Część II
WZROST I MOTYWACJA
3. MOTYWACJA BRAKU I MOTYWACJA WZROSTU
Pojęcie „potrzeby podstawowej" można określić for-
mułując pytania, na które ono stanowi odpowiedź, i dzia-
łania, jakie to pojęcie ujawniły (97). Moje wyjściowe py-
tanie dotyczyło genezy psychopatologii i brzmiało: „Co
wywołuje nerwicę u ludzi,?" Odpowiedzią na nie (będącą
modyfikacją i, mam nadzieję, ulepszeniem metody anali-
tycznej) było, krótko mówiąc, iż newroza w swej istocie
i swym zalążku jest chorobą wywołaną brakiem; że po-
wstaje z powodu pozbawienia pewnych zaspokojeń, które
nazwałem potrzebami takiego samego rodzaju, jak woda,
.aminokwasy i wapno, których brak wywołuje chorobę.
Na większość newroz składają się, oprócz innych złożo-
nych czynników determinujących, niespełnione pragnie-
nia bezpieczeństwa, przynależności i tożsamości, bliskich
/związków miłości, szacunku i uznania. Zbierałem swoje
„dane" w ciągu dwunastu lat pracy badawczej i psycho-
terapeutycznej i dwudziestu lat badań nad osobowością.
Jedno niewątpliwe badanie kontrolne (dokonane w tym
samym czasie i w trakcie tej samej operacji) dotyczyło
skutków terapii zastępczej; wykazało ono, z wieloma za-
strzeżeniami, że z chwilą usunięcia takich braków, scho-
rzenia miały tendencję do ustępowania.
Wnioski te są obecnie podzielane przez większość kli-
nicystów, terapeutów i psychologów dziecka (wielu z nich
stosuje inną nomenklaturę); coraz bardziej umożliwiają
one naturalny, łatwy i spontaniczny sposób określenia
potrzeby przez uogólnienie rzeczywistych danych do-
świadczalnych (a nie przez arbitralne i przedwczesne
ustalenia, raczej uprzednie wobec gromadzenia in-
formacji niż późniejsze (141), po prostu dla większej
obiektywności).
Charakterystyczne cechy długotrwałego braku są na-
stępujące. Potrzebę określimy jako podstawową i in-
stynktowną, jeśli: . ( ,
1. jej brak rodzi chorobę,
2. jej obecność zapobiega chorobie, . . ' ^
3. jej przywrócenie leczy chorobę,
4. w pewnych (bardzo skomplikowanych) sytuacjach,
które pozostawiają możliwość wolnego wyboru, osoba
dotknięta brakiem, woli zaspokoić tę potrzebę niż inne,
5. jest w stanie nieczynnym, nieaktywna lub funkcjo-
nalnie nieobecna u osoby zdrowej.
Dwie dodatkowe cechy są subiektywne, mianowicie
świadoma lub nieświadoma tęsknota i pragnienie oraz
uczucie braku lub upośledzenia, jakby z jednej strony
czegoś brakowało i z drugiej odczuwało się smak czegoś
(„jakie to smaczne").
Jeszcze słówko o definicji. Wiele problemów trapiących
autorów z tej dziedziny, kiedy chcieli zdefiniować i wy-
tyczyć granice motywacji, wynikało z wyłącznego wyma-
gania behawioralnych i zewnętrznie obserwowalnych kry-
teriów. Pierwotne kryterium motywacji, które wciąż
jeszcze stosują wszystkie istoty ludzkie z wyjątkiem psy-
chologów behawioralnych, to kryterium subiektywne.
Motywację dla mnie stanowi uczucie pragnienia, potrze-
by, tęsknoty, chęci lub braku. Nie znaleziono, jak dotąd,
dającego się obiektywnie zaobserwować stanu odpowia-
dającego w przybliżeniu tym subiektywnym relacjom,
to znaczy, nie znaleziono jak dotąd dobrej behawioralnej
definicji motywacji.
Powinniśmy, naturalnie, w dalszym ciągu poszukiwać
obiektywnych odpowiedników czy wskaźników stanów
subiektywnych. W dniu, w którym się wykryje taki ogól-
ny, zewnętrzny wskaźnik zadowolenia lub niepokoju
bądź też pragnienia — psychologia zrobi skok naprzód
o całe stulecie. Jednak dopóki go nie mamy, nie po-
winniśmy udawać, że go mamy. Nie wolno nam też lekce-
ważyć danych subiektywnych, które mamy. Na nie-
szczęście nie możemy prosić szczura, aby nam złożył su-
biektywne sprawozdanie. Jednak możemy, na szczę-
ście, spytać o to człowieka i nie ma najmniejszego po-
wodu, dla którego nie mielibyśmy tego uczynić, zanim
nie zdobędziemy lepszego źródła informacji.
Otóż właśnie te potrzeby, które stanowią zasadniczy
brak w organizmie, niejako puste miejsca, które muszą
być wypełnione dla zachowania zdrowia i które ponad-
to muszą być wypełnione od zewnątrz przez istoty ludz-
kie inne niż podmiot — takie potrzeby nazwę (dla ce-
lów tego wywodu) niedoborem lub potrzebą wywołaną
brakiem i przeciwstawię je innemu bardzo odmiennemu
rodzajowi motywacji.
Nikomu nie przyszłoby na myśl kwestionować stwier-
dzenia, że potrzebujemy jodu lub witaminy C.
Przypomnę, że oczywistość potrzeby miłości jest do-
kładnie tego samego rodzaju.
W ostatnich latach coraz więcej psychologów zostało
zmuszonych do postulowania pewnej tendencji do rozwo-
ju lub samodoskonalenia się dla uzupełnienia pojęć rów-
nowagi, homeostazy, redukcji napięcia, obrony i innych
motywacji zachowawczych. Wynikało to z różnych przy-
czyn.
1. Psychoterapia. Pęd do zdrowia umożliwia te-
rapię. Jest to warunek sine qua non. Bez tego dążenia
terapia wychodząca poza przeciwdziałanie bólom i nie-
pokojom, byłaby niewytłumaczalna (6, 142, 50, 67).
2. Żołnierze z uszkodzonym mózgiem.
Wszystkim jest dobrze znana praca Goldsteina (55). Był
on zmuszony stworzyć pojęcie samoaktualizacji, aby wy-
jaśnić reorganizację zdolności umysłowych osoby po ura-
zie.
3. Psychoanaliza. Niektórzy psychoanalitycy,
a mianowicie Fromm (50) i Horney (67), uznali za nie-
możliwe zrozumienie nawet newróży bez przyjęcia zało-
żenia, że stanowi ona zniekształconą odmianę impulsu do
wzrastania, doskonalszego rozwoju i do spełnienia mo-
żliwości osobistych.
4. Twórczość. Badania nad ludźmi prawidłowo roz-
wijającymi się i rozwiniętymi szczególnie w zestawieniu
z rozwojem ludzi chorych rzucają dużo światła na pro-
blematykę twórczości. Zwłaszcza teoria sztuki i kształ-
cenie w zakresie sztuki domagają się koncepcji rozwo-
ju i spontaniczności (179, 180).
5. Psychologia dziecka. Obserwacja dzieci co-
raz wyraźniej wykazuje, że dzieci zdrowe znajdują
radość w swoim rozwoju i w swoich postępach, w
zdobywaniu nowych umiejętności, uzdolnień i sprawności.
Przeczy to kategorycznie tej wersji teorii Freuda, która
zakłada, że każde dziecko trzyma się kurczowo raz osią-
gniętego przystosowania, jak i stanu spoczynku bądź rów-
nowagi. Według tej teorii trzeba stale poszturchiwać
oporne i konserwatywne dziecko, żeby zamiast pozosta-
wać w wygodnym i ulubionym stanie spoczynku dążyło
k u nowej, groźnej sytuacji.
Aczkolwiek klinicyści stale potwierdzają tę freudowską
koncepcję jako w pełni słuszną w przypadku dzieci po-
zbawionych pewności siebie i wystraszonych oraz jako
częściowo słuszną, gdy chodzi o ogół ludzi, jest ona na
ogół nieprawdziwa w przypadku dzieci zdrowych,
szczęśliwych i bezpiecznych. U tych dzieci wyraźnie wi-
dać chęć rozwoju, dojrzewania, pozbywania się starych
nawyków jako zużytych, podobnie jak starego obuwia,
z którego się wyrosło. Bardzo wyraźnie występuje u nich
nie tylko chęć nabywania nowych umiejętności, lecz tak-
że szczera radość z częstego korzystania z nich, czyli tak
zwany Funktions-lust Karla Buhlera (24).
Dla autorów z tych rozmaitych grup, a mianowicie
Fromma (50), Horney (67), Junga (73), C. Buhler (22),
Angyala (6), Rogersa (143) i G. Allporta (2), Schachtela
(147) i Lynda (92), a ostatnio dla jeszcze paru psycholo-
gów katolickich (9, 128), rozwój, indywiduacja, autono-
mia, samoaktualizacja, samorozwój, wydajność oraz sa-
mourzeczywistnienie są, w przybliżeniu, synonimami
oznaczającymi raczej niewyraźnie dostrzeganą dziedzinę
niż jasno sprecyzowane pojęcie. Moim zdaniem obecnie
nie jest rzeczą możliwą wyraźne określenie tej dzie-
dziny. Nie jest to zresztą wskazane, bowiem definicja nie
wynikająca łatwo i naturalnie z dobrze znanych faktów
może raczej przeszkadzać i zniekształcać niż pomagać,
ponieważ może być błędna albo źle zrozumiana jako
powstała aktem woli, na apriorycznych podstawach. Do-
29
tychczas po prostu jeszcze za mało wiemy o wzroście,
aby go móc dobrze określić.
Jego znaczenie można raczej wskazać niż określić.
częściowo przez wskazanie pozytywne, częściowo przez
negatywne przeciwstawienie, to znaczy, wskazanie czym
nie jest. Na przykład, nie jest on tym samym co rów-
nowaga, homeostaza, zmniejszenie napięcia itd.
Konieczność tego pojęcia powstała u jego rzeczników
po części z racji niezadowolenia (pewne nowo poznane
zjawiska po prostu nie dawały się ująć istniejącymi te-
oriami), po części zaś z zapotrzebowania na teorie i kon-
cepcje lepiej służące nowym systemom wartości humani-
stycznych, które powstały z przełamania starszych sy-
stemów wartości.
Natomiast niniejsza praca opiera się głównie na bez-
pośrednich badaniach osobników psychologicznie zdro-
wych. Podjęta bna została nie tylko z powodu wewnętrz-
nego, osobistego zainteresowania autora, lecz ma rów-
nież na celu wzmocnienie podstaw teorii terapii, pato-
logii, a stąd i wartości. Odnoszę wrażenie, że prawdziwe
cele edukacji, wychowania rodzinnego, psychoterapii, sa-
morozwoju można odkrywać stosując tylko takie bezpo-
średnie ujęcia. Końcowy produkt wzrostu może nas wie-
le nauczyć o samych procesach wzrostu. W poprzedniej
książce (97) przekazałem naukę płynącą z tych badań i
ponadto w bardzo swobodnej teoretycznej refleksji pod-
jąłem temat różnych możliwych następstw dla psycho-
logii ogólnej, wynikających z tego rodzaju bezpośrednich
badań nad raczej dobrymi niż złymi ludźmi, nad raczę]
zdrowymi niż chorymi, zarówno nad tym, co pozytywne,
jak nad tym, co negatywne. (Muszę tu ostrzec czytel-
ników, że nie można uważać otrzymanych danych za pew-
ne, zanim jeszcze ktoś inny nie powtórzy takich badań.
W tego rodzaju pracy badawczej możliwość projekcji jest
bardzo realna i oczywiście nie do wykrycia przez same-
go badacza.) Pragnę omówić obecnie niektóre zaobserwo-
wane przeze ninie roznieś istniejące między umotywowa-
nym życiem ludzi zdrowych a życiem innych ludzi, to
znaczy między ludźmi, dla których motywacją jest po-
trzeba wzrostu, w przeciwstawieniu do ludzi kierujących
się potrzebami podstawowymi.
Jeśli chodzi o sytuację motywacyjną, to ludzie zdrowi
zaspokoili dostatecznie swe podstawowe potrzeby bezpie-
30
pry-
:*-;.
narzueeniei&
czeństwa, przynależności, miłości, szacunku i godności
własnej, tak że motywację dla nich stanowi przede
wszystkim dążenia do samoaktualizacji (określonej jako
ciągła aktualizacja możliwości, zdolności i talentów, ja-
ko wypełnienie misji albo wezwania, losu, przeznaczenia
czy powołania, jako pełniejsze rozpoznanie i akceptacja
własnej wewnętrznej natury, jako ustawiczne dążenie ku
jedności, integracji czy harmonii wewnętrznej).
Od tej ogólnikowej definicji lepsza jest definicja opi-
sowa i funkcjonalna, którą podałem we wspomnianej już
książce (97). Definiuję tam ludzi zdrowych opisując ich
cechy zaobserwowane klinicznie; ............
Tymi cechami są:
1. Wyższa percepcja rzeczywistości.
2. Większa akceptacja siebie, innych i natury. K
3. Większa spontaniczność. ".;;
4. Większa koncentracja nad problemami. r
5. Większy stopień oderwania się i pragnienie
watności.
6. Większa niezależność i opór przed
wzorca kultury.
7. Większa świeżość oceny i bogactwo reakcji
ciowej. '.',
8. Większa częstotliwość doświadczeń szczytowych. "",
D. Większy stopień utożsamienia się z rodzajem ludz-
kim.
10. Zmienirne (klinicyści powiedzieliby „ulepszone")
stosunki interpersonalne.
11. Bardziej demokratyczny charakter. |
12. Znacznie zwiększona zdolność twórcza.
13. Pewne zmiany w systemie wartości.
W książce tej opisuję ponadto ograniczenia definicji
wynikające z nieuniknionych błędów w wyborze i z trud-
ności w zbieraniu danych. Jednym z większych manka-
mentów dotychczas przedstawionej koncepcji jest zbyt
statyczny charakter. Samoaktualizacja, ponieważ bada-
łem ją głównie u ludzi starszych, łatwo sprawia wrażenie
ostatecznego czy końcowego stanu rzeczy, a więc raczej
odległego celu, niż dynamicznego procesu, aktywnego w
ciągu całego życia, raczej Bytu niż Stawania się.
Jeśli określimy wzrost jako ciąg różnych procesów pro-
wadzących jednostkę do ostatecznej samoaktualizacji, to
V
31
ta definicja będzie lepiej odpowiadała zaobserwowanemu
faktowi, że ten wzrost trwa cały czas w historii życia
ludzkiego. Taka definicja odrzuca również inną etapową,
typu wszystko-albo-nic, skokową koncepcję umoty-
wowanego rozwijania się ku samoaktualizacji, w którym
podstawowe potrzeby są całkowicie zaspokajane, jedna
po drugiej, zanim w świadomości wyłoni się następna
wyższa potrzeba. Wzrost ukazuje się tutaj nie tylko jako
progresywne zaspokajanie podstawowych potrzeb aż do
momentu ich „zniknięcia", lecz również w formie specy-
ficznych motywacji do wzrastania poza i ponad owe pod-
stawowe potrzeby, jak na przykład talenty, zdolności, dą-
żenia twórcze, możliwości wrodzone. Pomaga to nam zro-
zumieć, że potrzeby podstawowe i samoaktualizacja nie
są wzajemnie sprzeczne, podobnie jak dzieciństwo i doj-
rzałość. Jedno przechodzi w drugie i jest niezbędnym wa-
runkiem uprzednim tego drugiego.
Będące tu przedmiotem badań zróżnicowanie między
tymi potrzebami wzrostu a potrzebami podstawowymi
jest następstwem klinicznej obserwacji różnic jakościo-
wych między umotywowanym życiem osób samoaktuali-
zujących się a innymi ludźmi. Te niżej podane różnice są
dość trafnie, choć nie najlepiej nazwane potrzebami wy-
nikającymi z braku i potrzebami wynikającymi ze wzro-
stu. Nie wszystkie potrzeby fizjologiczne są niedoborem,
na przykład seks, eliminacja, sen i spoczynek.
W każdym razie osoba przeżywa inaczej, pod wielu
względami, swe życie psychologiczne, kiedy jest ukie-
runkowana na zaspokojenie potrzeby wynikającej z bra-
ków, a inaczej kiedy kieruje nią potrzeba wzrostu lub
„metamotywacja", względnie motywacja wzrostu lub sa-
moaktualizacja. Wyjaśniają to niżej podane różnice.
1. Postawa wobec impulsu:
odrzucenie impulsu i akceptacja impulsu
W praktyce wszystkie historyczne i współczesne teorie
motywacji zgodnie uważają potrzeby, popędy i stany mo-
tywacji na ogół za dokuczliwe, irytujące, nieprzyjemne
i niepożądane, za coś, czego się trzeba pozbyć. Sposoby
na zmniejszenie tych przykrości — to umotywowane po-
stępowanie, poszukiwanie celu, reakcje uzupełniające. Ta-
kie ujęcie przeważnie przyjmuje się w szeroko stosowa-
32
nych opisach motywacji, jak redukcja potrzeby, redukcja
napięcia, redukcja popędu i redukcja niepokoju.
Ujęcie to jest zrozumiałe w psychologii zwierząt i w
behawioryzmie mocno opartym na doświadczeniach ze
zwierzętami. Możliwe, że zwierzęta mają tylko potrze-
by wynikające z braku. Czy się to sprawdzi czy nie,
w każdym razie traktowaliśmy zwierzęta tak, jakby
to była prawda, ze względu na obiektywność. Obiektem
docelowym musi być coś na zewnątrz organizmu zwie-
rzęcia, aby się dało zmierzyć wysiłek zwierzęcia wydat-
kowany na osiągnięcie tego celu.
Jest rzeczą zrozumiałą, że psychologia freudowska po-
winna także w odniesieniu do motywacji wychodzić z te-
go samego założenia, iż impulsy są niebezpieczne i po-
winny być zwalczane. Wszak cała ta teoria bazuje na
doświadczeniach z ludźmi chorymi, ludźmi, którzy de fac-
to cierpią z powodu złych doznań związanych ze swymi
potrzebami, ich zaspokajaniem i frustracjami. Nic dziw-
nego, iż tacy ludzie obawiają się, a nawet czują wstręt
do własnych impulsów, które sprawiają im tak wiele kło-
potów, z którymi nie umieją sobie poradzić, i że zazwy-
czaj próbują uporać się z nimi przez ich wyparcie.
Taka degradacja pragnienia i potrzeby była stałym te-
matem w dziejach filozofii, teologii i psychologii. Stoicy,
większość hedonistów, prawie wszyscy teologowie, wielu
filozofów z zakresu polityki i większość teoretyków eko-
nomii byli zgodni co do faktu, że dobro, szczęście czy
przyjemność jest w swej istocie następstwem poprawy
owego nieprzyjemnego stanu chcenia, pragnienia i po-
trzeby.
Wyrażając się zwięźle, wszyscy ci ludzie uważają, iż
pragnienie lub impuls jest utrapieniem, a nawet groźbą,
przeto na ogół usiłują ich się pozbyć, zaprzeczyć im lub
ich uniknąć.
Twierdzenie to jest czasami dokładnym opisem stanu
rzeczy. Potrzeby fizjologiczne, potrzeba bezpieczeństwa,
miłości czy informacji często stanowią prawdziwe utra-
pienie dla wielu ludzi, wprowadzają zamęt psychiczny
i stwarzają problemy zwłaszcza dla osób, którym się nie
udało ich zaspokoić, i dla tych, które obecnie już nie
mogą liczyć na ich zaspokojenie.
Jednak nawet uwzględniając te braki cała sprawa wy-
daje się zbyt przesadzona. Wszak można cieszyć się swy-
33
mi potrzebami, akceptować i aprobować je w swej świa-
domości, jeśli a) dotychczasowe doświadczenia w związku
z nimi były korzystne, i b) jeśli można liczyć na bie-
żące i przyszłe zaspokojenie. Na przykład, jeśli komuś
jedzenie sprawia przyjemność i jeśli dobre jedzenie jest
dlań teraz dostępne, uświadomienie sobie, że się ma ape-
tyt, jest czymś pożądanym, a nie przerażającym. („Kło-
pot z jedzeniem polega na tym, że zabija mój apetyt.")
To samo można słusznie powiedzieć o pragnieniu, sen-
ności, seksie, o potrzebie polegania na kimś i potrzebie
miłości. Jednak o wiele mocniejsze ataki na teorię „po-
trzeby jako utrapienia" powstają ostatnio dzięki uświa-
damianiu sobie motywacji rozwoju (samoaktualizacji) i
zainteresowaniu się nią.
Nie sposób wyliczyć tej mnogości specyficznych moty-
wów występujących pod ogólną nazwą „samoaktualiza-
cji", ponieważ każdy osobnik ma odmienne talenty, zdol-
ności i możliwości. Pewne jednak cechy charakterystycz-
ne są wspólne dla nich wszystkich. Jedną z nich jest to,
że wymienione impulsy są pożądane, mile widziane oraz
sprawiają radość i przyjemność, tak że osoba pragnie ich
mieć raczej więcej niż mniej, i że jeśli nawet powodują
napięcia, są to napięcia przyjemne. Twórca zwykle
wita z radością swe twórcze impulsy, osoba utalentowa-
na z przyjemnością korzysta ze swych talentów i rozwi-
ja je.
Mówienie w takich przypadkach o redukcji napięcia
jest zwykłym nieporozumieniem, gdyż sugerowałoby to
pozbycie się stanu przykrego, zaś te stany nie są przy-
kre.
2. Różne skutki zaspokojenia r •. m
Przyjęcie koncepcji, iż podstawowym celem organizmu
jest pozbycie się dręczącej potrzeby, a tym samym usu-
nięcie napięcia, osiągnięcie równowagi, stabilności, uspo-
kojenia, stanu wypoczynku i braku cierpienia, prawie
zawsze łączy się z negatywną postawą wobec potrzeby.
1 Popęd lub potrzeba popycha w kierunku swojego włas-
nego wyeliminowania. Cały wysiłek skierowany jest tu-
taj na ustanie, na pozbycie się siebie samych, na osiągnię-
cie stanu niepragnienia. Doprowadzając je do ich logićz-*
34
nej ostateczności dochodzimy tu w końcu do freudow-.
skiego instynktu śmierci.
Angyal, Goldstein, G. Allport, C. Buhler, Schachtel
i inni z powodzeniem krytykowali to stanowisko błędne-
go koła. Jeśli umotywowane życie składa się głównie
z obronnego usuwania irytujących napięć i jeśli jedynym
produktem tej redukcji napięcia jest stan biernego ocze-
kiwania na powstawanie nowych niepożądanych irytacji
i na kolejną ich likwidację, to jak wobec tego może za-
chodzić zmiana lub rozwój albo ruch czy kierowanie?
Dlaczego ludzie się poprawiają? Nabierają rozumu? Co
znaczy zapał do życia,?
Charlotte Buhler (22) wykazała, że teoria homeostazy
(równowagi) różni się od teorii spoczynku. Ta ostatnia
mówi po prostu o usuwaniu napięcia, co sugeruje, że naj-
lepsze jest napięcie zerowe. Homeostaza nie oznacza
osiągnięcia poziomu zero, lecz stan optymalny, który mo-
że niekiedy oznaczać zmniejszenie napięcia, a czasem —
jego zwiększenie, na przykład ciśnienie krwi może być za
niskie, lecz też i za wysokie.
W każdym przypadku oczywisty jest brak stałego kie-
runku w ciągu całego życia. W obu przypadkach wzrost
osobowości, większy zasób mądrości, samoaktualizacja,
umocnienie charakteru i zaplanowanie swego życia nie
są i nie mogą być wyjaśnione. Trzeba by się odwołać do
jakiegoś długotrwałego wektora, czy kierunkowej ten-
dencji, aby zrozumieć, że trwający całe życie rozwój ma
jakiś sens (72).
Tę teorię należy uznać za niewystarczającą dla opisu
nawet samej motywacji wynikającej z braku. Nie u-
względnia ona dynamicznej reguły, która łączy i wiąże
wzajemnie wszystkie poszczególne epizody motywacyj-
ne. Różne podstawowe potrzeby są powiązane ze sobą
w układ hierarchiczny w taki sposób, że zaspokojenie jed-
nej z nich i wynikające stąd usunięcie jej z pierwszego
planu powoduje nie stan spoczynku czy stoicką apatię,
lecz raczej pojawienie się w świadomości nowej, „wyż-
szej" potrzeby; pożądanie i pragnienie trwa nadal, ale
już na „wyższym" poziomie. Tak więc teoria osiągania
stanu spoczynku nie sprawdza się nawet w odniesieniu do
motywacji braku.
Natomiast okazuje się, że przy badaniu osób kierują-
cych się głównie motywacją wzrostu, teoria motywacji
osiągania spoczynku jest zupełnie bezużyteczna. U takich
osób zaspokojenie rodzi raczej zwiększoną niż zmniejszo-
ną motywację, bardziej wzmożone, nie zaś zmniejszone
podniecenie. Apetyty nasilają się i podnoszą swój poziom.
Żywią się same sobą i zamiast chcieć coraz mniej dana
osoba chce coraz więcej, na przykład w dziedzinie wy-
kształcenia. Zamiast przejścia do stanu spoczynku osoba
staje się bardziej aktywna. Zaspokojenie raczej zaostrza
apetyt na rozwój niż go uśmierza. Rozwój sam w so-
bie jest opłacalnym i pobudzającym procesem, na przy-
kład spełnienie pragnień i ambicji takich, jak zostania
dobrym lekarzem; nabycie podziwianych umiejętności, jak
gra na skrzypcach czy bycie dobrym stolarzem; stałe po-
głębianie rozumienia ludzi czy świata, czy siebie samego;
rozwijanie twórczości na dowolnym polu, czy też to, co
najważniejsze, po prostu ambicja bycia dobrą istotą ludzką.
Wertheimer (172) już dawno podkreślił inny aspekt te-
go samego rozróżnienia twierdząc, co się wydawało pa-
radoksem, że faktyczna aktywność przejawiana w poszu-
kiwaniu celu zajmowała mniej niż dziesięć procent jego
czasu. Aktywnością można się cieszyć albo wewnętrznie,
ze względu na nią samą, albo też może mieć ona war-
tość i znaczenie tylko jako środek do zdobycia pożąda-
nego zaspokojenia. W tym ostatnim przypadku traci ona
swoją wartość i nie jest czymś przyjemnym, o ile nie
przyniesie oczekiwanego rezultatu czy powodzenia. Częś-
ciej po prostu aktywność wcale nie cieszy, a cie-
szy tylko cel. Ta postawa przypomina postawę życiową,
która ceni życie nie tyle ze względu na nie samo, ile dla-
tego, że po nim idzie się do nieba. To uogólnienie opiera
się na obserwacji, iż ludzie samoaktualizujący się znaj-
dują przyjemność w życiu w ogóle i praktycznie we
wszystkich jego przejawach, podczas gdy większość in-
nych ludzi cieszą tylko sporadyczne chwile triumfu, osią-
gnięć bądź kulminacji czy doświadczenia szczytowe.
r To wrodzone ludziom cenienie sobie życia pochodzi
częściowo z przyjemności tkwiącej w rozwijaniu się i by-
ciu rozwiniętym. Ale pochodzi także ze zdolności łudzi
zdrowych do przekształcania aktywności jako środka w
doświadczenie celu, tak że nawet instrumentalna aktyw-
ność dostarcza przyjemności, jak gdyby była aktywnością-
-celem. (97). Motywacja rozwoju może mieć charakter
długofalowy; aby zostać dobrym psychologiem czy arty-
sta, trzeba poświęcić na to prawie całe życie. Wszystkie
teorie równowagi, homeostazy lub spoczynku zajmują
się jedynie krótkimi epizodami, nie powiązanymi ze so-
bą. Zwłaszcza podkreśla to Allport, który wykazuje, iż
planowanie i wybieganie w przyszłość stanowią central-
ne tworzywo zdrowej ludzkiej natury. Zgadza się on (2),
że „motywacja wynikająca z braku wymaga rzeczywiście
zmniejszenia napięcia i przywrócenia równowagi. Nato-
miast motywacja wzrostu utrzymuje napięcie ze wzglę-
du na odległe i często nieosiągalne cele. One właśnie od-
różniają stawanie się ludzkie od animalnego i stawanie
się dziecka od stawania się osoby dorosłej".
3. Kliniczne i osobowościowe
skutki zaspokojenia
Zaspokojenie potrzeby wynikającej z braku i zaspoko-
jenie potrzeby wzrostu wywierają zróżnicowany subiek-
tywny i obiektywny wpływ na osobowość. Jeżeli wolno
mi ująć to, czego szukam tu po omacku, w formie ogól-
nej, to powiem, że zaspokajanie braków zapobiega cho"
robom; zaspokajanie wzrostu zapewnia pełne zdrowie.
Muszę przyznać, iż na razie będzie to trudno zweryfiko-
wać badaniami. A jednak istnieje rzeczywista kliniczna
różnica między odpieraniem groźby czy ataku a po-
zytywnym odniesieniem triumfu i osiągnięciem, między
własną ochroną, obroną i własnym zabezpieczeniem a się-
ganiem po spełnienie, po podnietę i rozwój. Usiłowałem
wyrazić to w postaci kontrastu między pełnym życiem
a przygotowaniem do pełnego życia, między
wzrastaniem a pełnią wzrostu. Innym przeciwstawieniem,
którym się posłużyłem (94, rozdz. 10), jest różnica między
mechanizmami obronnymi (pozbycie się bólu) a mecha-
nizmami walki (aby odnieść sukces i przezwyciężyć trud-
ności).
4. Różne rodzaje przyjemności
Erich Fromm (50) wniósł interesujący i ważki przyczy-
nek do odróżnienia przyjemności wyższego rzędu od przy-
jemności niższego rzędu, czym się zajmowało wielu ba-
daczy przed nim. Jest to niezbędna konieczność dla upo-
rania się z subiektywną względnością etyczną i jest to
wstępny warunek naukowej teorii wartości.
37
Odróżnia on przyjemność zaspokojenia braku od przy-
jemności powstałej z dostatku, „niższą" przyjemność za-
spokojenia potrzeby od „wyższej" przyjemności produ-
kowania, tworzenia i pogłębienia wiedzy. Nasycenie, od-
prężenie i zanik napięcia odczuwane po zaspokojeniu bra-
ku można w najlepszym razie określić jako „ulgę" w
przeciwieństwie do Funktions-lust, do ekstazy i radości,
jakie odczuwamy działając sprawnie, doskonale i wydo-
bywając z siebie maksimum mocy, na tak zwanych peł-
nych obrotach (zob. rozdz. 6).
„Ulga", uzależniona w tak silnym stopniu od czegoś,
co znika, sama też łatwo ginie. Musi przeto być mniej
stabilna i trwała niż przyjemność towarzysząca wzrosto-
wi, która może trwać w nieskończoność.
5. Stany osiągalnego (epizodycznego)
i nieosiągalnego celu
Zaspokajanie potrzeby wynikającej z braku ma ten-
dencję do osiągania stanu epizodycznego i szczytowego.
Tutaj najczęstszym schematem jest początkowy stan po-
budzenia i motywacji, wprawiający w ruch umotywowa-
ne zachowanie, które zmierza do osiągnięcia stanu-celu,
który z kolei przy stopniowo i stale rosnącym pragnieniu
i podnieceniu osiąga ostatecznie szczyt w momencie suk-
cesu i spełnienia. Od tego punktu szczytowego krzywe
pragnienia, podniecenia i p^yjemności opadają raptow-
nie do poziomu spokojnego zwolnienia natężenia i bra-
ku motywacji.
Ten schemat, aczkolwiek nie ma uniwersalnego zasto-
sowania, kontrastuje jednak nader wyraźnie z sytuacją,
kiedy motywacją jest wzrost. Jego cechą charaktery-
styczną bowiem jest brak punktu szczytowego, czyli speł-
nienia, nie ma momentu orgazmu, stanu końcowego,
a nawet nie ma celu dającego się ująć jako szczytowy.
Przeciwnie, wzrost to ustawiczny, mniej więcej stabilny
rozwój w górę lub do przodu. Im więcej się osiąga, tym
więcej się chce, toteż tego rodzaju pragnienie nie ma
końca i nigdy nie można go osiągnąć bądź zaspokoić.
Z tego właśnie powodu praktykowane zazwyczaj od-
dzielanie od siebie pobudzenia, postępowania nastawio-
nego na poszukiwanie celu, przedmiotu celu i towarzy-
38
szących temu efektów całkowicie zawodzi. Samo zacho-
wanie jest celem i nie jest możliwe odróżnienie celu
wzrostu od pobudzenia do wzrostu. Są one tym samym.
6. Cele obejmujące cały rodzaj ludzki
i cele indywidualne
Potrzeby wynikające z braku są odczuwane przez
wszystkich osobników rodzaju ludzkiego, a w pewnym
stopniu również przez inne gatunki. Samoaktualizacja ma
charakter indywidualny, gdyż każda osoba jest różna.
Braki, to znaczy wymogi danego gatunku muszą być
zwykle stosunkowo dobrze zaspokajane, aby się mogła
w pełni rozwinąć prawdziwa indywidualność.
Tak jak wszystkie drzewa wymagają od swego środo-
wiska słońca, wody i pokarmu, tak samo wszyscy ludzie
potrzebują poczucia bezpieczeństwa, miłości i uznania od
swego otoczenia. Jednak w obu tych przypadkach od
tego właśnie momentu może się zacząć faktyczny rozwój
indywidualności, gdyż po zaspokojeniu tych podstawo-
wych gatunkowych potrzeb każde drzewo i każda osoba
rozwija się dalej według własnego niepowtarzalnego sty-
lu, posługując się tymi potrzebami dla swych własnych
prywatnych celów. W nader znaczącym sensie rozwój sta-
je się wtedy bardziej zdeterminowany od wewnątrz niż
z zewnątrz.
7. Zależność i niezależność od środowiska
Potrzebę bezpieczeństwa, przynależności, miłości i sza-
cunku mogą w nas zaspokoić tylko inni, a więc czynni-
ki zewnętrzne. Oznacza to naszą dużą zależność od oto-
czenia. O osobie znajdującej się w takim stanie zależnoś-
ci nie można powiedzieć, iż rządzi sama sobą czy że kie-
ruje swym losem. Musi czuć się w pewnym stopniu
zobowiązana wobec źródeł zaspokajania swych potrzeb.
Rządzą nią ich życzenia, kaprysy, zasady i prawa, które
musi uwzględniać, aby nie narazić się na utratę źródeł
zaspokojenia. Musi być do pewnego stopnia „nastawio-
na na innych" i musi być uczulona na aprobatę, przy-
wiązanie i dobrą wolę innych ludzi. Inaczej mówiąc, ko-
nieczna jest z jej strony adaptacja i przystosowanie,
a więc plastyczność i reaktywność i umiejętność prze-
39
miany samej siebie stosownie do wymagań sytuacji
zewnętrznej. Osoba jest zmienną zależną, otoczenie
— stałą lub zmienną niezależną.
Wobec tego jednostka kierowana motywacją braku mu-
si się bardziej obawiać otoczenia, bowiem zawsze istnie-
je możliwość, iż ono ją zawiedzie lub rozczaruje. Obec-
nie wiemy, że ten rodzaj pełnej niepokoju zależności
rodzi także wrogość. To wszystko w mniejszym lub więk-
szym stopniu potęguje brak wolności, zależnie od szczę-
ścia lub nieszczęścia danej osoby.
Natomiast osoba samoaktualizująca się, z definicji za-
spokojona w swych podstawowych potrzebach, jest o wie-
le mniej zależna i zobowiązana, o wiele bardziej autono-
miczna i kierująca sama sobą. Osoby kierowane moty-
wacją wzrostu dalekie są od potrzebowania innych ludzi,
którzy mogą nawet stanowić dla nich przeszkodę. Jak
już zaznaczałem (97) mają one upodobanie do samotności,
odosobnienia i skłonność do medytacji (zob. rozdz. 13).
Tacy ludzie są o wiele bardziej samowystarczalni i zam-
knięci w sobie. Rządzące nimi czynniki determinujące są
raczej wewnętrzne niż społeczne lub środowiskowe. Są to
prawa ich własnej, wewnętrznej natury, ich możliwości
i zdolności, ich talentów, drzemiących w nich zasobów,
impulsów twórczych, potrzeby poznania samych siebie
i stawania się coraz bardziej zintegrowanymi i zjednoczo-
nymi, coraz pełniej świadomymi tego, czym faktycznie są,
do czego rzeczywiście dążą, jakie ma być ich powołanie,
zawód lub los.
Skoro mniej zależą od innych osób, są w stosunku do
nich mniej ambiwalentni, mniej niespokojni, a przeto
mniej wrodzy, mniej potrzebujący ich pochwały i uczu-
cia. Mniej zabiegają o zaszczyty, uznanie i nagrody.
Autonomia czy raczej względna niezależność od oto-
czenia oznacza też względną niezależność od niesprzyja-
jących okoliczności zewnętrznych, takich jak nieszczęścia,
ciosy, tragedie, napięcia i straty. Jak podkreślał Ailport
koncepcja istoty ludzkiej jako zasadniczo reaktywnej,
można powiedzieć, jako człowieka S-R, którego aktyw-
ność zależy od bodźców zewnętrznych, staje się całkiem
absurdalna i jest nie do utrzymania w odniesieniu do
samoaktualizujących się ludzi. Źródła ich czynów są
bardziej wewnętrzne niż reaktywne. Ta względna
niezależność od świata zewnętrznego, jego wymagań i na-
40
cisków nie oznacza oczywiście braku powiązania z nim
czy nierespektowania jego żądań. Znaczy to jedynie, że
w tych kontaktach chęci i zamiary osoby samoaktualizu-
jącej się są determinantami ważniejszymi niż nacisld oto-
czenia. Nazwałem to wolnością psychologiczną w przeci-
wieństwie do wolności geograficznej.
Stwierdzony przez Allporta wyraźny kontrast (2) mię-
dzy „oportunistycznym" a „specyficznym" określeniem
zachowania się ściśle odpowiada naszej opozycji między
zewnętrznie zdeterminowanym a wewnętrznie zdetermi-
nowanym. Przywodzi to również na myśl panującą wśród
teoretyków-biologów zgodę na uznanie rosnącej auto-
nomii i niezależności od bodźców otoczenia za jedyne
cechy charakterystyczne pełnej indywidualności, praw-
dziwej wolności, całości procesu ewolucyjnego (156).
8. Interesowne i bezinteresowne
stosunki międzyosobowe
W zasadzie człowiek motywowany brakiem jest o wie-
le bardziej uzależniony od innych ludzi niż człowiek
głównie motywowany wzrostem. Ten pierwszy jest bar-
dziej „interesowny", bardziej potrzebujący, bardziej
przywiązany i pragnący.
To uzależnienie zabarwia i ogranicza stosunki między-
osobowe. Ocenianie ludzi głównie jako zaspokajających
potrzeby czy jako źródła zaopatrzenia jest aktem abstrak-
cyjnym. Patrzy się na nich nie jako na całości, jako na
skomplikowane, niepowtarzalne jednostki, lecz tylko z
punktu widzenia ich przydatności. To, co w nich nie od-
nosi się do potrzeb obserwatora, jest przez niego albo
całkiem pomijane, albo nudzi go, irytuje bądź zagraża.
Można w tym widzieć odpowiednik naszego stosunku do
krów, koni i owiec, jak również do kelnerów, taksówka-
rzy, tragarzy, policjantów i innych osób, którymi się
posługujemy.
Całkowicie bezinteresowna, wolna od pragnień, obiek-
tywna i holistyczna percepcja innej istoty staje się mo-
żliwa tylko wtedy, kiedy niczego od niej nie potrzebu-
jemy i kiedy "jej nie potrzebujemy. Idiograficzna, este-
tyczna percepcja całej osoby jest o wiele bardziej do-
stępna dla osób samoaktualizujących się (albo w okre-
sach samoaktualizacji), a poza tym — uznanie, podziw
4)
i miłość mniej się opierają na wdzięczności za użytecz-
ność, bardziej natomiast na obiektywnych, wewnętrz-
nych cechach obserwowanej osoby. Podziwia się ją ra-
czej za cechy obiektywnie godne podziwu niż dlatego, że
nam pochlebia lub nas chwali. Kocha się ją, gdyż jest
godna miłości, a nie za to, że oferuje miłość. Omówię
to dalej jako miłość nie potrzebującą, na przykład zwią-
zaną z osobą Abrahama Lincolna.
Jedną z cech wzajemnych relacji, które są „interesow-
ne" i które zaspokajają potrzebę stosunków z innymi
osobami jest to, że przeważnie owe zaspokajające po-
trzebę osoby można zastąpić innymi. Jeśli na przykład
dorastająca dziewczyna potrzebuje admiracji jako takiej,
stanowi dla niej małą różnicę, kto ją admiruje; każdy,
kto ją podziwia, jest równie dobry jak inny. Podobnie
jest z dawcą miłości lub gwarantem bezpieczeństwa.
Bezinteresowna, nie licząca na nagrodę, bezużyteczna
,4. i pozbawiona pragnień percepcja innego jako niepowta-
rzalnego i niezależnego, jako celu samego w sobie — in-
nymi słowy raczej jako osoby niż narzędzia — jest tym
trudniejsza, im większy głód zaspokojenia braku odczu-
wa osoba postrzegająca. Psychologia międzyosobowa „wy-
sokiego lotu", to znaczy zrozumienie najwyższego roz-
woju stosunków między ludźmi nie może się opierać na
teorii motywacji wynikającej z braku.
•9. Koncentracja na ego i transcendencja ego
Próbując opisać złożoną postawę wobec jaźni, czyli
ego osoby ukierunkowanej na wzrost i samoaktualizują-
cej się, napotykamy trudny paradoks. Jest to taka
właśnie osoba, w której siła ego jest u szczytu, która naj-
/*" łatwiej zopomina o swoim ego albo je przekracza, która
może być najbardziej skoncentrowana na problemach,
najbardziej bezinteresowna, najbardziej spontaniczna w
działaniu, najbardziej homonomiczna, że użyję określe-
nia. Angyala (6). U takich osób zaabsorbowanie percep-
cją, aktywnością, radością i tworzeniem może być bardzo
głębokie, bardzo zintegrowane i bardzo czyste.
Ta umiejętność koncentrowania się raczej na świecie
niż na sobie samym, na własnym ego i na własnym
zaspokojeniu staje się tym trudniejsza, im więcej dana
osoba ma potrzeb wynikających z braku. Im bardziej
42
dana osoba jest motywowana wzrastaniem, tym lepiej
może się koncentrować na problemach, i tym łatwiej
może zapomnieć o samoświadomości, kiedy ma do czy-
nienia ze światem obiektywnym.
|:;; ' 10. Psychoterapia interpersonalna
i psychologia interpersonalna
Jedną z głównych cech charakterystycznych osób po-
szukujących psychoterapii jest miniony lub aktualny
brak zaspokojenia podstawowych potrzeb. Można rozpa-
trywać newrozę jako chorobę wynikającą z braku. Wo-
bec tego podstawowym celem kuracji jest dostarczenie
tego, czego brakuje, lub też umożliwienie samemu pa-
cjentowi uzupełnienia tego braku. Jeżeli to uzupełnienie
przychodzi od innych ludzi, normalna terapia musi
być międzyosobowa.
Ten fakt nadmiernie uogólniono. To prawda, że osoby
o zaspokojonych potrzebach wynikających z braku, oso-
by, które są motywowane przede wszystkim wzrastaniem,
bynajmniej nie są wolne od konfliktów, złego samopo-
czucia, niepokoju i wewnętrznego chaosu. W takich chwi-
lach i one są skłonne szukać pomocy i mogą się zwracać
do terapii międzyosobowej. Jednak należy pamiętać, iż
osoba z motywacją wzrostu często sama rozwiązuje swoje
problemy i konflikty, zwracając się do wewnątrz w me-
dytacji, to znaczy w autoanalizie, zamiast zwracać się
o pomoc do kogoś innego. Z reguły wiele zadań samo-
aktualizacji ma przeważnie charakter intrapersonalny,
jak na przykład planowanie, odkrywanie własnej jaźni,
wybór różnych możliwości rozwoju, kształtowanie poglą-
du na życie.
Teoria ulepszania osobowości musi uwzględniać samo-
doskonalenie i wnikanie w siebie oraz kontemplację i me-
dytację. Na dalszych etapach wzrostu jednostka jest za-
sadniczo sama i może polegać tylko na sobie. Oswald
Schwarz (151) nazwał to polepszanie stanu osoby już
zdrowej — Dsychogogią. Jeżeli psychoterapia sprawi, że
ludzie chorzy staną się nie-chorzy, i usunie symptomy,
to psychogogia zaczyna w tym punkcie, w jakim terapia
się skończy, i stara się, żeby ludzie nie-chorzy stali się
zdrowi. Z zainteresowaniem przeczytałem u Rogersa
(142), że dzięki skutecznej terapii podniósł się przeciętny
43
wynik u pacjentów, mierzony według Skali Dojrzałości
Willoughby'ego, z dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu
procent. Kto więc doprowadzi ten rezultat do siedemdzie-
sięciu pięciu procent,? Lub do stu procent? I czy nie
zachodzi potrzeba zastosowania nowych metod i technik,
aby to osiągnąć?
11. Instrumentalne uczenie się i zmiana osobowości
Tak zwana teoria uczenia się opiera się u nas prawie
wyłącznie na motywacji wynikającej z braku z celami
leżącymi zwykle na zewnątrz organizmu, to znaczy
chodzi tu o uczenie się najlepszego sposobu zaspokojenia
potrzeby. Między innymi dlatego nasza psychologia ucze-
nia się jest ograniczoną sumą wiedzy, użyteczną wyłącz-
nie na niewielkich obszarach życia, i stanowi przedmiot
zainteresowania tylko innych „teoretyków uczenia się".
Stanowi to słabą pomoc w rozwiązywaniu problemów
wzrostu i samoaktualizacji. Tutaj o wiele mniej są po-
trzebne techniki, dzięki którym można wielokrotnie czer-
pać ze świata zewnętrznego zaspokojenie braków trak-
towanych jako motywacje. Uczenie się asocjacyjne i ka-
nalizacje ustępują tu raczej miejsca poznawaniu percep-
cyjnemu (123), większej wnikliwości i większemu zrozu-
mieniu, poznaniu siebie i ciągłemu rozwojowi osobowoś-
ci, to znaczy wzmożonej synergii (współdziałaniu), inte-
gracji i wewnętrznej spójności. Zmiana przestaje być
głównie nabywaniem kolejnych nawyków czy skojarzeń,
a staje się przede wszystkim totalną zmianą totalnej oso-
by, to znaczy uzyskaniem raczej nowej osoby niż tej
samej z pewnymi nawykami dodanymi jako nowe, ze-
wnętrzne nabytki.
Tego rodzaju uczenie się zmieniające charakter ozna-
cza zmianę bardzo złożonego, wysoce zintegrowanego,
holistycznego organizmu, co z kolei oznacza, że wiele
wpływów nie dokona żadnej zmiany, gdyż takie wpływy
będą coraz bardziej odrzucane w miarę jak dana osoba
będzie stawała się coraz bardziej stabilna i autonomiczna.
Najważniejsze związane z uczeniem się doświadczenia
relacjonowane przez badane przeze mnie osoby były bar-
dzo często pojedynczymi doświadczeniami życiowymi, jak
tragedie, śmierć, urazy, nawrócenie i nagłe objawienie,
które zmusiły daną osobę do zmiany postawy życiowej
44
i w rezultacie do zmiany całego postępowania. (Natural-
nie tak zwane torowanie sobie drogi przez tragedię czy
intuicję trwało dłuższy okres, ale i to nie było w głównej
mierze kwestią uczenia się asocjacyjnego.)
W tym zakresie, w jakim wzrost polega na pozbywaniu
się zakazów i nakazów, żeby w rezultacie osoba mogła
„być sobą", emitować — niejako promieniście — zacho-
wanie zamiast je powtarzać, żeby mogła wyrażać swoją
wewnętrzną naturę, w tym właśnie zakresie zachowanie
osób samoaktualizujących się jest raczej nie wyuczone,
wytworzone i wyzwolone niż nabyte, raczej ekspresyjne
niż nastawione na walkę (97, s. 180).
7" 12. Percepcja motywowana brakiem
i percepcja motywowana wzrostem
Najważniejszą ze wszystkich różnic może się okazać
to, że osoby, które zaspokoiły swoje potrzeby wynika-
jące z braku, są bliższe królestwa Bytu (163). Psycholo-
dzy nigdy dotąd nie mogli sobie rościć praw do tej bliżej
.nieokreślonej dziedziny wiedzy filozofów, tej sfery wi-
dzianej jak przez mgłę, ale niewątpliwie mającej swą
podstawę w rzeczywistości. Obecnie jednak przez badanie
osób samoaktualizujących się możemy obserwować róż-
nego rodzaju podstawowe intuicje, dawno znane filozo-
fom, lecz dla nas jeszcze nowe.
Sądzę na przykład, że zrozumienie przez nas percepcji,
a przeto i postrzeganego świata, znacznie się zmieni i
poszerzy, jeśli starannie zbadamy różnicę między percep-
c ją interesowną a „bezinteresowną", czyli pozbawioną
pragnienia. Ponieważ ta ostatnia jest o wiele bardziej
konkretna i mniej abstrakcyjna oraz selektywna, osoba
nią się posługująca łatwiej widzi wewnętrzną naturę
przedmiotu percepcji. Może też jednocześnie dostrzegać
przeciwieństwa, dychotomie, biegunowość, sprzeczności
i niezgodności (97, s. 232). Można by mniemać, że w ary-
stotelesowym świecie żyli ludzie mniej rozwinięci, bo
ich klasy i pojęcia mają ostro zaznaczone przedziały, wy-
łączają się nawzajem i nie dają ze sobą pogodzić, na
przykład męski — żeński, egoistyczny — nieegoistyczny,
dorosły — dziecko, łagodny — okrutny, dobry — zły.
W logice Arystotelesa A jest A, zaś wszystko inne jest
nie-A i nigdy ta para się nie spotyka. Jednak osobom
samoaktualizującym się znany jest fakt, że A i nie-A
przenikają się nawzajem i stanowią jedno, że każda osoba
jest równocześnie dobra i zła, męska i żeńska, dorosła
i dziecko. Nie można umieścić całej osoby w jednym
kontinuum, lecz jedynie jakiś wyabstrahowany aspekt
danej osoby. Całości nie są porównywalne.
Możemy nie zdawać sobie sprawy, kiedy my postę-
pujemy pod wpływem potrzeby. Na pewno jednak uświa-
damiamy sobie, kiedy my sami jesteśmy w ten sposób
postrzegani, na przykład po prostu jako dawcy pieniędzy
lub pożywienia, jako osoby zapewniające bezpieczeństwo,
dające oparcie bądź jako anonimowi słudzy czy środki
do jakiegoś celu. Nie lubimy, kiedy tak się dzieje. Chce-
my, aby nas brano za nas samych, jako pełne i całościo-
we jednostki. Nie lubimy, kiedy się nas bierze za uży-
teczne obiekty lub narzędzia. Nie lubimy, by się nami
„posługiwano".
Ponieważ osoby samoaktualizujące się zwykle nie mu-'
szą u nikogo szukać cech zaspokajających potrzeby ani
widzieć w innej osobie narzędzia, przychodzi im o wiele
łatwiej zająć wobec innych postawę nie oceniającą, nie
osądzającą, nie interweniującą, nie potępiającą, bezinte-
resowną, postawę „świadomości nie wybierającej" (85).
To pozwala na o wiele jaśniejsze i bardziej wnikliwe
postrzeganie i rozumienie prawdziwego stanu rzeczy. Sta-
nowi to percepcję nieuwikłaną, niezaangażowaną i obiek-
tywną, o jaką starają się chirurdzy i terapeuci i jaką
samoaktualizujące się osoby osiągają bez żadnego wy-
siłku.
Zwłaszcza kiedy struktura obserwowanej osoby lub
przedmiotu jest trudna, subtelna i nie oczywista, nader
ważna jest ta różnica stylu percepcji. Szczególnie wtedy
osoba postrzegająca musi mieć szacunek dla natury obiek-
tu. Percepcja musi być w tym przypadku łagodna, deli-
katna, nie narzucająca się, nie wymagająca, zdolna do
biernego dostosowania się do natury rzeczy, tak jak wo-
da łagodnie wypełniająca szczeliny i pęknięcia. Nie
wolno jej stać się percepcją motywowaną potrzebą, która
kształtuje rzeczy w sposób krzykliwy, tyranizujący,
wykorzystujący i celowy, na wzór rzeźnika rąbiącego na
kawałki sztukę zabitego zwierzęcia.
Najlepszą drogą do poznania wewnętrznej natury świa-
ta jest być bardziej receptywnym niż aktywnym, w mo-
AR
żliwie największym stopniu zdeterminowanym przez we-
wnętrzną organizację rzeczy postrzeganej, a w możliwie
najmniejszym przez naturę postrzegającego. Ten rodzaj
oderwanej, taoistycznej, biernej, nie ingerującej świado-
mości wszystkich równocześnie istniejących aspektów
konkretu, ma wiele wspólnego z niektórymi opisami do-
świadczenia estetycznego i doświadczenia mistycznego.
Napięcie jest takie samo. Czy widzimy rzeczywisty, kon-
kretny świat, czy też swój własny system rubryk, mo-
tywów, oczekiwań i abstrakcji, które sami przenieśliśmy
na świat realny? Czyli, ujmując to bardzo lapidarnie,,
widzimy czy też jesteśmy ślepi?
MIŁOŚĆ POTRZEBUJĄCA I MIŁOŚĆ NIE POTRZEBUJĄCA
Potrzeba miłości według zwykłego ujęcia na przykład
przez Bowlby'ego (17), Spitza (159) i Levy'ego (91) jest
potrzebą wynikającą z braku. Stanowi lukę, która musi
być wypełniona, pustkę, do której ma wlać się miłość.
Jeśli zachodzi brak tego uzdrawiającego czynnika, po-
wstanie ostry stan patologiczny; jeśli jest on dostar-
czony w odpowiednim czasie, w odpowiedniej ilości i we
właściwej formie — uniknie się patologii. Przejściowe
stany patologii i zdrowia następują po przejściowych sta-
nach rozczarowania albo nasycenia. Jeżeli stan patolo-
giczny nie jest zbyt ostry i jeżeli jest dość wcześnie
wykryty, można go uleczyć terapią zastępczą. Można więc
powiedzieć, że choroba ,,głodu miłości" w pewnych przy-
padkach może być wyleczona przez uzupełnienie braku
patologicznego. Głód miłości jest chorobą wynikającą z
braku, podobnie jak głód soli lub awitaminoza.
Osoba zdrowa, nie mająca tego braku, nie potrzebuje
otrzymywać miłości oprócz jej stałej, małej, zabezpie-
czającej dozy, a może nawet obyć się bez niej przez ja-
kiś czas. Ale kiedy motywację stanowi jedynie zaspokoje-
nie braków, a więc pozbywanie się potrzeb, wtedy poja-
wia się sprzeczność. Zaspokojenie potrzeby powinno spo-
wodować jej zniknięcie, co by znaczyło, że ludzie, któ-
rych łączy związek zaspokajający ich potrzebę miłości,
to właśnie ludzie, którzy powinni być mniej skłonni
do dozowania i doznawania miłości! Jednak badanie kli-
niczne ludzi zdrowych, których potrzeba miłości została
zaspokojona, wykazują, że chociaż mają mniejszą potrze-
47
ba otrzymywania miłości, są w większym stopniu
zdolni do je j dawania. W tym ujęciu są to ludzie
bardziej kochający.
Już samo to odkrycie odsłania ograniczenia zwykłej
teorii motywacji (skoncentrowanej na potrzebie wynika-
jącej z braku) i wskazuje na konieczność „teorii meta-
motywacji" (lub motywacji wzrostu bądź teorii samoak-
tualizacji; 260, 261).
Już uprzednio w formie wprowadzenia (97) opisałem
kontrastującą ze sobą dynamikę miłości-B (miłości do
Bytu innej osoby, miłości nie potrzebującej, miłości nie-
egoistycznej) i miłości-D (miłości z braku, potrzebującej
miłości, miłości egoistycznej). Pragnę obecnie się posłu-
żyć tymi dwiema przeciwstawnymi grupami ludzi dla
poparcia przykładami i zilustrowania pewnych uogólnień
przedstawionych wyżej.
1. Miłość-B jest chętnie przyjmowana przez świado-
mość i sprawia wielką radość. Nie będąc zachłanna i ra-
czej podziwiająca niż potrzebująca, nie sprawia żadnego
kłopotu i niemal zawsze daje przyjemność.
2. Nigdy nie może być zaspokojona i można się nią
cieszyć do końca. Zwykle raczej rośnie niż zanika. Daje
radość wewnętrzną. Jest częściej celem niż środkiem.
3. Doświadczenie miłości-B opisuje się też jako jedno-
znaczne z doświadczeniem estetycznym lub mistycznym
i mające te same skutki. (Zob. rozdz. 6 i 7 o „doświad-
czeniach szczytowych". Zob. też 104.)
4. Terapeutyczne i psychologiczne skutki doświadcze-
nia miłości-B są bardzo głębokie i rozległe. Podobne są
charakterologiczne skutki stosunkowo czystej miłości
zdrowej matki do swego dziecka lub doskonałej miłości
Boga opisanej przez niektórych mistyków.
5. Miłość-B jest, bez cienia wątpliwości, bogatszym,
„wyższym" cenniejszym doświadczeniem subiektywnym
niż miłość-D (której wszyscy kochający miłością-B
uprzednio również doświadczyli). Ta wyższość jest też
sygnalizowana przez inne, starsze i bardziej prze-
ciętne badane przeze mnie osoby, z których wiele do-
świadczą obu rodzajów miłości jednocześnie w różnych
proporcjach.
6. Miłość-D może być zaspokojona. Pojęcie „zaspo-
kojenia" daje się z trudem zastosować do miłości-podzi-
wu dla innej osoby z tej racji, że zasługuje na podziw
i na miłość.
7. W miłości-B dawka niepokoju i wrogości jest mini-
malna. Dla wszystkich praktycznych ludzkich celów moż-
na nawet uważać je za nieobecne. Może tam oczywiś-
cie istnieć niepokój o drugą osobę. W miłości-D należy
zawsze oczekiwać pewnej dozy niepokoju i wrogości.
8. Osoby kochające się miłością-B są bardziej od siebie
niezależne, bardziej samodzielne, mniej zazdrosne czy za-
grożone, mniej potrzebujące, bardziej indywidualne, bar-
dziej bezinteresowne, lecz zarazem bardziej skore, by
pomóc drugiej stronie w samoaktualizacji, bardziej dum-
ne z tryumfów drugiej osoby, bardziej altruistyczne,
szlachetne i oddane.
9. Miłość-B umożliwia najbardziej prawdziwą i wni-
kliwą percepcję drugiej osoby. Jak już podkreślałem
gdzie indziej, jest ona reakcją zarazem poznawczą, jak
i emocjonalno-wolitywną. Jest to tak wyraźne i tak czę-
sto uwierzytelniane przez późniejsze doświadczenia in-
nych osób, że będąc daleki od przyjęcia banału, iż miłość
zaślepia, jestem coraz bardziej skłonny przyjąć za słusz-
ne jego przeciwieństwo, a mianowicie, że ten,
kto nie kocha, jest ślepy.
10. Na zakończenie mogę powiedzieć, że miłość-B w
głębokim, lecz sprawdzalnym sensie, stwarza partnera.
Umożliwia mu poznanie samego siebie, samoakceptację,
daje poczucie tego, że zasługuje na miłość — a wszystko
razem umożliwia mu wzrost. Pozostaje pytanie, czy bez
niej jest możliwy pełny rozwój jednostki ludzkiej.
. 4. OBRONA I WZROST
W rozdziale tym usiłuję nieco bardziej systematycznie
ująć teorię wzrostu. Skoro już przyjęliśmy pojęcie wzro-
49
stu, powstaje wiele kwestii szczegółowych. Jak zachodzi
wzrost? Dlaczego dzieci rosną albo nie? Skąd wiedzą,
w jakim kierunku wzrastać? Jak schodzą na drogę pato-
logii?
Mimo wszystko, pojęcia samoaktualizacji, wzrostu i jaź-
ni to wszystko abstrakcje wysokiego rzędu. Trzeba nam
się zbliżyć do faktycznych procesów, do suchych danych,
do konkretnych, życiowych wydarzeń.
To są cele odległe. Zdrowo wzrastające niemowlęta i
dzieci nie żyją dla celów odległych ani dla dalekiej przy-
szłości; zbyt ich zajmuje zabawa i spontaniczne przeży-
wanie obecnej chwili. One żyją, a nie przygoto-
wują się do życia. Jak one potrafią po prostu być,
spontanicznie, nie starając się wzrastać, chcąc tylko
cieszyć się obecną aktywnością, a mimo to posuwając
się do przodu krok za krokiem? To znaczy jak potrafią
w ten sposób rosnąć zdrowo? Odkrywać swą właściwą
jaźń? Jak można pogodzić fakty Bytu z faktami Stawa-
nia się? W klasycznym przypadku wzrost nie jest wy-
tyczonym na przyszłość celem ani nie jest samoaktuali-
zacją, ani odkryciem własnej Jaźni. U dziecka to nie jest
specjalne zamierzenie, tak się po prostu dzieje. Dziecko
nie tyle szuka, ile znajduje. Prawa motywacji braku
i prawa celowego wysiłku nie mają zastosowania, jeśli
chodzi o wzrost, spontaniczność, twórczość.
Niebezpieczeństwo czystej psychologii Istnienia * polega
na jej tendencji do statyczności, niebrania pod uwagę ru-
chu, kierunku i wzrostu. Jesteśmy skłonni do opisywania
stanów Bytu i samoaktualizacji, jakby to były stany
doskonałości nirwany. Gdy się ją raz osiągnie, już się
ją ma, i wtedy się zdaje, że wszystko, co dalej można
robić, to trwać w stanie pełnego zadowolenia z dosko-
nałości.
Odpowiedź, którą uważam za zadowalającą, jest pro-
sta, mianowicie że wzrost zachodzi wtedy, kiedy następ-
* Being-psychology, psychology of Being — tłumaczone jest
zgodnie z terminologią aktualnie używaną w polskiej literaturze
psychologicznej jako „psychologia istnienia", chociaż jak wynika
z dalszych ustaleń Autora słowo „Being" wydaje się oznaczać
pewien określony zespół wartości czy stan przekraczający zakres
takich określeń jak istnienie, bycie, egzystencja itp. i bliższe jest
filozoficznemu pojęciu „bytu" jako doskonałości, pełni (przyp.
red.). .----
50
nemu krokowi naprzód towarzyszy subiektywne uczucie
większej przyjemności, większej radości, większego we-
wnętrznego zadowolenia niż poprzednie zaspokojenie, z
którym już się oswoiliśmy i które nas nawet znudziło;
rn^ślę, że jedynym w ogóle kryterium poznania, co jest
dla nas dobre, będzie subiektywne odczucie, że coś jest
lepsze od każdej innej możliwości. Nowe doświadczenie
weryfikuje się raczej samo niż za pośrednictwem ja-
kiegokolwiek kryterium zewnętrznego. Jest ono samo-
uzasadniające i samoweryfikujące się.
Czynimy coś nie dlatego, że jest dla nas dobre lub
że aprobują to psycholodzy albo że ktoś inny nam to
doradza, albo że to nam przedłuży życie, albo że jest
dobre dla rodzaju ludzkiego, albo że przyniesie zewnętrz-
ne nagrody, albo że jest logiczne. Robimy to z takiej
samej racji, z jakiej wybieramy ten, a nie inny deser.
Już pisałem o tym jako o podstawowym mechanizmie
zakochania się lub wyboru przyjaciela, to znaczy cało-
wanie jednej osoby sprawia większą przyjemność niż ca-
łowanie innej, zaś przyjaźń z a daje więcej osobistej są-
tysfakcji niż przyjaźń z b.
W ten sposób poznajemy, w czym jesteśmy dobrzy,
co rzeczywiście lubimy lub czego nie lubimy, jakie są
, nasze gusty, osądy i zdolności. Jednym słowem tą drogą
odkrywamy własne Ja i odpowiadamy na zasadnicze py-
tania: kim jestem, jaki jestem.
Postępowanie i wybory określane są całkiem samo-
rzutnie, od wewnątrz. Zdrowe niemowlę czy dziecko, po
prostu Istnienie jako część swego Istnienia, jest swo-
bodnie i spontanicznie dociekliwe, poszukujące, ciekawe
i zainteresowane. Nawet jeżeli nie stawia sobie żadnego
celu, nie wysila się, jest ekspresywne i spontaniczne, nie
motywowane żadnym brakiem zwykłego rodzaju, nawet
wtćdy dąży do wypróbowywania swych sił, do sięgania
dalej, do bycia zaabsorbowanym, zainteresowanym, do za-
bawy, do ciekawości i do manipulowania światem. Ba-
danie, manipulowanie, doświadczanie, in-
teresowanie się, wybieranie, cieszenie się i radowa-
nie, wszystko to można uważać za atrybuty czystego
Istnienia, które jednak mogą prowadzić do Stawania się,
chociaż w sposób przypadkowy, niezamierzony, niezapla-
nowany i nieprzewidziany. Spontaniczne i twórcze do-
51
świadczenie może zachodzić i zachodzi nieoczekiwanie,
bez planów, przewidywań, zamierzenia czy celu.1
Dopiero gdy dziecko się nasyci i ogarnia je znudzenie,
gotowe jest skierować się do innych, być może „wyż-
szych" przyjemności.
Powstają wtedy nieuniknione pytania. Co je hamuje?
Co zapobiega wzrostowi? Na czym polega konflikt? Co
stanowi alternatywę wzrostu? Dlaczego ten rozwój jest
dla niektórych tak trudny i mozolny? Musimy tu sobie
dokładnie uświadomić fiksacyjną i regresywną moc nie-
zaspokojonych potrzeb wypływających z braku, przycią-
^ gającą siłę bezpieczeństwa i pewności, funkcję obrony
i ochrony przed cierpieniem, strachem, utratą i zagroże-
niem oraz potrzebę odwagi do wzrastania.
Każda jednostka ludzka ma w sobie oba zespoły
^ czynników. Jeden zespół lgnie do bezpieczeństwa i po-
stawy defensywnej powodowanej strachem, ma tendencję
do cofania się i trzymania kurczowo przeszłości, boi
się odejścia od prymitywnej łączności z łonem i z pier-
sią matki, boi się ryzyka, boi się stracić to, co już
ma, boi się niezależności, wolności i odrębności. Dru-
gi zespół czynników popycha jednostkę do przodu, ku
pełni Jaźni i jej niepowtarzalności, ku pełnemu funkcjo-
nowaniu jej wszystkich uzdolnień, ku zaufaniu do świata
zewnętrznego wraz z jednoczesną akceptacją swego naj-
głębszego, rzeczywistego, nieświadomego Ja.
1 Wszystko to można ująć w schemat zupełnie prosty,
a zarazem wiele mówiący zarówno w sensie heurystycz-
nym, jak teoretycznym. Ten podstawowy dylemat czy
konflikt między czynnikami obronnymi a dążeniami do
wzrostu uważam za egzystencjalny, zakorzeniony w naj-
głębszej naturze istoty ludzkiej teraz i zawsze w przy-
szłości. Jeśli przedstawimy to na takim wykresie
Bezpieczeństwo <----------- Osoba -----------> Wzrost
1 „Ale — paradoksalnie — doświadczenie artystyczne nie może
być skutecznie użyte do tego bądź jakiegokolwiek innego
celu. Musi to być czynność pozbawiona celu w naszym rozumie-
niu »celu«. To może być jedynie doświadczenie w byciu —
byciu ludzkim organizmem wykonującym to, co musi wykony-
wać, co jest jego przywilejem — doświadczanie ży^cia głęboko
i w pełni, zużywanie energii i stwarzanie piąkna •we własnym
stylu — zaś wzmożona wrażliwość, integralność, skuteczność i do-
bre samopoczucie są produktem ubocznym" (179, s. 213).
to będziemy mogli łatwo sklasyfikować rozmaite mecha-
nizmy wzrastania w prosty sposób jako:
a. potęgowanie się wektorów wzrostu, na przykład
wzrost staje się bardziej atrakcyjny i przyjemny,
b. zmniejszanie się obawy wzrastania,
c. osłabienie wektorów bezpieczeństwa, to jest obni-
żenie ich atrakcyjności,
d. zwiększanie się obawy przed stanem bezpieczeństwa,
obronności, patologią i regresem.
Można teraz dodać do naszego podstawowego schematu
powyższe cztery zespoły wartości:
Spotęgowanie niebezpieczeństwa Spotęgowanie atrakcyjności
Bezpieczeństwo^.----------- Osoba -----------> Wzrastanie
Zmniejszenie atrakcyjności
Zmniejszenie niebezpieczeństwa
Możemy więc uważać, że proces zdrowego wzrostu jest
nigdy nie kończącym się ciągiem sytuacji wolnego wy-
boru, wobec których jednostka staje w każdym momen-
cie przez całe swoje życie, kiedy musi wybierać między
przyjemnościami bezpieczeństwa a wzrastaniem, zależ-
nością a niezależnością, regresem a postępem, niedojrza-
łością a dojrzałością. Bezpieczeństwo zawiera zarówno
niepokoje, jak radości, wzrost zawiera zarówno niepoko-
je, jak radości. Posuwamy się do przodu, kiedy radość
wzrostu i niepokoje bezpieczeństwa są większe niż nie-
pokoje wzrostu i radości bezpieczeństwa.
Jak dotąd, wszystko to brzmi jak truizm. Jednak nie
dla psychologów, którzy przede wszystkim starają się
być obiektywni, ogólni, behawiorystyczni. Trzeba było
przeprowadzić wiele eksperymentów nad zwierzętami i
następnie uzasadnić je teoretycznie, aby przekonać oso-
by zajmujące się motywacją u zwierząt, iż muszą się od-
woływać do tego, co Young (185) nazwał czynnikiem
hedonistycznym, obok redukcji potrzeby, żeby wytłuma-
czyć dotychczasowe wyniki eksperymentów dotyczących
wolnego wyboru. Na przykład sacharyna nie jest bynaj-
mniej środkiem redukującym potrzeby, a mimo to białe
szczury wybiorą ją zamiast czystej wody. Jej (bezuży-
teczny) smak musi tu mieć jakieś znaczenie.
Ponadto zauważmy, że subiektywna radość z doświad-
czenia jest czymś, co możemy pr^vt)isać każdemu
53
: *'
organizmowi, na przykład występuje zarówno u niemo-
wlęcia, jak u osoby dorosłej, u zwierzęcia, jak i u czło-
wieka.
Możliwość, jaka się tu otwiera przed teoretykiem, jest
bardzo nęcąca. Może te wszystkie zawiłe koncepcje Jaźni,
Wzrostu, Samorealizacji i Zdrowia Psychicznego, na-
leżą do tego samego systemu wyjaśnienia z eksperymen-
tami dotyczącymi apetytu u zwierząt, obserwacjami wol-
nego wyboru przy karmieniu niemowląt i wyboru zajęć
oraz z licznymi badaniami nad homeostazą (27).
Oczywiście takie określenie „wzrostu-przez-radość"
prowadzi do koniecznego postulatu, że to, co smakuje,
jest również w sensie wzrostu „lepsze" dla nas. Opiera-
my się na wierze, iż jeśli wolny wybór jest rzeczy-
wiście wolny i jeśli wybierający nie jest ani zbyt
chory, ani zbyt przestraszony, by dokonać wyboru, to
częściej dokonuje mądrego wyboru w kierunku zdrowia
i wzrostu.
Postulat ten jest już poparty wielu doświadczeniami,
ale głównie na zwierzętach, trzeba więc przeprowadzić
więcej szczegółowych badań dotyczących wolnego wybo-
ru u ludzi. Musimy znacznie więcej wiedzieć o przyczy-
nach konstytucjonalnych i psychodynamicznych złego
i bezsensownego wyboru.
Jest jeszcze inny powód, dla którego mojej systema-
tycznej naturze odpowiada ta koncepcja wzrostu-przez-
-radość. Można ją bowiem ściśle powiązać z teorią dyna-
miczną, ze wszystkimi teoriami dynamicznymi
Freuda, Adlera, Junga, Schachtela, Horney, Frcmma,
Burrowa, Reicha i Ranka jak również z teoriami Ko-
gersa, Buhlera, Combsa, Angyala, Allporta, Goldsteina,
Murraya, Moustakasa, Perlsa, Bugentala, Assagioli, Fran-
kla, Jourarda, Maya, White'a i wielu, wielu innych.
Mam zastrzeżenia do klasycznych freudystów za skłon-
ność (w krańcowych przypadkach) do patologizowania
wszystkiego i za niedostrzeganie w wystarczająco jasny
sposób ludzkich możliwości ukierunkowanych na zdro-
wie, i za patrzenie na wszystko przez ciemne okulary.
Jednak i szkoła wzrostu (w jej krańcowym przypadku)
również ma słabe punkty, bowiem jej zwolennicy są
skłonni patrzeć przez zbyt różowe okulary i zazwyczaj
prześlizgują się przez problemy patologii, słabości, nie-
powodzenia wzrostu. Klasyczny freudyzm jest jak
54
teologia wyłącznie zła i grzechu, zaś szkoła wzrostu —
jak teologia, w której nie ma w ogóle miejsca na zło,
i dlatego jest równie niewłaściwa i nierealistyczna.
Trzeba jeszcze osobno nadmienić o dodatkowym związ-
ku między bezpieczeństwem a wzrostem. Jak wiadomo
wzrost zwykle postępuje małymi krokami, przy czym
każdy krok do przodu staje się możliwy dzięki poczuciu
bezpieczeństwa; jest to niejako wypuszczanie się w nie-
znane z bezpiecznego rodzimego portu, odważenie się na
coś, gdy można się jeszcze wycofać. Możemy się tu po-
służyć przykładem małego dziecka, które odrywa się od
kolan matki i zaczyna poruszać się w nieznanym oto-
czeniu. Jest charakterystyczne, że najpierw trzymając
.się matki bada pokój oczami. Potem odważa się na mały
wypad upewniając się stale czy może liczyć na bezpiecz-
ną przystań u matki. Te wypady ogarniają coraz większy
teren. Tym sposobem dziecko może badać groźny i nie-
znany świat. Gdyby matka nagle znikła, wpadłoby w pa-
nikę, przestałoby się interesować badaniem świata, chcia-
łoby jedynie powrotu bezpieczeństwa, a nawet mogłoby
stracić swe umiejętności, na przykład zamiast się odwa-
żyć chodzić mogłoby pełzać.
Sądzę, że śmiało można uogólnić ten przykład. Zapew-
nione bezpieczeństwo pozwala na ujawnianie się i dosko-
nalenie wyższych potrzeb i impulsów. Narażenie na
szwank bezpieczeństwa oznacza regres do bardziej pier-
wotnej postawy. Innymi słowy, jeśli mamy dokonać wy-
boru między wyrzeczeniem się albo bezpieczeństwa, albo
wzrostu, zwykle zwycięża bezpieczeństwo. Potrzeba bez-
pieczeństwa przeważa nad potrzebą wzrostu. To oznacza
rozszerzenie formuły podstawowej. Ogólnie biorąc tylko
dziecko, które się czuje bezpiecznie, odważa się na zdro-
wy wzrost. Muszą być zaspokojone jego potrzeby bez-
pieczeństwa. Nie może być popychane do przodu,
gdyż nie zaspokojone potrzeby bezpieczeństwa pozostaną
w nim ukryte na zawsze, wciąż wołając o zaspokoje-
nie. Im bardziej są zaspokojone potrzeby bezpieczeństwa,
tym mniejszą mają wartość dla dziecka, tym mniej będą
je przywoływać i zmniejszać jego odwagę.
Dobrze, lecz jak poznamy, że dziecko czuje się już do-
statecznie bezpieczne, aby się odważyć na nowy krok
do przodu? Zasadniczo jedyną możliwością, by to stwier-
dzić, jest jego wybór, innymi słowy, tylko ono mo-
55
że naprawdę uchwycić właściwy moment, kiedy siły wzy-
wające do przodu przeważają nad siłami ciągnącymi do
tyłu, a odwaga przewyższa obawę.
Ostatecznie każda osoba, nawet dziecko, musi sama
wybierać. Nikt zbyt często nie powinien za nią wybierać,
bo już to samo ją osłabia, podrywa jej zaufanie do siebie
i zakłóca jej zdolność do odczuwania własnej, we-
wnętrznej przyjemności z tego doświadczenia, swych
własnych impulsów, sądów i uczuć oraz do odróżnia-
nia ich od wewnętrznych ocen innych osób.2
2 „Z chwilą, kiedy paczuszka znajdzie się w rękach dziecka,
czuje ono, że może z nią robić, co zechce. Otwiera ją, zastanawia
się, co to jest, poznaje dany przedmiot, wyraża radość lub roz-
czarowanie, zwraca uwagę na układ zawartości, znajduje opis
i wskazówki, wyczuwa dotykiem chłód stali, bada różnicę cięża-
ru różnych części, ich liczbą i tak dalej. Robi to wszystko jeszcze
przed próbą posłużenia się tym zestawem. Potem przychodzi
wielka radość wykonania czegoś z tego zestawu, a może to po-
legać po prostu na dopasowaniu jednej pojedynczej części do dru-
giej. Tylko wtedy nabiera ono poczucia, że czegoś dokonało, że
w ogóle może coś zrobić i że nie jest bezradne wobec tego okre-
ślonego przedmiotu. Bez względu na to, jaki będzie ciąg dalszy,
czy jego zainteresowanie doprowadzi do pełnego wykorzystania
zestawu, a tym samym da mu poczucie możliwości dalszych coraz
większych dokonań, czy też odłoży go na bok, znaczenie ma jego
początkowy kontakt z kompletem montażowym.
Wyniki aktywnego doświadczenia można w przybliżeniu ująć
następująco. Zachodzi fizyczne, emocjonalne i umysłowe zaanga-
żowanie własnej osoby; rozpoznanie i dalsze badanie własnych
możliwości; zapoczątkowanie aktywności czy twórczości; odkry-
cie własnego tempa i rytmu i podjęcie zadania adekwatnego do
własnych możliwości w danym okresie, co może zapobiec podję-
ciu się zbyt trudnego zadania; nabywanie wprawy, którą można
zastosować w innych przedsięwzięciach; i sposobność, żeby za
każdym razem, kiedy bierze się w czymś choćby najmniejszy,
lecz aktywny udział, coraz lepiej poznawać swoje własne zainte-
resowania.
Powyżej opisaną sytuację można przeciwstawić innej, kiedy
osoba przynosząca do domu zabawkę montażową mówi dziecku:
»Oto zestaw do budowania, zaraz ci ten karton otworzę«. Rozpa-
kowuje go, a potem pokazuje wszystkie przedmioty w nim się
znajdujące, a więc książeczkę z objaśnieniami oraz różne części
itd. i — jako szczyt wszystkiego — zabiera się sama do budowa-
nia jednego z bardziej skomplikowanych modeli, powiedzmy, pod-
nośnika. Dziecko może nawet bardzo się interesować tym wszyst-
kim, co mu się pokazuje i co się robi, lecz skoncentrujmy się
na jednym aspekcie tego, co faktycznie zaszło. Dziecko nie ma
sposobności, aby ustosunkować się do zabawki ani fizycznie, ani
umysłowo czy uczuciowo, nie ma okazji zmierzyć się z czymś,
co jest dla niego nowe, odkryć, do czego jest zdolne, lub zdo-
Jeśli tak się to przedstawia, jeśli samo dziecko musi
ostatecznie dokonywać wyboru, który decyduje o jego
rozwoju, i skoro tylko jemu może być znane jego su-
biektywne doświadczenie radości, to jak pogodzić tę pod-
stawową konieczność zaufania do wewnętrznej natury
jednostki z koniecznością pomocy ze strony otoczenia?
Dziecko bowiem potrzebuje pomocy. Bez pomocy jego
odwaga będzie sparaliżowana strachem. Jak można więc
mu pomóc w jego wzrastaniu? I równie ważne, czym
możemy narazić na niebezpieczeństwo jego wzrost,?
Przeciwieństwem subiektywnego doznania radości
(wiara w siebie), jeśli chodzi o dziecko, jest opinia innych
osób (miłość, uznanie, aprobata, podziw, otrzymana na-
groda, wiara raczej w innych niż w siebie). Skoro inni
ludzie są tak ważni i istotni dla bezradnego niemowlęcia
i dziecka, obawa ich utraty (jako zapewniających bezpie-
czeństwo, pożywienie, miłość, uznanie itd.) jest pierwot-
nym i przerażającym niebezpieczeństwem. Toteż dziecko
w obliczu trudnego wyboru między swymi własnymi
doświadczeniami radości a doświadczeniem aprobaty ze
strony innych musi na ogół wybrać aprobatę ze strony
innych, a w konsekwencji tłumić swą radość lub pozwo-
lić jej zgasnąć albo nie zwracać na nią uwagi lub pa-
nować nad nią siłą woli. Przeważnie łącznie z tym roz-
winie się dezaprobata doświadczenia radości bądź wstyd
lub zakłopotanie i skrytość wobec niego, co w końcu
doprowadzi aż do niezdolności jego odczuwania.3
być dalsze ukierunkowanie swych zainteresowań. Budowanie dla
niego podnośnika przez kogoś mogło też wnieść inny czynnik.
Mogło pozostawić w dziecku ukryte przypuszczenie, że ono też
powinno potrafić to zrobić, chociaż nie miało sposobności przy-
gotowania się do tak skomplikowanego zadania. Celem staje się
przedmiot a nie doświadczenie związane z procesem dochodze-
nia do celu. Poza tym wszystko, co ewentualnie później samo
z tego kompletu zestawu zbuduje, będzie wyglądało małe i nę-
dzne w porównaniu z tym, co ktoś dla niego zrobił. Dziecko
w niczym nie powiększyło swego zasobu doświadczeń poznaw-
czych, jak trzeba będzie sobie radzić z czymś nowym następnym
razem. Innymi słowy, nie wzrosło od wewnątrz, tylko coś mu
narzucono z zewnątrz... Każdy odruch czynnego eksperymento-
wania daje dziecku sposobność, by się dowiedzieć, co ono lubi,
a czego nie lubi, i coraz lepiej poznać, jakim chce siebie widzieć
w przyszłości. Stanowi to istotną cząstkę jego rozwoju do stanu
dojrzałości i samokierowania" (186, s. 179).
8 „Czy można stracić swą jaźń? Ta zdrada nie do pomyślenia,
o której nawet nie wiemy, zaczyna się od utajonej śmierci psy-
Czyli podstawowy wybór na rozwidleniu drogi życia za-
chodzi między jaźnią innych a moją własną. Jeśli jedyną
drogą do zachowania własnej jaźni jest utrata innych
osób, to normalne dziecko poświęci własne ja. Jest to
prawda z wyżej wspomnianej już racji, że bezpieczeń-
stwo jest najbardziej podstawową i przemożną potrzebą
•chicznej w okresie dzieciństwa, jeśli wtedy nie jesteśmy kocha-
ni i jesteśmy odcięci od naszych spontanicznych pragnień. (Po-
myślmy tylko: co pozostaje?) Chwileczkę, lecz to nie tylko zwy-
kły mord dokonany na naszej psyche. To można by jeszcze po-
minąć, bo mała istota, która padła jego ofiarą, może nawet z te-
go »wyrosnąć« — ale jest to prawdziwy podwójny mord, w któ-
rym samo dziecko stopniowo i nieświadomie uczestniczy. Nie
zostało zaakceptowane dla niego samego, takie jakie jest.
3>Ach, oni je »kochają«, ale chcą albo zmuszają, albo oczekują,
.że będzie inne! Dlatego musi być nieakceptowane.*
Dziecko samo uczy się w to wierzyć, aż wreszcie nawet przyjmu-
je za coś naturalnego. Dało za wygraną. Teraz już wszystko jed-
no, czy będzie posłuszne, czy lgnie bądź buntuje się lub odsuwa,
ważne jest tylko jego zachowanie i działanie. Jego siła ciężkości
jest w »nich«, nie w nim samym — i nawet gdyby to zauważyło,
przyjęłoby za coś naturalnego. I cała rzecz z pozoru wygląda zu-
pełnie normalnie, wszystko bowiem odbywa się niewidocznie,
automatycznie i anonimowo!
To jest zupełny paradoks. Wszystko wygląda normalnie; nie
zamierzono żadnej zbroni, nie ma trupa, nie ma winy. Widzi-
•my tylko, jak zwykle, że słońce wschodzi i zachodzi. Ale co
się stało. Dziecko zostało odrzucone nie tylko przez »nich«, lecz
i przez samego siebie. (Jest faktycznie bez swego ja.) Co utra-
ciło? Właśnie tę jedyną prawdziwą i istotną cząstkę siebie:
poczucie swego własnego »tak«, stanowiącego o jego istotnej
.zdolności wzrastania, podstawę swojego bytu. Ale cóż, ono nie
•umarło! »Życie« idzie naprzód, i ono także musi żyć. Od mo-
mentu, kiedy daje za wygraną, i zależnie od stopnia tej rezy-
gnacji, przystępuje całkiem nieświadomie do stworzenia i utrzy-
mania jakiejś pseudo-jaźni. Ale to tylko oportunizm — »jaźń«
bez pragnień. Ono będzie kochane (lub wywoła strach), gdzie
jest pogardzane, będzie silne tam, gdzie jest słabe, będzie wy-
konywało czynności (będące już tylko karykaturami!) nie dla
zabawy i radości, lecz dla przetrwania; nie ze zwykłej chęci
ruchu, lecz z nakazu. Ta konieczność to nie jest życie — nie
jego życie — to mechanizm obrony przed śmiercią. A zarazem
machina śmierci. Od tej chwili będzie rozrywane na części przez
przymusowe (nieświadome) potrzeby lub miażdżone (nie-
świadomymi) konfliktami do stanu paraliżu, każda czynność
i każda chwila będzie przekreślała jego byt, jego integralność;
i przez cały ten czas występuje ono w przebraniu normalnej
istoty, od której oczekuje się normalnego zachowania!
Jednym słowem zrozumiałem, że stajemy się neurotykami
szukając lub broniąc naszej pseudo-jaźni, systemu jaźni; i że
jesteśmy neurotykami z powodu braku własnego ja" (7, s. 3).
u dzieci, daleko bardziej zasadniczą i konieczną niż nie-
zależność i samoaktualizacja. Jeśli dorośli wymuszą na
dziecku ten wybór, wybór między utratą jednej (niższej
i silniejszej) podstawowej konieczności albo drugiej (wyż-
szej i słabszej) podstawowej konieczności, to dziecko mu-
si wybrać bezpieczeństwo nawet kosztem wyrzeczenia się
własnej jaźni i wzrostu.
(Zasadniczo nie ma potrzeby zmuszania dziecka do
takiego wyboru. Ludzie po prostu często to robią —
powodowani własną chorobą i ignorancją. Wiemy, że nie
jest konieczne, bowiem mamy aż nadto przykładów dzie-
ci, którym ofiarowuje się te wszystkie dobra jednocześ-
nie, które mogą mieć bezpieczeństwo, miłość i także uzna-
nie, nie pozbywając się niczego.)
W tym zakresie może nas wiele nauczyć sytuacja te-
rapii. Sytuacja edukacji twórczej, twórcza edukacja sztu-
ki, a także, jak mniemam, twórcza edukacja tańca. Tu-
taj, gdzie sytuacja układa się różnie jako przyzwalająca,
podziwiająca, chwaląca, akceptująca, bezpieczna, nagra-
dzająca, zachęcająca, podtrzymująca, nie zagrażająca, nie
wartościująca, nie porównująca, to znaczy tam, gdzie
jednostka może się czuć całkowicie bezpieczna i nie za-
grożona, staje się dla niej możliwe wydobycie i wyraże-
nie różnego rodzaju niższych przyjemności, takich jak
wrogość czy neurotyczna zależność. Kiedy zostaną one
dostatecznie oczyszczone, osoba skłania się spontanicznie
do innych radości, które otoczenie uważa za „wyższe"
lub powodujące wzrost, na przykład miłość lub twórczość,
i które ona sama będzie wolała od poprzednich przyjem-
ności, gdy już doświadczy jednych i drugich. (Często nie
stanowi dużej różnicy, jakiego rodzaju określoną teorię
wyznaje terapeuta, nauczyciel, pomocnik itd. Naprawdę
dobry terapeuta, chociaż może wyznawać pesymistyczną
teorię Freuda, działa tak, jakby wzrost był możliwy.
Naprawdę doJDry nauczyciel, który werbalnie akceptuje
całkowicie różowy i optymistyczny obraz natury ludz-
kiej, nauczając będzie zakładał pełne zrozumienie
i uwzględnienie sił regresywnych i obronnych. Jest rów-
nież możliwe wyznawanie cudownie realistycznej i ob-
szernej filozofii i zadawanie jej kłamu w praktyce, w
terapii lub nauczaniu i wychowywaniu rodzicielskim.
Uczyć może tylko ten, kto szanuje lęk i obronę; tylko
ten, <kśo ma szacunek dla zdrowia, może być terapeutą.)
W tej sytuacji paradoksem staje się fakt, że nawet
„zły" wybór jest realnie „dobry dla" neurotyka doko-
nującego wyboru albo przynajmniej zrozumiały, a nawet
konieczny ze względu na jego dynamizm. Wiemy, że li-
kwidowanie funkcjonalnego symptomu neurotycznego na
siłę albo przez zbyt bezpośrednią konfrontację czy inter-
pretację, albo przez sytuację stresową, która niszczy
obronne mechanizmy osoby przed zbyt bolesną intuicją,
może ją całkowicie zdruzgotać. To stawia nas wobec
zagadnienia tempa wzrostu. Również tutaj dobrzy ro-
dzice lub terapeuta czy nauczyciel postępuje, jak
gdyby rozumiał, że łagodność, delikatność, szacunek dla
lęku, zdawanie sobie sprawy z naturalnego charakteru
sił obronnych i regresywnych są konieczne, aby wzrost
nie wyglądał jak przytłaczająca groźba, ale jak radosna
perspektywa. Zakłada, że rozumie, iż wzrost może wy-
łonić się tylko z bezpieczeństwa. Wyczuwa, że jeśli
mechanizmy obronne danej osoby są bardzo sztywne, to
istnieją ku temu słuszne powody, i że on chce być cier-
pliwy i wyrozumiały, nawet jeśli zna drogę, którą dziec-
ko „powinno" pójść.
Z dynamicznego punktu widzenia w końcu wszyst-
kie wybory są w istocie rzeczy mądre, jeśli uznajemy
dwa rodzaje mądrości, to znaczy mądrość obronną i mą-
drość wzrostu (zob. rozdz. 12 — o trzecim rodzaju „mą-
drości", mianowicie o zdrowym regresie). Obrona może
być równie mądra, jak śmiała, a zależy to od konkretnej
osoby, jej określonego statusu i od określonej sytuacji,
w jakiej musi dokonać wyboru. Wybór bezpieczeństwa
jest mądry, jeśli przez to unika się cierpień przekracza-
jących siły osoby w danym momencie. Jeśli pragniemy
jej dopomóc we wzroście (wiemy bowiem, że konse-
kwentnie podejmowane wybory bezpieczeństwa doprowa-
dzą ją w końcu do katastrofy i pozbawią możliwości, w
jakich mogłaby znaleźć przyjemność, gdyby tylko mogła
ich zakosztować), to wszystko, co możemy dla niej uczy-
nić, sprowadza się do okazania jej pomocy, jeśli o nią
poprosi powodowana cierpieniem, albo też do równo-
czesnego zapewnienia jej poczucia bezpieczeństwa i za-
chęcenia do pójścia naprzód, żeby wypróbowała
nowe doświadczenie, tak jak matka, której otwarte ra-
miona zapraszają dziecko, żeby samo próbowało chodzić.
Nie możemy zmuszać dziecka do wzrostu, inożemy
tylko przymilnie zachęcać do niego, ułatwiać w
przekonaniu, że sano przeżycie nowego doświadczenia
skłoni je do jego wyboru. Tylko ono może dokonać
wyboru, nikt inny go w tym nie wyręczy. Jeśli to do-
świadczenie ma się stać jego częścią, ono samo zmusi
je do akceptacji, w przeciwnym razie trzeba bez gniewu
uznać, że nie jest ono jeszcze w danym momencie sto-
sowne dla niego.
Wynika sj„r,d, iż chorym dzieckiem trzeba się intereso-
wać tak samo, jak zdrowym, jeżeli chodzi o proces wzro-
stu. Dopiero kiedy jego obawy są przyjęte z powagą, mo-
że ono się zdobyć na śmiałość. Musimy pojąć, że ciemne
siły są równie „normalne", jak siły wzrostu.
Jest to delikatne zadanie, gdyż jednocześnie zakłada,
że wiemy, co jest dla dziecka najlepsze (skoro wska-
zujemy mu drogę w wybranym przez nas kierunku),
a także, że tylko ono wie, co jest na dalszą metę dla
niego najlepsze. To znaczy, że musimy głównie propo-
nować, a rzadko forsować. Musimy być w pełni
gotowi nie tylko wskazywać mu drogę do przodu, lecz
uszanować cofanie się dla odzyskania sił, przyjrzenia się
sytuacji z bezpiecznej pozycji, a nawet regres do po-
przedniej umiejętności lub „niższej" przyjemności, żeby
było możliwe odzyskanie odwagi wzrastania.
I tu znowu jest okazja do przyjścia z pomocą. Pomoc
jest potrzebna nie tylko dla umożliwienia wzrostu u zdro-
wego dziecka (przez „dostępność" pomocnika, kiedy go
dziecko potrzebuje, i usunięcie się z drogi w innych oko-
licznościach), lecz o wiele bardziej dla osoby, która „za-
stygła" w fiksacji, w sztywnej obronie, w środkach de-
fensywnych przekreślających możliwość wzrostu. Newro-
za jest samoutrwalająca się; podobnie jest ze strukturą
charakteru. Możemy czekać, aby życie wykazało danej
osobie, że jej system nie działa, to znaczy dopuścić, by
ostatecznie pogrążyła się w neurotycznym cierpieniu, lub
możemy okazać jej zrozumienie i pomóc we wzrastaniu,
szanując i pojmując zarówno jej potrzeby wynikające
z braku, jak i potrzeby wzrostu.
To wszystko oznacza rewizję taoistycznego „niech bę-
dzie" (let-be), które często się nie sprawdza, gdyż rosnące
dziecko potrzebuje pomocy. Można to sformułować jako
61
„pomocne niech będzie". Ma to być taoizm kochający
i szanujący. Uznaje on nie tylko wzrost i specy-
ficzny mechanizm sprawiający, że dziecko zmierza we
właściwym kierunku, lecz także uznaje i respektuje oba-
wę wzrostu, jego wolne tempo, zahamowania, patologię
oraz przyczyny niewzrastania. Uznaje rolę, konieczność
i pomoc otoczenia zewnętrznego, lecz nie przyznaje mu
władzy. Powoduje wewnętrzne wzrastanie, ponieważ zna
jego mechanizmy i chce naprawdę przyjść jemu z po-
mocą, a nie tylko wiązać z nim nadzieje i przyjmować
wobec niego postawę biernego optymizmu.
Wszystko, co wyżej powiedzieliśmy, wiąże się z ogólną
teorią motywacji, przedstawioną przeze mnie w Motiva-
tion and Personality, a zwłaszcza z teorią zaspokojenia
potrzeby, która wydaje mi się najważniejszą pojedynczą
zasadą, stanowiącą podstawę całego zdrowego rozwoju
człowieka. Pojedyncza zasada holistyczna scalająca mno-
gość ludzkich motywów wyraża tendencję do pojawienia
się nowej, wyższej potrzeby, kiedy ta niższa potrzeba ja-
ko już zaspokojona przestanie istnieć. Dziecko znajdują-
ce się w tym szczęśliwym położeniu, że normalnie i dob-
rze się rozwija, staje się przesycone i znudzone przy-
jemnościami, których zakosztowało do syta, i chętnie
(bez nakłaniania) przechodzi do wyższych, bardziej zło-
żonych przyjemności w miarę jak stają się one dostępne
dla niego bez niebezpieczeństwa lub zagrożenia.
Przykłady tej zasady widać nie tylko w głębszym dy-
namizmie motywacyjnym dziecka, lecz także na mniejszą
skalę w rozwoju jego wszelkich codziennych działań, na
przykład w nauce czytania, jeżdżenia na łyżwach, malo-
wania lub tańca. Dziecko opanowawszy wymowę pro-
stych słów cieszy się nimi ogromnie, ale na tym nie po-
przestaje. W odpowiedniej atmosferze samorzutnie wyra-
ża chęć do poznawania wciąż nowych słów, słów dłuż-
szych, zdań bardziej złożonych itd. Jeśli się je zmusza do
pozostania na pierwotnym poziomie, to staje się znu-
dzone i zniecierpliwione tym, co je dawniej cieszyło. Ono
chce iść naprzód, posuwać się, rozwijać. I dopiero wte-
dy, kiedy na kolejnym etapie spotka się z frustracją,
niepowodzeniem, krytyką czy drwiną, zatrzymuje się
bądź cofa; wówczas stajemy wobec powikłań dynamizmu
patologicznego i kompromisów neurotycznych, w których
62
impulsy nadal są żywe, lecz nie spełnione, a nawet —
wobec utraty impulsu i zdolności.4
Tak więc stwierdzamy na zakończenie, że do zasady
hierarchicznego uporządkowania naszych różnych potrzeb
dochodzi jeszcze subiektywna pomysłowość, która kieru-
je i prowadzi jednostkę w kierunku „zdrowego" wzrostu.
Ta reguła sprawdza się dla każdego wieku.
Odzyskanie zdolności dostrzegania własnych przyjem-
ności to najlepszy sposób ponownego odkrycia utraconej
jaźni nawet w wieku dorosłym. Proces terapii pomaga
dorosłemu odkrywać, że dziecięca (stłumiona) potrzeba
4 Sądzę, że można zastosować tę ogólną zasadę do freudowskiej
teorii progresji stanów libido. Niemowlę w okresie ssania dozna-
je największej przyjemności przez usta; zaniedbano tu jednak
zwłaszcza problem osiągnięcia wprawy w tej umiejętności. Po-
winniśmy pamiętać, że jedyną rzeczą, jaką niemowlę potrafi
dobrze i umiejętnie robić, jest ssanie. We wszystkim innym jest
ono nieudolne, nic nie potrafi, i jeżeli, jak sądzę, jest to naj-
wcześniejszy zwiastun uznania dla samego siebie (poczucie, że-
się coś opanowało), to jest to jedyna czynność niosąca nie-
mowlęciu doznanie przyjemności z opanowania czegoś (sprawno-
ści, kontroli, wyrażenia samego siebie, chcenia).
Wkrótce jednak niemowlę rozwija inne zdolności do bycia
sprawnym i kontrolującym. Mam tu na myśli nie tylko kontrolo-
wanie czynności analnych, których znaczenie, chociaż słusznie
zauważone, jest, moim zdaniem, mocno przesadzone. Zdolności
ruchowe i sensoryczne również rozwijają się w czasie tak zwa-
nej fazy „analnej" w wystarczającym stopniu, żeby wywołać
odczucia przyjemności i sprawności. Ale tutaj jest dla nas ważne
to, że dziecko w swojej oralnej fazie rozwoju ma tendencję da
nadużywania tej oralnej umiejętności, tak że staje się nią znu-
dzone, podobnie jak znudzi się samym tylko mlekiem. W sytuacji
wolnego wyboru dziecko ma skłonność do odchodzenia od piersi
i mleka matki na rzecz bardziej złożonych czynności i smaków
lub przynajmniej do uzupełnienia ssania tymi innymi „wyższy-
mi" osiągnięciami. Założywszy dostateczne zaspokojenie, wolny
wybór i brak zagrożenia, dziecko samo „wyrasta" z fazy oralnej
i samo z niej rezygnuje. Nie ma potrzeby „windować" je w górę
ani zmuszać do przedwczesnej dojrzałości, co się często zdarza.
Ono z własnego wyboru dojrzewa do wyższych przyjemności
i staje się znudzone dawnymi. Tylko pod wpływem niebezpie-
czeństwa, zagrożenia, niepowodzenia, frustracji lub stresu nabie-
ra tendencji do regresji lub fiksacji; dopiero wtedy woli bez-
pieczeństwo od wzrastania. Z pewnością .rezygnacja, opóźnianie
w zaspokojeniu i zdolność do znoszenia frustracji są również ko-
niczne dla nabierania siły, wiemy nadto, że nieokiełznane zaspo-
kajanie potrzeb jest niebezpieczne. A jednak prawdą jest, że
owe zastrzeżenia są uzupełniające wobec zasady, że do-
stateczne zaspokojenie podstawowych potrzeb jest warunkiem*
koniecznym. . , ( ......, . <,,;,!<,.>,, .. -'.- '-<**••
aprobaty ze strony innych nie musi nadal istnieć w dzie-
cięcej formie i dziecięcym stopniu oraz że strach przed
utratą tych innych wraz z towarzyszącą temu obawą
własnej słabości, bezradności i opuszczenia nie są już tak
realne i usprawiedliwione, jak były w przypadku dziecka.
Dla osoby dorosłej ci inni mogą i powinni być mniej
ważni niż dla dziecka.
Tak więc nasza końcowa formuła składa się z następu-
jących elementów:
1. Dziecko o zdrowej spontaniczności, w swojej we-
wnętrznej spontaniczności, w odpowiedzi na swój własny,
wewnętrzny byt, zwraca się ku otoczeniu z ciekawością
i zainteresowaniem i daje wyraz wszystkim swoim umie-
jętnościom,
2. jeżeli nie paraliżuje je strach, jeżeli czuje się dość
pewnie, aby się odważyć.
3. W tym procesie wszystko, co daje mu przyjemne do-
świadczenie, jest bądź napotkane przypadkowo, bądź
ofiarowane przez osoby pomocne.
4. Musi ono czuć się na tyle bezpieczne i akceptujące
siebie, aby mogło wybierać i woleć te przyjemności za-
miast ich się bać.
5. Jeśli może wybrać te doświadczenia, które są
sprawdzone jako dające radość, to może powrócić do ta-
kiego doświadczenia, powtórzyć je, raczyć się nim aż do
momentu nasycenia, przesytu czy znudzenia.
6. W tym punkcie wykazuje ono tendencję do przej-
ścia do bardziej złożonych, bogatszych doświadczeń i
osiągnięć w tym samym sektorze (i znów, jeżeli czuje
się dość pewnie, by się na to odważyć).
7. Takie doświadczenia oznaczają nie tylko posuwanie
się naprzód, lecz wywierają oddziaływanie zwrotne na
własną jaźń, dając poczucie pewności (to lubię, tamtego
na pewno nie lubię), zdolności, sprawności, zaufania
do siebie i własnej godności.
8. W tym nie kończącym się ciągu wyborów, z jakie-
go składa się życie, wybór można w ogólnym schemacie
przedstawić jako zawierający się między bezpieczeństwem
(lub, biorąc szerzej, obroną) a wzrostem, a ponieważ tyl-
ko to dziecko nie potrzebuje bezpieczeństwa, które już je
ma, możemy oczekiwać, że wzrost wybierze dziecko, któ-
re ma zaspokojoną potrzebę bezpieczeństwa. Tylko ono
może sobie pozwolić na odwagę.
JU
9. Żeby dziecko mogło .wybrać zgodnie z własną natu-
rą i rozwijać ją, trzeba mu pozwolić na zachowanie jego
subiektywnych doświadczeń przyjemności i znudzenia ja-
ko jedynego kryterium prawidłowego dlań wyboru.
Alternatywnym kryterium jest dokonywanie wyboru we-
dług życzenia innej osoby. Kiedy tak się dzieje, zatra-
ca się własną jaźń. Stanowi to również o ograniczeniu
wyboru do samego bezpieczeństwa, ponieważ dziecko ze
strachu (utraty opieki, miłości itd.) przestanie wierzyć
w swoje własne kryterium przyjemności.
10. Jeśli wybór jest faktycznie wolny, a dziecko nie
jest upośledzone, zazwyczaj można od niego oczekiwać
wyboru postępu.5
11. Jest dowiedzione, że to, co raduje zdrowe dziecko,
co mu smakuje, jest też najczęściej „najlepsze" dla niego
w sensie odległych celów dostrzeganych przez obserwa-
tora.
12. W tym procesie otoczenie dziecka (rodzice, tera-
peuci, nauczyciele) spełnia ważną rolę pod różnymi wzglę-
dami, nawet jeśli ostatecznego wyboru musi dokonać sa-
mo dziecko:
a. otoczenie może zaspokoić jego podstawowe po-
trzeby bezpieczeństwa, przynależności, miłości i szacun-
ku, aby dziecko mogło się poczuć nie zagrożone, samo-
dzielne, zainteresowane i spontaniczne, a tym samym
ośmielić się wybrać nieznane;
b. otoczenie może pomóc, jeżeli uczyni wybór wzra-
stania zdecydowanie atrakcyjnym i mniej niebezpiecz-
nym i jeżeli uczyni wybór regresji mniej atrakcyjnym
i bardziej kosztownym.
13. W ten sposób można pogodzić psychologię Istnienia
z psychologią Stawania się, dziecko zaś, będąc po prostu
sobą, może jednak posuwać się naprzód i wzrastać.
5. POTRZEBA POZNANIA I OBAWA POZNANIA
Obawa poznania; unikanie poznania;
cierpienia i niebezpieczeństwa poznania
Z naszego punktu widzenia największym osiągnięciem
Freuda było odkrycie, że jedyną główną przyczyną
8 Nader często zachodzi coś w rodzaju pseudo-wzrostu, kiedy
osoba usiłuje przekonać samą siebie (przez wyparcie, zaprzecze-
nie, reakcję upozorowaną itd.), że nie zaspokojona podstawowa
65
wielu chorób psychologicznych jest obawa poznania sa-
mego siebie, swych emocji, impulsów, wspomnień, uzdol-
nień, możliwości i swego przeznaczenia. Odkryliśmy, że
obawa poznania samego siebie jest bardzo często izomor-
ficzna i analogiczna do strachu przed światem zewnętrz-
nym; to znaczy, problemy wewnętrzne i problemy ze-
wnętrzne są w dużym stopniu podobne do siebie i są
ze sobą wzajemnie powiązane. Toteż mówimy tu po pro-
stu o obawie poznania w ogóle, bez zbyt ostrego rozróż-
niania obawy przed tym, co wewnętrzne, od obawy przed
tym, co zewnętrzne.
Ogólnie rzecz biorąc, ten rodzaj lęku jest obronny w
tym sensie, że stanowi ochronę naszej godności własnej,
naszej miłości i szacunku dla siebie samych. Jesteśmy
skłonni bać się wszelkiej wiedzy, która mogłaby obudzić
w nas uczucie pogardy do samych siebie lub poczucie
niższości, słabości, braku wartości, poczucie, że jesteśmy
źli i musimy się wstydzić. Chronimy siebie i swój ideal-
ny obraz przez represję i inne podobne mechanizmy
obronne, które w swej istocie są sposobami na to, żeby
nie uświadamiać sobie prawd nieprzyjemnych bądź nie-
bezpiecznych. W psychoterapii zaś wybiegi, za pomocą
których trwamy w unikaniu owej świadomości bolesnej
prawdy, oraz działania, za pomocą których zwalczamy
wysiłki terapeuty, żeby pomóc nam w zobaczeniu praw-
dy, nazywam „oporem". Każda technika stosowana przez
terapeutę odsłania prawdę lub zmierza do dodania pa-
cjentowi siły, aby mógł znieść prawdę. („Być całkowicie
szczerym wobec siebie to najcenniejszy wysiłek, jaki czło-
wiek może podjąć" —• Z. Freud.)
Lecz jest jeszcze inny rodzaj prawdy, której chcemy
uniknąć. Nie tylko trzymamy się kurczowo naszej psy-
chopatologii, ale chcemy też uniknąć osobistego wzrasta-
nia, ponieważ ono również może przynieść innego rodza-
ju obawę, trwogę, uczucie słabości i nieudolności (31).
Znajdujemy tu drugi rodzaj oporu, zaparcie się naszej
najlepszej strony, naszych talentów, naszych najsubtel-
potrzeba jest de facto zaspokojona lub nie istnieje. Wtedy po-
zwala sobie wzrastać do potrzeb wyższego rzędu, co oczywiście
zawsze będzie oparte na bardzo chwiejnym fundamencie. Nazy-
wam to „pseudo-wzrostem przez pominięcie nie zaspokojonej po-
trzeby". Taka potrzeba pozostanie na zawsze jako nieświadoma
siła (przymus powtarzania).
66
niejszych impulsów, najwyższych możliwości, naszej zdol-
ności twórczej. Krótko mówiąc — jest to walka z naszą
własną wielkością, lęk przed hubris (pycha).
To nam przypomina, iż* nasz mit Adama i Ewy z jego
groźnym drzewem wiadomości, którego nie wolno dotk-
nąć, ma odpowiednik w wielu innych kulturach, które
również czują, że wiedza ostateczna jest zastrzeżona dla
bogów. W większości religii przewija się wątek antyinte-
lektualizmu (naturalnie obok innych motywów), jakiś
Ś!Ł;d faworyzowania raczej wiary czy wierzenia lub po-
bożności niż wiedzy, bądź poczucie, że pewne formy
wiedzy są zbyt niebezpieczne, aby się do nich wtrącać, ><
i lepiej ich zakazać lub zarezerwować dla garstki specja-
listów. W większości kultur ci buntownicy, którzy rzucili
wyzwanie bogom, wykrywając ich tajemnicę, jak Adam
i Ewa, Prometeusz i Edyp, ciężko zostali ukarani i są
przestrogą dla wszystkich innych, by nie próbowali być
podobni bogom.
I jeżeli mogę to wyrazić w sposób bardzo lapidarny,
nasza ambiwalentna postawa odnosi się właśnie do tego,
co w nas boskie, jesteśmy tym zafascynowani i pełni
obawy, skłaniamy się ku temu i przed tym się broni-
my. Jest to jeden z aspektów podstawowej kondycji
ludzkiej — że jesteśmy jednocześnie bogami i robakami
(178). Każdy z naszych wielkich twórców, ludzi podob-
nych bogom, dawał świadectwo odwagi potrzebnej w sa-
motnym okresie tworzenia, ustanawiania czegoś nowego
(przeciwstawnego staremu). Jest to swego rodzaju śmia-
łość wyprzedzenia innych w pojedynkę czy prowokacja.
Lęk jest tu w pełni zrozumiały, musi być jednak prze-
zwyciężony, aby tworzenie było możliwe. Tak więc wy-
krycie w sobie wielkiego talentu może niewątpliwie spra-
wiać radość, ale budzi jednocześnie lęk przed niebezpie-
czeństwem i odpowiedzialnością oraz przed obowiązkiem
przyjęcia na siebie roli przywódcy i przed zupełną sa-
motnością. Odpowiedzialność można traktować jako wiel-
ki ciężar i unikać jej możliwie najdłużej. Wyobraźmy so-
bie mieszaninę uczuć lęku, pokory, a nawet przerażenia,
o jakich mówili nam, na przykład, ludzie, którzy zostali
wybrani na prezydenta.
Wiele możemy się nauczyć z paru typowych przykła-
dów klinicznych. W pierwszym z nich występuje dość
powszechne zjawisko spotykane w terapii kobiet (131).
67
Znaczna liczba wybitnych kobiet ma problem nieświado-
mego utożsamiania inteligencji z męskością. Kobieta mo-
że odczuwać, że prowadzenie badań, poszukiwań, nowe
zainteresowania, dociekanie i odkrycia — to wszystko
pozbawia ją kobiecości, zwłaszcza jeżeli jej mąż poczuje
się tym zagrożony w swej niepewnej męskości. Wiele
kultur i religii nie dopuszcza kobiet do wiedzy i nauki
i moim zdaniem siłą inspirującą takie postępowanie jest
chęć utrzymania ich „kobiecości" (w sensie sado-maso-
chistycznym); kobieta na przykład nie może być księ-
dzem czy rabinem (103).
Nieśmiały mężczyzna może być również skłonny utoż-
samiać ciekawość odkrywczą z rzuceniem wyzwania in-
nym, jakby w jakimś sensie okazując swą inteligencję
i dociekając prawdy stawał się apodyktyczny, śmiały i
męski nie mając na to żadnego poparcia, zaś taka posta-
wa mogła sprowadzić na niego gniew innych mężczyzn,
starszych i silniejszych od niego.
Podobnie dzieci mogą utożsamiać swe dociekania po-
wodowane ciekawością z wykroczeniem przeciwko pre-
rogatywom swych bogów, wszechmocnych dorosłych.
I oczywiście jeszcze łatwiej znaleźć odpowiednią postawę
u dorosłych. Często uważają oni niesforną ciekawość dzie-
ci co najmniej za utrapienie, a niekiedy nawet — zagro-
żenie i niebezpieczeństwo, zwłaszcza jeżeli dotyczy spraw
seksualnych. Rodzic aprobujący i cieszący się z cieka-
wości swych dzieci jest wciąż jeszcze kimś niezwykłym.
Podobne zjawisko zachodzi u wyzyskiwanej, gnębionej
i słabej mniejszości narodowej lub u niewolników. Oni
mogą się obawiać wiedzieć zbyt wiele, prowadzić swo-
bodne badania. To może wzbudzić gniew ich panów.
Obronna postawa pseudogłupoty jest powszechna w tych
grupach. W każdym razie wyzyskiwacz lub tyran ze
względu na dynamizm sytuacji nie jest skłonny zachę-
cać swych podwładnych do ciekawości, nauki i wiedzy.
Ludzie, którzy za dużo wiedzą, łatwo się buntują. Za-
równo wyzyskiwany, jak i wyzyskiwacz uważają wie-
dzę za coś nie dającego się pogodzić z postawą dobrego,
miłego i dobrze przystosowanego niewolnika. W takiej
sytuacji wiedza jest niebezpieczna, bardzo niebez-
pieczna. Stan słabości czy podporządkowania lub niski
stopień poczucia godności własnej hamują potrzebę wie-
dzy. Śmiałe wpatrywanie się wprost w oczy jest głów-
68
nym chwytem stosowanym przez małpę-przywódcę dla
utrwalenia swej władzy (103). Cechą charakterystycz-
ną zwierzęcia podległego jest spuszczanie wzroku.
Podobny dynamizm można niestety obserwować cza-
sami w klasie szkolnej. Naprawdę zdolny uczeń, chętny
do stawiania pytań, dociekliwy, zwłaszcza jeżeli jest bar-
dziej .uzdolniony niż jego nauczyciel, zbyt często jest
określany jako „mądrala", zagrażający dyscyplinie i auto-
rytetowi nauczycielskiemu.
To, że „wiedza" może nieświadomie oznaczać chęć prze-
wodzenia, kontrolę, a nawet lekceważenie innych widać
również na przykładzie oglądacza podglądającego nagą
kobietę i odczuwającego w tym jakieś poczucie władzy
nad nią, jak gdyby jego oczy były narzędziem przemocy,
za pomocą którego może ją zgwałcić. W tym sensie męż-
czyźni często upodabniają się do owego Toma-podglą-
dacza i zuchwale wpatrując się w kobiety „rozbierają je
wzrokiem". W Biblii słowo „poznanie" jako identyczne
z „poznaniem" seksualnym jest innym zastosowaniem tej
przenośni.
Na poziomie nieświadomości poznanie jako coś przeni-
kającego i penetrującego, jako pewnego rodzaju odpo-
wiednik męskiej seksualności pomaga nam zrozumieć
archaiczny kompleks ścierających się emocji, jaki może
narastać przy podglądaniu przez dziecko rzeczy dla me-
go zakazanych, tego, co nieznane; odczucie pewnych ko-
biet, że kobiecość jest sprzeczna z odważnym poznawa-
niem; odczucie miernoty, że poznanie to przywilej pana;
lęk człowieka religijnego, że poznanie ingeruje w sferę
zastrzeżoną dla bogów, jest niebezpieczne i wyzywające.
Wiedza, jak „poznanie", może być aktem własnej afirma-
cji.
WIEDZA DLA REDUKCJI NIEPOKOJU I DLA WZROSTU
Dotychczas mówiłem o potrzebie poznania dla niego sa-
mego, dla samej przyjemności i naturalnej satysfakcji
z wiedzy i ze zrozumienia per se. Przez to osoba staje
się lepsza, mądrzejsza, bogatsza, silniejsza, bardziej roz-
winięta i dojrzalsza. Wiedza oznacza aktualizację ludz-
kiej potencjalności, spełnienie tego przeznaczenia, jakie
zapowiadają ludzkie możliwości. Można to porównać do
swobodnego zakwitania kwiatu lub do śpiewu ptaków.
W taki właśnie sposób jabłoń rodzi jabłka bez starań czy
wysiłku, po prostu jako działania swojej wewnętrznej na-
tury.
Jednak wiemy również, że ciekawość i eksploracja to
potrzeby „wyższe" od potrzeby bezpieczeństwa, co zna-
czy, że potrzeba czucia się bezpiecznym, pewnym, wol-
nym od niepokoju i strachu jest przemożna i silniejsza
od ciekawości. Można to wyraźnie zaobserwować zarów-
no u młodych małpek, jak i dzieci. Jest rzeczą charakte-
rystyczną, że małe dziecko w obcym dla siebie otoczeniu
będzie się kurczowo trzymało matki i dopiero potem
stopniowo, krok za krokiem, zacznie robić wyprawy z
jej kolan, żeby obserwować rzeczy, badać je i poznawać.
Jeżeli matka zniknie, a dziecko poczuje się wystraszone,
ciekawość zniknie aż do przywrócenia sytuacji bezpie-
czeństwa. Dziecko wypuszcza się na badania tylko z bez-
piecznej przystani. To samo dzieje się z młodymi małpka-
mi Harlowa. Z chwilą, kiedy coś je przestraszy, ucieka-
ją z powrotem do sztucznej matki. Przylgnąwszy do niej
małpka najpierw obserwuje, a dopiero potem wy-
puszcza się na zewnątrz. Jeśli matki nie ma — zwinie
się poprostu w kłębek i skomli. Filmy Harlowa bardzo
dobrze to przedstawiają.
U człowieka dorosłego niepokoje i obawy są uczucia-
mi bardziej skomplikowanymi i ukrytymi. Jeśli go cał-
kowicie nie opanują, to sam jest skłonny do ich wypar-
cia, do zaprzeczenia, że istnieją, nawet wobec samego
siebie. Często nie „wie" o tym, że się boi.
Jest wiele sposobów radzenia sobie z takimi obawami,
a jeden z nich to ich poznanie. Nieznane, zaledwie prze-
czuwane, tajemnicze, ukryte i nieoczekiwane wydaje się
człowiekowi groźne. Żeby to wszystko stało się czymś
znanym, przewidywanym, posłusznym, sprawdzalnym to
znaczy niestrasznym i nieszkodliwym, trzeba to poznać
i zrozumieć. Tak więc wiedza może spełniać nie tylko
funkcję wzrastania, lecz także reduktora niepokoju, ho-
meostatycznej ochrony. Zewnętrzne zachowanie może być
bardzo podobne, lecz motywacja całkowicie różna. Zatem
subiektywne konsekwencje są też bardzo różne. Z jed-
nej strony odczuwamy ulgę i uczucie zmniejszenia na-
pięcia, jak na przykład zaniepokojony gospodarz domu,
który z rewolwerem w ręku w środku nocy zbiega z pię-
tra słysząc tajemniczy i groźny hałas na parterze,
70
i stwierdza, że nic się nie dzieje. Jest to coś zupełnie róż-
nego od iluminacji i radości, nawet ekstazy studenta,
który po raz pierwszy ogląda pod mikroskopem mister-
ną budowę nerki albo który nagle zrozumiał strukturę
symfonii czy znaczenie zawiłego poematu lub teorii po-
litycznej. W tych ostatnich przypadkach doznaje się
uczucia, że jest się wspanialszym, bystrzejszym, silniej-
szym, pełniejszym, zdolniejszym, pewniejszym powodze-
nia, łatwiej pojmującym. Jak gdyby nasze organy zmy-
słów stały się nagle doskonalsze, wzrok bystrzejszy, słuch
ostrzejszy. Tak właśnie byśmy się poczuli. Oto, co może
się zdarzyć i co dość często się zdarza w edukacji
i w psychoterapii.
Ta motywacyjna dialektyka występuje w poczynaniach
ludzkich na ogromną skalę, w wielkich filozofiach, struk-
turach religijnych, systemach politycznych i prawnych,
różnych naukach, a nawet w kulturze jako całości. Ujmu-
jąc powyższe jak najprościej, zbyt prosto nawet, mo-
gą one jednocześnie stanowić w różnych proporcjach re-
zultat potrzeby rozumienia i potrzeby bezpieczeństwa.
Czasami potrzeby bezpieczeństwa mogą prawie całkowi-
cie nagiąć potrzeby poznawcze dla swoich celów uśmie-
rzenia niepokoju. Osoba wolna od niepokoju może być
śmielsza i odważniejsza, może badać i teoretyzować ze
względu na samą wiedzę. Słusznie można przypuszczać,
że raczej właśnie taka osoba dotrze do prawdy, do istoty
rzeczy. Filozofia bądź religia czy nauka uprawiane ze
względu na bezpieczeństwo prędzej się okażą ślepe niż
filozofia, religia czy nauka uprawiane ze względu na
wzrastanie.
UNIKANIE WIEDZY JAKO UNIKANIE ODPOWIEDZIALNOŚCI
Niepokój i nieśmiałość nie tylko naginają ciekawość,
wiedzę i rozumienie do swych własnych celów, używa-
jąc ich poniekąd jako narzędzi do uśmierzania nie-
pokoju, ale brak ciekawości może być również czynnym
lub biernym wyrazem niepokoju i obawy (co nie jest
tym samym, co atrofia ciekawości na skutek nieposługi-
wania się nią). To znaczy, że możemy uciekać się do
poznawania w celu zmniejszenia niepokoju, ale możemy
też unikać poznania dla zmniejszenia niepokoju. Stosu-
jąc tu nomenklaturę Freuda, brak ciekawości, trudność
uczenia się i pseudo-głupota mogą być samoobroną.
Wszyscy są zgodni co do tego, że poznanie i działanie bar-
dzo ściśle wiążą się ze sobą. Osobiście idę o wiele dalej,
jestem przekonany, że poznanie i działanie są często sy-
nonimami, nawet są ze sobą indentycze na modłę Sokra-
tesa. Tam, gdzie zachodzi pełne i całkowite poznanie,
stosowna czynność następuje automatycznie i odruchowo.
Dokonywanie wyboru odbywa się wtedy bezkonfliktowo
i całkiem spontanicznie (32).
Występuje to na wysokim poziomie u osoby zdrowej,
która zdaje się wiedzieć, co jest poprawne, a co mylne,
co dobre, a co złe i wykazuje to w swym łatwym, peł-
nym funkcjonowaniu. Ale widzimy to na zupełnie innym
poziomie u małego dziecka (lub u dziecka ukrytego w oso-
bie dorosłej), dla którego myślenie o jakiejś czynności
może być równoznaczne z jej dokonaniem, co psychoana-
litycy nazywają „wszechmocą myśli". To znaczy, jeśli
dziecko życzy ojcu śmierci, może podświadomie reagować
tak, jak gdyby rzeczywiście go zabiło. Wszak jedną
z funkcji psychoterapii dorosłych jest rozłączenie tej
dziecięcej identyfikacji, aby dana osoba nie czuła winy
z racji dziecinnych myśli poczytywanych za czyny.
W każdym razie ten ścisły związek między poznaniem
a czynem może nam pomóc w interpretacji jednej przy-
czyny lęku poznania jako w dużym stopniu lęku dzia-
łania, lęku następstw płynących z wiedzy, lęku groźnej
odpowiedzialności. Często jest lepiej nie wiedzieć, bo gdy-
bym wiedział, musiałbym działać i nadstawiać
karku. Jest to nieco zawikłane i przypomina trochę
człowieka mówiącego: „Tak się cieszę, że nie lubię ostryg.
Gdybym je lubił, to bym je jadł, a nie cierpię tego
ścierwa".
Z pewnością bezpieczniej było dla Niemców mieszka-
jących koło Dachau nie wiedzieć, co się tam działo, być
ślepymi i udawać głupich. Gdyby bowiem wiedzieli, mu-
sieliby bądź jakoś zareagować na to, bądź poczuwać się
do winy z powodu tchórzostwa.
Dziecko może też udawać, zaprzeczając i nie chcąc wi-
dzieć tego, co dla wszystkich jest oczywiste: że jego
ojciec to godny pogardy słabeusz i że matka wcale go
naprawdę nie kocha. Tego rodzaju wiedza wzywa do
działania, które nie jest wykonalne. Lepiej więc nie wie-
dzieć.
72
W każdym razie dość już obecnie wiemy o niepokoju
i poznaniu, aby móc odrzucić krańcowe stanowisko wie-
lu filozofów i teoretyków psychologów od wieków utrzy-
mujących, że wszystkie potrzeby poznawcze są wy-
wołane niepokojem i są jedynie usiłowaniem zredu-
kowania niepokoju. W ciągu wielu lat wydawało się to
pozornie słuszne, lecz obecnie nasze doświadczenia ze
zwierzętami i dziećmi przeczą tej teorii w jej czystej
formie, gdyż wszystkie one wykazują, iż ogólnie biorąc
niepokój zabija ciekawość i dociekliwość oraz że jedno
jest nie do pogodzenia z drugim, zwłaszcza jeśli nie-
pokój występuje w skrajnym stopniu. Potrzeby poznaw-
cze uwydatniają się najwyraźniej w bezpiecznych, wól- x
nych od niepokoju sytuacjach.
Książka M. Rokeacha znakomicie podsumowuje taką
sytuację: „Jakikolwiek system wierzenia ma tę wspania-
łą cechę, że wydaje się skonstruowany po to, żeby służyć
naraz dwu panom: zrozumieniu świata, na ile to jest mo-
żliwe, i obronie przed nim, na ile to konieczne. Nie zga-
dzamy się z tymi, którzy utrzymują, że ludzie selektyw-
nie zniekształcają swe funkcje poznawcze, aby widzieć,
pamiętać i myśleć tylko to, co chcą. Natomiast podtrzy-
mujemy pogląd, że ludzie będą tak czynili tylko o tyle, >
o ile będą musieli, lecz nic ponadto. Wszyscy bowiem je-
steśmy umotywowani pragnieniem, które czasem jest sil-
ne, a czasem słabe, żeby widzieć rzeczywistość taką, ja-
ka ona jest naorawdę, nawet jeśli to stwarza ból" (146,
s. 400).
STRESZCZENIE
Wydaje się rzeczą zupełnie jasną, że potrzeba pozna-
nia, jeśli ją mamy dobrze zrozumieć, musi być zintegro-
wana z lękiem poznania, z niepokojem, z potrzebą pew-
ności i bezpieczeństwa. Kończymy dialektycznym związ-
kiem między „do tyłu" i „do przodu", który stanowi za-
razem walkę między lękiem a odwagą. Te wszystkie czyn-
niki psychologiczne i społeczne, jakie wzmagają lęk, ha-
mują impulsy do poznania; wszystkie zaś czynniki sprzy-
jające odwadze, wolności i śmiałości będą tym sarnym
wyzwalały naszą potrzebę poznania.