30. Flotylla Okrętów Podwodnych na Morzu Czarnym
Próby wystrzeliwaniem pocisków rakietowych z pokładów U-Bootów w lecie 1944
W wyniku ogólnego, na całym froncie wschodnim, odwrotu niemieckich wojsk w połowie 1944 oraz wynikająca z tego utrata Krymu- meldunek OKW z dnia 14 maja 1944 donosił, że w dniu 13 maja z Krymu ewakuowane zostały morzem na ląd stały ostatnie znajdujące się tam oddziały niemiecko- rumuńskie- pogorszeniu uległy też warunki operowania działających na wodach Morza Czarnego jednostek Kriegsmarine. Do lamusa odłożyć trzeba było koncepcje natury taktycznej i strategicznej, mające na celu utrzymanie wzgl. rozszerzenie stanu posiadania baz morskich. Roztrwoniona została bezpowrotnie szansa przeprowadzania na tym akwenie skutecznej działalności operacyjnej!
W tym czasie lekkie siły nawodne Kriegsmarine bez wyjątku zajęte były zapewnieniem osłony konwojom, którymi drogą morską ewakuowano z Krymu własne wojska oraz rumuńskiego sojusznika do położonych wzdłuż wybrzeża czarnomorskiego portów w Rumunii i Bułgarii. Niemieckie U-Booty natomiast nadal operowały u wybrzeży Kaukazu, gdzie w pobliżu podejść do Tuapse, Poti i Batumi próbowały ograniczyć aktywność przebazowanych tam w 1942 z Krymu jednostek wroga.
Niezależnie od faktu, że strona niemiecka była dobrze zorientowana co do potencjału militarnego, jakim jeszcze dysponowała strona radziecka, to przez cały czas trwania walk na tym teatrze działań wojennych niesłychanie rzadko przeciwko wymienionym wyżej, pozostającym jeszcze w rękach Rosjan, bazom floty kierowane były naloty Luftwaffe celem ich zniszczenia. Dotyczy to również takich baz jak Odessa, Mikołajów, czy Sewastopol, skąd, zanim zostały zdobyte przez wojska „Osi”, operowały jednostki nawodne nieprzyjaciela oraz jego okręty podwodne. Posiadanie tych baz stwarzało wrogowi możliwości przeprowadzania sporadycznych operacji desantowych na Krymie i półwyspie Tamań, które dokonane na tyłach walczących oddziałów niemieckich prowadziły do ich ciężkich strat w ludziach i sprzęcie, co się szczególnie uwidoczniło podczas późniejszej ewakuacji tych wojsk na Krym przez półwysep Tamań.
Dochodził do tego jeszcze fakt, że wspomniane przyczółki radzieckie wiązały przez cały okres walk, wzdłuż północno- wschodniego wybrzeża Kaukazu, silne związki taktyczne Wehrmachtu. Po ewakuacji Krymu przeważającym siłom morskim przeciwnika nic nie stało na przeszkodzie, aby właściwie bez żadnego ryzyka pokusić się o pojawienie się w pobliżu rumuńsko- bułgarskiego wybrzeża, a tym samym skutecznie zablokować dojścia do cieśnin tureckich. W tym okresie bowiem ani niemieckie lotnictwo ani Kriegsmarine nie byłyby w stanie przeszkodzić takiej operacji nieprzyjaciela, gdyby ją tylko podjął. Brak jakiejkolwiek aktywności morskiej ze strony Rosjan można wytłumaczyć tylko następująco:
1. Jednostki radzieckiej Floty Czarnomorskiej otrzymywały zgodę na wyjście w morze wyłącznie w ramach operacji mających na celu ubezpieczanie operacji zaczepnych, przeprowadzanych przez lewe skrzydło wojsk lądowych, wzgl. celem desantowania własnych wojsk i dowożenia broni i zaopatrzenia.
2. Z obawy o stratę lub poważne uszkodzenia ciężkich jednostek nawodnych, do których by być może doszło w wyniku kontrakcji przeciwnika.
3. Rosjanie w tym okresie niepodzielnie panowali na morzu i w powietrzu, a to z kolei gwarantowało osiągnięcie wyznaczonego celu bez dodatkowych strat w ludziach i sprzęcie.
W tej fazie wojny radziecka Flota Czarnomorska dysponowała pokaźnym potencjałem jednostek pływających:
1 okrętem liniowym (Pariżskaja Kommuna)
4 krążownikami,
6 niszczycielami,
29 okrętami podwodnymi,
17 jednostkami obrony wybrzeża (kanonierki itp.)
47 ścigaczami torpedowymi,
71 trałowcami różnych typów,
27 kutrami artyleryjskimi,
113 ścigaczami okrętów podwodnych wzgl. dozorowcami,
500 samolotami lotnictwa morskiego, które użyte mogły być w operacjach zaczepnych lub patrolowania własnego wybrzeża.
Sprowadzone przez Niemców na Morze Czarne w toku działań wojennych lekkie okręty ustępowały pod każdym wzgl. wymienionej wyżej sile, jaką reprezentowała radziecka Flota Czarnomorska.
Dopiero w 1943 Naczelne Dowództwo Kriegsmarine zleciło wzmocnienie operujących do tej pory na Morzu Czarnym jednostek. Transport jednostek z portów północnoniemieckich na ten akwen związany był z niebywałymi problemami. W stoczniach położonych wzdłuż Dunaju lub znajdujących się w pobliżu wybrzeża, na terenach okupowanych (Mikołajów) udało się zbudować w dalszym okresie następne promy artyleryjskie i pewną liczbę jednostek mniejszych klas. Admirał Morza Czarnego (Admiral Schwarzes Meer) dysonował następującymi jednostkami, które mógł użyć w akcjach morskich:
- 6 okrętami podwodnymi typu II B,
- 16 dużymi ścigaczami torpedowymi,
- 23 kutrami trałowymi,
- 26 ścigaczami okrętów podwodnych (zaadoptowane kutry rybackie),
- jedną flotyllą lichtug artyleryjskich- uzbrojenie tych jednostek składało się z jednej armaty kal. 88 mm,
- czterema flotyllami desantowymi (około 100 MFP)
- dwunastoma lokalnymi flotyllami ochrony portu.
Z powyższego zestawienia wynika, że nie licząc okrętów podwodnych i ścigaczy torpedowych, trudno mówić w przypadku pozostałych o jednostkach reprezentujących sobą odpowiednią siłę bojową, które można by było użyć w akcjach ofensywnych.
Główny ciężar operacji zaczepnych przypadł w udziale okrętom podwodnym 30. Flotylli U-Bootów, które na Morzu Czarnym operowały od końca października 1942 do końca sierpnia 1944. Swoje sukcesy odnosiły u wybrzeży Kaukazu, zatapiając wzgl. uszkadzając- zgodnie z oficjalnymi danymi- 26 nieprzyjacielskich jednostek o wyporności 45 426 BRT.
Oprócz tego skutecznie dezorganizowały kierowany przez nieprzyjaciela morzem transport zaopatrzenia, zadając mu odczuwalne straty w tonażu, zmuszając go tym samym do stworzenia zorganizowanej obrony. To z kolei prowadziło do związania sił lotniczych wroga, których nie mógł użyć na innych odcinkach frontu.
Od momentu ewakuacji Krymu do zakończenia działań w akwenie Morza Czarnego UBooty odbyły następujące- udokumentowane- patrole.
U-9- 26 IV-28 V 1944 kpt. Petersen Tuapse/Soczi
U-24- 2- 30 V 1944 por. Landt-Hayen Poti/Batumi
U-23- 17 V- 7 VI 1944- kpt. Wahlen Poti
U-18- 24 V- 7 VI 1944- por. Arendt Tuapse
U-19- 6 VI- 8 VII 1944- por. Ohlenburg Tuapse/ Przyl. Idokopass
U-20- 11 VI- 11 VII 1944- por. Grafen Trabzon/Adler/Pizunda
U-24- 13 VII- 4 VIII 1944- por. Lenzmann wyb. środk. Kaukazu
U-9- 15 VII- 11 VIII 1944- por. Klapdor Krym/ Tuapse/ Soczi
U-18- 24 VII- 16 VIII 1944- por. Fleige Poti
U-23- 16 VIII- 10 IX 1944 por. Arendt Poti/Sewastopol/Konstanca
U-20 19 VIII- 10 IX 1944- por. Grafen na płn. od Konstancy
U-19- 25 VIII- 11 IX 1944 por. Ohlenburg/ na płd. od Konstancy
W dniu 20 sierpnia 1944 lotnictwo morskie radzieckiej Floty Czarnomorskiej przeprowadziło ciężki nalot na bazę U-Bootów w Konstancy, w wyniku którego zatopiony został U-9 a U-18 i U-24 doznały ciężkich uszkodzeń. Tym samym dwa ostatnie z wymienionych U-Bootów wyłączone zostały z dalszych działań. W chwili opuszczenia Konstancy przez Niemców, co nastąpiło w dniu 25 sierpnia 1944- tego dnia Rumunia wypowiedziała wojnę III Rzeszy - U 18 i U 24 zostały zatopione przez własne załogi na południe od Konstancy. U-19 udało się jeszcze prowizorycznie naprawić (środkami pokładowymi), po czym w dniu 25 sierpnia opuścił Konstancę, operując następnie wspólnie z U-20 i U-23 do końca działań wojennych na Morzu Czarnym. Ich dalsze losy przedstawiały się następująco:
- U-9 20 sierpnia 1944: zatonął w wyniku nalotu na bazę U-Bootów w Konstancy. Na początku 1945 podniesiony i przeholowany do Nikołajewa. Jako C-16 wpisany na listę jednostek floty radzieckiej. Rozpoczęcie prac związanych z przywróceniem pływalności. Z powodu rozległych i poważnych uszkodzeń remont okazał się być nieopłacalny. W dniu 12 grudnia 1946 zapadła decyzja o przekazaniu okrętu do stoczni złomowej.
- U-18 25 sierpnia 1944: samozatopiony na południe od Konstancy. Pod koniec tego samego roku podniesiony z dna przez Rosjan i przeholowany do jednej z baz na Krymie. Z powodu nieopłacalności remontu w dniu 26 maja 1947 zatopiony ogniem artyleryjskim radzieckiego okrętu podwodnego M-120 w akwenie wokół Sewastopola.
- U-24 25 sierpnia 1944 samozatopiony na południe od Konstancy. Wiosną 1945 podniesiony z dna przez Rosjan- podobnie jak U 18 przeholowany do jednej z baz na Krymie- i po dłuższym okresie bezczynności bez przyznania nazwy czy numeru umieszczony na liście jednostek floty radzieckiej. Z powodu nieopłacalności remontu także zatopiony 26 maja 1947 koło Sewastopola torpedą wystrzeloną przez okręt podwodny M-120
- U-23 10 września 1944: samozatopiony w pobliżu Ağva/ Turcja, na pozycji o współrzędnych 41° 11`N/ 30°00`E.
- U-20 10 września 1944: samozatopiony w pobliżu Karasu/ Turcja, na pozycji o współrzędnych 41° 10`N/ 30° 47`E.
- U-19 10 września 1944: samozatopiony w pobliżu Zonguldak/ Turcja, na pozycji o współrzędnych 41° 34`N/ 31° 50`E.
Utrata baz w Sewastopolu i Teodozji (Fieodosija), gdzie U-booty uzupełniały zaopatrzenie, w znaczny sposób wpłynęła na efektywność dalszych patroli w pobliżu wybrzeża Kaukazu. Od tej chwili wydłużyły się automatycznie drogi dojścia i powrotu do oraz z rejonów operacyjnych, co ograniczało siłą rzeczy długość trwania samego patrolu oraz zasięg działania okrętów podwodnych. Dochodziły do tego jeszcze ciągłe awarie- operujące na Morzu Czarnym U-booty oddane zostały do służby jeszcze w latach 30-tych- a to oznaczało z kolei nieplanowany pobyt w stoczni remontowej. Awaria była przyczyną przedwczesnego przerwania patrolu jednego z U-Bootów. Tego typu absencje nie dały się niczym wyrównać.
Mając na uwadze powyższe należy stwierdzić, że przy tym stanie rzeczy absolutnie nie mogło być mowy, aby obecność okrętów podwodnych mogła mieć wpływ na całkowite wstrzymanie przez przeciwnika ruchu statków i okrętów w pobliżu kontrolowanego przez siebie wybrzeża. Zresztą przy tak dużym obszarze operacyjnym oraz znikomej liczbie działających tam U-Bootów, sukcesy przez nie odnoszone były siłą rzeczy bardzo ograniczone.
Patrole, które okręty podwodne odbywały u wybrzeży Kaukazu wymagały od ich dowódców podejmowania strategicznych i taktycznych decyzji, na które wpływ miały panujące tam warunki i okoliczności.
Dla załóg z kolei oznaczało to maksymalną wytrwałość i chęć podejmowania ryzyka na morskim teatrze działań wojennych, który bynajmniej nie dostarczał informacji, które by trafiały na pierwsze strony gazet i to w formie dużych nagłówków. To co było najbardziej uciążliwe dla wszystkich czarnomorskich U-Bootów, działających u wybrzeży Kaukazu najlepiej odda fragment końcowego raportu, który sporządził dowódca U-18, por. mar. Arendt po siódmym patrolu:
„ przez przebywanie do 17 godzin w ciągu dnia w stanie zanurzenia załoga wystawiana jest na ciężką próbę. Szczególnie na kilka ostatnich godzin przed wyjściem na powierzchnię z powodu stężenia dwutlenku węgla pojawiają się silne bóle głowy i klatki piersiowej.”
I to wszystko z trzema torpedami w wyrzutniach i dwiema zapasowymi, które składowano w dziobowym przedziale mieszkalnym załogi, co potęgowało jeszcze ogólną ciasnotę. W ten sposób „walczyć” po prostu się nie dało!
Nie zmieniły też tego sporadyczne akcje minowe przeprowadzane przez poszczególne U-Booty, gdyż wtedy zmuszone były rezygnować ze swej broni głównej, jaką była torpeda.
Zdając sobie sprawę z siły bojowej, jaką prezentował każdy z czarnomorskich U-Bootów- niezależnie od gotowości do poświęceń jego załogi- nie należało raczej oczekiwać, że osiągną one jakieś spektakularne sukcesy.
Niewykluczone, że właśnie wymienione wyżej okoliczności, mające wpływ na efektywność przeprowadzanych patroli były powodem zastanowienia się nad zwiększeniem siły ognia operujących tam U-Bootów.
Pierwsze idące w tym kierunku rozważania znaleźć można w Dzienniku Bojowym U-18, kiedy to por. Fleige pod koniec czwartego patrolu (27 X- 14 XI 1943) napisał: „przez bliskie podejście do brzegu niespodziewany ostrzał np. portu w Poti za pomocą nowoczesnych pocisków skończyłby się z pewnością sukcesem.”
Do tej opinii przyłącza się również dowódca flotylli, kpt. mar. Rosenbaum, uzupełniając ją tymi słowy: „pomysł niespodziewanego ostrzału z wyrzutni zostanie ponownie podchwycony i realizowany”.
Z perspektywy dnia dzisiejszego można stwierdzić, że stacjonująca na Morzu Czarnym flotylla okrętów podwodnych zaczęła się na poważnie zajmować tą problematyką od 1943.
Powód wydawał się być jasny. Żadnej z radzieckich baz morskich operujące U-Booty nie mogły ostrzelać i zniszczyć od strony morza. W Dziennikach Bojowych znaleźć możemy jednoznaczne wskazówki zaobserwowanych przez peryskop celów, jak zgromadzenie jednostek pływających, stocznie, urządzenia przemysłowe, rafinerie, drogi i węzły kolejowe tudzież inne ewentualne cele o charakterze militarnym, lecz każdorazowo widnieje obok nich uwaga o niemożności skutecznego ich zwalczenia z powodu braku odpowiedniego uzbrojenia.
Niestety, podczas moich długoletnich poszukiwań nie udało mi się udowodnić, czy można ze sobą połączyć pomysł „użycia nowoczesnych broni” na akwenie Morza Czarnego z pierwszym w historii odpaleniem spod powierzchni morza pocisku rakietowego z pokładu U-511, co miało miejsce w czerwcu 1942 koło Peenemünde.
W tym też okresie odbyły się próby, wprawdzie na innym nośniku, zaprojektowanego przez Zakład Doświadczalny Armii (Heeresversuchsanstalt) „ciężkiego pocisku rakietowego” („schwerer Flugkörper”), który następnie został użyty bojowo na froncie wschodnim.
Pewnych związków chyba wykluczyć się nie da, gdyż w okresie II wojny światowej próby tego rodzaju były forsowane.
Brak jakiejkolwiek wiedzy na temat podejmowanych na Morzu Czarnym prób w 1944 można właściwie tylko tym wytłumaczyć, że objęte były klauzulą ścisłej tajności („Geheime Kommandosache”), a co za tym idzie znane były tylko wąskiemu gronu osób, bezpośrednio w próby zaangażowane, które na dodatek przeprowadzane były w końcowej fazie walk na Morzu Czarnym. Nie powinno wobec tego dziwić, że nie sporządzono żadnych notatek, czy protokołów, których teraz brak jest w niemieckich archiwach.
Podczas pisania mojej pracy „Auch kleine Igel haben Stacheln- Deutsche U-Boote im Schwarzen Meer” (pol. Także małe jeże mają kolce- niemieckie okręty podwodne na Morzu Czarnym) mogłem korzystać z Dziennika Bojowego U-18 i w trakcie szukania dalszych materiałów przesłać prof. Rohwerowi do oceny wspomniany już wyżej fragment z dokonaną w dniu 24 XI 1943 adnotacją. Do jego odpowiedzi załączona była fotokopia listu por. Ohlenburga z 19 września 1962.
Ohlenburg, dowódca U-19, wspomina w swoim liście m.in. obok przeprowadzonych w interesującym nas okresie próbach morskich i pobycie w stoczni także o uzbrojeniu jego jednostki w rakiety. Tym samym udało się dotrzeć do następnej cennej uwagi, wskazującej na dokonane przezbrojenie i przeprowadzone próby.
Niezależnie od katastrofalnej sytuacji militarnej na tym TDW zdołano jeszcze przeprowadzić na Morzu Czarnym próby z nowym systemem uzbrojenia. Dowódcy „doświadczalnych” jednostek w sposób przekonywujący na dodatek oświadczają, że w przypadku gdyby próby przebiegły pozytywnie, ich jednostki po przezbrojeniu w „broń stromotorową” (niem. „Werferwaffe”) skierowano by do akcji.
Bardzo żałuję, że nie mogłem już Ohlenburga zapytać osobiście o inne szczegóły. Ze strony jego byłego radiotelegrafisty, mata Hentschela otrzymałem zupełnie nieoczekiwanie niezwykle szczegółowe informacje na temat przebiegu przeprowadzanych na U-19 prób.
Przedtem jednak doszło do wymiany listów z dowódcą U-9, por. Klapdorem oraz por. Landt-Hayenem, komendantem U-24. Ich konstruktywne wypowiedzi dodały mi otuchy i nie ustępowania w moich dalszych badaniach.
Na bazie do tej pory uzyskanych informacji, w porozumieniu z por. (inż.) w stanie spoczynku Brunsem, głównym oficerem technicznym 30. Flotylli, sporządzono listę pytań, którą przesłano do byłych oficerów trzech wspomnianych wyżej U-Bootów, dowódców kutrów trałowych wchodzących w skład 30. Flotylli Kutrów Trałowych, którzy w otoczeniu innych obserwatorów z pokładów swoich jednostek śledzili próby z nową bronią, przeprowadzane w okolicy Konstancy. Fakt, że w omawianym okresie w „broń stromotorową” zamierzano również przezbroić stacjonujące tam kutry trałowe potwierdził oficer broni zaporowej (Sperrwaffenoffizier) tejże flotylli, por. Bühlmeier. Wspomina o tym również Gerd-Dietrich Schneider w swojej dokumentacji na temat kutrów trałowych (R-Boote) pod tytułem „Vom Kanal zur Kaukasusküste” („Od Kanału La Manche do wybrzeży Kaukazu”).
Dane na temat „prób z pociskami rakietowymi” na U-Bootach typu II B 30. Flotylli Okrętów Podwodnych oraz ich rezultaty.
Zgodnie z uzyskanymi informacjami wspomniane próby przeprowadzono w połowie 1944. U-24 i U-9 po wejściu do doku przygotowano do prób z nową bronią, które przeprowadzono w czerwcu i lipcu 1944, natomiast U-19 przybył w pierwszej połowie sierpnia tego samego roku w rejon Konstancy celem przetestowania nowego systemu uzbrojenia.
U-24
● Okres prób wg Landt-Hayena- 1-30 VI 1944,
D-ca: por. mar. Landt-Hayen,
I Oficer Wachtowy: ppor. mar. Bretschneider,
II Oficer Wachtowy: ppor. mar. Schaller,
Oficer mechanik: ppor.(inż.) Arlt
Wyrzutnie znajdowały się, podobnie jak na U-9 poniżej KLW jednostki, ale powyżej stępki, przyspawane pod katem 45° do kadłuba naciskotrwałego jego centralnej części. Odpalenie „pocisku rakietowego” nastąpiło w momencie, kiedy okręt podwodny znajdował się nieruchomo pod wodą na głębokości peryskopowej.
Liczba przeprowadzonych prób:
- jedno odpalenie dwóch pocisków naraz z prawej burty
- trzy odpalenia pojedynczych pocisków z lewej burty
próby prawoburtowe:
Odpalenie: Landt- Hayen zrelacjonował, że jeden z dwóch „pocisków rakietowych” będąc już nad okrętem obrał kierunek w przeciwnym kierunku od zamierzonego i zgiął peryskop bojowy okrętu na kształt „kolanka”. Co się dotyczy prób prawoburtowych to dodaje jeszcze, że „pociski rakietowe” po wyjściu z głębin, w odległości kilkuset metrów od okrętu zaczęły „gnać dziko, na wszystkie strony” poczym poszły na dno. Według jego słów (Landt- Hayen) mógł on obserwować próby z drugiego, sprawnego peryskopu. Jego słowa wydają się potwierdzać jego dwóch oficerów wachtowych, Bretschneider i Schaller. Ten ostatni obserwował próby swojego U-24 z pokładu kutra trałowego (R-Boot).
próby lewoburtowe:
Zgodnie i informacją Landt- Hayena próba z odpaleniem trzech pojedynczych „rakiet” zakończyła się sukcesem. W jego ocenie „pociski rakietowe” pokonały będąc już w powietrzu odcinek wynoszący do 3 mil mor. II oficer U-9, który przebywał na pokładzie kutra trałowego szacuje, że pociski przeleciały góra od 1 000 do 2 000 m. Godne uwagi wydaje się być końcowe zdanie Landt- Hayena, ponieważ pisze, że w przypadku, kiedy próby miałyby się zakończyć sukcesem, U 24 miał rzekomo wyjść na swój kolejny patrol będąc już przezbrojonym w
„pociski rakietowe”.
U-9
Okres prób według Klapdora- 1-15 VII 1944
Dowódca: por. mar. Klapdor
I Oficer Wachtowy: ppor. mar. Dehrmann
II Oficer Wachtowy: ppor. mar. Bollmann
Oficer Mechanik: ppor. (inż.) Fischer
Liczba przeprowadzonych prób:
trzy pojedyncze odpalenia z prawej burty
dwa odpalenia pojedynczych pocisków z lewej burty
Próby prawoburtowe:
1. odpalenie- po przebiciu lustra wody „pocisk rakietowy” zboczył z toru, przeleciał nad okrętem i zatonął po jego lewej burcie.
2. odpalenie- start nieudany
3. odpalenie- po udanym starcie „pocisk rakietowy” zanurzył się w wodzie poza strefą wykorzystaną do prób. Według słów naocznych świadków, „pocisk rakietowy” przeciął powierzchnię morza niczym delfin.
Próby lewoburtowe:
Podwójne odpalenie: Oba pociski rakietowe zakleszczyły się w swoich prowadnicach, nie opuszczając ich. Można je było usunąć dopiero po zakończeniu prób i zadokowaniu jednostki.
U-19
Okres prób według Ohlenburga- 09- 24 VIII 1944,
Dowódca: por. mar. Ohlenburg
I Oficer Wachtowy: ppor. mar. Felmberg
II Oficer Wachtowy: ppor. mar. Bellin
Oficer Mechanik: ppor. (inż.) Arndt
W odróżnieniu od U-24 i U-9, na U-19 zainstalowano według Henschela na górnym pokładzie pod kątem 45 stopni- przed kioskiem- urządzenia startowe, w których znajdowało się po „6 pocisków typu RAG”. Na U 511 podobne urządzenia znajdowały się na rufie.
Próby odpalenia:
Hentschel wyjaśnia, że żaden z „pocisków rakietowych”, które odpalono z okrętu z do połowy wypełnionymi zbiornikami balastowymi nie opuścił wyrzutni i nie przebił lustra wody. Winy za tę nieudaną próbę dopatruje się on w problemach natury elektrotechnicznej, kontynuując swoją wypowiedź tymi słowy:
„Od dłuższego czasu moje myśli zaprzątał problem sposobu pociągnięcia przewodów oraz ich izolacji. Obie rzeczy były pod psem! W końcu byłem radiotelegrafistą, obeznany z prądem, a oprócz tego wyuczonym elektromechanikiem! Mnie o zdanie nikt nie pytał!”
Niestety, ani z listu Ohlenburga, ani ze wspomnień Hentschela nie dowiedziałem się, ile pocisków typu „RAG” zamierzano wystrzelić w powietrze. Również z perspektywy dnia dzisiejszego, nie można jednoznacznie stwierdzić, dlaczego pociski nie zareagowały na sygnał „pal!”. Nie wiadomo, czy przyczyny szukać w spadkach napięcia prądu, czy spięciach, do których doszło w wyniku nieszczelnej izolacji. Z uwagi na brak hermetycznych zaburtowych wyprowadzeń wspomniana wyżej teza byłaby możliwa, tym bardziej, że w miarę schodzenia na większe głębokości zmianie ulega także stosunek ciśnień.
Na pytanie o brzechwy na „pociskach rakietowych” Hentschel odpowiada twierdząco, podając „długie na może 20 cm i 5-7 cm wysokie”.
Według niego również sposób ustawienia wyrzutni na U 19 miałby odpowiadać wzorowi zastosowanemu na U-551. „Niewykluczone, że mniejsze wymiary naszej wyrzutni podyktowane były mniejszymi wymiarami pokładu, którymi charakteryzował się typ naszego okrętu podwodnego”. To pozwala też wyjaśnić, dlaczego wspomnianą wyrzutnię zainstalowano na U-19 przed jego kioskiem.
Rezultaty
Z powodu nie zadowalających wyników próby na czarnomorskich U-Bootach zostały przerwane, a wyrzutnie „pocisków rakietowych” z nich zdemontowane, co nastąpiło w suchym doku w Konstancy.
Pociski rakietowe
Po przestudiowaniu całego materiału i wszystkich danych możemy zaryzykować stwierdzenie, że opisane wyżej próby przeprowadzono z zastosowaniem wielolufowych moździerzy typu „Nebelwerfer”, abstrahując na razie od pewnych różnic w opisie samych pocisków oraz wyrzutni, z których były wystrzeliwane.
Nebelwerfer (po polsku dosłownie „wyrzutnia mgły”; tłum. M.J.)- moździerz typu 40 M ładowany od tyłu, miotający granaty o masie 10,5 kg, służący do maskowania własnych oddziałów lub oślepiania nieprzyjaciela. Dywizje piechoty posiadały przeważnie po jednym dywizjonie tej broni. W 1942 jednostki wyposażono- oprócz granatów mgielnych- także w granaty odłamkowe, przez co były używane do wspierania piechoty. Według ówczesnych dokumentów węgierskich, miotaczami takimi nazywano również 100- i 150-mm moździerze wielolufowe. (uwaga MiJa na podstawie Péter Szabó „Łuk Donu 1942-1943”, Bellona, Warszawa 2000, str. 169).
Klapdor (U-9) podaje średnicę „rakiety na paliwo stałe” (niem. Feststoffrakete) 30 cm, Fischer, jego oficer- mechanik, mówi o 32 cm, natomiast Hentschel (U-19) stwierdza, że ich średnica wynosiła 25 cm. Według niego prowadnice na U-19, z których odpalono „pociski rakietowe” były krótsze od zastosowanych na U-511, co jest z kolei powodem, dla którego nie wyklucza, że dla celów doświadczalnych „21- cm pociski rakietowe” z U-19 były krótsze i o mniejszej masie.
Co do długości „pocisku rakietowego” to wspomniane osoby określają ją niemalże jednogłośnie na 123,6 cm, a to odpowiada dokładnie długości pocisku o średnicy 30 cm do Nebelwerfera 42!
Niewystarczające dla konkretnego określenia są dane dotyczące masy zastosowanego podczas prób „pocisku rakietowego”, tudzież masy jego głowicy bojowej. Tylko Klapdor (U-9)- bez jakiejkolwiek wskazówki, co do jej siły wybuchu- określa masę głowicy bojowej na 45 kg. Siła niszczenia tej broni polegała głównie na wyzwoleniu skumulowanej w głowicy energii. Jochen Ende w swoim dziele „Die Nebelwerfer” podaje, że masa łączna 300- mm pocisku do Nebelwerfera 42 wynosiła 127 kg. Jeżeli dodamy teraz do siebie pojedynczą masę 12 „pocisków rakietowych” to, moim zdaniem, przy tych parametrach tego typu okrętu podwodnego z pewnością wystąpić musiały problemy ze stabilnością. Do tego samego wniosku dochodzi por. (inż.) Bruns pisząc (8.11.1992):
„nie jestem w 100% pewny, czy w przypadku naszych prób rzeczywiście chodziło o pociski kalibru 300 mm! Przy 120 kg już w doku wystąpiłyby problemy przy ich załadunku. Może były to w rzeczywistości jednak tylko pociski moździerzowe kal. 210 mm!”
Podczas wszystkich prób odpalenie „pocisków rakietowych” następowało za pomocą zainstalowanego w centrali każdego U-Boota przełącznika (łącznik wybierakowy), który połączony był kablem z wyrzutnią „pocisków rakietowych”. Za pomocą wspomnianego przełącznika możliwe było zaprogramowanie kolejności odpalenia (pojedyncze, podwójne, grupowe, całą salwą) „sprawdzonych bojowo na lądzie i wyprodukowane przez Zakłady Doświadczalne Armii rakiet na paliwo stałe”, charakteryzujące się dużą siłą wybuchu. Bardzo różnie określane było pojęcie „pocisk rakietowy” (Flugkörper), gdyż zapytane osoby używały następujących określeń:
- pocisk moździerzowy („Werfergeschoß”)
- pocisk rakietowy („RAG”= Raketenabschussgerät)
- pocisk moździerzowy kal. 300 mm („30 cm Werfer”)
- pocisk mgielny („Nebelwerfer”),
- pocisk moździerzowy kal. 300 mm typu Nebelwerfer 42 („30 cm-Nebelwerfer 42”),
- pocisk rakietowy („Flugkörper”), które to pojęcie jest również używane przeze mnie.
Ta swoista dowolność w jednoznacznym określeniu, o jaki typ pocisku w zasadzie chodziło, można według mnie wytłumaczyć tym, że osobom, które brały bezpośredni udział w opisanych wyżej próbach, fachowe określenia po prostu nie były znane, a to głównie ze względów na zachowanie tajemnicy wojskowej. Oprócz tego, a należy o tym pamiętać, osoby te zostały skonfrontowane z tym nowym rodzajem broni w sposób nieoczekiwany, można by rzec, że „na kilka sekund przed dwunastą”. Nie popełnię tutaj zbyt rażącego błędu, ryzykując stwierdzenie, że ten rodzaj broni „przywędrował” do Konstancy wraz z ewakuowanymi z Krymu oddziałami Wehrmachtu. Tutaj obeznani z tą bronią eksperci armii (?) wraz z wąskim gronem pracowników stoczniowych zainstalowali ją na trzech wspomnianych U-bootach. Moje starania dowiedzenia się czegoś więcej poprzez osoby, które w tym okresie służyły wzgl. były zatrudnione w Sztabie Głównym Stoczni Morza Czarnego (Oberwerftstab Schwarzes Meer) nie przyniosły żadnych rezultatów. Na moje, skierowane na ręce kontradmirała w stanie spoczynku Godta, Szefa Operacyjnego (Chef der Operationsleitung) przy Dowódcy U-bootów (Dönitz) oraz kontradmirała w stanie spoczynku Weyhera, Admirała Morza Czarnego (Admiral Schwarzes Meer) zapytanie na temat „Próby z pociskami rakietowymi na Morzu Czarnym” („Raketenschiessversuche im Schwarzen Meer”) otrzymałem odpowiedzi, które mi nie pozwoliły w moich badaniach pójść do przodu. Admirał Godt przypomina sobie „jakieś próby w bliżej nieokreślonym czasie przeprowadzane na U-boocie koło Peenemünde”, natomiast admirał Weyher, pomimo że w basenie Morza Śródziemnego pełnił potrójną funkcję, nie był w stanie potwierdzić faktu odbycia jakichkolwiek rozmów na temat „prób z bronią tego rodzaju”. „Nie mogę sobie wyobrazić”- słowa Weyhera- aby przy tej odpowiedzialności, którą ponosiłem nie usłyszał czegoś na temat takich prób!”. Jeżeli przezbrojenie U-bootów Morza Czarnego nie było decyzją, która zapadła na najwyższym szczeblu dowodzenia, to musiała ona zostać podjęta przez grono będące najbardziej związane z konkretnymi U-bootami. Niezależnie od przezbrojenia i przeprowadzonych prób, oczekiwania z tym związane nie spełniły się, o czym będzie można jeszcze przeczytać. Z tego też powodu nie można udzielić odpowiedzi, jaki wpływ z militarnego punktu widzenia miałoby użycie „pocisków rakietowych”, w które uzbrojone zostały U-booty Morza Czarnego, w bezpośrednim sąsiedztwie opanowanego przez nieprzyjaciela pasa wybrzeża lub graniczącą z nim linią frontu na lądzie stałym.
Wydaje się być również pewne, że aspekt psychologiczny, wynikający z odpalenia „pocisków rakietowych” z zanurzonych i przebywających w pobliżu wybrzeża zajętego nieprzyjaciela okrętów podwodnych byłby bardzo ograniczony. O doprowadzeniu do militarnego zwrotu „na korzyść Niemiec” nie mogło być mowy! Koniec działań wojennych na południowo- wschodnim TDW w omawianym czasie był już od dłuższego czasu zaprogramowany, a ofensywa ACz nie do powstrzymania. Szczególną wartość dla oceny ówczesnej sytuacji przedstawiają wspomnienia kontradmirała w stanie spoczynku, Arendta, w tym okresie dowódcy U-18 i ostatniego komendanta U-23. Oto jego ocena przeprowadzonego przezbrojenia:
Absolutnie nie można było oczekiwać, aby mogło to mieć jakiś odciążający wpływ lub żeby mogło to mieć dla nas decydujące znaczenie, pozwalające, aby inicjatywa w rejonie Morza Czarnego znowu przeszła w nasze ręce. Z perspektywy Dowództwa U-Bootwaffe Morze Czarne było w najlepszym przypadku nic nie znaczącym drugoplanowym teatrem działań wojennych, gdzie stare jednostki szkolne, które na Zachodzie nie miały żadnych szans na odniesienie jakichkolwiek sukcesów, czy wręcz przeżycia, tutaj, tzn. na Morzu Czarnym mogły jeszcze być pożyteczne. Ich rejonem operacyjnym było wybrzeże Kaukazu, więc i tak znajdowały się przez cały czas w pobliżu brzegu. Z tego też względu otrzymanie w lecie 1944 zezwolenia na użycie nowego rodzaju broni z pewnością nie przysporzyło większych trudności. To, że przeprowadzone koło Konstancy próby wystrzelenia pocisków rakietowych z małych okrętów podwodnych, w odróżnieniu do podobnych i zakończonych sukcesem przeprowadzonych z U-511 nie powiodą się, było nie do przewidzenia. W przypadku, gdyby wspomniane próby zakończyły się jednak powodzeniem, to mały zasięg użytych pocisków nie byłby żadną przeszkodą do ich zastosowania, gdyż celi, znajdujących się w dostatecznej odległości znalazłaby się dostateczna liczba. Przeprowadzone próby są dowodem na pomysłowość oficerów Kriegsmarine, którzy na swoich barkach dźwigali ciężar wojny podwodnej na akwenie Morza Czarnego i potwierdzają na dodatek ich starania w uzyskaniu w szczególnych warunkach tego, co najlepsze, przyczyniając się tym samym do uzyskania określonych przez wojnę celów. Z przeprowadzonych prób nie sporządzono żadnej dokumentacji. Z tego też powodu wiele rzeczy pozostaje niewyjaśnionych i pewnie też nigdy wyjaśnienia się nie doczekają. Ogólna ocena przedstawionego materiału pozwala jednak pokusić się o stwierdzenie, lub przynajmniej o jego próbę, że myślą przewodnią tych doświadczeń była chęć zastosowania w wojnie prowadzonej przez okręty podwodne tego, co sprawdziło się w działaniach wojennych prowadzonych na lądzie.
To na pokładzie U-18, który jako pierwszy z operujących na Morzu Czarnym U-bootów przedarł się w bezpośrednie sąsiedztwo wybrzeża kaukaskiego pojawiło się życzenie zwalczania celów w bezpośredniej bliskości linii brzegowej za pomocą artylerii w takich sytuacjach, kiedy użycie torped okazałoby się być niemożliwe. Pomysły tego rodzaju potęgowały się przede wszystkim podczas długich czasami tygodni, kiedy w wizjerze peryskopu nie pojawiał się żaden cel, gdyż nieprzyjaciel po sukcesach odniesionych przez U-booty po prostu wstrzymywał ruch swoich jednostek nawodnych.
Sytuacja na Morzu Czarnym prawdopodobnie wyglądałaby inaczej, gdyby doszło do wysłania na Morze Czarne nowych okrętów podwodnych typu XXIII, jak to w 1943 postanowiło Oberkommando der Kriegsmarine.
Z powodu różnego rodzaju problemów dopiero w dniu 10 marca 1944 w stoczni w Finkenwerder (obecnie Hamburg- Finkenwerder- przyp. M.J.) zakończono montaż pierwszego sekcyjnie budowanego okrętu typu XXIII (U-2321), lecz w tym okresie jego ewentualne operacje na Morzu Czarnym urzeczywistnić się już nie dały. Z uwagi na rozwijającą się sytuację militarną południowo- wschodni akwen morski nie był już kontrolowany przez Niemców, a dla znajdującej się na „terenach okupowanych” stoczni w Nikołajewie, gdzie zamierzano „składać” transportowane na Morze Czarne U-Booty nowego typu, trzeba się było rozejrzeć za czymś zastępczym. Już tylko w sposób alternatywny doszło w marcu 1944 do udzielenia stoczni w Linzu (Schiffswerft Linz) zlecenia na budowę jednego U-Boota wspomnianego wyżej typu, lecz już po upływie dwóch miesięcy zostało ono anulowane. Taki a nie inny obrót sprawy był powodem, dla którego nie udało się już urzeczywistnić zbudowania w rumuńskiej bazie w Konstancy bunkra dla 20 U-bootów nowego typu XXIII (początek prac OKM zaplanował na październik 1943). Sam port służył jednak już od października 1942 jako baza dla sześciu przetransportowanych na Morze Czarne U-Bootów (typ II B) tworzących 30. Flotyllę.
Uwagi końcowe
Przeprowadzone u schyłku morskich działań wojennych na Morzu Czarnym z udziałem trzech U-Bootów z 30. Flotylli OP próby z wystrzeliwaniem pocisków rakietowych nie skończyły się oczekiwanym sukcesem. Niepowodzenie należy w pierwszej linii przypisać brakowi czasu i niedostatecznym stanem techniki.
Dowódcy okrętów podwodnych i ich załogi skonfrontowane zostały „z nietypową dla okrętu podwodnego nowinką techniczną”, a brak odpowiedniej fachowej wiedzy popartej umiejętnościami doprowadziłyby z pewnością do poważnych problemów. Gdyby rzeczywiście doszło do przezbrojenia U-bootów w „broń stromotorową”, to konieczna okazałaby się być zmiana koncepcji w dziedzinie taktycznego użycia okrętów podwodnych. Oprócz tego nie miano żadnego praktycznego doświadczenia, w jaki sposób to „ciężkie i znajdujące się poza kadłubem dodatkowe wyposażenie” wpłynąć by mogło na manewrowanie i stabilność U-Boota podczas jego poruszania się na powierzchni morza, czy w głębinach. Jak widzimy owe przezbrojenie byłoby już związane z pewnym dosyć wysokim ryzykiem. Z pewnością nie zdołano by uniknąć- i skalkulować by się tego też nie dało- strat w czasie powstałych w wyniku potrzeby ponownego załadowania wyrzutni na U-24 i U-9. W przypadku właśnie tych dwóch U-Bootów ponowne załadowanie wyrzutni odbyć by się mogło tylko w suchym doku. Rozważania idące w kierunku wykorzystania płetwonurków, kiedy jednostka znajdowała się z dala od własnej bazy, w pobliżu wrogiego wybrzeża, czy też przez odpowiednie przechylenie jednostki na jedną z burt, muszą budzić nasze uzasadnione obawy.
Inaczej rzecz by się przedstawiała na U-19. Tutaj wyrzutnia znajdowała się na pokładzie dziobowym, co gwarantowało bezpośredni i niczym do niej nie utrudniony dostęp, kiedy jednostka oczywiście znajdowałaby się na powierzchni. Tak, więc na tym U-Boocie ponowne załadowanie wyrzutni nie stanowiłoby żadnego większego problemu. (patrz rysunki i fotografie U-511). O decydującym znaczeniu, i to w obu przypadkach, byłaby sprawa ulokowania na pokładzie U-Boota rezerwowych pocisków rakietowych! Jak pamiętamy, już dwie rezerwowe torpedy, które składowane były w dziobowym pomieszczeniu mieszkalnym, przynajmniej na początku patrolu, mocno ograniczały swobodę poruszania się przebywających tam członków załogi, czasami na bardzo długi okres. Łatwo sobie wyobrazić, jakiemu skurczeniu uległaby wspominana wyżej powierzchnia, gdyby przebywającym tam członkom załogi przyszło właśnie tam umieścić dodatkowe pociski rakietowe, które wymagałyby ciągłego doglądu i konserwacji!
W międzyczasie próby z pociskami rakietowymi na Morzu Czarnym należą już do „historii broni podwodnej”. Nie wolno nam jednak pozwolić, aby ten epizod popadł w zapomnienie! Były to skromne początki nowej ery w historii okrętu podwodnego, czegoś, co dzisiaj jest powszechnością.
Obojętnie jednak, w jaki sposób czytelnik oceni wyniki przedstawione na łamach niniejszej pracy, to należy pamiętać o tym, że U-24, U-9 i U-19, z których przeprowadzano próby wystrzelenia „pocisków rakietowych”, dopomogły w uzyskaniu epokowego przełomu w pracach nad rozwojem rodzaju broni nowej generacji, a działo się to w okresie, kiedy klęska militarna Niemiec była już przypieczętowana.
Ukończenie mojej pracy poświęconej doświadczeniom z przeprowadzanych prób z odpaleniem „pocisków rakietowych” z okrętów podwodnych na Morzu Czarnym oraz przedstawione w niej informacje, uwagi i wnioski zawdzięczam współpracy ze mną oraz uprzejmości byłych dowódców, oficerów i członków załóg 30. Flotylli Okrętów Podwodnych. Nie zapominam również o wyżej (chodzi o szczebel dowódczy- przyp. M.J.) postawionych osobistościach, którzy w sposób konstrukcyjny wspierali mnie w osiągnięciu przeze mnie celu. Bez ich pomocy nie doszłoby, po prawie 50 latach, do przedstawionych tutaj rozważań.