Zielonookie piękno, Harry Potter


Rozdział 1. Zaczerpnąć oddech

Z początku było to tak subtelne, że Severus nie był pewien, czy sobie tego nie wyobraził.

W końcu był to Harry Potter; niewątpliwie można się było spodziewać pewnej aury zasmucenia,

promieniującej z tego szesnastolatka. Lecz choć w życiu Pottera nie brakowało cierpienia

i smutku, dotychczas nie okazywał tego otwarcie i wydawał się raczej szczęśliwy podczas

minionych pięciu lat spędzonych w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Może Severusa zwodziła

wyobraźnia, ale czasami nie do końca był o tym przekonany.

Teraz miał pewność.

Chłopak pogrążony był w głębokiej melancholii. Coś się za tym kryło; Severus, który

obserwował Pottera od jakiegoś czasu, był tego pewien. Mimo że pośród gwaru, który

przepełniał szkołę, łatwo było zbagatelizować zachowanie Harry'ego, trzy tygodnie

to za długo, by sprawiać wrażenie pogrążonego w smutku. Ostatnio Potter niezwykle

rzadko się uśmiechał, a jeśli nawet, uśmiech ten nigdy nie sięgał jego intensywnie

zielonych oczu. Sprawiał wrażenie, że śmieje się wyłącznie po to, by uniknąć natarczywych

pytań. Prawie nic nie jadł. To było znaczące, gdyż Potter w kwestii jedzenia zachowywał

się zawsze jak typowy nastolatek. Teraz jadał powoli, jeżeli w ogóle; zagubiony w

myślach, ledwie skubał potrawy. Sprawiał wrażenie, jakby nie mógł przełykać, albo

miał z tym problemy, bo coś utkwiło mu w gardle.

Kiedy nie dręczył go smutek, bywał zły. Jak zwykle na początku roku on i Malfoy pokłócili

się w pociągu jadącym do Hogwartu, ale zaledwie tydzień później Severus w drodze

do Wielkiej Sali natknął się na rozwścieczonego Pottera, który próbował wybić Malfoyem

dziurę w ścianie. Oczywiście natychmiast ukarał Pottera szlabanem z McGonagall i

odjął Gryffindorowi 50 punktów.

Tydzień później Potter znów wdał się w bójkę.

Tym razem miała miejsce w samej Wielkiej Sali. Snape obserwował rozwój wydarzeń aż

do samego końca, kiedy Zabiniego, Malfoya, Weasleya i Pottera musiano rozdzielić

siłą. Malfoy i Zabini szydzili z niego, jak to mieli w zwyczaju, zaś Potter dał się

ponieść. Weasley, spiesząc by ochronić Pottera, dał się wciągnąć w bijatykę raczej

przypadkowo. Gryffindor znów stracił punkty, zaś każdy z chłopców dostał tygodniowy

szlaban.

Severus niewiele mógł zrobić, nawet gdyby naprawdę próbował. Sto punktów odjętych

Gryfonom w odstępie jednego tygodnia za dwie bójki to było dużo, zwłaszcza dla Pottera.

Chłopak siał zamęt w Hogwarcie od chwili, gdy się tu pojawił, zwykle jednak okazywał

więcej rozsądku i lepiej nad sobą panował.

Można by pomyśleć, że Harry, który nosił teraz na piersi lśniącą, czerwono-złotą

plakietkę Prefekta, będzie bardziej uważał by nie zrobić niczego, co mogłoby zaszkodzić

jego obecnej pozycji. Lecz wydawało się, że zdrowy rozsądek, dość nietypowo, ostatnimi

czasy coraz częściej opuszcza młodego czarodzieja.

Z Potterem działo się zdecydowanie coś niedobrego.

Severus zdecydował się na omówienie całej sprawy w cztery oczy z Dumbledorem. Co

prawda nadal musiał dbać o swoją reputację, ale wiedział też, jak wielką miłością

Albus darzy chłopaka. Nie byłoby dobrze stracić Harry'ego na rzecz czegoś, co najwyraźniej

przypominało depresję jednobiegunową*. Jeśli miał być szczery, nie poświęcił tak

wiele tylko po to, by ten durny dzieciak zmarnował się na jego oczach i wątpił, by

ktokolwiek w magicznym świecie wybaczyłby mu, gdyby coś takiego się stało. Nie miał

ochoty nadużywać cudzej cierpliwości.

- Oczywiście, że jest nieco przygnębiony, Severusie. Dopiero co zginął jego ojciec

chrzestny. Czego się spodziewałeś? - stwierdził Dumbledore.

Snape potrząsnął głową. Jego ciemne oczy były głębokie i nieprzeniknione. Choć zwykle

zachowywał swoje przemyślenia dla siebie, tym razem postąpił inaczej, co nie umknęło

uwadze Dumbledore'a. Severus nie marnował czasu na drobiazgi i mało znaczących studentów.

- Wiem, że przez te pięć lat wiele przeszedł. Wiem, że stracił swojego ojca chrzestnego.

Wiem również, że każdy pogrąża się w rozpaczy po stracie bliskiej mu osoby. Jednak,

zgodnie z twoimi oczekiwaniami wobec nas wszystkich, musiałem dobrze go poznać w

ciągu ubiegłego roku. Nie pozwolę, by ten bachor myślał, że może oszukać cały magiczny

świat. Merlin raczy wiedzieć, dlaczego wszyscy muszą mu w kółko powtarzać, jak bardzo

jest ważny. Wszystko to uderzyło mu do tej małej, durnej głowy. Już widziałem takie

zachowanie. Znam je z autopsji. Chciałem po prostu wskazać ci kierunek, w którym

moim zdaniem to wszystko zmierza - odciął się Snape ze złością. - Niech mnie licho,

jeśli ktoś będzie mnie obwiniał za brak nadzoru nad tym głuptasem. Zrobiłem swoje,

teraz twoja kolej.

Tym razem to Dumbledore potrzasnął głową.

- Zbyt wiele się w tym doszukujesz, Severusie. Naprawdę, nie wydaje mi się, by Harry

czuł w tej chwili coś więcej niż smutek - westchnął. - Ale zdaję się na twoją opinię.

Jeżeli naprawdę myślisz, że Harry ma kłopoty albo potrzebuje wskazówek, to mogę jedynie

pozostawić tobie decyzję o tym, jakie kroki należy podjąć. Do tej pory wystarczająco

wiele razy wpływałem na jego życie i nie sądzę, by pozwolił mi na to raz jeszcze.

Słysząc to Severus gwałtownie poderwał się z miejsca, przewracając krzesło, na którym

siedział.

- Czy miłość do Pottera zaślepia cię tak bardzo, że nie widzisz, co się z nim dzieje?

- zapytał z gniewem. - On nie potrzebuje mnie, ale ciebie, byś go ratował! Nie ufa

mnie, tylko tobie!

Dumbledore patrzył na niego w milczeniu; tylko jego oczy zdradzały niepokój.

- Chyba nie zdajesz sobie z tego sprawy, Severusie, ale Harry ufa mi obecnie niewiele

bardziej niż tobie - odparł. - Z nas dwóch to ja prawdopodobnie byłbym tym, który

natknąłby się na mur, próbując się do niego zbliżyć. Wyjdzie z tego, ale gdyby zbłądził

po drodze, liczę, że spróbujesz mu pomóc.

Wychodząc z biura Dumbledore'a Snape był tak wściekły, jak chyba nigdy wcześniej.

Ponownie obserwował Pottera, a im więcej widział, tym większy czuł gniew. Potter

wiecznie sprawiał trudności i jak zawsze wybrał sobie najgorszy czas. Był przekleństwem

życia Severusa. Nawet teraz, gdy starał się ochraniać chłopca, w ogóle go nie rozumiał,

za wyjątkiem spraw, co do których miał stuprocentową pewność. Harry Potter cierpiał

i jeśli nikt mu nie pomoże, wkrótce załamie się nerwowo albo coś sobie zrobi. Oczywiście

nie była to informacja, która powinna trafić do wiadomości publicznej.

Severus nie chciał zobowiązywać się do pomagania temu nieznośnemu utrapieńcowi. Wcale

nie chciał zostać powiernikiem Harry'ego Pottera, chociaż wiedział, że to nieuniknione.

Siedząc w Wielkiej Sali Snape widział, jak Potter rzuca Malfoyowi mordercze spojrzenie.

Jednak gdy chłopcy odwrócili się ku swoim stołom, nienawiść niemal natychmiast zniknęła

z twarzy Harry'ego, który wyglądał teraz jak człowiek toczący głęboką wewnętrzną

walkę z samym sobą. Widząc to Snape skrzywił się najmocniej, jak mógł.

Nienawidził się martwić.

x-x-x

Harry znowu czuł, że jest obserwowany.

Zawsze ktoś wpatrywał się w niego, tak jakby chciał spojrzeniem wypalić w nim dziurę

na wylot. Żaden jego czyn nie pozostawał niezauważony, przyciągając spojrzenia innych

- jedne nienawistne, inne pełne uwielbienia. Nienawidził tego; najchętniej powiedziałby

im wszystkim, żeby się odwalili i dali mu wreszcie pożyć.

Wiecznie pod obserwacją. Cały świat na niego patrzył. Wszyscy oczekiwali tak wiele

od Chłopca, Który Przeżył. Harry miał ochotę przeklinać głupotę tych wszystkich,

którzy pokładali w nim całe swoje zaufanie. Chciał wykrzyczeć, jak bardzo nie nadaje

się na bohatera, którego w nim widzieli.

Dlaczego? Dlaczego on? Dlaczego wszystko zawsze przytrafiało się właśnie jemu? Co

takiego uczynił? A jeżeli coś uczynił, to czy mógł to zmienić, by odzyskać normalność?

Był pewien, że powoli zaczyna wariować.

Rozpadał się; wszyscy patrzyli, ale nikt niczego nie zauważał. Zupełnie jakby krzyczał

ile tchu w piersiach, zaś każdy, kto go mijał, po prostu uśmiechał się, machał do

niego i szedł dalej.

Tak bardzo zauważany, że aż niewidoczny. Jak mógł uosabiać te dwa przeciwieństwa?

Jak ktokolwiek mógł przewiercać go wzrokiem na wskroś każdego dnia i nie pogrążać

się w rozpaczy wraz z nim?

Harry nie był pewien, ile jeszcze zdoła znieść.

- Harry? Wybierasz się gdzieś? Przegapisz deser - powiedziała Hermiona, kiedy wstał

od stołu.

Harry przywołał na twarz uśmiech, miał nadzieję, że wystarczająco wiarygodnie.

- Nie szkodzi, nie bardzo mam dzisiaj ochotę na jedzenie. Poza tym muszę jeszcze

coś zrobić, zanim się położę. Jestem zmęczony, więc myślę, że im szybciej się za

to wezmę, tym lepiej.

Hermiona pokiwała głową ze zrozumieniem. Harry ponownie się uśmiechnął, jednak gdy

tylko oddalił się od Gryfonów, uśmiech ten zgasł jak zdmuchnięta świeczka. W pośpiechu

nie zauważył, że podąża za nim spojrzenie ciemnych oczu, których właściciel siedział

za stołem nauczycielskim. Ale nawet gdyby zwrócił na to uwagę, nie miałoby to dla

niego żadnego znaczenia.

W końcu zawsze był ktoś, kto gapił się na Harry'ego Pottera.

x-x-x

- Ej, Mionka, gdzie polazł Harry? - spytał Ron, widząc, że Harry opuszcza Wielką

Salę. Hermiona wzruszyła ramionami.

- Powiedział, że ma coś do zrobienia. Że jest zmęczony i chciał coś dokończyć, czy

coś takiego.

- Zmęczony? A niech mnie, przecież dopiero siódma! Co takiego robił, że jest zmęczony

o tej porze? - zdumiał się Ron.

Odkąd wrócili do Hogwartu, widywał się z Harrym tylko w czasie lekcji. Jako że byli

już na szóstym roku, nie mogli rozmawiać na zajęciach tak jak kiedyś. A potem dostali

tygodniowy szlaban ze Snapem, co jeszcze bardziej zmniejszyło ilość czasu, jaką mieli

dla siebie. Teraz, kiedy szlaban wreszcie dobiegł końca, Ron miał nadzieję, że spędzi

wieczór plotkując w gronie swych najlepszych przyjaciół. Wiadomość, że Harry znalazł

sobie inne zajęcie, wyraźnie go rozczarowała.

Hermiona roześmiała się, widząc jego minę.

- Co w tym niezwykłego, że czuje się zmęczony? - zapytała z rozbawieniem w głosie.

- Ledwo wrócił, od razu dostał szlaban, przez dwa tygodnie pod rząd. Dopiero dziś

ma pierwszy wolny wieczór, więc pewnie chce odespać wszystkie zarwane noce.

Ron skinął głową. Oczywiście Hermiona miała rację, ale nadal wydawało mu się to dziwne,

że Harry nawet nie zaczekał, by wreszcie z nimi pogadać.

x-x-x

Harry nie mógł oddychać. Jego dłoń drżała.

Pochylał się nad jedną z umywalek w opuszczonej łazience dla dziewcząt, tej samej,

w której na drugim roku on i jego przyjaciele warzyli eliksir wielosokowy. Tym razem

to nie z winy eliksiru Harry czuł się tak nędznie i walczył o oddech.

Łzy napłynęły mu do oczu. Harry uniósł głowę i spojrzał na swoje odbicie w magicznym

lustrze, czekając aż spłyną w dół, by znów mógł widzieć wyraźnie. Poczuł wilgoć na

policzkach i zacisnął powieki, ale łzy nie przestawały płynąć. Szloch, który wydobył

się z gardła Harry'ego był tak głośny, jakby wraz z nim wydarto mu duszę. Przez jego

myśli przewinął się szereg obrazów, ukazujących wydarzenia z przeszłości.

Całe cierpienie, którego był przyczyną.

Wszystkie śmierci.

Wszyscy ludzie, którzy oddali za niego życie.

Nie ocalił ich, tak jak nie ocali nikogo innego.

Pod wpływem wspomnień mrok wkradł się w jego umysł, a gardło ścisnęło, odbierając

mu oddech. Harry poczuł, że brakuje mu powietrza, które próbował wciągnąć w płuca,

łkając. Nic nie mogło uśmierzyć jego bólu, ani wypełnić tej pustki, którą w sobie

czuł.

Dusił się. Czuł, że musi w jakiś sposób dać upust swojemu cierpieniu.

Patrząc w dół sięgnął po leżące na umywalce ostrze, które wcześniej wyczarował. Wolną

ręką otarł łzy, które wciąż płynęły mu z oczu. Zapatrzył się na swoją dłoń, błyszczącą

od łez, zastanawiając się, dlaczego ta ciecz na jego ręce jest przezroczysta, a nie

czerwona.

Był tak bardzo zraniony na duszy. Jakby coś rozszarpywało go od wewnątrz, aż dziw,

że nie krwawił.

Powinien płakać krwią, nie wodą.

Jednak tak się nie działo, a łzy nie zmniejszały męczarni. Nie zmniejszało jej również

powietrze, które wciągał ze szlochem. Harry znał tylko jeden sposób, by odzwierciedlić

swą wewnętrzną mękę. Podwinął lewy rękaw szaty i koszuli do łokcia i uniósł ostrze.

Na wewnętrznej stronie jego ramienia widniały liczne, cienkie linie, znacząc miejsca

po poprzednich nacięciach - blizny, które dzięki zaklęciu maskującemu zwykle pozostawały

niewidoczne.

Nadal płacząc, łkając i cierpiąc, przycisnął ostrze do miękkiej skóry i bardzo powoli

przesunął je wzdłuż ręki. Patrzył, jak krew zaczyna płynąć.

Przestał płakać. Znów mógł oddychać; szloch ucichł, ból zniknął.

Gdy tylko jego oddech uspokoił się, upuścił ostrze na podłogę i użył zaklęcia, by

się go pozbyć. Potem spojrzał na ranę na swoim ramieniu. Tyle krwi. Zawsze było tyle

krwi, ale tak było dobrze.

Ponownie użył różdżki i za pomocą zaklęcia, którego nauczył się specjalnie na takie

okazje zasklepił ranę. Pozostanie zaczerwieniona i świeża, ale przynajmniej powstrzymał

krwawienie. Przez jakiś czas rana będzie bolesna, lecz to również było dobre, bo

w ten sposób nie musiał tego robić przez następne dwa tygodnie. Będzie miał pamiątkę,

gdy jego psychiczne cierpienie znowu zacznie się wzmagać.

Harry złapał za kurek przy zlewie. Już dawno temu przekonał się, że zaklęcia czyszczące

i świeże rany nie idą ze sobą w parze. Zaklęcie otworzyłoby ranę, a tego akurat nie

chciał. Właśnie miał umyć rękę, kiedy usłyszał jakiś dźwięk za plecami. Obrócił się

szybko.

Za nim stała Jęcząca Marta, a w jej wielkich, smutnych, przezroczystych oczach widoczne

były łzy.

- Harry Potterze, coś ty najlepszego zrobił? - zapytała swoim piskliwym głosem ducha.

- To było bardzo złe. Nie powinieneś tego robić, nawet jeśli było ci bardzo smutno.

- Odejdź, Marto - powiedział miękko Harry, zmywając krew z ramienia.

Jęcząca Marta załkała. Harry zazwyczaj traktował ją uprzejmie, ale nie tym razem.

Najpierw zranił siebie, a teraz ją.

Z Harrym Potterem rzeczywiście działo się coś niedobrego.

x-x-x

Hermiona i Ron skończyli jeść kolację i właśnie wychodzili z Wielkiej Sali, kiedy

zatrzymał ich Snape.

- Gdzie jest Potter?

Minęła prawie godzina, odkąd Harry opuścił stół Gryfonów. Patrząc w nieprzyjazne

oczy Mistrza Eliksirów przyjaciele zastanawiali się, czy Harry właśnie zasłużył na

kolejny szlaban.

Sądząc po minie Rona, jego odpowiedź byłaby mocno nieuprzejma, więc Hermiona odrzekła

prędko:

- Miał coś do zrobienia i wyszedł jakąś godzinę temu. Nie wiem co dokładnie, panie

profesorze, ale powiedział, że jest zmęczony i że zaraz po tym położy się spać.

- Rozumiem - odparł Snape. Jako że nie dodał nic więcej, Hermiona uznała, że już

z nimi skończył.

Ron natomiast zdecydował, że teraz jego kolej by coś powiedzieć.

- Harry nie ma już żadnych innych szlabanów do odrobienia, profesorze. Nie zrobił

nic złego, więc niech pan nie myśli, że ma pan za co ukarać go kolejnym. I wie pan

co - on już wystarczająco dużo przeszedł, więc mógłby pan przestać go prześladować.

Myślałem, że jest pan w stanie zrozumieć chociaż tyle.

Gdyby Snape już wcześniej nie patrzył na nich z gniewem, teraz na pewno by zaczął.

Zmrużył oczy, które pociemniały jeszcze bardziej.

- To, czego chcę od Pottera, jest wyłącznie moją sprawą, Weasley. Zapamiętaj sobie,

że jeżeli o niego pytam, czynię tak wyłącznie dla jego dobra - powiedział Snape bardzo

cicho.

Nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż w tej samej chwili dostrzegł, jak Harry wychodzi

zza rogu i kieruje się w stronę wieży Gryffindoru.

- A teraz, jeśli wasza dwójka mi wybaczy - uciął Snape i ruszył przed siebie. Nie

odwracając się, rzucił na odchodnym:

- Byłbym zapomniał, Weasley - to będzie kosztowało Gryffindor dziesięć punktów. Nie

będę tolerował twoich impertynencji. Lepiej bądź wdzięczny, że ominął cię kolejny

szlaban.

Ron już zamierzał się odgryźć, lecz zanim zdążył się odezwać, Hermiona zasłoniła

mu ręką usta. Za sprawą chłopców Gryffindor stracił już sto pięćdziesiąt punktów,

a przed chwilą Ron dołożył do nich kolejne dziesięć. Pomyślała, że gdyby odjęto im

jeszcze jakieś punkty, pozostali Gryfoni mogliby poczuć chęć sprawdzenia, czy któreś

z ich trójki biegnie szybciej niż rzucane za nimi klątwy.

Poza tym Snape nie próbowałby chyba skrzywdzić Harry'ego; w końcu teraz pracował

dla Zakonu. A gdyby nawet próbował, Dumbledore raczej by tego nie pochwalił. Tak

więc Harry powinien być bezpieczny, nieprawdaż?

Idąc za Ronem, Hermiona starała się zapomnieć, jak bardzo Mistrz Eliksirów nienawidził

jej przyjaciół i jej samej.

x-x-x

- Potter, proszę na słowo!

Słysząc głos Snape'a pozostali studenci, którzy znajdowali się na korytarzu pospiesznie

zeszli mu z oczu. Jednak wołany zachowywał się tak, jakby niczego nie słyszał.

- Potter! - zawołał Snape, tym razem nieco donośniej, powstrzymując się jednak od

krzyku.

Harry nadal szedł, jak gdyby nigdy nic. Widząc to Severus przyspieszył i wkrótce

znalazł się na tyle blisko chłopca, by schwycić go za ramię. Ku jego zaskoczeniu

Harry głośno krzyknął z bólu. Odwrócił się błyskawicznie, by stanąć twarzą w twarz

z profesorem i starając się zrozumieć, co kryje się w jego ciemnych, zamyślonych

oczach. Spojrzenie Snape'a pozostało nieprzeniknione i pozbawione emocji.

Severus puścił ramię Harry'ego i uniósł dłoń, chcąc dokładnie przyjrzeć się czubkom

swoich palców.

Harry przeklinał się w duchu. Głupiec! Głupiec! Jak mógł być taki głupi?! Zapomniał

o zaklęciu maskującym, by ukryć ranę i wszystko, co miało związek z nią i innymi

bliznami. Przez Jęczącą Martę Harry nie mógł się skupić, a ponieważ chciał się pozbyć

jej towarzystwa, obmył tylko pospiesznie ramię i wyszedł. Nie słyszał wołania Snape'a,

bo zagubił się w… w tym wszystkim, a nie pomyślał, że ten złapie go za ramię, by

zwrócić na siebie uwagę.

Harry wiedział, że ma kłopoty. Mimo że jego szkolne szaty były czarne i dokładnie

zakrywały ramię, czuł, że zaklęcie przestało działać, kiedy Snape go złapał. Nawet

z miejsca, w którym stał, widział, że palce profesora pokryte były krwią.

- Potter, pójdziesz za mną. Musimy porozmawiać - oznajmił Severus, odrywając spojrzenie

od swoich zakrwawionych dłoni, po czym szybko wsunął ręce do kieszeni swej szaty.

To nie było stwierdzenie, ale rozkaz. Przygnębiony Harry spuścił głowę i przytaknął.

Kilka metrów dalej Hermiona, Ron i pozostali studenci obserwowali, jak Harry podąża

za Snape'em, zastanawiając się, co właściwie zaszło przed chwilą między nimi.

Rozdział drugi. Całkiem niezły kompromis

X-x-X

Severus przemierzał szkolne korytarze, krzywiąc twarz w gniewnym grymasie. Z jego

oczu wyzierała złość. Wszystko wydarzyło się zbyt szybko - nie zdążył się nawet zastanowić,

jak ma się uporać z jednym problemem Pottera, a ten już dołożył mu kolejny.

Dokładnie wiedział, co chłopak zamierzał zrobić. Wiedział to od chwili, gdy zobaczył

krew na swoich rękach, ale i tak dał się zaskoczyć. Teraz przeklinał się za własne

niedopatrzenie, bo tak naprawdę to, co się stało, nie powinno być dla niego niespodzianką.

Ile razy widział podobne zachowanie u uczniów Slytherinu w ciągu minionych lat? Ile

razy innych opiekunów Domów gnębiły te same troski?

Nie powinno go to dziwić, ale tak właśnie było, ponieważ teraz chodziło o Harry'ego

Pottera. Severus nie był świadomy, że sprawy mogą zajść tak daleko.

- Potter, to moje prywatne komnaty.

Niespodziewanie, ku wielkiej uldze Harry'ego zatrzymali się przed osobliwie wyglądającymi

drzwiami. Snape kluczył krętymi korytarzami tak długo, że równie dobrze mogli chodzić

w kółko. W końcu Harry zaczął się zastanawiać, czy tę samą trasę przemierzali Ślizgoni

za każdym razem, gdy wracali do swoich komnat. Mimo że prywatne pokoje opiekunów

domów nie były częścią dormitoriów, zazwyczaj znajdowały się w ich sąsiedztwie. Harry

nigdy nie był w kwaterze profesor McGonagall, niemniej wszyscy Gryfoni wiedzieli,

gdzie się one znajdują. Założył, że dotyczy to także Snape'a i Ślizgonów.

- Potter - powtórzył Snape. Nie mówiąc ani słowa Harry spojrzał na drzwi. Dokuczało

mu zdrętwiałe ramię, z trudem więc skupił swoją uwagę na wejściu do komnat Mistrza

Eliksirów. Musiał jednak przyznać, że znajdowały się przed nim jedne z bardziej fascynujących

drzwi, jakie zdarzyło mu się zobaczyć w Hogwarcie. Jak wszystkie, również i te miały

klamkę i zawiasy… Zaskakujące było jednak to, że klamka znajdowała się dokładnie

po tej samej stronie, co zawiasy. Mimo to drzwi pozostawały szczelnie zamknięte.

Harry przyglądał się nauczycielowi, który dotknął klamki swoją różdżką i wymruczał

dziwne zaklęcie.

- Zapukaj trzy razy i naciśnij klamkę - poinstruował go Snape. Harry miał ochotę

spytać, dlaczego miałby to zrobić i jaki właściwie był sens tego wszystkiego, ale

zamiast tego spełnił polecenie. Gdy tylko nacisnął klamkę, ta przesunęła się wzdłuż

drzwi gładko jak po szynach. Następnie zatrzymała się dokładnie w miejscu, w którym

powinna się znajdować, i drzwi stanęły otworem.

- Czy wszyscy Ślizgoni wiedzą jak to zrobić? - Harry był pod wrażeniem.

- Nie - odparł niemal niedosłyszalnie Snape, przechodząc szybkim krokiem obok nastolatka.

Drzwi same zamknęły się za nimi. W pokoju, w którym się znajdowali, panował wzorowy

porządek, jednak Harry czuł się nieswojo.

Na podłodze leżał kremowy dywan. Rzędy półek, ciągnących się wzdłuż ścian zastawione

były książkami oraz fiolkami i butelkami pełnymi eliksirów. Na środku pokoju stał

długi stół, na którym piętrzyły się zwoje pergaminu, pióra i inne akcesoria do pisania,

zaś po prawej stronie znajdowały się trzy pary drzwi, wiodących do innych pomieszczeń.

- To moje prywatne biuro. Za tymi drzwiami jest sypialnia, tamte prowadzą do mojej

pracowni, a te do łazienki - wyjaśnił Snape.

- Po co tu przyszliśmy? - spytał w odpowiedzi Harry.

- Zdejmij szatę, Potter, zaraz wrócę - powiedział Severus. Ignorując pytanie Harry'ego

przeszedł do pracowni. - Niczego. Nie. Dotykaj.

Kiedy wrócił, Harry - nadal ubrany - stał na środku pokoju. Severus spodziewał się

tego, więc bez słowa wyciągnął rękę z butelką eliksiru.

- Wypij to - polecił chłopcu.

- Co to? - spytał podejrzliwie Harry. Był przekonany, że Snape chętnie skorzystałby

z okazji, by go otruć i dlatego nie zamierzał pić czegokolwiek, czym go częstował

Mistrz Eliksirów.

W oczach Snape'a pojawiły się złośliwe błyski, jednak zdołał się opanować.

- To powstrzyma ból w twoim ramieniu i zatrzyma krwawienie na tyle, bym mógł obejrzeć

ranę.

Twarz Harry'ego przybrała wyraz determinacji.

- Nie ma nic do oglądania, profesorze - odrzekł pewnym głosem. - Spieszyłem się do

dormitorium i po drodze zaczepiłem ręką o jedną ze zbroi.

- Nie obrażaj mojej inteligencji, Potter - uciął Severus. - Twoja szata nie jest

podarta. Zanim zaczniesz udawać, że naprawiłeś rozdarcie, zauważ, że krwawi wewnętrzna

strona twojej ręki. Nawet jeśli mówisz prawdę, to szczerze wątpię, czy nawet najbardziej

uparta zbroja mogłaby cię tam zranić. A teraz wypij eliksir i pozwól mi zbadać swoje

ramię, zanim wykrwawisz się na śmierć na moim dywanie!

Nauczyciel wyciągnął rękę, chcąc dotknąć ramienia Harry'ego, ale ten spanikował.

- Nie! - krzyknął. Szukając możliwości ucieczki, cofał się, aż wpadł na stół.

- Potter! - zawołał Snape, podchodząc o krok bliżej.

Harry osunął się na podłogę, przyciągnął kolana do brody i zaczął kiwać się w przód

i w tył. Płakał bezgłośnie, ale nie zrobił nawet jednego gestu, aby otrzeć łzy. Severus

odetchnął głęboko i podszedł bliżej do zrozpaczonego chłopca.

- Nie skrzywdzę cię, Potter - powiedział najłagodniej, jak potrafił. - Nie ukarzę

cię, ani nie będę się gniewał za to, co zrobiłeś. Chcę tylko zobaczyć ranę i powstrzymać

krwawienie. Jestem tu, by ci pomóc. Wybacz więc, ale nie pozwolę ci umrzeć z nadmiernego

upływu krwi.

Harry nie poruszył się ani o centymetr. Zamiast odpowiedzi z jego ust wydobyło się

ciche zawodzenie.

Snape pochylił się nad nim, ale Harry utkwił wzrok w podłodze, nadal kołysząc się

i łkając.

- Potter - spróbował ponownie Severus. - Muszę zaleczyć ranę. Mogę to zrobić ja,

albo Pomfrey, ale coś mi mówi, że nie chciałbyś się znaleźć w skrzydle szpitalnym

z tą dolegliwością.

Harry nadal kołysał się, zawodząc.

- Jeżeli chcesz, zostawię bliznę - kontynuował łagodnym tonem Severus. - Wiem, że

to dla ciebie ważne. Muszę tylko zatamować krew i zasklepić ranę.

Płacz i kołysanie ustały. Harry pociągnął nosem i powoli wyciągnął ramię w kierunku

Snape'a. Ten podał mu eliksir.

- Najpierw weź to.

Harry wypił zawartość fiolki i natychmiast poczuł, jak znika senność spowodowana

utratą krwi. Zmniejszyło się także mrowienie, które czuł w ramieniu i dłoni. Tymczasem

Severus z wolna odwijał przesiąknięty krwią rękaw szaty Harry'ego, aż odsłonił ranę.

Nie była tak głęboka, jakby na to wskazywał upływ krwi. Kolejną rzeczą, jaką spostrzegł,

były inne blizny na ramieniu chłopca. które wyraźnie wskazywały, że tym razem Harry

ciął się głębiej niż uprzednio.

Snape wyciągnął z kieszeni niewielki słoiczek z jasnoniebieską maścią. Wcierając

ją w świeżą ranę, patrzył, jak za sprawą magii nacięcie zamknęło się i zmniejszyło,

aż zaczęło wyglądać jak pozostałe blizny, które znaczyły gładką poza tym skórę chłopca.

- Gdzie jest ta za twojego ojca chrzestnego? - głos Mistrza Eliksirów nadal brzmiał

łagodnie.

Harry szybko przyciągnął rękę do siebie. Jego oczy błysnęły podejrzliwie.

- Chcę tylko sprawdzić, czy goi się właściwie. Nie zrobię nic wbrew twojej woli -

wyjaśnił. - Poza tym nie mam zaufania do mugolskiej medycyny. Działa zbyt wolno i

nigdy nie uzdrawia do końca.

Harry przytaknął ze zrozumieniem. Czuł palącą potrzebę by spytać, skąd Snape wiedział

o ranie, którą zadał sobie z powodu Syriusza. Zamiast tego odparł cicho:

- Jest na nodze.

Za pomocą różdżki i odpowiedniego zaklęcia Severus usunął fragment materiału, odsłaniając

udo i kolano chłopca. Rana, którą zobaczył, była z pewnością głębsza niż dzisiejsza.

Severus założył, że Harry musiał ją sobie zadać przynajmniej dwa miesiące temu, ale

rana wciąż była bardzo zaczerwieniona i wyglądała na bolesną.

- Może ją pan wyleczyć - Harry przerwał milczenie. - Chcę tylko, żeby… wyglądała

jak pozostałe trzy.

Skinąwszy głową, Severus nałożył maść na nie zagojoną ranę, która w jednej chwili

straciła swoją żywą, czerwoną barwę, stając się tylko kolejną blizną na nodze Harry'ego.

Ślady, które pokrywały nogę chłopca nie były zaledwie cienkimi, białymi liniami.

Były o wiele wyraźniejsze. Dokładnie tak, jak tego chciał Harry.

Kolejne skinienie różdżki Mistrza Eliksirów i spodnie Harry'ego znów były w całości.

Chłopiec spojrzał pytająco na Snape'a.

- Ten lek opracowałem specjalnie w tym celu, Potter - odrzekł Severus, podnosząc

się z podłogi. - A zatem nie, nie można go nigdzie kupić, nawet na Nokturnie. Tylko

osoby o dość szczególnej osobowości nadal chcą mieć blizny, gdy rany są już wygojone.

- Och - odparł tylko Harry, również wstając. - Muszę iść.

- A więc idź - powiedział Snape. Zszedł z drogi Harry'emu, zmierzającemu do wyjścia,

a jego spojrzenie znów stało się nieprzeniknione. - Ale jeśli będziesz chciał o tym

porozmawiać, Potter, lub też będziesz potrzebował pomocy, przyjdź i powiedz mi o

tym. Wiesz, jak otworzyć drzwi, a ja spędzam tu większość czasu.

Nie mówiąc ani słowa, Harry otworzył drzwi. Stojąc na progu, zwrócony tyłem do Mistrza

Eliksirów, odpowiedział w końcu:

- Nie chciałbym pana obrazić, ale… pan jest chyba ostatnim człowiekiem, z którym

mógłbym o tym porozmawiać.

Potem wymknął się z pokoju, zdecydowanie zamykając za sobą drzwi. Severus spoglądał

za nim w milczeniu.

Jeszcze nigdy nie był tak uprzejmy względem Pottera, czy innego ucznia, a wiedział,

że na tym się nie skończy. Potter wróci. Co więcej, Dumbledore spodziewał się że

on, Snape, udzieli mu pomocy. A to oznaczało, że będzie musiał zachowywać się tak,

by Złoty Chłopiec czarodziejskiego świata był w stanie go zaakceptować. Severus miał

nadzieję, że Potter przynajmniej spróbuje zachowywać się znośnie, gdyż obawiał się,

że w przeciwnym razie zabije go własną różdżką.

Biorąc pod uwagę blizny na ramieniu chłopaka (a zapewne nie brakowało ich także na

jego drugiej ręce) Mistrz Eliksirów pomyślał, że Harry Potter może być inny niż to

sobie zawsze wyobrażał. Ktoś, kto wiódł cudowne życie wypełnione szczęściem nie powinien

mieć powodów, by zadawać sobie ból. Jedynie głęboko skrywane cierpienie mogłoby wywołać

w nim myśl o świadomym samookaleczaniu.

Severus powinien to wiedzieć. W końcu uczył w Hogwarcie już od dobrych kilku lat

i zmagał się już z takimi problemami.

x-x-x

- Harry, mogę cię prosić na słówko?

Chłopak z trudem powstrzymał się od jęku. „Czy ten dzień nigdy się nie skończy?”

- pomyślał.

Harry po raz kolejny tego dnia kierował się do wieży Gryfindoru, kiedy zatrzymał

go Dyrektor. Wyglądało na to, że musi się pożegnać z myślą o tym, by jak najszybciej

znaleźć się we własnym łóżku. Pewnym pocieszeniem była myśl, że przynajmniej tym

razem korytarz był pusty.

Dumbledore spojrzał ze współczuciem na ucznia. W jakiś niezwykły sposób rozumiał,

co kryło się w oczach Harry'ego i przyrzekł sobie w duchu, że nie będzie to jedna

z charakterystycznych dla niego długich i żartobliwych rozmów.

- On po prostu próbuje ci pomóc, Harry. Powinieneś z nim porozmawiać. Rozumie więcej,

niż ci się wydaje.

Harry potrząsnął głową, wiedząc doskonale, kogo Dumbledore ma na myśli mówiąc „on”.

- Nie. On nie rozumie, profesorze. To Snape, pamięta pan? Jedyna pomoc, jakiej mi

udzieli, skończy się tym, że moje martwe ciało wyląduje u stóp Voldemorta.

Dumbledore uśmiechnął się lekko, słysząc tak ostre słowa Harry'ego i bezpośredniość,

z jaką się wyraził. Może więc chłopiec nie znienawidził go do końca. Może nawet wybaczył

mu ubiegły rok. Ten jeden raz Dumbledore postanowił nie zwracać uwagi Harry'emu,

że Snape jest profesorem i tak właśnie powinno się go tytułować.

- Ach, ale dopiero co ci pomógł, prawda? - spytał Dyrektor, wciąż się uśmiechając.

Harry zmrużył oczy.

- Właściwie to jestem pewien, że kiedy tu tak sobie gawędzimy, Snape właśnie opisuje

swoje zachowanie w swojej Wielkiej Księdze Zła, podrozdział: największe życiowe pomyłki.

To tuż obok zapisu o swoim przejściu na stronę Dobra.

- Harry - głos Dumbledore'a zabrzmiał ostrzegawczo. Uczeń posłał mu przepraszające

spojrzenie.

- On mnie nienawidzi, profesorze - wytknął mu - myśli, że jestem jakimś zepsutym,

egocentrycznym smarkaczem, niepotrzebnie niańczonym przez świat wybrańcem bogów!

Pewnie myśli, że jest to panu winien. Albo co gorsza, mojemu ojcu.

Dumbledore roześmiał się. Całkiem prawdopodobne, że tak właśnie pomyślałby Severus.

- Może masz rację co do profesora Snape'a, Harry, ale jestem pewien, że niektóre

twoje myśli na jego temat są równie paskudne.

Lekki rumieniec pojawił się na twarzy nastolatka. Ostatnie zdanie Dumbledore'a nie

było pytaniem, lecz stwierdzeniem, gdyż wszyscy w szkole wiedzieli o wzajemnej niechęci

pomiędzy Harrym i Mistrzem Eliksirów, doskonale widocznej przy każdym ich spotkaniu.

- A wiec naucz go, Harry - powiedział Albus nieco łagodniej. - Opowiedz mu o swoim

życiu i sprawdź, jak zareaguje. Myślę, że po dzisiejszym wieczorze chętnie posłucha,

co masz mu do powiedzenia.

Harry przytaknął na znak, że przemyśli tę propozycję. Była to jedyna rzecz, jaką

mógł w tej chwili zrobić. Miał za sobą długi, męczący dzień i czuł, że zaczyna boleć

go głowa. Co gorsza dwie osoby - nie licząc Jęczącej Marty - poznały dzisiaj jego

sekret. Harry wolałby, żeby jedna z tych osób miała jedynie podstawowe informacje

na temat jego życia. Natomiast druga, czego powinien się w zasadzie spodziewać,

dowiedziałaby się prędzej czy później. Dumbledore wiedział o wszystkim, co działo się w

Hogwarcie.

Niczego nie można było przed nim ukryć, Harry powinien o tym pamiętać.

- Cóż, na mnie już czas. Skończyły mi się miętowe beziki, więc będę musiał zmienić

hasło do mojego gabinetu. Nie może to być coś, czego nie mam już w posiadaniu, nieprawdaż?

- powiedział Dumbledore, uśmiechając się szeroko. Jego oczy znów błyszczały. Rozbawiona

mina nastolatka sprawiła, że Dumbledore z trudem powstrzymał się, by nie uściskać

go z całych sił. Nie zrobił tego jednak - Harry miał już szesnaście lat, wątpliwe

więc, by chciał być przytulany w korytarzu przez wiekowego już dyrektora.

Kiedy udali się każdy w swoją stronę, obaj poczuli się nieco pokrzepieni na duchu.

x-x-x

Gdy tylko Harry'emu udało się w końcu dotrzeć do pokoju wspólnego Gryfonów, dwójka

jego przyjaciół zarzuciła go pytaniami. Pozostali uczniowie leżeli już w łóżkach,

więc byli w pokoju sami, jednak Harry nie miał ochoty zdradzać swoich sekretów jeszcze

komuś tego wieczoru. Kilka mglistych wyjaśnień, które zadowoliły Rona i rozbudziły

ciekawość Hermiony wystarczyło, by pozwolili mu pójść spać.

- Dobranoc, Harry - powiedziała cicho Hermiona i uścisnęła go mocno.

Harry odwzajemnił uścisk, z początku lekko, po dłuższej chwili równie silnie. Zastanawiał

się, ile zrozumiała i czy w ogóle wiedziała, że jest co rozumieć. Hermiona zawsze

odznaczała się spostrzegawczością i przytomnością umysłu. Chociaż cieszył się z przyjaźni

Rona, w chwilach takich jak ta naprawdę doceniał, że jeden z dwojga jego najlepszych

przyjaciół jest dziewczyną.

- Miona, puść go! - Wydawało się, że Ron zarumienił się za nich obu. - Nie mamy już

jedenastu lat, nie możesz się na nas rzucać za każdym razem, kiedy masz ochotę.

Hermiona uśmiechnęła się lekko do Harry'ego, wypuszczając go z objęć i z błyskiem

w oku odwróciła się do Rona.

- W porządku, Ronaldzie Weasley. Jeśli nie chcesz, żebym cię kiedykolwiek przytulała,

niech i tak będzie. Natomiast ani Harry, ani ja nie mamy nic przeciwko temu, więc

będę go obejmować, kiedy tylko mi się zachce.

Wychodząc, zatrzymała się nagle i odwróciła się w ich stronę.

- Właściwie to ciebie również będę przytulać, jeśli tylko przyjdzie mi ochota! -

oznajmiła, po czym wspięła się po schodach prowadzących do dormitoriów dziewcząt.

- Niech ci będzie! - Ron nieco spóźnił się z odpowiedzią. Nadal czerwieniąc się,

zwrócił się do Harry'ego.

- Dziewczyny. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam je zrozumieć, brachu.

Wspinając się po schodach do sypialni chłopców Harry pomyślał, że lepiej nie przypominać

Ronowi, że Hermiona jest jedyną dziewczyną, której zachowanie tak trudno przychodziło

mu zrozumieć.

Pół godziny później Harry leżał w łóżku usiłując zasnąć, kiedy z ciemności panującej

w pokoju dobiegł go głos Rona.

- Jesteś pewien, że Snape nie próbował rzucić na ciebie uroku albo dać ci kolejnego

szlabanu?

Harry uśmiechnął się do siebie.

- Tak, Ron, jestem pewien. To nie było nic ważnego, po prostu zastanawiał się, czy

na pewno chcę mieć eliksiry na szóstym i siódmym roku.

- To do niego podobne! Mam nadzieję, że powiedziałeś mu, że na nieszczęście dla niego

wszyscy troje z całą pewnością będziemy kontynuować te zajęcia. W końcu zaliczyliśmy

SUMy, chociaż Merlin jeden wie, jak się nam to udało - wyszeptał Ron zapalczywie.

Harry zaśmiał się krótko, jak tego oczekiwał Ron, lecz kilka minut później przyjaciel

znowu zaszeptał.

- Czy jesteś absolutnie pewien, Harry? Mógł dać ci szlaban i nie powiedzieć o tym,

a jeśli się nie zgłosisz, dołoży ci kolejny i…

Więcej nie zdążył dodać, gdyż w ciemności rozbrzmiał rozzłoszczony głos Deana.

- Cholera jasna, Ron, przecież powiedział, że jest pewien! Daruj sobie, albo odłóż

dyskusję do rana!

- Właśnie. No i gdyby tak zrobił, Harry by mu nie darował - dołożył swoje trzy grosze

Seamus.

Ron wydał z siebie głośne „Ha!”, a Neville zachrapał przez sen. Poza tym w sypialni

zapanowała cisza. Wszyscy zasnęli. Wszyscy - z wyjątkiem Harry'ego, który rozmyślał,

leżąc w ciemnościach. Myślał o swoich przyjaciołach, o ich oczekiwaniach względem

niego i o… Mistrzu Eliksirów.

Do tej pory nikt nie zaoferował duchowego wsparcia Chłopcu, Który Przeżył.

Snape był pierwszy.

x-x-x

Kiedy rozległo się pukanie, Severus spojrzał w kierunku drzwi znad sterty wypracowań,

które oceniał. Zaklęciem sprawdził godzinę. Jasnozielona mgiełka uformowała się w

cyfry 2:00, co oznaczało, że przynajmniej jedna zasada szkolnego regulaminu została

złamana.

Trzy stuknięcia, chwila ciszy, po czym drzwi uchyliły się ostrożnie i do pokoju wszedł

Harry Potter.

Severus popatrzył na niego bez cienia zainteresowania i ponownie zabrał się za ocenianie.

Usłyszał, jak drzwi zamykają się, po czym zapadła cisza. Potter stał i wpatrywał

się w siedzącego za biurkiem profesora.

- Ilu uczniów wie, jak to zrobić? - spytał w końcu.

- Tylko pan, panie Potter - odparł Severus, nie podnosząc głowy.

- Więc zaklęcie, które rzucił pan na klamkę, pozwala z niej korzystać tylko mnie?

- Brawo, Potter.

Kolejna chwila ciszy.

- Dlaczego muszę pukać? Czy pan też musi?

Snape nie odrywał wzroku od wypracowań, które poprawiał. - Czy w domu puka pan do

własnych drzwi?

- Nie.

- A do drzwi swoich krewnych?

- Nie.

Tym razem Severus podniósł głowę znad stosu pergaminów, by popatrzeć na Harry'ego.

Ten uparcie wpatrywał się w podłogę, jakby sprawdzając, czy wytrzyma tak intensywne

spojrzenie.

- Rozumiem, że chodzi panu o to, czy pukam do drzwi innych ludzi, kiedy chcę z nimi

porozmawiać? Jeśli tak, to owszem, pukam. - Harry podniósł głowę napotykając spojrzenie

Snape'a. - Ale nigdy nie zapukałbym do drzwi mojego wuja, profesorze. Wolę życie

bez awantur.

Severus skinął głową, po czym wrócił do pracy.

- Cóż, Potter. Przekonałeś się już, jak sądzę, że drzwi w Hogwarcie są wyjątkowe.

Oczekują że w nie zapukasz, jeżeli pokój, do którego prowadzą, nie należy do ciebie.

W przeciwnym razie uznają, że jesteś źle wychowany. Wierz mi, Potter, nie ma nic

gorszego niż zostać zbesztanym przez magiczne drzwi.

Harry roześmiał się szczerze z wizji, który podsunęła mu wyobraźnia. Mimo że wyraz

twarzy Severusa tego nie odzwierciedlał, Mistrz Eliksirów uznał, że właśnie spełnił

drugi dobry uczynek w tym roku.

Zdjął z półki jeden z najcenniejszych pergaminów i transumutował go w kanapę, która

stanęła przed jego biurkiem. Na oparciu siedzenia, wyszyte na czarnym aksamicie,

widniało godło rodu Snape'ów. Podchodząc bliżej, Harry uśmiechnął się nieśmiało,

po czym wyciągnął się na kanapie, z głową na jednym oparciu, a stopami na drugim.

- Opowiedz mi o swoich krewnych, Potter - Severus zanurzył pióro w stojącym na biurku

kałamarzu. - Dlaczego mieliby ganić cię za pukanie do drzwi?

- W porządku, ale pod jednym warunkiem - będzie pan mówił do mnie po imieniu. Kiedy

słyszę „Potter”, od razu przypominają mi się lekcje eliksirów… - Harry celowo urwał

zdanie, wiedząc, że Snape doskonale wie, co ma na myśli.

- A zatem również możesz zwracać się do mnie po imieniu. Lecz jeśli powiesz do mnie

Severus poza tymi komnatami, zamienię cię w klepsydrę i postawię na moim biurku.

Na cały dzień. Jasne?

Harry przewrócił oczami. Wpatrując się w sufit myślał intensywnie, od czego zacząć

swoją opowieść.

- Wujostwo to najmniej sympatyczna parą Mugoli, jakich kiedykolwiek spotkałem, a

ich syna, Dudleya, najlepiej można opisać jako hipopotama na dwóch nogach. Chociaż

myślę, że właściwie to byłaby to obraza dla biednego hipcia, możesz mi wierzyć…

Rozdział trzeci. Ja odzwierciedlone

X

Gdyby Harry wiedział, że ten dzień, od początku do końca, będzie stawał się coraz

gorszy, w ogóle nie wstałby z łóżka. Niestety, jako że na owutemach z Wróżbiarstwa

poniósł sromotną klęskę, w żaden sposób nie mógł przewidzieć co go czeka. Z drugiej

strony była to gra niewarta świeczki. Harry miał dość rozważań na temat swojej przyszłości,

nawet nie podejmując bezsensownych prób jej odkrywania.

Znając jego szczęście było całkiem prawdopodobne, że skończyłby oglądając swoje ostatnie

chwile, tuż przed śmiercią z ręki Voldemorta.

- Panie Potter, co pan wyprawia? Proszę się skoncentrować na swoim zadaniu!

- Przepraszam, pani profesor - wykrztusił Harry, podczas gdy profesor McGonagall

przemknęła obok niego w drodze do stołu Neville'a, by sprawdzić jego postępy. Upłynął

jednak kolejny kwadrans, zanim zdołał skupić się na tyle, by przypomnieć sobie zaklęcia,

które najpierw podzielą sznurek na pół, a potem transmutują każdą z jego części odpowiednio

w szczura i wiewiórkę. Po chwili zorientował się, że na jego ławce znajdują się zupełnie

inne zwierzęta niż te, o które prosiła McGonagall. Pamiętał dokładnie, że chodziło

jej o „drapieżcę i jego łup”, a przecież wiewiórki nie żywiły się szczurami.

- Na Merlina, Harry, coś ty znowu wymyślił? - Hermiona spojrzała na niego raz, a

kiedy zauważyła jego pomyłkę, spojrzała ponownie, najwyraźniej nie wierząc własnym

oczom. - Nie tego uczy nas McGonagall, wypowiedziałeś zupełnie inne zaklęcie!

Harry uciszył ją. Po pierwsze dlatego, że McGonagall kierowała się teraz w jego stronę

i musiał naprawić swój błąd, a także dla własnego komfortu psychicznego. Do czasu,

gdy nauczycielka znów znalazła się przy jego ławce, Harry zdążył wyczarować szczura

i węża, jednak dalsza część zadania okazała się dla niego niemożliwa do wykonania.

Wyczarowany przez niego wąż stanowczo odmawiał ukąszenia gryzonia, a był to jedyny

sposób, by obydwa zwierzęta znów stały się jednym kawałkiem sznurka.

- Co to znaczy, że nie chcesz - zasyczał Harry w wężomowie, starając się mówić jak

najciszej.

- Nie jessstem głodny, proszę czarodzieja - odparł czarno-brązowy gad.

Harry miał ochotę go uderzyć i zastanawiał się, czy ktokolwiek zwróciłby na to uwagę.

- Nie proszę cię, byś go połknął! Musisz tylko trochę go nadgryźć. Wtedy jego siły

życiowe połączą się z twoimi i będę mógł was transmutować w sznurek.

Wąż sprawiał wrażenie nieco zirytowanego słowami Harry'ego. Tymczasem szczur zwinął

się w kłębek, biernie oczekując na swój koniec.

- Niesssssbyt podoba mi się pomyssssł bycia sznurkiem - wysyczał gad, lekko potrząsając

głową. - Poza tym nie jessstem głodny, a on nie wygląda na smacznego.

To powiedziawszy zwinął się w kłębek, ignorując zarówno Harry'ego, jak i szczura.

Harry jęknął z niezadowoleniem i w tej samej chwili zdał sobie sprawę, że spojrzenia

wszystkich osób w klasie jak zawsze skupione są na nim. Mina McGonagall była nieodgadniona,

jakby odebrało jej mowę, a równocześnie odczuwała niepohamowaną chęć, by wybuchnąć

śmiechem. Zapewne zdała sobie sprawę, że Harry właśnie ucinał sobie pogawędkę z

wyczarowanym przez siebie wężem.

Chłopiec, Na Którego Wszyscy Się Gapią wywrócił oczami i stwierdził:

- Nie chce jeść.

Gdyby ktokolwiek mógł powiedzieć o McGonagall że oniemiała, to byłaby właśnie ta

chwila.

- Przecież nie musi go pożerać w całości. Wystarczy, że go lekko skubnie - stwierdziła

wreszcie.

Harry potrząsnął głową.

- Nie jest głodny, a poza tym nie ma ochoty znów być sznurkiem.

Do tej pory zgromadzeni w klasie uczniowie dzielnie utrzymywali powagę. Usłyszawszy

jego odpowiedź, nie zdołali się jednak powstrzymać i salę wypełnił ich gromki śmiech.

Uśmiechając się nieznacznie, McGonagall szybkim zaklęciem i skinieniem różdżki uwolniła

Harry'ego od problematycznych wyników jego eksperymentu.

- To było genialne, Harry! - stwierdził Ron, podczas gdy pozostali uczniowie, niektórzy

wciąż krztusząc się ze śmiechu i chichocząc, opuszczali klasę. Na policzkach Rona

błyszczały jeszcze łzy, które wycierał gwałtownie.

- Cieszę się, że mogłem dostarczyć ci rozrywki, Ron. - odrzekł Harry, który jako jedyny nawet się

nie uśmiechnął.

Cóż, Neville'owi przynajmniej raz się upiekło, pomyślał, obserwując jak przyjaciel opuszcza

klasę. Szeroki uśmiech na twarzy Rona ustępował miejsca jedynie kolejnym atakom śmiechu.

x-x-x-

- Panie Potter, mógłby pan tego nie robić?

Tym razem żądanie padło podczas lekcji Zaklęć, zaś oblicze profesora Flitwicka przybrało

interesujący odcień czerwieni, jakby na dowód, że nawet po tylu latach pracy w zawodzie

karcenie Harry'ego Pottera sprawia mu pewną trudność. Flitwickowi praktycznie nie

zdarzało się kogokolwiek upominać w trakcie swoich zajęć, więc Harry uznał, że rzeczywiście

musiał zachować się nagannie.

- Przepraszam, panie profesorze - powiedział cicho.

W czasie wykładu Flitwicka Harry zapełnił swój pergamin gryzmołami, jednak szybko

się tym znudził i zaczął rysować na wierzchu swojej dłoni. Następnie zaczarował rysunki

tak, by poruszały się na jego skórze. Ron zauważył zabawne scenki, rozgrywające się

na ręce przyjaciela i roześmiał się, a to z kolei ściągnęło na nich uwagę Flitwicka.

Oczywiście pierwszą rzeczą, którą zauważył profesor były ruchome rysunki, a chociaż

mile zaskoczyła go biegłość, z jaką Harry użył tak trudnego zaklęcia, zganił go za

brak uwagi.

Tak oto Harry siedział na lekcji Zaklęć rumieniąc się z zakłopotania. Wstydził się, że został

przyłapany na czymś tak banalnym i jednocześnie dziecinnym. Jeżeli łagodny

Flitwick miał mu udzielać reprymendy, to wolałby dostarczyć profesorowi o wiele

poważniejszych powodów, na przykład wdać się z kimś w bójkę. Poza tym mógłby przysiąc, że

znów wszyscy w klasie patrzyli na niego, zapewne zastanawiając się, co właściwie dziś w niego

wstąpiło. Nie odwrócił głowy, by sprawdzić, czy rzeczywiście tak było.

Nie miał ochoty.

x-x-x

- Potter, czy zamierzasz dziś konkurować z Longbottomem? Bądź tak łaskaw i uważaj,

co robisz, w przeciwnym razie dopilnuję, byś na koniec zajęć wypił to, co nawarzyłeś. Cokolwiek

by to nie było - ostrzegł Snape, po raz piąty sprawdzając zawartość jego kociołka.

Do cholery, gdybyś tylko nie sterczał nade mną, może udałoby mi się zrobić ten przeklęty

eliksir! - pomyślał Harry, jednak nie wypowiedział tej myśli na głos. Spojrzał ukradkiem

na Snape'a, sprawdzając, czy chociaż odrobinę przypomina człowieka, z którym rozmawiał

dwa dni temu, ale niczego takiego nie dostrzegł. W ciemnych oczach nauczyciela krył

się jedynie lodowaty chłód i nic poza tym. Osoba, która odpowiedziała mu spojrzeniem,

to był Snape, jakiego Harry pamiętał od zawsze, nie zaś ktoś, kogo spodziewał się zobaczyć.

Kłamstwo, to wszystko było kłamstwem - zrozumiał Harry.

Jeżeli dzień już wcześniej był okropny, to w tym momencie wydał się Harry'emu jeszcze

gorszy. Odetchnął głęboko i próbował się uspokoić, patrząc, jak nauczyciel zbliża

się do kolejnej ofiary. Ale i to nie pomogło, a nawet przyniosło odwrotny skutek.

Teraz, gdy jego umysł przestał roztrząsać zmianę w zachowaniu Snape'a, wypełniła

go rozpacz. Może był tak beznadziejnym przypadkiem, że po prostu się poddał? Harry

zastanawiał się, czy pozostawianie osoby potrzebującej pomocy samej sobie jest etycznym

zachowaniem w czarodziejskim świecie.

- Potter!

Słysząc okrzyk, Harry podskoczył. Nie pamiętał, jakie składniki dodał ostatnio do

eliksiru, ale coś z pewnością było nie tak, skoro ciecz zabarwiła się na kolor jasnozielony,

a nie żółty. Zanim Snape zdążył nawrzeszczeć na Harry'ego, Hermiona od niechcenia

wychyliła się znad swego kociołka i dodała coś do eliksiru Harry'ego. Eliksir natychmiast

przybrał właściwy odcień.

- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru, Granger, za pilnowanie cudzego kociołka

- warknął Snape, lecz Hermiona nawet nie mrugnęła. - I dodatkowe dziesięć, Potter,

za brak należytego skupienia przy sporządzaniu eliksiru tak potężnego, jak Wszechleczący.

A teraz odsuń swój kociołek i jego zawartość dalej od pozostałych uczniów, nie życzę

sobie, byś zrobił komuś krzywdę - poza samym sobą.

Dziesięć minut później Harry znalazł się poza zasięgiem wzroku pozostałych uczniów,

którzy stali teraz tyłem do niego. Nikt nie ośmielił się odwrócić, by na niego spojrzeć.

Harry mieszał swój eliksir zgodnie z ruchem wskazówek zegara, mając nadzieję że to

właściwy kierunek. Naszła go paskudna myśl, że Snape dotrzyma swojej obietnicy i

pod koniec zajęć każe mu wypić uwarzoną miksturę. Eliksir był wprawdzie przeznaczony

dla chorych, którzy odnieśli rozległe rany, wymagające natychmiastowego wyleczenia,

ale Harry wiedział, że dla Snape'a był to mało istotny szczegół, gdyby rzeczywiście

chciał spełnić swoją groźbę.

Kretyn ze mnie! Niech to szlag, ale ze mnie głupek! Na Merlina, można by pomyśleć,

że po pięciu latach w tej klasie, mając go za nauczyciela, w końcu czegoś się nauczyłem.

Cholera! Jak mogłem uwierzyć, że potraktuje mnie inaczej, albo że zasłużyłem na inne

traktowanie? Dlaczego ja? Dlaczego nic nigdy nie dzieje się po mojej myśli, nawet

jeżeli daję z siebie wszystko? Na Merlina, naprawdę wszystko?

Harry nie przestawał łajać w myślach samego siebie, aż reprymenda przerodziła się

w wewnętrzny dialog pomiędzy jego świadomością, gniewem a Mistrzem Eliksirów. Im

dłużej nad tym myślał, tym większe czuł cierpienie, które stało się w końcu tak dojmujące,

że miał ochotę zrzucić wszystkie składniki eliksiru ze stołu. Zamiast tego stłumił

swój gniew, zastępując go poczuciem bezsilności, ale cierpienie w końcu zatriumfowało.

Jego ręka zadrżała, powstrzymując łzy zbierające się w kącikach oczu. Postanowił

za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by w środku lekcji eliksirów rozpłakać się

jak dziecko.

- Potter - Snape znów znalazł się za jego plecami i chociaż jego głos nie brzmiał

już tak ostro, Harry zignorował nauczyciela.

Nie mógł jednak zignorować dłoni, która z wolna zacisnęła się wokół jego własnej,

w której trzymał fiolkę z krwią kobry. Chociaż wyglądało na to, że jego ręka już

nie drży, nie była to prawda. Był pewien, że Severus nadal mógł wyczuć drżenie jego

palców pod swoimi.

Harry niespiesznie odwrócił się, by popatrzeć na człowieka, który spędził ostatnie

półtorej godziny odejmując Gryffindorowi punkty z jego powodu, a który teraz stał

się dziwnie miły - coś niebywałego. Gdyby Harry nie widział go takim podczas nocnej

wizyty w lochach, również by w to nie uwierzył. Wyraz twarzy Severusa nieco złagodniał,

gdy jego spojrzenie napotkało szmaragdową zieleń oczu Chłopca, Który Przeżył. Jednak

udręka, widoczna w spojrzeniu Harry'ego szybko zniknęła. Jego oczy zwęziły się, a

twarz skrzywiła w grymasie.

- Przepraszam, panie profesorze - powiedział Harry, chociaż żaden z nich nie wiedział,

za co właściwie miałby przepraszać.

- Przyjdź dziś wieczorem i porozmawiaj ze mną - odparł Severus, ale Harry potrząsnął

głową i łagodnie odsunął dłoń Severusa.

- Wolałbym nie.

Kiedy Snape oddalał się na drugi koniec klasy, Harry dodał do eliksiru brakujący

składnik i sięgnął po następną fiolkę. Tak bardzo chciał, aby drżenie rąk wreszcie

ustąpiło.

Tak bardzo chciał, by jego cierpienie wreszcie się skończyło

x-x-x

Kiedy nadeszła pora posiłku i uczniowie zasiedli do kolacji, Harry'ego ogarnęła całkowita

rezygnacja. Nawet drwiny siedzącego przy stole Slytherinu Malfoya nie były w stanie

go sprowokować. Ron, który nie zauważył niczego niezwykłego w zachowaniu przyjaciela,

odgrywał się za siebie i Harry'ego, opowiadając, co chętnie zrobiłby z Malfoyem i

Snapem, gdyby tylko miał okazję. Hermiona była bardziej spostrzegawcza, chociaż nie

z powodu milczenia przyjaciela, lecz z powodu jego braku apetytu.

- Wszystko w porządku, Harry?

Nie, nic nie jest w porządku. Jest mi wszystko jedno, Hermiono. Nie widzę nic, prócz

ciemności. Nie czuję nic, prócz pustki. Chciałbym coś poczuć, cokolwiek. Sam już

nie wiem…

- Tak, wszystko OK.

- Więc dlaczego nic nie jesz?

- Przecież jem. Po prostu nie jestem bardzo głodny.

Hermiona spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem, jakby chciała wyczytać prawdę

z jego twarzy, ale Harry nie patrzył już w jej stronę. Jego uwaga skupiła się na

ziarnach kukurydzy i fasolce na stojącym przed nim talerzu. Dźgał je widelcem, ale

nie przełknął ani kęsa.

- Harry, słyszałam to już wczoraj i przedwczoraj - powiedziała Hermiona, wciąż szeptem,

lecz głośniej niż poprzednio.

Wrzawa przy stole wzmogła się. Uwaga Rona skupiła się na Seamusie i Deanie, którzy

powiększyli groszek i kawałek brokułu, wyczarowali im kończyny, a teraz obserwowali,

jak tańczą walca. Zanosząc się śmiechem, Gryfoni komentowali warzywne pląsy - zarówno

groszek, jak i brokuł były najwyraźniej rodzaju męskiego i każde z nich chciało prowadzić

w tańcu. W odpowiedzi Harry potrząsnął głową, patrząc na pląsające warzywa, jakby chciał

uporządkować myśli.

- No cóż, taka jest prawda. Po prostu nie mam apetytu, ale to jeszcze nie koniec

świata.

Podniósł się szybko i wyszedł, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć czy zareagować

w inny sposób.

- Harry, gdzie się wybierasz? - zawołał za nim Ron, widząc, że jego najlepszy przyjaciel

opuszcza salę, lecz Harry szedł dalej, nie zwracając na niego uwagi.

- Ciągle to robi, Hermi, ale dlaczego? Zawsze mu się tak spieszy, żeby zwiać zaraz

po obiedzie.

- Nie wiem - odpowiedziała w zamyśleniu Hermiona.

Harry nie zaczekał, by sprawdzić, czy była w stanie znaleźć jakąś wymówkę dla jego

zachowania.

x-x-x

Drogi Profesorze Dumbledore,

Właśnie obudziłem się z koszmarnego snu. Moja blizna strasznie boli. Nie wiem, czy

nadal mam Pana informować o takich sprawach, skoro Voldemort wie o moim połączeniu

z jego umysłem i może teraz szperać w mojej głowie do woli. Śniłem o Voldemorcie

i śmierciożercach torturujących rodzinę Mugoli. Nie wiem, gdzie się znajdowali, ale

chyba gdzieś niedaleko stąd. W każdym razie, taki był mój sen. Może to był tylko

sen, a nie wizja, może moja blizna tak naprawdę nie boli, jednak postanowiłem to

opisać. Piszę o tym na wypadek, gdyby jednak chciał Pan wiedzieć.

Harry

Harry wygramolił się z łóżka i ubrał, po czym tłumiąc ziewnięcie wyszedł z sypialni

chłopców. Nie miał zbyt dużego pożytku z okularów, gdy szedł w kierunku pokoju wspólnego,

próbując utrzymać równowagę. W jednej ręce ściskał list do Dyrektora; drugą dłoń

wcisnął pod okulary, przyciskając palce do blizny nad okiem, chcąc uśmierzyć palący

ból.

Oczywiście skłamał w liście do Dumbledore'a. Nie było możliwe, by tak silny ból był

tylko kwestią wyobraźni. Jeszcze w porze obiadu siedząc obok Hermiony i pozostałych

Gryfonów tak desperacko chciał poczuć cokolwiek. Jak na ironię, ból, który go teraz

dręczył był zupełnie innego rodzaju. Za sprawą piekącej blizny na czole Harry'ego

jego poczucie wewnętrznej pustki stało się jeszcze bardziej dojmujące.

W końcu oderwał rękę od twarzy. Wyciągając niewielką szczyptę proszku fiuu z kieszeni

pomyślał z wdzięcznością o profesorze Flitwicku, który nauczył ich korzystać z sieci

Fiuu. Cisnął proszek w płomienie i wysłał list do gabinetu Dumbledore'a.

Usiadł przy kominku i zamknął oczy. Ukrywszy twarz w dłoniach czekał i czekał, aż

wreszcie ból rozsadzający mu głowę zelżał i przeminął.

- Tempus - wyszeptał, skinąwszy różdżką. Cienka smużka czerwonej mgły wysnuła się z jego

różdżki, formując się w cyfry.

Pierwsza trzydzieści.

Harry walczył z gwałtowną chęcią, by zerwać się z fotela i pognać szkolnym korytarzem

do kogoś, kto, jak przypuszczał, również nie spał o tak późnej porze.

I kto prawdopodobnie wyrzuci go ze swych komnat, jeżeli odważy się tam wejść.

x-x-x

Zaledwie kilka minut wcześniej Severus wrócił z biura Dumbledore'a i właśnie szykował

się do dalszego poprawiania sprawdzianów z eliksirów, kiedy usłyszał, że ktoś puka

do jego drzwi.

Nawet bez użycia różdżki wiedział, że dochodzi druga w nocy - sprawdził, która godzina,

gdy wezwał go Dumbledore. Pukanie do drzwi zaskoczyło go - był przekonany, że Harry

już go więcej nie odwiedzi.

- Co pan robi? - zapytał Harry, zamykając za sobą drzwi.

Severus lekko uniósł brew. Pytanie było całkowicie niewinne, jednak w oczach swojego

ucznia dostrzegł silne wzburzenie.

Może lepiej by było, by wyładował jakoś swój gniew, pomyślał Severus. Zanim odpowiedział,

rzucił zaklęcie wyciszające.

- Poprawiam sprawdziany, Potter.

- Może pomóc?

Ponownie, słowa były wypowiedziane spokojnym tonem, lecz oczy Harry'ego zwęziły się,

jakby poddawał próbie siedzącego przed nim Mistrza Eliksirów.

Severus udał, że chwyta przynętę.

- Potter, czyżbyś zapomniał, jak beznadziejnie idzie ci nauka eliksirów? Raczej nie

ryzykowałbym angażowania cię w cokolwiek związanego z tym przedmiotem. No chyba, że

akurat chciałbym, byś wywołał jakąś pomniejszą katastrofę, gdyż fakt, że studiujesz

sztukę warzenia eliksirów już szósty rok, wydaje się kompletnie bez znaczenia.

Harry'emu to wystarczyło.

- Ty… wiedziałem! Nie mogłeś się wprost doczekać, żeby się mnie pozbyć! Po co w ogóle

proponowałeś mi pomoc, jeśli nie miałeś ochoty? Na Merlina, nie mogę uwierzyć, że

dałem się nabrać i uwierzyłem, że możesz być milszy niż zazwyczaj! To wszystko łgarstwa,

przyznaj, że skłamałeś!

Harry odwrócił się i zamierzał wybiec, lecz powstrzymały go słowa Severusa.

- Oczekujesz, że będę cię traktował jak jakiegoś bożka, Potter? Przecież sam mówiłeś,

jak bardzo nienawidzisz bycia stawianym na piedestale! Będę cię traktował dokładnie

tak samo, jak każdego innego ucznia w tej szkole. Może kiedyś było inaczej, ale zdecydowałem,

że koniec z tym. Dziś rano jednakże zachowywałeś się jak półgłówek. A może miałem

ci pozwolić wysadzić cały loch w powietrze?

Ton Severusa był równie spokojny, jak podczas ich rozmowy dwie noce temu i jedynie

słowo „półgłówek” wypowiedziane było z pewnym naciskiem. Przez kilka sekund Harry

zwlekał z podjęciem decyzji, w końcu jednak odwrócił się by spojrzeć w twarz Mistrza

Eliksirów, jednak Severus powrócił do pracy nad stertą pergaminów.

- Nie mów do mnie Potter. Już ci to mówiłem, a ty się zgodziłeś.

Severus spojrzał na niego i skinął głową.

- Zresztą, gdzie się podziała kanapa? Nie zapisałeś jej chyba?

Severus wycelował różdżkę w prawo i sofa pojawiła się nagle w rogu pokoju, obok rzędu

półek zastawionych książkami. Kolejnym skinieniem różdżki i zaklęciem Accio Severus przysunął

kanapę tak, że znów stała przed jego biurkiem.

Harry usiadł i patrzył. Severus zaś udawał nieświadomego świdrującego spojrzenia

szmaragdowych oczu.

- Czy musisz być taki podły na zajęciach? Odjąłeś Gryfonom dwadzieścia punktów! Poza

tym Hermiona próbowała tylko zapobiec wysadzeniu twoich lochów w powietrze, chyba

wiesz…

Severus popatrzył na niego, po czym odwrócił wzrok, wracając do przerwanego zajęcia.

- Ty masz swoje problemy, a ja swoje. Jestem przyzwyczajony do tego, że w zależności

od czasu i miejsca ujawniam różne aspekty mojej osobowości. Jak dotąd sztuka kompromisu

była mi obca, zaś kompromisowe rozwiązania mogły mnie kosztować życie, biorąc pod

uwagę to, czym się do tej pory zajmowałem.

Harry uznał, że to jedyne przeprosiny, na jakie mógł liczyć, znów więc zaczął wpatrywać

się w Severusa, tym razem nieco bardziej melancholijnie.

Nauczyciel westchnął niemal niedosłyszalnie. Wyciągnął z szuflady złamane pióro i

transmutował je w krzesło. Następnie podzielił stertę pergaminów i jedną jej część,

wraz z kałamarzem i piórem, położył obok na biurku. Kiedy skończył, popatrzył na

Harry'ego ze zniecierpliwieniem.

Lekki uśmiech pojawił się na twarzy Harry'ego, kiedy usiadł na wyczarowanym krześle

i spojrzał na leżący przed nim stosik pergaminów. Sprawdziany pierwszoklasistów,

ale lepsze to niż nic. Opanował materiał z pierwszej klasy i zapewne nie miałby problemów

także z wiedzą na poziomie szóstej, ale dzisiaj miał raczej pecha.

- Jak twoja blizna? Dumbledore pokazał mi twój list. Na twoim miejscu nie lekceważyłbym

tej wizji - Severus przerwał milczenie, podczas gdy jego zwinne palce przekładały

kolejne arkusze pergaminu.

Harry wzruszył ramionami.

- Moja blizna przestała mi dokuczać wieki temu i naprawdę nie sądzę, że ta wizja była

prawdziwa. Myślę, że po prostu próbuje mnie nastraszyć.

Ty, Harry Potterze, będziesz następny. Nikt nie umknie przed moim gniewem.

Przeszedł go dreszcz, kontynuował jednak. - Był wściekły i mam wrażenie, że próbował

odwrócić moją uwagę. Nie bardzo jednak wiem, od czego. Zresztą kto może wiedzieć, jak

pracuje umysł opętany przez zło.

Severus pokiwał głową. Przez chwilę sprawiał wrażenie głęboko pogrążonego w myślach,

po czym wrócił do pracy. W milczeniu poprawiali sprawdziany, nie przerywając ciszy,

która zapadła.

Zagłębiając się w lekturę sprawdzianu jakiegoś ucznia o wilkołactwie, Harry czuł,

że przytłaczająca pustka, którą odczuwał, stała się nieco mniej dotkliwa, zaś ból

zmniejszał się. Chłopiec z trudem powstrzymał się od śmiechu, jako że autor tekstu

najwyraźniej czerpał wiedzę na ten temat z książek Lockharta.

Severus obrzucił go spojrzeniem i po raz kolejny zwalczył chęć, by uśmiechnąć się

z dumą, widząc drobne postępy, jakie czynił Harry w takich chwilach.

Doprawdy, powinien mu pozwalać się wykrzyczeć dłużej i częściej.

Rozdział czwarty

Kto pierwszy rzucił kamieniem

X-x-X

Harry był szczęśliwy. Częściej się śmiał, wrócił także do charakterystycznych utarczek

słownych z Malfoyem. Co najważniejsze, trzymał nerwy na wodzy, chociaż wciąż zdarzało

mu się odczuwać pokusę, by porządnie przyłożyć małemu gnojkowi. Był jednak pewien,

że gdyby dostał jeszcze kilka szlabanów, nawet Dumbledore nie powstrzymałby Ministerstwa

przed wydaleniem go z Hogwartu.

Humor mu dopisywał - na szczęście, ponieważ pierwszy mecz quidditcha w tym sezonie

miał być rozegrany tego popołudnia. Już od dawna nie czuł takiego entuzjazmu dla

gry, a wyczerpanie sprawiło, że treningi stały się niemal nużącym obowiązkiem. Niemniej

jednak Harry nie opuścił żadnego, co wreszcie powinno zaprocentować.

Gra pomogłaby mu także przestać myśleć o innych sprawach.

Poranki były całkiem znośne, ale nocą sny Chłopca, Który Przeżył stawały się coraz

bardziej zdominowane przez wizje o Voldemorcie. W niektóre noce zasypiał cztery lub

pięć razy, by po chwili zostać obudzonym przez ten sam piekący ból, którego źródło

stanowiła blizna na jego czole. Czasami więc sen przychodził z trudem; innym razem

była to jedyna rzecz, jakiej pragnął.

Przynajmniej Dumbledore wie o wszystkim.

- To była jedyna myśl, która pomagała mu w chwilach, gdy wydawało mu się że jego

czoło zaraz eksploduje z powodu nieznośnego bólu.

Severus również o wszystkim wiedział.

Od ostatniego spotkania Harry odwiedził lochy jedynie trzy czy cztery razy. Przez

większą część czasu sam starał się radzić sobie z cierpieniem, mając nadzieję, że

Dumbledore przekazuje jego listy Mistrzowi Eliksirów. Gdy jednak szedł zobaczyć się

z Severusem, ich rozmowy i dyskusje dotyczyły nie tylko blizny Harry'ego, ale także

jego samego i ujawniały o wiele więcej niż to, co mówił dyrektorowi.

Teraz jednak nie rozmawiał z Severusem zbyt często, gdyż nie chciał być dla niego

zbyt wielkim ciężarem.

x-x-x

Severus martwił się.

Co prawda nie miał konkretnego powodu do obaw, jako że będący przyczyną jego niepokoju

Harry znajdował się zaledwie kilka stóp dalej i warzył kolejny eliksir. Wydawało

się, że jego psychika jest w o wiele lepszym stanie niż kilka tygodni wcześniej.

Severus wiedział jednak, że pozory mylą. Harry odwiedził go zaledwie kilka razy i

nauczyciel miał wrażenie, że chłopak nie mówi mu wszystkiego Było to trochę niepokojące

- jak również fakt, że Harry wydawał się taki szczęśliwy.

Oczywiście Mistrz Eliksirów odczuwał ulgę na myśl, że jego podopieczny od ostatniego

razu nie próbował znów się kaleczyć - tyle że jego zachowanie zmieniło się tak nagle

i niespodziewanie. Cudowne uzdrowienia w ciągu jednej nocy nie były możliwe. Chociaż

poprawa utrzymywała się już od trzech tygodni, Snape nie mógł zaznać spokoju. Dziwiło

go, że do tej przemiany doszło bez żadnej pomocy z zewnątrz. Severus doskonale wiedział,

że nie jest wystarczająco elokwentny, by przyczynić się do tak szybkiego wyzdrowienia

Harryego.

Pewnym krokiem Mistrz Eliksirów podszedł do stołu, przy którym Harry i jego przyjaciele

przygotowywali eliksir. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko, powiedział najspokojniej

jak potrafił:

- Zostań w klasie po zajęciach.

Oczywiście pozostali uczniowie, którzy w ciszy i skupieniu pracowali nad poprawnym

przygotowaniem eliksiru, również usłyszeli polecenie nauczyciela i jak jeden mąż

odwrócili się, by spojrzeć na Harry'ego. Ten zignorował kolegów; kontynuował pracę

nad swoim eliksirem i nawet nie kiwnął głową na znak zgody.

Hermiona nachyliła się w jego stronę i wyszeptała:

- O co się czepia? Zrobiłeś coś nie tak?

Harry potrząsnął głową.

- Nie wiem. Dowiem się po lekcji.

- Na pewno się zastanawia, jak to możliwe że nie masz szlabanu, więc chce znaleźć

powód, by ci jakiś wlepić - zawyrokował Ron.

- Nie bądź głupi, nie sądzę, żeby o to chodziło. Świat się nie kończy na szlabanach

i byciu podłym - skarciła go natychmiast Hermiona. Powoli pochyliła się nad stołem,

a jej usta niemal dotknęły szyi Rona. Schwyciwszy słoik pyłku z elfich skrzydełek,

wyprostowała się szybko i podała Ronowi.

- Masz, dodaj szczyptę do swojego eliksiru. Na pewno o tym zapomniałeś, a jeśli nie

zrobisz tego w ciągu następnych kilku minut, eliksir zniknie. Tylko uważaj! Wiesz,

jak trudno zdobyć ten proszek.

Ron wydął usta i spojrzał na nią z wściekłością.

- Harry też zapomniał go dodać, dlaczego jego nie ostrzegłaś?

Hermiona wywróciła oczami i bez słowa wrzuciła odrobinę proszku do kociołka Harry'ego,

mając nadzieję, że Snape niczego nie zauważył.

- Ależ proszę. Zadowolony?

Ron w milczeniu wsypał proszek do swojego eliksiru i znów zajął się warzeniem. Hermiona

spojrzała na niego ze smutkiem, jednak ponieważ Ron postanowił ignorować i ją, i

Harry'ego, niczego nie zauważył.

Harry po prostu pokręcił głową.

x-x-x

Po lekcji, kiedy pozostali uczniowie opuścili już klasę, Severus zamknął drzwi i

zabezpieczył je zaklęciem wyciszającym. Odwrócił się do Harry'ego, który właśnie

w tej chwili skończył się pakować i przelewać uwarzony przez siebie eliksir do butelki.

Harry przeszedł przez klasę i stanął przed nauczycielem.

- Pokaż ręce.

Harry stłumił uśmiech, ale wyciągnął ręce przed siebie. Odwinąwszy rękawy szkolnej

szaty, Severus szybko obejrzał nieco umięśnione, pokryte lekką opalenizną ramiona

chłopca. Oprócz starych blizn nie znalazł jednak niczego interesującego.

- Czy powinienem poszukać gdzie indziej? - zapytał Severus, ale Harry pokręcił głową.

- To się robi nudne, Severusie - stwierdził prowokująco. - Może spróbujesz zaklęcia

demaskującego, tak na wszelki wypadek? Mogłem użyć zaklęcia, nigdy nic nie wiadomo.

Mistrz Eliksirów zmrużył oczy i postąpił zgodnie z sugestiami Harry'ego, ale i tym

razem nie dostrzegł świeżych ran na jego skórze.

- Skończyłeś?

- Nie - odrzekł Severus. - Co się z tobą dzieje?

Chłopiec, Który Przeżył westchnął i przysunął sobie krzesło. Wsparty o stół, Severus

czekał.

- Nie dzieje się nic złego, wiesz o tym - usłyszał w końcu. - Myślałem, że już ustaliliśmy,

że raczej… no… wiesz, będę z tobą rozmawiał i mówił ci, jeśli będę się czymś martwił.

Severus skrzyżował ramiona i uważnie spojrzał na swojego ucznia.

- Minął prawie tydzień od naszego ostatniego spotkania. Doskonale wiem, że blizna

dokucza ci prawie każdej nocy. Do tego dochodzi dzisiejszy mecz z Puchonami. Wszyscy

oczekują, że go wygrasz, a z tego co widziałem, Weasley i Granger wydają się nieco

zajęci własnymi sprawami, więc raczej nie możesz na nich liczyć. Czy próbujesz mi

powiedzieć, że wcale się tym nie przejmowałeś w ciągu ostatnich trzech tygodni?

Harry spuścił wzrok i zaczął skubać paznokieć kciuka.

- Co za wspaniały sposób na rozdrapanie starych ran - powiedział łagodnie - jesteś

pewien, że próbujesz mi pomóc, nie zaś doprowadzić na skraj załamania?

- Harry… - zaczął Severus, również łagodnie, i Harry nagle poczuł, że musi ukryć

uśmiech. Nigdy wcześniej Severus nie nazwał go po imieniu; zwracał się do niego możliwie

bezosobowo. Harry musiał więc przyznać, że tak niezwykłe zdarzenie sprawiło mu pewną

radość.

- No dobrze! - przerwał Mistrzowi Eliksirów, nie mogąc dłużej powstrzymać uśmiechu.

Spojrzał na nauczyciela i dostrzegł na jego twarzy ten niezwykły wyraz, o którym

wiedział, że jest zarezerwowany tylko dla niego. Znów poczuł potrzebę, by powierzyć

temu człowiekowi wszystkie swoje tajemnice. Widok zmartwionego Severusa to było to,

co Harry potajemnie uwielbiał.

- Dobrze co?

- Niech będzie - zaczął znów chłopiec - to było trzy dni temu. Jest naprawdę niewielka,

przysięgam! Mam ją na kostce u nogi i już się pewnie zagoiła. Zrobiłem ją piórem,

ledwie krwawiła.

Oczywiście po tym wyznaniu Severus chciał sam sprawdzić ranę i zdecydować, czy słowa

chłopca są zgodne z prawdą. Harry musiał zatem zdjąć but i skarpetkę i zaczekać,

aż nauczyciel usunie zaklęcie maskujące. Rzeczywiście, była to tylko cienka, czerwona

linia, pokryta strupem. Rana goiła się sama, więc Severus jedynie spojrzał na ucznia

z dezaprobatą i znowu oparł się o biurko.

- Nie obchodzi mnie, jak małe lub płytkie są. Chcę wiedzieć - zażądał, a Harry ponownie

przytaknął. - O wiele częściej się śmiejesz, masz lepsze stopnie, więc przypuszczam,

że nastąpiła poprawa - przyznał Mistrz Eliksirów, mówiąc bardziej do siebie niż do

Harry'ego. - Ale czy jesteś pewien, że czujesz się dobrze, i że nie jest to jakaś

sztuczka?

Tym razem Harry zaśmiał się krótko i Severus z łatwością zauważył, że chłopiec wygląda

o wiele lepiej, gdy jego oczy rozjaśnia błysk rozbawienia

- Tak, Severusie, czuję się dobrze! - oświadczył Harry, nadal się uśmiechając.

- W takim razie możesz odejść - stwierdził Severus, wzdychając lekko i szybko usunął

zaklęcie wyciszające. W tym czasie Harry dokończył pakowanie. Kierując się ku drzwiom

spojrzał na nauczyciela, który zajął miejsce za biurkiem, i smutno uśmiechnął się

do siebie. W czarnych, przepastnych oczach nie było śladu Severusa; powrócił Snape,

nauczyciel.

- Harry! Naprawdę, siedziałeś tam strasznie długo, próbowaliśmy coś usłyszeć, ale

po prostu się nie dało! Rzucił zaklęcie wyciszające? O czym rozmawialiście? Chyba

nie próbował…

Przyjaciele osaczyli go zaraz po wyjściu z klasy. Hermiona jak zwykle wyrzucała z

siebie sto pytań na minutę. Z uśmiechem na twarzy, Harry kłamał najlepiej, jak mógł;

powziął także twarde postanowienie, że tego wieczoru zobaczy się z Severusem.

x-x-x

- Harry? Zaczekaj chwilę.

Harry miał na sobie kompletny strój do quidditcha, jako że mecz miał się rozpocząć

za kwadrans. Zdecydował, że poszuka wytchnienia poza szatnią, ale przede wszystkim

chciał pomyśleć z dala od nerwowej paplaniny jego kolegów z drużyny, roztrzęsionych

przed meczem.

Stojąc tuż obok boiska obserwował, jak uczniowie szybko zapełniają miejsca na trybunach.

Nieco się zdziwił, widząc, że Hermiona biegnie w jego stronę. Złapał w ramiona rozpędzoną

dziewczynę, a ta objęła go mocno.

- Przez chwilę bałam się, że nie zagrasz dzisiaj - powiedziała, nadal go obejmując.

- Przez cały dzień nawet nie wspomniałeś o meczu. Chociaż od paru tygodni nie jesteś

już taki ponury, bałam się, że już nigdy nie dojdziesz do siebie i w ogóle przestaniesz

grać. Wiesz, że jesteś w tym świetny?

Harry powoli wyplątał się z jej żelaznego uścisku i spojrzał na nią z uśmiechem.

- Ejże, Miona - do czego zmierzasz?

Dziewczyna zarumieniła się.

- Wiem, że Ron pewnie niczego nie zauważył, ale ja - tak. Wiem, że na pewno nadal

czujesz smutek z powodu śmierci Syriusza i że odkąd wróciłeś z wakacji niewiele jesz,

rzadko się odzywasz i prawie nie uśmiechasz. Wiem, że to ukrywasz, ale trochę się

o ciebie martwię. Nie musisz kłamać ani nic takiego. Nie musisz nawet mówić mi, co

jest nie tak, ale wygląda na to, że czujesz się lepiej i naprawdę cieszę się z tego

powodu. Może nie jestem Ronem, ale my również jesteśmy przyjaciółmi. Nadal możesz

mi mówić o wszystkim. Na pewno już się przekonałeś, że potrafię dochować tajemnicy.

Tym razem to Harry przytulił ją mocno. Hermiona odwzajemniła uścisk, również przytulając

go z całych sił.

- Dzięki. - Śmiejąc się, uwolnił się z objęć Hermiony, po czym spojrzał na nią z drażniącym

uśmieszkiem na twarzy. - Jestem zaskoczony, że zauważyłaś tak wiele. Myślałem, że całą

energię poświęcasz, by zmusić Rona, aby pokazał, co do ciebie czuje.

Twarz Hermiony przybrała żywszy odcień czerwieni.

- Chyba nie było to aż takie oczywiste… było? Co za półgłówek. Zaczynam myśleć, że

źle się do tego zabrałam. Odkąd wszedł w okres dojrzewania, chyba myśli nie głową,

ale inną częścią ciała. Może gdyby pewnej nocy wszedł do dormitorium i zastał mnie

w swoim łóżku, coś by w końcu załapał. Merlinie broń, ale jestem bliska, żeby zastosować

tę metodę.

- Hermiono! - zbeształ ją Harry ze śmiechem - akurat tego wolałbym sobie nie wyobrażać.

Dziewczyna taka jak ty nie powinna się zniżać do tak prymitywnych sposobów. Upominanie

czy dręczenie Rona nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. Mogłem ci to od razu

powiedzieć i zaoszczędzić ci kłopotu. Hermiona roześmiała się. - Tylko proszę, nie wkradaj się

do naszej sypialni, żeby odegrać scenę łóżkową. Pewnie padłbym trupem z wrażenia dużo

wcześniej, niż Ron zorientowałby się, co jest grane - kontynuował Harry.

Ponownie się roześmiała.

- Na pewno cię uprzedzę, i pozostałych również, jeśli się na to zdecyduję.

A potem znów uściskała Harry'ego.

- Powinieneś już iść. Mecz zaraz się zacznie. Jeszcze chwila, a mnie zlinczują za zatrzymywanie

szukającego Gryfonów.

- Już idę. - Harry pocałował ją w policzek, po czym wyszeptał:

- Ze mną wszystko w porządku. Nie musisz się już tak martwić.

Na twarzy Hermiony znowu pojawił się uśmiech. Wypuściła przyjaciela z objęć i pobiegła

w stronę trybun. Harry obserwował ją, zanim wrócił do szatni, by stamtąd przejść tunelem na

boisko, razem z resztą drużyny.

Podczas gdy Seamus wywoływał kolejno graczy z zespołu Gryfonów, Harry wsłuchiwał

się w okrzyki skandującego tłumu.

„Kto dziś wygra, kto dziś wygra, GRYFFINDOR!”

Czuł, że przepełnia go radość; śmiejąc się, dosiadł miotły i wzbił się w wieczorne

niebo.

x-x-x

Kiedy Hermiona, Harry i Ron przyszli na obiad, Wielką Salę jak zwykle wypełniał hałas.

Wrzawa wzmogła się jeszcze , kiedy Gryfoni zaczęli wiwatować. Harry'emu udało się

złapać znicz i Gryffindor wygrał dwieście pięćdziesiąt do siedemdziesięciu. Nawet

niektórzy z Puchonów, mimo że przegrali, dołączyli się do aplauzu. To był znakomity

mecz i dla tych z pierwszoklasistów, którzy go oglądali, widowisko zapewniło wszystko

to, o czym słyszeli, a nawet więcej.

Uśmiech nie schodził z twarzy Harry'ego. Kiedy latał, czuł się pełen życia; wprost

nie mógł uwierzyć, że stracił zainteresowanie sportem, który dawał mu tyle radości.

Quidditch był zdumiewającą i wspaniałą grą; Harry znów miał powód, by śmiać się i

cieszyć. Tak wiele zapomniał przez ten rok, lecz dosiadanie miotły i latanie sprawiły,

że wszystko wróciło w jednej chwili.

- Harry, rządzisz i wymiatasz! - krzyknął znad talerza Dean, kiedy Trójca usiadła

do obiadu.- Ten zwód był fantastyczny! Te obroty i szybkość, poszło ci cholernie

dobrze!

Harry uśmiechał się i przytakiwał komplementom. Hermiona nachyliła się ku niemu i

na chwilę przytuliła, a potem jeszcze uścisnęła na dodatek.

- Dean ma rację, byłeś dzisiaj rewelacyjny, Harry - powiedziała. Miał to być szept,

przeznaczony tylko dla jego uszu, ale z powodu panującego wokół gwaru musiała nieco

podnieść głos.

- Ron, powiedz, czy nie był wspaniały? - zapytała.

Na stołach pojawił się posiłek i większość uczniów natychmiast zajęła się jedzeniem.

Hałas nie zmniejszył się jednak, zrobiło się nawet jeszcze głośniej. Ron, który siedział

po drugiej stronie Harry'ego, wydawał się pochłonięty kontemplowaniem zawartości

swojego talerza, milczał jednak i niczego nie tknął.

Hermiona pomyślała, że to dziwne. Zdecydowała, że najskuteczniej wciągnie Rona w

rozmowę, pytając go o zdanie.

- Tak, Hermiono, był wspaniały - odpowiedział Ron, ale mówiąc to, spoglądał na Harry'ego.

- Wspaniały, jak zawsze.

Na szczęście przy końcu stołu, gdzie siedzieli Dean i Seamus, podniósł się zgiełk.

Chłopcy wyczarowali z widelcow miniaturowe miotły, by odtworzyć manewr, dzięki któremu

Harry zdobył znicza dla Gryfonów. Hermiona nie usłyszała więc ostatnich słów Rona,

w przeciwieństwie do Harry'ego. Tyle że ten postanowił je zignorować.

W kwadrans później, kiedy wrzawa nieco opadła, rozległ się charakterystyczny odgłos

uderzeń skrzydeł zbliżających się sów. Jeden z pierwszorocznych Krukonów wstał i

zawołał „poczta!”, na co zgromadzeni w sali uczniowie wybuchli śmiechem.

Sowy różnej wielkości, w najrozmaitszych kolorach, wleciały do Sali, niosąc przymocowane

do ich nóżek listy i paczki. Poczta nie przychodziła od tygodnia i większość uczniów

zaczęła się zastanawiać, co właściwie dzieje się za bramami Hogwartu. Jak zwykle

Harry, który nie oczekiwał na żadną przesyłkę, spokojnie jadł swój obiad.

Przynajmniej do momentu, kiedy Dan krzyknął:

- Harry! Uważaj!

Zaraz potem rozległ się okrzyk Seamusa:

- Uważaj, stary, zaraz to upuści!

Ostrzeżenia nadeszły w samą porę, gdyż Harry ledwo miał czas, by zauważyć Hedwigę,

zanim upuściła niesiony pakunek. Chłopak złapał paczkę w ostatniej chwili, nim wylądowała

w jego talerzu z rosołem. Wszyscy przy stole obserwowali, jak odwija brązowy papier.

Wszyscy Gryfoni, nawet ci młodsi, słyszeli że Harry rzadko otrzymuje pocztę, ale

kiedy już coś dostawał, zazwyczaj zawierała coś ciekawszego, niż zwykłe listy czy

słodycze.

Nie rozczarowali się - z pospolicie wyglądającej paczki Harry wyciągnął wyjątkowo

niepospolity przedmiot. Jak można się było spodziewać, kilku studentów westchnęło

ze zdumienia. A potem przy stole zawrzało.

- Cholera jasna, Harry! Czy to jest to, na co wygląda?

- Nawet mój tata takiej nie ma, a jest dorosłym czarodziejem i ma całą rodzinę na

głowie!

- Uczniom nie wolno ich mieć! Wiem na pewno, chciałem taką mieć, i…

Harry od razu wiedział, co to za przedmiot, ale nie mógł zdobyć się na nic więcej,

jak tylko spoglądać na niego w milczeniu, podczas gdy pozostali rozmawiali o niezwykłym

szczęściu, które go spotkało. Ale to nie z powodu szczęścia właśnie ta rzecz była

mu niezbędna.

W końcu zwyczajni czarodzieje nie potrzebowali myślodsiewni.

Przeszukał paczkę, aż w końcu znalazł liścik, dokładnie tak jak tego się spodziewał.

Do brązowego papieru pakunkowego przyczepiona była niewielka karteczka:

Pomyśleliśmy, że przyda ci się, by łatwiej przetrwać dzień.

List wprawdzie nie był podpisany, ale Harry doskonale wiedział, kto jest jego nadawcą.

Natychmiast spojrzał w stronę stołu nauczycielskiego i zobaczył, że wzrok większości

profesorów skierowany jest na niego. Hagrid wyglądał tak, jakby miał za chwilę wykrzyczeć

coś do Harry'ego przez całą Wielką Salę i ze wszystkich sił powstrzymywał się, by

tego nie zrobić. Na ustach profesor McGonagall pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech,

po czym znowu zajęła się obiadem, podczas gdy Flitwick szczerzył się od ucha do ucha;

wydawało się, że zupełnie stracił zainteresowanie zawartością swojego talerza. Błyski

w oczach Dumbledore'a osiągnęły jasność latarni morskiej, lecz on sam tylko lekko

skinął głową i odwrócił się, by powiedzieć coś do McGonagall. Najistotniejsze było

jednak, jak zachowa się profesor Snape… to jest, Severus.

Żadnego uśmiechu, żadnego skinienia głową. Spoglądał tylko na Harry'ego z przeciwległego

końca Wielkiej Sali. Harry nie mógł oderwać wzroku od czarnych, przeszywających oczu,

które jakby czytały w jego duszy.

Harry uśmiechnął się lekko, a jego usta ułożyły się w słowo "dziękuję". Dopiero wtedy

Severus odwrócił wzrok.

Nie uśmiechnął się, nie skinął głową; nie zrobił nic, ale Harry wiedział, że przekonanie

Dumbledore'a aby podarował mu myślodsiewnię z pewnością sprawiło mu nieco trudu.

Nawet jeśli trud ten był bardzo niewielki.

- Ron, masz pojęcie? Myśloodsiewnia! - Harry zwrócił się do przyjaciela. - Właściwie

to zawsze chciałem mieć cos takiego. Odkąd tylko zobaczyłem, jak Dumble…

Nie zdążył dokończyć, gdyż Ron wstał od stołu.

- Dokąd idziesz? - zapytał zszokowany Harry. Hermiona również była zaskoczona, widząc

że Ron chce już wyjść, zwłaszcza że jeszcze nie skończył obiadu.

- Straciłem apetyt - oznajmił Ron, ale usiadł z powrotem, nie chcąc robić scen.

- Ron…

Ostrzegawcza nuta w głosie Hermiony doprowadziła go do szału. Jako że siedział twarzą

w twarz z Harrym, nietrudno było się domyślić, że celem ataku stanie się jego przyjaciel.

- Nie wystarczy ci, że jesteś Harry Potter, co? Nie wystarczy, że ludzie płaszczą się przed tobą,

żeby ci służyć? Masz tyle pieniędzy, ile tylko zamarzysz, bo każdy tylko marzy, żeby wyzionąć

ducha, zapisując ci cały majątek. Każda na ciebie leci, bez względu na wiek, jak tylko zorientuje

się, kim jesteś. Oczko w głowie nie tylko każdego nauczyciela, ale całego cholernego

magicznego świata! Ale ja, Harry, ja jestem twoim przyjacielem!

Nie wykrzyczał tych słów, raczej cedził je przez zaciśnięte zęby, podczas gdy jego

oczy ciskały błyskawice, ale parę osób, które siedziały najbliżej i słyszały jego

słowa, umilkło.

- Ron, chłopie, o czym do licha gadasz? Co ci Harry takiego zrobił? - Seamus pierwszy

pozbierał się na tyle, by przemówić. Neville i Dean wyglądali na całkowicie zszokowanych

wybuchem Rona. Tymczasem Hermiona musiała użyć siły, by wydrzeć Harry'emu widelec,

który chłopak zacisnął zbyt mocno w swojej wyraźnie trzęsącej się dłoni. Prędko owinęła

swoje palce wokół dłoni Harry'ego, mając nadzieję, że nikt poza nią nie zauważył

jej nadal widocznego drżenia.

Jednak Ron jeszcze nie skończył.

- Myślodsiewnia, Harry! Żadnemu innemu szesnastolatkowi nie wolno mieć myślodsiewni!

Ale ty jesteś Harry Potter i oczywiście dostajesz wszystko, czego dusza zapragnie!

Wystarczy pstryknąć palcami i od razu ktoś przyleci!

- Ron, jeżeli to z powodu myślodsiewni, to pozwól mi wytłumaczyć, dlaczego ją dostałem…

- zaczął Harry łagodnie, ale Ron mu przerwał.

- Nie chodzi o cholerną myślodsiewnię! Nie chodzi nawet o to, że ledwie raczysz się

do mnie odezwać! Wróciliśmy do szkoły dwa miesiące temu, a ja nawet nie wiem, jak

spędziłeś wakacje! Ale oczywiście zawsze masz czas, żeby wymykać się nocami, kiedy

myślisz że wszyscy śpią. Sądziłeś, że nie wiem, że wyszedłeś raz czy drugi i nawet

słówkiem nie pisnąłeś? Myślałem, że wszystko robimy razem! A teraz odbierasz mi jedyną

rzecz, jaką miałem!

Harry ponownie spróbował przemówić.

- Ron, jeśli coś ci zrobiłem…

Ron znów wszedł mu w słowo.

- Jeśli coś mi zrobiłeś! Owszem, jest coś, co mi zrobiłeś! - Wskazał na złączone ręce Harry'ego i

Hermiony.

- Nie mogłeś zostawić jej w spokoju, co? Jedyna dziewczyna, która mi się podoba,

a ty o tym wiedziałeś! Wiedziałeś, a teraz widzę te wasze spacerki, obściskiwanie

i szepty. Widziałem was przy boisku przed meczem, znowu to samo - rozmowy, przytulanie!

Bo Harry Potter dostaje wszystko, czego chce!

- Ron! - Hermiona powtórnie użyła ostrzegawczego tonu, ale Harry puścił jej dłoń i wstał.

- Jeżeli tak uważasz… jeżeli sądzisz, że próbowałem ukraść ci Hermionę… to się mylisz

- odpowiedział spokojnie.

Ron skoczył na równe nogi.

- Zamknij się, Potter! Nie mam ochoty wysłuchiwać twojej gadki! Widziałem was dwoje,

i to nie tylko tam! Po prostu cholerny tchórz z ciebie i boisz się przyznać przede mną, że ona też

ci się podoba!

Rzecz jasna wszyscy przy stole usłyszeli krzyk Rona. Gryfoni zamilkli, czekając co odpowie lub

zrobi Harry.

On zaś po prostu odwrócił się i odszedł.

Rozdział piąty

Stojąc na krawędzi

X-x-X

- Gdzie się pan podziewał? Czekałam, aż pan wróci. Proszę iść za mną!

Kwadrans wcześniej, gdy po obiedzie Severus wyszedł z Wielkiej Sali, myślał tylko

o tym, by wziąć szybki prysznic, poprawić kilka sprawdzianów drugo-, czwarto- i piątoklasistów,

przygotować plan zajęć dla siódmej klasy i przeredagować tenże dla klasy trzeciej

- jako że bachory sprawiały wrażenie, że zapomniały o wszystkim, czego ich nauczył

w ubiegłym roku. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim a wschodem słońca następnego dnia

zamierzał także sprawdzić, czy uda mu się znaleźć czas na choćby cztery godziny snu.

W jego planach nie było miejsca dla Jęczącej Marty, która stała w jego łazience,

obok umywalki, załamując swoje przezroczyste ręce.

- Co tu robisz?

Odkąd Severus zaczął nauczać w Hogwarcie, Marta jeszcze nigdy nie nawiedziła tych

komnat. Właściwie był niemal zszokowany widząc, że może przenikać instalację hydrauliczną

w jego toalecie równie łatwo, jak w innych zamkowych łazienkach.

- Proszę iść za mną! - powtórzyła Jęcząca Marta, a wielkie, przezroczyste krople

łez spływały po jej równie przezroczystych policzkach. - To straszne!

Severus próbował nie skrzywić się w widoczny sposób. Było jasne, że nie zabierze

się do pracy tak szybko, jak sobie zaplanował.

- Co jest straszne? O czym ty mówisz? - zapytał, nie próbując nawet ukryć irytacji.

Działała mu na nerwy. I nie tylko jemu. A jej dzisiejszy występ bynajmniej nie przyczynił

się do poszerzenia granic jego cierpliwości.

Westchnęła, po czym ukryła twarz w dłoniach i zaszlochała dramatycznie.

- To okropne. Wszędzie krew. Wszystko zniszczone. Zdewastowane. Musi pan przyjść.

Musi pan pomóc.

Krew? Mistrz Eliksirów poczuł, jak jego własna odpływa mu z twarzy. Na Merlina, tylko

nie następny, który się tnie.

- Kto, Marto? - zapytał nagląco.

Spojrzała na niego nagle, a na jej obliczu pojawiła się złość. Poszybowała w górę.

Unosiła się nad nim, ręce na biodrach, oczy błyszczące gniewem upiorzycy.

- A JAK MYŚLISZ? - wrzasnęła z całych sił - JAKBYŚ NIE WIEDZIAŁ!

Severus zaczerpnął kilka uspokajających oddechów. Natychmiast przyszło mu na myśl

kilka czarnomagicznych zaklęć, lecz zdołał z powrotem upchnąć je w zakamarkach pamięci.

Znał klątwę, która wysłałaby ją do Czyśćca, zmuszając do przebywania pomiędzy Niebem

a Piekłem. Znał też inną, pod wpływem której Marta musiałaby błąkać się w czyśćcowej

otchłani wraz z duszyczkami innych niegrzecznych dzieci. Znał nawet taką, która obróciłaby

ją w przeżarte przez larwy ciało, tak by przetrwała wieczność, martwa, lecz jednocześnie

świadoma swojego losu. Gdyby mógł, pofolgowałby mrocznej stronie swojego „ja” i rzucił

na nią wszystkie trzy.

Niestety, była mu potrzebna, by mógł dowiedzieć się czegoś więcej.

- Nie, Marto, nie mam pojęcia, o kim mówisz! - Severus pomyślał, że doskonale nad

sobą panuje, nawet jeśli mówił nieco podniesionym tonem.

Z oczu Marty znów popłynęły łzy. wydawało się, że jej gniew całkiem minął.

Znów wylądowała przy umywalce i pociągnęła nosem, a potem zajęczała. Gdy wreszcie

opanowała się wystarczająco, spojrzała mu prosto w oczy. Niespodziewanie rozjaśniła

się nieco.

- To Harry Potter. - Uśmiechnęła się nieśmiało. - Wygląda na to, że wreszcie postanowił

do mnie dołączyć.

x-x-x

Jakbym był uwięziony w szklanej kuli.

- Co takiego zrobiłem? - krzyknął Harry - nic nie poradzę, że jestem tym, kim jestem!

Wszyscy mnie kochają, lecz nikt mnie nie zauważa.

Na myśl o tym Harry zaszlochał, uderzając głową o ścianę. Wrzeszczał, łkał i płakał.

Podarł swoją szatę zaraz po wejściu do łazienki. Gdy uspokoił się na tyle, by rzucić

zaklęcie, uszczelnił drzwi. Teraz jednak spokój całkowicie go opuścił.

„Nie wystarczy, że jesteś Harrym Potterem, co?”

Pełne złości słowa znów uderzyły, przenikając jego myśli, wciągając go niczym wir

w nieprzeniknioną otchłań. Otoczyły jego umysł, jakby chciały pogrążyć go w szaleństwie,

on zaś nie mógł się od nich uwolnić. Nie mógł powstrzymać ich ataku na swoją jaźń.

„Możesz mieć wszystko, co tylko zechcesz!”

Harry zamknął oczy, zakrył uszy rękoma i wrzasnął.

Krzyczał, by odpędzić otchłań, która groziła pożarciem jego duszy. Krzyczał, by powstrzymać

ten głos, te słowa, te kłamstwa, które stały się prawdą. Krzyczał, by ocalić swoją

normalność.

Walczył o każdy oddech, podczas gdy łzy wypalały sobie ścieżkę poprzez mrok. Czuł,

jakby wywracał się na lewą stronę. Wszystkie jego uczucia próbowały wydostać się

na zewnątrz i uciec z klatki, w której je zamknął.

Nawet nie zauważył, kiedy potłukł lustra, roztrzaskał drzwi do kabin i rozbił umywalki.

W dodatku cisnął gdzieś swoją różdżkę, a nie mógł skupić się na tyle, by przypomnieć

sobie gdzie. Potrzebował jej teraz.

Nagle zdał sobie sprawę, że tak naprawdę niepotrzebna mu różdżka.

Wszędzie wokół leżały odłamki szkła. Schwycił jeden i ścisnął, z trudem wciągając

powietrze. Walcząc z pustką, która pochłaniała jego wnętrze, nawet nie poczuł, jak

szkło przecięło delikatne tkanki jego dłoni. Widział tylko, że krew wypływa spomiędzy

jego palców; podniósł kawałek szkła wyżej, ku swojemu obnażonemu ramieniu, najpierw

jednej, potem drugiej ręki.

Nacięcia były jak małe liźnięcia płomieni, tańczących w jego ciele. Wypalających

ból.

Nigdy więcej Harry'ego Pottera.

- Ja! - zawołał Harry w ciszę. - To tylko ja! Nie mam zielonego pojęcia, jak być

doskonałym!

Krzycząc, wrzeszcząc i skowycząc wyrzucał z siebie słowa, które już dawno pragnął

wypowiedzieć. Potoki myśli i gniewu. Rzeki bólu, które musiały z niego wypłynąć.

„Zamknięty w swojej własnej, małej bańce. Stracony dla zewnętrznego świata.”

x-x-x

- Harry, otwieraj!

Severus zjawił się akurat w chwili, gdy Hermiona dobijała się do łazienki dziewcząt.

Ron był tam również, jednak siedział oparty o framugę, udając, że nie zauważa błagań

Hermiony, skierowanych w ciszę za drzwiami.

- Harry, nie bądź dziecinny, możemy o tym porozmawiać. Proszę… - argumentowała, przyciskając

czoło i dłonie do drzwi. Najwidoczniej była zbyt wyczerpana, by znów w nie uderzać.

- Granger, Weasley, co się tu dzieje?

Mistrz Eliksirów zaskoczył ich oboje. Obserwował, jak próbują się wytłumaczyć.

- Ni… nic takiego, panie profesorze - odpowiedziała Hermiona, podczas gdy Ron podniósł

się z miejsca i stanął przy niej. Żadne z nich nie patrzyło nauczycielowi w oczy.

Gdyby tylko chciał, mógł ukarać ich oboje - w oczywisty sposób byli winni temu, że

Potter… Harry dał się ponieść emocjom.

- Odsuńcie się - nakazał. Usłuchali niechętnie.

Z uchem przyciśniętym do drzwi Severus nasłuchiwał… za drzwiami panowała cisza. Zaklęcie

Wyciszające. Niedobrze.

Odwrócił się do dwójki uczniów, którzy obserwowali go nieufnie i uśmiechnął się szyderczo.

- Będziecie mieli się z czego tłumaczyć, myślę jednak, że dobrze wam zrobi, jeżeli

tymczasem coś sobie obejrzycie. Sugerowałbym, abyście osłonili się stosownym zaklęciem.

Dał im chwilę na wykonanie polecenia, a potem, skinąwszy różdżką, wypowiedział zaklęcie.

Drzwi łazienki eksplodowały, zasypując ich odłamkami.

Harry obejrzał się. Miał nieprzytomne spojrzenie, włosy sterczały mu na wszystkie

strony, zaś jego twarz i ręce umazane były krwią. Jego szata, różdżka i wszystko

inne, zwłaszcza podłoga, spoczywały na wpół zagrzebane pod stertą potłuczonego szkła,

drewna z drzwi do kabin i skorup z roztrzaskanych umywalek. Głębokie rany pokrywały

ramiona Harry'ego, a ponieważ ciął się przez ubranie, jego spodnie i koszula zwisały

w strzępach. Materiał przesiąknięty był krwią, której purpurowe strużki płynęły po

ciele młodego czarodzieja.

Stojąca za Severusem Hermiona wciągnęła głośno powietrze, zaś z ust Rona wydobył

się jęk, lecz uwaga ich profesora skupiona była na Harrym.

- Potter - rzekł serdecznym tonem - Potter, podejdź tutaj.

Kiedy Harry nie poruszył się, Severus zrobił krok naprzód; w odpowiedzi chłopak zaskowytał

coś gniewnie. Starszy czarodziej znieruchomiał.

- Nie bądź głupi, wiesz, że cię nie skrzywdzę - spróbował znowu, ale Harry zaczął

się cofać. Mistrz Eliksirów zrobił głęboki wdech, a potem gwałtownie wypuścił powietrze

z płuc. Najwyraźniej ten sposób postępowania nie działał i Severus wiedział dlaczego.

Starał się pomóc Harry'emu nie tracąc autorytetu, którego potrzebował ze względu

na obecność Weasleya i Granger. Harry zaś potrzebował Severusa, a nie profesora Snape'a.

Tylko jednego z nich. Severus zaczynał czuć się niczym schizofrenik i próbował sobie

przypomnieć dlaczego, na brodę Merlina, zgodził się wziąć na siebie obowiązek pomagania

Złotemu Chłopcu.

Zacisnął powieki, usilnie starając się zwalczyć swoją dumę. Potem znowu spojrzał

na chłopaka z troską, którą wcześniej tylko Harry'emu dane było poznać.

- Harry - przemówił łagodnie - Harry, pozwól, że ci pomogę. Pozwól mi…

Harry westchnął cicho i łzy popłynęły po jego twarzy, lecz poza tym wydawał się zupełnie

pozbawiony emocji. Jakby zagubił się w swoim własnym świecie.

- Nie wiem - powiedział, załamany - nie mam pojęcia, jak być doskonałym.

- Nikt tego od ciebie nie oczekuje. Nikt, na kim ci zależy - Severus starał się utrzymać

kontakt wzrokowy z Harrym, lecz ten błyskawicznie przerzucił wzrok na Rona i Hermionę.

Oni zaś byli tak oszołomieni, że stali nieruchomo na progu.

Dopiero wtedy Severus zrozumiał.

- Granger, Weasley, natychmiast do gabinetu Dyrektora. Powiedzcie, że ja was przysłałem

i zaczekajcie tam.

Usłyszał, jak odchodzą opieszale, lecz nadal skoncentrowany był na tym, co działo

się z Harrym.

- Harry, podejdź do mnie. Musimy porozmawiać.

Lecz Harry, odwróciwszy się do niego plecami, chwycił się rękami za głowę i załkał

cicho.

- Odejdź. Po prostu zostaw mnie samego.

Mistrz Eliksirów podszedł do chłopaka i powoli położył dłoń na jego ramieniu. Harry

odwrócił się, jakby w szoku. Oczy błyszczały mu gniewnie, chociaż nadal płynęły z

nich łzy, mieszając się z krwią na jego twarzy.

- Nie! - wykrzyknął. - Nie dotykaj mnie! Wiem, że masz to gdzieś! Nie chcę twojej

litości, ani poświęcania się dla sprawy! Nie chcę, żebyś mi pomagał, bo tak nakazał

Dumbledore, a ty myślisz, że jesteś to winien mojemu ojcu i reszcie świata!

Severus spoglądał na niego w milczeniu. Czekał.

- Pomóż mi ze względu na mnie samego - wykrztusił Harry i odwrócił się. - Pomóż Harry'emu

ponieważ jest tym, kim jest. Nie dlatego, że jest synem Jamesa Pottera, albo Chłopcem,

Który Przeżył, lecz po prostu Harrym. Po prostu Harrym…

- Harry, nie jesteś dla mnie obowiązkiem, który muszę wypełnić. Przestałeś nim być

tej pierwszej nocy, kiedy przyszedłeś do mojego biura i opowiedziałeś mi o swojej

rodzinie - odpowiedział w końcu Severus. - Jednak tak długo byłeś dla mnie Potterem,

że od tego właśnie muszę zacząć. Jeżeli chcesz ode mnie czegoś jeszcze, musisz mi

powiedzieć więcej i nie bać się zaufać mi. Będę pracował nad tym, czego nie rozumiem,

w miarę, jak będziemy kontynuować.

Harry przytaknął i wziął głęboki, urywany wdech.

- Nie chciałem być tym, kim jestem. Nie wiem, jak mam to zmienić - załkał cicho.

- Ron twierdzi, że mam wszystko, czego potrzebuję. Nie mam. A potrzebuję tak wiele,

że aż brak mi tchu, kiedy myślę o tym wszystkim. Zawsze muszę z tym walczyć. Muszę

śmiać się, kiedy mam ochotę krzyczeć. Świat oczekuje ode mnie tak wiele, a ja czuję

przerażenie. Boję się, że zawiodę i oni wszyscy będą cierpieć z mojego powodu.

Westchnął.

- Severusie… za dużo tego wszystkiego, a ja umrę. Umrę, jeśli… jeśli nie znajdę wytchnienia.

- A to jest właśnie to, co starałem się dla ciebie zrobić - odparł Mistrz Eliksirów.

- Próbowałem zapewnić ci miejsce, w którym poczujesz się wolny i nie będziesz musiał

martwić się o świat poza murami Hogwartu. Próbowałem pomóc…

Harry upadł na kolana, czując się tak, jakby jego nogi stały się zbyt słabe, by dźwigać

ciężar, który na nim spoczywał. Zapłakał. Wciągane w płuca powietrze, łzy, spływające

po jego policzkach, cały gniew i poczucie winy stawały się torturą, a nieznośny ból

pochłaniał jego duszę.

Severus próbował mu pomóc. Tak, Harry o tym wiedział. Nie z powodu litości czy poczucia

obowiązku, jak potajemnie wierzył. Próbował mu pomóc, zaś on, Harry, wszystko zepsuł.

Przez ostatnie trzy tygodnie starał się poprawić, ale mu się to nie udało. Tłamsił

jedynie w sobie swoje uczucia, a teraz zawiódł Severusa, poddając się tym emocjom.

- Tak mi przy…przykro - wyjęczał cicho.

Mistrz Eliksirów uklęknął za nim i po krótkim wahaniu oplótł ramionami zbyt wątłe,

zbyt szczupłe ciało, po czym przytulił Harry'ego mocno do swojej piersi.

Harry zaś zapłakał, nie starając się nawet wytrzeć ani łez, które płynęły z jego

oczu, ani krwi, cieknącej mu po twarzy. Krwi, która ściekała z jego czoła… z blizny,

którą tak desperacko starał się usunąć paznokciami, krzykiem i kawałkami stłuczonego

szkła.

Nie chciał dłużej być Harrym Potterem.

x-x-x

- Masz. Wypij.

Severus ostrożnie przeniósł Harry'ego do swoich komnat, wdzięczny losowi, że o tej

porze korytarze były opustoszałe, zaś większość uczniów wróciła już na noc do swoich

dormitoriów. Położył go na czarnej kanapie, stojącej przed biurkiem, i podał mu flakonik

z Eliksirem Wszechleczącym. Harry wziął go bez słowa i wypił, nie protestując, chociaż

wiedział, co to takiego i jak podziała na świeże rany, którymi tak bardzo starał

się naznaczyć swoją duszę.

Nie minęło wiele czasu, nim eliksir zaczął działać. Ciepłe, niebieskie lśnienie przesuwało

się po jego skórze, zasklepiając wszystkie nowe rany i wkrótce skóra Harry'ego była

jak nowa. Blizna na jego czole znów stała się widoczna.

- Zaraz wracam - powiedział Severus, czekając na reakcję, której jednak niespecjalnie

się spodziewał.

Istotnie, nic się nie działo. Wokół leżącego na kanapie nastolatka dało się wyczuć

aurę smutku i roztargnienia. W przyćmionej, szmaragdowej zieleni jego oczu nie było

już radosnych błysków, które Severus dostrzegł rankiem tego dnia.

„Jakby minęły wieki od tej chwili… Szkoda, którą wyrządzono w ciągu zaledwie kilku

godzin…”

Rzuciwszy naprędce zaklęcia, które naprawiły i wyczyściły ubranie Harry'ego, Severus

wszedł do sypialni i stanął przy kominku, gdzie trzymał pojemnik z proszkiem Fiu.

Zaczerpnął garść i odstawił pojemnik na miejsce, a potem wrzucił proszek w ogień.

- Biuro Albusa Dumbledore'a! - oznajmił i wkroczył w płomienie.

Gdy wyłonił się z kominka w gabinecie dyrektora, pierwszą rzeczą, jaką spostrzegł,

był promienny uśmiech Dumbledore'a. Severus zastanawiał się, czy istniał jakikolwiek

sposób, by zlikwidować ten uśmiech jakimś zaklęciem, nie ryzykując natychmiastowej

śmierci z rąk dyrektora.

- Gryffindor traci dwieście punktów - powiedział zimno, wiedząc, że dwoje uczniów,

których tu przysłał, znajduje się gdzieś w gabinecie. Szybko zorientował się, że

kulą się obok drzwi. Hermiona wypłakiwała się na ramieniu Rona, który zbladł tak

bardzo, że jego piegi wyglądały jak kropki na jego policzkach. Wydawało się, że obydwoje

zaraz zemdleją na skutek doznanego szoku.

- I jeszcze kolejne sto za zniszczenia, dokonane w łazience - dodał Severus, nadal

patrząc na Dyrektora.

- Ależ Severusie, nie działaj pochopnie - rzekł Dumbledore, nadal się uśmiechając

- może usiądźmy wszyscy i poszukajmy rozwiązania tego problemu.

Skinął ręką i kilka krzeseł pojawiło się obok jego biurka. Ron, a następnie Hermiona

usiedli. Severus dołączył do nich niechętnie.

- Dropsa cytrynowego? Nie? Herbaty?

Mistrz Eliksirów czuł, że jeszcze trochę, a głośno wyrazi swój niesmak. Dumbledore

musiał to chyba wyczuć, gdyż uśmiechnął się i wyczarował cztery filiżanki herbaty.

Wypiwszy łyk naparu, Severus musiał przywołać wpojone mu zasady savoir vivre, by

nie wypluć go z powrotem.

Herbata była zaprawiona Eliksirem Uspokajającym, zaś on bynajmniej nie zamierzał

się uspokoić.

- Zakładam, że jesteśmy tutaj z powodu Harry'ego Pottera? - zapytał Dumbledore. Ron

i Hermiona przytaknęli, lecz Severus zmrużył oczy z gniewu.

- A czy kiedykolwiek nie chodziło właśnie o niego?

Dumbledore uśmiechnął się, wyczuwając w Mistrzu Eliksirów głęboko skrywaną troskę.

I znów, Severus nie przejmował się nieistotnymi sprawami i mało ważnymi uczniami.

W szczególności Dumbledore był pewien, że dostrzegł cień zmartwienia w głębi ciemnych,

przepastnych oczu.

- Czy ja… czy on wyjdzie z tego? - spytał drżącym głosem Ron. Hermiona zaszlochała.

Severus odwrócił się w jego stronę.

- Dlaczego cię to interesuje? Czyżbyście próbowali go zabić? Myśleliście, że ocalicie

w ten sposób Czarnego Pana, łamiąc Potterowi serce tylko dlatego, że możecie? Nawet

nie zapytam, co podłego mu powiedzieliście. Nie muszę również znać waszych powodów

ku temu. Wy, należąc do tak nielicznych osób, którym ufa i …

- Severusie - przerwał mu Dumbledore. - Tylko spokojnie, jestem przekonany, że tych

dwoje nie chciało świadomie wyrządzić mu krzywdy. Pan Weasley i panna Granger kochają

Harry'ego jak brata. Nigdy nie skrzywdziliby go ot, tak sobie.

- Więc wiesz, co się stało? Powiedzieli ci? - zapytał Severus, ponownie patrząc na

Dumbledore'a. - Mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że w swym okrucieństwie niczego

mu nie oszczędzili.

- Hermiona nic nie zrobiła. Nie wciągaj jej w to. Ona chciała pomóc… - zaprotestował

Ron.

- Ach, tak. A więc to ty, Weasley, jesteś za wszystko odpowiedzialny. Dlaczego zatem

nie opowiesz Dyrektorowi i mnie, co dokładnie zdarzyło się dziś wieczór? Z wielką

przyjemnością udowodnię, jakim jesteś idiotą!

- Właściwie to wolałbym pozostać niewtajemniczonym w szczegóły tej sprawy. Oczywiście,

jeżeli ty, Severusie, chcesz się z nimi zapoznać, jestem pewien, że chętnie ci o

wszystkim opowiedzą - oświadczył Dumbledore.

Severus spojrzał wprost na siedzącego przed nim Dyrektora. Mógł niemal czytać w oczach

starszego czarodzieja, jak ze zwojów pergaminu.

Zgodziłem się, abyś się tym zajął, ponieważ ufam, że potrafisz, Severusie. Pamiętaj,

że to ty jesteś osobą, która podjęła się tej misji.

Doprawdy… Severus uznał, że ma już serdecznie dość tych głupot. Wstał, by odejść.

Jego oczy ciskały błyskawice, lecz wyraz twarzy pozostawał spokojny, jeśli nie oziębły.

- Jeżeli tak ma to wyglądać, wybaczcie, ale mam inne, ważniejsze rzeczy do zrobienia.

Granger i Weasley również podnieśli się z miejsc, zaś Ron ponownie zadał pytanie:

- Czy wszystko z nim w porządku, profesorze? On chyba nie… umarł… czy…

Severus w ostatniej chwili powstrzymał się, by nie prychnąć z niesmakiem. Ten chłopak

zasłużył, by wierzyć w samobójczą próbę Harry'ego. Jeżeli najlepsi przyjaciele Pottera

byli właśnie tacy, to wolał nie zastanawiać się nad resztą Gryfonów.

- Będziesz musiał poczekać, aż sam zobaczysz - odparł, krzywiąc się złośliwie. Zbliżył

się do kominka, wziął garść proszku Fiu i już miał opuścić gabinet, gdy Dumbledore

chrząknął i oznajmił:

- Trzysta punktów dla Gryffindoru. Wybacz mi, Severusie, ale nie mogę pozwolić, by

odejmowano punkty domom w ramach prywatnych porachunków.

- Dobranoc, dyrektorze - zabrzmiało w odpowiedzi. Mistrz Eliksirów cisnął proszek

w palenisko i wkroczył w płomienie.

Zignorował fakt, że oczy Dumbledore'a błyszczały z cichej radości, zaś on sam znowu

uśmiechał się szeroko obserwując, jak Severus znika w kominku.

x-x-x

Harry tkwił dokładnie w tej samej pozycji i w tym samym miejscu, gdzie Severus go

zostawił. Temu ostatniemu nie pozostawało nic innego, jak westchnąć i pogodzić się

z faktem, że Harry na skutek ciężkich przeżyć pogrążył się w katatonii. Zdumiał się

więc niezmiernie, kiedy w czasie, gdy przepisywał plan zajęć dla trzeciego roku,

chłopak poruszył się, a potem usiadł na kanapie.

- Myśli, że czuję coś do Hermiony - powiedział cicho Harry. Dłoń Severusa zatrzymała

się nad zapisywanym pergaminem, zaś on sam podniósł wzrok, napotykając spojrzenie

zielonych oczu.

- Nic do niej nie czuję - kontynuował Harry ściszonym głosem. - To znaczy jest moją

przyjaciółką, ale nie czuję do niej nic… nic więcej.

- Więc to wszystko… To wszystko z powodu ataku zazdrości Weasleya? - zapytał Severus,

unosząc brew. Harry przytaknął.

- To nie był jedyny powód - dodał Harry po chwili milczenia. - Chodziło także o myślodsiewnię

i o mnie, o bycie Harrym Potterem. To zawsze było mu nie w smak. Przypuszczam, że

zawsze chciał to powiedzieć, a teraz… wyrzucił z siebie to wszystko.

- Harry… - zaczął znowu Severus, lecz przerwał mu cichy głos młodego czarodzieja.

- Nie. Ja… Ron zasługuje, by powiedzieć swoje zdanie. Jestem jego przyjacielem. Ja…

- urwał. - Są sprawy, o których mu nie mówię, więc uważam, że ma prawo się gniewać.

- Jakie sprawy? - zapytał Severus. - Wątpię, że mogłeś zrobić cokolwiek, by powstrzymać

Weasleya, kiedy postanowił otwarcie powiedzieć, co myśli.

W odpowiedzi Harry posłał mu przenikliwe spojrzenie, a potem podniósł się powoli,

by zdjąć koszulę.

I znów Severus nie mógł odpędzić myśli o tym, jak szczupły był chłopak, nawet jeśli

na jego brzuchu i ramionach rysowały się mięśnie, wyrobione wieloletnią grą w Quidditch.

Nie był w stanie oderwać oczu od kolekcji blizn, które przecinały lekko opaloną skórę

na piersi Harry'ego. W sumie pięć. Severus nie musiał nawet liczyć. To niewiele,

ale każda z nich znaczyła tak dużo.

Harry wskazał na jedną z blizn, która wydawała się pozostałością po najgłębszej ranie.

Miała około trzech cali długości i biegła ukośnie pośrodku jego klatki piersiowej.

Severus zmusił się, by nie dotknąć ręką własnej piersi, kiedy tak wpatrywał się w

bliznę.

- To było pod koniec czwartego roku, a potem w środku piątego, kiedy otworzyłem ją

ponownie - rzekł Harry. Wyglądał, jakby walczył z jakimś bolesnym wspomnieniem. -

Później po prostu pogodziłem się z tym, co wiedziałem. Nieważne, jak bardzo krwawiłem,

nie mogłem pozbyć się tej wiedzy. Więc teraz się z tym pogodziłem.

- Pogodziłeś się z czym?

Ponownie przenikliwe spojrzenie Harry'ego przykuło jego wzrok, podczas gdy chłopak

odrzekł powoli:

- Że pociągają mnie inni mężczyźni. Jestem gejem. Nie darzę Hermiony takimi uczuciami.

Nigdy nie będę.

Severus z chęcią by przyznał, że spodziewał się podobnego wyznania - lecz mówiąc

szczerze, był tak zszokowany, że nie pomyślał nawet, by to ukryć.

- Czy twój ojciec chrzestny wiedział?

Harry ze smutkiem potrząsnął głową.

- Nigdy nie miałem okazji, by mu o tym powiedzieć.

„Dobry Merlinie, ileż to człowiek musi się wycierpieć, zanim zlitujesz się nad jego

duszą? "

Była to myśl pełna goryczy, jednak Severus wiedział, że gorycz nie jest Harry'emu

potrzebna. W końcu chwilę wcześniej sam przyznał, że zdążył się już pogodzić ze swoją

orientacją seksualną.

- Miałeś czternaście lat? Już wtedy o tym wiedziałeś? I nie powiedziałeś o tym żadnemu

ze swoich przyjaciół?

Chłopak wzruszył ramionami.

- No cóż, właściwie tak do końca o tym nie wiedziałem. To po prostu było coś, od

czego nie mogłem się uwolnić. Stąd te rany. To znaczy wtedy podobały mi się dziewczyny,

ale czułem, że coś jest nie tak. Potem była piata klasa i kiedy nie wyszło mi z Cho,

gdzieś w głębi ducha wiedziałem, dlaczego tak się stało.

Skrzywił się.

- Nie miałem dziwnych snów, ani nic takiego. Jeżeli nawet miewam jakieś sny, i tak

są zdominowane przez Voldemorta. To po prostu coś, o czym wiedziałem. Tak jak wiem,

że czuję złość, wiedziałem, że jestem… no cóż, gejem. Nie przeszkadza mi to zbytnio.

Nie chciałbym, żeby wszyscy wiedzieli, ale myślę, że powinienem powiedzieć przynajmniej

niektórym osobom. Jak Ronowi, Hermionie… i Syriuszowi.

- Rozumiem.

- Tak, owszem, oficjalnie jesteś pierwszym człowiekiem, który o tym wie - odparł

Harry. Wciągnął z powrotem koszulę i zasiadł na kanapie.

- Prawdziwy szczęściarz ze mnie. - Głos Severusa przepełniony był udawanym sarkazmem.

Harry przewrócił oczami, a potem rozciągnął się na siedzeniu, opierając głowę na

zagłówku i kładąc obute stopy na poduszce.

- Dziękuję - wyszeptał po chwili milczenia tak długiej, że Severus przysiągłby, że

chłopak zasnął.

- Za co?

- Za to, że postanowiłeś być spoiwem, które trzyma mnie w całości - westchnął Harry

w czarną, aksamitną poduszkę.

- Nie jestem twoim spoiwem, Potter. To zadanie dla twoich przyjaciół - odciął się

Severus. - Ja jedynie próbowałem utrzymać cię przy życiu i w zdrowiu psychicznym

o dzień dłużej.

Harry postanowił nie komentować tej wypowiedzi. Zamiast tego po kolejnej, długiej

chwili zapytał:

- Czy mogę zostać tu na noc? Nie chcę wracać na górę. Jestem okropnie zmęczony, a

tu jest miło i wygodnie. Po prostu chce mi się spać.

- Nie, nie możesz zostać tutaj na noc. - Chociaż Severus skoncentrował się na swojej

pracy, jego odpowiedź była natychmiastowa. - Jak również w żadnym razie nie możesz

tutaj zasnąć. Nie zapominaj, kim w tej szkole jesteśmy. Jesteś uczniem, Potter, i

z całą pewnością nie wolno ci robić takich rzeczy.

- Nie mów do mnie „Potter”! - zamruczał Harry na wpół przytomnie - Będziesz miał

ku temu okazję, kiedy znów zrobię coś bezsensownego.

Severus stwierdził, że nie warto odpowiadać, jednak dziesięć minut później, kiedy

znów spojrzał na szczupłą postać, spoczywającą na kanapie, musiał się powstrzymać,

by nie sapnąć ze złości.

Harry zrobił dokładnie to, czego mu przed chwilą zabronił.

Zasnął.

Rozdział 6

Wychodząc z ukrycia

X

Harry unikał swoich przyjaciół. Czynił tak przez cały tydzień.

Poprzedniej nocy wyjaśnił Severusowi z prostotą, że nie miał nic przeciwko rozmowie

z nimi, pragnął jedynie zyskać na czasie. W ten sposób mógłby uporządkować swoje

myśli, by wyjaśniając coś tak skomplikowanego nie wydał się egoistą - ani swoim przyjaciołom,

ani samemu sobie.

Severus skrzywił się i zapytał natychmiast, gdzie podziała się sławna gryfońska odwaga,

której Harry był symbolem, na co ten roześmiał się i opowiedział, jak to Tiara Przydziału

chciała umieścić go w Slytherynie. Mistrz Eliksirów podziękował swojej szczęśliwej

gwieździe, że oszczędziła mu pięciu lat tortur w wykonaniu Chłopca, Który Przeżył.

W odpowiedzi Harry znów się zaśmiał i zasugerował, że jutro odezwie się do Rona i

Hermiony.

I tak nadeszła pora lunchu, a Severus nadal czekał, aż Harry pojedna się z przyjaciółmi.

Jeśli chodzi o pojednanie, to Harry wkroczył do Wielkiej Sali i spojrzał w stronę

stołu Gryfonów z determinacją w oczach. Zarówno Ron i Hermiona obrócili się na swoich

miejscach i spojrzeli na Harry'ego. Ten zaś uśmiechnął się lekko, a kiedy przyjaciele

odpowiedzieli uśmiechem, podszedł i usiadł na ławie pomiędzy nimi.

W połowie lunchu Harry powiedział coś do Rona, który w chwilę później podał mu solniczkę.

Solniczka powędrowała następnie do Hermiony, która dodała trochę do swojego posiłku.

Cała trójka znowu zajęła się jedzeniem, prowadząc jednocześnie luźną pogawędkę, która

zakończyła się niespodziewanym wybuchem radości. Podczas gdy Ron i Hermiona zanosili

się od śmiechu, Harry obrzucił przelotnym spojrzeniem stół nauczycielski. Uśmiechnął

się nieznacznie, napotykając wzrok Severusa, który po raz pierwszy od długiego czasu

musiał zwalczyć silne pragnienie, by nie odpowiedzieć tym samym.

Ponieważ Harry najwyraźniej nie oczekiwał więcej, ponownie zwrócił się ku przyjaciołom

i z uśmiechem włączył się w rozmowę.

-Jak on się miewa, Severusie? - zapytał łagodnym głosem siedzący obok Mistrza Eliksirów

Dumbledore. Severus spojrzał w jego stronę.

- Powiedz szczerze, Albusie, czy naprawdę cię to obchodzi? - odpowiedział z wymuszoną

uprzejmością.

Dumbledre westchnął.

- Wiesz, że Harry zawsze będzie obiektem mojej najwyższej troski.

Kiedy Severus nie odpowiedział, Albus westchnął i kontynuował.

- Wydaje się, że jego stan się poprawił. Rozumiem, że wypadek z ostatniego tygodnia

był naprawdę poważny i przepraszam, jeśli odniosłeś wrażenie, że w jakikolwiek sposób

jestem przeciwny twojej trosce o jego dobro. Czas, który poświęcił zwierzając się

tobie najwyraźniej pomógł wam obydwu.

Severus ponownie zwrócił się ku starszemu mężczyźnie i spojrzał na niego złowieszczo.

- Co chcesz osiągnąć, Albusie? Chyba nie chcesz powiedzieć, że ostatni rok niczego

cię nie nauczył? Wtedy również próbowałeś odseparować mnie od Harry'ego i wiesz,

jak się to skończyło. Nawet przez moment nie myśl, że możesz mi go podrzucić tylko

dlatego, że czujesz się winny - powiedział twardo. - Jesteś dla niego jak dziadek,

a ostatnią rzeczą, jakiej Harry potrzebuje, to siedzenie w samotności i zastanawianie

się, jaką też zbrodnię popełnił tym razem, że traktujesz go obojętnie.

- Ostatnią rzeczą, jakiej pragnę jest wciągnięcie tego dziecka w środek nadciągającej

wojny, zwłaszcza jeżeli mogę temu zapobiec - brzmiała odpowiedź Dumbledore'a. Severus

odwrócił się z obrzydzeniem.

- On nie jest dzieckiem, Albusie. Nie zapominaj, że rozmawiamy teraz o Harrym Potterze.

Był w środku tej wojny od momentu, kiedy Czarny Pan naznaczył go tą blizną, którą

nosi na czole. Z tego powodu bardziej niż ktokolwiek inny zasługuje, by opowiedzieć

mu o tym więcej. Zasługuje, by traktować go lepiej niż dziecko, za które go uważasz

- odrzekł, starając się nie podnosić głosu. Lepiej, by reszta nauczycieli nie wiedziała

o zmianie, jaka zaszła w jego relacjach z Harrym.

- Severusie - zaczął Dumbledore. Cierpliwość w jego głosie doprowadzała do szału.

- Rozumiem, że twoje uczucia do niego zmieniają się i pochwalam to. Pomógłbym mu

jak tylko mogę i tak, jak mogę. Harry dostatecznie już wycierpiał. Wybacz - wierzę,

że ten nowy związek pomiędzy wami może mu w końcu pomóc. Jeżeli zechce ze mną

porozmawiać, zawsze znajdę dla niego czas, ale pod tym względem masz rację. Podobnie jak ty,

jest dla mnie jeszcze jednym dzieckiem, które potrzebuje mojej opieki. Jak właśnie zauważyłeś,

potrzebuje powiernika, nie zaś kolejnej osoby, która chce go zagłaskać na śmierć.

- I wierzysz, że to ja jestem tą osobą? Czyżbyś zapomniał o jego przyjaciołach? - ostatnie słowo

zabrzmiało w ustach Severusa jak wulgaryzm.

Dumbledore uśmiechnął się.

- Ach, ale wy dwaj macie ze sobą tyle wspólnego.

Mistrz Eliksirów uznał, że najlepiej będzie, jeśli wyjdzie z Wielkiej Sali, zanim

stanie się coś drastycznego - jak utrata panowania nad sobą w obecności stada bachorów,

zwanych uczniami. Obrzucił piorunującym spojrzeniem nadal uśmiechającego się Dyrektora

i uczniów i szybko opuścił pomieszczenie.

Jego pierwsza lekcja w tym dniu wypadała z pierwszoklasistami i naprawdę musiał kontrolować

się tak, jak tylko możliwe, jeśli miał przetrwać dzień w tej nieznośnej placówce edukacyjnej bez

rzuconej na kogoś klątwy.

- Ten tłustowłosy drań! Dziesięć punktów tylko dlatego, że prawie się pomyliłem.

Prawie! A co by zrobił, gdybym rzeczywiście dodał włos banshee do eliksiru? - głos

Rona brzmiał niemal jak pisk.

Hermiona westchnęła ze zniecierpliwieniem. Cała trójka weszła do pokoju chłopców,

gdzie Harry natychmiast rzucił się na swoje łóżko, obserwując jak Hermiona posyła

Ronowi zabójcze spojrzenie. Eliksiry były jego ostatnią lekcją i zamierzał trochę

się pouczyć, zanim nadejdzie pora kolacji.

Tyle, że jego przyjaciele wydawali się mieć inne plany.

- Eliksir eksplodowałby, Ron! Powinieneś się cieszyć że Snape i ja powstrzymaliśmy

cię na czas. W przeciwnym razie wszystko wokół byłoby nim zbryzgane i Merlin wie,

jak by się to skończyło. To szósty rok nauki, Ron, nie eliksiry w pierwszej czy drugiej

klasie. Eliksiry są bardzo niebezpieczne. - Powiedziała Hermiona ze zniecierpliwieniem.

Gdyby wzrok Rona mógł zabijać, Hermiona już leżałaby martwa.

- Właściwie to po czyjej jesteś stronie, Miona?

Odpowiedzią Miony było gniewne parsknięcie. Harry głośno jęknął, kryjąc twarz w dłoniach.

Czuł, że zbliża się atak migreny, a wątpił by obecność jego przyjaciół bezustannie

jazgoczących mu nad głową mogła mu jakoś pomóc.

- Harry? Och, Harry, przepraszamy - Hermiona momentalnie usiadła przy nim, zamykając

go w mocnym uścisku.

- Właśnie - wybacz, stary - w głosie Rona pobrzmiewała ta sama skrucha, którą słychać

było u Hermiony. Harry ponownie zajęczał, po czym odsłonił twarz i uśmiechnął się

do nich w podzięce.

- Do licha, nie musicie chodzić wokół mnie jak na szpilkach - powiedział przekornie

- wolałbym raczej chwilę przerwy od tych wrzasków, które tak lubicie. Lepiej dajcie

sobie buzi albo coś i wszyscy będziemy zadowoleni.

Oczywiście oboje natychmiast się zaczerwienili. Harry zaśmiał się cicho.

- Ale myślałem, że ty też ją lubisz - Ron zrobił się jeszcze bardziej czerwony, o

ile to w ogóle możliwe. - To znaczy, jeśli ją lubisz, to… to nie ma sprawy, oczywiście

wy oboje możecie… być razem. To znaczy, będzie to dla mnie szokujące i mogę potrzebować

trochę czasu, żeby do tego przywyknąć… ale… myślę, że w końcu mi się uda.

Harry uśmiechnął się i spojrzał na Hermionę.

- Wygląda na to, że nie będziesz musiała próbować sztuczek z łóżkiem. Facet wreszcie

się wygadał. Jak do tej pory już dwa razy potwierdził, że cię lubi. Byłoby fair, gdybyś też się

zrewanżowała.

Z oczami błyszczącymi od łez dziewczyna rzuciła się w objęcia Rona. Widząc jak mocno

go objęła, Harry nabrał pewności, że jego przyjaciel za chwilę zasłabnie nie mogąc

oddychać. Zamiast tego Ron odwzajemnił uścisk, jednocześnie całując skroń Hermiony.

Kiedy w końcu się rozdzielili, Ron zapytał niepewnie:

- A co z tobą, Harry?

- Nie jesteś w moim typie - roześmiał się Harry. Ron rzucił mu zabójcze spojrzenie.

- Wiesz, co miałem na myśli. Ty także lubisz Hermionę.

- Hermiona jest o wiele bardziej nie w moim typie niż ty. Więc nie, lubię ją, ale

nie w taki sposób - odparł łagodnie Harry, uśmiechając się.

Oczy Rona zwęziły się.

- Znakomicie, bardzo mi ulżyło, że tak twierdzisz, ale właściwie co z nią nie tak?

Harry odchrząknął i zaczerwienił się. Kryjąc twarz w dłoniach, zbierał się na odwagę,

by odpowiedzieć na pytanie Rona. Kiedy w końcu się zdecydował, przyjaciel wytknął

mu, że mówiąc zasłania sobie usta. Harry musiał więc powtórzyć to, co powiedział.

- Nie ta płeć, Ron - odpowiedział wreszcie. Nie odwrócił wzroku, chociaż przyszło

mu to z trudem.

Jedyną reakcją Hermiony było ciche westchnienie i wzruszenie ramionami, lecz kiedy

znaczenie słów Harry'ego dotarło do Rona, szczęka Weasleya opadła ze zdziwienia.

Harry mruknął coś niewyraźnie. Nadal czerwony jak piwonia, stwierdził, że jeśli chciał

im coś wyznać, nie powinien był zaczynać od środka.

„Cóż, przynajmniej początek zrobiony”.

Zdjął swoją szkolną szatę i koszulkę. Jego przyjaciele stali w milczeniu, kiedy wskazując

bliznę na swojej piersi wyjaśnił im, skąd się wzięła… i dlaczego potrzebował innych,

by pozostać przy zdrowych zmysłach.

Kiedy ujawnił wreszcie swój bolesny sekret, z oczu Hermiony znów popłynęły łzy. Ron

zaoferował, że odprowadzi ją do pokoju wspólnego, gdyż za pół godziny miała zajęcia

z mugoloznastwa, a za następne pół Ron zaczynał lekcję historii magii. Ich torby

z książkami leżały na dole, podobnie jak torba Harry'ego.

Harry nie protestował, kiedy wychodzili. Zdawał sobie sprawę, że potrzebują czasu,

by na swój własny sposób uporać się z tym, co usłyszeli. Gdy tylko jego przyjaciele

opuścili komnatę, wziął różdżkę i wymknął się do łazienki. Zastanawiał się, czy Severus

będzie w swoim lochu o tej porze dnia.

x-x-x

Severus gwałtownie uniósł głowę, słysząc stanowcze stukanie w drzwi. Nawet nie próbował

ukryć zdumienia, kiedy do lochu wszedł Harry. Szybka konsultacja z różdżką i zaklęciem

Tempus pomogła mu uwierzyć, że wizyta młodego czarodzieja w jego komnatach o piątej

po południu nie jest tylko wytworem jego wyobraźni.

- Bardzo zajęty? - zapytał Harry, zamykając za sobą drzwi. Torba z książkami wylądowała

na podłodze u jego stóp.

- Czyżbyś miał szlaban do odrobienia? - odgryzł się Severus. Złośliwy uśmieszek zaigrał

na ustach Harry'ego.

- Bynajmniej - odparł chłopak, kierując się w stronę „swojej” kanapy i siadając na

niej ciężko. - Potrzebowałem po prostu miejsca, w którym mógłbym przez chwilę odetchnąć.

Jako że pracujesz tak ciężko, abym mógł się tutaj zrelaksować, było to pierwsze miejsce,

o którym pomyślałem. Oczywiście… mógłbym wyjść… jak wiesz… jeżeli… cóż, jeżeli tego

chcesz.

Severus powrócił do pracy nad stosem pergaminów. Harry uznał, że w ten sposób Mistrz

Eliksirów okazuje swoją obojętność wobec jego obecności w lochu.

- Czy ty w ogóle robisz cokolwiek innego poza siedzeniem za biurkiem? - przerwał

profesorowi.

- Owszem, tylko na swoje nieszczęście właśnie temu zajęciu się oddaję, gdy tutaj

jesteś - odpowiedział Severus, nie patrząc na Harry'ego. Ten poderwał się z kanapy.

- Świetnie, zatem masz okazję, by udowodnić mi, że się mylę.

Upłynęła chwila, zanim Mistrz Eliksirów wreszcie odpowiedział.

- Przykro mi, Potter, ale będziesz musiał z tym poczekać. Jestem teraz zajęty.

- Jak chcesz. W takim razie znajdę sobie coś do roboty - skwitował Harry, wywracając

oczami.

Podszedł do pierwszej z brzegu półki z eliksirami i zaczął powoli czytać nazwy na

butelkach. Większość z nich była mu nieznana, mimo sześciu lat spędzonych w Hogwarcie

i był w stanie uwierzyć, że posiadanie niektórych było prawdopodobnie zakazane. W

końcu czy coś o nazwie Eliksir Krwawych Pijawek mogło być zupełnie legalne? Jednak

eliksiru, który próbował odnaleźć nie było na tej półce, zaczął więc przeszukiwać

kolejną.

- Czy tego szukasz, Potter, czy też może jakiś inny eliksir wzbudził twoje zainteresowanie?

Na dłoni Severusa spoczywała fiolka jasnoniebieskiej maści i Harry miał choć na tyle

przyzwoitości, by zaczerwienić się. Przez kilka sekund nie mógł spojrzeć w oczy nauczyciela.

Owszem, właśnie tego szukał, ale chciał także sprawdzić, co jeszcze Mistrz Eliksirów

ma w zapasie. Teraz rzecz jasna było za późno, by Severus w to uwierzył. Harry przytaknął

tylko i zapytał:

- Czy ta maść jakoś się nazywa?

- Nie, jeszcze nie ma - Severus bawił się fiolką, przesuwając ją pomiędzy palcami.

- Ale skoro tak się do niej przyzwyczaiłeś, możesz chcieć ją nazwać.

Chłopak milczał. Jako że znowu wolał uniknąć wzroku Severusa, zaczął intensywnie

wpatrywać się w dywan pod swoimi stopami.

- Harry.

Podniósł głowę i spojrzał w onyksowe oczy Severusa.

- Podejdź tutaj.

Troska w głosie nauczyciela spowodowała, że Harry, niczym opiłki żelaza przyciągane

siłą magnesu podszedł do biurka Severusa i bez słowa zdjął szatę i koszulę. Z lewej

strony, między kością obojczykową a ramieniem, miał świeże skaleczenie, wciąż czerwone,

mimo zaklęcia zatrzymującego krwawienie. Nawet nie próbował zaleczyć rany zaklęciem,

więc wyraźnie odcinała się na tle jego bladej skóry.

Severus podniósł się z krzesła i otworzył fiolkę. Stali teraz zaledwie kilka cali

od siebie i Harry zamknął oczy, czekając aż zręczne palce Mistrza Eliksirów zaczną

nakładać maść na jego ranę. Kiedy przestał czuć ich dotyk na swojej skórze, podniósł

powieki, czekając aż łagodne ciepło i delikatne mrowienie pojawią się w miejscu zranienia,

towarzysząc gojeniu się skóry. Było to uczucie oczekiwane, ale nie do końca.

- Czy teraz skonfiskujesz moją różdżkę i rzucisz na nią czar, tak abym nigdy więcej

nie mógł użyć jej jako ostrza?

- Czy właśnie tego chcesz?

- Tak. Nie. Może. - odrzekł Harry. Tym razem, zamiast odwrócić się i odejść od stojącego

tuż przy nim Severusa, zmusił się by pozostać w miejscu. - Może po prostu chcę, żebyś

coś zrobił. Zmusił mnie, żebym przestał to robić. Nawrzeszcz na mnie, albo zastrasz.

Nie wiem. Może po prostu… żebyś zrobił cokolwiek.

Severus z powrotem usiadł za biurkiem.

- Dlaczego miałbym to robić, Potter? Żebyś miał się czego trzymać? A co się stanie,

kiedy nie będzie mnie w pobliżu, by cię powstrzymać… albo zastraszyć… albo zrobić

„cokolwiek”? Czy wtedy będziesz miał wymówkę, żeby dalej robić to, co robisz i zrzucić

całą winę na mnie?

- Nie! - wyrzucił z siebie Harry, ale zaczerwienił się lekko. Mistrz Eliksirów zmierzył

go wzrokiem.

- No cóż, Potter, sam musisz uporać się ze swoimi demonami. Sam siebie powinieneś

powstrzymać. Ja mogę jedynie postarać się, żebyś przypadkiem nie umarł. Przestaniesz,

jeśli taka będzie twoja wola.

- Wiesz dobrze, że to nie jest takie proste! - Harry włożył koszulę i wrócił na „swoją”

kanapę. - Gdybyś choć przez jeden dzień spróbował być mną, spróbował żyć z ciągłą

świadomością bycia Harrym Potterem, wiedziałbyś, jakie to trudne.

- Nigdy nie twierdziłem, że masz łatwe życie. Nie mówiłem także, że powstrzymanie

się będzie proste - odpowiedział Severus, znów powracając do zapisywania leżącego

przed nim pergaminu. - Chciałem tylko zwrócić twoją uwagę na pewien istotny fakt.

Uwierz, że wcale nie muszę być tobą, by zrozumieć, co robisz i dlaczego. Nie tylko

w twojej głowie kryją się wspomnienia, które najlepiej byłoby potraktować Obliviate.

Na kilka sekund zapanowało milczenie. Oczy Harry'ego zwęziły się i chłopak gwałtownie

zerwał się z kanapy. Zatrzymał się przy biurku w pozie pełnej oczekiwania. Severus

przerwał pisanie, zaś Harry uniósł jego dłoń i odsunął rękaw szaty, bacznie przyglądając

się odsłoniętemu ramieniu nauczyciela.

Nic. Żadnych blizn czy śladów, które spodziewał się ujrzeć. Policzki Harry'ego pokryły

się szkarłatem.

Był pewien, że zobaczy blizny na ramieniu Severusa. W końcu jego młodość także nie

była specjalnie szczęśliwa.

Severus zdziwił się, lecz bez słowa uwolnił ramię, zaś Harry, czerwieniąc się nieco,

znów spoczął na czarnym aksamicie kanapy i pogrążył w rozmyślaniach.

- Muszę już iść - odezwał się nieśmiało, ale nie ruszył się z miejsca.

- Rozumiem - odrzekł Severus. Harry spojrzał na niego z głębokim smutkiem w oczach.

W końcu odwrócił twarz i wstał. Podniósł swoje szkolne szaty z podłogi, wziął torbę

z książkami i, przerzuciwszy ją przez ramię, skierował się ku drzwiom.

- Harry. - Na dźwięk głosu Severusa chłopak zatrzymał się. - Czy to dla ciebie ważne,

że ja nie...

- Nie. - Wzdychając, Harry potrząsnął głową. - Tak. Tak, ponieważ... myślę, że łatwiej

zrozumieć coś, przez co samemu się przechodziło. Chyba jakoś wierzyłem, że masz...

osobiste powody, by zrozumieć.

- Rozumiem. - powiedział znów Severus.

Harry odwrócił się i spojrzał na niego, po czym uśmiechnął się lekko. Potem z głębokim

westchnieniem odwrócił się i wymknął z komnaty, cicho domykając za sobą drzwi.

Przez chwilę Severus wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą stał Harry i

myślał o wszystkich tych bliznach, które widział tydzień wcześniej na piersi chłopaka.

W końcu westchnął i zajął się stosem pergaminów na swoim biurku pozwalając, by ich

treść zdominowała jego prywatne rozmyślania.

x-x-x

Odziane jedynie w skarpetki stopy Harry'ego przemierzały prędko korytarz, podczas

gdy on sam, trzymając buty w rękach, skrywał się pod peleryną-niewidką. Miał nadzieję,

że magiczna tkanina dobrze go kryje. W końcu kiedy Gryfon bez pozwolenia zakrada

się do lochów Slytherinu o tak wczesnej porze, powinien powziąć wszelkie środki ostrożności.

Choćby zdjąć buty i poruszać się szybko. Dwa zakręty w lewo, jeden w prawo, potem

kawałek prosto, a pote znowu w prawo…

„A może przy zbroi trzeba skręcić znów w lewo?”

Harry zaklął w myślach. Kiedy nie miał konkretnego powodu do odwiedzin u Mistrza

Eliksirów, droga do lochu wydawała się strasznie skomplikowana. Nie pomagało doświadczenie

z licznych, nocnych eskapad, które podejmował, by spotkać się z nauczycielem. Zupełnie

jakby wszystko w tych lochach rozpoznawało jego intencje i wiedziało, że nie spodobałyby

się one Severusowi.

Tak się jednak złożyło, że Harry wymykał się do lochów już od tygodnia i nie miał

zamiaru szybko rezygnować, bez względu na napotykane trudności.

„Muszę się tam dostać, do licha! W przeciwnym razie nigdy nie zasnę!”

Wreszcie zobaczył drzwi z niezwykłą klamką. Zawsze udawało mu się je odnaleźć, prędzej

czy później. Potrzebował jedynie cierpliwości, paru przekleństw i kilku wewnętrznych

sporów z samym sobą, aby loch w końcu ulitował się nad nim i przywrócił wszystko

do porządku.

Ostrożnie zapukał do drzwi, jak zawsze modląc się, by nauczyciel już spał. Harry

mógł wówczas skryć się pośród jakże dobrze znajomych czerech ścian. Powoli zamknął

za sobą drzwi. Potem odwrócił się, by spojrzeć na biurko po drugiej stronie pokoju

i stojącą przed nim czarną, aksamitną kanapę, której oparcie zdobił haft z nazwiskiem

Mistrza Eliksirów.

Naprawdę zaczynał uwielbiać tę kanapę.

Zdjął pelerynę niewidkę i położył ją na podłodze, stawiając obok buty, sam zaś wygodnie

spoczął na kanapie, z głową opartą o zagłówek. Podkulił nieco nogi, po czym wzdychając

lekko z zadowolenia zapadł w sen.

Jak zawsze, Severus wyszedł cicho z sypialni. Upewniwszy się że chłopak śpi, spojrzał

z góry na śpiącą sylwetkę ucznia, który uparcie łamał trzy zasady szkolnego regulaminu,

aby postępować zgodnie ze swoim widzimisię. Severus skrzywił się.

Jeżeli Harry wciąż używał peleryny niewidki, aby zakradać się do lochów, dlaczego

nie miał wystarczająco oleju w głowie, żeby się nią przykryć?

Tak jak w czasie poprzednich nocy wymruczał zaklęcie ogrzewające, które przestawało

działać tuż po przebudzeniu Harry'ego i wrócił do sypialni. W myślach przeklinał

starszych czarodziejów, którzy mieli niemądrą zachciankę, by właśnie jego uczynić

powiernikiem małych, upartych, gryfońskich bohaterów.

x-x-x

Komnatę wypełniał wrzask Harry'ego i Severus był wdzięczny za zaklęcie wyciszające,

które rzucił na swoje komnaty tydzień wcześniej, przy pierwszej nocnej wizycie Harry'go.

- Harry, obudź się!

Potrząsnął chłopcem. Ten otworzył oczy, ale nawet wtedy nie przestawał krzyczeć. Nagle

umilkł, zaś jego źrenice uciekły w głąb czaszki; usta miał nadal otwarte, lecz nie

wydobywał się z nich żaden dźwięk. Ciałem Harry'ego wstrząsały gwałtowne drgawki,

po policzkach spływały łzy. Bezradny, Severus patrzył na niego z przerażeniem.

„Cruciatus? Ale jak?”

Podciągnął Harry'ego do pozycji siedzącej, a potem objął mocno drżące ciało. Wiedział,

że jeśli wkrótce stan Harry'ego nie ulegnie zmianie, to skończy w Szpitalu Św. Munga

na tym samym oddziale, co Longbottomowie.

Jęki Harry'ego przeszły w szloch. Wkrótce też drgawki nieco osłabły i Harry przywarł

do ciepłego ciała nauczyciela. Nadal trząsł się, ale przynajmniej częściowo odzyskał

przytomność. Był też świadomy, że Voldemorta nie było w pobliżu i że nie umrze z

bólu nie do zniesienia przez jego układ nerwowy.

Jego ciało nadal przeszywały dreszcze. Łkając i próbując uspokoić oddech, ukrył twarz

w fałdach czarnej szaty Severusa.

- Oddychaj powoli. To zaraz przejdzie.

Harry odczuł słowa Severusa jako stłumioną przez szatę wibrację na swojej twarzy.

Usłuchał i powoli wypuszczał i wciągał powietrze, słuchając rytmicznych uderzeń serca

Severusa. Wkrótce też jego własne serce zaczęło zwalniać, bić w swoim zwyczajnym

rytmie, współgrać z biciem serca Mistrza Eliksirów.

- Harry - nauczyciel uniósł się i Harry niechętnie wysunął się z jego objęć. - Co

się stało?

- Nie chodziło o mnie. - Chłopak potrząsnął głową. Dotknął blizny na czole, która

piekła nieznośnie. - To znaczy, to nie ja byłem ofiarą, tylko jakaś mugolska rodzina.

Cała rodzina. Trójka dzieci i ich rodzice. Vodemort wydawał się wściekły. Dziecko

płakało. Na nie też rzucił zaklęcie i… to było… oni wszyscy krzyczeli tak głośno.

I nagle to byłem ja. To ja byłem nimi wszystkimi. Czułem jego gniew i jego klątwę.

Nic nie mówiąc, Severus skinął głową i sięgnął po eliksir, stojący na półce.

- Wypij to, ochroni twoje ciało przed szokiem - powiedział, podając Harry'emu butelkę.

Harry wypił bez słowa.

- Gdzie twoja myślodsiewnia? - zapytał Severus, kiedy chłopak uspokoił się i wreszcie

przestał przyciskać rękę do czoła. Harry spojrzał na niego przepraszająco.

- Zostawiłem w swoim pokoju - odparł cicho. - Za dużo kłopotu sprawia noszenie jej

tutaj.

Mistrz Eliksirów usiadł przy burku i zamyślił się.

- Jesteś na mnie bardzo zły? - spytał Harry. - Przepraszam, że się tu zakradłem. Lepiej mi się tu

śpi. To znaczy, nie licząc dzisiejszej nocy.

Severus podał mu pióro i kawałek pergaminu.

- Nie jestem zły, ale nie będziemy teraz nad tym dyskutować. Chcę, żebyś opisał swoją

wizję, zanim o wszystkim zapomnisz, tak abym mógł ją wysłać Albusowi. I spróbuj przyjść

dzisiaj na śniadanie. Eliksiru, który ci dałem, nie powinno się pić na pusty żołądek.

Wstał zza biurka i kierował się ku drzwiom swojej sypialni, kiedy zatrzymał go głos

Harry'ego.

- Wybacz, Severusie. Proszę, nie gniewaj się na mnie. Ja tylko… po prostu lubię tu

być. Mówiłem ci, łatwiej mi tu zasnąć.

Severus westchnął.

- Wiem o tym - powiedział, nie odwracając się. Do tej pory byłeś bardzo ostrożny

i nikt cię nie przyłapał. Jednak nie znaczy to, że masz to robić nadal. Wkradanie

się do komnat nauczyciela w środku nocy, bez zgody, w dodatku przy użyciu peleryny

- niewidki może bardzo niebezpieczne. Ktoś może rzucić na ciebie klątwę zanim zacznie

zadawać pytania, skąd się tu wziąłeś i co zamierzasz.

- Ale mogę znowu spróbować? - zapytał Harry z szerokim uśmiechem.

- Zrobisz, co zechcesz, Potter. Jeśli chodzi o dyrektora, to zdaje się, że masz carte

blanche. Podobnie z innymi nauczycielami. Jednakże, jak już powiedziałem, musisz

uważać. A teraz napisz do Dumbledore'a i szykuj się na śniadanie. Zobaczymy się na

lekcji eliksirów.

Odwracając się, Severus posłał chłopcu piorunujące spojrzenie, lecz ten wyszczerzył

się w uśmiechu. Doskonale wiedział, co teraz nastąpi.

- Dla twojego własnego dobra mam nadzieję, że odrobiłeś lekcje. Obaj dobrze wiemy,

że jeśli chodzi o mnie i eliksiry, nie masz żadnej taryfy ulgowej, Potter. Nie będę

miał najmniejszych skrupułów w odejmowaniu punktów Gryfonom, ani w zawieszeniu cię

na tydzień, jeśli będę musiał.

Harry zaśmiał się tylko. Mistrz Eliksirów wyszedł, pierwszy raz w życiu mając niemiłe

wrażenie, że nie został potraktowany poważnie.

- Czy to byłoby zawieszenie w pańskim towarzystwie, profesorze Snape? - Harry ruszył

ku drzwiom, nadal się uśmiechając. - I czy powinienem przygotować się na wycieczkę

w głąb Zakazanego Lasu, bez różdżki, którą mógłbym się bronić przed niebezpiecznymi

stworzeniami? Bo zapewne i to jest według ciebie nielegalne w jakiejś części Magicznego

Świata.

Severus łypnął złowrogo, na co Harry uśmiechnął się, a potem znowu zaśmiał.

Potem udali się każdy w swoją stronę - jeden zwalczał rozbawienie, drugi zaś już

planował kolejną nocną wyprawę, aby znowu spędzić noc na aksamitnej kanapie.

Każdy z nich na swój sposób wyczekiwał kolejnej lekcji Eliksirów.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nie fair by Mroczna88, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
''Kamień'' - Rozdział 78, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Tysiąc razy wczoraj, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
Tak zupełnie nowe [FearlessDiva], Harry Potter, Fanfiction, Fearless Diva
Who knows, Fan Fiction, Harry Potter
Red Hills rozdz 41 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Rytuały przejścia, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
Red Hills 40, Harry Potter, Red Hills
Ostatnie tango w Hogwarcie, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
Red Hills rozdz 48 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
Dziesięć kroków (drarry) NZ, Harry Potter, Fanfiction
Perwersje Wielkiej Kałamarnicy, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
Red Hills rozdz 36 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Dziedzictwo [FearlessDiva], Harry Potter, Fanfiction, Fearless Diva
Harry Potter i Wrota Atlantydy, Harry Potter i Wrota Atlantydy
Harry Potter-gotowe ), Seria Harry Potter opisuje przygody młodego czarodzieja w ciągu sześciu lat j
Chłopiec spotyka Chłopca, Fan Fiction, Harry Potter

więcej podobnych podstron