Skąd się wzięła i czym jest filozofia
Cechy charakterystyczne filozofii
Philein - miłować, kochać, szanować;
Sophia - mądrość, wiedza, nauka, słowo;
Filozofia = umiłowanie mądrości, szacunek dla wiedzy, pęd do nauki.
Filozofowie = miłośnikami mądrości, miłośnikami wiedzy; chętnie zdobywają wiedzę, gromadzą ją, analizują i rozpowszechniają. Jeżeli filozofowie są „mądrzy”, to za pośrednictwem zdobywanej wiedzy o świecie. To ona jest krynicą, z której czerpią.
Narodziny filozofii - VII/VI w. p.n.e. w starożytnej Grecji oraz jej okolicach (w koloniach greckich, w sferze greckich wpływów - w Jonii, w Italii).
Pierwsi terminu „filozofia” używali:
- Pitagoras - VI w. p.n.e.;
- Heraklit z Efezu - V w. p.n.e.;
- Sokrates - V w. p.n.e.
„Terminu `filozofia' (filosofia) pierwszy użył Pitagoras i on też pierwszy sam siebie nazwał filozofem (filozofos). Przedtem filozofię nazywano mądrością (sofia), a człowieka uprawiającego filozofię i już w niej wydoskonalonego - mędrcem (sofos); natomiast filozofem (filosofos) tego, który mądrość miłuje”.
Filozofia była pierwszą wiedzą o charakterze naukowym, pierwszą poważną, racjonalną i usystematyzowaną dyscypliną naukową. Wiedzą o wszystkim tym, co istnieje: wiedzą najobszerniejszą, ogarniającą refleksją całą dostępną rzeczywistość. Filozofia od początku była nauką o tym, co dla ludzi jest najważniejsze i najcenniejsze, niezależnie od okoliczności, miejsca zamieszkania, stanu posiadania, koloru skóry, płci, wyznania, narodowości itp.
Pierwsi filozofowie byli po prostu pierwszymi europejskimi naukowcami, pragnącymi poznać i wytłumaczyć świat w sposób racjonalny, uważnie obserwując świat i analizując go na podstawie dostępnego człowiekowi doświadczenia. Ich odkrycia - dokonane bez specjalistycznej aparatury - wydają się być imponujące, a intuicje dotyczące rzeczywistości - wręcz genialne.
Według starożytnego historyka Diogenesa Laertiosa „Pitagoras pierwszy nazwał niebo kosmosem i powiedział, że ziemia jest kulista”. Podobnych odkryć dokonał również inny filozof: „Parmenides pierwszy uczył, że ziemia ma kształt kulisty i leży w środku wszechświata”. Z kolei Empedokles oczyścił rzekę z niezdrowych wyziewów poprzez skierowanie dwóch sąsiednich potoków do niej - i to na własny koszt. Leukippos uważał, że wszechświat jest nieograniczony, a Demokryt z Abdery, że materia zbudowana jest z elementarnych składników, które nazwał atomami. Epikur z Samos badał powstawanie takich zjawisk przyrodniczych, jak: błyskawice, wiatry, cyklony, pioruny, trzęsienia ziemi, grad, śnieg, rosa, lód, tęcza, aureola, komety, spadające gwiazdy itp. Do tego dochodzili jeszcze tacy badacze kosmosu, jak Heraklit z Efezu, Euklides z Megary, Empedokles, Anaksymander, Anaksymenes i Tales (wszyscy trzej z Miletu). Tales - pierwszy astronom - na podstawie obliczeń matematycznych potrafił precyzyjnie przewidywać zaćmienia słońca i terminy przesilenia dnia z nocą, wielkość słońca i księżyca. Podał wiele zależności geometrycznych, a swoją wiedzę zdobywał ponoć u Egipcjan. Podobnych filozofów-naukowców było wielu.
Arystoteles przytacza interesującą historię Talesa z Miletu. „Kiedy bowiem wskazując na jego ubóstwo, robiono mu zarzut, że filozofia żadnego nie przynosi pożytku, Tales podobno, przewidując na podstawie swoich wiadomości astrologicznych, że zbiór oliwek będzie obfity, z niewielkich pieniędzy, jakimi rozporządzał, dał zadatek jeszcze w zimie na wszystkie prasy do oliwek w Milecie i Chios, a ponieważ nikt nie dawał więcej, za niską cenę je wynajął. Kiedy zaś nadeszła właściwa pora i nagle wielu ludzi naraz poczęło ich poszukiwać, wynajmował je za cenę, jaka zechciał, a zebrawszy w ten sposób wielkie pieniądze, wykazał, że dla filozofów łatwą jest rzeczą zgromadzenie bogactwa, jeśli tylko zechcą, tylko że nie to jest celem, do którego ich wysiłki podążają”.
Ciekawostka:
Ówczesna wiedza naukowa mieściła się jeszcze w obrębie jednego ludzkiego umysłu! Pojedynczy wykształcony człowiek tamtych czasów był w stanie taką wiedzę posiąść.
Filozofia zaspakaja naturalną potrzebę posiadania wiedzy o charakterze ogólnym, abstrakcyjnym. Pytania filozoficzne przybierają często następującą postać: Kim jestem?, Jaki jest sens mojego istnienia?, Jaka jest natura ludzka?, Czy jestem wolny? Co to znaczy być wolnym? Czy mój los jest z góry przesądzony, czy też mam na niego jakiś wpływ?, Co się ze mną stanie po śmierci?, Czy istnieje jakieś życie po śmierci?, Czym jest życie?, Czy istnieje Bóg i jaki on jest?, Jak powinienem w życiu postępować?, Czym różnię od zwierząt?, Jaki powinien być mój stosunek do społeczeństwa? Czym jest dobro i zło, piękno i brzydota, prawda i sprawiedliwość? Tych pytań i im podobnych może być nieskończenie wiele.
Każdy z nas musi sobie zadawać w życiu takie ważne pytania. Pod koniec szkoły średniej na pewno zastanawialiście się nad tym, kim chcecie zostać. Lekarzem? Fizjoterapeutą?, Budowniczym? A może sportowcem lub trenerem? To, że siedzicie tutaj jest odpowiedzią na to pytanie. Tym samym budujecie swoją przyszłość i osadzacie w niej siebie.
Podobnie gdy będziecie mieli własne dzieci, będziecie musieli wszczepić im szereg wartości filozoficznych. Co odpowiecie, gdy spytają was o to: Co to znaczy być dobrym?, Do jakiego celu mam dążyć?, Po co ja żyję?, Jak traktować innych ludzi?, Jak być szczęśliwym i jakimi sposobami to szczęście osiągnąć?
Filozofia nie pojawiła się w cywilizacyjnej próżni. Nie spadła na ziemię znienacka jak meteoryt. Pojawiła się na drodze ewolucyjnego rozwoju w społeczeństwie bardzo zaawansowanym cywilizacyjnie, niezwykle rozwiniętym, wyjątkowym, wytrawnym i wyrafinowanym. Społeczeństwie otwartym na świat, ciekawym nowości, żądnym wiedzy. Grecja składała się z mnóstwa małych państewek, które nieustannie rywalizowały ze sobą, aby być najlepsze wśród pozostałych, wyprzedzić rywali, górować nad nimi. Być może właśnie nieustanne dążenie do doskonałości i ciągła rywalizacja doprowadziły Greków do stworzenia filozofii. W żadnym innym państwie filozofia nie była wówczas znana.
W Grecji istniała za to zaawansowana matematyka, geometria, nawigacja i medycyna. Była też poezja, muzyka, taniec, teatr i oczywiście bogata kultura fizyczna i sport. Istniały także mity i wierzenia religijne tłumaczące świat na swój specyficzny sposób. Nie była to jednak wiedza poparta jakimikolwiek faktami naukowymi ani dowodami. Dla wymagającego i wytrawnego umysłu filozoficznego (naukowego) była to więc wiedza o umiarkowanej wartości poznawczej.
Pierwsi filozofowie starali się przede wszystkim wyjaśnić otaczająca ich materialną rzeczywistość. Analizowali więc przyrodę, materię, dostępny im świat.
Zastanawiali się w jaki sposób powstał świat i z jakich elementów jest zbudowany. Na te pytania dawali najprzeróżniejsze odpowiedzi. Że świat wyłonił się z wody (Tales z Miletu), z bezkresu (Anaksymander z Miletu), z powietrza (Anaksymenes z Miletu), z ognia (Heraklit z Efezu). Że byt jest wieczny i niezmienny (Parmenides z Elei). Że świat zbudowany jest: z pojedynczych i niepodzielnych atomów (Demokryt z Abdery), z czterech składników (wody, powietrza, ognia i ziemi - Empedokles z Agrygentu), z niezliczonej ilości składników („zarodków - Anaksagoras z Klazomenaj), z elementów materialnych i niematerialnych (duchowych) - Pitagoras z Samos.
Filozofowie pytali jakimi prawami świat jest rządzony i do jakiego celu dąży. Filozofów zastanawiała zaobserwowana cykliczność i powtarzalność zjawisk zachodzących w świecie, a jednocześnie ich regularność i pewien porządek. Stąd przekonanie, że w świecie panuje nie tylko chaos, ale świat jest pewną harmonią, kosmosem (czyli jest pewnym uporządkowanym tworem rządzonym prawami możliwymi do racjonalnego wyjaśnienia i zrozumienia).
Filozofowie stopniowo rozszerzali zakres swoich zainteresowań na człowieka (w człowieku wyróżnili ciało, duszę i ducha), prawa etyczne, zasady funkcjonowania społeczeństwa. Od filozofii przez prawie 3 tys. lat jej istnienia sukcesywnie odrywało się wiele dyscyplin naukowych. Działo się to wtedy, gdy były już one na tyle dojrzałe, by móc funkcjonować samodzielnie. Logika oddzieliła się od filozofii już na samym początku. Znacznie później, bo dopiero w czasach nowożytnych od filozofii oddzieliła się astronomia, kosmologia i fizyka, itd. Na wejściu do Akademii platońskiej umieszczony był napis: „Ci, którzy nie znają matematyki wstęp mają wzbroniony”.
Stosunkowo niedawno (ok. 150 lat temu) od filozofii oderwały się socjologia i psychologia. W porównaniu z wiekiem filozofii są one bardzo młodymi dyscyplinami naukowymi (co nie umniejsza ich rangi i znaczenia). Amerykańscy psychiatrzy by móc otworzyć prywatną praktykę lekarską muszą najpierw uzyskać stopień doktora filozofii. I to widać po sposobie ich pracy i pisanych tekstach: porządek wypowiedzi, ład, dyscyplina itp. Jeszcze na początku XX wieku Instytut Wychowania Fizycznego i Sportu był elementem składowym jednego z wydziałów Uniwersytetu Poznańskiego.
„Stolicą” filozofii w Grecji przez wiele wieków były Ateny. Szybko stały się ośrodkiem intensywnego życia intelektualnego, kulturalnego, naukowego. To był pierwowzór europejskiego miasta akademickiego. W Atenach powstawały pierwsze szkoły filozoficzne: Akademia Platona (idealizm), Liceum Arystotelesa (doktryna „złotego środka”), Ogród Epikura (hedonizm), Kynosarges Antystenesa (cynizm), Stoa (stoicyzm) i inne. Przy tak licznych szkołach filozoficznych i tysiącach studentów przybywających z różnych miejsc świata panował ożywczy ferment intelektualny. Do Aten jeździło się po wiedzę, jak do dzisiejszych miast uniwersyteckich. Sama Akademia Platona funkcjonowała prawie tysiąc lat (dokładnie 915 - od 386 p.n.e. do 529 n.e.). I to na długo przed powstaniem pierwszych europejskich uniwersytetów.
Od samego początku swego istnienia filozofia przeważnie była wykładana gratis dla wszystkich tych, którzy chcieli posiąść wiedzę, poprzez naukę poznać świat, rzeczywistość. Studenci mogli uczyć się słuchając wykładów wielu znakomitych myślicieli - tych pierwszych naukowców. W tym sensie szkoły zakładane przez filozofów dały początek europejskiej tradycji: były modelem powszechnej edukacji, pozwalającym na bezpłatne i bezinteresowne rozdawnictwo wiedzy naukowej. Ta tradycja utrzymywana jest do dnia dzisiejszego.
Jednakże tym właśnie filozofowie zdecydowanie różnili się od innych „posiadaczy” wiedzy czy pewnych umiejętności: sofistów oraz kapłanów. Kapłani wykorzystywali swoją wiedzę by władać nad niewykształconymi masami ludzkimi i z tego czerpali korzyści. Sofiści zaś byli płatnymi nauczycielami retoryki; za pieniądze uczyli każdego chętnego jak być przekonywującym, jak robić wrażenie na rozmówcach, jak zwyciężać w dyskusjach i sporach; nawet wtedy, gdy nie ma się racji i nie mówi się prawdy. Byli nieco podobni do dzisiejszych prawników, którzy wyszukują luki prawne i niezależnie od tego, kto ma rację, dbają o interes tej strony, która im za to płaci. Bez względu na to, jaka jest prawda.
Cechy filozofii:
1. Jest nauką uniwersalną: najobszerniejszą, najbardziej ogólną, obejmuje refleksją całą rzeczywistość; całe uniwersum zagadnień i cały (wszech)świat. Wszystko dla filozofii jest równie interesującym i ważnym przedmiotem badań;
2 Jest nauką abstrakcyjną - funkcjonuje na bardzo wysokim poziomie abstrakcji, dlatego wymaga odpowiedniej dyspozycji intelektualnej, pewnego nastawienia umysłu, otwartości i refleksyjności;
3. Jest nauką na wskroś racjonalną, wręcz ultra-racjonalną (co prowadzi ją czasem do paradoksów); racjonalną w tym sensie, że w filozofii wszystko musi być sprowadzone do poziomu zrozumienia, dowodów, faktów naukowych. Filozofowie bardzo chętnie korzystają z wyników badań nauk szczegółowych, opartych na doświadczeniach empirycznych;
4. Jest nauką bezprzesłankową - nie zakłada z góry, że coś jakimś jest (jak w teologii, czy wielu naukach szczegółowych). Swój „werdykt” wydaje dopiero po gruntownym zbadaniu danego fragmentu rzeczywistości, skrupulatnym zanalizowaniu jakiegoś zjawiska.
Z czego wynika filozofia:
1. Z podziwu i ze zdziwienia otaczającym światem (jest pod tym względem jak dziecko - ciągle pyta „dlaczego”). W filozofii zadaje się więcej pytań, niż jest się w stanie na nie znaleźć odpowiedzi. Rzeczywistość jest niezwykle dynamiczna: odpowiedź na dziś zadane pytanie jutro już może być nieaktualne. Gdyby było inaczej, nie pisano by ciągle nowych podręczników, które nieustannie się dezaktualizują;
2. Z nieufności i zwątpienia w to, w jaki sposób rzeczywistość jest postrzegana i prezentowana. Czy rzeczywiście świat jest taki, jak sądzimy? Czy ziemia jest naprawdę płaska? - pytali niegdyś filozofowie. Dlaczego klonowanie ludzi powinno być (na razie) zabronione? - pytają dziś. Czy Bóg naprawdę istnieje? Czy sport to rzeczywiście zdrowie? Czy aby dusza rzeczywiście jest w człowieku (a jeśli tak, to w jaki sposób?). Filozofia zastanawia się czy tak być musi?, Czy to jest jedyne, najlepsze rozwiązanie?, Jedyne sensowne?, Jedynie dobre?, itp. Nieufność, krytycyzm i ostrożność to jedne z najbardziej podstawowych cech filozofii. Filozofia z zasady jest sceptyczna i spogląda na świat z dużym dystansem, jakby z pewnego oddalenia, właśnie po to, aby móc go lepiej poznać.
Filozofia jest nauką i ścisłe i surowe rygory naukowe stale w niej obowiązują, ale jednocześnie bliska jest czasem poezji. Więcej jeszcze: filozofia jest pewnego rodzaju refleksyjnym nastawieniem, stanem nastrojenia umysłu, stanem otwartości umysłu; pewną specyficzną refleksyjnością. Filozoficzne nastawienie nieczęsto pojawia się (i nie ma też takiej potrzeby) w codziennym, potocznym życiu. Hałas, gwar i tłok po prostu refleksji nie służy filozoficznej. W życiu codziennym raczej zatroskani jesteśmy o błahe rzeczy i banalne sprawy: O której jest tramwaj?, Po ile jest chleb?, Co grają w kinie?, Jaką muzykę w formacie MP3 ściągnąć z Internetu?
Dopiero momenty graniczne, takie jak narodziny dziecka, śmierć kogoś bliskiego, kontuzja wykluczająca na zawsze sportowca z danej dyscypliny czy konkurencji sportowej dla i związana z tym konieczność odejścia ze sportu, czy też odkrycie, że jest się nieuleczalnie chorym lub w niedługim czasie stanie się osobą niepełnosprawną, sprzyjają pytaniom filozoficznym: Kim jestem?, Co jest celem mojego życia?, Jaki jest jego sens? I na takie pytania każdy z nas musi sobie co jakiś czas odpowiedzieć. I nikt nas w tym wysiłku nie wyręczy. Nie pomoże nam tu żadna inna dyscyplina naukowa: ani anatomia, ani fizjologia, ani teoria gier zespołowych, ani nawet HKF bądź Historia rehabilitacji.
Bo tego typu pytania stanowią problemy stricte filozoficzne i jako takie stanowią właśnie domenę filozofii.
Codzienny rozgardiasz, zbiorowe życie, masowy sposób spędzania wolnego czasu (np. w głośnych pubach i dyskotekach, gdzie przy muzyce techno nawet z osobą obok nie sposób się dogadać) nie są sprzymierzeńcami filozofii. Ale też byłoby osobliwie dziwne zadawać głośno pytania o sens życia w kolejce po bilet do kasy Multikina. To pasowałoby bardziej do repertuaru skeczy Monthy Pythona lub Woody Allena.
Ale samotny jesienny wieczór, dżdżysta pogoda i wiatr za oknem, sam na sam ze sobą przy świecy i cichej muzyce... Tyle tylko, że bycie z samym sobą jest jedną z najtrudniejszych (ale i najcenniejszych) rzeczy. Szczególnie bez włączonego radia, telewizora, odtwarzacza CD, DVD lub MP3. Bez myślenia o niezapłaconym rachunku za komórkę, wyjeździe na obóz sportowy, kłopotach z partnerem/partnerką. Takie pobycie ze sobą samym jest niezbędne dla zdrowia psychicznego (higieny psychicznej) i zalecane przez psychologów. Jest to również pierwszy stopień do filozofii.
Związki filozofii z naukami szczegółowymi
Wyróżnić możemy 4 cechy charakterystyczne dla nauk szczegółowych:
badają tylko pewien fragment rzeczywistości, a nie całość;
są zredukowane tematycznie, tzn. ilość podejmowanych przez nie tematów jest ograniczona do tego fragmentu świata, który badają. Np. ile bitów informacji przewodzi światłowód, jakie obciążenie przenosi most, jakie jest napięcie i natężenie przepływającego w sieci prądu elektrycznego, co miał na myśli Reymont pisząc Chłopów;
są zredukowane metodycznie, tzn. używają takich metod, które są najbardziej charakterystyczne, swoiste i przydatne do badania danego fragmentu świata. Np. papierek lakmusowy dla chemika, probówka dla laboranta, mikroskop dla biologa, siatka dla badacza motyli;
nie znają konsekwencji podejmowanych przez siebie badań - teza kontrowersyjna i do dyskusji.
Słynny współczesny filozof amerykański - Francis Fukuyama - napisał:
„Nauka nie jest w stanie sama ustalić celów, jakie ma osiągnąć. Nauka może odkryć szczepionki oraz lekarstwa przeciw chorobom, lecz może również stworzyć drobnoustroje chorobotwórcze; może rozwinąć fizykę półprzewodników, lecz również fizykę bomby wodorowej. Nauki jako takiej nie interesuje, czy dane zbierane są zgodnie z zasadami, które ściśle chronią interesy osób poddawanych badaniom. Dane to w końcu dane, lepsze dane zaś można często otrzymać (...) naginając zasady lub w ogóle ich nie przestrzegając. Wielu hitlerowskich lekarzy, wstrzykujących drobnoustroje więźniom obozów koncentracyjnych lub torturujących ich i zabijających ich działaniem wysokich lub niskich temperatur, było prawdziwymi naukowcami, zbierającymi prawdziwe dane, które można byłoby z pożytkiem wykorzystać”.
Laureat nagrody Nobla (polskiego pochodzenia) w dziedzinie fizyki z roku 2004, człowiek, który odkrył najmniejsze cząstki materii (kwarki) - Frank Wilczek - wyraził następujące zdanie:
„Młodzi naukowcy powinni się rzucać w wir badań naukowych i podejmować ryzyko, kiedy mają dużo energii i silną motywację. Nie powinni się przejmować, że nie wiedzą, jak ich badania będą wykorzystane w przyszłości”.
Podobnego zdania jest Bill Gates: „Myślę, że ludziom zbyt często zdarza się podejmować pracę z myślą, co z niej wyniknie za 10 lat. Moim zdaniem powinno się kierować nie tym, jakie znaczenie może mieć dane zajęcie w perspektywie lat, ale jakie ma dla nas znaczenie w najbliższy poniedziałek”.
Tysiące znakomitych naukowców, w szczególności fizyków, znakomicie zdawała sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje będzie miało użycie konstruowanej przez nich bomby atomowej. Jednak tylko nieliczni próbowali projekt ten ograniczyć. Do jednych z nich należał fizyk Leo Szilard, który:
„(...) spotkał się z Enrico Fermim, który zignorował jednak obawy kolegi. Szilard chciał przedsięwziąć wszelkie środki ostrożności, by uchronić ludzkość przed konsekwencjami odkryć fizyków jądrowych. Fermi chciał dokonać tych odkryć, a ewentualnymi kłopotami martwić się później. Większość uczonych myślała tak jak Fermi”.
„Od samego początku badań nad rozszczepieniem uranu naukowcy w każdym z krajów zdawali sobie sprawę, że ich prace zakończyć się mogą skonstruowaniem super bomby. Fizyków w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych do pracy dopingował nie tylko strach przed bombą w rękach Hitlera, ale też ciekawość. Kiedyś Fermi powiedział, że bomba atomowa to nie tylko straszliwa broń, ale i wspaniała fizyka. Po stronie alianckiej dla tysięcy naukowców biorących udział w programie atomowym był paktem iście faustowskim: niepowtarzalną przygodą intelektualną i poznawczą spłacić musieli swoim udziałem w śmierci dziesiątek, a może i setek tysięcy ludzi, zapewne w większości cywilów. Dla wielu z nich, zdaje się, że dla większości, nie stanowiło to szczególnego problemu. Otto Frisch zapisał: `W laboratorium [Los Alamos - red.] nagle powstał szum, słychać było bieganinę i podniesione głosy. Ktoś otworzył moje drzwi i krzyknął: »Hiroszima została zniszczona!«. Nadal pamiętam nieprzyjemne uczucie, wręcz mdłości, gdy zobaczyłem, ilu moich przyjaciół pędzi do telefonu, by zamówić stolik w hotelu La Fonda w Santa Fe, by uczcić to wydarzenie. Oczywiście, byli szczęśliwi z powodu powodzenia swojej pracy, ale świętowanie nagłej śmierci 100 tys. ludzi, choćby nawet »wrogów«, wydało mi się dość niesamowite”.
Czy istnieje i jak wygląda związek filozofii z naukami szczegółowymi?
Otóż związek ten można określić mianem sprzężenia zwrotnego. Nauki szczegółowe współistnieją z filozofią i pomiędzy nimi zachodzą silne wzajemne relacje. Nauki szczegółowe dostarczają filozofii mnóstwa interesujących informacji: wyników swoich badań. Filozofia uważnie bada te dane i je przetwarza, wyciąga wnioski i konsekwencje, szuka konsekwencji bliższych i dalszych, umieszcza je w szerszym horyzoncie badawczym. Wskazuje na słabe punkty tych badań, wykazuje ich niebezpieczeństwa lub niebezpieczeństwa ich zastosowania w praktyce.
Nauki szczegółowe są krótkowzroczne (rozwiązują bieżące, doraźne problemy). Nie znają, bądź dla własnej wygody, bezpieczeństwa lub interesu - ignorują skutki uboczne swojej działalności. Bez filozofii nauki szczegółowe są ślepe, a filozofia bez wyników ich badań jest pusta i jałowa. Bez dorobku nauk szczegółowych analizujących współczesne problemy filozofia byłaby nazbyt abstrakcyjna i anachroniczna. Same odkrycia naukowe są na ogół etycznie neutralne. Dopiero zastosowanie ich w konkretnym celu umożliwia etyczną kwalifikację. Np. karabin może służyć do zabijania przechodniów (snajperzy z USA), napadania na banki lub chronienia swojego domu, jako pomoc żołnierzom ONZ, UNO w pilnowaniu pokoju, albo policjantom w pilnowaniu groźnego mordercy itd.
Nauki szczegółowe zajmują się rozwiązywaniem konkretnych problemów, ale powoduje to często powstawanie wielu niezamierzonych i nieprzewidzianych skutków ubocznych. Nie sposób powstrzymać rozwoju nauk szczegółowych i bynajmniej nie jest to celem filozofii. Nauka musi się rozwijać i musi zachodzić w niej postęp. Ale nie każdy kierunek rozwoju jest dla nas korzystny, a tym bardziej bezpieczny. I dlatego czasem filozofia musi powiedzieć stop lub narzucić pewne bariery i ograniczenia, wyznaczyć bezpieczne granice dla naszego bezpieczeństwa. Oto kilka przykładów „wynalazków” o różnym charakterze:
1. Medycyna rozwiązuje wszelkimi dostępnymi sobie metodami problemy związane z chorobami (rak, białaczka, HIV, AIDS - to tylko te najniebezpieczniejsze choroby, nadal nieuleczalne, śmiertelne).
- Talidomid - środek, który w latach 50/60 w Wielkiej Brytanii miał wspomagać zagrożone poronieniem ciąże kobiet spowodował, że ich dzieci rodziły się, ale straszliwie zniekształcone; czasem bez rąk i nóg.
- Hormonalne środki antykoncepcyjne dla kobiet powodują wiele niemiłych niespodzianek, z nieskutecznością na czele.
- Komórki pobrane z mózgów martwych, poronionych noworodków wszczepia się do mózgów ludzi w podeszłym wieku, aby regenerowały komórki mózgowe i przeciwstawiały się chorobie Alzheimera lub Parkinsona (na którą chorował również papież Jan Paweł II).
- Mózgi martwych noworodków dodawano również do sterydów anaboliczno-androgennych w celu przyśpieszenia rozwoju masy mięśniowej.
- Erytropoetyna (EPO, lub rekombinowana ludzka erytropoetyna - rhEPO, rHuEPO) - stosowana jako pewien rodzaj dopingu dla kolarzy, zamiast klasycznego dopingu krwią, stworzona została z myślą o chorych na anemię, którą to chorobę skutecznie zwalcza. Ktoś, kto zastosował ten środek dla kolarzy, zdecydowanie zwiększył ich fizyczne moce i przyczynił się do zdobywania przez nich lepszych wyników, ale kosztem tego, że ich serca tego nie wytrzymują i martwi spadają z siodełek.
- Jeden z laureatów Nagrody Nobla dostał ją za: leczenie kiły malarią, drugi za lobotomię (zabieg otwarcia młotkiem czaszki i przecięcia szpikulcem tkanki mózgowej).
- Viagra - była początkowo przeznaczona do leczenia dusznicy bolesnej. Przy okazji badania jej działania na pacjentach zauważono ciekawe skutki uboczne, które stały potem najbardziej pożądanym działaniem (skutkiem ubocznym są problemy z pracą serca).
- Silikon dodawany jako implant piersi dla kobiet masowo wycofywany z użycia ze względu na jego szkodliwość. Kobiety, które go wcześniej użyły zmuszone do jego usunięcia i zastąpienia innymi postaciami implantów, np. żelem lub wkładkami z oleju mineralnego.
2. Chemia dostarczyła nam:
- Dynamitu (Nobel), który miał ułatwiać pracę górnikom (w kopalniach wykorzystują go zresztą do dziś tzw. górnicy strzałowi). Nikt nie przewidział, że dynamit będzie wykorzystywany do zabijania ludzi i rabowania banków. Bez dynamitu nie byłoby historii dzikiego zachodu i westernów.
- Pestycydów (chemicznych środków ochrony roślin). Ale nikt nie przewidział, że pestycydy spowodują wyjaławianie ogromnych połaci ziemi i tą ziemię skażą na lata. Ponadto zanieczyszczenie wód gruntowych oraz wyginięcie lokalnych gatunków roślin i zwierząt, np. ślimaków lub żab. Zanieczyszczenia (np. azot i fosfor) wraz z wodami rzek wpadają do morza (np. Bałtyckiego) powodując rozrost toksycznych glonów wytwarzających siarkowodór zamiast tlenu. Środka owadobójczego DDT nie stosuje się od 30 lat, a nadal jest jeszcze obecny w organizmach ludzi, ryb i zwierząt. Rozwiązaniem problemu środków zwalczających chwasty miało być stworzenie roślin transgenicznych (zmodyfikowanych genetycznie) - takich jak kukurydza i soja. „Poprawiono” je genetycznie tak, aby same broniły się przed chwastami i szkodnikami, co „niechcąco” spowodowało, że zaburzono lokalną równowagę ekologiczną. Rośliny broniły się zarówno przed intruzami, jak i pożytecznymi owadami i motylami dotychczas z nimi będących w symbiozie.
- Powszechnie i na masową skalę stosowane jako środek ocieplający azbest oraz jako pokrycie dachowe eternit, okazały się tak silnie rakotwórcze, że np. w USA azbest wydobywa się ogromnym kosztem ze wszystkich miejsc użyteczności publicznej: szpitali, szkół i urzędów.
3. Fizyka umożliwiła:
- rozszczepienie atomów i wykorzystywanie potężnej energii atomowej (jądrowej) w nich tkwiących. Wykorzystuje się to w energetyce (elektrownie atomowe) oraz przy produkcji broni masowego rażenia (bomby atomowe, neutronowe, wodorowe; rakiety z głowicami atomowymi; łodzie podwodne o napędzie atomowym). I jedne i drugie zastosowanie jest śmiercionośne (Czarnobyl, Hiroszima i Nagasaki - setki tysięcy zabitych i rannych oraz mnóstwo skutków ubocznych na dziesiątki lat). W Japonii do dzisiejszego dnia rodzą się zniekształcone dzieci. Amerykanie i Rosjanie zgubili łącznie około 50 bomb atomowych (dane Greenpeace), które spoczęły np. na dnach mórz i oceanów bo nie udało się ich wydobyć. Bomba wodorowa (ważąca 3 tony i 100 razy silniejsza od tej z Hiroszimy) leży „dokładnie w tym samym miejscu, gdzie podczas igrzysk w Atlancie w 1996 r. odbywały się zawody żeglarskie, a Mateusz Kusznierewicz zdobył złoty medal”.
4. Przemysł, technika i motoryzacja
- torby reklamowe oraz butelki z tworzywa PET znajdujące się w każdym sklepie i tak bardzo dla nas wygodne, ulegają biodegradacji (rozkładają się) przez setki lat. Rozdrobnione zalegając grubą warstwą na dnie mórz, zmieniając gospodarkę tlenową i stają się niebezpieczną pożywką dla ryb.
- W lodówkach i dezodorantach używano szkodliwego freonu, który został dopiero niedawno wycofany.
- Telefony komórkowe - wydają się dziś wprost nieodzowne; nie ma pewności co ich neutralności dla ludzkiego zdrowia (głównie mózgu), natomiast z całą pewnością zakłócają liczne urządzenia elektryczne i elektroniczne (charakterystyczny dźwięk poprzedzający nadejście sms-a lub połączenia wtedy, gdy telefon leży koło telewizora lub radia).
- Koncerny samochodowe zalały nas masą samochodów, których używanie (za sprawą wydzielania się tlenku ołowiu) zanieczyściło atmosferę w sposób nieodwracalny. Podobnie przemysł, z jeszcze gorszymi wyziewami z kominów. Stąd efekt cieplarniany: ocieplenie się klimatu, anomalie pogodowe, zalewanie wodami z topniejących lodowców niżej położonych terytoriów (Holandia, USA - Floryda, a także Polska - Trzęsacz, Rewal, Ustronie Morskie). Nawet najbardziej kosztowne i technicznie zaawansowane projekty, jak te realizowane w Ośrodku Badań Kosmicznych NASA nie są wolne od niebezpieczeństw.
- Promy i statki kosmiczne obarczone są ogromnym ryzykiem wypadku, a przecież stosuje w nich najnowocześniejsze (i najdroższe) na świecie technologie. W 2003 r. wracający po 16-dniowej misji amerykański prom kosmiczny (wahadłowiec) Columbia eksplodował na orbicie okołoziemskiej. Zginęła 7-osobowa załoga.
Ciekawostka
W stanie nieważkości szkielet ludzki traci miesięcznie około 2% swojej masy i żadne ćwiczenia fizyczne nie są w stanie temu zapobiec. Jako antidotum miało służyć wynaleziony właśnie w tym celu aerobic. Być może z pomocą w rozwiązaniu tego problemu przyjdzie niebawem jakaś inna forma aktywności fizycznej, medycyna lub farmakologia, gdyż podróże w kosmos są naszą przyszłością).
5. Genetyka - „bohaterka” naszych czasów. Zaledwie kilkudziesięcioletnia dyscyplina naukowa, dzięki której udało się replikować ssaki (sklonowana owieczka Dolny, której organizm natychmiast zaczął się starzeć w sposób niezwykle gwałtowny, nieoczekiwany i niepohamowany).
- Mimo to genetycy chcą już klonować całych ludzi (m.in. Hitlera, dzieci w sektach religijnych, noblistów, sportowców). Jako naukowiec rozumiem ich intencje - działają według zasady: skoro jest to techniczne możliwe - spróbujmy i zobaczmy co się stanie i do czego to doprowadzi. To przecież takie ciekawe i ekscytujące. W 2003 roku szwedzkim naukowcom udało się wyhodować mikroba-mutanta, który był tak przerażająco śmiercionośny i złośliwy, że nie udało im się go zabić w laboratorium. Ingerować musiał premier Szwecji i po wszczęciu nadzwyczajnych środków ostrożności udało się mikroba unieszkodliwić. Dziś klonowanie ludzi w większości państw europejskich i w USA jest oficjalnie zabronione, ale przyznaje się do tego procederu Korea (gdzie prowadzi się jednocześnie zaawansowane badania nad bronią jądrową). Nie wiadomo również co dzieje się w prywatnych koncernach biotechnologicznych.
- Ich produkty pochodzenia ludzkiego i zwierzęcego (jak znane wszystkim i powszechnie używane: hormon wzrostu, testosteron, insulina, EPO i inne) znajdują nabywców w sporcie i w wojsku. Sklonowani i zmodyfikowani ludzie mogliby być doskonałymi sportowymi bądź żołnierzami. Wyprodukowano już środek dopingujący (przeznaczony początkowo dla osób niepełnosprawnych - dotkniętych atrofią mięśni na skutek długiej hospitalizacji), który jest niewykrywalny klasycznymi metodami. Jest to środek genetyczny (IGF-1), który rozwija mięsnie nawet wtedy, gdy się ich w ogóle nie trenuje!). Środek ten jest zabroniony przez MKOl.
Chyba warto o tym pomyśleć. Choćby jednorazowo, np. na zajęciach z filozofii.
Związek filozofii z wiedzą potoczną, religią i wiarą
Wiedza potoczna
Wiedza potoczna jest to na ogół wiedza oparta na zdrowym rozsądku i przekazywana w formie ustnej. Zwykle nie jest zapisywana w sposób trwały: w postaci kodeksów, ksiąg, zbioru norm czy zasad postępowania. Dzieje się tak dlatego, że wiedza ta szybko się dezaktualizuje; jest zmienna i przemijająca - wraz z okolicznościami, które ją tworzą. Wiedza potoczna opiera się na doświadczeniach ludzkich przekazywanych w postaci uogólnionej, np.: „tak się robi”, „tak trzeba”, „tak należy”, „tak będzie dobrze”, „tak się powinno lub nie powinno postępować”. Często przekazywana jest w postaci czasowników zwrotnych, np.: „tak się robi”, co ma podkreślać jej bezdyskusyjny charakter. Wiedzę tę chłoniemy bez ograniczeń ze swojego otoczenia społecznego. Jej dystrybutorami są zarówno rodzice i dziadkowie (generalnie: bliższa i dalsza rodzina), jak i rówieśnicy ze szkoły, czy koledzy i koleżanki z klubu sportowego, anonimowi ludzie w poczekalni przychodni lekarskiej, itp.
Wiedza potoczna ma charakter praktyczny - pozwala bezkonfliktowo funkcjonować w danym społeczeństwie; w pewnym miejscu i czasie. Posiadając tego typu zdroworozsądkową wiedzę łatwo nam będzie zaadoptować się w danej społeczności, ubierając się, postępując i zachowując tak, jak czyni w niej większość członków. Np. na studiach w Polsce przyjęło się, że na egzamin przychodzi się ubranym „elegancko”, „odświętnie”, „niedzielnie”, aby podkreślić wagę sytuacji i szacunek dla przedmiotu i samego prowadzącego. Nawet wtedy, gdy samemu egzaminatorowi jest to zupełnie obojętne jak przychodzą ubrani studenci, gdyż bardziej zależy mu na tym, aby przyswoili sobie maksimum wiedzy. Ale przychodzący na egzamin w odświętnym ubraniu są przeświadczeni, że „tak się właśnie robi”, „tak należy”, „tak być powinno”.
Praktyczność wiedzy potocznej polega również na tym, że podpowiada ona w takich kwestiach, jak: kiedy kobieta powinna wyjść za mąż i (ile) urodzić dzieci, jak powinno traktować się kobiety (dzieci, rodziców, starszych, niepełnosprawnych, biednych, itd.), co daje się dziecku na pierwszą komunię, jak należy zachowywać się podczas pierwszej randki, co zabrać ze sobą podczas wycieczki w góry, itp. Wiedza ta nie tylko wypowiada sądy na powyższe tematy, ale również wywiera pewnego rodzaju presję. Dzieje się tak np. wtedy, gdy rodzice pytają swoje dwudziesto-paroletnie dzieci na studiach, „czy to aby na nie już nie czas”, mając na myśli czas na założenie rodziny i rodzenie dzieci. Za tymi pytaniami stoją potoczne obserwacje i wiedza oparta na doświadczeniach innych ludzi, że w tym społeczeństwie, według tutejszych zwyczajów, zasad kulturowych i religijnych ludzie w tym wieku powinni już zawierać związki małżeńskie, bo wtedy będą mieli zdrowe dzieci. W innych kulturach (np. w Afryce) pytanie takie (i presja nim wywierana na młodych ludzi) może być zadawane 10 lat wcześniej kilkunastolatkom, którzy w zupełnie innym klimacie dojrzewają zacznie szybciej.
Wiedza potoczna nie ma precyzyjnego charakteru, charakteru naukowego. Stanowi ona jedynie mniej lub bardziej luźny zbiór wiedzy na temat świata i o tym świecie się wypowiada. Wiedza potoczna w swoich obszernych zasobach znajduje również odpowiedzi na temat tego, co dobre i złe, piękne i brzydkie, moralne i niemoralne, stosowne i niewłaściwie, pożądane i naganne. Choć bardzo często oparta jest na mitach, przesądach i licznych stereotypach, pozwala jednak na w miarę sprawne i bezkonfliktowe funkcjonowanie ludziom w obrębie jej oddziaływania. Propagatorem wiedzy potocznej jest również tzw. „opinia publiczna”, która posiadając wiedzę powierzchowną, niepełną, fragmentaryczną na jakiś skomplikowany temat, wyraża aplauz lub dezaprobatę, oburza się lub staje w obronie. Często potrafi wyrażać publicznie swoje niezadowolenie z jakiegoś powodu, uzasadniając, że „tak być nie powinno”.
Wiedza potoczna jest znakomitym (choć nienaukowym) źródłem informacji na temat tego, jak sprawnie żyć „tu i teraz”. Jej zaletą i wadą zarazem jest to, że ma charakter lokalny i siłą rzeczy jest ograniczona do danego miejsca, czasu, okoliczności. Wiedza potoczna nie ma charakteru uniwersalnego, jest uogólnieniem doświadczeń pewnej znikomej liczby ludzi, żyjących w pewnym miejscu świata. Świetnie przydaje się jako praktyczny rodzaj wiedzy, ale zupełnie nieprzydatna jest już gdzie indziej, np. w Afryce, w Azji lub na Alasce, gdzie nie tylko występują inne realia, ale także inne religie, wyznania. Ponadto gdzie panują często skrajnie odmienne zwyczaje. To, co u nas należy do dobrego tonu i uchodzi za przejaw dobrego zachowania („tak się u nas robi”), gdzie indziej może być oznaką czegoś dokładnie odwrotnego i przysporzyć nam kłopotów.
I tym się właśnie zdecydowanie różni wiedza filozoficzna oraz wiedza naukowa od wiedzy potocznej. Problemy filozoficzne (przynajmniej klasyczne, tradycyjne) mają na ogół charakter uniwersalny, ponadczasowy i niezależny od okoliczności. Takie pytania, jak: „jaki jest sens życia człowieka”, „czym jest prawda”, „co to jest sprawiedliwość”, „jak być dobrym i uczciwym człowiekiem” mogą być postawione dosłownie wszędzie. Choć oczywiście odpowiedzi na nie mogą być bardzo różne i uzależnione od kulturowego, religijnego, rasowego, czy społecznego kontekstu. Dla jednych bowiem największym dobrem i źródłem szczęścia może być nieograniczony dostęp do wody pitnej, dla innych równouprawnienie kobiet i mężczyzn, a dla jeszcze innych jednakowy status jasnoskórych i czarnoskórych bądź mniejszości etnicznej z dominującą na danym terytorium większością, albo jednakowe traktowanie niepełnosprawnych osób z tymi, którzy są w pełni sprawni.
Niegdyś wiedza potoczna była przekazywana z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna. Stąd zapewne wypływał nakaz szacunku dla starszych, ponieważ stało za nimi zdobyte przez nich wcześniej doświadczenie (tzw. „mądrość życiowa”) oraz posiadana przez nich wiedza o świecie, stosunkach międzyludzkich, skutecznych sposobach postępowania. Dynamika rozwoju rzeczywistości, gwałtowny postęp techniki oraz nowoczesne media spowodowały, że ta odwieczna sytuacja została zaburzona. Poszczególne pokolenia zaczęły się rozwarstwiać, „rozklejać”, a wiedza posiadana przez „starszych” często okazuje się dziś zupełnie nieprzydatna dla ludzi młodych, przed którymi stają wyzwania zupełnie nieznane ich rodzicom i dziadkom. Pomiędzy pokoleniami tworzy się trudna do zasypania przepaść. Starsi coraz częściej nie mogą służyć wiedzą i pomocą młodszym, ponieważ wszyscy w jednakowym stopniu stajemy przed niektórymi problemami po raz pierwszy. Takimi problemami jest np. używanie Internetu (i liczne niebezpieczeństwa z nim związane, np. pornografia dziecięca), wielofunkcyjnych telefonów komórkowych wykorzystujących zaawansowane technologie i skomplikowane procedury transmisji danych, klonowanie, emancypacja kobiet, niepełnosprawnych oraz mniejszości seksualnych. Ponadto powstanie zupełnie nowych dyscyplin i konkurencji sportowych, nieznanych wcześniej sposobów spędzania czasu wolnego, pojawiania się nieistniejących wcześniej chorób (HIV, AIDS, choroba Creutzfeldta-Jacoba, itp.). Wiedza potoczna nic tu sensownego nie podpowiada (to nie znaczy że milczy, bynajmniej nie), bo z takimi problemami nie spotykaliśmy się nigdy wcześniej.
Religia i wiara
Każda religia zawiera w swoich zasobach pewien na ogół bardzo bogaty pakiet informacji na temat całej rzeczywistości i świata; zarówno doczesnego, materialnego, jak i świata duchowego. W pakiecie tym znajdują się liczne informacje na temat tego, jaki jest ten świat, jak jest uporządkowany i rządzony, do czego dąży i jaki ma spotkać go los w przyszłości. W każdej religii można również znaleźć instrukcje postępowania w tym świecie, w tym tak konkretne zalecenie, jak: jaki mieć stosunek do pieniędzy, sportu, ciała i jego potrzeb, niepełnosprawności, kiedy wolno mi zabijać, kiedy nie powinienem jeść. Ale także w każdej religii mówi się, czym jest dobro i zło, co jest właściwym, a co niewłaściwym sposobem postępowania.
Na straży moralnego, etycznego sposobu życia stoją na ogół tzw. „pisma święte” - księgi ważne dla wyznawców danej religii. Takimi ważnymi księgami jest m.in. Biblia, Tora, Koran, Upaniszady, Wedy, Baghavad-Gita i inne. W nich to na ogół znaleźć można kanony postępowania, dekalogi, kanony pożądanych, modelowych zachowań oraz liczne przykłady do naśladowania. Ponadto pisma te zaludniają plejady istotnych, czy wręcz nieodzownych i newralgicznych dla danej religii postaci. W większości religii występują jakieś istoty nadprzyrodzone, choć nie we wszystkich religiach jest to bóg. Czasem bogów jest więcej, a obok nich występują takie istoty o charakterze niematerialnym, jak anioły, diabły, itp. W wielu religiach panuje przekonanie, że człowiek (zwierzęta, rośliny, rzeczy) posiadają niematerialną duszę, choć żadnej nauce nigdy nie udało się jej znaleźć.
Przeciętna religia, wzięta z kilku tysięcy religii istniejących na całym świecie, posiada pewne cechy charakterystyczne. Można wśród nich wyróżnić cechy zewnętrzne oraz cechy wewnętrzne, stanowiące istotę, esencję, jądro danej religii. Cechami zewnętrznymi jest to, że poszczególne religie różnicują czas i przestrzeń na mniej i bardziej ważną. Czas w pewnych okresach - na ogół regularnych i z góry określanych w kalendarzu religijnym - nabiera dla wyznawców tej religii charakteru odświętnego, wyjątkowego. Takimi świętami są np. dla katolików Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Podobne święta mają wyznawcy innych religii. W tym wyjątkowym dla nich czasie zachowują się, czują, ubierają się i jedzą w sposób niecodzienny, „odświętny”, wyjątkowy.
Podobnie w wielu religiach dostrzec można rozróżnianie przestrzeni, uznawanie niektórych, wyróżnionych miejsc za ważne, wyjątkowe, uświęcone, sakralne. Takimi miejscami są na ogół cmentarze, kaplice, kościoły, zbory, meczety, cerkwie, bazyliki, itp. Te miejsca dla wyznawców danej religii są wyjątkowe, wymagają szacunku, pewnej podniosłości i odpowiedniego zachowania. Ludzie szukający w tych miejscach schronienia są na ogół nietykalni. Profanowanie takich miejsc spotyka się zwykle z bardzo dużą dezaprobatą i oburzeniem wyznawców religijnych.
Obok tych cech zewnętrznych, istnieją także cechy wewnętrzne, stanowiące jądro danej religii, jej twardy rdzeń. Cechami tymi są prawdy wiary, dogmaty, innymi słowy - fundamentalne i nienaruszalne twierdzenia budujące tę religię - jej podstawowe aksjomaty. Twierdzenia te nie podlegają dyskusji, a tym samym są niepodważalne. Na ogół są to twierdzenia o zjawiskach wykraczających poza ludzkie doświadczenie znane wyznawcom z potocznego życia, twierdzenia opisujące zjawiska nadprzyrodzone. Opisane zjawiska przeczą często zdrowemu rozsądkowi, są niezgodne z podstawowymi kategoriami ludzkiego myślenia, zachodzą w porządku odwrotnym niż w porządku przyrodniczym (np. zmartwychwstanie, wniebowstąpienie, rozstąpienie się morza, chodzenie po falach, wcielanie się duszy w coraz to inne ciała, itp.). W związku z naturą tych twierdzeń, siłą rzeczy nie można ich zrozumieć, gdyż są irracjonalne (z naszego ludzkiego punktu widzenia, opartego na rozumie i znanych nam prawach logicznych). Dlatego konieczna jest wówczas podstawowa kategoria każdej religii, coś, na czym każda religia się opiera, a jest tym wiara.
Jeden z ważnych filozofów chrześcijańskich - Tertulian - wyraził to bardzo dobitnie i nadzwyczaj trafnie w zdaniu: „Credo, quiam absurdum”, co dosłownie znaczy: „Wierzę, ponieważ jest to absurdalne”. Jeszcze dobitniej ujął to św. Augustyn: „Si comprehendis, non est Deus” - „Jeśli rozumiesz, nie jest to Bóg”. Najkrócej mówiąc, wyznawca religijny wierzy w pewne twierdzenia niemożliwe do empirycznego potwierdzenia, bo gdyby były to twierdzenia jasne i zrozumiałe, pojąłby je rozumowo i nie musiał w nie wierzyć. Wierzy w nie, bo zrozumieć ich nie można. Taka jest natura wielu religii.
Wiele osób jest mocno przekonanych (być może nawet utwierdza ich w tym przekonaniu wiedza potoczna), że religia jest w konflikcie z filozofią, która jest na wskroś racjonalną dyscypliną naukową; jest wręcz dyscypliną ultraracjonalną. To wcale powszechne mniemanie wynika, między innymi, z tego, że jeden z filozofów - Karol Marks - uznawał religię za „opium dla ludu” - za narkotyk odrywający ludzi od rzeczywistości, coś bałamutnego, mącącego w ludzkich umysłach, a tym samym szkodliwego. I tak pojmowaną religię zalecał w swoim projekcie szczęśliwego, utopijnego społeczeństwa redukować w do minimum. A właściwie rzecz ujmując wyrugować ją całkowicie z tego społeczeństwa, zwalczać. Co też skutecznie czyniono, między innymi w państwach o ustrojach socjalistycznych i komunistycznych.
Jednakże na religię i filozofię można spojrzeć zupełnie inaczej: jako na dwojakiego rodzaju przejawy aktywności ludzkiej. Religia i filozofia zaspakajają bowiem zupełnie różne, głębokie, ponadczasowe potrzeby i pragnienia ludzkie. Potrzeby te mają charakter duchowy. Religia zaspakaja potrzeby szczególnego rodzaju, takie jak np. potrzebę istnienia istoty opiekuńczej i nam przychylnej, a jednocześnie w stosunku do nas nadrzędnej, o zdecydowanie większych mocach i możliwościach większych, niż jakiekolwiek ludzkie. A także istnienia miejsc, w których po śmierci moglibyśmy wieść beztroskie, szczęśliwe życie wolne od wszelkiego cierpienia, chorób i jakichkolwiek niedogodności. Religia zaspakaja takie pragnienia ludzkie (być może irracjonalne), których nie jest w stanie zaspokoić żadna nauka. Próbuje ugasić rozterki targające człowiekiem, dając mu jasne wytyczne konkretnego postępowania. Możemy sobie wyobrazić, że człowiek w podeszłym wieku, schorowany i zbliżający się do kresu swego istnienia, obawia się swojej śmierci i tego, co po niej może nastąpić. Nauki szczegółowe nie mogą mu niczego obiecać: żadnego szczęśliwego losu pośmiertnego, bo to całkowicie wykracza poza ich kompetencje. Natomiast większość religii składa takie obietnice (pod pewnymi warunkami), niosąc tym samym ogromne pocieszenie dla swoich wyznawców.
Podobnie człowiek beznadziejnie chory lub trwale kontuzjowany - kiedy medycyna nie może mu już w niczym pomóc - często odwołuje się do wyobrażeń religijnych i znajduje w nich pocieszenie, którego nie może dać mu żadna, nawet najdoskonalsza i najbardziej rozwinięta nauka szczegółowa. W tym sensie religia zaspakaja takie głębokie pragnienia ludzkie, których żadna inna dyscyplina uczynić by nie mogła, nie rezygnując ze swojej naukowości, racjonalności, precyzji i ścisłości.
Natomiast filozofia ma do spełnienia zupełnie inne funkcje i zadania. W odróżnieniu od religii ma ona przede wszystkim charakter poznawczy i na poznaniu świata filozofii najbardziej zależy. I na dodatek nie na każdym rodzaju poznania, ale na poznaniu racjonalnym, naukowym, najlepiej popartym dowodami, opartym na faktach i potwierdzonych doświadczeniach. Filozofia jest ściśle związana nie tylko z naukami szczegółowymi, ale także - w nie mniejszym stopniu - opiera się na logice i jej rygorystycznych zasadach. Logika dla wiary ma niewielkie znaczenie. Jak już było napisane nieco wyżej - wierzy się właśnie dlatego, że nie sposób czegoś zrozumieć. Jeżeli istnieje jakiś konflikt światopoglądowy, to zachodzi on raczej pomiędzy filozofią i teologią, jako konkurentkami w opisie rzeczywistości i jej sposobach interpretacji. Ale o tym mowa będzie na następnych zajęciach.
Platon
(ok. 427-347 p.n.e.)
Platon to nie jest prawdziwe nazwisko tego filozofa. Naprawdę nazywał się Aristokles, lecz nikt nie używa tego imienia. Przyjęło się bowiem i utrwaliło jego przezwisko, pseudonim nadany mu przez nauczyciela gimnastyki i oznaczający „szerokoplecy”, „barczysty”. Platon był bowiem doskonale zbudowany, wyróżniał się ponadprzeciętną budową fizyczną, co pozwoliło mu niejednokrotnie zwyciężać w prestiżowych zawodach sportowych oraz dobrze dawać sobie radę na wojnie. W czasach pokojowych był częstym gościem sal gimnastycznych, na których - wzorem starożytnych Greków - z zapałem trenował. Skłonność zarówno do filozofii, jak i ćwiczeń fizycznych wpłynęła na jego światopogląd i główne koncepcje, które stworzył. Ponadto - a rzecz to bez precedensu - Platon założył pierwszą w Europie (w Atenach) wyższą uczelnię, zwaną Akademią. Od początku jej funkcjonowania (działała prawie tysiąc lat!) wiedzę wykładano w niej za darmo, a studenci podążali do niej (podobnie jak do innych szkół filozoficznych w Atenach) często z bardzo daleka.
Dla studentów fizjoterapii mających w przyszłości pracować z osobami niepełnosprawnymi ważne mogą wydawać się 4 koncepcje Platona. Należą do nich:
idealizm obiektywny (plus przypowieść o jaskini);
teoria duszy;
idea kalokagatii
eugenika społeczna.
1. Idealizm obiektywny to sztandarowa koncepcja filozoficzna Platona. Według niej ten świat materialny, w którym żyjemy, jest zaledwie cieniem i marnym odbiciem świata idealnego, doskonałego i wiecznego. Świat idealny istnieje w sposób obiektywny (stąd nazwa idealizm obiektywny), niezależny od nas i naszego subiektywnego, niedoskonałego sposobu poznawania. Byty istniejące w świecie idealnym - nazywane ideami - są doskonałymi (niematerialnymi) prototypami i wzorcami bytów istniejących w „naszym” świecie. Jest tam idealne dobro, piękno, prawda, sprawiedliwość, szczęście, wolność - wszystko w idealnej, niezmiennej, danej raz na zawsze postaci. Podobnie jak idea samolotu (latania), zegarka (czasomierza), stołu, konia itp. Tak samo jak platynowy metr w Instytucie Miar w Sevres pod Paryżem, tak one służą za model i wzorzec dla materialnego świata. Tyle tylko, że idee są niematerialne, niezniszczalne, doskonałe, niezmienne, wieczne.
Idee są dla nas nieosiągalnym wzorem, do którego winniśmy jednak nieustannie dążyć (zbliżać się do nich), wiedząc, że nigdy ich osiągnąć nie zdołamy. Ale mimo to tylko takie działanie ma sens - doskonalenie się, a nie pogarszanie się. Zarówno w sporcie oraz fizjoterapii, jak i w zwykłym, realnym życiu. Wszystko to, co robimy, staramy się robić coraz lepiej. Bo co kazało Wam przyjść na studia, jeśli nie właśnie to - chęć bycia lepszym, fizycznie i intelektualnie sprawniejszym? Pragnienie poznawania nowych rzeczy, nowych technik fizjoterapeutycznych, zdobywania nowej, poszerzającej horyzonty wiedzy. Podobnie jak sportowiec, który nieustannie stara się pokonywać swoje słabości i osiągać coraz to lepsze rezultaty: setne, tysięczne części sekundy. I to ma sens, choć wynik nigdy nie będzie dany raz na zawsze, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto rekord poprawi. I o to chodzi - dążenie do doskonałości. Paradoksalnie można powiedzieć, że każdy zwycięzca będzie przegranym.
Pojawiają się coraz lepsze telefony komórkowe, odtwarzacze MP3, telewizory, sprzęt sportowy i urządzenia wspomagające fizjoterapię, ale one nigdy nie są doskonałe i z pewnością zostaną zastąpione przez inne, lepsze, doskonalsze, efektywniejsze. I tak w nieskończoność. Co zatem mamy do zrobienia? Właśnie stawanie się coraz lepszym: fizjoterapeutą, sportowcem, człowiekiem. Nieustanne zbliżanie się do ideału, do doskonałości, której za życia nigdy osiągnąć nie zdołamy. Samodoskonalenie się.
Przypowieść o jaskini jest metaforą losu ludzkiego. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy ludźmi przykutymi „od zawsze” do ściany jaskini. Podobnie jak nasi rodzice i dziadkowie, a sytuacja ta przechodzi z pokolenia na pokolenie. Wszystko to, co dostępne jest naszemu poznaniu (zarówno zmysłowemu, jak i umysłowemu), wydaje nam się prawdziwe, realne i oczywiste - bo tak było zawsze. Więcej jeszcze - ten nasz świat, w którym jesteśmy zanurzeni - jest dla nas punktem odniesienia dla sądów o tym, co jest prawdziwe, piękne, dobre, sprawiedliwe itd. Tymi nieszczęśnikami przykutymi do swoich przekonań jesteśmy my wszyscy - urodzeni w danym miejscu Europy, w konkretnym systemie filozoficzno-religijno-społecznym, będąc ludźmi białymi, kobietą/mężczyzną itd. Na podstawie zgromadzonych przez nas indywidualnych doświadczeń i zdobytej wiedzy budujemy sobie obraz świata, uznając, że to właśnie taki właśnie jest świat w ogóle. Nasz obraz rzeczywistości wynika bezpośrednio z danych zgromadzonych w jakimś zakątku świata. Na tym ufundowany jest nasz stosunek do osób niepełnosprawnych, do sportu, do ciała, kondycji fizycznej, choroby. To dla nas jest wykładnią tego, co jest „zdrowe” i „chore”, „normalne” i „nienormalne”, „dobre” i „złe”, „sprawiedliwe” i „niesprawiedliwe”. Ale wystarczy wydobyć się z tej jaskini (pojechać w którąkolwiek stronę świata), by przekonać się, że istnieją inne światy, inne systemy wartości, inne „jaskinie”. Być może jednak, jak sugerowałby Platon, istnieje ponad tym inny, jeden, doskonały świat (świat idealny), który znajduje się poza światem fizycznym. I do tamtego doskonałego świata powinniśmy dążyć, nie poprzestając na tym, co dostępne jest nam w naszej „jaskini”.
2. Nauka o duszy Platona
Platon stworzył w miarę spójną, całościową koncepcję duszy ludzkiej. Pojęcie duszy było już wcześniej Grekom znane, panowało jednak w tej tematyce znaczne zamieszanie. Platon wprowadził porządek, a jego wersja duszy przetrwała tysiąclecia i jego dusza jest dokładnie tą, jaką nadal sobie dziś wyobrażamy.
Jakie cechy ma dusza według Platona?
- jest jedna;
- niepodzielna;
- nieśmiertelna (wieczna);
- niematerialna.
W jaki sposób mając takie cechy dusza funkcjonuje w człowieku? Człowieku będącym istotą cielesną? Otóż wypełnia ona całe ludzkie ciało tak, jak powietrze wypełnia np. salę wykładową. W każdym miejscu jest dokładnie w takim samy stopniu. Obcinając włosy, wyrywając ząb, czy będąc poddani amputacji tracimy fragmenty ciała, ale nie tracimy nic na duszy. Ona jest wszędzie w nas w jednakowym stopniu.
Dusza jest doskonalsza od ciała - posiada też inne właściwości. Jest świadoma, jest źródłem życia i ruchu. Człowiek to dusza władająca ciałem. Bez niej ciało jest tylko nieożywioną, niewiele wartą materią. Dlatego dusza (jako świadoma, posiadająca wiedzę) winna w człowieku pełnić funkcję kierowniczą. Ale nie zawsze tak jest. Niejednokrotnie ulegamy słabościom i kaprysom ciała, które „żąda” zaspokajania jego zachcianek, a odmawia kooperacji, bo mu „się nie chce” działać. Ponadto często ciało jest niedysponowane, czasem choruje, niekiedy jest trwale niepełnosprawne i bezużyteczne. Dla duszy być w takim ciele to żadna atrakcja! Ona - jako niematerialna - bez ciała mogłaby znaleźć się w doskonałym świecie idei. Ale za życia dusza i ciało zawsze muszą być razem - za karę - jak sądził Platon.
Dusza gromadzi wiedzę zdobytą w danym ludzkim egzemplarzu, w którym rezyduje i wiedzy tej nie zapomina. Po jego śmierci wciela się w innego człowieka i podczas jego indywidualnej egzystencji przypomina sobie zdobytą już wcześniej wiedzę. Dlatego zdaniem Platona uczenie się to nic innego, jak przypominanie sobie! Nie jesteśmy czystą, nie zapisaną kartą (tabula rasa), jak sądzą inni filozofowie. Częściowo jesteśmy już „zadrukowani” informacjami i doświadczeniami zdobytymi w poprzednim wcieleniu.
3. Ideał kalokagatii
Platon nie jest twórcą tego ideału, ale jego animatorem i doskonałym tego ideału przykładem (filozof potężnie zbudowany i wysportowany). Kalokagatia (kalos kai agatos - piękny i szlachetny), to ideał, wzór doskonałego człowieka i obywatela. Jest to istota świetnie zbudowana, o pięknym, zadbanym, wysportowanym i muskularnym ciele. Ale jednocześnie jest to człowiek szlachetny: wykształcony, sprawny i wygimnastykowany intelektualnie, silnie rozwinięty moralnie; człowiek godny i prawy. Ideał kalokagatii zakładał równomierny rozwój zarówno sfery fizycznej, jak i umysłowej; obie te sfery są jednakowo ważne i błędem jest stawiać tylko na jedną lub drugą z nich. Nic dobrego z tego nie wyjdzie, jeśli człowiek będzie tylko uprawiał sport, ignorując wiedzę. Stanie się butny, agresywny, w dyskusjach będzie przekonywał innych siłą, bo nie będzie posiadał innych argumentów. Będzie miał wąskie horyzonty i wszystko przekładał na swoją siłę. I odwrotnie: człowiek, który tylko nauką się zajmuje, oddalając się od swojej cielesności, staje się cherlawy, chorowity i słabowity fizycznie. Oba przykłady możliwe do zaobserwowania na korytarzach AWF .
W klasycznym, „złotym” okresie rozwoju Greków ideał ten powszechnie obowiązywał w praktyce! Początkowo dostępny jedynie arystokratom posiadającym czas wolny i odpowiednie środki na zdobywanie wiedzy i dobrych trenerów wf, z czasem upowszechnił się. Przeciętny wolny obywatel grecki od najmłodszych lat większość swojego czasu wolnego spędzał na obiektach sportowych aktywnie ćwicząc się w nieprzebranej ilości dyscyplin i konkurencji sportowych. Tam też - na obiektach sportowych - swoje wykłady prowadzili najwięksi filozofowie starożytności, np. Sokrates. Akademia Platona (podobnie jak inne szkoły filozoficzne) powstały albo na samych obiektach sportowych, albo bezpośrednio w ich pobliżu. Grecy za barbarzyńców uznawali tych, którzy nie znali greki i nie uprawiali gimnastyki! Człowieka w czasie rozmowy oceniano na podstawie jego wyglądu fizycznego. Szlachetny wygląd związany był z odpowiednio wyprofilowanym umięśnieniem, będącym wynikiem żmudnych ćwiczeń. Nikt wówczas nie miał szans na ukrycie anomalii, defektów i niepełnosprawności fizycznej.
Eugenika społeczna
Słowo „eugenika” pochodzi z języka greckiego eu genos - z dobrego szczepu, dobrego rodu. Co to jest takiego eugenika społeczna? To chęć udoskonalenia człowieka lub społeczeństwa dostępnymi w danym okresie metodami. Ma ona na celu bądź dobro jednostki (rzadziej), bądź całego społeczeństwa (zdecydowanie częściej). Posiada więc wybitnie praktyczny charakter. Osiągana jest wieloma różnymi sposobami. My używamy dziś do tego celu genetyki (klonowanie, transplantacje narządów, substancji i tkanek, inżynieria genetyczna, zapłodnienie in vitro). Można więc powiedzieć, że jest to eugenika pozytywna, bo jej celem jest wzmocnienie cech (parametrów) psychofizycznych wybranych osób. Ale istniały też niechlubne przykłady eugeniki negatywnej, polegające na eliminacji jednostek (lub grup ludzi) uznanych za genetycznie, czy też biologicznie gorsze.
W starożytnej Grecji celom eugenicznym służyło porzucanie niepełnosprawnych dzieci, nadzwyczajna dbałość o ciało i kondycję fizyczną oraz kontrolowana prokreacja.
Przykład Platona - teoria spleciona z praktyką
Największym i najbardziej znanym (choć bynajmniej nie jedynym) rzecznikiem eugeniki społecznej w starożytnej Grecji był Platon. Swoje idee dotyczące eugeniki wyłożył w utworach pt.: Państwo oraz Prawa. Platon pragnął idealnego, doskonałego państwa i dał takiemu utopijnemu państwu teoretyczne podstawy. W ten sposób oddał niejako ducha swoich czasów w tym względzie. Głośno wypowiedział (napisał) to, z czym pewnie zgodziłaby się wówczas większość Greków, a zapewnie także i Spartan. Tyle tylko, że Spartanie gardzili nauką, humanistyką, a w szczególności zaś filozofią.
Platon - pragnący idealnego społeczeństwa złożonego ze zdrowych i silnych jednostek, próbował nawet eksperymentować pod tym względem u kolegów-filozofów, którzy mieli w tym czasie swoje własne państwa, choć z opłakanym skutkiem. Platon przyzwalał (zgadzał się) na śmierć niektórych ludzi (słabych, chorowitych, niepełnosprawnych), a czasem wręcz na ich zabijanie. „A człowiek chorowity z natury i żyjący nieporządnie - temu się (...) życie nie opłaca - ani jemu samemu, ani jego życie drugim - nie dla takich powinna być sztuka lekarska i nie trzeba ich leczyć, choćby nawet byli bogatsi od Midasa”. Ciężko chorzy i niepełnosprawni przekazują swoją złą kondycję potomstwu, co nie przynosi państwu korzyści, a tylko same straty. Dlatego medycyna i prawo powinny chronić tylko chwilowo chorych na duszy i ciele. Ci zaś, którzy „(...) ciała będą mieli liche, tym pozwoli się umrzeć, a których by dusze były złej natury i nieuleczalne, tych będą sędziowie skazywali na śmierć”. To przecież najlepsze i dla tych skazanych i dla państwa - przekonywał Platon.
Małżeństwa w starożytnej Grecji zawierano najczęściej nie z miłości, lecz dla interesów, zysków, mnożenia majątków. Powszechne były wówczas kontrakty małżeńskie takie jak - mniej więcej - dzisiejsza intercyza, tylko że zawierane przez rodziców wtedy, gdy ich dzieci były jeszcze małe (a już „zakontraktowane”). Często rodzice kojarzyli pary na zasadzie silny + silna = zdrowe dzieci. Platon w swoim utopijnym państwie zalecał właśnie takie związki międzyludzkie. Związki powstałe ze starannie wyselekcjonowanych, najlepszych, doborowych egzemplarzy ludzkich. Zdaniem Platona, trzeba pamiętać „(...) żeby najlepsi mężczyźni obcowali z najlepszymi kobietami jak najczęściej, a najgorsi z najlichszymi jak najrzadziej, i potomków tamtych par trzeba hodować, a tych nie, jeżeli trzoda ma być pierwszej klasy”.
Eugenika społeczna dla Platona miała być gwarancją zdrowych dzieci; sposobem ich racjonalnej „hodowli”, a nie zdawaniem się na ślepy los, przypadek. Platon dziwił się, że ludzie krzyżują zwierzęta by mieć jak najlepsze i jak najbardziej im przydatne okazy, a wzdragają się robić to z ludźmi, w przypadku których efekt jest jeszcze bardziej oczekiwany i dla wszystkich ważny. Gdyby jednak skojarzyła się ze sobą para ludzka o wątpliwym zdrowiu lub marnej kondycji, a dziecko urodziłoby się niedorozwinięte, to Platon nakazywał aborcję płodu lub porzucenie niepełnosprawnego dziecka. Oto słowa samego Platona: „(...) najlepiej ani jeden owoc takiego stosunku nie ujrzał światła dziennego, jeżeliby się zalągł, a gdyby jednak na świat przyszedł jakoś wbrew usiłowaniom, to położyć to gdzieś tak, żeby nie było pożywienia dla takiego”. Później Platon napisał, że dzieci zmarłe niedługo po urodzeniu niewarte są w ogóle pamiętania.
Tak ważny cel, jakim jest posiadanie silnego i zdrowego psychofizycznie potomstwa winien, zdaniem Platona, być pod stałą, nigdy nie ustającą kontrolą państwa. „Prawodawca powinien jak się należy dbać i przy pomocy pochwał i nagan wyróżnić właściwe i niewłaściwe związki małżeńskie, którymi się obywatele ze sobą łączą, a potem rodzenie i wychowanie dzieci płci męskiej i żeńskiej, za młodu i jak podrosną, aż do starości”. Przyjemność czy radość z posiadania dowolnego potomstwa nie miała dla Platona żadnego znaczenia. Jak pisze sam Platon: „(...) jedno niech będzie hasło małżeństwa: każdy powinien zawierać związek pożyteczny dla państwa, a nie najprzyjemniejszy dla niego samego”. A trochę wcześniej stwierdził, że „(...) tak będzie lepiej i dla państwa, i dla tych domów, które się połączą”.
W następnym zdaniu Platon nie pozostawia żadnych wątpliwości, komu mają służyć zdrowe i sprawne dzieci. „Młoda małżonka i mąż powinni o tym myśleć, żeby państwu dać potomstwo jak najpiękniejsze i jak najlepsze według możności. (...) Więc niech i młody małżonek zwraca uwagę na żonę i na robienie dzieci, a tak samo i żona, szczególnie w tym czasie, w którym im się jeszcze dzieci nie porodziły. Niech nad tym czuwają nadzorczynie”.
W idealnym państwie Platona bycie kawalerem czy panną jest niemile widziane, bo niczemu pożytecznemu nie służy. Dlatego nieustannie nakłania się młodych ludzi do zawierania małżeństwa i rodzenia dzieci. Jeżeli jednak ktoś uporczywie wymiguje się od tego państwowego i społecznego obowiązku, to nakłada się na niego surowe kary i grzywny, które musi płacić co roku. Uniemożliwia się im chodzenie na imprezy i ważne uroczystości; stają się persona non grata. Ponadto każdy ma prawo do poniewierania nim przy każdej okazji; także bicia.
Aby przyszli rodzice dokładali wszelkich starań przy tworzeniu nowego (i zdrowego życia), Platon powołał nawet specjalne urzędniczki, które miały tego pilnować. „Urzędniczki będą wchodziły do mieszkań młodych małżeństw i częścią napomnieniami, a częścią groźbami niechaj zapobiegają ich grzechom i nieświadomości. A jeżeliby nie potrafiły, to niech pójdą do stróżów prawa i złożą doniesienie. A ci niech zapobiegają złemu”. Chodziło o to, aby rodzice byli odpowiedzialnymi i świadomymi rodzicami: tzn. aby nie używali w czasie prokreacji alkoholu, aby byli w pogodnym nastroju, aby w tym czasie nie kłócili się ze sobą itp.
Oto słowa Platona na ten temat:
„(...) jeżeli ktoś poważnie traktuje sprawę małżeństwa i wesela (...) i to, co ma przyjść na świat, żeby się zawsze rodziło z rodziców jak najbardziej przytomnych, bo właściwie nie wiadomo, która noc albo który dzień przyniesie zapłodnienie za sprawą bożą. A oprócz tego w robieniu dziecka nie powinny brać udziału ciała zlane pijaństwem. Zarodek powinien się tworzyć i krzepnąć spokojnie i bez błędu i rosnąć cicho, jak los nadarzy. A człowiek winem nalany i sam się rzuca na wszystkie strony, i porywa wszystko, i wścieka się ciałem i duszą. Więc zatacza się pijaczysko i zły siewca z niego, także dzieci będą nieudane i niczego się po nich spodziewać nie będzie można. (...) Dlatego raczej w ciągu roku i całego życia, a najbardziej w okresie płodzenia dzieci, trzeba się wystrzegać i nie robić tych rzeczy, które zdrowiu szkodzą, ani tych, które tchną wybrykiem i niesprawiedliwością. Bo to się musi w ciała i dusze dzieci wszczepiać, i one rodzą się pod każdym względem gorsze. Więc osobliwie tego dnia i tej nocy wstrzymywać się od takich rzeczy”.
Platon podawał również najlepszy, idealny jego zdaniem wiek dla kobiet i mężczyzn do zawierania małżeństwa i płodzenia dzieci. „Termin zamęścia dla dziewczyny jest od 16 lat do 20, to już najdalsza granica wieku, a dla chłopca od lat 30 do 35. (...). Jeżeli chodzi o wojnę, to dla mężczyzny obowiązek służby wojskowej sięga od 20 do 60 lat. Dla kobiety zaś, o ile by się wydawało, że trzeba ją powołać do służby wojskowej, kiedy już dzieci urodzi, to wyznaczyć każdej obowiązek odpowiedni do jej sił i stosowny aż do 50 lat”.
Zdaniem Platona odpowiednie małżeństwa winny być aranżowane przez rodziców dużo wcześniej, niż ich kandydaci osiągną pełnoletniość czy też fizyczną dojrzałość do prokreacji. Najlepiej, aby selekcję kandydatów przeprowadzano już w dzieciństwie. Starannie dobierani narzeczeni winni się znać, widywać, zaznajomywać ze sobą i jak najczęściej kontaktować. Celem tego zabiegu jest eliminowanie lub redukowanie do minimum niewłaściwych połączeń. „Bo jeżeli chodzi o związki małżeńskie i wiązanie się par, to bezwarunkowo trzeba usunąć to, że się ludzie nie znają i nie wiedzą, skąd ktoś żonę bierze i które dziecko jakiej rodzinie oddaje”.
Aby uniknąć jakichkolwiek błędów przy selekcji i doborze naturalnym przyszłych rodziców, należy jak najwcześniej oglądać ich, aby wykryć wszelkie anomalie i deformacje cielesne. Jako że rodzice kierowani niewłaściwą, subiektywną miłością do swych dzieci mogą próbować ich wady fizyczne ukrywać, kompetencje w tym względzie dzierżyć winni urzędnicy. I to właśnie oni powinni oglądać dzieci i to nago; podczas zabaw i ćwiczeń fizycznych specjalnie dla nich zorganizowanych. „Ze względu na tak poważny cel trzeba i zabawy urządzać: (...) niech dzieci to oglądają i niech się same oglądać dają, rozumnie, w wieku, który to usprawiedliwia, nadzy chłopcy i nagie dziewczęta (...). tym wszystkim zajmować się winni urzędnicy”. O tym, że celem takich zabiegów jest przede wszystkim hodowla ludzka, świadczą następujące zdania Platona dotyczące kompetencji odpowiedzialnych za to urzędników - nauczycieli gimnastyki, zarządców boisk sportowych oraz wyścigów koni!
„Przez zawiadowców wychowania prawo rozumie tych, którzy się zajmują boiskami i szkołami, porządkiem w nich i tokiem wychowania, uczęszczaniem młodzieży męskiej i żeńskiej. Oni także wyznaczają nagrody dla uczestników zawodów gimnastycznych (...). Jedni i ci sami powinni się zajmować zawodami fizycznymi ludzi i wyścigami koni”.
Gdyby jakaś para ludzka - podobnie jak para zwierząt hodowlanych - pomimo licznych zabiegów okazała się jednak bezpłodna (a zatem społecznie nieprzydatna, „nieproduktywna”), to zdaniem Platona winna się dla dobra społeczności i państwa jak najszybciej rozwieść. Rozwód powinien zostać poprzedzony konsultacjami z rodziną i reprezentantami władzy. Ex małżonkom powinno się co rychlej poszukać bardziej zdatnych do rozmnażania partnerów.
Platon w swojej utopii idealnego państwa nie zapomniał o osobach starszych, nie w pełni sprawnych, wysłużonych. Swoimi rozważaniami na ich temat dał podwaliny czegoś, co dziś nazwalibyśmy sanatoriami. Nakazywał ludziom młodym wyszukiwanie takich miejsc, które wyróżniają się ze względu na swe piękno, dużą ilość zieleni oraz walory zdrowotne okolicy. „Wszędzie w takich okolicach trzeba urządzać zakłady gimnastyczne i tam niech młodzi ludzie sobie samym i starcom przyrządzają ciepłe kąpiele (...) na pożytek ludzi cierpiących choroby i strudzonych pracą na roli. Pobyt w takim miejscu jest o wiele lepszy niż kuracja u nie bardzo mądrego lekarza”. W takich miejscach ludzie młodzii opiekują się starszymi. A lekarz, jeśli chce być mądry, posługują się medycyną holistyczną. Bada choroby „(...) od początku, zgodnie z naturą, rozmawia z pacjentem i z jego przyjaciółmi i równocześnie sam się czegoś uczy przy chorych, a zarazem (...) uczy i samego cierpiącego”.
Tadeusz Kotarbiński
(1886-1981)
Twórca oryginalnych koncepcji:
Prakseologia;
Realizm praktyczny;
Etyka niezależna;
Opiekun spolegliwy.
Biografia Tadeusza Kotarbińskiego wyraźnie wskazuje na to, że mamy do czynienia z postacią nieprzeciętną. Nie jest to kandydat na świętego, ani do ustawiania go na cokole, aczkolwiek jest to postać kryształowo czysta moralnie. Współczesny filozof Marian Przełęcki tak napisał o T. Kotarbińskim: „(…) był nie tylko wybitnym filozofem - był niezwykłym człowiekiem. Na wszystkich, którzy mieli szczęście zetknąć się z nim bliżej, oddziaływał całą swą osobowością, swym postępowaniem, swą postawą wobec świata i ludzi. Dał nam pewien wzór życia, nie tylko wzór myślenia”. Całym swoim życiem Kotarbiński dawał przykład stosowania w praktyce swoich poglądów filozoficznych. Zanim poglądy te zostaną zaprezentowane i omówione poniżej, podanych zostanie kilka przykładów postawy życiowej Kotarbińskiego.
Z życia Kotarbińskiego wzięte:
Przed II wojną światową na polskich uniwersytetach aktywność przejawiały bojówki antyżydowskiej młodzieży wszechpolskiej. Niejednokrotnie dochodziło do agresji z ich strony. Nie chcieli, aby żydowscy studenci studiowali na polskich uniwersytetach, a jeśli już, to wyraźnie oznakowani (np. opaski z gwiazdami na rękawach) lub by siedzieli w osobnych, „oślich” ławkach. Żydzi w przedwojennej Polsce byli tak traktowani, jak czarnoskóra mniejszość w USA, którą z wielkimi oporami dopuszczono tam do studiowania dopiero po II wojnie światowej. Gdy polscy studenci bili na uniwersytetach Żydów, Kotarbiński, choć wątły fizycznie, osobiście ich rozdzielał, nie pozwalając na taką jawną niesprawiedliwość.
W trakcie trwania II wojny światowej narażając życie przechowywał Żydów we własnym mieszkaniu. Wykładał na konspiracyjnym uniwersytecie, często również w swoim mieszkaniu. Podczas Powstania Warszawskiego Niemcy podpalili dom, w którym Kotarbiński mieszkał. Płonęły wszystkie jego rękopisy, lecz filozof mający już ponad 60 lat niósł na plecach jeszcze starszą od siebie kobietę, „spopielały ze zmęczenia” - jak donosi naoczny świadek. Na pytanie, dlaczego to robił i nie pozostawił jej na pastwę losu, Kotarbiński dawał niezmiennie tą samą odpowiedź: „bo tak trzeba”. Następnie, pomimo ciężkiej choroby, wykładał filozofię i inne nauki na prowincji: tam, gdzie rzucił go los.
Po wojnie organizował od początku zrujnowany Uniwersytet Warszawski oraz - nowo powstały - Uniwersytet Łódzki. Nieustannie dojeżdżał latami pomiędzy obydwoma miastami, pisząc przy świeczce w pociągu podręczniki dla studentów; „bo tak trzeba”. Nie była to postać ze spiżu, lecz człowiek „z krwi i kości”, który świadom powagi sytuacji, w których się znajdował, starał się rozwiązywać ludzkie problemy.
1. Prakseologia, zdaniem Kotarbińskiego, była nauką idealną dla Polaków po II wojnie światowej. Prakseologia to nauka o praktycznym, skutecznym, efektywnym, nastawionym na sukces, konkretnym działaniu ludzkim. Nie „machaniu szabelką”, jak to Polacy mają w zwyczaju, nie braniu udziału w beznadziejnych przedsięwzięciach, w których przyjmując heroiczną postawę, Polacy męczeńsko giną - „za słuszną sprawę” - stając się bohaterami (i najlepszymi żołnierzami w cudzych armiach). Większość świąt państwowych, które Polacy obchodzą, to rocznice przegranych. Nie tego Polakom trzeba. Nie widowiskowego męczeństwa, martyrologii, ale nauczenia się takich prostych, efektywnych działań, w jakich specjalizują się np. Niemcy: precyzja, skrupulatność, pedanteria, skuteczne rozwiązywanie najtrudniejszych problemów. Dzięki temu produkują niezawodne maszyny (BMW, Mercedes) i jeżdżą po bezpiecznych autostradach. W tym czasie Polacy z dumą szarżują kilkunastoletnimi autami na „podwójnym gazie” z ułańską fantazją po dziurawych drogach rozjeżdżonych przez tiry i bez opamiętania zajmują się polityką. Zamiast wziąć się do ciężkiej, solidnej roboty.
2. Realizm praktyczny, według Kotarbińskiego polega na tym, że ludzie w dążeniu do celu powinni kierować się zasadami praktycyzmu, racjonalizmu i realizmu. Aby być skutecznymi, powinni swoje działania dopasowywać do konkretnych okoliczności, w których się znajdują i w których przyszło im żyć. Zwłaszcza wtedy, gdy mają do czynienia z ludźmi, z których każdy jest innym mikroświatem; z odmiennymi cechami i wadami, potrzebami i pragnieniami, charakterem, lękami, obawami. W kontaktach z innymi, zwłaszcza przy rozwiązywaniu trudnych spraw (których w życiu nie brakuje, a których nie da się uniknąć), należy szukać arystotelesowskiego „złotego środka”. Czasem trzeba na kogoś nakrzyczeć, bo dopiero wtedy zrozumie, a czasem dokładnie odwrotnie - zamilknąć, bo to będzie najlepsze rozwiązanie. Czasem głośno wołać, innym razem nie powiedzieć nic. Czasem uderzyć, czasem uciekać, czasem gonić. A czasem nawet zabić - gdy zajdzie taka potrzeba. Będzie o tym mowa dalej.
Ale uwaga! Tu nie wchodzi w grę makiaweliczna zasada, że wszystkie chwyty dozwolone, że cel uświęca wszelkie przedsięwzięte środki. To nie tak. W naszym działaniu musimy zawsze kierować się dążeniem do dobra siebie i innych osób (to nie musi być osobne dobro) oraz minimalizowaniu cierpienia. Swojego działania nie powinniśmy podejmować jedynie z uwagi na jakieś ewentualne nagrody, zwłaszcza w domniemanym „niebie”. Kotarbiński był świeckim filozofem. W swoich działaniach nastawionych na czynienie dobra nie możemy oglądać się na innych (że ktoś zamiast nas ustąpi staruszce miejsca w tramwaju, przeprowadzi niewidomego na drugą stronę ulicy, albo - gdy widzimy wypadek samochodowy - że pewnie zaraz przyjedzie karetka i lekarz pomoże). Nie możemy chować się za czyjekolwiek plecy, lecz zawsze być w pierwszym szeregu, działać bezinteresownie, nie patrząc na zyski i nagrody ani ze strachu przed karą (np. w pośmiertnym „piekle”).
Tak jak pani w dziekanacie dla studentów niestacjonarnych dobrze zrobi zostając czasem trochę dłużej, by pomóc studentowi/studentce fizjoterapii ruchowej, który/a przyjechał/a z daleka rozwiązać jego/jej problem (choć może spóźnić się przez to na randkę). Tak jak wykształcony na AWF-ie fizjoterapeuta czasem będzie mógł nie przerywać rozpoczętej terapii pacjenta, który straciwszy pracę nie może mu za resztę zabiegów zapłacić. Bo czasem „tak trzeba”. Jeśli i on (pacjent) okaże się dobrym człowiekiem, to dobro mu wyświadczone zwróci się. Kiedyś (choć niekoniecznie) odwdzięczy się za wyświadczoną mu przysługę.
W życiu należy kierować się czymś, co nazwać by można „empatycznym racjonalizmem”. Polegałoby to na wczuciu się w potrzeby innej osoby, zrozumieniu jej sytuacji, pochyleniu się nad nią i jej problemem (którego częścią mimochodem staliśmy się) i wspólne, elastyczne rozwiązanie tego problemu. Kotarbiński pisał: „(…) podstawowe zależności powtarzają się we wszystkich społeczeństwach, a i uczuciowość człowieka obfituje w zasadnicze niezmienniki. Jesteśmy istotami śmiertelnymi, krótkowiecznymi, podległymi procesom starzenia się, kalectwu, chorobom, bólom, i wiemy o tym, i szukamy na to wszystko bądź leków, bądź ochrony, bądź przynajmniej pociechy”.
Ćwiczenie z wyobraźni:
Spróbujcie wyobrazić sobie następującą sytuację, która może zdarzyć się każdemu z nas. Podczas podróży samochodem zabrakło nam paliwa, a z jakiegoś powodu nie mamy pieniędzy, aby móc je kupić (okradziono nas, brak akceptacji karty kredytowej itp.). Jesteśmy setki kilometrów od domu i nikogo tu nie znamy. Czy nasza historia wzruszy personel stacji benzynowej? Raczej nie. Co wtedy? Czy zdarzyło się to już komuś z Was? Czy współczujący klienci stacji, obcy ludzie, nie podarowali („pożyczyli”) Wam wtedy pieniędzy? „Kiedyś może ja znajdę się w takiej sytuacji lub ktoś do mnie podobny, to pan/pani pomoże wtedy jemu”). Bo czasem „tak trzeba”, jak pewnie powiedziałby i zrobiłby Tadeusz Kotarbiński.
3. Etyka niezależna Tadeusza Kotarbińskiego.
Według tego filozofa zasady etyki (postępowania moralnego, etycznego) powinny być niezależne zarówno od jakiejkolwiek religii, jak też i od jakiejkolwiek filozofii. Być tak powinno dlatego, że zazwyczaj w każdym okresie ludzkiego życia funkcjonuje się właśnie w obrębie jakiejś obowiązującej religii lub filozofii. Zwykle nakazują one co ludzie mają robić, autorytatywnie i odgórnie uznając, co jest dobre, a co jest złe. Ponadto za dobre nagradzając, a za złe karząc. Wiele wojen religijnych, także i dziś toczy się w imię domniemanych lub prawdziwych zasad religijnych. Również i podczas dzisiejszych wojen (fundamentaliści różnego asortymentu) uznaje się za dobre zabijanie innych w imię jakichś abstrakcyjnych zasad. Podobnie jest z takimi filozofiami, jak faszystowska czy marksowska. W okresie, w którym one obowiązywały (jak dobrze, że przeminęły), dzierżyły władzę „nad rzędami dusz” (czy raczej umysłów) i pod panowaniem tych filozofii były miliony osób przed dziesiątki lat.
Niemniej jednak wedle Kotarbińskiego należy czytywać „święte księgi” (zarówno filozoficzne, jak i religijne), bo w każdej z nich zawarta jest wielka mądrość. Zarówno w „Biblii” („Piśmie Świętym”), jak i w „Koranie”, „Upaniszadach”, „Wedach” i wielu, wielu innych. Dzieci powinny nawet mieć w szkołach naukę o religii, aby dowiedziały się od nich jak najwięcej (niczym z „krynicy mądrości”) i aby same wybrały, która religia najbardziej im się podoba lub jakieś jej elementy. Lekcje takie powinien prowadzić jednak wykwalifikowany religioznawca, a nie kapłan danej religii, który nie może być w tym przypadku obiektywny. Niczym przedstawiciel handlowy będzie starał się „sprzedać” swój „towar”, a nie „towar” konkurencji.
Kotarbiński uważał, że podstawowe wartości etyczne są niezależne od poszczególnych religii, nauk czy filozofii i są identyczne na całym świecie; tak samo na wszystkich kontynentach. Człowiek przyzwoity ceni i szanuje takie wartości etyczne, jak dobro, uczciwość, wierność, sprawiedliwość, męstwo, odwaga itp. Wie, że kradzież jest złem, że nie wolno krzywdzić innych, że długi należy oddawać, że trzeba opiekować się dziećmi (zwłaszcza sierotami), chorymi, kalekimi, niedołężnymi i starszymi. Że nie wolno zabijać bez powodu i jeśli już - to tylko w uzasadnionych sytuacjach (np. wojna - obrona przed najeźdźcą). Podpowiada mu to elementarna instancja etyczna - sumienie. Każdy coś takiego ma na swoim wyposażeniu. Sumienie pomaga rozwiązać podstawowe, proste problemy natury moralnej.
Przykład:
Znalazłem portfel, jest tam trochę pieniędzy i karta kredytowa, ale też legitymacja studencka i bilet sieciowy. Po chwili wahania (a jakże) decyduję się skontaktować z tą osobą, która portfel zgubiła (adres widnieje na legitymacji). Choć żal oddawać znalezione pieniądze (prawo przewiduje znaleźne - 10%), to rekompensatą jest radość i wdzięczność tego, któremu zgubę oddajemy. Jego spojrzenie... I łechcące słowa: „a więc są jeszcze dobrzy ludzie na świecie”.
Bo tymi dobrymi i mądrymi ludźmi możemy być my! Wystarczy tylko słuchać głosu sumienia. Ono nam podpowiada, jak mamy postępować. To ten cichy głosik w nas, który do nas coś mówi. Nie trzeba się obawiać słysząc ten głos. Gorzej, gdy ktoś słyszy liczne głosy . Sumienie nagradza nas za dobre postępowanie, „gryzie” zaś wtedy, gdy postąpimy nie tak, jak postąpić powinniśmy. Czasem jednak sumienie „mówi” do nas zbyt cicho i niesłyszalnie, „mamrocze” coś - jak pisał Kotarbiński. I wtedy jego zaleceń nie możemy usłyszeć lub są zbyt niewyraźne. Ponadto ono czasem nie potrafi nam pomóc, bo samo spotyka się z tym problemem po raz pierwszy, więc „nie wie”. Wtedy musimy zmierzyć się z problemem własnymi siłami. Większość poważnych problemów życiowych, to mogą być takie właśnie problemy. I będą dotyczyły zarówno nas, jak też i innych osób. Szczególnie trudne będzie to wtedy, gdy osoby te będą niepełnosprawne i zależne od naszej pomocy.
Opiekun spolegliwy
Według T. Kotarbińskiego jest to osoba, na której zawsze możemy polegać i na którego pomoc zawsze możemy liczyć - w każdej sytuacji. Gdy zajdzie taka potrzeba - pożyczy pieniądze, zejdzie z nami na parking pomóc uruchomić samochód (choć pada deszcz i jest bardzo zimno), możemy podrzucić mu dziecko „na przechowanie”, gdy coś nam nagle wyskoczy. Opiekun spolegliwy to ktoś, kogo moglibyśmy porównać do idealnego sąsiada. Obok swojego pragnie również naszego dobra i bezinteresownie pomaga nam je osiągnąć. Nie zawsze jednak będzie to łatwe.
Etyka T. Kotarbińskiego była etyką kontekstualną w tym sensie, że środki na rozwiązanie konkretnej sytuacji, w której się znaleźliśmy, za każdym razem musimy dobierać zależnie od kontekstu, indywidualnie - zależnie od sytuacji. Nie możemy liczyć na pomoc religii czy filozofii, bo one zwykle dają zalecenia: „rób zawsze tak”, „nigdy nie rób tak”, jakby ich zasady miały obowiązywać wiecznie i niezależnie od okoliczności. Nie możemy posługiwać się „ściągami” typu: „nadstaw drugi policzek”, „nie kłam”, „nie kradnij”, „nie zabijaj”. Kotarbiński pisze: „(...) do etyki miłości bliźniego religia nie jest potrzebna. Życzliwość, prawość, odwaga, dzielność, opanowanie, godność własna nie dlatego zasługuje na szacunek, że tego żąda Opatrzność (...) lecz po prostu dlatego, że postępować w duchu dobrego opiekuństwa jest czcigodne, a postępować wedle motywacji przeciwnej - haniebnie”.
Przykłady:
Są sytuacje, w których lepiej będzie kłamać, kraść, uderzyć, a nawet kogoś zabić. I to będzie dobre - w tej i tylko w tej konkretnej sytuacji. Gdy np. zabijemy napastnika, który chciał nas zabić. Lub ukradniemy jedzenie lub picie dla umierających z głodu lub pragnienia dzieci. Lub damy klapsa bardzo niegrzecznemu dziecku. Lub nie oddamy pożyczonych od sąsiada pieniędzy wtedy, gdy wiemy, że będąc alkoholikiem przepije je i - jak zawsze w takich okolicznościach - będzie się awanturował i stosował przemoc domową w stosunku do swojej rodziny. Wtedy też może go okłamiemy, mówiąc, że nie mamy pieniędzy (choć w rzeczywistości mieć je będziemy). Nie oddamy rewolweru przyjacielowi wtedy, gdy przyjdzie po odbiór swojej własności będąc w stanie depresji i mając myśli samobójcze. W pewnych sytuacjach zataimy prawdę o stanie zdrowia pacjenta, gdy jeszcze nie będzie gotów jej udźwignąć. Innym razem koniecznie musimy powiedzieć pacjentowi całą prawdę. Czasem - jako fizjoterapeuci - udamy, że stosujemy zalecany przez lekarza zabieg, w sytuacji, w której byłby on dla pacjenta nie do zniesienia. Winniśmy zawsze postępować dobrze i właściwie nawet wtedy, gdy to się nam nie opłaca, np. finansowo.
Wartość życia
Kotarbiński nakazywał kierować się trzeźwym, życiowym pragmatyzmem z jednej, racjonalizmem z drugiej strony, a uczuciami z trzeciej strony. Wszystkie te trzy elementy są równie ważne. Najlepszym przykładem jest stosunek do zwierząt. Jedne zwierzęta musimy jeść, inne z kolei jesteśmy zmuszeni zabijać po to, aby samemu móc przeżyć. Ale żadnego z tych zwierząt nie można dręczyć ani sprawiać mu bólu ponad to, co jest w danej sytuacji bezwzględnie konieczne. W przeciwnym razie mamy do czynienia z okrucieństwem. „Gdy trzeba zabić cielę dla zaspokojenia głodu - zabijmy je, gdy trzeba wytępić szczury roznoszące zarazę - wyniszczmy je do szczętu, lecz miejmy sobie za przestępstwo przedłużać agonię zabijanego zwierzęcia o pół minuty”.
Nasze miłosierne reakcje w stosunku do zwierząt są stosunkowo proste, niemal mechaniczne. Gdy mamy do czynienia ze zwierzęciem w beznadziejnym stanie, (chorym na raka, potrąconym przez samochód), to na ogół „dobrze wiemy”, co mamy robić i jak możemy temu nieszczęsnemu zwierzęciu pomóc. Podpowiada nam to elementarna wiedza etyczna, ten specyficzny głos, który przemawia do nas szeptem - sumienie. Zanosimy wówczas cierpiące zwierzę do weterynarza i z ulgą i zrozumieniem zgadzamy się na jego uśpienie. Przepełnieni smutkiem i żalem wracamy do domu z pustymi rękoma, ale jednak z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Bo jak zauważa Kotarbiński, w tak skonstruowanej sytuacji „(...) życzliwość wymaga, by skrócić udrękę biednego stworzenia. I oto paradoks: cofamy się przed okazaniem człowiekowi takiego aktu życzliwości, na jaki zdobywamy się w stosunku do zwierzęcia”.
Zwierzęciu w takich warunkach litościwie pozwalamy „odejść z tego świata” (a czasem nawet czynnie mu w tym pomagamy), człowiekowi zaś zdecydowanie nie. Gdy zaczynamy mówić o sensie życia, umieraniu i śmierci ludzi, sytuacja zmienia się w sposób diametralny. Automatycznie włączają się długie szeregi etycznych argumentacji i wyjaśnienia uzasadniające zakaz pomocy w eutanazji i w samobójstwie. Nawet wtedy, gdy dany człowiek dotkliwie cierpi, obarczony jest bólem nie do zniesienia i żarliwie prosi nas o prawo do śmierci. Cierpiącemu zwierzęciu niechętnie, ale jednak litościwie pomożemy rozstać się z życiem. Cierpiącemu zwierzęciu tak, ale cierpiącemu człowiekowi nie.
Według Kotarbińskiego życie ludzkie nie ma wartości absolutnej, ani tym bardziej nie jest „święte”. Ma wartość tylko wtedy, kiedy ma jednocześnie i sens. Czasem warto (i należy) to życie chronić za wszelką cenę, a czasem godnym pochwały (dobrym, mądrym, szlachetnym) będzie narażać je na śmierć lub nawet z tego życia dobrowolnie zrezygnować.
Przykłady:
Matka opiekująca się swoimi malutkimi dziećmi musi chronić swe życie - dla nich. Żołnierz, który w obronie swego życia chowa się, nie walczy, ucieka, dezerteruje. Janusz Korczak, który nie zostawił samych dzieci będących pod jego opieką (a mógł to zrobić) lecz zdecydował się zginąć razem z nimi. Ratownik GOPR narażający swe życie dla odnalezienia nieznanego mu człowieka lub słabo pływający przypadkowy przechodzeń rzucający się do lodowatej rzeki na ratunek tonącego, choć obaj mogą zginąć. Konspirator w okupowanej Polsce będący w posiadaniu ważnych informacji, po wpadnięciu w ręce gestapo - połyka truciznę. Żołnierz wzięty do niewoli i torturowany - odbiera sobie życie, choć jest młody i pragnąłby żyć - w innych okolicznościach. Starzec, będący w ostatniej fazie beznadziejnej choroby ogromnym wysiłkiem utrzymujący się przy życiu, by doczekać urodzin wnuka. Młody człowiek, który dotkliwie cierpiąc (depresja lub niedawna amputacja kończyn), prosi, by pomóc odebrać mu życie.
Za każdym razem decyzje o tym, czy dane życie ma sens czy też nie podejmuje sam zainteresowany, a my - jako jego opiekunowie (rodzina, lekarz, fizjoterapeuta) - możemy mu w tym współczująco towarzyszyć. Szczególnie dotkliwe są trudne do zniesienia cierpienia fizyczne i duchowe (np. strata bardzo bliskiej osoby, z którą się żyło przez całe życie), które powodują, że niektórzy ludzie tracą poczucie sensu życia i pragną z niego zrezygnować. Zwłaszcza, gdy są beznadziejnie chorzy i bardzo cierpią. W takiej sytuacji Kotarbiński proponuje, aby im w tym pomóc. Nie dla dobra rodziny lub społeczeństwa, którym by się to opłacało, ale dla dobra tego cierpiącego człowieka, tylko i wyłącznie wtedy, gdy on sobie tego życzy i o to uporczywie prosi. Innymi słowy polski filozof postulował dopuszczalność eutanazji i pomocy w samobójstwie (samobójstwie wspomaganym, asyście przy samobójstwie).
T. Kotarbiński na konferencji naukowej poświęconej ludziom starym, sam mając już ponad osiemdziesiąt lat, powiedział: „A bywa częstokroć tak, że dla dobra osobnika znajdującego się w fazie agonalnej, byłoby postępowaniem rozumnym, gdyby opieka lekarska stosowała środki uśmierzające nawet w przypadkach, kiedy ich zastosowanie stwarzałoby ryzyko zgonu wcześniejszego niż zgon zagrażający bez zastosowania tych środków. Nie pozwólmy wojnie ani represjom prawa karnego wyprzedzać czynności społeczne opiekuńczych w dziele oszczędzania zbędnych cierpień fizycznych ludziom nieuleczalnie chorym, dla których życie stało się udręką. Trzeba wreszcie pomyśleć poważnie o dojrzewającym w skali światowej i w rozmiarach coraz bardziej masowych problemie eutanazji opiekuńczej, zwłaszcza w odniesieniu do starców chorych nieuleczalnie i wiodących życie wśród cierpień fizycznych w okresie przedzgonnym”.
Filozof ten pragnął, aby eutanazja traktowana była jako dobry uczynek, litościwy akt miłosierdzia, będącego w gestii mądrego, opiekuńczego, spolegliwego społeczeństwa. Za jeden z najważniejszych argumentów przemawiających za odejściem z życia Kotarbiński przyjmował cierpienie fizyczne i psychiczne. Dlatego jego zgoda na eutanazję i samobójstwo nie jest dawana in blanco, ale jest warunkowa. Polski filozof rezerwował ją na sytuacje wyjątkowe, sytuacje, w których śmierć jawi się jako lepsze i bardziej racjonalne rozwiązanie, niż upokarzające i odzierające z resztek godności życie. Głęboko w intencje omawianego myśliciela wniknął pewien lekarz-filozof. Napisał on tak: „Tadeusz Kotarbiński żądał od lekarzy, by byli przyjaciółmi człowieka, w każdej sytuacji życia, nie pozwalali mu cierpieć, a pomagali umrzeć, kiedy życie będzie dobiegało kresu i zbrzydnie. Lekarze nie pomagają jednak umrzeć nikomu, ale przedłużają każde życie noworodka z ciężkimi wadami rozwojowymi i życie cierpiącego starca, który ich błaga o śmierć. Nie ma szans na to, by lekarze zmienili tę swoją fundamentalną zasadę moralną, ale czyniąc tak jak zawsze czynią nie zawsze są pewni, czy czynią dobrze”.
T. Kotarbiński wychodząc naprzeciw rosnącemu zapotrzebowaniu nie tylko na refleksję filozoficzną (w szczególności etyczną), ale i konieczności dostarczenia rozwiązań możliwych do zastosowania w praktyce, zaproponował coś, na co nie odważyłby się chyba żaden inny filozof w tamtym czasie. Postulował, aby zapewniono profesjonalną pomoc medyczną, prawną i społeczną wszystkim tym osobom, którzy zechcą rozstać się z życiem. Zwłaszcza w sytuacji, gdy z różnych powodów osoby te same zrobić tego nie są w stanie. Zaznaczam - pomoc osobom już umierającym w szpitalach i bardzo cierpiącym, a nie takim (którym Kotarbiński również poświęcał wiele refleksji), którym z pozamedycznych powodów żyć się nie chce. Kotarbiński napisał: „(…) jest rzeczą postępowego humanitarnego prawodawstwa przewidzieć, dopuścić, prawnie zorganizować akty dobrowolnego kończenia własnego żywota, gdy ktoś już będzie miał go dosyć. Higiena, lecznictwo i znawstwo środków uśmierzających mogą niezmiernie wiele uczynić dla uwolnienia procesów zanikowych od znamiennych dla nich dziś pospolicie rodzajów udręki, a ulepszenie stosunków międzyludzkich potrafiłoby usunąć wiele powodów ciężkich utrapień moralnych, których nie szczędzi na ogół życie osobom dość długo żyjącym”.
Współczesna filozofka Maria Szyszkowska wyraziła kiedyś publicznie szczególnego rodzaju wątpliwość: „Nie wiem, dlaczego ten, kto z jakichś powodów postanawia nie żyć, ma się np. rzucać pod pociąg, zamiast zakończyć życie w określonym miejscu i dniu, w komfortowych warunkach i bezboleśnie”. Kotarbiński, który był zarówno zwolennikiem eutanazji, jak i samobójstwa oraz szeroko pojętej pomocy przy nim, napisał: „Nie tylko nie przeszkadzać bezwzględnie i wszelkimi sposobami osobom, które po rozumnym namyśle chcą przyśpieszyć koniec własnego bytu i wyzwolić się z nieuchronnej udręki, lecz przeciwnie, okazać im w tej mierze życzliwą pomoc prawną i techniczną. Niechże uczy nas wszystkich medycyna, jak to robić, a pono można to robić nie tylko bez męczarni, lecz nawet z poczuciem euforii”.
W zakończeniu można pokusić się o następujące konkluzje. Sens życia ludzkiego jest czymś bardzo ulotnym, trudno uchwytnym, nieustannie na nowo definiowanym. Sensownym może być bowiem życie osoby nadzwyczaj ubogiej, cierpiącej i obłożnie chorej, niepełnosprawnej, a nawet umierającej. I odwrotnie - bezsensownym życie osoby zdrowej jak rydz, nadzwyczaj sprawnej (fizycznie i umysłowo) i wysportowanej, posiadającej dobra materialne w nielimitowanej ilości, lecz z jakiegoś powodu uznającej swe istnienie za zbędne. Może być tak, że osoba całkowicie sparaliżowana będzie wykazywała silną wolę trwania przy życiu i powinniśmy ją w tym wspierać z całych sił. Zdarza się jednak i tak, że niektóre osoby nie będąc przez nikogo do tego przymuszanym (a jeżeli już, to przez okoliczności losu), przykładają własną rękę do tego, by skrócić swoje (ich zdaniem bezwartościowe) życie. Spróbujmy to zrozumieć, zwłaszcza gdy sens życia straciły stając się osobami niepełnosprawnymi.
TRANSPLANTACJE NARZĄDÓW, SUBSTANCJI I TKANEK
Transplantacje (przeszczepy) pobieranie i wszczepianie narządów, substancji lub tkanek od dawcy/biorcy są stosowane od niedawna, bo zaledwie od około 40 lat. Chrystiaan Neethling Barnard z RPA dokonał pierwszego na świecie, pionierskiego przeszczepu serca - na przełomie lat 60/70 XX wieku, a dokładnie w grudniu 1967 roku. Od tego czasu uratował życie setkom osób.
Christiaan N. Barnard kilkanaście lat później wydał autobiograficzną książkę Godne życie, godna śmierć: wybitny kardiolog o eutanazji i samobójstwie, przeł. J.K. Kelus, Wydawnictwo Jacek Santorski & Co oraz Wydawnictwo „Cis”, Warszawa 1996. Pierwsze, oryginalne wydanie: Good Live, Good Death, Howard Timmins Publishers, 1980. Postulował w niej konieczność istnienia prawa do popełniania samobójstwa i eutanazji dla pacjentów, którzy sobie tego życzą. On nigdy eutanazji nie wykonał (bo ona w RPA jest nielegalna), ale sam chciały być jej poddany, gdy znajdzie się w tak beznadziejnej sytuacji, jak wielu jego pacjentów, którzy go o to prosili.
My mamy swojego wybitnego polskiego kardiochirurga i transplantologa serca - profesora Zbigniew Religię, który - ciekawostka - zamierzał studiować filozofię. Przed pójściem na studia wahał się, czy wybrać filozofię czy medycynę.
1. Jak na razie ilość przeszczepianych narządów jest niewielka, ale w kierunku transplantologii będzie szła nowoczesna medycyna (z różnych powodów, także finansowych, ponieważ drogie przeszczepy są w wielu przypadkach mimo wszystko tańsze, niż hospitalizacja i długoletnie leczenie (np. dializa przewlekle chorego to koszt ok. 60 tys. zł rocznie; transplantacja jest tańsza).
2. Drugim kierunkiem rozwoju współczesnej medycyny będzie terapia genowa. Oba kierunki będą z sobą współistniały i wspomagały się nawzajem.
3. Trzecim kierunkiem będzie klonowanie reprodukcyjne - dozwolone już w Wielkiej Brytanii. Zgodę otrzymał twórca owieczki Dolly - Ian Willmut.
4. Czwartym trendem będzie eksploatacja komórek macierzystych.
Definicja śmierci mózgowej - kryteria harwardzkie - 1968 rok
Transplantacje poprzedziło i umożliwiło coś bardzo istotnego: ustalenie precyzyjnej, powszechnie akceptowalnej stosowanej, nowoczesnej definicji śmierci w medycynie. Za taką uznano definicję śmierci mózgu; śmierć człowieka jest przede wszystkim śmiercią jego mózgu. Nawet wtedy, gdy pozostają aktywne i sprawne inne newralgiczne dla funkcjonowania organizmu narządy, takie jak serce, płuca, czy wątroba. Właśnie ich sprawne działanie oraz śmierć mózgu tożsama ze śmiercią człowieka jako całości umożliwiły rozwój transplantologii. Po śmierci człowieka wiele narządów sprawnie funkcjonuje (w organizmie wspomaganym chemicznie i technicznie) dzięki pniowi mózgu, który jest odpowiedzialny za funkcje wegetatywne.
W 1968 roku zdefiniowane zostały kryteria śmierci człowieka, tzw. „kryteria harwardzkie”. Odpowiedni fragment dotyczący tych kryteriów wygląda następująco: „Śmierć mózgu to całkowite i nieodwracalne przerwanie wszystkich funkcji mózgu podczas utrzymującego się jeszcze w pozostałych częściach ciała krwiobiegu. (...) Śmierć mózgu jest śmiercią człowieka”.
Aby uznać kogoś za zmarłego konieczny jest absolutny brak przytomności, brak oddechu, braku odruchów mózgowo-rdzeniowych, a wykres elektroencefalogramu (EEG) winien być płaski (co świadczy o zaniku aktywności bio-elektrycznej w korze mózgowej, zaniku jej aktywności). „Pojęcie `śmierci mózgu' jest rozstrzygające dla pytania, do jakiego momentu wskazana jest intensywna terapia i od jakiego momentu wydaje się dopuszczalne lub wskazane jej przerwanie. (...) z punktu widzenia medycyny, prawa i etyki człowiek (...) uchodzi za zmarłego, ponieważ wraz z nieodwracalną `śmiercią mózgu' przestała istnieć jego osobowość”. W świetle prawa mówi się o śmierci osobniczej, której wyznacznikiem jest właśnie śmierć mózgu.
Poza tragicznymi wypadkami, kiedy śmierć jest ewidentna (np. w wyniku wypadku samochodowego, kolejowego, itp.), w warunkach szpitalnych zaistnienie śmierci stwierdza na ogół 2 lekarzy - na wszelki wypadek. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, kiedy dany pacjent był długo utrzymywany przy życiu przy pomocy aparatury wspomagającej, często bez świadomości, jak to ma miejsce na IOM-ach. Wówczas procedura stwierdzenia śmierci trwa nawet kilka dni, jest kilkakrotnie ponawiana, bierze w niej wspólnie udział kilka osób personelu medycznego.
Narządy, substancje i tkanki pobiera się od dawców martwych (ex mortuo), żywych (ex vivo); od dorosłych ludzi - szpik kostny, krew, osocze krwi, jedną nerkę; i od żywych zwierząt; od bliźniaków jednojajowych (wszystko) i od samego pacjenta (kości, skóra, krew).
Koszty etyczne i moralne przeszczepów
Sukcesy transplantologii są bezsprzeczne, podobnie jak i pożytek z nich płynący. Należy jednak pamiętać także o kosztach etycznych i moralnych. A te są znaczne i trudne do pominięcia:
Osoby, które przeszły transplantację narządów, przed operacją i po niej do końca życia muszą regularnie zażywać leki immunosupresyjne. Zadaniem tych leków jest „usypianie”, „uspokajanie”, „łagodzenie” aktywności układu immunologicznego (układu odpornościowego), aby nie odrzucił wszczepionego do organizmu narządu (lub tkanki). Układ odpornościowy (zgodnie ze swoim przeznaczeniem) traktuje wszczepiony narząd po prostu jako ciało obce, intruza, wroga. Swoim działaniem przypomina straż graniczną lub obronę przeciwlotniczą. Musi wychwytywać i zniszczyć wszystko to, co jest dla niego obce, inne, nieznane dla dobra organizmu, którego strzeże, a wiec także i siebie samego.
Wprawdzie kortyzon - hormon - zmniejsza zapotrzebowanie na immunosupresję z czasem, ale za to zwiększa łaknienie, (charakterystyczna chomikowata twarz) i tyje się po nim;
Ludzie, którzy mieli przeszczepiony narząd (zwłaszcza zwierzęcy) mają przykre i dojmujące uczucie „obcości” w sobie. Świadomość tego, że narząd wzięty jest od zwierzęcia lub obcej, nieżywej osoby powoduje znaczny dyskomfort psychiczny. Są zadowoleni z tego, że żyją, ale towarzyszy im to nieznośne uczucie.
Ludzie, którzy otrzymali narząd od tragicznie zmarłej osoby na ogół bardzo chcą dowiedzieć się czegoś o niej; kim był, jakie miał życie, czy był dobrym człowiekiem, jaką wyznawał religię itp. Informacje te są niejawne i pilnie strzeżone, gdyż ujawnienie prawdy powoduje wiele komplikacji psychicznych. [Najlepszym tego przykładem jest film „21 gram” - lektura obowiązkowa dla fizjoterapeuty i personelu medycznego].
Pacjentom po transplantacji towarzyszy poczucie winy z tego powodu, że czekali na śmierć nieznanej im osoby - dawcy narządu. Bardzo często pacjenci marzą o tym, by odpowiedni dawca umarł, zginął. Niektórzy modlą się nawet o to. I gdy rzeczywiście tak się staje - mają dojmujące poczucie winy, jakby to oni swoimi pragnieniami przyczynili się do śmierci dawcy. Cierpienie fizyczne jest nieodzownie związane z chorobą, dlatego jest do pewnego stopnia akceptowalne. Cierpienie psychiczne czasem trwa do końca życia.
Z uwagi na powyższe, przynajmniej przed i po operacji przeszczepu serca, pacjentom towarzyszy psycholog, i to przez wszystkie etapy ich bardzo trudnej drogi, często samemu borykając się z „(...) własnymi rozterkami etycznymi wynikającymi ze świadomości pobierania narządu z ciała zmarłego i implantowania go w miejsce niewydolnego serca osoby chorej (biorcy)”.
Należy jednak zauważyć, że pomimo oporów związanych z pobieraniem narządów ze zwłok zjawisko transplantacji w Europie i w Polsce przyjęło się nadzwyczaj dobrze; szybko zaaklimatyzowało się, stając się źródłem poważnych nadziei dla wielu pacjentów. Uznano za rozsądne i dobre, by pobierać materiał do transplantacji od zmarłego człowieka (u którego zmarnowałby się bezpowrotnie) i podarować go innemu - śmiertelnie choremu i potrzebującemu człowiekowi, dzięki czemu będzie on żył i miał szansę być szczęśliwy na długie lata.
Do najbardziej znanych, nielicznych polskich filozofów przeciwnych transplantacjom należy Bogusław Wolniewicz. Przeszczepy narządów nazywał on „neokanibalizmem”, „żerowaniem na trupach”, „nowoczesnym ludożerstwem”.
Badania CBOS w Polsce
Wedle badań CBOS z marca 1997 roku 87% respondentów popiera transplantację, a jedynie 7% jest przeciwnych. Według badań CBOS z 2003 roku zwolennikami transplantacji jest 82%, przeciwnikami zaś 13%. Aprobata dla transplantacji w ogóle nie jest tożsama z oddaniem własnych narządów (za tym opowiada się 50% respondentów), a jedynie akceptacją sytuacji, że ze zwłok ludzkich pobierane są narządy. Transplantację popierają ludzie młodzi, mieszkańcy dużych miast, osoby dobrze wykształcone. Im wyższe wykształcenie, tym większy stopień akceptacji transplantacji. Najbardziej przeciwni pobieraniu narządów są bezrobotni, emeryci i robotnicy. Większość z nich jest przekonana, że transplantacja jest niezgodna ze stanowiskiem Kościoła katolickiego.
W Polsce oddawanie swoich narządów do transplantacji jest dobrowolne. Od 1996 roku istnieje w Polsce Centralny Rejestr Sprzeciwów. Do 2004 r. odnotowano w nim ok. 23 tys. sprzeciwów. Jeżeli nie zaznaczy się wyraźnie swojego braku akceptacji w tym względzie, zostanie automatycznie przyjęta domniemana zgoda na transplantację. Taka sytuacja zachodzi dlatego, że - wbrew obiegowym opiniom - zwłoki nie należą do rodziny, ani do samego zmarłego (który mógł swym ciałem dysponować za życia). Lekarz nie musi pytać rodziny o zgodę na pobranie narządu do transplantacji od zmarłego członka ich rodziny, choć zwyczajowo to robi, często wywołując burzę, dramaty, rozterki, a w konsekwencji brak akceptacji i utratę narządów.
Jeżeli ktoś nie zgłosi swojej pisemnej dezaprobaty do Centralnego Rejestru Sprzeciwów, jest potencjalnym dawcą. Więcej informacji na ten temat: www.poltransplant.org.pl.
Infolinia o przeszczepach, transplantacjach
„Infolinia powstała w Warszawie, dzięki staraniom stowarzyszenia pacjentów `Życie po przeszczepie', pod patronatem firmy farmaceutycznej Ivan. Osoby zainteresowane przeszczepami w każdy wtorek w godz. 16-18 mogą zadzwonić pod numer 0-22 345 93 93 (koszt połączenia równy rozmowie lokalnej według taryfy danego operatora). Na zainteresowanych czekać będą lekarze specjaliści, psycholodzy, etycy, pacjenci po przeszczepach i księża”. Infolinia powstała w 2006 roku w 40 rocznicę pierwszego udanego przeszczepu nerki.
Wyizolowane z organizmu narządy
Narządy wyizolowane z organizmu są bardzo wrażliwe na uszkodzenia i czynniki zewnętrzne i szybko obumierają. Ponadto aby się nadawały do wszczepienia muszą być odpowiednio ukrwione (a więc „świeże” i w jak największym stopniu zgodne z układem immunologicznym biorcy). To, że jakiś narząd był bardzo sprawny u dawcy, (bo np. wzięty od sportowca) wcale jeszcze nie gwarantuje sukcesu. W przypadku serca bardzo rzadko udaje się uzyskać idealną zgodność tkanek, ale mnogość operacji (a tym samym dużo zdobytego doświadczenia) pokonuje się tą trudność.
W dbałości o te jakże cenne, oczekiwane przez wielu i pożądane narządy natychmiast po pobraniu od dawcy zamraża się je (chyba, że biorca jest opodal). Często przewozi się je na sygnale karetkami lub leci z nimi samolotem do szpitala, gdzie czeka biorca. W wielu krajach istnieją całodobowe call center, które posiadają bazę danych oczekujących (wraz z ich specyfikacją zawierającą niezbędne dane) i natychmiast łączą, gdy znajdzie się odpowiedni dawca.
Kościół katolicki a kwestia transplantacji
Według nauki Kościoła katolickiego same w sobie zabiegi transplantacyjne są moralnie pozytywne, są formą altruizmu i zasługują na uznanie (pod warunkiem, że jest to dar bezpłatny, dawca udzielił swej dobrowolnej zgody, jego śmierć była absolutnie pewna i szanuje się jego zwłoki). Kościół nie wyraża zgody na przeszczep narządów rodnych i związanych z prokreacją, pomimo tego, że technicznie są to zabiegi dziś wykonalne. Nie zgadza się na przeszczep jąder i jajników oraz kobiecych i męskich narządów płciowych. Unika się w ten sposób komplikacji prawnych, moralnych i religijnych w sytuacji, że istota nieżywa stała się pośmiertnie rodzicem i przekazała swój materiał genetyczny już nie istniejąc.
Jan Paweł II w Encyklice Evangelium Vitae napisał, że zgoda na pośmiertne przekazanie narządów do transplantacji: „(…) zasługuje na szczególne uznanie, jest darem z samego siebie, a zatem jest realizacją najwyższego przykazania etyki chrześcijańskiej - przykazania miłości bliźniego”.
Jan Paweł II jeszcze w lutym 2005 roku napisał do Papieskiej Akademii Nauk list, w którym znalazło się zdanie: „Kościół zachęca do dobrowolnego oddawania narządów do transplantacji”.
Wyraźnie mówi o tym także Katechizm Kościoła Katolickiego: „Oddawanie narządów po śmierci jest czynem szlachetnym i godnym pochwały; należy do niego zachęcać, ponieważ jest przejawem wielkodusznej solidarności”.
Zdaniem niektórych etyków katolickich, zaniechanie transplantacji byłoby nawet marnotrawstwem jakże cennych zasobów naturalnych. „Byłoby rzeczą nierozsądną poddawanie ciała zmarłego rozkładowi, podczas gdy inny człowiek śmiertelnie chory mógłby być uratowany przez eksplantację narządu ze zwłok i jego implantację”.
Musi być jednak absolutna pewność, że dawca nie żyje. Mimo swego zaawansowania, medycyna nie jest w stanie dać gwarancji zgonu, dlatego transplantacje dla Kościoła są zawsze podejrzane z etycznego punktu widzenia i wymagają etycznego dozoru.
„Zakładając zatem moralną suwerenność osoby ludzkiej i oparte na tym jej niezbywalne prawo do życia, musimy stwierdzić, że transplantacja serca w tym stanie rzeczy dokonuje się zawsze w warunkach praktycznej możliwości naruszenia tego prawa. Takie działanie uznać należy za moralnie złe i zakazane”. Znacznie bezpieczniejsze jest uzyskanie pewności co do zgonu dawcy, niezależnie od tego jak długo musi to trwać; nawet kosztem straty narządów do transplantacji.
Aspekt etyczny w ocenie Kościoła katolickiego
Przeszczepy są pożyteczne i nie ma nic złego w tym kierunku rozwoju medycyny. Utrzymują chorego i potrzebującego człowieka przy życiu (to plus). Jeżeli ktoś chce zrobić dobry uczynek i podarować komuś bliskiemu lub obcemu swój narząd - Kościół nie ma nic przeciwko temu. Wyjątek stanowi jednak chęć podarowania komuś swojego pojedynczego narządu niezbędnego do utrzymania się przy życiu. Jeżeli ma to być podarunek kosztem własnej śmierci - to Kościół mówi stanowczo NIE.
Nie ma znaczenia jakie przyświecają tu dawcy intencje: miłość starej matki do swego jedynego syna, miłość i chęć poświęcenia się ojca dla któregoś ze swoich dzieci (gdy i ojciec i dziecko umiera na to samo, a można uratować któregoś z nich).
Przykłady:
Oddział wcześniaków, na którym umiera dwoje dzieci: jedno z uszkodzonym mózgiem, drugie z uszkodzonym sercem. Transplantacja jednego z nich kosztem drugiego uratowałaby przynajmniej jedno z nich. Nie ingerowanie pochłonie życie ich obu.
Jeden z odcinków serialu Ally McBill mówił ojcu skazanym na karę śmierci (czy też dożywocia), który chciał oddać w szpitalu swe serce córce cierpiącą na niewydolność serca. Złożył o to prośbę do sądu, ale są prośbę odrzucił. Na przepustce poszedł więc do szpitala, poinformował personel o swych intencjach i popełnił samobójstwo.
Arcybiskup metropolita lubelski, filozof Józef Życiński w 2005 roku rozpoczął akcję uświadamiania katolików co do pożyteczności transplantacji i jej akceptowalności przez Kościół Katolicki. Jego list pasterski był czytany we wszystkich kościołach w podlegającej mu diecezji lubelskiej. W liście tym światły arcybiskup zachęcał wiernych do … wyrażania pisemnej zgody na pośmiertne oddawanie narządów do transplantacji. Po mszach rozdawano również blankiety odpowiednich deklaracji, które po wypełnieniu można było oddawać w zakrystiach kościołów i biurach parafialnych. Następnie były one wysyłane do centralnego systemu danych o dawcach organów do przeszczepu. Wierni przeświadczeni o tym, że robią coś dobrego i pożytecznego, a przy tym pochwalanego przez Kościół katolicki, walnie przyczynili się do tego, że w lubelskiej klinice przeprowadzono o 100% więcej transplantacji niż rok wcześniej. W tym samym czasie w innych częściach Polski ilość transplantacji spadła.
- 26 stycznia 2006 w 40 rocznicę pierwszego w Polsce udanego przeszczepu nerki ruszyła akcja „Nie zabieraj swoich narządów do nieba, one potrzebne są tutaj”. Akcję zainicjowało Stowarzyszenie Pomocy Ludziom z Uszkodzoną Wątrobą „Życie po przeszczepie”. Ustanowiono nagrodę im. Brajana Chlebowskiego. Ten 6. letni chłopiec w lutym 2005 r. wezwał przez telefon z płonącego domu straż pożarną, co uratowało jego ojca, choć on sam zginął. W tak dramatycznych okolicznościach jego matka zgodziła się na pobranie od niego narządów do transplantacji, co uratowało kilkoro innych dzieci od śmierci.
Co jest dziś przeszczepiane:
Serce, płuca, (czasem serca i płuca łącznie. Zaawansowany zabieg o dużej skuteczności: 70% zoperowanych pacjentów żyje 2 lata po operacji);
Nerki (w 80% udane);
Rogówka („Zastąpienie centralnego krążka nieprzejrzystej rogówki, zwykle średnicy 7 mm, przejrzystym krążkiem rogówkowym dokładnie takiej samej wielkości, uzyskanym z donacji (ze zwłok). Wszczepiony krążek przytwierdzany jest w miejscu za pomocą zygzakowatych szwów”;
Szpik kostny (szpik produkuje komórki krwionośne) „Szpik uzyskuje się poprzez odessanie go z jamy szpikowej miednicy lub mostka dawcy; następnie wstrzykuje się go do jednej z żył biorcy”;
Trzustka (transplantacja jest sposobem leczenia cukrzycy) „Niestety, niezbędne leczenie immunosupresyjne (...) jest obecnie groźniejsze niż sama cukrzyca”;
Wątroba - w całości lub części; powodem jest jej niewydolność;
Przetaczanie krwi (transfuzja, autotransfuzja - z własnej krwi - często robią to sportowcy, np. kolarze). Konieczne sprawdzenie zgodności grupy. Inaczej jest to bardzo niebezpieczne. Świadkowie Jehowy nie zgadzają się na przetaczanie krwi. Jeśli jednak dotyczy to niepełnoletnich dzieci ich wyznania nie są brane pod uwagę. Sąd nakazuje transfuzję dla ratowania życia lub szuka się środków pochodnych;
Skóra (szansa dla poparzonych i ofiar wypadków ze znacznymi ubytkami). Obecnie coraz częściej skórę się hoduje, pobierając materiał od pacjenta. Nie ma wtedy reakcji odrzutu, bo organizm rozpoznaje ją jako swoją. Oczywiście, jeśli zabiegu dokonuje się odpowiednio szybko, bo skóra bardzo szybko obumiera;
Jajniki, jądra, narządy płciowe, fragmenty mózgu - często przeszczepy łącznie jądra wraz z przysadką mózgową. Zabiegi wywołujące duże kontrowersje etyczne;
Ucho środkowe;
Twarz ze specjalnych tworzyw (duże doświadczenie zdobyte dzięki operacjom plastycznym; można będzie mieć twarz inną, niż się miała wcześniej). Będzie o tym mowa później.
Ksenotransplantacje (przeszczep ksenogeniczny), hodowanie narządów laboratoryjnie lub w zwierzętach (o podobnym układzie odpornościowym).
W przypadku zwierząt materiał pobiera się czasem od żywego dawcy.
Serce (szympansa lub pawiana), żyły i zastawki serca (od świni), ścięgna i kości (od krowy).
Retransplantacje - transplantacja narządu lub kończyny pobranej od tej samej osoby. Np. gdy komuś ucięło palec lub rękę i mu się ją „przyszywa”. Zdarzały się już retransplantacje penisa. We wrześniu 2006 r. chińscy chirurdzy dokonali pionierskiej transplantacji penisa pobranego od obcego dawcy, u którego stwierdzono śmierć mózgu. Trwająca 15 godzin operacja zakończyła się sukcesem. Był to pełen sukces medyczny, gdyż pacjent mógł samodzielnie oddawać mocz. Jednakże po 2 tygodniach pacjent zażądał amputacji przyszytego organu. Zarówno on, jak i jego żona nie byli w stanie zaakceptować nowego organu wziętego od obcego mężczyzny. Dyskomfort psychiczny był zbyt wielki - nie do zniesienia.
Przemysł
Kości ludzkie zmielone (jako masa kostna) lub w kawałkach o różnej postaci wykorzystuje się do operacyjnego wypełniania ubytków kostnych: sworznie, kołki, krążki kręgosłupa, itp. Cały rozwinięty przemysł jest w to zaangażowany. Na skalę przemysłową - ekologiczne przetwórstwo - recykling. Istnieje wiele fundacji non profit właśnie tym się zajmujących, ale i wiele fortun na tym zbudowano. Koszt pozyskania niewielki lub żaden (oddanie gratis przez pacjentów lub pobrane od nich po ich śmierci).
Handel narządami
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) oraz Parlament Europejski potępiają odpłatne przekazywanie narządów do transplantacji. Polskie prawo zakazuje płatnego oddawania narządów, jak również handlu nimi i jakiegokolwiek pośrednictwa w tym względzie.
Istnieje jednak niekontrolowany, wolny „czarny” rynek, z niebotycznymi cenami. Szacunkowa wartość zdrowego, młodego, martwego organizmu mężczyzny to ok. 1 mln dolarów USA. Na narządy do transplantacji o odpowiednich parametrach (grupa krwi dawcy i biorcy, zgodność tkankowa, układ odpornościowy) czeka się wiele miesięcy, czasem lat. Większość oczekujących na transplantację nigdy się jej nie doczekuje!
Kto ma pieniądze - nie czeka, tylko szuka i płaci. W Polsce była nawet w Szczecinie pod koniec lat 90' XX wieku hurtownia. Ładniej niż hurtownia brzmi słowo bank narządów, substancji i tkanek, krwi, spermy, embrionów i materiału genetycznego (DNA; między innymi wybitnych sportowców, noblistów, ludzi o bardzo wysokim IQ). Istota zjawiska pozostaje jednak ta sama.
Czasem w Internecie są aukcje narządów, a w prasie zdarzają się dyskretne ogłoszenia o kupnie-sprzedaży. Podczas wojny w Czeczenii i byłej Jugosławii niejednokrotnie znajdowano wypatroszone zwłoki. Wyraźnie pokazywały to zdjęcia międzynarodowych reporterów. Zniknęły newralgiczne narządy wewnętrzne. W Wietnamie całe wsie żyją ze sprzedaży swych narządów. W Rosji ludzie dorabiają w ten sposób by przeżyć lub wysłać dzieci na studia.
W Chinach dokonuje się egzekucji pod konkretne zamówienie skazanych na karę śmierci pod kątem odpowiedniego biorcy narządu, substancji czy tkanek. Według opinii różnych organizacji obrony praw człowieka (m.in. Amnesty International) w Chinach dokonuje się ok. 6 tys. wyroków śmierci rocznie. Ponadto do transplantacji wykorzystuje się w tym celu skonfiskowane (niedozwolone, bo nadliczbowe) dzieci i płody ludzkie. Chiny stały się wręcz celem turystyki transplantacyjnej. Do Chin przybywają bogaci turyści z Japonii, Wielkiej Brytanii i USA celu zakupu „pasujących” im narządów oraz ich natychmiastowej transplantacji. Koszty zabiegu są nawet 10-krotnie niższe niż w ich ojczystych krajach i - co równie ważne - nie trzeba czekać latami na zabieg (poprzedzony śmiercią odpowiedniego dawcy). 19 kwietnia 2006 r. po raz pierwszy oficjalny zarzut chińskim praktykom w tym względzie postawiła poważna i szanowana organizacja medyczna - Brytyjskie Towarzystwo Transplantologiczne - ustami przewodniczącego jej komisji etycznej, prof. Stephena Wigmore`a. „W chińskim Internecie można znaleźć oferty z gwarancją niezwłocznego dopasowania dawcy” - twierdzi Wigmore - „A to może tylko oznaczać, że dawca jest przygotowany do egzekucji, która następuje, gdy przychodzi zamówienie na jego organy”.
W Chinach ze względów kulturowych, społecznych i religijnych transplantacje nie są popularne i zbyt często wykonywane. Oficjalnie odbywa się zaledwie 20 tys. rocznie takich operacji (na miliard sto milionów mieszkańców Chin), choć mogłoby być kilka milionów takich operacji. Władze Chin od lipca 2006 r. chcą oficjalnie zakazać handlu narządami, a operacje transplantacyjne będą mogły odbywać się jedynie w wyznaczonych ośrodkach specjalizujących się w takich zabiegach.
Pobieranie narządów od przestępców skazanych na śmierć.
Wielu środowiskom (także związanych z Kościołem katolickim) bliskie jest przekonanie o tym, że narządy powinno pobierać się od skazanych na śmierć. W ten sposób w ostatniej chwili na coś by się przydali i zostaliby z pożytkiem zużyci dla dobra innych.
Sukcesy polskich lekarzy-transplantologów
Sztuczna twarz
2005/2006 Pierwszą udaną operację z użyciem integry na buzię 9-letniej dotkliwie poparzonej Andżeliki przeprowadził doc. Jerzy Puchała z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu pod Krakowem. Na nową twarz dziewczynki nałożono 350 cm2 integry (jej koszt to 13,5 tys. zł). Początkowo NFZ odmawiał finansowania tego typu operacji (które w Europie stosuje się już od 5-6 lat). Następnie obłożył je warunkiem, że mają służyć poprawie stanu zdrowia po ciężkich deformacjach będących wynikiem wad wrodzonych bądź takich wypadków, jak. np. ciężkie poparzenia. Na podobną operację czekają już w kolejce następne poparzone dzieci.
Integra - inaczej zwana „sztuczną skórą” to zaawansowany biomateriał złożony z silikonu i bydlęcych ścięgien. Jest podłożem dla prawdziwej skóry, która jest na niego nakładana podczas transplantacji. W integrę wrastają naczynia krwionośne i nerwy. Silikon zastępowany jest warstwą naskórka ze zdrowych i nieuszkodzonych części skóry. Koszt 1 m2 integry to ok. 300 tys. złotych.
Polski wkład w transplantację twarzy
Od 2005 roku chęć i gotowość wykonania transplantacji całej twarzy (całego dużego płata skóry) wyrażała publicznie polska mikrochirurg pracująca w ośrodku w Cleveland w USA - dr Maria Siemionow - która ukończyła studia i zdobyła praktykę w szpitalach w Poznaniu (Akademia Medyczna, Instytut Ortopedii i Rehabilitacji), doskonale wpisując się w poznańskie tradycje opieki nad osobami niepełnosprawnymi, zapoczątkowane przez szacownego Wiktora Degę. Również w Cleveland w stanie Ohio w USA swoje eksperymenty naukowe od dawna prowadzi prof. Robert G. White, który przeszczepia głowy małpom, które przeżywają operację przez kilka dni będąc przytomne.
Pierwszy w Polsce pacjent z przeszczepioną ręką
Kwiecień 2006 - Prof. Ryszard Kocięba z Ośrodka Replantacji Kończyn, Mikrochirurgii i Chirurgii Ręki w Trzebnicy dokonał przeszczepu przedramienia 43-letniemu mężczyźnie. Jest to 26 tego typu zabieg na świecie, 1-szy w Polsce. Prof. Kocięba przez 30 lat przyszył setki nóg i rąk pacjentom. „W 1979 r. po raz pierwszy w Polsce przeszczepił drugi palec stopy w miejsce utraconego kciuka. A sześć lat później zespół prof. Kocięby jako pierwszy w kraju przyszył pacjentowi odciętą stopę”. Tym razem jednak od obcego dawcy.
„Lekarze liczą na to, że po rehabilitacji będzie on mógł sam otworzyć drzwi, unieść szklankę wody i uścisnąć komuś dłoń. `To milowy krok w polskiej transplantologii' - ocenia prof. Dariusz Patrzałek, sekretarz Eurotransplantu, europejskiej organizacji koordynującej transplantacje. `Liczymy, że zmieni się mentalność Polaków i coraz łatwiej będzie pozyskać organy do przeszczepu. Ludzie nie chcą przekazywać kończyn. Tłumaczą, że ich bliscy będą zdeformowani po śmierci. By zmniejszyć ten lęk, zapewniamy protezy dla zmarłych'”.
Endoproteza z wewnętrznym silnikiem rosnąca wraz z kośćmi chłopca
28 marca 2006 w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie prof. Wojciech Woźniak z Kliniki Chirurgii Onkologicznej Dzieci i Młodzieży przeszczepił 14-letniemu chłopcu po raz pierwszy w Polsce endoprotezę rosnącą proporcjonalnie i systematycznie wraz z nim.
Transplantacje za granicą
Sztuczna twarz
28 listopada 2005 roku Bernard Devauchelle (chirurg twarzy) i Jean Michel Dubernard (transplantolog) we francuskim szpitalu w Amiens pierwsi na świecie przeszczepili niemal całą twarz 38. letniej kobiecie (Izabelle Dinore) dotkliwie pogryzionej przez psa, który właściwie tej twarzy jej pozbawił. Twarz do przeszczepu pobrano od młodej dziewczyny, która zmarła śmiercią mózgową. Pani Izabelle miała zachowaną skórę czoła oraz w okolicach oczodołów, co nieco ułatwiło operację, bo rekonstrukcja delikatnych okolic oczodołów uchodzi za najtrudniejszą.
W połowie kwietnia 2006 media podały informację, iż Chińczycy dokonali przeszczepu 2/3 twarzy mężczyźnie pogryzionemu przez niedźwiedzia czarnego.
Trudność przeszczepu twarzy jest znacznie większa, niż przeszczepianie narządów wewnętrznych lub kończyn. Ryzyko odrzutu jest również znacznie większe niż w ich przypadku. Twarz jest całkowicie odsłoniętą, zewnętrzną powierzchnią ciała ludzkiego, bardziej od serca czy nerek narażoną na uszkodzenia mechaniczne i infekcje. Większe jest ryzyko zachorowania na niektóre postaci raka i cukrzycę. Ponadto w twarzy ludzkiej znajduje się wielka liczba mięsni, nerwów, tętnic i żył. Niektóre z nich są bardzo drobne, mikroskopijne, a precyzyjne łączenie ich zajmuje wiele godzin. Od ich prawidłowego połączenia w dużym stopniu zależy powodzenie całej operacji. W przypadku pani Izabelle naczynia krwionośne transportowały prawidłowo krew już kilka godzin po operacji. Koszt zabiegu to około 250 tys. dolarów. Do tego dochodzi jeszcze konieczność dożywotniego przyjmowania leków przeciwdziałających odrzutowi, rehabilitacja fizyczna i wieloletnia rehabilitacja psychologiczna.
Kontrowersje etyczne dotyczące przeszczepu twarzy:
Wśród przeciwników transplantacji twarzy podnoszone są zwykle trzy argumenty:
- że nie są to operacje niezbędne dla ratowania życia, a jedynie o charakterze kosmetycznym;
- że ryzyko odrzutu i niedogodności życia po operacji są dla pacjentów zbyt dużym obciążeniem fizycznym i psychicznym. Wielu pacjentów po przeszczepach nie potrafi przyzwyczaić się do nowej sytuacji i zaakceptować jej. (Niektórym ludziom po transplantacji, pomimo sukcesu z medycznego punktu widzenia, po jakimś czasie trzeba amputować kończyny, bo tego żądają, bądź na skutek ich zaniedbań, jest to konieczne);
- że pacjent otrzymuje twarz obcej osoby, w związku z czym jego nowy wizerunek powoduje, że staje się on kimś innym. Zarówno dla siebie, jak i dla rodziny oraz bliższych i dalszych znajomych. Zyskuje niejako nową tożsamość.
Z tych oraz innych powodów niektóre szacowne gremia naukowe i lekarskie wskazują na konieczność wstrzymania się jeszcze z przeszczepianiem twarzy (podobnie jak z klonowaniem reprodukcyjnym). Takie stanowisko reprezentuje np. elitarne i prestiżowe Królewskie Kolegium Chirurgów w Wielkiej Brytanii.
W połowie 2004 roku gotowość do wykonania transplantacji twarzy zgłosił zespół chirurgów z University of Louisville w Kentucky pod kierownictwem prof. Johna Bakera. Jeden z członków tego zespołu - dr Joseph Banis - wsławił się tym, że swojemu pacjentowi odtworzył zniszczony nos z palca u nogi. (Trudność polega na tym, że skóra na innych częściach ciała ma zupełnie inną strukturę niż na twarzy, co wiąże się z trudnością odwzorowania kształtu, np. brody, nosa, czy ust).
Ankieta sprawdzająca ważność części ciała
„Poszukując argumentów przemawiających za projektem, naukowcy z Kentucky sprawdzali m.in. jak ważna jest dla nas twarz. Przeprowadzili ankietę, w której pytali, ile lat ze swojego życia ludzie mogliby oddać, by odzyskać utracony narząd. Sondaż pokazał m.in., że bardziej cenimy rękę niż stopę, a jeszcze bardziej liczy się dla nas krtań, która umożliwia mówienie. Ale na pierwszym miejscu ankietowani zdecydowanie postawili odzyskanie twarzy. Dla niej poświęciliby najwięcej życia”.
Ankietę taką (i podobne) przeprowadzono już wiele razy wcześniej. Ważność poszczególnych części ciała pokazują liczne badania. W przypadku kobiet najdotkliwszą stratą lub uszkodzeniem były części twarzy, bezpośrednio związane z atrakcyjnością kobiet. Zupełnie inaczej wartość poszczególnych części ciała plasuje się w przypadku mężczyzn.
Dziś możliwa jest także rekonstrukcja intymnych części ciała oraz piersi.
W październiku 1998 roku Jean Michel Dubernard jako pierwszy na świecie przeszczepił ludzką dłoń wraz z fragmentem przedramienia. W styczniu 2000 r. przeszczepił obydwa przedramiona wraz z dłońmi!
Pierwszy na świecie przypadek przywrócenia własnej twarzy
Sytuacja ta miała miejsce w Indiach w 1994 roku. Dziewięcioletniej dziewczynce Sandeep młockarnia schwyciła włosy i wyrwała je razem z całą twarzą. Rodzice motorowerem zawieźli ją do szpitala oddalonego o 3,5 godziny jazdy, wioząc twarz z włosami w reklamówce. „Cudem można nazwać fakt, że w szpitalu przebywał wówczas doświadczony mikrochirurg Abraham Thomas. Ocenił, że rutynowo stosowane w takich przypadkach przeszczepy niewielkich fragmentów skóry z innych części ciała nie dadzą rezultatu ze względu na ogromny zakres obrażeń. (…) zdecydował się spróbować tego, czego wcześniej nikt nie dokonał. Podjął ryzyko przeniesienia strzępków plastikowej torby na twarz dziewczynki. (…) Podobny wyczyn udało się dotąd powtórzyć tylko dwa razy”.
Filmy „Face off” i “Mission Imposible” sprzed kilku lat były jeszcze z pod znaku science fiction. Dziś już powoli przestają takimi być.
Filozofia a teologia. Filozofia a światopogląd. Filozofia a ideologia
Na ostatnich zajęciach mówiliśmy o związkach filozofii z wiedzą potoczną, religią i wiarą. Doszliśmy do wniosku, że nie ma rywalizacji, ani tym bardziej żadnego konfliktu pomiędzy filozofią, a religią. Każda z nich: zarówno religia, jak i filozofia, mają do spełnienia zupełnie różne zadania. Pełnią w kulturze odmienne role: religia zaspakaja bardzo głębokie, a przy tym specyficzne potrzeby ludzi, natomiast filozofia zaspokaja żądzę wiedzy, potrzeby natury teoretycznej (poznawczej). Obie - filozofia i religia -funkcjonują więc w miarę niezależnie i równolegle do siebie.
Jeżeli istnieje jakaś rywalizacja teoretyczna, to zachodzi ona raczej pomiędzy filozofią a teologią. Teologia to w ujęciu dosłownym „nauka o bogu” (gr. theos - bóg, logos - nauka, słowo). Istnieje wiele różnych teologii. Każda funkcjonuje w obrębie danej religii, starając się rozwikłać zagadki i problemy w tej religii występujące. Istnieje więc teologia chrześcijańska, prawosławna, protestancka, judaistyczna, pastoralna i zapewne islamska. Teologia, to taki serwis teoretyczny lub system operacyjny służący do zrozumienia i „obsługi” konkretnej religii.
Teologia stanowi próbę racjonalnego wyjaśnienia, wyklarowania i oświetlenia problemów występujących w danej religii. Przy czym prawdy wiary, dogmaty, aksjomaty danej religii są nienaruszalne i niepodważalne; jako takie nie podlegają dyskusji. Zwykle nie poddaje się ich analizie ani krytyce. Uchodzą za fundamentalne i oczywiste. Natomiast wyjaśnia się konsekwencje tych oczywistych prawd (oczywistych dla wyznawców danej religii). Wyjaśnia się także konsekwencje pewnych faktów lub sekwencji zdarzeń, o których donosi tradycja religijna, albo pisma uznawane za święte. Niektóre fakty mogą być niejasne, bądź całkowicie niezrozumiałe dla wyznawców. Stąd konieczność ich wytłumaczenia, czym właśnie zajmuje się teologia.
Teologia dba także o czystość i poprawność interpretacji religii, (odrzucając wiele fałszywych przekonań i wniosków) oraz interpretuje w duchu danej religii nowe zjawiska (etyczne, społeczne, techniczne), które wcześniej nie występowały (np. doping farmakologiczny, klonowanie, dążenie homoseksualistów do zawierania małżeństw i adoptowania dzieci, użytkowanie specjalistycznej aparatury medycznej i okoliczności jej wyłączania itp.).
Przykłady:
1. Teolog katolicki będzie tłumaczył wyznawcom religijnym możliwość istnienia po śmierci i życia wiecznego w niebie (piekle lub czyśćcu) używając takich elementarnych i podstawowych założeń, jak: wszechmoc boża (Bóg potrafi zrobić wszystko - zarówno stworzyć człowieka z niczego, jak i powołać go do życia z martwych) oraz to, że bezwzględnie konieczną „przepustką” do przejścia granicy między życiem a śmiercią, światem doczesnym a światem wiecznym jest dusza. Każdy człowiek ma duszę i każdy dostąpi życia wiecznego (różne będzie tylko jego przeznaczenie - w zależności od tego, jak żył). Istoty nie posiadające duszy - jak zwierzęta, rośliny, przedmioty - nie dostaną się do „nieba” i nie były (dotychczas) ważne z teologicznego punktu widzenia. Niezależnie od tego, jak bardzo istoty te lubimy i jesteśmy do nich przywiązani.
2. W teologii islamskiej zakłada się sytuację dokładnie odwrotną - do życia wiecznego wierni będą mogli zabrać ze sobą zarówno zwierzęta, jak też i swój ziemski dobytek. W muzułmańskim „niebie” będzie też dozwolone to, co zabronione było na ziemi i czego trzeba się było wyrzekać. To będzie ich nagroda i rekompensata za wierne i pobożne życie. W odróżnieniu od ascetycznego chrześcijańskiego „nieba”, muzułmańskie ma obfitować w dobra materialne.
3. Teolog jakiejś wschodniej religii, np. buddyzmu (to silny prąd społeczno-religijny mający miliony wyznawców na całym świecie) mówiąc o wieczności nie odwołuje się do boga (w buddyzmie go nie ma), ale do pewnych praw kosmicznych rządzących całą rzeczywistością. Według koncepcji buddyjskich (i nie tylko) kondycja pośmiertna nie jest stała i dana raz na zawsze, gdyż (podobnie jak w chrześcijaństwie) zależy od tego, jak żyliśmy na ziemi (jakimi byliśmy ludźmi - dobrymi czy złymi). I w zależności od tego możemy po śmierci wcielać się w ciała innych ludzi (reinkarnacja), różne zwierzęta, rośliny a nawet przedmioty. I to jest dla nas adekwatna do czynów kara. Im gorsi byliśmy w aktualnym życiu, tym bardziej podłą i plugawą postać dostajemy w następnym. Tym samym oddalając się od wyzwolenia. Przez koło wcieleń można przechodzić tysiące lat (poprawiając swoją kondycję, lub pogarszając). Nagrodą za dobre życie jest wyzwolenie z koła wcieleń i bezpowrotne, całkowite i na zawsze roztopienie się we wszechświecie, połączenie się z nim. Zwierzę, to potencjalny krewny, dlatego też wymaga uwagi, szacunku. Dlatego w hinduizmie wiele zwierząt czci się jako święte, np. krowy, ale nie tylko.
Uwaga dodatkowa: podobnie jak świecki katecheta, może istnieć również świecki teolog wykładający teologię danej religii. Może to być np. filozof o neutralnych poglądach religijnych, który używając precyzyjnego instrumentarium filozoficznego stara się logicznie wyjaśnić niektóre zjawiska, wydawałoby się, że nadprzyrodzone lub zawiłości występujące w tej religii: analizę i interpretację wypowiedzi ważnych osób, tekstów świętych, ważnych wydarzeń i faktów.
Filozofia i teologia bardzo często podejmują się analizy tych samych problemów. Przykładem jest np. miejsce i rola kobiety w życiu społecznym, traktowanie ciała ludzkiego, kwestia bólu, cierpienia, choroby i niepełnosprawności, uprawianie sportu, aborcja, eutanazja, kara śmierci, samobójstwo, klonowanie badania prenatalne i wiele, wiele innych.
Różnica pomiędzy filozofią a teologią polega na tym, że rozwiązują one te same problemy w zupełnie inny sposób. Teologia wyciąga konsekwencje wypowiedzi, faktów czy zdarzeń na podstawie pewnych oczywistych danych źródłowych (oczywistych i niepodważalnych w tym systemie religijnym).
Przykłady:
1. W kwestii istnienia duszy, problemem filozoficznym jest to, czy ona w ogóle istnieje, jaką ma postać, czy jest materialna czy niematerialna, z ilu części się składa, jak funkcjonuje, gdzie się mieści, jakie posiada kompetencje, jak współdziała z ciałem, co się z nią dzieje po śmierci ciała oraz czy i jak może dalej funkcjonuje bez niego;
W teologii katolickiej zakłada się z góry i zawsze trzyma się tego konsekwentnie, że Bóg stworzył człowieka wraz z indywidualną („osobistą”) duszą, która jest jedna, niepodzielna, niematerialna i wieczna. Pojawiła się pewnym momencie i odtąd będzie istnieć już na zawsze, na wieki. Tyle jest dusz ludzkich ile ludzi.
2. W kwestii istnienia boga, problemem filozoficznym jest to, kim (lub czym) on jest (energią, siłą kosmiczną, osobą; jest jeden czy więcej; w jakiej postaci; jakie posiada atrybuty i możliwości; jakie są konsekwencje jego działania).
W teologii katolickiej na tę kwestię odpowiada się następujący sposób: Bóg jest jeden (aczkolwiek w 3 postaciach), jest osobą, jest wieczny, dobry i miłosierny, wszechmocny i wszechwiedzący.
2. Filozofia, teologia, światopogląd
Zarówno teologia, jak i filozofia kreują pewien określony obraz świata, który starają się racjonalnie wyjaśniać i konsekwentnie tego wizerunku świata się trzymają. Tworzą w ten sposób swoisty teoretyczny system światopoglądowy. Wszelkie nowe zjawiska fizyczne (biologiczne, chemiczne, genetyczne itd.) oraz społeczne (np. sportowe) starają się zinterpretować logicznie w duchu tego właśnie systemu. Wywołuje to co jakiś czas pewne tąpnięcia i zawirowania w obrębie danego systemu. Np. wtedy, gdy nowe wynalazki naukowe podważają teorie występujące w danej religii (lub filozofii). Ewolucjonizm pochodzenia darwinowskiego oraz teoria wielkiego wybuchu (które znalazły potwierdzenie naukowe) zagroziły niektórym podstawowym tezom teologicznym w judaizmie i katolicyzmie (że człowieka stworzył Bóg, że świat jest także jego tworem - poglądy te nazywa się kreacjonizmem). Należało te tezy przeinterpretować (bo faktom naukowym nie można było zaprzeczyć), aby w mocy utrzymać system główny: dany obraz świata.
Uwaga dodatkowa: ludzie mają określone światopoglądy (poglądy na świat), dające pewien całościowy, teoretyczny obraz rzeczywistości. Każdy z nas zapytany o najprzeróżniejsze kwestie natury ogólnej (np. jakie jest miejsce i rola człowieka w świecie, czy sport jest ważną działalnością, jaki jest sens życia człowieka, co się dzieje po śmierci, jak należy traktować ciało ludzkie) potrafi znaleźć na to odpowiedzi według światopoglądu, który uważa za swój. Nie zawsze jednak potrafi wskazać skąd wie to, co wie; skąd pochodzi ta jego wiedza. Nie zawsze ta wiedza jest też spójna, wolna od sprzeczności, ani możliwa do utrzymania).
W całościowym obrazie świata, jaki zawiera w sobie światopogląd, miejsce znajdują ważne, a często najważniejsze, wręcz newralgiczne dla wielu ludzi kwestie, nadające sens całemu ich życiu i celowości działania. Pamiętajmy jednak o tym, że światopoglądy - kreowane zarówno przez teologię, jak i filozofię - są teoretycznymi obrazami świata, opartymi na tym zasobie wiedzy, który aktualnie posiadamy. Tak jak wiedza jest zmienna, tak też i obrazy świata ciągle się zmieniają i ewoluują. To, co wydawało się kiedyś jedynie prawdziwe i ważne (często wykładane jako oficjalne i naukowe) dziś jest już nieaktualne i nieprawdziwe.
[Jest to naturalna sytuacja zarówno w nauce, jak i w trenowaniu sportowców. Metody treningowe są oparte na wiedzy dostępnej nam dziś, teraz. Na podstawie takiej wiedzy trenujemy najlepiej, jak tylko potrafimy, dobierając cykle treningowe, sposób odżywiania i suplementacji oraz odnowy biologicznej. Z perspektywy czasu i nowych odkryć metody te wydają się przestarzałe i nieefektywne, czasem nawet szkodliwe dla zdrowia. W niektórych przypadkach wydają się śmieszne jak i to, że ludzie wierzyli kiedyś w płaskość ziemi - przez setki, może nawet tysiące lat].
3. Filozofia a ideologia
Zdarza się dosyć często, że niektóre rodzaje światopoglądów, filozofie lub teologie stają się monopolistami w danym miejscu bądź czasie. Nie jest to właściwa sytuacja. Zdecydowanie lepsze wydaje się współwystępowanie ze sobą (a nawet zdrowa rywalizacja) różnych rodzajów światopoglądów. Tam, gdzie monopol zdobywa i utrzymuje tylko jeden obraz świata, zwykle dochodzi do negatywnych zjawisk i patologii: teoretyczno-poznawczej stagnacji, blokowania badań naukowych przeczących bądź zagrażających oficjalnemu światopoglądowi, widzeniu świata w „krzywym zwierciadle”. Czasem taka sytuacja trwa setki lat.
Przykłady:
1. Starożytna Grecja - ogromne zainteresowanie ciałem ludzkim, dbałość o nie, przekonanie o jego pięknie i harmonii. Sport ma charakter religijny i służy oddawaniu czci bogom. Naturalne zainteresowanie światem i intensywny, niczym nie hamowany rozwój naukowy. Traktowanie jako barbarzyńców, jako gorszych tych, którzy nie uprawiają sportu i nie są Hellenami;
2. Średniowiecze europejskie - asceza, niemal całkowity zanik zainteresowania ciałem ludzkim i sportem na korzyść pielęgnacji duszy. Ćwiczenia nie fizyczne, ale duchowe. Sport nie ma nic wspólnego z Bogiem i najważniejszymi sprawami duchowymi. Rozwój nauk służących poznaniu Boga, nie doczesnego, materialnego świata. Blokada niewygodnych danych naukowych, eliminacja niepokornych naukowców.
3. XVII wiek - wiek ogromnego, niepowstrzymanego rozwoju filozofii i nauk szczegółowych. Zaufanie do ludzkiego rozumu i naturalnych możliwości poznawczych. Zainteresowanie ciałem ludzkim i nieśmiałe jeszcze - zainteresowanie sportem. Człowiek traktowany jako bezduszna biomaszyna - podlegająca identycznym prawom przyrodniczym, jak wszystkie inne istoty żywe.
4. XX/XXI wiek - wypaczony kult ciała ludzkiego preferujący nadmiernie szczupłe, anorektyczne sylwetki kobiet, a „napompowaną” budowę ciała mężczyzn. A jednocześnie wywieranie presję, aby taką figurą posiadać jako swoisty kanon piękna. Reżimy dietetyczne i treningowe powodują, że anoreksja staje się poważnym problemem w wielu dyscyplinach i konkurencjach sportowych.
Ideologia
Niekiedy pewien obraz świata zostaje podchwycony i wykorzystywany do praktycznych celów przez mniejszość w danym społeczeństwie i siłą narzucony większości. Służy wtedy do władania ludźmi i utrzymywania ich pod stałą kontrolą - nawet wbrew ich woli. Wówczas obraz świata (filozoficzny bądź teologiczny) zmienia się w dominującą ideologię. Jest to jedna z najbardziej tragicznych sytuacji, jaka może wystąpić. W historii mamy wiele przykładów tego typu zdarzeń. Ideologizacji społeczeństwa sprzyja system władzy absolutnej; np. dyktatura jednego człowieka. Ideologia prędzej czy później staje się jedynym obowiązującym obrazem świata i pełni instrumentalne funkcje władania masami ludzkimi. Wysiłki ideologów skupiają się na samoutrzymywaniu i samowyjaśnianiu ich światopoglądu i ich wizji świata.
Przykłady:
1. Faszyzm (Niemcy, Włochy);
2. Komunizm (Rosja, Kuba, Korea, Chiny);
3. Socjalizm (Polska, Czechosłowacja, NRD);
4. Antysemityzm (Palestyna, Iran);
5. Fundamentalizm islamski (kraje arabskie, Kaukaz);
Każda z tych ideologii opiera się na filozoficznym, bądź teologicznym obrazie świata, którego wyznawcy starają się narzucić (często przymusem, siłą) innym, słabszym, „niewiernym”. Opornych zwalcza się i eliminuje. Jest to bardzo groźna sytuacja, kiedy specyficznie zinterpretowane koncepcje filozoficzne lub teologiczne - często wbrew intencjom i woli ich twórców - są wykorzystywane do niecnych celów. Taka zdeformowana, zniekształcona filozofia czy też teologia przestaje być tym, czym w założeniu była. Zamieniona w ideologię, sprawnych rękach tych, którzy ją zawłaszczyli i wykorzystują do swoich celów, zmienia się w swoją karykaturę. Taka sytuacja ma miejsce między innymi we współczesnym fundamentalizmie islamskim (dokonującym skrajnych interpretacji Koranu usprawiedliwiających zabijanie „niewiernych”), fundamentalizmie żydowskim, fundamentalizmie katolickim (detonowanie bomb pod klinikami aborcyjnymi w „obronie życia poczętego”).
Wpływ ideologii na sport
Na ogół ideologia wywiera przemożny wpływ na każdą dziedzinę życia. Ingeruje również w dziedzinę sportu, który pełni w niej funkcje instrumentalne, np. jako rodzaj „propagandy sukcesu”. Znamienne pod tym względem były igrzyska olimpijskie, w czasie trwania których palestyńscy terroryści uprowadzili izraelskich sportowców. Próba odbicia nie udała się. Zginęło wówczas wielu sportowców. Z tamtego czasu pochodzą słynne do dziś słowa: „Show must go on” - „gra musi iść dalej”, „zawody muszą dalej trwać”. Tym samym organizatorzy sportu przywrócili eksterytorialność, neutralność, ponadpaństwowość czy ponadreligijność sportu, który reprezentuje wartości uniwersalne.
Przykładami uprawiania sportu dla celów ideologicznych był konflikt z czasów „zimnej wojny”, kiedy sportowcy z ZSRR, NRD i innych państw byłego bloku wschodniego rywalizowali z państwami imperialistycznymi (kapitalistycznymi) by zwycięstwami wykazać wyższość ustroju socjalistycznego i komunistycznego. Podobna sytuacja panuje dziś na Kubie i w obu Koreach, a także w Chinach, które dołożą wszelkich starań, by zdobyć jak najwięcej złotych medali na najbliższych igrzyskach olimpijskich, których będą gospodarzem.
W danej ideologii - teologicznej czy filozoficznej - sport i zawodnicy pełnią instrumentalną rolę. Ich zdrowie, szczęście czy osobista satysfakcja jest kwestią drugoplanową bądź zupełnie nieistotną. NRD-owskie i rosyjskie sportsmenki zachodziły w ciążę na 2-3 miesiące przed prestiżowymi zawodami tylko po to, by po osiągnięciu kluczowego miejsca ciążę natychmiast usunąć. Wykorzystywały to (lub może raczej powinno się powiedzieć: wykorzystywano je), że organizm kobiety w ciąży podczas pierwszych kilku miesięcy ciąży jest najbardziej efektywny. Podobna sytuacja ma miejsce w Chinach (gdzie nota bene prawa człowieka są nieustannie łamane). Tam do niektórych dyscyplin i konkurencji sportowych zabiera się rodzicom kilkuletnie dzieci umieszcza w specjalnych szkołach sportowych. Bezwzględny reżym i przystosowywanie organizmów zawodników od najmłodszych lat do niebywałych wyczynów, zwłaszcza w gimnastyce artystycznej.
Fundamentaliści islamscy skazali na śmierć Algierską lekkoatletkę za to, że wystąpiła... publicznie roznegliżowana; tzn. w stroju sportowym. „Jaskrawym przykładem religijnej nietolerancji było wydanie wyroku śmierci przez radykalnych islamistów algierskich na reprezentantkę swojego kraju H. Bulmerke, mistrzynię olimpijską z Barcelony w biegu na 1500 m, za to, że występowała publicznie w stroju sportowym”.
Niech to będzie dla Was materiałem do przemyśleń.
Epikur z Samos
341 - 270 r. p.n.e. - żył 72 lata
IV/III w. p.n.e.
Epikur to jeden z pierwszych filozofów greckich, którzy założyli własną, liczącą się szkołę w stolicy filozofii - Atenach. Pierwszymi byli współcześni mu - Platon (założył Akademię), Arystoteles (założył Liceum), Antystenesa (założył Kynosarges). W odróżnieniu jednak od nich Epikur nie założył szkoły na sali gimnastycznej ani w jej pobliżu, lecz w specjalnie w tym celu kupionym ogrodzie.
Dlatego często i tradycyjnie nazywa się go „filozofem z ogrodu”.
Usytuowanie szkoły w ogrodzie było ważne i współgrało z wykładanymi w niej poglądami. Według Epikura życie i filozofia winny być proste, zgodne z naturą i skierowane na osiągnięcie szczęścia w doczesnym życiu. Innego życia bowiem - poza doczesnym - nie ma. Dlatego zajęcia często odbywały się ekologicznie: na łonie natury, na świeżym powietrzu - na trawie lub w gaju w ogrodzie.
Niektórzy uczniowie zafascynowani naukami Epikura i miejscem wykładów budowali sobie proste, miniaturowe domki aby być jak najbliżej źródła cennej wiedzy - Epikura.
Filozofowie wówczas nie wykładali zza katedr. Zajęcia były interaktywne - nauczyciel i uczniowie mieli ze sobą bezpośredni kontakt. Zajęcia mogły odbywać się (i odbywały!) równie dobrze na sali gimnastycznej, na rynku, podczas spaceru (w tym celował Arystoteles, który pochodził ze starego lekarskiego rodu i doceniał walory ruchu), czy w ogrodzie właśnie - jak u Epikura.
Szkoła Epikura - choć tak zupełnie różna światopoglądowo od szkoły Platona (który był idealistą) - przetrwała jednak równie długo - aż do IV w. naszej ery. Wówczas w Europie chrześcijaństwo zaczęło być religią powszechnie obowiązującą i dlatego zamykano wszystkie szkoły „pogańskie”. A do takich należały stare szkoły filozofów greckich, w tym Epikura i Platona.
Poglądy etyczne Epikura
1. Fundamentem nauki Epikura jest hedonizm - przekonaniu, że dążenie do przyjemności jest dobre i jak najbardziej wskazane dla człowieka. To dzięki przyjemnościom człowiek może osiągnąć szczęście.
Hedone - gr. przyjemność.
Dzięki przyjemnościom człowiek staje się szczęśliwy. Dlatego ludzie powinni dążyć do przyjemności, bo one gwarantują im osiągnięcie szczęścia. Szczęście jest najwyższym dobrem i właściwym celem działania człowieka.
Aby być szczęśliwym należy również żyć zgodnie z naturą - a nie wbrew czy przeciw niej.
Człowiek rodzi się już szczęśliwy. Pod warunkiem oczywiście, że rodzi się zdrowy, sprawny, nie cierpi, jest zadbany i zaspokojone się jego naturalne potrzeby.
Małe dziecko - które ma zaspokojone potrzeby jest zadowolone i szczęśliwe - czemu daje wyraz. Wyobraźcie sobie Państwo przez chwilę jak się czujecie w ciągu dnia, który jest dniem wolnym od szkoły. Np. w sobotę lub w niedzielę. Albo - jeszcze lepiej - w długi weekend. Pomyślcie o tym, jak czujecie się właśnie teraz. Czy to przyjemny stan - tak po prostu być? I dokładnie to miał na myśli Epikur: naszym naturalnym, normalnym, codziennym stanem jest dobre samopoczucie, radość, szczęście. Tyle tylko, że do tego się przyzwyczailiśmy i często o tym zapominamy. Do czasu, aż jakaś choroba, kontuzja lub inne dolegliwości nam o tym nie przypomną:
„Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz” - Jan Kochanowski
Naturalnym stanem, do którego człowiek jest stworzony, jest bycie szczęśliwym.
2. Przyjemności można osiągać na różne sposoby. Przyjemne jest już samo bycie - o czym była mowa. Miłe i przyjemne jest np. bezczynne leżenie na słońcu latem lub spacer zimą.
Trudno byłoby jednak być długo szczęśliwym zupełnie bezczynnie. Prędzej czy później pojawiają się różne potrzeby. Wszyscy wiemy, że istnieją potrzeby naturalne (jedzenia, picia, spania itp.). Są one podstawą egzystencji, a przy okazji mają ten niezwykły walor, że ich zaspokajanie sprawia nam przyjemność. Musimy jeść i pić - ale to dodatkowo daje nam to frajdę. Przyjemne jest jeść - gdy jesteśmy głodni, pić - gdy jesteśmy spragnieni, spać - gdy jesteśmy zmęczeni.
Zaspokajanie naturalnych, podstawowych potrzeb fizycznych (cielesnych) daje nam radość i przyjemność. A tych radości jest przecież dużo więcej. Wszystko zależy od nas i od tego, czego pragniemy.
Skala mierząca wielkość naszych przyjemności może być przedstawiana np. tak:
Jedzenie hamburgera = 100 punktów.
Picie coca-coli = 100 punktów.
Jeśli ktoś lubi jeść hamburgery, popijać je coca-colą i to sprawia mu przyjemność - proszę bardzo - niech to robi. Na zdrowie.
Może być i tak:
Uprawianie sportu - też 100 punktów.
Czytanie książki - też 100 punktów.
Oglądanie filmu w kinie - też 100 punktów.
Słuchanie muzyki - też 100 punktów.
Wybieramy to, co sprawia nam przyjemność, kierując się swoimi własnymi preferencjami. To naturalne i oczywiste. Jedzenie i czytanie czy oglądanie filmu może być dla tej samej osoby dokładnie tak samo przyjemne. I na skali doznawanej na bieżąco przyjemności nie ma wtedy różnicy pomiędzy różnymi przyjemnościami.
Choć zaspakajanie różnych potrzeb może być tak samo przyjemne (według naszej indywidualnej skali), to niektóre z nich są jednak nieco szlachetniejsze. Oddając się w większym stopniu im właśnie, poza przyjemnością zyskujemy dodatkowe wartości: np. wiedzę, dodatkowe umiejętności, kondycję fizyczną.
Jedząc i pijąc czerpię przyjemność tylko tak długo, jak jem i piję. Mógłbym na tym poprzestać i pędzić szczęśliwe życie, które jest udziałem wielu zadowolonych ze swojej sytuacji ludzi.
Ale czytając, słuchając wykładów na studiach, uprawiając sport, zaliczając dodatkowe fakultety itp. dostaję dodatkowy bonus: uczę się czegoś nowego, wzmagam swoją pamięć, poznaję nowe języki, mogę prowadzić interesujące rozmowy z innymi ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Poza satysfakcją mam jeszcze dodatkowy zysk.
Dlatego, zdaniem Epikura, warto i należy rozumnie selekcjonować swoje potrzeby i związane z nimi przyjemności. Wybierać te, które są szlachetniejsze i dając nam tyle samo przyjemności, oferują więcej niż inne korzyści.
3. Epikur nie zalecał i nie bynajmniej narzucał żadnej ascezy. Nakazywał radowanie się życiem i czerpanie z niego przyjemności, radości, rozkoszy. Dobrze oddaje to łacińska formuła: carpe diem (korzystaj z dnia, żyj chwilą).
Nie jesteśmy jednak w stanie zaspokoić wszystkich swoich potrzeb, pragnień i zachcianek. Mamy na to za mało czasu - życie jest po prostu zbyt krótkie. Potrzeb jest nieskończenie wiele a czas do przeżycia jest ograniczony i skończony w czasie. Człowiek, który nie może zaspokoić swoich pragnień i potrzeb jest sfrustrowany i nieszczęśliwy. Epikur dobrze o tym wiedział. Dlatego uważał, że w swoim własnym interesie powinniśmy redukować ilość swoich potrzeb do minimum. Im mniejsza jest ilość potrzeb - tym łatwiej będzie nam je zaspokoić. Im potrzeby prostsze - tym łatwiejsze są do zrealizowania.
Najprzyjemniejsze jest życie proste: czerpać radość z jedzenia i picia, walorów przyrody, przebywać w gronie bliskich nam przyjaciół. Wbrew obiegowym opiniom wcale nie trzeba wiele, aby być szczęśliwym.
4. Z tego, że jednostka jest szczęśliwa i zadowolona z siebie i życia korzysta nie tylko ona sama, ale i wszyscy ci, którzy mają z nią bezpośredni i pośredni kontakt. Dlatego z punktu widzenia społecznego dobra warte zalecenia jest, abyśmy dbali o swoje szczęście, nawet poprzez nieco egoistyczne zaspokajanie swoich potrzeb. Jest to oświecony, racjonalny, dobrze pojęty egoizm.
Społeczeństwo złożone ze szczęśliwych jednostek będzie prawidłowo funkcjonującym społeczeństwem.
Łatwiej nam jest być szczęśliwymi mając przyjaciół niż bez nich. Dlatego dbajmy nie tylko o siebie, ale i o swoich najbliższych. Aczkolwiek w swoim własnym, dobrze pojętym interesie.
5. Ludzie obawiają się szczególnie czterech rzeczy, które często spędzają im (niepotrzebnie - zdaniem Epikura) sen z powiek. Są to:
a) obawa przed niemożliwością osiągnięcia szczęścia;
b) obawa przed bogami;
c) obawa przed bólem;
d) obawa przed śmiercią i tym, co ma po niej nastąpić.
Na te cztery trapiące ludzi lęki Epikur dawał proste recepty:
a) człowiek od urodzenia jest szczęśliwy lub bardzo łatwo może osiągnąć stan szczęśliwości jeśli tylko nie będzie wymagał zbyt wiele i zaspokoi się prostymi przyjemnościami życia;
b) bogowie istnieją lecz w ogóle nie interesują się takimi mało znaczącymi istotami, jakimi są ludzie. Bogowie w nasze życie nie ingerują, bo to dla nich nie jest atrakcyjne zajęcie - mają ważniejsze sprawy;
c) jeśli ból jest niewielki, to łatwo można go wytrzymać lub usunąć, jeśli zaś jest wielki, to na ogół nie trwa zbyt długo;
d) ludzie niepotrzebnie boją się śmierci, ponieważ nigdy nie będą mieli ze śmiercią nic do czynienia. Do ostatniej chwili, do ostatniego ułamka sekundy - dopóki człowiek żyje - nie ma śmierci. Moment później już pewnie śmierć jest, ale samego zainteresowanego już nie ma, bo sekundę wcześniej umarł.
Albo ona (śmierć) - albo my (ludzie). Razem ze sobą nie spotykamy się nigdy.
To ostatnie rozumowanie (d) jest przykładem jednego z najbardziej eleganckich sposobów racjonalnego rozumowania filozoficznego; w tym wypadku starożytnego Greka - Epikura z Samos.
Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów, przekład zbiorowy, PWN, Warszawa 1988, s. 13.
Ibidem, s. 492.
Ibidem, s. 528.
Ibidem, s. 502.
Ibidem, s. 625 i nast.
Arystoteles, Polityka, przeł. L. Piotrowicz, Biblioteka Klasyków Filozofii, PWN, Warszawa 1964, I 1259 a, s. 29-30.
F. Fukuyama, Koniec człowieka. konsekwencje rewolucji biotechnologicznej, przeł. B. Pietrzyk, Wydawnictwo Znak, Kraków 2004, s. 242. Więcej na ten temat w: Ernst Klee, Auschwitz. Medycyna III Rzeszy i jej ofiary, Wydawnictwo „Universitas”, Kraków 2005.
Podaję za tygodnikiem „Wprost” z 17 X 2004, s. 88.
M. Kobosko, E. Stankunowicz, 20 pytań do Billa Gatesa, „Forbes”, nr 3, 2006, s. 26.
W. Kalicki, Bardzo ciężka pomarańcza, „Gazeta Wyborcza”, 16-17 lipca 2005, s. 13.
Ibidem, s. 15.
Azbest znajduje się w eternicie. Wywołuje azbestozę i choroby nowotworowe. Mikroskopijne cząsteczki azbestu zakończone są ostrymi haczykami, którymi wbijają się w płuca.
Informację podaję za „Gazetą Wyborczą” z 1 października 2004, s. 2.
Platon, Państwo przeł. W. Witwicki, t. I-II, Biblioteka Filozofii Klasycznej, Wydawnictwo AKME, Warszawa 1991, 408 B. Interesującą wzmiankę zamieszcza Platon dalej, podając, że zdaniem Pindara i tragików Asklepios, będąc synem boga Apollona, „(...) pod wpływem argumentów brzęczących zaczął leczyć człowieka bogatego, który już był śmiertelnie chory. Za to go piorun zabił”, Państwo 408 C. Obie wersje stawiają tylko inaczej akcenty: Platon jest zdania, że Asklepios w ogóle nie podjął by się leczenia śmiertelnie chorego, a tragicy z Pindarem włącznie, że gdyby się podjął takiego zadania, to zostałby za karę zabity.
Platon, Państwo 410 A. Filozof jest zdania, że to byłoby nie tylko najlepsze dla państwa, ale również dla samych skazanych.
Platon, Państwo 459 D
Platon, Państwo 461 C.
Platon, Państwo, 615 C.
Platon, Prawa, (w:) Platon, Państwo. Prawa (VII ksiąg), przeł. W. Witwicki, Biblioteka Europejska, Wydawnictwo Antyk, Kęty 1999, I, 631 D.
Ibidem, VI 773 B.
Ibidem, VI 773 A.
Ibidem, VI 783 E-784 A.
Ibidem, VI 784 C.
Ibidem, VI 775 C-E.
Ibidem, VI 785 B.
Ibidem, VI 771 E.
Ibidem, VI 722 A.
Ibidem, VI 764 D.
Ibidem, VI 761 C-D.
Ibidem, VI D-E.
M. Przełęcki, Co zawdzięczam Tadeuszowi Kotarbińskiemu, (w:) M. Przełęcki, O rozumności i dobroci. Propozycje i morały, Wydawnictwo Naukowe Semper, Warszawa 2002, s. 115.
T. Kotarbiński, Znaczenie racjonalizacji jako środka zbliżenia kultur odrębnych, (w:) T. Kotarbiński, Studia z zakresu filozofii, etyki i nauk społecznych, Zakład Narodowy im. Ossolińskich - Wydawnictwo, Wrocław 1970, s. 147.
T. Kotarbiński, Zasady etyki niezależnej, (w:), Studia z zakresu filozofii, etyki i nauk społecznych, op. cit., s. 199.
T. Kotarbiński, O tak zwanej miłości bliźniego, (w:) T. Kotarbiński, Drogi dociekań własnych. Fragmenty filozoficzne, PWN, Warszawa 1986, s. 320.
T. Kotarbiński, Problemy eutanazji, (w:) T. Kotarbiński, Myśli o ludziach i ludzkich sprawach, pod red. J. Kotarbińskiej, PAN, Ossolineum, Wrocław 1986, s. 232.
T. Kotarbiński, Potrzeby ludzi starych w końcowym okresie życia, (w:) T. Kotarbiński, Myśli o ludziach i ludzkich sprawach, op. cit., s. 177.
T. Kielanowski, Od samobójstwa do samozagłady, „Człowiek i Światopogląd”, nr 201, 1982, s. 8.
T. Kotarbiński, Krótkość życia, (w:) T. Kotarbiński, Medytacje o życiu godziwym, wyd. IV, Wiedza Powszechna, Warszawa 1985, s. 78.
K. Surmiak-Domańska, Filozofka w przedziale skinów, „Gazeta Wyborcza”, dodatek „Duży Format”, 13 czerwca 2005, s. 4.
T. Kotarbiński, Być albo nie być, (w:) T. Kotarbiński, Medytacje o życiu godziwym, op. cit., s. 82.
Kronika medycyny, zespół tłumaczy pod kierunkiem T. Płusy, Wydawnictwo „Kronika”, Warszawa 1994, s. 623.
„Definicja ta ma zastosowanie dopiero po wykluczeniu głębokiego zatrucia, działania niektórych leków czy skutków niskiej temperatury ciała”, R. M. Youngson, Słownik encyklopedyczny: Medycyna, przeł. W. Grzybowski i A. Grzybowski, Wydawnictwo RTW, Warszawa 1997, s. 472.
Kronika medycyny, s. 531.
S. Raszeja, Prawo cywilne a śmierć człowieka, (w:) Etyka i deontologia lekarska, red. T. Kielanowskiego, wyd. II zmienione i poszerzone, PZWL, Warszawa 1985, s. 205.
I. Heszen-Niejodek, A. Winnicka, Psycholog wobec pacjenta chorego somatycznie, (w:) Etyczny problem działalności badawczej i praktycznej psychologów, red naukowa J. Brzeziński, W. Poznaniak, Wydawnictwo Fundacji Humaniora, Poznań 1994, s. 127.
B. Wolniewicz, Neokanibalizm, „Res Publica”, nr 9-10, 1991, s. 116 oraz B. Wolniewicz, Filozofia wartości, Warszawa 1993, s. 260.
Informację podaję za Gazetą Wyborczą, Na ucho o transplantacjach, 30 stycznia 2006, s. 8.
Katechizm Kościoła katolickiego, wyd. II poprawione, wyd. Pallotinum, Poznań 2002, p. 2296, s. 531.
K. Kornas, Współczesne eksperymenty medyczne w ocenie etyki katolickiej, Częstochowskie Wydawnictwo Diecezjalne, Częstochowa 1986, s. 213.
Ks. J. Ślipko, Granice życia. Dylematy współczesnej medycyny, wydanie II, Wydawnictwo WAM, Kraków, 1994, s. 216.
Ibidem, s. 339.
R.M. Youngson, Medycyna, Słownik encyklopedyczny Collinsa, przeł. W. Grzybowski i A. Grzybowski, Wydawnictwo RTW, Warszawa 1997, s. 404.
Ibidem, s. 405.
Ibidem.
Cennik poszczególnych narządów znaleźć można u J. Kopani, Transplantacje - oznaka nowej moralności, (w:) „Kwartalnik Filozoficzny”, t. XXVII, 1999.
Informację podaję za M. Kruczkowska, Chińczycy handlują organami więźniów,„Gazeta Wyborcza”, 20 kwietnia 2006, s. 10.
I. Hajnosz, NFZ zapłaci za sztuczną skórę, „Gazeta Wyborcza”, 22 marca 2006, s. 9.
M. Kasperska, Pierwsza w Polsce transplantacja ręki, „Gazeta Wyborcza”, 7 kwietnia 2006, s. 22.
Ibidem.
W. Moskal, Druga twarz, nowe życie, „Gazeta Wyborcza”, dodatek „21 odkryć XXI wieku”, nr 2, 2006, s. 2.
Porównaj M. Sokołowska, A. Ostrowska, Socjologia kalectwa i rehabilitacji. Wybrane problemy, IFiS PAN, Wydawnictwo PAN, Wrocław 1976, s. 67; S. Einstein, R. Vetter, E. Sersen, Physiological and Experimental Concomitants of the Phantom, Albert Einstein Coll. Med., New York 1964; J. W. Mc Daniel, Physical Disability and Human Behavior, Pergamon Press, New York 1969.
W. Moskal, Druga twarz, nowe życie, s. 3.
T. Socha, Sport kobiet. Historia, teoria, praktyka, Centralny Ośrodek Sportu, Biblioteka Trenera, Warszawa 2002. s. 6.