PAN WOŁODYJOWSKI
CZAS I MIEJSCE WYDANIA:
Podobnie jak w przypadku poprzednich dwóch części trylogii, „Pan Wołodyjowski” ukazał się najpierw jako powieść w odcinkach na łamach warszawskiego „Słowa”, którego Sienkiewicz przez wiele lat był naczelnym redaktorem. W Krakowie utwór drukowany był w „Czasie”, a w Poznaniu w „Dzienniku Poznańskim”. Miało to miejsce wiosną 1987 roku. 3 czerwca tegoż roku pojawiło się na rynku pierwsze książkowe wydanie powieści.
GENEZA:
Napisanie powieści poprzedziły studia historyczne oraz podróż do Konstantynopola ( przez Bukareszt i Warnę) w roku 1886. Zafascynowany tureckim miastem postanowił, ze kluczowym punktem najnowszej powieści będzie wielka bitwa polsko-turecka, jaka rozegrała się 11 listopada 1673 roku pod Chocimiem. Tym samym cała trylogia miała obejmować okres 1658-1673, a ostatnia jej część skupiać się miała na czasach elekcji i władzy Jeremiego Wiśniowieckiego. Choć najpierw prace nad nową powieścią szły dość powoli, to z początkiem 1887 roku Sienkiewicz pisał już w zawrotnym tempie. Zanim jednak przystąpił do pisania poświęcił wiele godzin na przestudiowanie dokumentów historycznych w poszukiwaniu prawdziwego Wołodyjowskiego. Udało mu się odnaleźć dwóch żołnierzy o tym nazwisku. Pierwszy z nich nosił imię Michał, a drugi Jerzy. Zważywszy na fakt, iż Jerzy Wołodyjowski zginął podczas obrony Kamieńca można przypuszczać, że to on był pierwowzorem dla postaci stworzonej przez Sienkiewicza.
CECHY GATUNKOWE
„Trylogię” zazwyczaj zalicza się do nurtu powieści historycznych. Jednakże ostatnią z części, Pana Wołodyjowskiego, poszczególni badacze różnie klasyfikują . Wyróżnia się 4 rodzaje klasyfikacji powieści ze względu na gatunek:
1.Krytycy współcześni autorowi twierdzili, że utwór wpisuje się w kanon powieści historycznej, ponieważ zdarzenia osadzone zostały w dokładnie sprecyzowanej rzeczywistości, nawiązują do zdarzeń historycznych, ponadto zauważa się dążenie do respektowania prawdy historycznej, przeplatanie wątków fikcyjnych i autentycznych, osadzenie rzeczywistej postaci w konkretnej sytuacji historycznej i zaangażowanie jej w związek miłosny z bohaterką fikcyjną ( tak jak w poprzednich częściach).
2. Grupa krytyków, na której czele stał Zygmunt Szweykowski, klasyfikowała „Pana Wołodyjowskiego” (jak i całą Trylogię) do dzieł z gatunku baśniowego, ponieważ zaobserwowali, że: zastosowano idealizację świata przedstawionego, jego uproszczenie, a bohaterowie występujący w utworze, a także opisane w nim wydarzenia, sprawiają wrażenia fikcyjnych (nawet jeśli istniały naprawdę).
Szweykowski jednocześnie zaznaczał, że baśniowość Trylogii nie wykluczała niektórych nurtów powieści historycznej!
3.Grupa krytyków, która twierdziła, że Trylogia jest przykładem historycznej powieści przygodowej. Początkowo głównym argumentem był przerost konwencji romansu nad historią w powieściach Sienkiewicza. Później krytycy dostrzegli, że równowaga czynnika historycznego i romansowego została idealnie zachowana.
4. Najliczniejszą grupę krytyków stanowili wyznawcy tezy, iż Trylogia, w tym „Pan Wołodyjowski”, stanowi przykład sumy gatunków!
Za nadrzędny gatunek cyklu uważa się jednak powieść historyczną, której podporządkowana została także powieść realistyczna, epopeja homerycka i epika rycerska. Następnie wielką rolę odgrywa w Trylogii epos baśniowy i ludowy, a także schematy powieści awanturniczo-przygodowej. Znajdziemy w niej także elementy piśmiennictwa publicystycznego.
CECHY NARRACJI
(Pozornie prosta i komunikatywna, lecz Sienkiewicz musiał stworzyć swoisty artystyczny wzór: odrzucić maksymalne uproszczenie, na rzecz wyboru najbardziej adekwatnego sposobu relacji zdarzeń w danym momencie)
Narracja:
autorski punkt widzenia (narrator bardziej skupia się na wydarzeniach historycznych, jeśli chodzi o komentarz, natomiast przygody głównych postaci stara się komentować obiektywnie i bez zbędnej przesadności.).
narrator musiał przyjąć rolę historyka, kronikarza, który charakteryzował się także wszechwiedzą na temat bohaterów, ich losów oraz wydarzeń historycznych. Autentyczność dziejowa stanowiła także swoiste ograniczenie dla swobody narratora, który nie mógł przekazywać informacji błędnych czy niesprawdzonych, ponieważ podważałoby to jego autorytet i wiarygodność.
Unikanie natrętnych komentarzy dydaktycznych,
Wg T. Bujnickiego „Narracja Sienkiewiczowska mieści się jak gdyby pomiędzy mentorstwem Orzeszkowej a obiektywizmem Prusa”
wzorowanie się klasycznych dziełach epickich,
przekaz subiektywny, przejawiający narracyjno-autorską obecność,
Narracja odpowiednia dla powieści tradycyjnej, realistycznej, choć wyraźnie widać, że została ona dopasowana do wymogów powieści historycznej.
POWIEŚĆ KU POKRZEPIENIU SERC
Aby zrozumieć, dlaczego Trylogię Sienkiewicza określa się mianem dzieła pisanemu „ku pokrzepieniu serc”, należy zdać sobie sprawę z sytuacji, jaka panowała wówczas na ziemiach polskich. Koniec wieku dziewiętnastego charakteryzował się szeroko odczuwalnym znużeniem hasłami pozytywizmu, takimi jak chociażby praca u podstaw czy praca organiczna. W narodzie coraz bardziej uwidaczniał się pesymizm, który udzielał się również modernistycznym twórcom. Polacy z biegiem czasu, widząc upadki kolejnych powstań i podobnych inicjatyw, obserwując niemoc elit intelektualnych przestali wierzyć we własne siły. Poczucie bezsilności było wówczas powszechne i wszechogarniające. Współcześni autorowi Trylogii krytycy zarzucali mu niedociągnięcia, a czasami nawet jawne zniekształcenia polskiej historii, która stanowiła często kanwę dla fikcyjnych wydarzeń wymyślonych przez Sienkiewicza. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że „Ogniem i mieczem”, „Potop” oraz „Pan Wołodyjowski” w sensie wartości ideowych, duchowych reprezentowały najwyższą wartość. Sienkiewicz za pośrednictwem swoich dzieł stał się dla narodu kimś na wzór terapeuty, który leczył schorowane dusze. Polacy, którzy na co dzień lubowali się w krytykowaniu swojej tradycji, przeszłości, dorobku kulturowego, prześcigali się w wymyślaniu kolejnych wad narodowych, nagle poczuli, że wcale nie są tacy źli. Można powiedzieć, że Trylogia zapędziła ich z jednej skrajności w drugą, o czym także napomina Wyka: „Na kompleks małej wartości ówczesnego społeczeństwa polskiego odpowiedzią było pobudzenie do życia kompleksu buńczucznej pewności siebie” Powieści historyczne autora doskonale trafiały w zapotrzebowanie i gusta odbiorców, ponieważ po części były także tworzone przez nich. Fakt ten uzmysławia, że społeczeństwo potrzebowało właśnie takiego zastrzyku patriotyzmu, osnutego we wspaniałe przygody dzielnych bohaterów, którzy gotowi byli oddać życie za ojczyznę. Trylogia była niejako pisana na zamówienie społeczne, ponieważ fragmenty cyklu ukazywały się w odcinkach na łamach gazet, przez co Sienkiewicz otrzymywał setki próśb od czytelników, którzy wymagali na nim pewne posunięcia fabularne.
BOHATEROWIE
Jerzy Michał Wołodyjowski - tytułowy tej części Trylogii, ma czterdzieści dwa lata, mizernej postury - bardzo niski - nie miał szczęścia w miłości. Natomiast jako szermierz był niepokonany. Charakterystycznie poruszał wąsikiem, kiedy był zdenerwowany lub znalazł się w trudnej sytuacji. Bardzo dobry i czuły mąż, uwielbiany przez żołnierzy dowódca. Zginął broniąc Kamieńca przed Turkami. Wcześniej służył pod komendą Jeremiego Wiśniowieckiego, walczył z Kozakami w Zbarażu; odbił Helenę z rąk groźnego Bohuna, za Jana Kazimierza dzielnie walczył ze Szwedami, odbił Oleńkę Billewiczównę z rąk Kmicica.
Barbara Jeziorkowska herbu Rawicz, pani Wołodyjowska - „hajduczek” (tak nazywał ją Zagłoba), jej rodzice nie żyją, a opiekunem jest stolnik latyczowski, pan Makowiecki. Pod opieką stolnikowej przybywa do Warszawy; ma wtedy około osiemnaście lat, jest drobna, niższa od Krzysi, ma płowe - jasne włosy, krótko obcięte (widocznie przebyła jakąś chorobę) i różaną cerę. Dołki w policzkach i bródce zdradzają wesołe usposobienie bohaterki. Jest wspaniałą żoną, bardzo kocha pana Michała, wszędzie mu towarzyszy. Potrafi w potrzebie radzić sobie w trudnych sytuacjach - bierze udział w wyprawie na Azba-beja, wyrywa się z rąk Azji i wraca do Chreptiowa.
Azja Mellechowicz - a właściwie Tuhaj-bejowicz, bo nazwiska Mellechowicz używał będąc w służbie Sobieskiego jako dowódca Lipków. Był ukochanym synem Tuhaj-beja, którego porwał pan Nienaszyniec, chcąc go wymienić na swoją siostrę Halszkę. W drodze został napadnięty i Azja dostał się do Nowowiejskich, od których po latach uciekł i został żołnierzem w służbie Rzeczypospolitej. Marzył jednak o stworzeniu prawdziwego państwa tatarskiego w obrębie Polski, chciał być władcą polskich Tatarów, na co Sobieski nie wyraził zgody. Azja jest dwudziestokilkuletnim młodzieńcem, o pięknej egzotycznej urodzie. W jego oczach widać jednak dzikość i okrucieństwo, które w końcu się ujawniają. Znakiem rozpoznawczym dla jego pochodzenia są sine ryby wytatuowane na piersiach. Polscy żołnierze nie pałają do niego sympatią, ale pan Snitko mówi o nim, że jest doskonałym żołnierzem, choć jest małomówny. Azja ginie wbity na pal przez wachmistrza Luśnię.
Ketling - właściwie Hassling Kegtling of Elgin, najemny oficer, z pochodzenia Anglik, którego rodzina osiedliła się w Szkocji, dlatego Ketling nosi się po szkocku (długi surdut, żabot, ozdobione koronkami spodnie do kolan, pończochy, eleganckie trzewiki - taki strój zakłada oczywiście tylko w czasie pokoju), przystojny mężczyzna, pełen dworności, o eleganckich manierach, oczytany w poezji, zawrócił głowę Krzysi Drohojowskiej, z którą się ożenił. Miał z nią syna, a w czasie obrony Kamieńca jego żona była znowu w ciąży. Mimo to Ketling wysadził się razem z Wołodyjowskim, wypełniając ślub obrony Kamieńca aż do śmierci.
Krystyna Drohojowska - Krzysia, przebywa pod opieką pani stolnikowej, nosi żałobę, bo niedawno zmarł jej ojciec, wysoka, smukła brunetka, o niebieskich oczach i delikatnej bladej cerze, śliczna młoda kobieta. Wolała iść do klasztoru niż zostać żoną Wołodyjowskiego, którego nie kochała. Na szczęście pan Michał okazał się dobrym i mądrym człowiekiem i sam doprowadził do małżeństwa Krzysi z Ketlingiem. Wraz z mężem przybyła do Kamieńca.
Stolnikowa Makowiecka - siostra Wołodyjowskiego, opiekunka Basi i Krzysi w Warszawie, niska, okrągła, wesoła, z dużym poczuciem humoru, mówi z silnym ruskim akcentem. Ona także znalazła się w Kamieńcu i przetrwała jego obronę w klasztorze sióstr dominikanek
Pan Nowowiejski - ojciec Ewki i Adama, w jego domu wychował się Azja, porywczy i wybuchowy słucha dopiero Wołodyjowskiego, dla którego Mellechowicz jest przede wszystkim żołnierzem Rzeczypospolitej. Zostaje bestialsko zabity przez Azję w Raszkowie.
Ewa Nowowiejska - w zimie 1672 roku przybyła do Chreptiowa, śliczna brunetka o czarnych oczach i rumianych policzkach, zakochana w Azji, który wychowywał się w domu jej ojca. Po napadzie na Raszków Azja zabrał ją ze sobą (oddał ordyńcom). Potem została sprzedana do Stambułu(prawdopodobnie do haremu - przejaw zniewagi i zemsty na Nowowiejskim) i odtąd jej los pozostał nieznany.
Adam Nowowiejski - brat Ewki, w czasie akcji powieści ma około 26 lat, jest przystojnym, wysokim brunetem o smagłej cerze. Kiedy miał 15 lat uciekł do wojska i odtąd walczy. Jest towarzyszem Wołodyjowskiego. Po śmierci ojca i zaginięciu siostry i narzeczonej, Zosi Boskiej, bez litości ściga Tatarów. Udaje mu się pojmać Azję. Walczy pod Chocimiem, gdzie zabija straszliwego Kiaję zwanego „lwem bożym”. Tam też ginie i zostaje pochowany razem z panami Muszalskim i Motowidło pod skałą, na której wyryto ich nazwiska, by upamiętnić bohaterstwo żołnierzy.
Zofia Boska - bardzo młoda dziewczyna, w której zakochał się Adam Nowowiejski i zaręczył się z nią. Została porwana przez Azję, który najpierw ją sobie zatrzymał, a potem sprzedał. Została kupiona przez bogatego Tatara i została jedną z jego żon. Nigdy nie wróciła do Polski.
Jan Onufry Zagłoba herbu Wczele - w czasie akcji tej części ma około 80 lat, wesoły, rubaszny szlachciura, który marzy o ożenieniu Wołodyjowskiego z Basią. Jak zawsze lubi stary miód i swoje barwne opowieści. Nadal jest znany ze swoich fortelów (np. wyprowadzenie Wołodyjowskiego z klasztoru). Jest znany i szanowany wśród polskiego rycerstwa. Wcześniej: wyratował Helenę z rąk Bohuna i uwolnił ją z Czarciego Jaru, walczył w Zbarażu, potem ze Szwedami.
Zydor Luśnia - wachmistrz dragonów, z pochodzenia Mazur, był ulubionym żołnierzem Wołodyjowskiego. Potężnej budowy mężczyzna o bardzo poczciwej twarzy. Brał udział w poszukiwania Azji, był przy jego ujęciu, wbił go na pal.
Snitko herbu Miesiąc zatajony - dowódca dragonów, dobroduszny i wesoły żołnierz, wyraża swą opinię o Azji, brał udział w pogrzebie Wołodyjowskiego i w bitwie pod Chocimiem.
Jan Sobieski - starosta jaworowski, hetman wielki koronny, przyszły król polski i pogromca Turków pod Wiedniem. Mąż wspaniałej postury, góruje wzrostem nad żołnierzami. Cieszy się wśród nich wielkim autorytetem. Wierzy w ich siłę i zdolność do poświęcenia i bohaterstwa. Rozmyślnie wysyła Wołodyjowskiego do Kamieńca, choć wie, że twierdza się nie utrzyma. Pisze o tym w liście „małemu rycerzowi”, który podejmuje misję mającą się skończyć jego śmiercią. Występuje w powieści jako obrońca wiary chrześcijańskiej (m.in. dlatego nie chce myśleć o sprzymierzeniu się z Tatarami przeciw Kozakom wyznającym prawosławie, jak chce Azja). Bierze udział w pogrzebie Wołodyjowskiego, zwycięża z Turkami pod Chocimiem.
STRESZCZENIE
I
Był początek września, gdy na Żmudź do Kmiciców przyjechał Charłamp z wiadomością, że narzeczona Wołodyjowskiego - Anusia Borzobohata-Krasieńska nagle umarła.
Narzeczeni byli bardzo szczęśliwi. Wkrótce mieli jechać po błogosławieństwo do Krakowa do księżnej Gryzeldy Wiśniowieckiej, pod opieką której była Anusia. Ślub miał się odbyć w Częstochowie, lecz pewnej nocy niedoszła panna młoda niespodziewanie zachorowała. Wraz z wysoką gorączką przyszła utrata przytomności. Widząc co się dzieje z ukochaną, zatroskany Michał natychmiast wezwał medyka i księdza. Anusia zdążyła jeszcze przyjąć sakrament i pożegnać się z narzeczonym, po czym umarła. Wołodyjowski dostał szału. Potem upadł na ziemię jak martwy. Gdy wstał, był już zupełnie innym człowiekiem, coś w nim umarło. Zamknął się w swojej kwaterze odmawiając każdemu, kto chciał z nim porozmawiać. Po pogrzebie Anusi, Charłamp postanowił, że musi ratować przyjaciela. Przybył zatem do Skrzetuskich po radę. Nie zastawszy ich, przyjechał do Kmicica po ratunek. Mimo, iż żona Andrzeja Oleńka była w ciąży, postanowiła, że mąż musi jechać do Częstochowy i być przy Michale, któremu jej zdaniem byli wiele dłużni. Spakowawszy się, Kmicic poprosił Charłampa o opiekę nad żoną oraz majątkiem i wyruszył natychmiast w drogę.
II
Kmicic wybrał drogę przez Wilno, Białystok, Siedlce. W Łukowie dowiedział się, żeSkrzetuscy już wrócili do domu, zajechał więc do nich i przekazał złą wiadomość. W konsekwencji tej smutnej wizyty Zagłoba przepłakał cały dzień, cały czas powtarzając, że Wołodyjowski był dla niego jak syn. Nie mógł przeboleć, że tak dobrego człowieka jak Michał, który nigdy nie upominał się o żołd, nic nie chciał od ojczyzny, a od pana Boga jedynie żonę - spotkał taki okrutny los. Wszystko to spowodowało, że Zagłoba kazał Kmicicowi wracać do żony i postanowił - mimo swoich osiemdziesięciu lat - sam wyruszyć do Częstochowy. Chciał być przy swoim przyjacielu.
III
Im bardziej Zagłoba zbliżał się do Warszawy, tym bardziej musiał zwolnić, gdyż z powodu zbliżającej się konwokacji (król Jan Kazimierz „zdjął koronę”) wyznaczonej na 5 listopada drogi były zatłoczone - zjeżdżali na nią posłowie z całego kraju. Do stolicy ściągały całe dwory, wszystkie noclegi były zajęte.
Po drodze Zagłoba spotkał nawet dwór Bogusława Radziwiłła, który jako poseł także jechał na konwokację. Zdziwiony faktem sprawowanej przez księcia funkcji, Zagłoba postanowił, że postara się wyrugować go oraz nie dopuścić, aby zaakceptowano jego kandydaturę jako elekta. Uważał, że rodacy nie mogą powierzyć ojczyzny osobie, która kiedyś zdradziła konspirując ze Szwedami.
Misja zbuntowania posłów przeciw Radziwiłłowi zepchnęła na dalszy tor plany wyciągnięcia Michała z depresji. Zagłoba przekonał do tego zadania spotkanego w drodze posła Ketlinga, który porzucił kiedyś służbę u „złego” Bogusława. Żwawy staruszek opowiedział mu też o tragedii Wołodyjowskiego, którego Ketling traktował jak brata. Bohaterowie udali się do dworku do Mokotowa.
IV
Zwołano sejm konwokacyjny pod przewodnictwem Chrapowickiego, na którym posłowie mieli wyznaczyć termin elekcji. Na jednym z posiedzeń Ketling podał w wątpliwość wybór Bogusława Radziwiłła na posła. Został przy tym poparty przez Zagłobę, który krzyczał, że Radziwiłł to „Zdrajca i sprzedawczyk”. Powstał gwar i zamieszanie. Jedni popierali Bogusława, inni nie, aż w końcu sąd zadecydował, że Radziwiłł zostanie posłem.
Od kasztelana krakowskiego Warszyckiego Zagłoba dowiedział się, że Michał wstąpił do zakonu Kamedułów i tym samym uciekł przed światem. Hetman Sobieski ubolewał, że utracił najlepszego żołnierza ze szkoły księcia Jeremiego. Bał się także przyszłości kraju, ponieważ w Krymie szykowali spisek na chana, który chciał dochować traktatów z Rzeczpospolitą. W końcu Zagłoba postanowił jechać i podstępem wyciągnąć Michała z zakonu.
V
Zagłoba uknuł plan z Ketlingem i z żołnierzami Michała. Pojechał do klasztoru na widzenie z Wołodyjowskim, którego zastał przygnębionego, smutnego i milczącego. Na szczęście nie przyjął jeszcze ślubów. Zagłoba różnymi sposobami namawiał go na powrót do świata, powtarzał, że wszyscy za nim płaczą, że hetman chciałby, aby choć jeszcze jedną „nawałnicę przesłużył”, a Ketling, który został postrzelony i jest umierający powtarza, że pragnie go widzieć.
Wspomnienie oddanego przyjaciela poruszyło serce Michała i powiedział, że spełni wolę umierającego. W drodze na Mokotów Zagłoba upił podstępem Wołodyjowskiego i wymusił na nim obietnicę, że zostanie miesiąc cokolwiek się stanie, a potem może wrócić do klasztoru. Michał dał słowo i po kilku dniach wszyscy przyjaciele witali go serdecznie. Okazało się oczywiście, że Ketling symulował chorobę i kilka godzin po spotkaniu zaczął prosić druha o przebaczenie. Gdy do zebranych przybył Hetman - także był w spisku - spytał Michała, czy zostanie u jego boku. Odpowiedź mogła być tylko jedna - hetman podarował Wołodyjowskiemu pięknego dzianeta.
VI
Ketling musiał wyjechać do Kurlandii, ponieważ wzywał go chory wuj. Na pożegnanie poprosił, aby Michał z Zagłobą mieszkali przez ten czas w jego domu i czuli się jak u siebie.
Tymczasem do Warszawy na elekcję przyjechała siostra Michała - Makowiecka, która była żoną stolnika latyczowskiego. Zatrzymała się w nędznym domku na peryferiach, gdyż wszystko było już zajęte. Jej wysłannik szukał na dworze hetmańskim Michała, aż w końcu odnalazł go u Ketlinga i tym sposobem kobieta wraz ze służbą, czeladzią i dwoma pannami wprowadziła się do ketlingowego dworu. Rodzeństwo nie widziało się od lat, więc ich radość nie miała końca. Siostra słyszała o ogromnej stracie Wołodyjowskiego. Szukała go wskutek namów męża, który kazał jej pocieszyć szwagra oraz zająć gospodę, póki były jeszcze jakieś wolne. Przewidywał, że wszyscy zjadą się na elekcję do Warszawy.
Towarzyszkami kobiety były Krystyna Drohojowska oraz Barbara Jeziorkowska. Różniły się jak woda i ogień. Pierwsza była ładna, smukła, delikatna, opanowana, miała czarne włosy i nosiła żałobę po ojcu. Byłą mistrzynią w grze na lutni. Druga z kolei miała jasne włosy, różową cerę, zadarty nosek, była drobnej budowy. Cechowało ją wesołe usposobienie, spryt i rezolutność, co widać było w jej miłości do koni i wojaczki. Lubiła machać szablą. O jej rękę starało się naraz trzech kawalerów. Gdy wszyscy zginęli na wojnach, wróciła do codziennych spraw, żadnego z nich nie kochała naprawdę.
Obie panny były krewnymi Makowieckiego, który opiekował się ich majątkami. Mieszkały z siostrą Michała, ponieważ były sierotami. Wołodyjowski był oczarowany urodą Krzysi, natomiast Zagłobie od razu do serca przypadła Baśka.
VII
Baśka wymusiła na Michale, aby uczył ją „fechtów”, czyli sztuki władania szablą. Podczas tych lekcji polubił ją bardzo, ponieważ nie sposób było nie darzyć jej sympatią. Mimo wszystko jednak bardziej dążył do kontaktu z Krzysią. Wolał ją, niż Baśkę zawziętą i nieposkromioną jak chłopak, zwłaszcza gdy wypadała jej szabelka, a ona ze wstydu uciekała do stodoły.
Z kolei Zagłoba bardziej był przychylny właśnie jej. Uważał, że nadawałaby się na żonę dla Michała, nazwał ją pieszczotliwie „hajduczkiem”. Podobnie dziewczyna działała na innych mężczyzn. Gdy do dworu z rozkazem przyjazdu do hetmana przybył pan Nowowiejski, 22-letni przystojny żołnierz, od razu zainteresował się Basią. Opowiadał jej o wojnie, o wielkim świecie, o sejmie, izbie senatorskiej, a ona słuchała go z zapartym tchem.
VIII
Michał udał się do hetmana, a ten zapytał, czy chce na nowo wstąpić do służby i objąć dowództwo nad chorągwią Ruszczyca, którego on wysyła do Krymu. Miał tam pilnować paktów, ponieważ białogrodzka orda burzyła się przeciw chanowi. Hetman poinformował także, że Michał miałby baczenie na Dorosza i Tatarów. Zaznaczył na koniec, że może odmówić, ponieważ nie jest w czynnej służbie, ale przecież jest jedynym, który ojczyznę miłuje pond wszystko. Podkreślił, że darzy go największym zaufaniem, co wynikało z tego, iż 42-letni Michał 25 lat przesłużył, często w głodzie, pod gołym niebem, bez snu, nie założył rodziny, nie wzbogacił się. Inni tymczasem dorobili się urzędów, majątków, mieli żony i dzieci.
Wołodyjowski przystał na propozycję hetmana od razu. Kochał ojczyznę i zgodził się wyruszyć w drogę za dwa tygodnie. Gdy wracał do dworu Ketlinga, naprzeciw wyszła mu Krzysia. Wyznała, że niepokoiła się o niego, czym bardzo go ucieszyła. Gdy poinformował domowników, że jedzie na Ruś ku Dzikim Polom i wróci do Warszawy dopiero na elekcję, najbardziej posmutniała jednak Baśka. Powiedziała, że będzie tęsknić.
IX
Michał szykował się do wyjazdu i cały wolny czas spędzał z Krzysią. Gdy pierwszy raz ją pocałował zastanawiał się, czy dobrze robi zapominając o Anuli. Tymczasem jego nowa wybranka przyzwyczaiła się do jego niskiego wzrostu, który przestał już jej przeszkadzać. Pragnęła być kochaną.
W międzyczasie Zagłoba namawiał Michała do żeniaczki z Baśką powtarzając, że to dobra dziewczyna, pracowita i silna, że mógłby ją zabrać ze sobą w drogę. Przyjaciel nie wiedział jednak, że sercem Wołodyjowskiego zawładnęła Krzysia.
Gdy zbliżał się termin odjazdu, Michał coraz częściej musiał uspokajać Zagłobę, że nie będzie go tylko pięć miesięcy i powtarzać, że ten czas szybko zleci. Wraz z Wołodyjowskim wyjeżdżał Nowowiejski, więc teraz codziennie odwiedzał dworek, woził panny do Warszawy, robił zakupy, wieczory spędzał z Baśką na rozmowach i zabawach w ciuciubabkę. Jeziorkowska bardzo go lubiła, ale skrycie kochała Michała. Nie mogła zdusić tego uczucia, mimo iż widziała, że on kocha Krzysię. Nie kryła swego szczęścia, gdy poświęcał jej trochę czasu.
. Pewnego dnia stolnikowa wysłała dwie pary sańmi na przejażdżkę, ponieważ chciała porozmawiać na osobności z Zagłobą. Wyznała mu, że Nowowiejski deklarował u niej chęć poślubienia Baśki. Wkrótce miała przyjechać jego chrzestna w tej sprawie. Ostateczną decyzję kobieta pozostawiła swojemu mężowi, który miał przyjechać w maju. Ta nowina bardzo zmartwiła Zagłobę, który upatrzył sobie Baśkę za żonę dla Michała.
W tym czasie Wołodyjowski, który jechał w saniach z Krzysią, oświadczył się swojej wybrance. Ona przyjęła jego propozycję, prosząc przy tym, by nie mówił o tym do chwili swojego powrotu z Rusi. To miała być ich tajemnica. Michał zgodził się i był bardzo szczęśliwy. Wyznał Krzysi swoją tragedię związaną ze śmiercią Anuli, której nie chciał nigdy wymazać ze swojego serca. Piękna bohaterka sama jeszcze nosiła żałobę po ojcu, wiedziała, czym jest smutek i rozumiała Michała doskonale.
W drugich saniach także nastąpiły oświadczyny - niestety Baśka odrzuciła prośbę Nowowiejskiego. Nie kochała go. Gdy wrócili do dworku, smutny żołnierz natychmiast odjechał. Decyzja Baśki zadowoliła jedynie Zagłobę.
XI
Po wyjeździe Michał wstąpił do Częstochowy na grób Anuli. Cały czas bił się z myślami, że za szybko się oświadczył, że powinien poczekać, ponieważ żałoba to świętość. Podobne uczucia targały sercem Krzysi. Ona również zdała sobie sprawę, że za szybko się zgodziła. Inaczej sobie wyobrażała przyjazd do Warszawy. Myślała, że na elekcję zjadą różne dwory, pozna trochę życia i „wielkiego świata”, zatańczy na wielu balach i dopiero na koniec wyjdzie za mąż. Wszystkie jej marzenia znikły z chwilą, gdy przyjęła oświadczyny Michała.
Smutek gościł także na twarzy Baśki. Chodziła smutna, bo Wołodyjowski wyjechał. Nie pomagały pocieszenia Zagłoby, który czuł, że kochała Michała.
Mała rewolucja w uczuciach bohaterów nastąpiła, gdy do domu wrócił Ketling. Okazało się, że umarł jego krewny, po którym odziedziczył w spadku drugą posiadłość. Gdy Krzysia zobaczyła tego przystojnego mężczyznę, zaparło jej dech w piersiach. O kimś takim marzyła, takiego kogoś widziała w swoich snach, zakochała się od pierwszego wejrzenia, podobnie zresztą jak Ketling.
Z takiego obrotu spraw ucieszył się Zagłoba. Po powrocie Ketlinga, który poprosił, aby stolnikowa została u niego w domu, ile będzie chciała, zaczęto organizować wieczorne tańce, prowadzono rozmowy na każdy temat. Mijały kolejne dni.
XII
O całym tym uczuciowym galimatiasie Zagłoba, który widział, że Ketling zakochał się w Krzysi, napisał do Skrzetuskiego. Próbował w jak najbardziej zrozumiały sposób wyłożyć, że trzeba ożenić Ketlinga z Krzysią, a wtedy Michał ożeni się z Baśką, choć zakochał się w Krzysi. Powtarzał, że nie było oświadczyn, więc wszystko może się odmienić…
Gdy Zagłoba zwrócił uwagę Baśce, że między Krzysią a Ketlingiem rodzi się uczucie, ona powtórzyła to towarzyszce. Myślała, że ucieszy się, lecz ona tylko się rozpłakała. Od kilku dni miała gorączkę, była blada, nieszczęśliwa - przecież nikt nie wiedział, że dała słowo jednemu, a pokochała drugiego.
Tymczasem Ketling zaprosił do domu przyjaciół wojskowych. Podczas tańców Krzysia po raz kolejny zobaczyła w nim królewicza z bajki.
XIII
Skrzetuski odpisał Zagłębie, żeby niczego nie planował i nie wtrącał się w cudze sprawy, było jednak za późno. Zagłoba, nie wiedząc o potajemnych zaręczynach Michała z Krzysią, ułożył plan.
Był Wielki Tydzień, wszyscy wyjechali do Warszawy i zatrzymali się w gospodzie w pobliżu kilku kościołów. Stolnikowa, która od Zagłoby wiedziała, że Ketling zakochał się w Krzysi, była przychylna staraniom godnego kawalera. Widziała, że Krzysia coraz bardziej go kochała, że było im dobrze ze sobą.
Pewnego dnia Ketling zabrał ukochaną na zwiedzanie Zamku Królewskiego i, klęcząc przed wielkim ołtarzem w pustym i cichym kościele wyznał jej miłość. Krzysia również mu wyznała uczucia, ale zaznaczyła, że już się zobowiązała.
XIV
Stolnikowa otrzymała list od męża. Informował w nim, że w ich stronach źle mówią o hetmanie Sobieskim. Podobno na elekcji posłowie będą głosować za marszałkiem koronnym.
List dostał także Zagłoba. Michał donosił, że niedługo wraca do Warszawy, czym bardzo wystraszył i zasmucił Krzysię. Była pewna, że nie kocha go, tylko Ketlinga. Obawiała się, że może polać się krew.
O powrót Wołodyjowskiego modliła się za to Baśka.
XV
Krzysia chodziła codziennie do kościoła dominikanów. Modliła się o pomyślne rozwiązanie swoich problemów. Od kilku dni chciała porozmawiać z Ketlingiem, ale on zniknął. W końcu gdy go spotkała, był zmieniony. Czuła, że cierpi, chciała mu się rzucić na szyję, tak bardzo go kochała, ale rozsądek wziął górę. Oznajmiła, że podjęła decyzję o wstąpieniu do klasztoru. Poprosiła, by obiecał, że nikomu nie powie o ich miłości. Gdy wymusiła jego słowo, stała się spokojniejsza.
Tymczasem Zagłobę odwiedził ksiądz Olszowski. Chciał poznać słynnego kawalera, rozmawiali o nadchodzącej elekcji, która zapowiadała się na burzliwą, ponieważ było trzech kandydatów: Kondeusz - książę Neyburski i Lotaryński, Michał Wiśniowiecki, syn nieboszczyka Jeremiego (popierany przez Zagłobę) oraz Bogusław Radziwiłł (wybór księdza).
Wkrótce Ketling oświadczył wszystkim, że wyjeżdża do Szkocji. Skłamał, że przyjaciele ojca wzywają go w celu dokończenia jakiś spraw.
XVI
Zagłoba był zdziwiony, że Ketling wyjeżdża. Nie wiedział nic o odrzuconych oświadczynach, więc wprost zapytał przyjaciela, dlaczego nie chce Krzysi za żonę. Wówczas Ketling, któremu serce pękało z żalu, ponieważ dał słowo ukochanej, odpowiedział wymijająco. Obiecał przecież, że nikt się nie dowie o ich miłości.
Na koniec rozmowy Zagłoba poprosił, aby Ketling został do przyjazdu Michała. Gdy usłyszał, że nie może spełnić tej prośby, był jeszcze bardziej zdziwiony. Jego konsternacja sięgnęła punktu krytycznego, gdy Krzysia - na pytanie czy chce Ketlinga za męża - odparła, że nikogo nie chce, ponieważ idzie do klasztoru.
XVII
Przed wyjazdem Ketling poprosił Stolnikową, aby została w jego dworku do elekcji. Oświadczył, że już tu nie wróci, ponieważ pilne sprawy go wzywają. Tak naprawdę wyjeżdżał z żalu, cierpiał z miłości, musiał się usunąć.
Nastała wiosna. Do Warszawy na elekcję zaczęli zjeżdżać kupcy. Rozstawiali budki na ulicach, handlowali suknami, futrami, bakaliami itp. Radosny nastrój nie gościł na dworze Ketlinga. Baśka chodziła smutna od czasu, gdy Krzysia oznajmiła, że idzie do klasztoru. Zagłoba, aby ją rozweselić, zabierał ją do miasta. chciał, by nacieszyła oczy barwami kramów.
Gdy pewnego wieczoru wracali na Mokotów do domu, spotkali nieznajomych jeźdźców. Po chwili okazało się, że to stolnik i Michał. Baśka była szczęśliwa, mimo iż Wołodyjowski wciąż dopytywał o Krzysię. Dowiedziawszy się, że Ketling wyjechał, choć miał na niego czekać, nie krył zdziwienia.
Po powrocie do domu jego zdziwienie było jeszcze większe. Gdy stolnikowa wybiegła witać męża, po niego nie wyszedł nikt. Dopiero wtedy dowiedział się, że Krzysia wybiera się do klasztoru. Oblał go zimny pot, błędnym wzrokiem rzekł „- Czy klątwa ciąży nade mną?!”.
XVIII
Dopiero teraz stolnikowa z Zagłobą odkryli, co łączyło Michała z Krzysią. Gdy wybiegł jak oszalały z izby, stanęli jak wryci. Staruszek zrozumiał, jak bardzo Wołodyjowski ją kochał. Zastanawiał się, dlaczego wcześniej nie domyślił się, co było powodem dziwnego zachowania Krzysi. Z odrętwienia wyrwały go słowa stolikowej, która zarzuciła mu, że wszystko to jego wina, niepotrzebnie swatał Ketlinga z Krzysią.
Dopiero po rozmowie z Michałem Zagłoby usłyszał, że Krzysia przed wyjazdem przyrzekła mu swoją rękę. Wiadomość o potajemnych zaręczynach rozwiała wszystkie wątpliwości. Mężczyzna doradził Wołodyjowskiemu, by jeszcze porozmawiał ze swoją ukochaną. Tak też się stało - Michał ubrał się odświętnie i poszedł do Krzysi. Klęknąwszy przed nią na kolana zapewnił, że ją kocha i poprosił, by dała mu nadzieję. Spodziewając się szansy na wzajemność skamieniał, gdy blada rzuciła się przed nim na kolana mówiąc, że nie jest jego warta i prosząc o wybaczenie. Po opuszczeniu pokoju Wołodyjowski nadal nic nie rozumiał. Dopiero Baśka, widząc jego cierpienie powiedziała, że to przez Ketlinga Krzysia idzie do klasztoru. Wówczas Michał krzyknął: „Gorze zdrajcy!”, dosiadł konia i ruszył do Warszawy.
XIX
Wszystkich ogarnął strach. Myśleli, że Michał pojechał wstąpić do zakonu i już nie wróci, dopiero Baśka przyznała, że uświadomiła mu to, że Ketling z Krzysią się kochają. Przewidywała, że pojechał go zabić, więc razem z Zagłobą ruszyli za nim do Warszawy. Mimo całodziennych poszukiwań nie znaleźli go nigdzie.
Zrozpaczona Baśka patrzyła, jak jej wujostwo w pośpiechu się pakuje - w takiej sytuacji, gdy Ketling użyczył im swojej gościnności, a Michał już na pewno go zabił, nie mogli tu zostać. Chcieli wyprowadzić się do gospody. Noc minęła wszystkim na modlitwie. Krzysia cierpiała, poczuwała się do winy za zaistniałą sytuację, więc schodziła wujostwu z drogi mimo iż nikt jej nie obwiniał.
Następnego dnia Zagłoba znowu ruszył na poszukiwania, cały dzień atmosfera w domu była bardzo napięta. Nazajutrz wszyscy mieli się wyprowadzić, gdy wieczorem w drzwiach stanął Michał i Ketling.
XX
Przekroczywszy prób salonu, bohaterowie podeszli do bladej jak płótno Krzysi. Michał ucałował ją w rękę i rzekł, że wszystko już wie od Ketlinga. Choć jeszcze niedawno chciał zemsty, ale teraz pragnie jedynie ich szczęścia. Podkreślał, że przecież Ketling nie wiedział, że on się zaręczył z Krzysią wcześniej, że pokochał ją szczerze, więc to wola Boska. Michał wolał cierpieć z powodu samotności niż w powodu zniszczenia ich miłości. Pobłogosławił Ketlinga i Krzysię, co zrobiło zaraz także wujostwo.
Po wyjściu Michał, przed którym wybiegła Baśka, znalazł ją łkającą. Powiedziała mu, że kocha go najbardziej na świecie. Wówczas zrozumiał, że nie była mu od początku obojętną i spytał, czy go zechce. To było spełnienie jej szczęścia, więc od razu się zgodziła.
Po powrocie z Warszawy Zagłoby nie mógł zrozumieć, co takiego się stało, że wszyscy są radośni. Krzysia płakała ze szczęścia w ramionach Ketlinga, Baśka oznajmiła, że zaręczyła się z Michałem powtarzając, że od początku go pokochała, że jest najlepszy, że będzie z nim wojować. Staruszek usłyszał od młodszego przyjaciela „ - Bóg cud uczynił i to jest moja pociecha, moje kochanie, mój skarb największy!”, po czym z radością pobłogosławił obie pary.
XXI
Wołodyjowscy bardzo się kochali, już cztery lata byli po ślubie. Nie mieli jeszcze dzieci, choć bardzo tego pragnęli. Za swoje i Baśki pieniądze Michał kupił kilka wiosek w pobliżu Kamieńca, które ludzie - bojąc się dalszych najazdów Turków - sprzedali mu za grosze. Odbudował popalone chaty, fortalicje (dwory obronne), zaprowadził ład i porządek. Ludzie czuli się przy nim bezpiecznie, szanowali go, był ich obrońcą.
W 1671 roku małżeństwo mieszkało akurat we wsi Sokole (dziedzictwo Baśki), gościł u nich Zagłoba. Pewnego dnia Michał otrzymał rozkaz hetmański, miał objąć dowództwo we wsi Chreptiowo nad granicą mołdawską nad Dniestrem, czuwać i strzec granic tamtejszych Rzeczypospolitej, likwidować czambuły tureckie. Oprócz Chreptiowa komendy miały być jeszcze w Mohilowie, Jampolu i Raszkowie.
Baśka uparła się, że pojedzie z nim. Tak usilnie powtarzała, że musi być przy nim, ponieważ bez niego umrze, że w końcu musiał się zgodzić. Była uparta, a on nie chciał robić jej przykrości. Nie zraziło jej to, że będzie jedyną kobietą pośród tysięcy żołnierzy.
Wołodyjowski postanowił, że pojedzie pierwszy i przygotuje obóz. Chreptiowo było przecież gołą pustynią, stepem, pieczarą pozbawioną wody. Po zbudowaniu z żołnierzami domów dla wojska i dla siebie, szop dla koni i wykopaniu studni na stepie posłał po żonę i starego przyjaciela.
XXII
Po trzech tygodniach, gdy obóz był gotowy, Michał posłał po Baśkę i Zagłobę (pomimo podeszłego wieku jeszcze raz chciał ruszyć w pole) stu Linhauzowych dragonów, którym przewodził Snitko (herbu Miesiąc Zatajony) i stu Lipków (Tatarzy na Litwie) z chorągwi Lanckorońskiego pod dowództwem setnika Azji Mellechowicza. Basia dostała list, w którym pisał, że tęskni za nią oraz zapewniał, że w czasie podróży zaopiekuje się nimi Snitko. Michał zaznaczył, że nie ufa do końca Azji, ponieważ niedawno dopiero dołączył do niego wskutek interwencji hetmana.
Snitko wyznał Zagłobie i Baśce, że Azja towarzyszył Michałowi jedynie w ostatniej wyprawie na Ukrainę z Sobieskim. Podobno był Tatarem Litewskim, lecz nikt tak naprawdę nie znał jego historii. Wszyscy uważali go za dobrego żołnierza, a hetman mianował go setnikiem za mnogość zasług oddanych pod Bracławiem i Kalnikiem. Lipkowie darzyli go szacunkiem, lecz jednocześnie bardzo się go bali.
Gdy Baśka zaprosiła Azję do stołu, aby nie siedział w izbie z czeladzią, Zagłoba zaczął go wypytywać o przeszłość. Dowiedzieli się wtedy, że jego rodzice mają na Litwiemajątek koło Smoleńska. Azja musiał opuścić ojca, gdy został chrześcijaninem. Teraz miał dwadzieścia kilka lat, był przystojny, ponury, małomówny.
Bohaterowie wyruszyli w podróż. Kilkadziesiąt wozów z różnymi rzeczami, z ogromem jedzenia, końmi, owcami i wołami zajechało jeszcze do Kamieńca po szyby do okien nowo wybudowanych budynków w obozie Chreptiowskim. Droga była ciężka, często wozy się psuły, zwłaszcza gdy przejeżdżali przez rowy, jary, urwiska. Konie stawały się narowiste, dlatego pewnego dnia Azja spadł z pochyłości jaru, rozbił głowę i stracił przytomność. Wówczas Baśka kazała położyć go na swoim wozie, opatrywała mu ranę przy źródełkach, opiekowała się nim.
W końcu dojechali do obozu rozbitego na wysokim wzgórzu, otoczonego częstokołem. Za bramą były studnie, paliły się ogniska, stały drewniane budynki. Specjalnie dla nich przygotowano kilka izb w osobnym domu. Wszyscy żołnierze witali i podziwialipiękną i rześką panią komendantową.
XXIII
Nadszedł listopad. Panował spokój, nie było słychać tatarskich czambułów, więc oficerowie spędzali długie wieczory w domu Michała, gdzie Baśka grzała wino. Całe wojsko ją polubiło i podziwiało, że wytrzymuje w takich warunkach na pustyni. Często odwiedzali ich pan Motowidło, Deyma, Wilga, Nienaszyniec, Hromyka i paru innych oficerów. Opowiadali różne historie i tak upływały im długie wieczory. Szczególnie lubili opowieści Muszalskiego, który pewnego dnia opowiedział im o swoim życiu. Kiedyś był bogaty, potem wzięto go w jasyr tatarski i sprzedano na galery tureckie. Gdy w końcu udało mu się uciec i wrócić do Rzeczpospolitej, został w wojsku i ścigał plemię mahometowe.
XXIV
Azja po wypadku bardzo wolno wracał do zdrowia. W międzyczasie żołnierze pojmali Halima Tatara Lipkowskiego, który rzucił służbę i przeszedł do sułtana. Skradł się do Chreptiowa z drugiej strony Dniestru. Znaleziono przy nim list od Kryczyńskiego (Tatar polski, pułkownik dowodzący jedną z Lipkowskich chorągwi, zdradził wszystkich przechodząc do ordy) do Mellechowicza. Michał zwołał starszyznę i przeczytali pismo, z którego wynikało, że Kryczyński, Morawski, Aleksandrowicz, Tomaszewski, Grochowski to zdrajcy. Byli dawnymi rotmistrzami tatarskimi. Prosili Azję, by pomógł im zrealizować wspólny plan, aby strzegł tajemnicy. Oficerowie jednogłośnie stwierdzili, że mają dowód zdrady. Zawołali Azję, który z kamienną twarzą odparł, że nie jest zdrajcą, lecz działa z rozkazu hetmana Wielkiego Koronnego, że o jego poczynaniach wie podstoli nowogrodzki Bogusz. Na koniec pokazał od niego listy na potwierdzenie swych słów. Wynikało z nich, że hetman chciał przebaczyć zdrajcom, przywrócić pod chorągwie Rzeczypospolitej, ale najpierw trzeba było je wybadać. Taką misję otrzymał Azja, ponieważ znał Kryczyńskiego i resztę. Wszystko miał trzymać w tajemnicy, a teraz czuł się lepiej, że wie o tym Michał. Wołodyjowski uwierzył tłumaczeniom Mellechowicza. Kazał mu dalej wypełniać plan wbrew uwagom Zagłoby, który widział w nim zdrajcę patrzącego wilkiem.
Po powrocie do swojej izby Azji szeptał coś z Halimem. Cieszył się, że plan się udał, że pułkownicy mu zaufali, że Kryczyński niczego w liście nie zdradził. Zamierzał wymusić na Boguszu, aby wyrobił mu ordynans do Raszkowa. Chciał tam pojechać, lecz obawiał się, że zostanie rozpoznany przez Nowowiejskiego. Stamtąd miał dać znać Kryczyńskiemu, aby był gotowy...
W czasie pobytu w obozie, a zwłaszcza w okresie swojej choroby Mellechowicz zakochał się w Baśce. Był jej wdzięczny za opiekę, gdyby nie ona, umarłby po wypadku.
XXV
Ksiądz Kamiński przebywał na parafii w Uszycy. Często przyjeżdżał do Chreptiowa na wieczorne rozmowy, opowiedział, jak kiedyś był żołnierzem, palił, ścinał i mordował nieprzyjaciela, a potem objawił mu się Bóg i został księdzem. Od tej pory starał się głosić miłosierdzie na świecie.
Kolejnym gawędziarzem był Nienaszyniec. Wielokrotnie wspominał, jak porwał kiedyś syna Tuhaj-beja. Chciał go wymienić na siostrę wziętą w jasyr tatarski, ale pewnego dnia wataha porwała chłopca i od tej pory ślad po nim zaginął. Cały czas powtarzał, że potomek Tuhaj-beja „miał nad każdą piersią rybę wykłutą i siną barwą napuszczoną”. Tej opowieści słuchał także Azja. Pewnego dnia nie wytrzymał i, odzywając się dziwnym głosem rzekł, że by go nie poznał, ponieważ wielu Tatarów nosi takie znaki. Poparł go Hromyka. Rzekł, że widział ciało Tuhaj-beja i takie ryby. Na koniec poinformował, że tylko piersi pokolenia tego władcy zdobiły ryby.
Gdy Lelczyc zameldował Michałowi, że tatarskie łotrzyki - wataha Azby-beja oblegają Sierocy Bród, Zagłoba uprosił Michała, aby zabrał Baśkę na podjazd.
XXVI
Po obu stronach Dniestru rozpierzchli się rozbójnicy tatarscy i zbiegowie. Mieli kryjówki w lasach, pieczarach, napadali na stada wołów, kupców. Byli okrutni, mordowali i palili.
Aby ich wybawić z kryjówki, Michał kazał im wystawić stado wołów na przynętę przySierocym Brodzie. Nocą wyruszyły chorągwie i po jakimś czasie cała obława na Jurkowym Polu była przygotowana. Czterystu Tatarów zostało otoczonych. Zaczęła się krwawa bitwa, w której triumfowali ludzie Wołodyjowskiego. Walczyła nawet Baśka. Gdy pod koniec uciekając spadła z koniem do jaru, Azja uratował jej życie. Michał dziękował mu za ocalenie żony.
XXVII
Do Chreptiowa przyjechali goście. Pan podstoli nowogrodzki Bogusz zapewnił Michała, że Azja jest godny zaufania. Hetman nakazał, aby nie robić mu trudności w wyjazdach do Raszkowa na paktowanie z rotmistrzami - zdrajcami Rzeczypospolitej, którzy uciekli w sułtańską służbę.
Razem z Boguszem przyjechała pani Boska z młodziutką córką Zosią oraz z listem od hetmana. Prosił w nim, aby Michał poprzez swoich pobratymców pomógł w uwolnieniu jej męża, który od siedmiu lat był w jasyrze. Za dwa tygodnie Piotrowicz (najlepszy wykupiciel jeńców z Krymu) miał w drodze do Raszkowa przejazdem wstąpić do Wołodyjowskiego i porozmawiać jeszcze na ten temat. Potem miał wyruszyć do Krymu po wykup Boskiego i kupców Kamienieckich wziętych w jasyr. Pieniądze miały dostarczyć rodziny kupców.
Dalej hetman pisał, by Michał dał Piotrowiczowi listy na drogę do swoich rodaków.
W międzyczasie okazało się, że komendant w Raszkowie Ruszczyc miał także wziętych w niewolę członków swojej rodziny. Pojmano ich, gdy byli jeszcze dziećmi. Teraz podobno doszli do dostojeństwa tatarskiego i z racji swojej wysokiej pozycji mieli pomóc wydostać Boskiego.
Do Michała przyjechał również pan Nowowiejski z młodziutką córką Ewą, zmierzający także do Raszkowa. Jego syn służył tam pod chorągwią. Uciekł z domu jako piętnastolatek, a od jedenastu lat był w wojsku. Nowowiejski chciał zostawić córkę u Michała, ponieważ obawiał się Tatarów. Zmienił zdanie, gdy dowiedział się od bohatera, że wycięli watahę i droga jest wolna. Było mu bardzo miło, gdy słyszał od Wołodyjowskiego same pochwały na temat syna. Michał cenił młodego Nowowiejskiego za zasługi, odwagę, dzielność, za samodzielne władanie komendą. Powtarzał, że był oczkiem w głowie hetmana. Liczne pochwały z ust tak poważanego rycerza sprawiły, że ojcu przeszła złość na syna, który od tylu lat nie pokazał się w domu.
Dalsza części spotkania Michała i starego Nowowiejskiego nabrała innego wymiaru, gdy niespodziewanie do izby wszedł Azja. Gość stanął jak wryty i zaczął krzyczeć, że to jest jego pisarczyk (sługa), którego znalazł kiedyś na ukraińskim stepie. Wychowywał go dwadzieścia lat przy synu, a gdy zaczął romansować z Ewką - zbił go. Od tamtej chwili słuch po nim zaginął i teraz oto odnalazł się u Wołodyjowskiego.
Słowom tym zdecydowanie zaprzeczył Azja. Powtarzał, że nie zna Nowowiejskiego, który na potwierdzenie słuszności swoich słów powiedział, że Mellechowicz ma na piersiach wytatuowane dwie ryby.
Wówczas blady pan Nienaszyniec krzyknął, że w takim razie oto Azja Tuhaj-bejowicz, którego kiedyś porwał od żony chana!
W tej samej chwili Azja dumnie podniósł głowę, rozerwał żupan, pokazał piersi i rzekł „- Ot, ryby, siną barwą wykłute! Jam jest syn Tuhaj-beja”. Zapanowała cisza. Michał był zdziwiony. Nie mógł zrozumieć, czemu młody Nowowiejski go nie poznał, przecież widział go już parokrotnie. Senior zaczął tłumaczyć syna: po jego ucieczce Azja mieszkał z nim jeszcze sześć lat. Zmienił się i zmężniał, dlatego prawdopodobnie syn go nie poznał. Na koniec Nowowiejski oznajmił, że „chce go z powrotem”, ponieważ jest jego pisarczykiem.
Na te słowa Michał kategorycznie odmówił. Azja był teraz hetmańskim oficerem pod jego rozkazem, jeśli Nowowiejski ma do tego jakieś zastrzeżenia, niech idzie do hetmana i tam dochodzi swoich praw. Wówczas senior ustąpił - przecież rozmawiał ze zwierzchnikiem swojego syna.
XXVIII
Wszyscy milczeli. Oto stał przed nimi syn najgorszego człowieka, który kiedyś wraz z Chmielnickim „trząsł' całą Rzeczpospolitą, mordował, palił, brał w jasyr. Azja oświadczył, że Nowowiejski mówił prawdę odnośnie tego, że kiedyś go skatował do krwi. Nie zapomni mu tego nigdy. Gdy uciekł, przyjął nazwisko Mellechowicz aby uniknąć pościgu. Nie udał się na Krym, chociaż tam opływałby w luksusy jako syn chana. Został, aby służyć Rzeczypospolitej i hetmanowi, ponieważ kocha ojczyznę i miłuje Michała za to, że nie okazał mu wyższości. Zanim wyszedł, pokłonił się Wołodyjowskiemu i Baśce.
Teraz już wszyscy zrozumieli, dlaczego Lipkowie darzyli szacunkiem Azję, przecież Tuhaj-bejowe imię było dla nich świętością. Gdyby chciał, poszliby z nim w ogień, mógłby ich w każdej chwili zaciągnąć do sułtańskiej służby.
Nowowiejski był zdania, że Azja niedawno odkrył swoje pochodzenie. Pamiętał, że nie wiedział tego, gdy był u niego na służbie. Staruszek cały czas ostrzegał, że nie można ufać Mellechowiczowi. Powtarzał, że jest zawzięty, okrutny, że z pewnością zemści się za krzywdę.
Na te słowa Bogusz powiedział, że hetman zlęknie się odpowiedzialności za podjęcie takiej decyzji. Szlachta nazwała go zdrajcą, konfederacja groziła sądem, nie cieszył się sympatią na dworze u króla. Wszyscy - szlachta i kozacy - byli mu nieżyczliwi. Azja oświadczył, że poradzi sobie z Kozakami, że Tatarzy będą rządzić na Ukrainie, że pójdzie za nim pięćdziesiąt tysięcy odyńców. Bogusz nigdy go takim nie widział, bał się nawet patrzeć w jego stronę. Plan uratowania Rzeczypospolitej przed sułtanem spodobał mu się, uwierzył w niego. Wiedział, że hetman jest w Jaworowie, więc postanowił tam pojechać i przedstawić ten plan. Zaznaczył, żeby Azja nie wyjeżdżał na razie do Raszkowa, lecz niech czeka na pismo z odpowiedzią.
XXIX
Baśka, która chciała połączyć Ewkę z Azją, rozmawiała o tym z Michałem i Zagłobą. Jeżeli Nowowiejski wyjedzie do Raszkowa sam, wtedy Ewka mogłaby się widywać z Azją, lecz najpierw bohaterka musiała wybadać, czy Azja kocha Ewkę.
Podekscytowany Bogusz oznajmił wszystkim, że Azja to wielki człowiek. Nazwał go, obok Sobieskiego, największym hetmanem, lecz nie mógł zdradzić przyczyny tych wielkich słów. Przytaknął jednak, gdy Zagłoby zapytał, czyżby Azja chciał zostać hetmanem tatarskim. Słuchając o męstwie Azji - jest oficerem, zaufanym hetmana, wykonuje tak ważny rozkaz ściągając Lipków i Czeremisów - Nowowiejski w duchu czuł się dumny i zmienił zdanie o Azji. Uważał, że to on go wychował na dobrego żołnierza. Ewka była szczęśliwa słuchając pochwał swojego ukochanego.
XXX
Baśka podczas rozmowy z Azją przepytywała go, co czuje do Ewki. Nie zdawała sobie sprawy, że to właśnie nią Mellechowicz jest zauroczony, że upajał się jej widokiem, że to o niej myślał, gdy padł jej do nóg, całował stopy,,, Baśka, myśląc, że te słowa były skierowane do Nowowiejskiej oświadczyła wprost, że dziewczyna kocha, na co on wściekły wybiegł z izby. Niczego nieświadoma Baśka powiedziała mężowi, Ewce oraz Zagłobie, że Azja kocha córkę Nowowiejskiego, na co ta ze szczęścia całowała ją po rękach.
Pewnego dnia do Azji przybył posłaniec murza - Halim, dawny sługa jego ojca. Oficjalnym powodem jego wizyty do Chreptiowa było pośredniczenie między Mellechowiczem i rotmistrzami. To on pierwszy rozpoznał go w bitwie pod Bracławiem i on powiedział Azji, czyim jest synem. Dzięki niemu także Lipkowie wysłuchali Tuhaj-bejowego syna.
Wysłuchawszy wiadomości o poparciu tylko części Tatarów, Azja dał Halimowi jeść oraz wyznał mu swoje plany porwania Baśki i zostania hetmanem tatarskim. Postanowił, że jeżeli hetman podaruje mu przez Bogusza na piśmie szlachectwo, wówczas będzie służył Rzeczypospolitej i pobije sułtana - w przeciwnym razie zamierzał zrównać wszystko z ziemią i wymordować mieszkańców Rzeczypospolitej. Pouczył Halima, aby Lipkowie czekali w gotowości na jego komendę. Tutaj już wiedzieli kim jest - rozpoznał go Nowowiejski, którego córkę Ewkę zamierzał zamknąć w haremie.
XXXI
Wszędzie były zaspy, ściskał ogromny mróz i wiał śnieg. W zawiejach ginęli ludzie i stada zwierząt, drogi były zasypane i przez to niebezpieczne. Po długiej podróży Bogusz dojechał do Jarosławia, do hetmana. Całą drogę myślał, jak radosną nowinę mu wiezie, ponieważ wierzył w słuszność sprawy Azji.
Po przekazaniu hetmanowi dwóch wiadomości (Azja synem Tuhaj-beja i plan Mellechowicza na uratowanie Rzeczypospolitej przed sułtanem oraz gotowość wejścia z Tatarami na Ukrainę) otrzymał odmowną decyzję władcy. Hetman nie mógł obiecać Azji i jego ludziom ziemi oraz przywilejów szlacheckich, nie zamierzał sprowadzać Tatarów na Ukrainę, ponieważ nie może okiełznać Kozaków, których kiedyś, w obronie przed Turkami, sprowadził na swoją ziemię. Teraz Dorosz przystąpił do sułtana i obrócił się przeciwko niemu, więc nie chciał „dzikich, drapieżnych” tłumów niszczących Rzeczpospolitą umacniać w sile i potędze. Hetman przewidywał, że niebawem między Kozakami i Tatarami dojdzie do wojny.
Gdy Bogusz przewidział, że po zamieszkaniu na Ukrainie Tatarzy prowadzeni przez Azję nie dadzą się wyrugować, hetman wyraził swoje oburzenie”. Zrozumiał, że Mellechowicz jest gotowy połączyć się z Kozakami i ruszyć na Rzeczpospolitą, miał bolesną nauczkę po Doroszeńce. Uważając się za przywódcę Polski chrześcijańskiej, hetman wolał zginąć na wojnie, niż swój lud ścinać pogańskim mieczem. Zastanawiał się, co pomyślą umarli. XXXII
Bogusz otrzymał od hetmana instrukcje dla Azji dotyczące szybkiego podpisania paktów z rotmistrzami lipkowskimi oraz rozkaz natychmiastowego zaniechania swoich pomysłów. Mając tak niepomyślne informacje, Boguszowi nie śpieszyło się z powrotem do swojego przywódcy.
Do Chreptiowa zjechało wielu ludzi. Był Nowy Rok. Przybył Nawirgh - delegat patriarchy uzmienickiego, dwóch Anardratów - teologów, Piotrowicz, który był słynny z wykupywania jeńców z Krymu (Michał dał mu pieniądze na wykup Boskiego), Seferowicz - pretor kamieniecki mający brata w jasyrze, dwie kobiety Neserowiczowa i Kieremowiczowa - ich mężowie też przebywali w jasyrze, synowica księdza Kamińskiego i młody Nowowiejski, który, dowiedziawszy się o pobycie u Wołodyjowskiego swojego długo niewidzianego ojca - wziął urlop w Raszkowie i czym prędzej wybrał się w podróż.
Nowowiejski zobaczył się z ojcem i siostrą - którą ledwo rozpoznał, po jedenastu latach. Przeprosiwszy ojca za ucieczkę do służby i nie dawanie znaku życia udało mu się odzyskać miłość i szacunek rodzica. Senior był teraz dumny z syna oficera hetmańskiego, którego Michał chwalił. Gdy powiedział mu, że w obozie przebywa także Azja, z którym on się wychował, że teraz nazywa się Mellechowicz i jest synem Tuhaj-beja, młody Nowowiejski był zdziwiony. Nie mógł zrozumieć, czemu nie rozpoznał go wcześniej. Powiedział ojcu, że Azja to dobry żołnierz chwalony przez hetmana i uczyniony setnikiem i poradził, by traktował go z szacunkiem. Te słowa niezmiernie ucieszyły Ewkę, zakochaną po uszy w Mellechowiczu.
XXXIII
W fortalicji zorganizowano tańce. Michał zrobił żonie niespodziankę i sprowadził kapelę aż z Kamieńca. Pierwsza parą tańczących byli Baśka z Muszalskim. Podziwiali ich zza szyb żołnierze stojący na dworze.
Drugą parę stanowili Ewka z Azją, który nic do niej nie mówił, ponieważ był upojony widokiem Baśki. Myślał, że choćby mu przyszło spalić pół Rusi żeby ją zdobyć, uczyni to bez wahania i w końcu ona będzie jego. Nie zdając sobie sprawy z uczuć swojego partnera, Ewka myślała, że jest onieśmielony jej bliskością, więc mocniej ściskała jego rękę. Tymczasem on miał ochotę ją udusić. Patrzył na nią przeszywającym, złym wzrokiem, co wzięła za oznakę miłości. Trzecią parą był Nowowiejski z Zosią Boską - on ogromny, ona drobniutka. W tańcu wyznał, że się w niej zakochał od pierwszego wejrzenia i zapowiedział, że padnie jej matce do nóg, czym sprawił zakochanej dziewczynie ogromną radość. Za nimi tańczyła reszta par.
W pewnym momencie wieczoru Baśka poprosiła Michała, aby pozostającym za oknem żołnierzom dał beczkę wina, dzięki czemu będą mogli się rozgrzać. Wołodyjowski spełnił prośbę żony, a żołnierze w podziękowaniu dla pani komendantowej huknęli z muszkietów na jej cześć. Zabawa trwała do rana.
XXXIV
Rankiem odświętnie ubrany Nowowiejski czekał pod izbą Boskich aż wstaną. Swoje zamiary wyznał Zagłębie, któremu powiedział także, że ojciec, bojąc się obciążeń finansowych, nie był przychylny jego małżeństwu. Dopiero, gdy wyznał rodzicowi, że przez jedenaście lat służby uzbierał z łupów (brał tylko, ile mu przyznano) pieniędzy na dwa gospodarstwa takie, jak on posiadał i że nie chodzi mu o pieniądze, lecz o błogosławieństwo, jak zapewnił, że swoją cześć spadku po matce przeznacza na wiano dla Ewki, której jeszcze dołoży coś od siebie i jemu na starość pomoże, dopiero wtedy skąpy i chciwy ojciec odetchnął z ulgą. Udawał, że cieszy się i dał mu błogosławieństwo.
Zosia, choć biedna, spodobała mu się i zapowiedział synowi, że ma ją szanować i nigdy nie skrzywdzić. Potem, jak Nowowiejski powtarzał Zagłobie, jego ojciec zaczął snuć plany o bogactwie, o zamieszkaniu obok, o dokupieniu ziemi…
Na koniec młody Nowowiejski poskarżył się staruszkowi, że lada dzień skończy mu się urlop i będzie musiał wracać do Raszkowa, więc nie może czekać z oświadczynami do czasu powrotu pana Boskiego z niewoli. Wysłuchawszy trosk rozmówcy, Zagłoba doradzał, aby zabrał obydwie Boskie do Raszkowa - wówczas miałby Zosię przy sobie i mogliby razem czekać na wiadomości o jej ojcu. Wtem z izby wyszła pani Boska. Nowowiejski rzucił się do jej nóg i zaczął prosić o zgodę na ślub. Jego prośbę poparli Baśka, Michał i ojciec, więc kobieta zgodziła się, pytając przedtem o opinię córkę - Zosia szczęśliwa przytaknęła.
XXXV
Po oświadczynach Nowowiejski wyjechał do Raszkowa przygotować kwaterę dla pań Boskich. Po dwóch tygodniach reszta gości ruszyła za nim. Były to panie Kieremowiczowa oraz pani Neserewiczowa (tam miały czekać na powrót mężów), Piotrowicz z duchownymi (stamtąd mięli ruszyć do Krymu po wykup Boskiego, dwóch kupców i brata Seferowicza). Z Chreptiowa wyjechał też stary Nowowiejski, zgodziwszy się uprzednio, by u Wołodyjowskich został jeszcze jego córka Ewka. Za trzy tygodnie Basia miała ją odwieźć do Raszkowa z Azją, który będzie jechał tam dokończyć paktowanie.
Ewka bardzo kochała Azję, lecz on traktował ją chłodno. Na początku myślała, że to przez obecność ojca i brata, lecz gdy jego stosunek się nie zmieniał, zwierzyła się Baśce. Ta natychmiast rozmówiła się z Mellechowiczem i zapowiedziała, że jeżeli nie skorzysta z okazji i nie zadeklaruje swych uczuć, to za kilkanaście dni ona poprosi męża, aby jej pozwolił odwieźć Ewkę do Raszkowa i jego okazja przepadnie. Słysząc to, Azja zaczął nalegać na podróż Baśki. Prosił, by wstawiła się za nim u Nowowiejskiego, powtarzał, że w jej rękach jego los i obiecywał, że w drodze wyzna miłość Ewce. Baśka uwierzyła w te kłamstwa.
Pewnego dnia Mellechowicz otrzymał z Kamieńca list od Bogusza informujący o tym, że Sobieski odmówił jego planom, że nazwał je szaleństwem, że nigdy nie pozwoli mu być hetmanem tatarskim. Zgodził się jedynie na ukończenie przez Azję spraw z Kryczyńskim i resztą.
Przeczytawszy list, Azja wpadł w szał. Pociemniało mu w oczach, serce zaczęło szybciej bić. Cieszyło go tylko to, że w drodze do Raszkowa porwie Basię.
Wydał Halimowi rozkazy: Kryczyński z Adurowiczem i z innymi watahami mają narobić popłochu i upozorować, że czambuł Doroszeńki idzie od strony Humania tak, aby wojsko wyszło do nich w stepy z Mohilowa, Jampola i Raszkowa - teren musi być bez żołnierzy podczas porwania Baśki.
XXXVI
Azja wyjeżdżał wzmocnić raszkowską załogę i ukończyć sprawę z Kryczyńskim. Tymczasem Michał nie chciał się zgodzić, aby żona sama jechała odwieźć Ewkę - bał się o nią, a nie mógł jej towarzyszyć, ponieważ musiał zostać na komendzie w Chreptiowie. Nie mogąc liczyć na poparcie (Baśka z Ewką go przekonywały, Azja prosił używając argumentów o miłości do Ewki i zdolności komendantowej do ułagodzenia Nowowiejskiego), w końcu po długich rozmyślaniach przystał na prośbę tej trójki. Mieli jechać tylko trzy dni, a Baśka miała być bezpieczna - komendy wojskowe stały przecież po drodze. Przygotowano się do drogi i pewnego poranka załadowano wozy. Michał rozkazał Azji, aby zatrzymał się tylko na noclegi w komendzie Mohilowskiej i w Jampolu, po czym czule pożegnał żonę i życzył udanej podróży Ewce. Obie ubrane „po męsku” niewiasty wsiadły do sań wymoszczonych skórami i ruszyły za Azją. Baśka płakała, że musiała zostawić męża.
XXXVII
Baśka jechała w saniach z Ewką, którą cały czas pocieszała i przekonywała, że może Azja po drodze weźmie z nią ślub u przypadkowego księdza. Gdy dojechali do Mohilowa, zastali tam nocleg i wieczerzę przygotowane przez dowódcę piechoty Gorzeńskiego. Od niego dowiedzieli się o krążących pogłoskach: podobno czambuł Ordy Dorosza ruszył ku Hajsyniowi i naprzeciw wyszło mu wojsko.
Nazajutrz Azja zostawił Gorzeńskiemu do obrony pięćdziesięciu Lipków i razem z kobietami ruszył do Jampola. Tu także nie było wojska - żołnierze ruszyli ku Hajsyniowi. Bohaterowie zatrzymali się na nocleg w ruinach zameczku. Baśkę ogarniał coraz większy niepokój, była zdziwiona, że Michał nic nie wiedział o tej sytuacji, skoro komendy wyszły trzy dni wcześniej.
Na kolejnym postoju - w Jampolu - Azja także zostawił pięćdziesięciu Lipków. Tłumaczył, że to dla bezpieczeństwa, gdy Baśka będzie wracać z powrotem.
Kolejnego poranka, gdy Wołodyjowska jechała na swoim dzianecie i myślała, że Azja wsiądzie do sań i porozmawia z Ewką, on jechał przy niej.
Nagle nadjechał Halim. Powiedział Azji, że młody Nowowiejski wyszedł z wojskiem z Raszkowa ku Hajsyniowi, że Piotrowicz wyjechał po jeńców oraz że w mieście pozostała tylko garstka żołnierzy. Mellechowicz wydał mu rozkaz, aby Kryczyński i Adurowicz zajęli Raszkowo, potem podjechał do Baśki - rozmyślając niepostrzeżenie została w tyle - i powiedział tajemniczo, że muszą porozmawiać. XXXVIII
Azja wyznał Baśce miłość. Zapewnił, że zrobi dla niej wszystko, że będzie należeć tylko do niego, że wokoło nich nie ma wojska, co było częścią jego planu. Nagle przysunął się i ściągnął ją na swojego konia. Oczy zaszły mu mgłą, a Baśka zobaczyła w nich miłość, zdradę i ciężki los, jaki czekał ją przy jego boku. Gdy zaczął tulić ją i całować, jej ręce trafiły na „kościany łeb wschodniego pistoletu”. Niewiele myśląc chwyciła go i uderzyła kościaną głową między jego oczy z całą siłą. Azja spadł z konia pociągając bohaterkę za sobą. Po chwili Baśce udało się podnieść i skoczyć na swego dzianeta. Jak wicher pomknęła w przeciwną stronę Dniestru ku stepom. Już wiedziała, że wszyscy Lipkowie byli w zmowie. Nagle poczuła, że ktoś za nią jechał - był to bachmat Azji, leciał za jej koniem, a ona złapała go za uzdę. Bóg czuwał nad nią, bo gdyby koń Azji wrócił bez niego, Lipkowie od razu zaczęliby szukać swojego przywódcy. Wołodyjowska zrozumiała, że musi omijać ludzi, ponieważ jest na wrogim terenie. Zdecydowała, że będzie jechać przez pustynię - bała się tylko, żeby nie zabłądzić.
XXXIX
Azja odzyskał przytomność. Leżał na pustkowiu, nie było przy nim konia, poczuł, że ma wybite oko, roztrzaskaną kość policzkową i nos we krwi - wył z bólu. Znalazł go przyjeżdżający po rozkazy człowiek i natychmiast zawiózł do Raszkowa, gdzie Mellechowicz zarządził pościg.
Kolejne dni spędził w gorączce pod opieką cyrulika. Leżał nieprzytomny, a gdy mu się polepszyło, wówczas wezwał Kryczyńskiego i Adurowicza. Wyznawszy im przebieg ostatnich wydarzeń (że ukochana - żona Wołodyjowskiego - go raniła i uciekła, a on chciał ją za żonę), wysłuchał ich relacji. Okazało się, że miasto zostało pozbawione wojska, tak jak było zaplanowane.
W kolejnych dniach Azja zrealizował swoje zamiary: kazał spalić miasto, wymordować kilku żołnierzy w fortalicji, wyrżnąć mieszkańców. Przy życiu pozostawił jedynie setkę niewiast i dzieci powyżej dziesięciu lat, by potem sprzedać je na wschodnich bazarach. Przejął obfite łupy, gdyż miasto było dosyć bogate.
Poza tym Mellechowicz rozprawił się z pojmanymi jeńcami: staremu Nowowiejskiemu poderżnął gardło, Ewkę, która tak go kochała, podarował Adurowiczowi, Zosię Boską zatrzymał dla siebie, a jej matkę sprezentował Halimowi. Na koniec wyruszył z ludźmi na sułtańską ziemię.
XL
Baśka, bojąc się pościgu, pędziła okrężną drogą przez jary, wzgórza, rzeki. Nocą za przewodnika miała Wielki Wóz na gwiaździstym niebie, który kierował ją ku północy, w stronę Chreptiowa. Po kilku dniach przesiadła się na Azjowego bachmata, aby jej dzianet odpoczął. Jechała zmęczona, senna, dniami i nocami, często na oślep. Gdy pewnego dnia za słabo uwiązała swego konia za lejce do uzdy - nawet nie wiedziała, kiedy więzy rozwiązały się i został w tyle. Został rozszarpany przez wilki. Drugi koń się utopił - gdy wjechała na rzekę, lód pękł, koń poszedł pod wodę, a ona cudem wydostała się na brzeg. Była mokra, miała gorączkę, przywidzenia, padała i szła dalej.
W końcu upadła pod drzewem i myślała, że to koniec, że umiera. Na szczęście usłyszałachreptiowskie żurawie studzienne - wtedy ostatkiem sił dowlokła się do fortalicji, weszła do izby. Zdążyła tylko powiedzieć, że Azja zdradził i chciał ją porwać, potem padła na progu.
XLI
Baśka o mały włos nie umarła z wycieńczenia. Ogrzewano ją, pojono winem, co chwilę traciła przytomność, nie poznawała męża, który nie odstępował jej na krok. Żołnierze, którzy nie wiedzieli, co się wydarzyło, że pani wróciła ledwo żywa, zebrali w izbie u Zagłoby i od niego dowiedzieli o zdradzie Azji. Płakali, a wachmistrz Luśnia poprzysiągł zemstę za krzywdę pani. Potem sześciu żołnierzy wraz z nim pojechało do Kamieńca po medyka, który orzekł, że Baśka przeżyje, ale długo będzie dochodzić do zdrowia. Michał, gdy to usłyszał, padł na ziemię i płakał ze szczęścia, a żołnierze z nim. Wszyscy dziękowali Bogu za ten cud.
XLII
Dopiero po tygodniu Baśka wróciła do przytomności. Wraz ze zdrowiem wracał jej także humor. Michał, dziękując Bogu za jej ocalenie złożył przysięgę o zbudowaniu kościółka.
W fortalicji już wiedzieli o rzezi w Raszkowie. Przyjechał Myśliszewski i Bogusz, którzy poinformowali wszystkich o zdradzie Azji, Kryczyńskiego i Adurowicza. Mohilów się obronił - Gorzeński domyślił się planu Azji i napadł ze swoją garstką mazurskiej piechoty na Lipków. Po zwycięstwie część zabrał w niewolę i wysłał ostrzeżenie do Jampola, który także się obronił. Poległ jedynie Raszków.
Michał otrzymał list od Białogłogowskiego. Donosił mu, że gdy wrócił do Raszkowa z wojskiem (wcześniej ruszyli na ordy ku Hajsyniowi), Nowowiejski bardzo przeżył los narzeczonej, siostry i ojca. Obiecał sobie, że zemści się na Azji, który z Kryczyńskim i Adurowiczem ruszył do Adrianopola do sułtana. W dalszej części Białogłogowski donosił, że przenosi się z Raszkowa do Jampola, a hetman Sobieski kazał zbierać komendy i przygotowywać się do wojny. Michał otrzymał misję sprowadzenia do Kamieńca ciężkiej armaty. Przeczytawszy ostatnią wzmiankę, Wołodyjowski zmartwił się, że żona będzie chciała jechać z nim i nie puści go samego, a przecież nie mógł zabrać jej w takim stanie. Jego troski rozwiał Zagłoba. Obiecał, że pojedzie z Baśką do Skrzetuskich przed wojną, tak będzie bezpieczna, tylko Michał musi namówić ją do wyjazdu.
XLIII
Niespodziewanie do Chreptiowa przyjechaliKetlingowie. Ketling z rozkazu hetmana został przełożonym nad artylerią kamieniecką. Gdy w Kamieńcu dowiedzieli się o wypadkach ostatnich dni, zostawili tam małego synka i przyjechali do przyjaciół. Krzysia, która ponownie była w ciąży, pomogła Michałowi w namowach Baśki na wyjazd do Skrzetuskich. Nie wiedząc kiedy, sama została wmanewrowana przez obawiającego się o jej bezpieczeństwo męża w tą podróż. Nie dała się jednak przekonać - podobnie zresztą jak Basia. Obie postanowiły, że zostają przy mężach. Ich postawa sprawiła, że Zagłoba powiedział Michałowi, że jeśli boi się sprzeciwić własnej żonie - on w takiej sytuacji jest bezsilny.
XLIV
Po trzech tygodniach Ketlingowie odjechali do Kamieńca.Basia próbowała wstawać, ale nie miała sił, więc medyk kazał jej leżeć. Przyszła wiosna. Michał otrzymał wiadomość od Myśliszewskiego, że zbierają się wojska sułtana, a chan idzie z pięćdziesięciotysięczną ordą na pomoc Doroszeńce. Gdy wody obeschną, mieli ruszyć szlakiem Czarnym i Kuczmeńskim na Rzeczpospolitą. Wołodyjowski posłał pachołka z tą groźną informację do hetmana i czekał na rozkazy. Nie mógł sam opuścić fortalicji, mimo iż - jako żołnierz z krwi i kości - wojna wywoływała w nim chęć walki. Generał podolski, który myślał tylko o własnym dobru i korzyściach materialnych, nieudolnie ubezpieczył Kamieniec. Ketling doniósł Michałowi, że pojawiły się tylko regimenty księdza biskupa Trzebickiego. W rozmowie z Michałem Zagłoba stwierdził, że lepiej byłoby, gdyby Wołodyjowski poszedł walczyć w pole - wtedy Baśka musiałaby jechać do Skrzetuskich. Radził, by napisał do hetmana, że chce razem z nim ruszyć do walki i zostać przy jego boku. Miał podkreślić, że jest doskonałym żołnierzem i przedłożyć argumenty, że jeżeli pójdzie bronić Kamieniec - sława spadnie na podolskiego. Zagłoba był pewny, że hetman się zgodzi, bo przecież nie odda najlepszego żołnierza podolskiemu. Michał wysłuchał rady przyjaciela i napisał list. Na koniec dodał, że idąc w pole nie oszuka ojczyzny, ani Boga ani hetmana.
Przed wyjazdem Michał postanowił jeszczewyszkolić jeńców, których oszczędził, ponieważ Baśka prosiła. Do tej pory trzymał ich w piwnicy. Przewidywał, że dołączą do niego inni gdy rozgłosi, że daruje im zbójnickie uczynki. Uważał, że każdy sposób na wzmocnienie załogi kamienieckiej jest dobry. Zbójnicy ucieszyli się, że wstąpią do piechoty. Żołnierze ich musztrowali, sprowadzono nawet krawców do szycia barwy.
Po paru tygodniach Wołodyjowski otrzymał list od hetmana. Sobieski donosił, że sułtan ma trzysta tysięcy potęgi, że chodzi mu najbardziej o zdobycie Kamieńca. Michał nie może przy nim być w polu, ponieważ - choć podolski nie okazał mu życzliwości na elekcji - lepiej będzie, gdy najlepszy żołnierz Rzeczypospolitej wzmocni generała. Dalej hetman przekonywał, że Kamieniec jest jego oczkiem w głowie. Choć będą tam niedoświadczeni ludzie, to posłuchają Michała, bo jest znany. Na miejscu będzie miał do pomocy Ketlinga.
Wołodyjowski odczytał list oficerom. Mieli bronić twierdzy kamienieckiej i nie oddać jej chyba, że polegną
XLV
Rzeczpospolita była jak otwarty step: biedna, wyczerpana przez szwedzkie, pruskie, moskiewskie, kozackie wojny, przez wędrówki konfederacji wojskowej, bunty. Teraz, z powodu „niedołęstwa królewskiego” i „zaślepienia bezmyślnego szlachty” zaniechano obrony, skarb państwa był pusty, hetman nie miał wojsk, nie licząc marnych kilku tysięcy.
Chan ruszył na Rzeczpospolita z pięćdziesięcioma tysiącami ordy. Nazwał to Świętą Wojną przeciw chrześcijaństwu i zebrał ogrom ludów różnego koloru skóry, silnego wojska, bogatej i różnorodnej broni (dwieście dział, w tym dziesięć burzących). Na drodze do kompletnego zwycięstwa stał mały Kamieniec.
XLVI
Po postoju na błoniu kuczunkauryjskim Azja ruszył z Lipkami i Czeremisami na czele wojsk tureckich na Rzeczpospolitą. Choć wyzdrowiał, jego uroda została zniszczona: potworna i straszna twarz była teraz postrachem ludzi.
Gdy w zimie przybył do sułtana, ten słyszał już o jego czynach i cenił wojenny dorobek. Jego imię wiało grozą na wschodzie, wezwał go sam wezyr(podarował mu kaftan ze srebrnej lamy, którego posiadanie wywyższało w go oczach wszystkich), amłody Kara Mustafa „wschodzące słońce wojny” pokochał go. Azja został murzą, pod jego komendę poddali się rotmistrzowie zbiegli z Rzeczypospolitej, miał dwa tysiące wojowników! Mimo dobrobytu i szacunku, Mellechowicz nie mógł przyzwyczaić się do wschodnich obyczajów - był wychowany w kraju chrześcijańskim, gdzie jako oficer hetmański nie musiał się kłaniać. Z kolei tu - chociaż był murzą i wodzem - wymagano, by padał na twarz przed wezyrem i płaszczył się przed baszami.
Mimo upływu czasu nadal w jego sercu gościłaBasia, pragnął jej i nienawidził zarazem. Gdyby mu dano wybór: Wołodyjowska albo bycie padyszachem i rządzenie połową świata wybrałby ją! Tymczasem dzielił łoże z Zosią, którą bił za to, że nie była Baśką, lecz narzeczoną Nowowiejskiego.
Pewnego dnia sułtan wydał rozkaz i w czerwcu Lipkowie ruszyli na Rzeczpospolitą w przedniej straży. Rozpoczęły się upały, szli w nocy ze zbrojnym ludem w taborach, haremach, stadach. Gdy w mokradłach ugrzązł złocistopurpurowy wóz Kasseki, pierwszej żony sułtana, dwadzieścia bawołów nie mogło go wyciągnąć. Wówczas najwyższy mufa rzekł sułtanowi: „Zła to wróżba, panie i dla ciebie i dla całego wojska”, więc wódz kazał odprawić z obozu wszystkie kobiety, także żonę. Żołnierze, którzy nie chcieli sprzedać swoich niewolnic „wycięli je”, inni sprzedali je „hurtowo” handlarzom z Karowenstereju (odsprzedawali je potem na rynkach w Stambule). Jarmark trwał trzy dni. Azja wystawił tam na sprzedaż brzemienną Ewkę, Zosię i jej matkę. Obydwie Boskie zostały kupione do Stambułu, gdzie przebywały do śmierci, pomimo że ktoś ich szukał.
XLVII
W nadniestrzańskich stronach zapanował duży ruch jeszcze zanim Turcy ruszyli spod Adrianopola. Motowidło poszedł pod Humań przeciw kozakom Doroszeńki i ordzie krymskiej, a Muszalski, Snitko, Nienaszyniec i Hromyka razem z chorągwiami udali się w okolice poczynań Doroszeńki. Bogusz do pierwszych czambułów miał stać w Mohilowie, Ruszczyc ruszył w stepy z ludźmi i przepadł, gdzie z czasem podobno zdziczał - krążył przy Doroszeńce, pojedynczo wycinał i porywał mniejsze watahy. Michał na polecenie hetmana miał udać się doKamieńca, mimo iż zdawał sobie sprawę z tego, że to miasto zostanie zdobyte przez sułtana (nie było wojsk nawet na podjazdy, nie myśląc o wojnie, sułtańskie nocne straże były liczniejsze od chorągwi hetmańskich) i że jako najlepszy żołnierz zostaje wysłany na śmierć. Sobieski także był gotów polec w walce, uważał to za obowiązek żołnierza, taka śmierć była dla niego łaską i nagrodą. Podobnie uważał Michał.
Sułtańska nawała szła od Dniepru i od Dunaju. Wszyscy poszli ku Doroszeńce, ponieważ stał bliżej, więc hetman rozkazał Michałowi, by dał Nowowiejskiemu ludzi i wysłał go na mułtany, jak najdalej „pod Turka”. Tak też się stało. Nowowiejski przybył z Mohilowa. Przyjaciele nie poznali go, był wrakiem człowieka. Padł Basi do nóg i zaczął płakać, a wieczorem wyruszył w drogę. Michał dał mu stu ludzi - stu zostawił sobie. Luśnia w swoim i kompani imieniu prosił o zgodę wyruszenia razem z nim, ponieważ ślubowali zemstę na Azji. Dzięki wstawiennictwu Nowowiejskiego Michał zgodził się. Luśnia wymógł na zrozpaczonym osobistą tragedią nowym dowódcy obietnicę: jeżeli złapią Azję, będzie sam mógł wyrównać rachunki.
Bohaterowie ruszyli z Chreptiowa do Raszkowa. W Jampolu dołączyło do nich jeszcze dwustu żołnierzy z rozkazu hetmana - byli z raszkowskiej załogi (jej reszta pod wodzą Białogłogowskiego miała dołączyć do Bogusza w Mohilowie). Gdy doszli do Raszkowa, zastali pustynną okolicę. Był akurat początek maja, a orda dobrudzka mogła uderzyć w każdej chwili (nikt nie wiedział, że w tym czasie oddziały z Turkami stały na kuczunkauryjskim błoniu). Po odpoczynku wszyscy przewidywali, że pójdą ku pieczarom czekać na Turków, a tymczasem Nowowiejski poprowadził ich do rzeki. Przeszli Dniestr zdziwieni, że oto idą „na Turka” z trzystoma ludźmi, lecz musieli słuchać swojego komendanta. Po przejściu rzeki stanęli na drugim brzegu. Luśnia myślał, że Nowowiejski oszalał.
XLVIII
Za Dniestrem rozciągał się pustynny kraj. Żołnierze za dnia kryli się w lasach, żeby nie natknąć się na podążających z Azją na przedzie ordy Lipków czy Czeremisów. Nowowiejski odzyskał wiarę na odszukanie ukochanej. Działał bardzo odważnie. Napotykanych po drodze starych Tatarów pasących bydło na stepach kazał ścinać, przez co poruszali się w przebraniach, ciągnąc przed sobą stada owiec zebrane po drodze i zakładając tatarskie kożuchy. Pewnego dnia bohaterowie zatrzymali się w gaju i rozbili tam obóz. Dzień za dniem upływały im na czekaniu, aż w końcu ujrzeli stado pędzących na popas na błonie koni, a którymi było dwudziestu pięciu koniuchów z obozu Azji. Nowowiejski nakazał okrążenie wroga i po chwili wszyscy nieprzyjaciele byli martwi. Przed zadaniem śmiertelnego ciosu żołnierzom udało się dowiedzieć o losie niewiast. Słowa o sprzedani Zosi i Ewki podziałały na Nowowiejskiego jak płachta na byka - dostał obłędu, jego nadzieja umarła. Wieczorem niespodziewanie przyszła burza i ulewa. Zapanowała ciemność. Bohaterowie wsiedli na koń i z ogromną prędkością pędzili tabun do obozu Azji. Nikt nie spodziewał się ataku, udało się im wymordować dwa tysiące Tatarów i porwać Azję (przy okazji Luśnia połamał mu żebra). Wszyscy ruszyli z powrotem do granic ojczyzny, tylko paru Lipkom udało się uciec.
XLIX
Lipkowie, którym udało się uciec z rzezi, dali o niej znać ordzie białogrodzkiej. Potem posłańcy donieśli wieść do cesarskiego obozu, skąd wysłano czambuły na zwiady. Stamtąd wiadomość o napadzie rozniosła się błyskawicznie, wszystkich ogarnął strach. Sułtan, wezyr i „przyszłe słońce wojny” Kajmakan - Czarny Mustafa wpadli w popłoch. Idąc na Rzeczpospolitą byli zapewniani, że nie ma ona wojska, a teraz nieprzyjaciel wtargnął do państwa padyszacha i urządził rzeź. Od tej pory pochód stał się mniej pewny.
Tymczasem Nowowiejski powoli zmierzał do celu. W drodze Luśnia dbał, aby Azja za szybko nie umarł, karmił go na siłę, polewał wodą i pilnował, by nie udało mu się sprowokować komendanta (cały czas słuchał opowieści Mellechowicza o tym, co robił z Zosią). Nowowiejski uparcie milczał, pamiętał, że obiecał Luśni Azję.
Po przebyciu Dniestru bohaterowie wjechali do Raszkowa, gdzie Luśnia za pomocą dwóch koni przywiązanych do nóg Azji rozdarł jego ciało, wbite chwilę później na ostry pal. Po podniesieniu słupa żołnierze wkopali go w ziemię, a Luśnia wydłubał Azji drugie oko - tak ślubował po ocaleniu pani. Na koniec Mellechowiczowi podpalono związane u góry, okryte słomą umazaną w smole ręce i zostawiono go jak żywąpochodnię.
L
Podróż do Chreptiowa zajęła Nowowiejskiemu dużo czasu. Kilka razy jeszcze przeprawiał się ze swoimi ludźmi na drugą stronę Dniestru do czambułów tureckich. W tym czasie Michał wyruszył za Motowidłą przeciw Doroszeńce, a potem miał jechać do Kamieńca. Baśka miała dołączyć do niego z taborem, pakowała więc pospiesznie rzeczy. Pomagał jej Zagłoba i Muszalski. Gdy Nowowiejski wrócił, zachowywał się bardzo dziwnie. Opowiedziawszy o losie Zosi i swojej siostry, które zostały sprzedane nie wiadomo komu, pogrążył się w rozmyślaniach. W końcu nadszedł dzień wyruszenia do Michała. Stada zwierząt, wozy, niewiasty (kilku żołnierzy pożeniło się w Chreptiowie) prowadziło trzystu dragonów Nowowiejskiego i dwustu z piechoty, których Wołodyjowski wyszkolił z jeńców (niektórzy sami zgłosili się do służby). Podróż trwała dwa ciężkie dni, w czasie których Nowowiejski zaczął mówić od rzeczy do tego stopnia, że Muszalski rozkazał żołnierzom mieć go na oku.
W Kamieńcu trwały przygotowania do obrony miasta. Po przyjeździe Baśka od razu przykuła uwagę mieszkańców, słyszeli o jej dzielności, odwadze, wiwatowali na cześć Michała, gdyż słynne było jego nazwisko. Choć miał tu własny dworek, to po wjechaniu do miasta zatrzymał się z żoną najpierw pod nowo zbudowanym klasztorem dominikanek. Tam poprosił Basię, by zgodziła się zamieszkać u sióstr choć na czas bitwy, będzie u nich bezpieczna i otoczona przyjaciółkami - mieszkało tam wiele pań na czas wojny, między innymi Krzysia oraz siostra Michała Makowiecka.
W tym czasie, pod klasztorem Nowowiejski spadł z konia i stracił przytomność. Wezwany medyk stwierdził chorobę mózgu spowodowaną nadmiarem tragedii, jaka wydarzyła się ostatnio w jego życiu. Opieką otoczyła go Baśka.
Michał dowiedział się o rozbiciu żołnierzy Motowidły przez Kryczyńskiego i ordę białogrodzką. Wszystko wskazywało na rychłe oblężenie Kamieńca, cały czas trwały obrady wojenne. Generał podolski nie chciał sam decydować w tak ważnej sprawie, więc Wołodyjowski z żołnierzami rozplanował obronę. Zobowiązał się, iż sam będzie doglądał Żwańca i Kamieńca. Uważał, że wróg najpierw musi zdobyć Żwaniec, bo stoi na drodze do Kamieńca.
Bohater złożył z Ketlingiem ślubowanie w kościele, że będą bronić zamku w Kamieńcu do końca, prędzej zginą niż oddadzą go nieprzyjacielowi. O swoim postanowieniu - „jak straszną związali się przysięgą” - poinformowali żony. Nadszedł czas pożegnania Michała z Baśką. Doszło do niego w klasztorze. Wołodyjowska płakała, nie wiedziała, co z nią będzie i przekonywała, że w razie nieszczęścia ona też umrze. Mąż przekonywał ją, że ma dług wdzięczności: obiecał Bogu, ze gdy ona wyzdrowieje, on wybuduje kościółek w podziękowaniu, ale teraz - w obliczu wojny - musi dokonać czegoś większego. Dlatego obroni twierdzę i prędzej zginie, niż złamie kawalerskie słowo dane Bogu.
LI
Michał wyjechał z Kamieńca ku Hryńczykowi na pomoc młodemu Wasiłkowskiemu. Zamierzał rozgromić Tatarów i powstrzymać sułtana przed zajęciem Chocimia. Z taką wiadomością podkomorzy podolski wysłał do Warszawy na dwór królewski gońca - do tej pory król nie wierzył, że dojdzie do wojny.
Drugiego sierpnia sułtan stanął pod Chocimiem. Wysłał trochę wojska na zajęcie Żwańca i, mimo że Lanckoroński dzielnie bronił miasta, to jednak miał za mało ludzi i w końcu wróg sforsował obronę. Wymordowano już wszystkich mieszkańców, gdy nadeszły posiłki Michała i Wasiłkowskiego. W bitwie poległa część wroga, wielu ludziom udało się uciec.
Tatarzy zaczynali kopać nasypy pod armaty. Wołodyjowski wiedział, że zamek nie obroni się, ponieważ miał za słabe mury. Zarządził, by wszyscy żołnierze opuścili Żwaniec i poszli bronić Kamieniec. Cały czas uspokajał wystraszonych mieszkańców, którzy - wiedząc, że Żwaniec upadł - bali się.
Pewnej nocy udało się Michałowi z zaufanym czeladnikiem Piętką przemknąć do klasztoru. Choć napotkane po drodze tłumy ludzi rozpoznały go, to jednak nie wierzyły, że tak niski człowiek z sympatycznym wyrazem twarzy był najgroźniejszym żołnierzem Rzeczypospolitej. Nie sposób opisać szczęścia Baśki na widok męża. Bohaterka wiedziała o dzisiejszej bitwie w Żwańcu. Nakarmiła Michała i przenocowała.
LII
Kolejny dzień upłynął na planowaniu i naradach. Wieczorem nieprzyjaciel był już pod mostem zamkowym i robił podjazd, więc Michał wysłał Piętkę do Baśki. Przekazał żonie, że jeśli chce popatrzeć na walkę - niech przyjdzie z Zagłobą.
Zebrawszy ochotniczą szlachtę i dragonów Wołodyjowski stanął na polu naprzeciw czarnych spahisów (jazda turecka) i mameluków. Najpierw słychać było wyzwiska, a potem rozpoczęła się bitwa harcowników, którą Baśka z Zagłobą obserwowali z blanków starego zamku. Cały czas dopingowali Wołodyjowskiego, który sprawił, że wróg się wycofał spod zamkowego pola. Wojsko zebrało z pola łupy i konie araby.
LIII
Pod zamek przybyło wojsko chana. Nieprzyjaciele założyli obozy i rozbili namioty. Trwała wymiana ognia. Zapowiadało się długie, regularne oblężenie, niekorzystne dla Rzeczypospolitej, ponieważ tak silny wróg potrafił zmęczyć. Wszyscy zgodnie twierdzili, że woleliby szturm, „raz, a szybko”.
W międzyczasie cesarz przez posła wzywał do poddania Kamieńca, a biskup i generał podolski za plecami rady wojennej podpisali układ i poprosili o danie czterech tygodni zwłoki. Gdy to się wydało, żołnierze się zdenerwowali - przecież posiłki nie przyjdą, a hetman nie ma wojska! - i nadal prowadzili wymianę ognia.
LIV
Tureccy wysłannicy powiadomili żołnierzy o złamaniu zawieszenia broni i zaczęli się odgrażać za to, że nie otrzymali kluczy do miasta. w końcu jednak nieprzyjaciel przedostał się do miasta i podłożył miny pod nowy zamek.
Michał, który wiedział, że mury nowego zamku tego nie wytrzymają zdecydował, że sami muszą wysadzić nowy zamek i uprzedzić wroga. Było ciężko, wszyscy byli zmęczeni, była to „garstka żołnierzy przeciwko potędze”.
W nocy przyszli do Michała Baśka z Zagłobą i Piętką. Wołodyjowscy usiedli w niszy zamkowej bramy i przytulali się. Michał starał się przygotować Basię na najgorsze. Wiedział, że nie odda zamku i prędzej zginie. Powiedział do żony, „że nic to” gdyby odszedł i poprosił, żeby się nie martwiła, ponieważ będzie na nią czekał u bram Świętego Piotra. Tam będą szczęśliwi. Na koniec pomodlili się i rankiem bohater odprowadził żonę do mostu łączącego stary zamek z miastem. Rzekł: „- Pamiętaj, Baśka: nic to!”
LV
Wojsko przeniosło armaty i proch do starego zamku, po czym wysadziło nowy zamek. Cały czas trwała wymiana ognia, miasto płonęło, panował popłoch. Michał starał się wszystkich uspokajać.
W nocy padał deszcz i panowała złowroga cisza. Wołodyjowski pojechał do klasztoru zobaczyć się z żoną, Krzysią, Zagłobą i Nowowiejskim, który powoli zdrowiał. Gdy wrócił z powrotem na zamek, puścił do żony Ketlinga.
W tym czasie Muszalski - powróciwszy do formy po bitwie harcowniczej - zakradł się do wroga i zagwoździł dwie kolubryny. Jakby tego było mało, podsłuchał janczarzy planujących bunt i dowiedział się o nastrojach panujących w obozie.
LVI
Zamek nadal się bronił. Żołnierze byli zmęczeni, wielu z nich poległo. Michał dodawał wszystkim otuchy powtarzając, że zwyciężą, gdy generał podolski w tajemnicy oddał sułtanowi Kamieniec i Podole. Na rozkaz wyprowadzenia wojska z zamku żołnierze nie mogli w to uwierzyć. W mieście już powiewały białe chorągwie. Łamiącym się głosem Michał poprosił Muszalskiego, aby poszedł do Baśki: „I powiedz jej ode mnie: Nic to! - dodał prędko!!!”. Potem pożegnali się obaj z Ketlingiem, a gdy wojsko wyszło z zamku, mąż Krzysi odpalił miny i wysadził budowlę tak, jak się umówili, jak ślubowali - będą bronić zamku do końca albo zginą. W chwili poprzedzającej wybuch Michał myślał o żonie: „Ostatnie jego słowa były: - Daj jej, Panie, moc, by zaś cierpliwie to zniosła, daj jej spokój!”.
Pogrzeb Wołodyjowskiego odbył się wstanisławowskim kościele. Baśka bardzo przeżyła śmierć męża, w głowie miała jego ostatnie słowa: „Nic to”. Trzymając się ich kurczowo zemdlała, gdy ksiądz Kamiński zaczął kazanie i przywołał pułkownika Wołodyjowskiego. Wszyscy żołnierze płakali, na pogrzeb przybył hetman Sobieski, który gorliwie się modlił za duszę obrońcy Kamieńca.
EPILOG
Po roku od upadku Kamieńca hetman Sobieski zebrał trzydzieści tysięcy wojska: jazdę i piechotę i ruszył na sułtańskiego nieprzyjaciela pod Chocim. Wcześniej nie mógł tego uczynić z braku żołnierzy oraz pieniędzy, a teraz - po roku odbijania jeńców z jasyru i rozbijania czambułów tatarskich w końcu ruszył do walki.
Po otoczeniu obozu Husseina - baszy i Kapłana, mającego sto dwadzieścia dział, trzykroć więcej wojska (w samych wałach stało osiemnaście tysięcy) hetman, który dowodził pięćdziesięcioma działami i doświadczonymi pułkami ludzi rozpoczął atak. Po naszej stronie walczyli żołnierze, którzy całe życie przeżyli na wojnach. Dotychczas byli rozproszeni, a teraz się zjednoczyli. Byli to między innymi:
- wojewoda ruski mający piętnaście chorągwi, w tym jazdy lekkiej i piechoty łanowej,
- hetmani litewscy Pac Polny i Michał Kazimierz Radziwiłł, którzy wraz z dwunastoma tysiącami ludzi - w tym dwa tysiące wybornej piechoty - stanęli na odcinku łączącym Chocim ze Żwańcem, -pułki wołoskie stojące od Dniestru, w ich składzie byli ci, którzy odeszli z obozów tureckich i wrócili na łono chrześcijaństwa,
- Kątski - najlepszy w sypaniu wałów i obsłudze armat (nauczył się tego w cudzoziemskich krajach),
- Korycki posiadający ruską i mazurską piechotę,
- hetman polny Dymitr Wiśniowiecki, dowodził lekką jazdą,
- Jędrzej Potocki - miał własne chorągwie piechoty i jazdy (kiedyś był przeciwnikiem hetmana Sobieskiego, zaś dziś jego zwolennikiem),
- Jabłonkowski - wojewoda ruski posiadający piętnaście chorągwi husarskich,
- Stefan Czarniecki - pisarz polny koronny, przed rokiem stał na czele hassy szlacheckiej po stronie króla podczas obrony Kamieńca, a dziś był w oddziałach Sobieskiego,
- słynny zbarażczyk pułkownik Skrzetuski, a wraz z nim kilku jego synów,
- Łuzicki - kasztelan podlaski,
- Gabriel Silnicki,
- Jarecki, który mimo iż całkowicie ślepy, to jednak chciał wziąć udział w walce, prowadzony przez pachołków pod ramiona miał nadzieję, że polegnie w boju,
- Motowidło, który wyrwał się z niewoli tatarskiej,
- Myśliszewski, pomimo układu zbity kijami przez janczarów w Kamieńcu,
- łucznik Muszalski, ocalał w Kamieńcu, a Wołodyjowski wysłał go z wiadomością do Baśki,
- zdziczały Ruszczyc, Snitko, Nienaszyniec, Hromyka.
Do walki stanął także Nowowiejski, który przez ostatni rok likwidował czambuły tatarskie i ścigał Lipków. Za Kryczyńskim przejechał całe Podole, po schwytaniu Adurowicza kazał go żywcem obedrzeć ze skóry.
Dziewiątego listopada 1673 roku rozpoczęły się harce. Hetman Sobieski obserwował z góry obóz Husseina - baszy. Wydał rozkaz gromadzenia rycerstwa polskiego i podejścia w nocy pod wały. Tak też się stało - pomimo ostrzału z dział żołnierzom udało się zbliżyć troszeczkę do wroga i rozpocząć rozsypywanie szańców. W tym czasie piechota przygotowywała się do ataku wręcz z janczarami. Po zdobyciu bramy przy wsparciu jazdy ogromne tłumy wroga ustąpiły i udało się wejść do bramy i zająć przez piechotę łanową okopy. Przy głównej bramie Mazurowie ścierali się z gwardią baszy, uporczywie broniącej wejścia do obozu.
W końcu udało się sforsować bramę, lecz żołnierze Sobieskiego musieli się w niej chować pod gradem kul z dział. Trwała walka na szable, noże, łopaty, drągi, kamienie, a nawet pięści. Panował niesamowity tłok. Hussein chciał zwalczyć piechotę piechurami, z kolei hetman posłał na pomoc czeladź obozową, która z Motowidłą uderzyła na janczarów. Starcie trwało kilka godzin.
W tym czasie Korycki z pułkami otoczył bramę i jego husaria zbliżała się z odsieczą. Wojewoda bełski i hetmani litewscy byli już na wałach, gdy nastała noc listopadowa. Mimo zmęczenia, głodu, mrozu i lodowatego deszczu padającego na głowy, wszyscy stali na swoich pozycjach. Była to „noc męki i szczękania zębami”. Naprzeciw naszych żołnierzy stały pułki tureckie. W tym czasie hetman uknuł plan, który miał zostać zrealizowany o świcie. Uwzględnił w nim to, że polski żołnierz mógł wytrzymać taką noc na dworze, ale mieszkańcy Azji Mniejszej nie byli zwyczajni do takiego klimatu. Sobieski przewidywał, że nie będą się bronić nazajutrz.
Kolejny dzień rozpoczął się wystrzałami z dział. Wojowników Islamu ogarnęła rozpacz i widmo klęski. Mieli sine twarze, zgrabiałe ręce, nie myśleli o zwycięstwie. Tymczasem Sobieski rozpoczął przegląd wojska i samodzielnie dawał rozkazy wszystkim pułkom. Atak rozpoczęły lekkie chorągwie, które po przedarciu się przez oddziały wroga do janczarów pozostających w głębi obozu, rozgromiły nieprzyjaciela. Poległ nawet dowódca janczarów - Kiaja „lew boży”. Zabił go wojownik Nowowiejski, który w chwilę później sam padł martwy. Jazda turecka uciekała w przepaść i rzucała się w „sterczący stromy na kilkadziesiąt stóp wiszar”. Dół po chwili wypełnił się „po brzegi stosami zabitych, rannych i zduszonych”. Do wieczora z dna dochodziły jęki.
Choć Sobieski myślał, że wygrał, to jednak bitwa rozpoczęła się od nowa. Hetman turecki Hussein chciał uciekać na czele konnej gwardii przez bramę, lecz udaremniła mu to chorągiew Dymitra Wiśniowieckiego. Po zawróceniu stanął ze swoimi ludźmi przed hetmanem. To natarcie było straszne i niespodziewane. Husaria otoczyła wroga i po zaciętej walce udało się jej go pokonać. Po bitwie odnaleziono ciała trzech „Chreptiowskich” żołnierzy. Nowowiejski odszedł z uśmiechem na ustach, Motowidło spał spokojnie, a Muszalski patrzył otwartymi oczyma w górę jakby się modlił. Pochowano ich razem na chreptiowskim polu, a pod skałą wyryto trzy nazwiska i postawiono w tym miejscu krzyż.
Hussein uciekł do Stambułu, gdzie otrzymał z rąk sułtana jedwabny sznurek. Jego watahy zostały do reszty wycięte, a obóz spłynął krwią. Po zdobyciu Chocimia polskie wojska rozdzieliły między sobą bogate łupy, a hetman przejął sto dwadzieścia dział i trzysta chorągwi. Stanąwszy w namiocie Husseina, gdzie zebrały się chorągwie polskie, litewskie i kozackie, Sobieski wziął udział w mszy dziękczynnej. Przeleżawszy całą pod krzyżem, w końcu wstał, otarł spływające po policzkach łzy radości i usłyszał trzykrotne zawołanie swoich ludzi: „Vivat Joannes Victor!!!”
Dziesięć lat później król Jan III obalił potęgę turecką pod Wiedniem.