopskich buntach pierwszych elementów „walki klas”.
Obecnie, mimo wielu historycznych publikacji, przede wszystkim tłumaczonych na język polski książek francuskich historyków ze szkoły Annales (szczególnie prac Jacquesa Le Goffa), odium jakie spoczęło na tej epoce, w powszechnej opinii niewiele się zmieniło. Choć stała się ona dosyć modna, zarówno poprzez umiejscawianie w niej akcji filmów, sztuk, książek, jak i poprzez powstanie potężnego nurtu muzycznego zwanego „gotykiem”. Co ciekawe, w dobie masowej informacji, ale i pewnego obniżenia powszechnej znajomości historii, wiedza o średniowieczu ulega nieraz kilkustopniowemu regresowi. Dochodzi do tak kuriozalnych sytuacji, jak opublikowanie artykułu w znanym, opiniotwórczym niemieckim „Spieglu”, w którym autor Matthias Schulz walcząc z wyidealizowanym obrazem średniowiecza, ukazywanym w popularnych serialach i filmach przygodowych, przeciwstawia mu „prawdę” - ciemnego, brudnego i okrutnego wieku. Epoki, w której na stosach płonęły czarownice, prostytutki włóczyły się za spragnionymi łupów uczestnikami krucjat, a rezydujący w Watykanie papież o niczym innym nie myślał jak tylko o ukróceniu przez prostych ludzi uprawiania seksu, proponując im zamiast tego alkohol. „A Tam, gdzie nawet ten sposób ujarzmienia żądzy seksualnych nie dawał wyników, papież zaproponował inny wentyl, poprzez który nagromadzone emocje mogły znaleźć ujście - przemoc”.
Oczywiście trudno jest ze średniowiecza zrobić epokę „mlekiem i miodem” płynącą, szczególnie dotyczyć to będzie pierwszych stuleci po upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego gdy powstałe na jego gruzach państwa pogrążyły się w chaosie nieudanych prób kontynuowania antycznego świata. Jednak biorąc pod lupę szeroko rozpropagowane „mroczne” aspekty całego średniowiecza okazuje się, że nie są one niczym w historii ludzkości wyjątkowym. Utożsamiane ze średniowieczem stereotypy są często jedynie marginalnymi w owym okresie zjawiskami, które rozwijają się w pełni w latach dużo późniejszych. Zresztą czy wybierając odpowiednie „ciemne” przykłady nie można w ten sposób zdyskredytować każdej epoki?
Mroczne wieki
„Skrzypiący, ciągnięty przez woły wóz, z siedzącym na nim brudnym chłopem zbliża się do miasta. Przed bramami, w kałużach błota taplają się świnie. W tle widać kościelne wieże, a od strony zabudowań niesie się smród zmieszanych nieczystości i odpadów”. - czy ten krótki opis może pasować do przeciętnego średniowiecznego osiedla miejskiego? Niewątpliwie tak, podobnie jak do każdego mniejszego polskiego miasta aż do końca XVIII wieku (choć widok taki można było zobaczyć jeszcze później). W średniowieczu rozwój miast nastąpił w X wieku, doprowadzając 200 lat później do rozkwitu zupełnie nowego środowiska, różnego od starożytnych społeczności miejskich. Wraz z ich rozwojem zaczęły się pojawiać problemy powstające w związku zagęszczeniem ludności na niewielkim terenie. Jednak trudności z kanalizacją, brudem i nieczystościami wcale się z początkiem epoki nowożytnej nie zakończyły. Sytuacja przedstawiona powyżej, zarówno dotycząca zapachu wydzielanego przez duże skupiska miejskie jak i osobistej higieny powożącego wozem chłopa mogła mieć miejsce jeszcze całe stulecia po wynalezieniu przez Jana Gutenberga druku. Nawet największe miasta najbardziej rozwiniętych regionów Europy Zachodniej długo nie mogły sobie poradzić z wieloma czysto „ekologicznymi” bolączkami. Średniowiecze przedstawia się też jako wiek spadających bezlitośnie chorób, epidemii i zaraz, choć występowały one przez cały okres historii ludzkości po czasy współczesne (czarna ospa zniknęła dopiero w latach 70. XX wieku, na trąd choruje się jeszcze w XXI wieku). Zarazy przetaczające się przez średniowiecze łączone są powszechnie z zacofaniem chrześcijańskiego społeczeństwa, brakiem higieny i słabym rozwojem infrastruktury miejskiej. Jednak najstraszniejsza epidemia tej epoki - dżuma wybuchła w miastach arabskich, których władze mimo funkcjonowania w kulturze przywiązującej większą wagę do rozwoju medycyny nie potrafiły sobie z nią w żaden sposób poradzić…
Jednymi z najbardziej popularnych określeń używanych w stosunku do średniowiecza pozostają słowa - „epoka brudu”. Ile jest w tym prawdy?
Średniowieczne zamki - siedziby możnych feudałów, książąt a nawet bardziej zamożnych rycerzy miały podstawowe urządzenia higieny osobistej czyli toalety, umieszczane w specjalnie projektowanych miejscach - wykuszach. W biskupim pałacu w Miliczu istniały dwa urządzenia latrynowe, na każdym piętrze po jednym, ukryte w dwóch potężnych przyporach, dostawionych do bryły pałacu. W obrębie każdej przypory znajdował się korytarzyk i ustęp z niewielką niszą ścienną, w której ustawiano świeczkę i specjalny kanał w murze do odprowadzania nieczystości. W zamkach rycerskich wystarczał zwykły wykusz wystający poza północną ścianę budynku nad fosę. Mieszczanie używali w tym celu budowanych w najdalej wysuniętych od domostwa miejscach latryn, znakomitych dziś stanowisk archeologicznych, w których badacze odnajdują świetnie zachowane przedmioty codziennego użytku. W średniowieczu istniały publiczne łaźnie, a kąpieli zażywano zadziwiająco często. W XIV wiecznym Poznaniu, który miał 7 tys. mieszkańców wybudowano 11 publicznych łaźni, w Krakowie było ich dwanaście. Tak naprawdę epoka brudu miała dopiero nadejść, jej niekłamanym liderem w dziejach ludzkości pozostaje chyba wiek XVII i XVIII wieku, kiedy pokrapiane perfumami wykwintne towarzystwo nie zawracało sobie głowy zmianą bielizny, czy wychodzeniem poza komnatę z potrzebami fizjologicznymi (w Wersalu, klejnocie klasycznej i barokowej architektury, nie zaprojektowano ani jednej toalety!).
Okrucieństwo
Epoka średniowiecza jest postrzegana jako lata okrutne i surowe, gdzie krew lała się strumieniami, a narzędzia mordu takie jak miecze, topory, buzdygany, gizarmy, młotki, maczugi i wszelkiego rodzaju żelastwo służące do wbijania, cięcia i roztrzaskiwania, znajdowało się w powszechnym użyciu. Kto jednak pamięta, że to właśnie w rozkwicie średniowiecza ustanowiona została pierwsza ogólnoeuropejska konwencja o zakazie użycia „morderczej broni”? Próbą jej wprowadzenia, co prawda w ostateczności bezskuteczną, był apel papieża Urbana II z 1098 roku, rozwinięty w 1139 roku na II Soborze Laterańskim. Kościół katolicki, jako reprezentant cywilizowanego świata chrześcijańskiego, oficjalnie potępił stosowanie w wojnach między braćmi w wierze, zbyt morderczych narzędzi do jakich zaliczył przede wszystkim kuszę. Niezależnie od przyczyn i skutków wprowadzenia tego zakazu była to pierwsza próba, której kontynuacji można chyba dopiero doszukiwać się w wieku XX, w ciągle nieskutecznych próbach powstrzymywania rozprzestrzeniania się broni masowego rażenia.
Średniowiecze stało się też epoką, w której wypracowano pojęcie, które nawet w dobie wojny totalnej nie utraciło do końca swojego pierwotnego znaczenia. Stały się nimi zasady „rycerskiej walki”. Mimo, że łamane, często w ogóle nie przestrzegane, przetrwały w pewnej formie do naszych czasów rozwijając się po drodze nie tylko w międzynarodowe konwencje dotyczące traktowania jeńców, ale również w zwyczajowe opatrywanie rannych wrogich żołnierzy i szczególnie popularne we wszystkich kręgach szlachty europejskiej, do czasu Rewolucji Francuskiej, zwalnianie na tzw. parol. Przytaczając przykłady okrucieństw średniowiecznej bitwy, pochodów niezdyscyplinowanych uczestników krucjat pamiętać jedynie należy, że gwałtowność konfliktów, eskalacja działań wobec „ludności cywilnej” i zasady według których „wojna wyżywi się sama” powstały dużo później. A krwiożerczość, okrucieństwo „mrocznych”, średniowiecznych starć w porównaniu do wojen i konfliktów XX wieku wydaje się wykazywać, że naszym przodkom brakowało jeszcze sporo w tym względzie fantazji.
... i tortury
Zarówno na temat średniowiecznych tortur jak i nad ich zastosowaniem podczas polowań na czarownice wylano już morze atramentu. Popularność tej problematyki stała się również motorem rozwoju wielu wystaw i ekspozycji w dawnych katowskich basztach, w których można na własne oczy obejrzeć narzędzia używane w katowskim fachu. Do obowiązkowo łączonych ze średniowieczem instytucji należy również Święta Inkwizycja, której działalność zostanie wkrótce na naszych łamach przybliżona. Warto jest jednak wspomnieć, że niewiele miała ona wspólnego z polowaniami na czarownice, których główni inspiratorzy, związani z Reformacją pojawili się długo po opublikowaniu w 1486 roku osławionego „Młota na Czarownice”. Płonące stosy z nieszczęsnymi kobietami stały się tak naprawdę elementem krajobrazu europejskiego wieku XVII, kiedy o poprzedniej epoce wyrażano się już z pogardą. Wokół średniowiecznych tortur narosło już wiele mitów i przeinaczeń, znajdujących swoje ujście w popularnej literaturze, filmie i sztuce. Trudno nie zgodzić się, że epoka, która wymyśliła np. „kołyskę Judasza” (drewniany pal w kształcie piramidy, na którym sadzano przywiązanego do ścian skazańca, gwałtownie i wielokrotnie opuszczając go na drewniane ostrze, uważając przy tym, by zagłębiło się ono u mężczyzn w odbycie, w miejscu pod jądrami i kością ogonową, a w przypadku kobiety w pochwie) nie spełniała wymogów humanizmu i poszanowania jednostki ludzkiej. Jednak w opisie łączonych potocznie z wiekami średnimi męczarni: gotowania, przypalania, wyłamywania stawów i wieloma innymi aspektami katowskiego fachu zapomina się o jednym podstawowym fakcie. To nie średniowiecze wymyśliło tortury, a wraz z nastaniem Renesansu również się one nie zakończyły. To właśnie następująca po XV wieku epoka nowożytna stała się prawdziwą kopalnią pomysłów zadawania bólu, stosowanymi w zgodzie z ówczesnymi przepisami i prawem. Ustalona wtedy procedura postępowania, nie zmieniła się w wielu państwach aż do wieku XIX. Same tortury były stosowane już w starożytności, jednak przez całe wczesne średniowiecze zanikły w oficjalnym postępowaniu karnym. Pierwszym udokumentowanym dowodem stosowania tortur w późnym średniowieczu było prawo miasta Werony z 1228 roku. Później postąpiło za tym przykładem wiele miast włoskich, ale prawdziwym przełomem było ogłoszenie zbioru praw zwanego Caroliną w 1532 roku, w czasie rozkwitu europejskich idei humanistycznych. Tortury, wśród nich i przytoczoną wyżej „kołyskę Judasza” stosowano z powszechną aprobatą aż po kres Oświecenia, kiedy filozofowie i literaci swobodnie dyskutowali o prawach ludzkiej istoty, filozofii tworząc podwaliny intelektualne dzisiejszego społeczeństwa.