W doborze wyposażenia kierujemy się koncepcją trzech linii, opracowaną przez brytyjską SAS i wykorzystywaną przez wiele jednostek na całym świecie. Najprostszym (i chyba najbardziej oklepanym) zdaniem, opisującym tę koncepcję, jest: „przeżywasz dzięki temu, co masz w kurtce, walczysz używając zawartości oporządzenia, obozujesz dzięki temu, co masz w plecaku”. W naszym przypadku wykorzystywana jest niemiecka modyfikacja tej koncepcji, w konfiguracji przystosowanej do działań związanych z dalekim rozpoznaniem. Dzięki takiemu podejściu, klaruje się w miarę przejrzysty podział na wyposażenie (zaczynając od linii „najbliżej” naszego ciała): 1. linii - obejmuje ono mundur żołnierza, zawartość kieszeni, buty oraz broń boczną. Wyposażenie to umożliwia przeżycie w trudnych warunkach przez pierwsze godziny/dni na wrogim terytorium, skontaktowanie się z grupą ratunkową itp. Tę linię powinniśmy zawsze nosić na sobie!
2. linii - obejmuje ono broń główną oraz oporządzenie wraz z jego zawartością. Sprzęt ten służy do prowadzenia walki i składa się na niego amunicja, radio, GPS, niewielki zapas wody, żywności… Zdjęcie drugiej linii, dopuszczalne jest jedynie w wyjątkowych sytuacjach, np. po upadku do wody, gdy ciężkie oporządzenie może być przyczyną utonięcia.
3. linii - obejmuje ono plecaki, wraz z zawartością. Składa się na nie sprzęt biwakowy (śpiwór, karimata, tarpa), sprzęt, zależny od specjalizacji danego członka drużyny (radio, plecak medyczny itp.), główny zapas wody, żywności, amunicji… Całość podzielona jest między plecak główny oraz niewielki (przytroczony na szczycie głównego plecaka) "plecak ucieczkowy". Jeżeli nagle zmuszeni jesteśmy walczyć, wystarczy zrzucić plecak, zyskując tym samym na mobilności. Z tego powodu nie powinno znaleźć się w nim nic, co niezbędne jest do walki i przeżycia, a jedynie rzeczy, z których utratą najłatwiej jest nam się pogodzić. W sprzyjających okolicznościach można również odłączyć plecak ucieczkowy od plecaka głównego i zabrać go ze sobą. Minimalizujemy dzięki temu ilość porzuconego sprzętu i jeszcze bardziej zwiększamy swoje szanse na przeżycie. Poza tym linię tą można zostawić w bazie/obozowisku, a na patrol wybrać się z 1. i 2. linią lub 1. i 2. linią uzupełnioną o plecak ucieczkowy (gdy poza bazą/obozowiskiem planujemy pozostać dłużej niż 24h).
Jak widać żołnierz nosi na sobie jednocześnie trzy linie, zakładając jedną na drugą, a wyższe numery, ściąga w zależności od potrzeby. Główną ideą podziału jest więc możliwość dostosowania do sytuacji, noszonej na sobie ilości linii/warstw wyposażenia bez konieczności przekładania sprzętu pomiędzy liniami. Powyższy opis to bardzo duże uproszczenie koncepcji trzech linii. Więcej informacji znajdziecie w artykułach poniżej. W przypadku każdej linii postaramy się zamieścić dodatkowo dokładniejszy opis jej „zawartości”, wraz z przykładową konfiguracją. Wyposażenie 1. linii:
W brytyjskiej armii kurtka to pierwsza linia wyposażenia - nośnik twojego najpotrzebniejszego ekwipunku. Te duże kieszenie zostały specjalnie tak zaprojektowane, aby mogły przenieść jak najwięcej rzeczy, które są ci niezbędne. Przynajmniej oficjalnie. Przyjrzyjmy się jej z bliska. O kołnierzu już rozmawialiśmy. Ma dziurki do przyczepienia kaptura a gdy go wysoko postawisz, chroni dodatkowo od wiatru czy zimna. Taka jest jego rola. Na klacie masz sześć dużych kieszeni. Cztery są widoczne, dwie są schowane i masz do nich dostęp przez pionowe zamki błyskawiczne, zwane potocznie ekspresami. Zajmijmy się tymi górnymi. Jak już wcześniej zauważyłeś, są przyszyte pod skosem, tak abyś miał do nich lepszy dostęp.
noś swoje rzeczy zawsze w tych samych kieszeniach. Dzięki temu unikniesz sytuacji, że zapomniałeś nie tylko urodzinach swojej dziewczyny, ale również, do której kieszeni dałeś kluczyki od samochodu, zwłaszcza, że właśnie zaczął padać deszcz. Po trzecie - zawsze zapinaj kieszenie. Naprawdę, szkoda stracić portfel czy klucze od mieszkania. Zapięcie guzika nic cię nie kosztuje. Pozostawienie odpiętej kieszeni może być zdecydowanie droższe... Po czwarte - dbaj o nią. W końcu jest twoja. Zabezpiecz guziki taśmą klejącą, zaimpregnuj materiał i czyść po każdym wyjściu w teren. Odwdzięczy ci się za to długą żywotnością.
1. LEWA GÓRNA KIESZEŃ Twoja lewa górna kieszeń jest przeznaczona na małą apteczkę polową. Krótko mówiąc, nie nosisz tam skręta tylko opatrunek osobisty, albo nawet dwa. Twój kumpel też, i reszta oddziału to samo. Dzięki temu zawsze będziesz wiedział gdzie szukać bandażu, gdy ktoś rozbije swój łeb o jakiś pustak, podczas CQB. Oprócz opatrunku osobistego (FFD - First Field Dressing) powinieneś mieć tam morfinę, opaskę uciskową oraz malutką książeczkę o tym, jak nie zabić poszkodowanego podczas pierwszej pomocy przedmedycznej. Tyle, że w realiach ASG morfina i opaska nie są ci najpotrzebniejsze. No chyba, że koniecznie chcesz rozmawiać z drzewami albo stać się małym fioletowym króliczkiem lub różową kaczuszką, to proszę bardzo - droga wolna. Osobiście polecam noszenie tam jeszcze kilku plastrów i rzeczy, które wg ciebie i dla ciebie są najważniejsze (np. leki które zażywasz). 2. PRAWA GÓRNA KIESZEŃ W prawej górnej kieszeni nosisz mały kompas. Może być SILVA - używa go twój ulubiony SAS, więc będziesz koszerny aż do bólu. Jak otworzysz kieszeń, to zobaczysz tam trzy przelotki ze sznurka. Służą do mocowania twojego kompasu oraz innych rzeczy na uwięzi, tak, aby czuły się do ciebie
bardzo przywiązane. Wiadomo - nic w przyrodzie nie ginie… Ponadto włóż tam malutką latarkę (np. na diody LED) oraz notatnik i długopis. 3. LEWA PIONOWA KIESZEŃ Teraz przejdźmy to pionowych ekspresów. Lewa pionowa kieszeń, zwana potocznie „kieszenią na mapę” w sumie służy do przenoszenia… apteczki. Ale tylko wówczas, gdy masz na sobie kamizelkę balistyczną lub inne ustrojstwo, zdecydowanie utrudniające dostęp do lewej górnej kieszeni. Gdy łazisz w samej kurtce, noś tam mapę w wodoszczelnym pokrowcu lub np. „świerszczyka”, żebyś się nie nudził, po tym, jak zostaniesz trafiony podczas gry. Ogólnie obie te kieszenie są bardzo pojemne i mogą pomieścić więcej niż by się chciało, jednak bez przesady. Gdy się im przyjrzysz od środka, zauważysz, że mają małe wewnętrzne kieszonki na długopisy i pisaki. To bardzo dobry patent, dzięki któremu nie musisz szukać długopisu po całej kurtce, gdy chcesz zapisać numer telefonu jakieś ostrej blondynki, która właśnie dziś się po raz pierwszy z wami strzelała. Ciekawym rozwiązaniem jest wrzucanie tam pustych magazynków. Dzięki temu zaoszczędzisz czasu na chowanie ich z powrotem do ładownic. 4. PRAWA PIONOWA KIESZEŃ W prawej pionowej kieszeni
Cokolwiek byś tam nie pchał, pamiętaj, że każda - nawet ta najobszerniejsza - kieszeń, ma swoją ograniczoną ładowność i nie można jej przekroczyć. Po za tym, im więcej gratów po kieszeniach kurtki, tym mniejszy komfort z jej noszenia. Proste. Tak, jak ci to już mówiłem - twoja kurtka może ważyć nawet pięć kilo. To chyba dużo, nie? 5. DOLNE KIESZENIE Teraz przejdźmy do dolnych kieszeni. Możesz, a nawet powinieneś nosić tam troszkę sznurka (para cord), mały scyzoryk, kawałek klasycznej srajtaśmy (w wodoszczelnym opakowaniu) oraz jakieś jedzenie. Najlepiej niech to będą rzeczy, które się nie kruszą i dają dużo kalorii. Na przykład czekolada, którą będziesz mógł poczęstować jakiegoś napalonego lachona z przeciwnej ekipy. No wiesz - przez żołądek do serca, nie? Dodatkowo noś ze sobą kilka tanich zapalniczek i jednorazowych łyżeczek z przydrożnego baru mlecznego lub racji MRE. Dlaczego? Proste - do której kieszeni nie włożysz swojego łapska, znajdziesz łyżkę lub zapalniczkę.
. POZOSTAŁE KIESZENIE Pozostałe kieszenie powinny zawierać następujące rzeczy, które w razem w całości tworzą coś w rodzaju podstawowego zestawu do przetrwania: • Zapalniczka noś przy sobie kilka zapalniczek na raz; są tanie, można je dostać w każdym sklepie. Zapalniczki podpalają paliwo do kuchenki o wiele łatwiej i szybciej, niż zapałki sztormowe z racji żywnościowej. Jeśli nie lubisz zapalniczek, możesz nosić przy sobie cały zapas zapałek sztormowych; pamiętaj jednak że zużyta zapałka nie wskrzesi iskry tak jak zużyta zapalniczka. Możesz też nosić przy sobie krzesiwo; trzymaj je w zestawie do przetrwania. • Scyzoryk lub też Narzędzie Wielofunkcyjne Trzymaj zawsze przy sobie i nikomu nie pożyczaj (bo ci zgubią i co wtedy zrobisz?). Jeśli jest to możliwe, zahacz o scyzoryk kółko od kluczy i przez to przewlecz sznurek; najlepiej para cord długość 75 cm. Sznurek przyczep do guzika kurtki lub szlufki spodni - dzięki temu nigdy nie zgubisz scyzoryka nawet, jeśli go wypuścisz z ręki lub wypadnie z kieszeni. Za pomocą scyzoryka nie upolujesz nawet muchy ale pomoże ci przy małych pracach w celu przetrwania. Pamiętaj: potrzebujesz mały scyzoryk (najlepiej narzędzie wielofunkcyjne) a nie super nóż do cięcia klocków drewna lub do zabijania .
Łyżka z niezbędnika. Powiedzmy sobie szczerze, w terenie nie ma czasu ani okazji do jedzenia dwóch dań i podwieczorka, do którego potrzeba nam łyżki do zupy i herbatki, widelca i noża. W terenie można się obejść samą łyżką, tak więc najważniejszy jest dobór odpowiedniej łyżki. Łyżka może być metalowa lub plastikowa; najważniejsze aby nie rozpuściła się w wrzącej wodzie ani nie wygięła się gdy mocniej uderzysz o dno menażki. Powinna być to łyżka normalnej wielkości (jak do zupy) oraz wystarczająco głęboka, abyś nie musiał wiosłować jak głupi przy jedzeniu pół litra zupy z racji żywnościowej. • Chusteczki higieniczne Wydawałoby się śmieszna sprawa, szczególnie że wszystkie chusteczki higieniczne są w super-nie-taktycznym kolorze śnieżno białym. Chusteczki nadają się świetnie do rozpałki pod kuchenkę; do "oczyszczenia" nosa; do toalety osobistej (mycie twarzy, dłoni, stóp); do czyszczenia/suszenia przyborów do gotowania oraz oczywiście do kibelka. Za każdym razem, gdy wyskakujesz coś przekąsić w McDonaldzie nie zapomnij zaopatrzyć się w darmowy zapas chusteczek wilgotnych; są pakowane w małe poręczne saszetki, mają długą żywotność i potrafią zdziałać cuda. •
Trochę jedzenia Przede wszystkim nie zawracaj sobie
głowy jedzeniem które jest zbyt kruchliwe (jak chipsy) lub też ciężkie (surowe ziemniaki, pół świniaka itd.) albo coś co wymaga podgrzania, przygotowania. Jedzenie, które nosisz w kurtce powinno być łatwe do spożycia w czasie marszu. Idealnie do tego nadają się orzechy, cukierki SAS oraz ciastka Panzer Waffel. Niektórzy noszą przy sobie także czekoladę, jednak tą najlepiej nosić tylko w chłodne dni. Z braku laku można nosić przy sobie saszetki z cukrem (zawsze daje energię) oraz gumę do żucia (nie zasycha ci w ustach). Uważaj, żebyś się nie zakrztusił i trzymaj się z daleka od żarłoków. •
Kompas Silva Kompas używany przez Armię Brytyjską. Kompas ten nie ma seksownych kształtów, nie jest w maskujących kolorach i nie działa w próżni na statku komicznym, ale działa w terenie. Pomyśl logicznie - jeśli wyciągasz mapę wielkością 150x150 cm (wyjątkowo nie taktyczny przedmiot; nikt nie drukuje mapy w kamuflażu), mały nie-taktyczny kompas Silvy nie będzie odpowiadać za zdradzenie Twojej pozycji. Armijne kompasy pracują w systemie tysięcznym, na szczęście Silva produkuje kompasy dla kadetów - identyczne jak te dla armii z tą różnica, że pracują w stopniach. Każda silva posiada czerwony sznurek - zaczep go o guzik kurtki i schowaj do kieszeni (dzięki temu nigdy nie zgubisz/nie upuścisz kompasu). Nie wymieniaj sznurka na żaden inny - po
upuszczeniu na ziemię kompas staje się niewidoczny (przez to, że jest wykonany z przezroczystego plastiku). •
Latarka Przedmiot ten jest fasowany, jednak praktycznie nie powinien być używany w terenie. W ciąganiu dnia jest wystarczająco widno, aby odczytać mapę czy też notatki. W nocy natomiast panuje zaostrzone Hard Routine z kompletnym zakazem używania sztucznego światła (dotyczy to szczególnie piechoty). Latarka rzuca zbyt duży snop światła, widoczny z daleka (nawet, jeśli użyjesz filtra); pomyśl, rozżarzoną końcówkę papierosa widać z bardzo daleka. Jeśli naprawdę potrzebujesz światła w nocy, użyj światła chemicznego lub kup sobie mini latarkę (taka, którą można nosić przy kluczach do domu). Jest mała, tania, lekka, można ją nosić przy kurtce i rzuca wystarczająco dużo światła, aby odczytać notatki.
Co zabierać w kieszeniach:
notes/zeszyt poleceń, ołówki oraz długopisy*;
kompas Silva *
zestaw do czyszczenia broni;
mała latarka z czerwonym filtrem;
zapasowe baterie do latarki i/lub noktowizora;
zapalniczka;
nakrycie głowy szalo kominiarka;
kątomierze (protractor-romer)*;
kilka naboi smugowych;
biała taśma minerska*;
narzędzia do wykonania tzw. stołu plastycznego;*;
farbka maskująca;
torebki foliowe do zakrycia ran w terenie skażonym chemicznie lub poparzeń skóry;
zestaw survivalowy*;
rękawice;
mapa (w wodoszczelnym mapniku)*;
mały zestaw pierwszej pomocy oraz bandaże;
tabletki uzdatniające wodę;
scyzoryk lub narzędzie wielofunkcyjne;
linka paracord min. 20m (żołnierz) 50m (dowódca);
krokomierz;
Pożądane cechy plecaka górskiego
wygodny, regulowany, ergonomiczny, nie uciskający stelaż nośny
możliwość znacznej kompresji, przy jednoczesnej ładowności
pokrowiec przeciwdeszczowy, umieszczony w specjalnej spodniej kieszonce plecaka
system troków, umożliwiający troczenie różnych dodatkowych sprzętów (kijków, czekana, karimat, namiotu, itd...)
regulowany pas biodrowy
regulowany pas piersiowy
regulacja szelek
poduszki w szelkach przeciwdziałające uciskom na ramiona
wykonanie z odpornego na czynniki mechaniczne i zabrudzenie materiałów (np. cordura)
przemyślana konstrukcja komór, umożliwiająca łatwy do nich dostęp
w przypadku większych plecaków system dwukomorowy
w przypadku większych plecaków dodatkowy komin umożliwiający zwiększenie pojemności plecaka
mocne szwy, dodatkowo uszczelniane taśmą z tworzywa sztucznego
Cechy których należy się wystrzegać w plecakach górskich:
brak stelaża, lub poduszek i wzmocnień, chroniących kręgosłup przed uciskiem
słabej jakości cienkich materiałów
niska odporność mechaniczna materiałów i słabe niezabezpieczone szwy
brak pokrowca
nieregulowane szelki
brak systemu kompresji i troków
brak pasa piersiowego i biodrowego, lub brak możliwości ich regulacji
PLECAK
KOMORA GŁÓWNA PLECAKA - Duża torba wodoczeszczelna (może być nawet czarna torba na śmieci) a w tym: zapasowa para spodni, zapasowa kurtka (lub koszula, jeśli jest lato), zapasowa koszulka + bielizna a także coś ciepłego np. kurtka Softie lub Buffalo. Na dnie plecaka powinien znajdować się śpiwór (jeśli możliwe, powinien być zapakowany w worek wodoszczelny, nie mylić z workiem kompresyjnym!), a na to worek z zapasowym ubraniem.
PRAWY SIDE POUCH PLECAKA - Strój NBC
LEWY SIDE POUCH PLECAKA - Gore-Tex (spodnie i kurtka), koszula Norgie Shirt oraz Poncho/basha + śledzie i bungee.
MAŁA KIESZEŃ PLECAKA (PRZÓD) - Zapasowe racje żywnościowe
GÓRNA KIESZEŃ NA KLAPIE - Zestaw do pięlęgnacji stóp (czyli talk, zapasowe skarpetki itp.) oraz do czyszczenia butów.
GÓRNA KIESZEŃ (POD KLAPĄ) - Zestaw do higieny osobistej, ręcznik + zestaw do golenia
Lista pochodzi z regulaminu ATR Bassingbourn and ITC Catterick (ITC - Infrantry Training Centre; centrum szkolenia piechoty).
OSOBISTA APTECZKA PIERWSZEJ POMOCY Powinna się mieścić w niewielkim opakowaniu (najlepiej wodoszczelnym; cywilne wyroby nadają się idealnie). Jej zawartość zależy od pory roku oraz klimatu. Na przykład w zimę warto zabrać wazelinę lub pomadkę do nawilżania ust; w lato dodatkowo zabrać olejek do opalania (aby uniknąć poparzenia skóry) oraz talk do stóp. Wielu żołnierzy nosi w swojej apteczce spory zapas plastrów, rożnych kształtów oraz wielkości (np. aby zaklejać odciski na stopach). Dodatkowo żołnierze noszą w sobą tabletki przeciwbólowe (Paracetamol); wszelkie kontuzje, skaleczenia, obtarcia siniaki itd. potrafią bardzo dokuczać i obniżać efektywność w czasie patrolu. Gorszymi dolegliwościami typu złamana ręka, stłuczone żebra czy skręcona noga w kostce zajmie się twój plutonowy medyk, który ma do tego ratowniczy zestaw pierwszej pomocy.
PRZYBORY OSOBISTE Są to: zestaw do higieny osobistej oraz zestaw do konserwacji obuwia. W zestawie do higieny osobistej powinno się znajdować chusteczki dziecięce (nadają się idealnie do dłoni, twarzy i reszty ciała a także do czyszczenia zestawu do gotowania) oraz szczoteczka i pasta do zębów (racje żywnościowe zostawiają gruby nalot na zębach). To jest niezbędne minimum do którego można jeszcze dodać antyperspirant pod pachy (w kulce, nie w spray'u), mężczyźni zabierają dodatkowo zestaw do golenia, kobiety szczotki go włosów. Nie zapominaj że pudełeczko farbki maskującej posiada lusterko; jest wystarczająco duże aby móc się w nim przejrzeć oraz ogolić twarz (mężczyźni). Najlepszy czas na toaletę osobistą to oczywiście ranek (tak jak w cywilu). O higienę powinno się szczególnie zadbać w gorące dni; ludzki pot (oraz zapach) przyciąga komary oraz inne owady jak magnez metal; podobnie jest ze słodkim oddechem. Nie używaj w polu zapachowego mydła, szamponu albo dezodorantu; przyciągniesz uwagę nie tylko owadów, ale także wroga. Po zakończonej toalecie porannej nie zapomnij nałożyć nowej warstwy farbki maskującej na twarz oraz inne odsłonięcie części ciała. Do konserwacji obuwia wystarczy pudełko pasty do butów (Kiwi najlepsza) oraz mała szczotka o sztywnym włosiu do oczyszczenia butów z zaschniętego błota i nałożeniu nowej warstwy pasty.
ŻYWNOŚĆ W plecaku powinno się nosić dodatkową żywność (część racji żywnościowej), jedną część menażki oraz zapas wody. Zapasowe racje żywnościowe żołnierze trzymają w małej kieszonce (zapinana na zamek błyskawiczny oraz rzep) z przodu plecaka; jeśli się nie mieści, reszta ląduje w komorze głównej plecaka (żywność najlepiej trzymać w woreczku). Jedną część menażka najlepiej przechowywać w plecaku; drugą trzymamy w oporządzeniu; gdyby trzymać dwie części naraz to marnujemy miejsce, poza tym bardzo hałasują w czasie marszu. W jednej części menażki można spokojnie zagotować wodę i przygotować danie. W woreczku z żywnością warto trzymać kilka zapasowych tabletek (paliwo) do kuchenki lub butlę jeśli gotujesz na gazie. Bez wody nie ma życia, a żołnierz długo bez wody nie podoła. Wodę potrzebujesz aby utrzymać poziom płynów w ciele (czyli zapobiec odwodnieniu), do higieny osobistej oraz do gotowania. Woda może być przenoszona w dowolnym pojemniku (byle był szczelny); w czasie marszu najlepiej sprawuje się bukłak z wodą czyli camelbak, trzymany w plecaku.
ZAPASOWE UBRANIE Numerem jeden są skarpetki: zabierz tyle, ile dni będziesz operował w terenie. Jeśli masz za mało skarpet lub wszystkie zmokły staraj się zachować chociaż jedną suchą parę skarpet (mogą być cywilne, po domu), w których będziesz spał w śpiworze. Dodatkowo zawsze zabieraj z sobą polar oraz kurtkę GoreTex. Polar przyda ci się w chłodnie dni oraz w czasie nocnej warty (gdzie nawet w okresie letnim w nocy spada temperatura). W chłodne dni warto zabrać z sobą dodatkowo: parę rękawiczek, szal/arafatkę oraz czapkę. Niektórzy żołnierze noszą z sobą kompletny zapas munduru: spodnie, kurtka, podkoszulek + buty a nawet zapasowe sznurowadła. Jest to stosowane w dżungli; jeden zestaw jest noszony w ciągu dnia (kompletnie przemoczony, nigdy nie schnie), drugi jest noszony tylko do spania (suchy, odrobina komfortu patrz: spanie w terenie). Wybór należy do ciebie, ale doświadczenie szybko podpowie ci, że skarpety, polar i kurtka GoreTex to priorytet.
SPANIE W TERENIE Do spania w terenie niezbędne są trzy następujące rzeczy: karimata, śpiwór oraz basha (pałatka). Nie ignoruj potrzeby odpoczynku. Sen w terenie jest bardzo ważny dla człowieka (praktycznie przesypiamy połowę swojego życia). W terenie żołnierz operuje przez długie godzin (nawet do 18 godzin), w czasie którego ciało jest eksploatowane do granic możliwości. Dla tego dla żołnierza ważną rzeczą jest sen (na wyczerpanie można umrzeć); często jest jedynie kilka godzin odpoczynku; daj swojemu ciału każdą szansę do zregenerowania się.
Karimata jest używana nie tylko jako poręczny materac do spania w terenie, a także jako izolację między twoim ciałem a ziemią (nie chcesz chyba dostać wilka?).
Śpiwór to ciepły worek zapinany na zamek błyskawiczny z otworem do oddychania na twarz użytkownika. Nie ważne, jaki kupisz, ważne aby był mały, lekki ale przy tym ciepły (odpowiednio do pory roku). Do spania w śpiworze ubieraj się cienko (podkoszulek, spodnie, skarpetki oraz czapka); bardzo ważne jest aby Twój zestaw taktycznej piżamy był suchy (i czysty, nie chcesz chyba spać w ubłoconym kokonie?). Podobna rzecz tyczy się śpiwora; jeśli w nim nie śpisz, trzymaj go w worku kompresyjnym i wstać w torebkę foliową, po czym całą szeleszczącą paczkę wrzuć do plecaka (plecak trzymaj pod rozłożoną pałatką). Pamiętaj też aby do spania nie ubierać się bardzo ciepło; inaczej pierwsza rzeczą która przydarzy ci się rano to szok termiczny.
Basha czyli pałatka to Twój jedyny dach nad głową w terenie. Noś ją zawsze i wszędzie, bez względu na porę roku czy pogodę; zawsze rozkładaj nad głową (nisko nad ziemią; inaczej deszcz będzie padał pod pałatkę). Jeśli nie siedzisz pod pałatką, pałatka chroni Twój pozostawiony w bazie dobytek przed ciekawskim okiem wroga oraz innych. Do rozłożenia bashy potrzeba sznurka (może być para cord) lub też bungee z haczykami na końcach. Daruj sobie kupowanie Bivvy Baga chyba, że planujesz spać w kałuży albo na dnie jeziora.
SAPERKA Trzy częściowa saperka wojskowa przyda ci się do takich czynności jak: napełnianie ziemią worków na piach; przygotowania pozycji obronnej; kopania dziury w ziemi aka wygódki oraz przygotowania miejsca do spania pod karimatę. Powiedzmy sobie szczerze: wojskowa saperka nie nadaje się do niczego. Należy jednak pamiętać, że saperką szybciej coś stworzymy, niż łyżeczką z niezbędnika.
Wyposażenie |
W doborze wyposażenia kierujemy się koncepcją trzech linii, opracowaną przez brytyjską SAS i wykorzystywaną przez wiele jednostek na całym świecie. Najprostszym (i chyba najbardziej oklepanym) zdaniem, opisującym tę koncepcję, jest: „przeżywasz dzięki temu, co masz w kurtce, walczysz używając zawartości oporządzenia, obozujesz dzięki temu, co masz w plecaku”. W naszym przypadku wykorzystywana jest niemiecka modyfikacja tej koncepcji, w konfiguracji przystosowanej do działań związanych z dalekim rozpoznaniem. Dzięki takiemu podejściu, klaruje się w miarę przejrzysty podział na wyposażenie (zaczynając od linii „najbliżej” naszego ciała): 1. linii - obejmuje ono mundur żołnierza, zawartość kieszeni, buty oraz broń boczną. Wyposażenie to umożliwia przeżycie w trudnych warunkach przez pierwsze godziny/dni na wrogim terytorium, skontaktowanie się z grupą ratunkową itp. Tę linię powinniśmy zawsze nosić na sobie!
2. linii - obejmuje ono broń główną oraz oporządzenie wraz z jego zawartością. Sprzęt ten służy do prowadzenia walki i składa się na niego amunicja, radio, GPS, niewielki zapas wody, żywności… Zdjęcie drugiej linii, dopuszczalne jest jedynie w wyjątkowych sytuacjach, np. po upadku do wody, gdy ciężkie oporządzenie może być przyczyną utonięcia.
3. linii - obejmuje ono plecaki, wraz z zawartością. Składa się na nie sprzęt biwakowy (śpiwór, karimata, tarpa), sprzęt, zależny od specjalizacji danego członka drużyny (radio, plecak medyczny itp.), główny zapas wody, żywności, amunicji… Całość podzielona jest między plecak główny oraz niewielki (przytroczony na szczycie głównego plecaka) "plecak ucieczkowy". Jeżeli nagle zmuszeni jesteśmy walczyć, wystarczy zrzucić plecak, zyskując tym samym na mobilności. Z tego powodu nie powinno znaleźć się w nim nic, co niezbędne jest do walki i przeżycia, a jedynie rzeczy, z których utratą najłatwiej jest nam się pogodzić. W sprzyjających okolicznościach można również odłączyć plecak ucieczkowy od plecaka głównego i zabrać go ze sobą. Minimalizujemy dzięki temu ilość porzuconego sprzętu i jeszcze bardziej zwiększamy swoje szanse na przeżycie. Poza tym linię tą można zostawić w bazie/obozowisku, a na patrol wybrać się z 1. i 2. linią lub 1. i 2. linią uzupełnioną o plecak ucieczkowy (gdy poza bazą/obozowiskiem planujemy pozostać dłużej niż 24h).
Jak widać żołnierz nosi na sobie jednocześnie trzy linie, zakładając jedną na drugą, a wyższe numery, ściąga w zależności od potrzeby. Główną ideą podziału jest więc możliwość dostosowania do sytuacji, noszonej na sobie ilości linii/warstw wyposażenia bez konieczności przekładania sprzętu pomiędzy liniami. Powyższy opis to bardzo duże uproszczenie koncepcji trzech linii. Więcej informacji znajdziecie w artykułach poniżej. W przypadku każdej linii postaramy się zamieścić dodatkowo dokładniejszy opis jej „zawartości”, wraz z przykładową konfiguracją. Wyposażenie 1. linii: Przykładowa konfiguracja 1. linii wyposażenia (dalekie rozpoznanie), część 1. Przykładowa konfiguracja 1. linii wyposażenia (dalekie rozpoznanie), część 2. Kurtka dla sił specjalnych (Einsatzkampfjacke für Spezialkräfte) Spodnie dla sił specjalnych (Einsatzkampfhose für Spezialkräfte) Scyzoryk Bundeswehry (Taschenmesser Einhandöffnung) Extrema Ratio BF1CD (Basic Folder 1 Classic Drop) Wyposażenie 2. linii: Przykładowa konfiguracja 2. linii wyposażenia (dalekie rozpoznanie), część 1. Przykładowa konfiguracja 2. linii wyposażenia (dalekie rozpoznanie), część 2. Siatkowa narzuta maskująca (Netztarnumhang) Nóż ACK (Advanced Combat Knife) Komplet do przenoszenia wyposażenia osobistego (Tragesatz, persönliche Ausrüstung) Chest rig dla sił specjalnych (Chest Rig für Spezialkräfte) Tasmanian Tiger Chest Rig MK II Kamizelka wielofunkcyjna (Multifunktionsweste, Einsatz)Wyposażenie 3. linii: CamelBak ThermoBak 3L Plecak bojowy (Kampfrucksack) Berghaus Atlas Ajungilak Tyin Żywność: Racja survivalowa Bundeswehry (Überlebensration) Racja żywnościowa Bundeswehry (Einmannpackung, EPa) |
|
[SPRZĘT] Przykładowa konfiguracja 1. linii wyposażenia, część 1. |
Przykładowa konfiguracja 1. linii wyposażenia, część 1. Autor: Ronin Czym jest 1. linia wyposażenia? W poniższym artykule postaram się w kompleksowy sposób opisać 1. linię wyposażenia niemieckich jednostek dalekiego rozpoznania, dobraną pod kątem długotrwałych operacji leśnych za linią wroga. Tego rodzaju konfigurację zdefiniować można jako zestaw ekwipunku, który podczas określonej operacji zawsze nosimy na sobie i nigdy się z nim nie rozstajemy, tak, aby w każdej chwili być gotowym do ewakuacji z miejsca prowadzenia działań. Gotowość ta jest istotna ze względu na ciągłe ryzyko niepowodzenia akcji - grupa może zostać wykryta w trakcie patrolu, przygotowania stanowiska, prowadzenia obserwacji, gdy któryś z operatorów śpi, czy załatwia się. Ekwipunek ten dobrany powinien być w taki sposób, aby ułatwiać wykonanie operacji (część wyposażenia wykorzystuje się w trakcie rutynowego działania, dlatego ważna jest wygodna i funkcjonalna odzież, czy drobiazgi takie jak scyzoryk, latarka, busola, mapa…), a w sytuacji, gdy z jakiegoś powodu zmuszeni jesteśmy zrzucić z siebie plecak i oporządzenie, pozwolić na bezpieczną ewakuację ze strefy zagrożenia bez ryzyka, że w pozostawionym ekwipunku znajdzie się coś, czego brak utrudni ucieczkę. Ewakuacja rozumiana jest tu bardzo szeroko - zarówno jako cały okres poprzedzający moment nadejścia pomocy (ucieczka ze strefy bezpośrednio zagrażającej naszemu życiu, unikanie wysłanego za nami pościgu, przeżycie okresu ucieczki z dala od cywilizacyjnych zasobów wody i żywności), jak i sam moment zwrócenia na siebie uwagi ratowników oraz właściwej ewakuacji. Koncepcja niemiecka zakłada wykorzystanie specjalnie zaprojektowanych spodni oraz kurtki - oba elementy obszyte są dużą ilością kieszeni, co pozwala na przenoszenie dużej ilości wyposażenia. Najważniejsze kieszenie kurtki rozmieszczone są tak, że nie zasłania ich oporządzenie (lub są zasłonięte jedynie na tyle, że dostęp do nich staje się możliwy po odpięciu pojedynczej klamry oporządzenia, bez konieczności jego zdejmowania), co umożliwia łatwe wyciąganie zawartości. Podsumowując, stwierdzić można, że celem odpowiedniego skonfigurowania 1. linii wyposażenia jest umieszczenie w zestawie przedmiotów pozwalających na ewakuację z miejsca działania, przy jednoczesnym rozmieszczeniu ich w kieszeniach w taki sposób, aby przedmioty wykorzystywane zarówno, gdy mamy na sobie oporządzenie, jak i po jego zdjęciu, były łatwo dostępne.
powyżej: żołnierz Bundeswehry podczas szkolenia z prowadzenia walki za linią wroga, czyli tak zwanego Einzelkämpferlehrgang (miejscowość Hammelburg, rok 2006). W ekstremalnej sytuacji, pozbawiony plecaka, oporządzenia, a nawet karabinu żołnierz, często polegać musi wyłącznie na zawartości kieszeni spodni oraz kurtki. Wskazówki doboru elementów zestawu dla rekonstruktorów Jeżeli w trakcie MilSim-u zamierzamy wykorzystywać dokładnie takie samo wyposażenia, jakiego używają żołnierze jednostki, którą akurat rekonstruujemy, powinniśmy poznać zawartość ich 1. linii wyposażenia. W jaki sposób? Najprościej jest zaopatrzyć się w urzędowe dokumenty zawierające listę interesujących nas przedmiotów. Kiedy udało mi się zdobyć TL-ki opisujące wyposażenie survivalowe żołnierzy Bundeswehry, pomyślałem, że nareszcie będę wiedział, jaki jest standard, czego się używa, co nosi ze sobą. Niestety, kiedy zacząłem je czytać, ku mojemu zdziwieniu pod prawie każdym elementem ekwipunku pojawiał się opis: oder ein Artikel gleichwertiger Art. („lub artykuł podobnego rodzaju“) Kolejne wątpliwości ogarnęły mnie, gdy na rynku wydawniczym ukazała się książka „Eyes on Target - Die Fernspäher der Bundeswehr” („Oczy skierowane na cel - jednostki dalekiego rozpoznania Bundeswehry”). W jednym z jej rozdziałów zamieszczono zdjęcia przykładowej zawartości 1. linii wyposażenia jednego z żołnierzy. To, co najmocniej rzuciło mi się w oczy to fakt, że sporo elementów nie zgadzało się z tymi, opisanymi w TL-ce. Czyżby w BW nie standaryzowano sprzętu tak rygorystycznie, jakby się wydawało? Generalnie, prywatne zaopatrywanie się przez żołnierzy w niektóre elementy wyposażenia jest w niemieckich siłach specjalnych normą, którą często potocznie określa się jako Dezentrale Beschaffung (zakup zdecentralizowany). Dezentrale Beschaffung to procedura zaopatrywania się w (częstokroć lepsze od standardowych) drobne elementy wyposażenia kupowane już nawet nie przez pojedynczych żołnierzy, ale przez całe kompanie, z pominięciem oficjalnej drogi. Fakt ten powoduje, że wielu żołnierzy korzysta z niestandardowych zestawów, dobranych pod kątem indywidualnych potrzeb i preferencji. Skoro tak, to skąd osoba zajmująca się rekonstrukcją ma wiedzieć co kupić? Najprościej kupić dokładnie to, co opisane jest w TL-ce, a jeżeli z jakiś powodów dany przedmiot nam nie odpowiada, zamienić go na taki, który posiada wymienione w TL-ce cechy użytkowe. Konfigurując swój zestaw, zrobiłem tak kilka razy. Opisana procedura dotyczy wielu drobnych elementów (latarki, nakrycia głowy, buty itp.), które nie wpłyną silnie na możliwość identyfikacji żołnierza. Nie dotyczy jednak tak poważnych rzeczy jak kamuflaż, czy broń. To, że siłom specjalnym wolno używać „czego chcą” jest jednym z mitów - w rzeczywistości operatorzy są w wielu kwestiach ograniczeni. Pamiętajmy także, aby zjawiska nie nadinterpretować - nikt nie wymieniłby danego elementu wyposażenia, który dostał na stan, na gorszy, kupiony prywatnie. Piszę to z myślą o „rekonstruktorach”, którzy np. kupno MilTec-owej podróbki kurtki KSK wytłumaczyć próbowaliby tym, że przecież żołnierz „mógł kupić ją sobie prywatnie”. W miejsce dobrej jakości kurtki Arktisa, którą dostał z magazynu? Nie sądzę… Kompletując wyposażenie survivalowe pamiętajmy, że TL-ki to nie sztywna lista. Jeśli coś budzi nasze zastrzeżenie i uważamy, że inny element ekwipunki sprawi się lepiej, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dokonać wymiany. Poza tym nic nie stoi na przeszkodzie, żeby coś dodać, jeśli nam tego brakuje (jest to nawet wskazane, bo z samym opisanym minimum przeżycie byłoby trudniejsze). Odradzam jednak operację w drugą stronę. TL-ki są świetną listą niezbędnego wyposażenia i warto posiadać każdy, opisany w nich element. UWAGA! Ten tekst powstał w oparciu o TL-kę opisującą wyposażenie jednostek specjalnych, wydaną na początku 2008 roku, jednak wiele informacji w nim zawartych czerpałem z TL-ek, wydawanych dla kilku innych formacji, w różnych okresach. Mój zestaw nie jest więc zestawem opisanym w jednej TL-ce, a raczej kompilacją najlepszych według mnie elementów, z dodatkowymi usprawnieniami mojego pomysłu. Z „rekonstrukcyjnego” punktu widzenia jest to o tyle cenne, że żaden szanujący się specjalista nie ograniczyłby się jedynie do podstawowego i regulaminowego zestawu. Przy wszystkich oryginalnych przedmiotach starałem się podawać numery kontraktowe. W przypadku rzeczy posiadających rozmiary, np. butów, koszulek itp., podawałem zawsze numer najmniejszego rozmiaru danego przedmiotu. Bielizna Próbowaliście kiedyś nosić tę samą bieliznę przez kilka dni? Zabranie ze sobą wystarczającej ilości skarpet, majtek/bokserek/slipów oraz koszulek na zmianę, biorąc pod uwagę, że patrol za linią wroga może trwać nawet miesiąc, jest stratą miejsca w plecaku. Poza tym, częste zmiany bielizny w warunkach ciasnego punktu obserwacyjnego potrafią być naprawdę uciążliwe. Żołnierze zmuszeni są więc do zmian bielizny rzadszych, niż w normalnych warunkach. To z kolei powoduje, że bielizna musi być naprawdę wysokiej jakości. Jakie cechy powinna posiadać? Najważniejsze, aby ograniczała ryzyko otarć skóry, które potrafią naprawdę uprzykrzyć życie utrudniając nam każdy ruch (szczególnie te w pachwinach, powstające zazwyczaj w trakcie długiego marszu). Schemat ich powstawania jest w zasadzie zawsze taki sam, a uszkodzony naskórek w połączeniu z dużą ilością bakterii wystarczą. Aby uniknąć otarć, bielizna powinna być w stanie odprowadzać z powierzchni skóry wilgoć. Nie zapominajmy, że w „tych” miejscach (stopy, pachwiny oraz pachy - tu przebiegają jedne z większych tętnic w naszym ciele) pocimy się dość obficie. Z uwagi na fakt, że wilgoć zwiększa tarcie oraz ułatwia bakteriom rozwój, ważne jest, aby pozostawały suche. Kolejną istotną cechą jest to, aby bielizna była wykonana z tkaniny, która nie stwarza bakteriom korzystnego dla rozwoju środowiska - znaczne ograniczenie rozwoju bakterii, mogących doprowadzić do podrażnień skóry, zwiększy nasz komfort. W przypadku każdego elementu wchodzącego w skład zestawu naszej bielizny, wybrać możemy między standardowym modelem wojskowym lub jego odpowiednikiem cywilnym - żołnierze mają w tej kwestii pełną dowolność i warto jest poznać rynek z jego mnogością producentów, materiałów oraz wzorów. skarpety - jeżeli zdecydujemy się na ekonomiczne rozwiązanie, pozostaje nam kupić standardowe skarpety Bundeswehry wykonane z wełny. W takiej sytuacji, najlepiej jest założyć dwie pary, z czego jedna stanowić będzie cienkie skarpety przeznaczone do wojskowych butów sportowych (białe wykonane z wełny, VersNr: 8440-12-330-9411), a druga - grube wełniane skarpety do „butów na poligon” - taka konfiguracja działa niewiele gorzej, niż skarpety markowe, a kosztuje jedną trzecią ich ceny. Po co zakładać dwie pary? Jak wspominałem, istotne jest odprowadzanie z powierzchni skóry wilgoci. Higroskopijne włókna wchłaniają pot - dwie pary skarpet wchłoną go zawsze więcej, niż jedna (przy czym jest to jedynie efekt połowiczny, bo gruba warstwa skarpet będzie z kolei dłużej schła). Poza tym grubsza warstwa materiału, to lepsza ochrona przed otarciem. Przy wyborze skarpet nie warto jednak oszczędzać i akurat w tym przypadku, lepiej jest kupić markowy produkt cywilny np. z włóknem coolmax. Włókno to, już samo w sobie, doskonale odprowadza wilgoć z powierzchni stopy, dzięki czemu możemy darować sobie dwie pary. bokserki - w ich przypadku równie istotny, co materiał, jest sam krój. Osobiście preferuję przylegające do ciała (byleby nie za ciasno - pamiętajmy o zachowaniu odpowiedniego krążenia) bokserki z wyprofilowaną fałdą na mosznę. Dzięki takiej fałdzie nogawki sięgają do samych pachwin. W trakcie maszerowania pachwiny zamiast ocierać się o siebie, osłonięte są materiałem. Moje preferencje w pełni pokrywają się ze standardowymi w BW bokserkami, przewidzianymi do wykorzystania w gorącym klimacie (VersNr: 8420-12-352-4440). Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby zdecydować się na jakiś cywilny model bielizny termoaktywnej - naszego wyboru, podobnie jak w przypadku skarpet, nie ogranicza przecież żaden regulamin. koszulka - większość osób preferuje zwykły bawełniany T-shirt. W takim wypadku wybieramy model używany w BW, klasyczny oliwkowy (VersNr: 8420-12-328-1228) lub piaskowy z flagami na ramionach (VersNr: 8420-12-361-8093) przeznaczony do wykorzystania w gorącym klimacie, widoczny na zdjęciu. Obie koszulki mają identyczny krój - posiadają płaskie i wygodne szwy, które nie ocierają, i ściągacze na ramionach, które ograniczają przesuwanie się rękawów pod kurtką. Są także dość długie, dzięki czemu nie wychodzą tak łatwo ze spodni. Warto pamiętać o dobraniu odpowiedniego rozmiaru koszulki, która nie będzie nas uciskać, ułatwiając swobodny przepływ krwi. Fani odzieży termoaktywnej mogą oczywiście wybrać markowy cywilny model, w militarnych kolorach.
Mundur i maskowanie Producentów spodni, kurtek, czy nakryć głowy, wykrojonych i uszytych według TL-ki jest naprawdę dużo - niewielu jest jednak takich, którzy spełniliby wymogi jakości oraz… Zastosowali w swoich produktach materiał posiadający właściwości określone przez TL-kę. Mowa tu o dwóch takich właściwościach: IR Remissionswerte (lub IRR - współczynnik odbicia światła podczerwonego) oraz Vektorenschutz (od słowa Vektor, w znaczeniu owad przenoszący chorobę). IRR to w zasadzie temat na osobny artykuł. Tu wyjaśnię jedynie, że niektóre materiały i barwniki, bardzo silnie odbijają światło podczerwone przez co „świecą” w noktowizji. Gdy wszystko inne wydaje się być w odcieniach zieleni, materiał taki jest jaskrawo żółty, a zamiast maskować, zdradza pozycję żołnierza. Zdarza się także, że różne kolory kamuflażu odbijają światło podczerwone w praktycznie identyczny sposób, co powoduje zlanie się plam maskujących i nie dość, że postać „świeci”, to jeszcze jest jednolicie żółta. Z racji tego, że odpowiednia technologia barwienia tkanin jest bardzo droga, „świecenie” w noktowizji jest charakterystyczne dla tanich elementów wyposażenia. Vektorenschutz to z kolei właściwość materiału polegająca na ochronie przed chorobami przenoszonymi przez owady. Do chorób takich należy mało prawdopodobna w Europie malaria oraz znacznie bardziej prawdopodobne zapalenie opon mózgowych, czy borelioza (zakażenie dwoma ostatnimi chorobami jest jak najbardziej realne - jeden przypadek zdarzył się nawet wśród członków AWR). Generalnie właściwość ta sprowadza się do względnie trwałego nasączenia materiału, z którego wykonane jest wyposażenie, środkami chemicznymi odstraszającymi owady (najczęściej permethrinem). Vektorenschutz to kolejna droga technologia odbijająca się na cenie wyposażenia. Obie te właściwości rozciągają się na wszystkie elementy umundurowania oraz oporządzenia. Nawet wojskowa pasta do butów posiada odpowiednie właściwości - przekonałem się o tym, gdy spojrzałem przez noktowizor na buty wypastowane zwyczajną, cywilną pastą i buty wypastowane pastą wojskową. Czy właściwości te faktycznie przydają się na MilSim-ach? Kwestę tą pozostawiam do indywidualnego osądu. Proponuję jednak zastanowić się nad tym, jak wiele osób biorących udział w symulacjach posiada noktowizory (tym bardziej teraz, gdy urządzenia I. generacji są ogólnodostępne i stosunkowo niedrogie) oraz jak duże istnieje prawdopodobieństwo zostania ugryzionym przez kleszcza w trakcie letniej rozgrywki. buty - w jednostkach specjalnych oraz jednostkach specjalnego przeznaczenia używało i używa się szerokiej gamy obuwia - od standardowych ogólnowojskowych butów starszego wzoru poprzez starszą wersję pustynną, junglową (VersNr: 8430-12-349-9333), najnowszą ogólnowojskową („Kampfschuhe 2005”, VersNr: 8430-12-362-8650), górską (VersNr: 8430-12-367-9333) poprzez cywilne buty markowych producentów przeznaczone dla survivalowców, myśliwych, osób chodzących po górach, aż po specjalistyczne modele przeznaczone do bardzo konkretnych rodzajów działania... Tak naprawdę, żołnierze sił specjalnych nie są ograniczeni w tej kwestii żadnym regulaminem mundurowym, panuje więc bardzo duża dowolność i nie sposób opisać wszystkich modeli. Wybór obuwia zależeć powinien przede wszystkim od okresu, jaki zamierzamy odtwarzać (jeżeli chcemy rozpocząć rekonstrukcję), a także rodzaju zadania i warunków atmosferycznych (jeżeli bawimy się w MilSim). Gdybym miał wskazać producentów obuwia, które u żołnierzy widuje się najczęściej, powiedziałbym, że są to buty firm takich jak Haix (kontraktowy producent butów dla piechoty górskiej oraz kilku innych modeli w różnych odmianach - ostatnio coraz popularniejszy staje się model KSK 3000 oraz Airpower P 3 i P 9 Desert widywany na zdjęciach z Afganistanu), Hanwag (modele takie jak klasyczny Yukon, nowszy Alaska, czy zaprojektowany specjalnie na potrzeby sił specjalnych Special Forces, widoczny na zdjęciu poniżej), Lowa (zazwyczaj modele Combat i Mountain) lub Meindl. Warto zainwestować w porządne buty, które posłużą nam długo i utrzymają nasze stopy w komforcie - z obtarciami i pęcherzami nawet najtwardszy osobnik nie zajdzie zbyt daleko, no może poza Wojciechem Cejrowskim.
spodnie - do działań specjalnych standardowe spodnie Bundeswehry nie są najlepszym wyborem, głównie ze względu na zbyt małe kieszenie, zapinane na łatwe do uszkodzenia, czy zabrudzenia napy oraz brak wzmocnień. Zdecydowanie lepszym wyborem są spodnie zaprojektowane z myślą o jednostkach specjalnych. Model ten opisany jest w osobnym artykule, dlatego wspomnę jedynie o kilku istotnych cechach użytkowych w odniesieniu do transportowania wyposażenia 1. linii. Są nimi olbrzymiej pojemności kieszenie, posiadające paski, umożliwiające przywiązanie kieszeni do uda, a także D-ringi pozwalające na przymocowanie linek troczących różne drobiazgi, co zapobiega ich zgubieniu.
pas - wśród operatorów niemieckich sił specjalnych, najpowszechniejszymi w ostatnim czasie pasami stały się tzw. riggers belty (znane też jako rescue belt, last resort belt, czy instructor belt). Pasy te są uproszczoną (pozbawioną wyściółki z gąbki oraz całej dolnej sekcji zaczepianej o uda) wersją uprzęży alpinistycznych. Pas taki pozwala na wygodne noszenie go przez cały czas w charakterze zwykłego paska od spodni, jest przy tym sztywniejszy i wygodniejszy od większości pasków, nie skręca się pod wpływem ciężaru pistoletu noszonego w kaburze udowej, a w razie konieczności pozwala na użycie jako uprzęży w trakcie transportu samochodem, transportu na płozach śmigłowca, ewakuacji śmigłowcem metodą „winogrona”, przy asekuracji w trakcie przekraczania rwących rzek. Należy pamiętać, że rescue belt nie jest pełnowartościową uprzężą i nie zapewnia wygody oraz bezpieczeństwa na takim samym poziomie, jak normalna uprząż wspinaczkowa. Zawsze istnieje ryzyko zsunięcia się pasa, gdy zerwiemy szlufki od spodni, nie pozwala on także na zjazdy głową w dół, jest to więc środek awaryjny, a nie etatowa uprząż. Pasy produkowane są praktycznie przez każdego szanującego się producenta wyposażenia taktycznego w różnych wersjach i różnych kolorach. Ja zdecydowałem się na pas firmy Blackhawk (model wykonany według normy MIL-STD-858 z 2 mm taśmy nylonowej o szerokości około 50 mm, numer NSN: 4240-01-509-6086), nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby wybrać np. produkt firmy Eagle, High Speed Gear Inc., TAG, czy inny. Patentem stosowanym przed spopularyzowaniem rescue beltów była pojedyncza pętla wykonana z alpinistycznej liny z zaczepionym karabinkiem. Nosiło się ją w kieszeni kurtki i zakładało w razie konieczności. Obecnie jest to rzadkość.
kurtka - zgodnie z niemiecką koncepcją, wybieramy model zaprojektowany dla sił specjalnych. W przypadku zwyczajnej kurtki BW zabrakłoby nam, po prostu, miejsca w kieszeniach. Także i tutaj, mamy do wyboru dużo modeli różnych firm dostarczanych do jednostek jako Dezentrale Beschaffung, faktem jest jednak, że Bundeswehra zaopatruje się oficjalnie (za pośrednictwem BWB) jedynie u kilku producentów - Arktis-a (dystrybutorem tych kurtek jest firma JK Industrial Services GmbH, znana także jako „Survival equipment” - na metkach często znaleźć można taki właśnie tajemniczy napis) oraz Sharrer-a. Pierwszy szyje kurtki w zwyczajnym, „leśnym” kroju, natomiast drugi w wersji przeznaczonej dla par snajperskich. Z racji tego, że różni producenci wprowadzali różne, drobne ulepszenia, mamy możliwość wybrać sobie model najbardziej nam odpowiadający krojem, czy materiałem i nadal pozostawać w dopuszczanych przez ideę rekonstrukcji ramach. Zwolennicy koncepcji prostego oporządzenia do przenoszenia pierwszej linii mogą uważać, że bez sensu jest noszenie kurtki zawsze, bez względu na warunki pogodowe i tylko dlatego, że służy ona do przenoszenia ekwipunku. Trzeba jednak pamiętać, że kurtka ta pełni przede wszystkim rolę "oporządzenia", a w drugiej kolejności odzieży. Nie trzeba się martwić o to, że będzie nam gorąco - projektant pomyślał o tym i "kurtki KSK" posiadają swoją własną wentylację (wielkie wywietrzniki pod pachami i możliwość zapięcia na guziki bez zapinania zamka). Poza tym "kurtki KSK" nie są w żaden sposób ocieplane i materiał jest grubością porównywalny do tego w zwyczajnej bluzie. Nie zapominajmy też, że w większości modeli jest to cienki rip-stop. Wszystko to powoduje, że różnica w termoregulacji między kurtką, a zwyczajną bluzą wojskową, jest niewielka. Kwestią, o której należałoby pamiętać, jest odpowiednie „zamaskowanie” flag, naszytych na kurtkę. Wiadomo, że kolorowa flaga jest w lesie dobrze widoczna, przez co może zdemaskować pozycję operatora. U żołnierzy zaobserwowałem kilka sposobów radzenia sobie z tym problemem. Pierwszym jest zignorowanie flag i noszenie ich tak, jak naszył je producent, bez modyfikacji ze swojej strony. Drugą metodą jest całkowita rezygnacja z noszenia w polu flag, a więc odprucie ich lub prywatny zakup kurtki, która posiada możliwość odczepienia flag trzymających się kurtki za pośrednictwem rzepu. Ostatnią metodą jest zmatowienie („zgaszenie”) flag, poprzez delikatne zamazanie ich ciemnym flamastrem (nie mylić z całkowitym zamalowaniem na czarno!) - jest to stosunkowo trwałe rozwiązanie, lub zamazanie flag czarną pastą do maskowania twarzy - rozwiązanie tymczasowe.
rękawiczki - dłonie, podobnie jak stopy, wymagają w terenie ochrony. Z racji tego, że za ich pośrednictwem możemy mieć kontakt z różnymi powierzchniami, łatwo o urazy, a jak wiadomo nawet najdrobniejsze skaleczenie, zwłaszcza takie w dłoń, bywa uciążliwe i denerwujące. Dobrze jest zabezpieczyć się przed tym, zaopatrując w rękawiczki. W KSK oraz „zwiadzie” widuje się bardzo różne modele: standardowe, skórzane rękawice Bundeswehry, model dla niemieckich pilotów, model dla amerykańskich pilotów, nomexy zaprojektowane specjalnie dla KSK (ekstremalnie trudne do znalezienia), nowy model rękawic nomexowych (prawdopodobnie nie jest to oryginalny nomex, tylko aramidowy materiał o zbliżonych właściwościach) Bundeswehry, no i ponownie kilka modeli cywilnych producentów „taktycznego” wyposażenia. Ja zdecydowałem się na używanie tych przedostatnich. W przypadku rękawic ważne jest kilka czynników. Dwa najważniejsze, które powinniśmy zbalansować, to poziom ochrony dłoni oraz przewiewność (oba zależne od rodzaju materiału i jego grubości). Z racji tego, że gołe dłonie "świecą" bardzo mocno, a farba maskująca schodzi z nich szybciej, niż z twarzy, kwestię maskowania również warto wziąć pod uwagę, lepiej jest więc zdecydować się na rękawiczki w kolorze maskującym, niż jednolicie czarne lub granatowe. „Nomexy” BW stanowią w tym przypadku optimum. Rękawiczki te chronią dłoń nieco lepiej, niż modele dla pilotów, głównie z racji osłonięcia skórą trzech stron każdego palca - nie tylko spodu, ale także boków (w przypadku tych dla pilotów osłonięta jest jedynie jedna strona) oraz posiadania dodatkowego wzmocnienia na kostkach. Poza tym rękawiczki „nomexowe” zapewniają nieco lepszą „oddychalność”, niż całkowicie skórzane. arafatka - lub inny kawałek materiału zabezpieczający i maskujący szyję, która z racji ciągłego ocierania się, szybko traci farbę maskującą. Spośród różnych okryć arafatka jest najbardziej w stylu sił specjalnych. Arafatki często zastępowane są przez inne środki - zwykłe chusty trójkątne lub np. specjalne szaliki siatkowe. Te ostatnie pozwalają w razie konieczności zamaskować np. broń, lub ew. szybko zamaskować indywidualną pozycję żołnierza (w oczka siatki można wtedy powtykać drobną roślinność). Cokolwiek nie wybierzemy, ważne żeby było nam z tym wygodnie. Poza funkcją maskującą okrycie szyi zabezpiecza ją przed insektami, może być używane jako ręcznik, zmniejsza także parowanie wody, wchłaniając pot. Gdyby szyja nie była zakryta, woda swobodnie uciekałaby z naszego ciała odparowując z powierzchni skóry. Gdy nosimy okrycie szyi, nasiąka ono potem, który utrzymuje się w materiale ułatwiając „przewodzenie” ciepła na zewnątrz, przy jednoczesnym ograniczeniu utraty płynów - efekt porównywalny jest z mokrym ręcznikiem stosowanym do zbicia gorączki. kapelusz (lub inne alternatywne okrycie głowy) - jest to bardzo ważny element ekwipunku, który zabezpiecza nas przed owadami, udarem słonecznym, gdy pada itd. Poza tym spełnia funkcje maskujące. W praktyce żołnierze chodzą we wszystkim - od zwykłych czapek Bundeswehry po przeróżne kapelusze. Jeżeli ktoś chce koniecznie używać czapki z daszkiem, to odradzam zwykłe czapki Bundeswehry. Zwłaszcza te z demobilu, wyglądają dość „szwejowato”. Poza tym żołnierze często zagniatają w nich daszki, co jeszcze bardziej pogarsza sprawę. Jeśli koniecznie musimy nosić standardową czapkę, najlepiej kupić nowy egzemplarz i odpowiednio go uformować. Dużo lepszym rozwiązaniem, widywanym u żołnierzy sił specjalnych, jest kupno polowej czapki piechoty górskiej (podkreślam, że chodzi o polową wersję - dostępna jest także szara czapka w kroju identycznym, jak czapki drugowojenne, noszona na tej samej zasadzie co beret, głównie w koszarach, jednak to nie o nią chodzi). Polowa czapka piechoty górskiej od zwykłej czapki ogólnowojskowej różni się sztywnością (jest podszyta cienką, bawełnianą podszewką w szarym kolorze), usztywnianym daszkiem i większą głębokością - wszystko to składa się na znacznie przyjemniejszy dla oka fason. Drugim, częściej wykorzystywanym nakryciem głowy, jest kapelusz. Tutaj można spotkać całą masę podróbek, w większości wykonanych z materiału z przewagą nylonu w składzie. Noszenie plastykowego worka na głowie nie jest zbyt przyjemne, dlatego wolę model kontraktowy (w kamuflażu tropentarn - tropikalna i bardziej zielona wersja flecktarna, VersNr: 8415-12-368-2664, lub wüstentarn - „pustynny flecktarn”, VersNr: 8415-12-368-7005) lub „półkontraktowe” (produkowane przez armijnych kontraktorów, z kontraktowych materiałów, jednak nie zakupione przez armię, a kupowane przez żołnierzy prywatnie, na rynku cywilnym). Kapelusz w stosunku do czapki z daszkiem daje dość istotną przewagę - lepiej współpracuje z moskitierą. Poza tym lepiej zabezpiecza przed deszczem i pozwala łatwiej umieścić na sobie maskowanie. Jedynym problemem w przypadku kapeluszy jest ich, często zbyt długie, rondo… Rondo takie zasłania pole widzenia (zwłaszcza, gdy leżąc na brzuchu staramy się spojrzeć w przód) oraz zahacza o wystający wysoko nad barkami plecak. Rozwiązanie tego problemu jest dość proste i widać je na większości fotografii żołnierzy - rondo kapelusza skraca się obcinając dookoła nożyczkami. Jaka jest optymalna długość po skróceniu? Wszystko zależy od indywidualnych preferencji osoby noszącej taki kapelusz. W moim przypadku, optymalną szerokością okazało się 4,5 cm. Po skróceniu ronda pojawia się jednak kolejny problem - brzegi ronda strzępią się i niszczą. Najprostszym rozwiązaniem jest wyprucie lamówki, którą obszyte było rondo przed skróceniem i ponowne naszycie jej po jego przycięciu - przy odrobinie obycia z maszyną do szycia, kapelusz wygląda jakby oryginalnie miał skrócone rondo. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zamiast kapelusza, czy czapki z daszkiem nosić np. wywijaną, wełnianą czapkę, kominiarkę itp. Ponownie wszystko zależy od naszych indywidualnych upodobań, zadania jakie nas czeka, czy pory roku. kominiarka - lekka i wygodna, gdy brakuje czasu może być użyta jako prosty i szybki sposób na zamaskowanie twarzy. Swojej używam głównie w nocy, kiedy to nawet latem bywa chłodno (zdziwilibyście się ile ciepła ucieka przez twarz). Wiadomo, że najbardziej zaawansowane są modele wykonane z trudnopalnego nomexu, takich zresztą używa KSK. Ja, jak dotąd, nie odczułem jednak konieczności zakupu takiej kominiarki i preferuję standardowy model Bundeswehry, głównie ze względu na bardzo dobrą wentylację (kominiarka ta wykonana jest z impregnowanej bawełny i nieco lepiej niż nomex przepuszcza powietrze). Wybierając sobie kominiarkę należy pamiętać o tym, że bardziej praktyczne są modele z jednym otworem, które pozwalają w razie konieczności wystawić na zewnątrz nos lub nos i usta. Poza tym kominiarkę Bundeswehry można odwrócić na lewą, białą stronę, co pozwala na zamaskowanie twarzy zimą. moskitiera - kto kiedykolwiek siedział długo w zasadzce, czy punkcie obserwacyjnym, wie, jakim utrapieniem bywają komary i kleszcze. Te owady potrafią znaleźć każdy odsłonięty zakamarek ciała i boleśnie nas pokąsać. Opędzanie się od nich generuje zbędny ruch, który nas demaskuje, warto więc wyposażyć się w moskitierę. W moim przypadku jest to zwyczajny i niczym niewyróżniający się standardowy model moskitiery Bundeswehry. Odradzam modele posiadające stelaż - chociaż do prawidłowego działania nie wymagają kapelusza, to mimo wszystko zajmują zbyt dużo miejsca. Używając moskitiery należy pamiętać, że warunkiem jej prawidłowego działania jest odstawanie od naszego ciała. Gdy przylega, komar napije się przez nią, warto więc używać jej z boonie hat-em, którego rondo trzyma ją w odpowiedniej odległości od naszej twarzy, potylicy i szyi. W praktyce, moskitiera przydaje się jedynie, gdy czekamy w zasadzce lub siedzimy w punkcie obserwacyjnym - chodzić w niej ciągle nie ma sensu, ponieważ za bardzo ogranicza pole widzenia, haczy się o krzaki, przeszkadza i może podrzeć się lub zgubić. pasta maskująca - wiadomo, że twarz zamaskować najtrudniej. Kominiarka nie maskuje jej w całości, poza tym, w upalne dni bywa prawdziwym utrapieniem. Z tego powodu standardową metodą maskowania twarzy jest malowanie jej pastą maskującą. Przy kupnie nie należy oszczędzać (tanie farby, np. MilTec-a, mogą wywoływać alergie, a swędzenie na twarzy to nic miłego, poza tym, są zazwyczaj mniej wydajne), dlatego w moim przypadku wybór padł na pastę firmy CamTech (NSN: 6850-99-924-7383) w środkowoeuropejskim zestawie kolorów (najlepiej komponuje się z flecktarnem), w wersji „ekonomicznej” zastępowaną przez standardowe, zielonoczarne pasty do maskowania, produkowane dla Bundeswehry i kontraktowane numerami: VersNr: 6850-12-344-5764. Farba CamTech-a jest o tyle lepsza od standardowej, że w swoim składzie zawiera dodatkowo krem z filtrem przeciwsłonecznym (15 + - bardzo użyteczna rzecz, jeżeli ktoś ma tendencję do „łapania” słońca, mogącego doprowadzić do poparzeń na nosie, czy policzkach) oraz zawiera środek odstraszający wspomniane na początku kleszcze i komary. Poza tym, posiada metalowe, matowe lusterko ułatwiające pomalowanie się (użyteczny luksus - wiele osób od razu je demontuje, w obawie przed demaskującymi refleksami) oraz jest trzykolorowa. Inna jest także konsystencja obu farb. CamTech-y są bardziej skoncentrowane, więc starczą na dłużej. Czy farba jest niezbędna do przeżycia w terenie? Nie. Więc czemu nosimy ją w kieszeni? W chłodne dni farby potrafią stwardnieć na tyle mocno, że utrudnią nam skuteczne pomalowanie się. Gdy nosimy je w kieszeni, ogrzewa je ciepło naszego ciała, co niweluje problem. Warto pamiętać, aby każdy w grupie posiadał własną pastę - wymieniając się można przenosić z twarzy na twarz bakterie, mogące wywołać trądzik, czy inne choroby skóry, łącznie z odmianami, których nie jest tak łatwo wyleczyć.
Pierwsza pomoc opatrunki osobiste - standardowe opatrunki używane w Bundeswehrze. Opatrunki te są bardzo dobrze zabezpieczone przed wilgocią i brudem dzięki opakowaniu wykonanemu z gumowanego, oliwkowego materiału (jakiś rodzaj splatanego impregnowanego tworzywa, na pewno nie guma czy folia). Brzegi opakowania są sklejane (lub zgrzewane?) i posiadają nacięcie do rozrywania. Otwarty opatrunek ma postać dwóch grubych fragmentów gazy połączonych ze sobą bandażem. Pozwala to na opatrzenie rany z obu stron. Starsza wersja opatrunku była cieńsza, mniej więcej o połowę. Kieszonka w kurtce mieści dwie sztuki nowych opatrunków i jest to optymalna ilość, chociaż żołnierze zgodnie z zasadą „lepiej nosić, niż prosić”, zabierają czasem nawet i po cztery sztuki. Oryginalne opatrunki nowego typu, posiadają numer kontraktowy: VersNr: 6510-12-347-3142. opatrunek na oparzenia - standardowy opatrunek na oparzenia używany w Bundeswehrze. Żołnierze otrzymują zazwyczaj po jednej sztuce, a większą ilość nosi sanitariusz w apteczce drużynowej. Zapakowane identycznie jak zwykłe opatrunki osobiste - zewnętrznie różnią się od nich jedynie rozmiarem. Opatrunek po rozłożeniu okazuje się sporym kawałkiem cienkiego, "papierzastego" i miękkiego materiału, z jednej strony w oliwkowym, a z drugiej srebrnym kolorze. Srebrna strona to pokrycie zapobiegające przyklejaniu się opatrunku do poparzenia - ta strona powinna mieć kontakt z raną. Płachta posiada tasiemki służące do przymocowania jej do ciała poszkodowanego. Oryginalny opatrunek nosi oznaczenie kontraktowe: VersNr: 6510-12-226-0047. zestaw medyczny - odpowiednio skonfigurowany „IFAK” (Individual First Aid Kit) to niezwykle ważny element ekwipunku. W naszym przypadku służy on przede wszystkim do opatrywania drobnych skaleczeń (przecież do rozciętego palca nie użyjemy opatrunku do ran postrzałowych), przenoszenia elementów do nietypowych operacji itp. Dobierając sobie zestaw należy wziąć pod uwagę dwie istotne kwestie. Przede wszystkim powinniśmy się zastanowić, czy ma on być elementem typowo rekonstrukcyjnym, noszonym w kieszeni, bez perspektywy używania go, czy raczej będziemy go używali na MilSim-ach, zgodnie z przeznaczeniem. W pierwszym przypadku dopuszczone jest dołączenie do zestawu elementów, które noszone są przez profesjonalistów, a my nie koniecznie potrafimy ich używać (dotyczy to np. niektórych leków). W drugim przypadku powinniśmy ograniczyć się do elementów odpowiadających naszym umiejętnościom, często ograniczonym do wiedzy zdobytej na zajęciach z przysposobienia obronnego lub kursach pierwszej pomocy towarzyszących wyrabianiu prawa jazdy albo rozszerzonych o zdobyte na kursach BLS - Basic Life Support. W skład mojego zestawu wchodzą: - skalpel typ 11; - pęseta - przydatna np. do wyciągania kleszczy; - nożyczki do cięcia bandaży lub w razie potrzeby ubrań, oporządzenia… Wojskowe nożyczki to konstrukcja, która bez problemu poradzi sobie z nowoczesnymi, wytrzymałymi materiałami z jakich wykonane są współczesne mundury, czy oporządzenie, są w stanie przeciąć przewody elektryczne, a nawet monetę 5 gr, kawałek cienkiej stalowej blachy, gwóźdź - tandetne modele dodawane do wielu gotowych apteczek turystycznych nie dałyby sobie rady. Poza tym konstrukcja ostrzy powoduje, że nie wymagają one specjalnego ostrzenia. Istotną cechą nożyczek jest także to, że wytrzymują sterylizację w autoklawie (143 st. C); - rurka Guedela dobrana rozmiarem do jamy ustnej - każdy w drużynie powinien mieć swoją rurkę; - agrafki, których nigdy nie jest za dużo; - plaster w paskach (100 x 60 mm) - można je dociąć do różnej długości i stosować na różnej wielkości rany; - małe plastry na drobne rany i odciski (5 szt.); - bandaż elastyczny (1 szt.); - bandaż zwyczajny (4 szt.); - bandaż aluminiowany (warstwa folii zapobiega przyklejaniu się do ropiejących ran - 2 szt.); - gaza opatrunkowa bawełniana jałowa 1 m2 (1 szt.); - kompres jałowy 7,0 x 7,0 cm (2 szt.) - rękawiczki jednorazowe (4 szt.); - maseczka do sztucznego oddychania (1 szt.); - koc ratunkowy;
powyżej: foliowy koc ratunkowy (zwany również folią NRC) to nie tylko środek pozwalający zabezpieczyć poszkodowanego przed wyziębieniem czy przegrzaniem. Jak widać z większej ilości koców wykonać możemy improwizowane schronienie. Zestaw powinien znajdować się w odpowiednim opakowaniu, które umożliwi jego bezproblemowy transport. Powinno ono być względnie wodoodporne, nie trzeba tutaj jednak przesadzać, wystarczy, żeby nie zalał go pierwszy kontakt z wodą. Powinno także zabezpieczać całość przed ewentualnymi urazami mechanicznymi, tutaj też nie przesadzajmy, bo ważniejszy jest łatwy dostęp do elementów zestawu. W moim przypadku jest to mini apteczka polowa produkcji Tasmania Tiger, która prócz wymienionych wyżej cech jest także bardzo lekka, no i produkowana w kamuflażu flecktarn.
chusta trójkątna - to ważny element zestawu pierwszej pomocy, który zdecydowałem się opisać nieco szerzej. Chusta to kolejny standard wśród wszystkich żołnierzy Bundeswehry. Jest to sporych rozmiarów (900 x 900 x 1270 mm) trójkątny kawałek bawełny lub elanobawełny, przy pomocy którego możemy skonstruować kilka sprytnych opatrunków, pętlę do holowania rannej osoby, siodełko do jej przenoszenia, temblak i wiele, wiele innych. Poza tym można ją nosić jako część odzieży na głowie, szyi lub gdzie komu pasuje. Generalnie w Bundeswehrze są w użyciu dwa rodzaje chust - jednolicie oliwkowa oraz we flecktarn z jednej i zielona z drugiej strony. Oryginalna chusta nosi oznaczenie kontraktowe: VersNr: 6510-12-228-0003.
Światło i sygnalizacja lightsticki - podstawową funkcją lighsticków jest oznaczanie za ich pomocą statusu danej strefy np. „lądowiska dla śmigłowca”. Z tego powodu zabieramy ze sobą po jednym lightsticku w kolorze: zielonym, żółtym, czerwonym (każdy się pewnie domyśla, co mogą oznaczać), jeden widoczny w podczerwieni, przydatny do zaznaczania celów, na podobnej zasadzie jak w przypadku lampy stroboskopowej oraz jeden w kolorze niebieskim. Dobrą metodą zwiększenia widoczności lightsticków jest przywiązanie do nich kawałka linki i kręcenie nimi - w ten sposób uzyskujemy okrąg w kolorze wybranego lightsticka, o średnicy zależnej od długości dobranej linki. Oczywiście najodpowiedniejszym wyborem są lightsticki firmy OmniGlow Cyalume, które są zakontraktowane przez Bundeswehrę. Numer kontraktowy jest zależny od koloru, np. dla świateł IR jest to: VersNr: 6260-12-314-1022. latarka - to nasze główne źródło światła. Ponownie wybrać można spośród wielu modeli, tak wojskowych, jak cywilnych, które różnią się od siebie charakterystyką zastosowania. Zanim wybierzemy sobie latarkę, w pierwszej kolejności, powinniśmy się zastanowić, co tak naprawdę jest nam potrzebne. Ja latarki używam zazwyczaj do czytania map, przeszukiwania po ciemku plecaka i oświetlania sobie drogi pod nogami. Oczywiście wszystko to w sprzyjających warunkach - w wielu sytuacjach "bojowych" nie można zapominać o „dyscyplinie świetlnej” i niektóre z tych operacji wykonywać np. pod ponchem. Nie jest mi potrzebna silna latarka, bo większość z tych czynności potrzebuje oświetlenia w zasięgu ramion do około 25 m maksymalnie, a światło na dystansie około 50 m przydaje się sporadycznie, gdy zerknąć trzeba na coś oddalonego. We wszystkich tych sytuacjach zazwyczaj potrzebuję obu rąk wolnych. Idealnie także, aby latarka nie potrzebowała zbyt częstych wymian baterii oraz posiadała czerwony i zielony filtr - oba stosowane do przekazywania sygnałów w nocy w standardzie NATO. Dobrze jest też, gdy latarka posiada możliwość uruchomienia awaryjnego systemu sygnalizacji (miganie o określonej częstotliwości). Wszystko to nakreśla obraz małej i lekkiej latarki czołowej (wolne ręce), diodowej (słabe światło, niskie zużycie energii) z kilkoma trybami świecenia (dobieranymi w zależności od potrzeby) oraz wymiennymi filtrami. Wszystko to posiada model firmy Petzl, oznaczony jako TacTikka XP i to na niego się zdecydowałem.
DO CZĘŚCI 2. ARTYKUŁU
|
|
[SPRZĘT] Przykładowa konfiguracja 1. linii wyposażenia, część 2. |
Przykładowa konfiguracja 1. linii wyposażenia, część 2. Autor: Ronin Survival scyzoryk - nóż używany do większości drobnych prac. Nie musimy przejmować się zbytnio jego wielkością - postawić należy raczej na wszechstronność. Oczywiście nie należy przesadzać, bo scyzoryk z wbudowanym pendrivem, czy zegarkiem, jest nam raczej zbędny. Ja wybrałem standardowy scyzoryk Bundeswehry produkcji Victorinoxa - opis tego modelu znajdziecie w dziale „Wyposażenie”. Scyzoryk dobrze jest zamocować do wyposażenia przy pomocy odpowiednio długiej linki. Ja użyłem Paracorda 550 (więcej informacji na temat linki znajdziecie poniżej). Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kupić sobie zamiast scyzoryka Bundeswehry jakiś model multi-toola, takie rozwiązanie przewiduje nawet jedna z TL-ek. Tool w stosunku do scyzoryka daje nam jedno dodatkowe i bardzo praktyczne narzędzie - kombinerki, które mogą być używane w sytuacji utraty pełnowymiarowych kombinerek przenoszonych w 2. linii. Kontraktowym tool-em Bundeswehry jest Leatherman Super Tool (VersNr: 5110-12-341-4031) wymiennie z Leatherman Wave (VersNr: 5110-01-456-0578).
powyżej: Heeresflieger (pilot wojsk lądowych) podczas szkolenia survivalowego (miejscowość Altenstadt, rok 2007). Jak widać, porządne narzędzie umożliwiające cięcie potrafi być jednym z bardziej użytecznych elementów wyposażenia. zapalniczka - to nasze główne źródło ognia, które mamy bezpośrednio pod ręką, gotowe do szybkiego użycia. Po ciemku grzebanie w zestawie survivalowym po to, żeby wyciągnąć krzesiwo czy zapałki zajmuje zdecydowanie za dużo czasu, dlatego zapalniczkę dobrze jest nosić luzem w kieszeni. I tu ciekawostka - TL-ka dla sił specjalnych przewiduje wykorzystanie zwyczajnych, jednorazowych zapalniczek dostępnych praktycznie w każdym sklepie! Zapalniczki tego typu nie do końca spełniają moje oczekiwania, dlatego zdecydowałem się na zaopatrzenie się w nieco inny model. Jaki? Zapalniczki benzynowe, pomimo swojej „klasyczności”, są kiepskim rozwiązaniem - nawet markowe modele (ZIPPO) mogą parować i tracić paliwo. Najlepsze wydają się modele gazowe, nawet jednorazówka jest wystarczająco niezawodna, by posłużyć kilka dni w terenie, a jeszcze lepsze są modele żarowe, które są stosunkowo odporne na warunki atmosferyczne oraz zapewniają bardzo wysoką temperaturę płomienia. Oczywiście do prawidłowego funkcjonowania potrzebny jest gaz, który przy oszczędnym użyciu starcza na długo. Osobiście zdecydowałem się na użycie taniej, można powiedzieć jednorazowej, zapalniczki żarowej. Jest ona kompromisem między zwykłą jednorazówką, a droższą zapalniczką żarową, jak np. Brunton, model Helios. Niestety, nawet najlepszej jakości zapalniczki żarowe potrafią mieć problemy z zaworami, które zabrudzone łatwo się zapychają - cecha ta jest „wadą genetyczną” zapalniczek tego rodzaju, tak przynajmniej wynika z moich doświadczeń. Z tego powodu zakup dziesięciokrotnie tańszego modelu wydaje się lepszym rozwiązaniem - w razie uszkodzenia nie szkoda taką zapalniczkę naprawiać na własną rękę, lub w ostateczności wyrzucić. puszka survivalowa - element ekwipunku opisany w praktycznie każdym podręczniku survivalu. Jest to zestaw niezwykle przydatnego w każdym rodzaju terenu, w jakim możemy się znaleźć, sprzętu znacznie zwiększającego nasze szanse na przeżycie. Większość elementów puszki to mniejsze duplikaty głównych elementów wyposażenia - źródła ognia, światła, pojemnika na wodę, piły itd. oraz dodatkowe elementy do sygnalizacji. W czasie rutynowego korzystania z wyposażenia w terenie, właściwie nie ma potrzeby użycia puszki. W praktyce otwieramy ją dopiero w wyjątkowych sytuacjach. Właśnie dlatego, wielu survivalowców rezygnuje z tworzenia sobie zestawu oceniając, że szanse na znalezienie się w ekstremalnej sytuacji są niewielkie - sam robiłem tak zresztą przez wiele lat, wystarczyło mi wtedy wyposażenie noszone luzem w kieszeniach. Pamiętajmy jednak, że członkowie sił specjalnych liczyć się muszą ze znacznie większą szansą znalezienia się w ekstremalnym położeniu. Puszka posiadać powinna niewielkie rozmiary tak, aby można ją było nosić w kieszeni spodni lub kurtki, ewentualnie w małym zasobniku na pasie. Dobrze też, gdy jest ona względnie wodoszczelna. NALEŻY PAMIĘTAĆ, ABY ZAWSZE NOSIĆ JĄ ZE SOBĄ (swoją puszkę noszę w kieszeni spodni)! Oczywiście zamiast konfigurować własny zestaw, kupić możemy puszkę przygotowaną dla wojska przez różnych producentów. Takie puszki są hermetycznie zamknięte i zajmują zadziwiająco mało miejsca. Jeżeli jednak mamy czas i chęci, możemy skompletować własny zestaw na wzór tego opisanego w TL-ce. Jeżeli zdecydujemy się na skompletowanie własnego zestawu, warto zainwestować w dobrej jakości produkty. Pamiętajmy, że puszki nie będziemy eksploatować zbyt często i jej zawartość nie zużyje się zbyt szybko. Jeżeli kupimy dobry sprzęt, to taka puszka może nam posłużyć nawet do końca życia. Oczywiście, w przypadku wojskowych lub osób profesjonalnie zajmujących się survivalem, od jakości zestawu zależeć może życie właściciela. Pamiętajmy więc, aby co jakiś czas sprawdzać zawartość naszej puszki pod względem stanu, dotyczy to zwłaszcza elementów, które mogą się przeterminować.
puszka - to w niej przechowujemy cały zestaw. Najlepiej wybrać model metalowy - w razie konieczności może on posłużyć za naczynie do gotowania, jako łopatka itp. Dobrze również, gdy puszka posiada kształt prostopadłościenny, dopasowany do kształtu kieszeni i optymalnie dobrany do ilości i rozmiaru zawartości - przecież nie chcemy, żeby zabrakło nam w niej miejsca lub coś się w niej kołatało. Zawartość puszki dobrze jest zapakować w woreczki foliowe, które zabezpieczają przed wilgocią oraz zapobiegają grzechotaniu (jest to zresztą standard w puszkach oryginalnych, wydawanych żołnierzom - każdy element jest zapakowany w worek foliowy z małą białą etykietą z nadrukowaną informacją na temat: producenta, numeru kontraktowego, symbolu producenta oraz datą zakontraktowania). Odradzam używanie pojemników po paście do butów czy tytoniu (polecanych praktycznie w każdym starszym podręczniku survivalu) - według mnie są zdecydowanie za małe, żeby pomieścić solidny zestaw, nie nadają się także na naczynie. Poza tym, zazwyczaj są okrągłe. Oryginalna i zakontraktowana przez Bundeswehrę puszka, opisana w TL-ce dla sił specjalnych, to model firmy SIGG. Wykonana jest z aluminium i posiada wymiary 170 x 117 x 60 mm i wagę 160 g. Ten model wyposażony jest w dwa zatrzaski po bokach. W Bundeswehrze zakontraktowano ją pod numerem: VersNr 7330-12-369-4955. Niestety, kupienie puszki przewidzianej dla sił specjalnych stanowi spory problem, dlatego idąc na skróty, wybrałem puszkę opisaną w TL-ce mówiącej o wyposażeniu żołnierzy przebywających na pustyniach polarnych i w górach, znanej raczej na rynku sprzętu turystycznego, szwedzkiej firmy Trangia (model ten posiada nr kontraktowy: VersNr: 4220-12-317-06-26), o wymiarach: 160 x 95 x 60 mm i masie 125 g (nieco mniejszy i lżejszy, niż ten dla sił specjalnych, lecz nadal kontraktowy). Mój egzemplarz nie posiada także zatrzasków. Swoją puszkę zapakowałem dodatkowo w siatkowy worek (TacGear), który zapobiega jej otwarciu oraz, w razie potrzeby, alternatywnego zastosowania pojemnika, służy mi do przechowywania elementów zestawu. zapałki - przydatne, gdy coś stanie się z krzesiwem lub ew. musimy odpalić materiał, który wymaga dłuższego kontaktu z płomieniem (krzesiwo daje jedynie krótką iskrę). W moim zestawie noszę standardowe opakowanie zapałek z bundeswehrowskiej racji żywnościowej EPa, które jest płaskie i wodoszczelne. Ponownie nie jest to rozwiązanie zgodne z TL-ką dla sił specjalnych, która przewiduje użycie zapałek sztormowych, dostarczanych przez firmę JK Industrial Services GmbH (25 szt. zapakowanych w wodoszczelną, przezroczystą „probówkę”) - ten model posiada numer kontraktowy VersNr: 9920-12-193-0035. krzesiwo - pozwala rozpalić ogień, gdy nie mamy zapałek, zapalniczki czy innego źródła. Krzesiwo w przeciwieństwie do wymienionych wyżej środków jest w 100% wodoodporne i pozwala na około 3000 użyć (w zależności od wielkości pręcika). Na rynku dostępnych jest bardzo wiele modeli przeróżnych firm. Standardowym, używanym w Bundeswehrze (numer kontraktowy: VersNr: 4240-01-160-5618), krzesiwem jest model firmy BCB o klasycznej konstrukcji. Nieco lepszą alternatywą dla opisanego krzesiwa jest produkt szwedzkiej firmy Light My Fire. Model ten charakteryzuje się pręcikiem, dającym bardziej gorące iskry oraz bardziej ergonomicznie ukształtowaną blaszką. Dogodnym usprawnieniem jest także plastykowa rączka ułatwiająca trzymanie krzesiwa. TL-ka dla sił specjalnych przewiduje z kolei wykorzystanie krzesiwa składającego się z pręcika wbudowanego w blok magnezowy (50 x 28 x 10 mm) z otworem w rogu, w który wprowadzona jest linka długości 115 mm. Krzesiwo takie posiada nad wymienionym wyżej tę przewagę, że nawet, gdy pod ręką nie ma rozpałki wystarczy zdrapać trochę opiłków magnezowych - te, gdy zajmą się od iskry krzesiwa dają na tyle wysoką temperaturę spalania, że są w stanie zapalić nawet wilgotne drewno. Jak widać mamy do wyboru kilka opcji, a ja zdecydowałem się na ostatnią. tampony - jest to po prostu sprasowany kawałek waty, używany jako awaryjna rozpałka lub np. do osuszania wilgotnych soczewek w optyce (nie pozostawia smug i nie rysuje powierzchni, jak przy ścieraniu kawałkiem materiału) lub wyciągania wilgoci z zamokniętej elektroniki... Na pewno nie używa się ich do tamowania krwi w ranach postrzałowych, a kto tak twierdzi nie wie, co mówi. I tutaj (chociaż trudno w to uwierzyć) TL-ka przewiduje konkretnego producenta i model! Mało tego - oryginalne tampony przewidziane jako element wyposażenia survivalowego posiadają własny numer kontraktowy (VersNr: 6510-21-920-2765)! Jest to model produkowany przez znaną chyba wszystkim (a kobietom to już na pewno) firmę OB, długości 5 cm. rozpałka - użyteczna do szybkiego rozpalania ogniska - rozpałka trzyma płomień na tyle długo, że nawet wilgotne drewno zdąży się od niej zająć. TL-ka dla sił specjalnych przewiduje wykorzystanie rozpałki WetFire™ Tinder, której dystrybutorem jest firma JK Industrial Services GmbH (VersNr: 9110-12-369-4673). Rozpałka ta (wykonana z hexamethylenotetraminy) posiada kilka bardzo użytecznych właściwości - przede wszystkim pali się nawet, gdy jest mokra (producent twierdzi zresztą, że wilgoć sprzyja spalaniu rozpałki przedłużając cały proces). Poza tym, nie wydziela w trakcie spalania żadnego zapachu czy dymu, natomiast po spaleniu nie pozostawia żadnych śladów. Jest także nietoksyczna. Ja zdecydowałem się na wykorzystanie standardowej, ogólnowojskowej rozpałki firmy Esbit (hexamina, 3 x 14 g) - ma ona niewiele gorsze właściwości (także nie wydziela w trakcie spalania zapachu czy dymu, spala się w bardzo podobnej temperaturze - około 750 st. C, nie pozostawiając śladów po spaleniu i jest nietoksyczna), jest jednak o wiele łatwiejsza do zdobycia.
powyżej: rozpalanie ognia za pomocą różnych metod to jedna z ważniejszych umiejętności survivalowych, którą opanować powinien każdy żołnierz (miejscowość Altenstadt, rok 2007). Ogień umożliwia zaspokojenie wielu potrzeb - ognisko nie pozwoli nam zamarznąć w nocy, dzięki niemu mamy możliwość przygotowania posiłku, czy zwrócenia na siebie uwagi ratowników. świeca - ma wiele zastosowań. Prócz dobrego źródła światła i ewentualnie materiału na rozpałkę, stanowi całkiem porządne… Źródło ciepła. Wystarczy usiąść, odpalić ustawioną między nogami świecę i nakryć się foliowym kocem ratunkowym. Trzeba jedynie uważać, żeby nie podpalić sobie ubrania. TL-ka nie przewiduje konkretnego producenta świecy. Jedyne wymagania stawiane wobec świecy to wymiary (60 x 28 mm), materiał (parafina), biały kolor, cylindryczny kształt oraz czas spalania (co najmniej 2 godziny). Takie świece kontraktowane są numerami: VersNr: 6260-12-124-7041. Niestety, standardowa świeca (tzw. stołowa) jest nieco cieńsza, a świeca zniczowa jest z kolei za gruba. Najprostszym sposobem jest więc odpowiednie docięcie świecy stołowej tak, aby miała ona tę samą objętość, co świeca kontraktowa (wtedy powinna zachować ten sam czas spalania). Dla standardowej świecy stołowej, o średnicy 20 mm, optymalna długość to w przybliżeniu 120 mm. Wadą dociętej świecy stołowej jest to, że nie stoi sama (podstawa ma za małą powierzchnię) i zazwyczaj trzeba ją czymś podeprzeć. mini-lightsticki - mały odpowiednik dużych lightsticków noszonych w kieszeni kurtki. Przydać się mogą do zaznaczania pozycji ułatwiając jej znalezienie po ciemku (np. pozycji dogodnej na biwak), czytania map, gdy z jakiś powodów nie można użyć latarki, zaznaczenia siebie, gdy poruszamy się patrolem w nocy (na podobnej zasadzie jak w przypadku kocich oczu) itp. W swoim zestawie noszę lightsticki Eurolight - jest to model dostępny w wielu sklepach wędkarskich i co ciekawe, identyczny rodzaj widać na zdjęciu przykładowego zestawu 1. linii wyposażenia we, wspomnianej we wstępie, książce. mini-latarka - używamy, gdy coś stanie się z naszym głównym źródłem światła. Ponownie zdecydowałem się na model kontraktowy, wobec którego nie znalazłem przeciwwskazań. Jest to latarka dostarczana Bundeswehrze przez firmę JK Industrial Services GmbH, oznaczona jako Photon Micro-Light II, świecąca białym światłem, posiadająca czarną obudowę. Numer kontraktowy produktu: VersNr: 6230-12-355-9660. Nie jest to, co prawda, latarka czołowa, jest ona jednak na tyle niewielka, że spokojnie można ją trzymać w ustach w razie konieczności. Poza wymienionym wyżej, TL-ka przewiduje dodatkowo analogiczny model świecący światłem podczerwonym, oznaczony numerem kontraktowym: VersNr: 6230-12-355-9661. gwizdek - użyteczny, gdy chcemy zwrócić na siebie uwagę ratowników zbliżających się do nas. Dzięki niemu zaoszczędzimy energię (pamiętacie scenę z filmu „Tictanic”, w której Rose nie mając siły krzyczeć, używa gwizdka żeby zwrócić na siebie uwagę ratowników?) i nie zedrzemy sobie gardła. Poza tym wysoki ton jest łatwiej usłyszeć, niż krzyk. Oryginalny gwizdek Bundeswehry to model firmy Lübold oznaczony jako Zyp 616, o długości 69 mm, wykonany z czarnego plastyku, bez kulki. Model ten posiada także czarną lub oliwkową linkę długości 70 cm. Numer kontraktowy gwizdka: VersNr: 8465-12-124-9940. Ja zdecydowałem się jednak na inny gwizdek. Mój egzemplarz jest w jaskrawym, pomarańczowym kolorze, dzięki czemu łatwiej zauważyć go, gdy spadnie na ziemię (dlatego właśnie wolałem ten od standardowego). Gwizdki ratunkowe produkuje wiele firm - BCB, FOX... Mój wyprodukowała firma ACME. Pamiętacie strusia pędziwiatra i kojota? Pamiętacie, jakiej firmy wymyślnych gadgetów używał kojot, żeby złapać strusia? Wspomniany gwizdek wybrałem głównie ze względu na niewielkie rozmiary - standardowy gwizdek NATO-wski jest prawie dwa razy większy, przy czym oba są tak samo głośne (wszystkie gwizdki ratunkowe/wojskowe markowych producentów mają zresztą podobną głośność - około 120 dB) oraz wspomniany już kolor. Używając gwizdka nie należy spodziewać się cudów - jest to środek do wykorzystania raczej w sprzyjających warunkach (np. góry) i do alarmowania ratowników na bliskim i średnim dystansie - lecący daleko śmigłowiec na pewno nas nie usłyszy. heliograf - to małe lusterko służące do sygnalizowania za dnia. W przeciwieństwie do środków pirotechnicznych nie przeterminuje się, nie ma ryzyka niechcianego zapłonu, nie wypali się. W przeciwieństwie do stroboskopu (którego używa się raczej w nocy) nie potrzebuje baterii. Przy pomocy heliografu możemy zwrócić na siebie uwagę ratowników lub, w sprzyjających warunkach, porozumiewać się z członkami swojej drużyny. W przeciwieństwie do normalnego lusterka pozwala na szybkie wycelowanie w punkt, w stronę którego zamierzamy błyskać. W awaryjnej sytuacji można go wykonać ze zwykłego lusterka (robiąc w nim otwór lub zdrapując część odblasku), wieczka puszki po konserwie lub innego, błyszczącego obiektu. Mój egzemplarz to kontraktowy model, dostarczany Bundeswehrze przez firmę JK Industrial Services GmbH. Zdecydowałem się na niego ze względu na niewielkie rozmiary (5 x 5 cm), możliwość obsługiwania go jedną ręką (wiele modeli proponowany przez starsze TL-ki posiada "celownik", który należy trzymać w drugiej ręce - gadżet ten uważam za zbędny) oraz fakt zakontraktowania go przez Bundeswehrę: VersNr: 6350-12-193-2980. Heliograf wymaga umiejętności posługiwania się nim, warto więc potrenować. W razie, gdybyśmy nie zdążyli, posiada nadrukowaną instrukcję. Do prawidłowego funkcjonowania wymaga... światła słonecznego. mini-kompas - używamy w sytuacji, gdy nasz standardowy kompas zostanie uszkodzony, zgubi się lub nie będziemy go w stanie z jakiś powodów użyć. Do swojego zestawu wybrałem przewidziany przez TL-kę (numer kontraktowy: VersNr: 6605-99-265-1167) model firmy Silva, wobec którego nie miałem żadnych zastrzeżeń. Jest to najmniejszy egzemplarz z oferty Silvy (około 16 mm średnicy). W razie konieczności może on zostać połknięty (ta funkcja jest przewidziana w TL-ce, dlatego głównym wymogiem stawianym przed tym kompasem jest odporność na kwasy żołądkowe) lub schowany w... Każdy z odrobiną wyobraźni domyśli się gdzie. zestaw do szycia - tutaj ograniczamy się do naprawdę niezbędnego minimum i zabieramy ze sobą jedynie nić i dwie igły. TL-ka przewiduje, aby jedna z igieł była prosta i miała wymiary 43 x 1 mm. Druga igła powinna być zagięta na kształt półkola i mieć długość, mierzoną w prostej linii od końców igły, równą 50 mm, a średnicę równą 1,5 mm. Nić (50 m, kolor oliwkowy) powinna być nawinięta na rurkę z PCV o długości 47 mm. Średnica rurki z nawiniętą już nicią powinna być równa około 17 mm. Według TL-ki cały zestaw powinien mieścić się w przezroczystym pudełku o wymiarach 50 x 21 x 19 mm. piła strunowa - o powstaniu tego elementu ekwipunku słyszałem wiele historii. Jedna z nich mówi, że stworzono go dla pilotów, jako środek do cięcia aluminiowego poszycia samolotu celem zbudowania z niego schronienia, w którym pilot miałby się zatrzymać do momentu dotarcia na miejsce ratowników. Piła taka byłaby także użyteczna do wytworzenia z poszycia prostych narzędzi. Swoją piłą nigdy nie próbowałem ciąć aluminium i nie wiem na ile powyższe zastosowanie jest prawdziwe - faktem jest jednak to, że piła strunowa stanowi bardzo użyteczny gadget, umożliwiający nam cięcie drewna, kości, lodu czy (podobno) miękkich metali (jak aluminium właśnie), przy zachowaniu minimalnych wymiarów oraz ciężaru. Piła ta składa się z ośmiu splecionych ze sobą strun, wykonanych ze stali nierdzewnej, posiadających specjalne wypustki. Na końcach struny znajdują się, zamocowane za pomocą specjalnych, "pracujących" przejściówek, metalowe kółka, umożliwiające trzymanie jej rękoma (wtedy kółka zakładamy na palce - średnio wygodne rozwiązanie) lub zamocowanie jej w krótkich drewienkach, prętach itp. (wtedy struna przechodzi między palcami rąk zaciśniętych w pięści - zdecydowanie lepsze rozwiązanie). Strunę możemy także zamontować na łuku, otrzymując improwizowaną piłę "moja-twoja" (rzadkie rozwiązanie). Tego rodzaju piły stały się standardowym wyposażeniem w wielu siłach zbrojnych np. brytyjskich (jest to kontrakt dla MoD używany między innymi przez SAS) oraz podobno w U.S. Air Force czy U.S. Marines. UWAGA!!! Piła ta często jest podrabiana i na rynku trafić możemy na wiele pił chińskiej produkcji, które są naprawdę marnej jakości. Dostępne są także piły chirurgiczne z mikroskopijnymi zębami, ale te dobrze tną jedynie kości. Kupując piłę warto zainwestować w model firmy BCB (to ten opatentowany i oryginalny), tym bardziej, że różnica w cenie w stosunku do chińskiej podróbki to jedyne 5,00 - 10,00 PLN więcej. Opisywany model piły jest zakontraktowany przez Bundeswehrę pod numerem: VersNr: 5110-12-124-6296 i przewidziany jako wyposażenie w trakcie operacji na pustyniach polarnych i terenach górskich. A jaką piłę przewidziano dla nas w TL-ce dla sił specjalnych? Zamiast piły strunowej, przewidziane jest użycie piły o konstrukcji zbliżonej do łańcucha. Model kontraktowy (VersNr: 5110-12-369-4726) to produkt dystrybuowany przez firmę JK Industrial Services GmbH. Piła ta ma długość około 70 cm (łańcuch) plus 75 x 22 mm (rączki). Waży jakieś 140 g, więc znacznie więcej, niż piła strunowa (która waży około 20 g), jest jednak znacznie bardziej masywna i wytrzymała. Używając piły strunowej należy pamiętać o jednej kwestii - nie jest to nasze główne narzędzie do cięcia, a jedynie element wyposażenia wykorzystywany w sytuacjach awaryjnych. Piła taka nie jest więc dostosowana do długotrwałej i agresywnej eksploatacji - nawet najlepsze modele po dłuższym czasie używania potrafią się zerwać, lub zacząć skręcać. Dodatkowo TL-ka przewiduje jeszcze jedną, tym razem krótką piłę ręczną z chowanym ostrzem o długości 16 cm. Pierwszej z kontraktowych pił nie używam ze względu na wagę i wielkość, drugą natomiast, z racji tego, że w scyzoryku w 1. linii wyposażenia mam piłę niewiele krótszą, noszę w 2. linii wyposażenia (dlatego opisana zostanie w innym artykule). żyletki - używane do drobnych prac, w których musimy coś precyzyjnie przeciąć czy wyciąć... W razie konieczności można ich użyć jako skalpela (złamaną na pół żyletkę można nawet oprawić w drewniany „chwyt” wykonany z patyka). Chociaż żyletki czasem się przydają, nie są proponowane przez TL-kę. prezerwatywy - świetnie nadają się do przenoszenia wody. Jedna sztuka pozwala na względnie komfortowe przenoszenie około litra płynu. Prezerwatywę najlepiej włożyć wtedy do skarpetki - zapobiegnie to jej uszkodzeniu. W ten sposób otrzymujemy zaimprowizowanego camelbaka. W razie potrzeby prezerwatywy można użyć jako środka do ochrony lufy przed wilgocią, opaski uciskowej itd. Najlepiej wybrać model nawilżany środkiem plemnikobójczym (odradzam modele talkowane - talk z prezerwatyw smakuje paskudnie i pogarsza smak wody, a środek plemnikobójczy, nawet nieco nam wodę odkazi) o pogrubionych ściankach (lepsza wytrzymałość). A co mówi TL-ka? Kontraktowa prezerwatywa marki London także posiada swój numer: VersNr: 6515-12-318-2877. Poza tym zaleca się, aby była bez smaku. taśma izolacyjna - mała rolka taśmy ma całą masę zastosowań, ograniczonych jedynie wyobraźnią użytkownika. Najlepiej wybrać taśmę znanego producenta (np. Tesa) ze względu na lepszą jakość kleju i większą wytrzymałość. paski do kabli - podobnie jak taśma, bardzo użyteczne. Nie należy wybrać zbyt długich. Nadają się świetnie np. do zamocowania zaimprowizowanego ostrza na długim kiju. Prawdopodobieństwo zaistnienia takiej konieczności jest pewnie minimalne, ale pominięcie go w tym opisie byłoby grzechem. Poza tym kolejne, nieograniczone możliwości (chociażby naprawa oporządzenia, czy stosunkowo pewne, choć nie konieczne całkowicie szczelne, zamknięcie worków foliowych o śmierdzącej zawartości). tabletki do odkażania wody - przydatne, gdy pijemy wodę, co do której czystości, nie jesteśmy pewni. Ponownie wybrać można różny ich rodzaj (od modeli cywilnych, poprzez różne modele wojskowe). W moim przypadku są to standardowe i kontraktowe niemieckie tabletki z racji EPA (numer kontraktowy: VersNr: 6850-12-152-7462) - jedna sztuka starcza na odkażenie około pół litra wody. Prócz wymienionych wyżej, TL-ka zaleca także wyposażenie żołnierza dodatkowo w opakowanie zawierające 100 tabletek Micropur (dystrybutorem jest oczywiście firma JK Industrial Services GmbH). To dodatkowe, duże opakowanie zdecydowałem się nosić w 2. linii wyposażenia. worki foliowe - duże worki posłużyć mogą do zbierania wody - wystarczy założyć taki worek na gałąź i zostawić na kilka godzin, a parująca z niej woda skropli się na jego ściankach. Jest to mało wydajna metoda (czeka się długo - wydajność metody to około 0,5 - 1 l na dobę), ale zawsze to coś. W razie konieczności można je także rozciąć na kształt płachty i użyć do zbierania wody parującej z ziemi, jako elementu schronienia itp. Poza tym worki mają wiele innych zastosowań (np. zabezpieczenie ekwipunku w trakcie przepraw). Małe worki z kolei świetnie nadają się do przechowywania… odchodów. Dzięki temu nie pozostawimy ich na terenie wroga i staniemy się bardziej niezauważalni (wątpię, czy ktoś tego próbuje na MilSim-ach, ale czuję się zobowiązany aby o tym wspomnieć). Dobrze jest kupić grube, przemysłowe, ciemne worki (czarne powierzchnie lepiej nagrzewają się, dzięki czemu woda szybciej się skrapla, grube worki są też mocniejsze i w przypadku tych przeznaczonych na odchody, zabezpieczają zawartość przed rozmazaniem we wnętrzu plecaka). Najlepiej zabrać worki w różnych rozmiarach i rozlokować w ekwipunku. Jeden duży worek (w moim przypadku pojemności 240 l) dobrze jest schować z puszką survivalową, natomiast kilka mniejszych (docelowo na odchody) w kieszeni kurtki.
Woda i żywność woda - w pierwszej linii zawsze należy trzymać niewielki, żelazny zapas wody (w moim przypadku 0,5 l). Przenoszenie jej w butelce, czy nawet małym worku do tego przeznaczonym jest raczej uciążliwe, dlatego najlepiej zaopatrzyć się w wodę paczkowaną. Idealnie nadaje się ta z szalup ratunkowych - woda taka jest podzielona na niewielkie porcje po 50 ml, więc w sam raz na jeden łyk. Po co? Kiedy chce się pić łatwo przegiąć i wypić dużo jednym duszkiem - z taką ilością organizm nie koniecznie poradzi sobie w sposób ekonomiczny. W przypadku porcjowanej wody zdążymy zastanowić się dwa razy zanim otworzymy kolejny woreczek, poza tym łatwiej rozdzielić nam taką wodę na dłuższy okres czasu. Zanim otworzymy paczkę z wodą pamiętajmy, aby przez pierwszą dobę, kiedy jesteśmy bez źródła wody, starać się nie pić w ogóle - przyzwyczai to nasz organizm do bardziej ekonomicznego gospodarowania zasobami płynów. Paczkowana woda, przewidziana w TL-ce dla sił specjalnych, oznaczona jest numerem kontraktowym: VersNr: 8960-12-140-9405. dodatki do wody - tutaj bierzemy ze sobą to, co akurat nam smakuje. Jedyna zasada, jaką należy się kierować to taka, aby każdy z dodatków można było rozpuścić w zimnej wodzie (odradzam więc wszelkiego typu "Słodkie chwile" czy inne kisiele). Ja noszę ze sobą kilka napojów rozpuszczalnych z racji EPA, opakowania kawy, herbaty, cukier, zabielacz do kawy i sól. Wszystko dobrze jest zapakować w dodatkowy worek z zamknięciem strunowym. Po co brać ze sobą dodatki? Wodę z dodatkiem jakiejś substancji spożywczej organizm traktuje podobnie jak żywność i (jest to spore uproszczenie) zaczyna ją "trawić". Zajmuje mu to więcej czasu, dzięki czemu gospodaruje nią bardziej oszczędnie. Zwyczajna woda jest natomiast od razu wchłaniana i dość szybko wypacana. Poza tym, w przypadku wody uzyskanej polowymi metodami filtracji, pozbyć możemy się jej paskudnego smaku. TL-ka dla sił specjalnych przewiduje dodatkowo wyposażenie żołnierza w dziesięć kostek rosołowych. filtry do wody - wyobraźcie sobie, że kompletujecie wyposażenie, które niezbędne jest do przeżycia głęboko za linią wroga. Jedna z większych trudności, na jaką napotyka się w trakcie planowania tego rodzaju zadań, to kwestia zaopatrzenia w odpowiednią ilość wody. Jej niewielki zapas, wystarczający na pierwsze godziny/dni patrolu do miejsca założenia punktu obserwacyjnego, można bez większego problemu zabrać ze sobą w camelbaku czy manierkach. Zabranie ze sobą zapasu, który wystarczyć miałby na np. miesiąc przebywania na wrogim terytorium, mija się jednak z celem. Z tego powodu zmuszeni jesteśmy do zdobywania wody we własnym zakresie. W Europie Środkowej statystycznie co ok. 7 km znaleźć można jakieś źródło wody - czy to w postaci niewielkiego jeziora, rzeki, czy zwyczajnej kałuży. Picie wody bezpośrednio z nich generuje jednak spore zagrożenie dla naszego zdrowia i należy znaleźć prosty sposób na jej filtrowanie. Niestety w sytuacji unikania kontaktu z przeciwnikiem większość metod survivalowych (np. stelaże z warstwami węgla, piasku i trawy - wyobrażacie sobie postawienie czegoś takiego w punkcie obserwacyjnym?) jest niepraktyczna i żołnierze szukać muszą innych metod. TL-ka dla sił specjalnych przewiduje w tym celu wykorzystanie filtrów długopisowych, produkowanych przez holenderską firmę Filtrix, a dystrybuowanych przez JK Industrial Services GmbH. Filtry te mają postać rurki (podobnej do długopisu, stąd często używana nazwa FilerPen) o wymiarach 200 x 16 mm, w której wnętrzu znajduje się szereg membran filtrujących wodę. Sposób użycia jest bardzo prosty i przypomina picie przez słomkę. Dzięki filtrowi jesteśmy w stanie pozbyć się około 99,9999 % bakterii i wirusów, powodujących choroby takie jak salmonella czy cholera (nie dotyczy to jednak niebezpiecznych substancji chemicznych!). Pojedynczy filtr wystarczy do przefiltrowania około 100 l wody - po takiej ilości sam się zatyka, co jest sygnałem, że nie nadaje się już do użycia. W sytuacji, w której nie przepuścimy przez niego wspomnianej maksymalnej ilości, filtr traci swoje właściwości po około miesiącu od pierwszego użycia. Wydajność takiego filtra to 0,1 l / min. Numer kontraktowy VersNr: 4610-12-367-1869. Dodatkowo TL-ka przewiduje specjalne rurki (długości 1 m i średnicy wewnętrznej min. 4,5 mm), zakładane na koniec filtra, które ułatwić mają korzystanie z niego. Oczywiście filtry noszone w pierwszej linii wyposażenia wykorzystywane są jedynie w sytuacjach awaryjnych - prócz nich żołnierze noszą jeden większy filtr w trzeciej linii i przez większość czasu korzystają właśnie z niego. żywność - kolejny element awaryjny, który dobieramy sobie w zależności od naszego upodobania smakowego. Standardowo żołnierzom sił specjalnych wydawane są racje survivalowe, które opisałem w osobnym artykule. Taką właśnie rację noszę ze sobą. Dobrą alternatywą dla racji survivalowych są standardowe suchary z racji EPA. Są one niezwykle sycące i zapychające, zapakowane próżniowo, więc nie szeleszczą w kieszeniach (w przeciwieństwie do rodzimych "Bieszczadzkich"), poza tym paczka jest bardzo lekka, a suchary krótkie i grube (nie kruszą się tak łatwo, a wyjęcie całego suchara z paczki zawsze poprawia mi humor). Opakowanie jest na tyle wytrzymałe, że spokojnie znosi długotrwałe noszenie w kieszeni kurtki. Oczywiście zabrać ze sobą można także inny rodzaj jedzenia - niektórzy wolą batony musli, czekoladę, mleko w tubce... Ci najbardziej wymagający, kupują specjalne batony energetyczne, będące mini bombą kaloryczną.chusteczki higieniczne - przydatne nie tylko do wycierania nosa... Nic nadzwyczajnego. Dobrze jest mieć także kilka dodatkowych, nawilżanych i pojedynczo pakowanych chusteczek, które bardzo dobrze usuwają brud. zestaw do łowienia ryb i polowań - nawet mając żelazny zapas żywności trzeba się liczyć z tym, że prędzej czy później może dojść do sytuacji, w której trzeba będzie coś sobie złapać. Z tego powodu dobrze jest przygotować sobie mały zestaw do polowań, którego zdecydowana większość zawartości to sprzęt do łowienia ryb. Oryginalny zestaw Bundeswehry oznaczony jest numerem kontraktowym: VersNr: 4220-12-317-0933. Ja zdecydowałem się jednak na wprowadzenie kilku modyfikacji (głównie rezygnacja ze skonstruowanych już przyponów - elementy w moim zestawie i tak pozwalają na ich skonstruowanie w razie konieczności, gotowe uznałem więc za zbędne; dodałem także kilka elementów, które uznałem za przydatne) i w skład mojego wchodzą: - drut mosiężny grubości 0,5 mm i długości 6 m (służy do formowania sideł, w które można złapać drobne zwierzęta, także ptactwo);
powyżej: ekstremalne sytuacje wymagają często ekstremalnych zachowań. W sytuacji, w której żołnierz pozbawiony jest żywności, niezwykle przydatna okazuje się umiejętność kłusowania. - szpulka żyłki wędkarskiej 0,5 mm (można użyć nie tylko do łowienia ryb) - 100 m. Żyłka przystosowana jest do łowienia na morzach i dobrze zabezpieczona przed działaniem słonej wody; - drut do konstrukcji przyponów (grubości 0,5 mm), który zapobiega przegryzieniu żyłki przez drapieżne ryby, np. szczupaka; - ciężarki ołowiane 1,0g (10 szt.), 5,0g (2 szt.) oraz 10,0g (2 szt); - błystka rozmiar 2 (czarna) i błystka rozmiar 3 (miedziana), firmy Mepps, model Aglia, podobno najlepsza na świecie, na pewno jest to model kontraktowy - obie używane, gdy nie mamy naturalnej przynęty; - krętliki z agrafką (6 x 38 mm, 10 szt.) - polepszają „pracę” żyłki na łączeniach - dzięki nim żyłka nie skręca się; - haczyki rozmiar 10 - 10 szt., haczyki rozmiar 6 - 10 szt., haczyki rozmiar 2 (często nazywane karpiowymi) - 10 szt. Haczyki dobieramy w zależności od przynęty, jaką dysponujemy, nie w zależności od wielkości ryby, jaką chcemy złowić! TL-ka przewiduje umieszczenie w zestawie po jednym haczyku z kilku różnych rozmiarów, uznałem jednak, że taka różnorodność nie jest konieczna i postawiłem raczej na ilość haczyków. Zestaw stworzyłem na bazie kontraktowego, który zmodyfikowałem po wysłuchaniu opinii i porad osób zajmujących się wędkowaniem - teoretycznie powinien on pozwolić na łowienie ryb w każdej szerokości geograficznej. Zaznaczam, że nie jestem specjalistą od łowienia i domyślam się, że skład zestawu wywołał pewnie drobny uśmiech u zajmujących się wędkowaniem profesjonalnie. Zestaw ten służy jednak raczej do kłusowniczych metod i nie mam zamiaru składać za jego pomocą improwizowanej wędki z leszczyny (raczej zaufałbym kilku haczykom na jednej żyłce w poprzek nurtu rzeki czy pod lodem). Dlatego właśnie, nie ma w nim niektórych „standardowych” elementów np. spławików. Stąd także komponenty mocniejsze, niż te używane zazwyczaj (nie ma wędki, nie ma więc możliwości prowadzenia ryby i zmęczenia jej - ryba po złapaniu przynęty szamocze się więc na kawałku żyłki, działając na nią ze sporą siłą). Zaznaczam też, że nie testowałem tego zestawu. UWAGA! Pamiętajmy, że w Polsce zastawianie sideł, czy łowienie na dziko ryb jest przestępstwem! Wykorzystanie tego zestawu dopuszczone jest więc jedynie w sytuacjach ekstremalnych. W takich sytuacjach chwytać będziemy się pewnie wszelkich możliwych metod. Nie dajcie się zwieść małemu profesjonalizmowi opisanego wyposażenia w porównaniu do sprzętu osób, które zajmują się „prawdziwym” wędkowaniem. Poza tym na profesjonalny sprzęt nie ma miejsca w kieszeniach, a na siedzenie z wędką, w sytuacji zagrożenia życia, może z kolei nie być czasu. Gotowy zestaw zapakowałem w blaszaną puszkę z plastykowym zamknięciem, po pumperniklu z racji EPA.
Schronienie poncho - element ekwipunku, często bardziej przydatny, niż śpiwór. Służy nam jako ochrona przed deszczem, improwizowany namiot, koc, nosze... Zastosowań jest naprawdę dużo. Do wyboru mamy dwa rodzaje poncha (oba mają praktycznie identyczną konstrukcję, podobną do standardowego poncha amerykańskiego czy holenderskiego) - kontraktowe, szare, wykonane z gumowanego na całej powierzchni nylonu (z założenia służyć miało jako awaryjna peleryna przeciwchemiczna) lub produkowane przez wiele firm poncho z "ortalionowego", gumowanego od wewnątrz rip-stopu (takie poncho opisane jest w TL-ce z listą wyposażenia żołnierzy operujących na pustyniach polarnych i w górach, VersNr: 8405-01-100-0976 - najciekawsze jest to, że poncho podane jako przykład w TL-ce jest w kamuflażu woodland), często kupowane przez żołnierzy prywatnie. Pierwsze poncho jest wyjątkowo wytrzymałe i ciężko je zniszczyć nawet, gdy kładziemy je bezpośrednio na beton. Szeroki kaptur ze ściągaczem umożliwia skrycie głowy w hełmie. Poncho posiada napę, umożliwiającą zamknięcie otworu na głowę, gdy używamy poncha jako płachty namiotowej. Brzegi poncha obszyte są nylonową taśmą i okute na rogach oraz w połowie długości otworami, umożliwiającymi przewleczenie linek do śledzi. Poza tym spinane są dwustronnymi napami. Zdecydowaną wadą poncha gumowego jest umieszczona w pasie taśma służąca do obwiązania się, gdy poncho nosimy na sobie. Taśmę tą łatwo jest oderwać przydeptując ją przypadkiem (jest przyszyta i zakuta jedną napą na środku). Warto jest, więc od razu zrezygnować z tej funkcji, zwijając paski i sklejając je taśmą klejącą. Wadą poncha jest także jego ciężar, dość duże wymiary i nieprzyjemna tendencja do sklejania się nie talkowanej gumy. Drugi rodzaj poncha jest znacznie lżejszy i mniejszy po złożeniu, (choć posiada identyczne wymiary rozłożony). Konstrukcja (okute otwory do linek, dwustronne napy na brzegach) jest w zasadzie taka sama, co w ponchu gumowym, nie ma tu jedynie napy na kapturze. Inaczej też rozwiązano sposób mocowania poncha w pasie, gdy nosimy je na sobie. Od wewnątrz doszyto taśmę, przez którą przeciągnięto sznurek, luźno przesuwający się w prawo i w lewo (zmniejsza to prawdopodobieństwo jego oderwania). Materiał tego poncha posiada pewną wadę - jest o wiele słabszy, niż w ponchu gumowanym i można go rozedrzeć zahaczając np. o gałęzie, ma też, w wyjątkowych przypadkach, tendencję do przemakania (przy naprawdę pokaźnym strumieniu wody). Mimo to zalety powodują, że poncho rip-stop-owe jest nieco lepszym wyborem. linka - w połączeniu z ponchem pozwala skonstruować improwizowane schronienie. Poza tym ma całą masę różnych zastosowań (np. przeciąganie zwłok, celem sprawdzenia czy nie ma pod nimi materiałów wybuchowych). Dobrze jest wybrać trwały i mocny model. Optymalną długością linki, którą nosimy ze sobą jest 10 m - dokładnie tyle przewiduje zresztą TL-ka. Oryginalna linka Bundeswehry (VersNr: 4020-12-314-0679) jest w kolorze RAL 6031. I wszystko byłoby idealnie gdyby nie fakt, że standardowa linka Bundeswehry posiada konopny (?) rdzeń, który bardzo łatwo wchłania wodę co powoduje, że linka traci swoje właściwości. Z tego powodu zdecydowałem się na oliwkowego Paracorda 550 (MIL-C-5040 Type III) o wytrzymałości około 250 kg. Linki starajmy się nie ciąć i zawsze wykorzystywać w całości. W przeciwnym wypadku może się szybko okazać, że jedyne co mamy, to pęczek krótkich kawałków… haki do naprężania linki - tak pozornie prosta czynność, jak naprężanie linki, np. w trakcie mocowania poncha w charakterze improwizowanego namiotu, często potrafi paskudnie podziałać na nasze nerwy (zwłaszcza, gdy chcemy to zrobić szybko i po ciemku). O ile mamy na to czas, możemy bawić się w węzły. Gorzej, jeśli z rana te węzły trzeba szybko rozwiązać… Wiem, że dla wielu osób kończy się to przecięciem linki. Dobrym patentem jest używanie haków Figure 9, produkcji amerykańskiej firmy NiteIze. Takie haki pozwalają na wiązanie węzłów, z tym, że nie klasycznych, a zawiązanych „na haku”. Dzięki temu możemy w prosty sposób naprężać linkę w różnych sytuacjach - od wspomnianego mocowania poncha, po wiązanie w pęk drewnianych żerdzi. Haki te produkowane są w dwóch wymiarach: małym (wymiary: 40 x 28 x 3 mm, masa: 3,6 gr, wytrzymałość: 22,5 kg, przeznaczony do linek o grubości 2 - 5 mm) oraz dużym (wymiary: 76 x 56 x 8 mm, masa: 30,8 g, wytrzymałość: 67,5 kg, przeznaczony do linek o grubości 3 - 9 mm). Osobiście używam haków małych (najlepiej w moim odczuciu współpracujących ze standardowym Paracordem) w ilości 4 szt. śpiwór - nie chodzi tu oczywiście o nasz główny śpiwór, którego miejsce jest w trzeciej linii, a o śpiwór używany w sytuacjach awaryjnych, noszony w kieszeni kurtki. Śpiwór ten ma postać zwyczajnego worka foliowego (210 x 90 cm), który umożliwia schowanie się w jego wnętrzu, co zapobiega wyziębieniu organizmu oraz zmoknięciu, chroniąc nas przed wiatrem i deszczem. Śpiwór kontraktowy (VersNr: 8456-99-138-3533 - jest to standardowy model NATO, używany także w innych armiach stąd instrukcja w kilku językach) spakowany jest w hermetyczne opakowanie o wymiarach 10 x 20 x 3 cm i masie 144 g. Nie znalazłem przeciwwskazań do jego użycia, więc także i ten element znalazł się w moim wyposażeniu.
Nawigacja busola - niezwykle przydatne narzędzie, pozwalające określić kierunki świata oraz zmierzyć azymut. Osobiście wolę modele zamykane, z lusterkiem i celownikiem, o niewielkiej długości (zdarzało mi się złamać podstawę zbyt długiej busoli), wyposażone w linijkę. Proste, płaskie turystyczne busole nie do końca odpowiadają moim oczekiwaniom - brak celownika utrudnia pomiary kątów i takie busole nadają się w zasadzie jedynie do celów typowo turystycznych (zorientowania mapy i określenia pozycji na podstawie punktów charakterystycznych). Poza tym zamknięcie dodatkowo zabezpiecza główną część przed urazami. Lusterko może zostać z kolei użyte także w innych, niż nawigacja celach np. w trakcie maskowania twarzy. Wybierając busolę dobrze jest kierować się jej jakością (lepiej wybrać prosty model dobrej firmy, niż taki z bajerami, ale kupiony „na bazarze”) - metalowe podróbki amerykańskich "Rangerów", tak popularne wśród „survivalowców”, są naprawdę kiepskim pomysłem. Większość z nich ma błędne wskazania, a znaczące różnice potrafią wyjść już po 30 km marszu. Poza tym są dość ciężkie. Z racji tego, że „oficerska” busola Bundeswehry jest równie ciężka (a z powodu wykonania obudowy z metalu, mniej odporna na działanie temperatur, niż te z tworzywa sztucznego) tego typu urządzenia w zasadzie nie wchodzą w grę. Jeśli chodzi o wymagania stawiane przez TL-kę (tym razem „arktyczną”), to przewiduje ona użycie busoli „z tworzywa sztucznego, posiadającej lusterko wbudowane w klapkę” (co pokrywa się z moimi osobistymi wymaganiami), nie mówi jednak nic odnośnie producenta czy modelu. Na przykładowym zdjęciu w TL-ce widnieje jednak busola firmy Silva, model Ranger 27 (VersNr: 6605-12-301-2580) i w taką też busolę się zaopatrzyłem.
powyżej: kolejny pilot wojsk lądowych Bundeswehry podczas szkolenia survivalowego (miejscowość Altenstadt, rok 2007). W jego ręce widzimy busolę firmy Silva model Ranger 27 ze zmodyfikowanym wiekiem. zegarek - każdy rodzaj zadania stawianego przed żołnierzem obejmuje zawsze jeden podstawowy parametr - czas. Odmierzanie czasu zdaje się być kluczowe w trakcie koordynacji zadań, nie tylko w obrębie pojedynczej drużyny zwiadowców. Łatwo domyślić się, że brak możliwości odmierzania czasu, stanowi spore upośledzenie dla zdolności bojowej każdego z żołnierzy. Tak naprawdę nie ma konkretnego, kontraktowego zegarka wydawanego żołnierzom Bundeswehry (nie licząc egzemplarzy wydawanych z jakiś okazji, których było kilka w historii - tyle, że są to okazy kolekcjonerskie, po kilka tysięcy złotych za sztukę - zazwyczaj modele firmy Sinn lub Heuer). Co prawda znaleźć możemy masę modeli, które sugerować mogą takie przeznaczenie, są to jednak często produkty MilTec-a lub innych podobnych mu firm, o których urzędnicy z BWB mogli nawet nie słyszeć. Wybór zegarka nie jest więc zdeterminowany jego „kontraktowością” i wybrać możemy dowolny model markowego producenta. Oczywiście nie trzeba przesadzać z ceną produktu - wiadomo, że drogi zegarek to towar przeznaczony dla snobów i na rynku znaleźć możemy modele z gadgetami „niezbędnymi dla pilotów USAF” za naprawdę kolosalne pieniądze… Wybierając zegarek, warto wziąć pod uwagę kilka ważnych czynników. Przede wszystkim, nie powinien on posiadać zbyt dużej ilości gadgetów, które skomplikują jego używanie. Najlepiej jest, jeżeli wybierzemy model wskazówkowy - wskazówki pozwalają określić nam kierunki świata, oczywiście jeżeli znamy odpowiednią metodę. Poza tym należy pamiętać, że z zegarka na pewno będziemy korzystali w nocy - dobrze jest wybrać model z podświetlaną tarczą lub fosforyzującymi wskazówkami. Kolejnym parametrem, który może mieć znaczenie, jest posiadanie przez zegarek wskazówki sekundowej oraz datownika. Dobrze jest także, gdy wybrany przez nas model posiada stoper, choć ten nie jest już tak istotny. Ostatnią i w zasadzie najważniejszą rzeczą jest to, aby wybrać zegarek kwarcowy. Każdy obeznany z tematem będzie nam mówił, że zegarek mechaniczny ma „duszę” i że jest lepszy… Niestety prawda jest taka, że nawet najlepszy zegarek mechaniczny (taki za kilka tysięcy złotych), jest dużo mniej dokładny, niż najtańszy kwarcowy. Ta różnica może być nawet dziesięciokrotna… Poza tym zegarki mechaniczne są o wiele bardziej wrażliwe na wstrząsy i łatwo ulegają uszkodzeniu. Kierując się tymi parametrami zdecydowałem się na wybranie zegarka firmy Timex z serii Expedition, model T40091. Zegarek ten przeznaczony jest dla różnej maści turystów i survivalowców, poza tym, noszę go także na co dzień i bardzo go lubię. krokomierz - przydatne urządzenie ułatwiające nawigację. Pozwala w prosty sposób przeliczyć ilość kroków, jakie zrobiliśmy, na dystans, jaki przeszliśmy. Znając punkt wyjścia, dystans oraz prostą, po jakiej prowadziliśmy patrol, jesteśmy w stanie, z dość dużą dokładnością, nanieść na mapę naszą aktualną pozycję (oczywiście o ile znamy skalę mapy, a pod ręką mamy linijkę) tak w nocy, jak i w gęstym lesie, kiedy nie widać charakterystycznych punktów odniesienia. Najprostszy krokomierz posiada nawleczone na linkę „korale”, zazwyczaj w dwóch grupach - pierwsza to setki metrów (koral w kolejności x 100 m) - jest ich dziewięć sztuk. Kolejna grupa to kilometry. I tak - po przejściu każdych 100 m przesuwamy jeden „koral” odpowiadający za setkę metrów. Skąd wiemy, że przeszliśmy 100 m? Najpierw trzeba sobie wyskalować krokomierz, tzn. sprawdzić w praktyce po ilu naszych krokach przeszliśmy 100 m - dla osoby o średnim wzroście zazwyczaj jest to 66 par (w myślach liczymy sobie każdy krok jednej i tej samej nogi), czyli 132 kroki. Przechodzimy 100, 200, 300 m... W końcu przeszliśmy 900 m i idziemy dalej. Na 1 km kończą nam się „korale” z setkami. Wtedy należy przesunąć pierwszy „koral” z grupy kilometrów oraz „zresetować” korale odpowiadające za setki - trzeba je przesunąć do pozycji wyjściowej w górę - przesuwanie korali pojedynczo, ale w przeciwną stronę w trakcie dalszego marszu nie jest dobrym pomysłem, ponieważ można się pogubić nie wiedząc, czy aktualnie liczyliśmy „korale” przesuwając je w dół czy w górę - lepiej przyzwyczaić się do jednego kierunku. Idziemy dalej i znów przesuwamy „korale” odpowiadające za setki metrów, aż przesuniemy 9 sztuk (900 m) i jako dziesiąty przesuwamy kolejny „koral” kilometrowy, teraz drugi - przeszliśmy dwa kilometry. Wszystko powtarzamy w kółko. Najlepiej jak w drużynie jest kilka osób odpowiedzialnych za zliczanie odległości - ich wyniki oczywiście uśredniamy. Trocząc krokomierz do kurtki powinniśmy wziąć pod uwagę łatwość dostępu do niego. Należy go przytroczyć tak, aby był obsługiwany ręką, której palec nie obsługuje spustu (dzięki temu nawet w trakcie przesuwania korali mamy możliwość natychmiastowego otwarcia ognia) oraz, aby nie zasłaniało go założone na kurtkę oporządzenie czy pas biodrowy plecaka. Sprawę montażu znacznie ułatwiają D-ringi w kieszeniach kurtki. mapa - w zależności od terenu, na jakim się znajdujemy i zadania, jakie na nas czeka, dobieramy mapę. Nie sposób opisać wszystkich rodzajów, wspomnę więc jedynie, że dobrze jest wybrać jak najbardziej aktualną mapę w „wojskowej” skali (najlepiej 1:50 000, czasem udaje się znaleźć mapy w skali 1:25 000) o ile uda nam się taką zdobyć - są one zdecydowanie dokładniejsze i często mają naniesione punkty, których nie ma na zwykłych mapach turystycznych. Oczywiście nie jest to zasada, której należy się absolutnie podporządkować. Jeżeli jesteśmy zmuszeni do kupna mapy turystycznej, dobrze jest wybrać egzemplarz z dość gęsto naniesioną siatką współrzędnych - ułatwia to szybkie i prawidłowe zgranie mapy z kompasem, gdy nasza pozycja jest akurat daleko od brzegu arkusza. Jeżeli dodatkowo posługujemy się GPS-em, należy dobrać mapę, która będzie funkcjonować w tym samym układzie odniesienia, co używane przez nas urządzenie. Jeżeli mamy taką możliwość, dobrze jest zaopatrzyć się w mapę foliowaną - jest ona bardziej odporna na wilgoć czy porwanie. Poza powyższymi, bardzo ogólnymi radami, mogę jedynie stwierdzić, że kwestia doboru mapy jest w zasadzie tematem na osobny artykuł.
Pozostałe notatnik, ołówek, flamaster - zbieranie danych wymaga ich notowania. Notatnik jest prostym sposobem na ich gromadzenie. Najlepiej jest wybrać notatnik posiadający naniesioną kratę) ułatwi to rysowanie tabel, prowadzenie szkiców, zachowanie proporcji), z możliwością łatwego wyrywania pojedynczych kartek, które mogą się przydać w różnych celach oraz w twardej oprawie, dzięki czemu można notować bez konieczności podkładania sobie czegoś płaskiego pod notatnik. Większość notatek prowadzimy ołówkiem, ten jednak nie zawsze jest wystarczająco dobrze widoczny - zwłaszcza w słabym świetle, wieczorem, dlatego dobrze jest wziąć ze sobą kontrastujący flamaster/marker, który dodatkowo pozwoli na rysowanie/pisanie chociażby po odzieży, czy na ciele rannych. Wszystko dobrze jest zabezpieczyć woreczkiem z zamknięciem strunowym. dokumenty oraz gotówka - nigdy nie zapominajmy o tym, że w końcu cywilizacja upomni się o nas, w ten czy inny sposób (nawet podczas MilSim-u). Pamiętajmy więc, żeby zabrać ze sobą dowód osobisty (w razie kontroli policji), prawo jazdy (gdy prowadzimy samochód), legitymację studencką (zniżki na pociąg…) ewentualnie inne, niezbędne nam dokumenty. Dodatkowo należy także pamiętać o „lokalnej gotówce”, tę zabierają ze sobą nawet zawodowcy! W jednostkach specjalnych praktykuje się także zabieranie ze sobą wartościowych przedmiotów w postaci np. biżuterii - czasem mogą mieć wartość większą, niż gotówka. Taschenkarten - to niewielkie papierowe broszurki, wydawane żołnierzom w różnych sytuacjach na misjach pokojowych, po wprowadzeniu nowego typu wyposażenia itp. W swojej kolekcji posiadam przeróżne, np. dotyczące postępowania w razie ataku ABC, kontaktów z dziennikarzami, zdjęciami i opisem min (wydane dla żołnierzy w Jugosławii), obsługi pistoletu HK P8, procedur radiowych… Broszurki mogą zawierać także „rozmówki” w lokalnym języku, informację o tym, aby spotkanemu żołnierzowi pomóc w zamian za nagrodę pieniężną, i wiele innych. Zestaw dobieramy w zależności od misji. identyfikator - standardowy identyfikator żołnierzy Bundeswehry (VersNr: 8465-12-120-0828) ma formę owalnego kawałka blachy, z perforacją umożliwiającą jego złamanie w połowie, wzdłuż, na dwie symetryczne części. Górna połowa posiada długi łańcuszek, zakładany na szyję, dolna krótki. Nieśmiertelnik posiada następujące pola: Pole nr 2: obywatelstwo (standardowo GE, od jakiegoś czasu zmienione na DEU); Pole nr 3: wiara (np. ewangelicka - ev, katolicka - kath, prawosławie - grch); Pole nr 4: numer identyfikacyjny żołnierza; Pole nr 5: grupa krwi w układzie AB (A, B, AB lub 0); Pole nr 6: grupa krwi w układzie Rh (Rh+ lub Rh-); Pole nr 7: data zakończenia szczepień tężcowych Standardowo wybijane są pola 2 i 4. Resztę wybija się na nieśmiertelnikach żołnierzy wyjeżdżających na misje. Pola nr 1, 8, 9 i 10 wybijane są tylko na rozkaz ministra obrony narodowej, treścią przez niego ustaloną. Patentem stosowanym przez niemieckie siły specjalne jest wymiana łańcuszka od nieśmiertelnika na kawałek oliwkowej linki. Linka taka jest przyjemniejsza dla skóry, nie koroduje i po wytarciu, przy długim noszeniu, nie zostawia zielonkawych śladów na skórze. Poza tym ma lepsze właściwości maskujące (łańcuszek błyszczy na szyi, gdy nie nosimy żadnego jej okrycia).
okulary - to jeden z ważniejszych elementów pierwszej linii wyposażenia! Okulary chronią nasze oczy przed sześciomilimetrowymi kulkami, wykorzystywanymi w symulacjach, także w sytuacji porzucenia drugiej oraz trzeciej linii, powinniśmy więc pamiętać o bezwzględnym noszeniu ich zawsze na sobie. Ponieważ symulacje trwają często dłużej, niż parę godzin, na dodatek często nie przewiduje się w ich trakcie żadnych przerw, warto wybrać model odpowiednio wygodny oraz lekki - nie zapominajmy, że okulary nosić będziemy cały czas, w trakcie patroli, posiłków czy odpoczynku, lepiej więc, żeby nie były uciążliwe i nie kusiły do „zdjęcia na chwilę”. Prócz wspomnianej wcześniej wygody użytkowania i niewielkiej masy warto, aby okulary pozwalały na indywidualne dopasowanie do twarzy, co zwiększy nasze bezpieczeństwo oraz komfort użytkowania, a także, aby posiadały wymienne szybki, co pozwoli na dobranie koloru w zależności od pogody w trakcie scenariusza. Zmian szybek nie dokonuje się oczywiście w trakcie jego trwania tylko przed - jeżeli nie jesteśmy pewni, że przez cały czas świecić będzie mocne słońce lub na zewnątrz będzie szaro, lepiej pozostać przy przezroczystych szybkach. Okulary wykorzystywane są także przez żołnierzy - paproch w oku może przecież wyłączyć z walki na kilka cennych sekund, które zadecydować mogą o życiu i śmierci, dlatego do wyboru mamy wiele modeli przeznaczonych dla wojska kupowanych przez operatorów niemieckich jednostek specjalnych prywatnie (Bolle, ESS, Oakley, UVEX, WileyX - na zdjęciach widać wiele różnych modeli). W moim przypadku są to okulary ESS ICE (Interchangeable Component Eyeshield), posiadające wymienione wcześniej, cenione przeze mnie cechy. Okulary te są niezwykle mocne (szybki poliwęglanowe o grubości 2,4 mm zapewniają ochronę przed odłamkami, rykoszetami, a nawet śrutem - wytrzymują uderzenie śrutu przy strzale z broni gładkolufowej z odległości 12 metrów!). Poza tym, dzięki bez oprawkowej konstrukcji oraz wysokiej jakości optycznej technologii Clear Zone™, nie ograniczają pola widzenia. Zapewniają także 100 % ochronę przed promieniami UV. Ważną cechą jest to, że do zestawu dołączana jest gumowa taśma, niwelująca ryzyko zsunięcia się okularów z twarzy, co może mieć miejsce, gdy zaśniemy nie zdejmując ich ze względów bezpieczeństwa. Model ten posiada nr kontraktowy: VersNr: 4240-01-505-0048. pistolet - tutaj sprawa jest dość sporna - do której linii go zaliczyć? Ja, nawet w sytuacji "porzucenia" oporządzenia, wolę mieć jakiś rodzaj broni ze sobą. Dlatego właśnie, pistolet noszę w pierwszej linii wyposażenia i nie troczę go do oporządzenia. Oczywiście jest to replika H&K USP (niestety w wersji .45 Auto). Pistolet nosić możemy w różny sposób - najbardziej odpowiednie i zgodne z ideą rekonstrukcji byłoby przenoszenie go w kaburze udowej (najpopularniejsze w niemieckich jednostkach specjalnych modele to kabury udowe, wchodzące w skład kamizelki wielofunkcyjnej KSK oraz kabury udowe firmy Safariland, model 6004 zazwyczaj w kolorze czarnym). Niestety osoby biorące udział w symulacjach zmuszone są do posługiwania się stosunkowo zawodnymi (wrażliwymi na niską temperaturę oraz brud) modelami gazowymi, których kabura tego rodzaju nie zabezpieczyłaby w należyty sposób. Z tego powodu pistolet noszę w "napoleońskiej" kieszeni kurtki, po lewej stronie. Po rozpięciu zamka, pistolet wyciąga się praktycznie tak samo, jak z kabury pod pachą. Rozwiązanie to pozwala wygodnie wydobyć broń, mając na sobie większość modeli oporządzenia, nie jest jednak wskazane dla użytkowników chest rig-ów z zamkniętym przodem. Podstawową jego zaletą jest natomiast to, że pistolet przenoszony w kieszeni pozostaje z dala od polowych zabrudzeń. Zapasowy magazynek do broni bocznej przenoszę w bliźniaczej kieszeni po drugiej stronie.
Sposób rozmieszczenia elementów zestawu w kieszeniach Sposób rozmieszczenia elementów zestawu 1. linii wyposażenia przez operatorów jednostek specjalnych nie jest regulowany przez żaden regulamin. Kwestia ta uzależniona jest raczej od rodzaju wykorzystywanej odzieży, indywidualnych preferencji żołnierza oraz zadania, nie ma więc jednego uniwersalnego schematu. Mimo to, postaram się przedstawić kilka wskazówek, których zastosowanie ułatwi przenoszenie i wydobywanie wyposażenia. W pierwszej kolejności pamiętać należy, aby rozmieszczenie wyposażenia omówić na poziomie własnej drużyny - dobrze jest, jeżeli operatorzy wiedzą, gdzie dany element przenosi ich kolega (dotyczy to zwłaszcza opatrunków!). Najprościej jest umówić się z członkami drużyny na przenoszenie elementów zestawu w taki sam sposób, dzięki czemu zapamiętać należy tylko jeden schemat. Zapamiętanie schematu ułatwić można sobie poprzez rozmieszczenie przedmiotów tematycznie. Oczywiste jest także to, że należy znaleźć sobie najbardziej sprawdzoną konfigurację, a później się jej trzymać. Jeśli chodzi o elementy najbardziej istotne dla przeżycia, to pamiętajmy, że najlepszym na nie miejscem są kieszenie spodni. Dlaczego? Spodnie to element, którego nie pozbędziemy się zbyt łatwo (prędzej możemy stracić kurtkę). Gdy w ich kieszeniach znajdą się najważniejsze dla nas przedmioty, to mając na sobie spodnie, będziemy mieli ze sobą jednocześnie istotne wyposażenie. Mam tu na myśli przede wszystkim IFAK, puszkę survivalową, scyzoryk oraz zapalniczkę. Największe problemy z rozmieszczeniem wyposażenia dotyczą natomiast kurtki. Z racji tego, że do wyboru mamy modele wielu producentów (czasem różniące się układem kieszeni), wspomnę jedynie o sposobie pakowania. Przede wszystkim pamiętajmy, że w przednich kieszeniach na dole, najwygodniej nosi się miękkie rzeczy (takie jak kominiarka, moskitiera, woda), które nie będą nas gniotły w trakcie leżenia lub czołgania. Kieszenie boczne, z kolei, dobrze jest zbalansować i załadować podobnym ciężarem. Wielka kieszeń z tyłu z założenia służy do noszenia w niej poncha przeciwdeszczowego. W górnych kieszeniach, z kolei, dobrze jest nosić płaskie przedmioty, które nie zajmują zbyt wiele miejsca (mapa, notatnik, pistolet…) - dzięki temu nie będą one kolidowały z kamizelką, chest rig-iem, czy szelkami oporządzenia. Kieszenie na ramionach przeznaczone są na opatrunki (prawe ramię) oraz kompas (lewe ramię). Taki układ dotyczy większości modeli. Warto pamiętać, że kurtka posiada olbrzymią ilość kieszeni i dobrze jest optymalnie wykorzystać ich łączną pojemność - nie pakujmy jednych kieszeni do granic możliwości, gdy inne są puste. Starajmy się wypełniać pojedyncze kieszenie niewielką ilością przedmiotów - unikniemy dzięki temu grzebania w nich i szukania tego, co jest nam akurat potrzebne. Pamiętajmy także, aby dolne kieszenie wypełniać mniej więcej do dwóch trzecich pojemności, dzięki czemu ich zawartość nie będzie kolidowała z pasem biodrowym plecaka lub pasem oporządzenia. Źródła:Technische Lieferbedingugen: Bundesamt für Wehrtechnik und Beschaffung, „Überlebensausstattung KSK/FeSpähKr“, 28.01.2008 r. Bundesamt für Wehrtechnik und Beschaffung, „Überlebensausstattung, Persönlich System“, 11.04.2005 r. Bundesamt für Wehrtechnik und Beschaffung, „Überlebensausstattung Soldat im Einsatz“, 20.10.2003 r. Bundesamt für Wehrtechnik und Beschaffung, „Überlebensausstattungen WPH“, 12.04.2005 r. Christin Rudolph, „Eyes on Target - Die Fernspäher der Bundeswehr”, Motorbuch Verlag, Stuttgart 2008 |
|
[SPRZĘT] Przykładowa konfiguracja 2. linii wyposażenia, część 1. |
Przykładowa konfiguracja 2. linii wyposażenia, część 1. Autor: Ronin Czym jest 2. linia wyposażenia? Tematem poniższego artykułu jest konfiguracja 2. linia wyposażenia żołnierza operującego długotrwale na terytorium wroga, z dala od własnych linii zaopatrzenia, w terenie leśnym. Na 2. linię wyposażenia tego rodzaju składa się sprzęt, który żołnierze jednostek rozpoznawczych noszą zawsze na sobie, porzucając go jedynie w wyjątkowych sytuacjach. O ile w przypadku wyposażenia 1. linii sprzęt potrzebny był nam do szeroko rozumianej ewakuacji z miejsca prowadzenia działań, o tyle wyposażenie 2. linii pozwala na wykonanie podstawowego zadania stawianego przed żołnierzem - walki. Ciągła gotowość do prowadzenia walki związana jest ściśle z gotowością do ewakuacji - w przypadku jednostek działających z dala od własnych sił i pozbawionych możliwości uzyskania wsparcia, walka poprzedza konieczność ewakuacji w większości sytuacji niepowodzenia akcji (wykryta grupa prawie na pewno zostanie zaatakowana, dlatego najpierw musi się obronić i zerwać kontakt z przeciwnikiem, wycofać i dopiero na końcu ewakuować). Poza tym 2. linia mieści w sobie ważne, choć nie niezbędne elementy wyposażenia, które znacznie podnoszą jakość bytowania w terenie. Elementy te są na tyle istotne, że nie powinniśmy się z nimi rozstawać (tym samym nie powinny być przenoszone w plecaku), jednak ich zastąpienie innymi środkami jest na tyle skuteczne, że nie muszą się one znaleźć w 1. linii. Poniższy zestaw opisany został na podstawie dwóch źródeł. Pierwszym z nich jest książka „Eyes on Target - Die Fernspäher der Bundeswehr” („Oczy skierowane na cel - jednostki dalekiego rozpoznania Bundeswehry”) - biblia każdego rekonstruktora interesującego się niemieckimi jednostkami dalekiego rozpoznania. W książce tej opisany jest skład każdej z linii, opatrzony dodatkowo zdjęciami jej elementów. Drugie źródło to TL-ka, z której korzystałem przy pisaniu artykułu demonstrującego przykład konfiguracji 1. linii wyposażenia - „Überlebensausstattung KSK/FeSpähKr“. Specyfikacja ta podaje elementy wyposażenia survivalowego nie dzieląc ich na linie, dlatego część z elementów opisana została w tym artykule. Informacje z obu źródeł uzupełnione zostały rozwiązaniami mojego pomysłu w myśl zasady, którą wyjaśniłem w pierwszym artykule z tego cyklu (zasady doboru elementów, które w nim opisałem są uniwersalne i dotyczą wszystkich linii).
powyżej: elementy wchodzące w skład 2. linii wyposażenia zespołu obsługującego MG3, należącego do pododdziału specjalnego bliżej nieokreślonego batalionu wojsk powietrznodesantowych. Od lewej widzimy: G36KA2 z kolimatorem EOTech 552, modułem LLM01 oraz dziesięcioma magazynkami spiętymi w pakiety po dwie sztuki, zestaw do czyszczenia broni (prawdopodobnie karabinu G36) w pokrowcu stanowiącym element systemu oporządzenia ALICE, pistolet P8 wraz z dwoma magazynkami, gogle noktowizyjne LUCIE wraz z pokrowcem, trzy plastikowe i jeden metalowy zasobnik na amunicję do MG3, ładownica na plastikowy zasobnik na amunicję do MG3, zestaw do czyszczenia MG3 wraz z zapasowymi elementami zamka, zasobnik na zapasową lufę wraz z lufą od MG3 oraz ukm MG3. Oporządzenie Oporządzenie pełni taką samą rolę jak kieszenie spodni i kurtki w przypadku 1. linii wyposażenia, przy czym w oporządzeniu przenosimy wyposażenie 2. linii. Dobór odpowiedniego oporządzenia bywa dość skomplikowany. Dokonując go, należy wziąć pod uwagę kilka istotnych kwestii. Przede wszystkim, długotrwałe operacje za linią wroga nadają o wiele większe znaczenie wygodzie. Pamiętajmy, że żołnierze w swoim oporządzeniu spędzają często 24h na dobę. Z tego powodu nie może ono uciskać ograniczając swobodny przepływ krwi, za bardzo obciążać mięśni jakiejś pojedynczej partii, nie powinno być w nim za gorąco, no i powinno być odpowiednio dobrane do budowy naszego ciała (wzrostu, szerokości klatki piersiowej itp.). Kolejna kwestia to odpowiednio dobrana do zadania ilość miejsca, jakie oferują nam ładownice i pokrowce - często ilość ta determinuje konieczność zabrania ze sobą plecaka i wtedy należy wziąć pod uwagę, czy oporządzenie nie będzie z nim kolidowało. Ważne jest także to, aby oporządzenie pozwalało na zmiany konfiguracji i dopasowanie do rodzaju przenoszonej broni, dodatkowej funkcji operatora itp… Na koniec należy pamiętać, że w 2. linii wyposażenia przenosimy środki służące do walki, a łatwy i szybki dostęp do nich oraz odpowiednie bezpieczeństwo ich przenoszenia, często potrafią zaważyć na życiu. Pierwszym dylematem, przed jakim stajemy wybierając oporządzenie jest jego układ. Standardowo wybierać możemy między układami takimi jak chest rig, kamizelka oraz układ pasa połączonego z szelkami. chest rig - do podstawowych zalet tego układu należy z pewnością ergonomiczne rozmieszczenie ładownic. Wszystkie umieszczone są z przodu, na naszej klatce piersiowej (stąd nazwa układu, która w wolnym tłumaczeniu oznacza „platformę na klatce piersiowej”), więc sięgając po magazynek, czy granat nie musimy robić tego „na oślep” (jak bywa, gdy ładownice i torby umieszczone są na pasie, z boku naszego ciała, lub z tyłu). Poza tym ładownice umieszczone są dość wysoko, dzięki czemu nie przeszkadzają, gdy prowadzimy patrol z samochodu. Wysokie umieszczenie ładownic zwiększa również wygodę w trakcie czołgania, choć i tak pod tym względem chest rig ustępuje oporządzeniu w układzie pasa i szelek. Poza tym prosty system nośny, składający się zazwyczaj z krzyżujących się na plecach szelek, zapewnia nam doskonałą wentylację, a wolne plecy ułatwiają używanie tego układu razem z plecakiem. Ostatnie kryterium jest niezwykle istotne dla osób o niewielkim wzroście - wysokie osoby o długim tułowiu, mogą pozwolić sobie na noszenie ponad 100 l plecaka, razem z oporządzeniem opartym na pasie i szelkach, ponieważ odległość między pokrowcami umieszczonymi nad pośladkami a dnem plecaka, jest na tyle duża, że nie zahaczają one o siebie. Niskie osoby nie mogą pozwolić sobie na taki luksus i szukać muszą innego rozwiązania. Poza tym chest rig, dzięki prostemu systemowi nośnemu, pozwala na łatwe dopasowanie do wąskiego tułowia (co bywa zmorą w przypadku większości kamizelek, gdzie cześć plecowa ogranicza nam zakres regulacji). Jeśli chodzi o minusy opisywanego układu, to podstawowym jest mała pojemność oporządzenia. Przód klatki piersiowej nie daje wystarczająco dużej powierzchni, więc większość modeli posiada trzy podwójne ładownice na magazynki, oraz dwa pokrowce uniwersalne, zdolne pomieścić np. manierki. Dla żołnierza prowadzącego dalekie rozpoznania jest to zazwyczaj za mało, głównie dlatego, że brakuje miejsca na odpowiednią ilość magazynków (preferowana to osiem sztuk), radio (w przypadku niemieckich oddziałów specjalnych SEM-a 52 SL, który zajmuje naprawdę dużo miejsca), granaty, granaty dymne, jedzenie… Problem ten nie jest tak bardzo uciążliwy, gdy operator noszący chest rig-a posługuje się pistoletem maszynowym. Magazynki tej broni zajmują około dwukrotnie mniej miejsca niż magazynki do karabinu, więc nie dość, że mamy miejsce na wspomniane osiem sztuk, to jeszcze zajmują one jedynie dwie z trzech ładownic. Poza małą pojemnością, chest rig posiada jeszcze jedną, znaczną wadę. Jest nią nienajlepsze rozmieszczenie masy wyposażenia. Większość ciężaru opiera się na ramionach żołnierza, co przy niezbyt wyrafinowanych szelkach powoduje znaczny ból w tym obszarze. Poza tym masa umieszczona jest z przodu, co równe jest konieczności ciągłego „kontrowania” i nieznacznego, lecz stałego wyginania tułowia do tyłu, które podczas długich patroli, potrafi spowodować znaczne obciążenie mięśni krzyża. Powyższy bilans wad i zalet przedstawia chest rig jako oporządzenie idealne raczej do zadań, w których patrol prowadzony jest „z samochodu” (gdzie można pozwolić sobie na wożenie ze sobą wody i zapasu żywności) lub na krótkich dystansach pieszo, a wykorzystanie w zadaniach związanych z dalekim rozpoznaniem wydaje się raczej ograniczone. W tego rodzaju zadaniach, chest rig to optymalne rozwiązanie, przeznaczone głównie dla osób o drobnej budowie ciała (niski wzrost, wąska klatka piersiowa), które nie noszą zbyt dużej ilości wyposażenia (mała waga zestawu) i mogą/muszą pozwolić sobie na noszenie plecaka, w którym przechowują to, co akurat nie musi być „pod ręką” (dużego plecaka dla dalekiego rozpoznania, małego plecaka ucieczkowego lub plecaka dla sanitariusza). Poza tym wskazane jest, aby operator taki posługiwał się pistoletem maszynowym, co niweluje wadę małej pojemności ładownic.
powyżej: chest rig to doskonałe oporządzenie dla żołnierzy o drobnej budowie. Niestety, ma jedną, dość poważną wadę - nie mieści zbyt wiele wyposażenia. Małą pojemność ładownic można zrekompensować wykorzystaniem w walce pistoletu maszynowego, którego magazynki zajmują mniej miejsca dzięki czemu można przenosić ich więcej. Na zdjęciu operator KSK wyposażony w MP5SD6 z optyką Hensoldt FERO Z 24 G podczas szkolenia (Afganistan, pierwsze lata misji). kamizelka - spośród dostępnych układów oporządzenia, kamizelka stanowi najbardziej wyważony, pod względem wszystkich, istotnych parametrów. Jeśli chodzi o sposób rozkładania masy przenoszonego ekwipunku, to kamizelka rozkłada ją w najbardziej „uśredniony” - przy odpowiednim wyregulowaniu, na cały tułów. Dzięki temu, przy średnim obciążeniu właściwie nie odczuwamy ciężaru wyposażenia. Niestety, większe ciężary nie są tak dobrze rozkładane, jak w przypadku oporządzenia w układzie pasa i szelek - kamizelka stanowi, więc dobre rozwiązanie, gdy nasze wyposażenie waży za dużo na chest rig, ale jego wygodne przenoszenie nie wymaga jeszcze użycia pasa z szelkami. Jeśli chodzi o cyrkulację powietrza, to kamizelka, z racji posiadania części plecowej, wypada najgorzej spośród wspomnianych układów. W modelach, o konstrukcji bazującej na podstawie wykonanej z siatki, wyeliminowano na szczęście tę wadę i choć kamizelki nadal nie zapewniają tak dobrej cyrkulacji jak pas z szelkami czy chest rig, da się w nich długo wytrzymać nawet, gdy jest bardzo gorąco. Dzięki „zabudowaniu”, kamizelka wykorzystuje jednak o wiele większą powierzchnię, niż oba układy konkurencyjne (właściwie całą powierzchnię tułowia - zarówno przód jak i boki, a niektóre modele nawet plecy) pozwala więc na umieszczenie na niej znacznie większej ilości drobnych ładownic i posegregowanie naszego wyposażenia (a nie upchanie do jednego dużego pokrowca, jak ma to zazwyczaj miejsce w przypadku układu pasa z szelkami), co z kolei ułatwia szybsze wydobycie interesującego nas przedmiotu. Jeśli chodzi o dopasowanie do budowy ciała użytkownika, to kamizelka, z racji posiadania części plecowej, która ogranicza regulację „w poziomie”, nie nadaje się dla bardzo szczupłych osób (zamiast ciasno przylegać do tułowia, nawet przy maksymalnym skróceniu regulacji, będzie na nich zwisała i nie dość, że będzie się kiwać, to jeszcze rozłoży ciężar wyposażenia wyłącznie na ramiona). Możliwość regulacji opisywanego układu, odpowiada jednak najbardziej typowej dla mężczyzn budowie ciała, co powoduje, że dla większości z nich, mimo ograniczeń, dopasowanie kamizelki nie stanowi problemu. W kwestii współpracy z plecakami modele posiadające wolną od ładownic cześć plecową, spisują się najlepiej (porównywalnie z chest rig-iem), oczywiście o ile kamizelka pozwala się wyregulować „w pionie” tak, że ładownice nie kolidują z pasem biodrowym plecaka. Wolne plecy mają także znaczenie w trakcie patroli prowadzonych z samochodu - w kamizelce możemy bez przeszkód usiąść w fotelu, nie tracąc przy tym dostępu do zawartości ładownic oraz pokrowców. Jeśli chodzi o czołganie się, to jest ono silnie uzależnione od rozmieszczenia ładownic - o ile nie są zbyt grube, można je umieścić z przodu i wtedy nie przeszkadzają tak bardzo (w tej kwestii nadal niepodzielnie rządzi jednak pas z szelkami). Jak widać kamizelka to niezwykle uniwersalny układ, który pozwala w wygodny sposób przenosić dużą ilość wyposażenia (nie tylko amunicji i radia, lecz także wody, żywności oraz innych drobiazgów), ułatwiając jednocześnie szybki dostęp do niego (wszystko jest z przodu i boku - mamy więc doskonałą kontrolę nad wyborem tego, po co sięgamy). Dzięki dużej uniwersalności, układ ten nadaje się zarówno do krótkich patroli (gdzie wystarczy „spakować się” jedynie w oporządzenie), a że wolne plecy w wielu modelach, pozwalają na wygodne użytkowanie kamizelki z plecakiem albo siedzenie w fotelu samochodu, także do długich patroli typowych dla zadań związanych z dalekim rozpoznaniem lub patroli prowadzonych „z pojazdu”. Optymalna funkcjonalność w każdym charakterze jest o tyle istotna, że nie musimy się przejmować nagłymi zmianami sytuacji, które nie koniecznie przewidzieliśmy planując zadanie.
powyżej: Hundeführer (przewodnik psa) z Fallschirmjägerbataillon 373, noszący kamizelkę wielofunkcyjną, w trakcie szkolenia (miejscowość Seedorf, rok 2007). Widoczny na zdjęciu model kamizelki stanowi na tyle uniwersalne oporządzenie, że przyjął się w mniejszym lub większym stopniu praktycznie wśród wszystkich jednostek specjalnych oraz jednostek specjalnego przeznaczenia Bundeswehry. pas i szelki - podstawową przewagą, jaką daje oporządzenie w układzie pasa i szelek, w stosunku do chest rig-ów czy kamizelek, jest znacznie lepszy sposób rozlokowania ciężaru wyposażenia na ciele użytkownika. Jak wspominałem, większość tego ciężaru powinna spoczywać na biodrach, co w przypadku innych układów jest wyjątkowo trudne do spełnienia. Dzięki tej przewadze, oporządzenie w opisywanym układzie pozwala na przenoszenie większych ciężarów bez odczuwania znaczących dolegliwości w zakresie lokomocji, czy obciążenia ramion i kręgosłupa. Ma to jeszcze jedną, dodatkową zaletę - rozlokowanie ładownic na biodrach pozwala na umieszczenie ich po bokach naszego ciała, pozostawiając przód pustym. Takie rozmieszczenie naszego wyposażenia ułatwia leżenie oraz czołganie. Poza tym, dzięki mniejszemu zabudowaniu tułowia, oporządzenie takie nie utrudnia odparowywania wypacanej wody (co już w niektórych kamizelkach udało się osiągnąć, stosując nylonową siatkę, będącą podstawą ich konstrukcji). Wadą układu jest natomiast bezpośredni związek między obwodem bioder użytkownika, a możliwością (ilością) zamontowania ładownic i pokrowców na pasie. Im ten obwód jest mniejszy, tym mniejszą ilość ładownic czy pokrowców możemy zamontować. Z tego powodu oporządzenie to nie do końca odpowiada wymaganiom szczupłych użytkowników, zmuszonych do przenoszenia dużej ilości ekwipunku, bezpośrednio w 2. linii wyposażenia. Oporządzenie w układzie pasa z szelkami najsłabiej współpracuje z plecakiem - w przypadku osób niskiego i średniego wzrostu (mała odległość między ramionami a biodrami) dno plecaka koliduje z ładownicami z tyłu pasa. Wada ta nie jest odczuwalna u wysokich operatorów, u których dno plecaka wypada nad pasem oporządzenia.
powyżej: mała (w porównaniu z kamizelką) powierzchnia nośna oporządzenia w układzie pasa i szelek, ograniczająca ilość drobnych ładownic, w połączeniu z dużym potencjałem w kwestii przenoszenia masy powoduje, że oporządzenie tego rodzaju najlepiej sprawdza się, gdy przenosimy duże i ciężkie przedmioty takie, jak zasobniki z amunicją do broni zasilanej taśmowo. Na zdjęciu członek Kampfschwimmerkompanie w oporządzeniu LRAK firmy BHI podczas szkolenia (miejscowość Eckernförde, rok 2007). Fotografia demonstruje również jedną z poważniejszych wad oporządzenia w tym układzie - słabą współpracę z plecakiem, którego dolna część praktycznie uniemożliwia korzystanie z ładownic znajdujących się z tyłu. Jak widać, każdy z układów daje nam inne możliwości, ma także swoje dobre i złe strony inaczej spełniając zróżnicowane wymagania. W moim przypadku najbardziej optymalnym rozwiązaniem okazała się kamizelka KSK produkcji Heima, o której przeczytać możecie w jednym z artykułów na naszej stronie.
Walka broń - wybór broni uzależniony jest przede wszystkim od pełnionej w drużynie funkcji. W niemieckich jednostkach specjalnych wykorzystywany jest szeroki wachlarz broni i akcesoriów, jednak pewne jednostki chętniej wykorzystują pewne akcesoria i określone konfiguracje spotyka się u nich częściej. Z tego powodu wybór broni uzależniony jest dodatkowo od jednostki, na której się wzorujemy. W przypadku 200 Kompanii Rozpoznawczej najszerzej wykorzystywanym typem broni jest G36KA2 z kolimatorem EOTech 552, opcjonalnie wyposażone w podwieszany granatnik AG36 oraz moduł LLM01 (Laser Licht Module 01 to połączenia laserowego wskaźnika celu oraz latarki z możliwością emisji światła podczerwonego). Oczywiście replice z pudelka daleko jest do wyglądu oryginału wykorzystywanego przez wspomnianą jednostkę, dlatego konieczna jest cała masa poprawek, o których przeczytać możecie w dziale Warsztat.
kolimator - w przypadku jednostek dalekiego rozpoznania najczęściej model EOTech 552. Wymieniony kolimator to urządzenie wymagające szerszego opisu, dlatego wyjaśnię jedynie, że jego podstawową funkcją jest umożliwienie szybkiego wycelowania karabinu na - przeważającym w rozgrywkach airsoftowych - bliskim dystansie. Standardowy celownik w G36 (lub jego replika dołączona do repliki karabinu) o trzykrotnym powiększeniu i szerokim polu widzenia na airsoftowym polu walki nadaje się w zasadzie jedynie do prowadzenia obserwacji na średnich dystansach. Celowanie za jego pomocą do celów znajdujących się w odległości około 50 m od nas potrafi być uciążliwe, dlatego kolimator (lub chociażby jego airsoftowa replika) to konieczność.
pas nośny - umożliwia przewieszenie karabinu przez tułów, dzięki czemu nie musimy go ciągle trzymać lub (gdy potrzebne są nam wolne ręce) odstawiać na bok - pas pozwala na przewieszenie karabinu przez tułów, zwalniając ręce, które zająć się mogą dowolną, absorbującą czynnością. Poza tym, w sytuacjach, w których nasz karabin zawiedzie (zacięcie, koniec amunicji), pas umożliwia bezpieczne „upuszczenie” karabinu i błyskawiczne sięgnięcie po broń boczną. W siłach specjalnych Bundeswehry używane są zazwyczaj standardowe, ogólnowojskowe, czarne pasy trzypunktowe zaprojektowane specjalnie pod G36 (wykonane z nylonowej taśmy szerokości 2,5 cm, z klamrami ITW Nexus, zakończone po obu stronach stalowymi karabinkami wykończonymi techniką azotowania o hakach grubością dopasowanych do charakterystycznych zaczepów na karabinie) - innych typów pasów praktycznie się nie widuje. Korzyści płynących z wykorzystania pasa trzypunktowego jest bardzo dużo. Dzięki specjalnej klamrze możliwe jest błyskawiczne wydłużenie z długości wyregulowanej do transportu broni w „pozycji marszowej” (ciasna pętla, karabin przylegający do ciała - wszystko to zapobiega chybotaniu broni) do długości umożliwiającej wygodne operowanie karabinem. Poza tym, pas trzypunktowy pozwala na szereg różnych konfiguracji np. na utworzenie szelek umożliwiających przenoszenie karabinu na wzór plecaka.
stopery do uszu - element ekwipunku na tyle lekki, że nawet go nie zauważymy. Głównym zadaniem stoperów jest zabezpieczenie naszego słuchu przed uszkodzeniem - większość środków pirotechnicznych wykorzystywanych podczas symulacji jest pod tym względem potencjalnie niebezpieczna, dając wartości ciśnienia bliskie granicy uszkodzenia słuchu, a że efekt akustyczny może być potęgowany przez odległość od źródła dźwięku, ściany pomieszczenia i inne czynniki, warto się zabezpieczyć. Żołnierze noszą ze sobą stopery dokładnie z tych samych przyczyn (choć w ich przypadku dochodzi jeszcze huk wystrzału), więc dlaczego my mamy z nich rezygnować? Regulamin obowiązujący większość żołnierzy nakazuje, aby stopery trzymać w kieszeni munduru (niejako w 1. linii wyposażenia) i mieć zawsze ze sobą. Stopery nie są jednak niezbędnym do przeżycia elementem ekwipunku, potrzebnym w przypadku porzucenia 2. linii wyposażenia i praktyka pokazuje, że zdecydowanie wygodniej jest nosić je w otworach na kolbie G36, przeznaczonych do przechowywania pinów w trakcie rozkładania karabinu. Dzięki temu, w razie nagłej konieczności, mamy do nich doskonały i natychmiastowy dostęp. Jakich stoperów do uszu używają żołnierze Bundeswehry? Kontraktowe stopery to model E.A.R Soft Yellow Neons firmy Peltor (kod produktu: ES-01-001). Opisywane stopery wykonane są z elastycznej i wolno rozprężającej się, poliuretanowej pianki. Dzięki właściwościom materiału model ten charakteryzuje tłumienie o wartości SNR (Simplified Noise Reduction - uproszczony współczynnik redukcji hałasu) równej 36 dB.
magazynki do broni - najczęściej żołnierze noszą przy sobie osiem sztuk w ładownicach plus jedna/dwie sztuki podpięte pod karabin. Ciekawe jest to, że w niemieckich siłach specjalnych przyjął się bardzo charakterystyczny sposób przenoszenia magazynków do G36, który wynika bezpośrednio z ich budowy. Są one o połowę szersze od magazynków do broni będących pochodną M16 (co dość drastycznie ogranicza sensowną ilość magazynków, jakie można przenosić w pojedynczej ładownicy) i mają po bokach wypustki służące do spinania ich ze sobą. Wypustki te uniemożliwiają przenoszenie magazynków luzem, jeden obok drugiego - przy każdej próbie wyjęcia przenoszonego w ten sposób magazynka dochodzi do zahaczenia jego wypustkami o wypustki magazynka z nim sąsiadującego, co prawie zawsze kończy się przypadkowym wysunięciem z ładownicy dwóch magazynków, z czego jeden spada na ziemię. Z tego powodu żołnierze niemieckich sił specjalnych noszą magazynki albo pojedynczo, albo na stałe spięte w pakiety po dwie sztuki - taka ilość jest optymalna zarówno pod względem masy (broń z dopiętym pakietem dwóch magazynków nie jest drastycznie cięższa od takiej z jednym magazynkiem, nie zmienia się także jej wyważenie), jak i rozmiarów (pakietem dwóch magazynków wygodnie się operuje - wyjmuje z ładownicy, podpina pod broń - jest on poręczniejszy). Mało kto ufa jednak klipsom na magazynkach, dlatego w przypadku łączenia ich w pakiety magazynki skleja się ze sobą taśmą lub łączy plastykowym paskiem do spinania przewodów - pod taśmę lub pasek zazwyczaj wsuwa się krótki kawałek linki, który formuje pętlę wystającą od strony dna magazynka. Pętla taka pozwala w prosty sposób wyciągać magazynki z ładownicy bez chwytania bezpośrednio za nie (łapiemy wtedy za pętlę)
Kolejnym patentem, jaki stosuje się do przenoszenia magazynków, jest dowiązywanie pakietów przenoszonych od strony słabej ręki (tej, która dokonuje wymiany magazynków - w przypadku osoby praworęcznej jest to ręka lewa) linką do oporządzenia. Linka musi być stosunkowo długa (w moim przypadku jest to około 80 cm) i dowiązana wysoko, tak żeby przywiązany nią magazynek po podpięciu pod broń nie utrudniał manewrowania nią. W używanej przeze mnie „kamizelce KSK” D-ringi do tego przeznaczone umieszczone są nad ładownicami. Do pętli przy magazynkach linka prowadząca od oporządzenia dołączana jest zazwyczaj małym karabińczykiem, który pozwala w razie potrzeby odczepić ją od magazynka. Zauważyć można również odwrotną tendencję - linka dołączona jest do magazynka na stałe, a karabińczyk przyłączany bezpośrednio do oporządzenia.
Niezależnie od metody, ogólna zasada pozostaje taka sama. Jeżeli mamy połączone z oporządzeniem linką dwa pakiety po tej samej stronie ciała, to linka od każdego z nich powinna mieć inną długość tak, żeby dwa wiszące pakiety nie obijały się o siebie. Zaletą połączenia powyższych rozwiązań jest to, że co drugiego magazynka nie trzeba wyciągać z ładownicy (wypinając z broni pierwszy magazynek, w pakiecie automatycznie mamy w ręku drugi magazynek), natomiast pustych pakietów nie trzeba wrzucać z powrotem do ładownic/worka zrzutowego, czy pod bluzę - wyrzuca się je po prostu "na ziemię". W sumie metoda ta daje nam o wiele większą szybkość, niż gdybyśmy używali pojedynczych magazynków i za każdym razem pusty magazynek wrzucali do worka. Niestety, metoda ta ma pewną, dość irytującą wadę - puste magazynki zwisające z oporządzenia na kawałku linki łatwo ulegają zabrudzeniu i obijają nam kolana czy piszczele. Poza tym, zawsze istnieje ryzyko zahaczenia o coś linką.
powyżej: innym wariantem opisywanego tutaj rozwiązania jest dowiązanie pakietu magazynków linką do kabłąka spustowego broni. Zasada działania (możliwość wyrzucenia pakietu "na ziemię") jest analogiczna, jak w przypadku dowiązania pakietu do oporządzenia, przy czym alternatywny wariant eliminuje możliwość zahaczenia linką o gałęzie kosztem ograniczenia ilości dowiązanych pakietów do jednego. Na zdjęciu członek pododdziału specjalnego żandarmerii wojskowej (Afganistan, rok 2009). granaty dymne - użyteczne w sytuacji, gdy chcemy, aby nasze działanie było niewidoczne dla przeciwnika. Zadaniem granatu dymnego jest wytworzenie obłoku białego dymu, który uniemożliwi nieprzyjacielowi obserwację (łącznie z tą, prowadzoną przy użyciu urządzeń działających w podczerwieni), maskując działanie wojsk własnych. Oryginalne granaty dymne wykorzystywane w Bundeswehrze to DM25 - model ten jest zbyt drogi i trudno dostępny, aby pozwalał na ekonomiczne wykorzystanie na cywilnym polu, dlatego podczas symulacji używamy granatów krajowej produkcji oznaczonych jako GD-10. Więcej informacji na temat wykorzystywanego przez nas modelu granatów oraz ich wojskowego odpowiednika przeczytać możecie w dziale Warsztat. Znajdziecie tam także informację na temat dostosowania wyglądu cywilnych granatów dymnych tak, aby nie odbiegał za bardzo od wyglądu wojskowego odpowiednika (w sytuacji, gdy granat przenoszony jest w widocznym miejscu). Ilość granatów dymnych przenoszona przez pojedynczego operatora zależna jest przede wszystkim od zadania. Zazwyczaj jest to od jednej do trzech sztuk. granaty odłamkowe - wiele sytuacji taktycznych uniemożliwia trafienie przeciwnika z broni, pozwalającej na prowadzenie ognia na wprost. Mowa oczywiście o sytuacjach, w których przeciwnik ukrył się w głębi budynku, okopu czy za osłoną. Niezwykle skuteczny okazuje się wówczas celnie rzucony granat odłamkowy. Granat tego typu swoją skuteczność ujawnia także podczas odpierania natarcia (w sytuacji gdy obrońcy dysponują odpowiednią osłoną chroniącą ich przed odłamkami) - kilka granatów może rozbić szyk przeciwnika i zdezorganizować natarcie, dając przewagę obrońcom. Standardowymi granatami odłamkowymi wykorzystywanymi w Bundeswehrze są DM51A1. Granaty te rażą w promieniu ponad 30 m, zatopionymi w plastykowym korpusie stalowymi elementami w ilości równej około 3800. Z wiadomych przyczyn podczas symulacji wykorzystujemy inny rodzaj granatów. Mowa o dystrybuowanych przez firmę Firebis granatach odłamkowych GR-2. Granaty te „rażą” w promieniu do 30 m… grochem (200 g) umieszczonym w papierowym korpusie. Ponownie ilość granatów przenoszonych przez pojedynczego operatora zależna jest od zadania. Podobnie, jak w przypadku granatów dymnych, jest to od jednej do trzech sztuk.
zestaw do czyszczenia broni - tu pamiętać należy, że posługujemy się nie bronią ostrą a repliką, dlatego zestaw do czyszczenia powinien zawierać elementy przeznaczone do konserwacji replik. Najważniejszą różnicą między zestawem służącym do konserwacji broni ostrej a takim, do konserwacji repliki, jest rodzaj wykorzystywanego oleju - standardowy olej karabinowy przeznaczony do konserwacji elementów stalowych może w przypadku replik prowadzić do uszkadzania ważnych elementów gumowych czy silikonowych, takich jak uszczelki czy gumka hop-up. Z tego powodu należy go zastąpić olejem silikonowym. Kolejną różnicą jest dołączenie do zestawu elementów obwodów elektrycznych - bezpiecznika (te lubią się czasem przepalać, dlatego dobrze jest mieć co najmniej jeden zapasowy) oraz przejściówki umożliwiającej podpięcie baterii o innym typie wtyku (standardowo w replikach G36 wykorzystuje się złącza mini, przejściówka powinna więc umożliwiać podłączenie baterii large). Poza powyższymi zmianami zestaw do czyszczenia repliki nie różni się drastycznie od takiego do czyszczenia ostrej broni. W skład mojego wchodzą: - klucze imbusowe pozwalające na odkręcenie najczęściej spotykanych śrub - dobieramy je w zależności od repliki, jaką posiadamy. Każdy klucz dobrze jest okleić na środku czerwoną taśmą izolacyjną lub namalować na nim czerwony pasek - pozwala to na łatwe znalezienie klucza upuszczonego na ziemię; - olej silikonowy; - wycior - użyteczny nie tylko podczas czyszczenia karabinu. W przypadku replik wyposażonych w lufę precyzyjną pozwala na usunięcie zaklinowanej kulki w sytuacji „zacięcia”. Taki rodzaj awarii wyłącza z użycia nasz karabin do momentu usunięcia zaklinowanej kulki. Wycior to element dość rzadko spotykany na airsoftowym polu walki, dlatego dobrze jest mieć własny i nie liczyć na pożyczenie od kolegi; - pędzelki do wymiatania zanieczyszczeń z trudno dostępnych miejsc - jeden ze sztywnym włosiem (który można zastąpić starą szczoteczką do zębów) i jeden z miękkim; - szmatka bawełniana; - patyczki do czyszczenia uszu - użyteczne do czyszczenia okrągłych otworów i innych zakamarków; - bezpieczniki; - przejściówka na baterię z wtykiem large; - pokrowiec pozwalający przechować wszystkie elementy razem - w moim przypadku jest to nylonowy pokrowiec na zestaw do czyszczenia karabinu stanowiący element systemu ALICE (VersNr: 8465-00-781-9564). Pokrowiec (w formie prostej saszetki zamykanej trzema napami) jest na tyle długi, że pozwala na przenoszenie składanego wycioru oraz pojemnika na olej silikonowy.
jednorazowe kajdanki - to prosty sposób na skrępowanie osoby, co do której intencji nie jesteśmy pewni. Dotyczy to zarówno złapanych jeńców, jak i odbitych zakładników czy odnalezionego pilota (w końcu nigdy nie możemy być pewni, czy między przyjaźnie nastawionymi zakładnikami nie zaszył się przeciwnik, lub czy szukanego za linią wroga pilota ktoś nie podmienił na własnego człowieka)… Standardowe procedury zakładają, aby osoby o niepewnych intencjach krępować do czasu potwierdzenia ich tożsamości. Pomimo istnienia jednorazowych kajdanek specjalnie w tym celu zaprojektowanych, najpopularniejszym sposobem wśród osób zajmujących się MilSim-em, jest samodzielne konstruowanie kajdanek z dwóch plastykowych pasków do spinania przewodów. Rozwiązanie to zapewnia nam zadowalającą skuteczność przy stosunkowo niskiej cenie (skrępowanie na jednym MilSim-ie kilku jeńców profesjonalnymi jednorazówkami, z których każde kosztują co najmniej kilka, a nawet kilkanaście złotych, zwyczajnie nie ma sensu).
Komunikacja oraz nawigacja radio - komunikacja na poziomie drużyny bywa (szczególnie w przypadku niewielkich grup) bardzo istotnym elementem pozwalającym na precyzyjną koordynację działań, tym samym efektywniejsze wykorzystanie możliwości każdego z członków grupy. Aby była możliwa, konieczne jest posiadanie przez każdego z żołnierzy odpowiednio skonfigurowanego radiotelefonu. W przypadku niemieckich jednostek specjalnych wykorzystywane jest kilka modeli radiotelefonów. Każdy z nich operuje w innym standardzie i na innych częstotliwościach. Charakteryzuje się przez to nieco innymi właściwościami. Najpopularniejszymi radiotelefonami są: SEM52SL oraz Motorola XTS 3000, natomiast mniej popularnymi, jednak będącymi na wyposażeniu, są: Dittel UHF oraz Dittel VHF. Ze względu na powszechność wykorzystania radiotelefonów w standardzie SEM przez wiele osób wzorujących się na BW (standard ten obejmuje zakres częstotliwości między 26 - 87,975 MHz, dzięki czemu mamy możliwość operowania na legalnych w Polsce częstotliwościach CB, co niemożliwe jest w przypadku Motoroli XTS3000 działającej w zakresie 136 - 174 MHz, Dittel-a VHF - 118 - 143,975 MHz oraz Dittel-a UHF operującego w zakresie 225 - 399,975 MHz) oraz możliwość komunikowania się z plecakowymi SEM70, a także montowanymi w pojazdach 80 oraz 90 (działającymi w zakresie mocy między 4 a 40 W, co pozwala na odbieranie komunikatów na bardzo rozległym terenie - nawet w promieniu 30 km) zdecydowałem się na zakup radiotelefonu SEM52SL (VersNr: 5820-12-329-4544). SEM52SL zasługuje na szerszy opis, dlatego wspomnę jedynie o tym, że radio ma moc fabrycznie ustawioną na 1 W (istnieje możliwość przestawienia, aby działało z mocą 2 W, jednak jest ona zablokowana), dzięki czemu nie wymaga dodatkowych uprawnień, posiada także przejrzysty i podświetlany wyświetlacz LCD, możliwość zaprogramowania (przyporządkowania odpowiednim numerom na potencjometrze szybkiego wyboru) do dwunastu kanałów oraz wbudowany... modem o prędkości 16 kbit/s (radio można podłączyć do komputera). Wadą opisywanego radia jest jego wielkość (20,2 x 8,8 x 3,6 cm) oraz stosunkowo duża masa (630 g). Radio zasilane jest akumulatorem 9,6 V lub zwykłymi bateriami AA za pośrednictwem specjalnej ramki, w której umieszczane są ogniwa. Oczywiście do wygodnego użytkowania radia potrzebny jest odpowiedni, przeznaczony na nie pokrowiec. W moim przypadku jest to model zaprojektowany do używania z kamizelką KSK, stanowiący element jej systemu.
odbiornik GPS - każdy członek patrolu powinien umieć określić swoją aktualną pozycję w terenie za pomocą dostępnych mu narzędzi. Jest to użyteczne ze względu na nieustające ryzyko utraty kontaktu z innymi członkami grupy (nigdy nie wiadomo, kiedy może zginąć nasz nawigator). Odbiornik GPS to urządzenie pozwalające w prosty i szybki sposób prowadzić precyzyjną nawigację. Jego obsługa, w przeciwieństwie do zestawu mapa + busola + krokomierz, nie wymaga od nas specjalnego zaangażowania, dzięki czemu urządzenie odciąża naszą uwagę pozwalając skupić ją na innych czynnościach (głównie obserwacji). Oczywiście rezerwę dla odbiornika (który może ulec awarii) zawsze powinien stanowić opisany wyżej zestaw, a samo urządzenie powinno być traktowane raczej jako element wyposażenia ułatwiający życie. Od jakiegoś czasu w Bundeswehrze wykorzystywany jest (obok dużego i precyzyjnego PLGR 95 Rockwell-a) odbiornik Garmin GPSMAP 60CSx. Urządzenie to stanowi wypełnienie luki między nieelektronicznymi środkami do prowadzenia nawigacji, a nieporęcznym PLGR-em. Odbiornik już wkrótce opisany zostanie szerzej na łamach naszej strony, dlatego wspomnę jedynie, że jest to urządzenie kompaktowe (6,1 x 15,5 x 3,3 cm), lekkie (213 g razem z bateriami), odporne na urazy mechaniczne i wodoodporne.
Sygnalizacja pomarańczowa świeca dymna - to pirotechniczny środek przeznaczony do sygnalizacji za dnia (w ciemności dym jest słabo widoczny). Podstawową funkcją świecy jest wytworzenie gęstego obłoku pomarańczowego dymu, celem zwrócenia na siebie uwagi grupy ratunkowej. Dym służy dodatkowo za wskaźnik kierunku wiatru np. w sytuacji, gdy grupa ratunkowa zbliża się do nas śmigłowcem. Świeca jest środkiem bardzo skutecznym (wytworzony przez nią dym jest bardzo dobrze widoczny nawet z dużej odległości), niestety stosunkowo wrażliwym na warunki atmosferyczne i działającym krótkotrwale (po odpaleniu świeca pali się przez jakieś 60 s, po tym czasie chmura dymu zaczyna się rozpraszać w tempie zależnym od warunków). Z racji tego, że świeca jest środkiem jednorazowym, przed jej użyciem należy zastanowić się dwa razy… Odpaloną świecę można trzymać w ręku jak pochodnię. Świeca dymna to element wyposażenia zalecany w TL-ce opisującej wyposażenie survivalowe sił specjalnych. W Bundeswehrze wykorzystywany jest model produkowany przez należącą od 2005 roku do spółki Chemring Group niemiecką firmę Comet GmbH, oznaczony numerem katalogowym 9132600, VersNr: 1370-12-159-1751. Model ten jest doskonale zabezpieczony przed wilgocią oraz urazami mechanicznymi (trwała, plastykowa obudowa), dlatego przenosząc go w oporządzeniu nie musimy obawiać się o jego uszkodzenie. Całość ma stosunkowo niewielkie wymiary (24,3 x 3,8 cm) oraz masę (200 g). Optymalny zakres temperatur, w którym świeca nie traci swoich właściwości to -30 - 65 st. C. czerwona flara - środek analogiczny do pomarańczowej świecy dymnej, służący do sygnalizacji w nocy oraz w dzień. W odróżnieniu od świecy, flara emituje przez 60 s jasne, czerwone światło o sile 15 000 kandeli widoczne w promieniu 360 stopni. Po 60 s flara gaśnie całkowicie co oznacza, że czas działania jest krótszy, niż w przypadku świecy dymnej (dym wydzielony przez świecę widoczny jest przez pewien czas po jej zgaśnięciu). Podobnie jak w przypadku świecy, odpaloną flarą można operować z ręki. Co ciekawe, flara płonie nawet, gdy wrzucimy ją do wody. Wykorzystanie opisywanego elementu reguluje TL-ka opisująca wyposażenie survivalowe sił specjalnych. Kontraktowa flara BW produkowana jest (podobnie jak świeca) przez firmę Comet GmbH. Dzięki zastosowaniu praktycznie identycznych technologii w produkcji korpusu, flara odporna jest na uszkodzenia w stopniu podobnym do świecy (identyczny jest nawet zakres optymalnych temperatur), jest przy tym mniejsza i lżejsza (17,5 x 2,8 cm, 160 g). Numer katalogowy producenta: 9162800, numer kontraktowy: VersNr: 1370-12-159-1959. panel sygnalizacyjny - duży kawałek syntetycznego materiału, w jaskrawym kolorze. Służy do sygnalizowania swojej pozycji śmigłowcom, samolotom itp. Można go wykorzystać w różny sposób - położyć na ziemi na otwartej przestrzeni, czy zamontować na szczycie plecaka, ciężarówki lub czołgu (mocowanie panelu ułatwia system linek, okutych otworów oraz nap rozmieszczonych na rogach i pośrodku płachty). Z kilku można układać różnego rodzaju znaki. Jest to jeden z niewielu środków, które po "uruchomieniu" działają bez żadnej aktywności z naszej strony - można go więc używać, gdy śpimy lub rozłożyć, gdy czujemy, że możemy stracić przytomność. TL-ka przewiduje użycie modelu firmy Night Vision Systems oznaczonego jako TIP-13. Jest to płachta o rozmiarach 2' x 2' z jednej strony w kolorze oliwkowym, z drugiej pomarańczowym. Panel ten posiada numer kontraktowy: VersNr: 2590-01-502-0016 i opisana jest w TL-ce z listą wyposażenia survivalowego sił specjalnych. Z powodu niewielkich rozmiarów płachty używanej obecnie, zdecydowałem się na użycie (także kontraktowego) poprzednika panelu TIP-13. Używana przeze mnie płachta sygnalizacyjna nosi oznaczenie VS-17/GVX, VersNr: 8345-00-174-6865. Podstawową różnicą między VS-17 a TIP-13 jest rozmiar - starszy model jest nieco większy (24" x 70"), tym samym widoczny z większych odległości. Poza tym obie jego strony są w kolorze kontrastującym z otoczeniem - VS-17 jest pomarańczowo-różowy. Zgodnie z dyspozycją TL-ki zawierającej listę wyposażenia survivalowego sił specjalnych panel sygnalizacyjny powinien być uzupełniony (w przypadku działań prowadzonych z wody) saszetką ze środkiem barwiącym wodę. Działanie wymienionego środka jest analogiczne do działania panelu sygnalizacyjnego i polega na wytworzeniu na powierzchni wody dużej plamy w kontrastującym kolorze. Plama, w zależności od warunków, utrzymuje się na powierzchni do jednej godziny. Środek barwiący wodę wykorzystywany w Bundeswehrze to model produkowany przez należącą do spółki Chemring Group firmę Pains Wessex oznaczony przez producenta jako Seamark (VersNr: 4220-12-140-9755). stroboskop - możliwości wykorzystania tego urządzenia są ogromne - od oznaczenia pozycji poszczególnych operatorów (w sytuacji, gdy grupa współdziała w nocy ze śmigłowcami pozwala to na odróżnienie swój - obcy, ułatwia także śledzenie kolegów z drużyny podczas nocnego skoku spadochronowego), po oznaczenie pozycji przeciwnika (pamiętacie scenę w filmie „Helikopter w ogniu”, w której Eversmann rzuca na dach stroboskop umożliwiając śmigłowcom ostrzelanie Somalijczyków - był to typowy przykład wykorzystania tego rodzaju urządzenia). W Bundeswehrze w dość powszechnym użyciu jest stroboskop amerykańskiej produkcji, oznaczony jako MS2000M (VersNr: 620-01-411-8535). MS2000M to niewielkie i lekkie (11,4 x 5,6 x 3,3 cm, 115 g) urządzenie zasilane bateriami, służące do oznaczania pozycji swojej lub przeciwnika w dzień oraz w nocy. Stroboskop ten emituje krótkie i silne błyski światła, dzięki czemu jest dobrze widoczny z dużej odległości. Częstotliwość świecenia to 50 - 1 błysków na minutę, jasność to 250 lumenów (dla porównania podam, że lampa błyskowa w większości aparatów daje jakieś 220 lumenów). Odległość z jakiej widoczne jest światło to, w sprzyjających warunkach, nieco ponad 9 km. Stroboskop jest w stanie błyskać na jednym komplecie baterii nawet do ośmiu godzin oraz działać pod wodą na głębokości do około 15 m. MS2000M błyska białym światłem widocznym w promieniu 360 stopni oraz błękitnym widocznym w promieniu 30 stopni (światło jest błękitne, aby łatwiej było je odróżnić od płomienia z lufy karabinu). Posiada także nakładkę filtrującą, która przypuszcza wyłącznie światło podczerwone, dzięki czemu błyski stroboskopu są niewidoczne dla nieuzbrojonego oka.
DO CZĘŚCI 2. ARTYKUŁU
|
|
[SPRZĘT] Przykładowa konfiguracja 2. linii wyposażenia, część 2. |
Przykładowa konfiguracja 2. linii wyposażenia, część 2. Autor: Ronin Narzędzia Żołnierze prowadzący rozpoznanie za linią wroga w terenie leśnym zmuszeni są zabrać ze sobą sporą ilość narzędzi. Narzędzia te powinny umożliwić wygodne bytowanie w terenie przez okres kilku tygodni oraz pozwolić sprawnie zbudować zamaskowane punkty obserwacyjne. Biorąc pod uwagę, że zwiadowcy i tak są już wystarczająco obładowani sprzętem, zabierane przez nich narzędzia powinny zachować niewielkie wymiary oraz wagę. Nie należy jednak popadać w skrajność. Dobierając narzędzia pamiętać należy o jednej, żelaznej zasadzie - żadne narzędzie uniwersalne nie zastąpi nam dedykowanego pod jakąś czynność zachowując jego skuteczność oraz ergonomię. Osobiście nie mam nic przeciwko narzędziom uniwersalnym tak długo, jak długo stanowią uzupełnienie/rezerwę (wykorzystywaną w przypadku uszkodzenia lub straty) w stosunku do tych od podstaw zaprojektowanych do wykonywania jakiejś czynności. W doborze narzędzi musimy znaleźć równowagę między maksymalną użytecznością a kompaktowością. Jakie czynności będziemy wykonywać w terenie za pomocą zabranych przez nas narzędzi? Podstawową grupą czynności jest ta obejmująca różnego typu prace ziemne (wykonywane za pomocą łopatki piechoty przenoszonej w trzeciej linii wyposażenia) oraz prace z drewnem, które stanowi podstawowy surowiec do budowy punktów obserwacyjnych, a w sytuacjach, gdy trzeba rozpalić ognisko, podstawowy materiał na opał. Prace jakie będziemy wykonywać w drewnie to przede wszystkim rąbanie (odpowiednie narzędzia pozwalające rąbać mają stosunkowo dużą masą, dlatego przenoszone są w 3. linii wyposażenia - opiszę je w osobnym artykule), cięcie, struganie (głównie ostrzenie kołków) oraz wykonywanie wszelkiej maści nacięć na elementach drewnianych. Trzecia grupa czynności obejmuje z kolei pracę z drutem, stosowanym czasem do wiązania elementów drewnianych (prawdziwy oldschool - współcześnie drut został wyparty przez plastykowe paski do spinania przewodów), budowy dachu punktów obserwacyjnych (druciana siatka przeznaczona na budowę kurników pozwala na przeciągnięcie roślinności przez oczka, dzięki czemu uzyskujemy naturalnie wyglądającą, maskującą plandekę) czy pułapek.
powyżej: wyposażenie zawsze należy dostosować do warunków, w jakich będziemy działać. Listę narzędzi niezbędnych do skonstruowania punktu obserwacyjnego w warunkach pustyni polarnej i wysokogórskich zawiera TL-ka zatytułowana: Überlebensausstattungen Wüste Polar Hochgebirge (WPH) z 2005 r. Na zdjęciu snajperzy Bundeswehry podczas obserwacji przełęczy górskiej. nóż - podstawowe narzędzie wykorzystywane do cięcia. Utarty schemat mówi, aby niewielki nóż z 1. linii (przeznaczony do drobnych prac) uzupełnić większym, przenoszonym w 2. (do cięższych prac) - schemat ten nie przyjął się w niemieckich jednostkach specjalnych i wielu operatorów dubluje nóż z 1. linii modelem o podobnych rozmiarach (tool-em lub folderem), uzupełniając go składaną piłą o kilkunastocentymetrowej głowni używaną zamiast długiego noża. Z racji tego, że tool zapewniałby jedynie jedno dodatkowe narzędzie w stosunku do noszonego przeze mnie scyzoryka (chodzi oczywiście o kombinerki, które i tak noszę ze sobą w pełnowymiarowej wersji) przy zachowaniu klingi o bardzo podobnych rozmiarach, znacznie sensowniejszym rozwiązaniem wydał mi się zakup składanego noża o szerokiej głowni (nie koniecznie dłuższej). Nóż taki przenoszę bezpośrednio przy kamizelce w miejscu, gdzie znajduje się pod ręką, gotów do natychmiastowego użycia. Jaki nóż wybrałem? W Bundeswehrze najpopularniejszymi folderami są modele produkowane przez firmę Extrema Ratio. Noże te widoczne są na wielu zdjęciach, w conajmniej kilku różnych wersjach (najpopularniejsze to BF1CD opisany w jednym z artykułów na naszej stronie oraz większy M.P.C.). W moim przypadku wybór padł na BF1CD, dlaczego? Nóż ten charakteryzują kompaktowe wymiary przy ostrzu o satysfakcjonującej wielkości (7,0 x 0,3 cm) i praktycznej geometrii, dzięki której nóż ma znakomite właściwości tnące. Największą wadą folderów jest ich skomplikowana (w stosunku do noży ze stałą głownią) konstrukcja, jednak w przypadku BF1CD mamy do czynienia z modelem w pełni rozbieralnym (wszystko jest skręcane, a nie nitowane na stałe), tym samym łatwym w czyszczeniu. Poza tym, nóż wyposażony jest w masywną, aluminiową rękojeść, o którą nie trzeba się bać podczas prac wymagających użycia dużej siły. Dodatkowym patentem ułatwiającym użytkowanie noża jest gruba smycz spleciona z oliwkowego Paracord-a zamocowana do rękojeści. Smycz taka ułatwia wyjęcie noża z ładownicy bez jej otwierania (wystarczy pociągnąć za smycz wystającą spod klapy). mini-ostrzarka - ostrość noża to jego najważniejsza cecha, o którą należy regularnie dbać. Dzięki dużej ostrości praca nożem jest… bezpieczniejsza - czynności wymagają mniejszej siły dając nam lepszą kontrolę nad narzędziem. Jeżeli chcemy, aby noszony przez nas nóż zachował odpowiednią ostrość, konieczne jest regularne podostrzanie go. Czynność ta jest o tyle ważna, że pozwala uniknąć stępienia ostrza do poziomu, na którym konieczne jest ponownie wyprofilowanie krawędzi tnącej. Kieszonkowa ostrzarka pozwala podostrzyć nóż szybko i wygodnie, bez obaw uszkodzenia czegokolwiek. Niestety, ostrzarka taka pozwala na podostrzenie noża zaledwie do zadowalającego poziomu - ostrości brzytwy nie ma co oczekiwać. W teren zabieram ze sobą kieszonkową ostrzarkę firmy Smith's. Jest to ostrzarka, która dzięki swojej konstrukcji sama wymusza prawidłowy kąt ostrzenia i dodatkowo skutecznie zapobiega porysowaniu ostrza (dzięki czemu do ostrzenia nie trzeba się jakoś specjalnie przykładać). Zachowuje przy tym naprawdę niewielkie rozmiary i wagę. Posiada także dwa rodzaje pręcików o różnej twardości (jeden komplet ze spiekanych węglików - raczej do ostrzenia mocno stępionego noża, drugi ceramiczny). Ostrzarka jest kolejnym elementem ekwipunku, nieprzewidzianym przez żadną TL-kę. piła - składana piła „ogrodnicza” to kolejne narzędzie opisane w TL-ce dla sił specjalnych, prezentującej podstawowe wyposażenie survivalowe. Z racji tego, że w kieszeni spodni noszę piłę przy scyzoryku BW, noszenie w 1. linii obu uznałem za zbyteczne - piła trafiła więc do ładownicy na kamizelce. Kontraktowa piła dystrybuowana jest przez Woick-a, produkuje ją natomiast firma Fiskars. Model używany w Bundeswehrze ma numer katalogowy Fiskars-a: 123830/1296830 (mały model z dużymi zębami), jego wojskowy numer kontraktowy to natomiast: VersNr: 5110-12-369-6257. Składana piła to bardzo użyteczne narzędzie, które pozwala wykonać szybko, precyzyjnie i wygodnie czynności, które dawniej wykonywało się dużym nożem. Przydaje się przy przygotowywaniu stanowiska polowego lub ogniska. Modele Fiskars-a prezentują doskonałą jakość - piła tnie drewno jak gorący nóż masło i prawie w ogóle się nie tępi (swoją mam już trzy lata i chociaż na kilku wypadach dostała nieźle w kość, nadal jest ostra jak brzytwa). Głownia długości 16 cm pozwala z kolei przeciąć drewno o grubości typowej dla budowy punktu obserwacyjnego. kombinerki - to kolejny element wyposażenia, o którym nie pomyśleli urzędnicy z BWB. A że nie ma kontraktowych kombinerek przewidzianych do wykorzystania w terenie przez zwiadowców, żołnierze zaopatrują się w nie samodzielnie. Po co? Kombinerki to użyteczne narzędzie, gdy przychodzi do przycięcia kawałka drutu oraz, gdy wykonać trzeba drobne operacje wymagające zgniatania, przytrzymywania (np. przykrótkiego końca plastykowego paska do spinania przewodów), czy pracy z przewodami pod napięciem (raczej podczas działań w terenie zabudowanym). Skoro wielu żołnierzy nosi ze sobą tool zamiast scyzoryka, po co zabierać ze sobą dodatkowo kombinerki? Kombinerki w stosunku do tool-a mają tę przewagę, że ramiona zaprojektowane są tak, aby spełniać wymogi ergonomii, bez konieczności upakowania w nich dodatkowych narzędzi. Poza tym, z racji stałego połączenia ramion z główką mają prostszą, tym samym mniej narażoną na uszkodzenia budowę, a dzięki izolacji pokrywającej ramiona pozwalają na przecinanie przewodów pod napięciem.
powyżej: w przypadku żołnierzy wykonujących zadania snajperskie, kombinerki często uzupełniane są sekatorem, który pozwala wygodnie docinać gałązki służące uzupełnieniu maskowania. Na zdjęciu snajper Bundeswehry podczas Internationaler Scharfschützenwettkampf - międzynarodowych zawodów snajperów wojskowych (miejscowość Hammelburg, rok 2006). Choć nie ma standaryzowanego modelu kombinerek, wśród żołnierzy zauważyć można tendencję do zaopatrywania się w podobne do siebie wzory. Zazwyczaj wybierane są niewielkie modele (16,0 - 18,0 cm długości), uniwersalne - pozwalające na cięcie drutu, gwoździ czy cieńszych kabli, z ząbkowanymi szczękami pozwalającymi przytrzymać płaskie przedmioty oraz z eliptycznym otworem umożliwiającym chwytanie i obracanie, elementami o okrągłym przekroju. W moim przypadku jest to model niemieckiej firmy Knipex oznaczony numerem katalogowym 03 06 160. Model ten spełnia wszystkie wymienione przeze mnie wymagania, dodatkowo pozwala na pracę z urządzeniami pod napięciem do 1000 V zgodnie z europejską normą DIN EN 60 900. Ostatnia cecha nie jest może istotna podczas działań w lesie, zyskuje jednak znaczenie w trakcie operacji miejskich.
Woda i żywność pojemniki na wodę - niestety, ze względu na szereg wad, standardowa manierka BW pamiętająca jeszcze czasy podziału na RFN i NRD, bywa uciążliwa - woda przesiąka zapachem i smakiem aluminium, po gotowaniu na ognisku czy tańszych paliwkach mamy problem z usunięciem sadzy z powierzchni rondelka, jest przy tym dość spora i ciężka. Poza tym, jest to średnio wygodny sposób na przenoszenie większych ilości wody - gdy chcemy zabrać dwa litry musimy taszczyć ze sobą dwie sztuki, które po opróżnieniu nadal zajmują dużo miejsca w ekwipunku. Stawiając na wygodę, żołnierze zastępują standardowe manierki, workami na wodę produkowanymi przez firmę Platypus. Podstawową przewagą worków jest ich niewielki ciężar oraz możliwość kompresji (po wypiciu zawartości worek można zwinąć jak kartkę papieru, nie zajmuje więc tyle miejsca w ekwipunku, co manierka, która niezależnie, czy jest pełna czy pusta, ma takie same wymiary). Worki wykonane są z giętkiego tworzywa sztucznego (w przypadku produktu firmy Platypus jest to tworzywo, któremu bliżej jest do plastiku, zupełnie inne, niż silikon użyty w produktach Camelbaka) z dodaną szyjką oraz zakrętką - w razie potrzeby zakrętkę można zastąpić modelem posiadającym wciskany wlew, dokładnie taki, jaki stosuje się w manierkach turystycznych czy dla rowerzystów. Wlew taki reaguje na ściskanie worka i pod wpływem ciśnienia otwiera się w nim zawór, a woda leci strumieniem - osobiście nie korzystam z tego patentu i wolę zwyczajną zakrętkę. Całość sprawia dość solidne wrażenie (elementy są ze sobą zgrzewane) i jest bardzo łatwa w utrzymaniu w czystości. Poza tym, tworzywo sztuczne nie przekazuje wodzie zapachu ani smaku. Worki dostępne są w różnych rozmiarach, ja zdecydowałem się na używanie dwóch sztuk, po 1 l pojemności każdy. Sporym plusem jest także niewielka cena worków (około 2,00 - 3,00 USD/szt.), które po zużyciu można bez większych kosztów wymienić. Okazji do wymiany nie będzie jednak dużo - swoich worków używam już od dwóch lat i na razie nic nie wskazuje na to, żeby miały zacząć przeciekać. Zdecydowaną wadą worków jest brak możliwości picia z nich w masce - zakrętki nie mają odpowiedniego drenu. W przypadku taktyki zielonej taka konieczność nie zdarza się jednak zbyt często, dlatego wspomniana wada jest słabo odczuwalna.
kubek - kolejny element ekwipunku, który pozwoli zastąpić standardową manierkę (a raczej zestaw naczyń wchodzących w jej skład). Metalowy, półlitrowy kubek, wykonany ze stali nierdzewnej, będący elementem zestawu Crusader, to propozycja firmy BCB mająca być uzupełnieniem standardowego zestawu manierki oraz kubka (niestety wykonanego z tworzywa) wykorzystywanych w armii brytyjskiej (VersNr kubka w kolorze srebrnym: 6850-99-978-5980, dostępny jest także kubek pokryty policzterofluoroetylenem, jednak w obawie o trwałość powłoki zdecydowałem się na standardowy model). Brytyjczycy używają plastykowych kubków, ponieważ mają w zwyczaju zabierać menażkę, w której gotują wodę. Kubek wykonany ze stalowej blachy to zdecydowanie lepsze rozwiązanie, niż niemiecki kubek z aluminium, czy, o zgrozo, brytyjski kubek z tworzywa - przede wszystkim jest trwalszy, łatwiejszy w czyszczeniu (gdy jest zabrudzony tak, że szorowanie nie ma sensu, wystarczy wrzucić go do octu na kilka godzin, a zabrudzenia same odchodzą) oraz bardziej odporny na wysokie temperatury. Kubek posiada także bardzo użyteczną miarkę. Możemy w nim bez obawy gotować na ognisku, Esbicie, a nawet, w razie potrzeby, użyć jako łopatki. Kubek powinien być z metalu, ponieważ nie zabieramy ze sobą menażki - w 2. linii wyposażenia przestrzeń w ładownicach lepiej wypełnić dodatkowym sprzętem do walki. Bez metalowego kubka, po utracie plecaka (gdzie znajduje się kuchenka z niewielkim garnkiem, o szczegółach dowiecie się z artykułu na temat konfiguracji 3. linii wyposażenia) nie mielibyśmy w czym gotować wody, co utrudniłoby nam bytowanie w terenie. Oczywiście osoby przyzwyczajone do kubków z plastiku powiedzą, że gorący od grzania, metalowy kubek może poparzyć nam usta… Jest na to prosty sposób. Przed napiciem się, ale po zagotowaniu wody, na brzeg kubka wystarczy nakleić kawałek „panzertape-a” (potoczna nazwa grubej wojskowej taśmy klejącej), który podziała jak izolator. niezbędnik - w tym przypadku nazwa jest myląca, ponieważ wbrew pozorom, w niezbędniku znajduje się niewiele rzeczy, które faktycznie są niezbędne. Standardowy niezbędnik Bundeswehry (VersNr: 7340-12-120-0250) składa się z czterech elementów: noża, widelca, łyżki oraz otwieracza do konserw utrzymującego cały niezbędnik w pozycji zamkniętej w trakcie transportu. Wszystkie elementy wykonane są z dobrej jakości, nierdzewnej, gładko szlifowanej stali, zapobiegającej nadmiernemu rozwojowi bakterii. Konstrukcja niezbędnika jest bardzo prosta - wszystkie elementy są tłoczone i wycinane z blachy. W praktyce nosimy ze sobą jedynie jeden element niezbędnika - łyżkę. Żaden z pozostałych elementów nie pełni takiej funkcji, aby nie można było go zastąpić łyżką. Wszystko co można zjeść widelcem, bez problemu można zjeść i łyżką, natomiast nie wszystko co można zjeść łyżką uda się nabrać widelcem (np. zupy na pewno nim nie zjemy), nóż nadaje się tylko do smarowania kanapek (do prac polowych mamy i tak inne, lepsze narzędzia, których nie zastąpiłby nawet dobrze naostrzony nóż od niezbędnika), a zadanie to i tak można wykonać płaskim chwytem łyżki. Otwieracz także się nie przydaje - puszkę można przecież otworzyć za pomocą otwieracza w scyzoryku, lub też dowolnego noża polowego. Częstym patentem stosowanym przez niemieckie jednostki specjalne, jest doklejanie do chwytu łyżki, jednorazowej zapalniczki. Z jednej strony mamy dodatkowe źródło ognia, z drugiej pogrubiamy w ten sposób rękojeść łyżki, co ułatwia operowanie nią. kocher i paliwo stałe - kuchenka, która w niezmienionej formie towarzyszy niemieckiemu żołnierzowi od czasów drugiej wojny światowej. Ma ona konstrukcję na tyle prostą, że możliwe jest palenie w niej w zasadzie każdym, dostępnym nam, łatwopalnym materiałem. Na rynku znaleźć możemy bardzo wiele podróbek, warto jednak zaopatrzyć się w oryginalny produkt Esbita (VersNr: 7310-12-121-1689). Kuchenka złożona jest z trzech elementów, wykonanych ze stalowej blachy, techniką tłoczenia. Dwa boczne skrzydła zatrzaskują się w trzech pozycjach (zamknięta, lekko otwarta - do gotowania w małych naczyniach i całkowicie otwarta do gotowania w większych). Używa się jej bardzo prosto - stawiamy kuchenkę w jakimś płaskim miejscu z dala od łatwopalnych materiałów i otwieramy do odpowiedniej pozycji boczne skrzydełka. Na płytkę kładziemy stałe „paliwko” (lub w awaryjnych sytuacjach świeczkę, kawałek drewna lub czegoś innego, co się pali) i podpalamy je. Na kuchence ustawiamy naczynie z wodą i czekamy aż się zagotuje. Czas niezbędny do gotowania jest różny, w zależności od zastosowanego „paliwka”. Zazwyczaj jest to kilka minut. Jedna kostka „paliwka” starczy najczęściej do zagotowania około pół litra wody. Po użyciu czekamy aż kuchenka ostygnie, czyścimy ją, składamy i chowamy. Jeśli chodzi o „paliwko”, to tu także do wyboru mamy różne jego modele. Najtańszym rozwiązaniem jest zapewne biała rozpałka grillowa - ta daje jednak mało gorący płomień, spala się szybko i nie jest tak ekonomiczna, jak np. oryginalne „paliwko” Esbita (hexamina). Niektórzy decydują się na „paliwka” dla U.S. Army (gdzie paliwem jest substancja trioxane), te dodatkowo opakowane są w wodoszczelne opakowanie. Ja preferuję jednak produkt Esbita, ze względu na możliwość zabrania ze sobą dość sporej jego ilości, włożonej do zamkniętego w pozycję transportową kochera. Cały zestaw noszę zapakowany w dodatkowy pokrowiec, który pozwala mi schować okopconego Esbita do ładownicy, bez obawy wysmarowania jej sadzą. Jako typowy germanofil, z zamiłowaniem do porządku, noszę także kilka kawałków aluminiowej folii, którą zabezpieczam kubek na czas gotowania - sadza osiada na folii i nie musimy przejmować się syfem na kubku (później łatwiej go wyczyścić). Oczywiście poza gotowaniem, paliwo do kuchenki jest doskonałym środkiem pozwalającym wygodnie i szybko rozpalić ognisko w mokrym terenie, bez konieczności np. ostrugiwania do suchego drewna patyczków, układania zmyślnego stosu itd. Nie neguję tych metod, są one zresztą ważną podstawą survivalu, czasem jednak nie ma na nie po prostu czasu.
tabletki do odkażania wody - duży zestaw (100 szt.) tabletek Micropur MC1T szwajcarskiej firmy Katadyn to kolejny element wymieniony w TL-ce opisującej wyposażenie sił specjalnych (VersNr: 6850-12-140-5438). Wspomniane tabletki są dość ciekawym produktem, którego działanie oparte jest na bakteriobójczych właściwościach jonów srebra. Środek jest całkowicie wolny od chloru, dzięki czemu nie jest szkodliwy dla zdrowia, jest bezwonny oraz bez smaku, nie zmienia także zawartości składników mineralnych w oczyszczanej wodzie. Sposób użycia tabletek jest bardzo prosty - jedną sztukę wystarczy wrzucić do 1 l wody (jak łatwo obliczyć zapas tabletek wystarczy na oczyszczenie 100 l) i poczekać aż się rozpuści. Woda po oczyszczeniu za pomocą tabletek Micropur nadaje się do spożycia przez kolejne sześć miesięcy. Po co w wyposażeniu 2. linii nosić zapas tabletek, skoro w 1. linii przenosimy zestaw filtrów długopisowych pozwalających na oczyszczenie około 300 l wody? Filtry długopisowe, choć wygodne, mają bardzo wąskie zastosowanie - filtrowana woda trafia wprost do ust i nie ma możliwości wykorzystania jej w żaden inny sposób (nie da się za ich pośrednictwem odfiltrować wody przeznaczonej do gotowania, czy chociażby umycia się). Mając ze sobą zapas tabletek możemy natomiast odkażać wodę przeznaczoną na dowolny cel. żywność - w 2. linii wyposażenia zawsze powinniśmy przenosić niewielki zapas żywności, który pozwoli nam na niezakłócone głodem działanie przez co najmniej 24 h po porzuceniu głównego zapasu, przenoszonego w 3. linii. Dotyczy to nie tylko sytuacji gdy 3. linię porzucimy podczas ucieczki - czasem konieczna może się okazać organizacja krótkiego patrolu w pewnej odległości od punktu obserwacyjnego, czy tymczasowej bazy patrolowej. Wówczas na patrol wybierzemy się z zapasem żywności pozwalającym na zjedzenie co najmniej jednego, konkretnego posiłku poza miejscem pozostawienia 3. linii. Jaki rodzaj żywności wybrać? Konieczność spożycia racji przenoszonej w 2. linii wyposażenia nie jest tak mało prawdopodobna jak w przypadku racji z 1. linii. Warto wziąć to pod uwagę i wybrać posiłek, którym się najemy (racja survivalowa z 1. linii, choć bogata w kalorie, nie ma zbyt dużych rozmiarów, nie wypełni więc naszego żołądka). Poza tym dobrze jest wybrać smaczny posiłek (który podniesie nasze morale) oraz, gdy w racji znajdzie się jakiś rozpuszczalny dodatek do wody (herbata lub kawa), który pozwoli uzupełnić posiłek jakimś ciepłym napojem.
powyżej: posiłek to jeden ze skuteczniejszych sposobów na podniesienie morale - każdy, przygotowując się do długotrwałej operacji, powinien wziąć to pod uwagę i trzymać coś do jedzenia w poszczególnych liniach wyposażenia. Na zdjęciu członek niemieckiego Jagdkommando spożywający deser z ogólnowojskowej racji EPa, podczas szkolenia (miejscowość Hammelburg, rok 2007). W Bundeswehrze najczęściej wykorzystywane są dwa typy racji żywnościowych - pierwsza to ogólnowojskowa Notration Verpflegung (VersNr: 8970-12-179-1226) - niewielka racja żywnościowa, wymiarami identyczna z opisaną na łamach naszej strony racją survivalową, przy czym stanowiąca posiłek na 24 h zawierający dodatkowo rozpuszczalną herbatę oraz niewielką porcję tabletek do uzdatniania wody. Racja ta zasługuje na obszerniejszy opis w osobnym artykule, dlatego nie zdradzę tutaj szczegółów, które jej dotyczą. Drugi typ racji wykorzystywanej w niemieckich jednostkach specjalnych to cywilna racja K1000 firmy Simpert Reiter GmbH, traktowana jako uzupełnienie posiłków zawartych w racji EPa. Operatorzy zabierają ze sobą w teren sporą ilość tego rodzaju racji (jako element składowy codziennej diety), co najmniej jedną chowając w oporządzeniu. Racja ta, ponownie, stanowi element wyposażenia zasługujący na szerszy opis.
Pozostałe (opcjonalnie) zestaw do szycia - w terenie, zwłaszcza w ekstremalnych sytuacjach, prędzej czy później dojdzie do uszkodzenia naszej odzieży lub oporządzenia. Z tego powodu warto wyposażyć się w mały zestaw do szycia. Wiele osób ogranicza swój zestaw do prawdziwego minimum, zabierając ze sobą jedynie jedną/dwie igły i szpulkę nici. Ja taki zestaw mam w 1. linii wyposażenia, dlatego w przypadku 2. linii wolę pozwolić sobie na odrobinę luksusu i zabrać ze sobą bardziej zaawansowany zestaw. Oczywiście noszenie ze sobą pełnego zestawu do szycia Bundeswehry nie jest konieczne - zestaw ten przeznaczony jest do pełnego wachlarzu napraw odzieży i oporządzenia wykonywanych przez żołnierzy (również do takich czynności, jak cerowanie skarpet), a że nie wszystkie musimy móc wykonać w terenie, zestaw dobrze jest uszczuplić. W skład mojego wchodzą: - standardowa, nylonowa nić Bundeswehry; - trzy igły o różnej długości i grubości; - komplet agrafek (przydatne do naprawy odzieży, w trakcie udzielania pierwszej pomocy lub np. do wykonania improwizowanej sprężyny czy haczyka); - komplet „kanadyjskich” guzików do mundurów polowych - nawet w odzieży dla sił specjalnych może się czasem coś oderwać. Niektórzy zabierają ze sobą dodatkowo kilka zwyczajnych guzików szeroko wykorzystywanych w mundurach BW. Guziki tego rodzaju są używane także w mundurach dla sił specjalnych - najważniejszy to ten, którym zapina się spodnie w pasie (w przypadku jego oderwania spadające spodnie potrafią uprzykrzyć życie). Spory zapas guzików tego rodzaju mam doszyty luzem do spodni w miejscu, w którym doczepia się szelki. A że szelek nie używam, właśnie te guziki traktuję jako zapasowe - dlatego właśnie nie noszę ich w zestawie. Osoby używające szelek powinny natomiast pamiętać o dołączeniu do zestawu kilku zwyczajnych guzików BW; - główkę zamka błyskawicznego standardowej szerokości - w razie, gdyby zamek się rozerwał i główka gdzieś wypadła możemy ją zastąpić nową, a poprzez zszycie końca zamka dokonać naprawy. Całość przenoszę w standardowym pokrowcu na zestaw do szycia Bundeswehry (VersNr: 8315-12-120-0792). płyn odstraszający insekty - to kolejny element wyposażenia ułatwiający bytowanie w terenie i pozwalający na zastygnięcie w bezruchu podczas okupowania punktu obserwacyjnego. Insekty są (zwłaszcza w tropikalnych rejonach) jednym z poważniejszych zagrożeń dla człowieka. O niebezpieczeństwie związanym z chorobami przez nie przenoszonymi pisałem już kilkakrotnie (przy okazji opisu właściwości odzieży, moskitiery oraz pasty do maskowania). Poza wymienionymi środkami warto wyposażyć się w 75 ml buteleczkę kontraktowego (VersNr: 6840-12-354-2927) płynu odstraszającego insekty. Środek ten pozwala na zabezpieczenie miejsc, które mimo osłonięcia odzieżą, mogą zostać pokąsane (chodzi tu głównie o nadgarstki, które mimo rękawów i rękawiczek mogą być w niektórych sytuacjach odsłonięte, podobnie jest w przypadku szyi). Środek przeznaczony dla wojska ma to do siebie, że jest praktycznie bezwonny. Po zaaplikowaniu działa do sześciu godzin, co w połączeniu z małą powierzchnią ciała, którą należy posmarować powoduje, że jedna buteleczka starczy na bardzo długo. zapasowe baterie - dobrym nawykiem jest zabieranie ze sobą co najmniej jednego zapasowego kompletu baterii do urządzeń takich jak akcesoria do broni, radiotelefon, odbiornik GPS oraz stroboskop. Wymienione urządzenia zużywają baterie najszybciej (noszona przeze mnie latarka ma to do siebie, że jest używana sporadycznie, co w połączeniu z małym zużyciem energii przez diodę powoduje, że na jednym komplecie świeci znacznie dłużej niż np. radiotelefon czy GPS uruchomione w trybie „czuwania”), dlatego dobrze jest przygotować się na ich wymianę. Całe szczęście urządzenia te działają na ten sam typ baterii (AA/R6 popularnie nazywane „paluszkami”), co umożliwia przekładanie ich w razie konieczności. Baterie dobrze jest przepakować (z opakowań kartonowych) w foliowe worki z zamknięciem strunowym. Worki można dodatkowo zakleić „panzertapem” - zabezpieczy je to przed wilgocią.
Sposób rozmieszczenia elementów zestawu w oporządzeniu Konfigurując wyposażenie 2. linii powinniśmy zwrócić uwagę na dwie kwestie. Pierwsza to wyregulowanie podstawy naszego oporządzenia - chest riga, kamizelki lub pasa z szelkami, natomiast druga to rozmieszczenie elementów wyposażenia w ładownicach i pokrowcach. Regulując dany typ oporządzenia w poziomie i pionie powinniśmy pamiętać o tym, aby oporządzenie nie przylegało za ciasno (tym samym nie ograniczało ruchu klatki piersiowej podczas oddychania, nie powinno utrudniać krążenia krwi, czy wygody w poruszaniu się), ani za luźno (nie powinno się kiwać lub odstawać). Poza tym, oporządzenie powinno „zaczynać się” na wysokości, która nie będzie kolidowała z dolnymi kieszeniami noszonego przez nas smock-a, ani z pasem biodrowym plecaka. Z drugiej strony nie powinno być umieszczone za wysoko, tym samym nie powinno uniemożliwiać nam swobodnego operowania rękoma. Ważne jest także, by oporządzenie nie utrudniało nam przyjmowania różnych pozycji. Nie powinno być osadzone za nisko, aby nie uniemożliwić wygodnego siadania, a ładownice powinny być umieszczone w taki sposób, by nie uciskać zanadto podczas leżenia (najlepiej rozmieścić je po bokach tułowia lub z przodu odpowiednio wysoko). Podobnie jak w przypadku 1. linii wyposażenia, rozmieszczenie elementów zestawu 2. linii w oporządzeniu nie jest narzucone żadnym regulaminem, a żołnierze mają w tej kwestii pełną dowolność (dotyczy to oczywiście członków jednostek specjalnych, których nie obowiązuje ZDv 37/10). Mimo to zauważyć można pewne stale powtarzające się rozwiązania tworzące charakterystyczne schematy. Na co zwrócić uwagę podczas rozlokowywania wyposażenia w oporządzeniu? W pierwszej kolejności zadbać powinniśmy o łatwość dostępu do najważniejszych przedmiotów. Zasada ta dotyczy przede wszystkim elementów wykorzystywanych do walki - amunicji do broni głównej oraz granatów. Elementy te powinny znaleźć się w bezpośrednim zasięgu „słabej” ręki - z przodu lub po bokach tułowia. Kolejną grupą przedmiotów, do których powinniśmy mieć ułatwiony dostęp, są elementy wykorzystywane podczas rutynowego prowadzenia patrolu. Chodzi tu głównie o odbiornik GPS oraz radiotelefon. Oba urządzenia powinny być w zasięgu „słabej” ręki, dzięki czemu możliwe jest obsługiwanie ich bez zdejmowania „silnej” ręki z rękojeści karabinu - przyspiesza to oddanie pierwszego strzału nawet w sytuacji, gdy konieczność ta ma miejsce podczas prowadzenia nawigacji, czy nawiązania kontaktu radiowego.
powyżej: przykład prawidłowo skonfigurowanej 2. linii wyposażenia członka pododdziału specjalnego żandarmerii wojskowej (Afganistan, rok 2009). Jego lewa ręka ma doskonały dostęp zarówno do amunicji (magazynków oraz 40 mm granatów), jak i pozostałych, ważnych elementów wyposażenia - przycisku PTT zestawu słuchawkowego oraz do odbiornika GPS Garmin 60CSx. Wszystkie elementy wyposażenia, do których natychmiastowy dostęp nie jest konieczny, powinny być przenoszone w miejscu, w którym nie będą utrudniały wydobycia najważniejszych przedmiotów - najlepiej daleko po bokach lub całkiem z tylu. Po skonfigurowaniu zestawu według zaleceń teoretycznych dobrze jest przeprowadzić test praktyczny. Test powinien uwzględniać wszelkie okoliczności (współpraca z innymi elementami wyposażenia, czas, ruch, pozycje statyczne itd.), z jakimi będziemy mieli do czynienia podczas „prawdziwych” działań. Najlepiej wybrać się na wypad szkoleniowy - powinniśmy wyruszyć z dokładnie takim samym zestawem, jakiego później będziemy używali w trakcie działań MilSim-owych (dotyczy to zwłaszcza tej samej odzieży oraz plecaka). Najczęściej popełnianym błędem jest testowanie oporządzenia „na podkoszulku”, bez plecaka, nosząc je po domu - taki test nie daje pełnego obrazu i nie zastąpi kompleksowego testu polowego uwzględniającego wszystkie „zmienne”. Test polowy dobrze jest wykonać w odpowiednio długim czasie (najlepiej ponad dwanaście godzin) i na odpowiednio długim dystansie - siedzenie w miejscu nie da nam realistycznego wyniku, ponieważ większość niedogodności (zwłaszcza miejsca ucisku oporządzenia oraz powstawania otarć, czy trudności w dostępie do niektórych elementów wyposażenia) zauważa się w ruchu podczas prowadzenia patrolu. Powinniśmy także przetestować wygodę oporządzenia w różnych pozycjach ciała - podczas testu dobrze jest się trochę poczołgać, posiedzieć, poskładać do strzału w różnych pozycjach strzeleckich, czy zwyczajnie pobiegać. Najlepiej podczas szkolenia uwzględnić sytuację kontaktu ogniowego - da nam to pewne wyobrażenie, jak nasze wyposażenie zachowuje się w walce. Im lepszy test wykonamy, tym mniej wyposażenie zaskoczy nas podczas MilSim-u. Źródła:Technische Lieferbedingugen: Bundesamt für Wehrtechnik und Beschaffung, „Überlebensausstattung KSK/FeSpähKr“, 28.01.2008 r. Christin Rudolph, „Eyes on Target - Die Fernspäher der Bundeswehr”, Motorbuch Verlag, Stuttgart 2008 |