Materiał 3 do przedmiotu
Nowe media w społeczeństwie informacyjnym
Tomasz Goban-Klas
Społeczne wykorzystanie nowych mediów
(na podstawie książki Cywilizacja medialna. WsiP, Warszawa 2005)
Teleświat i McWioska
Globalizacja: kurczenie i rozszerzanie świata
W ostatnim dziesięcioleciu do codziennego słownika mediów wszedł termin „globalizacja”. Jego popularność wynika z powszechnego odczuwania jedności Ziemi jako ogromnej, wprawdzie niejednorodnej, ojczyzny ludzi - naszego globu. To poczucie uzyskało wizualną obiektywizację w zdjęciach Ziemi widzianej z kosmosu. W 1961 roku Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek ogarnął wzrokiem kulę ziemską, kilkakrotnie ją oblatując i fotografując. Jego lot oraz późniejsze telewizyjne transmisje satelitarne podsunęły wizjonerowi mediów, Marshallowi McLuhanowi obrazowe ujęcie zmiany - „Świat stał się globalną wioską.”
Metafora została entuzjastycznie przyjęta jako celne ujęcie zbiorowego doświadczenia ludzi poznawania i odczuwania zjawisk i procesów odległych od ich miejsc zamieszkania, w którego kształtowaniu prymarne znaczenie mają media audiowizualne. McLuhan traktował współczesny mu świat jako teleświat, w którym media elektroniczne, przede wszystkim telewizja, odtwarza klimat dawnej oralnej kultury plemiennej.
Globalizacja dokonuje się w wielu sektorach, ale najważniejszym, wręcz fundamentalnym sektorem jest komunikacja i telekomunikacja. Udoskonalenia transportu lotniczego zapewniły przenoszenie ludzi i towarów między kontynentami w czasie krótszym niż doba. Gigantyczne statki, kontenerowce i supertankowce szybko transportują ogromne masy ładunków. Jednak najważniejsze dla funkcjonowania globalnego świata są nowe środki telekomunikacji. Dzięki nim informacja stała się dostępna w trybie natychmiastowym na całym globie. Niegdyś nawet najważniejsze wiadomości dla rządów bywały mocno spóźnione. Nawet pilne meldunki wojskowe docierały do dowództwa niekiedy po kilku dniach:
“18 lipca 1815 r. Napoleon poniósł ostateczną klęskę pod Waterloo. Rząd angielski w oddalonym o ok. 320 km Londynie otrzymał tę doniosłą wiadomość w 3 dni później. W 44 dni później podały ją gazety nowojorskie.”
Dzisiaj dzięki CNN oglądnęlibyśmy bitwę pod Waterloo w telewizji na żywo, w czasie rzeczywistym. “W wiosce globalnej - pisze Krzysztof Mroziewicz - wiadomość dostarczana przez dziennikarzy wcześniej trafia do odbiorcy masowego niż wiadomość sekretna do swego adresata na najwyższych piętrach władzy. Na przykład abonent sieci kablowej, która postawiła swoje kamery w rejonie Zatoki Perskiej, otrzymuje obraz o rozpoczęciu operacji “Pustynna burza” generała Schwartzcopfa natychmiast. Polityk - szyfrem - na drugi dzień.”
Globalizacja zmienia zarówno przestrzeń, jak i czas. Zdolność mediów do anihilacji przestrzeni jest ważnym elementem globalizacji. Przestrzeń przepływów informacji dominuje nad przestrzenią lokalizacji i tradycyjnych tożsamości. Zarówno media lokalne, jak i globalne przekazują treści odległe od bezpośredniego doświadczenia życiowego zwykłych ludzi. W rezultacie coraz słuszniejsza staje się teza Georga Simmela, wybitnego socjologa niemieckiego przełomu XIX i XX wieku:
“Relacje współczesnego człowieka do jego otoczenia rozwijają się zwykle w taki sposób, że odsuwa się od grup mu najbliższych po to, by przybliżyć się do tych, którzy są bardziej odległe.”
Współczesny filozof Erik Davis precyzuje:
“Granice znikają, dryfujemy w sferę niczyją pomiędzy życiem syntetycznym i globalnym przepływem dóbr, informacji, siły roboczej i kapitału. Wraz z pigułkami modyfikującymi osobowość, maszynami modyfikującymi ciało, syntetycznymi przyjemność oraz umysłami w sieci, generującymi bardziej płynne i sztuczne poczucie naszego `ja`, także i granice naszej tożsamości podlegają zmianom.”
Czas staje się jakby achroniczny (słowo pochodzenia greckiego, wskazujące na pozaczasowość), natychmiastowy kontakt zastępuje tradycyjny, odmierzany zegarem, czas ery przemysłowej. Przestrzeń błyskawicznych przepływów informacji likwiduje czas przez dezintegrację sekwencji wydarzeń i natychmiastowe komunikowanie, sytuując społeczeństwo w wiecznej ulotności. Czasy historyczne ulegają pomieszaniu, co wyraża okrymoryczne tytuł filmu: “Powrót do przyszłości”. Inaczej mówiąc: żyjemy w czasach, gdzie ludzie fizycznie bliscy są często sobie dalecy, a dalecy - bliscy, a wielcy zmarli nadal żyją w przekazach medialnych, niejednokrotnie bardziej obecni w kulturze niż współcześni żyjący. Niegdyś propaganda komunistyczna utrzymywała przy życiu Lenina (“Lenin wiecznie żywy”), dzisiaj fani aktorów i muzyków nie uznają ich śmierci (Elvis Presley, Jim Morrison).
Nowoczesność charakteryzowały wyraźne granice; rzeźnik sprzedawał mięso, piekarz - chleb; dom był do mieszkania, biuro do pracy; płeć była płcią. Ponowoczesność i globalizacja zacierają te różnice, natomiast tworzą inne podziały. Don Cupitt, anglikański ksiądz i filozof, zauważa:
“Świat jest podobny do sieci komunikacyjnej. Wszystko jest otwarte, publiczne, dostępne, wszystko jest na powierzchni. Nie ma nic głębokiego i nic się nie da dłużej ukryć . Nie ma bezpiecznej prywatności, ani we własnej duszy, ani gdzie indziej; świat znaków jest falującym, jednopoziomowym kontinuum, bez żadnego zewnętrza i bez sekretnych miejsc.”
Ten proces można nazwać implozją, bowiem to słowo oznacza rozpad lub zanik granic wskutek czego elementy elementy uznane za różne zlewają się ze sobą. Baudrillard definiuje implozję jako zespolenie jednego zjawiska z drugim, zlanie się biegunów w jeden.
Przykładem ze sfery handlu jest powstanie domów towarowych (obecnie centrów handlowych), w których niegdyś pojedyncze oddzielone sklepy złączono w jednym budynku pod jednym dachem. Odrębne dawniej przekazy (literatura, teatr, sztuka) i poziomy (elitarna i masowa kultura) łączą się w w światowej kulturze medialnej. I ta praktyka nie jest nowa. Kulturę ponadetniczną narzucała już starożytna Grecja oraz Rzym. Jednak współczesne zmiany wykroczyły daleko poza dawne wzory. Są one planowe, sterowane i jednokierunkowe. Proces dotyczy zarówno pewnych rodzajów treści medialnych, jak i wpływów na kultury lokalne.
W sferze kultury globalizacja najwyraźniej wyraża się w docieraniu do wszystkich krajów amerykańskiej kultury masowej. Film - jako pierwszy w historii ludzkości - stał się tym środkiem komunikowania, który skutecznie pokonał bariery językowe i kulturowe, tworząc narzędzie porozumiewania się uniwersalne i ogólnoludzkie. Przemysł filmowy Hollywoodu miał już w okresie międzywojennym ubiegłego wieku zasięg i charakter globalny.
Andrè Malraux zabawnie streścił film Anna Karenina z Gretą Garbo w roli głównej: “Szwedzka aktorka pod kierunkiem amerykańskiego reżysera na usługach Rosjanina Tołstoja wzrusza Zachód, Indię i Japonię.”
Ale to był opis mylący - film powstał w Hollywood, był więc produktem typowo amerykańskim. Wytworzony został w jedynym ze studiów filmowych, gdzie obowiązują reguły efektywności, racjonalności, przewidywalności i wymienialności pracowników. Zasady te George Ritzer metaforycznie określił mianem makdonaldyzacji.
Racjonalizacja produkcji powoduje, że przemysły kultury w coraz większym stopniu stosują się do standardów działania charakterystycznych do wzorów działania i oferty znanej sieci restauracji szybkiej obsługi, a standaryzacja oferty kulturalnej powoduje ujednolicenie świata - pejzaż miejski coraz bardziej się upodabnia we wszystkich krajach, podobne są prezentowane wiadomości telewizyjne. Obecnie te same wiadomości ze światowych sieci CNN czy BBC World są powtarzane przez polskie stacje Polsat, TVN i TVP, tyle że przez identycznie wyglądających prezenterów i prezenterki.
Wielkie konglomeraty medialne kształtują wzory konsumpcji, pośrednio przez sprzedawane produkty, a bezpośrednio przez przekazy medialne. Japoński koncern Sony kupił studia filmowe Columbia Pictures Entertainment i ostatnio MGM przejmując kontrolę nad ogromnymi zbiorami wideo. Grupa Bertelsmana jest obecna w ponad dwudziestu krajach, w tym i w Polsce. Włoch, obecnie premier, Silvio Berlusconi kontroluje media audiowizualne we Włoszech, ale ma także stacje telewizyjne we Francji i Niemczech. Globalnym baronem medialnym jest Amerykanin australijskiego pochodzenia Rupert Murduch. Posiada ogromną liczbę tytułów prasowych na całym świecie, ale jest także właścicielem potężnej sieci telewizyjnej FOX, ma dominujące udziały w brytyjskim Sky Channel, sieci satelitarnej.
Od II wojny światowej globalizacja kultury obejmuje nie tylko film, ale i muzykę rozrywkową (jazz, rock, pop), telewizję (seriale), modę (spodnie jeansy), kuchnię (restauracje fast food), oprogramowanie komputerowe (Windows). Jednak nie znaczy to, że zmienia się fundamentalnie kultura i osobowość społeczna poszczególnych narodów. Noszenie tych samych dżinsów nie likwiduje różnic między Amerykaninem a Rosjaninem czy Chińczykiem. Oglądanie tych samych hollywoodzkich seriali w Indiach, Meksyku czy Ugandzie nie jest tak samo interpretowane i przyswajane. Windows i Internet służą do innych celów w biurach na Manhattanie, a innych w urzędach Szanghaju, nie mówiąc już o slumsach w San Paulo.
Obecnie pozycja telewizji jako medium uniwersalnego jest podważana przez rozwój mediów specjalistycznych, w tym telewizyjnych stacji i kanałów tematycznych docierających sieciami kablowymi i satelitarnymi. Na tej podstawie Alvin Toffler stara się wykazać, że następuje „odmasowienie masowych mediów”. W Trzeciej fali pisał:
„najrozmaitsze zjawiska mają jedną wspólną cechę, dzielą masową telewidownię na mniejsze grupy, a każdy taki podział nie tylko zwiększa naszą kulturową różnorodność, ale głęboko podważa potęgę wielkich sieci telewizyjnych, które do chwili obecnej tak niepodzielnie władały naszą wyobraźnią.”
Jednak wbrew Tofflerowi nadal wielkie sieci dominują nad wyobraźnią mas, poprzez powtarzanie tych samych (lub identycznych) audycji i reklam na różnych kanałach, a także przez tworzenie (z pomocą public relations) spektakli medialnych na skalę światową.
Glokalizacja czyli globalne z lokalnym
Glokalność i tożsamość
Glokalizacja oznacza wzmocnioną presję w kierunku autonomii lokalnej i regionalnej tożsamości kulturowej. Życie realne jest zawsze lokalne, związane z przestrzenią miejsc, dlatego Robertson uzupełnił swą teorię o pojęcie glokalizacji - adaptacji globalnych idei i działań do lokalnych warunków.
Jej przykładem mogą być adaptacje licencjonowanych programów telewizyjnych do gustów i norm kulturowych różnych społeczeństw. Program „Big Brother” nie był taki sam w Holandii, USA i w Polsce, chociaż był strukturalnie ten sam. Widzowie z różnych krajów chcą podglądać swych rodaków i słuchać ich wynurzeń, a nie na przykład oglądać taki sam program z krajów kulturowo odległych. W mniejszym stopniu dotyczy to seriali, bowiem widzowie lubią oglądać rodzimych aktorów i słuchać swego języka, więc większa na ogół jest popularność krajowych seriali, choć w istocie są to lokalne kopiami zagranicznych pierwowzorów.
Na pewno medialne przeobrażenia zmieniają osobowość społeczną współczesnego człowieka. Przestrzeń przepływów informacji nie przenika jednak całości rzeczywistości ludzkiego doświadczenia. Ludzie nadal postrzegają świat jako przestrzenny. „Miejsce to lokalizacja, gdzie norma, funkcja i znaczenie jest zawarte w granicach fizycznej ciągłości.”
Człowiek jest lokalny, dlatego nawet kosmopolityczne elity, choć ich członkowie stale podróżują po całym świecie, wybierają najlepsze rejony świata jako ośrodki swej pracy oraz centra rozrywki i wypoczynku. Najbogatsi zamieszkują w całodobowo strzeżonych superluksusowych osiedlach, wyposażonych w baseny, korty tenisowe, niekiedy pola golfowe. W demokratycznym społeczeństwie odtwarza się zatem dawny przestrzenny rozdział bogactwa i biedy. Przykładem: dzielnice-getta arabskie na obrzeżach miast francuskich.
Jak pisze Benjamin Barber w znanej w Polsce książce Dżihad versus McŚwiat, tendencjom globalizacji przeciwstawiają się tendencje utrzymywania tożsamości.
Ludzie w czasach powstawania systemu światowego chcą kontrolować swe życie, jakkolwiek coraz bardziej pozostają zależni od działania odległych sił. Szukają wszelkich nowych form interakcji, zarówno w realu, jak i wirtualu.
Manuel Castells w drugim tomie trylogii Age of Information
pisał o napięciu między Siecią (Internetem) a Osobowością (ang. the Self). Już wcześniej wskazywał, że pojawiają się zalążki form obywatelskiego uczestnictwa, które odnawiają znaczenie społeczności. Samorządy muszą rekonstruować lokalny przepływ informacji. „Współczesny świat i nasze życie są kształtowane przez sprzeczne trendy globalizacji i tożsamości.”
Tożsamość to poczucie przynależności i identyfikacji osoby jako jednostki w ramach pewnej całości. Nie należy jej mylić z rolą społeczną. Rola to funkcja, natomiast tożsamość to źródło identyfikacji i znaczeń osoby ludzkiej, tworzonych przez nią, choć nie w pełni samodzielnie, ale w kontekście swych działań społecznych.
Wielu osób i społeczności poszukuje czasoprzestrzennego zakorzenienia. Dlatego regionalne świadomości kulturowe przeżywają wielkie odrodzenie w różnych częściach świata.”
Pomaga w tym lokalna recepcja globalnych przekazów, a także odbudowa małych wspólnot („moja rodzina”, „moja mała ojczyzna”, “sąsiedztwo”), choć jak wskazuje Castells są one ciągle zagrożone przez anonimowość środowiska społecznego.
Środkami współczesnej integracji społecznej stają się programy telewizyjne na żywo, które Daniel Dayan i Elihu Katz nazywają „superwydarzeniami medialnymi”.
Nie chodzi tu o wielkie katastrofy, jak atak 11 września czy fala tsunami. Nie są to wielkie skandale jak związek Moniki Levinsky z prezydentem Billem Clintonem. czy procesy, jak aktora i koszykarza O.J. Simpsona w Los Angeles. Takie skandale, mimo że przez długie miesiące przykuwają uwagę mediów, to codzienność telewizji, zwykła dawka sensacji. Nie są nimi także konflikty, parlamentarne awantury, nawet rewolucje polityczne. Natomiast są to programy, które choć przewidziane, pozostają nadzwyczajne, przerywają rutynę codziennej ramówki, angażują niemal całe społeczeństwo w proces współprzeżywania wydarzenia. Tak oddziaływają sprawozdania na żywo z wielkich imprez sportowych, olimpiad i mistrzostwach piłkarskich. Taki charakter miały transmisje pielgrzymek Jana Pawła II, które wprowadzają do telewizji czas odświętny, a dostarczając tych samych podniosłych wrażeń integrują społeczeństwo wokół tych samych wartości.
W tych niezwyczajnych wydarzeniach media przeobrażają się nie do poznania. Na co dzień media - w swej codziennej funkcji - działają rutynowo, zdominowane przez serwis złych wiadomości, rozrywki oraz sportu, i oczywiście reklamy. Akcentując konflikt są apostołami cywilizacji kłótni, jak ją określa Deborath Tannen.
Natomiast wobec wielkich wydarzeń telewizja staje się odmieniona, co wyraża się w nagłej zmianie ramówki, a także zawieszeniem reklam. Telewizja jest obecnie dopełniania przez portale internetowe, blogi, grupy dyskusyjne, czaty, komentarze i amatorskie zdjęcia w Internecie. W istocie wszystkie media publiczne, telewizja, radio, prasa, Internet. mówią wówczas tym samym językiem. Przekaz telewizyjny dotarł do miliardów telewidzów, lecz ilu więcej poznało go przez radio prasę i Internet, nie sposób nawet oszacować.
Ceremonia pogrzebu Jana Pawła II była nie tylko oglądana przez ponad 2 miliardy telewidzów, ale w sposób bardziej uczestniczący oglądało go miliony widzów na wielkich ekranach (telebeamach) rzymskich placach, w Krakowie, Warszawie, innych miejscach, a także w dużych ekranach w kościołach i parafiach. Było to wydarzenie medialno-społeczne, łączące elementy przekazu masowego z nowymi formami interakcji (współuczestnictwo) oraz spontaniczną inicjatywą i koordynacją działań przez telefony komórkowe, esemesy oraz pocztę elektroniczną. Megatransmisja telewizyjna łączyła się z innymi formami medialnymi oraz akcji bezpośredniej. Takie wydarzenia, chociaż relatywnie rzadkie, pełnią ogromną i doniosłą rolę społeczną w konkretyzacji doświadczenia globalizacji.
Ludzie nadal żyją i będą żyli w grupach bliskich, rodzinnych i społeczności lokalnych.Czy jest szansa na reaktywację wspólnot społecznych i przestrzeni publicznej w Internecie? Dwaj socjolodzy kanadyjscy Karl Hampton i Barry Wellman empirycznie badali używanie globalnych instrumentów komunikowania w kontekście lokalnym.
Ich badania przeczą opiniom komentatorów którzy twierdzą, że jak ludzie spędzają więcej czasu w sieci to stają się bardziej izolowani w domu i ograniczają kontakty społeczne. Wykazują, że Internet może sprzyjać odnowie zaangażowania obywatelskiego którego upadek dostrzega się w świecie zachodnim.
W odróżnieniu od innych badań, które uwzględniały jedynie kontakty sieciowe, Hampton i Wellman analizowali całość ludzkich kontaktów - osobistych przez telefon, jak i przez Internet. Porównywali intensywnych “internautów” z tradycyjnymi mieszkańcami w tej samej podmiejskiej dzielnicy Toronto nazwanej przez nich “Netville” (Miasto sieciowe), które było jednym z pierwszych ośrodków miejskich posiadającym szybką łączność sieciową. Oferowała ona tanie i bezpłatne usługi internetowe, włączając forum dyskusyjne. Badacze ustalili, że:
* Ci, co mają dostęp do szybkiego Internetu częściej rozmawiają i odwiedzają sąsiadów niż inni;
* Dostęp do sieci komputerowych wprowadza nowe formy komunikowania i wzmacnia komunikowanie z przyjaciółmi, krewnymi i sąsiadami. Wysyła się maile w ramach społeczności lokalnej;
* Ponadto internauci częściej się kontaktują z znajomymi poza swym sąsiedztwem;
* Internauci lepiej znają ludzi ze swojej dzielnicy niż pozostali, którzy znają głównie swoich sąsiadów.
* Sąsiedzkie maile zwiększają liczbę spotkań towarzyskich, gdyż mieszkańcy składają sobie wizyty, uczestniczą w grillowaniu oraz różnych lokalnych imprezach;
* Maile pomagają w lokalnych działaniach politycznych, w tym dotyczących czynszów i opłat, informacji konsumenckiej, ostrzeżeniach o włamaniach, ocenach działania szkół i nauczycieli oraz wspólnych negocjacji z dostawcami usług internetowych.
Analizy zachowań polskich internautów potwierdzają tezę o więziotwórczej funkcji Internetu. Na jednym z warszawskich nowych osiedli mieszkaniowych uruchomiono forum dyskusyjne na którym omawiano problemy tworzenia wspólnot mieszkaniowych, wyborów zarządów, oceniano wykonawców, doradzano jak uzyskać kredyt. Zamieszczano zdjęcia jak postępuje budowa. Od chwili osiedle już zostało ukończone, mieszkańcy wymieniają się decyzjach urzędników, problemach z bezpieczeństwem, miejscami zabaw dla dzieci i parkingami.
Niestety niekiedy Internet służy do umawiając się na akcje zaczepne, często takie działania podejmują chuligani sportowi skrzykując się na wyprawy na mecze do innych miast. Jednak nawet w tym przypadku w cywilizacji medialnej przez czaty, pogawędki, informacji Internet odtwarza - w skali globalnej i lokalnej - dawną funkcję rynku jako targowiska idei, choć niestety bez jego społecznej atmosfery. Nie wiemy jeszcze jak rozwinie się wykorzystanie Sieci w warunkach powszechnego szerokopasmowego i stałego dostępu. Należy mieć nadzieję na odnowę społeczności, a właściwie reaktywację lokalnych więzi społecznych. Każde ważniejsze wydarzenie staje się impulsem dla aktywności na medialnej agorze. Wkrótce po ataku 11 września na nowojorskie World Trade Center w Internecie powstały niezliczone strony informujące o szczegółach tragedii. Fotografowie amatorzy prezentowali w nich swoje zdjęcia, amatorzy dziennikarze podawali informacje o akcji ratunkowej, amatorzy pisarze prowadzili blogi, dzienniki internetowe. Były one na ogół lokalne, skierowane do ich rodaków, ale napisane w języku angielskim i umieszczone w sieci stawały się dostępne dla całego świata, a więc w pewnym sensie były glokalne. Na większą skalę spontanicznie powstawały serwisy informacyjne po tragedii w południowej Azji w grudniu 2004 wywołanej falą tsunamii, która pozbawiła życia około ćwierć miliona ludzi. Wielu ocalałych turystów, posiadających telefony komórkowe z funkcją aparatu fotograficznego, kamery wideo, dostęp do Internetu przesyłało w świat wiadomości o katastrofie, ofiarach, potrzebnej pomocy. Tym razem amatorzy wyprzedzili profesjonalistów. Dopiero po nich na miejsce przybyli dziennikarze i kamery telewizyjne.
Rzecz jednak w tym, aby poczucie wspólnoty nie było tworzone wyłącznie przez wydarzenia tragiczne.
Współczesne techniki medialne i informacyjne przeobrażają wszystkie sfery życia. Rozważmy ich zakres i skalę, zaczynając od podstawowego dla każdego człowieka miejsca - domu i mieszkania.
Elektroniczna zagroda
„Mój dom, moją twierdzą”, głosi znane angielskie powiedzenie. Od zarania dziejów mieszkanie było dla człowieka miejscem ochrony przed złą pogodą i niebezpiecznymi zwierzętami oraz ośrodkiem życia rodzinnego i wypoczynku. Metaforycznie mówiło się o ognisku domowym, co dosłownie oznaczało skupienie całej, na ogół dużej rodziny, w najcieplejszym miejscu, przy piecu lub kominku. Była to sfera prywatna, gdzie wprawdzie niespodziewanych gości przyjmowano życzliwie („Gość w dom, Bóg w dom”), ale okazje ku temu zdarzały się niecodziennie. Życie społeczne, aktywność publiczna oraz uczestnictwo w kulturze toczyło się poza domem. Dom był miejscem odpoczynku oraz prac domowych, a tylko dla nielicznych - na przykład dla rzemieślników - był jednocześnie warsztatem pracy. Aby się zabawić, dowiedzieć czegoś nowego, trzeba było z domu swego wyjść albo do niego zaprosić gościa. Jeszcze w ubiegłym wieku mógł nasz wieszcz Adam Mickiewicz nęcić dziewczęce serce urokiem samotności we dwoje:
“Z pałaców sterczących dumnie
Znijdź, piękna, do mojej chatki,
Znajdziesz u mnie świeże kwiatki,
Czułe serce znajdziesz u mnie.
Widzisz ptasząt zalecanki,
Słyszysz srebrny szmer strumyka,
Dla kochanka i kochanki
Dosyć domku pustelnika.”
Dzisiaj jest inaczej - gdy współczesny poeta zaprasza swą muzę do chaty za wsią (zwanej daczą) na obserwację zalecanek ptasząt (dzisiaj napisałby o bird-watching), to raczej włączy DVD niż będzie je oglądał w naturze. Domek samotnego poety bywa wyposażony w kino domowe, antenę satelitarną i dostęp do Internetu. Jeśli pokaże jej wspaniały film Makrokosmos o wędrówkach ptaków na domowym kinie o ekranie 16:9, z specjalnymi efektami dźwiękowymi, na pewno dziewczę ulegnie obrazom zalecanek wielkich i małych ptasząt.
Współczesne mieszkanie staje się węzłem w sieci globalnego komunikowania. W nowoczesnym domu na co dzień mamy stale gromadę niekłopotliwych, gdyż łatwo zapraszanych i wypraszanych medialnych “gości”. A więc - książki czyli zapraszanych z całego świata poetów, literatów, uczonych; a więc - prasę, dzienniki i tygodniki, a zatem zawodowych plotkarzy, gadułów, osobistości świata polityki i sztuki. Mamy płyty, do swego mieszkania zapraszamy wedle życzenia wielką orkiestrę symfoniczną (rzadziej) albo rozrywkową kapelę (częściej). Na ścianach wieszamy reprodukcje arcydzieł malarstwa światowego oraz fotografie rodzinne, co nawet mieszkaniu w bloku nadaje wygląd dawnych salonów mieszczańskich.Nic to, że są to reprodukcje, w cywilizacji medialnej zaciera się różnica między oryginałem a jego symulacją.
Przyzwyczailiśmy się już, że mieszkanie nie jest wyspą, którą trzeba opuszczać, aby wiedzieć, co się dzieje na szeroki świecie, od tego mamy radio i telewizję. Radio, oprócz muzyki dobieranej do naszego nastroju, jest niestrudzonym informatorem w zakresie aktualnych wydarzeń. Telewizja z kolei wprowadza do naszych mieszkań nie zawsze najchętniej widzianych, ale nigdy nie natrętnych elektronicznych gości. Telewizor - niestrudzony opowiadacz - zastąpił bardów, rybałtów, wędrownych mnichów i kramarzy. Pewien szkocki poeta napisał kiedyś, że kto potrafiłby wpływać na treści ballad i opowieści ludowych, mógłby nie dbać kto układa prawa jego narodu. Dzisiaj taką moc kształtowania masowej świadomości posiadła telewizja.
Telewizor stał się urządzeniem wielorakiego użytku. Przestaje służyć wyłącznie jako ekran telewizyjny i z wyspecjalizowanego urządzenia przekształca się w element ogólnokrajowej sieci informacyjnej, niekiedy międzynarodowej. Gdy dysponujemy dekoderem teletekstu ekran telewizora jest kartką elektronicznej gazety. Mając cyfrowy aparat fotograficzny lub kamerę wideo można wprost na ekranie telewizora pokazywać własne amatorskie zdjęcia i filmiki. Gdy podłączymy do niego komputer domowy staje się planszą do gier albo tablicą do pisania lub rysowania. Oczywiście jeśli jest to nowoczesny płaski ekran plazmowy.
Nowoczesny dom staje się także miejscem aktywnej komunikacji, porozumiewania się z innymi ludźmi. Środki komunikowania przenikają więc przez skorupę murów, łącząc nas z innymi i tworząc w ten sposób archipelag domostw. Dla łączności dwukierunkowej dawniej mieliśmy tylko pocztę oraz - ponad wieku - telefon. Aktualnie coraz częściej do dyspozycji mamy Internet - omnimedium w którym można znaleźć niemal wszystko. Niestety czasami także wirusy - na szczęście tylko komputerowe.
Telefon i Internet łączą nas ze światem w coraz bardziej interaktywny sposób. Dom przestaje być tylko miejscem schronienia i pracy domowej, a staje się elementem sieci informatycznej, którą wprawdzie można swobodnie regulować, włączać i wyłączać, ale przecież jej sama obecność narzuca pewne reakcje. Posiadając w domu telefon nigdy nie cieszymy się nie zakłóconym spokojem, gdyż zawsze może ktoś - nieznany lub niepożądany - do nas zadzwonić. Są i na to sposoby. Przykładem aparat z sekretarką automatyczną, który nie jest już tylko medium synchronicznym, wymagającym równoczesnego udziału dwóch osób. Podczas naszej nieobecności pozwala na nagranie wiadomości od dzwoniącego (poczta głosowa). Domowe udoskonalenia telefonu na tym się nie skończyły. Nowe telefony mają wciskane klawisze, co przyspiesza i ułatwia połączenie, a wiele modeli wyposażonych jest w pamięć ostatnio wybieranego numeru, a nawet listę szybkich połączeń. Aparaty coraz częściej są wyposażone w mały wyświetlacz, który informuje o numerze czy osobie telefonującej. Ta funkcja znakomicie pomaga w unikaniu telefonicznych intruzów. O wcześniejszych modelach powiada się z sentymentem “poczciwe” (poczciwy stary telefon, telewizor, etc.); do swych często używanych lubimy mediów odnosić się z sympatią.
Telefon jest tylko jednym z wielu urządzeń łączności w nowoczesnym mieszkaniu. Z roku na rok przybywa nam nowych sprzętów służących porozumiewaniu się z innymi ludźmi. Dzięki nim możemy nie ruszając się z domowych pieleszy pozostawać, a przynajmniej czuć się w stałym choć pośrednim kontakcie z całym światem. Jest to wręcz przemiana rewolucyjna.
Nowoczesny odbiornik telewizyjny jest już nie tylko aparatem do oglądania telewizji, ale monitorem, na którym użytkownik sam wywołuje różnorodne obrazy. Jak niegdyś przechwalał się Owen Glendower w Szekspirowskim Henryku IV: „Mogę wezwać duchy z głębin”, tak dzisiaj każdy posiadacz magnetowidu czy DVD dokonuje bez trudu takiej sztuczki. I gdy posiadacze zwykłego telewizora mogą oglądać to, co tylko telewizja zechce im pokazywać, właściciele magnetowidów lub odtwarzaczy DVD wyzwolili się z “niewoli ramówki”. Mogą sporządzać, jak to czyni zapobiegliwy gospodarz, „konserwy kulturalne”, na przykład nagrywając w lecie i jesieni ciekawsze programy na długie zimowe wieczory. Telewizor jest wówczas monitorem dla magnetowidu, czyli jakby ekranem domowego kina, którego repertuar ustalamy sami.
Posiadacz anteny satelitarnej może przywoływać programy nawet z kosmosu. Jego pilot telewizyjny pozwala przeskakiwać (jakby hipertekstowo) po stacjach z wielu kontynentów. Już teraz docierają do Polski tysiące kanałów satelitarnych, w tym wiele polskich, jeszcze więcej angielskich (BBC, Sky, MTV), francuskich, włoskich, hiszpańskich, niemieckojęzycznych (Niemcy, Szwajcaria, Austria), a ponadto amerykańskie (WorldNet i CNN), arabskie oraz i wiele innych. W wielu miejscowościach nie trzeba instalować zewnętrznej anteny parabolicznej, ani kupować specjalnego satelitarnego odbiornika i dekodera, wystarczy podłączyć się (odpłatnie) do sieci kablowej, aby drogą przewodową otrzymywać kilkadziesiąt satelitarnych programów.
Media domowe pozwalają osobom żyjącym samotnie albo emigrantom na stały kontakt ze swymi krewnymi, dawnymi ojczyznami, dużymi i małymi. Znane są analizy zachowań medialnych imigrantów tureckich w Niemczech, którzy niemal nie oglądają miejscowych niemieckich programów telewizyjnych, nie czytają miejscowych gazet, natomiast często - wręcz godzinami - telefonują do swych rodzin pozostawionych w Istambule czy innych miastach i wsiach tureckich. Oglądają także satelitarne programy z Turcji i innych krajów muzułmańskich, czytają w Internecie tamtejsze gazety. Kupują także prasę mniejszości tureckiej w Niemczech. W rezultacie pozostają niemal całkowicie odcięci od kultury niemieckiej, korzystając jedynie z gospodarki i niemieckiego dobrobytu.Zatem media włączając ludzi w globalny świat, ułatwiają także tworzenie etnicznych enklaw duchowo połączonych z rodakami w swym kraju.
Dzisiejsze mieszkania wydawać się będą mało inteligentne ich następcom - domom w pełni zelektronizowanym, które jednym kablem (światłowodem) będą podłączone do centrum (serwerem), którymi przesyłane będą wszelkiego rodzaju informacje. A więc zarówno programy telewizyjne w wielkim wyborze i z całego świata, rozmowy telefoniczne, dane komputerowe (wygodne dla pracujących w domu), wiadomości gazet elektronicznych, a także informacje nadzoru mieszkania. W takim systemie można przeprowadzać sondaże opinii i referenda wygodnie i szybko. Z kolei oprócz telefonu, można będzie korzystać z faksu komputerowego. Listy klasyczne staną się rzadkością, a oficjalne będą elektroniczne zaopatrzone w podpis cyfrowy.
Książki science fiction zapowiadały niegdyś, że pewnego dnia roboty odciążą zagonionych mieszkańców świata współczesnego. Jednak wygląda na to, że domowym dozorcą może stać się mały aparat dołączony do telewizora. Z pomocą pilota zdalnego sterowania użytkownik wywołuje na ekranie graficzne obrazy domowych urządzeń i zajęć. Naciskając odpowiadające im numery, programuje ich działanie (oczywiście trzeba także dysponować przystosowanym sprzętem gospodarstwa domowego). Aparat może włączać i wyłączać światła, ustawiać alarm, włączać ogrzewanie czy bojler, regulować temperaturę w każdym pomieszczeniu (na przykład zmniejszając ogrzewanie w nocy w niektórych pokojach). A rano po uruchomieniu budzika automatycznie włączać elektryczny ekspres do kawy oraz radio. Co więcej, jego działaniem właściciel może sterować za pomocą telefonu. A więc na przykład zadzwonić z biura, aby skontrolować czy wszystko jest w porządku, polecić włączyć ogrzewanie, a nawet kuchenkę elektryczną, w której pozostawił obiad. Gdyby jednak coś się zapaliło, wówczas automat przeciwpożarowy sam odetnie prąd i zaleje pianą piecyk.
Taka wizja nie jest nie z tej Ziemi, urzeczywistnia się już na w najbogatszej części Stanów Zjednoczonych. Założyciel i właściciel Microsoftu Bill Gates ma właśnie taki „inteligentny” dom. Ponieważ tempo wprowadzania nowości elektronicznych jest szybkie, to co dzisiaj mają najbogatsi,. wkrótce będą mieć średniozamożni. Nowoczesne mieszkanie ma więc tak wiele elektronicznego sprzętu, że stanowi jakby elektroniczną zagrodę. Staje się także miejscem robienia zakupów, dawniej znane w mniejszych miejscowościach formy sprzedaży wysyłkowej są uzupełniane przez telezakupy, oferty składane przez telewizor i realizowane przez telefon, ale jeszcze lepsze i wygodniejsze - zakupy przez Internet. Niestety, odkryli to wcześniej marketingowcy, stąd nasze skrzynki poczty elektronicznej zalewa spam (nota bene, od nazwy prasowanej szynki), czyli niechciana korespondencja reklamowa (jej pocztowym odpowiednikiem są wtykane promocyjne ulotki i listy, zwane listami śmieciowymi, junk mail).
Internet jest więc nowym szczególnym światowym rynkiem zakupów. Przełomem niewątpliwie było powstanie globalnej księgarni Amazon.com. Można w niej zamówić niemal każdą książkę wydaną w języku angielskim (i nie tylko), a płaci się kartą kredytową. Na ekranie pokazywana jest cena, spis treści, książki, okładka, fragmenty recenzji i opinii czytelników, ceny egzemplarzy używanych (co jest istotne w przypadku wyczerpania nakładu). W Polsce działa już wiele podobnych internetowych księgarni, co wobec wzrostu oferty wydawniczej jest niezwykle korzystne. Nie tylko książki czy płyty i utwory muzyczne (w formacie audio CD czy MP3) są jedynym dobrze sprzedającym się w Internecie towarem. Coraz więcej oferuje się luksusowych prezentów, w tym perfum, a także bielizny oraz rzeczy używanych, np. samochodów. Kupując przez Internet szybko porównuje się ceny, sprawdza szczegóły techniczne produktów. Mimo spamu (zalewu niechcianej poczty elektronicznej) kupowanie wielu towarów jest przyjemniejsze w sklepie, szczególnie książek z uwagi na ogromną ofertę nie mieszczącą się w tradycyjnej księgarni. Być może ta właśnie książka trafiła do czytelnika tą właśnie drogą.
Zakupy domowe mają jednak tą samą wadę co sklepowe, wymagają niestety pieniędzy. Lecz i tutaj przeobrażenia współczesnej technologii mogą niekiedy przyjść z pomocą. Za pośrednictwem komputera służącego do internetowych zakupów możemy pracować i zarabiać w domu. Osoby których głównym zajęciem jest przetwarzanie informacji, a więc inżynierowie, uczeni, pisarze, ale także menażerowie i sekretarki, maszynistki, mogą wiele czynności zawodowych wykonywać we własnym mieszkaniu, przekazując wyniki swojej pracy do sieci swojej firmy.
Biuro elektroniczne i telepraca
Aby można było pracować na odległość, centralne biuro musi być odpowiednio wyposażone, zwłaszcza w sieć teleinformatyczną. Ale to nie wystarcza. Musi w nim być wiele medialnych urządzeń.
Nowoczesne urzędy to biura bez urzędników w przysłowiowych zarękawkach i z atrament w kałamarzach. Nie ma tam już maszyn do pisania, ani kalki. Sporządzanie dokumentów w licznych egzemplarzach zapewniają kopiarki. Pierwszy - z 1960 roku - model 914 firmy Xerox ważył trzysta kilogramów i kosztował 13 tysięcy dolarów. Potrzeby biurokratów były wszakże tak wielkie, że nie odstraszył ich ani ciężar ani cena maszyny - w krótkim czasie nieoczekiwanie dla siebie firma sprzedała ponad dwieście tysięcy egzemplarzy tego modelu. Obecnie kopiarki kosztują wielokrotnie mniej, ważą kilka kilogramów, mają ułatwioną obsługę, wydajność i możliwości. Nazwa firmy stała się nazwą czynności powielania - kserowanie.
Biuro elektroniczne może obyć się bez kalki i atramentu, ale musi dysponować papierem. Informacja jest przecież dla człowieka, a ten nadal lubi mieć przed oczami dokument na papierze. Dokumenty powielają drukarki komputerowe oraz plottery, czyli urządzenia graficzne. Drukują one redagowany dokument stosowną ilość razy, na zwykłym papierze, różnymi czcionkami, także w kolorach.Toteż zarówno drukarki i kopiarki maja zapewnione miejsce w biurze przyszłości, choć może kiedyś wystarczy nam zapis elektroniczny i jego obraz na monitorze.
W pracy biurowej wielce użyteczna jest również telekopiarka (faksymile), zwana krócej faksem, czyli urządzenie do przesyłania na odległość pisanych dokumentów i wykresów. Dzięki niej opieszały księgowy może w ostatnim momencie przesłać do centrali sprawozdanie biurowe liczące wiele stron drobnych cyfr wykorzystując linię telefoniczną.
Pracę menedżera ułatwia specjalny magnetofon - czyli dyktafon, to mały, poręczny rejestrator mowy o skali przenoszenia pasma od 300 do 3500 herzów. Niekiedy ma pedałowe urządzenie do sterowania odtwarzaniem, co ułatwia maszynistce przesuwanie, zatrzymywanie i cofanie taśmy, bez odrywania rąk od klawiatury. Nowsze wersje dyktafonów mają urządzenie do automatycznego włączania głosem, co oszczędza taśmę i skraca czas odtwarzania. Najnowsza generacja to dyktafony cyfrowe, często zintegrowane z telefonem komórkowym. Pozwalają na klasyfikowanie nagrań, szybkie wyszukiwanie stosownych fragmentów, a także na wysyłanie komunikatów głosem przez telefon do wielu adresatów. Elektronizacja sprawia, że wiele prac biurowych można szybciej i sprawniej wykonać, na przykład tworząc standardowe odpowiedzi z pomocą szablonów edytorów tekstów.
Z tradycyjnego wyposażenia urzędników w biurach przyszłości pozostanie zapewne tylko czajnik i rytuał parzenia herbaty lub kawy. Nawet on ulegnie przekształceniu, gdy praca ma formę telepracy, Własne mieszkanie (ewentualnie specjalne gniazdo biurowe) staje się terenem biurowym, tam realizuje się zlecone zadania, a ich rezultaty modemem przesyła do centrum firmy. Tak pracować mogą - i już to robią - programiści komputerowi. Obecnie Indie stały się głównym dostawcą oprogramowania zlecanego przez wielkie firmy, na ogół amerykańskie.
Coraz częściej redaktorzy książek (choćby takiej jak ta) pracują w domu, głównie na ekranie, a tylko okazjonalnie mają osobisty kontakt z autorem i wydawcą tekstu. W ten sposób redaguje się szybciej, choć trudno powiedzieć czy lepiej. Badania psychologiczne udowadniają, a co wykazuje praktyka, iż praca i informacja mają charakter społeczny. W małej grupie pracuje się na ogół wydajniej i bardziej twórczo. Jednak wiele zajęć ma samodzielny charakter. Maszynistka będzie przekazywać przepisany tekst modemem, albo przynosić dyskietki do biura. To zapewnia pracę dla osób nie mogących ze względu na swe zdrowie lub sytuację rodzinną opuszczać mieszkania. Zmniejszy to również koszty utrzymania instytucji oraz wydatki na przejazdy pracowników. Tańsza siła robocza, pozostawanie pracowników we własnym środowisku, to zalety dla pracodawców i pracobiorców. Są i skutki ujemne - brak kontaktów między załogą, trudności w kształtowaniu zaangażowania emocjonalnego w pracę i zespół, izolacja społeczna. Jednak dla pewnych osób - na przykład niepełnosprawnych lub kobiet wychowujących samotnie dzieci - telepraca jest wręcz szansą spełnienia się w życiu zawodowym.
Jednak na razie telepraca w domu pozostaje wyjątkiem niż regułą. Częściej spotykamy inną jej formę - pracy mobilnej. Okazuje się, że wymogi funkcjonowania rozproszonych w kraju a nawet świecie przedsiębiorstw zwiększają fizyczną mobilność personelu, stąd w miejsce przykutego do biurka pracownika pojawia się przedstawiciel handlowy będący w nieustannej podróży służbowej, w kraju i zagranicą, w samochodzie, pociągu i samolocie.
Nosi on swe biurko ze sobą, jako podręczny komputer laptop połączony technologią blue tooth z telefonem komórkowym. Jego czas pracy jest elastyczny, co w praktyce oznacza, że pracuje świątek i piątek.
Koniec rutynowej pracy
Wielki filozof starożytności, Arystoteles ze Stagiry, wypowiadając się w dziele Polityka na temat istniejącego w Atenach niewolnictwa, napisał, że gdyby kiedyś czółenka tkackie potrafiły mówić, wówczas niepotrzebni staliby się niewolnicy. Była to wówczas idea nierealna, grecki filozof po prostu usprawiedliwiał istniejący system niewolnictwa dowodząc, że do uciążliwych prac ludzi trzeba po prostu zmuszać, bowiem żaden prawdziwie wolny człowiek dobrowolnie nie podejmie się żmudnych lub niebezpiecznych zajęć.
A przecież niewolnictwo wcale nie jest koniecznością, bo dobra zapłata skłania do podjęcia każdej pracy. Chaplin uwiecznił postać nieszczęsnego robotnika przy mknącej taśmie montażowej. Na szczęście postęp techniczny powoli likwiduje resztki monotonnych zajęć robotników fabrycznych. Ich wykonywanie powierza się nowej generacji maszyn, robotom przemysłowym, urządzeniom, które niekiedy już potrafią lub wkrótce będą umiały słowami porozumiewać się z człowiekiem.
Termin “robot”, zaczerpnięty z powieści Karola Čapka, oznaczał człekopodobną maszynę, podobną do tych, które w XVII wieku konstruowali zmyślni mechanicy. Sterowane przez wewnętrzny układ sprężyn, dźwigni i kół, bardzo drogie manekiny wykonywały skomplikowane ruchy, poruszały się, grały w karty, pisały nawet proste słowa i zdania. Znacznie później skonstruowano różnego typu manipulatory napędzane silnikami elektrycznymi. Mogły one zastępować człowieka przy prostych pracach przy taśmie produkcyjnej, podając materiały, przesuwając obrabiane obiekty.
Dzisiejsze roboty, z wyjątkiem zabawek prezentowanych na wystawach techniki, nie mają ludzkich kształtów. Coraz częściej są wyposażone w zespoły czujników, czasami nawet w sztuczny wzrok. Mogą porównywać widziany obraz z wzorcem zapisanym w pamięci, a następnie wykonywać serie zaleconych działań, na przykład obrobić element, wmontować go w stosowne miejsce, zmieniać tor swego ruchu i wypowiadać określone słowa. Nie mają intelektu, jedynie w filmach science fiction, zwłaszcza od czasów Wojen Gwiezdnych oraz serialu Star Trek, człekokształtne roboty przewyższają człowieka, dysponują wyspecjalizowanymi zdolnościami intelektualnymi. A w przyszłości roboty medialne będą się porozumiewać z człowiekiem głosem, może nawet wzrokiem i mimiką. Społeczeństwo w pełni medialne “udomowi” roboty, tak jak poprzednie społeczeństwa udomowiły niektóre gatunki zwierząt.
Jednak nie ma róży bez kolców. Gdy roboty i komputery przejmują wiele czynności dotąd wykonywanych przez ludzi, powstaje pytanie co będzie z zatrudnieniem, czy grozi nam masowe i permamentne bezrobocie? Jeremy Rifkin w studium Koniec pracy snuje pesymistyczną wizję: w nieodległej przyszłości tylko co piąty człowiek będzie miał stałą pracę, pozostali znajdą co najwyżej doraźne zajęcie.
To chyba mało prawdopodobne, ale jest to prognoza ostrzegawcza. Ludziom pozostanie praca twórcza, dlatego muszą stale uczyć się i rozwijać inteligencję, tylko bowiem ona odróżnia ich od automatów. Co więcej, już dzisiaj jest jasne, że muszą się uczyć przez całe życie (edukacja permanentna).
Niedotykalne pieniądze
Pieniądze zawsze ładnie wyglądały, były miłe w dotyku. Banknoty mieniły się gamą kolorów i przyjemnie szeleściły. Błyszczące złote monety, cieszyły oko swym kolorem i wzorem, a potrząsane w pękatej sakiewce interesująco brzęczały. Dzisiaj to już przeszłość. Pieniądz jest przecież miarą wartości, a zatem symbolem, znakiem, a nie towarem. Nie musi być metalowy, może być papierowy. Jednak gdy w 1694 roku wprowadzono w Europie papierowe pieniądze, długo odnoszono się do nich z wielką nieufnością, uważając je za podstęp bankierów. Toteż były akceptowane tylko pod warunkiem bankowej gwarancji ich natychmiastowej wymienialności na złoto. Dopiero w XX wieku zawieszono wymienialność, gwarantem wartości pieniądza stało się państwo i jego zasoby kruszcu.
Od papierowego pieniądza do wprowadzenia czeków (znanych w transakcjach międzybankowych od dawna) był tylko krok. Czek to kartka o nieustalonej z góry wartości, którą określa jego wystawca. Musi jednak mieć ona pokrycie w pieniądzach w danym banku. W krajach zachodnich obieg czekowy znacznie ograniczył transakcje gotówkowe, lecz masowe korzystanie z tego typu rozliczeń stwarzało bankom ogromne problemy.
Pod koniec lat sześćdziesiątych minionego wieku w Stanach Zjednoczonych wprowadzono karty kredytowe, potocznie zwane pieniądzem plastykowym. Początkowo pozwalały na płacenie rachunków za pomocą poręcznej plastykowej karty z wytłoczonym numerem, który przez kalkę odbija się na wystawionym rachunku. Elektronika szybko udoskonaliła system. Wprowadzono karty z wtopionym paskiem magnetycznym, który zawiera kod właściciela. Umożliwiają pobranie gotówki wprost z ulicznego bankomatu. Nowe odmiany kart kredytowych wykorzystują mikroprocesor oraz kod magnetyczny; najnowsze mają identyfikować właściciela na podstawie zdjęcia źrenicy oka.
Początkowo elektronicznie przesyłano jedynie zobowiązania finansowe pomiędzy największymi bankami. W następnej fazie włączono obieg pieniądza między bankami z dużymi instytucjami. Pieniądz, inaczej kapitał, może błyskawicznie się przemieszczać na całym świecie. Wędruje natychmiast tam, gdzie można z jego pomocą osiągnąć większy zysk, na przykład dokonując operacji walutowych. Miliony, a nawet miliardy krążą w elektronicznej gospodarce, materializując się od czasu do czasu w formie wypłat zysków.
W globalizacji na plan pierwszy wysuwają się światowe przepływy finansowe, co jest możliwe tylko przy cyfryzacji operacji bankowych i dematerializacji pieniądza. To wielka zmiana nie tylko w gospodarce, ale i kulturze oraz świadomości społecznej. Coraz częściej mamy we własnym mieszkaniu jakby wirtualną filię banku. Internetowy system rozliczeń umożliwia operacje finansowe na ekranie monitora komputerowego. Można więc z domu zamawiać bilety samolotowe, kolejowe, do teatru lub kina. Oszczędzamy czas i wysiłek, nic więc dziwnego, że szybko i systematycznie rośnie liczba użytkowników tej formy płatności.
Jak każda nowość, także elektronizacja obiegu pieniądza spotyka się z zastrzeżeniami. Średnio zamożni zbyt często ulegają pokusie zakupów ponad stan i wpadają w nadmierne zadłużenie. Rzemieślnicy i lekarze niezbyt chętnie korzystają z usług bankowości elektronicznej, obawiając się, że urzędy skarbowe bez trudu ustalą ich dokładne dochody i wymierzą większe podatki. Tajemnica bankowa jest wprawdzie pewną gwarancją, ale przecież nie przed władzami.
Zwykli ludzie najczęściej boją się, że komputer gdzieś “zapomni” wpisać ich dochód, a tym samym stracą swoje oszczędności. Wszyscy się obawiają oszustów. Bo chociaż komputery są dobrze zabezpieczone przed niepowołanymi użytkownikami, ale przecież nie ma takiego kodu, którego nie można złamać. Doniesienia prasowe o sprytnych hakerach “podprowadzających” pieniądze z prywatnych kont lub z przedsiębiorstw, nieufność wzmacniają, chociaż zabezpieczenia są niemal stuprocentowe. Prasa od czasu do czasu informuje o informatykach np. z Bangladeszu którzy czyszczą konta w Londynie. Dlatego wielu starszych ludzi niechętnie powierza oszczędności całego życia bankom w pełni zinformatyzowanym. Nadal wolą tzw. bank ziemski (czyli pieniądze głęboko ukryte). Częstsze są obawy przed przechwytywaniem numerów kart kredytowych, na czym cierpi handel w sieci. I tak to odwieczny lęk człowieka: obawa przed drugim człowiekiem stanowi ciągle barierę w usprawnianiu życia społecznego. Na szczęście jest dziedzina, gdzie zamiast lęków mamy tylko nadzieję. To leczenie z wykorzystaniem nowoczesnej techniki komunikacji - telemedycyna.
Diagnozowanie na odległość
Telemedycynę - udzielanie porad lekarskich na odległość - zrodziła potrzeba fachowej pomocy lekarskiej chorym z regionów bardzo odległych od szpitali i klinik. Nie ma bowiem państwa, w którym opieka lekarska w małych miastach i wsiach byłaby na najwyższym profesjonalnym poziomie. Budowa lokalnych ośrodków zdrowia nie rozwiązuje w pełni tego problemu, gdyż mogą one jedynie wykonywać zabiegi elementarne, a w każdym bardziej skomplikowanym przypadku trzeba wysyłać pacjenta do szpitala na badania i zabiegi specjalistyczne. Pomóc tutaj mogą jedynie nowoczesne środki telekomunikacji wykorzystywane do leczenia na odległość. Dotyczy to zwłaszcza mieszkańców regionów cywilizacyjnie zaniedbanych oraz o niskiej gęstości zaludnienia, gdzie ośrodki zdrowia są odległe i nawet niedostępne.
Jak wygląda diagnozowanie na odległość, najlepiej zobrazuje przykład z jednego z najbardziej ruchliwych miejsc na Ziemi, lotniska Logan pod Bostonem. Przewijają się tam codziennie dziesiątki tysięcy pasażerów; wielu z nich miewa dolegliwości wywołane samym lotem lub nerwową atmosferą oczekiwania. Przy lotnisku nie można zbudować szpitala lub kliniki, można natomiast uruchomić punkt pierwszej pomocy. Ambulatorium przy lotnisku powstało w Bostonie. Zostało wyposażone w najnowszy sprzęt diagnostyczny oraz środki telekomunikacji. Dzięki nim dyżurna pielęgniarka utrzymuje bezpośrednią łączność że szpitalem miejskim, gdzie doświadczona kadra lekarska dokonuje właściwej diagnozy. Oto przykład takiego badania: do ambulatorium zgłasza się pasażerka uskarżająca się na bóle w piersiach. Pielęgniarka mierzy jej puls, temperaturę, ciśnienie, pobiera do analizy krew, a następnie wprowadza do specjalnego pokoju telekomunikacyjnego, w którym zamiast doktora znajduje się monitor oraz kamera telewizyjna. Po włączeniu aparatury, na ekranie widać twarz doktora - specjalisty chorób wewnętrznych. Na swym monitorze w szpitalu obserwuje wyniki analiz i pacjentkę. Pielęgniarka przez mikrofon podaje doktorowi dane personalne i historię chorób pacjenta oraz przesyła wyniki wstępnego badania pasażerki. Doktor sam przeprowadza wywiad z chorym pytając o dodatkowe szczegóły. Następnie rozpoczyna się normalne badanie. Pielęgniarka obsłuchuje pacjentkę specjalnym stetoskopem, z którego szmery są przekazywane wprost do słuchawek doktora. Na tej podstawie wydaje diagnozę i wypisuje receptę, która dociera do ambulatorium. W poważniejszej sytuacji teledoktor może zlecić natychmiastowy transport pacjenta do szpitala.
W przypadku przylotniskowego ambulatorium takie badanie może się wydawać zbędnym luksusem, stosowaniem nowinek technicznych na pokaz lub obciążaniem rachunków przewrażliwionych bogatych pasażerek. Ale przecież podobnie są przeprowadzane wszelkie badania na odległość.
W latach siedemdziesiątych XX wieku na Alasce rozpoczęto tworzenie sieci telemedycznej, bowiem chronicznie brakuje tam personelu medycznego, lekarzy oraz dużych szpitali. Satelita ATS-6 zapewnił połączenie wszystkich ambulatoriów tego stanu z centrum medycznym Ośrodka Tanana, a dodatkowe łącze umożliwiło miejscowym lekarzom dostęp do literatury medycznej i banku danych w odległym stanie Maryland. W poważniejszych przypadkach natychmiast transportowano pacjenta do szpitala, ale zwykle wystarczała porada na odległość. Wyniki tego eksperymentu były bardzo zachęcające. Opieka lekarska w regionach do których niemal nigdy nie docierał lekarz znacznie się polepszyła.
Zastosowanie najnowocześniejszych środków komunikowania oraz komputerów w medycynie nie ograniczają się do telemedycyny. Leczenie rozpoczyna się od postawienia trafnej diagnozy. Komputer zbiera dane wprost z instrumentów analitycznych, może także przy pomocy specjalnych programów oceniać możliwość wystąpienia określonej choroby na podstawie analizy symptomów i wyników badań specjalistycznych. Programy komputerowe ostrzegają przed konfliktowymi lekami, informują o skutkach ubocznych leków. Wobec coraz większej liczby skomplikowanych leków o wielorakim działaniu ubocznym, tylko lekarz wspomagany komputerem będzie mógł postawić właściwa diagnozę i prowadzić skuteczną terapię. Jeden z najstarszych, ale bardzo udany program ekspercki INTERNIST wspomaga lekarza w stawianiu właściwej diagnozy. Podobno INTERNIST częściej trafnie diagnozuje niż początkujący lekarz!
Komputer, a ściślej mikroprocesor, jest również pomocny podczas leczenia. Nie tylko ułatwia śledzenie postępów kuracji, porównując je z tempem przeciętnym, wysuwając sugestie co do skuteczności leków, ale także może czuwać nad prawidłowym zażywaniem lekarstw przez pacjenta.
Twórca z komputerem
Klawiatura zamiast pióra
Dziennikarze są najbardziej entuzjastycznymi i istotnymi zwolennikami wszelkich nowych technik komunikowania. Byli jednymi z pierwszych użytkowników telegrafu i telefonu. Jako pierwsi zaczęli na większą skalę używać maszyn do pisania. szczególnie modeli walizkowych. Fotograficzny aparat małoobrazkowy, film w kasecie, przenośny magnetofon okazały się jeszcze bardziej dla nich użyteczne. Dziennikarz bowiem, jak go kiedyś określił Fryderyk Nietsche „papierowy niewolnik dnia”, z racji swego zawodu jest szczególnie zainteresowany szybkością przekazu. Od wydarzenia do momentu poinformowania o nim odbiorców powinno upłynąć jak najmniej czasu.
Indywidualna i redakcyjna praca dziennikarza ulega stałym przeobrażeniom. Najważniejszym instrumentem jego warsztatu stał się terminal redakcyjny z programem edycji tekstów. Komputerowy edytor jako „przetwarzacz słów” ma tyle wspólnego z staroświecką maszyną do pisania, co samochód z wozem drabiniastym. Dziennikarz przygotowuje swe teksty w formie niemal gotowej do druku, aby następnie, już bez pośredników, błyskawicznie przesyłać je do ostatecznej redakcji.
Nowoczesny pisarz zyskał nowe narzędzie pracy: klawiaturę i ekran monitora. I choć klawiatura zastąpiła maszynę do pisania, a ekran - papier, to jako elementy komputera stanowią urządzenie o nieporównanie większych możliwościach niż tradycyjne urządzenia do tworzenia tekstów. Na ekranie uzyskuje się obraz naciśniętej litery. Pisanie jest więc takie same jak na zwykłej maszynie do pisania, a nawet łatwiejsze, gdyż cofnięcie i usunięcie z ekraniu błędnie wystukanej litery następuje błyskawicznie i jest prostsze niż jej mazanie.
Już to wystarcza, aby entuzjastami komputera stali się ci wszyscy, którzy często przepisują i poprawiają teksty. Jeśli ma się maszynę, która umożliwia elektroniczny montaż tekstu z dotychczas napisanych „kawałków”, jeśli pozwala szybko przestawiać różne jego fragmenty, zastępować jedne słowa drugimi, porównywać ich pisownię z słownikiem ortograficznym, podsuwać wyrazy bliskoznaczne, numerować przypisy, porządkować paragrafy, to chociaż ona sama nie napisze “Pana Tadeusza”, a wszystkie wady tekstu i tak będą obciążać autora, jednak w jego ewentualnym sukcesie i ona będzie miała swój udział. Gdy uczony we wstępie do swej rozprawy przyznaje: „Zalety tej książki są zasługą także moich pomocników, choć jej wszystkie niedostatki są winą autora”, to powinien także uzwględnić najcierpliwszego pomocnika - program komputerowy edycji tekstu. Autor niniejszej książki pragnie zatem podziękować programowi Word Perfect (i jego twórcom), któremu pozostaje wierny od wersji 4.2 do 12.0.
Zalety komputera nie ograniczają się tylko do redagowania i korekty tekstów. Elektronicznie napisane i zredagowane teksty mogą być przesłane do drukarni, gdzie po niewielkiej adaptacji są drukowane. Oczywiście zwykły dziennikarz pisze swe teksty posługując się prostym edytorem tekstów. Redaktor techniczny i grafik układa je tak, aby pasowały na daną stronę i do innych tekstów oraz ilustracji. Elektroniczne „łamanie”, tak jak i komputerowe drukowanie (desktop publishing), to jednak sprawy, którymi warto się zająć oddzielnie.Nowoczesnego dziennikarza należałoby raczej więc nazywać redaktronikiem niż redaktorem, tak wiele zawdzięcza w jego pracy zawodowej mikroelektronice.
Oczywiście komputer jako narzędzie pracy ma nie tylko zalety. Na pewno zbyt długa praca, powyżej czterech godzin dziennie, powoduje bóle głowy i zaburzenia wzroku. Najbardziej jednak dziennikarze nie lubią „zaglądania im przez ramię” z komputera redaktora naczelnego. Ponieważ wszystkie redakcyjne komputery są połączone w sieć, naczelny w każdej chwili może na swym monitorze podglądnąć co pisze lub co napisał jego podwładny. Aby chronić prywatność pracy twórczej w redakcji. z inicjatywy dziennikarzy wprowadza się więc systemy indywidualnych zabezpieczeń. Do obiegu redakcyjnego tekst wchodzi zatem nie do razu, lecz po decyzji dziennikarza. System elektroniczny ma i tę wadę, że niekiedy można się doń „włamać” i zamieścić (lub wycofać) jakąś informację. Nie tak dawno prasa szwedzka donosiła o tym, że dwaj trzynastoletni uczniowie, aby zrobić kawał swemu nauczycielowi, połączyli się za pomocą telefonu z komputerem w drukarni, który był wykorzystywany do składania gazety. Wprowadzili ogłoszenie, które zawiadamiało, że ów nauczyciel właśnie się ożenił i oczekuje na gratulacje. Gdy ów żart się wydał, uczniowie ci stwierdzili, że potrafią dokonać zmiany każdego tekstu w gazecie. Wymaga nie tylko złamania kodu dostępu do komputera, ale również zrozumienia zasad składania i łamania kolumn w gazecie, co dotychczas było domeną doświadczonych, kwalifikowanych redaktorów technicznych. Elektronika więc upraszcza, a nie komplikuje redagowanie.
Mimo pewnych wad i niedogodności większość redakcji na świecie już całkowicie zelektronizowano. Ich terenowi i zagraniczni korespondenci także są wyposażeni w przenośne komputery. Z ich pomocą mogą przesłać przez telefon komórkowy tekst do redakcji, a tam bez wydruku na papierze, można go skierować do ostatecznej obróbki i fotoskładu. Droga od korespondenta do drukarni skraca się więc maksymalnie.
Gdy Ryszard Kapuściński pisał swoje zagraniczne korespondencje, miał do dyspozycji jedynie telegraf, potem telekst. Tymczasem typowe wyposażenie współczesnego „szalejącego reportera”, to przenośny, mieszczący się w teczce mikrokomputer, notebook, wyposażony w klawiaturę maszyny do pisania, wyświetlacz ciekłokrystaliczny, oraz telefon (komórkowy albo satelitarny) dla natychmiastowego dostarczania tekstu, obrazu i dźwięku do swej redakcji. Czy pisze mądrzej? Oto jest pytanie!
W erze Internetu każdy może nie tylko śpiewać, ale być dziennikarzem. Publikując w sieci tzw. blogi, czyli własne pamiętniki, dzienniki wydarzeń, stajemy się amatorami-dziejopisami. Zakładając własną stronę - z komentarzami, a niekiedy oryginalnymi wiadomościami, tworzymy własną gazetę. W przypadku katastrof, kryzysów, konfliktów takie amatorskie dziennikarstwo uzupełnia naszą wiedzę o wydarzeniach, a niekiedy trafia na pierwsze strony gazet. Problem zatem w ich wiarygodności, gdyż nie podlegają one żadnej wewnętrznej kontroli i nie przechodzą weryfikacji przez redakcyjny filtr.
Sztuka w świecie multimediów
Krytyka i analiza artystyczna zyskały w wieku komputerowym nowe środki analizy. Komputerowa analiza dzieł artystycznych staje się coraz bardziej fascynującą dziedziną historii kultury. Najpierw zajęto się analizą utworów poetyckich i literackich. Na przykład analiza częstotliwości używania pewnych słów i zwrotów pozwala ustalać w przypadkach wątpliwych autorstwo, wskazywać prawdopodobne dopiski nie pochodzące od autora.
Kim jest postać przedstawiona na najsłynniejszym portrecie świata pędzla Leonarda da Vinci, łącząca łagodny uśmiech z przenikliwym, napiętym spojrzeniem - czyż tylko wizerunkiem małżonki florenckiego szlachcica Gioconda? Czy czymś więcej, o czym świadczy podobieństwo do wielu innych malowanych przez mistrza kobiet i aniołów?. Ta zagadka pozostaje jedną z największych tajemnic historii sztuki. Komputer może jednak pomóc w jej rozwiązaniu.
Niedawno, po niemal pięciuset latach od powstania tego obrazu, Lillian Schwartz używając specjalnego komputerowego programu ogłosiła szokującą teorię - w wizerunku Mony Lisy sportretował się sam mistrz Leonardo! Obie postacie maja identyczne umiejscowienie i wymiary nosa, ust, podbródka oraz czoła. Czy rzeczywiście jest to autoportret Leonarda w przebraniu? Wielu ekspertów uważa takie przypuszczenie za absurdalne, inni nie są tacy pewni.
Komputer znajduje zastosowanie nie tylko w historii sztuki. Twórczość artystyczna też mu się nie oparła. Maszyna może nawet udawać poetę, rzecz jasna tylko w dziedzinie nowoczesnej poezji, w której trudno doszukać się jednoznacznego sensu. Potrafi dobierać ze słownika wyrazy, łącząc je w linijki wiersza:
Leciutko Drżące Nozdrza Wichru
Niebieskie Wody, Mroku Cień
Czy Kiedyś Będzie Wiosny Echo
Czuję Jej Dawny Dzień
Cz ten wiersz napisał nowoczesny poeta czy raczej komputer? Trudno zgadnąć, lecz czy to jest prawdziwa poezja? Raczej nie. A już z pewnością na pytanie czy komputer potrafi pisać dobre wierze, odpowiedź brzmi - nie. Istotą komputera jest działanie wedle systemu zasad dokładnie i jednoznacznie określających proces wykonania danego zadania, czyli wedle zawartego w programie algorytmu. Podając mu pewien wątek, motyw, a nawet każąc mu wybrać go losowo, dzieło jest przekształcane wedle ustalonych schematów i formuł. Jednak to artysta nadaje mu tom. Przykładem tragicznie zmarły wspaniały malarz Zbigniew Beksiński, który w późniejszym okresie twórczości włączył komputer w swoje malarstwo.
Artyści znaleźli w współczesnych elektronicznych cyfrowych mediach wspaniałe narzędzie kreowania nowych rodzajów i gatunków artystycznych. Jedną z nich jest NET-ART. sztuka sieciowa, artystyczna rzeczywistość wirtualna. Media wzbogacają też tradycyjne formy sztuki - koncerty muzyczne są uzupełnianie projekcjami wideoklipów na wielkich ekranach, niekiedy stanowią dziejące się w różnych miejscach wydarzenie muzyczne pokazywane jako jeden spektakl tylko przez telewizję.
Sztuka jest zarówno rzemiosłem mistrzowskim, opanowaniem warsztatu, a przede wszystkim odkrywaniem tego, co nowe, wcześniej nieznane, indywidualnie wyrażone i przetworzone. Jest przeto zaprzeczeniem algorytmu. Artysta działający jak komputer staje się jedynie rzemieślnikiem, przestaje być twórcą. Twórczość wymaga ducha, a więc intelektu i emocji człowieka. Algorytmy są tu mało przydatne, choć - jak w filmach - programy graficzne tworzą nieraz wspaniałe efekty.
Twórczość zawsze polegała na eksperymentowaniu z nowymi technikami artystycznego wyrazu. Zapewne malarstwo zaczęło się od rysowania palcem na piasku, ale szybko sięgnięto po patyk, a potem skonstruowano prosty pędzel do malunków (naturalną farbą, choćby krwią) na skale. Kolejne pokolenia malarzy doskonaliły swój warsztat, wzbogacając go o nowe materiały (farby, płótna, papiery), narzędzia (pędzle, ołówki) oraz pomocnicze instrumenty, jak na przykład prototyp aparatu fotograficznego, czyli camera obscura. Wynalazek fotografii zapoczątkował nową dziedzinę sztuki.
Nasza epoka nie jest tu wyjątkiem. Wynalazek kina, radia i telewizji, a wcześniej prasy, dał początek wielu nowym formom twórczości. Bez prasy codziennej i tygodniowej nie do pomyślenia jest felieton, bez radia - serial w rodzaju “Matysiaków” (pomińmy tu jego wartość artystyczną), bez telewizji - teledyski. Dzisiaj, artyści - plastycy, muzycy, filmowcy, fotograficy, pisarze, architekci - mają do dyspozycji całą gamę nowych środków wspomagających ich twórczość.
Grafika i wzornictwo komputerowe znajdują zastosowanie głównie w sztuce użytkowej, choć coraz częściej tworzone są rysunki komputerowo animowane, tak w filmach rysunkowych jak i science fiction. Rysownicy w komputerze mają potężne narzędzie szybkiej realizacji najbardziej śmiałych pomysłów. Przykładem nowe filmy rysunkowe, choćby Shrek. Kreślarze, architeci, projektanci obecnie nie wyobrażają sobie pracy bez szybkiego i mocnego komputera.
Znakomite technicznie i tanie kamer wideo umożliwiają rozwój nowego rodzaju sztuki, zwanej wideo-art, gatunku pośredniego między filmem a telewizją. Wideokamera świetnie się nadaje do rejestrowania happeningów.
Wideo-art łączy klimat prywatności z nastrojem wydarzenia artystycznego. Jego istota polega na czynnej interakcji widowni z pokazem. Programy wideo mają pobudzić zazwyczaj biernego telewidza do działania, często wżywają widza do zbliżenia się do odbiornika, wykonywania nakazanych ruchów, wypowiadania słów-zaklęć. W pewnej mierze wideo-art jest elektronicznym czarodziejem, jakby odpowiednikiem praktyk szamańskich. Na przykład w „grach z ekranem” artyści demonstrują rozmaite sposoby obchodzenia się z telewizorem, czasami go głaszcząc, czasami do niego strzelają z pistoletu. Cały happening jest nagrany jako pokaz „śmierci telewizora”, a następnie przetwarzony cyfrowo.
Komputer zmienia świat dźwięków. Zaczynając od okładania kijem pustego drzewa w celu uzyskania rytmicznych dźwięków oraz dmuchania w wydrążoną trzcinę, człowiek doszedł do konstruowania tak wymyślnych instrumentów jak skrzypce, organy czy fortepian. Historia sztuki jest zarazem historią wykorzystania różnych mediów do celów artystycznych. Elektronika i komputer coraz częściej okazują się niezbędne w twórczości muzycznej. Nowoczesna elektronika stworzyła różnorodne instrumenty elektroniczne gitary, organy i pianina, tym samym zmieniając dźwięki i skład orkiestr.
Trudno sobie wyobrazić muzykę młodzieżową bez instrumentów elektronicznych, a nade wszystko bez potężnych wzmacniaczy oraz kolumn głośnikowych. Kolejnym krokiem było zbudowanie syntetyzatorów dźwięków, mogących wytwarzać wielką ilość nowych brzmień i tonów. Muzyka jest asemantyczna, jej elementy nie mają odpowiedników w słownikach, a kompozycją muzyczną rządzi raczej matematyka niż gramatyka. Toteż w połączeniu z odpowiednio zaprogramowanym komputerem syntetyzator dźwięków potrafi nieźle komponować, a w każdym razie stworzyć podkład akustyczny niewiele gorszy od tego, jaki oferują przeciętni kompozytorzy muzyki rozrywkowej. Syntetyzator dźwięku jest istotnym instrumentem nowoczesnej muzyki, a sam kompozytor staje się w coraz większym stopniu programistą muzycznym.
Wojna informacyjna: wywiady i maskarady
Alvin Toffler wyróżniając w dziejach ludzkości trzy fazy (fale), pierwszą, rolniczą, drugą - przemysłową, trzecią - medialną, korelował je ze sposobami prowadzenia wojen. W fazie pierwszej uzbrojenie było proste, od maczug, mieczy do znacznie późniejszych pik i muszkietów. W fazie drugiej w wojnach używano czołgów i samolotów. W fazie trzeciej,.informatyczno-medialnej, wojnę prowadzą i wygrywają tzw. wojownicy wiedzy.
Ale przecież walki nigdy nie wygrywano tylko bronią i siłą. Najdzielniejszego bohatera Iliady, Achillesa nie sposób było pokonać w otwartym opojedynku.Gdy był małym dzieckiem Tetyda, jego matka, zanurzyła go w wodach Styksu uodporniając na wszelkie ciosy. Mimo to miał słabe miejsce - piętę, za którą trzymała go matka w czasie kąpieli. Dopiero inny heros, trojański Parys, pokonał go celnie trafiając go strzałą w ten słaby punkt.
Legenda o achillesowej pięcie jest jakby kwintesencją istoty skutecznej walki - nie ma niezwyciężonych ludzi czy armii, trzeba tylko znaleźć ich słabe miejsce i tam ugodzić. Toteż od najdawniejszych czasów zwyciężają nie silniejsi, nie najliczniejsi, ale najsprytniejsi. Jak izraelski Dawid, który kamieniem z procy zabił filistyńskiego olbrzyma, Goliata. Trafiając we właściwe miejsce - w czoło.
Walkę zbrojną wygrywa się zatem siłą i sposobem. Siłą, bo chodzi o fizyczne zniszczenie, co wymaga mocnego ciosu, ale jeszcze bardziej sposobem, bowiem zadawanie ciosów na oślep może jedynie zmęczyć atakującego. Historia wojen jest w dużej części historią walk wywiadów. Parys umiał poznać tajemnicę Achillesa. Odyseusz znał charakter Trojan, gdy podsunął im drewnianego konia. Mitologiczna Semiramida pomogła mężowi zdobyć twierdzę wskazując jej górskie obejście.
Wojna przeciw Irakowi w 1991 roku była pierwszym w historii ludzkości przypadkiem w którym techniki informacyjne decydowały praktycznie o wszystkim. Siła, jakiej tam używano, nie była ślepa, a przeciwnie, precyzyjnie kierowana. Była to pierwsza wojna informatyczna. Zaczęła się na kilka miesięcy przed rozpoczęciem zbrojnego starcia. Od dnia zagarnięcia Kuwejtu przez Irak Amerykanie intensywnie zbierali dane potrzebne do wojskowego rozgromienia agresora. Korzystali ze wszystkich metod wywiadu; szpiegów, fotografowania wojskowych obiektów, zbierania meldunków dyplomatów. Ale największa i najważniejsza część informacji pochodziła z kosmosu, czy satelitów rozpoznawczych. Mają one zdolność rozróżniania niewielkich nawet obiektów na Ziemi. Na ich zdjęciach ponoć można odczytać nagłówki gazet, a na pewno ustalić numery rejestracyjne pojazdów.
Ciągła obserwacja satelitarna oraz podsłuch telekomunikacyjny to statutowe zadaniem jednej z najtajniejszych amerykańskich organizacji wojskowych - NSA (National Security Agency,) Narodowa Agencja Bezpieczeństwa). Działa ona na wielką, globalną i kosmiczną skalę, mając budżet kilkakrotnie większy niż powszechnie znanej CIA. W dyspozycji ma dziesiątki satelitów zwiadowczych, które są programowane na obserwację określonych regionów, krajów, obiektów. W jej archiwach zarejestrowana jest niewyobrażalna liczba danych, między innymi nagrany rozpaczliwy krzyk kosmonautów radzieckich w czasie pożaru ich statku kosmicznego.
W 1985 roku NSA umieściła na orbicie odległej od Ziemi gdzieś między 112 do 480 kilometrów (dokładna orbita pozostaje tajemnicą) pierwszego supertajnego satelitę z serii ICON, który ma zdolność dostrzegania obiektów o rozmiarach 10 do 15 cm nawet w nocy! Od tej pory liczba takich kosmicznych zwiadowców jeszcze zwiększyła.
Dane z tych satelitów napływają tak szybko, że mogą je opracować jedynie najszybsze w świecie superkomputery. Rocznie zużywają one miliony kilogramów papieru. W połączeniu z komputerowym systemem rozpoznawania obrazów potrafią one wykazywać drobne nawet zmiany w terenie, a tym samym informować o budowie nowych obiektów, ruchach wojsk, wystrzeleniu rakiet, itp.
Oczywiście nawet najnowsze techniki satelitarne nie zastępują całkowicie wywiadowców ani oddziałów rozpoznania walką, niemniej pozwalają na bezpieczne zbieranie takich danych, które zdobywał filmowy superszpieg James Bond. Informacje NSA służą do przygotowania map, wprowadzanych następnie do pamięci pokładowych komputerów wojskowych samolotów, okrętów, rakiet, czołgów.
Oprócz obserwacji satelitarnych nowoczesne wojska korzystają z wielu innych sposobów zwiadu i rozpoznania. Najważniejszego dokonują samoloty typu AWAC z ogromną kolistą anteną, wyposażone w radar „patrzący do dołu”, który może wykrywać obiekty nisko lecące oraz równocześnie śledzić tory setek rakiet, samolotów i statków. Także samoloty zwiadowczo-atakujące Tornado mają rozbudowany system elektronicznego rozpoznania terenu. Przekazują one zebrane dane myśliwcom i bombowcom które dokonują ataku.
Techniki telekomunikacji gruntownie zmieniły wyposażenie wojska. Nie tylko zapewniają stałą łączność z walczącymi oddziałami, ale stanowią podstawę nowych rodzajów broni zdalnie sterowanych i samonaprowadzających. Taka broń jest niezwykle skuteczna, na przykład pociski manewrujące (cruise missiles) i rakiety nowego typu (Pershing II) mają w pamięci pokładowego komputera zakodowany obraz terenu oraz zadanego celu. Potrafią więc same naprowadzać się na cel zmieniając tor lotu. Trudno jest je trafić, natomiast one atakują z niezwykłą precyzją.
Nowością w wojnie w Zatoce Perskiej było ogromne nasycenie środkami zbierania informacji, łączności, jak oraz użycie technik niszczących systemy informacyjne przeciwnika. W pierwszej fazie operacji „Pustynna burza” wojska alianckie wykonały tzw. uderzenie ogłuszające, czyli unieszkodliwiły systemy łączności przeciwnika. Chociaż zapewne nie było w stu procentach skuteczne, Irak, jak każde inne państwo, miał pewną liczbę kanałów łączności odpornych na zakłócenia, jednak elektroniczny atak na moment skutecznie ogłuszył obronę przeciwlotniczą. To wystarczyło.
Nowoczesne rakiety (zarówno typu Tomahawk jak i manewrujące Cruise) są sterowane tak dokładnie, że trafiają w cel jak w dziesiątkę na tarczy strzelniczej. Gdy obserwuje się ich lot, można odnieść wrażenie, że przelatując między budynkami w mieście zatrzymałyby się na czerwonych światłach.
Ogromny postęp dokonał się w kierowaniu samolotami bojowymi. Pulpit w kabinie pilota w samolocie myśliwskim F-16 zapewnia trójwymiarowe widzenie ekranów radarowych. Awionika kosztuje więcej niż silnik i kadłub samolotu. A sami piloci są trenowani na symulatorach wykorzystując techniki tzw. wirtualnej rzeczywistości.
Dowodzenie staje się coraz bardziej zależne od środków łączności i komputerów. Nawet na szczeblu batalionu używa się komputerowego wspomagania w przetwarzaniu informacji napływających z pola bitwy i sztabu. Tym bardziej na szczeblu sztabów nasycenie środkami łączności i przetwarzania informacji jest niezwykle duże.
Nowe techniki przetwarzania informacji i telekomunikacji są podstawą techniki rakietowej. Bez komputerów nie były możliwe ani loty na Księżyc, ani rakiety wojskowe o zwiększonej sterowności. Techniki naprowadzania, oparte na technikach komunikowania i komputerach, używane w czołgach do tego stopnia zwiększają celność broni, że znowu mówi się o możliwościach wykorzystania ładunków konwencjonalnych zamiast głowic jądrowych. Pozwalają one już dzisiaj zautomatyzować ładowanie i kierowanie działem czołgu, zmniejszając jego załogę.
Dylematy polityczne
Najpoważniejszy dylemat w obliczu którego stoi dzisiaj władza państwowa w każdym kraju dotyczy zakresu i skali regulacji i kontroli działania nie tylko elektronicznych środków komunikowania masowego ale wszystkich mediów, w tym nowych i najnowszych. Zawsze tak było, iż początkowo wszelkie nowe środki komunikowania kontrolowano szczególnie dokładnie, upatrując w nich potężny czynnik działania politycznego. Było to wyraźnie widoczne w przypadku radia i telewizji, a niegdyś także telegrafu i telefonu, które nawet w krajach o orientacji wolnorynkowej były poddane szczegółowej kontroli państwowej, a często i monopolizacji. Tę ingerencję państwa uzasadniano technicznym wymogiem zapewnienia ładu komunikacyjnego (unikania interferencji fal radiowych) oraz ekonomiczną skalą inwestycji w tej dziedzinie. Wydawało się naturalne i pożądane utrzymywanie jednej sieci radiofonii (a zwłaszcza telewizji), tak jak wcześniej powołano jedną sieć telegraficzną i telefoniczną.
Rozwój techniczny środków telekomunikacji obecnie pozwala na demonopolizację wszystkich mediów w skali państwowej. Już pojawienie się radia na falach ultrakrótkich umożliwiło ogromne zwiększenie liczby stacji radiowych działających na danym obszarze, w wielu krajach obalając zasadę monopolu radiowego. To samo w dziedzinie telewizji sprawił rozwój systemów telewizji kablowej. Popularne jest hasło deregulacji wszystkich środków telekomunikacji, tj. telefonów, radia i telewizji. Jego praktyczna realizacja sprowadza się do znoszenia faktycznego monopolu jednego operatora (na przykład w Stanach Zjednoczonych zlikwidowano wyłączność koncernu AT&T w dziedzinie telefonii, udzielając licencji różnym innym firmom telekomunikacyjnym.
Jednak liberalizm ma drugie oblicze - ułatwia swobodne operowanie przede wszystkim najsilniejszym światowym firmom. Toteż rozwój nowych mediów zdaje się nie zmniejszać - w skali całego świata - zależności politycznej jednych krajów (suwerennych) od drugich, ale raczej ją zwiększać. Coraz trudniej jest bowiem utrzymać niezależność polityczną w warunkach, kiedy satelity rozpoznawcze (remote sensing) nie tylko dokładnie oceniają ich siły militarne, ale także eksploatowane i potencjalne zasoby naturalne. Transfer - przez sieci telefoniczne i satelitarne - informacji, handlowych i innych, do zagranicznych banków danych również nie zmniejsza, ale zwiększa zależność mniejszych, słabszych krajów od krajów technologicznie przodujących. Obawy przed polityczną zależnością poprzez demonopolizacje telekomunikacji są więc realne, lecz zapobiec może im nadzór państwowy nad zasadami wykorzystania sieci, a nie nad informacjami krążącymi w sieciach.
Ciągle aktualna jest sprawa stopnia deregulacji środków telekomunikacji w szerokim pojęciu, tak aby każdy abonent mógł wybierać między konkurencyjnym sieciami telefonicznymi, chcąc uzyskać korzystniejsze dla siebie warunki, np. instalacji, opłat itp. Chociaż deregulacja ma swoich gorących zwolenników, zarówno wśród teoretyków i ideologów komunikowania, a przede wszystkim wśród przedstawicieli przemysłu telekomunikacyjnego), to ma ona także równie gorących przeciwników. Należą do nich ci, którzy dostrzegają pozytywne strony regulacji państwowej, a szczególnie potrzebę ochrony interesów słabszych ekonomicznie warstw społecznych, którym zagraża dalsza komercjalizacja systemu komunikowania. Należą do nich również ci, którzy widzą, że deregulacja nie oznacza zmniejszenia liczby zarządzeń i skali regulacji państwowej, przeciwnie, oznacza ich zwiększenie, prowadzi natomiast do oddania wielkim korporacjom nadzoru i kontroli nad środkami powszechnej telekomunikacji.
Jak widać, oczywisty z pozoru proces deregulacji nie jest jednoznaczny. Nowe media zwiększają stopień wolności wyboru odbiorców, ale niekoniecznie oferują im same korzyści. Często ograniczają ich wybór na innej płaszczyźnie.
Problemy prawne
Nowe media odnawiają dawny problem własności intelektualnej - do kogo przynależy stworzona informacja? Jeśli nawet uznamy prawo copyrightu dla autora i wydawcy co z owej własności wynika? Na ile mają prawo kontroli nad sposobem wykorzystania swojego dzieła (tu wchodzi prawo do kopiowania), na ile dzieło musi być oryginalne (i co to oznacza oryginalność - formę czy treść, czy jedno i drugie), aby podlegało szczególnej ochronie?
Są to dylematy praktyczne, prowadzące do konkretnych, ale na ogół zgodnie uznanych za niedoskonałe obecnych rozwiązań prawnych. Nadmierny nacisk na ochronę praw autorskich powoduje bowiem uszczuplenie praw odbiorcy/użytkownika, a z kolei zaniedbania ochrony praw autorskich powodują osłabianie aktywności twórczej i wydawniczej.
Najostrzej dylemat ten występuje w przypadku ochrony prawnej oprogramowania komputerowego, gdzie jednostkowy koszt programu bywa dosyć znaczny, zaś jego doskonałe (w sensie technicznym) skopiowanie zajmuje kilka minut i kosztuje kilka złotych.
Również nowe prawne dylematy stwarza przepływ informacji przez granice (powstał on wcześniej, już w okresie narodzin i rozkwitu radiofonii międzynarodowej), ale obecnie, w świecie telewizji satelitarnej (wkrótce także bezpośredniego nadawania), banków informacji i upowszechniania się dostępu poprzez normalną sieć telefoniczną dla użytkowników komputerów osobistych nabiera nowego wymiaru. Powstaje również problem ochrony własnych zasobów informacyjnych przed penetracją zagraniczną.Coraz bardziej istotna staje się ochrona danych osobowych przed komercjalnym (i politycznym) ich wykorzystaniem wbrew woli obywatela. A zatem, pojawienie się nowych mediów zmusza do rewizji tradycyjnych koncepcji własności intelektualnej.
Prawa obywatelskie w społeczeństwie medialnym
Jeśli „społeczeństwo medialne” jest istotnie społeczeństwem, to znaczy realną, wielką i rozproszoną grupą ludzi, wtedy podstawowe pytania socjologii dotyczące natury państwa, jego ustroju, struktury społecznej, kryteriów przynależności, uprawnień i obowiązków obywateli stają się ważne. A zatem należy określić typ systemu politycznego właściwy społeczeństwu medialnemu. Nie podlega dyskusji, że ma to być system demokratyczny, natomiast warto dyskutować nad rodzajem demokracji. Nadzieja na realizację idei demokracji bezpośredniej,realizowanej wprost i codziennie przez obywatelskie referenda jest ciągle odległa. Występują zatem realnie dwa typy demokracji: aktualna, reprezentacyjna, realizowana przez wybieranych co kilka lat przedstawicieli narodu, oraz druga, przyszłościowa, demokracja deliberacyjna zakładająca wykorzystanie nowych interakcyjnych technologii teleinformacyjnych, w tym Internetu, dla stałego dialogu władzy i obywateli.
Dane uzyskane z badań wykonanych na zlecenie międzynarodowej organizacji OECD (agendy ONZ ds. rozwoju), wykazują, że Polaków cechuje większy niż inne narody analfabetyzm funkcjonalny. Ponad połowa ma trudności z rozumieniem prostych tekstów, w tym wiadomości dziennika telewizyjnego, a także instrukcji obsługi urządzeń domowych, ulotek o stosowaniu leków. Badania przeprowadzono pięć lat temu, od tego czasu nastąpił formalny wzrost wykształcenia Polaków, ale aktualne opinie nauczycieli i socjologów wskazują jedynie na bardzo powolne poprawianie faktycznego wykształcenia.
Istotnym warunkiem ograniczającym dostęp do informacji jest nierówne korzystanie z mediów masowych oraz Internetu. Jeśli telewizja i radio są urządzeniami powszechnego użytku, to dostęp do telewizji satelitarnej i kablowej jest nadal przywilejem mniejszości. Prasa codzienna - podstawowe źródło rozszerzonej informacji bieżącej - dociera do coraz mniejszej liczby Polaków. Z kolei dostęp do Internetu dla wielu grup społecznych jest nadal bardzo ograniczony , a co więcej słabnie dynamika jego ilościowego rozwoju.
Sieci łączą różnych ludzi, z różnych krajów, kultur, organizacji. Nie ma gwarancji, że będą one wyrównywać szanse rozwoju, a nie umacniać podziału na “informacyjnie bogatych” i “informacyjnie biednych”. Zwłaszcza dzieci w krajach mniej rozwiniętych są upośledzone, co ogranicza szanse rozwoju tych krajów w przyszłości. Stąd potrzebne jest uznanie zasady "publicznego dostępu" do baz danych, odpowiednika dawnych bibliotek publicznych.
Rysujący się problem podziału na “posiadających informacje” i “nie posiadających informacji” dostrzega Parlament Europejski. W tym stanie rzeczy do rangi zasadniczych zagadnień urasta - zdaniem niektórych prawników - kwestia umocowania w porządku prawnym i odpowiedniego ukształtowania tzw. czynnego prawa do informacji; podstawowego znaczenia nabiera postulat stworzenia równych szans w dostępie do nowych technologii, swoboda korzystania, rozpowszechniania i odbioru informacji.
Jakkolwiek technologie komunikacyjne są zawsze społecznie regulowane, to praktyka polityczna odróżnia komunikowanie prywatne od publicznego. To drugie jest kontrolowane znacznie dokładniej, nawet w najbardziej liberalnych krajach. Telefonię głosową uznano za środek komunikacji prywatnej, mającą cechy publicznego nośnika, a więc świadczenia wyłącznie usług na rzecz użytkowników, bez kontroli treści rozmów. Nadzór był ograniczony do zakazu przyłączania niehomologowanych aparatów telefonicznych. Telefonia kierowała się modelem działania innych środków transportu, jak kolej lub samoloty, z tym że przyjęła zasadę “naturalnego monopolu”, czyli działania jednego narodowego operatora telekomunikacyjnego. Jednak gdy tylko postęp cyfryzacji central to umożliwił, Stany Zjednoczone zrezygnowały z tej zasady, wprowadzając tzw. deregulację, czyli dopuszczając wielu operatorów. Obecnie zasada ta - określana także jako liberalizacja - została przyjęta przez dyrektywy Unii Europejskiej.
Liberalizację infrastruktury telekomunikacyjnej należy uznać za zjawisko ze wszech miar pozytywne. Odpowiedzialność za rozwój sieci kablowych spada jednak podmioty komercyjne zastępujące państwowy monopol. Rodzi się jednak pytanie, czy nie należy wprowadzać rozwiązań prawnych, które nakładają publiczne obowiązki na dysponentów sieci, operatorów, dostawców usług.
“Powszechna usługa” jest szczególnym wymogiem stawianym operatorom telekomunikacyjnych na świecie. Pojęcie zostało na początku XX wieku wprowadzone przez Theodora Vaila, prezesa amerykańskiej telefonii.
Oznacza, iż usługa telefoniczna musi być dostępna każdemu, niezależnie od jego miejsca zamieszkania i dochodu. Stała się zasadą etyczną zachodnich publicznych operatorów sieci telefonicznych, którzy byli monopolistycznymi dostawcami usług. Uznawano wówczas za naturalne, że operatorzy telekomunikacyjni są odpowiedzialni za zapewnienie i utrzymywanie powszechnej sieci telefonicznej i tanich połączeń lokalnych.
Jednak obecnie zasada powszechnej usługi telekomunikacyjnej jest kwestionowana z dwóch względów. Po pierwsze, z finansowych, gdyż dzisiaj zapewnienie taniej i powszechnej telefonizacji było możliwe dzięki subsydiowaniu lokalnych sieci i usług przez wysokie ceny rozmów międzynarodowych i międzymiastowych płaconych przez przedsiębiorstwa i abonentów z wielkich miast. Liberalizacja rynku, dopuszczenie wielu konkurencyjnych operatorów obniżyło ceny połączeń międzymiastowych, dlatego musiały wzrosnąć opłaty za rozmowy lokalne. Drugi wzgląd odnosi się do ustalenia zakresu usługi powszechnej. Gdy telefonia głosowa pozostawała jedyną ofertą telekomunikacji, jej zakres był oczywisty. Obecnie, gdy technologia cyfrowa i internetowa się upowszechnia, powstaje problem: czy usługa powszechna ma ograniczać się nadal do telefonii głosowej czy też objąć nową infrastrukturę, czyli szerokopasmowy dostęp do Internetu oraz usługi multimedialne? Internet w każdym domu? Hasło piękne, ale kto ma ten dostęp subsydiować?
Problemem staje się konwergencja usług telefonicznych i informatycznych, czyli połączenie nośnika powszechnego, telefonii tradycyjnie obojętnej wobec treści rozmów, oraz usług informatycznych, zainteresowanych rodzajem treści. Powstał problem kontroli politycznej, obyczajowe,j prawnej, itd. na treściami upowszechnianymi przez sieci telematyczne (Internet). Wyraziście ukazała to dyskusja nad pornografią dziecięcą w Internecie, treściami rasistowskimi i faszystowskimi, oraz informacjami niebezpiecznymi społecznie (recepty produkcji narkotyków, budowy bomb).
Jednocześnie jest oczywiste, że Internet z uwagi na swą niezwykłą skalę (ponad półmiliarda dokumentów, miliardy maili, dziesiątki milionów stron, miliony czatów, itd.), swe transgraniczne działanie, stanowi idealne miejsce dla rozlicznych działań szkodliwych, a jednocześnie trudnych do identyfikacji, lokalizacji i eliminacji. Wraz z upowszechniłem się Internetu, powiększa się jego potencjał szkodliwego, jak i pozytywnego wpływu.
Specyfiką komunikacji internetowej jest niezwykła łatwość maskowania własnej osoby, czasu i miejsca działalności. Internet wręcz zachęca do swoistej bezkarności wobec możliwej falsyfikacji osoby nadawcy. Odbiorcy także mogą oni występować w maskach społecznych np. zakładając wiele kont w różnych domenach pod fałszywymi nazwiskami. Internet odwraca zatem tradycyjny układ medium masowego, w którym to nadawca jest powszechnie znany, natomiast odbiorca pozostaje anonimowy.
Internet w pewien sposób ułatwia ustalenie kto treści wybiera, m.in. przez tzw.cookies. Zatem jako wręcz niewyobrażalnie wielka światowa sieć teleinformacyjna, o wielorakich funkcjach i usługach, wymaga coraz dokładniejszego monitorowania. Ta teza brzmi dla entuzjastów Internetu złowrogo, jako preludium do odrodzenia cenzury. Tak jednak nie jest - cenzura w dokładnym sensie to dokonywana przez władze (świeckie czy religijne) arbitralna i dyskrecjonalna eliminacja pewnych treści (dzieł) przed ich publikacją. Czym innym jest sądowy zakaz rozpowszechniania - o nim orzeka się w oparciu o jawne i precyzyjne przepisy ustawowe i konstytucyjne w procesie prawnym. Czym innym jest kontrola społeczna np. blokująca dostęp do pewnych treści (np. filmy dozwolone od lat 18), czy samokontrola producentów przekazów (przestrzeganie zasad obyczajności, unikanie języka nienawiści, wulgaryzmów, itp.). Kontrola Internetu ma charakter następczy, eliminacji witryn i przekazów w oczywisty sposób szkodliwych. Niemniej pozostaje problem kto ma decydować o owej oczywistości.
Poza aspektem prawno-politycznym (swobody obywatelskie), problem kontroli treści w sieci globalnej ma wymiar międzynarodowy (KTO ma uprawnienia kontrolne?), merytoryczny (JAK określić np. pornografię dziecięcą, gdy rzeczywistość wirtualna pozwala konstruować obrazy bez rzeczywistych aktorów?), kulturowy (CO jest uznawane za wywrotowe, szkodliwe, itd).
Trzeba zapewnić bezpieczne użytkowanie Internetu przez młodzież i dzieci. Zagrożenia, a nawet przestępstwa, jakich bywają ofiarami, są tu odmienne niż dla dorosłych. Dzieci i młodzież mają ułatwiony kontakt z treściami szkodliwymi, zagrażającymi rozwojowi duchowemu i niekiedy fizycznemu. Najczęściej wskazywane są tu treści pornograficzne, chociaż to tylko wierzchołek góry lodowej. Równie istotne są treści umacniające negatywne stereotypy etnicznie, szerzące nienawiść rasową, pogardę narodową, albo specyficzne mody, nawyki, style życia. Niektóre z nich można kwalifikować jako przestępcze, inne jako szkodliwe, wreszcie znaczną część jako niepożądane. Inne jeszcze konsekwencje wynikają z osobistego charakteru komunikowania internetowego, np. maili, czatów, a nawet komórkowych rozmów i esemesów. Internet staje się terenem działania pedofilów.
Istnieją dwa odmienne stanowiska wobec kontroli szkodliwych i niepożądanych treści w Internecie. Pierwsza metoda jest bliższa tradycyjnej cenzurze, polega na filtrowaniu (przez specjalne oprogramowanie, np. polski Cenzor) treści (słów, obrazów) uznanych za niepożądane. Druga - rating - jest bliższa autoregulacji i polega na oznaczaniu czerwonym kółkiem treści jako niewskazanych (niepożądanych, szkodliwych) dla określonych grup użytkowników (na wzór systemu oznaczania stosowanego w telewizji). Ta metoda wymaga współpracy z dostawcami Internetu, należy bowiem analizować i znaczyć strony umieszczane na ich serwerach.
Pionierem takich regulacji Internetu są Stany Zjednoczone. I chociaż sytuacja, także prawna, jest tam zmienna (uchwalane prawa są kwestionowane w Sądzie Najwyższym i niejednokrotnie uchylane), to wiele inicjatyw obywatelskich akcji ma realny wpływ na dostawców Internetu.
W 1998 roku Komisja Europejskiej przyjęła “Plan działania w zakresie promocji bezpiecznego wykorzystania Internetu” poprzez walkę z szkodliwymi lub nielegalnymi treściami w globalnych sieciach. Obejmuje on cztery główne kierunki:
* Tworzenia bezpiecznego otoczenia (przez samoregulację dostawców treści),
* Rozwoju systemów filtrowania i ratingu (oceniania) treści i witryn,
* Popierania działań uświadamiających rodziców co do zagrożeń,
* Działań wspierających zakładanie pedagogicznych centrów doradc zych.
Przykładem samoregulacji w Wielkiej Brytanii jest porozumienie między dostawcami usług internetowych, stowarzyszeniami zawodowymi oraz policją z poparciem rządu angielskiego, które doprowadziło do powołania organizacji monitorowania Internetu, the Internet Watch Foundation, finansowanej przez instytucje prywatne. Jej główne cele obejmują zapobieganie rozpowszechnianiu w Internecie nielegalnych materiałów, dostarczanie użytkownikom programów i narzędzi ochrony ich samych i ich dzieci przed szkodliwymi treściami i kontaktami. IWF powołał ciało konsultacyjne którego członkowie reprezentują różne organizacje, dostawców Internetu oraz rząd, policję rady prasowe, radiofonii i telewizji. Okazuje się jednak, że większość szkodliwych materiałów pochodzi spoza Wielkiej Brytanii, zatem ich zwalczanie wymaga współpracy międzynarodowej.
Filozofia Internetu jako medium wolnego i - przyznajmy - anarchistycznego, podkreśla walory jego maksymalnie nieskrępowanego działania. Jednak dalszy rozwój sieci wymaga zwiększania wiarygodności i bezpieczeństwa użytkowania. Jeśli Internet ma się stać zapleczem dla elektronicznego handlu i bankowości musi gwarantować bezpieczeństwo transakcji, a zatem trzeba wprowadzić wiele zabezpieczeń, z podpisem cyfrowym włącznie. Także wysoka jakość i wiarygodność dokumentów i danych wymaga ograniczenia dostępu - choćby ze względu na konieczność pobierania opłat za ich wykorzystanie.
Inny problem nadzorowania treści wynika z perspektywy użytkowników. Nie chcą oni, aby łatwo można było poznawać ich maile czy ustalać tożsamość. Stąd korzystają z technik szyfrowania. Jednak realizacja prawa do szyfrowania w sieciach komputerowych, a właściwie realizacja prawa do zachowania tajemnicy prywatnej korespondencji, napotyka sprzeciw policji i służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. I tak np. we Francji zakazano osobom prywatnym i organizacjom takich działań, przewidując wysokie kary pieniężne, a nawet więzienie. Z kolei w Stanach Zjednoczonych próbowano wdrożyć inicjatywę Clipper Chip.
Według tego projektu miało być wolno kodować wiadomości, tylko wówczas gdy zdeponuje się w odpowiednim urzędzie rządowym klucz dekodujący. Wówczas państwo ma możliwość rozszyfrowania każdego komunikatu. Krytycy tego rozwiązania porównują go do stosowania w drzwiach określonej serii numerowanych zamków, przy których produkcji drugi klucz automatycznie jest wręczany odpowiednim służbom państwowym. Kiedy zechcą mogą swobodnie sprawdzać mieszkania obywateli. Z tego względu inicjatywa ta upadła, ale problem pozostał. Policja oraz tajne służby państwowe uzasadniają swe żądania ograniczeń możliwości kodowania danych przesyłanych w sieciach komputerowych potrzebą aktywnej walki z organizacjami przestępczymi. Z kolei przeciwnicy swobodnego “podsłuchiwania” korespondencji elektronicznej, nawet jeśli zgadzają się na pewne ograniczenia jej tajemnicy, to jednak chcą, aby zostało zapewnione: możliwość wyboru metody kodowania i nie zakłócone jej stosowanie oraz zachowywanie w tajemnicy klucza, tj. zastosowanego kodu, użytej metody oraz sposobu dekodowania. Uważają oni, iż ograniczenie prawa do tajemnicy może nastąpić jedynie na podstawie decyzji sędziego, wydawanej według kryteriów podobnych do tych, jakie stosuje się przy decyzjach o podsłuchu lub rewizji w mieszkaniu.
E- administracja, sprawny rząd i urzędy
Sieci komputerowe mają wpływ na życie publicznej oraz stosunki między obywatelem a władzą. Tworzą nową, ponadnarodową sferę publiczną, a dzięki Internetowi dyskusja odbywa się niezależnie od czasu i przestrzeni, a przede wszystkim przekracza granice państwowe. Dzięki komputerowym bazom danych obywatel ma większe możliwości uzyskania urzędowych informacji. Sieci umożliwiają udział w głosowaniach, wyborach i referendach bez konieczności udawania się do urzędu czy lokalu wyborczego.
Celem programu e-administracja jest usprawnienie pracy administracji publicznej oraz znaczne obniżenie kosztów jej funkcjonowania. Z punktu widzenia interesanta, zarówno osoby prywatnej jak i firmy, najistotniejszym problemem administracji jest nieczytelność procedur i niemożność zdobycia informacji zarówno na temat prawidłowego rozpoczęcia danej procedury jak i stanu sprawy. Urząd powinien być dostępny, przyjazny, otwarty. Na styku urząd-obywatel są do rozwiązania następujące problemy: brak informacji o strukturze urzędu i kompetencjach jego poszczególnych struktur oraz np. o przetargach, nowych zarządzeniach itp. brak informacji o procedurach, wymaganych dokumentach, konieczność osobistego kontaktu z urzędnikiem po to by otrzymać blankiet czy wypełnić formularz, niemożność uzyskania informacji o bieżącym stanie sprawy, nie przygotowanie do załatwiania spraw urzędowych za pośrednictwem Internetu.
Państwo nadzoru i inwigilacja
Socjolog brytyjski Anthony Giddens zwraca uwagę, że gdy mówimy o społeczeństwie w istocie myślimy o “państwie narodowym”.
świata, Świat jest złożony z państw narodowych, czego wyrazem jest ONZ. Dlatego nadal nie ma obywateli, lecz są Polacy, Brytyjczycy, Francuzi, itd.
Państwo narodowe rozumiane jest jako ograniczona przestrzeń objęta wspólną władzą polityczną. Siła obronna jest niezbędna dla nowoczesnego państwa. Państwa narodowe wyłoniły się z wojen i są podtrzymywane przez wielkie wydatki na obronę. Muszą prowadzić dokładne statystyki rekrutów oraz utrzymywać aparat propagandy na czas konfliktu. Muszą rozwijać nowoczesne formy przygotowania obronnego. John Erickson twierdzi: “nowoczesne działania wojskowe nie operują tylko uzbrojeniem. Operują informacją, rozkazami, sterowaniem i kontrolą. Informacja porusza rzeczy. Strzela. Kieruje bronią. Sygnalizacja ma znaczenie podstawowe. Jeśli chcecie rozbrojenia - pozbądźcie się komputerów.”
Nowoczesne państwo śledzi nie tylko swoich wrogów. Obserwuje sojuszników, prowadzi wywiad gospodarczy, nadzoruje własnych obywateli. Świat, w którym obecnie żyjemy, jest zorganizowany jak nigdy dotychczas: na nasze życie mają wpływ coraz liczniejsze instytucje. Nie oznacza to automatycznie ograniczania osobistej wolności obywateli. Ta dawniej była bardziej ograniczona przez nędzę, głód, zarazy, wojny. Jednak w państwie opiekuńczym niezauważalnie i stopniowo coraz bardziej ogranicza się indywidualną swobodę działania. Intencja jest szlachetna. W zamian za obowiązek obrony swego państwa obywatele mogą korzystać z praw politycznych i społecznych: ochronę, gdy są zagrożeni za granicą, emeryturę w podeszłym wieku, itp. Państwo ma obowiązek gwarantowania zasiłków dla bezrobotnych. Musi więc gromadzić dane o ludziach potrzebujących wsparcia. Konsekwencją jest wzrastająca potrzeba wiedzy o obywatelach i społeczeństwie, musimy ją zdobywać, aby wiedzieć, czego potrzebują, jak najlepiej zaspokoić ich potrzeby. Rutynowy nadzór staje się podstawą administracji. Organizacja i obserwacja są jak bracia syjamscy, razem rozwijały się wraz z powstawaniem nowoczesnego świata.
Dla wielu ludzi przerażająca jest orwellowska wizja nadzoru totalnego w stalinowskiej Rosji. Ale przecież nadzór ma również pewne pozytywne aspekty. Należy bowiem odróżniać indywidualizację od indywidualności. Indywidualizacja to wskazywanie i poznanie osoby, jej nazwisko, miejsce zamieszkania, styl życia, etc. Indywidualność natomiast to samokreślenie, bycie panem własnego losu.
Demokracja potrzebuje indywidualizacji - np. wybory wymagają sporządzania list wyborczych. A zatem warunkiem korzystania z praw politycznych jednostki jest indywidualizacja, ta zaś wiąże się z utrzymaniem nadzoru społecznego. Stałe monitorowanie jest istotnym elementem działania nowoczesnych organizacji. W tradycyjnej wsi wystarcza nieformalna kontrola społeczna, nadzór sąsiedzki, choć bywa to uciążliwe. Łagodzi ją zapominanie, gdyż ludzie mają selektywną pamięć, przekręcają fakty, ulegają sympatiom i antypatiom, a co najważniejsze tej kontroli można uniknąć opuszczając społeczność lokalną. W społeczeństwach nowoczesnych nasze działania są rejestrowane na stałe i w skali co najmniej narodowej. Pozostajemy pod ciągłą kontrolą administracyjną (banków, urzędów skarbowych, rejestrów sądowych), posługującą się nowoczesnymi środkami , więc uniknąć jej jest coraz trudniej. Niekiedy nie pomoże emigracja za granicę (np. długi z kart kredytowych znane są bankom zagranicznym). Realizuje się niebezpieczna idea elektronicznego obserwatorium, czyli systemu stałej obserwacji obywateli. Jansen ostrzega: “Kable zostały już założone, obserwatorium działa automatycznie.”
Kontrolowanie ludzi przez państwo nie jest zjawiskiem nowym, już Theodore Adorno pisał o społeczeństwie administrowanym, a Foucault wskazywał na “więzi więzienne”. Max Weber opisywał biurokrację i "racjonalizację" życia zbiorowego. Jednak w ich koncepcjach wymiar informacyjny był drugorzędny, dopiero Chris Dandeker wprost oświadczył: “wiek biurokracji jest także erą społeczeństwa informacyjnego”
. Niebezpieczeństwa rosnącej biurokratycznej obserwacji i nadzoru obywateli są oczywiste:
* Zbyt dużo zbieranych informacji.
*Zbyt łatwy do nich dostęp dla instytucji państwowych i komercjalnych, w celu politycznego i gospodarczego wykorzystania. Słabnie ochrona prywatności.
Zalety cywilizacji medialnej opartej na komputerach są ogromne, jednakże zachodzi obawa, że ujemne skutki mogą być równie wielkie. Niebezpieczeństwo społeczeństwa kontrolowanego oznacza:
* ingerencję informacyjną w życie prywatne,
* centralizację i zmonopolizowanie informacji.
Środkami wdzierania się w życie prywatne mogą być:
* banki danych administracyjnych i handlowych,
* indywidualne kartoteki ochrony zdrowia, wykształcenia, kredytów, zastawów,
* wszelkie zbiory (tzw. listy) danych osobowych.
Każdy z funkcjonalnych systemów informatycznych i telekomunikacyjnych może być związany z określonymi zagrożeniami. I każdy wykazuje pewną podatność na działania o charakterze kryminalnym. Wymaga zatem zabezpieczeń przed nieuprawnionym dostępem, a niekiedy przed masowym ujawnianiem danych.
Omnipotencja państwa narodowego, jego zaabsorbowanie problemami wojny i obrony, rozszerzanie uprawnień i powinności praw obywatelskich, umacnianie korporacyjnego kapitalizmu, oznacza wzmocnienie “nadzorującej biurokracji”. Nie znaczy to. że żyjemy w nowym rodzaju więzienia, lecz ważne jest kto sprawuje kontrolę informacyjną, a więc i władzę nad innymi ludźmi. Jednak im sami więcej wiemy o innych, tym większe są nasze możliwości wyboru działania.
Coraz bardziej istotny jest problem kontroli obywateli przez wielki biznes i międzynarodowe korporacje. Działy marketingu zbierają ogromne ilości danych o obywatelach, nie zawsze w ich interesie. Informacja jest coraz bardziej złożona, wnikliwa, dokładna, gromadzona w bankach danych, analizowana, porównywana. Na ogół informacje te służą tylko identyfikacji i opisowi statystycznemu grup i warstw konsumentów, a nie jednostek. Ale bywa użyteczna dla policji. W filmach kryminalnych coraz częściej pomocnikiem detektywa jest komputer z dostępem do centralnego rejestru.
Za pomocą nowych mediów można bez ograniczeń podsłuchiwać w różnych sytuacjach. Proste jest rejestrowanie rozmów, fotografowanie, filmowanie wideo. Techniki szpiegowskie, do niedawna warsztat Jamesa Bonda, są dzisiaj w zasięgu każdego obywatela. I on z nich coraz częściej i chętniej korzysta. Od czasów afery Rywina w Polsce upowszechnił się obyczaj tajnego nagrywania rozmów (z pomocą urządzenia nazwanego ironicznie „małym Michnikiem”), w których mogą padać, bądź to korupcyjne bądź niemoralne propozycje. Ta kwestia skłania do zadumy nad naturą człowieka jako użytkownika mediów.
W współczesnych przedsiębiorstwach obserwacja personelu staje się najważniejszą funkcją menadżerów . W firmach przewozowych nowa technika pomaga lokalizować zarówno kierowcę, jak i jego pojazd. Telefon komórkowy jest często narzędziem kontroli czasu i miejsca pracy. Istnieje bowiem możliwość lokalizowania pracowników za pomocą służbowych telefonów komórkowych. Dokładne dane o miejscu samochodu przesyłane są za pomocą nadajnika GPS, wówczas informacja dociera do biura poprzez pakietową transmisję danych. Usługa "Gdzie oni są" opiera się na SMS-ach. Telefon wyposażony w opcję "Szef" sam wysyła pod specjalny numer wiadomości tekstowe o tym gdzie znajduje się dany pracownik. Firma otrzymuje dokładną informację o jego miejscu przebywania - miasto i nazwę ulicy, a niekiedy nawet mapkę z zaznaczonym punktem.
Multimedia - zabawić się na śmierć
Motorem rozwoju mediów jest stymulowane dużej mierze ludzką, arcyludzką chęcią zabawy. Johannes Huizinga określając człowieka jako Homo ludens, człowiek zabawy napisał wnikliwe studium na temat tego pędu ku zabawie.
Dzisiaj zabawa to dla wielu osób stała się codziennością. Społeczeństwo przemysłowe stworzyło nową kategorię czasu - czas wolny, a ściślej - uwolniony od żmudnej pracy. Skracanie (także regulowanego ustawowo czasu pracy w dniu roboczym do 8 i mniej godzin), wprowadzanie dodatkowego wolnego dnia - soboty - stworzyło warunki intesywnego korzystania z kultury, ale głównie kultury masowej. Uwolniony od pracy czas należało czymś wypełnić - z tej okazji skorzystały media masowe, początkowo film, potem radio i telewizja oraz popularna prasa. Obecnie czas wolny wypełniają w coraz większym stopniu multimedia i Internet.
Neal Postman analizuje współczesną kulturę zabawy w książce pod znamiennym tytułem Czy zabawimy się na śmierć?
Podaje wiele przykładów dotyczących telewizji. Ale nowe media są jeszcze bardziej zabawowe, a przeto uzależniające. W istocie media zawsze takie były. W minionych wiekach lektura książek była pasją wielu młodzieńców i dziewcząt, nałogowych pochłaniaczy literatury. Czytali w nocy w łóżku pod kołdrą - w świetle latarki! Potem pojawili się kinomani i telemani (ang. coach potato). Nowe media tworzą nowe uzależnienia. Młodzi ludzie esemesują godzinami, rekordziści wysyłają kilka setek krótkich przekazów dziennie. Słuchanie płyt i taśm muzycznych może również silnie uzależniać. Reklama najnowszego przenośnego urządzenia odtwarzacza i-Pod. zachwala możliwość umieszczenia w jego pamięci, bagatela, 15 tysięcy piosenek.Zapewnia nabywcy ciągłe słuchanie muzyki przez setki godzin, ze słuchawkami na uszach, w izolacji od otoczenia. Tworzy samotnika wśród tłumu ludzi.
Jeszcze więcej czasu pochłaniają gry komputerowe i surfowanie w Internecie. Najczęściej mieszkańcy małych, szarych miasteczek życie jakie chcieliby prowadzić odnajdują w Sieci (zwanej przez nich wirtualem), zwłaszcza w jej interakcyjnych formach: czatowaniu, randkowaniu, grach zespołowych, komentowaniu w grupach dyskusyjnych. Dla nich nie jest ważne co się pisze, ważne, iż się jest obecnym i aktywnym w sieci. To główny powód zapełniania Internetu milionami komentarzy, blogów, własnych stron www. Stwarzają one nową szansę dla ponadnarodowych ruchów społecznych - coraz częściej Internet wykorzystywany jest do akcji społecznych na skalę globalną. Młodzi ludzie, wykształceni medialnie, stają się aktywnymi członkami wirtualnych społeczności.
Człowiek jako medium dla mediów
Żyjemy w świecie, który - jak pisze James Gleik w książce Szybciej: „Informacja pieni się i przelewa z kanału na kanał, zostawiając wiry i spirale samoodwołań.”
Strumień ten wzmacnia korzystanie z Internetu. Według badań z końca 2004 roku, co piąty Polak korzysta z niego przynajmniej raz w miesiącu.
Robi to w domu, kafejce internetowej, u znajomych, rodziny, w szkole czy pracy. Internautami są przede wszystkim ludzie młodzi mieszkający w dużych miastach. Przeważają osoby z wykształceniem wyższym lub średnim, a także osoby stanu wolnego. 45 proc. internautów to kobiety. Internauci najczęściej szukają informacji, aktualnych wiadomości, odczytują pocztę, słuchają muzyki.
Mężczyźni odwiedzają też strony dotyczące motoryzacji, sportu, komputerów i gier. Kobiety natomiast częściej czytają w Internecie horoskopy, psychozabawy, wysyłają kartki internetowe oraz szukają informacji na temat zdrowia. Aż 90 proc. internautek w wieku 15-24 lat korzysta z czatów i komunikatorów. Robimy to raz, dwa razy w tygodniu (15 proc.), codziennie z innymi osobami przez Internet rozmawia 8-9 proc. internautów. Najchętniej kobiety wybierają godziny wieczorne i noc (50 proc. w godz. 18-21, 37 proc. w godz. 21-24). Internauci przyznają się, że lubią rozmawiać o seksie on line, ułatwia im to anonimowość. Często zmieniają dane o swej tożsamości. Kobiety zmieniają faktyczny wiek, miejsce zamieszkania i wygląd, mężczyźni chętniej podają nieprawdziwe dane na temat wykonywanego zawodu i orientacji seksualnej. Internet zaiste jest światową maskaradą, wirtualnym karnawałem weneckim. Lecz dłuższy kontakt owocuje zrzucaniem maski, ujawnianiem swej osobowości.
Powstaje pytanie jakie postawy wobec tak interaktywnego narzędzia komunikowania jak Internet i nowe media zajmują przeciętni ludzie. Czy są to postawy czynne, aktywne, twórcze, czy wzorowane telewizją, bierne i odbiorcze. A może tylko jak w komputerowych grach zręcznościowych rozwijające refleks, ale nie intelekt. Manuell Castells odróżnia cztery typy zaangażowanych internautów: przedsiębiorców szukających w sieci zysków, hakerów, doskonalących bezinteresownie oprogramowanie, technokratów wynajdujących nowe rozwiązania sieciowe, oraz humanitarian, którzy w sieci i przez sieć chcą realizować demokratyczne ideały.
Taką orientację wykazał Krzysztof Polewiak, założyciel osiedlowego forum internetowego, kiedy było ono jeszcze wykopem pod fundamenty.
Człowiek dzisiejszy musi znaleźć sposoby adaptacji do ułud środowiska informacyjnego. Inaczej zamiast immersji w medialnej rzeczywistości, zostanie w niej zatopiony. Adaptację najlepiej badać na przykładzie młodego i najmłodszego pokolenia - ich zalety i wady są w dużej mierze pochodną zmieniającego się otoczenia i nowych możliwości i wymagań społecznych.
Komputer - jako maszyna przetwarzająca informacje - aby komunikować się z człowiekiem musi być wyposażony w środki “sprzęgające” jego wyjścia i wejścia z zmysłami człowieka. Konieczny zatem jest odpowiednie sprzężenie, a jego ogólnym określeniem jest “interface”, czyli właśnie sprzęg.
Gdy komputery służyły tylko do obliczeń, ów sprzeg był oparty na urządzeniach elektromechanicznych, przekształcających dane liczbowe z kart lub taśm perforowanych na ciągi kodu cyfrowego i odwzorowujących wyniki w postaci perforowanych lub drukowanych liczb i liter. W pewnych przypadkach wyniki pokazywano na ekranie.
Jednak taki sposób był powolny i ograniczony do wprowadzania danych w formie już wstępnie przygotowanej. Wprowadzenie klawiatury bezpośrednio połączonej z jednostką centralną komputera oraz ekranu oraz graficznej drukarki na kt
firma Apple wprowadziła małe urządzenie, które obecnie robi karierę nawet w komputerach typu IBM.
Jest to tzw, mysz, czyli małe, trzymane w ręku, przesuwne po stole urządzenie, które odpowiednio przesuwa kursor na ekranie, tak jak jest poruszana na stole przez użytkownika. Mysz ma dwa, a czasami trzy przyciski, które można zaprogramować tak, aby odpowiadały przyciskom klawiatury lub ich kombinacjom.
Niegdyś stosowanym sposobem przesuwania kursora było pióro optyczne, którym dotykając ekranu można było ustawiać kursor. Nie było zbyt wygodne, więc obecnie wyszło z użycia. Natomiast czasami stosuje się specjalny ekran, na którym można wywoływać pewne rozkazy po prostu dotykając, ołówkiem lub wręcz palcem, odpowiedniego napisu lub rysunku (ikony).
WYSIWYG (What- You-See-Is-What-You-Get). To co widzisz, to wydrukujesz; programy tego typu pozwalają na dosyć wierne uzyskanie obrazu ekranowego późniejszego wydruku. Niektóre edytory mają opcję podglądu graficznego, która jeszcze przed drukowaniem pozwala zobaczyć, jak będzie wyglądał wydrukowany dokument. W ten sposób unika się marnowania papieru i przyspiesza pracę nad tekstem.
Praca z komputerem ma coś wspólnego z pracą garncarza i zegarmistrza, o czym pisał Bolter, ale także - a może i więcej - z ćwiczeniami pianisty, który mistrzowsko opanował klawiaturę i w sobie właściwy sposób "odgrywa" cudze partytury - programy. Dopiero w praktyce, po kilku tygodniach ćwiczeń poznajemy dyskretny urok komputera, ową "joy of computing", radość pracy z komputerem
Wcześniejszy rozwój nauki i techniki przyniósł ogromny postęp w ograniczaniu czysto fizycznego wysiłku człowieka, zastępowaniu jego siły fizycznej, a potem nawet siły używanych przez niego zwierząt, przez siły natury zaprzęgnięte do pracy w budowanych przez niego maszynach. Współczesny robotnik jest raczej operatorem maszyn, które wykonują za niego ciężką lub monotonną pracę fizyczną, niż robotnikiem w klasycznym sensie. Coraz częściej zastępują go roboty, czyli mechaniczni niewolnicy końca XX wieku.
Eliminacji pracy typowo fizycznej towarzyszy w dzisiejszych społeczeństwach rozwój zajęć i zawodów typowo intelektualnych, których wyłącznym rezultatem są wytwory symboliczne. Chodzi tu o wzrost liczby pracowników, których zadaniem jest przetwarzanie nie materii czy energii, lecz informacji. Oczywiście sama praca umysłowa często ma charakter czysto rutynowy, powtarzania pewnych procesów myślowych i odpowiedniego działania.
Niemniej jest prawdą, że w nowoczesnych społeczeństwach coraz więcej osób ma w pracy zawodowej do czynienia z przetwarzaniem informacji. Coraz częściej następuje też "mechanizacja" pracy umysłowej z pomocą najnowocześniejszych technologii informacyjnych i telekomunikacyjnych.
Idea cyberprzestrzeni w formie tzw. virtual reality coraz częściej pojawia się w filmach, najlepszym przykładem jest film Matrix i jego reklamowego hasło: “Rzeczywistość jest iluzją, istnieje tylko Matrix”. W istocie jednak na razie iluzją jest rzeczywistość wirtualna rozumiana jako sztuczne tworzenie pełnej iluzji rzeczywistości. Zarówno ograniczenia zmysłowe, jak i relatywna prostota tworzonych obrazów i bodźców sensualnych nie pozwala mówić o pełnej iluzji. Realna jest natomiast zmiana systemu komunikowania - przechodzenie od komunikacji do telekomunikacji oraz - jako konsekwencja - zmiana charakteru relacji przestrzennych między ludźmi. Komunikowanie międzyludzkie w środowisku elektronicznym ma zupełnie nowe cechy i wywołuje nowe zjawiska.
Specyfiką komunikacji internetowej jest niezwykła łatwość maskowania własnej osoby, czasu i miejsca działalności. Wprawdzie już pierwsi drukarze wydawali druki anonimowe, albo z fałszywymi danymi, ale sam fizyczny akt wydawniczy był relatywnie łatwy do zidentyfikowania (cechy czcionki, styl autora, skład książek, dystrybucja). Komunikacja telefoniczna pozwala na anonimowy przekaz (stąd tzw. żarty telefoniczne), ale numer telefonu stacjonarnego identyfikuje adres użytkownika, nawet jeśli jest to budka telefoniczna. Dopiero telefon komórkowy (w systemie pre-paid) i usłudze esemes wprowadza znacznie większą anonimowość -
a także izolację od otoczenia społecznego (przekaz dociera wprost do indywidualnego użytkownika aparatu). Internet wręcz zachęca swą technologią do mnożenia treści bez prawdziwej identyfikacji nadawcy, natomiast ułatwia rozpoznanie odbiorców - choć także mogą oni występować w maskach społecznych. Odwraca zatem tradycyjny układ medium masowego: nadawca znany, odbiorca anonimowy.
Jednocześnie jest oczywiste, że Internet z uwagi na swą niezwykłą skalę (ponad półmiliarda dokumentów, miliardy emaili, dziesiątki milionów stron, miliony czatów, itd.), transgraniczne działanie, stanowi idealne miejsce dla rozlicznych działań szkodliwych, a jednocześnie trudnych do identyfikacji, lokalizacji i eliminacji. Im bardziej Internet się rozwija, tym jego potencjał szkodliwego, jak i pozytywnego wpływu się zwiększa.
Zatem Internet, jako wręcz niewyobrażalnie wielka światowa sieć teleinformacyjna, o wielorakich funkcjach i usługach, wymaga coraz dokładniejszego monitorowania. Ta teza zabrzmi dla entuzjastów Internetu złowrogo, jako preludium do internetowej cenzury. Tak jednak nie jest - cenzura w dokładnym sensie to dokonywana przez władze (świeckie czy religijne) arbitralna i dyskrecjonalna eliminacja pewnych treści (dzieł) przed ich publikacją. Czym innym jest sądowy zakaz rozpowszechniania - tutaj orzeka się w oparciu o jawne i precyzyjne przepisy ustawowe i konstytucyjne w procesie prawnym. Wreszcie czym innym jest kontrola społeczna np. blokująca dostęp do pewnych treści (np. filmy dozwolone od lat 18), czy samokontrola producentów przekazów (przestrzeganie zasad obyczajności, unikanie języka nienawiści, wulgaryzmów, itp.).
Filozofia Internetu jako medium wolnego i - przyznajmy - anarchicznego, podkreśla walory jego maksymalnie nieskrępowanego działania. Jednak jego dalszy rozwój wymaga także zwiększania wiarygodności i bezpieczeństwa użytkowania. Jeśli Internet ma się stać zapleczem dla elektronicznego handlu i bankowości musi gwarantować bezpieczeństwo transakcji, a to wymaga wprowadzenia szeregu zabezpieczeń, z podpisem cyfrowym włącznie. Także wysoka jakość i wiarygodność wielu dokumentów i informacji wymaga ograniczenia dostępu - choćby ze względu na konieczność pobierania opłat za ich wykorzystanie. Jednak sprawy bezpieczeństwa transakcyjnego operacji internetowych nie są przedmiotem niniejszego referatu. Poświęca się im wiele uwagi na międzynarodowych i krajowych konferencjach i seminariach, tam też należy szukać aktualnych analiz i informacji problematyki.
Przedmiotem zainteresowania są natomiast problemy bezpiecznego wykorzystania Internetu przez młodzież i dzieci. Zagrożenia, a nawet przestępstwa, jakich bywają ofiarami, są tu odmienne. Nie chodzi o utratę pieniędzy, nierzetelne transakcje, choć i one są istotne i częste, ale charakter niebezpieczeństw jest tu taki sam, jak w przypadku innych użytkowników sieci. Natomiast dzieci i młodzież poprzez Internet mają często ułatwiony kontakt z treściami szkodliwymi, zagrażającymi ich rozwojowi duchowemu i niekiedy fizycznemu. Najczęściej wymieniane są tu treści pornograficzne, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Równie istotne są treści umacniające negatywne stereotypy etnicznie, szerzące nienawiść rasową, pogardę narodową, itp. Niektóre z nich można kwalifikować jako przestępcze, inne jako szkodliwe, wreszcie znaczną część jako niepożądane. Inne jeszcze konsekwencje wynikają z pseudo-presonalnego charakteru komunikowania internetowego, np. emaili, czatów, a nawet komórkowych rozmów i esemesów. Internet staje się terenem działania pedofili. Każda z tych kategorii wymaga innego traktowania.
Człowieka poznajemy w jego działaniach. On sam kształtuje swą osobowość i poczucie tożsamości w kontaktach z innymi ludzmi. Teoria Meada - jaźń odzwierciedlona w książce Człowiek, umysł, społeczeństwo, podkreśla właśnie zwrotność kontaktów, ale i wszechstronność. Człowiek medialny jest inny - wydaje mu się,
W książce pod trudnym dla Polaka tytule High-Tech - High Touch, amerykański prognostyk społeczny John Naisbit (2000) zachęca do pielęgnacji w erze wysokich technologii (High-Tech) wysokiej wrażliwości (High-touch), czyli zachowania miary i proporcji w użytkowaniu mediów, odnoszenia się do nich jak do narzędzi, a nie bycia ich niewolnikami.
U wielu użytkowników nowych mediów występuje swoista fascynacja światem przez nie przedstawianym (tzw. wirtualna rzeczywistość), w szczególności gdy dają one szansę interaktywności. Znane są przykłady spędzania całych dni na oglądaniu programów telewizyjnych czy kaset wideo. Wśród młodzieży pojawił się typ maniaka komputerowego, który spędza całe dni wpatrzony w ekran monitora. Nowe techniki multimedialne, łączące dźwięk, obraz trójwymiarowy, a nawet dotyk (poprzez specjalne chełmofony i „rękawice danych”) stwarzają takie złudzenie rzeczywistości, że problemem staje się powrót do normalnego ludzkiego świata.
Ta narkotyzująca funkcja najnowszych mediów zasługuje na baczną uwagę. Już gry komputerowe, wprowadzając element interakcyjności człowieka z maszyną i programem, przezwyciężają pasywność odbioru tradycyjnej telewizji i mogą tworzyć mocniejsze impulsy do działania w świecie rzeczywistym niż oglądane filmy. Gra akcji, w której z pomocą dżojstiku likwiduje się (czyli zabija) setki przeciwników, może skłonić młodego gracza do nieświadomego zmienienia dżojstika na kij baseballowy i spróbowania swych sił na żywym człowieku.
Integracja mediów osiąga nowy, biologiczny poziom. Celem VR jest sterowanie zewnętrzną symulowaną rzeczywistością za pomocą myśli. Matrix jest bliżej urzeczywistnienia, niż myślimy, media niemal codziennie donoszą w postępach bioelektroniki.
Media zawsze miały zniewalający urok dla pewnych osób. Zwłaszcza artyści potrafili całkowicie się zatracić w procesie tworzenia. Ale i czytelnicy niekiedy nie tylko nie mogą się oderwać od lektury, ale lektura zastępuje im realne życie. Telewizja zajmuje przeciętnym ludziom po kilka godzin ich wolnego czasu, a młodzież godzinami potrafi słuchać muzyki z płyt lub radia, serfować w Internecie, czatować ze znanymi osobami, esemesować do kolegów i przyjaciół.
Komputer osobisty zdaje się odpowiadać potrzebom samotnika, któremu daje namiastkę potęgi i pełni twórczości. Może on konstruować w domu wspaniałe samochody, przeobrażając się w wielkiego wodza, wygrywającego bitwy, które przegrał Napoleon. Może zabawiać się w detektywa wykrywającego nieuchwytnego przestępcę, pilota jumbojeta lądującego o jednym silniku lub kapitana łodzi podwodnej, któremu zaczyna brakować tlenu. Komputer osobisty jest idealnym instrumentem dla sfrustrowanych inżynierów, a właściwie wszystkich ludzi w zatomizowanych społecznościach, żyjących w wielkich skupiskach, ale utrzymujących skąpe kontakty sąsiedzkie. Odmiennym intelektualnym ○opium dla ludu○ jest odtwarzacz kompaktowy z 100-watowymi kolumnami, który zastępuje dawny bęben plemienny, wprawiając młodzież w nastrój zabawy i tańców plemion okolic Kilimandżaro. Inni w ogóle odrzucają środki komunikowania, stare czy nowe, sięgając po alkohol czy narkotyki, lub — całkiem odmiennie — pracując na działce, hodując ogórki i róże we własnym ogródku.
Jak dowodzi historia, wprowadzenie nowych narzędzi i technik w przeważającym stopniu zależy nie od samych ich możliwości i zalet, ale od społeczeństw i ludzi, którzy je używają. Jak mawiają programiści, komputerowe programowanie w bałaganie daje w rezultacie tylko skomputeryzowany bałagan.
Pokolenie SMS-ów
Dla pedagogów, nauczycieli akademickich, a także dla katechetów, policjantów, sędziów sądów dla nieletnich, dla wszystkich którzy mają roboczy kontakt z dzisiejszą młodzieżą staje się oczywiste, że dorasta odmienne pokolenie ludzi młodych. Wyraża się to ich zachowaniem, językiem, słownictwem, wyglądem, stylem pracy, nauki, odpoczynku. Kocha gry komputerowe i internetowe pogaduszki. Jednak nie tylko gry go uzależniają.Wielkie korporacje międzynarodowe odkryły rynek młodzieżowy i opanowały go swymi produktami. Z nimi wszedł agresywny system marketingu. Najskuteczniej sprzedaje młodzieży towar. marka (Coca-Cola, Wrangler, Addidas, itd.), nie jakość i użyteczność produktu.
Nowe pokolenie żyje piosenką. Młodzi są posiadaczami różnorodnego sprzętu odtwarzającego, w tym specjalnie dla nich wymyślonych przez Sony przenośnych odtwarzaczy, walkmanów. Muzyka którą lubią i słuchają podległa ewolucji. Jazz stracił wiele ze swojego urok, z rocku wypączkowało dziesiątki nurtów. Różne grupy wiekowe słuchają odmiennej muzyki, co przyprawia o ból głowy dyrektorów muzycznych w radiu i firmach fonograficznych.
Powierzchownie rzecz ujmując, zwraca uwagę większe upodobnienie wyglądu i ubioru młodzieży. Młodzi są nieco wyżsi, szczuplejsi, a więc i smuklejsi niż starsze pokolenie. Są jednak bardziej delikatni, a nawet chorowici, co stwierdzają badania poborowych. Są bardziej podobni do siebie, różnice psychologiczne między chłopcami i dziewczynami są dzisiaj mniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, znikają różnice regionalne.
Oczywiście dzisiejsze pokolenie ludzi młodych nie jest pierwszym tak wyraźnie odrębnym. Niemal każda grupa wiekowa ma swoje odrębności, które sumarycznie próbuje scharakteryzować nadana mu nazwa. Zatem po II wojnie mówiło się o pokoleniu rockendrola, potem o pokoleniu baby boomers, yuppies, pokoleniu X. Urodzeni po 1980 roku zyskali określenia: Generacja Y, e-generacja, Video Kids, Net Generation. Mówi się także o pokoleniu stale podłączonym (ang. generation always-on). Kilka lat temu zaproponowałem nazwę „pokolenie SMSów”, gdyż ta forma komunikowania nie tylko przypadła młodym wyjątkowo do gustu, ale i wyraża ich osobowość. Nic dziwnego, że esemesują namiętnie.
Niekiedy zbyt intensywnie. Oto przykład z niedawnych doniesień prasowych. 14-letnia Włoszka z Savony nabawiła się ostrego zapalenia ścięgien dłoni. Lekarz długo nie mógł ustalić przyczyny bólu, początkowo podejrzewając,iż jest nim złe trzymanie długopisu lub rakiety tenisowej. Dopiero wywiad lekarski przyniósł odpowiedź na pytanie, co spowodowało kontuzję. Dziewczyna przyznała się, że wysyła bardzo dużo SMS-ów do koleżanek i kolegów. Przy okazji przypomniano że niedawno młody mieszkaniec Genui trafił na pogotowie z ostrym stanem zapalnym ścięgien nadgarstka, wywołanym przez wielogodzinne granie na Playstation.
Na naszych oczach odchodzi w przeszłość era Gutenberga, oparta na drukowanym obszernym przekazie wiedzy i sztuki. Teatr,a potem kino, choć operujące obrazem, nie zagroziły prymatowi książki i prasy, bowiem kontakt z nimi, nawet częsty, nie był codzienny. Dopiero radio, a potem telewizja stały się mediami powszechnego i codziennego użytku. Obecne pokolenie licealistów i studentów jest pierwszym pokoleniem ekranowym (ang. screeny generation), traktuje obraz jako równorzędny, a właściwie lepszy, bo prostszy i atrakcyjniejszy niż przekaz książkowy. Jest to bowiem pokolenie które od kolebki rosło przed telewizorem, a dojrzewa przed monitorem komputera i z telefonem komórkowym w ręku, który służy już nie tylko do rozmowy, ale i czytania i pisania wiadomości, wkrótce do płacenia, żeglowania w Internecie, itp. Człowiek współczesny jest medialny i mobilny. Sprawdza się tym samym teza proroka mediów Marshalla McLuhana:
„Technologia elektroniczna jako medium naszych czasów przekształca i zmienia charakter stosunków społecznych oraz wpływa na wszystkie sfery naszego życia. Zmusza ona do ponownego rozważenia każdej idei,każdego działania i każdej instytucji, które dotychczas uznawaliśmy za podstawowe. Wszystko ulega zmianie - ty, twoja rodzina, sąsiedztwo, wykształcenie, twój stosunek do innych ludzi. Wszystkie media przekształcają nas całkowicie: nic nie zostanie niezmienione, nietknięte.”
Już Platon zauważył, że gdy zmienia się styl muzyki,zmienia się ustrój państwa.
Dzisiaj ta starożytna prawda nabiera nowego wymiaru. Media audiowizualne, gry komputerowe oraz internetowanie wszechobecne w życiu współczesnej młodzieży, zmieniają w najgłębszym, choć jeszcze nierozpoznanym w pełni sensie, jej społeczną osobowość. Nie powinien nas dziwić paradoks wynikający z raportu Biblioteki Narodowej, iż choć rośnie liczba osób studiujących i ludzi z wykształceniem wyższym, Polacy czytają niewiele. Po prawdzie, czytają i nawet sami piszą, jednak nie są to
książki.
Pokolenie ekranowe jest inaczej formowane niż pokolenia poprzednie. Od wieków dzieci kochają bajki i nie mylą ich z rzeczywistością! Już kilkunastolatek dziecko intuicyjnie rozumie, że bajka to bajka, więc to tata jest św. Mikołajem, i niestety nie ma złotych rybek. Dziecko dobrze odróżnia rzeczywistość od wirtualności, czyli fakty od wiary i życzeń. Jednak bajki, mity, a dzisiaj telewizja, są mu konieczne dla wykształcenia systemu wartości społecznych.
Telewizja, elektroniczna piastunka, stale nam opowiada, pokazuje, i kulturowo programuje ludzki umysł, w sensie podsuwania norm i kryteriów oraz sposobu reagowania i działania. Jednocześnie program jej staje się coraz bardziej fragmentaryczny, niejako wideoklipowy. Dzieci i młodzież przyzwyczajają się do coraz szybszego tempa narracji, skrótowości, zmienności, reguł montażu, kodów dźwiękowych. I coraz częściej się po prostu nudzą tradycyjnym powolnym tempem opowiadania. Ten problem wyjaśnia problem profesor Kazimierz Krzysztofek: „Pokolenia wychowane na mediach wizualnych mają inną strukturę percepcji... mają skrócony zakres skupienia uwagi, co ma poważne konsekwencje w procesie edukacyjnym: 45 minut dla ucznia to w większości czas stracony.”
Podobnie twierdzi Barbara Scarlata, nauczycielka drugiej klasy prywatnej szkoły podstawowej w Nowym Jorku: „Współczesne dzieci należą do Video Generation , czekają na to, aby być zabawianymi. Jest pierwszy dzień w szkole w drugiej klasie, a ja jestem obiektem, który się pojawia na ich ekranach. Jestem ograniczona tym, że brakuje mi cyberopowabu. Jestem tylko nauczycielką rywalizującą z szybką przemierzanym światem, który - poza moją lekcją - oferuje im technologia.”
Młodzi ludzie są przyzwyczajeni do gier komputerowych, a więc i interaktywności. Szkoła nie dostarcza im tak silnych bodźców, a zarazem ogranicza ich wolność zmiany zajęć. Dlatego Scarlata podkreśla, że brak im cierpliwości, a stałej dekoncentracji i pobudliwości towarzyszy niepokój i krótkie, zmienne odpowiedzi na pytania nauczyciela. Rośnie także zjawisko nadpobudliwości psychofizycznej. Wyraża się się ono w niekontrolowanych napadach złości i agresji, a także w zaburzenia nerwowych.
Nowe pokolenie ma uboższe słownictwo, ma także problemy z akcentowaniem i wymową, co jest związane z rzadszymi rozmowami z dorosłymi. Język - zwłaszcza w sytuacjach prywatnych - wzorowany na filmach akcji staje się coraz bardziej brutalny, z dodatkiem mocnych wulgaryzmów. Ta zmiana jest największa wśród dziewcząt, szczególnie nastolatek. Gry na CD-ROM są wprawdzie interaktywne, ale nie interpersonalne, nie uczą poprawnego wysławiania się, wymawiania słów. Większość psychologów skłania się do wskazywania związku między nasilonym oglądaniem scen przemocy a tendencją do wykazywania agresji
Należy podkreślić, że stwierdzenie związku między zachowaniem agresywnym a oglądaniem scen przemocy nie oznacza, aby przemoc telewizyjna była bezpośrednim stymulatorem zbrodni i przestępczości. Zachowania agresywne są rozumiane szeroko, nie ograniczone do zachowań przestępczych. Niemniej, ustalenia psychologów wskazują na doniosłą rolę telewizji w procesie socjalizacji, uczenia określonych norm i wartości. Z pewnością sceny agresji i przemocy, serwowane w ogromnych ilościach, i powszechnie oglądane, nie pozostają wpływu na sferę gdzie symbol jest tak samo realny jak rzecz w rzeczywistości przyrodniczej. Chodzi o sferę symboliczną, czyli kulturę. Obrazy agresji tworzą kulturę agresji.
* Temu pokoleniu puls bije szybko. Bombardowani obrazami mają niesłabnącą potrzebę odbierania stale nowych bodźców,
* Zdalna kontrola, np.z pomocą pilota od telewizora, najlepiej symbolizuje ich rzeczywistość: ciągła zmiana, a uwaga jest krótka i kapryśna.
* Nic ich nie szokuje. Są zmęczeni napływającym strumieniem informacji, lecz nie potrafią bez niego żyć. Wychowani na przekazie telewizyjnym w znacznym stopniu się wobec niego uodpornili, zwłaszcza wobec jego siły perswazyjnej. Nic nie robi na nich większego wrażenia. Mają nieograniczony dostęp do środków i zasobów informacji, są lepiej poinformowani niż ich poprzednicy. Są bardziej świadomi problemów świata.
* Nie ufają dorosłym, a dziedzinach multimedialnych ich wiedza jest obszerniejsza niż wiedza nauczycieli.
* Jest to pokolenie w którym następuje odwrócenie ról: dzieci są nauczycielami rodziców; syn uczy ojca jak obsługiwać komputer, magnetowid, telefon komórkowy, pomaga mu buszować w Internecie.
Zarazem jest to pokolenie o bardziej tolerancyjnym spojrzeniu na świat, ceniące różnorodność i odmienność. Bardziej uznaje indywidualizm (włącznie z uznaniem odpowiedzialności jednostki za swój los), a także bardziej ceni wartości samorządowe niż państwowe. Dla tego pokolenia, jak wynika z badań przeprowadzonych w Japonii, komunikowanie medialne, zwłaszcza on-line, jest łatwiejszą formą niż komunikowanie osobowe, face-to-face. Dlatego częściej korzystają z niego do nawiązywania i zrywania znajomości.Dlatego dla e-pokolenia wymarzonym medialnym sposobem komunikacji stała się komórka, a wśród jej rozlicznych funkcji, telefoniczne wysyłanie tekstowych informacji SMS, czyli po angielsku Short Message System (Krótkie Wiadomości Tekstowe). SMS-y muszą być bardzo krótkie, można wysłać najwyżej 160 znaków, około 25 słów. Wymagają stylu telegraficznego, jednak mającego nie tylko funkcję informacyjną, ale częściej służą do podtrzymania kontaktu emocjonalnego. SMS-y służą zarówno do depeszowego powiadamiania (np. „Przyjeżdżam jutro o 10, wyjdź na dworzec”), „Jesteśmy w pubie `U Szkota`), oraz do potrzymania kontaktu towarzyskiego i osobistego, dzielenia się przeżyciami. A zatem wysyłamy: „Pozdrowienia z Kanarów”, „Było cool”, „Trzym się”, itd.
SMS-y są jakby prywatnym telegrafowaniem. W przeciwieństwie do zwykłej rozmowy, SMS pozwala na późniejszy odbioru wiadomości, a więc zachowuje cechy listu. Poczta głosowa jest droższa i mniej wygodna. SMS-y można wysyłać w czasie narad, negocjacji, wykładów.
Już pisanie wiadomości na małej cyfrowej klawiaturze telefonu wymaga sporej zręczności i cierpliwości. Trudno jest poprawiać błędy, a jeszcze trudniej kontrolować interpunkcję. Gramatyka jest traktowana lekko, a interpunkcja uważana za zbyteczną. Prekursorem użytkownika SMS jest Krzyś z Kubusia Puchatka, który pisał: PRO SZE ZWONIDŹ JEŹLIKTO HCE PO RADY.
Jednak, jego błędy nie sprawiały trudności rozumienia, gdyż ten tekst czytali jego przyjaciele ze Stumilowego Lasu, jeszcze słabsi w ortografi.
Emaile i inne formy komputerowej telekomunikacji zachęcają do niedbałej ekspresji słownej i posługiwania się żargonem. Ponieważ polski język ma dłuższe wyrazy, chętnie stosuje się angielskie zwroty, np. see you, zamiast do zobaczenia, albo nawet CU, czyli to samo, ale w wymowie angielskiej. Z kolei sorcia to spolszczone angielskie sorry, krótsze, więc lepsze niż nasze „przepraszam”.
Poprzednikiem i odpowiednikiem SMSów są dyskusje w Internecie, zarówno w grupach dyskusyjnych, jak i moderowanych wywiadach, czyli tzw.czatach. Z Internetu zaczerpnięto tzw. emikony, czyli specjalne znaki wyrażające proste emocje. Ale także skróty. To przecież to nic nowego. Już Rzymianie skracali swe inskrypcje wykuwane w kamieniu, materiale drogim, oszczędzając miejsce i pracę. Zamiast pisać na nagrobkach Senatus Populusque Romanus (Senat Ludu Rzymskiego) pisali S.P.Q.R, zamiast consul - COS, zamiast viri clarissimi (mąż wybitny) - VV.CC. Na grobach chrześcijańskich pisze się ś.p. czyli świętej pamięci. Skróty są stosowane również w tekstach drukowanych, dla oszczędności miejsc a.
Na miniekranie komórki nie ma miejsca na akapity, formatowanie, różne kroje czcionki, itp. Tym bardziej w krótkim przekazie esemesowym trudno rozwinąć jakąkolwiek myśl krytyczną, stąd brak i argumentacji i logicznej struktury wywodu. Dominują natomiast fakty, emocję i opinie. Należy pisać krótko i w swym mniemaniu dowcipnie. Te cechy przenikają do prac seminaryjnych i dyplomowych studentów, oraz do materiałów dziennikarskich młodych reporterów. Coraz bardziej zwięzłe stają się serwisy radiowe i telewizyjne, poprzedzane tzw. headami (forszpany), czyli krótkie zapowiedzi dalszych wiadomości. Są one utrzymane w stylu informacyjnych esemesów.
Młodzież wychowana na mediach audiowizualnych, przyzwyczajona do pisania maili oraz esemesów nie wykazuje zainteresowania grubą książką, poszukiwaniem źródeł archiwalnych, gromadzeniem danych statystycznych. Wybiera swobodne żeglowanie w Internecie, o którym sądzi, że jest Wszechnicą Wiedzy Wszelakiej a nie e-Śmietniskiem. Jak to łatwo poklikać myszką, wyszukać kilka tekstów na zadany przez profesora lub szefa temat, zapisać na dysku, skopiować do edytora tekstów, wyciąć co trzeba i opatrzyć własnym nazwiskiem.
SMS z wielu względów stał się niezmiernie popularną formą wymiany informacji przez ludzi młodych. Pozwala na rozsyłanie komunikatów do wielu adresatów, co ułatwia np. wysłanie SMS-ów jako kartek pocztowych z wakacji. SMS pozwala na komunikację anonimową (kontynuacja tradycyjnych „dowcipów” telefonicznych), czasami niestety przestępczą.
To nowe medium ułatwia porozumiewanie się na odległość, w prywatnych i publicznych sprawach, SMS-y stają się środkiem komunikacji w sytuacjach nadzwyczajnych - ustąpienie prezydenta Filipin Josepha Estrady w styczniu 2001 było wynikiem nacisku opozycji,która wykorzystała Internet i telefony komórkowe. W krytycznym tygodniu wysłano 70 milionów SMS-ów, o ponad połowę więcej niż normalnie. Dzięki telefonom komórkowym Filipińczycy mogli się informować, porozumiewać, organizować, gdyż wiadomości do nich dochodziły szybciej niż przez radio i telewizję. Młodzi Polacy po śmierci papieża wykorzystywali esemesy to inicjowania zachowań zbiorowych, układania świateł, wygaszania okien w kształt krzyża, zbierania się na mszach. Gdy starsi ludzie poprzestawali na słuchaniu radia i oglądania telewizji, młodzi - z komórkami w ręku - pielgrzymowali do Rzymu, przesyłali zdjęcia przez nie zdjęcia, koordynowali działania. Telefon komórkowy ujawnił swój potencjał medium pobudzającego interakcje społeczne. Zatem SMSy doskonale wyrażają i zarazem kształtują osobowość współczesnej młodzieży. W stale zmieniającym się świecie mamy szybko komunikującą się młodzież, mobilną kulturowo, społecznie i fizycznie. Może zatem w ich postawie jest metoda, jakże inaczej poradzić sobie z współczesnym zalewem informacji i przekazów medialnych? Łatwość kompilacji, swoboda doboru pozwala tworzyć nowe teksty, w których oryginalny jest pomysł, idea przewodnia, a nie składniki. Drobiazgowe sprawdzanie, wielogodzinne lektury pociągają niewielu, ale to oni są - jak to mówią Niemcy - nosicielami kultury.
Medialność i mobilność
Media i my
Człowiek od zawsze żył w dwóch wymiarach — fizycznym, materialnym oraz symbolicznym, społeczno—kulturowym. W jego codziennym życiu dominował wymiar materialny, związany z pracą, na ogół ciężką, fizyczną, oraz wymiar symboliczny, związany z bezpośrednim porozumiewaniem się z bliskimi, oraz okazjonalnym, odświętnym, uczestniczeniem w społecznych rytuałach i obrzędach, czyli w kulturze. I jeden i drugi wymiar wymagał przygotowania, które dokonywało się w procesie akulturacji, przyswajania umiejętności kulturowych niezbędnych w danym społeczeństwie. Zmienił się w międzyczasie świat człowieka. Wymiar materialny, nie tracąc swej istotności, został w dużej mierze opanowany przez technologię oraz urządzenia techniczne, zaprojektowane wedle wymiaru symbolicznego (nauka i kultura). Wymiar społeczno—kulturowy uległ ogromnemu rozszerzeniu i transformacji m.in. przez rozwój nowych technologii porozumiewania się ludzi, zwłaszcza mediów masowych.
W odróżnieniu od teoretyków globalizmu twierdzących, że dzięki mediom i komunikacji świat się kurczy, hiszpański filozof Ortega y Gasset zwrócił uwagę jeszcze w 1933 roku, iż w istocie świat się rozrósł:
„Żaden zakątek ziemi nie jest już zamknięty w swym geometrycznym obszarze, jego życie staje się w wielu momentach życiem pozostałych części świata. ( ...) Mamy teraz do czynienia z prawdziwą wszechobecnością każdego miejsca na ziemi. Owa bliskość tego, co dalekie, owa obecność tego, co nieobecne, spowodowała cudowne wręcz rozszerzenie się horyzontów życia każdego człowieka. Świat także się rozrósł. Prehistoria i archeologia odkrywają przed nami zamierzchłe epoki historyczne. (...) Unicestwiając przestrzeń i czas zarazem je ożywiamy. Sprawiamy, że użyczają nam swej żywotności, możemy przebywać w większej liczbie miejsc niż kiedyś... Jednak w ostatecznym rachunku istotny rozrost świata nie polega na zwiększeniu się jego wymiarów, ale na tym, że mieści więcej rzeczy. A rzecz - w najszerszym sensie tego słowa - jest tym wszystkim, czego można pożądać, co można zniszczyć ... wszystkie te nazwy oznaczają najróżniejszego rodzaju czynności życiowe.”
W dawnych kulturach wyraźna była hierarchia układów kulturowych. Na ich szczycie znajdowała się tzw. kultura wysoka, rozwijana przez teologów, uczonych i artystów, oceniana przez kapłanów, profesorów uniwersyteckich i krytyków. Była to kultura elitarna, obejmująca wyraźną mniejszość społeczeństwa, w dużej mierze uniwersalna (europejska). Ona właśnie była przedmiotem nauczania szkolnego, tak w zakresie języków, jak i tematów i dzieł. Na dole układu tradycyjnego znajdowała się kultura ludowa, kultura mas niewykształconych, w większości niepiśmiennych. Szkoła się nią nie zajmowała, a nawet starała się wykorzenić pewne nawyki (np. gwarę).
Powstanie i ogromny rozwój prasy, książki popularnej, potem filmu, radia i telewizji, wytworzyło nowy rodzaj kultury, określany dawniej jako kulturę masową, obecnie jako kulturę popularną. Kultura ta, oparta na instytucjach i środkach medialnych, staje się w każdym nowoczesnym społeczeństwie centralna, niejako spychając inne rodzaje kultury na swój margines. Zatem istnieje dalej kultura wyższa, ale stanowi rodzaj subkultury wobec kultury popularnej, podobnie jak i kultura ludowa, czy tzw. kultury mniejszościowe i alternatywne (etniczne, religijne, stylu życia). Mają one szansę zaistnieć na ogólnospołeczną (niekiedy globalną) skalę, ale tylko wówczas gdy znajdą się w obrębie kultury popularnej, co wymaga adaptacji ich formy czy treści.
Kultura popularna stała się centralną formą kultury współczesnej, w niej żyje współczesny człowiek. Ona to w ogromnym stopniu określa to, co on myśli, czuje, i jak się zachowuje. Centralną instytucją tej kultury jest i przynajmniej na pewien czas pozostanie telewizja i media pokrewne (wideo, Internet), oparte na przekazie audiowizualnym. One to są podstawowymi czynnikami akulturacji w nowoczesnych społeczeństwach, narzucając swoisty styl recepcji i oceny treści i form kulturowych. Współczesność niewątpliwie charakteryzuje się ogromnym zwiększeniem dostępnych człowiekowi informacji, co powoduje, iż doznajemy poczucia nadmiaru i przeładowania. Następuje psychologiczne przytłoczenie człowieka. Nie tak dawny sposób poznawania tematu, zwłaszcza badania naukowego, zalecał pełną analizę źródeł, przeczytanie wszystkich ważniejszych książek i artykułów. Dzisiaj jest to po prostu nierealne dla pojedynczego człowieka, a nawet dla zespołu badawczego. Pozostaje poznanie nieco przypadkowe, hipertekstowe (odbiorca korzysta z odnośników które sam je wybiera). Gdy wyszukiwarka internetowa wskazuje na tysiące, a nawet setki tysięcy stron zawierających potrzebne informacje, najważniejsza staje się intuicja i inteligencja użytkownika. Nie ma jeszcze sprawdzonych sposobów radzenia z tym zalewem informacji.
Psychologiczne aspekty nowych mediów
Dr Patricja Wallace poświęciła Psychologii Internetu obszerną książkę.
Uważa, że Internet to nie tylko uniwersalne medium, ale kilka środowisk telekomunikacyjnych. Pierwszą, najbardziej znaną, jest World Wide Web, globalna biblioteka, uniwersalna encyklopedia, sklep muzyczny, kiosk z gazetami oraz książka telefoniczna, a dla niektórych - własne wydawnictwo. Korzystanie z niej wyrabia zdolność kojarzenia odległych faktów, wydobywania cennych danych z morza informacji, publikowania własnych, na ogół skrajnych poglądów i opinii.
Bardziej rozpowszechnione jest środowisko poczty elektronicznej, zapewniające wygodną łączność korespondencyjną dla osób prywatnych i instytucji. Oferując stale napływającą pocztę (w tym także niechcianą, czyli spam), często skłania internautę do ciągłego jej odc odczytywania. “Od Internetu jesteś uzależniony wtedy, gdy o trzeciej rano wstajesz, aby pójść do łazienki, a nim położysz się z powrotem do łóżka, sprawdzasz pocztę elektroniczną” twierdzi jedna z pozycji żartobliwego testu psychologicznego uzależnienia.
Internet oferuje różnorakie fora dyskusyjne, zarówno w czasie rzeczywistym, jak i asynchronicznym. Można zatem pogawędzić, ale i skomentować artykuł czy uczestniczyć w grupie dyskusyjnej (newsgroup). Sieć staje się coraz ważniejszą przestrzenią nawiązywania znajomości. I to nadaje jej najciekawszy wymiar psychologiczny. Społeczeństwo to przecież sieć relacji, stosunków przyjacielskich i koleżeńskich, a nade wszystko - seksualnych. Nic przeto dziwnego, że Internet w miarę jak staje się przestrzenią interakcji społecznych, a nie tylko magazynem informacji, coraz bardziej wykorzystywany jest dla poznawania innych.Polskie fora internetowe pojawiły się w roku 1995 założone przez portal Wirtualna Polska. Dzisiaj istnieją tysiące takich forów, na wszelkie możliwe tematy. Od 2000 r. portal Onet zanotował 25 milionów wpisów.
Początkowo na formach dominowała młodzież, głównie studencka. Obecnie coraz więcej uczestników to młodzi pracownicy, rośnie jednak liczba osób starszych, obeznanych z komputerem nauczycieli, urzędników, emerytów. Najsłynniejszy polski internauta ma adres lwprezydent, i jak sam wyjaśnia: “Od dawna interesuję się Internetem, znam sią na tym i lubię szperać w sieci. Często czytam wypowiedzi internautów, które dotyczą życia politycznego w Polsce, i sam włączam się do dyskusji. Mam dzięki temu bezpośrednią łączność z poglądami społeczeństwa w Polsce.”
Jednak uznanie opinii internautów za reprezentatywne dla ogółu Polaków jest nieuprawnione. Tak jak dawniej do gazet listy wysyłała specjalna kategoria czytelników (żartobliwie przez prasoznawców określana jako “czytako-pisaki”), tak aktywni internauci stanowią wysoce wyselekcjonowaną kategorię społeczną.Wielu z nich zasługuje na miano sfrustrowanych oszołomów, a język jest nie tylko niegramatyczny, wulgarny, ale i pełen nienawiści. Wielu z nich ukrywa swe dane, aby tym silniej wyrażać poglądy których publicznie nie można wypowiedzieć. Jednak nie wszyscy tak się zachowują. Dorota Giza przeprowadziła interesującą obserwację uczestniczącą nad zachowaniami internautów w serwisach towarzyskich. Twierdzi, że:
“wbrew pozorom, w Internecie nie grasują sami zboczeńcy i zakompleksieni nieudacznicy. “Najfajniejszych facetów mam na swoim monitorze” - to stwierdzenie jest jak najbardziej prawdziwe - na stronach internetowych serwisów randkowych znajdziemy wiele interesujących osób w różnym wieku. Są tu przystojni, wykształceni mężczyźni i są intrygujące, piękne kobiety. Ludzie wrażliwi, idealiści i romantycy, ale też przebojowi i otwarci na nowe doświadczenia, o wszechstronnych zainteresowaniach. Osoby `po przejściach` i bez żadnych `przejść`. Ludzie, którzy szukają przyjaźni na całe życie, albo zabawy i znajomości na jedną czy kilka nocy.”
Medialne gry i zabawy
U wielu użytkowników nowych mediów występuje swoista fascynacja światem przez nie przedstawianym (tzw. wirtualna rzeczywistość), w szczególności gdy dają one szansę interakcyjności. Znane są przykłady spędzania całych dni na oglądaniu programów telewizyjnych, czy kaset wideo. U młodzieży zaś pojawił się typ maniaka komputerowego, który spędza godziny wpatrzony w ekran monitora. Nowe techniki multimedialne, łączące dźwięk, obraz trójwymiarowy, a nawet dotyk (poprzez specjalne hełmofony) dają takie złudzenie rzeczywstości, że problemem staje się powrót do normalnego świata. Ta "narkotyzująca" funkcja najnowszych mediów zasługuje na baczną uwagę.
Jarosław Starowicz, autor pracy magisterskiej na ten temat, wskazuje, że po gry strategiczne i handlowe sięgają przede wszystkim gracze-fanatycy, którzy chcą mieć wpływ na inne osoby i manipulować całymi grupami społecznymi.
Cechuje ich zazwyczaj poczucie wyjątkowości i nieomylności, egocentryzm i nietolerancja. Mają tak wielkie poczucie misji, że tworzy ono tzw. kompleks Boga, bycia przywódcą i panem innych.
Gry wojenne i gry strzelanki wybierają najczęściej gracze-agresorzy, ludzie, którzy najróżnorodniejsze kompleksy rekompensują agresją fizyczną. Ich cechą jest chłód uczuciowy, obojętność, często wrogość wobec innych.
Gry logiczne oraz gry przygodowe i z rozbudowaną fabułą, to domena graczy-samotników, poszukujących doznań w świecie fikcji. Często mają oni trudności z kontaktem z otoczeniem, uciekają wówczas w świat gier. Jednak częściej kontakt ze światem utrzymują przez intensywne oglądanie telewizji.
Telewizyjne okulary
Ryszard Kapuściński w swych Lapidariach opisuje historię Paula, młodego Amerykanina, który odwiedził w czasie wakacji Warszawę. Nie chciał zwiedzać miasta, oglądać zabytków. To go nie interesowało. Natomiast w samochodzie natychmiast włączał radio, a w mieszkaniu telewizor. Najchętniej wybierał CNN. Oglądał program jak leci.
“Dzięki ekranowi telewizorowi Paul bierze udział w ogromnej liczbie wydarzeń: w wojnach i rewoltach, w kongresach i zabawach, w zawodach bokserskich i mistrzostwach świata w hokeju, w polowaniach na krokodyle i rekiny, w rewiach mody i konkursach piękności, w napadach na banki i w ściganiu handlarzy narkotyków. Telewizor zapewnia mu nowy typ uczestnictwa - uczestnictwa bez odpowiedzialności.”
Paul nie potrafi oglądać świata inaczej niż przez telewizor.
Kolumbowie Internetu: kompetencje medialne i edukacja medialna
W społeczeństwie medialnym umiejętności niezbędne dla skutecznego funkcjonowania, a niekiedy fizycznego przeżycia rozszerzają się na całą sferę nowych i starych mediów. Tak jak w społeczeństwie przemysłowym minimum umiejętności intelektualnych było czytanie i pisanie, tak w społeczeństwie medialnym jest korzystanie z komputera i Sieci, wykorzystanie funkcji telefonu komórkowego, programowanie radioodbiornika i magnetowidu, fotografowanie i filmowanie cyfrowe, itp. Chodzi nie tylko o zwykłą sprawność techniczną, ale także rozumienie działania tych urządzeń, a co ważniejsze posługiwanie się nimi zarówno dla rozrywki, jak i celów poznawczych i praktycznych.
Można powiedzieć, że zadaniem szkoły jest uczenie żeglowania a nie sufrowania w Internecie. Surfing to wspaniały sport polegający na ślizganiu się na desce na falach, natomiast żeglowanie to podróż morska z wytyczonym celem, wymagająca opanowania sztuki żeglarskiej, w tym używania instrumentów (busole, mapy) i wiedzy. Hasło profesora Ryszarda Tadeusiewicza, pioniera wprowadzania powszechnych technik teleinformatycznych w życie uczelni i studentów, „Bądź Kolumbem cyberprzestrzeni”, jest wyśmienitą dyrektywą dla wszystkich młodych ludzi.
Koszt dostępu
Jurgen Habermas w swojej koncepcji "sfery publicznej" (a dokładniej "burżuazyjnej sfery publicznej") jako podstawy demokracji, oskarża współczesny rynek medialny o likwidację warunków swobodnego wyrażania opinii, m.in. przez komercjalną orientację telewizji, telefonii, nowych mediów.
Zanikają biblioteki publiczne, a książki na płytach kompaktowych oraz Internet wzmacniają dążenie do fragmentaryzacji i indywidualizacji życia społecznego. Istotę nowej kondycji człowieka wyraża dobrze określenie „wiek dostępu”. Rifkin z pasją wykazuje, że obecnie nie tyle nie własność i posiadanie, co dostęp do dóbr określa bogactwo, a także ludzkie możliwości. Nie trzeba mieć, aby korzystać z pewnej rzeczy, a co więcej - często nie można posiadać tego z czego trzeba i chce się korzystać. A zatem bieda dzisiaj to nie brak własności, ale brak dostępu. Coraz więcej wszelakiego rodzaju dóbr jest użyczane, a nie sprzedawane. Jak wyraźnie stwierdził Jeremy Rifkin w pełnym tytule swojej książki “w wieku dostępu płacisz za każdą chwilę swego życia”.
Gdy nie płacimy za towar lub usługę pieniędzmi, płacimy za nią swoją uwagą. Nic bowiem nie jest za darmo, choć wiele jest tego pozorów (np. bezpłatna komercjalna telewizja).
Dostęp dzisiaj to podstawowe prawo człowieka, chociaż nie zapisane w konstytucjach. One wymieniają prawa człowieka, lecz brak w nich praw medialnych (dostępu do publicznych i prywatnych mediów na określonych warunkach). Dostęp należy rozważać na różnych poziomach.
Pierwszy i fundamentalny jest powiązany z ekonomią, a więc i bogactwem. Ten dostęp wymaga posiadania pieniędzy, i to coraz większych, aby opłacić korzystanie z dóbr, w tym kultury. Instytucje publiczne, jak biblioteki, oferują wprawdzie dostęp bezpłatny, ale do dzieł klasycznych, na ogół tylko książek drukowanych. Kapitał jest więc nadal potrzebny, także w wieku dostępu. Kto ma kasę, ten ma dostęp. Ale same pieniędze nie wystarczą dla korzystania w pełni ze zdobyczy medialnej cywilizacji.
Wyższy poziom dostępu z uwagi na symboliczny charakter wielu dóbr, jest warunkowany przez posiadane przygotowanie - wykształcenie szkolne, intelektualne, kulturalne oraz przez pozycję społeczną. Jest więc pochodną kapitału kulturowego. Dostęp może być bierny, czyli odbiorczy, ale i czynny, czyli twórczy. Na szczęście nowe media umożliwiają większej liczbie ludzi tworzenie własnych przekazów. Jednak nadal dostęp do globalnej i narodowej agory jest regulowany i nie bezwarunkowy. Jeśli rozumieć go jako bramę, to ma regulujących dostęp bramkarzy. Nie jak dawniej cenzorzy państwowi, ale odźwierni medialni (właściciele, redaktorzy, dziennikarze) regulują obecność na scenie medialnej. I coraz częściej są nimi wielkie korporacje medialne, regulujące działanie swoich mediów. A kto ma dostęp, ten dzisiaj ma władzę.
Wykluczenie społeczne
Skoro społeczeństwo opiera się na komunikacji społecznej, a komunikowanie jest dzisiaj związane z dostępem i użytkowaniem przede wszystkim mediów elektronicznych, to jest oczywiste, że wszelkie upośledzenie - czy to intelektualne czy finansowe - oznacza wykluczenie z pełnego życia wspólnoty społecznej. Obok gospodarki globalnej i nasycenia informacją, powiększają się grupy upośledzone, klasa pariasów informacyjnych. Manuell Castells wskazywał na Los Angeles, najbardziej nowoczesne, a jednocześnie najbardziej zróżnicowane społecznie miasto na świecie, w którym liczba bezdomnych dorównuje, a zapewne przewyższa liczbę cudownych dzieci komputerowych.
Jednak technika, ani rynek nie potrzebują klasy banitów wykluczonych z dobrodziejstw informacyjno-medialnej cywilizacji. Odwrotnie, rozwinięta gospodarka wymaga specjalistów o wysokiej umiejętności operowania mediami. Potrzebują oni natychmiastowego i niemal nieograniczonego dostępu do światowych zasobów informacji. Jak pisze Toffler, “potrzebuje pracowników, którzy szybko potrafią się dostosować do zmian w metodach pracy, organizacji i codziennym życiu, a nawet te zmiany przewidzieć.”
Media do czasu wynalezienia komputera były w swym użytkowaniu dosyć łatwe. Cóż trudnego sięgnąć po książkę czy gazetę, oglądnąć film, czy włączyć telewizor. Nieco trudniej było zrobić dobrze naświetlone i ostre zdjęcie, ale udoskonalenia pomiaru światła i nastawiania migawki pozwoliły skonstruować całkowicie automatyczny aparat fotograficzny, jak go nazywają Niemcy “idioten kamera”. Zasadą amatorskiego sprzętu było bowiem zawsze ułatwianie, nie utrudnianie życia przeciętnym użytkownikom. Dopiero wynalazek komputera odwrócił tę tendencję. Pierwsze komputery wymagały wielkiej wiedzy informatycznej, a niekiedy i elektronicznej. Wprawdzie dzisiaj zwykli zjadacze chleba posługując się komputerem i Internetem jej nie potrzebują, niemniej reklamowe hasło sieci handlowej Media Markt “Nie dla idiotów” pozostaje szczególnie zasadne, gdy chodzi o efektywne i produktywne wykorzystanie ich możliwości.
Nowe media, choć tworzone z myślą o przeciętnym użytkowniku, są w swym działaniu i oferowanych możliwościach na tyle skomplikowane, iż tylko niektórzy potrafią z nich w pełni korzystać. W konsekwencji przyczyniają się do zwiększania różnic społecznych, w tym narastania różnic w stopniu poinformowania. W skali masowej komputery znajdują entuzjastów głównie wśród młodzieży, a jako narzędzia pracy u osób w wieku średnim. Ludzie starsi, biedniejsi, słabiej wykształceni nie radzą sobie z nowym sprzętem, a w najlepszym razie wykorzystują jego podstawowe funkcje do prostych gier (Pasjans) lub wysyłania krótkich maili czy oglądania obrazków.
Mnogość przekazów docierających do współczesnego człowieka ze starych mediów, wzmocniona potokiem komunikatów i ofert nowych mediów tworzy ogromny zalew informacyjny, który dla przeciętnego odbiorcy staje się po prostu nadmiarem i szumem. Obserwuje się dwie reakcje typowe wobec takiego natłoku. Pierwsza to gorączkowe przerzucanie się od przekazu do przekazu (co odpowiada przerzucaniu stron gazety, naciskaniu pilota telewizora, skakanie z pomocą myszy komputerowej po stronach internetowych), co bywa określane jako surfowanie po kanałach (channel surfing). Druga zaś to uporczywe trwanie przy swych dotychczasowych przyzwyczajeniach (pozostawanie przy jednym kanale radiowym, telewizyjnym, kupno tej samej gazety i tygodnika).
Nowe media model dwubiegunowości umacniają - są odrzucane przez jednych (z uwagi na ich interaktywność, wymagającą zaangażowania użytkownika) albo entuzjastycznie przyjmowane przez osoby intelektualnie i emocjonalnie aktywne. Tworzy się więc luka informacyjna między osobami z wykształcenia (lub pewnych cech osobowych) bardziej predestynowanych do korzystania z nowych mediów. Społeczeństwo bardziej się różnicuje niż ujednolica.
cdn@cywilizacja.medialna.pl
Indyjska przypowieść opowiada o ślepcach którzy chcieli opisać słonia. Jeden z nich twierdził, że słoń jest jak wielkie pień drzewa, drugi - iż raczej przypomina węża, trzeci - że jest cienki, ale twardy, ostry i zakrzywiony, a jeszcze inny - że jest miękki i tarczowy w kształcie. Jak łatwo się domyśleć, każdy z nich opisywał część słonia: pierwszy - nogę, drugi - ogon, trzeci - kieł, a czwarty - ucho. I tak jest chyba z nami, dostrzegamy elementy nowej cywilizacji, jednak nie widzimy jeszcze całości.
Na pewno cywilizacja medialna jest technokulturą, opartą o wielorakie technologie i narzędzia medialne. Jedne z nich służą rozpowszechnianiu tekstów, inne obrazów połączonych z dźwiękiem, jeszcze inne - służą komunikowaniu zwrotnemu. Nie sposób krótko, wyczerpująco i syntetycznie opisać je wszystkie, bowiem łączą się w narzędzia multimedialne, a sam pejzaż medialny zmienia się z dnia na dzień. Przewidywanie przyszłości jest co najmniej ryzykowne. Zastosowania i użytki mediów nie zależą od planów i intencji wynalazców. „Technologia tylko proponuje, natomiast społeczeństwo decyduje,” podkreśla Dennis McQuail.
Możemy zatem odrzucić wspaniałe obietnice twórców nowych programów komputerowych, tak jak nie wierzymy całkowicie sprzedawcom używanych samochodów. Są oni zainteresowani w zachwalaniu swojego towaru. Nie ma wszakże powodu, aby podzielać lęki i strachy konserwatystów, którzy kreślą przyszłość w barwach najczarniejszych, a przeszłość malują wyłącznie w barwach jasnych. Media wiele zrobiły dobrego dla ludzi i świata, a na pewno zrobią jeszcze więcej w przyszłości.
Najpilniej potrzebna jest krytyczna i rozważna wiedza o mediach, starszych i nowych, oparta na ogólnej znajomości ich technologii, dobrym przygotowaniu z zakresu nauk społecznych oraz rozeznaniu w działaniu przemysłów kultury. W przypadku mediów powinni zatem uwzględniać prostą prawdę o człowieku, którą Leszek Długosz, bard Piwnicy pod Baranami, wyraził w wierszu „Z wiosną - internautom.”
:
Przez wiosenne roztopy
Przez rozbryzgi - woda i kaczeńce
spod kopyt
Nie posyłamy już jeźdźca galopem
Ale przycisk telefonu
Internetu
Włączony
- I biegnie
Wiadomość
Z wiosną
Ta sama
Wciąż nieodmieniona
- Bo to, co serce z wiosną
ma do powiedzenia
To się nie zmienia.
Cywilizacja medialna obfituje w liczne sprzeczności. Rodzi wspaniałe, ale i straszne wizje przyszłości. Stawia wielkie wymagania, w tym wielkie wyzwania wobec szkoły i edukacji. Co więc robić. Salmon Rushdie w swej książce „Harun i morze historyjek” używa zwrotu „Problem Too Complicated To be Explained,” (Problem zbyt skomplikowany do wyjaśnienia) a w języku internautów i esemesowiczów krótko - P2C2E, jako rytualnej odpowiedzi na pytania zbyt dociekliwego swego synka Haruna.
Jednak choć działanie mediów we współczesnym świecie jest niezwykle zmienne i złożone, nie możemy zadowolić się taką repliką. Musimy poszukiwać odpowiedzi. Problem Musi Zostać Wytłumaczony.
Przypisy