Babciu, potrzebuję pieniędzy
Podszywają się pod członków rodziny lub urzędników i kradną nawet oszczędności całego życia. Ich ofiarami są ludzie starsi. Nie tylko z powodu wieku. Także ze względu na społeczne wykluczenie.
Częściej wpuszczają do domu obcych, składają podpisy pod wątpliwymi umowami, przekazują dane osobowe i pieniądze na rzecz trudnych do zweryfikowania przedsięwzięć. To właśnie z myślą o osobach zaawansowanych wiekiem przestępcy wypracowali metody, w których od siły fizycznej więcej znaczy spryt, pewny głos i zdolność przekonywania.
Granicą jest dla nich wyobraźnia. Kradzieży dokonują, podszywając się pod inkasentów, listonoszy, pracowników ZUS-u, opieki społecznej, akwizytorów, czasem policjantów. Wpuszczeni do mieszkania, odwracają uwagę gospodarza i opróżniają szuflady. Czasem ludzie starsi sami, pod różnymi pretekstami i w najlepszej wierze, oddają zaskórniaki.
Osobną kategorią są oszustwa „na wnuka”. Tu chodzi o wciągnięcie starszej osoby w intrygę, której finałem bywa utrata wszystkich oszczędności. Scenariusze się różnią, jednak niemal zawsze historia zaczyna się od telefonu. Od rzekomego wnuka, córki syna, czasem dawno niewidzianego krewnego. Dzwonią z lawiną informacji: dobrych albo złych, jednak zawsze wymagających błyskawicznej reakcji. O transakcji giełdowej, która wkrótce przyniesie kokosy, wyjątkowo korzystnej promocji, która zaraz wygaśnie, albo o mieszkaniu za pół ceny - tyle że do kupienia koniecznie jeszcze tego samego dnia. Może być też o wypadku samochodowym, natrętnych wierzycielach, a nawet porwaniu i konieczności zapłacenia okupu.
Wspólnym mianownikiem są sumy: najczęściej kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy złotych. Potrzebne natychmiast.
Szajki działające w ten sposób typują w książkach telefonicznych popularne wśród ludzi starszych imiona. Potem próbują tak długo, aż ofiara połknie haczyk. Rekordziści potrafią wykonać trzysta telefonów dziennie.
Dzwoni wnuk
Pani Zofia (imię zmienione) mimo zbliżającej się osiemdziesiątki jest zupełnie samodzielna. Mieszka w dużym domu, we wsi pod Krakowem, regularnie odwiedza dzieci w mieście. Codziennie wyprowadza na spacer dużego boksera. O tym, co ją spotkało, mówi dziś spokojnie, choć na początku nie potrafiła wrócić do równowagi.
- Dostałam telefon wczesnym popołudniem. Mężczyzna po drugiej stronie przedstawił się jako mój wnuk - opowiada. - Stwierdził, że miał wypadek, samochód jest do kasacji, a on sam wyszedł z kraksy z uszkodzoną ręką. Wyrzucał z siebie słowa jak karabin maszynowy.
Potem padła kwota. „Wnuk” przyznał się do spowodowania wypadku i poprosił o 25 tysięcy złotych. Pieniędzy potrzebował na opłacenie człowieka, który przez niego ucierpiał. W przypadku gdyby staruszka odmówiła, „wnuka” miała czekać utrata prawa jazdy, a nawet więzienie.
Osobę nawiązującą kontakt z potencjalną ofiarą policjanci nazywają „telefonistą”. To mężczyzna albo kobieta, nie ma jednego wzorca. Jednak, według policyjnych statystyk, mężczyźni najczęściej powołują się na perspektywę udanego interesu, kobiety - na konieczność uregulowania starych długów.
Pani Zofia podjęła rozmowę. Nastąpił obowiązkowy punkt programu: - Powiedział, żebym do nikogo nie dzwoniła, zwłaszcza do rodziny. Dodał też, że w czasie wypadku jego telefon rozpadł się na kawałki i próba skontaktowania się z nim będzie bezcelowa. Sam używa komórki znajomego.
To właśnie ten znajomy miał odebrać pieniądze. Na początku planował zjawić się w domu, potem „wnuk” zdecydował, że do przekazania pieniędzy dojdzie bezpośrednio w banku.
Wątpliwości pojawiły się już na samym początku. Pani Zofia zorientowała się, że głos jej wnuka brzmi inaczej. Na dowód, że dzwoniący jest tym, za kogo się podaje, zażądała szczegółów, które mógł znać tylko ktoś z rodziny: daty urodzenia albo imienia żony. Zamiast odpowiedzieć, zaczął krzyczeć.
- Potem dzwonił co dwie minuty - mówi, przedrzeźniając go lekko: - „Jeszcze nie wyszłaś?”, „Pospiesz się!”, „Ten człowiek chce dzwonić na policję!”, „Będę skończony!”. Zakrzyczał mnie. Nie miałam czasu zebrać myśli.
„Telefoniści” upewniają się w ten sposób, czy ofiara nie próbuje skontaktować się z rodziną albo wezwać policji. Ostatnio znaleźli nowy sposób. Po prostu proszą, żeby nie odkładała słuchawki i czekała na dalsze instrukcje. Dzięki temu mogą ją cały czas kontrolować.
Głównym celem jest minimalizacja ryzyka. Przestępcy obserwują ofiarę w banku, w czasie podejmowania pieniędzy, a kiedy do przekazania gotówki ma dojść w domu - upewniają się, że jest sama. „Odbierak”, czyli członek szajki, który zgłasza się po pieniądze, ujawnia się tylko wtedy, kiedy ma pewność, że wszystko idzie po jego myśli. Bo grozi mu od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
Stojąc w kolejce do okienka bankowego, pani Zofia, pomimo zakazu, zdecydowała się jednak zadzwonić. W słuchawce odezwał się wnuk. Tym razem głos był znajomy. Okazało się, że cała historia o wypadku była pułapką.
Niekiedy historii, które przedstawiają przestępcy, nie powstydziłby się hollywoodzki scenarzysta. Tak było w przypadku mieszkanki Krakowa, który opisuje Anna Zbroja z małopolskiej komendy wojewódzkiej.
- Mamo, to ty? - odezwał się głos w słuchawce. - Tak córeczko, wróciłaś już z Włoch? - Nie, mamo. Zostałam porwana przez mafię - odparła kobieta, która właśnie zorientowała się, że w rozmowie powinna obrać kurs na Półwysep Apeniński. Żeby zdobyć pieniądze na okup, staruszka wyczyściła konto w banku, brakującą sumę pożyczyła od znajomych i zostawiła pieniądze w wyznaczonym miejscu. Bo wiadomo przecież, że macki Camorry sięgają daleko. Tym razem zgarnęły kopertę z 40 tysiącami złotych z ławki na krakowskim osiedlu.
Żeby czuć się potrzebnym
W przypadku przekazania pieniędzy, pierwszą reakcją rodziny bywa przewracanie oczami: babcia dała się wykiwać, oszukali ją jak dziecko. Przecież historyjka od początku była dziurawa jak szwajcarski ser: inkasent nie miał legitymacji, a wnuk ledwie orientował się w sprawach rodziny.
Sprawa nie jest jednak tak oczywista. Anna Zbroja podkreśla, że przestępcy są doskonale przygotowani, mają przećwiczone różne warianty prowadzenia rozmowy i potrafią grać na emocjach. Sprzyja im też element zaskoczenia.
- Sytuacja życiowa ludzi starszych sprawia, że łatwiej padają ofiarą przestępstwa - twierdzi dr Przemysław Piotrowski, psycholog i autor książki „Rozbój. Uwarunkowania psychospołeczne, motywacja i racjonalność sprawców”. - Częściej mieszkają samotnie, niekiedy nie mogą liczyć na wsparcie rodziny, a ich aktywność jest ograniczona. W przypadku oszustw „na wnuka” możemy mówić o dodatkowym czynniku: przestępcy uderzają w najsłabszy punkt. W kulturze europejskiej bowiem relacje między dziadkami a wnukami są specyficzne, inne niż między rodzicami a dziećmi. Dziadkowie widują się z wnukami stosunkowo rzadko, dlatego są dla nich bardziej tolerancyjni, skłonni do niesienia bezwarunkowej pomocy. Kiedy na początku historia przedstawiona przez oszusta wydaje się wiarygodna, a ofiara podejmuje temat, tworzy się między nimi rodzaj umowy, której ważnym punktem jest dyskrecja. Trudno się z niej wycofać i przerwać rozmowę, nawet jeśli kolejne fakty wydają się zupełnie absurdalne.
Z tegorocznej „Diagnozy Społecznej”, przeprowadzonej pod kierunkiem Janusza Czapińskiego i Tomasza Panka, wynika, że ponad połowa emerytów jest zagrożona różnymi formami wykluczenia. Najczęściej chodzi o zły stan zdrowia, ale też gorsze wykształcenie czy samotność, rzadziej - ubóstwo.
- Ludzie starsi mają niezaspokojoną potrzebę bycia docenianym, kimś ważnym - mówi dr Piotrowski. - Tymczasem w rzeczywistości są odsuwani od życia. Dlatego jeżeli ktoś wysyła sygnał: jesteś jedyną osobą na świecie, która może mi pomóc, reagują od razu. To często jedyny sposób na zaspokojenie potrzeb. Szansa, żeby pomimo wieku, okazać się przydatnym.
Z drugiej strony, kiedy zostaną oszukani, najczęściej obwiniają się o spowodowaną wiekiem demencję czy niedołęstwo. - W takim przypadku rodzina musi okazać wsparcie - mówi dr Piotrowski. - Warto podkreślać, że podobne sytuacje zdarzają się także innym ludziom. Jeżeli to zaniedbamy, starsza osoba może się ostatecznie zamknąć w swoim świecie.
Podejmowane przez policję próby przeciwdziałania skupiają się na przestrzeganiu i instruowaniu, jak się zachować w krytycznym momencie. Co roku, w ramach akcji „Bezpieczny senior”, policjanci ruszają z warsztatami na uniwersytety trzeciego wieku, organizują spotkania w szkołach i kościołach. Uczą, żeby zachowywać ostrożność. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości warto potwierdzić personalia osoby, która stoi na progu - np. zadzwonić do instytucji, za której przedstawiciela podaje się rzekomy inkasent czy urzędnik. Albo poprosić o pomoc kogoś zaufanego. Policja radzi też, by mieć pod ręką listę numerów do najbliżej rodziny, a w razie podejrzeń dzwonić również na 997 albo 112.
Co mogą zrobić bliscy? Częściej rozmawiać. Żeby babcia, dziadek czy ciocia nie mieli problemu z rozpoznaniem ich głosów.
1